Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-01-2016, 13:04   #21
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Wcześniej

Weweni z ciekawością przyjrzał się szklanemu posągowi. Równie dobrze mógł zabrać pamiątkę. Wyciągnął jeden ze swoich noży i używając go jako dłuta, a haka wspinaczkowego jako młotka, ostrożnie odkuł głowę Zakapturzonego. A przynajmniej podjął taką próbę, niestety narzędzia które miał nie nadawały się do tego celu. Stępione ostrze zostawił w piaskach pustyni. Skinął Kruczej głową i ruszył w swoim kierunku. Nie szukał w tej chwili towarzystwa. A w zasadzie to w żadnej innej również.

Teraz

Oczywiście czekała na niego wiadomość. Szybko przeczytał papier zapisany tak dobrze znanym mu pismem, po czym zmełł go i wrzucił w płonące ognisko. Poczekał póki z kartki nie zostało nic prócz popiołu i poszedł szukać generał Nosyt. Obozowisko wciąż pełne było osób odsypiających wczorajszą ucztę. Niby odnieśli zwycięstwo, ale czy było tak w rzeczywistości? Tantalus nie był wstanie objąć swoim rozumem magii która zmusiła martwych do powstania i nie był w pozycji by kogokolwiek o to wypytać. Zebrał więc resztę swojego ekwipunku, w tym skórzaną zbroję którą mimo swej niechęci przywdział. W końcu znalazł generał Nosyt która wyraźnie gotowała się do drogi. Informacje które dostał jak zwykle się sprawdzały. Podszedł do niej i bez słowa stanął obok, gotów w razie potrzeby służyć pomocą.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 23-01-2016 o 17:04.
Zaalaos jest offline  
Stary 07-01-2016, 19:39   #22
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ludzkie ciało jest skomplikowane, posiada jednocześnie zdolność do ograniczonej autonaprawy i do irytowania swoimi wrzaskami. Dobrze że wynaleziono knebel.
Dla Socrato zaczął się po bitwie żmudny i nużący proces składania do kupy kolejnych poranionych osobników. Pomagał w tym mu wrodzony brak empatii wobec pacjentów. Wszak nie znał żadnego z nich osobiście, co więcej nie interesowało go ich poznawanie… byli tylko dla niego układankami do poskładania i problemami do rozwiązania. Emocje w takich przypadkach tylko rozpraszały.
Wiedzieli to nawet Weweni u których przez pewien czas terminował. Tam nauczył się Socrato cierpliwości i spokoju. Nie empatii.
Sami Weweni niewielu mu tej empatii okazali: za to dużo pogardy i sporo wyższości jak na kogoś kto wedle oceny Ozdali ciągle gonił własny ogon.
Emocje przy pacjentach były kłopotliwe… rozpraszały A skupienia wszak wymagały chirurgiczne cięcia i spawanie ran.

Podczas tej roboty Socrato pracował głównie pod dyktando Shanda. Znał się na ciele i na technologii. Ale nie na ich łączeniu. Uważał bowiem, że ciało na dłuższą metę jest przestarzałą formą zarówno dla duszy jak i umysłu. Organiczna tkanka ma bowiem degenerację wpisaną w swoje istnienie. Degenerację zwaną starzeniem. W końcu jednak mógł złożyć starannie narzędzia.


I odstawić je na półkę wozu. Ranni zostali opatrzeni, karawana mogła ruszyć dalej.

Wychodząc z wozu Socrato był świadkiem barbarzyńskiego aktu swego… sługi? Obiektu badań? Tego kogoś…
Przyglądając się rozbijaniu posągu i zabieraniu głowy Szkarłatny Szaleniec stwierdzał oczywistą niesprawiedliwość tego czynu.
Po pierwsze ktoś dopilnował aby posąg został załadowany na wóz w celu dalszych badań. Ktoś włożył duży wysiłek w ten fakt. Wysiłek który Weweni podważył.
Po drugie… jeśli brać pod uwagę kwestię łupów wojennych, to Weweni się to trofeum nie należało. To nie on pokonał tego przeciwnika, to nie on zadał śmiertelny cios. W pierwszej kolejności prawo do trofeum mieli Valtus którego to broń dokonała tego zniszczenia, lub generał… który dowodził całą bitwą?
Socrato miał wrażenie że powinien komuś zgłosić tą jawną niesprawiedliwość, ale po prawdzie nie do końca wiedział komu, a po drugie mało go to obchodziło.
Barbarzyńskie zachowanie Weweni nie dziwiło nic a nic Socrato. Po Zwolennikach Natury nie spodziewał się niczego innego. A sam potrzebował odpoczynku.

Poza tym miał własne badania do przeprowadzenia. A choć inne przypadki podobne do tego były interesujące z punktu widzenia Szkarłatnego Szaleńca to raczej nie uczestniczył w dyskusjach na ten temat. Nie miał bowiem nic ciekawego do dodania względem ostatnich wydarzeń. A strzępienie języka było stratą czasu. Podróż więc upływała spokojnie, a przyjęcie było przesadzone… na szczęście Socrato nie będąc żołnierzem nie był moralnie zobligowany by w nim uczestniczyć.
A następnego dnia…

Szanowny uczniu,

Usłyszałem wiadomość o tym, co was dotknęło podczas ekspedycji. Mam nadzieję, że udało ci się wyciągnąć z tego jakieś inspiracje, które pomogą w dalszym rozwoju twej sztuki.
Jeżeli mógłbym cię poprosić, abyś udał się do stolicy po drodze do Exor. Odwiedzam to miasto razem z kilkoma kolegami i chętnie wysłucham twych obserwacji.

