Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-04-2014, 07:45   #11
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Słowik i Ross roześmiali się słysząc tłumaczenia mężczyzny. Ten rzeczywiście nie mógł mieć wiele wspólnego z wojaczką, jeżeli nawet nie wiedział, kto to są maruderzy.
- Jakbyś był maruder, to byś nie był z olbrzymich sił, tylko z osłów, które za wojskiem nie nadążają. Albo lezą za wolno, bo na przykład niosą rannego... - Słowik wskazał półprzytomnego mężczyznę, nawet z pomocą pozostałych ledwo stojącego na nogach. - Albo tak jak mówisz, nie mają sprzętu odpowiedniego by być na pierwszej linii, albo tyle się już narabowali i na gwałcili, że ledwo nogami powłóczą. - Słowik przez chwilę milczał i ciężko zza maski zakrywającej mu twarz było stwierdzić, co naprawdę myślał. - Ale kto, to ja by wtedy był, żeby was oceniać. - Roześmiał się i podszedł do grupy, żeby po kolei uścisnąć im ręce.
- Wołają na mnie Słowik.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.
Lost jest offline  
Stary 21-04-2014, 22:14   #12
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Arvolen przysłuchiwał się rozpoczynającej się niemrawo rozmowie. Po chwili elf wiedział już, że ci których spotkali są bliżsi zwierzyny, niźli myśliwym, a to między innymi po tym co mówili oraz po ich zabrudzonych ubraniach i zmęczonych twarzach. Mimo całej tej narastającej atmosfery zaciekawienia i poruszenia nie można było tracić czujności, gdyż, ci którzy zmienili tą wioskę w kupę tlących się jeszcze popiołów mogli być niedaleko.
-Skoroście dopiero co przed swymi oprawcami uciekli to rzeczą niezwykle możliwą jest, że oni was szukają, a to zagrożenie dla nas wszystkich. Powinniśmy się stąd oddalić i to prędko. Poopowiadać sobie o dobrych czasach można zawsze, a teraz ruszajmy. Nie nam tracić czas skoro nic nie da się tutaj uratować, a do tego z każdą chwilą zwiększamy ryzyko napaści.- Wyraził swe zdanie wysoki przedstawiciel starszego ludu, po czym skierował się ku pozostawionej przez nich karawanie. Łuk nadal trzymał w gotowości, gdyż wolał nie kusić losu, który w takich sytuacjach potrafił być aż zanadto okrutny.
 
Zormar jest offline  
Stary 22-04-2014, 11:53   #13
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Artur z przymrużonymi oczami przysłuchiwał się całej sytuacji. Nie interesowało go zbytnio co się stało i stanie z tamtą małą grupką. Jednak gdy elf wspomniał o opuszczeniu tego miejsca, głośno powiedział:
-Może jednak zostaniemy chwilę i zbadamy to miejsce? Lepiej wiedzieć z kim lub czym mamy do czynienia? Nieprawdaż? - po czym rozpoczął wpatrywanie się w człowieka odpowiedzialnego za bezpieczeństwo, miał nadzieję, że tamten zgodzi się z nim i pozwoli chociaż wykonać parę sekcji, co bardzo kusiło Bran'a, nim wyruszą dalej w ku zbliżającemu się celowi podróży.
 
Matemaru jest offline  
Stary 23-04-2014, 00:17   #14
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nie wiadomo kiedy otoczyli ich uzbrojeni ludzie... i nieludzie. Gerfyn powoli położył Meegerena na ziemi, a rękę na rękojeści miecza. Nie prowokacyjnie. Po prostu widząc przygotowane do strzału łuki sam też wolał mieć uzbrojenie w pogotowiu. Na szczęście obyło się bez bitki - dziwni osobnicy zdali się uwierzyć Kurtowi.
Gdy niejaki Słowik uścisnął mu prawicę, kapłan także postanowił się przedstawić.
- Jam jest Gerfyn Lyrd Deroth aep Gerrof, z Nilfgaardu, sługa Wielkiego Słońca. W skrócie Gerfyn. Do usług.
Na słowa elfa odpowiedział:
- Nie wiem, czy nas poszukują. Lecz trza Wam wiedzieć, że nie są to zwykli rabusie. Ba, rabowanie zupełnie im nie wychodzi. Za to mordowanie, branie jeńców i niszczenie idzie im wyśmienicie. Zaatakowali nas gdyśmy eskortowali wozy tego jegomościa, który leży tu bez ducha. Kilku z nas zabili, a wozy podpalili. Dobrze widzą w ciemności, choć chyba nie było wśród nich elfów. Dobrze zrobicie, jeśli potraktujecie ich poważnie.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 23-04-2014, 00:57   #15
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Artur

