Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2015, 14:02   #1
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
"Nawałnica horrorów"- ED I ed.

Grupa pięciu jeźdźców szybko zbliżała się do miasta. W humorach byli nie najlepszych z racji tego co ich spotkało. Po kilku udanych wyprawach przytrafiła im się w końcu taka, gdzie przeciwnik okazał się zbyt silny. Bezwzględny horror odarł ich towarzyszkę, elfkę Yandii ze skóry a następnie wskrzesił i rzucił na swoich niedawnych towarzyszy jako żywotrupa. Na szczęście zajęło mu to akurat tyle czasu żeby reszta drużyny zdążyła się ewakuować. Po Yandii zostały tylko wspomnienia, na ogół dobre i koń który czekał na swą panią przy wejściu do kaeru. Krajobraz barsawiańskiej sawanny niósł ukojenie i skłaniał do refleksji, tak że nawet para t'skrangów na chwilę zamilkła i pogrążyła się w rozmyślaniach. Ciemne chmury gromadzące się na niebie zwiastowały możliwość deszczu. Tym bardziej ponaglali konie by przed nocą znaleźć się w mieście.


Jadąc szybkim kłusem po dwóch godzinach dotarli do rogatek Kratas. Konie zostawili w stajni na obrzeżach miasta, sami zaś piechotą ruszyli przez pogrążone w mroku ulice ku karczmie "Pod Pijanym Smokiem". Wyjątkiem był wietrzniak Złoty Bluszcz, który zarówno swego wierzchowego sokoła jak i psa zabrał z sobą. Niejeden z nich zapewne zachodził w głowę co powie Lauriel- ludzkiej trubadurce, partnerce Yandii, która jak co wieczór za drobniaki i miskę strawy raczyła gości muzyką i ciekawą opowieścią. To właśnie Lauriel była autorką nazwy ich kompanii "Nieposkromieni Pogromcy", która teraz, po tym co ich spotkało brzmiała cokolwiek śmiesznie.



Tymczasem ulice Kratas wypełniały się podejrzanym elementem. Ludzie Garthlika Jednookiego wypełzli ze swych dziennych kryjówek na łowy i by załatwiać swoje porachunki.


Gdy już mieli wchodzić do karczmy drogę zastąpił im żebrak. Chwycił za rękaw szaty Grima i za nic nie chciał puścić. T'skrang Ss'aris poczuł szarpnięcie przy pasie. Szybko sięgnął tam ręką, ale jedyne co wyczuł to odcięte rzemienie na których trzymała się sakiewka. Natychmiast rozejrzał się szukając złodzieja, ale oczywiście nikogo nie zobaczył. W sakiewce było 250 sztuk srebra. Na szczęście przytomnie 50 sztuk srebra było bezpiecznie schowane w plecaku.


- Szlachetni panowie zaklinam was na Mynbruje pasję litości poratujcie biedaka. Nic nie jadłem od dwóch dni. Dajcie chociaż srebrnika.

Biedak chwycił rękaw szaty Grima i za nic nie chciał odpuścić. W pewnym momencie t'skrang Ss’aris poczuł szarpnięcie przy pasie. Gdy sięgnął tam ręką wyczuł już tylko odcięte rzemienie na których trzymała się sakiewka. Zaklął. W sakiewce znajdowało się 250 sztuk srebra, na szczęście resztę pieniędzy miał bezpiecznie schowaną w plecaku. Rozejrzał się natychmiast wypatrując złodzieja, ale oczywiście na próżno. No i co zrobić z żebrakiem, dać mu na odczepnego tego srebrnika, czy przetrzepać mu skórę jako prawdopodobnemu wspólnikowi złodzieja?
 

Ostatnio edytowane przez Ulli : 07-10-2015 o 19:57.
Ulli jest offline  
Stary 03-10-2015, 19:08   #2
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Poważne przemyślenia wiecznego lekkoducha...


~Jak nie urok, to sraczka, albo przemarsz wojsk, a na dokładkę rzezimieszki... - pomyślał z goryczą młody T'skrang. Zapewne złodziejem był jakiś wietrzniak, skoro wkradł mu się na fotel i zwędził mieszek praktycznie niezauważony. Jakby nie był już w wystarczająco parszywym humorze. Ta kradzież przypomniała mu jednak o pewnym bardzo szczególnym dla niego dniu, dawno temu...

***

To był dobry dzień. Po zwycięstwie w lokalnym turnieju szermierczym sakiewka Ss'arisa była przyjemnie ciężka od srebra. Właśnie raczył się doskonałym winem i pysznym obiadem, gdy zorientował się, że ktoś chce uszczuplić "nieco" jego mieszek. Płynnym ruchem ogona podciął niedoszłemu złodziejowi nogi, a ten zwalił się z głuchym łupnięciem na drewnianą podłogę.
-Nieładnie tak, uczciwie je wygrałem i jeśli czujesz się z tego powodu pokrzywdzony... - zaczął wywód będąc pewnym że tej dość nieudolnej próby dokonał jeden z pokonanych konkurentów, ale gdy się obrócił zauważył swoją pomyłkę i jeden z niewielu razy w życiu zabrakło mu języka w gębie.
Jego wzrok napotkał niezwykle piękną elfkę, zamiast spodziewanego nadętego gbura, który mieczem machał jak pałką.
-O przepraszam, pomyliłem panią z kimś innym. - powiedział lekko speszony. Nie mógł uwierzyć że tak się czuje.
Pomógł dziewczynie wstać i zaprosił ją do stołu, miał dobry dzień i stać go było żeby postawić jej obiad. Od słowa do słowa nawiązali konwersację w trakcie posiłku, a młoda złodziejka przypadła Ss'arisowi do gustu. Nawet nie wiedział, jak znamienne dla jego przyszłości było to spotkanie.

***

~Tak... Yandii też poznałem przez kradzież. - westchnął w duchu. Wtedy jednak okoliczności były znacznie milsze niż obecnie. Co on ma powiedzieć Lauriel? Ah... Lauriel.

***

Yandii znów to zrobiła. Zwędziła mu błyskotkę, a on musiał udać się w pogoń. Nie żeby mu to przeszkadzało, wyścigi miały znacznie więcej polotu, gdy zawierały w sobie dodatkową stawkę. A i tak zazwyczaj wygrywał, dzięki swoim umiejętnościom akrobatycznym potrafił prowadzić pościgi po niemal każdym terenie. Dzisiejsza stawka, pomijając pierścień Ss'arisa nie była jednak materialna, elfka obiecała że jeśli t'skrang wygra, ona przedstawi mu kogoś wyjątkowego. Musiał tylko ją dogonić zanim dobiegnie pod "Pijanego Smoka", przesadzając susami kilka niezbyt wysokich murków zdobył cenne sekundy przewagi, mimo że w teorii biegł dłuższą drogą.
~Trzy... Dwa... Jeden... - odliczał w myślach podczas ustawiania się we właściwym miejscu
~Teraz! - wyskoczył z zaułka i złapał Yandii wpół, przez co oboje padli na ziemię śmiejąc się głośno.
-Wygrałem, płacisz! - powiedział przez śmiech.
-Umowa to umowa. Trzymaj. - powiedziała z udawanym smutkiem oddając mu jego własność. Skierowali swoje kroki do gospody, gdzie młoda elfka przedstawiła mu nie mniej urokliwą od siebie ludzką kobietę.

Lauriel... ileż nocy Ss'aris miał spędzić słuchając jej pięknego głosu gdy śpiewała... oraz jej jęków gdy spał przez ścianę z nią i Yandii.

***

Prościej chyba byłoby mu wygrać w pojedynku z horrorem niż przekazać te wieści tak by nie zabolało. To będzie trudniejsze niż jakakolwiek walka, zwłaszcza że przed walką przynajmniej odczuwał ekscytację. Spojrzał na swoich towarzyszy. Walka... tak poznał Nui S'ina...

***

-Pokażcie że macie jaja! Kto się odważy stanąć w szranki z najlepszym szermierzem tego miasta?! - to powtarzane w kółko, niezwykle głośne ogłoszenie ściągnęło jego uwagę. Przepchnął się przez tłum, by zobaczyć członka własnego gatunku wykrzykującego pochwały pod swym adresem.
-Wybacz że przerywam ten radosny popis twórczości, ale czemu pytasz wszystkich wokół czy będą chcieli stanąć ze mną w szranki? - zapytał nieznajomego - Czyżbyś bał się zrobić to osobiście? - złośliwy i pewny siebie ton uderzył we właściwe struny. Obcy dał się sprowokować, to był jego pierwszy błąd. Osłabienie koncentracji podczas walki bardzo szybko prowadzi do porażki. Zwłaszcza że popełnił też drugi i nie zaczekał aż nieco ostygnie mu głowa, a od razu stanął naprzeciw niego i pojedynek się rozpoczął. Starcie nie trwało długo, ich umiejętności były porównywalne, młody t'skrang dobrze to widział, ale roztrzęsiona duma sprawiła że drugi szermierz stał się dla Ss'arisa łatwym celem i szybko wylądował na ziemi, nie mogąc ustać na nogach. Dla samego zainteresowanego było to oczywiste od początku, jeszcze nigdy nie przegrał w pojedynku. Jak mawiał opiekun jego opiekuna "Jeśli wiesz że wygrasz, a twój przeciwnik tego nie wie, zwycięstwo masz w kieszeni."
Należało jednak przyznać jego oponentowi punkty za determinację. Szybko stanął z powrotem na nogi i zażądał rewanżu, ale walka z rannym przeciwnikiem byłaby nieuczciwa, więc Ss'aris odmówił. Nui S'in (tak bowiem miał delikwent na imię), ciągnął się za nim niczym drugi ogon przez jakiś czas, więc po przegadaniu sprawy z Yandii oboje zgodzili się, że warto by było rozwinąć ich awanturniczy duet do trio.

