Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-03-2015, 15:20   #1
 
Kajman's Avatar
 
Reputacja: 1 Kajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodze
Śródziemie: Czarny Szpon

Rozdział I: Niespodziewany gość w karczmie "Pod rozbrykanym kucykiem"



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=NmyeWTqhTSE[/MEDIA]

Gospoda „Pod Rozbrykanym Kucykiem” w Bree! Gdybyście słyszeli o niej choć połowę tego, co ja słyszałem, a słyszałem zaledwie drobną część tego, co o niej mówią i co wypada usłyszeć! Zawsze rozlegał się tam gwar licznych głosów, zawsze słychać tam było śpiew i muzykę, a jadła i piwa zawsze było pod dostatkiem. Barliman Butterbur, właściciel gospody, miał dziś pełne ręce roboty. Pomimo ulewy, a może właśnie z jej powodu, goście wyjątkowo dopisali i Butterbur wraz z pomocnikami biegali od stołu do stołu, podając wciąż to nowe dania i dolewając piwa, którego nigdy „Pod Rozbrykanym Kucykiem” nie było nikomu za dużo.

[media]http://pds25.egloos.com/pds/201501/03/05/b0050805_54a76f4e6a6c2.jpg[/media]

Zdawać by się mogło, że w ten deszczowy wieczór zjechały się do barlimanowego przybytku wszystkie ludy Śródziemia. Zwyczajowo roiło się tu od ludzi wychylających kolejny kufel piwa i od roześmianych hobbitów opowiadających sobie plotki z pobliskiego Shire’u. Przy dwóch złączonych stołach siedzieli śmiałkowie pochyleni nad mapą i rozprawiający o planach wyprawy po skarby trollowych siedlisk. Zgnębieni długą drogą podróżnicy z Dalekich Krain, szczelnie otuleni płaszczem, skryci w cieniu sączyli piwo i zaciągali się fajkowym dymem. Przy wielu stołach spotkać można było krasnoludów opowiadających o dawnych bogactwach i niewybaczonych winach. Niektórym wydawało się, że gdzieś w korytarzu mignęły im smukłe i dostojne sylwetki elfów. Ileż radości sprawił gościom spontaniczny taniec dwójki hobbitów na stole, nie mniejszym zainteresowaniem cieszył się konkurs picia piwa na czas, który zorganizowała kompania krasnoludów. Ach, przyjacielu, ile bym dał by być tam z nimi wszystkimi!

Gdzieś w ciemniejszym kącie sali rozlegały się pobrzękiwania lutni. Moss zwany Złotnikiem, hobbit z Zielonych Pól, syn spokojnego Shire’u, jak co tydzień, przemieniał w pieśń historie ze swej małej ojczyzny. Zgromadzeni wokół niego bywalcy gospody wsłuchiwali się w dźwięk instrumentu i głos hobbita, przed oczami lśniły im obrazy zielonych lasków, skrzących się złoto pól i cicho płynących rzeczek. Ostatnie wersy pieśni zdawały się jednak wędrować dalej, opuszczały granice Shire’u i wyruszały na nieznane szlaki:

Żegnaj, kominku, żegnaj nam, salo!
Choć wicher powieje, deszcz lunie falą,
Trzeba nam zmykać z nastaniem zórz
Przez bory, lasy i szczyty wzgórz!


W przeciwległym kącie sali sączył swoje piwo krasnolud Dulduhr, zwany Pogromcą Goblinów. Jego dwa potężne młoty milczały posępnie, oparte o krzesło, jakby zawsze gotowe na bój. Krasnolud siedział zamyślony, być może zastanawiając się co łączy nietypową parę zajmująca stolik nieopodal okna. W istocie, rzadko widywało się podczas podróży podobne połączenie: elf i młoda ludzka dziewczyna, na oko miała nie więcej niż piętnaście lat. Luthon słuchał hobbickiej pieśni, po ustach błakał mu się nikły uśmiech. Kto wie, może wspomniał wesołe piosnki pobratymców z Rivendell, lub dumne śpiewy elfów z Lothlorien? Alysa, jego podpieczna, chłonęła wzrokiem całą salę. Dla młodej dziewczyny „Kucyk” był miejscem nieznanym i, zapewne, nieco złowieszczym. Uśmiechacie się kpiąco? Ciekawe jak wy byście się czuli, mając piętnaście lat, będąc w zadymionej i wypełnionej nieznanymi, nierzadko groźnie wyglądającymi, ludźmi! O tak, chciałbym wiedzieć wasze miny, gdyby przyszłoby wam stanąć oko w oko z Keltem Małowartym. Był to lokalny osiłek i zbój, skórzana kurta opinała jego, chyba rzeźbione z granitu, ciało, a czarna opaska zakrywała dziurę, w której kiedyś znajdowało się oko. Chwiejnym krokiem Kelt dotarł do stołu, przy którym wieczerzał Hezgin – krasnolud, syn legendarnego Ereboru, zdradziecko zaatakowanego i spustoszonego przez Smauga Okrutnego. Mężczyzna oparł się o blat stołu i rozpoczął swój bełkot, zdając się nie zauważać ostrego obosiecznego topora, wychylającego się zza krasnoludowego płaszcza.

- A ty… ty… kłopotów szukasz? – zionął oddechem o właściwościach odkażających.

Nie tylko ta scena byłaby w stanie przestraszyć kogoś kto nie znał specyficznego klimatu butterburowego przybytku. Wystarczyło zerknąć w stronę wesoło żonglującego iskrami kominka, by dojrzeć posępną postać Draugdina, Dunedaina, który zatrzymał się na popas. Szczelnie otulony płaszczem obserwował salę spod kaptura zakrywającego twarz, raz za razem wypuszczając kłęby fajkowego dymu. Nieopodal przysiadł elf Feadaelenm, równie opatulony płaszczem, co Strażnik. Sącząc wino wpatrywał się w salę, choć być może jego szare oczy patrzyły dużo dalej – ku blaskowi dawno wygasłych gwiazd, bitwom, które dla innych ras były już legendą i bliskim czekającym w Salach Mandosa.

