Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-01-2014, 20:59   #1
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Core World: ...Of life and death

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pPf4xjabi_0[/MEDIA]
Słońce powoli unosiło się nad ogromną górą. Wznosząc się i zsyłając swoje świetliste promienie do jej wnętrza.
W pięknym, marmurowym mieście znajdował się pałac. Bogaty i godziwy książąt i królewn, króli i księżniczek. Był on dla nich...mauzoleum.
Promienie wpadły w witraż, zmieniając swoją barwę i rozświetlając szklaną trumnę. Śpiąca w niej księżniczka otworzyła oczy.
Dźwięk z pełną gracją i dostojeństwem postanowił się ukłonić. Wraz z wiatrem i piaskiem. Wszystko umilkło, zdałoby się zaginęło.

Mała dziewczyna zsunęła szklaną pokrywę i delikatnie uniosła się w górę. Zeskoczyła delikatnie na ziemię w swoich błękitnych szatach, podbiegła do zagraconego tronu i założyła pięknie zdobioną tiarę. Rozejrzała się wokół siebie, po ogromnej komnacie pałacowej, pełnej zdobionych kolumn, artystycznych witraży, brudnych dywanów i martwych ciał. Zakręciła się wokół siebie z małym śmiechem, pochylając się nad stertą zwłok.
Czaszki, elementy torsów, kilka nóg, ręce uwiązane jedne na drugiej kurczowo się trzymając.
- Ciekawe, czy mama i tata nas odwiedzą. - odezwała się. Cisza ogarnęła okolicę na długi moment. Odpowiedź jednak w końcu nadeszła.
- Wybacz, zamyśliłem się. - sterta kości zadrżała, poruszyła się i podniosła. Ogromne ciało uniosło się z ziemi, oparło plecami o ścianę. Co po mniejsze jego kościane części, starały się nie odpaść. - Wątpię. Są daleko. - dodał smutnym głosem.
- Oh? - zdziwiła się dziewczynka. - A jednak wyglądasz, jakbyś kogoś oczekiwał. Codziennie.
Kościej przytaknął ruchem głowy. - Gdy wschodzi słońce ucicha burza. Twoi poddani zmierzają do miasta. - wyjaśnił.
- Kim są? - zapytała księżniczka, wspinając się na kolana kreatury. - Powiedz mi dziadku.
- Zobaczymy.
Koścista ręka wysunęła się w przód, rozpościerając palce. Niewielki płomień zapłoną dosyć jasno, zaczął wirować w jej dłoni, tańczyć, formować kształty...ukazywać, co się w nim pali.
Zaczął ukazywać rycerzy, odzianych w czarne pancerze, skrywających inne zamiary niż te, które by sugerowały ich blachy.
Ukazał prostego kupca, który nie pasował do obrazka jaki zwiedzał.
Ukazał zgubioną strzałę, która chybia swojego celu, zgubiona w nadgorliwości.
Ukazał układankę w poszukiwaniu utraconej części, która odeszła zostawiona swoim ambicjom.
Pokazał nawet bogacza, którego monety były puste w środku.
Wtem zapłoną mocniej, żywiej, ukazując duszę w której jest wielu.
- Być może dzisiaj...faktycznie ktoś nas odwiedzi. - zainteresował się szkielet.

***

Żółwie odnóża powoli człapały przez piaski pustyni. Siedzący na nim pies znudzony drapał się stopą po szyi.
Gdyby nie jest oddana wola i zdolność do medytacji, dawno ogoliłby sobie futro aby lepiej znosić pustynne upały. Jego oczom pokazała się oaza.
Miał się na nią rzucić. Podniósł już łapę...ale po chwili zwolnił ją. Złapał za przędzę swojego wierzchowca i odwrócił jego uwagę od teoretycznego źródła wody. Za wiele już iluzji.
Słońce było niewiarygodnie wysoko na pustej przestrzeni niebios. Podróżnicy przemierzający te puste przestrzenie powoli tracili do nich zaufanie.
Jednakże ku psim oczom zaczęły ukazywać się kolejne, nieco insze sylwetki. Zobaczył Handlarza siedzącego pod kamienną bramą, obok obładowanej dobrami szafy, związanej sznurem. Zobaczył dwójkę rycerzy palących w drewno z palm nad ogniem, piękąc mięso.
Równie dobrze mogliby to robić przez szklaną butelkę, na tym diabelnym słońcu. Przeszło psu przez głowę.
Spojżał on w górę w głąb bramy. Trzy, czarne sylwetki oddalały się gdzieś wiodącą w górę kamienną ścieżką.
Faktycznie, nie natknął się na fatamorganę. Natknął się na cel swojej wędrówki. Czy może raczej początek jego faktycznego spaceru.
Zatrzymał się. Pozwolił żółwiowi skierować się do zbiornika wody i z miłym spokojem zaczął rozglądać się ponownie po otoczeniu.
Dopiero teraz dotarło do niego jaką ciszę słyszał podczas swojej podróży. Ni to świstu wiatru ni to krzyku zwierzęcia. Teraz jednak słyszał obcych ludzi a nie tylko swoje myśli...i jego towarzyszy.
- Oy! - gromki krzyk dotarł do uszu psa z ust handlarza, opartego o ścianę. Wołał go.
 
Fiath jest offline  
Stary 02-02-2014, 19:55   #2
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał

Pies zeskoczywszy ze swego wierzchowca zapatrzył się z zaciekawieniem na oazę, ignorując początkowo wołanie handlarza. Kenshi, bo tak zwał się nieludź, ubrany był w długą do stóp kolorową szatę wskazującą na jego południowe pochodzenie, której górna część była teraz opuszczona do pasa by nieco ulżyć mu w upale który nie najlepiej znosił. Był jednak dobrze uzbrojony, gdyż przy jego pasie można było dostrzec zarówno dwa miecze - jeden długi, wykonany w północnym stylu, drugim zaś było o połowę krótsze wakizashi - jak i kilka futerałów mogących zawierać równie dobrze jakieś drodne przedmioty lub też broń miotaną. Natomiast przy jego wierzchowcu którym był gigantyczny żółw wielkości kucyka (najpewniej gatunek występujący wyłącznie na południu) poza kilkoma tobołami i skórzanymi mieszkami z wodą przytroczony był także długi kawałek rury z drewnianą kolbą, zwany przez ludzi z południa muszkietem. Była to wedle pogłosek niezwykle niebezpieczna broń, niosąca śmierć z odległości większej niż najcelniejszy łuk czy kusza.
Podróżnik ten z pewnością wyglądał na dość zamożnego. Być może nawet był wysoko postawionym szlachcicem albo samym królem klanu dzikich pso-ludzi z południa, gdyż nie wydawał się być w najmniejszym stopniu zainteresowany osobą handlarza. Po dłuższej chwili przypatrywania się bramie zaczął napełniać puste skóry wodą z wodopoju, zaś gdy po paru minutach wszystkie mieszki były pełne zaczął niespiesznie zbliżać się do bramy wyraźnie z zamiarem jej przekroczenia, gdy nagle zatrzymał się jak wryty, wydał z siebie ciche *Woof!* i zadrżał jak gdyby ktoś wrzucił mu kawałek lodu za kołnierz.
Chwilę później za południowcem zajarzyło się kilka zielonych ogników, a wśród nich zmaterializowała się siedząca w powietrzu półprzeźroczysta postać młodej dziewczyny.


Z wrednym uśmieszkiem na twarzy smyrała ona ręka po plecach psa, który wydawał się niezbyt z tego powodu zadowolony.
- Przestań Sachiko - poprosił, odwracając twarz ku dziewczynie. - Masz strasznie zimne ręce. Wiesz że tego nie lubię.
- Dlatego to robię, baaaaka! - odpowiedziała dziewczyna i nie zaprzestając miziania futerka nieludzia wskazała palcem na handlarza. - On ma ci chyba coś do powiedzenia. Może powinieneś z nim pogadać?
Kenshi spojrzał z przestrachem na mężczyznę i zwiesił nieco głowę.
- A co jeśli to zły człowiek? - zapytał niepewnie dziewczynę, która w odpowiedzi uśmiechnęła się szerzej i zaczęła szybciej przesuwać dłonią po jego plecach, tak że psa znowu przeszył niemiły dreszcz. - Już dobrze, porozmawiam z nim, tylko skończ z tym wreszcie!
Południowiec warcząć pod nosem zmienił kierunek i zaczął zbliżać się do kupca, a Sachiko z satysfakcją wypisaną na twarzy podążyła za nim, sunąc w powietrzu z rękoma splecionymi za głową. Pies zaś po chwili stanął przed handlarzem i ukłonił się lekko.
- Kemono Kenshi - przedstawił się uprzejmym tonem. - W czym mogę panu pomóc?


Średniego wzrostu mężczyzna nie wpatrywał się jednak w psa. Wpatrywał się w słońce, dość sztywnym wzrokiem. Nie wyglądał już tak żywo jak brzmiał na początku, ściskając w zębach papierosa.
- Oh...jednak mnie usłyszałeś.. - mruknął jakby sam do siebie odwracając się do Kenshiego. - ...Po prostu się zastanawiałem co tu robi zwierzokształtny... - wyjaśnił. - Ale nie przeszkadzaj sobie.
Kenshi odczuł dziwnie oczywiste wrażenie, że białowłosy nie do końca ufa ludziom rozmawiającym z samym sobą.
- W takim razie przepraszam - odpowiedział pies, kłaniając się ponownie nieznajomemu, gdy Sachiko zaczęła stroić miny i przedrzeźniać mężczyznę który naturalnie nie mógł jej zobaczyć.
- Mattaku. Tsumaranai yo... - westchnęła po chwili dziewczyna, wyraźnie znudzona i spojrzała na Kenshiego błagalnym wzrokiem. - Zrób żeby mnie zobaczył, dobra?
- Skoro musisz… - wzruszył ramionami Kenshi, po czym wystawił przed siebie łapę i po chwili skupienia wszystkim zebranym zaczęła ukazywać się świecąca kulka, zwana hitodamą.


Ognik potańczył chwilę w powietrzu, a następnie wyrosły na nim niewielkie usta i oczy.
- BUU!!! - zawołała kulka żeńskim głosem, wykonując w powietrzu gwałtowny manewr w rezultacie którego niemalże zderzyła się z twarzą białowłosego. - Jeeeesteeeem duuucheeeem twoooojeeeej zmaaaaarłeeeeej kooooochaaaaaanki! - zaintonowała już wyraźnie niższym i przeciągłym głosem.
- Oh...czarodziej? - spytał twardym i uspokojonym głosem. W żadnym wypadku nie wydawał się tak zdziwiony hitodamą jak poprzednimi pomrukami Kenshiego. - Ciekawa magia.
- Pfft - prychnęła dziewczyna. - Bez nas żaden z niego czarnoksiężnik.
Niedługo potem zaś obok Kenshiego pojawiła się następna duchowa postać w formie młodego mężczyzny o koziej bródce, zawadiackim uśmieszku i pewnym siebie ostrym spojrzeniu w którym było zarówno coś z wiejskiego chłopaka, jak i żądnego wrażeń poszukiwacza przygód.