***

Zbierało mu się na kolejne wspomnienia, ale poczuł że głowę ma już ciężką od nadmiaru myśli.
~Będzie dużo czasu na wspominki. Tak chyba najlepiej ukoimy ból po stracie przyjaciółki. - pomyślał wzdychając po raz kolejny...
Tak... Bluszcz (mający Imię równie poplątane jak jego wypowiedzi), Kitaan (tudzież Błystek, jak żartował sobie Ss'aris) i Grimo (wesoły, choć ponury z Imienia) również spletli swoje losy z ich małą gromadą w ciekawych okolicznościach, ale zanim będzie mógł się oddać refleksji, musiał odciążyć nieco umysł i duszę.
 

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 03-10-2015 o 21:22.
Eleishar jest offline  
Stary 03-10-2015, 21:45   #3
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Cała sytuacja z żebrakiem zaskoczyła Grimo i to chyba tylko dla tego że był w nietęgim humorze po śmierci przyjaciółki. Yandii bo tak było jej na imię była zarówno wesołą jak i zdecydowaną na wszystko poszukiwaczką przygód. Jeszcze do tej pory pamiętał jej śmiech gdy stała nad zapadniętą podłogą w jednej ze zrujnowanych wież na północny wschód od Kratas. Oczywiście w tej dziurze bez wyjścia, siedział Grimo i nie potrafił wyleźć. Wtedy jak ostatni dureń zapuścił się sam do ruin w nadziei znalezienia starych zapisków, ale podłoga jednej z wież była tak stara i zniszczona, że nie wytrzymała nawet tak nikłego ciężaru jaki reprezentował Grimo. Tak więc ten mały nawet jak na rozmiary swej rasy, krasnolud siedział chyba ze dwa dni zanim przypadkowi awanturnicy zjawili się w okolicy. Była to oczywiście Yandii i dwa T'skrangi, których imiona do tej pory plączą język Grimo. Ach jakże ona szydziła z małego krasnoluda tak stojąc nad jamą, aż nawet jaszczurom zrobiło się go żal, ale to ona go znalazła i ona też rzuciła mu linę. Od tamtego czasu Grimo przyłączył się do ich kompanii i często prześcigał się z Yandii w docinkach. Jej druga połowa Lauriel nie była tak ostra, ale jak wszystkie elfy traktowała krasnoludy z lekkim przymrużeniem oka. Grimo jednak lubił towarzystwo tych dziewczyn, podobnie jak tych machających mieczami i ogonami wariatów, a później i innych członków kompani, która próbowała swymi czynami zapisać się w annałach Barsawii.

- Ech - Odchrząknął krasnolud wyrwany z zamyślenia. Żebrak wisiał na jego ramieniu niczym kamień przywieszony do szyi skazańca - Puszczaj mnie dziadygo zanim sprawię że uschnie ci ręka.
To nie były czcze groźby bo Grimo był ksenomantą i potrafił takie rzeczy robić. Teraz jednak nie chciał nikomu robić krzywdy, a tylko żeby dano mu spokój.
 
Komtur jest offline  
Stary 03-10-2015, 22:37   #4
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Zaszyli się w cichej dolince, gdy już stracili kaer z oczu. Dyszeli ciężko, ale jakoś zdołali poskładać się do kupy ziołami i magią. Kitaan był najmniej ranny, pancerz przyjął większość ciosów i teraz zbrojmistrz używał Niskiej Magii by naprawić wgięcia. Oraz mieć zajęcie dla umysłu, bo na troski praca zawsze pomagała. Obserwując jak pod jego dotykiem metal powoli wraca do stanu wyjściowego czuł ukojenie. Przywołał wątki Umysłu ze Stali by znaleźć w sobie siłę do podejmowania decyzji i myślenia, pomimo żałoby. Wkrótce, podobnie jak stal pod jego palcami, tak umysł zaczął przybierać zwartą formę.
Spojrzał na pozostałych, owijających się bandażami i pojących eliksirami.
Oczywiście obaj fechtmistrze byli najbardziej pokiereszowani, bo rzucili się w najgorszy ukrop walki jakby to była najlepsza zabawa...

Wspomnienie o duecie fechtmistrzów
Dawno, dawno temu, Oberża "Dwa prosiaki", gdzieś na przedmieściach Throalu

- Oczywiście, że mój miecz jest lepszy - niebieskoskóry t'skrang napuszył się do siedzącego po drugiej stronie stołu krewniaka w ogonie. Stołu, na którym leżały dwie obnażone klingi, niczym przedmiot targów - wystarczy spojrzeć, blask, wykończenie...
- ...wyważenie psioczenie - dokończył drugi, o skórze bardziej wpadającej w zieleń - moja, mój drogi, ma historię! Co ja mówię, nie historię, a Historię!
Kitaan spojrzał na obu, podszedł do stołu i ocenił.
- To robota Thograna Grzmiącego, używa dość pośledniej stali, ale ma utalentowanego czeladnika, który ładnie maskuje niedoróbki pięknymi zdobieniami. Ta broń zaś ma elarit nie historię, łuskowy przyjacielu, robią takie hurtowo w Vivane sztucznie postarzają i sprzedają therańskim przyjezdnym jako starodawny barsawiański oręż sprzed Pogromu.
Nietrudno było się domyśleć, że zarówno vivańska podróbka, jak i throalski pośledniak szybko znalazły się w dłoniach właścicieli i wymierzyły w Kitaana, który bez zająknięcia kontynuował.
- Chcecie się kłócić o oręż ze zbrojmistrzem? To równie głupie, jak to, że miałbym z wami walczyć. Chodźcie lepiej ze mną, pokażę Wam, gdzie można kupić porządną stal.


Wrócił wspomnieniami do początków szukania przygód. Ledwie przeszli rytuał awansu i szczycili się drugim kręgiem jakby byli co najmniej legendarnymi bohaterami, ale były to piękne czasy. Dwóch narwanych fechtmistrzów, on, starający się raczej łagodzić to, co oni nabroili i jego krewniaczka Yandii, wesoły zabójca. Będzie mu jej brakowało.

Wspomnienie o Yandii
Dwa lata temu, ulica jakiejś zapyziałej dziury.

Zgrzytnęło ostrze, Kitaan spojrzał się w dół i zobaczył złodziejkę. Oczywiście, była to znajoma złodziejka, więc zamiast złapać i przetrzepać skórę zaczął się śmiać.
- To nie było uczciwe Kit - powiedziała w śpiewnym sperethiellu, wciąż trzymając sakiewkę zbrojmistrza przyczepioną do pasa, a w drugim ręku mały, ostry nóż, którym zwykła odcinać trzosy. Tyle że sakiewki Kitaana odciąć nie zdołała.
- Pod wyszywanym jedwabiem pozwoliłem dodać sobie kolczą plecionkę z dobrej stali, wytłumioną, by nie brzęczała o monety - wyjątkowo z siebie zadowolony Kitaan pozwolił sobie na obszerne wyjaśnienie - A całość przyczepiłem do stalowego pasa. Aby mnie okraść, moja droga, będziesz potrzebować obcęgów.
Był częstym celem "ataków" towarzyszki, jako że nie jest wielką sztuką być oszczędniejszym od fechtmistrza.
- Jesteś pewien Złociutki? - odparła Yandii i rzuciła się do ucieczki
- Jestem... zaraz... Mój sztylet! - Kitaan nawet nie spostrzegł, kiedy jego zdobione ostrze z rękojeścią z rogu grzmotorożca znalazło się w ręku złodziejki - Oddawaj sztylet, zmoro! Wiesz ile nad nim pracowałem?!


Jej Koło zatoczyło się i dobiegło końca, pomyślał zbrojmistrz i ponownie uśmiechnął się do swoich wspomnień. Gdy tylko odprawią Rytuał Wiecznego Życia, Yandii będzie żyć tak długo, jak długo będzie pamiętać o niej choć jedna osoba. Nie chciał być tym, kto powie o tym Lauriel, jednak nie mogli odprawić Rytuału bez niej. A Lauriel dopilnuje by pieśni o Yandii żyły wiecznie. Rozglądał się i spojrzał prosto w niewidzący wzrok Grimo. Krasnolud patrzał właśnie przez zasłonę, na drugi świat, ten astralny. Starał się dostrzec, czy nikt nie wyniósł z potyczki czegoś gorszego niż rany... Znamienia. Był też wyjątkowo poważny jak na siebie. W końcu miał minę jak szanujący się ksenomanta.

