lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   Zaris - Prawdy Fałszywe [18+] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/15751-zaris-prawdy-falszywe-18-a.html)

Kerm 09-02-2016 20:47

Silyen zaklął pod nosem.
Cholerny Daske i jego upór. Gdyby nie to, zamknięty w złotym kokonie stwór nie podniósłby rabanu i nie przywołałby miliona żadnych krwi potomków. Bo tym zapewne były stwory, które odpowiedziały na wezwanie wielkiego robala.

- Dzwonku, możesz zamknąć wszystkie korytarze? I tę rozpadlinę? - Silyen zwrócił się do jedynej osoby, która mogła zapewnić im trochę czasu niezbędnego na zmianę planów i przygotowanie się do nowej sytuacji.
Zdawał sobie sprawę z tego, że za chwilę mogą się znaleźć w sytuacji co najmniej rozpaczliwej. Dlatego też szybko rzucił na siebie czar zwiększający wytrzymałość, po czym podszedł do Melta, by w razie czego móc kolejnymi czarami chronić jego i siebie.

valtharys 10-02-2016 19:45

Liczne głosy, które dochodziły z każdego dostępnego otworu, mogły zwiastować jeszcze większe problemy lub śmierć. Jeden robal i tak był wystarczająco zajmującym problemem a co dopiero wataha takich stworzeń. Przeciwnik był dość szybki, choć z każdą chwilą tracił i siły witalne i możliwości ruchu

“Gdy wróg jest zbyt liczny, wycofaj się na z góry upatrzone pozycje. Przegrupuj i oczekuj go na swoim terenie” - tak brzmiało stare przysłowie, którego nauczył go mnich.

Nim jednak miało to nadejść, musiał pomóc Glynn z uporaniem się z jej problemem. Trzeba było więc wykończyć bestię jak najszybciej. W tym celu Fei Lei nie skupiał się już na unikach, a na atakach. Wykorzystując swoją zwinność, szybkość a także pajęczyny mnich zamierzał wbiec na łeb stwora i wbić mu miecz w sam mózg. Po samą rękojeść.

Grave Witch 11-02-2016 11:47

Jaskinia

Dwie prośby skierowane do Dzwonka spotkały się z milczeniem dziewczynki. Albo mała nie miała ochoty pomagać, albo też nie chciała przeciwstawić się wyraźnemu nakazowi Daske. Nie dało się jednak ukryć, że ją także odgłosy zbliżających się kłopotów niepokoiły, o czym wyraźnie świadczyły rzucane wokoło, spłoszone spojrzenia. Jej towarzysz w międzyczasie wydawał się być szczęśliwszy niż kiedykolwiek. Radość mieczy, która zastąpiła głód, napędzała jego ruchy, sprawiając że lśniące szkarłatem ostrza zamieniały się w smugi, które raz po raz wnikały w pancerz robala, rozlewając jego zieloną krew.
Ksenocidia, która rzuciła się do ucieczki, w kierunku wyjścia, cudem jedynie uniknęła ciosu ostrą kończyną. Szczęście jednak sprzyjało kobiecie i dopadła ona wreszcie upragnionego celu.
Anioł, widząc że pomoc nie jest ghulowi potrzebna, ponownie swą uwagę skupił na tych, którzy walczyli w bliskim starciu. Szczególnie osoba Glynne zdawała się skupiać jego wzrok i modlitwy. To bowiem w jej stronę wyciągnął swą dłoń i zainicjował zaklęcie.
Bez wątpienia Pani Śmierci nie chciała tego dnia widzieć kapłanki Riv u bram swego Ogrodu. Zęby, które zbliżały się do rzucającej zaklęcie Glynne, zostały wstrzymane przez tarczę, jaka znalazła się między nimi, a ciałem kapłanki. Magia, którą zesłała jej Riv, zdawała się działać z lekkim opóźnieniem. Stwór albo był wyjątkowo wytrzymałą istotą, albo wśród jego zalet znajdowała się i ta, która osłabiała moc. To z kolei mogłoby tłumaczyć, dlaczego do tej pory, pomimo licznie na nim użytych zaklęć, wciąż oddychał i nie tracił swego zapału do walki. Wreszcie jednak nawet najwytrwalsi musieli ulec, gdy stanęli przeciwko liczniejszemu i równie zdecydowanemu by zwyciężyć, wrogowi. Moc Riv wbiła się w cielsko, roztrzaskując narządy wewnętrzne.
W tym samym czasie mnich, który za cel obrał sobie głowę robala, zwinnie niczym cyrkowa małpka wylądował na łbie stworzenia i umieścił w nim odziedziczony po wilkołaku miecz.
Istota zawyła, poderwała głowę i znaczną część swego cielska, która do owej głowy była przyczepiona, wyrywając przy okazji miecz z dłoni Glynne i zrzucając Fei Li na skalne podłoże. Mnich jednakże okazał się być istotą, którą można by nie tylko do cyrkowej małpki porównać, ale i do kota. Lądowanie jego pełne bowiem było gracji i lekkości, której wielu mogłoby mu pozazdrościć.
Z pewnością jedną z owych osób, a raczej istot, był jego przeciwnik. Problem polegał na tym, że śmiertelnie ranny stał się jeszcze bardziej niebezpieczny, niż był poprzednio. Przekonał się o tym anioł, który pragnąc wypełnić swoje słowa, przybył na pomoc Glynne, gdy wierzgające w panice odnóża znalazły się o włos od ciała kobiety. Jedno z nich z impetem wbiło się w ciało Merinsela, gdy ten, korzystając z miecza, odtrącił drugie, zmierzające ku Glynne. Skrzydlaty zdawał się jednak nie przejmować swą raną, która obficie brocząc krwią ziała w jego lewym boku. Zamiast odstąpić, stanął przed bezbronną kapłanką, gotów ochronić ją kosztem swego życia, gdyby taka zaszła potrzeba.
Na szczęście poświęcenie to nie było konieczne. Robal dogorywał. Upływ krwi i ból, który mu zadano, zaczęły robić swoje. Daske wykorzystał to by wbić oba ostrza nieco niżej od miejsca, w którym swój miecz umieścił mnich. Gdy wojownik zeskoczył z ciała stworzenia, jego dłonie były puste, a na ustach błąkał się wyjątkowo wredny i pełen zła uśmieszek.
- Dzwonku - powiedział, ignorując w pełni pozostałych oraz drgającego w konwulsjach robala.
Mimo, iż słowo to nie miało jako takiej mocy, zadziałało niczym czar, rzucony przez potężnego maga. Dziewczynka skinęła głową, a zebrani w jaskini poczuli falę czystej energii rozchodzącą się na wszystkie strony. Cała grota zalśniła złotem, a oni znaleźli się pod kopułą, która skutecznie blokowała każde, nawet najmniejsze przejście, prowadzące do gniazda martwego robala.
Niestety…



Ksenocidia.

Ucieczka z miejsca walki była przez wielu uważana za tchórzostwo. Tym bardziej, jeżeli było się jedyną osobą, która uciekała. To, że niewiele mogło się poradzić, czy też to że było się potłuczonym, nie stanowiło zwykle powodu dla toczących walkę, aby takie zachowanie nazwać uzasadnionym.
Przez innych zachowanie takie mogło zostać uznane za objaw rozsądku.
Nie w tym wypadku. W tym wypadku było to pchanie się w kłopoty i w takich też ghulica się znalazła. Korytarz, do którego się dostała, a który wedle szpiegów elfki prowadzić miał do wyjścia, był szerokim tunelem, którego strop ginął w mroku, a podłoże było gładkie jakby ktoś je łaskawie wyrównał i wypolerował na dokładkę. W owej lśniącej powierzchni, o głębokim, granatowym odcieniu, odbiła się złota poświata bariery, która zalśniła za plecami Ksenocidii. Z przodu zaś pojawiły się błyszczące, zielone ślepia, które szybko zbliżały się do odciętej od swych towarzyszy kobiety.


Amir.

Czy to sumienie wreszcie się odezwało, czy też z innego powodu Amir i jego towarzysz podjęli decyzję by jednak ruszyć z pomocą psołaczce, która z takim oddaniem tkwiła im na ogonach. Nichael, jako ten bardziej wygadany w owym niezwykłym duecie, pospieszył by zniwelować działanie pułapki, jaką zastawili na dziewczynę. Ku jego zdziwieniu nie zastał w niej psa, a coś “nieco” większego.


Powszechnie było wiadomym, że łaki miały zwykle więcej niż jedną formę. Przeważnie były trzy. Ta “ludzka”, ta zwierzęca i ta, którą powszechnie zwano formą bestii. Nie dało się ukryć, że w tej ostatniej, psołaczka wyglądała nieco mniej przyjaźnie niż w obu pozostałych. Jej przeciwnicy zdawali się jednak niewiele robić z owego faktu. Sześć robali, długich na dobre dwa metry każdy i wyposażonych w paszcze o ostrych niczym sztylety zębach, z zaciekłością atakowało trzygłowego psa, który starał się bronić, jednak jego szanse już na pierwszy rzut oka były mizerne, tym bardziej, że nie miał możliwości wycofania się i ucieczki. Tanio swej skóry sprzedać jednak psołaczka nie zamierzała, o czym świadczył trup jednego z napastników, rozerwany na pół i plamiący podłoże zieloną mazią, która z niego wyciekała.

