Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-06-2014, 12:07   #1
 
Rodriguez's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputację
[Wiedźmin] Moje wielkie, cintryjskie wesele...

"Kto nie wyjdzie z domu, aby zło znaleźć i z oblicza ziemi wygładzić, do tego zło samo przyjdzie i stanie przed obliczem jego."

~Adam Mickiewicz





To było późne lato... A może początek jesieni? Głowy nie dam, pamiętam jednak, że było wtedy wyjątkowo skwarno, mimo że zimy były długie i mroźne jak sam skurwysyn. Co poradzisz... taka cintryjska aura – kapryśna niczym baba z brzuchem. Szarlatani wszelkiej maści i proweniencji zapowiadali Dies Irae – rychły Dzień Końca, Czas Miecza i Topora, a ciemnota łykała ten zabobon jak stado młodych pelikanów. Okazało się jednak, że bogowie też mają poczucie humoru – cokolwiek makabryczne, ale zawsze jakieś! - i nie dali Nordlingom odpocząć po kolejnej inwazji Czarnych, spełniając tym samym najmroczniejsze przepowiednie fanatyków. Jak na moje, zasłużyliśmy sobie zwycięstwem pod Brenną na co najmniej ćwierćwiecze spokoju. Gdzież tam! Okazało się, że to dopiero preludium: pandemia Catriony, Rebelia Trzech Lwów, Powstanie Wyzimskie, wojna z zakonem.. Bracia skakali sobie do gardeł, chłopi puszczali baby z dymem, baby puszczały się same, Synowie popadali w bandytyzm, córki w kurestwo – Generalnie człowiek człowiekowi wilkiem. Że co? Żebym do rzeczy gadał? Dobrze już, dobrze.. jeno polejcie jeszcze. W gardle mi zaschło od tego mielenia ozorem. Wyborny trójniak!
Bądź co bądź, w czasach nam przyszło żyć ciekawych. A i tego dnia, kiedy poznałem rzeczonych wędrowców, działy się rzeczy, na których samo wspomnienie włosy na karku dęba mi stają. Jak mawiał król Desmond zajrzawszy po skończonej potrzebie do nocnika - rozum nie jest w stanie tego ogarnąć. Jedno jest pewne – Praojciec mi świadkiem – od tamtej pory omijam wesela szerokim łukiem...
Miało to miejsce w Dolinie Marnadal, przy samym pogórzu, w cieniu owianych złą sławą gór Amell. Było późne lato, a może początek jesieni..?




* * *


22 września, 1268 roku Rachuby Północy


Wczesne popołudnie. Żar leje się z nieba niemiłosiernie. Upały nie odpuszczają od ponad tygodnia, mimo że o tej porze roku zazwyczaj czuć było w powietrzu już tchnienie nadchodzącej zimy – przynajmniej odkąd klimat uległ ochłodzeniu. Jedziecie stępa niewysokim, zalesionym wąwozem, oferującym jako takie schronienie przed bezlitosnym słońcem. Cienie rzucane przez splatające się nad Waszymi głowami gałęzie grają fantastycznymi kształtami na pierwszych opadłych liściach, szeleszczących pod kopytami wierzchowców. Motywacje, które zagnały Was w te okolice, na cintryjskie ziemie, schodzą chwilowo na dalszy plan. Znużenie podróżą daje się we znaki, a od ostatniego popasu minęło trochę czasu. Miękka pościel byłaby prawdziwym błogosławieństwem po kilku nocach spędzonych na twardej glebie i pod gołym niebem. Są to jednak raczej płonne nadzieje, gdyż, z tego co Wam wiadomo, w okolicy nie ma żadnej wsi a tym bardziej miasteczka.
Tymczasem - niczym iskierka nadziei w ciemnym tunelu - na skraju wąwozu, jakieś 30 jardów od Was, zamajaczyła sylwetka zwierzęcia. Osiodłany, jabłkowity rumak, niemrawo skubiący trawę, obdarzył Was przelotnym spojrzeniem. Lejce wierzchowca przywiązane są do pobliskiego jaworu. Nigdzie w pobliżu nie widać jednak jego właściciela. Może przynajmniej uda Wam się znaleźć towarzystwo na resztę dłużącej się podróży? W rzeczywistości to niepozorne spotkanie miało być początkiem wydarzeń, które przerwą beztroską sielankę w Dolinie Marnadal i na długo zapadną Wam w pamięć...
 