Niestety, czy też stety, w zależności od punktu widzenia, w zwłokach nie było nic niezwykłego, czy choćby odbiegającego od normy, prócz tego, iż za życia padli ofiarami nagłej i brutalnej śmierci rzecz jasna.
W rezultacie pożaru nie ocalało też wiele z materialnych dóbr oraz innych śladów, które mogłyby dać jakieś pojęcie o byłych mieszkańcach byłej wsi lub ich zabójcach.

Wszyscy

Rolf Basson stanął przed sporym dylematem.
Z jednej strony było raczej jasne, że napotkani oberwańcy nie stanowią bezpośredniego zagrożenia dla karawany, a przeciwnie, mogli się przydać, już to ze względu na dodatkowy miecz, co prawda tylko jeden, dodatkowe ręce do pracy, tych było już więcej, już z uwagi na ewentualną wiedzę o okolicy i niebezpieczeństwach reszty trasy.
Z drugiej strony, to co czyniło ich przydatnymi, mogło być jednocześnie ich zgubą – co jeśli i oni zostaną napadnięci przez tych, którym owa grupka się wymknęła?
Zagryzł wąs, po czym po kilku dość napastliwych pytaniach, nakazał im zaczekać z ludźmi, którzy ruszyli z nim na zwiady i udał się naradzić z kupcami. W końcu oni mu płacili, a wiadomo, nasz klient, nasz pan.
Kupcy, czy to z lekceważenia i nieświadomości, czy to, bardziej niecodziennej, dobroci serca, zaakceptowali dodatkowych pasażerów, pod warunkiem, że nie opóźnią marszruty i nic ich nie będą kosztować.
- Dobre, możecie zabrać się z nami do Yspaden. – mruknął szorstko, gdy wrócił do uciekinierów. – Ale powiedzcie lepiej wszystko, co wiecie i coście widzieli po drodze. I przydać się w trasie też macie, jak nie mieczem, to drwa rąbać, ognia pilnować i takie tam, prace pomocnicze. Jasne? Pasuje? No, to jazda na wozy, nie będziem stać w tych ruinach dłużej, niż trzeba.
Wyjeżdżając ze wsi, minęli stare drzewo o szerokim pniu i bujnej koronie, do którego przywiązane były dwa trupy – jeden do pnia właśnie, należał do kobiety, drugi, mężczyzna najeżony strzałami, zwieszał się z niskiej, acz grubej gałęzi.
Oba nieboszczyki były przedmiotem uczty kruków, które zleciały się do nich i obsiadły je całą chmarą.

Do wieczora podróż przebiegała spokojnie i bez żadnych dalszych atrakcji bądź niepokojów.
Krajobraz nie zmienił się, patrząc na południe nadal widziało się złote morze zbóż, ciągnące się aż po horyzont, na północ od traktu rozciągał się zaś las, to zbliżając, to oddalając, ale towarzysząc bez przerwy.
Wieczorem, gdy zaszło już słońce, a oni zatrzymali się przy trakcie na nocleg, światło księżyca i gwiazd pogasiły chmury, czarne obłoki przypominające o zgliszczach, które zostawili za plecami.
Zrobiło się duszno, zapachniało deszczem.
A potem rozpętała się burza.
Krótka, ale gwałtowna, z całym dobrodziejstwem inwentarza w postaci grzmotów i błyskawic, jak to letnia burza.

O świtaniu, gdy zaczęli się budzić, zwijać obozowisko i szykować do drogi, po chmurach nie było już śladu.
Blade niebo zaróżowiło wstające słońce, a gdy w całości wzniosło się nad horyzont, wszystko było już prawie suche.