Uwolniona ze swego więzienia nie potrzebowała dodatkowej zachęty by biegiem ruszyć za Nichaelem. W sam raz by zdążyć skryć się za barierą, jaką Amir stworzył wraz ze swym towarzyszem. Problem polegał na tym, że byli oni teraz zamknięci w ciasnej przestrzeni, pomiędzy dwoma zaporami. Z jednej strony były chętne by skosztować ich krwi robale. Z drugiej drużyna, która jednak nie miała pojęcia o tym, że odcięli im drogę ucieczki. Wciąż też nie było wiadomo jak poradzili sobie z głównym przeciwnikiem. Sądząc jednak po tym, że złoty blask rozjaśniał wnętrze tunelu, przynajmniej Moonria musiała żyć.
Ich, raczej niechciana towarzyszka, gdy tylko upewniła się, że magia oddziela ich od wroga, a zarówno Amir jak i Nichael nie mają ochoty wbić jej ostrza w trzewia, powróciła do ludzkiej formy. Jeżeli przy ich wcześniejszym spotkaniu wyglądała marnie, to teraz był to zwyczajnie obraz nędzy i rozpaczy. Robale zdążyły się do niej dobrać i to dość mocno, sądząc po krwi, która wypływała z jej ran. Dziewczyna jednak nie wydawała się szczególnie przejęta swoim stanem. Nawet się uśmiechała, gdy siadała i opierała plecy o ścianę tunelu.
- Niezłe mi się towarzystwo trafiło, by zdechnąć - stwierdziła, przymykając oczy.

Mag 12-02-2016 20:52

Szybko rozejrzała się w sytuacji po tym jak została ochroniona przed oberwaniem przez kończynę robala. Zaraz po tym zajaśniała złota poświata kopuły.
Glynne zdjęła rękawice i zamocowała przy pasie. Mając wolne ręce chwyciła Merinsela za ramię i przyciągnęła do siebie by stał do niej przodem.
- Co to było do cholery?! - warknęła zła na swego anielskiego obrońcę. Glynne drugą, otwartą dłoń wyciągnęła w kierunku truchła robala.
- Do mnie - powiedziała patrząc w tamtą stronę.

Spomiędzy cielska robaka wyleciał mieniący się na złoto miecz Vess. Wprawnym ruchem kapłanka pochwyciła go w dłoń za rękojeść. Zdecydowanie wolała go mieć blisko siebie.

- Uniknęłabym tego. A nawet jeśli nie, to mam po to pancerz! - była rozsierdzona przez jego samobójcze zapędy, że zapomniała o Fei Li który pomagał jej w bezpośredniej walce z potworem. - Usiądź, muszę cie zaleczyć.

- Nie mogłem ryzykować - odpowiedział anioł i zachwiał się, pomimo podtrzymującej go Glynne. Wydawało się, że wraz z śmiercią robala siły Merinsela ulatniały się ze zdwojoną szybkością. Pozwolił kapłance posadzić się, sam chwytając dłonią swój medalion. Miecz zdążył upuścić na ziemię zanim jeszcze Glynne zaczęła robić mu wyrzuty.

Vess schowała miecz by mieć wolne ręce.
- No właśnie nie możesz ryzykować swojego życia tak głupio! Jestem wojownikiem do cholery! - przyklęknęła by zbliżyć się do anioła. - Nie możesz robić za moją tarczę, rozumiesz? - mówiąc to przyjrzała się uważnie jego obrażeniom.

- Nie mogę i nie chcę sprzeciwić się swej bogini - oświadczył, kończąc modlitwę, która jednak nie wydawała się mieć jakiegokolwiek wpływu na obficie krwawiącą wyrwę w ciele anioła. Odnóża robala zakończone były drobnymi haczykami, które skorzystały z okazji do pozbawienia skrzydlatego nie tylko jego posoki. Szansa na to, że uszkodzone zostało nieco więcej niż samo ciało i skóra, była duża. Głynne poczuła jednak, że pieczenie, które odczuwała po ataku robala, znikło, jakby go tam wcale nie było. Merinsel dość wyraźnie niewiele sobie robił z jej słów i zamiast sobą, zajął się jej obrażeniem. Zaczął już jednak szeptać kolejną modlitwę. Istniała więc szansa, że tym razem skieruje ją tam, gdzie powinien.

Glynne zakryła mu usta dłonią przerywając mu inkantację.
- Nie - powiedziała ostro do niego zakazując mu męczyć się kolejnym czarem. - To przez naszą rozmowę ci odbiło? - puściła go po czym siadając przy nim na klęczkach położyła ręce na jego ranie i sama wezwała moc swojej bogini by go uleczyć.

- Rozmowa niczego nie zmieniła z mojej strony, Glynne - odparł, nie wznawiając swego zaklęcia. - Będę cię chronił z woli Tahary i mojej własnej. I Glynne - spojrzał na nią z powagą. - Nigdy mi nie przerywaj, gdy wzywam boginię.
Riv okazała łaskę swej kapłance, zsyłając na nią moc, która pozwoliła zaleczyć ranę, jaką otrzymał anioł. Osłabienie jednak nie ustąpiło. Merinsel utracił wszak nie tylko znaczne ilości krwi ale i mocy, którą obdarzyła go Pani Śmierci. Po ostrzeżeniu kapłanki, prośba to bowiem z pewnością nie była, przymknął oczy i opuścił głowę.

- Wiem, że nie powinnam, ale zmusiłeś mnie do tego swoim zachowaniem - odparła mu Vess ocierając ręką pot z czoła.

- Wiem o tym - odparł cicho. - Dziękuję - dodał i ponownie zaczął szeptać modlitwę. Widocznie doszedł do wniosku, że tym razem Glynne mu nie przerwie. Zaklęcie było krótkie i miało szybkie działanie. Oboje poczuli jak ich siły wracają, co w przypadku anioła miało nieco większe znaczenie biorąc pod uwagę utratę krwi. Odetchnął też lżej i uniósł głowę by spojrzeć na kapłankę, z łagodnym, przepraszającym wyrazem twarzy.
- Walka jeszcze się nie skończyła - oświadczył spokojnie.

- Wiem, i dlatego jestem zła, że zrobiłeś z siebie żywą tarczę - odparła mu Vess. Trochę ochłonęła z gniewu, ale wciąż nie całkiem. - Potrafię o siebie zadbać i jeśli nie chcesz mnie złościć to lepiej pamiętaj o tym.
Po tych słowach kapłanka wstała i wyciągnęła rękę do Merinsela by pomóc mu stanąć na nogi.

- Widocznie zasłużyłem na ów cios, skoro łaska Tahary nie spłynęła na mnie w tej potrzebie - odpowiedział, korzystając z jej pomocy. - Obiecuję jednak by następnym razem wpierw pozwolić ci się wykazać, a dopiero później działać. Czy to cię zadowoli, Glynne?
Jej odpowiedź wydawała się być dla niego niezwykle istotną, co można było usłyszeć w tonie głosu, którym owe słowa wypowiedział. Łagodny uśmiech nie znikał z anielskiej twarzy, a oczy z uwagą śledziły zmiany, które zachodziły na obliczu kapłanki.

- Byłeś nieuważny ot co, nie zasłaniaj się bogiem - prychnęła. Nie czuła się komfortowo, że tak wnikliwie się w nią wpatrywał, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Westchnęła patrząc na niego.
- Wspieraj mnie z dystansu i nie obrywaj. Tak pomożesz mi najbardziej - stwierdziła prawie całkiem ugłaskana.

- Jak sobie życzysz, Glynne - odparł ugodowo. - Zdam się na twoje doświadczenie. Jakby na to nie spojrzeć, raczej marny ze mnie wojownik. - Dodał z rozbrajającą szczerością.

- Nie chciałam ci tego mówić wprost, ale skoro sam się przyznałeś to nie będę zaprzeczać - w końcu Vess uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Cenię sobie twoją szczerość, Glynne - odpowiedział, samemu się uśmiechając. Uśmiech ten nie miał jednak długiego żywotu. Czoło anioła zmarszczyło się, a jego spojrzenie objęło jaskinię. - Wyczuwam czarną magię - oznajmił.

- To pewnie Daske albo jego miecze. Albo jedno i drugie - odpowiedziała mu, ale założyła rękawce i wyciągnęła swój miecz.

- Nieszczęsny - skomentował anioł, jednak pokręcił głową. - To nie one. Magia jest świeża, jednak mam problem z określeniem istoty, która nią włada. Są jednak blisko - wskazał na tunel, którym wszyscy przybyli do siedliska robala.