Rodriguez jest offline  
Stary 04-06-2014, 22:02   #2
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Cedrik "Mallorn" Mallorey ściągnął wodze wiernej Sroki. Wierzchowiec zadreptał kopytami po wysłużonym trakcie, okręcił się wokół i stanął w miejscu.

- Ki diabeł? Koń bez jeźdźca, patrzcie tylko. Saovine przyszła za prędko w tym roku? - spytał na głos podróżnik. Sięgnął po manierkę przytroczoną do siodła i siorbnął głośno. Otarł usta wierzchem skórzanego rękawa, a potem bezceremonialnie polał sobie trochę na głowę.

- Yyych. Parno dziś, niczym przed burzą - otrząsnął się niczym młody źrebak z kropel wody. - Jak myślicie, kompani? Pułapka to być nie może. Choć raczej nie prezent. Nikt nie zostawia konika samopas, licząc, że ktoś się nie połasi. To nie bajki elfów. Sprawdzimy zatem, co to za historia?

Po czym nie czekając zbytnio na odpowiedź towarzyszy podróży złożył dłonie w trąbkę i krzyknął w kierunku konika.

- Heej! Jest tam kto? Potrzebujecie pomocy.
 
kymil jest offline  
Stary 04-06-2014, 22:31   #3
 
Falcon911's Avatar
 
Reputacja: 1 Falcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodze
Morhan zaczynał żałować, że zdecydował się na tę podróż. Dawno już miał odwiedzić Cintrę, popatrzeć z bliska na góry Amell, jednak im dłużej słońce prażyło jego plecy, tym większą ochotę miał zawrócić do Jarugi, ochlapać się w rzece i popędzić znów na Północ, gdzie upał nie doprowadzał do szału, a wsie i miasteczka zdawały się leżeć nieco gęściej niż tutaj. I karczmy... Nilfgaardczyk ubliżał w duchu każdemu, kto doprowadził kraj do takiego karczemnego ubóstwa - miał ochotę umyć się wreszcie w solidnej balii, wypić zimne, prawdziwe piwo i zabawić się z dziewkami. Ostatnie miejsce, w którym doznali jako takiej gościnności smakowało rozwodnioną, trzymaną widać na upale cieczą, śmierdziało muchami i kozim gównem, a dziewki zdawały się zapoznawać przy narodzinach z kamienną podłogą.
Kaszlnął i ukradkiem wciągnął szczyptę fisstechu. Poczuł po chwili ulgę, zdolność ostrego myślenia wróciła, podobnie uspokoiły się trzęsące lekko dłonie. Narkotyku też powoli zaczynało ubywać, a miejsca w którym mógł nabyć choć drobną jego ilość też nie spodziewał się znaleźć w najbliższym czasie. Jednak po chwili wyprostował się w siodle i spojrzał bystro na otaczający ich wąwóz. Dzięki bogom za ten parów, w którym się znajdowali. Zacisnął szczęki, by uspokoić ich drżenie i rozejrzał się po kompanii. Nie chciał by ktokolwiek wiedział, że bez fisstechu nie jest w stanie funkcjonować.
Popędził lekko konia by spowodować jakiś powiew, który ochłodzi spoconą twarz, jednak nic to nie dało. Wierzchowiec też się już męczył, Nilfgaardczyk czuł zmianę tempie i rytmie jazdy.
Niech już nadejdzie zima, powtarzał sobie w myślach. Wiedział, że za kilka miesięcy tego pożałuje, że chłód zmusi go do przezimowania w jakimś kasztelu lub udania się na dalekie południe. Jednak teraz wizja z trudem rozpalanego ogniska na potwornym mrozie nie wydawała się aż tak paskudna.
Myślał dalej o zimie, o gwiżdżącym wietrze, gdy jego uwagę przyciągnął Cedrik, wskazujący konia na krańcu wąwozu. Osiodłanego konia. Czyżby ktoś wpadł na równie niedorzeczny pomysł jak oni i też zamierzał dorobić się udaru? Albo w okolicy znajduje się jakaś wieś, o której nie wiedzieli. Bacznie rozglądając się popędził karosza ponownie, trzymając dłoń na rękojeści przypasanego miecza, a stopy lekko wyjął ze strzemion na wypadek konieczności pieszej ucieczki. Zatrzymał sie w połowie drogi, nasłuchując reakcji na wołanie towarzysza.
 

