Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-06-2014, 15:44   #1
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Rivoren - prolog

Wieża warowna w pobliżu Bramy.




Dzień był ciepły jak na standardy Smoczych Gór. Powietrze falowało tworząc miraże zamków i jezior w najmniej oczekiwanych miejscach. Strażnicy na wieży mieli idealny widok na rozpościerająca się u ich stóp wąwóz i drogę, która nim wiodła. Nie było na niej widać żadnego ruchu, to jednak nie było niczym niezwykłym. Ludzie, którzy wkraczali na drogę do Margh, zazwyczaj nie przepadali za promieniami słonecznymi, przedkładając nad nie srebrną poświatę księżyca, a i ta witana była przez nich z niechęcią.
Bern służył przy Bramie od pięciu lat i uważany był przez swych towarzyszy za weterana co to wszystko już widział i o wszystkim wie. Biorąc pod uwagę, że zwyczajowa służba przy bramie trwała nie dłużej niż rok, nie było się czemu dziwić. Nikt nie wiedział dlaczego czterdziestolatek tak uparcie trzymał się tego miejsca. Fakt iż był ponurakiem i samotnikiem nie tłumaczył wszak wszystkiego. wiadomo było, że brama robi z ludźmi dziwne rzeczy, a ostatnimi czasy wszystko wydawało się jeszcze pogarszać, ale żeby aż pięć lat… Bern jednak niewiele sobie robił z szeptów za swymi plecami. Wiedział swoje i wiedział, że ci którzy teraz szepczą wkrótce okraszą skały swą krwią płacąc daninę, którą on obiecał. Już niedługo, jeszcze tylko odczekać trzeba było na tego wybranego, który dokończy dzieła, a ten wszak już nadchodził.
Szepczcie nędzne mrówki, szepczcie, gdyż nie znacie dnia, nie znacie godziny…


Targalen.



Lato w pełni objęło władzę nad krainą. Słońce rzucało wesołe odblaski igrając z leniwymi falami setek kanałów wodnych południowej części Targalen. Nawet wodospady zdawały się przysypiać dzięki czemu można było znieść ochronna barierę chroniącą mieszkańców od stałego huku przemieszaczających się wód.
W zamku będącym siedzibą Rady rzeczy miały się jednak inaczej. Nawet służba, która dbać miała o porządek, wolała ryzykować kary i wynieść się z jego kamiennych murów. W dni takie jak ten, a wspomnieć należy że nie zdarzały się one zbyt często, bezpieczniej było w zaułkach złodziei niż w pełnych przepychu komnatach Siedziby Rady.

Brak służby nie został jednak zauważony przez istoty będące powodem owego zniknięcia. Cztery żywioły, wzburzone jak nigdy dotąd, w najlepsze rujnowały to, co ludzkie ręce stworzyły przez wieki. Nic nie było w stanie powstrzymać płomieni od trawienia kunsztownie rzeźbionych foteli i stołów. Woda w najlepsze zalewała łaźnie i niszczyła drogocenne malowidła wiszące na ścianach. Wiatr targał zasłony, unosił w powietrze dzieła sztuki by po chwili uwolnić je ze swej mocy, roztrzaskując w drobny mak. Ściany drżały, podłogi załamywały się, sufity spadały na głowy nieszczęśników, którzy nie zdążyli uciec w porę. Zdawało się iż cały zamek lada chwila obróci się w perzynę, a siły nim władające ruszą na poszukiwanie innego pokarmu dla swej furii. Mieszkańcy Targalen ze strachem spoglądali w stronę budowli, a ci, których domy znajdowały się najbliżej, poczęli w panice ratować swój dobytek.

Wewnątrz, poza uszami i oczami ludzkimi, warzyły się losy świata. Czwórka przywódców nie bez przyczyny urządziła owe piekło na ziemi. Gniew zawładnął ich sercami na równi ze strachem, do którego żadne przyznać się nie było gotowe. Oto stanęli przed groźbą, która nie miała prawa powstać przed nimi. Groźbą, którą wspólnymi siłami obalili wieki temu. Każde z nich wyniosło z owych czasów rany, o których nigdy nie zapomnieli. Wynieśli jednak również nadzieję, która właśnie roztrzaskała się w proch śmiejąc przy tym szyderczo.

Nagle jednak chaos zamarł. Wiatr ustał, płomienie zgasły, woda opadła, ziemia umilkła. Wkroczyła cisza, a wraz z nią rozwiązanie niosące z sobą szept śmierci. Cena owa była wysoka, jednak stawka o którą gra się toczyła, wyższa. Cóż bowiem znaczy życie kilku gdy na szali stoją losy świata?
Kolejno, począwszy od tego, który z największym zapałem udział brał w dyskusji, Odwieczni opuścili zamek by rozporządzić życiem swych wybrańców. Stało się, rękawica została podniesiona.



Cyth




Twem Lladre

Stolica Endary tętniła życiem. Kupcy wymieszani z rolnikami wypełnili, ciche zazwyczaj ulice Cyth, gwarem i okrzykami. W powietrzu czuć było radość i podniecenie. Do Wielkiego Targu, urządzanego corocznie na cześć Władczyni Ziemi, pozostało ledwie dwa dni. O miejsce na nocleg trudniej tu było niż o spotkanie jednorożca na rozległych stepach Lef. Gdy zaś udało się takowe znaleźć jego cena sprawiała, że człowiek nagle czuł się znacznie mniej zmęczony niż mu się wcześniej wydawało. Tylko ci, którym w sakiewkach miejsca brakowało, godzili się na owe zasady, w zamian dostając wiązkę siana i duszny kąt na strychu. Lepsze to jednak było, a przynajmniej niektórzy tak twierdzili, niż spanie pod gołym niebem. Lepsze i bezpieczniejsze, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę ilość gości z Lef, którzy postanowili zawitać do Cyth.

Interes jaki Twem miał z kupcem Dagrunem Hannem zakończył się pomyślnie, uzupełniając tym samym nieco nadszczuploną w trakcie podróży sakiewkę. Oczywiście o walutę martwić się nie musiał, szczególnie biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności, jednak te kilka dodatkowych srebrnych nie szkodziło mu w żadnym wypadku. Tym bardziej, że jedyne miejsce na nocleg jakie znalazł, stryszek nad chlewem u niejakiego Nurra Hammiego, kosztowało niemal połowę tego co zarobił. Przynajmniej kolację dostał za darmo, na dodatek całkiem dobrą.

Targ się rozpoczął i targ się zakończył. Twem jednakże nie został na tyle długo by świadkiem owych wydarzeń zostać. Już bowiem dnia następnego w drodze był do Nerun, miasta położonego w połowie drogi między Cyth, a Targalen. Zlecenie które otrzymał polegało na dostarczeniu szkatułki, nie większej niż dłoń ludzka, do niejakiego Charisa Middi. Z informacji które otrzymał wynikało, iż mężczyzna ten jest szlachcicem należącym do jednego z najstarszych rodów Endariańskich, przebywającym w odwiedzinach u ciotki, Kary Omeri.
 