W końcu w oddali pojawił się czarny punkt, z każdą przejechaną milą Traktu Północnego rosnący coraz bardziej.
Było jasne, że w końcu zbliżali się do Yspaden.
Resztę drogi do miasta pokonali bez przeszkód, mimo narastającej paranoi wśród najnowszych nabytków obstawy kupieckiej ekspedycji, która udzielała się też Bassonowi.
Nic się jednak nie wydarzyło.

W cieniu niezbyt imponującego, ani wysokością, ani wykonaniem, a już najmniej stanem, ale jednak kamiennego, muru okalającego Yspaden natknęli się na podobną im karawanę, acz nie tak liczną i bogatą.
Musiała przybyć z południa, Traktem Nadbrzeżnym, bo nie minęli ich na Północnym, a Gerfyn, Marina, Kurt i będący w lepszym już nieco stanie Meegeren, nie widzieli ich, gdy opuszczali miasto.
W pierwszej chwili na ich widok kupcy czmychnęli pod wozy, a ich ochroniarze wyglądali, jakby mieli zamiar zrobić to samo, szybko jednak koledzy po fachu rozpoznali się, ktoś tam nawet spotkał swojego znajomka czy powinowatego.
Atmosfera ociepliła się nieco, w każdym razie na tyle, by podjąć normalną konwersację.
- Bramy zamknięte, nie chcą nas, psie chuje, wpuścić. Że niby jacyś zbóje grasują i wszyscy przez to w portki srają. – poskarżył się jeden z kupców, indagowany przez Rolfa Bassona i jego chlebodawców, co właściwie do cholery robi pod murami, zamiast wjechać do środka, jak ludzie.
- A jam myślał, że mnie straszycie, żeby się na wozy załapać. – pokręcił głową Basson, wezwawszy uprzednio ocalałą czwórkę z meegerenowej wyprawy. – A tu się pokazuje, nie tylko prawda, ale i gorzej jeszcze, jak nikomu nie dają wjechać. Co nam czynić tedy, panowie kupcy? Odbić na południe, do następnego grodu?
- Nijak nie!
– oburzył się jeden z handlowców. – Toć my przecież umyślnie do Yspaden, bo tu port.
- Popróbujcież, panie Basson, jakoś przekonać strażników, by wpuścili…
- powiedział inny, ale bez większego entuzjazmu.
- A, tego, zaoferowaliście już im cosik? Posmarowaliście, znaczy? – wtrącił kolejny, kierując pytanie do drugiej grupy kupców.
- Jeszcze nie. – odpowiedział najstarszy z nich, spoglądając po towarzyszach. – Ale spróbować można, jak tylu nas teraz, to przyzwoitą ściepę się zrobi.
- Ja… znam jednego, co bierze… wypuścił nas, uchhh...
– wystękał słabo Meegeren, zapewne ku zaskoczeniu wszystkich nadążając za rozmową. – Poel… z nazwiska, dowódca warty, o niego pytajcie… moje... powołajcie... – powiedział, opierając się o wóz i oddychając ciężko.

Pojawił się więc sposób na pokonanie przeszkody, która sprawiała, iż byli jednocześnie tak blisko i tak daleko od celu swej wędrówki.
Otwarta pozostawała kwestia, kto i jak się jego realizacji podejmie.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 25-04-2014, 04:30   #16
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gerfyn nie widział powodu, żeby cokolwiek ukrywać. Opowiedział o tym jak eskortowali karawanę Meergerena (przemilczał tylko powód dla którego to robili) i o tym jak zostali zaatakowani w miejscu, które już zdawało się bezpieczne. Jak siódemka jeźdźców ich okrążyła i zasypała gradem strzał, siejących śmierć wśród ludzi i zniszczenie w dobytku. Opowiedział o potyczce w miejscu, gdzie zbóje przetrzymywali jeńców, zakończonej śmiercią co najmniej trójki z nich i spaleniem połaci lasu.
W miarę trwania podróży uspokajał się. Jeszcze wielokrotnie Wielkie Słońce będzie musiało przetoczyć się po niebie, nim dramatyczne wydarzenia odejdą w mrok niepamięci, ale przynajmniej paranoja mijała. Jemu było o tyle łatwiej, że nie został schwytany. Nie widział tortur, jakimi zabawiała się przywódczyni zbójców. Choć same widoki zwłok, zarówno członków karawany, jak i mieszkańców wioski, budziły go w nocy.
Z braku wierzchowca jechał na wozie. W czasie postoju pomagał oporządzić konie i doglądał Meegerena. Zdecydowanie unikał oddalania się od bandy.

