Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-12-2015, 23:32   #1
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zaris - Prawdy Fałszywe [18+]


Wybierając miejsce na spoczynek zwykle kierowano się wpierw sakiewką, a dopiero później panującymi warunkami. Niektórzy, ci co szczęśliwsi, mogli sobie pozwolić by zapomnieć o punkcie pierwszym i przejść do drugiego. Rzadko się zdarzało, by karczma nie dość że tania była to i dobrą obsługą się cieszyła. Do takich to wyjątków należał Kogucik. Nic więc dziwnego, że wieczorową porą tłum dość znaczny się pod jego dachem zebrał. Stoliki zostały zajęte, pokoje wynajęte i nawet przy szynku nie brakowało chętnych na piwo, które Katupir serwował. Dziewczęta biegały od klienta do klienta, przynosząc zamówienia i zbierając nowe. Było ich pięć, każda pochodząca z ludzkiej rasy i ładna niczym obrazek. Właściciel wiedział doskonale, jak zadbać o to, by jego przybytek miał duże powodzenie i wykorzystywał ku temu wszystkie znane sztuczki. Od smacznego jedzenia, przez mocne piwo do wygodnych łóżek i uroczych służek.

Nawet jednak w najlepszych przybytkach zdarzają się sytuacje, które psują innym przyjemność z chwil odpoczynku po ciężkim dniu.
Wróżka zniknęła na górze, pozostawiając za sobą całkiem sporych rozmiarów awanturę. Wilkołak z krasnoludem najwyraźniej do serca wzięli sobie walkę i nie zamierzali poprzestać na wytargiwaniu sobie nawzajem kłaków. Ostrza poszły w ruch, stół i krzesła w drzazgi. Ci, którzy nie chcieli mieć z owym zamieszaniem nic do czynienia, oddalili się na bezpieczną odległość, czy to korzystając natychmiast z propozycji wróżki, czy też w trosce o swoje dobro wybierając cichsze miejsca by dokończyć trunku czy kolacji.
Jedną z osób, które zdawały się bardziej zadaniem, niż walką zainteresowana, była kobieta, która do karczmy przybyła w towarzystwie anioła.


Na znak, dany od niego, wstała i ruszyła na górę pozostawiając swego towarzysza by samotnie przyglądał się szybko nabierającego tempa starciu. Ten najwyraźniej nic przeciwko nie miał, odsunął się jedynie nieco, o mały włos, czy też raczej pióro, nie zderzając z ghulem.
Istota ta, będąca przedstawicielką tej ładniejszej części swej rasy, czym prędzej odsunęła się od niego, nie chcąc przyciągać do siebie większej uwagi niż było to konieczne. Jak nic ktoś mógłby później całą winę zrzucić na jej osobę. Wiadomo bowiem było, a przynajmniej tak plotki głosiły, że ghule pecha przynosiły. Szczęściem, oczy wszystkich zwrócone były w innym kierunku, więc bez dalszego zwlekania, mogła się ona udać w swoją drogę, która bynajmniej nie przypadkowo wiodła śladami wyprzedzającej ją nieco, ludzkiej kobiety.

Goście karczmy przyglądający się walce, po pierwszym zaskoczeniu poczęli czynić zakłady o to, kto wygra. Katupir pozwolił im na to, bacznie jednak przyglądając się zarówno walczącym, jak i tym, którzy prócz nich w sali pozostali. Rzec przy tym należało, że nie wszyscy się wycofali na bezpieczną odległość. Wzrok karczmarza ze szczególną uwagą przyglądał się bladej elfce, która ze spokojem popijała wino w towarzystwie złotowłosego elfa.


Niby nie było w owym widoku niczego specjalnego, jednak.... Wysokie elfy zwykle nie odwiedzały jego przybytku, woląc korzystać z gościny możnych królestwa. Gdy takowa nie była dostępna, zatrzymywały się w karczmach prowadzonych przez przedstawicieli ich własnej rasy. Nic zatem dziwnego, że ich widok przyciągał wzrok Katupira.
To, oraz nietypowy towarzysz kobiety.


Obok niej bowiem, oparty o ścianę, stał mortol i w przeciwieństwie do elfki, nie spuszczał wzroku z walczących. Jego dłonie spoczywały na dwuręcznym mieczu, w każdej chwili gotowe by skorzystać z owego oręża. Pozostawał jednak nieruchomy, niczym posąg, spowity w czarny płaszcz.
Przy tej samej ścianie, nieco jednak głębiej, tuż przy kominku, siedział przy swym stoliku mnich. Człowiek ów był kolejną ostoją w chaosie, jaki panował wokoło. Czy został tam na własne życzenie, czy też odcięto mu drogę odwrotu, nie było wiadome. Faktem jednak było, iż wzrok jego uważnie śledził wilkołaka i krasnoluda, jednak ingerować w ich spór jego właściciel zamiaru nie miał, czekając cierpliwie, aż ci swoje sprawy zakończą co by i jemu dane zostało podążenie ścieżką wyznaczoną wolą bogów. Jedyną reakcją były słowa, które usta jego opuściły, a których raczej nikt usłyszeć nie zdołał. Lub tak też się jemu zdawało...
- Wąż nie zmieni swojej krętej natury, nawet kiedy się wśliźnie w prostą rurę bambusową.
Po drugiej stronie, także w cieniu kominka, siedział odziany w zbroję mężczyzna, na pierwszy rzut oka wyglądający na człowieka.


