Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-06-2014, 07:35   #1
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
[Yggdrasill] Saga I











Wyspa Fyn była niebezpiecznym miejscem w królestwie Danii a szczególnie dla króla Frodiego. Jarl Odensy był jednym z jego najpotężniejszych wasali, który choć minęło już kilka miesięcy od wstąpienia Uzurpatora na tron, nie ugiął osobiście przed nim kolana. Horf Beinirsson, bo o nim tu mowa, był właśnie tym jednym z nielicznych, wiernych przyjaciół Halfdana, który bratobójcy na tronie nie przysiągł wierności. To jak długo będzie trwało tego odwlekanie nie wiedział nikt, a na wyspie nastroje były niepokojące i napięte. Sprawy te na językach były wielu. Tymczasem król Odensy swemu suwerenowi na kolejny Ting zwoływany w Hleidra słał posłów odwzajemniając wymianę podarków oraz niosąc wymówkę nieobecności.

Podobnie postąpił przyjaciel i wasal Horda, Jarl Knudsson. Stary klan Kjari choć niezbyt zamożny to historię miał prestiżową. W pobliżu Świętego Gaju ,wielka kolumna runicznej skały zawierała wyrytą sagę o Kjarim, bohaterze i przodku społeczności Rohaldu. Więzi krwi sięgające wiele pokoleń wstecz łączyły potomków Kjariego z lordem Odensy cementując odwieczny sojusz z potężnym jarlem najważniejszego i największego miasta na wyspie.

Rohald był morskim portem u ujścia rzeki na zachodnim brzegu Fyn. Życie w tym mieście wiązało się z ciągłym zagrożeniem pirackich rajdów ze strony Jutlandzkich klanów. Mieszkańcy Rohaldu byli twardymi ludźmi, zaprawionymi w niebezpieczeństwach jakie niosło strategiczne położenie ich wioski.




Na kilka tygodni przed nadchodzącymi obchodami środka zimy, na które król Frodi ogłosił szczególny Ting wzywając do Hleidry wszystkich wasali i sojuszników, Hrolf Knudson miał już inne plany. Tegoroczny Jol w Rohaldzie. Przyczyna, była dobrą wymówką dla głowy klanu zatem poselstwo prócz podarków Frodiemu zawiozło również przeprosiny, jakoby ojcowski obowiązek względem córki uniemożliwiły Hrolfowi osobistą obecność przed obliczem króla. Jorun Hrolfsdottir została wyznaczona następcą tronu i na jej cześć wszyscy wasale, sojusznicy i przyjaciele Kjari oraz poselstwa i kupcy z wielu zakątków Danii przybywali do małego portu. Rohald na co dzień liczył około tysiąca mieszkańców, w ostatnich jednak tygodniach co najmniej podwoił te liczbę. Domy i stajnie wypełnione po brzegi nie mieściły wszystkich gości. Na cześć szczególnie ważnych przybyszów, z polecenia jarla, wzniesiono wielki namiot mieszczący ponad setkę ludzi. Reszta, nie mieszcząc się w domach znajomych i krewnych, biwakowała w mniejszych, ustawionych, gdzie się dało w cieniu dającego bezpieczeństwo wysokiego muru osady.

Wśród szczególnie ważnych gości była ciężarna starsza siostra Jorun, Gudrid, z mężem i dwa tuziny ludzi z ich świty. Był również poseł króla Frodiego wysoko urodzony Thangband Dorisson. Przybył z Norwegii Sigr Gunnarsson, kuzyn Hrolfa . Zawitał nawet przedstawiciel króla Jutlandu kupiec Kurt Wendeler przypieczętować mający układ handlowy z klanem Kjari, co kres miał położyć wzajemnym wyprawom pirackim i z tego powodu vendettom ciągnącym się już latami. Skald Thorgren Dormalsson zdawał się być pijanym jeszcze nim koń jego przekroczył wielka bramę Rohaldu. I wielu, wielu innych.

Jol był środkiem zimy. Jednym z najważniejszych festynów dedykowanym szczególnie Torowi, który stał na straży Midgardu chroniąc ludzi przed atakiem lodowych gigantów. W noc Yule woje nosili zbroję i nie rozstawali się z orężem przez cały dzień. Każdy wiedział też, że najlepiej nie wychodzić z domu spędzając ten czas w dobrym towarzystwie przy suto zastawionym stole, bo prócz dobrych i złe duchy panowały na zewnątrz kiedy Odyn przewodził Dzikie Polowanie, Dziką Goń, Dziki Łów.

W przygotowaniach do festynu każdy miał ręce pełne roboty. Jorun najwięcej miała czasu na pamięć znając imiona i rody, układy polityczne i wszystko co z rządzeniem i obchodzeniem Jule jako gospodarz jest związane. Więcej więc czasu miała niż inni, którzy zadania mieli bardziej konkretne. Hild wyznaczyć miała zwierzęta oraz trójkę niewolników do ofiary, których krew miłą być bogom miała. Klemet miał pełnić obowiązki godiego, co o tyle niezwykłym tego roku się zanosiło, że na ochotnika pod rytualny sznur i nóż zgłosiło się dwóch przyjaciół Jorun, których przygotować wraz z resztą na opuszczenie Midgardu trzeba było a potem własnoręcznie przeprowadzić. Zaiste nie tylko o obfite plony na następny sezon wszyscy w sercach zwracali się ku bogom.

Wojownicy wyglądali ku uroczystościom chyba najbardziej ze wszystkich bondi, bo kobiety i niewolnicy choć nic w tym złego nie widziały, większą część biesiad spędzały na donoszeniu potraw i trunków, kiedy mężczyźni upijali się do nieprzytomności, szyli z łuków do celu w tłumie biesiadników, ganiali się na tarczach czy po prostu po bratersku prali po pyskach. Rzadko kiedy po festynie nikt nie miał uszczerbku na zdrowiu tak samo jak sporadycznym było aby absolutnie każdy uczestnik wyglądał następnego święta żywym. Hirdmani a więc i Sigurd, wraz z cieślami budowali wielką, wspaniałą łódź od kilku tygodni, by ją spalić w środku nocy, aby ogień ogrzał i rozświetlił Yule. Thorgrim wyglądał ku biesiadom jak każdy inny berserker. Nie dosyć, że mięsiwo spłukiwane piwem samo pchało sie do gardła, to i kobiety były szczególnie ochocze chętnie zapraszając do małżeńskiego łoża gości dzieląc się wraz z mężem swoją gościnnością. Każdy każdemu szykował prezenty i i nikt doprawdy nie myślał w ten czas odprawiać strudzonego w podróży obcego w środku nocy, gdyż wiadomym było, że na Jol bogowie chodzili między śmiertelnikami przynosząc dary.

W klanie Kjari polowanie było tradycją praktykowaną od jak dawno sięgała pamięć najstarszych, którzy od swych przodków słyszeli podania, że o świcie w dniu Yule, pierwszy dzień uroczystości rozpoczynały wielkie łowy. I teraz nie było inaczej. Na wieczór i kolejnych tuzin dni szykowała się uczta za ucztą, pełna atrakcji, rzeki płynącego piwa, miodu i innych trunków, jednak przed świtem tego dnia Hrolf jak zwykle wezwał swoje najbliższe otoczenie i przyjaciół do wspólnego polowania.