Ostatnio edytowane przez Falcon911 : 04-06-2014 o 22:35.
Falcon911 jest offline  
Stary 04-06-2014, 23:20   #4
 
Chienne's Avatar
 
Reputacja: 1 Chienne nie jest za bardzo znanyChienne nie jest za bardzo znanyChienne nie jest za bardzo znany
Nie znosiła podróżowania. Znaczy, to nie tak. Zwiedzanie różnych miejsc, poznawanie nowych ludzi i zdobywanie nowych doświadczeń było w porządku. Ba, nawet przygody z towarzyszami podróży, nieważne jacy by nie byli, zazwyczaj zapowiadały się bardzo ciekawie. Ślęczenie na koniu i gapienie się w lasy, modląc się by nie dostać odparzeń, było najgorsze. Na szczęście nie byli już tak daleko, wreszcie będzie mogła odpocząć, odetchnąć i schować konia choćby i do szafy jak stodoły odmówią. To nie było jej zwierze, dostała je po dyskusjach z chłopem, gdy zdecydowała, że ani na piechotę ani po dwie osoby na wierzchowcu, nie dotrze na miejsce. Koń dawał jakoś radę, ale kto lubi jeździć na pożyczonym? Wiedząc, że pewnie nigdy się go nie odda? Ach, powinna się źle czuć sama ze sobą, wykorzystywanie uroku osobistego lub jakiegokolwiek pomyślunku w celu osiągnięcia własnych przyjemności było nieładne. Ale pal sześć! Przed nimi był przecież nowy konik i wcale nei wyglądał bezpańsko. Dziewczyna zmrużyła oczy, zastanawiając się kto normalny zostawia tak swój środek lokomocji. Była prawie pewna, że to jakiś bandzior albo gruby baron stwierdził, że niezwłocznie musi się odlać, a robienie tego w krzaku jagód jest lepsze, niż pod drzewkiem. Westchnęła cicho, chcąc popędzić konia, by wyminąć to zjawisko, ale nie było jej dane. Cedrik zdecydował inaczej, raczej ciężko jej byłoby to teraz odkręcać.
- A pewnie. O drogę to nigdy nie spytacie, ale zaczepiać właścicieli zdrowych, osiodłanych koni pozostawionych samopas to zawsze - ach, ci mężczyźni. Wzruszyła jednak ramionami, nie było sensu dyskutować. Cofnęła się kawalątek, by to oni w razie jakby co, bronili jej dzielną, męską piersią. Wolała raczej nikomu z lutni w łeb nie przywalić, no szkoda lutni
 
__________________
Candy best, sweety pie, wanna be adored.
I'm the girl you die for.
Chienne jest offline  
Stary 05-06-2014, 09:16   #5
 
Rodriguez's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputację


Brat Gilbert

- Heej! Jest tam kto? Potrzebujecie pomocy?
- Dziękuję, myślę że sobie poradzę... - odpowiedział po dłuższej chwili krzak dzikich jagód. Moment później wytoczył się z niego niewysoki jegomość o powierzchowności łasicy, okutany w brunatny habit. Najpewniej duchowny. Jak się okazało, Cerro była najbliższa prawdy – mężczyzna wciąż ściskał garść liści łopianu, drugą ręką poprawiając ubiór po załatwieniu kwestii fizjologicznych.
- Ale będę miał waszą propozycję na uwadze na przyszłość, panie – dokończył nieco zakłopotany, uśmiechając się lekko. - jestem brat Gilbert, uniżony sługa Kreve... widzę, że nie tylko mnie sprawunki zagnały na trakt w tę piekielną pogodę – skłonił się nieznacznie, skacząc rozbieganym wzrokiem po całej Waszej trójce.

Twoja żyłka handlowca pozwala Ci wycenić wartość wierzchowca klechy na niemałą sumkę, i to wypłacaną nie w skrojonych orenach, a w novigradzkich koronach. Przedstawiciele tej rasy, hodowanej głównie w Nazairze, służą zazwyczaj jako środek transportu dla posłańców bądź rozmiłowanych w polowaniach arystokratów. Ich lekka budowa i gorąca krew czyni z nich nie lada rarytas dla pasjonatów. Najwyraźniej kleryk ma bogatych sponsorów.