Wrażenie to psuła jednak prawa jego ręka, ozdobiona szponami. Nieznajomy nie wydawał się zbytnio walką zainteresowany. W przeciwieństwie do jego towarzyszki, która wyskoczywszy na stół by lepszy mieć widok, śledziła ową potyczkę, raz za razem pocierając dłonią kocie uszy, budząc przy tym do życia przypięte do nich dzwonki.


Ogon dziewczyny raz za razem uderzał w blat stołu, lub też zamierał, gdy akcja, którą obserwowała zdawała się dochodzić do punktu kulminacyjnego.
Moonrie nie były często spotykaną rasą. Chodziły plotki, iż są tworem magów, powołanym do życia by spełniać ich zachcianki. Inne z kolei głosiły, iż są one cząstkami Oren, które oddzieliły się od Mocy, gdy ta odwiedzała Zaris w cielesnej powłoce. Jakkolwiek by nie było, spotkanie Moonrii uznawane było za szczęśliwy omen.

W międzyczasie, z dala od owych kłopotów, w spokojnej, głównej części karczmy, skąd doskonały widok mieli na całe zajście, siedziała demonica, a obok niej wilkołak.


Kobieta wydawała się bardziej zainteresowana schodami, na których zniknęła wróżka niż całą walką. Czy też swym towarzyszem. Jej spojrzenie jednak szybko wróciło do niego i rozmowy, którą prowadzili. Na chwilę jedynie zboczyło ku mężczyźnie stojącemu pod arkadą dzielącą salę, w której przebywała od tej, w której odbyła się walka.


Ten zaś nie zwracał uwagi na nic, ani na nikogo. Zdawać się mogło, że wręcz całe zajście przegapił, skupiony na swym kuflu. Baczny obserwator mógł jednak dostrzec, iż od czasu do czasu jego spojrzenie omiata zebranych gości, czujne i zimne, niczym lód. Poruszył się tylko raz, a wydarzyło się to w chwilę przed ową nieszczęsną kłótnią, gdy wyraźnie podpity człowiek, zatrzymał się przy stoliku demonicy i zaczął ją obrzucać słownym łajnem. Uspokoił się jednak, gdy reakcja wilkołaka ukróciła nieco ów wylew rasowej miłości.
Reakcję tą bez wątpienia wychwyciła rybja, która miejsce zajmowała przy stole nieopodal, wraz z towarzyszącym jej wilkołakiem. Tych ostatnich dość dużo owego wieczoru się zebrało w karczmie, przez co niepokój gości wzrastał w tempie przyspieszonym. Każdy bowiem wiedział, że gdzie ich zbyt dużo się zebrało tam o kłopoty łatwo. Uwaga kobiety szybko jednak pomknęła ku wróżce i walczących i na nich się zatrzymała, korzystając z okazji że nikt przy zdrowych zmysłach nie zbliżał się do ich miejsca, dzięki czemu widok miała dość dobry. Posiadane przez nią towarzystwo miało niekiedy i dobre strony, pośród licznych złych.

Chwila, na którą wszyscy czekali, nastąpiła gdy ostrze przebiło się przez obronę krasnoluda i zagłębiło w jego ciele. Rozjuszony wilkołak rozglądał się po gapiach, szukając kolejnej zaczepki. Wybór jego padł na mortola, który wciąż wzrok swój wbijał w niego. Wzrok ów wyraźnie wilkołakowi się nie spodobał.
- Masz coś do mnie? - warknął ledwie zrozumiale i z obnażonym mieczem postąpił krok w stronę chodzącego po śmierci. Był to jego ostatni krok.
- Tak - rozległ się głuchy głos, który z ust mortola się wydobył.
- Wspaniale! - Głośny, pełen wesołości głosik, był pierwszym komentarzem dotyczącym owej zupełnie niepotrzebnej śmierci. Moonria zeskoczyła ze stołu i pognała w stronę trupów barwiących swą krwią podłogę sali. Gdy do nich dotarła, przystanęła między jednym, a drugim i kręcąc głową wyraźnie miała problem w wybraniu którego to powinna obdarzyć swą uwagą jako pierwszego.
- Dzwonku… Zostaw ich, mamy robotę. - Jej towarzysz wstał niechętnie ze swego miejsca i powolnym krokiem ruszył ku Moonrii, która przysiadła w końcu na pozbawionym głowy tułowiu wilkołaka i z ciekawością przyglądała się leżącej pod stopami gapiów głowie. - Pobrudzisz sobie wstążki.
Argument ten, musiał trafić do istoty, bowiem niechętnie opuściła zajmowane wcześniej miejsce i stanęła przy boku wojownika.
- Robota - zgodziła się, kiwając głową i radośnie się uśmiechając. - Wąż lubi swą wolność. Rurki nie dla węża. Za ciasne, zbytnio uwierają. - Skinęła głową mnichowi bowiem do niego owe słowa skierowała, a następnie chwyciła za szponiastą dłoń swego towarzysza i ruszyła za nim ku schodom.
Dźwięk dzwonków rozległ się ponownie, łącząc z powoli nabierającymi rozpędu komentarzami i wymianą riv’ów. Jedni stracili, inni zyskali. Życie toczyło się dalej.