Wspomnienie o Grimo
Wioska Katani w głębii Sevros, dwa lata temu.

Grimo zmarszczył brwi i spojrzał Kitaanowi w oczy. To była już druga godzina ich zmagań, obaj byli ostro dopingowani przez towarzyszy i całą wioskę.
Zabawa była prosta - obaj siedzieli po przeciwnych stronach ogniska, Kitaan otoczony hartującymi wątkami swoich talentów, zaś Grimo starał się zmusić go do skrzywienia się z bólu swoimi zaklęciami.
Wypadałoby dodać, że obaj byli nieźle pijani miejscowym specyfikiem i co piosenkę, śpiewaną przez tubylców pili dodatkową kolejkę. Po prawdzie już nie pamiętali co było istotą zakładu...
Ostatnie co pamiętał, to to, że zaklęcie spudłowało powalając jednego z łowców katani na ziemię, przy wrzawie śmiechu pozostałych. Potem pieśń mu się urwała.
Ciekawe, że nazajutrz obaj fechtmistrzowie zgodnie twierdzili, że nagrodą miała być najpiękniejsza kobieta w wiosce, którą okazała się być ta... najbardziej tłusta! Byli jednak sprzeczni w tym, który z towarzyszy wygrał ów zakład...


- Nikogo nie widać - usłyszał Złotego Bluszcza, wypatrującego z wysoka, czy Horror ich nie goni. Dołączył do nich później, wszyscy razem stworzyli Nieustraszonych Pogromców. Nic nie było im straszne... aż do dziś.
Pożegnają Yandii, potem zaś trzeba będzie wykuć tę historię od nowa. W ogniu przygody, młotem odwagi i honoru, przekują Nieustraszonych Pogromców w to, czym byli nim spotkali Nienawiść, albo w coś jeszcze mocniejszego.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 03-10-2015 o 22:40.
TomaszJ jest offline  
Stary 05-10-2015, 12:27   #5
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Dwa dni wcześniej



Spędzali właśnie czas przy ognisku. Była tam cała szóstka. Ogień trzaskał wesoło, a wtórował mu śmiech tej dziwnej gromady. Bo to była dziwna gromada. Dwóch przedstawicieli rasy elfów – Yandii i Kitaan Mieczowładny, krasnolud Grimo, wietrzak Bluszcz oraz dwóch T’skrang - on i niejaki Ss’aris.

To ten ostatni właśnie mówił. Jednak ledwo zaczął, a krew drugiego T’skrang już zaczęła się burzyć.
To wszystko nie było tak!

- Do dzisiaj boli cię głowa od upadku jaki wtedy zaliczyłeś S’Saris! Phr! To to... to inaczej było! Odwrotnie zupełnie! – przerwał mu oburzony Yllandarik, a mówiąc to, przeniósł ciężar ciała za siebie i odbijając się z rąk skoczył na równe nogi. – Phr! Mów dalej! - zachęcał ponaglając swego krewniaka, widocznie mając jakiś pomysł.

- Tak właśnie wołał: „Pokażcie że macie jaja! Kto się odważy stanąć w szranki z najlepszym szermierzem tego miasta?!” –podjął na nowo Ss’aris, podczas gdy Yllandarik żartobliwie zaczął czegoś szukać na oratorze.

- To powtarzane w kółko, niezwykle głośne ogłoszenie ściągnęło moją uwagę. – mówił dalej, niespeszony- Rozsunąłem tłum na bok... –tu Yllandarik nieśmiało zaczął wyglądać znad ramienia Grimo, za którym z trudem nieomal się schował.- ... by zobaczyć członka własnego gatunku wykrzykującego pochwały pod swym adresem. Zapytałem wtedy Nui:
- „Wybacz że przerywam ten radosny popis twórczości, ale czemu pytasz wszystkich wokół czy będą chcieli stanąć ze mną w szranki? Czyżbyś bał się zrobić to osobiście?”


Rozbawieni dotychczasowym przedstawieniem Dawcy Imion zebrani wokół ogniska, przez chwilę wpatrywali się na zastanawiającego się w milczeniu Nui S’in. Jego twarz przybrała poważnego wyrazu. Zaduma i poczucie głębszego sensu rozkwitło wreszcie w kpiącym i przesadnym, bezgłośnym śmiechu.

Niespeszony S’Saris mówił jednak dalej, lecz Yllandarik wtórował mu niestrudzenie, zaprzeczając lub kpiąc z każdego wypowiadanego słowa.

- Oboje nie pamiętacie jak było! – wypaliła wreszcie rozbawiona Yandii – jeden wart drugiego!


Kilka godzin wcześniej


Jechał kłusem, jakby chcąc uciec od bolesnych wspomnień, jakby mając nadzieję, że zostawią za sobą bolesny jęk Yandii oraz ten, jakże straszliwy widok. Jednak wspomnienia doganiały ich ilekroć stracili odrobinę koncentracji.

Nui S’in Yllandarik podskakiwał rytmicznie, mając po swej lewicy milczącego teraz elfa Kitaana Mieczowładnego oraz na prawo od siebie wietrzaka „Złotego”. T’skrang spojrzał w niebo, by po raz kolejny skierować myśli na inny tor. Jakże smutne wydawały się te ciężkie chmury deszczowe.

Nui S’in szanował elfa i szanował jego milczenie. Z całej drużyny, to na nim najrzadziej wykonywał różnego rodzaju żarty. Choć oczywiście, czasem nie mógł się powstrzymać i tutaj. Yllandarik spojrzał ukradkiem na swój miecz. Doskonała robota. Pamiętał, że to właśnie Kitaan Mieczowładny go dlań wyszukał. Pamiętał jak dziś, że niemal od razu na głos wykrzyczał nazwę dla swojego nowego oręża

- Mieczoładny!

Drużyna powoli zbliżała się do miasta. Fechmistrz zwolnił wraz z resztą i z kłusu przeszedł w stęp. Nui wyprostował się w siodle. Jechał tak chwilę wysłuchując długo tłumiony słowotok wietrzaka, unoszącego się akurat w powietrzu dla rozprostowania skrzydeł. Część jego słów gdzieś mu uciekała, zmienił więc temat

- To nie koniec tej historii - rzekł T’skrang, a milczący Kitaan spojrzał nań nie wiedząc czego się spodziewać. Sylwetka T’skranga była wyprostowana. Pierś dumnie wypięta, a jego głos silny i nie znoszący sprzeciwu. Ciężko było zgadnąć, kogo teraz grał, choć z drugiej strony czy aby na pewno kogoś naśladował? W takim momencie, ciężko było udawać cokolwiek.

- Nie dziś, nie jutro, ale pomścimy ją. Obiecuję to wam... – mówił dalej Yllandarik, wpatrzony gdzieś przed siebie. - ...a pamięć po Yandii i tym wydarzeniu będzie zawsze krążyć w opowieściach.

W opowieściach takich jak ta.
Przenieśmy się jednak na chwilę, na podwórze przed pewną karczmą w Kratas. Gdzie nasi bohaterowie zostali obrabowani...
***

- Szlachetni panowie zaklinam was na Mynbruje pasję litości poratujcie biedaka. Nic nie jadłem od dwóch dni. Dajcie chociaż srebrnika.

Te słowa wyrwały Nui z przewlekłego odrętwienia. Zauważył, że S’Saris gorączkowo rozgląda się za kimś, toteż Nui odruchowo jakby uczynił podobnie, jednak i on nie dojrzał zbiega. Płynnym ruchem dobył Mieczoładny i wymierzył sztychem w gardziel biedaka.

- Argh! Shivoam v’nokamai daureis! – wykrzyczał, po czym dodał już nieco tylko ciszej – Powiesz kto obrabował mojego przyjaciela, a dostaniesz o wiele więcej!
 
Rewik jest offline  
Stary 07-10-2015, 14:30   #6
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
___Bluszcz jechał z opuszczoną głową u boku innych towarzyszy. Jego towarzyszka psot i psikusów stała się kupą martwego mięcha, a humoru nie poprawiała wizja przekazania tych wieści jej siostrze. W zasadzie mały żwawy wietrzniak jako ostatni przyłączył się do grupy poszukiwaczy przygód. A przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Nie zmieniało to faktu, że mały Dawca Imion w swej żywiołowej naturze, gubił kilkukrotnie osobę do której miał się zgłosić przez co musiał wędrować dalej samotnie. Aż nie zakupił psa.

___Tak… Pies był idealnym wyborem. Przewoził bagaże, brał udział we wspólnych knowaniach i świetnie nadawał się do kradzieży wystawionych na ladach towarów. Zwłaszcza suszonego mięsa i worków z owocami. Idealny kamrat… W zasadzie była to suka. O groźnej nazwie Sraczka. No bo który z wojaków przezwycięży taką przypadłość?
Aż w końcu spotkał swego powietrznego wierzchowca. Gdzieś na targu. Szkolony na myśliwskiego sokół nie nawykł do noszenia uprzęży, lecz kilka dni przepychanek w powietrzu i ręki wietrzniackiego tresera wystarczyło by ptak tolerował wyłącznie Bluszcza. No i Sraczkę.