Wielu chciało zobaczyć jak sobie poradzi w lesie z zwierzyną następczyni tronu a atmosferę podgrzał jeszcze sam Jarl wyzywając jej młodych przyjaciół z najbliższego otoczenia do pokazania wszystkim gościom jak uginają się stoły pod ciężarem dziczyzny. Pięćdziesięciu konnych przed wschodem słońca, uzbrojeni w łuki, szykowało konie do wyprawy. Wśród nich oprócz Jorun byli nie tylko towarzyszący jej Sigurd i Thorgrim, ale również Hild i Klemet. Bogowie przemówili. Córka Hrolfa to nadzieja klanu i choć potrafiła zadbać o siebie znakomicie, to nie tylko przydzielony do ochrony dziedziczki hirdman i berserker mieli pomagać przeznaczeniu, lecz również volva i thurl.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 15-06-2014, 15:32   #2
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Postawił mi hörgr z głazów ułożony,
Każdy kamień w ołtarzu jest teraz niczym szkło,
Czerwony od krwi świeżo ofiarowanych bydląt.
Zawsze zawierzał thurl bogini.

Hörgr, przysypany świeżym śniegiem tkwił między drzewami, jak niedźwiedź, którego zimowy sen zastał w lesie miast w gawrze. Zgarbiony, duży i nieruchomy, zdawał się spać pod puchową pierzyną. Gandalvsson stał u jego stóp. Z rękami rozłożonymi po bokach i głową uniesioną ku granatowemu niebu, zawodził cicho swą pieśń, modlitwę do Freji. Był jak strumyk szemrzący wśród pól po wiosennych roztopach. Jak jastrząb szybując nad zaśnieżonymi szczytami. Twarz, pobrużdżona głębokimi zmarszczkami zastygła w religijnym skupieniu. Tylko usta, dwie wąskie kreski, schowane za krzaczastą brodą poruszały się nieznacznie. Cały Migdagrd słuchał w ciszy, wtórując tylko cichym świstem wiatru między bezlistnymi gałęziami. Tak daleko od zgiełku, od tłumów biesiadników, których gromadziło święto Jol.

Ciche pobekiwanie weszło dysonansem w tą doskonałość. Przerywając rytualną atmosferę, owca wierzgnęła spętanymi w pęcinach nogami. Zniecierpliwiona bezruchem, przedłużającą się chwilą czekania na nadchodzącą nieuchronność. Spod przymkniętych powiek thurl spojrzał na zwierzę. Obrócił prawicę, otwartą dłonią do góry, nie przerywając inkantacji, zwiększając tylko ich intensywność i zmieniając modulację głosu. Był teraz wodospadem Aes spływającym po stokach Khairam. Wilczą watahą zaganiającą swą zdobycz.

Poczuł ciężar położonego na dłoni noża. Poczuł mrowienie, które rozeszło się przyjemnym dreszczem po jego skórze. Wczepił palce w puszyste runo. Powoli, z namaszczeniem zagłębił ostrze. Ciepła krew trysnęła na ręce. Skropiła ołtarz odcinając się kontrastem od bieli śniegu. Parowała w mroźnym, zimowym powietrzu. Klemet zagrzmiał niczym grom jesiennego sztormu. Jak niedźwiedź stojąc z uniesionymi w górę łapami obwieszczał światu swoją siłę szczerząc żółte zębiska. Ciepło rozlało się po starym ciele thurla. Rozgrzało skostniałe członki. Klatka piersiowa unosiła się szybko, pompując do płuc ostre powietrze. Krew buzowała. W głowie huczało. Przez tą jedną, krótką chwilę czuł się w pełni zespolony z Midgardem. Był jego częścią.

Powoli się uspokajał. Modlitewne uniesienie opadało, wraz z zanikającym echem jego krzyku. Zrobił kilka kroków w tył. Zgarnął ręką śnieg i wtarł go w kark i twarz. Zmył resztki świeżej krwi z torsu i rąk.

Sighvatr Borgsson, trzynastoletni chłopiec, co do którego ojciec miał inne plany niż przyuczanie go na thurla sprawił się dobrze. Przez dwa lata służby u Gandalvssona nauczył się przynajmniej, jak funkcjonować w jego obecności, nie wzbudzając wrogości nauczyciela. Borg Toradsson zamyślał chłopakowi przyszłość hirdmana, lecz ten najwyraźniej nie garnął się do broni. Lecz dopiero gdy thurl wziął go pod swoje skrzydła - odpuścił. Pił może tylko więcej niż zwykle i stał się jeszcze większym mrukiem ale synowi dał spokój. Gandalvssonowi zaś nie śmiał powiedzieć nic wprost. Zresztą…to była jego pora na znalezienie następcy. Hrolf Knudsson patrzył na to przychylnie. Klan potrzebował thurla.

Klemet spojrzał na ucznia. W jego milczącej, zaciętej twarzy nigdy nie widział odbicia Borga. Bardziej Nidbiorg Valgarddottir, jego matki. Pamiętał dobrze jej rumianą, pucułowatą twarz i długie jasne włosy, które zwykła była przewiązywać w kilku miejscach rzemieniami. Pachniały latem i obietnicą. Pamiętał jej bladą, pokrytą piegami skórę i małe, sterczące piersi. Początkową nieśmiałość. Szybko zarzucił leczenie bezpłodności jagodami jemioły na rzecz bardziej skutecznego środka, wobec jej topniejącego szybko oporu. Mimo upływu tych kilkunastu lat Nidbiorg dalej miała coś z młodej, nieśmiałej dziewczyny, a Toradsson ciągle unikał Klemeta.

Sighvatr zarzucił starcowi futro na nagie ramiona i włożył do ręki kostur. Ciepło, które thurl odczuwał jeszcze przed chwilą, zaczęło szybko opuszczać jego ciało. Słońce kładło się już nisko nad szczytami, czerwoną poświatą malując niebo.

- Freja przyjęła naszą ofiarę - Gandalvsson nie mógł oderwać wzroku od czerwieniejących szczytów. W końcu położył ciężką dłoń na ramieniu chłopaka. - Idź przodem. Przegoń wszystkich, którzy czekają przed moją chatą. To nie czas na leczenie. To czas na modły. To czas na rozmowy z tymi, którzy odeszli.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 15-06-2014, 23:18   #3
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Ogień w palenisku powoli dogorywał. Kilka drewien jeszcze wesoło skwierczało, kiedy młoda dziewczyna ściągnęła kociołek ze stojaka.
Adelberta, bo tak ów dziewczę miało na imię, odstawiła kociołek na bok i zaczęła napełniać drewniane miski zawartością. Apetyczny zapach zupy roznosił się po całym domostwie Thorbjorna, uciekając przez otwarte okiennice i rozprzestrzeniając się po okolicy.
Niedługo później do chaty wszedł sam Thorbjorn, zaciekły wojownik o groźnym spojrzeniu, którego dwa topory niejednego skróciły o głowę.
Otrzepał się w progu ze śniegu, tupnął kilkakrotnie o podłogę aż zadudniło, po czym wszedł, by się ogrzać. Gruby, wełniany płaszcz obszyty futrem z niedźwiedzia rzucił niedbale gdzieś w kąt, sam zaś podszedł do paleniska, dorzucając doń kilka drewien.
Zaraz za nim do izby wbiegło dwóch chłopców, a właściwie już młodych mężczyzn. Bjald, starszy i Soran, młodszy.
Wszyscy trzej usiedli przy drewnianym stole, na którym stały już misy wypełnione gorącą zupą. Synowie Thorbjorna byli kropka w kropkę do niego podobni. Oboje barczyści, o jasnych włosach. Bjaldowi już nawet zaczynał pojawiać się zarost na policzkach, z czego był niesamowicie dumny.
Thorbjorn spojrzał na puste miejsce naprzeciwko siebie, przy którym zawsze siedziała jego żona. Wciąż nie mógł przywyknąć, że jej tam nie było. Jednak jego wzrok pokierował się po chwili w inną stronę.
Utkwił w młodej kobiecie o włosach przypominających dzikie płomienie, o przenikliwym spojrzeniu i zamyślonej minie. Hild, jego jedyna córka, pierworodna. We wszystkim przypominająca zmarłą matkę.
- Ważne zadanie przed tobą, córko – odezwał się tubalnym głosem Thorbjorn, po czym zanurzył łyżkę w zupie.
Dziewczyna w milczeniu jedynie skinęła głową, przypatrując się swoim braciom, którzy zaczęli się szturchać.