- Ja pójdę - zaoferował się, gdy poszukiwali kogoś, kto załatwi im wstęp do miasta. - Tylko ktoś inny musi ostrożnie wybadać, kiedy ów Poel będzie miał wartę, żeby nie wyglądało podejrzanie, jak się zacznę o niego dopytywać. Myślę, że w najgorszym przypadku wejdziemy w kilka osób do miasta i znajdziemy statek. Może się uda zaokrętować gdzieś poza miastem.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 26-04-2014, 13:16   #17
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Rozczarowany Artur ruszył dalej z karawaną. Miał nadzieję na ciekawe anomalie w ciałach, a jednak były to zwykłe zwęglone szczątki zabite najprawdopodobniej przez ludzi. Pogrążył się w rozmyślaniach i powoli podążał na swym koniu na czele karawany. Nie wdawał się w żadne rozmowy, ani też jakoś szczególnie nie interesował się nowymi. W końcu cel ich podróży jest tuż tuż więc po co mu jakieś nowe znajomości.
Gdy dotarli do bram miasta Bran jak zawsze tylko słuchał. Nie zabierał głosu, nawet wtedy gdy potrzebowano ochotnika do rozmowy ze strażnikiem. Tylko się przyglądał. Był ciekaw jak zachowa się reszta. W końcu mógł coś zaobserwować a nie jechać bez celu. Jeśli ktoś chciałby, żeby i on poszedł do miasta, to od razu odrzucił propozycje mówiąc, że spróbuje pomóc temu rannemu, którego szansę na przeżycie wzrosły, po tych majakach.
 
Matemaru jest offline  
Stary 26-04-2014, 20:34   #18
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Ruszyli w drogę, lecz ku zdziwieniu elfa w większej kompanii jak to mówią. Było to dość nieprzemyślane według niego, lecz postanowił się nie wtrącać. W końcu to nie on tutaj dowodził i nie spodziewałby się, czy ktoś przejął by się jego zdaniem.
Założył łuk na plecy, po czym wskoczył na swoją białą klacz. Poklepał ją po szyi i szepnął coś w starszej mowie do ucha. Klacz jak na znak ruszyła traktem. Arvolen jechał kawałek przed wszystkimi i jako pierwszy dostrzegł dwa trupy. Najbardziej zainteresował go ten drugi, ten naszpikowany strzałami. Pamięta takie "jeże"...

Strzała wbiła się w ciało, jak kilkanaście przed nią. Żadna nie była śmiertelna, nie miała taka być, miała nieść ból. Straszliwy ból. Arvloen napiął cięciwę i momentalnie ją puścił Żelazny grom wbił się w głowę człowieka pod drzewem. Wystarczyło bowiem zabawy. Pozostali nalegali by kończyć, mówili "już czas". Czas było spalić wioskę. Tak jak poprzednie...

Elf odwrócił wzrok i przejechał pod ciałami. Nie chciał już na nie patrzeć. Nie chciał wspominać. Puścił przodem Artura, a sam zajął miejsce przy końcu karawany.

W nocy była letnia burza, intensywna, acz krótka. Mimo wszystko odzienie i tak trzeba było wysuszyć, więc nie obeszło się bez pobytu przy ognisku. Dziś bliżej niż zawsze. Arvolen przysłuchiwał się opowieści, gdyż i tak nie miał nic do roboty a to pozwalało zabić czas.

Następnego dnia dotarli wreszcie do swego celu, a przynajmniej do celu niektórych. Jego cel bowiem był wszędzie i nigdzie. Ów cel przemieszczał się i był nieuchwytny, lecz on i tak go odnajdzie, skontaktuje się z nimi. Skontaktować prawie zawsze się udawało. Tymczasem jednak pozostawała sprawa dostania się do tego miasta. Na wieść o poszukiwaniu ochotników do załatwienia wjazdu nawet się nie poruszył. Wiedział bowiem, że on jako elf nie miałby raczej większego powodzenia w negocjacjach. Ludzka niechęć zawsze była duża w oddalonych miejscach. Przyglądał się więc pozostałym i wyczekiwał na ich reakcje.
 