___Teraz jednak wędrowali smutnie, sokół na kołku doczepionym do siodła jednego z gadzich towarzyszy, a pies z Powietrznym Zwiadowcą na grzbiecie. Całą paczkę, dwóch fechmistrzów, krasnoluda Grima, i śmiesznie poważnego elfa, Bluszcz dogonił niemal pół roku przed pechowym zdarzeniem.

___Nie żeby miał jakąś złą reputacje, o nie. Odwiedził Urdaka w jego nowym kwietnikowym zajęciu, choć nie zmalała jego chęć do bitki. Ścigał się w spluwaniu z Hrugiem ( co oczywiście przegrał ale śmiesznie było patrzeć z dachu na osoby, którym nie wiadomo skąd kapnęła ślina na głowę), a także przypadkiem zakłócił romans Savro.

___List dostarczony od Charboyyi nadal leżał zakopany i nieco poblakły w jukach wietrzniaka. O tak, na pamiątkę. Było w nim wyraźnym, i zbyt surowym jak na gust wietrzniacki, pismem oznajmiane, że jego skromna i mała osoba potrzebna jest jako pomoc znajomej kuzynki dalszej siostrzenicy babki, której cioteczny stryjek mieszkał w wiosce, do której dostarczyli list. Według pisma miał znaleźć i dołączyć do pewnej grupy osób, która miała w składzie kochankę tej znajomej kuzynki dalszej siostrzenicy babki, której stryj mieszkał tam, gdzie zanieśli listy.

___Samą grupę zastał w jednej z karczm. W zatęchłym, zaśmierdziałym i zatłoczonym mieście, do którego mały wietrzniak nigdy się nie mógł przyzwyczaić. Nie to, że do tego konkretnego. Nie nie. To była wada każdego wietrzniaka, który wychował się pośród lasów i ogólnie rzecz biorąc natury. Ich nosy najczęściej przestawały sprawnie funkcjonować. Tylko ktoś kto tak jak Bluszcz parał się powietrznym zwiadowstwem potrafił przełamać ten nadmiar informacji i wybrać to co mu było potrzebne. A przynajmniej w większości przypadków.

Tak samo było i wtedy gdy spotkał całą zgraję. W zasadzie rozpoczęło się niewinnie od spóźnionego zamówienia kolacji…

-Przecież Ci mówię że to już za długo! - przy stoliku siedziało dwóch T'skrangów w towarzystwie kufli i małego krasnoluda, który łypał na prawo i lewo czy jego znajomi nie zwracają zbyt dużej uwagi. Zapewne niejeden raz już coś podobnego miało miejsce
- Ależ nie! Nie widzisz ty kupo zeschniętych łusek i rybiego łajna, że tamci zamawiali przed nami i też jeszcze czekają?!- odpowiedział mu niebieskoskóry gestykulując w bliżej nieokreślonym kierunku
-Masz tyle racji co gracji w walce – odparł jego rozmówca. Najwyraźniej każda kłótnia prowadziła prędzej czy później do sporu o umiejętności
Bluszcz zachęcony dobrym i śmiesznym widowiskiem podleciał do sufitu i usiadł na jednej z belek podtrzymujących dach. Tak blisko kłócących jak tylko się dało. Dla próby wykorzystał, że krasnolud akurat nie patrzył na gadzich wojowników i napluł na jego głowę.
- Zgłupieliście do reszty! – fuknął krasnolud zdzieliwszy najbliższego T'skranga w potylice -Oj przyjdzie Yandii to was poustawia – wydawało się, iż kłótnia zamieni się dość szybko w rękoczyny jednak ku rozżaleniu wietrzniaka, do niczego takiego nie doszło.
Skrzydlaty mężczyzna posiedział jeszcze trochę i poobserwował tą zgraję. Gdy zaczęli się zbierać, a ktoś napomknął imię Lauriel, wreszcie w jego nadpobudliwej głowie zaświeciła lampka.
„Trubadurka Lauriel! To do niej miałem przecież się udać i wyjaśnić!”
Ruszył więc za piątką, bo był tam jeszcze poza elfką o której wspomniał krasnolud inny elf. W zasadzie elf o imieniu Kitan wydał się Bluszczowi bardzo poważny i nudny. Jak się okazało nieco później, nie był takim sztywniakiem za jakiego uchodził.
Niestety, zupełnie zapomniał gdzie zacumował swą Sraczkę i jeszcze kilka lat temu miałby duży problem. Gdyby więc nie jego umiejętności tropienia na niuch, gdyby nie to że potrafił oprzeć się natłokowi zapachów to nie odnalazł by listu ani pieczęci od Charboyyi i nie zaniósłby tego do Pijanego Smoka… I nie poznałby Lauriel, która przedstawiła go oficjalnie reszcie „załogi”.



___Teraz jednak mieli spory problem. Lauriel musiała się dowiedzieć o swej wybrance. Zamyślony wietrzniak prawie spadł z siodła gdy Sraczka zatrzymała się na jednej z końskich pęcin. Od jakiegoś czasu podróżowali w taki sposób, pod koniem jednego z towarzyszy, ale tylko gdy jechali stępem. Było to zabawne, a Sraczka tak się przyzwyczaiła, że stało się to jej nawykiem. Zatrzymali się by przypiąć konie. Oczywiście wietrzniak ani myślał ponownie gubić swe pociechy więc zarówno sokół jak i Sraczka zmierzali z resztą grupy ku karczmie.
___Tam jednak, na podwórzu napatoczył się żebrak. Bluszcz nie zwrócił nań zbytniej uwagi i ominął go po prostu dalej jadąc przygaszony na swym wierzchowcu. W ostatniej chwili zorientował się, że do budynków zwierząt nie wpuszczają więc zsiadł z kudłatego stworzenia i przywiązał go do jakiegoś dziwnego słupa.
-Czekaj – wydał polecenie i zagwizdał tak jak go uczył treser odprawiając sokoła by mógł zapolować. Chciał już wejść do karczmy, ale się zawahał. Niech kto inny, większy, opowie najpierw co się stało...
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.

Ostatnio edytowane przez Smirrnov : 07-10-2015 o 17:50.
Smirrnov jest offline  
Stary 07-10-2015, 18:48   #7
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Śmierć Yandii