Owszem, czekało na nią zadanie, które jako volva przyjęła z dumą. Ukrywała to przed całym światem, ale w głębi duszy była podekscytowana.
Wyznaczenie trójki ludzi, których krew miała stać się ofiarą dla bogów, było niezwykle ważnym obowiązkiem. Jako volva musiała podejść do tego z ogromną precyzją, prosząc bogów o pomoc w wyborze. Nie mogła zawieść, bo gdyby tak się stało, gniew bogów zesłany na jej klan doprowadziłby do nieszczęścia.
Wkrótce po zjedzeniu posiłku Thorbjorn pożegnał się ze swoją córką, życząc jej, by bogowie byli precyzyjni w swych zachciankach, po czym razem z synami udał się „doglądać” przygotowaniom do festynu. Prawdą było, że poszedł kosztować zacnych trunków, a chłopcy już podpici, startowali do co ciekawszych niewiast.
Hild natomiast pomogła Adelbercie, służce z własnej woli, posprzątać po posiłku, po czym udała się do swojej izby, by przygotować się do swojego zadania.
Rozpaliła niewielkie ognisko, po czym zerwała kilka liści z gałązek podwieszonych u sufitu. Wrzuciła je do ognia, który buchnął jak wściekły, zadymiając całe pomieszczenie.
Hild chwyciła za sztylet, który nosiła przyczepiony do pasa, po czym rozcięła sobie wewnętrzną część prawej dłoni. Cięcie nie było głębokie. Zdążyła jedynie upuścić kilka kropel do ogniska. Po tej czynności zaczęła szeptać coś pod nosem, z zamkniętymi powiekami.
Gdy skończyła wypowiadać mantrę, wzięła głęboki wdech, tak, by jak najbardziej wypełnić płuca dymem unoszącym się wokół niej.
Poczuła, jak kręci jej się w głowie. Jakby powoli odpływała w zupełnie inny świat. Zaczęła kołysać się lekko na boki, unosząc powoli ręce ku górze. Następnie przesunęła dłońmi po swoim smukłym ciele, zaczynając od twarzy, poprzez szyję, klatkę piersiową, kończąc na biodrach.
W końcu otworzyła oczy i utkwiła wzrok w tańczącym ogniu. Wpatrywała się w niego tak długo, dopóki nie zaczęła w nim widzieć ludzkich sylwetek, które wkrótce przeistoczyły się w wyraźne wizerunki trójki niewolników.
Już wiedziała, kogo wybrać. Była pewna, czego życzą sobie bogowie, by byli zadowoleni, by sprzyjali nad nadchodzącym festynem.
Ugasiła przygasający już ogień, otworzyła okiennice by wywietrzyć pomieszczenie, po czym opuściła chatę.

Stanęła przed grupą niewolników, którzy zostali zebrani nieopodal jej domu. Silny podmuch mroźnego, zimowego wiatru rozwiał jej rude włosy i uszczypnął w policzki, toteż narzuciła gruby, wełniany kaptur obszyty białym futrem.
W ręce trzymała drewniany kostur z wyrytymi weń runami. Prawie nigdy się z nim nie rozstawała, rzadko kto, o ile w ogóle ktoś, widywał volvę bez swojego znaku charakterystycznego.
Stała w milczeniu, przyglądając się grupce niewolników. Wiedzieli, co ich czeka. Niektórzy wyglądali na przerażonych, inni na gotowych na spotkanie z bogami. Ostatecznie przeznaczenia żaden z nich nie mógł zmienić, a tylko ona wiedziała, co ich jeszcze czeka.
Trójkę z nich na pewno czekała wyprawa do Valhalli. Zaszczytem dla nich była możliwość pozostania ofiarą dla bogów, toteż Hild nie zamierzała dłużej zwlekać z obwieszczeniem, który z nich miał dostąpić tego zaszczytu.
Najpierw wskazała kosturem na młodego mężczyznę o ciemnych włosach i bujnej brodzie, który stał dumnie i z pogardą patrzył na tych przerażonych. Skinieniem głowy odpowiedział na znak volvy, po czym stanął obok szeregu.
Drugim wybrańcem był jeden z tych przerażonych. Zaczął nawet prosić Hild, by zmieniła zdanie. Błagał ją, obiecywał, że zrobi dla niej wszystko.
- Bogowie wybrali ciebie, byś ofiarował im swoją krew. Powinieneś być dumny i radować się, że wkrótce do nich dołączysz – odparła jedynie, uśmiechając się do niego ku pokrzepieniu jego ducha.
Trzecią ofiarą miała zostać szczupła kobieta o długich, jasnych włosach i niebieskich oczach. Ona również należała do tych dumnych, więc w ciszy przeszła na bok, dołączając do pozostałej dwójki.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline  
Stary 15-06-2014, 23:52   #4
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Zbliżające się święto Jol niosło ze sobą niepokój. Jarl Knudsson odmówił uczestniczenia w zwołanym przez króla Frodiego tingu, tłumacząc nieobecność uroczystością, w czasie której jego młodsza córka, Jorun, zostanie namaszczona jako przyszły jarl i spadkobierca Kjari.

Taka była oficjalna wersja, jednak ludzie wiedzieli swoje. Znane było oddanie Hrolfa królowi Odensy, jak i niechęć tego ostatniego wobec Frodiego Uzurpatora. Mordercy własnego brata. Frodi długo oczekiwał hołdu i przysięgi od wszystkich jarlów królestwa Danii, a Jol w Rohald był tylko pretekstem, by tego nie czynić. SKoro ludzie wiedzieli, to wiedział i Frodi, a z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego.

Frodi się niecierpliwił i lada chwila mogło dojść do nieszczęścia. Co prawda klany zamieszkujące Fyn popierały Odensę, jednak czy starczy im honoru by trwać przy Beinirssonie, gdy Frodi postanowi ukarać krnąbrnego jarla? Ludzie szemrali. Nie chcieli wojny. Choć ta, jak to zwykle bywało, wcale nie zamierzała pytać ich o zdanie. Dość powiedzieć, że choć stosunki Odensy z Hleidrą nie były otwarcie wrogie, to przyjaźni próżno było szukać. Ludzie czekali. Bali się.

Sigurd należał do tych, którzy z wojny zrobili sposób na życie. Przeciwnie do pragnących pokoju bondi on tęsknił za nią, gdyż wtedy właśnie miał możliwość udowodnienia swego męstwa w bitwie. Chociaż przez ostatnie tygodnie nie narzekał na brak zajęcia i zbrojnych wypraw, to poszukiwanie wciąż umykającego wroga wśród spowitych gęstą mgłą lasów i moczarów na południowych rubieżach ziem Kjari nie było tym, czego oczekiwał. Napastnicy, których zadanie wytropienia przydzielił mu Knudsson, pojawiali się nieregularnie i zawsze nagle. Grabili jedną lub więcej osad i znikali. Z reguły zabijali wszystkich mieszkańców, bez wyjątku mężczyzn, kobiety i dzieci, i palili zabudowania, pozostawiając po sobie zgliszcza kryjące coraz bardziej bestialskie mordy. Nie byli ludźmi honoru. I dlatego Ivarsson ich nienawidził.

Tak naprawdę nie tylko dlatego. Poprzysiągł zemstę najeźdźcom, gdyż w czasie jednego z rajdów puścili z dymem jego rodzinną wieś - Hemmet. Jak poprzednio nikogo nie oszczędzono, w tym Ivara - starszego osady i ojca Sigurda oraz mieszkańców jego domu. Od tamtej pory nieustannie tropi napastników z nadzieją, że wreszcie przyjdzie mu stanąć twarzą w twarz z Yngve, wodza klanu Tryggve odpowiedzialnego za ataki. Nie zapomina przy tym o Frodim Uzurpatorze, którego srebro sprowadziło na Fyn uppsalskich najemników, majacych pomagać w realizacji jego planów.