- Myślisz, że przejdzie przez bariery Moonrii? - zapytała spoglądając we wskazanym kierunku. - Chodź, przywitamy to coś - zaproponowała.

- Nawet my przez nie nie przejdziemy, Glynne - odpowiedział, jednocześnie skinięciem głowy przystając na pomysł kapłanki. - Przywitać jednak nie zaszkodzi.

Kobieta ruszyła przodem trzymając swój miecz w gotowości do użycia.

Alaron Elessedil 13-02-2016 14:17

Z każdym kolejnym krokiem Amirowi szło się coraz trudniej. Nie miałby problemów z zostawieniem kogokolwiek, w końcu pentagram i tak ją uwolni, ale zostawić na pewną śmierć?

Co innego zabić zakontraktowaną osobę. Tak musiało być i już, ale takie działanie nie mieściło mu się w głowie. Nawet, jeśli ofiarą miał być psołak lub wilkołak.

~ Wracamy po nią - zatrzymał się nagle.

~ Zeżrą nas. Nie ma mowy, kolego - odparł kruk.

~ Jak chcesz, to zostań, ja wracam - warknął Amir i odwrócił się.

~ Cholera... Dobra, rysuj sigil. Wiesz który. Lecę po nią!

I wystartował. Latanie w ciasnym korytarzu nie było najprostszym zadaniem. Zadanie w znaczący sposób utrudniał fakt, iż każda sekunda przybliżała do śmierci uwięzionej.

- Oblivio sua... - zaczął z daleka.

Tymczasem Amir nie musiał się tak bardzo spieszyć. Większość sigili była dość prosta do stworzenia, jeśli pamiętało się jak powinny wyglądać.




Spojrzał za siebie, tam gdzie pojawiła się bariera odgradzająca ich z drugiej strony. Będą mieli mało miejsca. Trudno. Nie pozabijają się przecież jak będą trochę bliżej siebie.

- ... nocere non possint! - wykrakał zdziwiony widokiem formy bestii psołaczki zmagającej się z sześcioma, ogromnymi robalami.

Gdy tylko niewidzialne więzienie zniknęło psołaczka rzuciła się do ucieczki w ślad za Nichaelem.
Ten miał ochotę rzucić błyskotliwą uwagę o drapaniu za uszami każdego łba, ale powstrzymał się wypatrując pierwszego możliwego momentu na rozpoczęcie rzucania czaru.

~ Gdzie jesteście?!

~ Wracamy, kolego.

- Rapienda, rebus dictantibus... - zaczął głośno dostrzegając sylwetkę stojącego nieruchomo towarzysza.

- ... ira et studio! Sacer curior! - dokończył głośno, gdy tylko oboje minęli sigil.

Na ciasnej przestrzeni byli bezpieczni. Paskudne robale zatrzymały się nie mogąc przejść, zaś kotołak patrzył na nie obojętnie. Nie rezygnowały z prób przejścia dalej, ale również nie mogły przeciwstawić się czarowi kruka.

Usłyszał jak kobieta siada. Bardziej ludzko. Zmieniła postać. Kotołak również usiadł. Pod przeciwległą ścianą, by być jak najdalej od uratowanej wyglądającej jeszcze gorzej niż poprzednio.

~ Trochę jej się oberwało - mruknął Amir przyglądając się psołaczce.

~ Ano - przyznał Nichael.

~ To co? Pomożemy jej? W końcu to trochę nasza wina.

~ Eeee, poradzi sobie. Z resztą pewnie nie będzie chciała.

~ Przynajmniej zaproponuj - naciskał kotołak.

- On proponuje cię naprawić - odezwał się kruk.

Psołaczka zmierzyła wpierw kruka, a następnie Amira, nieco zniechęconym i w sposób wyraźny podejrzliwym spojrzeniem.
- On może mówić za siebie. Chyba, że mu kot skradł język - zaśmiała się cicho. - O ile nie macie pod ręką dobrej odtrutki, to nic nie zdziałacie.

- To burak, nie będzie z tobą gadał. Zapomnieli go wychować. Możemy zrobić drobne abrakadabra, ale jeśli nie chcesz...

- Zaszkodzić raczej nie zaszkodzi - zdecydowała, wysilając się by zdjąć przewieszoną przez ramię torbę i odsunąć ją od siebie najdalej jak mogła. - Czarna czy biała?
Słów tyczących się Amira nie skomentowała, tylko rzuciła w jego stronę kolejne, niechętne spojrzenie.

- Ta lepsza - odparł Nichael, zaś kotołak podniósł się i zaczął rysować heksagram w pentagramie.

Tuż po wyrysowaniu znaków zaczęła się inkantacja.
- Czary mary, czary mary, twoja stara to twój stary - zakpił kruk poważnym głosem.

- Dobra, zaczynajmy - powiedział widząc brak reakcji.

Pierwsza inkantacja miała na celu ponowne zamknięcie psołaczki na wypadek, gdyby pod wpływem czarnej magii zrobiła się agresywna. Natychmiast potem kruk płynnie przeszedł do aktywowania mocy leczących.

Warknięcie wyrwało się z ust psołaczki gdy Amir ruszył się z miejsca, jednak musiał być to odruch, bowiem nic więcej owych ust już nie opuściło. Widać było za to, że siły umykają z dziewczyny, w tempie przyspieszonym. Które to tempo zostało wstrzymane przez magię Nichaela. Następnie zaś odwrócone, niwelując skutki i oznaki ataku robali. Albo psołaczka była podatna na tego typu leczenie, albo też coś dodatkowo wspomagało czar. Szansa na to, że chodziło o to pierwsze była dość znaczna, sądząc po tym, że dziewczyna nawet nie drgnęła tylko pociągnęła nosem parę razy, wąchając powietrze wokół niej.

- Gdybyś miała inna płeć, to bym zapytał czy zaczniesz się teraz lizać po jajkach, ale chyba ten problem mamy z głowy - powiedział po udanym procesie leczenia.

Wyglądała spokojnie, ale nie można było być tego pewnym. Mogła wybuchnąć w każdej chwili.

Kolejne warknięcie powędrowało w stronę kruka.
- Dzięki - rzuciła niechętnie. Ponownie pociągnęła nosem i skrzywiła się. - To był błąd - dorzuciła, szczerząc zęby. - Ta magia tak blisko źródeł.
- Zdejmiesz to? - zapytała wskazując na pentagram.

- Nie. Bo widzisz, kundlu, osoby nienawykłe czasem bywają lekko poirytowane pod jej działaniem, a nam się nie chce leczyć cię po to, żeby cię poharatać. Ty z kolei od początku wyglądasz, jakbyś miała okres, więc póki nie upewnimy się, że jesteś spokojna to... waruj.

- Zdechł pies - dodał najwyraźniej dobrze się bawiąc własnymi testami. Amir natomiast przyglądał się jej reakcji niewzruszony.

- Popełniacie błąd, ale to wasza sprawa - wzruszyła ramionami i ograniczyła się do niemego ignorowania kruka. Zamiast na nim, skupiła się na Amirze. - Jesteś niemową? - zapytała po chwili. - Nie wydałeś żadnego dźwięku przez zbyt długi czas żeby to było normalne.

- Nic nie powie póki nie dasz mu łapy. Umiesz aportować? - ciągnął Nichael.

- Umiesz siedzieć cicho? Nie powinieneś się czasem zażerać się jakąś padliną? - warknęła, przenosząc spojrzenie na latającego, jednak szybko wracając nim do Amira. - Dlaczego go znosisz?

Kruk zaśmiał się cicho.
- Zaliczone, pchlaro. Albo miałaś dużo kontaktów z tego typu magią, albo dobrze się uspokajasz.

W jego ptasiej głowie zaświtał szatański plan. Psołaczka była spokojna i nie dało się tego ukryć, więc nie istniały powody, dla których trzeba by było trzymać ją w zamknięciu. Postanowił ją wypuścić. I zamieszać w towarzystwie. Bardzo mocno zamieszać.
Co w końcu było lepsze niż zrobienie na złość jednej osobie? Tylko zrobienie na złość więcej niż jednej osobie.
Rozpoczął inkantację.

- Wychowałam się w Vole - rzuciła gwoli wyjaśnienia, raczej niechętnego. Zanim jednak dodała coś więcej, jej wzrok powrócił do Amira. Nieco zmieniony jednakże. Zamiast wrogości pojawiło się zainteresowanie. Potrząsnęła głową, jakby próbując pozbyć się z niej czegoś. To jednak uparcie nie chciało odejść. Oddech psolaczki przyspieszył, usta uchyliły się, a po wargach przesunął język. Ciężar ciała przeniosła na ręce, opierając je o skalne podłoże. Stale nie spuszczając przy tym wzroku z kotołaka, przesunęła się bliżej niego.

Amir z szeroko otwartymi oczami spoglądał to na kruka, to na psołaczkę.

~ Ty chyba... Skurwysynu... Rozszarpię cię po wszystkim - warknął kotołak.

- On właśnie zagroził zbiciem ptaka. Bierz go - zakrakał uradowany kruk, zaś Amir wstał i cofnął się pod ścianę.