Wreszcie do całej sprawy wtrącił się Katupir, który widać czekał aż sprawa sama się rozwiąże.
- No, dość już tego będzie. - Orzekł twardym głosem, wkraczając do sali i rozglądając się wokoło, oceniając szkody. - Mariso zawołaj no Persa i Zumira, niech się ciałami zajmą. Przedstawienie skończone.
Trupami zajęto się szybko i z wprawą, która wskazywała iż nie był to pierwszy raz, ani też ostatni, gdy Kogucika podłoga krwią spłynęła. Pers i Zumir okazali się być bliźniakami o znacznie rozwiniętej muskulaturze, którzy bez większych problemów wytaszczyli ciała z sali i zanieśli je na tyły karczmy. Co się później z nimi działo… To już owej karczmy pozostało tajemnicą.
Goście rozeszli się by sprawy swoje pozałatwiać. Jedni udali się na górę, inni znaleźli sobie nowe miejsca i pili dalej, a jeszcze inni opuścili karczmę by poszukać spokojniejszego lokalu. Na ich miejsce pojawili się nowi, interes kręcił się dalej, a w jednym z pokoi na górze losy się rozstrzygały przypadkowej grupy istot, które postanowiły podjąć się zadania, jakie na ich barki chciała złożyć wróżka. Czy jednak aby na pewno przypadkowi byli? To się miało dopiero okazać...
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 25-12-2015 o 16:34.
Grave Witch jest offline  
Stary 24-12-2015, 12:57   #2
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Wciąż nie mógł w to uwierzyć. On, Argen Warspine Alethi zwany Nocnym Kłem, potomek Czarnego Wilka, prekursora Rodziny Alethi, dowódca Trzeciej Warty i łowca bestii, on stracił wszystkich swoich podkomendnych w walce z jednym demonem. Pięć wilkołaków. Czterech padło, tylko on jeden, ich lider, przeżył. Nie docenił przeciwnika. Czart zdołał zbiec, a Argen wyruszył z Matr aż do Alezii, by go wytropić. Szukając zemsty.

Miasto Barduk było przypadkowym wyborem. Warspine działał w pojedynkę, ale choć był urodzonym myśliwym, w końcu zgubił trop swojego nemezis. Pozbawiony możliwości zdecydował się na zmianę taktyki. Alezia była za duża, by na własną rękę ją przeczesać. Jeśli chciał odnaleźć zaszytego gdzieś w tym królestwie demona, potrzebował wywiadu. A do tego musiał zasięgnąć języka.
I tak oto trafił do Kogucika...


