lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   [Fantasy] "Obowiązki Wzywają" (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/14131-fantasy-obowiazki-wzywaja.html)

Vilir 28-04-2014 20:00

Ron spojrzał na mężczyznę, który się do niego przysiadł. Nie wyglądał na zbyt inteligentnego, a to że był pijany, tylko ułatwiało von Hellsowi sprawę.
- Biją się?! - krzyknął dziedzic Histon udając zaciekawionego. - Dobrze zrobiłeś że przyszedłeś z tym do mnie. - Szlachcic sięgnął po pierwszy lepszy kielich jaki znalazł na stole i wlał do niego wina. - Twoje zdrowie przyjacielu! - powiedział do mężczyzny. Oczywiście nie miał zamiaru tego pić, planował wylać nic nie warty trunek za siebie gdy tylko osobnik, który się do niego przysiadł będzie zbyt zajęty rozcieńczonym alkoholem. Gdy tylko ,,skończyli'', Ron zaczął znów nalewać im wino - W pełni się z tobą zgadzam, przemoc potrzebna jest każdemu mężczyźnie. Za przemoc! - W głowie młodego lorda widniały już kolejne toasty; za prawdziwych mężczyzn,to spotkanie, wino, toast za toasty... A cały czas pojawiały się następne. Ich liczba zależała tylko od ilości wina, które jest w stanie w siebie wlać jegomość szukający ochotników do bójki.

Rycerz Legionu 29-04-2014 18:43

Sarah Mayerven (Mayven)

Szlachcic z pijackim oburzeniem zmarszczył swoje czarne, krzaczaste brwi. W jego oczach pojawił się jasny, groźny blask, który powoli i boleśnie wwiercał się w kobietę.
-Ze mną nie ma żartów...- odburknął cicho. - Brać ją! - wrzasnął nagle rzęsiście opluwając twarzy i włosy Mayven.
Poczuła też, że stojący za nią mężczyzna, złapał ją swoją ciężką, tłustą dłonią, zaś inny towarzysz rozzłoszczonego arystokraty podchodził powoli z uśmiechem pożółkłych i powyłamywanych zębów. Wiedziała jednak, że opitych osiłków przy dobrych wiatrach powali w mniej niż trzy minuty.

Fey Bellei

Uradowany młodzian ujął ją finezyjnie za dłoń i rozglądając się w koło szukał jakiegoś wolnego do tańca skrawka parkietu. Nie robiąc tego długo, para już po chwili mogła przystąpić do zabawy. I tak też zrobiła.
Tan jakim uraczył ją mężczyzna był szybki i niezwykle żywiołowy. Nie przejawiał też zbytniej wytworności jak na arystokratyczne standardy. Swą prostotą bardziej przypominał najzwyklejszy, wiejski taniec, w którym pogrążeni byli chłopi na letnich jarmarkach. Co wcale nie oznaczało że zabawa nie była przednia. Wręcz przeciwnie.
Onieśmielona Fey zmęczyła się przy nim tak, jakby cały dzień biegała po ogrodzie, czy też wybrała się na długą wędrówkę z ciężkim tobołkiem na plecach.
Widząc to, partner przerwał, uprzejmie podziękował za wspólne pląsy i z uśmiechem odprowadził dziewczynę do najbliższej ławy. On również był wystarczająco wytańczony, choć nie dawał tego po sobie poznać. Nawet wtedy gdy z trudem powstrzymywał ziajanie.
Kiedy tak siedzieli, prócz odpoczywania patrzyli sobie co jakiś czas prosto w oczy. Jego, szaroniebieskie, zdradzały zainteresowanie i głębię, której młoda szlachcianka nie widziała nigdy wcześniej. Przeszły ją lekkie dreszcze. Ni to ze strachu, ni z zimna. Bardziej z niedoświadczenia i niewiedzy tego, co też może chodzić po głowie młodego mężczyzny. Ci, których spotykała dotychczas byli małostkowi i mało interesujący. Zainteresowani tylko figurą czy biustem kobiet takich jak ona. Skąd jednak mogła wiedzieć, czy też ten tajemniczy jegomość był inny? Mogła polegać tylko i wyłącznie na swojej intuicji.
Po chwili, wszelkie wątpliwości rozwiała kolejna propozycja złożona przez mężczyznę. Mówiła zaś ona o spacerze. W tej chwili, w świetle księżyca. To mogło być niezwykle...ciekawe doświadczenie. I bynajmniej nie chodziło tutaj o żadną schadzkę kobiety z mężczyzną. Zaledwie o zwykłą, choć może nie aż tak jakby się to mogło wydawać rozmowę. Bo bardziej głębszą i szczerą, jak to zawsze przy takich okolicznościach bywa.