Tym razem nie wyruszył z oddziałem na południe, jak czynił to przez ostatnie miesiące. Spodziewający się wielu gości jarl polecił mu pozostać w Rohald podczas odbywającego się w Rohald święta Jol. Było to zrozumiałe, ponieważ nadmiar miodu sprawiał, że mężczyźni łatwo sięgali po oręż i ruszali mścić się za rzeczywiste lub urojone zniewagi. Knudsson musiał zapewnić spokój osadzie i dlatego Sigurd był potrzebny na miejscu. Decyzję Hrolf przekazał mu osobiście - wtedy również nakazał mu strzec bezpieczeństwa swej córki i dziedziczki klanu Kjari - Jorun. Było to dla Ivarssona zaskoczeniem, jednak nie zwykł podważać decyzji suwerena. W końcu był hirdmanem. Elitą wśród wojowników i lojalnym żołnierzem jarla.

* * *

Obudził się jak zwykle przed świtem. Długi dom zamieszkiwany przez drużynę przyboczną jarla rozbrzmiewał spokojnymi oddechami i chrapaniem śpiących mężczyzn. Zamieszkiwali go ci, którzy nie założyli jeszcze swoich rodzin lub z innych powodów wybrali życie bez poślubionej kobiety i gromadki dzieci. Hird sprawiał, że nie czuli się samotni. Żyli razem, mieszkali razem, razem jedli i pili, razem walczyli i razem ginęli. Stawali ramię w ramię i tarcza w tarczę przeciwko wrogom Kjari. Nigdy, póki żył inny hirdman, nie byli sami. To była ich siła. I z niej czerpali, kiedy szli do walki.

Przetarł oczy i przeciagnął się. Podniósł się z ławy, na której spał i wykonał kilka okrężnych ruchów ramionami, by krążąca szybciej krew rozbudziła wciąż ospałe ciało. Sięgnął czerpakiem w głąb stągwi stojącej przy wygasłym teraz palenisku i napił się chciwie chłodnej wody. Dobrze, że nie wypił zbyt dużo poprzedniego dnia, bo zapowiedziane na dziś polowanie byłoby męczarnią. Zresztą był pewien, że wielu właśnie takim je zapamięta.

Resztę wody wylał na dłonie i przemył twarz. Przystojną, jeśli wierzyć tym kobietom, których zainteresowanie namiętnie odwzajemniał. Rzeczywiście mógł się podobać. Był wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną o twarzy okolonej krótką i zadbaną brodą. Włosy miał długie, zwykle rozpuszczone z kilkoma zaplecionymi warkoczami. Niebieskie oczy świdrowały każdego nieznajomego, gromiły wroga, skrzyły wesoło podczas biesiady z towarzyszami broni i czarowały niewiasty.

Na dobre rozbudzony począł wiązać owijacze wokół nogawek lnianych spodni, a gdy te były już gotowe poprawił wiązania zdobnymi krajkami i wzuł wysokie buty. Założył nieco jaśniejszą od reszty stroju lnianą koszulę, haftowaną przy mankietach i wokół szyi. Na nią przyszła podszyta lnem i zdobiona haftem tunika, na którą założył lamelkową zbroję. Do niej przymocował naramienniki z utwardzonej skóry i takież nagolenniki do butów. Narzucił na siebie wełniany i podszyty lnem płaszcz, który następnie zapiął zdobną fibulą. Na głowę wsunął hełm i zabrał wzmocnioną metalowym guzem tarczę oraz oręż - miecz i toporki do rzucania. Te ostatnie po prostu wetknął za pas z żelazną klamrą, do którego wcześniej przywiązał pochwę miecza.

Był gotów.



Hirdmani zaczynali się budzić, jednak niektórzy wciąż śnili o dalekich wyprawach, skarbach i tyłkach chętnych dziewek. Wychodząc strzelił w ucho najgłośniej chrapiącego Bjorna i wylał zawartość kolejnego czerpaka na Eskila. W ślad za Sigurdem wychodzącym na rześkie powietrze poranka poleciały przekleństwa i rechot świadków żartu. Zapowiadał się udany dzień. I nic pewnie nie różniłoby go od poprzednich spędzanych na długich biesiadach, gdyby nie polowanie. Skierował swoje kroki w stronę placu przed domem jarla - tam mieli zebrać się uczestnicy łowów.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 16-06-2014 o 00:39.
Gob1in jest offline  
Stary 16-06-2014, 20:31   #5
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Deyr fé
deyja frændr
deyr sjálfr it sama
en orðstirr
deyr aldregi
hveim er sér góðan getr


Niebo było szare jak morze. Skute zimnymi wiatrami, milczące i ciemne zdawało się opadać ku ziemi. I nawet kruki, nawet krzykliwe mewy latały niżej, jakby przygniecione jego ciężarem. Gdzieś z oddali docierały do niej postrzępione echa rytualnego zaśpiewu thurla, gdzieś z oddali docierały pokrzykiwania, ujadanie psów, dźwięk kamienia i stali uderzającej o drewno. To Rohald przygotowywało się na święto Thora.

Nadchodził Dziki Gon.
Nadchodziło Jol.

Z klifów prawie mogła zobaczyć zarys łodzi, którą budowali hirdmani, prawie mogła wypatrzyć dach budynku, w którym na nóż i sznur Klemeta oczekiwała dwójka jej przyjaciół. Wyraźnie za to widziała długi dom, małą chatkę w której mieszkała Hild wraz z ojcem i dwójką braci. I nawet z tego oddalenia potrafiłaby wskazać gdzie są, czym się właśnie zajmują mieszkańcy jej miasta. Znała ich, znała ludzi jarla, znała te przeklęte ziemie jak własne serce, pełne teraz niepokoju i wyczekiwania.

Nadchodził czas zmian, za które trzeba będzie zapłacić czerwienią.

Ale jeszcze nie dziś. Jeszcze nie tego dnia i jeszcze nie tej nocy.
Jeszcze nie teraz.

Tego dnia jeszcze mogła wyrwać się ze świątecznego zgiełku do ukochanego miejsca jej dzieciństwa. Oparła się plecami o kamień szary jak morze i niebo. To tu bawiła się z Hild, to tu przychodziła wraz z bratem podkradać ptakom jaja z gniazd, to tu chowała się wściekła na Sigurda, gdy ten był ledwie obcym, intrygującym intruzem w jej domu, na jej ziemi. To tu zawsze szukała samotności i chwili wytchnienia. I tylko kilka najbliższych osób wiedziałoby, że to właśnie tu należy jej szukać.

- Hrolfsdottir!

Śnieg zaskrzypiał pod butami niemłodego mężczyzny. Blizna po cięciu miecza wgryzała się w jego twarz na kształt czerwonej rozpadliny przecinającej bladą, okrągłą równinę. Z jego ust unosiła się para, jakby ktoś w płucach rozpalił mu dwa paleniska.

- Hrolfsdottir! - powtórzył z wyrzutem, na który mogła się tylko uśmiechnąć samymi kącikami ust. Kilkoma krótkimi ruchami otrzepał jej tunikę ze śniegu, rozwinął trzymany w rękach płaszcz i zarzucił jej na ramiona. - Twoje spacery, pani, kiedyś mnie zabiją - zagderał.

- Jeszcze nie dziś - mruknęła, zapinając klamrę. Jeszcze nie teraz. - Czas wracać?

Skinął głową.

Ostatni raz wciągnęła głęboko powietrze smakujące zimnem i solą, po czym odwróciła się i zaczęła iść ku miastu.