O tak, gospoda „Pod Rozbrykanym Kucykiem” gościła dziś wiele osobliwych podróżnych. Barliman Butterbur zapewne zastanowiłby się, czy to przypadkiem nie zwiastuje czegoś niecodziennego, czegoś o czym wiele lat później układa się pieśni i baśnie, których słuchają do snu niewinne dzieci po dniu spędzonym na zabawie w rycerzy. Stary karczmarz miał jednak ważniejsze rzeczy na szpakowatej głowie – w kuchni właśnie przypalała się polewka.

***
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zEQT9YW4SVM[/MEDIA]

Wtem drzwi gospody rozwarły się. Do sali wtargnęły chłód nocy, wilgoć ulewy oraz groza burzy. Twarze biesiadujących zwróciły się w stronę Hala, strażnika Głównej Bramy. Był zmarznięty, przemoczony i blady ze strachu. Jednak to nie widok starego stróża wprawił gości w osłupienie. Na plecach niósł on człowieka. Ben, stajenny Butterbura, pomógł w ułożeniu go na stole. Dziw brał, że mężczyzna jeszcze żył – jego twarz była zszarzała od znoju i bólu, ubranie miał całe w strzępach, żyły na dłoniach przybrały smolisty kolor. Na kącikach jego opuchniętych ust zastygły ropa i piana. Ten obraz rozpaczy dopełniał ułamany koniec strzały, która wystawała z ramienia nieszczęśnika.

- Pomóżcie ludzie! Znalazłem tego człowieka na ścieżce nieopodal Głównej Bramy, nie mam pojęcia skąd przybył i kim jest. Wycharczał tylko: „ orkowie…” i tylem słyszał! Widać, że z daleka wędruje, buty całe zdarte ma. Ta strzała, która mu z boku sterczy, toć widać zatruta. To chyba jakiś wój potężny, bo kto by normalny tyle ze strzałą w cielsku wytrzymał?!

[media] http://www.councilofelrond.com/album.../Z_Bree_10.jpg [/media]

Barliman polecił swym pomocnikom przynieść wodę, czysty alkohol, koce i wszystko inne, co mogłoby się przydać w leczeniu nieznajomego. Wśród zgromadzonych gości odezwały się głosy, że przybysza nie należy leczyć, a zostawić tam, gdzie został znaleziony. Kto wie, może to wcale nie okaleczony i zagubiony podróżnik, a sługa samego Cienia? Inni zaczęli przerzucać się dobrymi radami, jeszcze inni po prostu wyszli. Kilkoro gości, skłonnych do pomocy, wystąpiło do przodu.
 
__________________
May the Bounce be with You....

Ostatnio edytowane przez Kajman : 06-03-2015 o 16:19.
Kajman jest offline  
Stary 08-03-2015, 00:06   #2
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Draugdin syn Dorghara był Dunedainem. Jak przystało na jego rasę był wysokim postawnym mężczyzną o czarnych krótkich włosach i zielonych oczach. Zarostu starał się nie nosić. Był osobą zdyscyplinowaną i bardzo stanowczą. Wysoko cenił sobie honor i tradycję. Był raczej małomówny. Wolał by w jego imieniu przemawiały jego czyny. Utrzymywał sprawność fizyczną ludzi znacznie młodszych od niego co udowadniał w wielu walkach, które dane mu było stoczyć. W północnych krainach niewielu było w stanie mu sprostać w walce na miecze. Miał 66 lat, ale nie było tego po nim widać jak na przedstawiciela jego rasy przystało. Ubierał się na czarno. Dodatkowo nosił płaszcz z kapturem. Dobrze władał mieczem, który zawsze nosił przy sobie oraz całkiem nieźle strzelał z łuku choć gdy nie musiał nie robił tego. Jako strażnik w ciągu swojego życia przemierzył większość północnych terenów Śródziemia. Ścieżki zadań, które wykonywał zawiodły go od Szarej Przystani przez Hobbiton i Rivendell, do niemalże podnóży Samotnej Góry. U Elronda gościł kiedy tylko nadarzała się okazja i zawsze był tam mile podejmowany gościną.

Takie to czasy nastały, że niewielu przecież z nich czyli Strażników już pozostało tak więc i obowiązków było stosunkowo dużo. Nigdy jednak nie narzekał na nadmiar pracy i nigdy nie wyparł się też swojego dziedzictwa. Był człowiekiem czynu. Tak więc nigdy nie odmawiał pomocy i chwytał się każdej możliwej okazji, żeby pomóc czy to elfom, ludziom lub niziołkom. Najlepiej czuł się na terenach Eriadoru czyli po tej stronie Gór Mglistych. Szczycił się tym, że należał do Strażników Północy - tak ich nazywano.

Nienawidził orków i innych plugawych ras i gdzie tylko mógł stawiał im czynny opór. Był wytrawnym weteranem wielu potyczek. Mimo, że czasy były jakby spokojniejsze jednak natknąć się na orki można było i to nie szukając ich zbytnio intensywnie. Największym jego sukcesem było rozbicie bandy orków pod dowództwem potężnego orka Goratha w roku 2902. Zdarzyło się to w rejonie Zimnych Gór. Banda z dnia na dzień stawał się bardziej agresywna i bezpardonowa w swoich atakach i nękaniu pobliskich siedzib ludzkich. Draugdin przybył tam na wezwanie pomocy od zaprzyjaźnionego dowódcy małego oddziału straży obywatelskiej człowieka o imieniu Valmegil. Zdolności taktyczne oraz kunszt bojowy strażnika doprowadziły do rozbicia bandy orków w ciągu kliku pomniejszych potyczek. W finałowej bitwie u podnóży Góry Gram, w której to bitwie Draugdin po ekstremalnie trudnym pojedynku własnoręcznie zabił przywódcę orków. Tego dnia jego miecz świecił wyjątkowo intensywnie. Po śmierci swojego przywódcy jak i większości członków bandy reszta orków uciekła w popłochu i na dobrych kilka lat w tym rejonie zapanował względny spokój.

