27-09-2015, 22:33 | #21 |
Reputacja: 1 | Garag koniec końców nadal trzymał się wersji iż lepiej niż w latającym domu, nigdzie indziej w tej chwili im nie będzie. Na dół jednak nie mógł zbiec z całym swoim ekwipunkiem. Chcąc jak najszybciej pomóc towarzyszom zdołał tylko chwycić za topór i co raz wzmacniając nim swoje poczucie równowagi zejść na parter bez zbroi i noszonego w plecaku sprzętu. Wrócił do swojego pokoju, zważając na każdy krok gdy wchodził bo wymęczonych czasem i burzą schodach. Na trzymanie się poręczy nawet nie próbował liczyć. Gdy dotarł do pokoju, spojrzał na swoje łoże z dużą dozą braku zaufania. Dawno nie miał tak silnego poczucia, że zagrzybiała podłoga karczmy, będzie mu lepszym posłaniem niż ciepłe łoże, chociaż nie raz i tak dane mu było spędzać wieczory. Tym razem krasnolud wolał być lepiej przygotowanym. Założył swoją zbroję, do pleców przytroczył plecak, a u pasa znów wesoło zawitały jego toporki. W tym momencie wyglądał jakby dopiero wrócił z podróży a nie jak osoba która szykuje się do snu. Wracając na parter czuł się już dużo mniej pewnie na schodach. Każdy krok mógł spokojnie skończyć się pod spruchniałymi stopniami. O dziwo poza kilkoma głębszymi pęknięciami, udało mu się dotrzeć na dół, bez utknięcia w jakiejś dziurze po jego ciężko opancerzonej stopie. - Cóż może przynajmniej wiatr nie zaniesie mnie zbyt daleko jak położę się w takim odzieniu - rzekł uśmiechając się lekko. Liczył na lekką poprawę humoru po tak nieprzyjemnej pobudce.
__________________ "Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego" |
28-09-2015, 21:18 | #22 |
Administrator Reputacja: 1 | Marco rozpalił ogień w kominku, by ci, co pluskali sie w strugach deszczu, mogli się osuszyć. A miał czym palić, bowiem znaczna część sprzętów zamieniła się w rzeczy nadające się jedynie na ognisko. Trzask płonącego drewna i bijący od kominka blask sprawił, że w izbie zrobiło się przytulniej, a po chwili - cieplej. Kto chciał, ten czuwał, a kto chciał, ten poszedł się zdrzemnąć. Burza nie ustawała. Grzmiało i błyskało się, a jeden z silniejszych błysków rozświetlił okolicę, ukazując zarys wzgórza, którego żaden z wędrowców nie potrafił sobie przypomnieć. Deszcz padał i padał... aż wreszcie uderzenia kropel deszczu o dach ucichły. Porywisty wiatr przegnał część chmur i wreszcie Marco, który co jakiś czas podchodził do okna, ujrzał na horyzoncie pierwsze oznaki budzącego się dnia. Kilka chwil później każdy, kto chciał, mógł obejrzeć krajobraz po burzy. I dziękować wszystkim znanym i nieznanym bogom, że siedzieli w solidnym (choć dziwnie się zachowującym) budynku, a nie rozbili obozu pod gołym niebem. - Proponowałbym zrobić teraz śniadanie - powiedział - a potem zwiedzić okolicę. Co wy na to? |
07-10-2015, 03:45 | #23 |
Reputacja: 1 | Ani szalejąca za oknem natura, ani twardy kontuar nie przeszkodziły czarodziejce w ponownym zaśnięciu. Obudziła się w doskonałym humorze i choć nie pamiętała, co śniło się jej tym razem, musiało być to coś niezwykle przyjemnego. Shahri wspomniała, jak matka tłumaczyła jej, że ulotny sen powróci, jeśli spojrzy w okno lub lustro. Okien było pod dostatkiem, siedziała więc przez chwilę, wpatrując się w skupieniu w najbliższe z nich. Najwyraźniej jednak były zbyt brudne, by odbić jej sen. Wzruszyła lekko ramionami i zaskoczyła na podłogę, porywając w dłoń swój smoczy kij. Imitacja Igneusa - a może jego wzór? - ziewnęła szeroko, pokazując ostre jak igły ząbki. - Dzień dobry - rzuciła Shahri radosnym tonem na poły do smoka, na poły do reszty obecnych w izbie. Właśnie wylądowała po środku niczego, nie wiadomo gdzie z grupą ledwie sobie znanych osób... Ale miała takie wspaniałe sny! Kto by się przejmował? Nim zasiedli do śniadania, Shahri zrobiła szybki rekonesans najbliższego otoczenia - to znaczy powyglądała na zewnątrz przez okna i drzwi. Podbudowana faktem, że jej teoria zdecydowanie była jak najbardziej prawdopodobna, wręcz promieniała optymizmem i entuzjazmem. - Bo wiecie, moim zdaniem to to burzo-wichuro-tornado nas po prostu przeniosło... gdzieś! - stwierdziła odkrywczo. - Gdzieś daleko - sprecyzowała, siadając przy ocalałym z nocnego pogromu stole. - Mama opowiadała mi kiedyś podobną bajkę... Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Ciekawe, jakim cudem ta rudera to wytrzymała i wylądowała tu w jednym kawałku - paplała w najlepsze, zupełnie nie przejmując się ich niewesołym położeniem. - Myślę, że zwiedzanie powinniśmy zacząć od wzgórza. Pozwoli nam to wejść nieco wyżej i rozeznać się w okolicy. Może dostrzeżemy jakieś oznaki cywilizacji i tam dowiemy się, gdzie jesteśmy - zaproponowała. Niezależnie od zdania reszty i tak zamierzała zrobić po swojemu. Najgorsze było siedzenie i rozmyślanie - działanie było na to świetnym lekarstwem. Jakby nie było, chyba nikt nie zostawił rodziny czy domu za plecami, więc co za różnica, czy przygodę zaczynali z listem polecającym, czy na jakimś nieznanym nikomu zadupiu? Najwyżej będzie mniej luksusów. Za to tutaj na pewno prędzej będzie można spotkać smoka.
__________________ “Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.” |
07-10-2015, 12:01 | #24 |
INNA Reputacja: 1 | Baylofowi było obojętne, dokąd wszyscy pójdą. Podążyłby za nimi, gdyż w jego mniemaniu każda droga była taka sama i na każdej ścieżce czekały niebezpieczeństwa. Nigdy ich nie zdołają ominąć, a on zdecydowanie nie był tutaj od myślenia nad doborem trasy, miał tylko być narzędziem w ewentualnym otworzeniu drzwi.
__________________ Discord podany w profilu |
07-10-2015, 14:40 | #25 |
Reputacja: 1 | Garag wyszedł na zewnątrz lekko kulejąc. -Spanie w zbroi nigdy nie należy do najprzyjemniejszych. Cóż przynajmniej tym razem nigdzie nie poleciałem. Za to noga zdrętwiała mi jakby kto na niej konia uwalił. Krasnolud szybko zauważył, że decyzja o dalszym kierunku została już raczej podjęta, nie widział jednak powodu by się z nią kłócić. Zrobił kilka żwawszych kroków by rozruszać zdrętwiałe kości. Gdy tylko poczuł się lepiej, przytroczył z powrotem do pleców swój plecak, przywdział broń i tarczę, po czym ruszył bez dalszej gadki w stronę wzgórza.
__________________ "Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego" |
09-10-2015, 17:31 | #26 |
Administrator Reputacja: 1 | Północ, południe, wschód, zachód... Kierunków do wyboru było nawet więcej, ale zdaniem Marco dwa z nich od razu należało odrzucić. Cóż ciekawego, prócz zniszczeń, można było znaleźć na trasie huraganu? Nic zapewne. Ale dlaczego pozostali tak się uparli, by przedzierać się przez powalony las, chcąc dotrzeć do jakiegoś wzgórza? I co niby chcieli stamtąd dostrzec? Kolejne wzgórze? Albo szereg wzgórz? Bo chyba nie tętniące życiem miasto, czekające z otwartymi ramionami, tfu, bramami, na zmęczonych wędrowców? Naiwność. Przynajmniej zdaniem Marco. Czyż nie lepiej było iść w drugą stronę, gdzie była równina? Marsz, teoretycznie przynajmniej, byłby łatwiejszy. Droga przez mękę - tymi prostymi słowami można było śmiało określić wędrówkę przez powalone pnie, wykroty, plątanie się w gęstych krzakach, które okazały się bardziej odporne na wicher, niż dorodne drzewa. Szczególnie cierpieli ci, co mieli nogi krótsze od standardowych. Nic więc dziwnego, że postoje robiono częstsze, niż zwykle. Było już nieco po południu, gdy dzielna acz zmęczona drużyna wydostała się z obszaru zniszczeń, a dwie godziny później, gdy już niektórzy zastanawiali się, czy przyjdzie im nocować w lesie, drzewa zaczęły rzednąć. I bynajmniej nie była to polana. Znajdowali się niedaleko wzgórza, do którego dążyli, jednak między nimi a wzgórzem, ku któremu podążali, rozciągał się kolejny las - las kamieni, tworzących sześć koncentrycznych kręgów. W środku ostatniego, najmniejszego kręgu, można było bez trudu dostrzec niewielki kurhan. Nim jednak podjęto decyzję co do tego, jaką drogą podążać na szczyt wzgórza, wędrowcy usłyszeli słaby głos. - Zginęli, wszyscy zginęli. |