Grave Witch jest offline  
Stary 17-06-2014, 17:22   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dni Wielkiego Targu to nie były chwile, gdy należało odwiedzać Cyth. Przynajmniej nie po to, by spędzić tam noc. Noc na śnie, dokładniej mówiąc. Każdy, kto chciałby spędzić noc na pijaństwie, hazardzie, rozpuście czy też wszystkich tych rzeczach jednocześnie, oczywiście mógłby liczyć na spełnienie owych pragnień.
Twem akurat nie zaliczał się do tej dość szerokiej, spragnionej rozrywek, grupy mieszkańców i przybyszów. Interesy wiodły go raz tu, raz tam, a w czasie załatwiania interesów raczej nie było czasu na różnorakie rozrywki.
- Na drugi raz zażyczę sobie dopłaty za trudne warunki pracy - mruknął Twem, przedzierając się przez zapchane ulice. I pilnując tak przesyłki, jak i sakiewki.
Okazja czyni złodzieja, a taki tłum oznaczał jedno - bardzo dużo okazji. A pozwolić się okraść to by było niezbyt mądre. No i trzeba by to jakoś odrobić, na co - nie da się ukryć - szkoda było czasu.

Wsadziwszy łokieć pod żebro wpychającego się na niego młodziana, nadepnąwszy dość boleśnie na palce jakiegoś opasłego, nie patrzącego pod nogi kupca, odrzuciwszy ofertę spędzenia czasu z jedną z sióstr oferenta Twem dotarł wreszcie do znacznie mniej zatłoczonej uliczki, prowadzącej do siedziby kupca i rolnika zarazem, Nurra Hammiego.
Oczywiście Twema stać było na pokój nawet w "Pawiu" czy w "Pękatym Dzbanie", ale takie postępowanie nie skończyłoby się najlepiej dla sakiewki młodego Lladre.
- Nigdy nie wydawaj więcej, niż musisz - powtarzał (do znudzenia) Tyv, senior rodu Lladre, a prywatnie ojciec Twema. A Twem już parę razy zdołał się przekonać o słuszności tego powiedzenia.
Nie mówiąc już o tym, że złodzieje znacznie chętniej odwiedzali wykwintne pokoje w wykwintnych gospodach, niż pełne siana stryszki w chlewikach.

***

Brama Wchodnia przywitała Twema nieco zdziwionymi i nieco zaspanymi spojrzeniami strażników.
- Miłego dnia - rzucił w przelocie Twem, po czym poklepał Straffera po szyi.
Przyspieszył nieco, by po chwili zniknąć z oczu znudzonych strażników.

***

Nerun. Lotem ptaka - czterysta kilometrów z okładem.
Prowadziły tam dwie drogi - jedna wiodła traktem Nathar-Kur i miała jedną wadę - trzeba było się przeprawiać przez Małe Morze, jak zwano niekiedy jezioro Karrun, nad którym leżało miasto-port Nerun. A wada owa kosztowała niekiedy i trzy dni podróży, o kosztach sięgających od dziesięciu brązowych rivów w górę. A owa góra zależała nie tylko od ilości pasażerów, ale i od liczby dni, kiedy to trzeba było czekać na brzegu na prom.
Nawet jeśli ktoś nie reflektował na nocleg, to jeść trzeba było, a trudno było liczyć na śniadanie biegające sobie niedaleko traktu Nathar-Kur.
Jeśli komuś się aż tak nie spieszyło, lub też nie miał zamiaru tracić pieniędzy na fanaberie typu domowe obiadki czy noclegi pod dachem.
Istniała jeszcze inna droga - okrążający jezioro od południa Trakt Kupców - dłuższy, tańszy i, według niektórych - dużo lepszy.

- Prom? - Brodaty karczmarz (wbrew ogólnie przyjętym standardom chudy jak szczapa) pokręcił głową. - Masz pan pecha. Ze dwie godziny temu odpłynął. I wcześniej niż za dwa dni nie wróci. Ale mam pokoje - dodał, zachęcającym gestem i spojrzeniem wskazując schody prowadzące na piętro. - Tanio - dodał.
"Tanio" to było pojęcie bardzo względne. Dla jednych tuzin złotych rivów to było tanio, dla innych tuzin brązowych to była drożyzna nie do opisania.
Twem nie należał ani do tych pierwszych, ani do tych ostatnich, ale nie zamierzał wyrzucać jeszcze nie zarobionych rivów na tak pospolite rzeczy jak siedzenie z kuflem piwa w gronie podpitych podróżnych.
- Zastanowię się - skłamał.

***

Nocleg w lesie to nie było coś, z czym Twem miałby do czynienia po raz pierwszy. Zaciszne miejsce, strumyk, krąg kamieni, w którym nieraz rozpalano ognisko. Czegóż więcej trzeba, skoro w jukach znajdują się zapasy na dobre kilka dni, a dwie godziny wcześniej nieostrożny królik nie zauważył na czas bełtu?


Jeszcze tylko kilka przygotowań, by sporządzić sobie w miare wygodny materacyk i, choćby prowizorycznie, zabezpieczyć obozowisko, i można było zabrać się za kolację.

***

Ognisko dogasało. Ogień, pozbawiony kolejnej porcji pożywienia, zadowalał się resztkami, które wcześniej zlekceważył.
Zawinięty w koc Twem już zasypiał, gdy z drogi w objęcia snu obudziło go ciche parsknięcie Straffera.
Koń wart był każdego riva, jakiego Twem na niego wydał. Nie pierwszy to raz ostrzegł swego pana o przyjściu niezaproszonych gości. A aktualni, sądząc ze sposobu, w jaki się zbliżali do obozowiska, nie zamierzali zbyt wcześnie obudzić gospodarza.
Novio, wbrew nazwie ciemny niemal jak noc, nie raczył nawet warknąć, tylko dotknął zimnym nosem dłoni swego pana.