Po chwili zaś jego ciało również zostało skondensowane do postaci widzialnej dla wszystkich latającej kulki, tym razem koloru krwistoczerwonego.
- Yo! - przywitał się wesoło z białowłosym. - Nee, ossan! Też ma pan zamiar dostać się na szczyt?
- Może powinniście się najpierw przedstawić - zaproponował nie do końca pewnie Kenshi, drapiąc się pazurami za głową.
- Sou! Sou! - przytaknęła ochoczo dziewczyna, której hitodama podskoczyła kilka razy w powietrzu by zwrócić na siebie uwagę. - Ja jestem Sachiko, a tamten drugi to Bakahito.
- Akihito da! - odkrzyknął zirytowany chłopak którego ognik zapłonął nieco żywszym płomieniem jakby chciał pogrozić dziewczynie. - Kono kusogaki! Zobaczysz, jeszcze kiedyś ci się za to odpłacę.
- Yattemiro! - odpowiedziała mu niebieska hitodama, wystawiając przy tym język. Po chwili jednak zaczęła rozglądać się dookoła, jakby w poszukiwaniu kogoś - Ara? Kono kusojiji wa doko e futatabi itta no?
- Saa. Wakaranee yo - odrzekł Akihito, również zaczynając się rozglądać. - Może wyczuł gdzieś zapach bimbru i musiał sprawdzić skąd dochodzi.
- Chyba poleciał sprawdzić drogę wiodącą na szczyt - wtrącił Kenshi. - Mówił że wróci za godzinkę czy coś koło tego.
- Sokka. Czyli mamy troszkę czasu do zabicia - przytaknął ze zrozumieniem chłopak, po czym zwrócił się ponownie do handlarza. - Więc, wracając do tematu. Chcieliśmy się dowiedzieć czy pan również próbuje się dostać na szczyt, czy też zatrzymał się pan tu jedynie przypadkiem.
Białowłosy uśmiechnął się delikatnie. - To zależy. Czekam na zeszłorocznych. Jeżeli nie wrócą, wejdę ich szukać. - wyjaśnił. - Jestem handlarzem artefaktów.
- Artefaktów? - spytał zdziwiony pies, jendak po chwili uniósł do góry wyciągnięty palec wskazujący i pokiwał głową w zrozumieniu. - Racja. Słyszałem że na Koronie Świata można znaleźć dużo skarbów i magicznych przedmiotów.
- Słyszałeś to ode mnie, Kenshi - odrzekła nieco zirytowanym głosem Sachiko. - Ale masz rację. Wielu grzeszników którym udało się w nikczemny sposób zgromadzić rozległe bogactwa, ukrywa się następnie na Koronie Świata, czekając aż ludzie o nich zapomną.
- A teraz ma pan przy sobie coś ciekawego? - zapytał ochoczo Akihito. - Tak się składa, że mamy na stanie nieco złota, które skłonni bylibyśmy wymienić na wartościowe przedmioty, które mogą nam pomóc w trakcie wspinaczki.
- To chyba ja powinienem o tym decydować… - dodał cicho Kenshi, choć więcej nie protestował.
Mężczyzna zapukał w swoją szafę.
- Mam bardzo dużo przedmiotów...aczkolwiek nie wymieniam ich na złoto. - odmówił przyjaznym głosem. - Nikt go nie potrzebuje wewnątrz korony. Nie znajdziecie tam sklepu czy miasteczka. Wyludnione rujiny to wszystko. Wymieniam przedmioty na przedmioty.
- Skoro tak, to obawiam się że póki co raczej niewiele rzeczy mamy do zaoferowania - stwierdził Kenshi. - Poza tą jedną.
Zwierzoludź zręcznym ruchem wyciągnął z pochwy przy pasie swoje wakizashi, które nonszalancko podał białowłosemu.
- Ch-chotto machinasai yo! - zaprotestowała nagle dziewczyna, której ognik podskoczył gwałtownie. - Anta wa hontō ni kare ni sore wo ataetai to omou!?
- Jeśli rzeczywiście jest pan kolekcjonerem, to powinien pan z łatwością zidentyfikować to zaklęte ostrze - oznajmił spokojnie Kenshi.
- Wyczuwa grzech, prawda? - odgadł kupiec. - Samo w sobie nie jest jednak zbyt potężne.
- Zgadza się - przytaknął Kenshi, chowając ostrze z powrotem do pochwy. - Przepraszam za ten mały test. Wychodzi na to, że mówi pan prawdę. Więc na Koronie można znaleźć dużo potężniejsze artefakty? Dużo ludzi powraca stamtąd ze skarbami?
- Średnio...dwie, może trzy rocznie. Przyjmując, że faktycznie sporo ich wejdzie. - objaśnił. - Ludzie żadko zapuszczają się w niebezpieczne tereny, więc większość pięter dalej coś w sobie ma.
Zwierzoludź powoli zaczął rozsiadać się niedaleko handlarza.
- Kiedy zamierza pan wyruszyć po tych którzy weszli tam rok temu? Być może moglibyśmy do pana dołączyć przynajmniej na początku wspinaczki - zaproponował.
- Za jakieś dwadzieścia dni...może trochę wcześniej. Drzwi nie zamkną się odrazu.
- W takim razie raczej nie będziemy czekać tak długo - stwierdził Kenshi po dłuższym namyśle. - Choć z drugiej strony nie spieszy się nam zbytnio. Raczej nie zdążymy załatwić wszystkiego po co się tam wybieramy nim brama zostanie zamknięta. A pan na pewno wie sporo rzeczy o tym miejscu. Więc skoro nie artefakty, to może byłby pan skłonny wymienić informacje na złoto? Chętnie wysłuchałbym kilku opowieści o tym miejscu i obejrzał magiczne przedmioty które z stamtąd pochodzą.
Handlarz westchnął. - Nie potrzebuję złota. - powtórzył. - O samym miejscu nie chcę wiele mówić...sekret zawodowy. Nie wolno być lekkomyślnym. To najważniejsze. - dodał po chwili zamyślenia. - I uważaj na zebranych. Widziałem już jakąś szlachtę karpacką, czarnych rycerzy i kogoś kto wyglądał mi na zabójcę. To będzie burzliwy rok.
- Nie jestem pewien czy uznać to za dobrą informację - zastanowił się pies - Jednak nie rozumiem dlaczego nie chce się pan dzielić swoją wiedzą z początkującymi poszukiwaczami przygód gotowymi by wspiąć się na Koronę. Czy nie lepiej dla pana interesu jeśli więcej z nich przeżyje i odnajdzie rzadkie artefakty na które mógłby się pan wymienić?
- Bezpieczne ścieżki są bezpieczne, bo są puste. - wyjaśnił swój tok rozumowania w jednym zdaniu. - Nie chcę nieumarłych na mojej drodze.
- Nie ma nagrody bez ryzyka - odparł pies, merdając lekko ogonem. - Czyli nie pokaże mi pan nawet swoich artefaktów? Gdybym wiedział na jakie skarby mogę się wymienić, może zmotywowałoby mnie to do poszukiwania rzadkich przedmiotów. Bo obecnie artefakty nie są tym co zamierzam odnaleźć na Koronie.
- Nigdy nie znasz wartości przedmiotu, którego nie potrzebujesz. - uśmiechnął się cwanie białowłosy. - Nie pokazuję “towarów” pokazuję to, co chcesz kupić. Zrozumiesz gdy poprosisz mnie o coś konkretnego.
Zdanie wypowiedziane przez sprzedawcę wydawało się czymś więcej niż zwykłą machlojką handlową. - Jeżeli naprawdę potrzebujesz rad, mogę dać ci jedną. - zdecydował w końcu, rozpinając kawałek koszuli. Kenshiemu ukazała się...dziura. Wyżłobiona w miejscu brzucha, pozostała po żołądku, otoczona przez zmoczone jakimiś chemikaliami wnętrzności. - Nie opłaca ci się walczyć o jedzenie na górze.
- Na to wygląda - przytaknął Kenshi z nieco ponurą miną. Zaraz jednak rozchmurzył się i wskazał palcem na dwóch ludzi przy ognisku - Tamci dwaj to pana ochroniarze, czy inni poszukiwacze przygód?
- Nie znam ich, ale wydają się być mili. - odparł.
- W takim razie bardzo dziękuję za rozmowę i dobre rady. Być może spotkamy się w tym samym miejscu za rok - rzekł zwierzoludź, powstając z ziemi by ukłonić się białowłosemu i gdy już miał odejść w kierunku dwójki mężczyzn przy ognisku, nagle zdał sobie z czegoś sprawę. - Przepraszam, ale chyba nie dosłyszałem pana imienia.
Dwójka duchów tymczasem, wyraźnie mniej zainteresowana tożsamością handlarza, po krótkim “Jane!” popłynęła w powietrzu ku dwóm rycerzom.
- Tabit z Karpat. - przedstawił się szybko.
Hitodamy napotkały dwie interesujące twarze spokojnie odpoczywające w blasku ognia.
Jedną z nich była kobieta.


O czoło niższa od kenshiego była dobrze umięśnioną, krótko ostrzyżoną wojowniczką z emiratów. Jej kolor skóry dodatkowo potęgował to założenie.
Wyglądała na raczej wesołą, mimo tego gdzie się znajdowała. Półtorak spoczywał na jej ramieniu, gdy wpatrywała się w mięso zwisające nad ogniem, zawieszone na metalowych drutach.
W nasłuchiwaniu się w trzaski kawałków palm towarzyszył jej mężczyzna.


Był niesłychanie wręcz napakowany. Jego pancerz był dość zewnętrzny. Łatwo było stwierdzić, że mężczyzna mógłby być chodzącą twierdzą, ale najwidoczniej nie chciał ryzykować chodzenia w zbroi po pustyni.
Podłużna blizna zdobiła jedno z jego oczu sugerując że nie jest czysty od grzechu. Uśmiechnął się szeroko spostrzegając duszki.
- Myślisz, że to jakieś stworzenia z góry?
- Tak właściwie to przybywamy z południa - rzucił czerwony ognik, po czym wskazał wzrokiem na zbliżającego się do nich Kenshiego. - Ale niedługo zamierzamy wkroczyć do miasta razem z nim. Ja jestem Akihito, tamten włochaty to Kenshi, a ta wredna smarkula to Sachiko.
- Ooy! - fuknęła głośno dziewczyna. - Jesteś ledwo kilkadziesiąt lat starszy ode mnie!
- Czyli przyznajesz że jesteś wredna? - zapytał chłopak tonem zwycięzcy.
- Hihi - odparła Sachiko wystawiając język. - To jedyny plus bycia duchem. Gdybym miała być dla wszystkich miła, to chyba umarłabym z nudów.
- Wy też macie zamiar wspiąć się na górę? - zwierzoludź zapytał dwójkę przy ognisku, stając z założonymi rękoma nieopodal pomiędzy dwiema hitodamami.
- Niekoniecznie. Czekamy na znajomego który wszedł tam rok temu. Jak nie przyjdzie może rozejrzymy się w środku, ale nie dłużej jak dwa tygodnie.- odparł mężczyzna
- Nie ciekawi was co może być w środku? - zapytał Akihito. - Może weszlibyście tam teraz z nami?
- Świetny pomysł! - zawołała podekscytowana Sachiko. - Nie chciałam żeby Kenshi wchodził tam sam. My umiemy latać i znamy jeszcze jednego ducha który właśnie robi mały rekonesans. Do tego mamy mapę. Jeśli wasz znajomy znajduje się gdzieś w mieście, to znajdziemy go w try miga! Co wy na to? Razem bylibyśmy bezpieczniejsi. A jeśli wasz kolega wpadł w tarapaty w drodze powrotnej i właśnie zjada go jakiś straszny potwór, to im szybciej wyruszycie, tym większe szanse macie by go uratować!
- Oy oy! - przerwał jej Kenshi, machając łapami przed twarzą dziewczyny. - Chyba trochę przesadzasz, nie uważasz? Nie jesteśmy przecież aż tak zdesperowani by znaleźć towarzyszy.
- Ale boję się że ciebie też rozerwie na strzępy tamten wampir - wyjaśniła smutnym głosem Sachiko. - I wtedy już na pewno umrę z nudów.
Wzrok kobiety siedzącej nad ogniskiem uniósł się lekko. Podniosła ona jedną rękę i zaczęła zawzięcie nią coś gestykulować. Mężczyzna odezwał się po chwili.
- Nie mamy zamiaru nigdzie się dzisiaj wybierać. Może jutro. Byliśmy umówieni pod bramą, więc damy mu czas.
- Możecie mu zostawić wiadomość żeby tu na was poczekał jeśli się miniecie - zauważyła niebieska hitodama. - Wyjść może stąd w każdej chwili, a im dłużej na niego czekacie, tym mniej czasu będziecie mieli żeby go poszukać.
- Albo możemy mu zaufać i na niego poczekać. - zakręcił głową mężczyzna, sięgając po spieczone mięso. - Jeżeli boicie się wchodzić na górę to naprawdę nie jest miejsce dla was. - ostrzegł mężczyzna. - Póki słońce nie zaszło wciąż możecie się zawrócić.
- My niczego się nie boimy! - zakrzyknął bojowym głosem Akihito. - Prawda, Kenshi!?
- Ja się boję, więc poczekam do jutra żeby wejść razem z nimi - oznajmił zwierzoludź, rozsiadając się niedaleko ogniska.
- Ale... - zaczął chłopak załamanym głosem. - Mieliśmy zostać wielkimi bohaterami i w ogóle...
- Nic takiego sobie nie przypominam - stwierdził Kenshi, namyślając się.
- To ty ciągle marzysz o tym żeby zostać bohaterem - przypomniała chłopakowi Sachiko, patrząc na niego w znaczący sposób. - Powinieneś pogodzić się wreszcie z tym, że straciłeś ciało i nigdy nic więcej w życiu nie osiągniesz.
- Przypominam że to tobie chcemy pomóc, ty niewdzięczna smarkulo!
- Ciebie nikt o nic nie prosił - odparła hardo dziewczyna. - Możesz sobie stąd pójść w każdej chwili.
- Może zamiast tego pomożecie Ichirou-san i w ciągu nocy przeszukacie miasto? - zaproponował Kenshi, po czym zwrócił się do dwójki przy ognisku. - Jak wyglądał wasz znajomy? Może przy odrobinie szczęścia moim przjaciołom uda się go odnaleźć .
- Pochodzi z twojego kraju. Jest tylko trochę starszy. Siwy. - opisał szybko mężczyzna. Przez chwilę przyglądał się migom swojej towarzyszki, po czym dodał. - Wy naprawdę nic nie wiecie o koronie, prawda? Noc będzie dopiero za jakieś siedemset godzin. - mówiąc to palcem wskazał na sporą klepsydrę obok dziewczyny. - Tutaj czas leci nieco inaczej.
- Coś tak mi się zdawało że już od jakiegoś czasu powinna być noc - stwierdził Kenshi, spoglądając w górę na palące słońce. - Ciężko będzie spać w takich warunkach.
- Mówiłam ci że minęło już co najmniej kilka dni od kiedy ostatni raz była noc - stwierdziła dobitnie Sachiko. - Dawno temu powinieneś był się położyć... hej, słuchasz mnie!?
- Oyasumi - mruknął cicho zwinięty w kłębek zwierzoludź, któremu po chwili z nosa wyrosła bańka glutów i zaczął cicho pochrapywać.
- Shouganai yo - wzruszył ramionami Akihto, gdy dwie hitodamy zaczęły powoli znikać i chwilę później powróciły do swojej pierwotnej formy. - Teraz możemy równie dobrze pójść pozwiedzać miasto.
- Ale ja chciałam jeszcze z nimi pogadać - żachnęła się Sachiko, której z oczu płynął strumień łez. - Od tak dawna nie widzieliśmy żadnej żywej duszy na tej przeklętej pustyni.
- Może w środku znajdziemy jakieś inne duchy - stwierdził Akihito, uderzając pięścią w otwartą dłoń. - W końcu to wymarłe miasto, prawda? Może nawet spotkamy kogoś żywego kto będzie nas widział.
- Może - westchnęła dość słabo pocieszona tym faktem dziewczyna. - Przynajmniej upewnimy się czy w środku nic nie zagraża Kenshiemu.
- Powinien być bezpieczny z tą dwójką - doszedł do wniosku chłopak, przyglądając się mężczyźnie i kobiecie. - Jeśli się rozdzielimy, to w ciągu dwudziestuczterech godzin powinniśmy przeczesać całe miasto wzdłuż i wszerz.
- Skoro tak to ja zacznę od tego całego cmentarza - oznajmiła Sachiko, przelatując wraz ze swym kompanem nad blankami miasta - Ciekawa jestem co to za miejsce.
- Więc ja sprawdzę dzielnicę rządową, a Ichirou-san będzie mógł zająć się slumsami.
 