Kurtingen Vatanaka

Niespodziewanie, uciekającemu Kurtingenowi zagrodziły drogę ostre jak brzytwa ciernie, które pojawiły się znikąd. Od tak sobie. Rozerwały mu szaty i poraniły dłonie oraz twarz. Co dziwniejsze, ból był tak prawdziwy i sprowadzał na niego jeszcze większe wrażenie że to wszystko dzieje się naprawdę.
Już kilkunastu sekundach, prawdziwe cienie zawładnęły umysłem hrabiego. Nie mógł już rozróżnić, czy to sen, czy rzeczywistość. Całkowicie stracił świadomość tego gdzie jest. Coś pchało go do przodu i we wszystkie inne strony. Nawet ciernie rosły w zastraszającym tempie, wbijając się głębiej w ciało Vatanaki i nie pozwalając na ucieczkę.
Ogień... Wszechobecne krzyki i ten ból... To nie był zwyczajny koszmar. On nie pozwalał wyjść... Nie pozwalał go opuścić. Zmuszał do jego ostatecznego zakończenia. Szlachcica zaś, z dużą siłą odepchnęło z powrotem na wijącą się wśród ognia ścieżkę.

Ron von Hells

- Ty... Chcesz mnie upić? *hyk* Ja ci dam siusiu majtku! Jak cię spiorę to cię rodzona matka nie pozna! Widziałem że nie piłeś wina! Argh! - wykrzyknął mężczyzna.
Wstał chwiejnie, lecz po chwili odzyskał równowagę, obierając postawę do bitki. Stał z zaciśniętymi pięściami, przeskakując nie wiadomo jakim cudem po takiej ilości wypitego alkoholu z miejsca na miejsce.
-No dalej! Walczysz czy się boisz?!



Leanali 30-04-2014 19:48

Fey nie zastanawiając się długo, zgodziła się. Już mieli wyjśc, kiedy dziewczynie nagle coś się przypomniało. A gwoli ścisłości: przypomniały jej dźwięki walk z zewnątrz.
- Poczekaj chwilkę. Muszę... za potrzebą - oświadczyła, uśmiechając się z zażenowaniem.
Kiedy się zgodził, czym prędzej wyruszyła w stronę swojego skromnego bagażu. Grzebała w stosie ubrań i innych damskich pierdółek, dopóki nie natrafiła na cel swych poszukiwań. Wyciągnęła prosty strój i skórzane buty, szybko i dyskretnie przebrała się pod kołdrą, a następnie rozejrzała się na boki.
Wszyscy albo wciąż szaleli, albo leżeli niczym kłody na łóżkach w stanie wskazującym na nadużycie pewnych napojów. I bynajmniej nie chodzi tu o kawę. Utwierdziwszy się, że nie jest pod obserwacją, wygrzebała dwa proste, chociaż solidne sztylety i ukryła je w ubraniu. Oczywiście, że nie miała zamiaru nikogo skrzywdzic. Nigdy nie zdarzało jej się walczyc na poważnie, a jej umiejętności do wyjątkowych nie należały. Fakt, była odważna, ale nie na tyle, by atakowac. Po prostu jej ojciec byłby rozczarowany, gdyby dowiedział się, jak lekkomyślnie się zachowuje. Tu, wśród obcych, wśród "zasranych fanów jedwabi"! "Trzeba zawsze umiec się bronic, nie dac się im zastraszyc!"
Eh, pomyślała, miałam po prostu się upic i paśc nieprzytomna, wcześniej nie robiąc sobie kłopotów. Po chwili potrząsnęła głową. Sporo by przegapiła.
Po chwili podeszła do czekającego niedaleko wyjścia towarzysza.
- Wybacz, że musiałeś tyle czekac, poplamiłam czymś suknię - powiedziała z uśmiechem.