Jak większość Strażników Północy szczególną opieką otaczał Shire i przyległe do tej krainy tereny. Bywał tam częstym gościem i był rozpoznawany oraz postrzegany przez część hobbitów jako przyjaciel. Przyzwyczaił się i bardzo lubił klimat tej krainy. Taka oaza spokoju pośrodku oceanu ostrych raf i innych niebezpieczeństw. Przebywał w okolicach lub też nawet w samym Shire kiedy tylko i jak tylko długo pozwalały mu jego obowiązki. No i przecież tu można było kupić najlepsze ziele fajkowe bodajże na całym kontynencie. Nie wspominając już o znakomitym piwie serwowanym na pinty w gospodzie Pod Rozbrykanym Kucykiem.

Wiosną 2920 roku Trzeciej Ery zdarzyło się, że gościł w Rivendell. Przebywał tam tym razem na konkretne zaproszenie Elronda, którego zwiadowcy donieśli mu, że szczęśliwym trafem przebywał akurat w okolicy. Tym razem władca elfów potrzebował pilnej pomocy, a nie było w okolicy osoby bardziej zaufanej niż Draugdin. Prośba Elronda była pozornie banalna, choć Strażnik znając go od wielu lat wiedział, że byle błahostką nie zawracał by mu nawet głowy. Chodziło o dostarczenie zapieczętowanego listu do Bree oraz o pozostawienie go pod opieka barmana gospody Pod Rozbrykanym Kucykiem. Stamtąd ktoś odbierze go dalej. Draugdin ochoczo zgodził się przyjąć zlecenie tym bardziej, że w Shire nie był już od dobrych 10 miesięcy. Nie zadawał więcej pytań co do zawartości listu ani co do docelowego adresata chociaż znając już trochę Elronda podejrzewał, że mógł być nim nawet jeden z Czarodziei.
Po dziesięciu dniach gościny u elfów ruszył w kierunku Bree. Dotarł tam po kilkunastu dniach podróży wyjątkowo spokojnej lub wręcz nawet nudnej. Dlatego też z radością zareagował gdy na horyzoncie ujrzał przedmieścia Bree. Zatrzymał się oczywiście w gospodzie Pod Rozbrykanym Kucykiem, gdzie po dyskretnym przekazaniu przesyłki pośrednikowi w kłębach fajkowego ziela delektował się ciepłem ognia w kominku, kuflem przedniego piwa i siedziskiem pod tyłkiem, które się nie ruszało i nie ocierało pośladków. Sycił się uczuciem błogości, na które mógł sobie pozwolić bardzo rzadko w dzisiejszych niespokojnych czasach. Jednak owo uczucie nie przytłumiało jego zmysłów obserwacji oraz czujności, które po latach były już jego drugą naturą. To było silniejsze od niego.

Tego dnia jak zazwyczaj spędzał czas Pod Rozbrykanym Kucykiem siedząc w cieniu za kominkiem. To miejsce, atmosfera, ciepło kominka oraz obłoki dymu fajkowego ziela sprzyjało odpoczynkowi i medytacji. Zauważył, że dziś było w gospodzie wyjątkowo dużo klientów i to bardzo różnorodnych, bo zarówno elfy, ludzie jak i krasnoludy. Niziołków nie liczył. Przecież to ich kraina. Błogość odpoczynku przerwało wtargnięcie strażnika bramy głównej niosącego na plecach jak się okazało rannego człowieka.

Bystre oczy Dunedaina nie mogły się mylić. Strażnikiem Północy poderwał się na nogi, zerwał naciągnięty na głowę w celu większej prywatności kaptur i trzech susach był już przy Halu pomagając mu układać rannego. Rannym był również Strażnik Północy.
- Hasta to ty. Myślałem, że nie żyjesz. - Odezwał się Draugdin. Jednocześnie przypomniał sobie, że ostatni raz słyszał o nim pogłoski jakoby Hasta razem z Halbrastem zaginęli w nieznanych okolicznościach i wszelki słuch o nich zaginął. Uznano ich za zaginionych i mało kto wierzył, że pozostali przy życiu. Hasta zaś towarzyszem jego rodzonego brata.
- Co Halbrastem. - Zadał pytanie szybciej niż pomyślał. Zreflektował się szybko i uważnie obejrzał ranę i sterczącą z niej strzałę. Wyglądała na orczą, Nie pamiętał jednak zbyt wielu przypadków aby prymitywnie brutalne orki świadomie używały zatrutych strzał. Tak czy inaczej nie było czasu na marnowanie go.
Razem z Halem ułożyli go na jednym ze stołów.
- Potrzebuję garniec ciepłej, ale nie gorącej przegotowanej wody. - Zwrócił się do Barlimana Butterbura.Po czy zaczął się przymierzać do oczyszczenia rany i wyjęcia strzały. Po głowie kołatała mu się myśl, że jeśli ta strzała jest naprawdę zatruta to być może na ratunek jest już za późno. Był jednak to winien towarzyszowi własnego brata, a być może uda mu się czegokolwiek dowiedzieć.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.