- Jak nasi szlachetni goście? - spytała po kilkunastu krokach, wypłukując z głosu wszelkie ślady niepokoju i złośliwego przekąsu.

- Tak jak ich zostawiłaś, pani. Dorisson rozmawia z jarlem, rozmawia z twoim stryjem, skąpi sobie i miodu, i dziewek. Wendeler węszy, dużo gada i jeszcze więcej obiecuje. Nie przybił jednak żadnego interesu. Alvida twierdzi, że widziała go jak golił sobie głowę. - Trygve wzruszył ramionami, zrównując z nią krok. - Największy ze skaldów nie zdążył wytrzeźwieć i znów jest pijany. - Wyszczerzył mocne, żółtawe zęby. - Obecnie chyba zaległ gdzieś koło obejścia Ansgara.

Obserwowała go kątem oka. Trygve. Godny zaufania. Zasłużył na to imię przez wiele lat służby jarlowi. Zasłużył na przywiązanie i miłość przez wiele lat służby jego młodszej córce. Trygve. Niewolny, którego wyzwoliła wola Hrolfa. Jej piastun o silnych rękach, rzednących włosach i twarzy naznaczonej na zawsze mieczem jarla. Jej sługa o bystrych oczach i czułym słuchu, dzięki któremu wiedziała o rzeczach, które inaczej mogłyby jej umknąć. Zdrady, swary, kłamstwa i sekrety. O tak, Trygve potrafił plotkować lepiej niż znudzona swoim życiem kobieta.

- Sigr?

- Gunnarsson to człek wielce zajęty. Dorissona nie ruszył. Ale za to powadził się z Uffe i Keldem. Zaraz potem pogodził się z nimi nad kielichem miodu, tylko po to, żeby rzucić złe słowo do Gulbranda, choć sądzę, że do tej pory to nieporozumienie mogło zostać już zażegnane.


Ile jej nie było w Długim Domu? Godzinę? Dwie? Zgarnęła dłonią biały puch z włosów. Otuliła się ciaśniej płaszczem. Rzęsy miała ciężkie od płatków śniegu, twarz zmarzniętą na kamień. Czuła się jakby zanurzyła się w Gjöll pełnej lodowatego zimna i ostrych noży. Westchnęła tylko.

- A Gjurd i Hjelmar? - zapytał mężczyzna z ledwie słyszalną troską.

- Zakończyłam z nimi swoje sprawy - odpowiedziała sucho. - Teraz są w rękach Gandalvssona.

Pożegnała się z nimi, gdy udawali się do miejsca swojego odosobnienia. Żadne z nich nie powiedziało nawet słowa. Żadne z nich nie ulało nawet jednej łzy. Był tylko uścisk dłoni - długi, mocny i spojrzenie, które mówiło więcej niż setki pustych słów, które zaraz porwałby wiatr i uszy ciekawskich ludzi. Ale nikomu, nikomu oprócz Hild nie przyznała jak trudno było jej odpleść palce z ich rąk, jak trudno było pogodzić się z ich decyzją, jak trudno było po prostu pozwolić im odejść. Uczucie dumy z ich odwagi splatało się ze smutkiem, który ciążył na sercu i przybierał barwę ołowianego nieba.

To był kolor Jol.
Szarość skropiona czerwienią.
To był kolor czekającego polowania.

To był kolor nachodzących zmian.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 17-06-2014 o 06:45.
obce jest offline  
Stary 16-06-2014, 22:28   #6
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Thorgrim po pamiętnym pojedynku w którym wystąpił w obronie honoru Jorun nim ta zdążyła się odezwać, był mężem w pełni sił. Zniknął ból, strach i poczucie beznadziei które towarzyszyły mu po śmierci ojca i rzezi towarzyszy. Jarl był im wdzięczny, Jorun była im wdzięczna, społeczność była wdzięczna grupie bohaterów... Olavsson był zaś jedynym ocalałym. Mógł spić miód tego zwycięstwa, przygniótł go jednak jego ciężar. Uczucie straty i samotności było bezdenne. Odchodził od zmysłów, pił.... Krzyczał z gniewu i użalał się nad sobą na przemian. Okazjonalnie kogoś bił, a że Thor dał mu siły więcej niż innym... Wyrządzał krzywdę. Jedna sekunda, jeden impuls. Jedno zasłyszane zdanie "ona nie nadaje się na jarla, nie będzie mi przewodzić". Oną była Jorun. Córka Jarla, brata ojca Thorgrima... Młoda i silna kobieta za którą oddał życie Olavson jego ojciec, wszyscy jego towarzysze z łodzi, za którą i sam Thorgrim oddał większość siebie. Wojownik wiedział jednak wtedy, że jeśli podważą jej autorytet... Jeśli nie zdobędzie posłuchu cała ta bitwa i ofiara pójdą na marne. Dobył dwuręczny topór ojca, broni która była jego dziedzictwem i ostatnią pamiątką. Rzucił wyzwanie autorowi owych słów. Nie pamiętał teraz nawet jego twarzy. Pamiętał złość, rządzę mordu.... Walczył wtedy w pojedynku jak nigdy. Był szybszy niż zwykle i silniejszy. Furia jaka w nim narastała od początku starcia szybko eksplodowała. Przeciwnik był doświadczonym wojownikiem. Unikał, parował i czekał aż Thorgrim opadnie z sił. Doczekał się jednak eksplozji furii! Pojedyńcze uderzenie strzaskało tarczę, wraz z ramieniem przeciwnika. Kolejne ukośne cięcie dotarło aż do kręgosłupa. Wielu powiedziałoby, że Olavsson mógł go oszczędzić. Po zmiażdżeniu ramienia mógł odpuścić... Prawda była inna... Nie chciał ale i nie byłby w stanie się powstrzymać. Gdy ochlapała go krew osiągnął ekstazę, upadł na kolana. Ciężko dyszał z trudem łapał oddech, lecz czuł się inny. Narodzony na nowo, odnalazł cel. Sam Thor kierował jego ręką dodając mu sił, nigdy nie był w stanie zadawać takich ciosów. Wszystko w sekundach i jednym uderzeniu wskoczyło na odpowiednie tory. Myśli opuścił ciężar i mgła która je przysłaniała. Uczucia nie były ciężarem zmieniły się, odżyły i nie niosły udręki...

Od tego czasu minął już prawie rok. Thorgrim przemierzał teren festynu samotnie. Jako członek rodziny Jarla jadł co najlepsze, przy stole miał honorowe miejsce. Jako berserker i furiat nie musiał gadać o polityce. Opowieści o walkach, bitwach czy śmierci w chwale. To wszystko co było osią jego rozmów z kimkolwiek. Walka na pięści z chętnymi, była miłym urozmaiceniem. Odrobiną ruchu w przerwach między posiłkami. Nie miał dziś pilnować Jorun, jednak zawsze zerkał w jej stronę gdy tylko przemykała w okolicy. Gdy zniknęła uznał, że nabrał już sił. Miał w sobie tyle energii i animuszu, że należało go spożytkować. Znał jednak swego wuja, niewinne mizianie się rękami za szybko mogło wyrwać się spod kontroli. To nie spodobałoby się natomiast Jarlowi... Powoli zmierzał do stanu, jednak nie był mu on obcy. Wiedział kiedy powiedzieć dość i skierował swoje kroki do domu. Osobnego budynku, kiedyś gościnnego dla rodziny Jarla obecnie zamieszkałego przez jednego wojownika. Przestronny zadbany przez sługi którym nie poświęcał większej uwagi. Dopóki izba była ciepła, strawa gorąca a róg pełen napitku ignorował ich. Oni z ulgą przyjmowali ten stan rzeczy, budził w nich lęk.