~ Oj, kolego. To była zbyt piękna sytuacja, by jej nie wykorzystać. Tylko troszeczkę podkręciłem jej popęd do ciebie. Powinieneś mi dziękować - odparł diabolicznie kruk.

Psołaczka powtórzyła jego ruch, także się podnosząc. Po raz kolejny potrząsnęła głową. W jej wzroku na chwilę pojawiła się panika, jednak szybko zniknęła zastąpiona pożądaniem. Wydawać się mogło, że całkiem zapomniała o kruku oraz tym gdzie się znajdowali. Jedyne co się zdawało liczyć, był Amir. Dłoń dziewczyny sięgnęła do rzemieni stanika sukni. Kolejny krok przybliżył ją do kotołaka.

Amir nie był rasistą, ale psołaków i wilkołaków nie lubił. Jako kotołak. Nawet do demonów nie odczuwał takiej niechęci.
Pies nie lubi kota, a kot nie lubi psa. To całkiem naturalne zachowanie.

- Drogie dzieci... - zaczął Nichael przenosząc się do przeciwległego krańca pomieszczenia, zaś Amir zamachał rękami przed sobą, jakby chciał powiedzieć, żeby się opanowała, póki czas.

- ... odwróćcie teraz swój wzrok albowiem zoofile są wśród nas - dokończył.

Serce Amira znacząco przyspieszyło. Nie wiedzieć czy to z powodu płonącej pożądaniem kobiety, czy jej nadchodzącego ataku.
Zawsze był opanowany. Zawsze potrafił zachować spokój i przytomność umysłu. Tego wymagała jego praca. Gdyby nie potrafił panować nad własnymi emocjami zginąłby wielokrotnie.

~ Wyrwę ci skrzydła...

Z drugiej jednak strony nigdy nie był w takiej sytuacji. Zawsze, jeśli pojawiało się pożądanie, było prawdziwe, a nie wywołane sztucznie przez psychopatycznego towarzysza rzucającego zaklęcia czarnoksięskie pod postacią kruka.

Prośba o opanowanie niestety nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Dziewczyna nadal się zbliżała, a jej dłonie wprawnie rozsupływały kolejne rzemyki przez co suknia zaczęła robić się luźna u góry. Na to najwyraźniej psołaczka czekała, bowiem dłonie jej przeniosły się na ramiona i zsuwać je zaczęły w dół, wraz z resztą materiału, który okrywał jej ciało. Jak się okazało pod spodem miała tylko lekką tunikę, która wykonana była z cienkiego, aczkolwiek nie prześwitującego materiału.
Oddychała coraz szybciej, a na policzkach wykwitły jej rumieńce. Nim jednak zrobiła kolejny krok, zatrzymała się.

~ ... i zjem je natychmiast. Nie będę czekał na ogień...

Amir również zastygł z wyciągniętymi rękami, przygotowanymi na zatrzymanie kobiety przez podtrzymanie za ramiona póki jego wola wystarczała.

- Do boju tygrysie! - zawołał Nichael.

Kolejny krok zajął jej nieco więcej czasu niż powinien. W spojrzeniu na chwilę pojawiła się żądza mordu, która była równie gorąco co pożądanie, które przejęło nad nią władzę. Pokonanie tego drugiego okazało się jednak wciąż czymś, co było ponad jej siły, aczkolwiek walkę z nim podjęła zażartą. Kolejne, powolne kroki wystarczyły by zbliżyć się do Amira wystarczająco by ten mógł skorzystać ze swej wątłej obrony w postaci własnych rąk. Tyle że jej dłonie także nie próżnowały, zbliżając się do ciała kotołaka z wyraźnym zamiarem pozbawienia go ubrania. Jednocześnie psołaczka podjęła próbę zbliżenia swych ust do jego.

~ ... a potem wyrwę nóżki...

Kotołak starał się powstrzymać kobietę mobilizując siłę woli wspieraną przez widok tego, co znajdowało się za barierą towarzysza.
Spojrzał zauroczonej w oczy i ostentacyjnie zaczął głęboko i spokojnie oddychać, jakby chciał przekazać część własnego topniejącego spokoju.
- Nie radzicie sobie - pokręcił łebkiem kruk.
- Pomogę wam - dodał paskudnym głosem i rozpoczął inkantację.

~ Nie!

Kolejne wtrącenie się Nichaela dobiło walczącą wszystkimi siłami o odzyskanie kontroli, psołaczkę. Wszelkie próby, które podejmowała do tej pory, legły w gruzach, a z jej ust wyrwał się jęk. Zignorowała, lub też starała się zignorować ręce kotołaka, za wszelką cenę chcąc dostać się do jego ciała.
Amir zachował nieco więcej powściągliwości, jednak i na niego podziałały czary kruka. Chęć by bronić się przed dziewczyną opadła do poziomu "ewentualnie, ale niekoniecznie mi się chce". W połączeniu z jej staraniami zaowocowało to tym, że psołaczce udało się przedrzeć przez zaporę rąk i jej ciało dotknęło ciała Amira, co zaowocowało westchnieniem, które uleciało z jej ust, tuż przed tym gdy dotknęła nimi jego warg. Jednocześnie jej dłonie gorączkowo zabrały się do zdejmowania wierzchniego odzienia kotołaka.

Armir zapewne by poległ, gdyby nie widok robali nie mogących przedostać się przez barierę czarnej magii. Przestał nawet wyżywać się mentalnie na swym towarzyszu, ponieważ jego siły potrzebne były w innym miejscu. Chcąc, nie chcąc musiał przyznać, iż była pociągająca, czego wcześniej nie zauważył. Mogło być całkiem przyjemnie.
Bohatersko próbował jednak przeciwstawić się działaniom psołaczki. Choć może z mniejszą werwą niż na początku.

Nagle argument psa i kota wydał mu się absurdalny. On nie był kotem, tylko mężczyzną, a ona nie psem, tylko kobietą.
A to, że jego diaboliczny towarzysz maczał w tym pióra jakoś zaczęło tracić na znaczeniu.

Za to werwa psołaczki nigdzie się póki co nie wybierała. Jej wargi przeniosły się z ust Amira nieco niżej, na szyję. Jej dłonie zaś zdołały dotrzeć do nagiego ciała, nie kłopocząc się jednak pełnym kotołaka rozbieraniem. Powoli zsuwały się w dół zahaczając o pas i przez chwilę zajmując się nim. Usta wspięły się nieco wyżej by dotrzeć do ucha.
- Zabiję was za to - wyszeptała czule i kusząco.

Kotołak pokręcił szybko głową i w akcie desperacji spojrzał na nią, jakby chciał prosić, by przestała. Próbował nawet coś powiedzieć, ale, oczywiście, bez skutku.
Delikatnie położył dłonie na jej biodrach, a jedna z nich powędrowała przez plecy. Był tak bardzo bliski przekroczenia granicy.

Jej usta miękkie i ciepłe. Żar ciała i dotyk rąk bardzo przyciągał. A robale? I tak nie przejdą, więc równie dobrze można założyć, że ich nie ma. A Nichael? On był zawsze. To tak, jakby sobie odmawiać tylko dlatego, że wiecznym towarzyszem jest cień. Absurd.

Sam złapał się na przyspieszonym oddechu, a spięte mięśnie zaczynały drżeć. Wyuczonym odruchem bezwarunkowym pogłębił oddech i nieco rozluźnił się.

Reagując na ruch głowy, odsunęła twarz, na której na przemian malowała się furia i gotowość by się mu oddać. Jej wzrok spoczął na jego ustach, zarazem głodny i gniewny. Albo ilość magii, którą na nią rzucono zaczynała działać przeciw sobie albo też pochodzenie dawało o sobie znać. Może i inne w tym były przyczyny, jednak zamiast kolejnego westchnięcia czy jęku, Amir usłyszał kolejne ciche słowa.
- Próbuję przestać.
To, ze jej ciało zdecydowanie nie szło w parze z jej deklaracją, było już inną sprawą.

Kotołak w przypływie zaskoczenia ochłonął na chwilę. Szybko oderwał ręce od psołaczki i rąbnął tyłem głowy o ścianę w poszukiwaniu otrzeźwiającego bólu.
Pies i kot? Kocio-psie dzieciaki. Odpada.

Uderzenie się w głowę było jednym ze sposobów na powstrzymanie zapędów. Dość skutecznym w dodatku. Szkoda jedynie, że nim miał okazję się odsunąć, ciało psołaczki zdążyło go do owej ściany przygwoździć. Jednak i w jej oczach błysnęło coś, co względnie można było nazwać opamiętaniem. To, czy było to dla Amira korzystne, w chwili gdy jej dłonie zabawiały się wokół jego pasa, było dość wątpliwe.

Nichael widząc natomiast, że jego towarzysz bardzo mocno walczy z jego czarami postanowił je wzmocnić. Słowa popłynęły szybciej i intensywniej.