Twem odczołgał się bardziej w cień. Jego szare ubranie idealnie zlewało się z brakiem nocy.
Któryś z nocnych gości zaklął, zaplątawszy się w rozciągniętą wokół obozowiska linkę i kolejnym przekleństwem skwitował fakt, iż nie zdołał utrzymać równowagi i z łomotem wylądował na ziemi.
- Pieniądze albo życie! - warknął jeden z napastników, mierząc z kuszy do leżącego na posłaniu cienia. Cień poruszył się, jakby ktoś, zbudzony ze snu, chciał się podnieść i wtedy Twem strzelił.
Dwa bełty wbiły się w pierś kusznika, który padł na ziemię.
Jeden z napastników, zaskoczony śmiercią kompana, zaatakował wstającą sylwetkę, by z zaskoczeniem zaobserwować, że ostrze na sylwetce nie robi zbytniego wrażenia.
Zbyt długo się nie dziwił, bo kolejny bełt trafił go w oko, wybijając z głowy wszystkie myśli. Przypadki, najwyraźniej, chodzą po ludziach. A ten, najwyraźniej, nie był sprzyjający dla trafionego.
Ciemna sylwetka wstała wreszcie z posłania. W jej dłoni pojawiło się długie, lśniące nawet w mroku ostrze. Napastnicy, do których dołączył się trzeci (zdążył się jakoś pozbierać i podnieść z ziemi) cofnęli się o krok, zastanawiając się, czy bardziej opłąca się walczyć, czy lepiej wziąć nogi za pas i uciekać.
Twem strzelił po raz kolejny, zmniejszając nieco mobilność jednego z bandytów, po czym odrzucił kuszę i z rapierem w dłoni wyszedł na polankę.
- Sakiewki i broń na ziemię - zaproponował.
Mógł, co prawda, zacytować swoich nieproszonych gości i poprosić o pieniądze albo życie, ale wersja z bronią wydała mu się bardziej rozsądna.
Jemu tak, bandytom jednak nie.
- Zabić go! - wrzasnął jeden z nich.
- Zabij! - prawie jak echo odparł Twem.
Czworonożny kształt rzucił się jednego z opryszków. Przewrócił go na ziemię i warcząc zabrał się odgryzanie mu głowy.
Pozostali dwaj bandyci rzucili się na Twema.

Gdy atakuje cię dwóch przeciwników, nie należy skupiać się na jednym, bo wtedy drugi może stać się niebezpieczny. Śmiertelnie niebezpieczny.

Twem zręcznym unikiem ominął atakujące go ostrze, a jego rapier wykreślił krwawą pręgę na ręce napastnika. Ten syknął i podwoił intensywność ataku, a w tym samym czasie jego kompan usiłował zajść Twema od tyłu.
Twem przesunął się szybko, by mieć obu przeciwników przed sobą. I w tej chwili potęzny podmuch wiatru poderwał garście popiołu z ogniska i sypnął nim prosto w oczy jego przeciwników.
Takiej okazji nie można było nie wykorzystać. Nim się obaj bandyci zdołali otrząsnać, trzymane w dłoni Twema ostrze wysłało najbliższego z nich w objęcia Tahary.
Z ostatnim nie było już problemu.

***


- Dzieki Ci, Władco Wiatru. - Twem wlał w resztki ogniska kilka kropel wina.


***

- Ty leniu paskudny! Jeden ci starczy? - Twem z potępieniem spojrzał na Nivio, który odpłacił mu obojętnym spojrzeniem. - A pozostałymi ja się muszę zajmować? Po co ja cię karmię, czarna paskudo?

Smoliście czarna mieszanka mastifa z nie wiadomo czym odpłaciła mu wywaleniem czerwonego jęzora.

- Leń - mruknął raz jeszcze Twem, po czym zabrał się za sprawdzanie, czy pokonani bandyci definitywnie wyzionęli ducha, a potem za sprawdzenie ich dobytku.


Najwyraźniej rozbój był zajęciem średnio dochodowym, bowiem bandyci nie byli zbyt dobrze uzbrojeni, prócz - zapewne - herszta, którego miecz był zdecydowanie dobrej jakości. No a sakiewki też nie były zbyt pełne.
Garść srebra, garść brązu. I żadnych innych trofeów.
Za to ten, co miał najlepszą broń, miał na ręce dziwny tatuaż, przedstawiający niezbyt sympatycznego stwora.

Kliknij w miniaturkę



Pozbycie się truposzy, nawet prowizoryczne, nie było zbyt łatwe. Co prawda Novio mógłby zeżreć kawałek jednego, ale co z resztą? Niezbyt się nadawali na towarzyszy noclegu, a wrzucenie ich do strumyka mogło zaszkodzić biednym rybkom.
Parę dobrych chwil zajęło Twemowi wykopanie prowizorycznego grobu i przykrycie go gałęziami, a potem wreszcie można było iść spać.


Mimo niezbyt spokojnego początku nocy Twem wstał skoro świt i po szybkim śniadaniu ruszył śladem bandytów, którzy - takie przynajmniej miał Twem nadzieję - powinni mieć gdzieś jakąś swą siedzibę.
Novio szedł po tropie bandytów jak po sznurku.
Trop wiódł na południe - mniej więcej w stronę Sideł Rozetty. Co prawda tylko kretyn miałby ochotę mieszkać na przeklętych bagnach, ale po pierwsze grasujący na traktach bandyci zwykle nie należeli do najbardziej rozgarniętych, a po drugie, mało kto miałby ochotę kogoś szukać w tamtych okolicach.


Do obozowiska Twem dotarł koło południa.
No i niestety rozczarował się srogo. Trzy byle jak sklecone szałasy, wypalony krąg po obozowym ognisku. I żadnego skarbu.
- Można się było tego spodziewać - mruknął Twem.
Pogłaskał Nivio po kudłatym łbie, poklepał Straffera. - Dobra robota, ale teraz wracamy - dodał.
Skąd przyjechali bandyci, czy była tam jakaś większa grupa - to go nie obchodziło. Nie był strażnikiem, jego interesowały ewentualne pieniądze.
Po raz ostatni rozejrzał sie dokoła, po czym ruszył w stronę Nerun.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-06-2014, 22:02   #3
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Targalen.



Khaidar Sentis.

Od dwóch dni nie mówiono o niczym innym jak o zrujnowanym zamku będącym siedzibą Rady. Prace mające na celu odnowę siedziby Odwiecznych zaczęto gdy tylko upewniono się, że jej główni mieszkańcy z pewnością zakończyli swe spory. Zadanie nie należało do łatwych. Walki o to kto ma się zająć projektem rozgorzały na dobre. Każda ze stron uważała, że to ona powinna zająć się tak ważnym przedsięwzięciem i żadna nie miała zamiaru odpuścić. Sytuacja ta nijak pomocna była dla tych, którzy dach nad głową stracili, a tych nie było mało. Wśród nich była młoda kobieta. Nie była nikim ważnym więc i nikt się jej losem zbytnio nie przejął. Nie zaoferowano jej pokoju w najlepszych karczmach ani nawet w tych, do których tylko nieliczni mają odwagę wstąpić. Nie miała w Targalen rodziny, do której udać by się mogła. Nie miała znajomych, przyjaciół, nikogo. Nie była jednak sama, nawet jeżeli tak się jej zdawało. Wieczorem, dnia drugiego, odnalazł ją młodzieniec w czarnej szacie. Nie był zbyt przystojny, ani wysoki ani też niski, chudy, cherlawy jakiś i na dokładkę jąkała. Miał jednak dla niej wiadomość z rodzaju tych, których nie powinna ignorować.