Mieszanka zapachów drażniła nozdrza wilkołaka. Przekrój ras występujących na Zaris w tym jednym miejscu był dla łowcy zaprawdę zaskakujący. Wilczy węch nie mógł jednoznacznie stwierdzić, który odór spośród wszystkich był najgorszy. Jednak ghul i krasnolud na pewno walczyli o podium.
Nocny Kieł siedział na uboczu, kiedy rozgorzała się zacięta walka między jego rodakiem a krępym brodaczem. Argen był równie zaniepokojony co pozostali goście karczmy, widząc tyle wilkołaków w jednym budynku. Mimo to starał się ignorować pozostałych i skupić się na tym, co było powodem jego odwiedzin Kogucika. A były to informacje. Informacje, które pragnął uzyskać od swej towarzyszki, do której bez pytania przysiadł się jakiś czas temu. Nie przegoniła go od razu, co też wilkołak wziął za dobry znak.
- A więc… Jak cię zwą, demonico? - zapytał Argen, skupiając swój niski, ochrypły głos tak, by wspomniana istota mogła go zrozumieć. Wilkołak nigdy nie był najlepszym kompanem do rozmów, co też można było wywnioskować po sposobie, w jaki mówił.
- Inseri - odparła, skupiając pełną uwagę na wilkołaku, co niekoniecznie było miłe, biorąc pod uwagę że w jej spojrzeniu płonęła demonia czerwień, przynajmniej jednak go nie ignorowała, a to już było coś.
Nocny Kieł wytrzymał wzrok “czarta”, jak zwykł określać osobniki jej pokroju. Czerwień oczu przypominała jego własne, które rozpalały się podczas pełni. Choć wyglądał, jakby nie zdawał sobie z tego sprawy, to musiał przyznać przed samym sobą, że nie ma pojęcia, jak wyciągać od innych informacje. Zwykle wszystkie instrukcje podawano mu na tacy, on natomiast był od brudnej roboty.
- Inseri… - powtórzył, zapamiętując. Wydał przy tym mrukliwy odgłos, zwyczajny dla jego rasy. - Więc, Inseri, czy znasz tego demona, którego ci opisałem? - dopytywał dalej, akcentując każde słowo.
- Może tak, a może nie - odparła, po raz kolejny, wymijająco.
Następny pomruk, który wydobył się z paszczy wilkołaka na pewno nie był przyjazny. Łowca bestii potrafił pozbawiać czarty życia, ale nigdy nie zdarzyło mu się z takim dyskutować.
- Posłuchaj mnie… grrr… demonie. Ten pomiot… muszę go odnaleźć. To dla mnie ważne. - Do odgłosów Argena doszły powarkiwania. Krew rozlewana tuż obok i irytujący demon nie były najlepszym połączeniem. Tym bardziej, kiedy próbował zachowywać się cywilizowanie.
- Ten pomiot, jak go ślicznie nazwałeś, jest jednym z moich braci, wilczku. Zważaj swe słowa, a dostaniesz nagrodę. Zdenerwuj mnie, a także ją dostaniesz… Ta jednak może ci do gustu nie przypaść. - Demonica niewiele sobie z owych powarkiwań robiła. Jej jedyną reakcją poza słowami, było lekkie głową skinięcie. Czy jednak do jej towarzysza było skierowane, czy też do kogoś innego, to pozostało tajemnicą.
- Grrr… Dobrze. Czego potrzebujesz? - Pomimo twardej barwy głosu, wilkołak wysilił się na pojednawcze gesty.
- Tego i owego - odparła, a kąciki jej ust uniosły się nieznacznie. - Powiem ci jednak, co by mnie bardzo ucieszyło. Tak bardzo, że kto wie, może nawet pokusiłabym się podać ci głowę twego wroga na tacy. Co byś powiedział na taką nagrodę, wilczku?
Argen przeszył towarzyszkę podejrzliwym spojrzeniem, próbując wyczytać na jej demonicznej twarzy intencje. Kto jak kto, ale czarty znały się na zwodzeniu, to na pewno.
- Nie mogę się doczekać, by o tym usłyszeć.
- Cierpliwości - pogroziła mu palcem. Jej uwaga na chwilę przeskoczyła na salę, w której walka dobiegła już końca. - Zacznijmy delikatnie, co ty na to? Drobna przysługa za imię?
Wilkołak pokiwał pyskiem, rozmyślając nad przedstawioną propozycją.
- Niech będzie. Co to za przysługa? - Nocny Kieł rzucił szybkim spojrzeniem w miejsce, skąd przed chwilą dobiegały odgłosy walki. Wilk wygrał i Argen nie spodziewał się innego wyniku.
- Dołączysz do tej małej - ruchem głowy wskazała na schody. - Będziesz jej milutko pomagał. Zadbasz, by się jej udało. Chcę jednak wiedzieć, gdzie dokładnie się wybiera i kto zlecenie jej przekazał. Tylko za to dostaniesz imię.
- Umowa stoi - powiedział, odpychając natręta, który doczepił się do Inseri. Wystarczyło, że spiorunował go swoim spojrzeniem, by awanturnik sobie odpuścił. - Wydasz mi tego demona, a mała dopnie swego. Znam się na ochronie, możesz być o nią spokojna. - Wyciągnął łapę w jej stronę, chcą przypieczętować przyjmowane zlecenie.
- To czy przeżyje, czy też zginie, niewiele mnie obchodzi - sprostowała, niechętnie spoglądając na wyciągniętą łapę. - Możesz ją sobie nawet zjeść po drodze. Mi zależy na tym, by jej zadanie się powiodło, a ona do tego potrzebna nie jest. Skoro jednak takiś chętny do ochrony - przerwała, by ponownie spojrzeć na salę, gdzie walczono, a gdzie teraz dwa trupy leżały, w tym jeden, na którym siedziała Moonria. - Zadbaj, by jej kłaczek z uszów nie spadł - wskazała na małą i dopiero po tym, podała swoją dłoń. - Wtedy dostaniesz swego demona żywego, do wyłącznej dyspozycji.
- Przyjemnie robi się z tobą interesy - powiedział, posługując się zasłyszaną od kupców z Matr frazą. Warto dodać, że wyszczerzył przy tym swoje zębiska w istnym wilczym uśmiechu.
Jednym spojrzeniem omiótł Moonrię, zapamiętując jej sylwetkę. Następne padło na ciało pozbawione wilczego łba. W Argenie coś się skręciło, ale nie zareagował w żaden sposób. Nie był w Matr, tu żadne prawo go nie chroniło. Zamiast tego trzecie i ostatnie spojrzenie padło na mortola, którego zapamiętał dokładnie.
- Koniec zwlekania. Odnajdź mnie za jakiś czas, to powiem ci wszystko, czego się dowiedziałem - zwrócił się do demonicy, wstając od stołu.
- O to martwić się nie musisz - rzuciła, odwracając się nieco tyłem, gdy Moonria i jej towarzysz przechodzili obok, kierując się w stronę schodów.
Wilkołak nie potrzebował więcej pożegnań, więc skinął tylko na czarta i sam ruszył na piętro. Po drodze starał się nie patrzeć na jatkę, która była finałem dzisiejszego sporu w Koguciku.