 
Rodriguez jest offline  
Stary 05-06-2014, 18:27   #6
 
Falcon911's Avatar
 
Reputacja: 1 Falcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodze
- Bogowie z tobą, braciszku - zaśmiał się Morhan podjeżdżając bliżej kapłana. Odetchnął z ulgą na myśl, że nie będzie musiał machać mieczem w taką pogodę. Odwrócił się do Cerro, szczerząc zęby.
- Toć nikogo nie zaczepiamy - zawołał - Niesiemy pomoc, gdy potrzeba. W duchu szepnął sobie, że czasami kiedy i nie potrzeba. Zwłaszcza pomoc zbyt ciężkim sakiewkom.
Gilbertowi jednak pomoc chyba nie była potrzebna zważywszy na fakt, że całą robotę załatwił już sam.
- Cóż robisz, bracie, na szlaku w taki skwar? Nie mów, że potrzeba przygnała cię taki kawał od jakiegokolwiek zaludnionego miejsca?
 
Falcon911 jest offline  
Stary 05-06-2014, 21:21   #7
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Mallorn uśmiechnął się na słowa Nilfgaardczyka. Kiwając głową mnichowi. Mimo, że Morhan to przecie "Czarny" jak mawiali na Północy Cedrik nie dzielił ludzi na nacje a raczej na indywidua, którzy mu się podobają albo mniej podobają. Morhan zaś poza denerwującą skłonnością do używek nie wprawiał Malloreya w zakłopotanie czy gniew.

- Kreve, mówicie braciszku? Tak daleko na Południu posługę swą sprawujecie? A nie boicie się, że tu niedługo Wielkie Słońce Wam grzeszników przejmie? - zagaił przyjaźnie. Uwielbiał dysputy o dupie Marynie, a ta zapowiadała się mu przednia.
 
kymil jest offline  
Stary 06-06-2014, 09:52   #8
 
Rodriguez's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputację
Zaiste, potrzeba – odparł Gilbert. Jakby na potwierdzenie komentarza dotyczącego pogody, zdjął z głowy czepiec, ocierając z potu niewielką łysinę, mogącą z powodzeniem zastępować tonsurę – zmierzam do Durmont. To niewielka wieś położona niedaleko stąd. Mam tam czekać na wiadomość od przeora z Tigg – wyjaśnił – rad jestem, że nie jesteście zbójami, chcącymi uprzykrzyć mi podróż. Upał w zupełności wystarczy...

Obawy kleryka nie były bezzasadne. Bynajmniej. Od czasu zdobycia Cintry i pamiętnej rzezi stolicy, w trakcie której zginęła uwielbiana przez lud królowa, państwo to nie należy do najbezpieczniejszych. Trakty i knieje pełne są bandytów, buntowników oraz raubritterów, niezadowolonych z nowego porządku. Z drugiej strony w prowincji nie brakuje doborowych oddziałów nilfgaardzkich, przepatrujących okolice na wypadek pojawienia się tych pierwszych. Nie wiadomo przy tym, kogo bać się bardziej.
Obóz „nilfgaardzki” skupiony jest wokół osoby byłego marszałka, obecnie namiestnika Cintry, Vissegerda. Namiestnik, jak nietrudno się domyślić, został szybko obwołany przez Lojalistów (jak zwykli nazywać się zwolennicy wyrwania spod „cesarskiego jarzma”) zdrajcą i sprzedawczykiem. Vissegerd nie pozostał dłużny, rozpoczynając krwawe prześladowania buntowników, połączone z konfiskatą dóbr co bardziej zamożnych spośród nich. Z różnym skutkiem.
Ta wesoła przepychanka, ubarwiana od czasu do czasu lokalnymi konfliktami zbrojnymi, trwa już dobre kilka miesięcy, i, póki co, nie zapowiada się, by coś miało ją zakończyć. Nawet będący cierniem w rzyci Emhyra korsarze ze Skellige, bimbający sobie na postanowienia Pokoju Cintryjskiego, nie są póki co w stanie przechylić szali zwycięstwa na żadną ze stron.