Endara, południowy brzeg Karrun.


Litwor Aigam

Upalne, letnie dni, mijały spokojnie na ziemiach Endary. Rolnicy zajmowali się doglądaniem zbiorów. Złote łany zbóż falowały lekko na wietrze. W powietrzu czuć było słodki zapach jabłek. Nie wszędzie jednak ów błogi spokój panował.
Ostatnie tygodnie nie nastrajały jednak do leniuchowania w cieniu dębowin. Roboty było więcej niż kiedykolwiek. Zdawać by się mogło że w świecie magicznych zwierząt zapanowała zaraza jakaś odbierająca im rozum i powodująca agresję. Ludziska także lepsi nie byli. Szczególnie ci mieszkający we wschodniej części prowincji. Wieści głosiły jakoby Odwieczni wreszcie stracili cierpliwość i postanowili w ruinę obrócić znany im świat. Jedni w to wierzyli, inni tylko z politowaniem kiwali głowami. Niepokój jednakże narastał, a z nim kłopoty gdzie okiem sięgnąć było.



Najnowsze zlecenie, które dostał od wójta Beromara z wsi Postronek, dotyczyło gryfa. Było to i tyle niespotykane, że gryfy zazwyczaj omijały ziemie Enary, trzymając się bardziej terenów Lef, a wszególności Szepczących Gór. Skąd zatem zwierzę to znalazło się w pobliżu południowego brzegu Karrun pozostawało zagadką.




Endara, trakt Nathar-Kur



Hassan Maik

Trakt Nathar-Kur ani nie był najdłuższym traktem w krainie, ani też najlepiej utrzymanym. Był jednak jednym z najtłoczniejszych, szczególnie o tej porze roku, gdy w Cyth organizowano doroczny targ na cześć Mendary. Z jednej strony było to utrudnienie, z drugiej jednak dawało okazję dla zdobycia kilku riv’ów, czym wzgardzać nie było mądrze. Było to dnia drugiego wędrówki traktem gdy w zajeździe, w którym na noc się zatrzymał, doszły go wieści o niepokojach w Targalen i zniszczonym zamku. Z racji tego, że wersji było tyle ile opowiadających niewiele pewnego wywnioskować było można, jednak i to co się powtarzało zbyt optymistycznie nie brzmiało. Niewiele to jednak miało wspólnego z młodym kapłanem, który zjadłwszy kolacje i wypiwszy wino, kilka kropel roniąc na podłogę w ofierze Sylefowi, udał się na spoczynek do stajni, gdyż tylko tam jeszcze zlec było można.
Nie było mu jednak dane dłużej pospać. Krzyki ludzi, swąd dymu i rżenie przerażonych koni dość skutecznie pozbawiły go chwili wytchnienia. Paliło się i to paliło dobrze. Blask bijący od ognia rozjaśnił stajnie jakby to środek dnia był. Nie w środku jednak, a na zewnątrz. Nie stajnia to bowiem płonęła, a zajazd.


Endara, południowa granica z Veronią.

Twem Lladre

Rozczarowanie obozowiskiem sprawiło, że piękno dnia pozostało niemal niezauważone przez Twema. Nie dość, że znalazł się w pobliżu Sideł to jeszcze nic przez to nie zyskał, a nawet przy tym stracił i to niemal cały dzień. Pomyśleć, że gdyby nie napad to byłby już u celu i przeliczał riv’y. Zamiast tego piekł się w słońcu, a o ile oczy go nie myliły lada chwila miał zakosztować nieco większej porcji wody niżby sobie tego życzył. Chmury podążające krok w krok za nim zdawały się piętrzyć, wybrzuszać i od czasu do czasu wydawać bynajmniej nie przyjazne pomruki. Jak nic znad Gór Smoczych zbliżała się nie lada nawałnica.
Gdy przed jego oczyma na powrót ukazały się korony olbrzymich drzew Odwiecznej Puszczy tuż za plecami rozległ się dźwięk który tylko w swej mocy mógł być porównany do grzmotu.

 
Grave Witch jest offline  
Stary 23-06-2014, 06:44   #4
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Lato, upały i gryf. Tego mu było trzeba na dobitkę. W stolicy rada próbowała ponoć wszystko obrócić w perzynę, a tu mu się trafił zagubiony opierzony. Do Lef i szepczących gór był kawał drogi, zastanawiał się co wykurzyło bestię z rodzinnych stron i czy będzie agresywna, czy też może da się grzecznie odprowadzić do domu, lub chociaż okiełznać na tyle, by wskoczyć na jej grzbiet i odstawić ją w mniej zamieszkałe tereny. Mógł mieć jedynie nadzieję biorąc pod uwagę szaleństwo, jakie ostatnimi czasy ogarnęło magiczne stworzenia. Kiedy się zastanowił nieco głębiej, wyszło mu że nie tylko zwierzęta, wszystkich ogarniało jakieś szaleństwo. Zlizał kroplę potu, która spadła mu na wargi z nosa i sięgnął po bukłak. Przepłukał usta i zwrócił się do Puszka.
- To pewnie przez ten upał, sam bym mógł zwariować, dobrze że przynajmniej od jeziora ciągnie nieco chłodniejsze powietrze. Nic mi nie powiesz? Paskudnik, pewnie znowu nie będzie do kogo gęby otworzyć pół dnia. - Żachnął się człowiek, nie przerywając swojego cichego monologu wygłaszanego w kierunku marnola, psowatej bestii, której dosiadał Litwor. Nie przejmował się że jego towarzysz podróży odpowiada zwykle jedynie krótkim warknięciem bądź szczeknięciem. Spędzili razem na drodze zbyt wiele czasu, żeby się tym przejmować.


Upał dawał się we znaki w czasie podróży, krople spływały z jasnych włosów Litwora na czoło i nos. Brązowa koszula lepiła się do pleców, wcale nie uprzyjemniając przejażdżki. Podróżował wzdłuż Ramienia Brena, co i tak łagodziło nieco skwar, ale wiele to nie dawało. Co jakiś czas zatrzymywał się, wypytując miejscowych o gryfa i ewentualne wzgórza, na których mógłby się zagnieździć. Wiele mu to jednak nie dawało, jasna czupryna w tych okolicach wzbudzała nieufność, Puszek i rynsztunek Aigama dopełniały reszty. Jedyne co wskórał, to przehandlowanie mięsa na worek ziemniaków i gruszek. Z polowaniem nigdy nie miał problemu, zwłaszcza kiedy zabierał się do tego wspólnie z marnolem, a w taką pogodę za szybko się psuło, żeby trzymać je dłużej. Wzgórza znajdowały się ponoć dwa dni na północny zachód. Ponoć, bo Endarczycy mieli nieco inne spojrzenie na wzgórza. W tej płaskiej krainie nazywane było tak prawie każde wybrzuszenie terenu. Był to przynajmniej jednak jakiś trop. Rozmarzył się na chwilę, wspominając chłodne ściany świątyni położonej w Veronii.