Pomszczę was, bracia, pomyślał, wspinając się po schodach. Honor Rodziny jest najważniejszy.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 24-12-2015, 15:15   #3
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Burda w karczmie dla stałych bywalców nie była czymś nowym czy nadzwyczajnym. Nawet jeśli za łby bierze się krasnolud z jakimś futrzakiem. I podczas gdy większość zebranych w karczmie albo przyglądała się im z zaciekawieniem, albo starała się zejść z drogi walczącym, to jeden z gości zajmował się po prostu sobą i talerzem, który stał przed nim. Wypełniony ciepłą zupą, w której to maczał co jakiś czas chleb, i zagryzał go w milczeniu. Dla każdego postronnego obserwatora, który choć przez ułamek sekundy zawiesił na przybyszu oko, było wiadomym że nie pochodzi on z tych stron.
Choć sam wygląd i zachowanie nieznajomego na to wskazywało, to strój który miał na sobie, wyróżniał go nade wszystko. Uszyte z czarnej, jedwabnej tkaniny, składało się dwóch warstw, a jego najbardziej charakterystyczną cechą były szerokie rękawy. Mało kto mógł wiedzieć, że nazywało się hanfu. Na nogach miał założone coś w rodzaju butów, które uszyte były z grubego i dość wytrzymałego materiału, z gumową podeszwą, która miała chronić stopę przed otarciami. One nazywały się jika-tabi. Na prawej ręce miał koraliki które oplatały jego nadgarstek. Plecak, w którym trzymał najpotrzebniejsze rzeczy, leżał tuż koło jego nogi, a bukłak z wodą miał przewieszony przez ramię. Broni, poza długim, drewnianym kijem, którego koniec wieńczy metalowy okrąg przecięty metalową średnicą zakończoną krzyżem. Po bokach przy trzonie, zawieszone są po trzy z każdej ze stron, metalowe obręcze Poza tym nie można było dostrzec, by ów mężczyzna, miał przy sobie jakąkolwiek broń.
Na skupionej, owalnej twarzy mężczyzny, któremu zostało parę wiosen do czterdziestki, można było dostrzec niewielkie zmarszczki - kurze łapki, co świadczyło o tym, że mężczyzna lubił się uśmiechać. Podczas całej walki był on zajęty talerzem, jakby ten całkowicie go pochłaniał, bowiem ani razu nie skierował swoich ciemnych oczu w kierunku walczących. Być może było to efektem tak dobrego i smacznego jedzenia, albo mogło to świadczyć, że od dawna jest on w drodze, i nie często miał okazję zjeść coś ciepłego. Człowiek ów miał dość delikatne rysy twarzy, prawie jak u chłopca i nie wyglądał groźnie. Jego kruczo-czarne włosy, które były krótko przystrzyżone, jako kolejna rzecz świadczyły że, mężczyzna jest obcym w tej krainie. I była to prawda, bowiem pochodził on z Bontar, a prawie całe życie spędził w rejonie Gór Światła. Co go tu sprowadziło, co kazało mu przebyć taki kawał drogi tego nikt nie mógł wiedzieć, tym bardziej że jego twarz zdawała się być nieprzenikniona i nadzwyczaj spokojna.
Gdy istota zwana Dzwoneczkiem, odezwała się do niego, ten tylko uśmiechnął się delikatnie rozszerzając swoje duże mięsiste usta, które były cielistej barwy. Nie odpowiedział jej nawet słowem, choć jego grube ciemne brwi, delikatnie zmarszczyły się tak samo jak jego czoło, tylko kiwnął głową na oznakę szacunku.
Gdy w końcu skończył jeść, opróżniając do końca talerz, wyprostował się i płynnym ruchem strzepał okruszki jedzenia, które znalazły się na rękawach. Wziął kubek z wodą i przechylił go spokojnie do ust. W tym czasie walka dobiegła końca, a brunatna ciecz barwiła karczemną podłogę. Dla mnicha, bo tym był ów nieznajomy, było głupotą takie szafowanie swoim życiem, bowiem dla niego nie było cenniejszej rzeczy na świecie. Wychowany z daleka od brutalnej cywilizacji, nie rozumiał jak można od głupiej wymiany zdań przejść do sporu, który kończy się utratą życia.
Gdy zobaczył jak za wróżką podąża dość spora grupa, podniósł z ziemi swój dobytek, który przerzucił przez ramię. Poprawił bukłak z wodą, który karczmarz za darmo napełnił i chwycił w wolną dłoń swój kij. Skinieniem głowy podziękował Katupirowi za posiłek, uregulował rachunek i ruszył na górę. Karczmarz, który jeszcze przez chwilę, przyglądał się nieznajomemu zauważył jak ten porusza się delikatnie i cicho. Do tego był osobą, na którą nikt nie zwraca normalnie uwagi, bowiem jego obecność nie zakłócała “aury” mijanych ludzi.
Fei Li, wchodził powoli na górę z uśmiechem na twarzy. Miał mieszane uczucia co do mijanych istot, ale nie szukał zwady, ani też nie należał do istot, które oceniają po wyglądzie. Sam też był tu obcym, ale do tej pory nie spotkał się ze złym traktowaniem. Cel jego wędrówki był na górze. Czuł delikatny dreszcz podniecenia, na tyle mocno, że gdy pokonywał kolejne stopnie schodów rzucił do siebie cicho:
-Podróż na tysiąc mil zaczyna się od pierwszego kroku
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 24-12-2015 o 15:19.
valtharys jest offline  
Stary 25-12-2015, 01:50   #4
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Kobieta siedziała w towarzystwie swojego anielskiego przewodnika popijając napar z kubka trzymanego w dłoniach. Palcem wskazującym odgarnęła z twarzy kosmyki długiej grzywki. Czarne jak smoła włosy miała przycięte na długość do ramion. Oczy, których brązowy kolor tęczówek dodawał jej spojrzeniu ciepła patrzyły wyczekująco na anioła.
Ubrana była w czarne spodnie i wzmocnione brązowe skórzane buty o wysokiej cholewce. Obok niej na ławie leżał plecak podróżny. Pod narzuconą na barki uszytą z grubej skóry ciemnobrązową kurtką miała dobrze skrojoną beżową koszulę z lnu i seledynową chustę z aksamitu owiniętą wokół szyi.