Byli w jednym z wielu kaerów, usytuowanych na pogórzu Gór Tylońskich, znanych jako najwyższe góry Barsawii. Niektórzy twierdzili że szczyty “Tylonów” to zastygłe w kamieniu pasje. Jak było naprawdę nikt nie wiedział.
- Jest ich zbyt wielu - krzyknął Kitaan wpychając tarczą nacierającego wściekle elfa o pustych oczodołach na kolczastą, ścianę kaeru. Ten nabił się, zadygotał, ale nim zdążył się oderwać, zbrojmistrz przeciął go w pół.
- Choth edo k’tan var – warknął Nui Sin Yllandarik, czyniąc niespodziewany obrót przez plecy, posyłając tym samym rozpędzonego napastnika na wysunięte ostrze Ss’arisa
- Amolta shivoam ga’nai - wypowiedział znów, zbijając uderzenie wąskim mieczem. Wykorzystując uzyskany impet, znów wykonał obrót, powalając innego przeciwnika swym ciężkim ogonem – Khamorro! - T’skrang był w swoim żywiole, jednak nawet on widział, że nie dadzą rady nadciągającej hordzie półmartwych elfów.
- Grimo! Grimo! - krzyknął elfi zbrojmistrz, gdy miał chwilkę wytchnienia - Skąd to idzie? Jak nie uderzymy w serce, nie uniesiemy głów!
Krasnolud jednak nie odpowiedział, był całkowicie skoncentrowany na rzuceniu czaru. Mamrotał pod nosem i wykonywał charakterystyczne gesty rękoma.
Ss’aris korzystając z siły swoich nóg wybił się wysoko w powietrze i wykonując karkołomne salto zawisł na chwilę nad głową jednego z większych żywotrupów.
-Iraaa! - zaryczał niczym drapieżny ptak opadający na swoją ofiarę i wbił ostrze prosto w głowę półmartwego. Posyłając jednocześnie spłoszonych wrogów na miecze swojej drużyny.
Bluszcz zużył już połowę swych strzał A druga częśc została w jukach przy siodle. Nie mając jednak zbyt wiele czasu do namysłu szył dalej, nie zawsze celnie.
Yandii widząc co się dzieje zacisnęła żeby i przekrzykując bitewny hałas rzuciła do towarzyszy.
-Spróbuję się do niego podkraść- powiedziała wskazując horrora stojącego za grupą żywotrupów.
Sam horror wyglądał na młodego, proporcjonalnie zbudowanego mężczyznę rasy ludzkiej. To co zdradzało kim jest to dwanaście pająkowatych kończyn wyrastających z jego karku. Gdy przemawiał do walczących z jego żywotrupami śmiałków, jego pająkowate kończyny poruszały się w nieskoordynowany sposób, wydając dziwne dźwięki.
- Wy, dawcy imion. Nie macie żadnych szans, poddajcie się i negocjujcie a może pozwolę wam żyć, jak pozwoliłem zyć mieszkańcom dwóch kaerów, które podbiłem. Zwę się “Nienawiść” i jestem waszym nemezis.
Żywotrupy jakby zasłuchane w głos swego pana zwolniły ruchy i wstrzymały atak. Yandii tylko na to czekała. Schowała się za załomem jednego ze zrujnowanych budynków i wykorzystując swe magiczne zdolności adepta stała się niewidzialna dla otoczenia. Następnie uzbrojona w długi nóż, ze wzrokiem skoncentrowanym na celu, ruszyła tanecznym lekkim krokiem między postepującymi z wolna żywotrupami. Biegła lekko, wykonując piruety i akrobatycznie wyginając swe smukłe ciało, gdy mijała kolejne żywotrupy. W końcu znalazła się przy horrorze. Trudno ocenić czy ten ją widział, czy tylko przeczuwał co się ma wydarzyć. W każdym razie na chwilę zamilkł i wszystko jakby zamarło w bezruchu. Wtedy Yandii wzięła zamach i korzystając z wyuczonych zdolności zadawania zwiększonych obrażeń, trafiając w żywotny punkt uderzyła tam, gdzie jak się spodziewała znajdowało się serce potwora.
Uderzyła i wyciągła szybko nóż dając krwi trysnąć z rany. Była ona jasnobłękitna co nie dziwiło, bo te potwory różnią się od zwykłych dawców imion. Sam stwór krzyknął rozdzierająco. Jego krzyk był słyszany zarówno telepatycznie, w przestrzeni astralnej, jak i w świecie materialnym. Żywotrupy zawyły dziko wtórując swemu panu. Sama Yandii była zaskoczona efektem swojego ataku i lekko wystraszona postąpiła krok do tyłu, zamiast zadać kończący cios. Horror to wykorzystał. Zaszeleścił swoimi dwunastoma odnóżami i zwrócił w kierunku elfki swą wykrzywioną w gniewie twarz. Rozwarł swe usta obnażając czarne, ostre jak sztylety zęby i zrobił jakby wdech. Yandii krzycząc, upuściła broń i złapała się za pierś z której trysnęła krew. Jednocześnie rana na piersi horrora zasklepiła się. Potwór ponownie zaszeleścił pająkowatymi odnóżami i rozwarł usta. Waszym oczom ukazał się makabryczny widok. Piękna twarz elfki została jakby zdarta z jej czaszki i obrócona tył do przodu. To samo działo się z resztą jej ciała wśród tryskających fontann krwi. Yandii upadła i przez chwilę wiła się dziko, po czym znieruchomiała. Chwilę leżała po czym ku waszemu przerażeniu zaczęła powoli się podnosić. Ale to już nie była wasza towarzyszka.



Żywotrupy jakby ożyły i wsparte przywróconą do życia Yandii ruszyły do natarcia.

Kitaana zmroziło. Jako adept zbrojmistrz i tak miał zahartowane do granic wytrzymałości ciało i umysł, ale nie był w stanie wytrzymać bólu na widok tak potraktowanej towarzyszki. Aż bał się pomyśleć, co przeżywają pozostali, Ci których nie zahartowała astralna kuźnia. Nie zasługiwała na taką śmierć, ani takie nie-życie.
- Kitaan, stój - usłyszał kogoś, ale ledwo to zarejestrował. Przyjmując cios za ciosem od żywotrupów parł naprzód, czuł jak pancerz powoli, ale nieustępliwie zaczyna wyginać się pod razami. Tym niemniej dotarł do Nie-Yandii i gładkim cięciem pozbawił jej głowy. Pięciokrotnie przekuta throalska stal nawet nie poczuła oporu.
- Daję Ci ukojenie... - szepnął. Teraz mogli uciekać.
-Oszalał, kurwa mać, oszalał… - warczał pod nosem Ss’aris przebijając się przez szeregi wroga, by wyciągnąć elfa, który powoli zaczął znikać pod nawałą ożywieńców. Gdy wyciął sobie mały prześwit wystrzelił niczym z procy i szarpnął wyciągając ledwo przytomnego towarzysza z tej groteskowej kotłowaniny.
-Życie Ci niemiłe?! Chciałeś zaprzepaścić to że Yandii się dla Ciebie poświęciła?! Dla nas?! Ty cholerny idioto! - darł się na niego, nie szczędząc obelżywych epitetów gdy przebijali się z powrotem do reszty towarzyszy by opuścić ten przeklęty Kaer.

W pewnym momencie resztki kości rozrzucone wszędzie wokół zaczęły się formować w coś przypominającego ludzkie kształty. Pięć szkieletów wezwanych mocą magii ruszyło bezwiednie na nadchodzące żywotrupy. Tak oto mały Grimo stworzył kilka dodatkowych rąk do walki i dał awanturnikom czas na ucieczkę.


***

Przed karczmą "Pijany Smok"



Otwarte groźby, jak te ze strony Grima i Nui S'ina a także pytania wprawiły żebraka w wielkie zakłopotanie. Wodził przestraszonym wzrokiem po kolei po wszystkich członkach drużyny. Puścił rękaw ksenomanty i wydawało się, że zaraz ucieknie, ale wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Biedak dostał drgawek, uniósł ręce jakby chciał złapać się za głowę. Wtedy oczy wywróciły się białkami a on charczącym, gardłowym głosem powiedział.

„Nawałnica was pochłonie! Szalony umysł śmierć wam zwiastuje, tego, co dla was drogie.”

Po wypowiedzeniu tych słów oprzytomniał i wyraźnie spanikowany rzucił się do ucieczki. Kiedy już mieliście go gonić z cienia jednego z domostw wyszedł poznaczony bliznami ork. Wyglądał na jednego z szemranych mieszkańców tego miasta. Patrzył na bohaterów beznamiętnym wzrokiem, jakby wszystko było mu obojętne.

- Panowie, poniechajcie Widzącego Joe. Biedakowi bieda pomieszała zmysły, do tego ten dziwny dar. Niektórzy mówią, że ma zdolność jasnowidzenia. Ja nie wierzę w zabobony. Jedno wam mogę powiedzieć. Nie miał nic wspólnego z okradzeniem was. To nieszczęśnik bez rozumu.

Przemowa orka trwała akurat tyle żeby żebrak na dobre zniknął z oczu. Ork tak jak się pojawił, tak również zniknął. Pozostawionym samym sobie bohaterom nie pozostało nic innego jak wejść do karczmy.

Charakterystyczny budynek z szyldem przedstawiającym jaszczuropodobne stworzenie wygięte pod dziwnym kątem, kusił zapalonymi światłami i gwarem dobiegającym ze środka.

Gdy weszli do ich nozdrzy dotarł zapach piwa, kilku niezbyt domytych ciał i przypalonej kaszy. Od razu spostrzegli też Lauriel. Trubadurka także ich zobaczyła. Momentalnie przestała grać pozostawiając samego drugiego grajka z którym czasem występowała i wyraźnie poruszona z szeroko otwartymi ze strachu oczami podbiegła do nich.

- Gdzie Yandii? Odpowiadajcie! Co się stało?

Zmieszani popatrzyliście po sobie nie mogąc zdecydować kto powinien przekazać tą smutną wiadomość. Lauriel widząc wasze niezdecydowanie w pewnym momencie wybuchła płaczem i zakrywając oczy dłońmi wybiegła przed karczmę.

W karczmie panował dość duży ścisk. Wolny był tylko jeden długi stół i to niezupełnie. Siedziało przy nim trzech krasnoludów, sądząc po ubraniu kupców. Zawzięcie ze sobą dyskutowali.

- Słyszałeś Hemaxie? Znowu wojna się szykuje. Na wzgórzu Ayodhia wylądował therański behemot. Pojawiło się też więcej therańskich statków. Młody król Throalu Neden rzucił do ataku cało throalską flotę i poniósł porażkę. Nie wróży to dobrze Barsawii. Znowu nadciąga zniewolenie.

Gruby, niski krasnolud z czerwonym nosem i policzkami, oraz krótką brodą dorzucił znad kufla piwa.

- To przez tą przeklętą "Rebelię Śmierci". Domy Heovrat, Erud, Pay’ar, Turlough, a także Endour i Ueraven wraz z Theranami i przestępcami
z Kratas wspólnymi siłami runęli na rodzinę królewską. Cudem atak odparto i uratowane młodego króla. To było nie dawniej jak dwa miesiące temu. Stąd ta nerwowość u Nedena. Nie ma też dobrych doradców. Rok 1484 zapowiada się dla Throalu wyjątkowo źle.


- Nie słyszałem o tym. W Viviane skąd jadę z karawaną nie słyszano o tych wypadkach. Słyszałem natomiast, że te parszywe sługusy Theran, t'skrangi z domu K'tenshin zablokowały dla domu V'strimon cały odcinek rzeki poniżej Jeziora Ban. Praktycznie uniemożliwiły kontakty handlowe i odcięły Trawar od północy Barsawii. Dodatkowo słyszałem o obsydianinie Omasu, który ponoć organizuje barsawiańki ruch oporu. Jednak ile prawdy w tym ostatnim trudno rzec.
Krasnoludy wzruszyły ramionami i wróciły do picia.