- Kult Kreve, Paniczu, jest o wiele starszy niż Kościół Wielkiego Słońca – podjął zagajony przez Cedrika mnich – i dłużej niż on wytrwa. Jest z ludźmi od czasów Pierwszego Lądowania, kiedy to sam Kreve przemówił do Jana Bekkera pod postacią trafionego piorunem wiązu. Szczęśliwie, Jego Cesarska Mość popiera doktrynę wolności wyznania. Starsza wiara nie musi więc kolidować z cudactwami z południa – skwitował kąśliwie swój krótki wywód.
 

Ostatnio edytowane przez Rodriguez : 06-06-2014 o 09:55.
Rodriguez jest offline  
Stary 06-06-2014, 13:50   #9
 
Falcon911's Avatar
 
Reputacja: 1 Falcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodze
Wieś!
To słowo utkwiło w myślach Morhana niczym niesłychanie irytujący rzep na sobackim ogonie. Pomimo, że mógł to być - tak jak poprzednio - cuchnący gnojem i rozgotowaną kapustą zlepek kilku chat, to wodę w studni musieli mieć przecież względnie czystą. A to by już wystarczyło do zadowalającego odpoczynku.
Obejrzał się na Cerro, widocznie mało dziś rozmowną, tym bardziej z kapłanem. Sam niezbyt przepadał za "bożymi sługami", tym bardziej, że każdy starał się nawrócić go na swoje wyznanie, każdymi sposobami. Pamiętał, jak kapłani bliżej niezidentyfikowanego bóstwa zagrozili mu powieszeniem, jeśli nie odda hołdu ich totemowi i nie wniesie ofiary w wysokości dwustu novigradzkich koron. Wyśmiał ich, ale tydzień w lochu za pochlastanie kapłanów nie był najprzyjemniejszym okresem w jego życiu. Wyłącznie ogólna niechęć władz miasta do owego kultu i propozycja pracy dla burmistrza sprawiły, że Morhan nie powędrował prosto na szafot.
Teraz jednak był gotów wyrżnąć nawet całą świątynię, łącznie z wiernymi, dla kubła zimnej wody. Miał już powyżej uszu pocenia się na zmęczonej już kobyle.
- A tak z ciekawości - dorzucił - to co macie robić na wsi? Nawracać? Egzorcyzmować? Może wymierzyć sąd boży?
Faktycznie, zastanawiała go obecność kapłana w jakiejś zapadłej dziurze. Zwykle zjawiali się w poważnych wypadkach, a wtedy zawsze było na co popatrzeć.
 
Falcon911 jest offline  
Stary 06-06-2014, 16:39   #10
 
Chienne's Avatar
 
Reputacja: 1 Chienne nie jest za bardzo znanyChienne nie jest za bardzo znanyChienne nie jest za bardzo znany
Pozwolę sobie pozakolejkować, bo wieczorem pewnie znów nie odpiszę. W każdym razie, bardka uważanie przyglądała się duchownemu, a raczej jego zwierzęciu. Nie wyglądało jak coś wychowane w klasztorze albo podrzucone tam z łaski, barachło ze stajni, które nie nadawało się do roboty. Kto by pomyślał, że wiara i ubieranie habitów są teraz tak opłacalne? Zastanowiłaby się nad tym wcześniej, ale teraz już było za późno na zmianę profesji. Przysłuchiwała się rozmowie, którą jej towarzysze prowadzili z kapłanem. Zwyczajna gadka na zabicie czasu, raczej nic co powinna skrupulatnie notować w pamięci. Ośmielona pokojowymi zamiarami podróżnego, podsunęła konia ciut bliżej.
- Albo panoszyć się i tłumaczyć wszystkim, że odbieranie majątków i chędożenie kurtyzan z największym biustem jest oznaką głębokiej wiary, rzecz jasna tylko dla duchownych, co? - zapytała, nie wierząc specjalnie w dobre intencje wiernego. Miała jakąś taką dziwną wersję do kapłanów, rzadko kiedy mieli coś ciekawego lub przydatnego do powiedzenia.
- A może idziecie chrzcić królewskie bękarty co? Ale konia to im mogliście podwędzić dopiero po rytuale - ruchem głowy wskazała na wierzchowca, który nadal nijak nie pasował do ubogiego sługi kościoła. Co innego, gdyby koń okazał się własnością jakiegoś hrabiego lubiącego bardziej żreć niż polować, to byłoby idealnym wyznacznikiem grubej sakwy i brzucha.
 
__________________
Candy best, sweety pie, wanna be adored.
I'm the girl you die for.
Chienne jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172