Vilir 09-05-2014 18:48

- Jesteś wyjątkowo spostrzegawczy - powiedział wyraźnie zaciekawiony wieśniakiem Ron - nie spodziewałem się, że pijany to zauważysz, ale przy swoim świetnym wzroku jesteś wybitne głupi. Skoro nie masz obfitego biustu i do tego jesteś mężczyzną to jaki sens ma upicie Cię? - Von Hells spojrzał na jegomościa pobłażliwym wzrokiem. - Nie piłem wina, bo jest niedobre. Rozcieńczają je z wodą, a to jest niedopuszczalne i żaden szanujący się szlachcic nie weźmie go do ust. Chciałem zaś, by tak zacny mężczyzna jak ty mógł chociaż tego spróbować, bo podejrzewam, że piłeś jeszcze gorszy trunek od tego, który nam podano.

Rycerz Legionu 17-05-2014 22:17

Kurtingen Vatanaka

Sen szlachcica okazał się być najgorszym, z jakimi miał dotychczas do czynienia. Jego umysł i ciało objął paraliż, zaś on sam pozostawał na granicach świadomości. Bezbronny Kurtingen, leżąc tak na wpół rzeczywistej ziemi, widział, jak ogień zbliża się do niego nieubłaganie.
Łaknące cierpienia płomienie wręcz krzyczały, wydając z siebie demoniczne odgłosy. Wiły się w taki sposób, że w ułamku sekundy, zaczęły przypominać nieziemskie bestie. Rozwścieczone i głodne pomioty.
Niestety, w mgnieniu oku były już o włos od zaspokojenia swego głodu. Błyskawicznie i dziko ogarnęły ciało rozbrojonego ze wszystkich umiejętności szlachcica, karmiąc się jego czerniejącym ciałem. Ból był nie do zniesienie. To była powolna i bolesna śmierć. Taka, której zapewne nikt nie życzył by nawet swemu najgorszemu wrogowi. Chociaż... W Arrnornie takie przekleństwa nie były rzadkością.
To był już koniec.


Fey Bellei

-Naprawdę? Nawet tego nie zauważyłem pani. Chociaż... nawet w worku po zbożu wyglądała byś urodziwie. – powiedział, odpowiadając na wytłumaczenie Fey z uśmiechem.
Po chwili jego dłoń powędrowała w stronę młodej szlachcianki. Znów delikatnie ujął ją i poprowadził na przód.
Mijali chłopów, którzy rozmawiali jak równy z równym z suto upitymi alkoholem dostojnikami królewskimi, co było by nie do pomyślenia w innych okolicznościach. Przechodzili też obok tych z arystokracji, którzy zdecydowanie mieli już dosyć całej biesiady, a okazywali to wyrzucając z siebie to co zjedli i wypili wcześniej. Może i nie były to warunki odpowiednie jak na romantyczny spacer, ale noc była niezwykle ciepła i bezwietrzna, a migających na niebie gwiazd nie zasłaniała nawet najmniejsza chmurka.
Po kilku minutach, znaleźli się spory kawałek od sali, w której ich ugoszczono. W koło były tylko pogrążone już we śnie chłopskie chaty. W tym momencie lekki dreszcz grozy przeszedł przez serce Fey, lecz natychmiast uspokoił ją ciepły i czuły dotyk nowo poznanego jegomościa. Szli dalej.
Im bardziej zagłębiali się w nieznaną dla kobiety wioskę, tym bardziej wydawało się robić ciemno i mrocznie. Witało ich też skrzypienie, wydawane nie wiadomo przez co i skąd od czasu do czasu oraz jakieś dziwne mruczenie. Zdecydowanie oboje woleli by stąd iść, nawet jeśli szlachcianka zabrała ze sobą odpowiednie „narzędzia” do ewentualnej obrony własnej.
Niespodziewanie na drogę po której się przechadzali wyleciała skulona postać w czarnym płaszczu. Biło od niej mieszaniną taniego alkoholu i braku higieny, który utrzymywał się od dłuższego czasu. Po chwili zdjęła kaptur.
Okazał się być to mężczyzna z ogorzałą, pomarszczoną twarzą, okalaną kosmykami siwych włosów. Uśmiechnął się bezzębną szczęką i wyjął ręce przed siebie, najwyraźniej prosząc o wspomożenie.
- Och... już myślałem że to jakiś zbój. Ciesz się starcze, żem cię nie posiekał na kawałeczki. – rzekł towarzysz Fey, grzebiąc w kieszeni.
Wyjął z nich trzy srebrne monety i wręczył je biedakowi. Ten uśmiechnął się kwaśno i pokręcił głową. Za pewne nie była to suma której się spodziewał, lecz i tak można było za nią kupić spory posiłek i jeszcze wziąć kąpiel w jakimś zajeździe. Starzec zszedł im z drogi.