W karczmie szczególnie wyróżniały się dwie hałaśliwe grupy. Około sześciu orków upijających się przy barze i grupa trolli wyglądająca na powietrznych łupieżców siedząca przy jednym ze stołów. Wśród jednych i drugich co rusz wybuchały kłótnie kończące się groźbami użycia broni z trudem tłumione przez innych uczestników picia i trolla Orgasza, będącego karczmarzem.
Orgasz był olbrzymem nawet jak na trolla i powszechnie się mówiło, że był kiedyś adeptem bliżej nieokreślonej dyscypliny. To wszystko zapewniało mu szacunek pijących. Do pomocy miał jeszcze orczycę Kevcuth, która robiła za kelnerkę, ale gdy zaszła konieczność potrafiła też przywalić.

Z rozmów przy stoliku trolli Kitaan wychwycił przechwałki i groźby pod adresem Theran. Szczególnie aktywny był jeden troll, który wypił więcej niż pozostali i co rusz się zrywał wykrzykując przekleństwa i chwytając za rękojeść swego trollego miecza. Towarzysze wołali na niego Fergar. Po którymś wybuchu furii, usadzony przez kolegów zaczął się niespokojnie rozglądać po karczmie. Jego wzrok padł właśnie na Kitaana. Dysząc przez zęby pociągnął spory łyk z kufla i zaczął się nienawistnie wpatrywać w elfa.

W kącie siedział jeszcze jeden interesujący osobnik. Znany dobrze grupie ludzki czarodziej Werdbras. Przedstawiał sobą opłakany widok. Niegdyś drogie szaty były potargane i poplamione. On sam był zarośnięty i brudny. Dawno nieczesane włosy były pozlepiane w kołtuny i za długie. Siedział ze wzrokiem wlepionym w blat stołu od czasu do czasu pociągając z butelki. Jego historia jest wam dobrze znana. Był dobrze zapowiadającym się adeptem wędrującym z grupą podobnych sobie po Barsawii w poszukiwaniu sławy i bogactwa. Jego problemy zaczęły się gdy dotarł do Kratas jakies dwa lata temu. Spotkał w mieście kobietę zwaną Lewine Szpon Skeorxa. Zakochał w niej się bez reszty. Zaczął ją śledzić i obsypywać prezentami. Ona przyjmowała jednak jego zaloty z pogardą i przepędzała natręta gdy tylko jej się nawinął a była nie w humorze. Werdbras się stoczył i pogrążył w pijaństwie. Jego towarzysze ze smutkiem porzucili go nie mogąc go wyrwać ze szponów złej miłości. Od tego czasu spał głównie na ulicy, przepijając zgromadzony majątek.

W pewnym momencie drzwi karczmy otwarły sie z hukiem i do środka wparowała ona...

Lewine Szpon Skeorxa była z pewnością jedną z piękniejszych kobiet w Kratas. Burza kasztanowych włosów, piękna pociągła twarz ozdobiona zazwyczaj egzotycznym makijażem, smukła sylwetka, duży biust przy jednocześnie delikatnej urodzie. Do tego wyzywający ubiór eksponujący wdzięki. Szła przez karczmę do kontuaru bawiąc się swym magicznym berłem, jej brzoskwiniowe usta były lekko rozchylone a jej biust drgał w rytm sprężystych kroków. Sala zamilkła, zarówno trolle jak i orki patrzyły na nowe zjawisko z zaciekawieniem i fascynacją. Gdy mijała orki jeden z nich, odważniejszy od pozostałych bezceremonialnie chwycił ją za kształtny tyłek. Lewine obróciła się szybko i zwinnie niczym kobra wymierzając śmiałkowi potężny cios w głowę swoim berłem. Ofiara padła bez przytomności na ziemię a sala wybuchła śmiechem. Śmiali się nawet towarzysze poszkodowanego orka, choć niektórzy próbowali cucić nieszczęśnika.

- Słuchajcie wstrętne samce, następnemu który tego spróbuje wypalę mózg jakem Lewine Szpon Skeorxa. Parszywa klientela- Dodała jakby do siebie po czym usadowiła się na jednym z krzeseł przy barze i zamówiła kielich wina.

Zachowanie Lewine nieco wyjaśniła wam pewnego wieczoru Lauriel, która specjalizowała się w zbieraniu plotek i wieści po mieście. Otóż dowiedziała się, że wrogo nastawiona do mężczyzn piękność wywodzi się z plemienia amazonek z Puszczy Serwos. Jej plemię zostało rozbite przez łowców niewolników z domu K'tenshin a ona w wieku nastu lat trafiła do klatki. Z niewoli wykupił ją pewien obsydiański mistrz żywiołów wyczuwając u niej talent do tej dyscypliny. Para mistrz i uczennica wędrowali jakiś czas po Barsawii by ostatecznie osiąść w Kratas, gdzie jej mistrz zajął się opracowywaniem nowych zaklęć. Lewine natomiast zachodziła do "Pijanego Smoka" na kieliszek wina, by posłuchać bardów i poplotkować z kobietami. Jej przyjaciółkami były Lauriel i Yandii. Nie przepadała za to za resztą "Nieposkromionych Pogromców".

Karczmarz zaniepokojony przedłużającą się ciszą po opuszczeniu karczmy przez Lauriel podszedł do jej towarzysza, który był zajęty zalewaniem się w trupa i stanowczym głosem zażądał zabawiania gości. Trubadur przewrócił oczami, odstawił kielich, ujął swą lutnię i zaśpiewał:

Szanowni goście, witajcie,
Wpierw wypijcie po browarze
Potem, proszę, posłuchajcie,
Historii o Tisoarze.

Nasza karczma bowiem słynie
Tutaj, wewnątrz miejskich murów,
Że powieść w niej wartko płynie,
I pieśń zacnych trubadurów.

Więc słuchajcie, co opowiem,
O losach wśród dawnych dziejów,
Stało sobie niegdyś bowiem
Piękne miasto czarodziejów.

Tisoarą je nazwali
Słynną w całej w okolicy,
Bo tam właśnie nauczali
Najwspanialsi czarownicy.

Gdy więc przyszło się za bary
Ze złem wziąć w ów czas upadku,
To mieszkańcy Tisoary,
Mieli to głęboko w zadku.

Jak tu horror się pojawi,
Mówili głośno, chełpliwie,
Takiemu najpierw się wstawi,
Po magicznej lewatywie.

Potem zaś ogoli futro
Magicznymi nożyczkami,
Będzie drań się wstydził jutro
Przed innymi horrorami.

Barierę także zrobimy
Z mocy żywiołu powietrza.
Na czas ów, Pogromu zimy,
Innej osłony nam nie trza.

Rzeczywiście, gdy zjawiły
Się horrory tam, ich psia mać,
To nie było takiej siły,
By barierę można złamać.

Mieszkańcy zaś, jak książęta,
Żyli sobie kpiąc z Pogromu,
Każdy – mina uśmiechnięta,
Gdy po pracy szedł do domu.

Jednak, jak rzecze przysłowie,
Przed upadkiem idzie pycha,
Zwłaszcza, gdy horrorów mrowie,
Pod osłoną się przepycha.

Burza trzasnęła grzmotami,
Rzecz się stała niebywała,
Pod błyskawic tysiącami,
Twarda bariera trzeszczała.

Wszyscy wgapieni do góry,
Przerwali swoje zabawy,
Bo kiedy się kruszą mury,
Któż nie będzie czuł obawy?

Co tu robić w takiej chwili,
Skąd wziąć pomysłu i weny?
Wreszcie wszyscy pogonili
Do arcymądrej Vareny.

Varena właśnie z kochankiem
Leżała w sypialnej sali,
Gdy do domu tuż nad rankiem,
Mieszkańcy jej wparowali.

Ratuj Vareno Wspaniała! -
Krzyczy każdy jak szalony,
Aż magini zrozumiała
Że padają im osłony.

Mogli wprawdzie by poczekać,
Na tłum mieszczan popatrzyła,
Lecz nie było już co zwlekać,
Skoro i tak się zbudziła.

- Spadajcie już, coś poradzę -
Ona im odrzekła na to -
Teraz wynosić się radzę,
Bo przepędzę was łopatą.

Kiedy wyszli, to kryształu
Klejnot ujęła w swe dłonie,
Mówiąc zaklęcia pomału
I patrząc, jak wnętrze płonie.

Kryształ, jak dziura w wychodku,
Albo bycza głowa wielki,
Zamknął horrory w swym środku
Niczym we wnętrzu butelki.

Krwawe to zaklęcia były
I co roku odnawiane,
Lecz odtąd nie było siły,
By mury były strzaskane.

Varena, trud to niemały,
I następców pokolenia,
Rytuały odprawiały,
Aż się oczyściła ziemia.

Osłon minęła potrzeba,
Więc nocą, wieczorem, z rana,
Myślała, co począć trzeba,
Nowa magini, Tigana.

