|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-03-2014, 23:58 | #11 |
Reputacja: 1 | - Leć do nich.- Powiedział Bill, odciągając spust kuszy i wypuszczając bełt w kierunku poruszających się za oknem sylwetek i cieni.- My zajmiemy się tutaj resztą!- Pierwszy napastnik, który ośmielił się przekroczyć drzwi karczmy trafił natychmiast na sztych ostrza wiedźmy. Następni mieli się już bardziej na baczności, lecz nie rezygnowali z ataku...
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!" ~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika". |
22-03-2014, 00:02 | #12 |
Reputacja: 1 | Kiwnęła głową i od razu pobiegła w stronę schodów. Potykając się o stopnie, wleciała do góry i podniosła raban tak, że wszyscy się obudzili. Waliła w drzwi, krzyczała, biegała głośno, każąc wszystkim uciekać. Po chwili zdyszana stanęła na środku korytarza. Co ona ma teraz zrobić? Gdzie uciec? Nie może zostawić Billa, ale jednocześnie nie potrafi go bronić. Pomimo to zbiegła ponownie na dół. - Bill! - zawołała i rozejrzała się płochliwie po sieni. |
22-03-2014, 00:10 | #13 |
Reputacja: 1 | Podłogę zalegało już kilka ciał, pokrywały ją też nieregularne plamy krwi. Napastnicy nosili skórzane, nabijane ćwiekami zbroje i woale okrywające twarze. Poza trzema, czy czterema ich ciałami, oraz nieruchomym i prawdopodobnie martwym Furkasem, na podłodze leżał jeszcze Roland, przebity włócznią na wylot. Na jego twarzy odmalował się wyraz zniesmaczenia, oraz niezadowolenia. "Zostanie ślad", zdawała się mówić jego mina. Zdaje się, że całe starcie przeniosło się na zewnątrz. Nagle stało się coś nieoczekiwanego: Roland zamrugał i stęknął, starając się wstać. Nie był martwy!
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!" ~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika". |
22-03-2014, 00:18 | #14 |
Reputacja: 1 | Miranda omiotła wszystko spłoszonym spojrzeniem. Na widok śmiertelnie rannego, jednak wciąż żywego szlachcica krzykneła głośno i przytknęła dłonie do ust. Nie było jednak czasu na bezmyślne gapienie się. Szybko wzięła rozbieg i przeskoczyła nad kontuarem. Wparowała do kuchni, porwała jakiś nóż, po czym ukryła się pod blatem. Dygotając cała z nerwów i ledwie powstrzymując histeryczny płacz, rozglądała się w panice. Znajdą ją. Zabiją. Albo... co gorsza, wezmą do niewoli. Wtedy będzie mogła jednak spotkać swoją siostrę... Nie, nie, nie! Potrząsnęła głową z cichym piskiem. Musi być wtedy gotowa, by walczyć, bo pozabijać ich za te krzywdy, co im wyczynili!... |
23-03-2014, 15:14 | #15 |
Reputacja: 1 | - Hej, dziewczyno...!- Rozległo się wołanie Rolanda.- Chodź no tu! Potrzebuję pomocy, nie mogę wstać. Głos miał płynny i czysty, nie rzęził, ani nie wyglądało na to, żeby miał niedługo paść w agonii. Wydawał się raczej... wzburzony całą zaistniałą sytuacją. Tymczasem odgłosy walki z zewnątrz wydawały się... oddalać od tawerny, jednak mogło to być jedynie złudzenie.
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!" ~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika". |
23-03-2014, 17:44 | #16 |
Reputacja: 1 | - Ale już poszli? - zapytała piskliwym głosem, wychodząc powoli do sieni. Nadal ściskała mocno nóż obiema dłońmi, jakby bojąc się nagłego ataku, pomimo, iż słyszała, jak szczękanie oręża powoli się oddalają. Wpierw wzrokiem omiotła pomieszczenia, rozbiegany wzrok na chwilę skupiając na każdym z trupów. Dopiero wtedy spojrzała na szlachcica. - Wszystko w porządku? - zapytała głupio, wychodząc powoli na środek sali. |
23-03-2014, 17:54 | #17 |
Reputacja: 1 | - Przecież ich tu nie ma, głupia.- Burknął mężczyzna, wciąż starając się dźwignąć z ziemi mimo przyszpilającej go do desek podłogi włóczni.- A ze mną będzie dobrze, kiedy już się pozbieram. Wyjmiesz ze mnie ten badyl, czy nie?- Poza śmiertelną raną w brzuchu Roland wydawał się być w porządku. Zdaje się więc, że jedynym co pozostało Mirandzie to pomóc mu w potrzebie.