Zormar jest offline  
Stary 26-04-2014, 22:35   #19
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Post przy współpracy z Kanną.

- Co jest Elfie, trupa żeś piękniutki nigdy nie widział?! – Krzyknął Ross do mijającego powieszone ciała Arvolena. Nieludź nie odpowiedział pogrążony we własnych, ponurych myślach.
- Może i nie widział. – Odrzekł Słowik zrzucając na ziemię podróżną torbę. – Żeś chujową tą ochronę dla tej karawany dobrał. – Powiedział z kpiną. – Trupów się boją.
- Ja żem gówno miał w tym do powiedzenia. – Odciął się przewodnik bojowo odgrażając się wyciągniętym palcem. – Kupce brały, ja dowodzę. Zresztą właź na to drzewo, a nie gadaj tyle sukinsynu przez topielca chędożony.
Słowik nic nie odpowiedział na obelgę, zastanawiając się, czy jest sens się opasać się mocną, wyrobioną ze skór zwierzęcych liną. W końcu odrzucił ją od siebie i bez zabezpieczenia z kocią gracją wspiął się na gruby konar, do którego przywiązani byli martwi wieśniacy. Wyciągnął z cholewy buta myśliwski nóż i kilkoma ruchami odciął naszpikowanego strzałami kmiotka. Ciało z hukiem uderzyło o ziemię.
- Ależ on śmierdzi. – Rzucił Ross z dołu zakrywający twarz rękawem przeszywanicy. Po chwili stał obok niego Słowik.
- Nie wiem, czuje tylko ciebie, ale to już od kilku dni. – Odgryzł się, za poprzednią zniewagę Słowik, klękając przy trupie. – No pięknie go urządzili.
Mężczyźni pospiesznie przeszukali zwłoki, bez zaskoczenia nie znajdując niczego wartościowego. Następnie Słowik naciął rany przy nieuszkodzonych strzałach i wyciągnął je na zewnątrz, wkładając je do kołczanu. Już dawno nauczył się, że w na trakcie wszystko może się przydać i niczego nie powinno się marnować. Po chwili razem z przewodnikiem dołączyli do karawany.