Tropby jest offline  
Stary 02-02-2014, 20:12   #3
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Kenshi leniwie otworzył oczy drażniony szturchaniem. Spostrzegł stukający go w bok patyk trzymany przez niemą dziewczynę. Ognisko za nią dymiło ugaszone, a jej towarzysz pakował toboły na wielbłąda. Jednego planowali zostawić uwiązanego w oazie.
Duchowi towarzysze psa przyglądali się spokojnie tej małej scenie. Akihito starał się powstrzymać od rozbawienia, gdy kobieta wyrzuciła patyk i zaczęła próbować wepchnąć kość w usta psa.
- Przejrzeliśmy nieco okolicę, Kenshi-kun. Sachiko jednak jeszcze nie wróciła. - odezwał się duch starca.
Stary mnich wydawał się istną oazą spokoju w porównaniu do pozostałej dwójki towarzyszy zwierzoludzia. Z pewnością niewiele było na świecie rzeczy, które mogły wyprowadzić go z równowagi.
- Na pewno prędzej czy później się znajdzie - stwierdził Kenshi, po czym gwałtownie chwycił kość zębami i zbierając się do odejścia począł ją miarowo przeżuwać. Gdy był już w pełni wybudzony po długim śnie użył ponownie swojej magii by zamienić dwójkę duchów w widoczne dla wszystkich hitodamy. - Udało wam się odnaleźć kogoś żywego?
- Ktoś był w dzielnicy rządców. - odparł Akihito. - Najwidoczniej nie wszystkim pasował pomysł spania pod murami.
- Taa. Trochę tu gorąco - przyznał pies. - Mam nadzieję że w środku jest trochę chłodniej. Na mapie zaraz za miastem znajduje się las, więc zgaduję że klimat dość szybko się zmienia w trakcie wspinaczki.
Mnich przytaknął, po czym zwrócił się do dwójki rycerzy.
- Bardzo dziękuję wam za przypilnowanie Kenshiego - rzekł z wyrazami szacunku. - Także za to, że pozwoliliście mu sobie towarzyszyć. Wyglądacie na doświadczonych wojowników. Czy wspinaliście sie już kiedyś na górę?
- Nie. - przyznał mężczyzna prowadząc wielbłąda za uprząż. - nie byliśmy jeszcze na to gotowi. - uśmiechnął się mężczyzna. - To co, gotowi? Idąc drogą powinniśmy dojść dość wysoko. Chcę się zatrzymać koło drugiej bramy. - zasugerował.
- Czyli jednak nie tylko ja się boję - stwierdził z uśmiechem Kenshi, po czym głośnym szczeknięciem przywołał do siebie swojego żółwia i chwyciwszy go za lejce również zaczął prowadzić go w stronę bramy.
Podróż brukowaną pochyloną drogą trwała dobie dwie godziny. Miasto wydawało się być pochylone, niekoniecznie poprawnie zaplanowane na ten typ terenu, a może po prostu z starości część z budowli osunęła się, wprowadzając nieład w widziany zewsząd krajobraz.
Główna droga była dosyć szeroka i umiejscowiona ponad ulicami mieszkalnymi. Skonstruowana niby most ścieżka wiodła w górę. W górze zaś, widniała wielka brama. Przynajmniej dwukrotnie większa od bramy wejściowej.
W drodze do niej Kenshi napatrzył się na bogate i bogatsze mieszkania po swojej lewej. Pięknie zdobione, duże budynki klasyfikował się do mały posiadłości i willi mieszkalnych. Między nimi górował kościół oraz jakaś spiczasta wieża.
Po prawej stronie podróżnika znajdowały się slumsy. Dzielnica mieszkalna dla pospólstwa. Domy były małe, brudne i zaniedbane. Waliły się jeden na drugi a część z nich miała dziury w ścianach czy dachach. Mężczyzna miał wrażenie że dosłownie porusza się po granicy społecznej.
Brama pod którą zawitali, zdobiona runicznymi symbolami, okazała się być w rzeczywistości mostem zwodzonym. Miasto a las oddzielała fosa i brama. Brama na szczęście była otwarta. Problem był z samym mostem, którego ni jak nie było opuścić. Trzymające go w napięciu łańcuchy były ogromne.
- To będzie problem. - zauważył towarzyszący Kenshiemu mężczyzna, wiążąc swojego wielbłąda do wbitego w ziemię słupa. Coś przyciągneło jego wzrok.
Tuż nad nimi, pomiędzy dwoma częściami muru, las jak i miasto łączyła lina. Zaczepiona dwoma hakami do dwóch murów na dwóch końcach fosy. Szła nią szczupła ukryta pod białym płaszczem postać z maską na twarzy wyglądającą jak czaszka. Postać była niesamowicie zwinna, bez najmniejszego problemu balansując swoją równowagę na cienkiej linie.
- Asasyn. - mruknął mężczyzna. - Zapłać im a pod samo piekło za człowiekiem zagonią, tylko po to aby przez bramę przekopać na drugą stronę.
- Raczej kiepski skoro ubiera się na biało - zauważył Kenshi, przekrzywiając głowę. - Ale skoro my go widzimy to on nas też, więc powinniśmy go zignorować. Gdyby któreś z nas było jego celem, to nie pokazywałby się nam w tak oczywisty sposób.
- Wygląda bardziej jakby wracał ze swojej misji - wtracił duch mnicha pod postacią żółtego ognika. - Nie powinien sprawiać nam kłopotów dopóki nie wejdziemy mu w drogę.
- Ja w międzyczasie sprawdzę jak działa mechanizm bramy i mostu - oznajmił Akihito, lecąc od razu w kierunku jednej z baszt, by po chwili zniknąć w jej murze.
- Skoro tylu ludzi tędy przechodzi i nikomu do tej pory nie udało się opuścić mostu, to mało prawdopodobne by było to wykonalne - stwierdził Ichirou kręcąc głową. - Będziemy musieli przedostać się w jakiś inny sposób.
- Żeby wspiąć się po murze będę potrzebował pomocy Sachiko - rzekł Kenshi, w zamyśleniu drapiąc się pazurami za uchem. - Spróbowałbyś jej może poszukać?
- Ah, ta niesforna dziewucha - westchnął ciężko mnich, odlatując powoli w kierunku cmentarza, który miała sprawdzić kunoichi. - Gdybyśmy tylko oboje nie byli duchami, to raz dwa nauczyłbym ją dyscypliny...
- Jestem pewien, że most był urzytkowany. - zaprzeczył wojownik. - Prędzej zakłądałbym, że jakaś cholera go podniosła.
Biała postać zeskoczyła na drugą stronę, znikając z pola widzenia zebranych. Duchowy pomocnik psa wrócił z swojej wyprawy.
- Nad mostem jest komnata z dźwignią. Wyłamaną. - oznajmił. - Ktoś zwiódł most mechanizmem i zniszczył go. A przynajmniej uszkodził.
Po tych słowach zebrani usłyszli drobne trzaskanie, po czym łupnięcie. Łupnięcie spadającej żelaznej bramy.
Barczysty mężczyzna ziewnął. - Ubiera się jak lampion i jeszcze jawny skurwysyn. Asasyni…
- Myślisz, że dałbyś radę naprawić dźwignię i otworzyć bramę? - spytał zwierzoludź ducha. - Chyba że macie inny sposób na utworzenie przejścia dla waszego znajomego - dodał w stronę dwójki rycerzy. - Skoro do tej pory żadnemu z moich przyjaciół nie udało się go znaleźć w mieście, to prawdopodobnie jeszcze do niego nie dotarł. Długo zamierzacie tu na niego czekać?
- To nie tak, że się śpieszymy. - wzruszył ramionami mężczyzna. - Więc z dzień możemy tu przenocować. - postanowił. - Może dwa. Dużo wygodniej byłoby zająć mieszkanie, ale nie chcemy go przegapić. - stwierdził w końcu.
- Wygląda na to, że reszta mechanizmu nie została uszkodzona, więc powinniśmy dać radę wymienić dźwignię w godzinkę lub dwie - stwierdził Akihito. - A póki co mogę zostać na posterunku przy bramie. Dam wam znać jeśli tylko ktokolwiek spróbuje wyjść z lasu, więc spokojnie możecie się gdzieś zadomowić.
- Ja myślę że pójdę sprawdzić ten cały cmentarz - rzekł niepewnie Kenshi, spoglądając na wschodnią część miasta. - Jest dość blisko stąd, więc zastanawiam się dlaczego Sachiko jeszcze do nas nie dołączyła. Wiecie może co to za miejsce? Jest dość spore na mapie, jednakże nie widzę tam stąd żadnych znaczących budowli.
Dwójka przyglądała się przez chwilę mapie w zamyśleniu. Nawet wielbłąd rzucił okiem.
Mężczyzna w końcu ją skomentował. - Na podstawie tego co widzieliśmy do tej pory, wydaje się być w miarę poprawna. - zdziwił się. - Nie wiem jednak co to cmentarz. Zamalowano go chyba węglem...czerń dobrze mi się nie kojarzy, pewno jakaś przestroga. - wydedukował prostym, chłopskim rozumem. - Dałbyś nam tą mapę na jakiś moment? - zapytał. - Przerysujemy ją szybko kawałkiem węgla. - wyjaśnił.
- Żaden problem - oznajmił Kenshi, wręczając mapę rycerzowi. - Nie jest zbyt skomplikowana, więc i tak już ją w całości zapamiętałem. Pójdę więc sprawdzić to miejsce, kiedy wy będziecie przerysowywać mapę. Jeśli w ciągu godziny nie dam wam znaku życia, to możecie uznać, że stało się tam coś niedobrego.
Pies dobywając swego długiego miecza który oparł wygodnie na ramieniu, zaczął powoli zmierzać w kierunku cmentarza. Po drodze zaś starał się wywęszyć jakiekolwiek istoty, które mogły w niedawnym czasie poruszać się w jego okolicach.
Ścieżka była nieco długa. Aby zejść na dół z pomostu Kenshi musiał wrócić się kawałek, po czym zejść drabiną diabli go wiedzą ile stopni. Nie zmachał się aż tak bardzo, choć był całkiem świadom, że wiele osób mogło tutaj kiedyś nabawić się ran czy grzechów. Jeżeli była to jedyna droga na górę od strony slumsów, to w wypadku chociażby pożaru mieszkańcy byliby zgubieni.
Zauważył też, że pod mostem są krótkie tunele z metalowymi, teraz powyłamywanymi bramami pozwalającym na przejście z slumsów do dzielnicy arystokratów. Wątpił jednak, że były używane przed tym gdy czas i podróżnicy z jego ery sami zabrali się za ich wyniszczenie.
Mężczyzna szedł wzdłuż fosy. Mur był od tej strony nieco niższy, każdy element ściany miał w sumie mniej-więcej taką samą wysokość ale powierzchnia górska była nierówna, unosząc lub zaniżając go co kilkanaście kroków.
Chaty po jego prawej były w większości zniszczone i w mało której dało się dojrzeć cokolwiek istotnego w środku, lub potencjalnie mogącego być użytecznym. Domy te były z spróchniałych dech i pewnie niejednokrotnie rozbierano je aby robić ogniska chociażby na moście do bramy leśnej. Podróżnicy wiedzieli jak wykorzystać surowce pozostawione przez antyczną cywilizację.
Gdy w końcu psi człowiek doczłapał do cmentarnej ziemi, miasto właściwie urywało się. Jakaś metalowa brama odgradzała domy od sporego płatu ziemi, pełnego kamiennych posągów przedstawiających zakapturzonych ludzi trzymających kamienne listy, na których wybito imiona jakiś ludzi, w języku którego litery podobne były do używanych na kontynencie, jednak ciężkich do przeczytania i zrozumienia.
Patrząc w głąb dziwnej wystawy posąg, chodząc pomiędzy kopcami pozostałymi po zakopywaniu czegoś w ziemi, Kenshi dojrzał kolejny posąg. Jednakże dużo większy.
Przedstawiał on drabinę, trzymaną przez wielu ludzi jak i zwierzokształtnych, kierowaną ku chmurom.
Sachiko i stary dobry nauczyciel psa przyglądali się niebu, patrząc tak jak sięga drabina. Nie byli jednak Hitodamami, wyglądali na zahipnotyzowanych wręcz, a Sachiko była tak przeźroczysta, jakby zaraz miała się rozpłynąć wraz z powietrzem.
Również Kenshi zaczął się czuć dziwnie. Popełniony przez niego grzech wydawał się nader go przytłaczać. Mimo że tak naprawdę niekoniecznie uważał go za zły uczynek sceny z tamtych dni przejawiały się w jego umyśle, utrudniając koncentrację na miejscu, w którym się znajdował.
Gdy przyjrzał się jeszcze raz posągowi, spostrzegł na nim napis.
Jacob's ladder for our goddess Tannu. For thy to approach the god's side.
Nie był to znany mu jednak język.
- OOOY! Sachiko! Ichirou-san! - pies zawołał głośno w kierunku dwójki duchów. - Nani ga okotta no ka? Anatatachi ha kikoeru no ka!? Kenshi da!
Starzec odwrócił się po dłuższej chwili. - Nie, wszystko w porządku. - stwierdził. - Choć, zobacz. Czy niebo nie jest piękne? - zapytał, z uśmiechem.
- O czym ty...? - zapytał zdziwiony zwierzoludź, stając pod posągiem. Miał złe przeczucia co do tego miejsca. - Nie po to tutaj przybyliśmy żeby podziwiać pogodę. Lepiej stąd chodźmy. Nie podoba mi się ten pomnik. Dziwnie się czuję w jego pobliżu...
- No dobrze. Chodźmy w takim razie. - staruszek był wciąż opanowany, nie wyglądało aby coś go dotknęło. Sachi jednak nie reagowała zbytnio. Duch starca pociągnął ją w swoją stronę. - Wracamy.
- Mieliście spać. Wciąż jest dzień. - odparła nagle skupiając się na dziwnie niestotnym fakcie.
- Nie zamierzałem spać przez cały miesiąc, Sachiko - wyjaśnił spokojnie zwierzoczłek, chowając miecz z powrotem do pochwy przy pasie. - Pamiętasz, że to dla ciebie tutaj przyszliśmy, prawda? Chciałaś zemścić się na tym który pozbawił cię ciała. Ja też nie chcę żeby skrzywdził jeszcze kogoś innego. Dlatego potrzebuję twojej pomocy żeby go powstrzymać. Pójdziesz więc z nami, czy mamy cię tutaj zostawić?
- Ehh...a ta zemsta nie będzie grzechem? - spytała Sachiko rzucając szybkie spojrzenie ku drabinie i niebu. - Raczej nie. - uśmiechnęła się do siebie. - Oczywiście, chodźmy.
- Chyba to miejsce jakoś dziwnie działa zarówno na ludzi, jak i duchy - stwierdził Kenshi, ruszając z powrotem w kierunku wyjścia z cmentarza. - Tak jakby coś roztaczało tutaj jakąś podejrzaną aurę.
Gdy oddalili się na bezpieczną odległość od pomnika z drabiną, zwierzoludź zatrzymał się przy jednym z setek kopców, kucnął przy nim i zaczął go obwąchiwać, by stwierdzić co też może być pod nim zakopane.
Ziemia nie oddawała jednak żadnych nietypowych zapachów. Cokolwiek tu było, musiałobyć albo zbyt głęboko albo zbyt dawno aby pozostał po nim swąd. Może należało obejrzeć więcej kopców?
Zamiast tego pies wyczuł coś innego. Ktoś tu był niedawno. Ślad ludzki. Trzech osób. Gdy przyjrzał się ziemi faktycznie dostrzegł wczorajsze ślady. Obuwie musiało być metalowe. Zbrojni.
- Ktoś tutaj niedawno był - Kenshi poinformował dwójkę duchów, nie zaprzestając węszenia. Starał się ustalić po śladach z której strony przybyła owa trójka i dokąd zmierzała.
ślad nie zaskakująco zaczynał się na zewnątrz i szedł przez bramę do wnętrza cmentarza, podążając gdzieś w dół drogi do przerażającego posągu.
Pies nie miał jednak zamiaru wracać do tamtego miejsca. Zamiast tego wciąż zmierzając w kierunku wyjścia z cmentarza obwąchał w ten sam sposób jeszcze kilka innych kopców. Domyślał się że zważywszy na podejrzaną aurę tego miejsca, sprawdzenie co też było pod nimi zakopane było dość niemądrym pomysłem, jednak nie mógł oprzeć się swemu wrodzonemu instynktowi, który z jakiegoś powodu podpowiadał mu, że może tam znaleźć kości lub inne ciekawe rzeczy.
- Mało prawdopodobne żebyśmy znaleźli tu jakieś skarby - stwierdziła kręcąc głową Sachiko. - Gdyby rzeczywiście ktoś chciał je zakopać, to robienie tylu kopców dla zmyłki byłoby zwyczajną stratą czasu. Zgadywałabym raczej że jest to jakieś miejsce kultu, a bezczeszczenie takich miejsc, to zdecydowanie zły pomysł. Nawet nie zauważysz kiedy nabawisz się jakiegoś grzechu.
- Ale jeśli rzeczywiście byłoby to miejsce kultu, to Ichirou-san z pewnością coś by o nim wiedział, prawda? - odparł z powątpiewaniem zwierzoludź. - Chyba nie zaszkodzi jeśli sprawdzimy chociaż jeden.
Ku zdziwieniu nie tylko Sachiko ale i Kenshiego pod kilkoma grobami nie było czuć zapachu ziemi czy właśnie kości. Zamiast tego, nos zwierzokształtnego wyczuwał metal bądź czasami drewno. Spruchniałe bądź pordzewiałe stare przedmioty musiały być zakopane w ziemi.
- A nie mówiłem? - rzekł pies, merdając wesoło ogonem. - Może jednak znajdziemy tu coś ciekawego.
To powiedziawszy zatrzymał się przy jednym z większych kopców i podwinąwszy swoją szatę zaczął pospiesznie kopać w nim pazurami, wyrzucając jednocześnie ziemię pomiędzy tylnymi łapami, by dokopać się do domniemanego skarbu.
Było to małe, poniszczone drewniane pudełeczko. Zamknięte na kłódkę miało bronić przed skradzeniem jego zawartości. Stare jednak pudło dużo zrobić nie mogło. Ledwo gdy Kenshi je podniósł boczna ścianka odpadła, a wyleciał przez nią mały, otwierany medalion. W jego wnętrzu znajdowały się zdjęcia przestawiające jakąś parę.
- Pewnie miało im to przynieść szczęście, czy coś w tym rodzaju - stwierdziła dziewczyna, przyglądając się medalionowi trzymanemu przez Kenshiego. - Mówiłam, że nie znajdziemy tu nic wartościowego.
- Chyba masz rację - przyznał lekko zawiedziony zwierzoludź, wrzucając pudełko i jego zawartość z powrotem do dziury w ziemi, którą szybko z powrotem przysypał i ruszył ponownie w kierunku północnej bramy. - A tak w ogóle udało wam się znaleźć coś ciekawego w mieście? Może w tych żółtych domach, albo strażnicy?
- Ledwo tu dotarłam. - wyznała Sachiko kolejny raz zdradzając, że straciła rachubę czasu.
- Nigdzie nie wchodziłem. - burknął Ichirou. - To ty masz mapę, nie my.
- Rzeczywiście - przyznał pies, drapiąc się po głowie. - No ale mamy jeszcze sporo czasu na eksplorację. Tamta dwójka zamierza wyruszyć jutro albo pojutrze, więc zajmijmy się przeszkuaniem ciekawszych miejsc. Ichirou-san, mógłbyś polecieć sprawdzić strażnicę? Dość łatwo ją stąd dostrzec. Co prawda nie jest wyróżniona żadnym kolorem, ale może uda się tam znaleźć coś ciekawego.
- W takim razie za godzinę spotkamy się pod północną bramą - zgodził się mnich, odłączając się od zwierzoludzia by udać się w kierunku największego budynku prawdopodobnie największego budynku we wschodniej części miasta, gdy Kenshi zamierzał czym prędzje powrócić do dwójki rycerzy.
Psi podróżnik trafił pod bramę szybciej od swojego ducha. Nie wiedział ile będzie musiał czekać na jego powrót.
To co go zastało było jednak nieco zadziwiające. Mężczyzna z którym tu przyszedł połamał pomost i zrobił z desek ognisko. Jedyne co zwisało to rama zawieszona na łańcuchach, droga do zamkniętej bramy była prosto przed ich oczyma.
- Fosa jeszcze istnieje, ale od dawna wysycha. Można spokojnie przejść ją pieszo. - tłumaczył jego przyjaciel, oddając mu oryginał mapy.
- To mocno ułatwia sprawę - pokiwał głową Kenshi, odbierając pergamin.
- Cz-czy on w mniej niż godzinę rozwalił cały most zwodzony? - zapytała Sachiko, z rozdziawionymi ustami przyglądając się rycerzowi pod postacią hitodamy. - K-kim wy w ogóle jesteście?
Mężczyzna wskazał kciukiem spory, dwuręczny topór bojowy oparty o ścianę niedaleko jego wielbłąda. - Te dechy były potwornie spróchniałe. - wyjaśnił. - To oczywiste, że łatwo uległy.
- Zapomniałem zapytać was jak się o wasze imiona - stwierdził pies z nieco zmieszaną miną. - Ciekawi mnie też skąd pochodzicie i dlaczego przybyliście aż tutaj by spotkać się ze swoim przyjacielem. Słyszałem że to dość niebezpieczne miejsce.
- Jestem Mark. A to Leila.- przedstawił siebie po czym swoją koleżankę, wskazując prostacko palcem. - Przyjaciel to złe określenie. To nasz...mistrz. Powiedział, że mamy tu przyjść gdy będziemy gotowi. Miał wyjść po nas pod bramę. Skoro tego nie robi, to pewnie nie spodziewał się nas tak wcześnie.
- Albo chce się upewnić czy rzeczywiście jesteście gotowi - zauważył Kenshi, unosząc do góry palec wskazujący. - Podczas jego nieobecności mieliście trenować żeby stać się silniejsi. Dobrze zgadłem? Inaczej po co kazałby wam tutaj przychodzić jeśli nie po to żeby sprawdzić czy spełniliście jego oczekiwania?
- Oczywiście - odparł zbrojny.
- W takim razie może powinniście zacząć szukać jakichś wskazówek od niego? - zaproponował zwierzoludź. - Z tego co wiecie nawet ja mogę być waszą pierwszą próbą.
W międzyczasie zaczął węszyć dookoła bramy, próbując ocenić kiedy po raz ostatni ktoś przez nią przechodził i gdzie zniknęły zapachy trójki podróżnych których widział idących główną drogą poprzedniego dnia.
Zapachy wskazywały, że tajemnicza trójka nie doszła dalej niż pod most zwodzony. Musieli zawieść się zamkniętą drogą.
Brama również nie miała zbyt wielu śladów. Czuł jeden zapach, dość słodki. Niemalże przypominał zapach perfum. Był jednak męczący. Gdyby się tego nawdychać, można by mroczków przed oczami dostać.
- Bleh... - pies aż wzdrygnął się z obrzydzenia. - Nie lubię takich zapachów.
Wyprostował się, po czym zerknął jeszcze raz na mapę i drapiąc się za uchem zaczął rozważać jakie jeszcze miejsca warto by było zwiedzić.
- Akihito, ty sprawdzałeś dzielnicę rządców, prawda? - postanowił w końcu zapytać swojego ducha. - Byłeś może w środku tamtej dużej wieży i kościoła?
Hitodama zakręciła się przecząco.
- Nigdzie nie byłem. Zobaczyłem jakiegoś rycerza pilnującego jednego z domostw, więc się cofnąłem. - odparł.
Wtem do grupy dołączył trzeci z duchów. Starzec nie śpieszył się z swoim lotem. - [i]Strażnica jest pusta. - [i]Oznajmił. - Duża. Ładnie zaplanowana i bezpieczna. Gdyby coś się działo, to świetne schronisko. - oznajmił.
- Cóż, dziękuję wam obu za pomoc - oznajmił Kenshi, zwracajac się do swoich duchów. - Akihito, myślisz że ten rycerz znajdował się w okolicach tego domu? - zapytał, wskazując palcem na mapie oznaczony na żółto budynek w północnej części miasta.
- Możliwe. - przytaknął, przyglądając się mapie.
- W takim razie warto by było sprawdzić co to za jeden - oznajmił zwierzoczłek, po czym zwrócił się do Marka. - Postaram się wrócę przed zmrokiem... to znaczy przed porą na spanie.
To powiedziawszy odnalazł na mapie najkrótszą drogę do żółtego budynku i skierował się w jego stronę. Nie zamierzał jednak podchodzić od frontu, by nie zostać od razu zauważonym przez rycerza. Zamiast tego zbliżał się od boku, tak by wyglądając zza sąsiedniego domostwa mógł przyjrzeć się stróżowi, unikając przy tym wykrycia z jego strony.
 