Pozostała część spaceru minęła już spokojnie. Nie czekała na nich żadna niespodzianka, oprócz zerwania się lekkiego wiatru, który i tak nie sprawił szlachciance żadnych większych nieprzyjemności, dzięki ramionom przechadzającego się z nią mężczyzny. Na sam koniec, otrzymała jeszcze pożegnalnego buziaka.
Odprawił ją pod samą salę, gdzie mogła odpocząć po tym dniu i przygotować się na następny. Niesiona sennością, legła tuż obok innego arystokraty, leżącego jakoś dziwnie z miną jakby wyjętą z jakiegoś groteskowego koszmaru.



Ron von Hells


- Posłuchaj ty rozpieszczony chochole! To, co ja piłem nie powinno już cię interesować. – wybełkotał, przerywając co trzecie słowo głośnym czknięciem. – Nie znajdziesz ci już porządnych ludzi. –dodał odchodząc ze zdenerwowaniem.
Po tym jak Ron pozbył się kłopotliwego jegomościa, noc zdawała się być niesamowicie długa i nużąca. Arystokratę szybko zmierził sen, zmuszając go do poluzowania nieco swym kończynom. „Bo jutro przecież też jest dzień.





Vilir 23-05-2014 21:33

Ten dzień był jednym z gorszych w życiu Rona. Najpierw kilka godzin podróży w towarzystwie Lady Crystall, potem rozcieńczane wino, jegomość chcący się z nim bić i łóżko, które nie było zbyt wygodne. Chociaż von Hells był w wielu miejscach, to zasypiając, po raz pierwszy czuł chęć powrotu do Histon. Tam zamiast podróży z Lady Crystall odbyłby polowanie, a wino byłoby prawdziwe. Co prawda nie uniknąłby rozmowy z idiotom, a w zasadzie idiotami,
bo kolacje je w towarzystwie braci, ale za to łóżko byłoby wygodne. Alehrant było miejscem, które zrobiło na nim najgorsze wrażenie ze wszystkich, w których był, a zwiedził ich naprawdę dużo, no ale w końcu Jutro też jest dzień.

Leanali 25-05-2014 05:04

Leżąc w całkiem wygodnym po tak wyczerpującym dniu łóżku, Fey była święcie przekonana, że zaśnięcie nie będzie nawet najmniejszym problemem. Guzik prawda.
Zastanawiała się, co teraz będzie. Związek? Na samą myśl o tym otworzyła szeroko oczy. Ale wtedy miałaby zobowiązania! Na samą myśl o czymkolwiek, co kojarzy się z obowiązkiem doznawała dreszczy. Chociaż, kto wie. Zaczęła znowu dramatyzowac.
No i tęskniła trochę za domem. Jasne, przerwa od rutyny to fajna rzecz, ale miała nadzieję na jak najszybsze spotkanie z Tarą. Nie była w stanie długo wytrzymac bez plotkowania z nią na różne, niegroźne tematy, takie jak problemy starej Mary z bolącymi placami. Znaczy, stara Mary była w sumie groźna, ale naśmiewały się z niej dyskretnie.
Dziwni, obcy ludzie dookoła też trochę przeszkadzali jej w zaśnięciu. Całe szczęście, w końcu jej się to udało. Tej nocy nie miała żadnych snów.