Wieczór zastał go ciągle w drodze, rozbił więc obozowisko nad brzegiem rzeki, w niewielkim gaju. Gdy szedł się przemyć i przeprać ubranie po całodziennej jeździe, zaskoczyła go nimfa, próbująca omotać swymi zaklęciami i powabem. Litwor co prawda chętnie dałby się skusić na jej naturalne wdzięki, ale zbyt dobrze wiedział czym to się mogło skończyć. Czasem zdarzało się wodnym duchom zapominać, ze zwykli ludzie musieli oddychać. Pogroził więc jej tylko palcem.
- Nie dzisiaj moja droga, ale zapraszam do ogniska i chętnie podzielę się kolacją. - Powiedział z uśmiechem do nimfy.
- Ogień jest fe, a ty grasz nie fair, jak to tak można, nie dać się zauroczyć? - Opiekunka rzeki założyła ręce na siebie tuż pod piersiami, podnosząc je i prezentując, jakby zupełnie nieświadomie.
- Ano można kokietko, nie spiskuj też z siostrami, bo Puszek może się nie opanować w nocy, ma strasznie wyczulony słuch jak śpię. - Gdy tylko usłyszał swoje imię, marnol podszedł do brzegu i przycupnął niedaleko Aigama z wywieszonym ozorem. Ziewnął przeciągle, prezentując cały garnitur zębów i położył pysk na łapach.
- Aaaaa zabierz ode mnie tą bestię! - Zapiszczała nimfa, chowając się pod taflę wody, po chwili jednak wynurzyła się ponownie, widząc że towarzysz Litwora nie ma zamiaru się na nią rzucać ani jej gonić. Nim mężczyzna skończył wyrzynać ubrania, wodny duch poddał się całkowicie swojej naturze i z ciekawości zbliżyła się do marnola, drapiąc go za uchem, co wywołało entuzjastyczne ruchy ogona.


Magobójcy udało się wyciągnąć z nimfy nieco informacji, co prawda chaotycznych i nieskładnych, jak to od ducha żywiołu, ale wystarczających, by stwierdzić że jedzie w dobrym kierunku. Na miejsce miał dotrzeć kolejnego dnia wieczorem, problemem było to, że gryf zdawał się być ciut bardziej agresywny niż większość z jego gatunku. Na co dzień były dość terytorialne i zacięcie broniły swoich obszarów łowieckich, więc to akurat zwiastowało kłopoty. Jeszcze wieczorem naszykował lasso i pęta, a na wszelki wypadek sprawdził dokładnie ostrość miecza i wszystkie strzały. Wszystko mogło się zdarzyć. Zaś z rana, ruszył północ, momentami odbijając na zachód, starając się zachować spokój przed spotkaniem z gryfem.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 23-06-2014, 11:09   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Stracony dzień, burza na karku. Nijak zysku w tym nie było widać. Co prawda strat również nie, bo dopóki piorun człowieka nie trafi, to trochę lecącej z nieba wody człowieka nie zabije, o czym Twem wiedział aż za dobrze.
A jeśli przed deszczem zdoła się schować pod gęstym parasolem drzew, to nawet uda się nie zmoknąć. Co prawda mądrzy ludzie mawiali, że podczas burzy nie wolno się chować pod drzewami, ale jeśli się znajdzie jakieś przytulne zarośla z dala od wysokich drzew, to ani deszcz, ani pioruny nic człowiekowi nie zrobią.

Wnet się jednak okazało, że ewentualne zmoknięcie to żaden kłoptot w porównaniu z tym, co się zbliżało na skrzydłach burzy.
Gryf, na dodatek wyglądający na wściekłego, a przecież każdy wiedział, ze dobry gryf to gryf znajdujący się bardzo, bardzo daleko od obserwatora. A ten natomiast był dość blisko. I z każdą chwilą coraz bliżej. Na dodatek z miny nie wyglądał na chcącego przeprowadzić przyjacielską pogawędkę.
Znawcy mawiali, że gryfy, niesprowokowane, nie atakują ludzi. Ten, który leciał w kierunku Twema, najwyraźniej o tym nie słyszał. Albo też sprowokował go kto inny, a gryfowi było wszystko jedno, na kim się odegra.

Las był za daleko, by pod koronami drzew znaleźć schronienie, gryf był za szybki, a przynajmniej na takiego wyglądał. Pozostawało mu stawić czoła z bronią w ręku... lub użyć sposobu.
Nagle Twem, Straffer i Nivio zniknęli, a w górę wzniósł się drugi gryf, dla odmiany czarny.


Czarny gryf zatoczył dwa koła, po czym zaczął się oddalać, jakby prowokując do pościgu.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-06-2014, 15:15   #6
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Młody kapłan za czasów swojej wczesnej młodości nigdy by nie pomyślał o kapłaństwie, a jednak, teraz po latach nauki był jednym z wędrownych kapłanów Sylefa, Pana Wiatru i patrona Lef. Jeszcze lata temu jego przeznaczenie było proste. Miał objąć po ojcu rodzimy interes jako kowal pielęgnując rodowe tradycje Verończyków jednak los widocznie chciał inaczej.
Po dziś pamiętał kłótnię, choć krótką w którą się wdał ze swoim staruszkiem, kiedy wyjawił swój plan. Nie trwała długo, po zaledwie po kilku minutach już go nie było w domu znajdującym się na pograniczy Lef i Verony, i ruszał na północ w kierunku Omarum, gdzie pobierał stosowne nauki.

Po latach spędzonych na kapłańskim szkoleniu ruszył w trakt zwiedzać i głosić dobre słowo o Sylefie, szerząc jego wpływy poza granicami Lef. I tak też było teraz kiedy podążając traktem Nathar-Kur, z Nathar do Cyth zastało go zdarzenie które mógłby nazwać gniewem Avarona, chociaż bardziej mu to wyglądało na pospolite podpalenie ludzi zawistnych. Porwał się na nogi by odejść dalej od płonących zabudowań, wiedząc dobrze, że ogień nie był jego sojusznikiem, a z którym miał długą historię wartą nie jednej opowieści.
Kiedy tyko znalazł się poza zasięgiem szalejącego ognia upadł na kolana i modły zaczął wznosić do Sylefa by ten usłuchał go.
- Dobry Sylefie, Panie wszelkiego Wiatru i kojącego chłodu zimy wysłuchaj mą prośbę i spowij to miejsce swoim chłodem i spraw, aby ogień ten co szaleje i rozrywa wiatr Twój zamilkł i zmalał pozbawiony Twej życiodajnej energii.