Tropby jest offline  
Stary 03-02-2014, 13:27   #4
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Dzielnica szlachciców była bogata i dobrze oświetlona. Nawet tylne uliczki idące pod samym murem wydawały się szerokie i dobrze widoczne.
Kenshiemu nie przeszkadzało to za bardzo.
Nie był człowiekiem. Był psem. Zwinnym, z dobrym węchem, szybkim biegiem dobrą zręcznością. Dzięki temu był dość spokojny podczas swojego skradania. Do czasu.
W pewnym momencie zaczęły dochodzić go dźwięki walki. Miecze trzaskały o siebie nad wyraz głośno.
Spokojnym i możliwie powolnym krokiem pies zaczął się skradać w towarzystwie swoich ciekawskich duchów. Dwóch ciekawskich i jednego osłabionego. Czymkolwiek tamta zapluta magia była.

Ich oczom pokazał się brukowany plac z okrągłą stertą kamieni na środku. Najpewniej kiedyś była to fontanna albo rosło tam małe ozdobne drzewo. Teraz nawet ławki były w drzazgach. Plac otaczało wiele budowli, dziwna wieża z mapy była jakieś dwa bloki stąd. A tuż obok znajdował się zamalowany na mapie żółtą farbą dom.
Naprzeciw niego, dwójka rycerzy z wielkim zapałem i pozbawionymi wyrazów twarzami wymieniała się zwinnymi i pełnymi siły uderzeniami. To nie byli byle wojownicy. Musieli spędzić na walce spory kawał swojego życia.
Jednym z nich był odziany w typową pełną czarną zbroję czarny rycerz z smoczego imperium.
Dzierżył on jednoręczny miecz, choć nie miał z sobą tarczy. Nie był to typowy wybór uzbrojenia. A nawet towarzyszący Kenshiemu duch mędrca nie był w stanie ocenić w jaki sposób osobnik ten był w stanie przebywać na tych wrzących wręcz terenach w zbroi płytowej. Nawet Mark, mimo bycia szerokim jak wół miał na sobie tylko kilka, pomniejszych elementów obronnych.
Czarny rycerz nie był specjalnie wielkiej postury, ale łatwo dało się wyczuć siłę jego wymachów. Poruszał się też z gracją. Oczywiście nie skakał ani nie robił piruetów. Ale jego balans wagą, przejścia miecza, kontry i bloki wydawały się godne podziwu.
Jego przeciwnikiem była kobieta wyglądająca na może dwadzieścia lat...
Miała nieco szaloną twarz, bardzo krótkie blond włosy i jasne oczy. Również odziana była w czerń.
Jej skórzany strój wyglądał dość porządnie. Owszem, nie zdziałałby wiele przeciw mocnemu cięciu czy uderzeniu obuchu, ale byłby pomocny przeciw strzale czy sztyletowi.
W jej rękach znajdował się nieco nietypowy miecz. Swoją konstrukcją przypominał claymore, ostrze miał jednak nieco szersze niż standard. Kenshi nawet jako miecznik nie był specjalistą w uzbrojeniu kontynentu.
Kobieta trzymała swoją broń głównie oburącz. Stawiała więcej kroków od rycerza, choć niezwykle rzadko się cofała. Była niesłychanie ofensywna w swoim podejściu.

Pojedynek był dość powolny, rytmiczny i pozbawiony śmiercionośnych trafień. Przynajmniej na tą chwilę.
 
Fiath jest offline  
Stary 22-02-2014, 14:56   #5
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
- Ta dwójka wygląda groźnie - stwierdził z lekkim przestrachem Kenshi, wyglądając niepewnie zza rogu sąsiegniego budynku. - A to wygląda na zwykły trening.
- Nie pękaj, przecież nie mogą być tacy straszni - uspokoił go Akihito, po czym wskazał kciukiem na siebie. - Jeśli ty się boisz, to ja pójdę z nimi porozmawiać.
Po tych słowach dzielny chłopak zamienił się na powrót w hitodamę, odleciał kilka budynków zdala od Kenshiego, po czym wzniósł się wysoko w powietrze, tak że jego półprzeźroczysta postać ognika przesłoniła swoim cieniem dwójkę walczących, po czym zaczął opadać coraz niżej w ich kierunku.
- Yo! - rzucił z oddali, a gdy zatrzymał się tuż nad ich głowami, zakręcił nad nimi młynka w powietrzu. - Nieźle walczycie. Tak się wam tu nudzi, że urządziliście sobie sparing?
Bez słowa dwójka odskoczyła od siebie. Postać w zbroi wykonała dwa gesty wskazując palcem na hitodamę. Wokół Akihito pojawiły się półprzeźroczyste ścianki. Duch nie mógł się wydostać z magicznego więzienia.
- Przywołaniec? Zakon? - warknęła kobieta na swojego towarzysza.
- Idź po generała. - nakazał tamten, męskim głosem. Kobieta mu skinęła i zniknęła za drzwiami domu. Tego, oznaczonego na mapie żółtym kolorem.
- Hej, co to ma znaczyć! - zawołał zirytowany duch. - Nie jestem żadnym przywołańcem i nie umiecie poznać po akcencie że jestem z południa? Mattaku... kimitachi wa honto ni jamakusaina.
Rycerz stał spokojnie. Nie odezwał się ani razu, nie należał do gadatliwych. Kenshi był zmuszony czekać na rozwój wydarzeń. W końcu drzwi otworzyły się, wypuszczając z powrotem kobietę. Oraz kolejnego członka imperium.