Rycerz Legionu 13-06-2014 15:12

Ron von Hells

Lord Histon został zbudzony przez dziesiątki stóp, które wędrowały po sali, wydając przy tym nieprzyjemny dla ucha i głowy niewyspanego szlachcica dźwięk. Niby skrzypienie, a niby popiskiwanie myszy. Do prawdy przebywanie w pomieszczeniu, w którym ciągle byłby on słyszalny mogłoby doprowadzić do szaleństwa. Na dodatek, gdy arystokrata chciał wstać z łóżka, te jakby wabiło go słodkim i delikatnym głosem. Przez swoją niewygodę można było je porównać do brzydkiej ulicznicy o uwodzicielskim głosie. Coś co było by całkowitą karykaturą rzeczywistości. Ale, jak to mówią „Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma”. A on przez swoje zmęczenie był niczym młody mnich żyjący od kilku miesięcy w celibacie , który spotkał ową, nieurodziwą niewiastę.
W końcu jednak pokusa ustąpiła i Ron mógł przynajmniej podnieść tułów do góry. Zobaczył przez to, że duża grupa ludzi stoi wpatrzona w jedno z polowych łóżek. Wiedziony zwycięską ciekawością, powstał całkiem ze swojej pryczy i podszedł bliżej.
Bezwładne ciało długowłosego mężczyzny wzbudziło w arystokracie falę obrzydzenia. Było całe zaczerwienione, a na licach widocznie odznaczały się purpurowe żyły. Zwłoki wyglądały tak jakby zostały ugotowane. Ale jakim sposobem?



Fey Bellei

Młoda Lady zbudziła się następnego dnia z ostrym bólem pleców. Z pewnością przydałby się jej masaż, który rozluźniłby napięte mięśnie i zagłuszył uporczywe uczucia ucisku. Szybko jednak przerwała rozmyślenia o delikatnych, wprawnych rękach które mogłyby pieścić jej ciało, gdy zobaczyła tłum zgromadzony w jednym miejscu. Mianowicie sąsiednim łóżku. Wstała delikatnie, a jej oczom ukazał się makabryczny widok. Mężczyzna, którego widziała wczoraj, teraz leżał na swym łóżku z otwartymi szeroko oczyma i czerwoną jak demon skórą.
Nie żył, a jedyne co wszyscy w koło mogli zrobić to stać bezczynnie i wpatrywać się w bezwładne ciało.
Na myśl, dziwnym trafem rzuciło jej się zabójstwo jegomościa. Fala niepewności podpowiadała jej, że zabójca wciąż mógłby być w pobliżu.

Vilir 24-06-2014 21:22

Ron był niewyspany, zmęczony, głodny, a do tego przed chwilą zobaczył trupa. Nie pierwszy raz widział nieboszczyka, ale ten odebrał mu jakąkolwiek ochotę na śniadanie. Młody Lord rozejrzał się po zebranych przy ciele, po czym zapytał wyglądającego na najbardziej rozgarniętego.
- Co mu się właściwie stało?
- Tego nie wie nikt. Podobno zginął we śnie, a potwierdza to fakt, że strażnicy nie widzieli
w nocy nikogo kręcącego się wokół budynku. Ale… wiadomo jak to z nimi bywa. Pewnie skorzystali z okazji i nie byli do końca trzeźwi. Z resztą, niedługo powinien zjawić się medyk. - odparł z założonymi na piersiach rękoma, nie odwracając wzroku od leżącego ciała.