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!" ~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika". |
23-03-2014, 18:01 | #18 |
Reputacja: 1 | Ah... - jęknęła tylko i ostrożnie odłożyla miecz na kontuar, po czym podbiegła do niego. Patrząc mu w oczy przez chwilę, potem na kałużę krwi i znów na niego. - uwaga.. - mruknęła cichutko, po czym zaparła się i jednym ruchem wyszarpnęła włócznię z podłogi. Zrobiła aż kilka kroków w tył, po czym spojrzała najpierw na czubek włóczyi, potem na swoje ręce. Szybko odrzuciła broń, jakby ją poparzyła, a po chwili dopadła do mężczyzny, po czym rozchyliła jego ubranie. - nic ci nie jest? - szepnęła i przyjrzała się jego brzuchowi. Wydawała się być zszokowana ta sytuacją, nieprzytomnym wzrokiem co chwila omiatając pomieszczenie. Jej ramiona drżały nieznacznie. |
23-03-2014, 18:06 | #19 |
Reputacja: 1 | Roland odepchnął ją bez ceregieli i wstał, poprawiając swój przesiąknięty krwią strój. - Wyliżę się.- Rzucił tylko, podchodząc do baru i podnosząc nóż, który tam zostawiła. Zatknął go sobie za pasek i ruszył w kierunku drzwi, jak gdyby nigdy nic. Zatrzymał się dopiero na progu, jakby wahał się nad jakąś decyzją. Po dłuższej chwili odwrócił się do Mirandy. - Dzięki za pomoc. Lepiej nie zostawaj tutaj zbyt długo, nie wiadomo co może się stać. Najlepiej jak najszybciej idź nad zatokę i tam zaczekaj na prom rano. Zostało kilka godzin do świtu...- To mówiąc Roland zdjął z palca swój srebrny sygnet i rzucił go dziewczynie.- Weź to. Powinno ci trochę pomóc. Któregoś dnia zgłoszę się do ciebie, by go sobie odebrać.- Po tych słowach wyszedł w noc.
__________________ " - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!" ~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika". |
23-03-2014, 18:43 | #20 |
Reputacja: 1 | Spłoszona dziewczyna złapała zwinnie pierścień, po czym spojrzała w drzwi, w których przed chwilą stał mężczyzna. - Nawet nie wiem...! - zawołała za nim, jednak jego sylwetka całkowicie zniknęła w ciemności. - ...jak się nazywasz, panie... - dokończyła cicho, po czym wybiegła przed karczmę. Rozejrzała się w panice, po czym uciekła w noc, nie zważając na krzyki i hałas broni, pobiegła w stronę przystani. *** Dzień na dobre zawitał w porcie, pomimo, że słońce przed chwilą nieśmiało wyjrzało zza horyzontu. Zmęczona i zmarznięta Miranda, chodziła pomiędzy barakami, słuchając klnących jak szewcy marynarzy. Pierścień przyjemnie nagrzał się od jej ciała, schowany pomiędzy piersiami w gorsecie. Nie wiedząc co robić, podeszła do jednego z majtków. - przepraszam.. - zaczęła niepewnie, dotykając jego ramienia. Odsoczyła od razu, gdy ten zamachnął się na nią ręką. - spadaj,dziewko! Chędożyłem całą noc! -rzucił cierpko, na co dziewczyna skuliła się lekko. - szuam kapitana. - powiedziała cicho, na co mężczyzna zacmokał. - tam. - zabuczał, i lustrując ją wzrokiem, pokazał głową jeden z baraków. - pewnie pilnuje ładowania towaru. - rzucił jeszcze, po czym wrócił do rozmowy z towarzyszami. Dziewczyna szybkim krokiem pobiegła we wskazanym kierunku. Na miejscu podeszła do spasłego mężczyzny z fajką, pewnie kapitana. - przepraszam, nie szukacie kogoś na statku do gotowania? - zapytała nieśmiało, stając prosto. Mężczyzna spojrzał na nią rozleniwiony, po czym zmierzył od góry do dołu. Pewnie nie prezentowała się najlepiej, zakrwawiona spódnica, blada, umęczona twarz i bose stopy. - Dziołcho.. - westchnął ciężko, po czym zaciągnął się. - na drugi brzeg? Potwierdziłą skinięciem głowy. - Eja! - zawołał na jednego z tragarzy, który podszedł od razu do niego. - zapytajcie no Mademoiselle czy do pomocy nie potrzebuje kogoś na kuchni! - wydarł się głośno. |
| |