Był to mężczyzna. Wysoki, o długich, czarnych włosach. Miał bladą skórę, ciemno brązowe oczy. Ubrany był dość ozdobnie. Jego pełna zbroja połyskiwała błękitem pod płaszczem. Broń również wyglądała niezwykle. Był to miecz jednoręczny, schowany w pochwie przy pasie. Miał jednak przedziwny kształt. Wyglądał jak ząb wyrwany z smoczej paszczy.
Mężczyzna miał strasznie nieprzyjemną aurę.
- W czym jest problem? - zapytał.
- Niespodziewanie podleciał do nas ten przywołaniec. - wyjaśnił opancerzony mężczyzna. - Przypuszczamy, że mogli go wysłać zakonnicy.
- Mówiłem już że nie jestem przywołańcem i przybyłem z południa - warknął zirytowany Akihito. - Chciałem tylko z wami pogadać, bo wyglądaliście na ciekawych gości. Nie słyszeliście nigdy o błądzących duchach?
- Szpieg zakonu jak się patrzy. - zasugerował miecznik. Generał przytaknął mu skinieniem głowy. Potem odezwał się sam:
- Kto, gdzie i skąd cię wysłał? - zapytał. - Nie myśl sobie, że po stracie materii nic ci nie grozi. - dodał. Brzmiał młodo i miał w swoim geście coś arystokratycznego, co nie pasowało zbytnio do jego stereotypowej aparycji.
- Naćpaliście się czegoś? Po co duch miałby dla kogokolwiek pracować? - zapytał chłopak, wyraźnie nie przejmując się groźbą generała. - Jak mnie znudzicie, to sobie pójdę. Może zrobimy tak: będziemy sobie na przemian zadawać pytania i szczerze na nie odpowiadać. Mogę odpowiadać pierwszy. Pasuje wam taka zabawa?
- Kto cię tu wysłał. - spytał bez zwłoki generał.
- Na to już odpowiedziałem, ale jak chcecie - odparł obojętnie duszek. - Nikt mnie nie wysłał. Przyleciałem do was sam, bo wyglądaliście interesująco. Teraz moje. Kim wy jesteście?
Generał westchnął. Skinął podbródkiem na ducha.
Dwójka jego towarzyszy zaczęła podchodzić spokojnie do Akihito. Kobieta podłożyła pod niego dłoń. - Wszyscy wiedzą, że duchy nie mogą się samodzielnie zmaterializować. - powiedziała. - Jeżeli nie jesteś przywołańcem, to patałachem od zakonnego inkwizytora.
Akihito nie czekając na następny ruch rycerzy w jednej chwili stał się na powrót niewidzialnym duchem i po opuszczeniu swojej klatki wzleciał kilkanaście metrów w górę, nim ponownie zmaterializował się pod postacią hitodamy.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie! - zawołał z góry zirytowany. - Będziecie grać według zasad, czy mam sobie stąd pójść!?
Generał zaśmiał się na głos. Był to...miły śmiech. Tak. Brzmiał przyjaźnie.
- Przecież to ty oszukujesz. - powiedział. - Kłamiesz twierdząc, że ktoś obdarzył cię projekcją materii i zostawił samemu sobie. - wyjaśnił.
Kobieta w tym czasie stała w miejscu z zamkniętymi oczyma. Potem uśmiechnęła się. - Tylko kilka metrów. - powiedziała, po czym kiwnęła lekko głową w stronę ściany.
Generał zacisnął pięść, przyłożył ją do swojego lewego ramienia a potem wymachując otworzył. Dwójka rozbiegła się. Rycerz pobiegł w stronę budynków obok złotego domu. Kobieta w głąb placu. Obydwoje szybko zniknęli z pola widzenia Kenshiego.
- Nie kłamię. Pytaliście kto mnie wysłał, a nie kto dał mi tę postać - odparł Akihito, wystawiając język, po czym natychmiast się zdematerializował i podążył za biegnącą kobietą.
W tym czasie Kenshi skinął głową na Sachiko, która uniosła się wysoko w górę, starając się śledzić ruchy dwóch pozostałych mężczyzn. Sam zaś łapiąc się framugi budynku za którym się chował zaczął wspinać się na piętro gdzie znajdowało się okno przez które miał zamiar wskoczyć do środka i nie wychylając się nasłuchiwać jedynie informacji przekazywanych mu przez kunoichi.
Gdy Kenshi zaczął sięgać do okna, Sachiko wrzasnęła jak zbudzona z snu. - To bez sensu. - krzyknęła pokazując palcem na ulicę przed nimi. Bieg nią rycerz w czarnej zbroi. Nie był szybki, dorównywał może truchtowi Kenshiego. Nie o to jednak chodziło. Widział szamana dokładnie. Wrzasnął nawet. - Zatrzymaj się! - do zwierzokształtnego.
- Chyba sobie żartujesz - prychnął pies, wskakując przez okno do środka budynku. - Idź przodem Ichirou-san - polecił starcowi, przebiegając tak szybko jak się dało przez budynek, z zamiarem wyskoczenia po drugiej jego stronie, gdzie miał czekać na niego mnich by uprzedzić go czy droga jest czysta.
Mnich zatrzymał Kenshiego gestem dłoni. - Generał. Pod budynkiem. - ostrzegł.
- Na tyły - oznajmił Kenshi, wbiegając po schodach na najwyższe piętro, zmierzając w kierunku tylnej części budynku. Mnich zaś również podleciał w tamtym kierunku, by ponownie uprzedzić Kenshiego gdyby generał zdołał przewidzieć jego ruch.
Mnich nie był potrzebny. Tym razem to Akihito wpadł przez okno prosto na Kenshiego. - Ta kobieta czeka na ciebie pod ścianą. - ostrzegł.
Przez dach wpadła również Sachiko. - Kenshi, uciekaj! - krzyknęła. - Ten w zbroi podpalił dom magią. Parter się pali.
Zwierzoludź przytaknął i puścił się pędem z powrotem przez budynek. Gdy dobiegł do jego frontu i wyjrzał przez okno, tak jak się spodziewał, nie było czwartego żołnierza który mógłby obstawić ostatnią ze ścian. Mógł więc niepostrzeżenie wyjść przez okno i wspiąć się na dach. Następnie zaś wziął szeroki rozbieg, mając zamiar przeskoczyć na sąsiedni budynek. Cały czas jednak uważał na ostrzeżenia od swoich duchów, które obserwowały ruchy trójki rycerzy.
W tym czasie jednak mnich uprzedził go że rycerz w czarnej zbroi celuje w niego, szykując jakieś zaklęcie, zaś generał również był w zasięgu jego wzroku. Kenshi skinął więc na Ichirou i Akihito, którzy natychmiast przybrali postać ogników i odlecieli w kierunku dwójki mężczyzn by zatrzymać się przed ich twarzami i utrudnić jakiekolwiek dystansowe ataki, gdy pies wziął w końcu rozbieg i skoczył na wprost przed siebie, by dostać się na dach sąsiedniego budynku. Sachiko zaś pozostała z tyłu by obserwować kobietę.
Zacisnął zęby w locie. Widział dachówki. Były w zasięgu ręki.
W końcu dopiął swego, rozpoczął przewrót i lekko poślizgnął się w bok po pękającej pochyłej powierzchni. Lekko nim to zabujało. Uderzył się w bok. Będzie siniak. Gdzieś pod łopatką.
Mimo bycia zwierzoludziem Kenshi nie był aż tak nieprzeciętnie zwinny. Wręcz przeciwnie, był równie zwinny co zwykły żołdak. Miał jednak lepiej przystosowane do tego ciało, no i nie był obciążony. W innym wypadku diabeł jeden wie jakby się lądowanie zakończyło.
Podniósł się powoli widząc niedaleko pana generała, zmierzającego pod jego nowy dom, klaskając i próbując odpędzić hitodamę Ichirou sprzed nosa. - Czy on przeskoczył z dachu na dach? Do diabła, to ci zmyślna bestia. - śmiał się. - I co dalej? - spytał.
Kenshi mógł rozejrzeć się po okolicy. Miał przed sobą kolejny budynek, nieco na ukos znajdował się oznakowany dom. Co dalej? Jeżeli faktycznie skoczy na "złotą budowlę" może skakać w głąb miasta. Jeżeli rusz w przód jest mur. Jeżeli wejdzie na mur, jest bezpieczny. Jeżeli nie, to co wtedy? Spadnie i połamie sporo kości. A skok nie będzie to prosty. Mur był solidny, wyższy o metr od domów i kurewsko płaski.
Kenshi rzucił też okiem za siebie. Akihito był nieco wyblakły i nie był już hitodamą. Rycerz mu nie szczędził.
Szaman przywołał go gestem, ruszając pędem na drugi koniec dachu, gdzie znalazłby się poza zasięgiem wzroku dwóch rycerzy.
- Akihito, myślisz, że jestem w stanie prześcignąć tamtą kobietę? - zapytał swojego ducha, który przez dłuższy czas obserwował wojowniczkę.
Ichirou zaś nie dawał za wygraną i z wściekłą miną wciąż unosił się przed twarzą generała, obserwując przy tym kątem oka poczynania czarnego rycerza i bacząc na jego magiczne ataki.
- Dlaczego ścigacie mojego ucznia jak jakiegoś pospolitego przestępcę? - zapytał, nie kryjąc wyrzutu. - Przecież nie uczynił wam żadnej szkody, prawda?
- Ponieważ zachowuje się jak bandyta. - odparł generał. - Ludzi bez winy są spokojni. A tu co? Wysyłanie duchów na przeszpiegi? Ucieczka, odmowa odpowiedzi. Ja się jeszcze dowiem o co tu do cholery chodzi. - pogroził.
Duch starca westchnął ciężko i pokręcił głową.
- A nie przyszło ci do głowy, że to samo mogliśmy pomyśleć o was? - zapytał generała w pouczający sposób. - Kenshi jest po prostu bojaźliwy i ostrożny w stosunku do obcych, a agresywny sposób w jaki powitaliście jego przyjaciela nie wzbudził jego zaufania. Ponadto powinniście wiedzieć, że osaczone zwierzę zawsze instynktownie reaguje agresją lub ucieczką. Jestem pewien, że jeśli spróbujecie z nim na spokojnie porozmawiać, to wyjaśnimy wszystkie nieporozumienia. W przeciwnym wypadku ryzykujecie utratę dużej ilości czasu i energii na próbę jego pojmania. A ostrzegam was, że ten kundel gdy chce potrafi być bardzo nieuchwytny.
Akihito myślał przez dłuższą chwilę. - Biegniecie właściwie tak samo. Chyba, że na czterech łapach. Wtedy raczej cię nie dopadnie. - ocenił. - Mam pomysł. - dodał po chwili. - Może daj się złapać? Pójdę po tą dwójkę pod mostem. Zaprowadzę ich tu aby cię odbili. - zaproponował.
Kenshi pokręcił głową w odpowiedzi.
- Skoro nie mogą mnie dogonić, to muszę ich utrzymać z dala od Marka i Leili, gdy ty ostrzeżesz ich żeby uciekali jak najdalej stąd - oświadczył bez cienia wątpliwości. - Widziałeś jak walczą, prawda? Jeśli tamten zwany generałem jest od nich jeszcze silniejszy, to nie mamy z nimi szans.
To powiedziawszy pies zsunął się po drugiej stronie dachu i zeskoczył na parapet najwyższego okna, a następnie spuszczając się z niego zeskoczył z powrotem na ulicę, stanął na czterech łapach i nie czekając na powrót mnicha puścił się biegiem w kierunku centrum miasta.
- Saa - zaczął Akihito, podążając w powietrzu za zwierzoludziem. - Kimi wa jishin wo motteiru? Jeśli nie jesteśmy w stanie pokonać kogoś takiego jak oni, to z pewnością nie poradzimy sobie z niebezpieczeństwami czychającymi na nas wyżej.
- I tak spędzimy tutaj co najmniej rok - stwierdził Kenshi. - Będziemy mieli dostatecznie dużo czasu na trening. Trenując sztuki walki dowiedziałem się, że pozbawienie ciała wcale nie jest najgorszą rzeczą jaką może zrobić ci wróg. A tamci goście wyglądali na profesjonalistów. Naprawdę nie chcę się z nimi mierzyć.
Biegł zawzięcie. Acz nie tak długo.
Zakręcił się wokół kilku domów, rytmicznie stukając po kamiennej ulicy, mijając stare pordzewiałe lampy uliczne i kamienne, sypiące się budowle. Kilka dobrych razy robił zwody między budynkami, to wchodził do środka drzwiami a wychodził oknem. Był dobry. Gdyby chciał, uciekłby nie jednej pogoni. Opancerzeni wojownicy nie mieliby z nim większej szansy, gdyby faktycznie go gonili.
W końcu zatrzymał się gdzieś między budowlami, wciąż widząc nie tak daleko dziwną wieżę, oraz stojący obok niej kościół w głębi miasta za budynkami. Musiał w gorączce ominąć je łukiem.
Ichirou nadleciał z góry w towarzystwie Sachiko. Wciąż był Hitodamą ku zdziwieniu Akihito. Generał nie potraktował go aż tak nieprzyjemnie jak rusznikarza.
- Wstydź się. - rzekł mnich zbliżając się do Kenshiego. - Gonili cię, bo wyglądałeś na podejrzanego. Rozmawialiśmy z nimi gdy ty czmychnąłeś w miasto. - wyjaśnił. - Musisz zacząć medytować. Ćwiczyć opanowanie. Jak dostaniesz paranoi w pojedynku, źle się to może skończyć. - Duch nie wyglądał na zbyt rozgniewanego. Ichirou był dość wyrozumiały. - Twierdzą, że polują na demony i starają odkryć co robią tutaj zakonnicy wysłani w zeszłym roku. Myśleli, że jesteśmy wrogo nastawieni. - wyjaśnił sytuację mnich.
- Ah, więc to tak - Kenshi odetchnął z ulgą. - Skoro tak, to nie zaszkodzi z nimi porozmawiać - stwierdził i oddychając z otwartym pyskiem po intensywnej ucieczce zaczął wracać do miejsca gdzie znajdowała się trójka zbrojnych. Tym razem jednak zbliżył się do oznaczonego na żółto budynku od frontu i z przepraszającym wyrazem twarzy ukłonił się nisko.
- Witam, jestem Kemono Kenshi - przedstawił się uprzejmie. - Wybaczcie, że sprawiłem wam tyle kłopotu, ale wyglądaliście naprawdę groźnie i trochę się przestraszyłem.
Oparty o framugę rycerz stał obojętnie z rękoma skrzyżowanymi na piersi. - Jeszcze masz czas zawrócić. - powiedział spokojnie. - Jesteś dość ostrożny aby bać się nieznajomych, ale zbyt żądny przygód, aby odejść bez słowa niezauważonym. Gdyby nie twój duch, nikt by nie wiedział w pierwszej kolejności. - komentował, wcale nie zdziwiony pojawieniem się Kenshiego. - To cię może zgubić. Chcesz iść długo, bój się wszystkiego. Chcesz dojść daleko, wyzywaj każde zagrożenie. Albo jedno, albo drugie.
- Richter już kiedyś się wspinał. - z wnętrza domu wyszedł Generał z uśmiechem na twarzy. - Powiedz mi, czego szukałeś w naszym domostwie? Mnich coś o tym wspominał. - zauważył, wychodząc spokojnie na plac z kobietą za jego plecami. Kenshi dostrzegł że są nieco inaczej ubrani. Generał nie miał na sobie płaszcza. Kobieta miała przy pasie noże do rzucania. Szykowali się na coś.
- Dziękuję za rady. Obiecuję, że wezmę je sobie do serca - oznajmił zwierzoludź z kolejnym ukłonem. - Udało mi się nabyć mapę od wędrownego kupca na której ten budynek oznaczony był jako interesujące miejsce. Być może kartografowi chodziło o waszą obecność, choć wątpię czy przebywacie tu od tak dawna, że ktoś zdecydował się uwzględnić to na mapie, więc doszedłem do wniosku że musi być odwrotnie. To wy wybraliście ten dom na swoją siedzibę, dlatego że jest w nim coś specjalnego. Zgadza się?
Generał zaprzeczył ruchem głowy.
- Jest blisko koszar które nas interesują. - wyjaśnił. - I nic nie widzieliśmy. Jak się stąd wyprowadzimy pozwolimy ci go zbadać. Może była tu jakaś skrytka czy inne cholerstwo.
Kenshi przytaknął, potwierdzając że się zgadza.
- Dlaczego nie lubicie tych całych zakonników? - zapytał, spoglądając wymownie na żółtą hitodamę swojego mentora. - Myślałem że wszyscy kapłani to dobrzy ludzie. Czy powinienem na nich uważać?
- Oni wierzą w boga. My wierzymy w wolę smoka. - wyjaśnił niczym dziecku Richter. Towarzysząca im kobieta nie była jednak równie ignorancka. - Zakon kłamie. Używają magii aby osłabiać zdolność odczuwania bólu a potem wmawiają ludziom, że mają siłę chronić ich od grzechu i odpuszczać winy. Oni w nic nie wierzą, po prostu na nas srają bo mają ludzi za idiotów. - Była dość agresywna. Generał poklepał ją po ramieniu aby się uspokoiła.
Richter zamknął drzwi do ich domu, potem założył na nie kłódkę.
- Może oknem nikt nie wlezie. - westchnął.
- Naruhodo - stwierdził Kenshi, uderzając pięścią w otwartą dłoń. - Wiec to dlatego uważaliście że mogę być jednym z nich. Rzeczywiście moje zdolności trochę przypominają ich. Cóż, w takim razie i tak nie dałbym się im nabrać, więc to nie problem. A wy idziecie teraz na jakąś misję? Jeśli chcecie mogę zostawić tu do jutra któregoś z moich przyjaciół żeby popilnował waszej bazy.
- Idziemy zbadać koszary. Możesz iść z nami. - zaproponował generał. Po chwili odmówił ofercie Kenshiego. - Duch i tak nie ochroni budynku przed rabusiem, a nikt nie zdąży tu przybiec zanim ktoś wejdzie i wyjdzie, nie kłopocz się.
- Koszary? - zwierzoludź zastanowił się. - Wątpię czy znajdziecie tam coś ciekawego. Nie były oznaczone na mapie w żaden szczególny sposób, podobnie jak strażnica którą sprawdził Ichirou-san i nic w niej nie znalazł. W razie czego przy północnej bramie spotkacie dwójkę ludzi z którymi obecnie podróżuję. Nie powinni sprawiać wam problemów, więc postarajcie się ich nie wystraszyć tak jak mnie.
- To ty się nas przestraszyłeś. Sam. - ocenił z uśmiechem Generał. - My wiemy co jest w strażnicy. Demon. - skomentował. Cała trójka odwróciła się aby powolnym tempem ruszyć w stronę koszar.
- Demon? Naprawdę!? - Kenshi zawołał z podekscytowaniem i prędko dogonił oddalających się rycerzy. - Myślicie że mogę wam w czymś pomóc? Mam dobry nos i Sachiko nauczyła mnie nie najgorzej się skradać, więc mogę łatwo ustalić gdzie dokładnie się znajduje.
- Oooh? Przydasz się. - przytaknął rycerz.
Droga do koszar była krótka i dużo mniej ozdobna niż pozostałe.
Z otoczenia szybko zniknęły domy, pojawiły się duże puste tereny, najpewniej do zbiórek i ćwiczeń małych oddziałów miejskich. Fakt, że koszary i zbrojownia zajmowały zupełnie oddzielne miejsca na mapie miasta wydawał się być bez sensu. Jeżeli potrzebowali uzbrojenia, musieli biec aż do slumsów. A slumsy zawsze przecież są niebezpieczne. Zresztą to również oznacza zbrojownię osadzoną w centrum problemów miejskich.
Nie było czasu na kontemplację. Gdy te myśli zaczęły pojawiać się w głowie Kenshiego, brama koszar wyrosła przed nimi. Była tu fosa, na szczęście most był zniesiony. Co innego przykuwało uwagę.
"Strzeżcie się, bowiem wielu tu umarło." głosiło ostrzeżenie wygrawerowane w deskach mostu zwodzonego. Na samych wielkich, podwójnych drzwiach do koszar spoczywała pieczęć. Nie była stara. Musiał ją założyć czarownik z tego wieku.
- Twoje duchy. - odezwał się nagle generał. - Jeżeli nie są potrzebne, zostaw je tutaj. Demony jedzą dusze. - ostrzegł. - To tak gdybyś się zastanawiał, dlaczego w starożytnym mieście nie ma zmarłych.
- Przeszło mi to przez myśl - stwierdził Kenshi wykrzywiając minę w nieprzyjemnym grymasie. - Wy zajmiecie się walką, prawda? W takim razie moi przyjaciele mogą tu zostać.
Zwierzoludź zwrócił się do swoich duchów.
- Jeśli za godzinę nie wrócimy, albo zauważycie że coś stąd wychodzi, zapomnijcie o mnie i uciekajcie jak najdalej - oświadczył głosem nie znoszącym sprzeciwu. - W razie czego spotkamy się za południową bramą.
- Nie. - przerwał generał. - Jeżeli z nami idziesz, pomagasz walczyć. Jak nas będziesz spowalniał, umrzemy.
Kenshi zamyślił się na dłuższą chwilę, zastanawiając się czy nie pożałuje swojej decyzji o pomocy rycerzom.
- W takim razie Ichirou-san pójdzie ze mną. Zostawiłem swój muszkiet przy północnej bramie, a Sachiko dalej nie wygląda za dobrze po wizycie na tym całym cmentarzu. Postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy żeby wam pomóc. Tylko czemu w ogóle na nie polujecie? Te demony są aż tak groźne?
Generał przytaknął skinieniem głowy i jednym ruchem wyjął broń z pochwy.
- Zobaczysz. - uśmiechnęła się dziewczyna gdy Kenshi wyjmował swój długi miecz.
Czarnowłosy generał spokojnym ruchem położył dłoń na drzwiach. Po chwili glif pękł niczym szkło i wyparował. Wolne pchnięcie otworzyło drzwi.
Czteroosobowa grupa weszła do sporego wnętrza. Pomieszczenie było puste, ciemne i szerokie. Zaskakująco wręcz obszerne.
Generał uniósł wolną dłoń, zacisnął ją i otworzył. Pojawiła się w niej świetlista kulka. Uniosła się do sufitu powoli oświetlając pomieszczenie. Wszyscy milczeli.
Wtem kontem oka Kenshi dojrzał ruch. Zareagował szybko, odskakując i dając grupie przykład. Jego psie zmysły przydały się cholernie.
Ogromne cielsko spadło na ziemię przed nimi, rozłupując spory kawałek podłogi.
Był wzrostu dwóch ludzi ustawionych jeden na drugim. Nie miał szyi, jego głowa jak gdyby wychodziła z karku. Cielsko składało się z sztywnych płatów skóry, powykręcanych, ponacinanych i potwornie groteskowych. Miał długie pazury u prawej ręki oraz...olbrzymie zniekształcone ostrze zamiast lewej. Tak. To ostrze było wzrostu Kenshiego.
Instynkt mówił mu aby uciekać. Przez moment poczuł unieruchamiające przerażenie.
Jego ciało wyglądało poniekąd na martwe, zużyte i obleśne. Gdzieś na jego domniemanej głowie widać było małe czarne dziury, najprawdopodobniej oczy stworzenia. Klatka piersiowa też mała wgłębienia. Tak jakby był to kiedyś człowiek. Tak jakby wyrwano mu serce.
Z jego pleców świstały przedziwne linie. Wydawały się twarde ale i plastyczne, niczym długa guma. Latały na lewo i prawo tnąc powietrze jak kocie ogony.
Przerażenie zmieniło się w obrzydzenie. Wymiotować? Chciał. Mógł. Powinien.
Ale ręka Ichirou na ramieniu uspokoiła go. W moment opanował zmysły. Nikt nic nie mówił. W głowie każde pojawiły się pierwsze myśli co zrobić, aby zabić stojące przed nimi stworzenie.
Szaman przełknął głośno ślinę, po czym chwycił swój miecz w zęby i od razu opadł na cztery łapy, powarkując groźnie. Póki co czekał i obserwował, gotowy do unikania ataków demona. Nie był pewien czy w ogóle byłby w stanie zrobić mu krzywdę. Najpierw musiał jednak dowiedzieć się z czym ma do czynienia. Ichirou zaś mając na uwadze wcześniejsze ostrzeżenie generała w tym czasie cały czas pozostawał w bezpiecznej odległości od stwora, czekając aż Kenshi będzie go potrzebował.
Demon drgnął, niby się nie ruszał, jednak nagle spiął swoje potworne ciało i wykonał silny obrót wokół własnej osi, posyłając swoje ostrze na spotkanie z zbiorowiskiem rycerzy.
Wojowniczka powzięła szybko swój claymore pionowo i zaparła się na uderzeniu ostrza. Przyłożyła swoją dłoń do górnej powierzchni ostrza napierając na stwora niby to tarczą.
Jej towarzysze wykorzystali okazję.
Generał pochylił i wystrzelił niczym pchnięty popchnięciem wiatru w przód. Jego ostrze zderzyło się z bokiem stwora, zdzierając kilka płatów jego przedziwnej, okropnej skóry. On sam jednak był już za potworem.
W tym momencie Richter zaszedł stwora od strony lewej dłoni i zamachnął się gotowy do skoku.
Demon nie przejął się tym. Uniósł dłoń i zaparł na ostrze łapiąc je między palce, obejmując rękę rycerza i odpierając go od siebie. Richter był zmuszony przyłożyć do rękojeści drugą dłoń. Zapierał się mocno ale jego nogi drżały. Potwór miał przerażającą siłę.
Kenshi poczuł się nieco bezpieczniej i postanowił wykorzystać tą okazję. Kilkoma susami zaszedł demona od tyłu, naprężył się, po czym wyskoczył w powietrze z zamiarem odcięcia kilku wijących się na jego plecach macek i wylądowania po przeciwnej stronie pomieszczenia w bezpiecznej odległości od stwora.
 