Była jednak jedna osoba która mieszkała z nim od niedawna. Na którą Thorgrim działał inaczej niż na większość ludzi. Krew i brutalność wywoływała w niej podniecenie. Kochała go w jakiś szaleńczy sposób którego Olavsson nie rozumiał. Nie chciał zrozumieć i nie obchodziło go to, dziewczyna potrafiła walczyć świetnie. Rozumiała jego uniesienie gdy rozlewał krew. Sama doświadczała ponoć czegoś podobnego, choć różnili się... Czy mógł dostać coś więcej? Czy mógł liczyć na lepszą towarzyszkę? Była nienasycona i groźna. Pamiętał ją z letniej wyprawy, na ogół pamiętał mało z dawnego życia. Jednak jej pojedynek z jakimś młodym wojem zapadł mu w pamięć. Jej zwierzęca wręcz postawa.

Wtedy był dla niej nikim, teraz był dla niej wszystkim. Wracając do domu uśmiechnął się do tej myśli. Czekała go gorąca noc, miłosnych zapasów.... Choć zapasy gościły tam ciut bardziej dosłownie... Gdyby ktoś inny przeszedł przez drzwi, nie miał jego wspomnień i wiedzy mógłby ulec pewnemu złudzeniu...
 
Icarius jest offline  
Stary 19-06-2014, 07:48   #7
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Ziemie Rohaldu przykryte były cienką warstwą białej pościeli śniegu. Ciężkie niebo wisiało nad wrzosowiskami i falującymi wzgórzami otaczającymi Rohald. Kruki i mewy krążyły nad lądem w poszukiwaniu strawy. Spokojne morze zdawało się być skupione w ciszy i dopiero nastawiając ucha z zachodu dolatywał plusk rozbijających sie o wały wioski powracających nieustannie fal. Dym leniwie snuł się na horyzoncie z tych kilku okolicznych farm, które wciąż były widoczne spod lasu. Cisza panowała wokoło jakby wszystko , nawet wiatr i bogowie wstrzymali oddech. Dochodziło południe choć słońce było tylko bladym punktem, jaśniejsza plamą za grubą zasłoną szarego nieboskłonu chmur.

Mały oddział Jorun odłączył się od konnych Hrolfa po tym jak jarl rzucił im wyzwanie a dokładniej, gdy thurl odkrył świeży, choć niekoniecznie łatwo widoczny ślad jelenia. Jchali wzdłuż krawędzi lasu od dłuższego czasu trzymając się tropu. Horlfsdottir między Thorgrimem i Sigurdem wyprzedzała volvę i thurla, któremu towarzyszył również młody Sighvatr Borgsson. Za stary by być dzieckiem i zbyt młody na mężczyznę. Jednak skoro nie było konkretnego dnia i momentu, w którym każdy Scandian stawał się dorosłym, zostawało dać młodzikowi tyle czasu ile potrzebował, aby dowieść innym, że to już teraz i tu, może być traktowanym tak, jakby tego pragnął. To od ojca zależało kiedy weźmie ze sobą młodą latorośl na jego pierwszy ting, kiedy będzie pierwsze polowanie i pierwsza wyprawa wojenna. Czasem nawet kiedy będzie ten pierwszy raz z kobietą. Jednak Sighvatr choć miał ojca, to jakby go nie miał i posiadał dwóch zarazem. Kolejny rok pod skrzydłem Klemeta nie przybliżał go do Toradssona. A mimo to, gdy wyjeżdżali przez szeroka bramę na wschód, mąż Nidbiorg z zadowoleniem patrzył na chłopaka w siodle z łukiem. Mina jednak mu zrzedła, gdy nie spiesząc się wszedł stępa na plac przed domem jarla osobliwy wierzchowiec niosący na grzbiecie thurla. Wtedy to potężny Thorbjorn z szerokim uśmiechem klepnął po przyjacielsku w szerokie placy Toradssona. Tamten odwrócił głowę, spiął konia i ruszył przodem za odjeżdżającym Knudssonem, jakby chciał druhowi powiedzieć Thorbjornowi, żeby się nie wtrącał, skoro nie wie i nie rozumie. Czyż za ojcem volvy nie jechali Bjald i Soran? Tak, Klemetowi dużo za mało nie uchodziło uwadze, choć wcale zdawał się lub faktycznie tym nie przejmował.

Thorgrim poprawił w siodle krocze. Jeszcze czuł mocno czuły uścisk przyrodzenia, z którym pożegnała się z nim przebudzona, naga Cali, kiedy wynurzał się ze skór niedźwiedzich ich łoża. Lecz to jej szept w środku burzliwej nocy, która wielu gościom w Rohaldzie spędziła odgłosami z ich domu sen z powiek, bardziej utkwił w pamięci jak ziarno w miedzy. Osobna kwestia było czy złotego łanu czy chwasta. Dlaczego nie on został wybrany na następcę tronu, skoro i w jego żyłach płynie ta sama krew potomka Kjari i ojca Hrolfa, co poległego z woli bogów brata Jorun?

Trop skręcił w las i podążał w głąb bukowo-jesionowego matecznika. Przyroda zagęszczała się, liczne krzewy, modrzewie oraz coraz częściej pojawiające się stare dęby i rozłożyste świerki. Im jechali dalej, tym trudniej było rozpoznać ślady, aż w końcu stało sie jasnym, że w końcu trzeba było zejść z koni. Volva miała złe przeczucia jeszcze zanim hirdman i thurl pierwsi zorientowali się, że zdobycz ostatecznie wymknęła się. Zgubili trop. Za to wszyscy wkrótce zobaczyli w śniegu odciski butów. Klemet poznał, że drewno było zbierane w tej okolicy, choć do najbliższego domostwa było ponad dwa kwadranse pieszej wędrówki. Każdy wiedział, że okolica dzika i nie zamieszkana, więc, kto i po co? Ślady były dosyć świeże, zapewne sprzed nocy. Jorun odprowadzała wzrokiem nowy trop, który wyraźnie wiódł w głąb lasu. Thorgrim nie zastanawiając się długo ruszył przodem. Reszta podążyła.










Po kilku minutach Hild podniosła rękę. Ktoś był w pobliżu. Klemet obejrzał się w kierunku koni, które zostawili z młodym Borgssonem. Las stał w milczeniu jakby obserwując ich spokojnie. A mimo wszystko napięcie dało się odczuć, gdy krocząc w ciszy i skupieniu usłyszeli wspólną mowę. Ktoś niedaleko rozmawiał w staro-nordyckim. Syn Ivara trzymając Jorun w zasięgu wzroku przyspieszył z lewej strony, Klemet ruszył z prawej. Hrolfsdottir przodem wraz z kuzynem i Thorbjorndottir.

Wkrótce wszyscy zatrzymali się pod osłoną krzewów i przyprószonych śniegiem wykrotów, przy skraju niewielkiej, opadającej polany, szerokiej na strzał z łuku. Środek przecinał niemal całkiem skuty lodem strumień, z którego sterczało kilka szarych głazów, podobnie jak spod śniegu, przez który przebijały się skąpo dłuższe trawy. Źdźbła skubały pasące się tam trzy konie. Na środku naturalnej łączki ktoś rozbił obóz. Szybko doliczyli się pięciu uzbrojonych mężczyzn. Strojem i ekwipunkiem wyglądali na hirdmanów lub najemników. Zdawali się właśnie zbijać obozowisko. Jeden nich zasypywał śniegiem palenisko, większość zaś klęczała pakując swoje rzeczy przed odejściem z tego miejsca plecami będąc zwróconymi do Kjarich. Nikt nie rozpoznał w obcych nikogo znajomego, choć Sigurd nie mógł oderwać wzroku od jedynego wojownika stojącego na straży. A dokładniej od przewieszonego na szyi, spoczywającego na futrze medalionu w kształcie Thorowego młota.