Merinsel, bo tak nazywał się jej anielski towarzysz, był przyjemnym kompanem w podróży. Zdążyła poznać go na tyle, że wiedziała już, których tematów lepiej przy nim nie poruszać chyba, że sam je zacznie. Ceniła w nim to, że zawsze starał się wszystko rozwiązać rozmową i za broń sięgał tylko w ostateczności. Dodanie do tego jej własnych atutów sprawiło, że podróż do Alezji minęła im spokojnie. Mogła się z nim nie zgadać co do wyznawanego bóstwa, jednak nie przeszkadzało im to na dłuższą metę.
Poznała go całkiem niedawno, akurat w momencie kiedy zaczynało jej się przykrzyć za jakąś akcją. Owszem lubiła spędzać czas w swoim sanktuarium, jak zwykła nazywać tamto miejsce, ale miała wojowniczą duszę przez co prędko tęskniła za swymi obowiązkami.
Westchnęła z nostalgią na wspomnienie tej nie tak dawnej przecież wizyty w tamtym miejscu i znów spojrzała w kierunku najgłośniejszych gości karczmy. Merinsel już wcześnie wskazał jej, że to jest TA wróżka, której szukali. Znaleźli Neresję, więc można było rozpocząć realizację dalszych wytycznych jakie miała podane w przekazanym jej liście z rozkazami.