Ostatnio edytowane przez Draugdin : 08-03-2015 o 17:39.
Draugdin jest offline  
Stary 08-03-2015, 15:57   #3
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Hezgin wpatrywał się w tańczący w palenisku ogień, który rozświetlał całe pomieszczenie. Tego wieczora w gospodzie „Pod Rozbrykanym Kucykiem” gościło mnóstwo osób, w czym nie było jednak niczego dziwnego. Przybytek Butterbura był bowiem chyba najbardziej znaną gospodą w północnym Eriadorze i podróżnicy na trakcie zawsze ją sobie polecali jako najlepsze miejsce na nocleg w Bree. Właściwie krasnolud nawet nie wiedział czy znalazłby tutaj jakąś inną gospodę, a przynajmniej taką, w której chciałby się zatrzymać. Patrząc na kondycję wielu budynków poważnie w to wątpił. Co innego „Kucyk”, który sprawiał wrażenie czystego i zadbanego, nawet pomimo paru zakazanych gęb, które można było w nim ujrzeć. Prócz schludnego wyglądu ściągał klientów jeszcze jedną zaletą, wyśmienitym piwem. Hezgin musiał przyznać, że niewiele razy miał okazję próbować równie dobrych napitków, a z piw lepszy okazałby się chyba tylko złocisty płyn, który pijał w salach lorda Daina. Z drugiej strony nie miał zbyt wielu okazji do degustowania trunków najwyższej klasy, ale jeśli nawet on nie mógł uchodzić za znawcę w tych sprawach to z pewnością były nimi niziołki, które w dużej liczbie zasiadały przy stołach. Krasnolud nie wiedział za dużo o tym plemieniu, jednakże z opowiadań Haldamira wynikało, że jeśli w jakiejś kwestii można na nich polegać, z pewnością jest to jedzenie i picie, które są ich największymi pasjami. Drugich takich smakoszy nie można podobno znaleźć w żadnej innej części Śródziemia Zaprawdę dziwny to lud.

Początkowo Hezginowi bardzo podobało się „Pod Rozbrykanym Kucykiem” jednak nocował w niej już jakiś tydzień i z każdym kolejnym dniem, jaki w nim spędził, jego zachwyt nad gospodą słabł, podobnie zresztą jak nad całym miastem. Kolejne godziny spędzone u Butterbura wlekły się niemiłosiernie, a każda kolejna przypominała poprzednią. Czasem tylko napatoczył się ktoś do rozmowy, albo gry w kości, no i z pewnością incydent z Tommenem był dość interesującą odmianą, nawet jeśli trudno zaliczyć go do przyjemności. Krasnolud pomacał się po złamanym nosie, wciąż mu doskwierał, ale urody zbytnio nie popsuł. Jego krajanie zwykle posiadali kartoflaste nosy, które nawet w całości prezentowały się gorzej od jego złamanej kichawy. Takie atrakcje należały tutaj jednak do rzadkości i zazwyczaj trzeba było przesiadywać samotnie w kącie, i wypatrywać takich co to mogą wybierać się na wschód.

Niestety los zdawał się nie sprzyjać krasnoludowi. Jeśli już wypatrzył zachęcająco wyglądających podróżnych, czyli takich, którzy nie wyglądali na bandę opryszków, która mogłaby go ogłuszyć i obrabować zaraz po wyjściu za bramę, udawali się oni albo na południe by przez Dunland dotrzeć do Rohanu lub Gondoru, albo też na zachód do Shire lub Gór Błękitnych. W kierunku Gór Mglistych jakoś nikomu nie było spieszno, a o dalszy marsz na wschód nie było nawet co pytać. Mogło to dziwić jeśli ktoś się przyjrzał zgromadzonym tu osobom bliżej. Klientela Butterbura była bowiem najbardziej barwną i różnorodną grupą osób jaką można by spotkać w jakiejkolwiek karczmie Śródziemia. Byli tu ludzie, krasnoludy, a także niziołki, których próżno szukać w innych częściach świata. Nie zabrakło nawet paru elfów, które przybyły tu w sobie tylko wiadomym celu. Hezgin zresztą wolał ich o to nie pytać i trzymał się z dala od „długouchych”.

Wzrok krasnoluda przyciągnęła pewna grupa śmiałków, z ust których już parę razy padało słowo „troll”. Grupka wyglądająca na bandę awanturników była dość liczna bowiem zajmowała aż dwa stoły, które wcześniej połączono w jeden. Jej członkowie rozprawiali energicznie o jakiejś wyprawie i Hezgina zainteresowało czy może chodzić o wypad do siedzib trolli, które znajdują się na wschodzie. Krasnolud nie miał zamiaru brać udziału w poszukiwaniu wyśnionych skarbów, jedna taka przygoda w życiu stanowczo mu wystarczyła, jednak mógłby im towarzyszyć przez jakiś czas, zawsze znalazłby się parę staj bliżej domu. Było to dość ryzykowane, bo nie mógł już liczyć na przyjazne przyjęcie w żadnym miejscu dopóki nie dotarłby do Żelaznych Wzgórz, a to z kolei oznaczało, że jeśli nie znalazłby jakiejś kompanii na trakcie, musiałby wędrować samotnie. Pozostawało co prawda Rivendell, ale Hezgin nie był pewien czy jego obecność byłaby tam tolerowana i wolał nie ryzykować zbliżania się do siedziby elfów. Dość miał już jednak Bree i był gotów je opuścić, nawet sam.

A może by tak wrócić do Gór Błękitnych i tam przezimować? Wiosną pojawi się więcej podróżnych podążających na wschód i wtedy będzie mógł wrócić do domu. Czy jednak mógł się tam udać po tym co powiedział mu Thorin? „Nie potrzebujemy tu takich jak ty” i rzeczywiście nie potrzebowali, bo niby do czego? Do drążenia tuneli? "A do czego potrzebowali Ozgina?", mimo woli jego myśli powędrowały w kierunku brata. Nie potrafił już przywołać wyglądu jego twarzy, wyobrażał go sobie jako nieco odmienioną wersję samego siebie, tyle już lat minęło odkąd się ostatnio widzieli. Wspomnienie ich pożegnania w Azanulbizarze tylko potęgowało ból jaki odczuwał wspominając krewniaka. A jednak był on tylko głupim gówniarzem, który zapomniał o obowiązkach względem rodziny i pognał na zachód służyć królowi bez ziemi. A jeśli to Ozgin miał rację i miejsce Hezgina rzeczywiście jest w Górach Błękitnych? Czy wybrał złą stronę? Sięgnął pod pazuchę po wisior, do którego przyczepiona była odznaka gwardzisty. Była ona dość topornie wykonana, a jedynym symbolem jaki na niej widniał były dwa skrzyżowane topory. Krasnolud przypomniał sobie co zawdzięcza mieszkańcom Żelaznych Wzgórz i ich władcy, ile życzliwości go tam spotkało, ilu znalazł druhów i przyjaciół, u boku których walczył w niejednej bitwie. Nie, Ozgin się mylił, jego miejsce jest wśród Żelaznych Wzgórz, zawsze tak było.