14-10-2015, 11:53 | #27 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Dla Solo ta ścieżka była równie dobra jak każda inna. Przed wyruszeniem w drogę nałożyła na siebie kolczugę, okryła się podróżnym płaszczem i z mieczem w dłoni ruszyła za resztą drużyny.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |
15-10-2015, 02:38 | #28 |
Reputacja: 1 | Droga była męcząca, ale chyba nikt nie spodziewał się, że spacerek w nieznane będzie milusią wycieczką. Za to widoki były niesamowite. Niszcząca siła natury musiała rozszaleć się tu na dobre, skoro zostawiła po sobie taki pogrom. Shahri nie opuszczał dobry humor, choć bolesne postękiwanie Solo odrobinę jej go psuło. Pewnie niziołek oberwał dużo mocniej przy wybrykach karczmy, niż mogło się wydawać. Wyglądało jednak na to, że mała woli zgrywać twardziela, niż pokazać, że przydałaby się jakaś pomoc. Cóż, czarodziejka nie zamierzała się narzucać, zresztą magią leczniczą nie dysponowała. Kurhany nigdy nie były radosnym widokiem i nie zwiastowały cudów - przynajmniej zdaniem Shahri. Słaby głos, który dosłyszeli chyba wszyscy, sprawił, że przeszły ją lodowate ciarki. Jak nic duch, zmora lub inna zjawa! W takim miejscu aż prosiło się o coś podobnego. Tylko echo minionych czasów? Duch, który nie wie jeszcze, nie jest duchem? A może oszalały z tęsknoty, krwiożerczy byt? Trzeba było to sprawdzić! Już uniosła dłoń, by spleść zaklęcie; już miała jego sylaby na końcu języka, gdy niziołcza chciwość przeważyła szalę. Czarodziejka nie miała pojęcia, jak mocno uderzyła się Solo, ale skoro mimo wszystko miała siłę na mierzenie się z nieznanym... Można oszczędzić magiczną energię na później. Dziewczyna opuściła dłoń i rozproszyła zbierającą się moc. Popatrzyła na miniaturkę Igneusa i wzruszyła lekko ramionami. Zamierzała pójść na końcu ich małej grupy prowadzonej przez nizołka i trzymać się z tyłu, jak przystało magowi.
__________________ “Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.” |
18-10-2015, 19:55 | #29 |
INNA Reputacja: 1 | Baylof, mimo iż chciwy, nie był głupi. Fakt, że idąc w tę stronę stracili mnóstwo czasu i sił, ale trudno, czasami po prostu trzeba się poświęcić, a później zmienić cel, dla dobra ogólnego. Kurhan nie kojarzył mu się z bogactwem, bynajmniej. Kojarzył mu się z umieraniem w biedzie! - Solo, daj spokój. Nie idźmy tą drogą. - zagrzmiał głośno, a gdy usłyszał jakiś obłąkany szept, wiedział, że nie pójdzie za resztą. - Przykro mi, ale ja z wami nie pójdę. Nie jestem hieną cmentarną, dajmy spokój tym duszą. Zejdźmy na równiny i idźmy przed siebie. Tutaj nic nie znajdziemy. - dodał i stanął twardo w bezruchu zerkając na krasnoluda. Czuł, że ten miałby podobne zdanie do niego, tym bardziej, że wspinaczka na to wzgórze wykończyła jego krótkie nóżki.
__________________ Discord podany w profilu |
18-10-2015, 20:18 | #30 |
Administrator Reputacja: 1 | Nie był to duch czy inna zjawa. Wychudzony, brodaty mężczyna siedział oparty o jeden z kamieni, tworzących zewnętrzny krąg. Wzrok dziki, suknia plugawa*, jak powiedziałby poeta. Oczy, patrzące przed siebie, wbite w jeden pubkt, a spojrzenie przechodziło na wskroś przez zbliżającą się Solo, całkiem jakby brodacz jej nie widział. - Zginęli, wszyscy zginęli - powtórzył jak mantrę. Machnął ręką przed siebie, lecz trudno było powiedzieć, czy wskazuje na kurhan, na wzgórze, czy też na coś "za górami, za lasami"... I nie powiedział nic więcej, mimo próby wyciągnięcia z niego jakichkolwiek informacji. Nie pomógł ani kawał kiełbasy, ani kubek wina, którymi poczęstował go Marco. - Proponowałbym obejść kręgi i wejść na wzgórze - powiedział Marco. - Stamtąd zobaczymy większy kawałek świata - dodał. ____________________________ * Adam Mickiewicz |