Kotołak jednak nie utracił panowania. Ponownie był kontrolował siebie, choć nie był już pewien czy to tak dobrze i czy rzeczywiście tego chce.
Delikatnie złapał kobietę za nadgarstki, by odciągnąć od siebie jej dłonie. Powoli, acz stanowczo.
Kruk tymczasem wiedział co się stanie, jak już odzyskają nad sobą pełnię kontroli. Przezornie wskoczył do wnętrza pentagramu.

- Puść - nakazała, nie spuszczając wzroku z twarzy Amira. - Moja kolej - dodała, a jej spojrzenie obiecywało niekoniecznie przyjemne przeżycia temu, na kim skupi się jej złość.

Kotołak spojrzał niepewnie, jakby obawiając się, iż kobieta nie jest jeszcze sobą, zaś kruk wykorzystując chwilę wplótł w inkantację słowa aktywujące bariery pentagramu. Finalnie jednak puścił jej ręce.

Psołaczka nie czekała, aż zmieni zdanie. Jej złość była wręcz namacalna, unosząc się wokół niej jak całun. Nie czekając, ani też nie tracąc czasu na ubranie się, podeszła do swojej torby, uwagę skupiając na kruku. Przedmiot, który wyjęła, był dobrze znany tym, którzy wywodzili się z magicznych rodzin Vole.




Kamień związania pozbawiający możliwości korzystania z magii póki jest aktywowany i skierowany na nieszczęśnika.

~ Kolego, powstrzymaj ją.

~ Teraz to: "kolego, powstrzymaj ją"? - mruknął Amir.

~ Mógłbym próbować stawiać dodatkowe zapory, próbować się teleportować czy coś, ale nic nie zastąpi prewencji. A nie powiesz, że moja magia się nie przydaje - naciskał kruk.

Amir był bardzo zmęczony. Początkowa, silna niechęć do psołaków w sposób znaczący zmalała, czego nie upatrywał jako dobry znak. A może upatrywał?
Położył dłoń na ramieniu kobiety stojącej bokiem do niego, by przyciągnąć do siebie jej uwagę.

Nie była zadowolona, jednak odwróciła spojrzenie od kruka i skupiła je na kotołaku.
- Nie powstrzymuj mnie - ostrzegła, jednak bez szczególnie silnych pokładów niechęci, które najwyraźniej w całości zostały skierowane na skrzydlatego towarzysza Amira.

Kotołak usiadł i pociągnął lekko za jej dłoń, by też usiadła. Kiedy to zrobiła wyjął pierścień z sakwy, by podać go kobiecie.

- Oświadcza się - powiedział z przekonaniem Nichael.

Psołaczka wzdrygnęła się słysząc głos kruka, jednak widok pierścienia musiał mieć dla niej większe znaczenie niż dogadywanie ptaka.
- Ten sam - stwierdziła, oglądając pierścień, jednak nie zakładając. Ponownie sięgnęła do swojej torby, z której wyjęła dokładnie taki sam pierścień, tyle że wyglądający na nieco mniej wypełniony. Uważała przy tym by oba nie znalazły się zbyt blisko.

Tymczasem Amir sięgnął po jej ubranie i położył na nogach właścicielki. Przez chwilę nie patrzył na nikogo, tylko na to, co znajdowało się po drugiej stronie zapory magicznej. Wyglądało, że był mocno niezdecydowany, ale...

Tłumaczył sobie swoją decyzję poczuciem winy i długiem, który musi spłacić, ale nie do końca był przekonany czy jest to prawda. Jednak nawet, gdyby prawdą to nie było, to nie wiedział jaka ona jest i nawet nie chciałby wiedzieć.

Usiadł bliżej kobiety i spojrzał prosto na nią. Wskazał dwoma palcami na jej oczy i kciukiem na siebie.

Korzystając z przeniesienia jego uwagi na inny obiekt, psołaczka założyła suknię, jednak nie kłopotała się z dokładnym zawiązywaniem rzemieni. Wydawać się mogło, że jest jej w tej chwili obojętne jak wygląda. Odłożyła oba pierścienie na bok, kładąc kamień między ni i dopiero wtedy skupiła się na Amirze.
- Mów - poprosiła, całkiem zmieniając swoje dotychczasowe zachowanie. Nawet się uśmiechnęła i to dość miło.

Spróbował coś powiedzieć, skrzywił się i pokręcił głową. Przyłożył palce do skroni, skupił się, wskazał na kruka. Wskazał na kruka ponownie i poruszał ustami udając, że mówi. Ponownie wskazał na kruka i przywołał najbardziej wściekły wyraz twarzy, jaki tylko mu się udało. Jeszcze raz wskazał na kruka i zamachał rękami. Podniósł kciuk. Wskazał na siebie i kruka, a następnie przyłożył rękę do oczu udając, że czegoś wypatruje. Z dwóch palców zrobił sobie rogi, a głupia mina miała uwiarygodnić go jako demona. Zakończył kilkoma ciosami z góry wyimaginowanym sztyletem.

W tej chwili kruk pożałował swojego żartu. Nigdy nie spodziewałby się, iż czarna magia pożądania doprowadzi do tego miejsca.
- O kurwa... On nie rozmawiał od... Nie wiem kiedy - powiedział kompletnie zaskoczony Nichael.

Psołaczka pokręciła głową, a jej uśmiech nieco się pogłębił. Nawet komentarz kruka nie wpłynął na jej rozbawienie.
- Mów - powtórzyła. - Poruszaj ustami wypowiadając nieme słowa. Szukasz demona, kruk porozumiewa się z tobą mentalnie. Nie rozumiem jednak dlaczego demona.

Kotołak uśmiechnął się lekko wprawiając swego towarzysza w jeszcze głębszy szok.
- Amir - wskazał na siebie.

- Nichael - wskazał na kruka.

- Zabrał mi głos. Jego zmienił w ptaka. Miało być odwrotnie. Ja jestem zabójcą - wyciągnął sztylet, który zatańczył w jego dłoni, by po zaprezentowanym spektaklu wrócić na swoje miejsce.

- On też. Byliśmy konkurencją i nie lubiliśmy się. Dostaliśmy zlecenie na tego samego demona i spotkaliśmy się we trójkę - ciągnął bezgłośnie.

- Taaaa, to była całkiem niezła jatka, kolego, musisz przyznać - zachichotał kruk, zaś kotołak z lekkim uśmiechem pokiwał głową.

- Nie jestem twoim kolegą - odparł z satysfakcją Amir.

Dziewczyna skinęła głową, nie spuszczając oczu z Amira.
- Możesz mi mówić Nunu - przedstawiła się. - Czar przejęcia i przemiany. Stały… - myślała na głos, bawiąc się rzemieniem. - Arystokrata, wyższa magia… Macie pecha - rzuciła krukowi szybkie spojrzenie, które jasno dawało do zrozumienia, że jemu tego pecha życzy dożywotnio.

- Nic jednak czego nie da się częściowo odwrócić lub złamać. Jak każdą magię. Trzeba tylko znać sposób.

Co mówiąc, uniosła na chwilę dłoń by Amir nic nie mówił i zajęła się przeszukiwaniem swojej torby, która zdawała się nieco nadmiernie pojemną jak na jej rozmiary. Wyjęła z niej kubek, manierkę z wodą i cztery paczuszki z szarym proszkiem. Z każdej wybrała szczyptę i wrzuciła do kubka, a następnie zalała wodą, która zaczęła pienić. Zakręciła naczyniem, sprawdziła jego zawartość i skinęła głową zadowolona.

- Nie władasz magią? - zapytała Amira, podnosząc kamień związania oddzielający oba pierścienie.

- Mogę być kotem. Tyle - pokręcił głową.

- Demon miał coś, czym jego przemienił, a mnie zabrał głos. Nichael twierdzi, że mając ten przedmiot mógłby to odwrócić - dodał.

- To dobrze - odpowiedziała, przenosząc spojrzenie na kruka. - Zostajesz więc tylko ty - dodała złośliwie, oblewając płynem oba pierścienie.

Czymkolwiek była mieszanka wniknęła w nie jak w wysuszoną glebę. Ich zawartość zawirowała, a pojemniki utrzymujące w sobie magię, pękły z trzaskiem. Kruk w międzyczasie miał okazję doświadczyć wyjątkowo ostrego bólu, spowodowanego głośnym świstem, który rozległ się w jego głowie. Ku wyraźnej uciesze Nunu.

- Co to był za przedmiot? - zapytała, odkładając kubek do torby. - Jeżeli był podobny do tych pierścieni to wystarczy znaleźć połączenie lub drugi, połączony. Jeżeli jednak koniecznie chcesz dorwać tego demona to podróżuje z nami ktoś, kto może ci w tym pomóc - uparcie ignorowała istnienie kruka.