Xersus



Czytając te słowa Socrato miał wyjątkowo kwaśną minę. Nie uważał by to zobaczył było szczególnie inspirujące. Wyprawa okazała się dla niego raczej stratą czasu. Nie przebywali długo za murem, nie zobaczyli niczego ciekawego poza paroma hydraulicznie poruszanymi marionetkami, które proste umysły jego zabobonne umysły brały za jakąś potężną magię.
Socrato miał wrażenie, że zawiedzie Xersusa swoim raportem, ale nie mógł odmówić mistrzowi relacji. Może on wyciągnie ciekawsze wnioski z wydarzeń podczas bitwy, niż Szkarłatny Szaleniec?
Dla Socrato bardziej interesujące okazały się badania Valtusa i wnioski jakie z nich wyciągnął.
Pozostało więc Socrato poszukać karawany wyruszającej z Bramy Suchej Wody do stolicy. To nie powinno być trudne, prawda?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 12-01-2016, 17:53   #23
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Tarin nie bardzo wierzył medykom, którzy wyraźnie nakazali mu, że przez parę dni nie powinien ruszać się z łóżka. Z łoża boleści, jak sam do siebie mówił. Mimo tego, tak na wszelki wypadek, wolał się nie podnosić, chociaż tego wymagałoby dobre wychowanie.
Był jednak pewien, że Krucza nie będzie mieć z tego powodu żadnych pretensji.
- Witaj. - Uniósł dłoń na powitanie. - Jak zdrowie? - spytał.
- Lepiej niż twoje - prychnęła, jednocześnie uważnie się mu przyglądając.
- Mam nadzieję. - Tarin uśmiechnął się. - Może ty porozmawiasz z tymi medykami?
- Żeby przytrzymali cię dłużej? Jestem pewna, że da się to załatwić. Może przy okazji doleją nieco oleju do tej twojej głowy, żebyś następnym razem tak nie ryzykował. - Zdecydowanie wciąż była na niego zła, za ów szaleńczy atak na zakapturzonego.
- Moja wina, że wszyscy byli ślepi i głusi? - Tarin usiłował się bronić przed słusznymi skądinąd zarzutami.
- Nie wszyscy i nie znaczyło to, że to ty masz się rzucać na niego i to z bliska. Masz szczęście, że żyjesz.
- Piaskowy dziadek - mruknął pod nosem Tarin. - Piach się z niego sypał. Za mało dziurek w nim zrobiłem... A co było potem? Bo prócz ciemności niewiele pamiętam.
- Został pokonany - złość Kruczej nieco zbladła, jednak wciąż przyglądała się Tarinowi z wyraźnym wyrzutem. - To co z niego zostało podróżuje z nami. Pewnie będą chcieli zbadać szklany posąg jaki z niego powstał. Może nawet wystawią gdzieś by go oglądano. Kto wie…
Krucza zdecydowanie nie wiedziała i po prawdzie niewiele ją ta sprawa obchodziła. Liczyło się tylko to, że oboje przeżyli to starcie. Miała kilka pytań, które z ochotą by zadała, jednak pora na to ani okazja się nie trafiła. Może gdy już całe to zamieszanie ucichnie, uda się jej zdobyć informacje, których pragnęła.
- A jak się udało go pokonać? - Tarin usiłował poszerzyć zakres swej wiedzy.
- Ogniem - wyjaśniła. - Został przetopiony na szkło.
- Słyszałem, że używa się piasku do wyrobu szkła... Zyskał na urodzie po tej przemianie?
- Stracił głowę - odparła, z uśmiechem błąkającym się na jej ustach. - Co w jego przypadku można chyba uznać za poprawę.
- Lepiej on, niż ja - stwierdził Tarin. - Co, nie da się ukryć, bardzo mnie cieszy. Jakie mamy dalej plany?
- Dotrzeć do Pierścienia, odebrać zapłatę i wtedy zdecydujemy. Nie ma sensu planować czegokolwiek gdy wciąż nie możesz się z łóżka ruszyć.
- Ależ mogę, mogę... - Mimo tych słów Tarin nie spróbował udowodnić prawdziwości tych słów.
- Ależ oczywiście - prychnęła Krucza, kręcąc głową z politowaniem. - Lepiej korzystaj z tych wygód póki masz okazję i dojdź do siebie.
- Jak zwykle pomocna i uczynna. - Uśmiechnął się w odpowiedzi. - I rozsądna. Spróbuję skorzystać z tej rady.
- Ktoś musi się owym rozsądkiem wykazać - wzruszyła ramionami, jednak odpowiedziała lekkim skrzywieniem ust, co ewentualnie można było za uśmiech wziąć.
Tarin ponownie się uśmiechnął.
- Masz może jeszcze jakieś ciekawe nowiny? - spytał. - Nasz ukochany podopieczny dobrze się czuje?
- Żyje - wyraźna niechęć, która brzmiała w tych słowach świadczyła o “radości” Kruczej z owego faktu.
- Nie można mieć wszystkiego, prawda? Ale cóż... Zdobył sławę i chwałę, może sobie spokojnie wrócić do domu i przestanie nam zawracać głowę.
- Bez wątpienia - kolejne prychnięcie ozdobione pełnym zniechęcenia kręceniem głową. - Jak nic będzie chciał żeby go także odprowadzić do owego domu. Jestem niemal pewna, że skorzysta z faktu że zostawiliśmy go samego na czas bitwy.
- No to będę chory tak długo, jak długo sobie nie pojedzie w siną dal - stwierdził Tarin. Miał wrażenie, że wolał leżeć i nic nie robić, niż wysłuchiwać stale i wciąż marudzenia ich niezbyt wdzięcznego podopiecznego.
- Zawsze możemy powiedzieć “nie” - zasugerowała nieco inne wyjście z owej ewentualnej sytuacji. - Skoro jednak wolisz leniuchować, gdzieżbym śmiała ci w tym przeszkadzać.
Mina Kruczej jasno dawała do zrozumienia, że z przyjemnością wykorzysta wszystkie znane sobie sposoby by ów odpoczynek uprzykrzyć swemu towarzyszowi. Co za dużo, to przecież niezbyt zdrowo, a o zdrowie Tarina wszak sprawa się rozbijała.
Tarin wykrzywił usta w parodii uśmiechu.
- Skoro tak mówisz - powiedział - to spróbuję się zmobilizować i jak najszybciej stanąć na nogi. Wyszykuję sobie jakieś kule i zacznę kuśtykać. Powolutku dojdę do siebie. Ćwiczenia czynią podobno mistrza. Gdy tylko medycy mnie wypuszczą ze swych rąk, to przestanę się lenić - obiecał.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 12-01-2016, 17:59   #24
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak obiecał tak też zrobił, ku wyraźnemu zadowoleniu Kruczej.
Co prawda powrót do dawnej formy zajął mu trochę czasu, ale za wszystko trzeba zapłacić - za sławę, za brawurę, za brak rozsądku, nawet za powrót do formy.
Z łoża boleści na ucztę. Krucza co prawda zbytnio z owej okazji korzystać nie miała ochoty, jednak uznała iż lepiej nie zostawiać Tarina samego.

* * *

Nazwać przyjęcie wielką ucztą, to by była przesada, trzeba było jednak przyznać, że to, co postawiono na stołach, różniło się znacznie od tego, co serwowano podczas wyprawy na pustynię.
- Czuję się doceniony - powiedział Tarin, zastanawiając się, od czego zacząć ucztowanie.
- A ja zniechęcona - odparła jego towarzyszka, którą drażnił tłum i odgłosy jakie wydawał. Rozumiała radość z tego, że przeżyli, ale jak dla niej to mogliby się jednak zamknąć.
- Jak zwykle w takim tłumie - uśmiechnął się Tarin. - Chcesz usiąść w jakimś zacisznym kąciku, czy masz inne plany?
- Złapać coś do jedzenia i się zmyć - burknęła pod nosem, krzywiąc się na wyjątkowo głośny śmiech jednego z biesiadników, który rozległ się zdecydowanie za blisko.
Tarin rozejrzał się dokoła i skinął głową.
- Tyle tu osób dokoła, że nikt nie zauważy naszej nieobecności. Upatrz sobie zatem coś dobrego, upoluj i idziemy.
- Ten plan mi się już bardziej podoba. - Faktycznie tak być musiało bowiem skusiła się nawet na uśmiech, a tymi wszak nie szastała na prawo i lewo. Nie zamierzała jednak zbytnio korzystać z zasobów stołu. Chleb, ser, kielich wina. Jej wymagania były raczej skromne, a już z pewnością nie traktowała jedzenia jako coś, z czego można korzystać pełnymi garściami. Po namyśle dobrała jeszcze jabłko, bo akurat było pod ręką.
Tarinowi nie zależało na nawiązywaniu nowych znajomości, nawiązywaniu obficie podlewanym winem czy piwem. Dlatego też postąpił jak Krucza - z talerzem w dłoni obszedł stół, zagarniając kawał szynki, a do tego chleb, ser i wino.
Z tymi łupami podszedł do Kruczej.
- Idziemy? - spytał.
- Idziemy - zgodziła się od razu.