Tropby jest offline  
Stary 22-02-2014, 14:58   #6
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Był zadowolony z tego planu. Jego ostrze ucięło aż dwie z pięciu macek. Choć jedna z nich strzeliła go w kostkę podczas lotu. Zabolało. Nie przesadnie, ale będzie krwawić.
Zapewne gdyby bestia nie była zajęta dwoma przeciwnikami naraz, zwierzokształtny nie przetrwałby lotu na drugą stronę.
Ledwo wylądował i okręcił się twarzą do ich przeciwnika, zobaczył jak miecz Richtera nagle pęka między palcami demona, a sam rycerz zostaje odepchnięty pod ścianę.
Następnie stwór zrobił wymach. Zamaszyście odrzucił prawą dłoń napierającą na niego kobietę. Ta zrobiła w powietrzu fikołek i zmyślnie wylądowała w kuckach, aby zaraz podnieść się do pozycji bojowej. Gdyby miała pancerz może przetrzymała by to uderzenie odsunięta trochę w tył, ale teraz nie miała na sobie dość wagi aby uziemić uderzenie.
Generał korzystał z swojej nowej pozycji. Rozbiegł się i ciął mocno z dwóch rąk plecy bestii. Jego ostrze wydało z siebie dziwny dźwięk, niby zgrzyt niby machnięcie mokrą szmatą po szybie. Zapach nadpalonego ciała zaczął się unosić w powietrzu.
Tą samą magią, Generał odepchnął się od Demona, lądując z powrotem pod ścianą i dysząc z lekkiego zmęczenia.
Demon, nie marnował czasu. Okręcił się wokół własnej osi i z zamachu ciął lewym ramieniem na Generała aby odegrać się za swoją ranę na plecach. Mężczyzna zasłonił się mieczem, kładąc go poziomo, opierając koniec ostrza na drugiej dłoni. W ten sposób łatwiej było je złamać, ale też prościej napierać na uderzenie przeciwnika. Było to o tyle straszne, że ściana za generałem została tym atakiem uszkodzona. Wielkie ostrze wsunięte zbyt blisko wbiło się w ścianę podczas lotu w dół.
Teraz nikt nie chciał tknąć się z nim osobiście.
Kenshi tymczasem postanowił powtórzyć swoją taktykę, ponownie zachodząc swojego przeciwnika od tyłu. Tym razem jednak skoczył nisko przy ziemi, celując sztychem swego miecza w prawą łydkę potwora, która znajdowała się dalej groźnych macek. Cięcie musiało być dość głębokie, gdyż po przebiciu się przez płaty skóry miał zamiar przeciąć mięśnie i ścięgna, by tym sposobem zmniejszyć mobilność demona.
Koleżanka z drużyny nie chciała próżnować. Odbiła się na nogach w stronę demona i wbiła mu swój claymore z pełnego zamachu w i tak ranną już prawą dłoń. Przebiła się. Jej miecz wyszedł drugą stroną, a po mocnym zamachu wydostał się górą. Dłoń demona zwisała bezużytecznie gdy ten ryknął gniewnie aby odwrócić spojrzenie w ich stronę.
Był to moment w którym w jego lewą nogę wpadł miecz z całej siły wbity przez Kenshiego. Musiał to zrobić rękoma, nie było rady. Bez pędu jego sztuka walki nie mogła robić więcej niźli płytkie rany. Przypłacił mobilnością.
Gdy pies chciał wyrwać miecz z łydki demona, ten podniósł nogę i cofnął ją z wymachem trafiając odskakującego Kenshiego. Klinga jego własnej broni dała mu w pysk, kiedy stopa zdeżyła się z torsem. Poczuł jak jego ciało w wnętrzu rzuca się na boki, jakby wszystkie flaki mu lekko wstrząsnęło. Byłby poleciał i roztrzaskał sobie kręgosłup o ścianę. Ku jego szczęściu jednak, Richter migiem pojawił się za nim amortyzując uderzenie. I tak bolało. Ale nie było to nic druzgoczącego.
Potwór drżał, jego głowa wyginała się na wszystkie strony. Chciał krzyczeć, drzeć się z bólu. Nie mógł. Nie miał ust. Swój gniew i nienawiść postanowił wyładować na Generale. Zdrową nogą ruszył w przód chcąc przygnieść go do ściany.
Byłby go zmiażdżył.
Na szczęście generał pochylił się i używając tej samej magii co poprzednio pchnął sobą w przód. Nie udało mu się wyprowadzić przy tym żadnego cięcia.
Wielki huk rozległ się po sali gdy ściana pokryła się pęknięciami po uderzeniu kolana.
Demon był dość osłabiony. Ruszał się dużo, dużo wolniej. Na pewno nie będzie za nimi gonił. Miał tylko jedną broń, swoją lewą rękę. Sytuacja wyglądała całkiem dobrze gdyby nie fakt, że dwóch z wojowników straciło swoje miecze.
- Są dwa sposoby aby zabić demona. - odezwał się Richter. - Pozbawiasz go możliwości walki, i dobijasz...albo przebijasz mu klatkę piersiową, dokładnie tam, gdzie człowiek miałby przerwę pomiędzy płucami. - wyjaśnił, orientując się, że z powodu zagrożenia zapomniał o tak niezbędnej i elementarnej informacji dla młodego łowcy demonów. - Cel to koło. Metr średnicy. Zazwyczaj. Może być większy...rzadko mniejszy.
- Dziękuję za informacje - rzekł zwierzoludź, podnosząc się z powrotem na cztery łapy. - Jednak wątpię czy dam radę zrobić z nich użytek. Na razie postarajmy się wyjść z tego cało i bez nieuleczalnych ran.
Pies obchodząc naokoło demona czekał na odpowiednią okazję do odzyskania swojego miecza jednym szybkim susem wprzód i odskokiem na bezpieczną odległość.
Rycerze oglądali się po sobie w ciszy, przyglądając się też bestii. W końcu niemo przytaknęli. Bez większego znaczenia. Tak po prostu, aby dodać sobie odwagi.
Generał ugiął kolana, podniósł miecz krzywiąc nieco rękę, aby ten szedł obok jego policzka, drugą rękę położył za pierwszą i gotowy wywołał swoje zaklęcie. Komendę: pchnij.
Krew jego ciele zabuzowała i uderzyła o przód, pchnąc całe ciało przed siebie z sporą szybkością. Niestety, tak jak poprzednio ledwo otarł się o bok bestii. Nie udało mu się jej poważnie zranić. Bestia podnosiła swoją lewą dłoń, będącą bronią. Przez to jej bok zszedł mu z linii.
Kenshi wykorzystał tą sytuację i czmychnął wraz z nim. Idąc za plecami wojownika przeniósł się za stworzenie. Obok biegła wojowniczka. Po drugiej stronie bestii co prawda.
Ona zatrzymała się w biegu przewracając cały ciężar na wysuniętą w przód nogę, i zataczając się lekko obórącz zraniła bok bestii. Był to mniej więcej ten sam moment w którym Kenshi pochwycił i wyszarpał swój miecz z nogi bestii.
Stwór wierzgnął się w bólu. Wojownicza kobieta wykonała przewrót w przód, unikając uderzenia od jego kikuta i na powrót oddalając się od bestii. Oni trzej byli teraz za plecami potwora. Został Richter.
Richter...poczuł się pewnie. Widząc jak stworzenie wierzga się z bólu plując krwią z rozciętej nogi, spostrzegł w tym moment odpowiedni na zakończenie problemu.
Ruszył biegiem, szarżując wręcz na giganta. W okół jego prawej dłoni wirowało powietrznie. Wiertło z magicznie utworzonego tornada. Zamachnął się dłonią, podobnie jak jego towarzyszka przestawił ciężar na wysuniętą w przód nogę i z wielkim impetem wbił się w klatkę piersiową potwora.
Chybił. Trawił w jego prawe płuco. Stwór miał już uniesione ostrze. Ledwo Richter wyszarpał dłoń z demona, a to opadło na niego. Rycerz został przepołowiony.
Po tym demon beznamiętnie odwrócił się do pozostałej trójki i opadł na jedno kolano. Rana w udzie była znaczna. Siedział teraz lekko skulony szykując się do zamachu, kikutem zasłaniając swoją pierś.
Zwierzoczłek zaskomlał żałośnie na widok śmierci jednego ze swych nowopoznanych sojuszników, jednak nie cofnął się. Być może nie lubił walki i widoku śmierci. Być może zbyt często lękał się obcych ludzi, ale wiedział, że jeśli teraz ucieknie, to nigdy więcej nie postawi stopy ani w tym mieście, ani nigdzie indziej na Koronie. Generał miał rację. Musiał wreszcie zdecydować czy jest tchórzem, czy wojownikiem.
- Teraz albo nigdy - rzekł do dwójki rycerzy. - Jeśli chcemy go pokonać, musimy zaatakować z trzech stron jednocześnie. Ja jestem za słaby, więc ty z dużym mieczem będziesz musiała sparować atak jego lewej reki. Mogę za to odsłonić jego słaby punkt, żeby pan generał dobił go swoim atakiem.
Zaproponowawszy swoją taktykę Kenshi zaczął zachodzić demona od prawej strony, gotowy by w odpowiednim momencie skoczyć na bestię z zamiarem odcięcia jej prawej ręki. Jeśli jednak jego atak okazałby się zbyt słaby planował w trakcie skoku chwycić się demona pazurami, wypuścić z pyska miecz i wbić zęby w jego biceps, którego zranienie powinno skutkować mimowolnym opuszczeniem przedramienia.
Kobieta ruszyła widząc bieg Kenshiego. Zaparła się na swoim claymorze jak za pierwszym razem. Przyciskając górną część ostrza wolną dłonią. Był to dziwny chwyt, conajmniej nieprofesjonalny. Choć może jednak tkwiła w nim jakaś magia? Czarni rycerze słynęli z mieszania jej z szermierką.
Ostrze z hukiem zatrzymało się na jej mieczu. Bestie wierzgnęła się wtedy. Jej kikut znowu został przez kogoś zaatakowany. Wyglądała na dość zeźloną.
Rzuciła się w bok. Kenshi który miał już zamiar wgryzać się w biceps przeciwnika spotkał się z niemiłą niespodzianką - podłogą. Stworzenie naparło na niego całą masą. Zwierzokształtny słyszał jak jego kości pękają a wnętrzności się łamią. To nie był zbyt duży ból. Jego mózg ucierpiał na tyle szybko, że po prostu go nie rejestrował.
Po chwili jednak stworzenie puściło. Za sprawą generała.
Dowódca grupy pchnął sobą tym razem trafiając prosto w pierś demona, przebijając ją i wypychając z niej okrągły obiekt.
Stwór wstał. Popatrzył, a potem upadł. I przestał się ruszać…
Potrwało to moment nim Kenshi zaczął widzieć co się dzieje.
Na środku pomieszczenia, zwłoki Richtera wraz z demonem płonęły spokojnie. Duch powoli wynurzał się z zniszczonej powłoki cielesnej.
Obok siedziała pozostała dwójka. Dziewczyna czyściła szmatką swój Claymore, dosyć uważnie. A generał…
A generał przypatrywał się okrągłej kuli w swojej ręce. Była ona dziwnym ogranem, w części pokrytym metalem, który pulsował jak bijące serce. Wyglądał przedziwnie, groteskowo wręcz.
- Budzisz się? - zapytał spoglądając na Kenshiego, którego ciało było mniej-więcej normalne.
- Chyba tak - odparł zwierzoludź, podnosząc się z ziemi by usiąść i podrapać się tylną łapą za uchem. Jeszcze nigdy wcześniej nie otrzymał takich obrażeń i nie był do końca pewien jak powinien przebiegać proces ich regeneracji. Wciąż brakowało mu lewego oka. Co prawda jako pies mniej polegał na zmyśle wzroku niż zwykli ludzie, jednak wciąż była to znacząca rana. - Zgaduję, że nie powrócę już w pełni do zdrowia.
Kenshi powoli przeniósł wzrok na poległego rycerza.
- Przykro mi, że cię to spotkało - powiedział z wyraźnym poczuciem winy. - Gdybym tylko był silniejszy...
- To nie twoja wina - odparł unoszący się w powietrzu tuż obok niego Ichirou, zaś dookoła sali lewitowali również zaciekawieni Akihito i Sachiko, których mnich poinformował, że demon został zgładzony i mogą rozejrzeć się po koszarach, gdy on będzie doglądał Kenshiego. - Ludzie tacy jak oni liczą się ze stratami przed każdą walką. A polowanie na potwory takie jak ten to bardzo niebezpieczne i zarazem szczytne zajęcie.
- Pewnie tak - przytaknął Kenshi, po czym zwrócił się ponownie do Richtera. - Jak się czujesz? Mogę ci na jakiś czas ulżyć w bólu jeśli tego sobie życzysz. Ale ciekawy jestem co zamierzasz teraz robić. Macie w swojej armii kogoś kto potrafi postrzegać duchy tak jak ja?
Richter uśmiechnął się delikatnie do Kenshiego. - Zwyczajnie...dołączę do smoka. - objaśnił. - Gdy czarny rycerz umrze w służbie, ma zaszczyt bycia pochłoniętym przez naszego pana.
Mężczyzna wyglądał na dość zadowolonego.
- Jakie twoje dalsze plany, Kenshi? - tym razem zapytał generał.
- Powinienem wrócić do dwójki z którą podróżowałem - stwierdził po krótkim namyśle. - Choć jeśli zamierzacie wspinać się wyżej, to nie mam nic przeciwko dołączeniu do was.
W tym czasie wstał i podszedł do jednego ze sztandarów rozwieszonych w koszarach z którego uciął kunaiem kawałek zielonego materiału z którego zrobił sobie przepaskę zasłaniającą zmiażdżone oko.
- Cóż, brakuje mi żołnierza. - zauważył Generał. - Mamy zamiar się wspinać...no ale musiał byś pomóc nam rozwiązać nasze problemy, zanim zajmiesz się swoimi osobistymi celami. - wyjaśnił, chowając bijący organ do skórzanej sakwy. - Może nawet mianowałbym cię rycerzem. - zaproponował.
- Mogę wam pomóc, ale niczego nie obiecuję. Służyłem już raz w jednej armii i nie mam ochoty przystępować do innej - odparł Kenshi, po czym wyjął z kieszeni broszę z pieczęcią cesarstwa Wan i pokazał generałowi, by po chwili schować ją z powrotem. - Po prostu wolę podróżować w towarzystwie kogoś silnego. Póki co pomogę wam na tyle na ile będę potrafił, a potem być może wy pomożecie mi.
- Wybacz, w wojsku nie ma takich układów. - odmówił generał. - W takim razie może innym razem. - uśmiechnął się.
- Więc wasz kraj nie korzysta z usług najemników? - upewnił się. - Nie potrzebuję nawet waszego złota. Chciałbym tylko z wami podróżować, a jeśli uznacie że na coś wam się przydałem, to moglibyście mi się odpłacić pomocą z waszej strony.
- Nie mamy zamiaru w niczym ci pomagać. A jak chcesz iść z nami, nie ma żadnego "na ile potrafię". Nawet najemnicy walczą do upadłego. - zauważył Generał.
- Jak już mówiłem, nie potrzebuję złota i nie chcę dołączać do armii, więc nie brzmi to jak dobra oferta. Zwłaszcza jeśli wymagalibyście ode mnie żebym popełnił jakiś grzech - stwierdził Kenshi, kręcąc głową. - Za swój poprzedni właśnie zapłaciłem i nie chciałbym ponownie plamić swojego sumienia. Ale może jeszcze kiedyś się spotkamy. Kiedy zamierzacie opuścić waszą bazę w mieście?
- W przeciągu dwóch dni.
- W takim razie do zobaczenia - rzekł na pożegnanie zwierzoludź, opuszczając budynek koszar, zaś jego duchy jak zwykle podążyły za nim.
- Kenshi-kun kawaisō - westchnęła Sachiko. - Widzisz do czego doprowadzili cię ci ludzie? Powinieneś być bardziej ostrożny. Teraz nie zechce cię żadna suka.
- Omae jishin no hanashi kamo? - zaśmiał się pod nosem Akihito.