Modlitwa, choć krótka, ale ze szczerego serca płynąca widocznie przypadła w upodobanie Panu Wiatru, albowiem niedługo potem dało się odczuć chłód otaczający okolicę i ogień widocznie zaczął maleć w oczach by w końcu zostawić po sobie na wpół wypalone zgliszcza zajazdu.
Radość właściciela była przeogromna, widać pożar zaczął się od strony stajni a tam akurat była kuchnia i spiżarnie, na górze pokoje... ostała się również sala główna i częściowo kuchnia, którą przy dobrych wiatrach dałoby radę odbudować. Również i połowa pierwszego piętra ta z dala od stajni została ocalona od zawistnych płomieni. Nie mniej wylewne podziękowania i męczące zachowanie właściciela odwróciły skutecznie uwagę młodego kapłana od trójki podejrzanych podróżnych którzy zerkali na niego spod byka. Czy mieli w tym swój wkład, ciężko było powiedzieć, lecz nie byłoby to niczym niezwykłym.

Jakby Hassan miał się nad całym tym pożarem zastanawiać to zauważyłby, że pożar zaczynając się od stajni cudem go ominął zajmując się najpierw zajazdem. Widocznie Sylef, Pan jego sprzyjał mu ter nocy i chronił od zawistnych, żądnych płomieni Avarona.
- Niech Pan nie dziękuje mi, jeno Sylefowi. Niech ofiarę dziękczynną mu Pan złoży. Ja jestem tylko skromnym narzędziem jego woli - powiedział zajezdnikowi Maik po czym tłumacząc się trudną porą udał się na spoczynek. Do Cyth czekała go długa droga i potrzebował wypocząć przed nią.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 24-06-2014, 20:06   #7
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Znalezienie spokojnego miejsca, w którym nikt człowiekowi nie będzie przeszkadzał, stanowiło spore wyzwanie, szczególnie w Targalen...a może winno się powiedzieć “przede wszystkim tutaj”? Wielkie, ludne miasto tętniło życiem o każdej porze dnia i nocy. Pojęcie cichego lokum było tu czystą abstrakcją. Po ulicach miasta sunęły nieprzerwanie tłumy ludzi, goniąc za swoimi sprawami i starając się nie wpadać w tarapaty. Nikt nie lubił kłopotów - źle wróżyły nie tylko potencjalnym interesom, lecz przede wszystkim mąciły spokój ducha. Jedynie w siedzibie Rady udawało się czasem odnaleźć marną namiastkę samotności, jeśli tylko miało się dość samozaparcia.

Khaidar oddałaby wszystko, by dostać szansę na odnalezienie spokoju. Gdyby tylko mogła, wyniosłaby się ze stolicy i nigdy do niej nie wracała. Mogłaby ruszyć choćby zaraz, tak jak stała...niestety nic nie było aż tak proste. Jej życie nigdy nie należało do niej i jeszcze przez długie lata ten stan rzeczy miał pozostać niezmieniony. Pozbawiona nadziei, szczęścia i wolności, całą uwagę skupiała na przeżyciu kolejnego dnia...i kolejnego...i jeszcze następnego, a wszystkie one zlewały się dziewczynie w jedno, szare, niekończące się pasmo udręki.

Wpierw myślała, że po zniszczeniu jej dawnego domu jakimś cudem zostanie zapomniana. Zniknie z widoku, a ktoś w swej łaskawości dopisze nazwisko Sentis do Księgi Umarłych, kończąc tym samym istnienie przeklętego rodu, który ku swej rozpaczy reprezentowała.
Szary Człowiek nie odpuszczał jednak tak łatwo. Bez najmniejszych problemów wytropił zagubioną owieczkę i postanowił przypomnieć jej o powinności wobec niego. Kogóż innego mógł reprezentować skradający się za plecami kobiety cień?
Przez chwilę miała nadzieję, że w kryjówce pod mostem zazna wytchnienia...pomyliła się. Nie pierwszy i nie ostatni raz.

Posłańca usłyszała nim ten zdołał przedrzeć się przez zaporę ze śliskich kamieni. Krzywiła się za każdym razem, gdy do jej uszu dolatywały kolejne sapnięcia, z jakimi pokonywał prawie pionową ścianę. Nie pomogła mu, ani nie wykonała żadnego gwałtownego ruchu. Pogodzona ze swoim losem wpatrywała się martwo w przeciwległy brzeg rzeki i czekała, ignorując wirujące przed oczami ciemnobrunatne plamy.

Nieproszony gość w końcu wdrapał się na niewielką półkę wyrzeźbioną w filarze mostu, kilkanaście metrów nad poziomem rzeki.
- M..maa-raa? - wydusił z siebie z trudem łapiąc oddech.

- Czego żąda Mistrz?
- spytała nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Zarzuciła na głowę kaptur, naciągając materiał prawie na czubek nosa. Uporczywe dudnienie, które zaatakowało jej biedne uszy wraz z pojawieniem się chłopaczka zelżało do znośnego poziomu.

Młodzieniec sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej zalakowaną kopertę. Khaidar złapała list pomiędzy kciuk i palec wskazujący.

- Świetnie, a teraz zjeżdżaj - warknęła nim jąkała zdążył cokolwiek więcej powiedzieć.

***


Świt zastał ją poza murami stolicy, gdy na końskim grzbiecie pędziła traktem wprost na spotkanie przeznaczenia. Dostała rozkaz i jak każde, grzeczne narzędzie, z miejsca zabrała się do pracy.