* * *

Nowy dzień, nowe wyzwania.
A kolejnym było spotkanie z ich ulubionym podopiecznym. A ten uparcie nie chciał zrozumieć, że ktoś może mieć inne plany.
Na dodatek Krucza, jak zawsze, ograniczyła swe kontakty z Everardem do niezbędnego minimum, czyli skinęła natrętowi głową. Na Tarina zatem spadło zmierzenie się z potokiem wymówek i pretensji, jakie popłynęły z ust Taneusi.
- Nasze obowiązki zmuszają nas do pozostania u boku generał Nosyt - powiedział, nie do końca zgodnie z prawdą, Tarin.
Młody Tasmil wyglądał na głęboko urażonego tą nowiną.
- Jakie obowiązki? Wasze jedyne obowiązki są wobec mnie, ja wam płacę!
- Jakie obowiązki wobec ciebie? - spytał Tarin. - Mieliśmy cię odprowadzić do obozu, a potem jeszcze chroniliśmy w czasie ekspedycji. Termin końca naszej... hmmm... współpracy... nie został ustalony i możemy się rozstać w każdej chwili.
- Poza tym... nie zapłaciłeś nam z góry - dodał Tarin. - Nie jesteśmy związani umową.
- Więc nie muszę wam nic płacić. - paniczyk najwyraźniej chciał wyjść z sytuacji obronną ręką.
- Na zapas - nie. Ale za ostatnie dni... Źle by było, gdyby się rozniosło, ze szlachetny Taneusi nie reguluje rachunków.
Tasmil kilka razy otworzył i zamknął usta, wyglądając jak wyjątkowo nie urodziwa ryba, po czym rzucił Tarinowi sakwę, która zabrzęczała kiedy uderzyła o ziemie.
- Macie. Nie liczcie, że znajdziecie pracę w stolicy, już ja o to zadbam! - po czym dość teatralnie się odwrócił i ruszył w swoją stronę.
- Dziękuję! - całkiem uprzejmie powiedział Tarin, po czym podniósł sakwę.
- Pies ci mordę lizał - dodał, gdy paniczyk odpowiednio się oddalił. - Hero, nie rusz! - dodał, tak na wszelki wypadek.
Pies tylko delikatnie uniósł łeb, ale szybko wrócił do pozycji leżącej.
Para zobaczyła generał Nosyt zbierającą ekipę na podróż.

Dla Kruczej towarzyszenie pani generał było bez wątpienia polepszeniem jakości podróży. Nawet gdy należało wliczyć to nieco większe towarzystwo. Gdy wraz z Tarinem podeszli by do zbierającej ekipę Nosyt, weweni skinęła głową obecnemu tam Tantalusowi. Nie odezwała się jednak, a jedynie poinformowała panią generał o ich gotowości, by dołączyć do niej w drodze do stolicy. Nie lubiła się narzucać, więc gdy tylko ich udział został zatwierdzony, wycofała się zwyczajowo by możliwie ograniczyć kontakty z pozostałymi.
Tarin jedynie jednym zdaniem potwierdził słowa Kruczej, po czym - podobnie jak dziewczyna, stanął nieco z boku, nie mieszając się w szykujący się do wyruszenia tłum.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-01-2016, 19:21   #25
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Preludium: "Tak to załatwiamy w Septimonii"

Tanesa, Złote Miasto, Stolica Septimonii jest centrum rządku Dzieci Siedmiu. Obecnie senat wrzał.
Architekt Postępu Lessus od kilku godzin prowadził debatę z Strażniczką Tradycji Merri.
"Wrzawa" która miała miejsce w senacie, nie miała jednak związku z debatą. Wielu dygnitarzy zajęło się własnymi sprawami politycznymi, inni byli tak znużeni sprawą Ozdali i Weweni, że wykorzystali czas na odpoczynek.

Trzeci Cień Garlo spokojnie spał ukrywając twarz w kapturze, aby nie wydać się nieuprzejmym dla pozostałych senatorów. Solidne szturchnięcie w żebra wyrwało go ze snu. Spojrzał odrobinę wściekły na impertynenta, który śmiał mu przerwać drzemkę. Jego mina szybko zmieniła wyraz, kiedy zobaczył Christię, jedną z dwóch Drugich Cieni Corusi. Kobieta posiadała ostre, ale ładne rysy, jej szare oczy nigdy nie potrafiły zdradzić myśli kobiety, ale dokładnie przekazywał jej brak zadowolenia co do zachowania Trzeciego. Garlo zdjął kaptur odsłaniając czarną niczym węgiel skórę i równie czarne oczy. Przetarł twarz i spojrzał na podium.
- Na słoną rzyć Onhera, oni ciągle o tym? Ile już ta sprawa trwa?
Christia podążyła za spojrzeniem jej podwładnego.
- Dziś? Cztery godziny. Ogólnie już dwa lata. - Garlo podniósł się na te słowa - Co robisz?
- Trzeba jakoś tą farsę zakończyć. - kobieta spodziewała się, że Trzeci Cień przerwie debatę, Corusi jednak przeniósł się wgłąb alkowy Lordów Ceni i zbliżył do Pierwszego Cienia. Horer, Primus Primari Corusi, dosłownie ociekał cieniami. Jego rysy były wiecznie przykryte czarną mgłą, jedynie dwa żarzące się białe ogniki wskazywały gdzie znajduje się jego twarz. Rozmowa z Garlo była szybka, zanim Horer oddalił Trzeciego.

Pierwszy Cień Corusi, podniósł delikatnie dłoń nad oparciem swojego fotela, strumień ciemności wystrzelił w dół po czym ruszył po oparciu i dalej podłodze w przeciwległą stronę sali.
Tam zatrzymał się na oparciu fotela Exemplara Marcusa, Primus Primari Taneusi, strumień uformował się w miniaturową wersję Pierwszego Cienia.
- Marcus. - miniaturowa forma Corusi skinęła głową swemu odpowiednikowi. Marcus był postawną postacią, jego złota skóra delikatnie mieniła się w świetle, idealne rysy twarzy zdobione orzechową grzywą włosów. Wszystko zwieńczone oczami błękitnymi niczym najczystsze niebo.
- Horer? O co chodzi?
- Ta debata. Długo mamy zamiar jeszcze się bawić w udawanie, że nas obchodzi kto ją wygra? - Taneusi spojrzał odrobinę zniesmaczony na Pierwszego Cienia.
- To są bardzo istotne sprawy, nie możesz ich bagatelizować tylko dla tego, że nie są ekscytujące.
- Gdyby były ważne rozwiązaliby je już dawno temu, a nie męczyli nas tym co tydzień przez dwa ostatnie lata. O co oni w sumie się kłócą?
- Architekt Postępu chce zwiększyć wykorzystanie drzew z Wiecznego Lasu i oczywiście Strażniczka Tradycji oponuje. - Horer kiwnął głową.
- Czy standardowe przepychanki Ozdali i Weweni. Na ogół jednak zamykamy to szybciej, nie mów, że zaczęło cię fascynować słuchanie tych samych argumentów w kółko. - Marcus westchnął i pokręcił głową.
- Mamy dziś szczególnego gościa. - Taneusi skierował wzrok w część sali senatu przeznaczonej dla Eslani. Po drugiej stronie sali Horer zrobił to samo i zaklął.
- Co On tutaj robi?
- Ma do tego prawo. Każdy Primari może tu zasiąść. -oboje mówili o postaci odzianej w podróżne ubranie, zasłaniającej swoją twarz sceniczną maską.
- Tak wiem, ale on nie robi tego, chyba że coś "istotnego dla Septimonii ma się przytrafić". Pamiętasz co było poprzednim razem jak skorzystał ze swojego prawa? - Marcus delikatnie się zamyślił.
- Chodzi ci o wojnę o zamknięcie Pierścienia? - Horer kiwnął głową.
- I wcześniej przy śmierci Joel'a, ogłoszenie separacji Onheri, Krwawe Noce. Jego obecność nic dobrego nie zapowiada.
- Przecież nie wyproszę go. To i tak nic nie zmieni.
- Możesz przynajmniej zakończyć tą farsę? Każ im wyprodukować trójkę Progeri Etrus, jak zrobiliśmy z Onheri i Hytosi przy podziale władzy nad flotą. - miniaturowa postać Horera rozpłynęła się.