Rozmyślania krasnoluda przerwało pojawienie się wielkiego jak góra człowieka, który jednak nie wyglądał na takiego co by był u szczytu formy. Jedyne jego oko zdawało się nie potrafić skupić na jednym miejscu i latało wciąż na prawo i lewo. Sylwetka mężczyzny była przygarbiona, a jego krok niepewny, musiał się oprzeć o blat stołu, przy którym zasiadał Hezgin. Zapach, jaki wydostał się na zewnątrz, gdy otworzył usta, ukazywał przyczynę jego kiepskiego stanu. Był kompletnie pijany. Po trochu bełkocząc powiedział:

- A ty... ty... kłopotów szukasz?

Krasnolud nawet ucieszył się z pojawienia zalanego osiłka. Mogło to oznaczać trochę rozrywki w formie bójki, ale z drugiej strony ten człowiek ledwo trzymał się na nogach i raczej trudno byłoby to nazwać wyzwaniem, nawet biorąc pod uwagę jego rozmiary. Hezgin postanowił więc uspokoić szukającego zaczepki głupca, być może nawet postawić mu kufel czy dwa, ale zanim zdążył odpowiedzieć drzwi gospody otworzyły się gwałtownie uderzając w ścianę.

Do środka wszedł mężczyzna, który strzegł bramy taszcząc ze sobą jakiegoś nieprzytomnego człowieka. Ułożył go z czyjąś pomocą na jednym ze stołów i na szybko opowiedział gdzie go znalazł, jednocześnie prosząc o pomoc. To wywołało zamieszanie równe temu jakie wywołuje lis wpadający do kurnika. Niemal wszyscy rzucili się w stronę przybyłych, jedni po to by popatrzeć, a inni by głośno ostrzegać przed nieznajomym rannym i namawiać by wynieść go stąd i zostawić własnemu losowi. Niewielu okazało chęć pomocy. Jednym z tych ostatnich był zakapturzony mężczyzna, który do tej pory siedział przy kominku. Hezgin nie wiedział kto to, usłyszał jedynie parę razy jak ludzie nazywają go Strażnikiem. O Strażnikach zaś wiedział jeszcze mniej niż o niziołkach.

Zamieszanie jakie powstało było nie do zniesienia. Wszyscy krzyczeli, miotali się po izbie, trudno było przy tym wszystkim usiedzieć i w spokoju dokończyć piwo. Krasnolud przechylił więc kufel wypijając go do końca, trzasnął nim o blat stołu, a następnie chwycił swój topór i wymaszerował na zewnątrz. Była to być może mało współczująca postawa, ale w czym niby mógł pomóc? Nie znał się na leczeniu, a ranny miał już zapewnioną opiekę. Hezgin mógł co najwyżej wgapiać się w nieszczęśnika, a za dużo już w życiu widział krwi i śmierci by miało to na nim zrobić wrażenie lub choćby zainteresować. Wybrał więc chłodne, wieczorne powietrze wzbogacone o padający deszcz i stanął przed wejściem do gospody, kryjąc się pod okapem budynku. Z wewnątrz wciąż docierały do niego wszystkie odgłosy, ale przynajmniej były nieco cichsze.
 

Ostatnio edytowane przez Col Frost : 08-03-2015 o 19:40.
Col Frost jest offline  
Stary 10-03-2015, 08:30   #4
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Karczma przepełniona zabawą, śmiechem i zapachami różnych alkoholi to nie było miejsce w którym Alysa czuła się dobrze. Kiedy spędziło się tyle czasu w spokojnym mieście elfów, gdzie najgłośniejszy dźwięk to chyba kłótnia dwóch ptaszyn na drzewie, takie miejsca jak Pod Rozbrykanym Kucykiem nie miały w sobie wiele uroku. Była co prawda bardzo wdzięczna za kubek grzanego wina, który teraz ogrzewał jej dłonie, w drodze tutaj złapał ich przelotny deszcz i teraz dziewczyna czuła się przemarznięta w wilgotnym ubraniu. Żałowała, że gdy weszli do tego przybytku, miejsca blisko kominka były już zajęte. Na szczęście zdążyła się już przyzwyczaić do różnych niewygód.

Właściwie zmęczenie dawało się jej już we znaki i czuła, że jej powieki robią się coraz cięższe, kiedy nagle do gospody wpadł jakiś człowiek niosący rannego. Każdy podniósł się ze swoich krzeseł a wrzawa ucichła, goście chcieli usłyszeć co też przydarzyło się tym ludziom. Alysa nie podeszła do rannego, już ktoś się nim zajął, a jej umiejętności medyczne były raczej ograniczone. Zastanawiała się, czy te orki o których mowa, nie idą czasem w tę stronę. Pociągnęła Luthona za rękę, żeby zwrócić jego uwagę.

- Chodźmy rozejrzeć się koło bramy, mam złe przeczucia. Ci orkowie mogą właśnie wybierać się w tą stronę.

Dziewczyna sprawdziła czy jej noże są na swoim miejscu, otuliła się szczelniej wciąż wilgotnym płaszczem i wyszła na zewnątrz kierując się w stronę głównej bramy. Ona co prawda raczej dużo nie dostrzeże, ale Luthon zobaczy niebezpieczeństwo szybciej, jeśli będzie się ono zbliżać.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 10-03-2015, 12:43   #5
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Nie wiedział, dlaczego ale cieszył się, że dotarli do gospody. Zazwyczaj, kiedy podróżował sam, starał się jak najszybciej dotrzeć do celu, ale tym razem było inaczej. Pogoda nie sprzyjała podróżującym, a Oni musieli przemyśleć swój kolejny ruch. Nie wiedział gdzie powinni teraz się skierować, a chodzenie bez celu było najgorszą opcją.