Wartownik z ręką wspartą na głowicy miecza patrzył przed siebie w las omiatając wzrokiem drzewa, krzewy i powalone pnie, zza których obserwowali obcych Rahaldczycy. Cięzko powiedzieć, dlaczego mężczyzna podniósł alarm. Najwyraźniej musiał kogoś z nich zobaczyć. Chwilę potem mężczyźni obnażyli miecze i topory rzucając się w szalonej gonitwie ku Kjari.

- Nie zostawiać żywych! – krzyknął basem ten z rudą brodą.

Śnieg chrzęścił miarowo pod butami pięciu wojowników, zmniejszających szybko dystans, szarżujących do bitwy wprost na spotkanie Jorun, Hild i Thorgrima.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 25-06-2014, 13:40   #8
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Syn Ivara jechał tuż obok tej, której bronić polecił mu jarl. Knudsson muiał mieć jakieś podejrzenia, albo sama obecność wielu przyjezdnych w Rohald wzbudziła w nim ostrożność. Sigurd rozumiał powody - przecie nigdy nie wiadomo, czy na uroczystość wskazania następcy jarla i święto Jol w jednym przybędą jedynie przyjaciele, czy także wrogowie.

Stanowili dziwne towarzystwo - sama obecność thurla i volvy w małej, sześcioosobowej grupie była niecodzienna, a hirdman wolał zachowywać dystans wobec tej dwójki. Nie rozumiał tego, czym oni się zajmowali. Wolałby traktować Hild jako przesądną niewiastę, a Klemeta jako mieszkającego w lesie, na wpół szalonego dziada. Jednak przebywając w otoczeniu jarla poznał już, że ich umiejętności, wyszydzane przez niektórych niedowiarków, nienawidzone przez innych i poważane przez kolejnych były czymś, co wykracza poza rozumowanie zwykłego człowieka. Pamiętał wróżby volvy, z których całkiem sporo stawało się rzeczywistością. Pamiętał też thurla otoczonego mrokiem, gdy rozmawiał z duchami umarłych. O nie, Sigurd z całą pewnością nie wątpił w powiązania tej dwójki z innymi światami, a może nawet bogami. I o ile wciąż uważał, że ostrym żelazem można rozwiązać każdy problem i każdego wysłać w zaświaty, o tyle wcale nie kwapił się, by stawać przeciwko komuś, kto kroczy między wymiarami. Jego zadaniem była walka z podobnymi mu wojownikami i chciał, by tak właśnie zostało.

* * *

Niezadowolony zaklął pod nosem, gdy w końcu Klemet przyznał, że zgubił trop jelenia, za którym podążali już dłuższy czas. Szybko jednak dostrzegli ślady człowieka, których tutaj nie powinno być. Mógł to być zmierzający do Rohald podróżny, chociaż nie znajdowali się blisko traktu. Mógł być kto ktoś, kto nie chciał zostać zauważony przez mieszkańców doliny. Thorgrim ruszył pierwszy, a za nim reszta.

Nie trwało długo, gdy kryjąc się za drzewami obserwowali obcych uzbrojonych mężczyzn. Syn Ivara mocniej zacisnął palce na spękanej korze pokrywającej pień wysokiej sosny. Jeden z najemników nosił na szyi wisior w kształcie Młota Thora. Czy był to taki sam, jak znaleziony w Hemmet? Młot Thora z głową wilka pośrodku symbolu? Dowiedzieć się tego mógł jedynie w jeden sposób...

Nim jednak zdołał cokolwiek uczynić, wartownik musiał dostrzec któregoś z obserwujących ich Rohaldczyków. Kilka uderzeń serca później pięciu najemników ruszyło w stronę Jorun, Hild i Thorgrima. Widać to któryś z nich zdradził się z pozycją.

Sigurd przeciął drogę najbliższemu mężczyźnie. Tamten zasłonił się przed cięciem i oddał cios. Kolejny, przed którym Ivarsson się uchylił spowodował, że przeciwnik poślizgnął się na zlodowaciałym śniegu i upadł. Sigurd zdecydował szybko rozprawić się z leżącym wrogiem i potężnie uderzył mieczem zza głowy. Oponent nie zdołał w porę zasłonić się przed ciosem. Miecz spadł na w pół lężącego, wpół wstającego wojownika trafiając w łączenia między naramiennkami a szyją. Krew trysnęła a mężczyzna upadł na plecy trzymając się desperacko za szyję.

Krew buzowała w żyłach Ivarssona. Powalił wroga szybko i szukał kolejnego przeciwnika. Okazało się jednak, że z pięciu obcych nie ustał żaden. Sprawnie poszło, nie licząc rany Thorgima. Upewnił się, że pokonany przez niego mężczyzna nie stanowi zagrożenia i poszukał wzrokiem tego, u kogo dostrzegł wcześniej talizman. Gniewny grymas przemknął przez twarz, gdy zobaczył tamtego martwym, jednak zmilczał. Przez chwilę wodził wzrokiem za rannym berserkerem jakby coś rozważał, aż wreszcie odpuścił. Podszedł do leżącego na śniegu ciała z odrąbanym ramieniem i poszukał czegoś, co mogło wyjaśnić ich pobyt tutaj. Następnie zrobił to samo z wierzchowcami. Zawartość juków, broń, pancerze i sakiewki rzucił na śnieg pośrodku polany.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 27-06-2014, 19:03   #9
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Widząc szarżujących przeciwników Thorgrim tylko się uśmiechnął.

- Nudną cześć brania kogoś żywcem zostawiam wam. Zajmę się przyciągnięciem ich uwagi.

Jorun skinęła krótko głową, nie marnując czasu na zbędne słowa i Olavsson wiedział już, że córka jarla pozwoli mu przyjąć na siebie pierwszy impet ataku, a potem sama zaatakuje, dostosowując się do rytmu walki, który on narzuci.

- Dwóch ma przeżyć - rzuciła tylko wystarczająco głośno, by i Ivarsson usłyszał, chwytając włócznię w obie ręce i wyskakując do przodu, by znaleźć się pomiędzy Hild, a nieznanymi najemnikami.

Syn Olava przeskoczył przez wykrot odbiwszy się od powalonego pnia wiekowego drzewa rzucając sie w kierunku zbrojnych. Z bojowym okrzykiem na ustach błyskawicznie skracał dzielący go od pierwszych napastników dystans. Dwuręczny topór ze wściekłą zaciętościa i włożoną w cios niesamowitą siłą spadł na najbliższego wojownika, który widząc bitewny szał berserkera, usiłował uskoczyć przed furiackim atakiem.

Topór berserkera dosięgł naramiennika, ześlizgnął i zagłębił w karku. Przeciwnik potoczył się w śnieg brudząc go czerwienią. Korzystając z impetu Throgrim zaatakował kolejnego wroga, który sprowal topór mieczem. Wojownik z amuletem młotu Thora na piersiach, zamachnał się do zadania dewastującego ciosu dla Olavssona.

Thorgrim próbował uniknąć uderzenia jednak ostatecznie przyjał cios na pierś. W ferworze walki, zdawał sie nawet tego nie poczuć. Krewa zalała mu tors. Olavsson zaatakował i topór odrąbał ramię przeciwnika. Krew z kiuta szybko plamiła wszystko dookoła czerwienią wliczając umorusanego nią berserkera. Wojownik w szoku patrzył na odrąbaną kończynę leżącą w śniegu. Chwilę potem spadło na niego uderzenie trzonkiem topora prosto w twarz.
Thorgrim rozejrzał się do okoła widząc, że pozostali przeciwnicy również zostali pobici wydał z siebie niekontrolowany ryk ku niebu. Chwilę potem berserker dostrzegł, że jego pierwsza ofiara próbuje wstawać. Uderzył ją również trzonkiem topora. Wojownik po napadzie szału usiadł na ziemi, łapiąc oddech. Siedząc przyglądał się naszyjnikowi Thora wiszącemu na szyi jednego z wojowników. Po czym macha przecząco głową sam do siebie.