- Dziękujemy! - cała sala spojrzała na Marcusa, który właśnie podnosił się z fotela - Lordzie Lessus, Lady Merri, naprawdę dziękujemy za tak dokładne przedstawienie nam swoich racji. Uważam jednak, że należy w końcu podjąć jakąś decyzje w tej sprawie. Za zgodą senatu proponuję, abyście wybrali po jednym z waszego rodzaju, aby utworzyć parę, która wyda na świat trójkę dzieci. Ta trójka będzie wychowana, aby nadzorować wykorzystanie Wiecznego Lasu na rzecz Wynalazców Exor, nie niszcząc przy tym równowagi drzew. Sądzę, że jest to najlogiczniejsze rozwiązanie. - ogół sali przytaknął Primusowi, dwójka mówców chciał najwyraźniej dodać swoje uwagi, Marcus postanowił im jednak dać inne rzeczy do myślenia - W przypadku, jeżeli nie uda wam się znaleźć odpowiedniej pary, obawiam się, że tą decyzje będzie musiał podjąć senat. - tu wymownie spojrzał na Weweni i Ozdali, którzy z kolei spojrzeli na siebie zniesmaczeni, przytaknęli Marcusi i zeszli z podium. Marcus delikatnie się uśmiechnął i spojrzał na salę - Jeżeli to wszystko... - przerwał kiedy dostrzegł ruch wśród Eslani. Harlekin, postać, o której rozmawiał z Horerem usiadła wygodnie i patrzyła na drzwi wejściowe. Kiedy spojrzenie Marcusa zatrzymało się na ciężkich drewnianych drzwiach te z hukiem otwarły się.

Do sali dość głośno wkroczył potężny mężczyzna ciągnąć za sobą, innego, szarpiącego się. Wszyscy natychmiast się spięli. Korus, brat Tysonusa, był w stolicy od czasu śmierci Wiecznego Generała, starając się wyciągnąć jakieś informacje od mordercy. Potężny wojownik miał na sobie ubrudzone krwią ubranie, jego skóra i włosy dawały jasne oznaki zaniedbania, opuchnięte oczy były widocznie zmęczony, chociaż było widać w nich triumf.
Megeri, które przyciągnął ze sobą wyglądał o wiele gorzej, napierzchnięte usta, podbite oczy, złamany nos i bogowie wiedzą co jeszcze. Normalnie spotkałby się pewnie ze współczuciem, ale morderstwo jednego z Primari nie gwarantuje takiego luksusu. Korus rzucił swym więźniem na podium.
- To ścierwo zgodziło się mówić. - zagrzmiał głos wojownika - Mówiłem, że go przekonam.
Marcus tylko pokręcił głową i spojrzał na Megeri.
- Powiedz nam swoje imię dziecko.
Mężczyzna boleśnie się wyprostował i spojrzał na Primusa.
- Serus Lancel, Megeri, Dwudzieste Pokolenie od Primari Jezeda, syna Onhera. - Marcus kiwnął głową. Przynajmniej był na tyle wychowany, aby się stosownie zachować w towarzystwie swych przodków.
- Czy wiesz czemu tu jesteś?
- Oczywiście. Zabiłem jednego z was, jednego z Primari. Chociaż to zabronione, chociaż mówicie, że Bogowie się od nas odwrócą za ten czyn.
- Czemu to zrobiłeś?
- Bo kłamiecie i dobrze o tym wiecie. - wszyscy się poruszyli na te słowa - Nie obchodzimy Stwórców, to Pasożyty. Najpewniej ucieszyłem Hytosa tą ofiarą, ale nie o to chodziło.
- To o co chodziło? Kto ci nawsadzał tych głupot do głowy dziecko?
Serus tylko się uśmiechnął, tak jak wtedy kiedy zabijał Tysonusa. Chwycił za swą koszulę i zwinnym ruchem ją rozerwał ukazując rany, jakich doznał podczas przesłuchania.
- Oni... - na te słowa skóra Megeri zaczęła czernieć i obumierać, tworząc symbol oka na klatce piersiowej mężczyzny - Wracają. - wszyscy patrzyli z odrazą na symbol na ciele Megeri, a Korus podszedł do więźnia dzierżąc miecz, uśmiech nie niknął z ust Serusa kiedy wypowiadał - Chwała Scyt...- nie dokończył. Jego głowa potoczyła się kilka metrów od ciała po ciosie jaki zadał mu Korus. Cała sala patrzyła z przerażeniem na zwłoki... dopóki nie usłyszeli klaskania. Harlekin podszedł do podium bijąc brawo.
- Doprawdy Korusie, przerywać człowiekowi jego ostatnie słowa? Gdzie twoje dobre maniery? - Korus spojrzał gniewnie na Eslani.
- Zamknij się clownie. To ścierwo nie zasługuje na moje "dobre maniery", zamordował mi brata na życzenie tych zwyrodnialców. - Harlequin przyklęknął przy zwłokach i spojrzał na symbol, który ukazał się zgromadzonym.
- Prawdziwy, to na pewno wysłannik Scytosian. - Eslani energicznie skoczył na równe nogi i ruszył z powrotem na swoje miejsce - Dziękuję za połowę spektaklu Korusie, teraz czekamy na resztę...
 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 19-01-2016 o 19:26.
Seachmall jest offline  
Stary 21-01-2016, 19:24   #26
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Niecały tydzień zajęło karawanie dotarcie do stolicy.
Każdemu z naszych bohaterów podróż minęła inaczej. No, nie licząc Tiacii, Kruczej i Tarina, którzy często byli atakowani morderczym spojrzeniem Everarda. Młodzieniec najwyraźniej źle znosił urazy, nie odważył się jednak zrobić niczego więcej. Trasa była spokojna i nie licząc szklanego pasażera nic nie wzbudzało niepokoju. W końcu kiedy szósty dzień tygodnia, Tenen, dobiegał końca ujrzeli Tanese.

[media]http://www.kingsizemagazine.se/wp-content/uploads/2015/02/project-phoenix-l.jpg [/media]

Stolica oparta była o solidne klify, na szczycie których mieścił się senat oraz dzielnica szlachecka miasta. Po minięciu głównej bramy członkowie ekspedycji rozeszli się, każdy załatwić własne sprawy.

~~~~
Tiacia
~~~~

[media]http://cs627918.vk.me/v627918856/1bf80/T68cp4CSl9g.jpg[/media]
Dom Des Oreuse. Tiacia nie odwiedziła rezydencji ojca już dobre dwa lata. Pamiętała kiedy jako dziecko bawiła się ze służbą w chowanego ukrywając się na dachu, a potem grożąc stratą pracy, jeżeli naskarżą tacie. Niestety nie tylko groźby nigdy nie przynosiły skutku, ale też nie udało się jej nikogo zwolnić.
To były jednak uciechy dziecka, pamięta, że jako nastolatka zaczęła trenować razem ze strażą domu, a potem sama trenowała straż. Najwyraźniej trening się przyjął ponieważ zasalutował jej każdy strażnik, którego mijała.
Wszystko sprowadzało na nią wspomnienia, zapach bzu, dźwięk bzyczenia pszczół z pasiek, odgłosy treningu roznoszące się echem zza domu, stare matowo-czerwone firany ozdabiające okna.
Delikatnie się uśmiechnęła kiedy głównymi drzwiami o mało nie wybiegł właściciel domu.