Kiedy przekroczyli próg gospody, zwrócili uwagę, że była pełna. Ich wymarzone miejsce przy ognisku, także. Dziewczyna zajęła wolne miejscem a elf dołączył do niej po chwili.

Luthon wyciągnął z sakwy troszkę monet, po czym położył je na stole
- Chodźmy coś zamówić, Alysa- powiedział przyjaźnie. Przez dobrą chwilę przyglądał się po sąsiednich stolikach, co ciekawego na nich spoczywa. Widział pieczenie, zupy, chleby, jedynym stałym elementem na niemal każdym stole, był kufel piwa. Sam lubił wino, jednak nie był wielkim miłośnikiem alkoholów. Podniósł się niezbyt pewnie, po czym ruszył lekkim krokiem w stronę karczmarza. Kiedy stanął naprzeciw, spoglądając mu prosto w oczy powiedział;
- Poproszę… Zupę warzywną… Oraz, kufel piwa. – Ciekawość wzięła górę. Kufel otrzymał od razu, na zupę musiał poczekać. Wrócił, więc do swojej towarzyszki, nic nie mówiąc postawił na stole kufel, z którego wypływała jeszcze pijana.
- Ekhm… Spróbujmy, więc. – Elf przechylił do ust gliniany kufel, po czym lekko przechylił w stronę swoich ust, kiedy upił troszkę napoju, trzymał go przez dłuższą chwilę w ustach. Bardzo dokładnie i powoli przelewając z jednej strony w drugą. Po pewnej chwili, wreszcie przełknął głośno napój i odstawił kufel na blat. Przez pewien czas, wpatrywał się w zawartość naczynia, robiąc przy tym, niezbyt ciekawe miny stwierdził

- Smakuje… dziwnie…- Nie mniej, dał sobie jeszcze jedną szanse. Jednak i tym razem, jego krótka ceremonia powtórzyła się. Tym razem jednak, trwało to znacznie krócej. Kiedy rozmyślał na temat piwa, doniesiono do niego, jego zupę. Ta pachniała, co najmniej apetycznie i taka była w smaku. Bardzo podeszła mu do gustu, te zjadł z ochotą. Kiedy jednak się skończyła, na ponów powrócił do piwa, spoglądał nań niczym na wyzwanie, niemal zazgrzytał zębami, chwycił mocno za ucho, po czym pewnym ruchem, wlał w siebie sporą zawartość kufla. Odstawił mocno, wręcz uderzając o stół. Alysa mogła zwrócić uwagę, że jeszcze połowa kufla jest pełna. Elf jednak odepchnął go do tyłu stwierdzając

- Nie, nie jest to na jeden raz. – Kiedy mówił te słowa, wydarzyło się jakieś poruszenie. Do Sali wniesiono rannego, jednak nie miał czasu mu się przyjrzeć, ponieważ Alysa postanowiła wyjść na zewnątrz chciał jej powiedzieć, że nie jest to dobry pomysł, jednak wiedział, że nie ma to sensu.
Podniósł się, tym razem ciężej, zabrał ze sobą swój miecz po czym ruszył w stronę wyjścia.
 
Cao Cao jest offline  
Stary 12-03-2015, 22:06   #6
 
Miszkus's Avatar
 
Reputacja: 1 Miszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodzeMiszkus jest na bardzo dobrej drodze
Moss jak zwykle o tej porze dawał krótki koncert w jednym z rogów „Rozbrykanego Kucyka. Sama karczma wydawała się tego wieczoru pękać w szwach. Ludzie, krasnoludy, a nawet nieliczni w tych stronach elfowie byli tego wieczoru pod dachem.

Moss grał różne ballady o swoich stronach. To o Hobbitonie, to o Zielonych Polach. Historie swojej krainy miał w małym palcu, jak na porządnego historyka przystało. Jego spostrzegawcze oczy zauważyły zakapturzonego jegomościa przy kominku. Wyglądał zdecydowanie podejrzanie.


Wstrętny Gniocie, podła Klucho,
Coś z tą waszą siecią krucho!
Chociaż smaczny ze mnie kąsek -
Szukaj wiatru wśród gałązek

Tutaj jestem - tu się chowam,
Na nic wasza wstrętna zmowa!
Nie wystarczy bowiem chcieć,
Nie złapiecie mnie w swą sieć!



Hobbit przytoczył zabawną piosenkę „O pająkach”. Kilku roześmianych hobbitów w „koncertowym kącie” zaśmiało się i uderzyło w kufel. Ten miesiąc w Bree narobił mu wielu znajomych, a kto wie może i wrogów…
Teraz jednak czekał niecierpliwie na jakąś wieść o podróży. Nie zależy mu na walce, chwale, nagrodzie. Moss liczył na odkrywanie świata. To jest coś co go interesuje. Gdzieś przy stole ktoś powiedział o wyprawie dla krasnoludów, gdzie indziej o ludzkiej podróży na południe. Nikt jednak nie potrzebował barda Hobbita.


Kiedy szykował się do zagrania „Schodów”, drzwi „Rozbrykanego Kucyka” otworzyły się z hukiem, a do środka wparował Hal. Niski hobbit stał na stoliku i chyba tylko temu zauważył, że strażnik bramy kładzie na stole rannego.
Nieszczęśnik nie mógł jednak oczekiwać pomocy od Mossa. Goldworthy znał się na lecznictwie jak krasnolud na muzyce. To nie jego bajka. Kiedy zakapturzony jegomość wybiegł z szeregu gapiów, bard odetchnął z ulgą. Ucieszył się, że ktoś pomoże rozłożonemu na stole człowiekowi. Widział, że niektórzy opuścili zatłoczoną, ale jednak ciepłą i przytulną karczmę. Na samą myśl o mrozie i deszczowej burzy naszły go ciarki.

-Jeżeli mam zamiar podróżować, musze się do tego przyzwyczaić. – głośno pomyślał.
Wyszedł, aby nie przeszkadzać lekarzom w pracy. Przy drzwiach usłyszał coś o orkach i o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Lekko go to przeraziło. Jedyną rzeczą do obrony byłaby jego ukochana lutnia, którą teraz trzymał na plecach w futerale. Zaciągnął się fajkowym zielem, a para dymu buchnęła z jego fajki.