Vareny to następczyni,
Strażniczki przed stuleciami
Myślała więc, co uczyni
Z zamkniętymi horrorami.

Samotna, choć ładna, miła,
Czasu miała bardzo wiele,
Choć pewnie by wymieniła,
Księgozbiory na wesele.

Mniejsza o to. Jak wywalić,
Jak zniszczyć ów pomiot cały,
Jak losów wiele ocalić?
Dylemat miała niemały.

Gdy więc ludzie się bawili,
Radując z końca Pogromu,
Ona badała, bez chwili
Przerwy, klejnot, po kryjomu.

Słuchajcie, co dalej powiem:
Co jej wyszło z tego dzieła?
Któż wie, dnia pewnego bowiem
Tigana gdzieś zaginęła.

Czy splugawiona została,
Jak niektórzy powiadali,
Lub, gdy klejnot rozbić chciała,
Los swój złożyła na szali?

Czy klejnot jednak zniszczyła?
Potem, po owej potrzebie,
Na wyprawę wyruszyła
Poszukać męża dla siebie?

Panowie więc, daję słowo,
Choć rzecz nie jest dowiedziona,
Może być Tiganą ową
Wasza własna ślubna żona.

Dlatego więc wszystkim panom,
W sposób słodki oraz czuły,
Radzę nocą oraz rano
Posprawdzać wszelkie szczegóły.

Mniej więcej w połowie pieśni do karczmy weszła zakapturzona postać. Gdy zdjęła płaszcz okazało się, że to kobieta.


Usiadła przy stoliku Werdbrasa i zamówiła u Kevcuth cos do picia. Przy bliższym przyjrzeniu się zauważyliście, że ubranie nieznajomej jest gdzieniegdzie porwane i pobrudzone, zaś ona poraniona. Słuchając pieśni spuściła głowę i wydawało się, że nad czymś myśli. Potem zaczęła rozglądać się po karczmie, aż jej wzrok spoczął na was. Sama też została wypatrzona. Lewine przez chwilę z uśmiechem przyglądała się nieznajomej po czym wzięła swój kielich i ruszyła do jej stołu.

- Zejdź mi z oczu trutniu, śmierdzisz!- rzuciła do Werdbrasa.

Nieszczęsny czarodziej zabrał swoją butelczynę, wstał i wytoczył się z karczmy. Panie pogrążyły się w rozmowie. Nieznajoma mówiła a Lewine słuchała wyraźnie przejęta. Gdy rozmowa się skończyła Lewine delikatnie poklepała jej dłoń, coś jej powiedziała po czym obie panie wstały i podeszły do waszego stołu.

- Wy nieposkromione fajfusy, czy jak się tam zwiecie. Jest robota dla was- zaczęła Lewine patrząc na was z odrazą.

- Szlachetni panowie zwę się Keira. Zostałam napadnięta, ograbiona i poraniona na trakcie. Zabrano mi magiczny artefakt wielkiej wartości i bardzo niebezpieczny dla całej Barsawii- weszła jej w słowo nieznajoma.

-Jeśli mi pomożecie go odzyskać obiecuję nagrodę pieniężną i moją posiadłość w Throalu. Wiem, że to niewiele, ale więcej nie mam- załamała ręce i popatrzyła na was błagalnie.

Lewine parsknęła.
- Te niedorajdy powinny to zrobić za darmo. Samo przysłużenie się Barsawii powinno im wystarczyć.

Tymczasem troll Fergar nagle zerwał się od swojego stołu i dziko krzycząc rzucił się w waszym kierunku, obierając za cel Kitaana.
- Zabije! Śmierć Theranom!

Jego towarzysze wykazali się refleksem zrywając się niemal równocześnie z nim. Dwóch z nich złapało narwańca pod ręce.

- Fergar co ty? Tu nie ma Theran, sami Barsawianie.

-Ten elf nosi Therańską zbroję, zabiję na mój honor, puszczajcie!

Ciężko dysząc szarpnął się uwalniając się z uścisku. Wyciągnął miecz z pochwy i postąpił krok w kierunku elfa.
 

Ostatnio edytowane przez Ulli : 07-10-2015 o 19:59.
Ulli jest offline  
Stary 11-10-2015, 22:11   #8
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Kłopoty same Cię znajdą


-Hola! Co to ma znaczyć?! - Ss’aris równie prędki w gadaniu co w działaniu wyskoczył jak sprężyna ze swojego fotela, który miękko opadł ostatnie centymetry na podłogę i wylądował przed Kitaanen mierząc smukłym rapierem w trolla wołanego Fergarem. - Taki pijany jesteś, że nie potrafisz odróżnić Therańczyka od porządnego mieszkańca Barsawii? Dobrze ci radzę, albo wracaj grzecznie na swoje miejsce i pij dalej, albo idź do domu zanim posuniesz się o krok za daleko i będę zmuszony zachlapać sobie płaszcz twoją posoką. - ton t’skranga choć ponury zawierał w sobie tę typową butną i prowokacyjną nutę, która przebijała w jego głosie zawsze, gdy rzucał komuś wyzwanie.
Troll zawarczał i zmierzył SS’arisa morderczym spojrzeniem.
-Nie wtrącaj się jassszczurko bo i ciebie zabiję.
Towarzysze Fergara postąpili krok do przodu i jeden z nich wygladający na przywódcę zabrał głos.
- Hola, hola, nikt tu nikogo nie zabije. Nasz towarzysz za dużo wypił. A inna sprawa, że nieładnie wtrącać się obcym do honorowego pojedynku t’skrangu.
Fergar nie za bardzo przejął się jednak tymi słowami.
- Zabić Theran! Wstawaj elfie albo zabiję cię siedzącego!
-Nie widzę honoru w rzucaniu fałszywych oskarżeń na moich przyjaciół, ani tym bardziej w rzucaniu się na nich z bronią, gdy nie zachowują się wobec was wrogo. - odparł Ss’aris przywódcy - Jeśli wasz kamrat ma coś do niego, ma też coś do mnie. Więc albo usadźcie go z powrotem na dupie, albo dajcie mi to rozwiązać stalą, skoro tak mu spieszno by skrzyżować z kimś miecze. - ton fechmistrza był twardy jak kamień, wyraźnie nie był w nastroju na to by ktoś prawił mu morały. - Poza tym, za tę jaszczurkę mu nie daruję. Teraz to kwestia mojego honoru by się z nim zmierzyć.
Nui S’in roześmiał się na głos teatralnie i przez długi czas nie mógł dojść do słowa, mimo że usilnie próbował.
- Kitaan Theranczykiem?! Zabawne! -Yllandarik znów wybuchnął śmiechem, lecz po chwili w końcu sie uspokoił. Ci co go znali nieco lepiej, wiedzieli, że był to śmiech przynajmniej udawany.
- Toż on się na występ wyszykował! Ha! Próbę teatralną mieliśmy przyjacielu- zwrócił się do trolla- Jeszcze przebrać się nie zdążył, co nie Kitaan?- tu Nui szturchnął zaczepnie elfa, samemu uśmiechając się od ucha do ucha - Jutro, sam się przekonasz! Wielka premiera już jutro! Ostatni Therańczyk!
Kitaan nigdy nie był szybki - ani w podejmowaniu decyzji, ani w działaniu. Uważał rozsądek za ważniejszy od pochopnych działań, dlatego teraz gdy jego szybcy w językach przyjaciele się wypowiedzieli, podniósł się z chrzęstem zbroi, poklepał hełm, leżący obok niego na stole.
- Zbroja jest therańska. Ale też throalska, landyjska i shosarska. Ma w sobie elementy wielu różnych kultur. To moja własna konstrukcja z której jestem bardzo dumny. Usiądź i nie rób z siebie pijanego durnia. Jeżeli wytrzeźwiejesz i rzucisz mi wyzwanie rano, odpowiem. Dziś nie przeszkadzajmy ludziom rzucaniem oskarżeń.
Zbrojmistrz nie dobył miecza, tylko czekał na reakcję raptusa.
 