[media]http://2.bp.blogspot.com/-6XPu2ncmzjs/UKkTZp18UzI/AAAAAAAEMoM/45Io1_zlhQg/s1600/7064621_orig.jpg[/media]

Perisenous des Oreuse był postawnym człowiek o delikatnie złotych włosach i oczach. Roztaczał wokół siebie aurę dostojności i powagi, jednak ulegała ona delikatnemu osłabieniu, kiedy był blisko córki. Nie ważne jak wyglądały stosunki między nim i matką Tiacii oboje traktowali ją jak swój największy skarb. Tylko każde na własny sposób. Kiedy dotarli do wspólnego miejsca Perisenous mocno przytulił do siebie córkę i ucałował ją w czoło.
- W końcu jesteś. Doprawdy twoja matka chyba chce, żebym wyłysiał z nerwów. Co jej strzeliło do głowy wysyłać cię za mur. - spojrzał na wyraz twarzy córki - Dobrze, dobrze. Nie będę cię męczył kłopotami z nią. Chodź, chodź. Jutro mamy przyjęcie, a ty masz mi sporo do opowiedzenia.. - tymi słowami poprowadził Tiacię do domu, czekało ją teraz przygotowanie się do innego rodzaju bitwy.

~~~~
Tantalus
~~~~

[media]http://s10.postimg.org/i22ew3ekp/3_siren_inn.jpg[/media]

Karczma Trzech Syren była jednym z najbardziej znanych przybytków w Septimonii. O ile jedzenie, łoża czy napitki nie były niczym co zasługiwałoby na ten rozgłos, to rozrywka jaką można znaleźć w karczmie już tak. Trzy Syreny, od których przybytek ma swoją nazwę, to Primari Eslani, które zachwycają gości swym cudnym głosem. Tantalus słyszał plotki, że kobiety specjalnie wzbogacają mocą Eslany swój głos, aby przekonać gości do powrotu.
Nie wiedział ile w tym prawdy, ale fakt, że trójka nie była znaleźć zatrudnienia w Pałacu Sztuk niespełna kilometr dalej o czymś mógł świadczyć.
W środku panowała cisza, piosenkarki najwyraźniej robiły sobie przerwę. W momencie kiedy przekroczył próg został szybko przechwycony.

[media]http://s2.postimg.org/fotuupoo9/messanger.jpg[/media]

Brodaty mężczyzna, Megeri, mniej więcej w wieku Tantalusa , był wytatuowany, chociaż nie tak pokaźnie jak jego . Falujące pasma zdobiły jest bark i lewą pierś. Nie było to nic nadzwyczajnego i nie przykuwało uwagi tak bardzo jak drugi tatuaż. Zwykły delikatnie poszarpany u dołu i bokach "placek" zdobił czoło nad prawym okiem brodacza.
Tantalus nie wiedział czy było to dzieło rozmyślne, czy to jakiś starszy tatuaż, który wykonał jakiś partacz. Oboje usiedli w ustronnym miejscu.
- Czekamy na muzykę, potrzebujemy czegoś co odwróci uwagę tych wokół. Szef musiał trochę sypnąć grosza, abyśmy mieli spokój od wyjców.

~~~~
Socrato
~~~~

Już w połowie drogi Socrato zdał sobie sprawę z roztargnienia swojego byłego mistrza. Xersus zapomniał wspomnieć gdzie się mają spotkać. No cóż ekspedycja Ozdali z tak istotnymi osobami jak Stalowy Mędrzec - Xersus - powinna przykuć uwagę miejscowych.

***

Nikt nie był wstanie mu pomóc. Od czasu wkroczenia do miasta minęły dwie godziny i był pewny, że mija ten sam posąg już ósmy raz. Miał zamiar się poddać kiedy poczuł dość mocne puknięcie w bark.

[media]http://nacekomie.ru/forum/files/201502/40979_65ae23c67865b2cb8c78575a3ae2c505.jpg[/media]

- Cześć. Ty jesteś Socrato? Necole, nowa uczennica Xersusa. - młoda dziewczyna o blond włosach i dość odkrywającym stroju jak na Ozdali przyglądała się mężczyźnie - Czerwony ciuch, durne okularki, gruba papuga. Ta, to ty. Chodź, Xersus już się niecierpliwił, że nie znajdziesz miejsca zebrania. - Necole zerknęła na Ozdali - Pewnie nie napisał gdzie się mamy spotkać, prawda? - nim zdołał odpowiedzieć byli już na miejscu.
[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/d3/f1/e3/d3f1e34d66df72c5e2068eef439d147b.jpg[/media]

- To Muzeum Technologii Obcej. Chociaż to bardziej prywatny klub jednego Onheri, który pozwala nam spojrzeć jakie to cuda wynaleźli za morzem. Ponoć znalazł coś "Co zmieni nasze spojrzenie na Septimonię" - prychnęła - Już od trzech godzin analizują to "znalezisko". Uwierz mi, słuchać w kółko, jak trzech starych wynalazców stara się rozkminić kawał kamienia, co do którego wiedzą tylko to, że jest "stary", nie jest tym czego się spodziewałam po naukach u Xersusa. Chce ci się teraz tam wchodzić, czy damy im czas, żeby ustalili jak bardzo jest stary ten kamień?

~~~~
Krucza, Tarin
~~~~

Najwyraźniej nie mieli co liczyć na odpoczynek, Cille natychmiast ruszyła przez miasto w stronę Senatu. Krucza i Tarin nie pierwszy raz byli w stolicy, ale nigdy nie zawitali do lepszych dzielnic. Spodziewali się, że czeka ich długa jazda pod górę, co pewnie by było prawdą trzysta lat temu. Od tego czasu jednak Ozdali wprowadzili cudowną innowację w postaci podnośników linowych, które skracały czas drogi do zaledwie kilkunastu minut.
Na górze zostali przydzieleni do eskorty pani generał i szklanego posągu, po czym wprowadzono ich głównym wejściem Senatu.