Spoglądała w tamtą stronę co jakiś czas, ale przecież wszystkich obecnych tu ciekawiło o co ta awantura, więc akurat jej zachowanie nie dziwiło. Podgląd na sytuację miała jednak utrudniony, bo siedziała tyłem do centrum wydarzeń. Co innego siedzący naprzeciw niej Merinsel.
Odstawiła kubek, gdy tylko anioł dał jej sygnał i zaraz wstała od stołu zostawiając na ławie swój plecak.
Szła zdecydowanym krokiem przez salę w kierunku, gdzie udała się wróżka po drodze ignorując skierowane na nią spojrzenia. Można było teraz dostrzec, że u pasa miała przymocowany długi miecz, a jego rękojeść skryta była pod skórzaną kurtką, która sięgała jej do połowy ud. Była zdeterminowana by nikt jej nie ubiegł w dotarciu do wróżki.
Zgrabnie wyminęła futrzaka i krasnoluda, którzy ze słownych potyczek przeszli do rękoczynów i dotarła do schodów prowadzących na piętro. Przeskakując co drugi stopień zdradziła tłumione w sobie zniecierpliwienie zostawiając za sobą tych, z których jeden zaraz miał wylać swoją krew na podłogę tego przybytku.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 25-12-2015, 17:53   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jeśli w takiej karczmie, jak "Kogucik", trafia na siebie dwoje elfów, to bez wątpienia nie dzieje się to za sprawą ślepego trafu.
Tak przynajmniej sądził Silyen, który zastanawiał się, jaki z bogów maczał w tym swe palce. Jednak pytanie, co skłoniło Zalisenę do tego, by "Kogucika" odwiedzić, musiało poczekać.
- Od dawna jesteś w Alezji, Zaliseno? - spytał Silyen, gdy służąca postawiła na stole dzban z winem i kielichy, a potem zniknęła, jakby ją wywiał podmuch wiatru.
- Przebywamy w tym królestwie niecały tydzień - odpowiedziała uprzejmie, rzucając jedno, krótkie spojrzenie na siedzącą przy kominku parę. - To piękne miejsce - dodała, powracając do obserwacji Silyena.
- Też tak uważam - odparł Silyen. - Chociaż Nemeria jest piękniejsza.
Obrzucił spojrzeniem innych gości gospody, po czym nalał do kielicha wino i podsunął siedzącej naprzeciw niego elfce.
- Twoje zdrowie - powiedział, unosząc kielich.
Ta w odpowiedzi skinęła głową i lekko uniosła naczynie, spełniając toast i upijając niewielki łyk trunku.
Z pewnością nie było to wino godne królewskiego stołu, ale najlepsze z tych, jakie znajdowały się w piwnicach "Kogucika".
- Coś ciekawego dzieje się w naszych stronach? - spytał, spełniwszy toast i odstawiwszy kielich.
- Nie byliśmy w domu od dłuższego czasu - wyjaśniła.
- Przyjemności, czy obowiązki?
- Jedno i drugie - odparła, a na jej usta, po raz pierwszy od chwili ich spotkania, wypłynął lekki uśmiech.
- Ciężkie jest życie tych, na których spadł ciężar władzy - stwierdził z poważną miną Silyen. - Tak w każdym razie słyszałem - dodał z uśmiechem.
- Bez wątpienia na ów temat mógłbyś rozmowy z mą matką prowadzić. Szczęściem mnie owe uroki póki co ominęły i nie planuję kosztować ich w najbliższym czasie.
Silyen wiedział, równie dobrze jak jego rozmówczyni, że członkowie rodziny królewskiej na brak obowiązków nigdy nie narzekali, nawet jeśli do korony dzieło ich kilka miejsc.
- Zaiste, prawdą jest to, co powiadają o twej mądrości. I pomyśleć, że są tacy, co myślą, iż być władcą to najwspanialsza rzecz na świecie. - Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Są takiej pozycji plusy. Władza bywa przydatna - rzekła, gubiąc uśmiech. - Niestety nie każdy urodził się by zasiadać na tronie i zasługiwać na noszenie korony. Czy też może na szczęście… - urwała, ponownie przenosząc wzrok ku kominkowi i odpowiadając ciepłym uśmiechem i skinięciem głową, siedzącej tam istocie. - Nie jest to jednak najlepszy temat do rozmów.
- Znasz któreś z tej pary - Silyen powiódł wzrokiem za spojrzeniem elfki - czy po prostu cieszy cię widok Moonrii?
Wspomniana przez niego istota pałaszowała właśnie ciasteczko z czekoladą. Zamiłowanie Moonrii było równie znane, jak popularna była wiara w to, że przynoszą szczęście.
- Mieliśmy okazję spotkać oboje przy różnych okazjach - odpowiedziała jego towarzyszka.
Silyen nie zamierzał wypytywać. Skinął kotouchej istotce głową i bezgłośnie powiedział 'smacznego', na co posiadaczka ozdobionych dzwonkami uszu pomachała mu ręką.
Jej towarzysz wyglądał na mniej zadowolonego, niż Moonria - obrzucił elfa podejrzliwym, zahaczającym o wrogość spojrzeniem.
Wszak jej nie ukradnę, pomyślał Silyen. Nie jestem z Vole Kes. Nie przerobię twojej towarzyszki na amulety przynoszące szczęście.
Nie wypowiedział jednak tej myśli na głos. Nie chciał denerwować szponiastorękiego kompana Moonrii.
A to, że w Kes mieli okropne pomysły? Na to nic nie mógł poradzić.
Śmiech elfki wdarł się w chwilę ciszy jaka między nimi zapanowała. Był to dźwięk cichy i zdecydowanie wesoły. Słysząc go jej strażnik odwrócił na chwilę spojrzenie od sali i przeniósł je na elfkę, a następnie na towarzyszącego jej elfa by wreszcie spocząć na obiekcie ich zainteresowania. Z jego ust nie padło jednak żadne słowo, a po krótkiej chwili jego wzrok powrócił do wypatrywania zagrożeń.
- Jak widzę przypadłeś do gustu Daske. - Wytłumaczyła swą nagłą wesołość.
- Jeśli mówisz o nim, to z pewnością masz rację. Bez wątpienia mnie polubił. Od pierwszego spojrzenia. - Silyen zdawał się nie przejmować tym brakiem sympatii. - Ale nie mam zamiaru plątać mu się pod nogami. Za to zawsze będę uprzejmy dla pań - dodał w uśmiechem.
- O ile do owych pań nie zaliczysz jego Moonrii, nie powinno być problemów - poinstruowała go, nadal wesoło się uśmiechając.
- No, postaram się... - W głosie Silyena nie było zbytniej pewności. - Spróbuję...
Stosunek Daske do Moonrii wydał mu się nieco zbyt zaborczy, ale jeśli tamtej to odpowiadało, to on z kolei nie zamierzał się w to mieszać.
- Nieco mu współczuję...
Chciał jeszcze coś dodać, gdy nagle trójstronny dialog zamienił się wielką awanturę.
To, że wilkołak i krasnolud wzięły się za łby - to nie było nic dziwnego. Żadna z tych ras nie była zaliczana do spokojnych. Znacznie bardziej interesująca była oferta złożona przez wróżkę.
Zwracając uwagę na zbrojne starcie tylko na tyle, by nie stać się przypadkową ofiarą, Silyen skupił się na wspomnianej propozycji.
Od wiek wieków wiedziano, że wróżki to kłopoty. Ale, z drugiej strony, wróżki zazwyczaj nie rzucały na prawo i lewo ofert, skierowanych do mniej czy bardziej zwykłych istot innych ras.
Coś się za tym kryło. Możliwe, że nie tylko kłopoty.


Silyen skinął z uznaniem mortolowi, doceniając jego sprawność we władaniu bronią, po czym zwrócił się do Zaliseny.
- Pozwolisz, że cię na chwilę zostawię? Chciałbym się dowiedzieć, co się kryje za tą dziwną ofertą.
- Kłopoty - odparła, wstając z cichym westchnieniem. - To ona - zwróciła się do swego sługi, którego odpowiedzią było skinienie głową. - Pozwolę jednak byś mi towarzyszył - dodała, słowa te kierując do Silyena.
- Będzie to dla mnie przyjemność - odparł elf, który również wstał. Pytania w stylu "kto, co, dlaczego" postanowił pozostawić na później.