Przemierzali leśną drogę już przez dłuższą część dnia, kiedy zatrzymali się na krótki popas w ruinach dawno opuszczonej chaty. Słowik zeskoczył z wozu uśmiechając się zgryźliwie pod płócienną maską. Powinni maszerować, żeby jak najszybciej zostawić za sobą niewiadome niebezpieczeństwo. Ross zdawał sobie z tego pewnie doskonale sprawę i Słowik stawiał, że to nie on zarządził postój. Pewnie zrobiły to szanowne zady kupców, które dostawały już odcisków od końskich siodeł i zmusiły swoje paniska rozprostować chociaż na chwilę nogi.
Cóż, czasu marnować się nigdy nie powinno, pomyślał idąc w stronę nieznajomej spotkanej we wsi.
- No, to opowiadaj. - Rzucił Słowik podając kobiecie bukłak z wodą. Wydawało mu się, że przestawiła się jako Maria, albo Marina. Nie był pewien i zresztą nigdy nie miał pamięci do imion.
- O czym? - Kobieta spojrzała na niego podejrzliwie, przyjmując jednak bukłak. - Geryfin wszystko powiedział… Było, jako rzekł.
- Więc dewota jako rzekł, - Mężczyzna widocznie nabijał się z tego określenia. - że zabijają dla samej radości zabijania i suki widzą w ciemności, ale to nie elfy. - Słowik roześmiał się. Nie, żeby jakoś bardzo nie wierzył kapłanowi, ale tacy jak on często tracą głowę, a później pletą głupoty. I tak ze stada wilków robi się strzyga, a z kilku rozbójników spokojnie pobierających myto na rozstajach dróg, kwiożercza banda morderców, nabijająca łby na pale.
- Możem nie jest uczony, ale widzę, kiedy się gada co ślina na język przyniesie. Więć przynajmniej Ty nie wciskaj mi takiej ciemnoty, kobieto. - Powiedział już z wyrzutem poprawiając ramiona plecaka. - Chcecie zajść z nami do Yspaden, więc daj mi coś więcej, niż stworki co lubią mordować po nocach. Bo kupcy i pewnie kupili tą historyjkę, bo na rękę im łatwe wyjaśnienia i złoto w kiesach, ale ja muszę dopilnować, żeby tym tłustym knurom włos z łba nie spadł, więc proszę ja ciebie gadaj, jak to było dokładnie od początku i odpuść mi bajdurzenie o radosnym mordowaniu, bo tak, bo nuda, bo dlaczego i nie.
- O nic nie pytali. Niczego nie chcieli. Złapali, przywiązali i zarzynali po kolei - Marina opowiadała spokojnie i beznamiętnie. Aż nazbyt, jak na gust łowcy. Być może weteranka, choć nie wyglądała. Musiał jeszcze z tą kobietą kiedyś pomówić. - Ta kurew, co nimi dowodziła, zdecydowanie miała z widowiska radość. Miała też szramę przez pół twarzy. I pewnie nieco elfiej krwi. Więc jeśli pytasz, czy Geryfin nie kręci, to odpowiadam ci, szczerze: nie.
- A dawno tu jesteście? Wcześniej nic o tej grupie nie słyszeliście? Duża ona jest? - Słowik miał jeszcze wiele pytań do zadania. Kobieta zamyśliła się nad odpowiedzą.
- Ochranialiśmy karawanę. - Łowca omiótł spojrzeniem jej towarzyszy. Nie dziwota, że przy takiech ochronie padli łupem banitów.
- Napadli nas, część od razu wybili. - Kontynuowała. - Kobieta i kilku mężczyzn. Wcześniej nic nie było słychać o żadnej bandzie. Ze trzy doby spędziliśmy w niewoli... Uciekliśmy, potem... - Zawahała się na sekundę - Wydarzył się pożar. Błąkałam się po lesie, potem resztę odnalazłam no i na was wpadliśmy.
- W tej niewoli, to ile widzieliście bandytów?
- Kilku ich było. –
Słowik skrzywił się. Kilku nie pali wiosek. Kobieta spojrzała na mężczyznę podejrzliwie. - A czemu mnie tak wypytujecie?
- Żebyś mogła dożyć do Yspadem. - Odpowiedział Słowik, bez słowa pożegnania kierując się na tył ruszającej już karawany.

Mężczyzna wyciągnął z plecaka flet prostej konstrukcji i przystawił go do ust. Musiał się zastanowić i przemyśleć co zrobi ze sobą, jak już dotrą do miasta. Być może ktoś tam będzie wiedział coś o tej bandzie. Jeżeli mają więcej pomyślunku to organizują najmitów, którzy ich wyciągną z kniei. I pewnie szukają łowców.

 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 27-04-2014 o 11:09.
Lost jest offline  
Stary 27-04-2014, 01:04   #20
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Kurt odetchnął lekko, gdy Meegeren w końcu dał jakieś oznaki życia stanowiące o jego żywotnej wyższości nad przeciętną rośliną. Zawsze jedna osoba więcej z jego kompanii. Choć niestety, jak dopiero teraz zdał sobie sprawę, z całej tej kasy, którą mieli dostać, wszystko poszło w cholerę. Dla niego nawet razem z Ragnarem, który gdzieś się zgubił po drodze, a to właśnie on obiecał pochodzącemu z Toussaint cherlawemu mężczyźnie zarobek. Czyli cała ta wyprawa skończyła się na tym, że prawie go ukatrupiono na śmierć, a ani złamanej korony za to nie dostał. A na koniec, nawet do pieprzonego miasta go nie chcą wpuścić, łajzy jedne.

- Ja wybadam tego Poela. - Odpowiedział Gerfynowi. Spodziewał się, że wśród tych rębajłów i kupców nie znajdzie się nikt chętny, a on ze swoimi talentami mógł spokojnie podołać temu zadaniu. Zresztą, im szybciej dostaną się do miasta, tym lepiej. Jak dało radę, wypytał o wygląd tego Poela Meegerena, jak nie, to kierował się tym, że był dowódcą. Zresztą, w jego pojmowaniu, nie byłoby źle po prostu się zapytać o rozmowę z dowódcą, ale już nie chciał się kłócić i postanowił wykonać powierzone mu zadanie.
 
Zara jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172