[media]http://i1331.photobucket.com/albums/w591/Lord_Sithous/21703_zps4d53479d.jpg[/media]

Budynek był pięknym okazem majestatu Septimonii zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Każda ściana była ozdobiona posągiem, malunkiem czy ryciną przedstawiającą któregoś z Bogów. W końcu zostali w jednym holu, strażnicy podeszli do Cell. Ta, po dość burzliwej rozmowie, podeszła zdenerwowana do Kruczej i Tarina.
- Cholerne, polityczne… musimy poczekać. Najwyraźniej gadają o czymś "istotnym".
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 28-01-2016, 16:47   #27
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Karczma. Miejsce głośne, pełne ludzi i chaosu. Trzy rzeczy których nienawidził. Dawniej kochał takie miejsca… Ale to było nim życie postanowiło nauczyć go posłuszeństwa. Skinął głową wysłannikowi Corusi, potwierdzając w ten sposób że dotarło do niego to co powiedział. Gdy do ich stolika podeszła kelnerka i spytała o zamówienie Tantalus uniósł tylko lewe przedramię i wskazał jeden z wytatuowanych tam symboli, “Woda”, po czym wcisnął kobiecie w rękę jakąś drobną monetę. Tantalus położył na blacie obie swoje ręce. Lewą wskazał Megeri, po czym wskazał słowo na swoim prawym przedramieniu. “Mówić”.
- Zaraz kolego… - po kilku chwilach rozniosła się melodia a uszy mężczyzn wypełniła piękna pieśń, która urzekała ich serca i wypełniała uszy miodem. Mężczyzna pstryknął palcami, aby zwrócić uwagę Tantalusa - Jestem Vigo. Szef chce, abyś spisał co się stało za murem. Dodatkowo masz śledzić tą generał, do której zawoziłeś wiadomość. Nie wiem, czemu jest taka istotna.
Tantalus wyciągnął z tuby kawał papieru oraz węgiel i zaczął pisać.

“Generał Nosyt odmówiła podróży do stolicy do czasu zakończenia ekspedycji. W związku z tym zaciągnąłem się i zostałem przypisany do dywizji “Pazur”. Po trzech dniach podróży temperatura na pustyni znacznie spadła. Dotarliśmy do oazy, która była wysuszona i otoczona trupami. Suchymi trupami. Jako jeden z pierwszych usłyszałem dziwną pieśń, w której często pojawiało się słowo “Scytos”. Wtedy zaczęło padać, a trupy wchłonęły wodę i podniosły się. Były niezbyt mobilne, a zagrożenie z ich strony pochodziło wyłącznie z ich ilości. Źródłem tej boskiej mocy był zakapturzony mężczyzna. Początkowo podjąłem próbę usunięcia go, ale widząc porażkę jakiegoś Hytosi, postanowiłem zmienić taktykę. Zaniosłem wymienionego wcześniej Hytosiego do medyków, a potem skierowałem się do wozów Ozdali, gdzie jeden z nich testował nową machinę. Ozdali nazwał trupy “Utopionymi”, mężczyznę “Czarnym Kultystą” który był “piaskowym gestaltem” i wyjaśnił w jaki sposób należy z nim walczyć. Po krótkiej dyskusji (pisałem w piasku) wycelowaliśmy machinę na pozycję którą zajmował kultysta i otworzyliśmy ogień. Ściana ognia trafiła niemal perfekcyjnie, zmieniając kultystę w szklany posąg. Następnie ekspedycja wróciła za mur.”

Tantalus złożył pieczołowicie zapisany papier i położył go na stole. Z tuby wyciągnął mniejszy skrawek papieru, szybko go zapisał i pokazał Vigo.

“Przekaż wiadomość. Sugeruję nie zaglądać do środka. Gdzie Nosyt jest teraz, gdzie są jej kwatery, gdzie i w jaki sposób mam składać sprawozdania?”

Mężczyzna schował wiadomość.
- Z tego co mi wiadomo Nosyt ruszyła do Senatu w górnych dzielnicach. Nie wejdziesz tam. Najpewniej spędzi czas tutaj u rodziny. Mają rezydencję na Osiedlu Pierścienia. To zgrupowanie kilkunastu domów Hytosi na północ stąd, pod klifem. Popytasz to cię poprowadzą. Na razie masz obserwować i notować wszystko. Jeżeli coś przykuje twoją uwagę, przyjdź tu i przekaż barmanowi - Vigo wskazał rosłego, łysego mężczyznę za barkiem - że masz wiadomość dla mnie. Upewnij się, że napiszesz mu jeszcze "Przygoda zmieni Komedię w Tragedię", wtedy nie zajrzy na pewno do wiadomości.
Tantalus skinął Vigo głową i rozsiadł się wygodniej. Wciąż czekał na swoje zamówienie. Po paru chwilach kelnerka pojawiła się z kuflem wody. Megeri powąchał ostrożnie zawartość, po czym kilkoma szybkimi łykami wypił płyn. Teraz mógł iść. ~ Wreszcie cisza. ~ pomyślał wychodząc z karczmy. Z tuby wyjął kolejny kawałek papieru i zapisał na nim krótką wiadomość, korzystając ze ściany jako podpórki.

“Szukam Osiedla Pierścienia. Ważne.”


Po czym podszedł do pierwszego lepszego przechodnia i wcisnął mu papier pod nos.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 30-01-2016, 18:44   #28
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Szkarłatny Szaleniec jakoś nie zmartwił się niefrasobliwością swego mistrza. Nie miał bowiem specjalnie ochoty opowiadać o wydarzeniach jakich był świadkiem. A już na pewno nie przed szeroką publicznością. Całe te historie stojące za piaskowymi nekromantami i napompowanymi płynem truposzami, mogły podniecać historyków i polityków. Socrato nie zaliczał się jednak do żadnej z tych grup. Był uczonym i nie zwykł wpadać w panikę lub ekscytacją na widok niespodziewanego zjawiska. Emocje przeszkadzają w analizie.
Niemniej… obowiązkowa natura Socrato wymagała by spróbował znaleźć jednak Xersusa, jak i resztę jego uczonych kolegów. W końcu był ciekawy nieco jak sobie staruszek radził, choć wolałby bardziej kameralne miejsce do takiej dysputy.
No cóż… szukanie Ozdali w stolicy, okazało się szukaniem igły w stogu siana. W tak dużym i pełnym przybyszy z różnych prowincji i krain mieście, nawet tak barwna grupka jak Stalowy Mędrzec i jego przyjaciele mogli przemknąć niezauważeni.
A Szkarłatny Szaleniec miał już dość wędrówki po mieście… i szukania Xersusa zarówno bezpośrednio, jak i poprzez Zezika. Był zmęczony, był głodny, był zrezygnowany... i zniechęcony. Planował zakończyć poszukiwania na dziś.

I wtedy go zaczepiła...

Podczas gdy Zezik stroszył pióra zagniewany, w głosie Socrato pojawiła się prosta myśl:”gadatliwa”. Jej strój przypominał mu nieco bojowe stroje co dzikszych łowczyń Weweni, brakowało tylko barw wojennych, które swą symboliką kamuflowały cialo i utwardzały skórę przed ciosami. Oczywiście te Wewenki, nie nosiły sfabrykowanych tkanin, a dzikie skóry zwierząt które zabiły… a których duchy uwięzione w nich ponoć im służyły. Ponoć… Socrato miał na temat inne zdanie, ale raczej zachowywał je dla siebie.
Necole wydawała mu się mieszańcem, potomkinią dwóch bóstw, bo jakoś wątpił by właśnie to Ozdal nagrodził ją długimi uszami.
Nad tym wszystkim mógł rozmyślać, gdy prowadziła do celu ich podróży. Muzeum Technologii Obcej z pewnością robiło wrażenie z zewnątrz, jak i z wewnątrz. Znajdujące się w nim przedmioty mogły być interesujące, ale… mogły też być pustą wydmuszką, jak ta kontrola zwłok dla ubogich którą zobaczył dla pustyni. Zwiedzanie Muzeum nie było w tej chwili interesujące dla Socrato, tym bardziej gdybanie nad kawałkiem skały.
- Geologia… nie jest interesującą mnie dziedziną wiedzy.- wyjaśnił Szkarłatny Szaleniec.- Więc wolałbym pominąć te tyrady i badania.
- Bardziej archeologia, ale się nie dziwię, że cię to nie bawi. Mistrz rzuca się na wszystko czego jeszcze w życiu nie widział. Więc… - spojrzała na Socrato jeszcze raz od góry do dołu - Mistrz mówił, że zajmujesz się golemami o tematyce zwierzęcej. Pokażesz?
- Golemy to nie do końca właściwa nazwa. Odpowiednia byłaby: “obiekty i mechanizmy o kontrolowanej kinetyce”.- stwierdził w odpowiedzi Socrato pstrykając palcami. Towarzyszące mu śrubki i metalowe części zawirowały składając się na oczach dziewczyny w siedzącego mu na dłoni.