- Nie widzieliśmy dobrze, bo byliśmy za bardzo zajęci zmaganiami. W tym etapie ze sobą. Potem musieliśmy nauczyć się żyć ze sobą. Jest wkurzający, upierdliwy i ma spaczone poczucie humoru, ale też ma swoje dobre strony, choć ciężko w to uwierzyć. Szliśmy waszym tropem, bo Dzwonek wspomniała Nichaelowi o demonie i zabezpieczaliśmy wasze tyły. Szczególnie, że byliście śledzeni. Mesena i Sine były pierwszą grupą, a Juster i Symeon z tej samej paczki mieli wyruszyć później.

- Demonica i upadła? Obie znajdują się za tą barierą - wskazała na złotą ścianę. - Sine najwyraźniej większość zna. Dlaczego jednak Dzwonek miałaby wspomnieć o tym demonie? I to tobie - niechętne spojrzenie powędrowało w stronę kruka, a Nunu ułożyła się wygodniej, opierając o skalną ścianę. - No tak… To ciebie złapała. Szkoda że nie zostawiła cię w tej kuli żebyś zdechł - posłała krukowi nienawistne spojrzenie i dopiero po nim odwróciła wzrok do Amira. - Wybacz, ale póki co nie widzę dobrych stron, a przynajmniej nie zobaczę ich przez najbliższy czas. Uważaj przy reszcie. Jeżeli dowiedzą się, że podążacie za Moonrią to po was.

Kotołak bez słowa wskazał na magię odgradzającą ich od stworów.
- Jego magia się przydaje. Ja umiem rysować. Kiedyś siadałem na dachu i rysowałem miasto. Dlatego ja rysuję symbole, a on nadaje im wymiar magiczny - uśmiechnął się lekko do Nunu.

- Nigdy mi o tym nie mówiłeś - powiedział kruk, zaś kotołak zgromił go spojrzeniem.

- Poza tym, damy sobie radę - powiedział Amir.

- Jeżeli będziecie chcieli dalej podążać w tym samym kierunku to lepiej z nami, niż samotnie - stwierdziła. - I tak byście nas stracili z oczu w porcie. Może gdy się nadarzy okazja Dzwonek znajdzie wam tego demona. Jak mu na imię? - zainteresowała się. Wyraźnie także nie chciała rozmawiać o przydatności kruka, który bez wątpienia zalazł jej za skórę. Podkuliła nogi pod siebie i porzuciwszy zabawę rzemieniem, skupiła się na obracaniu kamienia w dłoni.

- Mestir Sones - odparł krótko Amir.

We wzroku psołaczki błysło zaskoczenie.
- Umiecie sobie dobierać wrogów - skomentowała. Jej wzrok przeniósł się na złotą barierę. Pociągnęła nosem i się skrzywiła.

- Nie wiem czy stąd, czy stamtąd bardziej zalatuje czarną magią. Jeszcze chwilę - dodała, powracając wzrokiem do Amira i obdarzając go wesołym uśmiechem. - Dlaczego uciekałeś?

- Chciałem podróżować sam. To znaczy... Prawie sam. Tacy jesteśmy. Kotołaki. Wolimy chodzić sami. Zazwyczaj. Potem z powrotem wróciłbym na trasę - odwzajemnił uśmiech.

Kruk natomiast widząc, iż zagrożenie jest zażegnane zdjął ochronę pentagramu.

Skinęła głową.
- Nie lubię towarzystwa - przyznała się, ozdabiając to wyznanie lekkim wzruszeniem ramion. - Niekiedy jednak się przydaje. Czasami zaś jest niezbędne. Jak Nana dla mnie albo on - wskazała podbródkiem kruka - dla ciebie.
Ziewnęła, i na chwilę przymknęła oczy korzystając ze ściany jak z poduszki.
- Dołączycie? - zapytała, unosząc powieki.

Kotołak spojrzał na Nichaela, po czym ponownie przeniósł wzrok na kobietę.
- Może - powiedział z lekkim uśmiechem.

- Wiesz że może nie wystarczy - skopiowała uśmiech i nieco go tylko pogłębiła. - Już i tak wiecie za dużo. Co powiesz na układ? Miejsce pobytu demona i pomoc w jego likwidacji za współpracę przy wykonaniu zadania?

- Znam go lepiej niż on chciałby, żebym go znał. On już się zgodził, dachowiec chędożony. Tylko jeszcze nie do końca to do niego dotarło. Jego maleńki móżdżek potrzebuje czasu, żeby odkodować to, co sam zakodował - odpowiedział za niego kruk, zaś kotołak spojrzał na niego niechętnie i nie zaprzeczył.

Nunu jeszcze chwilę przyglądała się Amirowi z tym samym wyrazem twarzy co przed wypowiedzią kruka. Oderwała głowę od ściany i przechyliła ją nieco na bok, zupełnie jakby pod tym kontem lepiej widziała.
- Dobrze - stwierdziła, pochylając się w stronę kotołaka i całując go.

Obaj patrzyli na Nunu w całkowitym osłupieniu, jak dwie kamienne rzeźby. Bez ruchu.
- Muszę się napić - rzucił Nichael, a Amir próbował powstrzymać uśmiech. Udało się, ale jego starania były widoczne jak na dłoni.

Psołaczka jedynie pokręciła głową rozbawiona i wstała.
- Pora więc by dołączyć do reszty - oznajmiła, wyciągając dłoń w stronę Amira.

~ Dziobnij mnie jak zacznę się kretyńsko uśmiechać.

Kruk wylądował na ramieniu kotołaka i dziobnął go w kark, gdy ten przyjmował dłoń Nunu. Efektem tego było bezwyrazowe skrzywienie się.
- Sam o to prosił - powiedział obojętnie Nichael.

Kruk układał jednak kolejną intrygę, choć nie zdążyli nawet dobrze oddalić się od miejsca, w którym przebywali od jakiegoś czasu. Tym razem chciał naprawić szkody, które wyrządził widząc w tym zagrożenie dla siebie i Amira.

~ Odbiór, Burek, odbiór. Hał, hał! - zaczął Nichael.

Nunu drgnęła słysząc głos kruka, który nie dotarł do niej za pomocą uszu.
- Wynoś się z mojej głowy - warknęła, skupiając wzrok na Nichaelu. - Albo pożegnasz się z kilkoma piórkami.

Amir spojrzał na swojego towarzysza, jakby nagle zobaczył w nim zakąskę.
- No dobra, już dobra...

~ Słuchaj no, Azor, chce chwilę pogadać, ale dachowiec nie może o tym wiedzieć, bo to tyczy się jego. Albo załatwimy to od razu, albo będę cię tym męczył, bo to dość istotna kwestia. Dachowiec nie może wiedzieć, więc nie tup nóżką i wysłuchaj co mam do powiedzenia - ciągnął kruk, ale ton głosu zmienił mu się. Był jakby bardziej poważny i rzeczowy.

~ Potem się wyniosę i nawet dam ci spokój. Przynajmniej na jakiś czas. To jak będzie? - dodał.

- Dobre strony? - zapytała Amira, z niechętnym prychnięciem.

~ Mów ~ odpowiedziała demonowi w myślach, płynnym przekazem, dodając do niego sporą dozę niechęci, choć przekaz o dziwo był czystszy niż ten werbalny. To mu się nie spodobało i tylko wzmocniło jego postanowienie.

~ Nie lubię tego kolesia, ale to mój towarzysz. I tu przestaje być istotne czy się lubimy, czy nie. Mamy móc na sobie polegać. Kumasz, laska? Już jakiś czas jesteśmy na siebie skazani i zdążyliśmy się poznać, więc wiem co mówię. On cię polubił, więc nie schrzań tego - wyrzucił z siebie.

~ Troszczysz się o niego? ~ zadrwiła. ~ Postaram się pokazać z jak najlepszej strony, skoro tak ci na tym zależy. Słodki jest ~ dodała z odrobiną złośliwości.
Zaklął w myślach. Nie zadziałało. Próbował wykorzystać niechęć do jego osoby tylko po to, by zrobiła mu na przekór.
Musiał spróbować czegoś innego.

~ Ja? Jestem egoistą i robię to z czystej złośliwości. Nie chciałby, żebym z tobą gadał. Szczególnie o tym, więc mówię - rzucił od niechcenia, po czym kontynuował:

~ Szczerzy się jak kretyn, którym z resztą jest, a ja nigdy nie widziałem, żeby się szczerzył. Pieprzy ci o tym, że cośtam bazgrał, a mnie nawet słowem o tym nie wspomniał, choć kilka razy uratowałem mu sierść. Umie narysować sigile? To się nada. Nie mówiąc już o tym, że z innymi nie chce gadać. Nawet nie próbuje. Lubię go drażnić mówiąc innym, że nie chce mu się z nimi gadać, ale to zgrywy. Jemu nie chce się robić z siebie błazna, a tu nawet jakieś idiotyczne miny robił, żebyś go zrozumiała. Jeśli chcesz... znaczy nie chcesz... to znaczy... kurwa, jak ja nisko upadłem... wiesz o co mi chodzi. Zastanów się, co robisz, Burek, bo ostatnie, czego nam trzeba, to przybity skrytobójca. Chcesz w to brnąć? Proszę bardzo. Tylko nie puść go w trąbę. Stukanie to jedno, a emocje drugie. Albo mi podziękujecie za to, co dziś zrobiłem, albo osłabisz mi partnera, a wtedy dopadnę cię z całą moją kreatywnością towarzysza broni. Czaisz, laska? - zapytał.