- Obawiam się, że tam dokąd zmierzamy sama ostrożność nie wystarczy by przetrwać - stwierdził Ichirou, gładząc się po swej długiej brodzie. - Wygląda na to, że nawet jako duchy musimy mieć się na baczności.
- Dakara ore no waza sara ni yoku naru hitsuyō da - oznajmił Kenshi. - Im będę silniejszy, tym lepiej będę mógł chronić was przed potworami takimi jak ten. Przynajmniej dowiedzieliśmy się od nich jak walczyć z tymi całymi demonami. Gdybym spotkał takiego samotnie po raz pierwszy, to niemal na pewno straciłbym ciało, a potem wszyscy zostalibyśmy przez niego pożarci.
- Nawet nie chcę o tym myśleć - rzekła dziewczyna, którą na moment aż przeszły dreszcze. - Może wyniesiemy się stąd w końcu? To miasto przyprawia mnie o ciarki.
- Chciałbym jeszcze sprawdzić tamtą wieżę i świątynię. Minęło jendak sporo czasu. Akihito, poleciałbyś zapytać Marka i Leilę za ile godzin zamierzają wyruszyć?
- Możesz na mnie liczyć - oznajmił chłopak pokazując Kenshiemu uniesiony kciuk. Po chwili zaś zamienił się w hitodamę i odleciał prędko w kierunku północnej bramy.
- A ty Sachiko mogłabyś sprawdzić dom w którym zatrzymali się smokowcy. Jeśli nie ma tam nic ciekawego to nie warto czekać aż go opuszczą.
- Jeśli są tam jakieś ukryte skarby, to na pewno je znajdę. Hihi - oświadczyła kunoichi i z chciwym uśmieszkiem odlaciała w stronę żółtego budynku.
Kenshi tymczasem skierował się najkrótszą drogą prowadzącą do wieży alchemicznej, a gdy się pod nią znalazł mnich zaczął oglądać ją dokładnie ze wszystkich stron. Wsadził nawet głowę do środka w kilku miejsach by upewnić się że nie czycha na nich żadne niebezpieczeństwo w postaci demona, czy też czegoś jeszcze gorszego. Jego uczeń tymczasem zbliżył się do starych spróchniałych drzwi, które prawdopodobnie mógł z łatwością wyważyć. Jednak nim to zrobił zaczął węszyć dookoła wejścia, próbując ustalić kiedy po raz ostatni ktoś przez nie przechodził i czy z wnętrza dochodzą jakieś interesujące zapachy których nie wyczuł w innych częściach miasta.
Zapachów było sporo. Czuć było zarazem perfumy jak i jakiś znajomy męski zapach. Kenshi nie był jednak pewien czyj. Stary mnich spojżał na niego spokojnie. - U dołu nie wyczuwam nic specjalnego, u góry ściany są wzmocnione magią. - wyjaśnił. Nie było w tym nic dziwnego, alchemicy mieli w zwyczaju często wysadzać swoje pracownie.
Pies przytaknął, po czym zajął się wyważaniem zamka w drzwiach przy pomocy wyciągniętego z kabury przy pasie kunaia. Zajęło mu to kilka minut, jednak w końcu udało mu się pokonać spróchniałe drzwi przez które wszedł do wnętrza wieży.
Była ona dość wysoka. Zwierzokształtny poruszał się po spiralnych schodach powoli pnąc się ku górze budowli. Schody były stare, ale kamienne i wytrzymałe. Nawet kilka podłamanych schodów było wciąż użyteczne.
Pokoje znajdywał się mniej-więcej co dwadzieścia stopni. Były obszerne, półokrągłe i puste. Poprzedni wizytatorzy nie zostawili w nich niczego, co mogłoby się komuś przydać. Śladów cudzej obecności też wydawało się nie być.
Przynajmniej dopóki Kenshi nie stanął na stopniach blisko szczytu wierzy. Zapach mężczyzny znowu trafił do jego nosa, gdy zza drzwi do pracowni na poddaszu zaczął słyszeć dźwięki uderzających o siebie kawałków szkła. Magiczne ostrze nie błyszczało jednak. Ktokowliek to był, nie miał na sumieniu zbyt wielu grzechów.
Pies z wrodzoną ciekawością zbliżył się do drzwi i nasłuchiwał jeszcze przez chwilę, po czym przywarł plecami do ściany obok i zwyczajnie zapukał. Następnie czekając aż mężczyzna otworzy drzwi wyciągnął z pochwy wakizashi, mając zamiar błyskawicznie przyłożyć mu je do gardła gdy ten wyjrzy na korytarz by wypatrzyć intruza.
- Otwarte. - zabrzmiało z wnętrza pomieszczenia. Kenshi poznał ten głos. To był handlarz, ten sam, którego spotkał pod bramą miasta.
Kenshi nieco zdziwiony tym zaproszeniem popatrzył na swego mentora, który tylko wzruszył ramionami. Zwierzoludź westchnął, po czym schował broń i otworzył drzwi.
- Witam - rzekł, wkraczając do pomieszczenia. - Więc jednak zdecydował się pan wkroczyć do miasta?
- Ano. - uśmiechnął się odwracając powoli głowę. Stał nad starym stołem alchemicznym, robiąc coś z umytych w jakiejś misce ziół. - Pod bramą pojawił się jakiś bandyta, siedzenie tam nie było bezpieczne. - wzurszył ramionami. - A jak twoje odczucia tej okolicy?
- Jak widać, nie najlepiej - rzekł Kenshi, wskazując palcem na przepaskę zakrywającą lewe oko. - Dołączyłem do tamtej dwójki rycerzy, którzy teraz czekają pod północną bramą. W międzyczasie zgodziłem się pomóc w polowaniu kilku łowcom demonów, którzy założyli bazę w domu niedaleko tej wieży i niestety nie obyło się bez strat. A czy bandyta o którym pan mówi nosił może biały płaszcz albo maskę w kształcie czaszki?
- Nie. - zaprzeczył, machając ręką dla wzmocnienia odpowiedzi. - To jakiś najemnik albo łowca skarbów. Miał tylko trochę...natarczywy temperament. - wzruszył ramionami. - Niektórym trochę to zajmuje nim pojmą bezwartościowość złota.
- Cóż, złoto jest dość użytecznym środkiem wymiany. Jest łatwe w przechowywaniu, trudno je podrobić i co najważniejsze posiada dość stałą wartość niezależnie od czasu i miejsca. Więc mimo iż samo w sobie jako materiał nie jest zbyt użyteczne, to znacznie ułatwia handel i przyspiesza rozwój gospodarczy wielu rejonów świata - wyrecytował Kenshi, prawdopodobnie powtarzając którąś z lekcji swojego mistrza. - Dlatego zastanawiało mnie dlaczego sam go nie uznajesz. Z jego pomocą mógłbyś zdobyć znacznie więcej rzadkich artefaktów, niż posługując się wyłącznie barterem, który znacznie utrudnia znalezienie chętnych do wymiany.
- I co? Będę tachał wory złota cały rok licząc na to, że ktoś kto kupi ode mnie magiczny miecz nie zadźga mnie nim zaraz po tym jak go przekażę? - zapytał z dość miłym głosem handlarz. - Tu nikomu nie potrzebne pieniądze. Za łatwo je ukraść, stracić. Poza tym, wątpię aby ktokolwiek miał go przy sobie tyle, ile dostaniesz za znaleziska poza koroną. - zauważył. - Na to ci już potrzebny przynajmniej bilet bankowy. - debatował nie odwracając się od swojej aparatury. - Handel wymienny jest wygodniejszy. Jakby ktoś chciał złota, łatwiej je wydobyć w kopalni niż szukać tutaj zarobku.
- Hmm. Być może i tak - przytaknął Kenshi. - Prawdopodobnie nie znam jeszcze na tyle tego miejsca, by wyciągać tego typu wnioski. Ale w takim razie po co ludzie tutaj przybywają? To jest, poza złymi typami szukającymi dla siebie kryjówki.
- To jest dobre pytanie. - przytaknął. - Zadawaj je wszystkim którym spotkasz. Potem dowiedz się, czy przeżyli miesiąc. Niezależnie czy ci dali odpowiedź czy nie. Szybko poznasz naturę tego miejsca. - poradził.
- Zastanowię się nad tym - odparł pies. - Miałbym do ciebie jeszcze jedno pytanie. Skoro jesteś kolekcjonerem artefaktów, to może wiesz coś na temat ich pochodzenia? Tego typu rzeczy nie biorą się przecież znikąd. Gdzie ludzie najczęściej je znajdują? Albo czy niektóre z nich nie są podpisane przez swoich wytwórców?
- Widziałem parę rzeczy z napisami. Kilka było nawet czytelnych. Nikt jednak nie zna tego języka. - wzruszył ramionami. - Oczywiście, że ci nie powiem, gdzie są. Po co mi konkurencja? - jego odpowiedź była dosyć rzeczowa. - No, oczywiście zawsze są jeszcze serca demonów. Ale już wiesz jak ciężko je zdobyć.
Kenshi pokiwał głową z cichym westchnięciem.
- No dobrze. Chyba nie ma więcej nic ciekawego w tej wieży. W takim razie do zobaczenia.
Pies pożegnał się, po czym zostawił handlarza samego sobie i ruszył spiralnymi schodami w dół, a gdy opuścił budynek, postanowił zwiedzić jeszcze leżący nieopodal kośiół.
- Czy on nie był oznaczony na czerwono? - zapytał Ichirou, zatrzymując się nieopodal świętego miejsca.
- Zgadza się - przytaknął mnich. - Taki kolor zwykle oznacza niebezpieczeństwo. Lepiej miej się na baczności, Kenshi-kun.
Zwierzoludź wziął sobie do serca tą radę i zaczął od dokładne obwąchiwanie terenu dookoła kościoła. Co jakiś czas zaglądał też do środka przez okna, by odkryć czy ktoś się w nim nie zadomowił. Miejsce jednak wydawało się być puste. Kenshi nie znalazł żadnych śladów. Postanowił więc wejść do środka, aczkolwiek nie frontowymi drzwiami. Odnalazł za to okno w zakrystii w którym podważył zasuwę przytrzymującą okiennice, po czym wszedł do środka i zaczął sie rozglądać wewnątrz wraz z duchem mnicha, który zawsze poruszał się przed Kenshim i pierwszy zaglądał do niesprawdzonych pomieszczeń.
Wszystkie z duchów Kenshiego wydawały się być niespokojne, choć nie potrafiły do końca tego wytłumaczyć.
Sam kościół wydawał się być raczej pusty. Większość sal wyglądała jak poniszczone schroniska, najwyraźniej miejsce to często służyło za postój dla większych grup wspinaczy. Trudno się było temu dziwić. W jednym z pokoi znaleźli nawet sztylet do papieru z modlitwą wypisaną na rękojeści. Wbity w pionie wyglądał jak krzyż. Niewątpliwie pozostałość po przechodzącym tędy członku zakonu. Kenshi zaś postanowił go ze sobą zabrać. Być może przyda mu się on w razie spotkania z owymi fanatykami. Choć co prawda smokowcy w jego mniemaniu również mogli zaliczać się pod tą kategorię.
Gdy doszli do głównego pomieszczenia, wypełnionego ławkami, z wielkim ołatarzem i sporą ilością kolum byli lekko wniebowzięci urokiem zdobień jakie znajdowały się w tak małym kościele. Był to niezmierny dowód, że religia zakonników ma swoje źródło w dalekiej przeszłości rasy ludzkiej. Nawet tutaj znajdowały się jej wspomnienia.
Na ołatrzu znajdowało się jednak coś jeszcze. Zamknięta w utworzonym z magii kwadracie była przypinka. Mały kwiat uformwany był z dwóch elementów przypominających szurikeny.
Przyglądając się mu, Sachiko zamarła. Wydawała się pogrążona w jakimś tragicznym, nieprzyjemnym wspomnieniu, które odebrałoby jej pewnie dech w płucach, gdyby jeszcze je tylko miała. Kenshi wiedział o jakie wspomnienie chodzi.
- On wie...on wie, że do niego przyjdziemy. - wydukała z siebie.
- Więc to należało do niego? - zapytał zwierzoczłek, oglądając przedmiot ze wszystkich stron. Zaczął też obwąchiwać ołtarz, by zapamiętać woń człowieka który mógł umieścić na nim ową ozdobę. - Naprawdę musi mu się nudzić skoro przybył tu specjalnie by zostawić nam ostrzeżenie. Znaczy to jednak że wie iż ktoś ci pomaga, bo inaczej nie zadawałby sobie tyle trudu by odstraszyć ducha jednej ze swych ofiar.
- Nie. - zaprzeczyła Sachiko. - To należało do mnie.
- Wyobrażam sobie, że dość ostro mu się wygrażałaś - stwierdził Kenshi, niezbyt wstrząśnięty całą tą sytuacją. W gruncie rzeczy był nawet zadowolony. Taki ślad mógł oznaczać, że wampir którego szukają znajduje się niedaleko. Może nawet na tyle blisko, że zdążą go odnaleźć, pokonać i opuścić to miejsce nim zapadnie zmrok i będzie zmuszony pozostać tutaj przez następnych dwanaście miesięcy. - Dość aby cię zapamiętał i wziął na poważnie twoje groźby. Ale ciekawy jestem skąd dowiedział się, że znalazłaś pomoc? Nie spotkałem jeszcze nikogo kto potrafiłby widzieć duchy tak jak ja. Więc gdyby nawet śledził mnie z daleka, to wyglądałbym na samotnego podróżnika. A gdyby śledził nas na tyle blisko by słyszeć nasze rozmowy, to mało prawdopodobne że nie wykryłyby go cztery pary oczu i mój węch.
Sachiko nie była jednak przekonana. Pokręciła głową przecząc jakiejkolwiek wiedzy na domysły Kenshiego.
- Tak czy siak skądś musiał się o nas dowiedzieć. Jesteśmy tu od niedawna, a nie wyczuwam żadnych świeżych śladów, co znaczy że musiał już od jakiegoś czasu wiedzieć że przybywamy na Koronę - upierał się pies. - Z naszej czwórki ty wiesz najwięcej o śledzeniu i zdobywaniu informacji. Jak inaczej byś to wyjaśniła?
Sachiko trwała w zamyśleniu po czym rzuciła podniesionym głosem. - Ja już nic nie wiem! - aby schować się za plecami Kenshiego. Cholera wie po co. Jednakże kiedykolwiek zwierzokształtny próbował się odwrócić, duch odwracał się z nim.
Zbyt przestraszona aby odejść, zbyt wystraszona aby chcieć rozmawiać? Sachiko w bezradności potrafiła być dość zabawna.
Kenshi zamknął prawe oko i westchnął, po czym uśmiechnął się.
- Skoro tak, to razem do tego dojdziemy - oświadczył pewnym siebie głosem. - Teraz, gdy zdaję sobie sprawę z jakimi niebezpieczeństwami przyjdzie nam się się zmierzyć, nie mam więcej żadnych wątpliwości. Odnajdę wampira, który pozbawił cię ciała i upewnię się że nigdy więcej nikogo nie skrzywdzi. Jeśli wie, że tu jesteśmy, to tym szybciej go znajdziemy, więc nie ma czym się przejmować.
- Hehe. Nie wiedziałem że ninja to tacy tchórze - wtrącił Akihito, uśmiechając się złośliwie do Sachiko, którą zaczął uporczywie trącać łokciem.
- Urusai, Bakahito! - fuknęła zirytowana dziewczyna, wymierzając mu mocnego kopa w przyrodzenie, który aż podrzucił go o dobre dwa metry w górę i mimo braku bólu chłopak odruchowo złapał się za krocze, a jego twarz wykręciła się w bolesnym grymasie.
- To nie było miłe - wydyszał cienkim głosem. - Zobaczysz, że jeszcze ci się za to odpłacę.
- Może odłóżcie to na później - zaproponował Kenshi, ruszając w kierunku wyjścia z kościoła. - Powinniśmy jak najszybciej opuścić miasto. Chyba nie znajdziemy tu więcej nic ciekawego, a dodatkowo jeśli się pospieszymy, może uda nam się dogonić Marka i Leilę.
To powiedziawszy pies opadł na cztery łapy, wyskoczył na ulicę przez jeden ze zbitych kościelnych witraży i popędził w kierunku północnej bramy, gdzie miał zamiar przy pomocy swojego węchu upewnić się że dwoje wojowników rzeczywiście opuściło miasto bez niego.
 