dużego pasikonika z własnym układem do wydawania dźwięków.- Są zbyt zależne od mojej woli, by można je uznać za w pełni autonomiczne istoty. Daleko im do golemów. Zresztą działają na całkowicie innych zasadach.
Necola patrzyła na mechanicznego owada szeroko otwartymi oczami.
- Słodki! - wydała z siebie odrobinę piskliwy krzyk - Masz talent, do tego wygląda tak pięknie.
- Tylko w oczach Ozdali, no i nie wszystkie wychodzą tak ładnie.- odparł z uśmiechem Socrato przyglądając się jak podskakujący na jego dłoni stworek generuje dźwięki podobne tym u prawdziwych świerszczy.
Dziewczyna zebrała kilka kamyków z ziemi i położyła na nich swoją dłoń.
- Głazik. - kiedy uniosła odsłoniła rękę Socrato ujawnił się malutki


względnie humanoidalny konstrukt, który mu pomachał kamienną kończyną.
- Ja niestety potrafię tylko ożywiać minerały i metal, jeżeli mam odpowiednio dużo materiału. Nie potrafię jednak nadać im tak pięknych kształtów jak ty.
- Intrygujące… łączysz siłą woli, ja korzystam ze stawów i dźwigni. Jak dużą to ma siłę w stosunku do swej masy? Musisz… wkładać w to wiele energii? Myślałaś o rzeźbach? O gotowych i wyrzeźbionych elementach. Moje konstrukty są z przygotowanych wcześniej części.- rozgadał się Szkarłatny Szaleniec.
- Głazik jest na tyle silny, aby podnieść… grubego kota… a przynajmniej tak sądzi. W proste rzeczy, bez określenia im jak dokładnie mają wyglądać, nie. Gdybym miała dość małych kamyków i kazałbym im uformować się w ciebie, to zajęłoby mi to pewnie godzinę i pewnie straciłabym przytomność. Ostatnio poleciała mi krew z nosa jak zrobiłam konstrukt wielkości psa. - dziewczyna się zastanowiła na ostatnim pytaniem - Rzeźby są sztuczne i sztywne, duchy w ich wnętrzu są na ogół uśpione lub nawet nieobecne.
- No tak… ale nie mówiłem o całych rzeźbach. A fragmentach. - świerszczyk rozłożył się na kawałki utrzymujące się w niewielkich odległościach od siebie.- Moje podejście opiera się na nie traktowaniu konstruktu jako całości, a raczej jako zbioru elementów poruszających się razem w celu wykonania zadania... ułatwia to szybkie ich modyfikacje i jeszcze szybszą budowę. Oczywiście mam problemy ze stopniem skomplikowania, zbudowanie konia na przykład jest ponad moje siły... ale taki wilk, czy pantera… to inna sprawa.
Dziewczyna westchnęła.
- U mnie to działa inaczej… moja mama to Weweni. Pewnie sobie wyobrażasz jaka wesoła była sytuacja w moim domu. Tak czy inaczej, opowiedziała mi kiedyś, że wszystko na tym świecie ma w sobie iskrę życia, nawet kamienie. - Necole pogłaskała swój konstrukt, który zadowolony usiadł jej na ramieniu - Same nie są w stanie faktycznie ożyć, ale potrafię sięgnąć do nich i przekonać te iskierki, aby zaczęły działać razem. Tak z dziesiątek małych iskierek powstaje płomień życia, który muszę nazwać… Kłopot w tym, że "iskierki" nie mają pojęcia o estetyce. Podpowiadam im tylko kształt jaki chciałabym, aby przyjęły. Figury są drobnymi kawałkami większych skał. Szczątki iskier to za mało, aby cokolwiek wzniecić.
- Acha…- znał Wewenów i ich podejście.- ...to jest problem, bo… nie działam poziomie iskierek.
Świerszczyk na jego dłoni złożył się do kupy.- Tylko na wewnętrznym przyciąganiu się i odpychaniu ciał. Kinetyka… obiektów, to przemieszczanie się przedmiotów… przyciąganie i odpychanie pozwala nadać im pęd. Nie przekonuję iskierek. Nakazuję obiektom się poruszać.
- "Każde podejście dąży do osiągnięcia Boskiej Maszyny". Xerses gada mi tak, za każdym razem, kiedy zacznę się sprzeczać i innym uczniami.
- Nie sprzeczam się.- odparł ze śmiechem Socrato i rozejrzał się za jakimś kamieniem.
- Dłuto… młotek.- rzekł ignorując na moment dziewczynę i… po chwili do jego dłoni wskoczyły i dłuto i młotek.
Jak rażony "Głazik" schował się za głową swojej stwórczymi.
- Co chcesz zrobić?
- Proste… skoro iskierki nie potrafią nadać kształtu to…- Socrato zabrał się do obłupywania kamienia tak by nadać mu kształt stopy i nogi. Rozłupał ją w okolicy stawu oddzielając toporne łydkę i od lekko zarysowanej stopy.- Spróbuj animować tak, by stopa poruszała się pod łydką.
- hm… mam inny pomysł. Głazik. - dziewczyna postawiła swoje dzieło na ziemi i postawiła mu pod jedną z nóg stopę, którą wyrzeźbił Socrato. Położyła dłoń na głowie golema, po kilku chwilach Głazik wykonał niepewny krok, ale stopa została przymocowana do jego nogi - Działa.
- No i.. tylko lepszy rzeźbiarz i masz… nieco lepiej wyglądającego golema.- ocenił Socrato.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 30-01-2016, 23:11   #29
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Tiacia spojrzała na ojca tłumiąc uśmieszek rozbawienia. Ta rywalizacja między rodzicami stawiała ją w wielu niezręcznych sytuacjach, ale na swój sposób była zabawna… choć czasem również uporczywa dla młodej Virturi.
- Nie było tak źle, naprawdę umiem o siebie zadbać, ojcze. - postarała się uspokoić mężczyznę - A i takie wypady poza mur mają też swoje dobre strony, jak chociażby poprawiają moje doświadczenie bojowe, a nigdy przecież nie wiadomo kiedy takowe się przyda.
- Gdyby zależało to ode mnie… ech, nieważne. Masz pewnie rację. - Mężczyzna jeszcze raz przytulił córkę i poprowadził do rezydencji - Dziewczyny już pewnie przygotowały ci kąpiel. Jak się odświeżysz przyniosą ci kreacje, o których ci pisałem.
Och, tak… Kreacje. Idealne do wyglądania ładnie i uśmiechania się.
- Dziękuję. Odświeżenie mi się przyda, wszak nie można całe życie żyć w piachu i kurzu, prawda? - uśmiechnęła się do ojca i spojrzała z zaciekawieniem - Zastanawiam się jak ty wytrzymałeś matkę, skoro ona jednak woli piach od wonnej kąpieli, hmm? - zażartowała.
Mężczyzna chrząknął, a Tiacii wydało się, że widzi delikatny rumieniec.
- Byłem bardzo stanowczy w tej gestii.
- Oczywiście musiałeś być. - westchnęła - Stryj matki również jak i ona nie podzielał kierunku, w jakim rozwijają się moje moce i uczynił z tego w pewnym stopniu dobry żart. - spojrzała na rodzica z nutką wyrzutu.
Ojciec Virturii machnął ręką.
- Nie przejmuj się, Sagat to Progeri starej daty. Mierzy wartość żołnierza, przydatnością jego mocy w bitwie. Uwierz mi musiałabyś być w stanie zabijać wrogów spojrzeniem, aby mu zaimponować.
- I nawet nie wiesz jakie indywiduum spotkałam podczas bitwy. Młodego Taneusi, który machał mieczem jak wahlarzem i miał czelność być jeszcze oburzony, że uratowałam mu jego szlachecki zad. Nie do pomyślenia, naprawdę. - uśmiechnęła się złośliwie - Ale pomogłam mu trochę przywitać się z piachem i brudem, więc może to go czegoś nauczyło.
Perisenous zatrzymał się na chwilę.
- A więc o to mu chodziło. - meżczyzna się zaśmiał - Obawiam się, że nie. Widzisz, jego ojciec mnie odwiedził. Dzieciak najwyraźniej uważa, że obrabowałaś go z chwały i żąda zadośćuczynienia.
- Och, naprawdę? Czego chce? Chyba nie są jeszcze tak biedni, aby żądał pieniędzy, więc co? Nie mów, że chce się ze mną zmierzyć.
- Podejrzewam, ze pojedynek będzie opcją, ale znam jego ojca. Nie pozwoli, aby jego pierworodny się narażał na uszczerbek, czy poniżenie. Najpewniej wybiorą płatnego czempiona.
Tiacia parsknęła.
- Najemnika? Co do za honor kryć się za kimś takim? Nic tym nie udowodni i już ja się postaram, aby ten idiota sam zechciał się ze mną zmierzyć, nawet wbrew woli ojca.
- Tak będzie lepiej. Co do honoru… Stare zasady, ktoś może walczyć za ciebie, jeżeli nie masz siły. Wiesz jak to jest ze szlachcicami. - mężczyzna westchnął - Mam tylko nadzieję, że nie wymyślą tego podczas przyjęcia.
- I tak twierdzę, że to tchórz i maminsynek. Co do przyjęcia… Lepiej miejcie w pogotowiu mój ekwipunek, bo jeżeli będzie walka, to ja jestem gotowa.
- Twoja matka byłaby dumna. Leć się umyj i wybierz co ci się podoba. - dwie służki jej ojca, Tiria i Marin, czekały na nią z ciepłą wanną, pachnącą perfumami wodą, aksamitnym mydłem i miękkimi ręcznikami. Matka pewnie by nie popierała takiego rozpieszczania, ale Tiacia z chęcią oddała się tej odrobinie przyjemności. Kiedy skończyły Virturi czuła się jak nowo narodzona, jak gdyby te kilka ostatnich tygodni w ogóle nie miały miejsca. Następnie przyszła kolej na kreacje. Dziewczyny były podobnej postury co Tiacia więc robiły za modelki dla młodej des Oreuse.
W końcu zdecydowała się na w pełni złotą suknię z szalem w tym samym kolorze.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 31-01-2016 o 03:40.
Zell jest offline  
Stary 31-01-2016, 13:09   #30
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Powrót miał kilka dobrych stron, toteż Tarin był całkiem zadowolony z tego, że ruszyli w stronę stolicy. Co prawda aż tak tego miasta nie lubił, ale za to lubił podróże.
Wiatr we włosach, siodło pod zadkiem, niebo nad głową... Co prawda podróż trwała nieco dłużej, ale za to można się było nie przejmować sprawą noclegu czy wyżywienia.
To, że na karku nie mieli swego ex-podopiecznego, było dodatkowym plusem, a że wzrok nie zabijał, zatem kwaśne spojrzenia Everarda spływały po Tarinie jak woda po kaczce.
Dodatkową zaletą podróży do stolicy było to, że tam Tarin mógłby znaleźć rozwiązanie zagadki 'piaskowego dziadka', który tyle kłopotów mu sprawił podczas wyprawy na pustynię.