Nikt na początku nie potrafił określić co wyjdzie. Nawet w trakcie nikt tego nie potrafił. Liczył na to, iż rodząca się do kotołaka sympatia nie pozwoli jej na to i będzie wolała zrezygnować, póki jeszcze był na to czas.

~ Prawdziwa z ciebie skarbnica wiedzy. Popełniasz jednak drobny błąd. Wyjdzie z czasem… A teraz wynocha ~ Nunu uparcie nie wyrażała ochoty na współpracę z Nichaelem, a wręcz zdawała się każde jego słowo traktować jako broń, którą ewentualnie można wykorzystać. Czy tak było istotnie, czy też po prostu wciąż była na niego zła, za zabawę z wcześniej? A może coś zupełnie innego było grane… Tego kruk mógł się tylko domyślać.

Już w tej chwili Nichael wiedział, że popełnił błąd. Wiedział nawet jaki. Nikt, kto wychował się w Vole nie był nieskażony. Musiał to przerwać. Amir musiał się dowiedzieć. Potrzebował mocy Dzwonka. W najgorszym wypadku zabije psołaczkę. Są zasady, których się nie łamie.

Nie zostawia się towarzysza broni samego na polu bitwy. Za żadną cenę.


Zachowanie postaci jest wynikiem rzutów MG.

Kerm 14-02-2016 15:30

Bezpieczeństwo było czymś, co w takiej sytuacji nieco się wszystkim przydało.
Silyen co prawda nie oberwał, ale niektórzy znajdowali się w dość kiepskim stanie - na przykład anioł. Nim jednak ze spokojem mogła się zaopiekować kapłanka, której - wbrew wcześniejszym podejrzeniom Silyena - nic się nie stało, więc elf mógł się zająć innymi sprawami.
Po uspokojeniu Mellta, który dał do zrozumienia, że towarzystwo przerośniętego robala niezbyt mu odpowiada, Silyen rozejrzał się po jaskini, zainteresowany tym, co pozostawili po sobie poprzedni podróżnicy. A - jeśli dobrze się znał na magii - parę rzeczy by się tu znalazło.
Skoro rozmyślanie nad sposobem wydostania się z tej sytuacji nie wymagało siedzenia czy stania w jednym miejscu, można było ten czas jakoś dodatkowo zagospodarować, z zyskiem.
Przedmiotów wśród czaszek i szkieletów nie brakowało. Co prawda znaczna część nie nadawała się do ponownego użycia, jednak te, które okraszono odrobiną magii, miały to do siebie że czas ich się nie imał. Z tego też powodu było je łatwiej znaleźć. To, że niektóre były nieco poza zasięgiem nie stanowiło problemu, jako że Nana uznała te chwile spokoju po walce za odpowiednie, by włączyć się nieco w życie drużyny i pomóc Silyenowi w poszukiwaniach.
Łącznie udało się im wyszukać całkiem sporych rozmiarów kopiec złożony głównie z oręża, ale i trzech zbroi oraz garści pierścieni i innych świecidełek. Magia, zawarta w tych przedmiotach była głównie użytkowego typu, na przykład lżejsza zbroja), ale nawet takie przedmioty nie zasługiwały na to, by się marnować w jakiejś jaskini.
Elf odsunął od siebie zbroje (których jako mag nie nosił) i oręż (z którego wybrał sobie jeden, ciekawszy od innych, sztylet), po czym zajął się biżuterią.
- Przyda ci się coś z tego? - Silyen zwrócił się do Nany, która służyła mu nieocenioną pomocą.
Wróżka wybrała cienki naszyjnik z białym kamieniem.
- Nunu będzie zachwycona - powiedziała.
Silyen nie miał nic przeciwko temu, chociaż był nieco zaskoczony tym, że ktoś kolekcjonuje rzeczy, od których czuło się czarną magię.
Założył pierścień z zaklęciem tarczy, naszyjnik o ciekawych właściwościach, a resztę drobiazgów schował do kieszeni.
Teraz można było podjąć działania umożliwiające wydostanie się z tego zacisznego schronienia.
Przy możliwościach Dzwonka nie było to trudne. Problem polegał tylko na tym, że Daske mógł mieć odmienne zdanie...

Ardel 15-02-2016 20:05

Ksenocidia dostrzegła, że reszta miała inny, lepszy plan niż ona. Dobić robala, a potem zablokować wejścia, by mieć chwilę czasu. Słusznie. Jednak dowiedziała się o tym zbyt późno - kiedy była już poza zasięgiem owej świetlistej kopuły, a drogę zagradzała jej kolejna poczwara. Ghul nie miała broni, a jej zęby z pewnością nie sprawdzą się przeciw chitynowej bestii. Pozostała improwizacja.

Każdy padlinożerca i drapieżnik wolał prostszą ofiarę i, jeżeli nie czuł się zagrożony, ignorował te trudniejsze do zabicia. Kierując się rozsądkiem natury, który nie stworzyłby abominacji, mającej za zadanie zabijania wszystkiego co się rusza, a raczej stworzenia abominacji (wszak to dwumetrowy robal!), która zachowuje pozory rozsądku, otworzyła drżącymi rękami plecak i wyrzuciła przed siebie, w stronę potwora wszystkie lekko zepsute kuraki z plecaka. Tłuste, lekko nadgniłe, lecz przynajmniej mocno woniejące koguciki z pewnością powinny zająć na chwilę wielkie cielsko.

Jeżeli robal się jadłem zajmie, ghul postanowi w jak największej odległości go ominąć i ruszyć dalej. A jeżeli nie - nie pozostanie jej nic innego jak również spróbować go wyminąć, tylko że biegiem, korzystając z plecaka jak z tarczy i nie przejmując się możliwą jego stratą. Wolała to, niż narażać resztę drużyny na niebezpieczeństwo, wołając o pomoc, czy próbując przedostać się przez barierę, która naruszona dla wpuszczenia jej, mogła także wpuścić robactwo.

Grave Witch 16-02-2016 10:52

Jaskinia

Robal został ubity. Resztki cennych rzeczy, które zległy w jaskini, pozbierane. Ci, którzy rany odnieśli - wyleczeni. Za wiele więcej do roboty nie było poza ruszeniem dalej i zmierzeniem się z robaczym potomstwem, które stało na drodze do wolności. Nie było jednak tak, że plan ów obył się bez wyraźnych problemów.
Pierwszym i wyraźnie istotnym oraz uparcie nie dającym się przekonać, była Dzwonek. Anioł, którego zmysł wyczuwania zła i czarnej magii był dość silny by poczuć zbliżające się osoby, które z jej mocy skorzystały, a który wraz z kapłanką chciał zbliżających się powitać, został powitany kategoryczną odmową. Dzwonek wręcz wyraźnie i dość mocno pogrubiła zasłonę oddzielającą ich od korytarza, którym przybyli do jaskini. Daske od razu zainteresował się sprawą i widać było, że jest bardziej zdziwiony zachowaniem swej towarzyszki, niż zły o to, że ktoś ośmielił się z nią rozmawiać. Jego miecze z powrotem tkwiły na swoich miejscach, mimo iż nie zbliżał się do truchła, odkąd je w ciało robala wbił. Cóż, nie dało się ukryć, że w tej grupie tajemnic nie brakowało. Póki co jednak nie wydawało się, by mieli gdziekolwiek ruszać. Nie, dopóki Moonria uparcie tkwiła przy swoim i ani myślała zrobić cokolwiek ze swoją barierą.
Nawet gdy padło pierwsze pytanie o ghulicę i zaczęły się jej poszukiwania. Nikt zdawał się nie wiedzieć gdzie kobieta się podziała ani czy żyje jeszcze, czy poległa przy okazji walki z robalem. Jej ciała nie było jednak nigdzie widać.



Ksenocidia.

I nic dziwnego, bowiem ghul wciąż żyła i dość aktywnie oraz skutecznie, radziła sobie z niebezpieczeństwem. Robal, który w pewnym momencie jakby stracił zapał do ataku, z apetytem zabrał się do podarowanego mu posiłku. Jakby na to nie spojrzeć to co na srebrnej tacy podane lepiej smakuje, niż to za czym ganiać trzeba i jeszcze kto wie, może przy okazji oberwać od swej ofiary. To, czy stworzenie to rozum posiadało wystarczająco rozwinięty by do takich przemyśleń był zdolny, pozostawało wątpliwe. Instynkt jednak wystarczył. Skoro Kseno nie zamierzała go atakować, a zamiast tego nakarmiła, rzucił się na padlinę dziękując jej odgłosami pożerania cuchnących kurczaków. Droga przed nią była wolna.