-Jak się bawić, to się bawić...- powiedział pełnym ekscytacji głosem.
 

Ostatnio edytowane przez Miszkus : 15-03-2015 o 22:43.
Miszkus jest offline  
Stary 12-03-2015, 23:12   #7
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Kilka godzin wcześniej.

Strażnik ze zdumieniem patrzył na jeźdźca, wjeżdżającego przez główną bramę miasteczka. Jego zdziwienie było w pewien sposób uzasadnione, gdyż podróżny nie był człowiekiem tylko elfem a ostatnio niewielu przedstawicieli tej rasy wędrowało po świecie, a też wierzchowiec na którym siedział różnił się znacznie od przeciętnego konia. Sądząc po budowie był niezwykle szybki, silny, zwrotny i wytrzymały zarazem, co nie zdarza się niemal nigdy, miał białe włosie lecz nie była to przybrudzona biel siwka a wpadająca niemal w najjaśniejszy odcień błękitu czysta biel pierwszego śniegu tak charakterystyczna dla legendarnych koni elfów. Jeździec prezentował się równie znakomicie, wyższy od przeciętnego człowieka o ponad głowę, dorównywał większości z nich szerokością barków zachowując jednocześnie smukłą budowę swej rasy i niedostępną Atani czy Naugrimom grację ruchów. Ze względu na siąpiący deszcz owinięty był w szarozielony płaszcz z kapturem, lecz gdy pochylił się w stronę strażnika by podać mu srebrną monetę za wjazd, ten zauważył że elf ma na sobie zbroję wykonaną jakby z metalowych łusek nachodzących warstwami na siebie nawzajem. Przy wytłaczanym w zawiłe wzory siodle przytroczoną miał włócznię o długim grocie i osłonięty skórzanym pokrowcem łuk. Człowiek jeszcze przez dłuższą chwilę spoglądał za niecodziennym podróżnikiem, zadając sobie pytanie ile prawdy kryje się w opowieściach o tym że elfy nie umierają ze starości, zanim wrócił ponownie do swej pracy.

Jeździec skierował się do gospody „Pod Rozbrykanym Kucykiem” o której usłyszał wiele ciepłych słów podczas od podróżnych których spotkał na szlaku. Pierwszą sprawą którą się zajął była stajnia i najlepsza możliwa pasza dla jego konia. Sam wytarł rumaka i zadbał o jego kopyta, czyszcząc je z błota i drobnych kamieni. Gawędził przy tym przyjaźnie ze stajennym stwierdzając na koniec.
– Sulring czyli „Chłodny Wiatr” w twojej mowie to rumak szkolony w walce a mądrością dorównuje niejednemu człowiekowi. Taktuj go z szacunkiem i zadbaj o jego potrzeby a ja nie zapomnę o nagrodzie dla ciebie. - po czym zebrał swój ekwipunek i ruszył do gospody. Nie była jeszcze pełna więc bez problemów przeszedł do kontuaru gdzie porozumiał się z karczmarzem co do ceny za wynajęcie pokoju i boksu w stajni. Dowiedziawszy się zaś o możliwości wzięcia kąpieli i uprania ubrań przez służącą bez targów dopłacił za te przyjemności.

* * *
Wieczorem

Do wspólnej sali wrócił później, odświeżony i czysty. Zabrał ze sobą płaszcz gdyż z doświadczenia wiedział że według podróżniczej etykiety opatulenie się płaszczem w pełnej karczmie równe było wystawieniu tabliczki z napisem „Nie przeszkadzać”, a on nie miał zbytniej ochoty na towarzystwo. Zdążył akurat na czas aby po zamówieniu kolacji zająć miejsce przy kominku, gdzie miał zamiar spędzić resztę wieczoru. Gości było co raz więcej, narastał gwar. Czułe powonienie elfa atakowały zapachy jedzenia, alkoholi różnej mocy (choć przeważało piwo) i palonego fajkowego ziela, do uszu dochodziły strzępy rozmów przemieszane z muzyką i śpiewami, na języku rozpływał się słodki posmak wina. Obserwował tłum uważnie, lecz nie nachalnie, znajdując swoistą przyjemność w hałasie tego wielorasowego tygla. Ku swojemu zdumieniu rozpoznał niektórych z przybyłych gdyż po drugiej stronie kominka usiadł Dunedain, a w jakiś czas później do gospody wszedł młody elf z ludzką dziewczyną. Wszystkich ich widywał w Imladris choć nie mógł przypomnieć sobie ich imion, nie było w tym nic dziwnego gdyż cenił sobie prywatność i z niewieloma osobami zawierał znajomość.

Gdy do karczmy wniesiono nieznajomego nie chciał się wtrącać, ale ze zdziwieniem spojrzał na Dunedaina wołającego rannego po imieniu. To przesądzało o wszystkim, przecież nie mógł odmówić pomocy znajomemu kogoś kto był witany przyjaźnie w Rivendell. Elf poczekał aż karczmarz przygotuje wszystko co niezbędne i podszedł do rannego i zaczynającego go opatrywać Strażnika.
– Jeżeli pozwolisz to pomogę. Sądzę że to nie trucizna a zakażenie. - obejrzał ranę uważnie.
– Jeżeli to orcza strzała to grot najprawdopodobniej ma zadziory uniemożliwiające wyciągnięcie, to tłumaczyłoby dlaczego ten nieszczęśnik jeszcze się jej nie pozbył. Będziesz musiał rozciąć ramię, a być może też wyciąć ciało jeżeli zaczęło gnić. - następnie włożył w usta rannego kawałek owiniętego płótnem drewna i chwycił za ramiona. Bez większego wysiłku przytrzymał osłabionego człowieka.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche

Ostatnio edytowane przez Balzamoon : 20-03-2015 o 15:56.
Balzamoon jest offline  
Stary 15-03-2015, 21:14   #8
 