Tydzień minął Kruczej całkiem przyjemnie. Co prawda wciąż musiała się użerać z podłym bydlęciem jakim był jej wierzchowiec, to jednak cała karawana podążała wystarczająco wolno by jej brak umiejętności nie był rażący. Spojrzenia, które posyłał jej paniczyk, skutecznie upartość końską wynagradzały. Jego groźby nie zrobiły na niej żadnego wrażenia. A to, że ich odmowa była mu solą w oku… Kruczej nic bardziej ucieszyć nie mogło. No może gdyby spadł z wierzchowca albo nadwyrężył mięśnie szyi od ciągłego zadzierania nosa… Korciło ją by poprosić Si, aby zrzucił paniczykowi na głowę małą niespodziankę, jednak uznała, że to mogłoby być nieco poniżej jej godności. Plany zatem pozostały w fazie niewypowiedzianej i niewykonanej. Ot, przyjemne myśli, które słodziły to, że ich celem jest stolica. Mniejsze miasta mogła jeszcze w miarę znieść. Stolica… No ale z dwojga złego… Ciekawa także była, co też uda się im dowiedzieć przy okazji towarzyszenia pani generał. Zakapturzony omal nie zabił Tarina. Nie była na tyle naiwna by sądzić, że jej towarzysza ocaliły jego wyjątkowe umiejętności w unikach. Dlaczego zatem to nie on jest martwy, a ich przeciwnik? I czy można powiedzieć, że naprawdę jest martwy? Czy on w ogóle żył? Przyglądanie się statui odpowiedzi nie przyniosło, a nie chciała być natarczywą i wypytywać pani generał. Przynajmniej dopóki nie znaleźli się we względnym odosobnieniu.


Sytuacja taka nadarzyła się tuż po przybyciu do stolicy. Otaczające ich zewsząd wynalazki Ozdali, nie wpływały najlepiej na jej samopoczucie. Można to było zauważyć chociażby po ciągłym przygładzaniu pierzastych włosów czy gładzeniu piór Si. Informacja, którą przekazała im generał, bynajmniej nie poprawiła opinii Kruczej odnośnie miast, a stolicy w szczególności. Na polityce się nie znała i nie miała zamiaru zgłębiać swej wiedzy w tym kierunku. Lubiła jednak by jej czas był wypełniony sprawami, które mają jakieś znaczenie dla niej lub dla jej towarzysza. Stanie i czekanie, aż “istotne” sprawy zostaną odpowiednio długo obgadane, raczej się nie zaliczało do takowych. Przynajmniej miała taką nadzieję. Zdecydowanie wolała myśleć, że sama decyduje za siebie, a nie że decyzje są podejmowane za nią.
- Czy wiadomo jak długo będzie trzeba czekać, aż zakończą? - zapytała, pomijając “łaskawie”, które aż prosiło się by je dodać tuż przed końcem wypowiedzianego przez nią zdania.
- Oczywiście powód owych długich obrad nie jest znany? - dorzucił Tarin.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172