Po chwili, tak jak mówił, w budynku zjawił się człowiek który miał zbadać zwłoki. Był to staruszek w zniszczonym fartuchu, z długą siwą brodą, idący w asyście dwóch strażników.. Przez siebie miał na krzyż przewieszone dwa rzemienie z przeróżnymi fiolkami. Bez ogródek, przyklęknął przy łóżku, po czym zaczął badać nieżyjącego szlachcica. Dwóch najbliżej stojących mężczyzn pomogło mu ściągnąć z jegomościa koszulę i buty. Materiał okrycia na tors był całkowicie przemoczony. Sprawiał wrażenie jakby ktoś przed śmiercią oblał go kubłem studziennej wody.
Medyk wyjął zza pasa coś co kształtem przypominało mosiężną trąbkę i węższy jej koniec wetknął w ucho zmarłego. Sam zaś przyłożył swoje do tego szerszego i ze skupieniem wysłuchiwał czegoś, co Ron przy swym obecnym stanie wiedzy o medycynie nie był w stanie pojąć. Kilkanaście sekund później, odłożył dziwaczny przyrząd i dotknął delikatnie dłońmi klatkę piersiową nieżyjącego. Pokiwał nieznacznie głową i zwrócił się w stronę obserwujących.
- Nie żyje, to pewne. Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić przyczyny zejścia, ale wygląda tak, jakby dopadła go “czerwona gorączka”. Może to skutek zbyt dużej ilości wypitego alkoholu, albo przewlekłej choroby. Tego nie mogę potwierdzić. A pytając poza tym, co zrobicie z ciałem? Lepiej byłoby pochować go z dala od wioski. Mógłby jeszcze wywołać jakąś epidemię a i po co? - zapytał cynicznie na koniec, sprawiając wrażenie jeszcze dziwniejszego niż na początku.
Ron spojrzał na staruszka zaskoczony - To szlachcic, więc pewnie zostanie włożony do trumny i wysłany w rodzinne strony, a jeśli nie, cóż... - Lord uśmiechnął się lekko, ale po chwili jego twarz znów stała się poważna - To nie nasz problem.
- Pewnie tak, ja jestem zwykły szary człowiek i nie znam się na tych całych szlacheckich ceremoniałach. Jak dla mnie ta śmierć jest jak każda inna. - odparł, a stojąca tuż obok grupa szlachty zareagowała oburzeniem. Pewnie nie mieściło im się w głowach, jak osoba
o niskim statusie społecznym mogła sobie pozwolić na taką szczerość. Ale tutaj i nie tylko, lecz w każdej mniejszej miejscowości liczył się status lokalny.
Niedługo po wyjściu wioskowego “uczonego”, w eskorcie straży, do chaty wszedł królewski kanclerz wraz z całą swą obstawą.
Stanął nad łóżkiem, a na jakie twarzy wymalował się nieprzyjemny grymas.
- No cóż, zaczął po chwili. Planowaliśmy dzisiaj co innego, ale najwidoczniej nasz plan legł
w gruzach. Dziś wieczorem, odbędzie się ceremonia pożegnania tego człowieka. Liczę
że każdy z tutaj obecnych się tam zjawi. Modły jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Cóż, przynajmniej… poważnie.
- powiedział w charakterystyczny dla siebie, szybki sposób, po czym zamachnął się noszoną krótką peleryną i zostawił wszystkich wraz z ciałem.
Mniej więcej pół godziny później, w do sali wparowali chłopi opatrzeni w duże, złożone na prędce nosze. Posłużyły im one do wyniesienia ciała. Wszyscy pełni zadziwienia a nawet strachu rozsiedli się po stołkach i zaczęli sączyć pozostały z wczoraj alkohol, aby uczcić pamięć tego który odszedł.Cała ta sytuacja ani trochę nie podobała się von Hellsowi, i nie chodziło tu wyłącznie o śmierć szlachcica, którego nie znał, a o pogrzeb, na którym musi być, i o przeciąganie jego pobytu w Alehrant. Umarł to umarł, a skoro była to śmierć taka jak każda inna to po co drążyć temat? O wiele bardziej odpowiadałaby mu śmierć Lady Crystall, wtedy przynajmniej powrót do domu byłby przyjemny. Coraz bardziej zawiedziony tą podróżą opuścił karczmę i wybrał się na spacer. Świeże powietrze dobrze mu zrobi, a może uda się kupić porządne wino? Rześki zapach jaki panował na zewnątrz od razu pobudził szlachcica. Przez jakiś czas przechadzał się po wiosce, aż dotarł do małego kramiku kupieckiego,
w którym stała starsza kobieta proponując zakup wszelakiego rodzaju nalewek, ziół
i własnoręcznie wytworzonych alkoholi. Ronowi udało się nabyć butelkę przedniego wina za grosze, po czym mógł spędzić resztę pozostałego mu wolnego czasu, delektując się nim.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:13.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172