Korbas's Avatar
 
Reputacja: 1 Korbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłośćKorbas ma wspaniałą przyszłość
Dotarłszy Starym Południowym gościńcem do Eriadoru, Dulduhr doskonale wiedział, że na dłużej zatrzyma się dopiero w Bree. Podróż jego ciężką była, gdyż nie podróżował wierzchem, lecz maszerował piechotą, czasami jeno drogę umilając sobie szybszą jazdą wozami z karawan krążących między południowymi krainami, a tymi zachodnimi. Serce jego zaś zamieszkiwał niepokój, Krasnolud bowiem usłyszał plotki o mrocznych pomiotach ukrywających się w ciemnościach, które zagrażały rzekomo mieszkańcom Ered Luid. Niczego więcej się nie dowiedział, jednakże znał plugawe rasy dość dobrze, by wiedzieć, że potrafią zaroić się w każdym zakątku świata, wychodząc z najgłębszych czeluści, by zalać bezbronnych śmiercią i destrukcją.

Wiedziony tymi poszlakami, Pogromca Goblinów przyjechał do Bree. Ta centralna osada od dawna już była uznawana za niepisaną stolicę całego Eriadoru, to właśnie w Bree przecinały się wszelkie trakty i gościńce, a wraz z nimi – informacje. Te zaś stanowiły fundamentalny element społeczeństwa Wolnych Ludów, toteż Dulduhr lubił mieć informacje przy sobie. Teraz zaś potrzebował ich nawet bardziej niż zawsze...

Tego wieczora, kolejnego już wieczora po przyjeździe, Krasnolud spędził na powolnym sączeniu piwa w największej skarbnicy informacji w Bree, a może i całym Eriadorze – karczmie „Pod Rozbrykanym Kucykiem”. Jak to zwykle bywało, szynk oblegany był przez wszystkich mieszkańców i przyjezdnych. Gwar, śmiechy, gęsta mgiełka wznoszona przez dym – wszystko to składało się na urok tego miejsca. Dulduhr rozprawiał się właśnie z kolejnym kuflem piwa, przyglądając się co po niektórym osobom, równocześnie wyłapując mnóstwo różnych rozmów, strzępów zdań, starannie wyszukując w harmidrze ciekawych plotek. Tego wieczora jednak stało przed nim zgoła inne zadanie. Pozorną harmonię w przybytku roztrzaskał na kawałki jegomość nazywany tutaj Halem. Wszyscy zwrócili swą uwagę ku niemu, a siwy krasnolud wstał od stołu, zobaczywszy człowieka ranionego nietypową w tych stronach strzałą…

Dulduhr żwawo założył rękawice, zgarnął oba swe młoty bojowe oparte o krzesło, zarzucił je sobie na ramię, po czym brutalnie się rozpychając dotarł do stołu. Zobaczył stojącego nieopodal Elfa, jak również człowieka, wyglądającego na jednego ze Strażników Północy. Jeden Strażnik był jeszcze do zaakceptowania, ale co u licha robiło tu tylu Spiczastouszych? Dokładnie przyjrzał się pociskowi wystającemu z ramienia rannego.
- Plugastwo! – zawołał tubalnym głosem Krasnolud i splunął na podłogę. Zaczął grzebać przy pasie. – Elf będzie wiedział jak go użyć… - dodał, odwiązując rzemień małej sakieweczki, wypełnionej w połowie maleńkimi zielonymi liśćmi, z których wyrastały białe kwiatki, a których charakterystyczny miły zapach łagodził strudzenie – Athelas.
Krasnolud odłożył mieszek na klatkę piersiową rannego, a potem odwrócił się ku drzwiom i wyszedł na zewnątrz. Plotki zaczynały się urzeczywistniać, poszlaki zaś poczęły dążyć ku jednemu celowi. Dulduhr uśmiechnął się szeroko, wychodząc w ulewę, z mocą dzierżąc swą broń. A więc jednak ciemność wyciąga swe łapska ku tym niewinnym krainom, ku jego domowi. On zaś – Krasnolud z Gór Błękitnych, Podróżnik Eriadoru, w końcu zaś Pogromca Goblinów – on był gotów przyjąć mrok z otwartymi ramionami…
 
__________________
Wyłącz się!
Ctrl+W
Korbas jest offline  
Stary 20-03-2015, 15:55   #9
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Elf sięgnął po mieszek który wylądował na piersi nieprzytomnego człowieka, zdecydował że z podziękowaniem poczeka aż krasnolud będzie do niego zwrócony twarzą a nie plecami.
– Naugrim ma rację to może tylko pomóc. Karczmarzu czy masz moździerz i tłuczek do ziół? Będzie mi potrzebne też trochę mąki. - zwrócił się do Barlimana.
– Panie toż to tylko chwast! - oczy właściciela „Pod Rozbrykanym Kucykiem” rozszerzyły się wyraźnie.
– W odpowiednich rękach ten „chwast” staje się wielce pomocnym ziołem. Przytrzymaj rannego zamiast mnie. - uśmiechnął się Faedaelen i ustąpił miejsca. Z mieszka wyjął mniej więcej połowę zawartości i zaczął odrywać okwiat od łodyżek. Bezwiednie zaczął przy tym nucić w języku elfów ten fragment „Ballady o Leithian” w którym Luthien uzdrowiła ranę Berena przy pomocy ziół, według podań między innymi właśnie athelasu. Ludzie słysząc to odsunęli się trwożliwie szepcząc między sobą o czarach i tajemnych mocach elfów. Gdy przyniesiono moździerz Feadelen roztarł listki i łodyżki na miazgę, dosypał szczyptę mąki i tak uzyskaną maść nałożył na płótno którym miała być okryta rana. Oderwany okwiat zgarnął do miski i podał jednej ze służących.
– Zaparzcie je i wystudźcie napar. Gdy ranny będzie chciał pić podajcie mu go zamiast wody. - następnie podszedł sprawdzić jak przebiega operacja.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172