Z tym, że nie do końca. Tunel to zwężał się, to rozszerzał, zakręcał i okazjonalnie przemieniał w nieco większe, wolne przestrzenie. W końcu jednak doprowadził do czegoś, co zdawało się być wyjściem.


Problem polegał na tym, że i jego broniła zapora o delikatnym, złotym poblasku. Może to i lepiej jednak było? Na zewnątrz co prawda zdawało się być jasno, tyle że niekoniecznie musiał to być blask dnia. Za tym, że pochodzenie światła miało nieco inne niż naturalne, przemawiał hałas, jaki dochodził do uszu Ksenocidii. Głośne i bliskie huki oraz szum, który wgryzał się do mózgu, niemal zagłuszając wszelkie myśli. I ten strach, który zabierał oddech z piersi, powodując, że miało się ochotę zawrócić i uciekać w panice.



Jaskinia.

Czas się dłużył. Niewiedza o losach towarzyszki, niewiedza o tym co na nich jeszcze czekało oraz brak informacji odnośnie tego, co zbliżało się do nich po ich własnych śladach. Wszystko to mieszało się ze sobą, potęgowane licznymi tajemnicami, których ślady wiły się wśród członków grupy niczym zaraza. Upadła z demonicą trzymały się na uboczu, rozmawiając między sobą i sporadycznie wskazując tego czy owego z drużyny. Nan przywarowała przy grubej zasłonie, która oddzielała jaskinię od tunelu, którym przybyli. Nie odzywała się do nikogo, tylko wlepiała spojrzenie w niemal litą skałę. Dzwonek tkwiła w pobliżu, a jej kocie uszy raz po raz drgały, nasłuchując i wyraźnie słysząc to, co działo się za ową barierą. Na ustach dziewczynki tkwił wesoły uśmieszek, który sporadycznie ustępował wyrazowi zaskoczenia, względnie wybuchom śmiechu. Cokolwiek się działo w tunelu, sprawiało małej nie lada frajdę.
Daske ograniczył się do rzucania na nią okiem, jednak nie interweniował w żaden sposób. Zamiast tego zajął się swoim wierzchowcem i zapasami, które im zostały. Nie odzywał się do nikogo, nawet zapytany.
Nayra po raz kolejny okazała się niezastąpiona przy wierzchowcach, u których zapach trupa wzbudzał wyraźny niepokój. Centaurzyca także nie wydawał się szczególnie chętną do rozmów. Swoje opinie i myśli zachowała na własny użytek, sporadycznie częstując Daske nieco zdziwionymi spojrzeniami.
W jaskini zapanowała cisza.

Przynajmniej do momentu w którym przerwało ją klaśnięcie w dłonie. Dzwonek z wyczekiwaniem widocznym na twarzy wlepiła spojrzenie w złotą barierę, która nagle rozwiała się niczym dym. Co z kolei zaskoczyło Nanę do tego stopnia, że wydała z siebie dość głośny okrzyk. Oczy wszystkich zwróciły się w tamtym kierunku witając wchodzącą do środka parę. Cóż, dosłownie wyglądających na parę Nunu i nieznajomego. Sądząc po stanie ich odzienia, walka, którą stoczyli była dość… szczególnego rodzaju. Co niejako mogło tłumaczyć zachowanie Dzwonka.
Nana wyglądała na zadowoloną z powrotu towarzyszki, nieco tylko mniej z jej towarzystwa. Zupełnie zaś zadowolona nie była z obecności kruka, na ramieniu mężczyzny. Ptak otrzymał od niej tak mordercze spojrzenie, że zdecydowanie mógł się cieszyć, że wzrok póki co, nie zabijał.
Nunu przedstawiła mężczyznę jako Amira. Anioł jako pierwszy skinął mu głową, dziękując za pomoc, której ten mu udzielił. Nie widać było, by skrzydlaty był źle nastawiony do nowo przybyłego. Co zaś tyczy się kruka… Najwyraźniej ptak nie miał co liczyć na zawieranie nowych znajomości, które nie byłyby podszyte niechęcią, lub w najlepszym razie podejrzliwością.

Po powitaniach nadeszła pora by ruszyć dalej. Odgłosów zbliżających się robali nie było już słychać. Nigdzie także takowych nie było widać. Dzwonek jednak nie zniosła od razu bariery, a jedynie otworzyła to przejście, do którego grupa zmierzała. Zapach, który uderzył w ich nozdrza był wyjątkowo nieprzyjemny. Zupełnie jakby ktoś wyrzucił do tunelu zgniłe resztki mięsa, lub jakby coś tam zdechło jakiś czas temu. Sądząc po resztkach na podłożu, istniała taka możliwość.

Dalsza droga nie przyniosła żadnych nowych atrakcji. Przynajmniej do momentu dotarcia do nieco rozszerzonego fragmentu tunelu. Czuć już tu było świeżym powietrzem, jednak anioł wstrzymał wszystkich, dość kategorycznie zabraniając dalszej drogi.
- Burza wciąż trwa - wyjaśnił, łagodząc nieco wcześniejszy, wyjątkowo stanowczy ton swego nakazu.

Kerm 16-02-2016 13:57

Dzwonek najwyraźniej miała dobre serce, skoro pozwoliła przyjemnie spędzającej czas parze na dokończenie tego, czym się zajmowali.
Gdy wreszcie część bariery zniknęła, Silyen wymienił obowiązkowe uprzejmości z nowo przybyłymi, po czym ze stosu magicznych rzeczy zabrał jeszcze parę poręcznych sztuk broni, pozostawiając włócznię i nie tykając pancerzy.
Od czasu do czasu przywoził do domu pamiątki z mniej czy bardziej egzotycznych wojaży, ale to nie znaczyło, że miał obciążać Mellta kilogramami złomu, nawet jeśli ktoś wzmocnił ten złom magią.


Napotkane po drodze niemile pachnące resztki nie stanowiły odpowiedzi na pytanie o losy Ksenocidii. Leżące tu i tam kostki raczej nie pasowały wielkością do ghulicy. Albo więc Kseno rozpłynęła się w powietrzu, albo wpadła do rozpadliny, albo też poszła sobie z jaskini, zanim Dzwonek zabezpieczyła wszystkie wyjścia. To ostatnie było najbardziej prawdopodobne i z upływem czasu mogło się wyjaśnić. Wystarczyło iść dalej korytarzem.

Jak się po chwili okazało, najprostsze rozwiązania były czasami niemożliwe do zrealizowania.
Skoro burza trwała, nie warto było się pchać dalej, tylko usiąść wygodnie i czekać, zabijając czas próbami rozszyfrowania sposobu, w jaki Dzwonek tworzył złotą barierę. I, ewentualnie, rozmową, gdyby ktoś zapragnął zamienić z nim kilka zdań.

Mag 18-02-2016 22:01

Zwątpienie co raz bardziej wdzierało się w myśli kapłanki. Informacje jakie wyciągnęła od anioła z czasem co raz bardziej jej ciążyły, a jego lekkomyślne w jej oczach zachowanie nie pomagało. Gdyby uznawała hazard to szła by o zakład, że najwyższe kapłanki nigdy nawet nie pomyślały by o przydzieleniu jej do tej misji. Glynne bez problemu mogłaby wymienić inne Vess bardziej do tego zadania odpowiednie. Ale anioł nie pozwolił kapłankom zadecydować, zmusił je by rozkazy dać tej, która nawet nie była przykładną Vess. Obawy Glynne najbardziej rosły na wspomnienie, że to obca bogini chciała jej osoby. Pewnie nie panikowałaby tak bardzo, gdyby nie fakt jakimi dogmatami wyróżniała się Tahara. Bała się, że nie podoła zadaniu jakie złożył na jej barki anioł owładnięty pragnieniem odkupienia swoich win.
Jedyne czego była teraz pewna to to, że Riv jej nie opuści tak długo jak sama będzie dawać z siebie wszystko i nie da się ponieść temu zwątpieniu w swoje możliwości. Bo przecież jej “siostry” nie posłałby jej na śmierć.

Była zaskoczona, że Merinsel wydawał się znać tego, którego jeszcze chwilę temu określał mianem ciemnej magii. Po wszystkim udała się do swojego wierzchowca. Sierotka stała z pochyloną głową i stulonymi uszami w miejscu, w którym go zostawiła. Wygłaskała go po łbie by dodać mu otuchy.

- Znacie się? - zapytała anioła, gdy ten do niej dołączył.
- Pomógł nam, gdy zostaliśmy zaatakowani na polanie. To o nim mówiłem - wyjaśnił skrzydlaty. - Najwyraźniej przestał być taki nieśmiały - dodał, z uśmiechem.
Może też powinna zacząć powątpiewać w to jak oceniał innych anioł?
Glynne westchnęła ciężko. Uznała, że jak tak dalej będzie myśleć to popadnie w paranoję.
- Skoro tak... - odparła starając się by nie było w jej słowach niepewności, która w niej siedziała. Nie chcąc by temat był pociągnięty dalej złapała Nevrasta za wodze i ruszyła tak jak wszyscy ku wyjściu.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:28.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172