Oprócz wytycznych, w liście znalazła gotówkę pozwalającą na kupno konia i zapasów potrzebnych na drogę. Zostało nawet nieco grosza na pokrycie ewentualnych fanaberii, jakie mogłaby sobie podczas zadania wymyślić.
O Szarym Człowieku można było wiele zarzucić, lecz skąpstwo nigdy nie należało do jego przywar.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 27-06-2014, 16:24   #8
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Khaidar Sentis

Pierwszy dzień podróży traktem Nathar-Kur pozostawił po sobie niesmak i ból głowy. Tłumy zmierzające w tą samą co ona stronę niemal dorównywały tym, które koniecznie chciały dotrzeć do Targalen. Przeciskanie się między wozami, mułami i końmi pociągaowymi wymagało poświęcenia całej uwagi. Na dokładkę ludzie ciągle gadali między sobą, pokrzykiwali na zwierzęta i resztę podróżnych, gdzieniegdzie nawet rozstawiali się na poboczu i zachwalali to czego nie udało im się sprzedać na tegorocznym targu w Cyth. Istny cyrk na kołach, nogach i kopytach.
Szczęściem w nieszczęściu nadeszła noc, a wraz z nią względna cisza i mrok dający odpocząć od wielobarwnych tłumów. Miejsca w karczmie nie udało się niestety znaleźć. Podobnie rzecz się miała ze stajnią, która tego wieczoru więcej miała dwunożnych niż czworonożnych mieszkańców. Istniała oczywiście opcja podróży nocą i próby dotarcia do bram Nerun, jednak byłby to wysiłek zarówno niebezpieczny co pozbawiony sensu gdyż bramy owego miasta zamykano wraz z zachodem słońca. Pozostawała zatem polana i uroki noclegu pod gołym niebem. Nie takie znowu złe wyjście jakby można sądzić. Pogoda dopisywała bowiem już od paru dni, ściółka wydzielała przyjemną woń, nie brakowało nawet bezpiecznych gałęzi gdyby komuś przyszło do głowy nocować kilka stóp nad ziemią.


Noc była cicha. Jedynie od czasu do czasu rozlegało się wycie wilka, szmer drobnych gryzoni buszujących w ściółce czy pohukiwanie sowy, która właśnie wybierała się na polowanie. Sen przyszedł szybko, otulając błogim niebytem, nie pozbawionym jednak odrobiny czujności.
Nie był on jednak tym, który zaliczyć można było do przyjemnych, mimo iż tak właśnie się zaczął. Była w domu, tym dawnym, tkwiącym głęboko w jej wspomnieniach. Matka krzątała się przy piecu, nucąc przy tym jakąś wesołą melodię. Był wieczór, w kuchni unosił się zapach chleba, jarzyn i mięsa, z których matka przygotowywała kolację.
- Khaidar kochanie, podaj mi nóż proszę - rozległ się głos kobiety. Posłuszna córka wstała z krzesła na którym siedziała przyglądając się matce, po czym wzięła w dłoń ostry nóż leżący na stole i ruszyła w kierunku rodzicielki. Jej dłoń zaczęła żyć własnym życiem. Plama czerwieni rozkwitła na piersi matki, która nadal uśmiechając się do córki uniosła dłoń i czule pogładziła ją po policzku.
- Moja córeczka - rozległ się głos, lecz mimo iż usta kobiety się poruszały, to jednak należał on do mężczyzny. - Moja grzeczna, mała, posłuszna dziewczynka.
Wraz z słowami ciało kobiety zaczęło się rozpadać. Wpierw odpadła skóra z jej dłoni, pozostawiając same kości wciąż czule gładzące policzek dziewczyny. Później płat ciała osunął się z policzka ukazując fragment nagiej czaszki. Włosy opadły na podłogę niczym liście z drzewa dotkniętego zarazą. Po chwili pozostał jedynie szkielet odziany w prostą suknię. Nawet ten jednak zniknął pozostawiając po sobie mizernie wyglądającą kupkę popiołów i tkwiący w niej nóż.
- Zbudź się - rozbrzmiał stanowczy głos i w tym właśnie momencie Khaidar otowrzyła oczy.


Nie była sama, o czym przekonała się gdy tylko jej spojrzenie spoczęło na polanie. Wątły płomyk rozjaśniał niewielki krąg wokół małego ogniska. Siedząca przy nim postać odziana była w coś, co zapewne kiedyś musiało być peleryną z kapturem, teraz zaś przypominało nieokreślonego koloru szmatę. Również czarna suknia sprawiała wrażenie, że jej dobre dni minęły wieki temu. Podobnie rzecz się miała ze skórą kobiety, gdzieniegdzie nadgryzioną, przetartą, odchodzącą od kości. To jednak oczy przykuwały największą uwagę. Pokryte bielmem, ślepe jednak wszystko widzące.
Wokół niej unosił się szary dym, który zdawał się żyć własnym życiem. Czaszki, szkielety i widma otaczały nieznajomą wiernym orszakiem, ona jednakże zdawała się nie zwaracać na nie większej uwagi. Ta bowiem w całości skupiona była na Khaidar.
- Zejdz dziecko, porozmawiajmy - zaprosiła głosem w którym brzmiała jednocześnie pustka i krzyki setek dusz.





Litwor Aigam

Szukanie gryfa do łatwych zadań nie należało. Szczególnie w tym wypadku, gdy informacje były niepełne, a obszar do zbadania zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Niestety, większość dnia zmarnowana została na bezproduktywnym przemirzaniu zielonych pastwisk i pól uprawnych, z rzadka trafiając na sady. Ludzie, których mijał po drodze wprawdzie o gryfie słyszeli, jednak wkrótce okazało się że każdy tylko plotki powtarza. Naoczni świadkowie jakby pod ziemię się zapadli. Na dokładkę od Gór Smoczych zbliżała się nawałnica, a każdy wiedział że o tej porze roku lepiej unikać takowych atrakcji.
Z szybkich kalkulacji wyszło, że najbezpieczniejszym wyjściem będzie udać się w stronę wsi Postronek, która wszak nie leżała tak znowu daleko. Kto wie, może bestia zaszyła się bliżej wioski niż to osobniki tego gatunku miały w zwyczaju. Nie było tam co prawda gór żadnych, ciężko było nawet o wzgórze, był jednak las, a w lesie, wiadomo, polan zdolnych ukryć gryfa, wiele.
Jak się okazało zmiana kierunku była trafną decyzją wkrótce bowiem dał się słyszeć odgłos, którego nijak z nadciągającą burzą nie dało się pomylić.




Twem Lladre

Zaklęcie podziałało zaskakująco dobrze. Co prawda mówiono, że gryfy na magię odporne, niekórzy nawet twierdzili, że to magia ich przyciąga, w tym jednak wypadku okazało się, że plotki tylko plotkami były. Bestia przeniosła całe swe zainteresowanie na pobratymca wydając przy tym ogłuszający ryk będący zapewne wyzwaniem rzuconym w kierunku tamtego. Sytuacja zdawała się być idealna ku temu by bezpiecznie wynieść się z niebezpiecznego terenu. Nim jednak udało się ją w pełni wykorzystać…



Litwor Aigam, Twem Lladre


Bez wątpienia bestia zachowywała się w nietypowy dla swego gatunku sposób co Litwor stwierdzić musiał obserwując jak ta przygotowuje się do zaatakowania nie mając żadnego celu przed sobą. Czy nie łatwiej byłoby rzucić się na owego jeźdźca, który próbował, rozsądnie zresztą, ukryć się w lesie.
Nim jednak magobójca czy też Twem mogli zareagować stała się rzecz, która nie powinna mieć miejsca, a przynajmniej nikt nigdy o czymś takim nie słyszał. Gryf zastygł w pół ruchu, machnął raz skrzydłami jakby w panice po czym rozpadł się na drobne kawałki. Deszcz krwi lunął na mężczyzn i zwierzęta. Zielona dotąd trawa pokryła się szkarłatem. Fragmenty mięsa spadały z nieba niczym kule gradowe o mały włos nie wybijając Twema z siodła. Na niebie zaś, utkany z wnętrzności, żył i piór ukazał się wzór.