-Thor nie byłby z was dumny.

Powoli zaczynał odczuwać bół w piersi, przyglądał się ranie. Okazała się dosyć głęboka, jednak nie zagrażała jego życiu. Olavsson rozejrzał się po okolicy ponownie wypatrując przeciwników. Gdy ich nie dostrzegł powlókł się do ciała drugiej ofiary. Zerwał naszyjnik Thora z jego szyi, po czym splunął na ziemię obok ciała. Widział jak Sigurd podchodzi do juków, sam również się tam pofatygował. Krew ciekła na śnieg z rany tworząc swoisty ślad który każdy mógł dostrzec. Sigurd już buszował przy jukach, Thorgrimm przez chwilę go obserwował jednocześnie szukając przy koniach bukłaków. Zaczął ich próbować po kolei i szybko splunął gdy napotykał na wodę. To rozczarowanie spotkało go jeszcze dwukrotnie. Za trzecim razem trafił na wino, które zabrał ze sobą. Pełnię szczęścia berserker osiągnął jednak dopiero przy ostatnim bukłaku. Gorący smak gorzałki rozgrzał go od środka, chwilę później obwicie polał nią ranę. Jęknął w oczach stanęły mu łzy, nie wiadomo czy z bólu czy żalu nad rozlanym trunkiem.

Spuścił Sigurda z oczu gdy ten rzucił łup na środek polany. Cali przed wyjazdem nie dawała mu spokoju, Thorgrimm nie był głupi śniła jej się władza poprzez jego osobę. Bogactwo jednak również dawało pewna władzę, stąd Thorgrimm nauczył się zasypywać ją łupami i brańcami z wypraw. Ubił dwóch wrogów, wziął na siebie ryzyko i ciężar uderzenia w tej potyczce. Liczył, że Jorun nie będzie mu robiła problemów przy podziale łupów. Dwa z pięciu koni, trochę broni a kto wiec co jeszcze mieli. Cali gdy ją zbywał jej zakusy na władzę, zawsze przebąkiwała natychmiast o mniejszych celach. Dom i niewolników mieli, wspominała chyba coś o Łodzi i drużynie dla Thorgrimma. O tym, że wzbudza podziw młodszych i starszych.. Zawsze miała talent do miecza i słów. Słodkich, obiecujących wynoszących go na piedestał. Nie pamiętał szczegółów, gdy ona szeptała on brał ją od tyłu. Berserker jednak wiedział, że cokolwiek babie po głowie nie chodzi. Łupy ją i zadowolą i przybliżą do celu... Wyrwał się z zamyślenia i powoli ruszył na środek polany w kierunku Jorun.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 27-06-2014 o 21:31.
Icarius jest offline  
Stary 27-06-2014, 22:21   #10
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Gdy jeszcze nie przebrzmiały ostatnie słowa brodacza, gdy jeszcze echo odpowiadało gniewnie “żywych! żywych!”, wszystko stało się jasne dla thurla. Los, który przyprowadził ich tutaj. Trop, który podjęli, który zniknął pod świeżym śniegiem. Nie było wątpliwości, że to bogowie kierowali ich ścieżkami. Żeby zobaczyli. Żeby zmierzyli się z przeciwnikiem.

Gdy zobaczył szarżujących ku nim wojownikom i usłyszał rzucone przez Jorun “dwóch ma przeżyć”, Klemet, stojący z boku, wzniósł ręce w górę, obrócił twarz ku pobielonym koronom drzew, tak jak to czynił wiele razy podczas składania ofiary modlił się.

Jego głos był pewny i monotonny.


Dzięki Ullerowi
splątane nasze ścieżki
droga prawa pośród drzew
poprowadził
znalazł
poprowadził
Wiatr przygiął wierzchołki drzew, sypiąc z nich biały puch.


Thorze zamień mnie w kamień
jak głaz
jak dąb
jak kamień
jak głaz
jak...

Bojowy okrzyk Thorgrima zagłuszył ostatnie słowa.



Ani słońce nie odnajdzie, ani nóż kamienia nie tnie.
Ryba, z topieli płynąc, ptak krzyczący we wrogim obozie.
thurl przeciw złoczyńcy

Klemet niemal bezgłośnie wybiegł zza drzewa. Mimo pięćdziesiątki na karku, poruszał się zwinnie stapając lekko po śniegu. W jego oczach można było zobaczyć blask szaleństwa. Wzniół topór i uderzył po plecach woja szykującego się na berserkera. Trafiony w pomiędzy łopatki zachwiał się a potem upadł na kolana. Gandalvsson przekręcił ostrze topora i zamachnął się. Stróżka krwi wypłynęła spod hełmu wojownika uderzonego płazem w głowę który wciąż klęcząc zachwiał się, wypuścił z rąk trzymany oręż a chwilę potem upadł twarzą w śnieg.

Thurl rozejrzał się. Było już po wszystkim. Berserker ryknął płosząc ptaki, które zerwały się z głośnym krakaniem, obwieszczając całemu Midgardowi radosną wieść. Woj, którego przed chwilą położył, leżał u jego stóp. Głęboka rana w plecach nasiąkła już krwią. Harczał plując juchą.

- Klemet, wyżyją? - Jorun z rozciętą, napuchłą już wargą, stała z tą swoją drażliwą niecierpliwością, domagającą się natychmiastowej odpowiedzi.

Thurl pokiwał głową, pomruczał coś pod nosem. Ten pośpiech go drażnił. Pochylił się nad leżącym. Pobieżnie zbadał ranę, którą sam zadał. Upewnił się co do tego, co już przecież wiedział. Wstał powoli. Jakby z pewnym ociąganiem podszedł do broczącego z szyi. Czuł ciągle na plecach wzrok Hrolfsdottir. Milczała, lecz niemal namacalne było jej rozdrażnienie. Przedłużał tę chwilę. Ociągał się.

Wojownik trafiony w szyję przez Sigurda krawił mocno. Krew przeciekała mu między palcami oblepiając rękę przytkniętą do rany. Gandalvsson przyklęknął przy nim. Spojrzał w jego oczy, w których czaiła się jeszcze wrogość. Zaczynał przysłaniać ją już jednak strach, bądź może tylko niepewność. Musiał doskonale czuć jak ucieka z niego życie. Słabł. Thurl ujął jego dłoń i wolno odciągnął by przyjrzeć się ranie. Była szeroka, ale czysta.

- Przyciśnij - skierował jego palce o centymetr poniżej rany, sam zaś zerwał z trupa leżącego w pobliżu kawałek materiału, sięgnął do woreczka uwieszonego u pasa wyciągając dwie szczypty drobno zmielonego proszku. Złapał w dłoń pajęczej sieci, która rozciągnięta perliła się na krzaku jeżyny. Wszystko to zmieszał w dłoni, napluł na taką mieszankę gęstą plwociną, ugniótł w kształtną bryłkę, którą zapakowal w oderwaną szmatkę. Tak przygotowany opatrunek przyłożył na rozcięcie i związał.

Wtedy dopiero wstał i podszedł do jarlowej córki. Z tą zaciętą twarzą tak bardzo przypominała swego ojca sprzed lat. Nie była zadowolona z jego werdyktu. Uważała pokonanych za tchórzy, którzy rzucili się z przewagą na mniej liczebną, jak sądzili z początku, grupę. On jednak wiedział swoje. Śmierć w boju, to śmierć w boju i każdy wojownik ginący z bronią w ręku miał prawo biesiadować z Odynem, czekając na ostateczny Ragnarök. Każdy. Bez wyjątku. A wtedy, w ostatecznej walce, staną wszyscy ramię w ramię.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172