Tropby jest offline  
Stary 23-02-2014, 20:25   #7
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Białowłosy mężczyzna spokojnie rozlewał wcześniej przygotowany eliksir na osmoloną ściankę kominka. Magiczny specyfik zareagował z magicznym kamuflażem, demaskując ukryte, podziemne przejście. - Nie ma mowy abym tamtędy szedł. - szepnął sam do siebie mężczyzna na temat jakiegoś miejsca, zagłębiając się w podziemne przejście.
Szedł spokojnie ciemnym choć bezpiecznym tunelem. Pamiętał jeszcze jak budował go kiedyś z poszukiwaczami skarbów. Nigdy nie sądził, że będzie on tak skuteczny.
Po wielu godzinach prostej drogi wpadł na kolejne schody. Wspiął się nimi po omacku aby wyjść na powierzchnię. Na skraj lasu.

Wewnątrz tęczowego lasu znajdowali się jednak ludzie, którzy zmuszeni byli do przejścia przez całą jego odległość.
Kenshi może człowiekiem nie był. Jego sytuacja była podobna.
Nie czuł się pewnie wchodząc do lasu samemu i zdając sobie sprawę, że nikt nie czekał na jego powrót ani trochę dłużej niż to było potrzebne. Ludzie w tym niezwykle niebezpiecznym miejscu niezwykle nieostrożnie podejmowali się samodzielnej wspinaczki.
Gdy Kenshi pojawił się w lesie jego przeczucia były złe. Drzewa zdawały się nienaturalnie wysokie, kierunku nie dało się niemal stwierdzić. W dodatku wszędzie porozrzucane były monety, jak gdyby ktoś zaznaczał swoją ścieżkę, chociaż chodził w niezwykle niepojętym zygzaku.
Sam pies miał wrażenie, że nie jest w stanie poruszać się po prostej linii. Las go zwodził i oszukiwał. Miał dużo mniejsze poczucie kontroli nad swoją podróżą. Dość długo nie mógł natknąć się na nikogo, mimo że kilka razy czuł się obserwowanym. Jego wakizashi nie świeciło jednak ani razu.
W przeciągu tego krótkiego spaceru brał już kilka "drzemek" z powodu nagłego zmęczenia. W pewnym momencie Sachiko odzyskała siły po zmierzeniu się z dziwną cmentarną aurą. Nie zauważył nawet kiedy.

Jego duchy w końcu spojrzały pytająco na swojego szamana. - Co tu się dzieje? - spytał niepewnie mnich. Las ich nie lubił. Tęczowe poświaty między liśćmi drzew wysoko nad nimi, zielona trawa, przepiękne kwiaty...oraz martwa cisza i pozbawiona kierunków ścieżka. Tym razem nie mieli mapy pełnej "wskazówek" jeżeli można tak było nazywać kolorowe budowle. Byli sami i byli zgubieni.
 
Fiath jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172