Eleishar jest offline  
Stary 11-10-2015, 22:30   #9
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Fergar zazgrzytał zębami i uniósł miecz.
- Ja durniem? Popamiętacie mnie.
Niepostrzeżenie i zaskakująco szybko, jak na swą ogromną posturę, między drużynę i trolla wsunął się Orgasz zbrojny w wielką pałę. Od razu na dzień dobry wymierzył Fergarowi solidny cios w splot słoneczny. Pijany troll złapał się za brzuch i upuścił miecz. Przy swoim pracodawcy zjawiła się Kevcuth również uzbrojona w solidnie wyglądającą pałkę. Ich miny nie zwiastowały niczego dobrego.
- Naruszacie dobre prawa gościnności Garzog. Twoi ludzie mieli się tylko napić i przykładnie się zachowywać. Tymczasem jesteście gorsi od bandy pijanych orczych nomadów. Napadacie na moich gości. Znam tego elfa i jego towarzyszy. Zatrzymywali się tu nie raz. Nie mają nic wspólnego z Theranami. Was natomiast znam od dzisiaj.
- Niepotrzebnie się złościsz Orgasz. Fergar zawsze był narwany. Nie pozwolilibyśmy mu narobić głupot.
- Nie chowam urazy - wtrącił Kitaan - pozwólcie im usiąść i napić się, widać że to nieporozumienie, a nienawiść do theran to coś, co rozumiemy wszyscy. Wybaczcie naszą złość, ale opłakujemy poległą przyjaciółkę i nie chcielibyśmy rozróbą skalać jej pamięci.
Choć pewnie jej by się to spodobało
- dodał po chwili zastanowienia.
- A więc Yandii… szkoda, lubiłem tę elfkę. To chwalebne, że nie chowasz do nich urazy, ale to już nie tylko twoja sprawa. Oni obrazili moich gości i wszczęli burdę. Uchybili też mojemu honorowi i honorowi wszystkich trolli. Garzog zabieraj swoich ludzi i szukaj sobie innej karczmy. Przemyślcie sobie swoje zachowanie. Nie musicie płacić niech stracę. Wynocha!
Trochę się ociągając i rzucając groźne spojrzenia szóstka trolli zebrała swój ekwipunek i powoli wyszła.

BYŁA ADEPTKA PROSI O POMOC

Lewine zaśmiała się perliście.
- Jaka szkoda, ci mężczyźni mogli nam dostarczyć nielichej rozrywki, ale może to i lepiej. Skoncentrujmy się na tej biednej niewiaście i jej problemie. Słyszeliście, okradziono ją i ranną zostawiono na pewną śmierć na trakcie. Co zamierzacie z tym zrobić?
Keira jeszcze nieco wystraszona szybko zmieniającą się sytuacją pośpieszyła z wyjaśnieniem.
- Jak już mówiłam zapłacę. Jeśli chcecie o coś zapytać z radością odpowiem na wszystkie wasze pytania.
Popatrzyła z nadzieją na drużynę.
-Lewine, zacznijmy od tego że nie ty decydujesz co będziemy robić. - wycedził Ss’aris - Choć oczywiście nie zostawimy damy w potrzebie. Pomożemy Ci, o to się nie martw. Ale jeśli łaska pomówmy o tym jutro, mieliśmy naprawdę ciężkie kilka ostatnich dni i potrzebujemy chwili spokoju. - zwrócił się do Keiry. Lewine zawsze go irytowała, traktowała mężczyzn jak popychadła samemu mając się za jakaś chędożoną księżniczkę, której wszyscy powinni się słuchać. Tolerował jej gadanie chyba tylko dlatego, że przyjaźniła się z Yandii i Lauriel. Jeden powód by ją znosić już stracił, a jeśli ta adeptka nie przestanie się tak zachowywać, to w obecnej chwili czuł, że nawet jego żelazna zasada o nie biciu kobiet może się ugiąć.
-Orgasz, podaj mi coś mocniejszego, proszę. - zwrócił się do karczmarza, po czym skierował swoje kroki do Lauriel. Musiał w tym celu opuścić budynek.
Lewine wydęła policzki jak rozkapryszone dziecko po czym parsknęła, ale tylko odwróciła głowę demonstracyjnie ignorując Ss’arisa.
- Wedle życzenia-rzekł Orgasz-Mam świetną orczą wódkę. Kevtucth podaj im.- powiedział po czym spokojnie wrócił za bar.
Ss’aris wyszedł przed karczmę. Lauriel już nie płakała. Stała ze skrzyżowanymi rękami i zaczerwienionymi od płaczu oczami wpatrywała się w mrok. Nie popatrzyła w stronę t’skranga. Po chwili przemówiła.
- Wiedziałam, że tak się to kiedyś skończy, ale namawiać ją do zmiany stylu życia było stratą czasu? Czy bardzo cierpiała? - popatrzyła zaszklonymi od łez oczami na Ss’arisa.
-Tak, namawianie ją do przejścia na “emeryturę” mijałoby się z celem. - przyznał ze smutnym uśmiechem młody t’skrang. Podszedł do Lauriel i objął ją ramieniem by dodać przyjaciółce otuchy - Zginęła szybko, jej cierpienia na pewno trwały krócej niż te, które my odczuwamy po jej śmierci. Przykro mi Lauriel, nieświadomie porwaliśmy się z motyką na słońce i niestety właśnie ona zapłaciła za to najwyższą cenę. - głos mu drżał - Jedyne czym możemy się pocieszyć, to że zginęła tak jak chciała, podczas przygody z przyjaciółmi. Cholera słowa mnie zawodzą… - wolał oszczędzić trubadurce drastycznych szczegółów. Cała szóstka kochała Yandii, jednakże to uczucie Lauriel do niej było najgłębsze. Dla Ss’arisa elfka była najbliższą przyjaciółką owszem, ale to bardka kochała ją jako swoją drugą połowę, fechmistrz wiedział, że jej ból jest wystarczająco wielki bez wiedzy o tym, co stało się ze złodziejką po śmierci.
Lauriel uśmiechnęła się lekko i położyła t’skrangowi dłoń na ramieniu.
-Dobry z ciebie przyjaciel Ss’aris. Yandii miała szczęście, że na ciebie trafiła. Mam nadzieję, że Yandii jest już szczęśliwa wśród Pasjii. Kiedyś i tak wszyscy tam trafimy. Chodźmy do środka, robi sie zimno. Może coś wam zagram.
-Nie wiem kto miał tamtego dnia więcej szczęścia moja droga. To był początek naszej wielkiej przygody. - melancholia fechmistrza nieco osłabła dzięki bardce - Tak, chodźmy do środka. Nie tylko nasza dwójka za nią tęskni.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 11-10-2015, 22:57   #10
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
W KARCZMIE


Lewine obserwowała całe towarzystwo, następnie lekko znudzona burknęła.
- Dobrze, sprawa załatwiona. Gdyby tylko źle cię potraktowali, albo próbowali oszukać daj mi znać. Dobierzemy im się do skóry.- po czym jednym haustem dopiła wino z kubka i odstawiła go na stół. Następnie tak jak weszła ponętnie kołysząc biodrami, tak wyszła nie mówiąc do widzenia, ani nie zaszczycając “Nieposkromionych” spojrzeniem.

- Ostatni Theranczyk...- Nui S’in dopiero teraz opuścił wysoko uniesione ramiona, wyraźnie rozczarowany- to byłaby dobra sztuka… - wymamrotał do siebie, a jego nastrój powrócił do stanu przed incydentem z Fergarem. Powrócił do szczerej, melancholijnej zadumy. Usiadł z powrotem przy stole i utkwił wzrok w dnie swego kufla.

Keira patrzyła z nadzieją na swoich nowych towarzyszy. Po czym grzecznie ze splecionymi dłońmi dosiadła się do stołu. Bawiła się przez chwilę swoim kubkiem z winem. Nie podnosiła wzroku.
Keira w końcu postanowiła przerwać ciszę.
- Kiedyś też byłam adeptką. Iluzjonistką dziesiątego kręgu.- uśmiechnęła się nieśmiało patrząc po kolei na siedzących przy stole-Ale od tego czasu wiele się zmieniło. Pochłonęła mnie moja misja. Całe życie jej poświęciłam. Kiedy wydawało mi się, że odnalazłam bratnią duszę. Ten zatracił się jako głosiciel Raggoka i z podobnymi sobie kultystami mnie napadł. Jestem żałosna.- cicho pochlipując spuściła głowę.

- Nie ma co się tak karać, za to że się komuś zaufało - odpowiedział dziewczynie Grimo, który do tej pory tylko obserwował całą sytuację - Jutro też jest dzień i nadzieja na lepszy los. Pójdziesz z nami pożegnać naszą przyjaciółkę?

Keira uśmiechnęła się do krasnoluda.
- Co prawda nie znałam jej, ale z przyjemnością wezmę udział w tej uroczystości. Będę zaszczycona.

- Ostatnie pożegnanie elfa, winno odbyć się nocą, pod gołym niebem. Uczestniczą w nim najbliżsi zmarłego - pouczył pozostałych Mieczowładny. - Powinniśmy ją pożegnać teraz. Jej duch potrzebuje spokoju.

-Skoro takie macie obyczaje, zgoda. Ale zrobimy to po naszemu, a nie na smutno. Gdyby Yandii tu była, pourywałaby by nam czerepy przy samych rzyciach za to, że zachowujemy się jak straceńcy. - ton Ss’arisa, który przed chwilą razem z Lauriel pojawił się z powrotem w karczmie wcale nie wskazywał by miał dobry humor, mimo poczynionej sugestii. Widać jednak było jak na dłoni że się stara wybrnąć z pułapki zwanej rozpaczą. Musieli być silni dla niej, podnieść głowy wysoko i iść do przodu. - Dla niej musimy się uśmiechnąć, mimo przeciwności losu i łez cisnących się w oczy. Pożegnamy ją tak jak żyła, wesoło i z energią. - to nie była propozycja, t’skrang już podjął decyzję za wszystkich. Zacięty wyraz twarzy wyraźnie sugerował, że każdemu kto spróbuje ryczeć w trakcie, oberwie się po głowie.
 
Rewik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172