Nim i on opadł na ziemię minęła dłuższa chwila. Niebo w pełni pokryło się burzowymi chmurami, w oddali słychać było grzmoty, a na skąpanych we krwi nieszczęśników spoczęły pierwsze krople deszczu.





Hassan Maik

Resztka nocy minęła w miarę spokojnie. Co prawda nim sen go złożył musiał wysłuchać niezbyt cichych rozkazów właściciela zajazdu, który próbował jako tako ogarnąć przybytek, jednak wkrótce i te umilkły. Poranek powitał śpiącego w stajni kapłana swądem spalonego drzewa i odgłosem młotków uderzających w drzewo. Widać zajęto się już odbudową spalonego zajazdu. Na śniadanie jednak nie było co liczyć. Szczęściem wędrowny głosiciel woli Sylefa miał przy sobie zapasy, które były w stanie ukoić domagający się posiłku żołądek. Wkrótce opuścił on stajnie i zajazd, żegnany wylewnie przez gospodarza i jego rodzinę.
Trakt nadal był zatłoczony dało się jednak zauważyć że liczba nim podróżujących uległa pewnemu zmniejszeniu.


Do Nerun, kolejnego przystanku na swej drodze do Cyth, dotarł w okolicy południa. Miasta nie dało się co prawda porównać do Targalen czy pozostałych stolic, jednak było ono jednym z większych w Rivoren. Mieszkańcu nie narzekali tu na biedę, jedzenie było dobre, karczm pod dostatkiem. Doprawdy nie było na co narzekać. No chyba że czyjeś zwinne rączki pozbawią cię sakiewki, a ty przekonasz się o tym dopiero gdy przyjdzie zapłacić za posiłek, który właśnie spożyłeś. Z sytuacji takiej nawet kapłanowi ciężko się było wydostać. Karczmarz na szczęśliwego nie wyglądał, służąca także, jako że napiwku najwyraźniej dostać nie miała. Dwa dryblasy, ochrona przybytku, byli chyba jedynymi szczęśliwymi w tym zamieszaniu. W końcu nie za często przychodziło im w tej robocie machać pałkami jako że lokal ten w lepszej dzielnicy się znajdował.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 28-06-2014, 16:49   #9
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Udało się nawet lepiej, niż się tego Twem spodziewał.
Gryf przestał się interesować znajdującą sie na ziemi przekąską, a zajął się konkurencją, która pojawiła się nie wiadomo skąd.

Czarny gryf zrobił kilka uników, chcąc jak najdłużej utrzymać białego przeciwnika jak najdalej od siebie.
Twem aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że gdy prawdziwy gryf zorientuje się, że ma do czynienia z iluzją, może być nieciekawie.

No i zrobiło się nieciekawie, ale nie w sposób,, jakiego spodziewał się Twem.
Gryf zatrzymał się nagle, zawisł w powietrzu, po czym - ku zaskoczeniu Twema - rozpadł się na kawałki, całkiem jakby coś go rozsadziło od środka...

Twem nie zamierzał czekać, aż to coś, co zniszczyło gryfa, zajmie się i nim.
Pozbył się niepotrzebnej już iluzji, po czym pochylił się nad szyją konia.

- Szybciej, Straffer! - Uderzył piętami boki wierzchowca. Przyspieszyli... co i tak nie uchroniło ich przed lecącym z nieba deszczem krwi i kawałków mięsa.
Straffer, nie przyzwyczajony do takich niespodzianek, szarpnął się w bok, omal nie wysadzając jeźdźca z siodła.
Był jednak ktoś, komu ta niespodzianka w najmniejszym stopniu nie przeszkodziła.
- Nivio, nie rusz tego! - krzyknął Twem, na widok psa, który w najlepsze zabrał się za korzystanie z darmowej przekąski.
Nivio warknął, ale posłuchał. A Twem jeszcze bardziej przyspieszył. Chciał jak najszybciej znaleźć się pod osłoną drzew. Kogoś, kto potrafił wykończyć z dystansu gryfa i malować na niebie takie piękne widoczki, należało unikać. Zdecydowanie unikać.

Twem miał tylko nadzieję, że nie był to ów ktoś, kto się właśnie wyłonił z lasu.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-06-2014, 22:29   #10
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Poszukiwania w oparciu o szczątkowe informacje zazwyczaj były trudne. Okolica jak na gryfy też całkiem nie pasowała, ale zbyt wiele osób widziało stwora, żeby były to jedynie fanaberie i gonienie za wiatrem w polu. Czy też w lesie, bo niedaleko Postronków leżał las. Nie jakiś wielki, ale nawet nieduży byłby w stanie ukryć gryfa. To mają do siebie lasy i latające bestie, ciężko je wytropić po śladach dokładnie, co najwyżej można stwierdzić że jakieś tutaj żeruje.


Pogoń za gryfem zakończyła się równie znienacka, co się zaczęła. Gdy Litwor zwyczajnie jechał dróżką, spotkał nie tylko jakiegoś podróżnego, ale i gryfa w jego majestatycznej niemalże pozie. Niemalże, bo wyglądałby jakby mu się pomieszało w głowie, szykujący się do ataku na powietrze. Kiedy miał ładnie wystawioną ofiarę tuż poniżej siebie. Samo to zdziwiło magobójcę, jednak nie aż tak, jak efektowne rozbryźgnięcie się tuż po stworzeniu niepokojącego wzoru. Na chwilę go to zamurowało, tak samo jak Puszka, mimo że był psowatym wielkości konia drugiego mężczyzny. Stał wraz z swym wierzchowcem mocno wmurowany, ale jedynie na chwilę. Nie obawiał się że mężczyzna, czy ktokolwiek doprowadził gryfa do eksplozji, zrobi z nim to samo, bo choćby nie wiedział ile magii ktoś próbował wpompować w Litwora, zawsze skutki były takie same, czyli żadne. Mimo to, jakoś nieswojo mu było stać w resztkach pięknej bestii. Zwłaszcza że zaczynało padać. Rozejrzał się za jakimkolwiek dającym się zidentyfikować kawałkiem gryfa, porwał go w rękę i pognał marnola do lasu. W jednej ręce ściskał lejce, w drugiej kawał łapy.
- To twoja sprawka?! - Krzyknął za mężczyzną, starając się przekrzyczeć odległość i narastający deszcz.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172