Gdy przechodzili obok Katupira ten skłonił się elfce.
Albo Zalisena bywała tu wcześniej, albo też otworzyła swą sakiewkę bardzo szeroko.
Ochroniarz elfki najpierw sprawdził schody, a dopiero później pozwolił im na nie wejść, podczas gdy sam zajął się zabezpieczaniem tyłów.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-12-2015, 10:26   #6
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Ghul starała się nie zwracać uwagi na rozgrywające się w karczmie starcie. Zbyt przypominało jej krainę bezprawia, z której uciekła. I zbytnio pobudzało apetyt. Gdy była już na schodach, wyczuła, że na dole zginął krasnolud. Jakby poleżał tam kilka dni, to byłby prawdziwym smakołykiem. Po niedługim czasie pojawił się smakowity zapach martwego wilkołaka. Te drapieżne istoty nadawały się do spożycia od razu po zdechnięciu – dieta złożona z samego mięsa odpowiednio nadpsuwała tkanki za życia. Jedynie padlinożercy są bardziej od nich zepsuci – jak ona.

Zielona spódnica owijała się o jej dawno, dawno temu piękne nogi, a płaszcz okrywał błyskającą spod niego purpurową koszulę i zacierał kształty ciała. Pod ręką niosła jakąś książkę, kiepsko wydaną i straszliwie pomiętą. Krótka podróż po schodach przyniosła ze sobą wiele rozmyślań. Zaczęło się od tego, jak w tak radosnej krainie (przynajmniej wedle snujących o niej opowieści) publicznie może mordować się kilka osób i nikt nie reaguje. Nie żeby jej to przeszkadzało – śmierć była dla niej naturalna, szczególnie, że sama kiedyś umarła. No i czyjaś śmierć mogła oznaczać posiłek. Spomiędzy jej rozchylonych warg wypłynęła strużka zielonkawej śliny, która pozostawiła cuchnący ślad na schodach.

Drugim obiektem zainteresowania było zadanie, które miała zlecić wróżka. I czy będzie chciała pomocy kogoś takiego jak ona. Wszak mało kto chciał się z ghulami zadawać, nieważne czy starały się szanować prawo czy nie. Wedle wszystkich przynosiły pecha i mało kto chciał mieć za plecami głodnego trupożercę.

Trzecie, co zastanawiało Ksenocidię, była kobieta, która szła schodami tuż przed nią. Towarzyszka anioła, nosząca w karczmie miecz. Ciekawa istota. Ghul miała nadzieję z nią porozmawiać i w jakiś sposób przekonać do przedstawienia aniołowi. Może on znał odpowiedzi na jej pytania…
 
Ardel jest offline  
Stary 27-12-2015, 16:48   #7
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Dzieci i ryby głosu nie mają. Tak przynajmniej mówiono tu i ówdzie, a zwrot przeszedł do słownika powiedzonek ludowych. Powtarzano je szczególnie często i chętnie w towarzystwie istot podobnych Zilal - niemych w świecie oddychających powietrzem złośliwców, których obecność znosiła cierpliwie nie mając innego wyjścia. Pobyt w karczmie o swojskiej nazwie Kogucik też nie należała do pomysłów rybji. Co prawda jej towarzyszowi udało się zaklepać pokój w piwnicy zaopatrzony w odpowiednio morką dziurę w ziemi, jednak nie zmieniało to faktu, że Zilal nie czuła się komfortowo w zatłoczonej, dusznej sali, przepełnionej gwarem rozmów i odgłosami walki. Wolałaby po stokroć bardziej znaleźć się gdzieś w głębi dzikiej puszczy, ale jak się nie ma co się lubi to idzie się tam gdzie Verey rozkaże.

Wielki kudłaty wilkołak nie zwracał na nią uwagi, pochłonięty obserwowaniem wynoszonych z karczmy trupów. Pewnie chodziło mu po kudłatym łbie parę ciekawych opcji… ciekawych dla niego, bo oczywiście nie dla niej. Ona była tu tylko dodatkiem, związanym w tym dziwnym duecie przez własną nieodpowiedzialność i niemożliwego pecha.

“Nudzi mi się, utopiłabym kogoś” - przekazała telepatycznie przeklętemu sierściuchowi, wzdychając przy tym aż zafurkotały skrzela umieszczone po obu stronach pokrytej błękitnymi łuskami szyi. Własnym głosem odzywała się jedynie pod wodą, na powietrzu ograniczając się do magii umysłu. Dzieci i ryby głosu przecież nie miały.

- Nie przyjechaliśmy tu dla zabawy - Verey pochylił się nad mniejszą kobietą i bezceremonialnie ściągnął z jej głowy czerwony kaptur, spod którego momentalnie wysypały się ogniście rude pukle, a para wielkich, pozbawionych białek oczu zmrużyła się uważnie. Lśniły lekko czystym błękitem, zarówno tęczówki jak i źrenice.

“Niech zgadnę… jest robota? Pilna, ważna, dobrze płatna.”- rybja z godnością owinęła się szczelniej płaszczem, nie spuszczając wzroku z pyska wilkołaka - “Ta mała, skrzydlata latawica jest naszym celem? Co mamy z nią zrobić… zabić, złapać w butelkę, zalać żywicą i przerobić na wisior?” - wykrzywiła zaciśnięte wargi w parodii uśmiechu.

- Wysłuchać. Idziemy. - usłyszała w odpowiedzi tuż obok swojego spiczastego ucha i zaraz pazurzasta łapa pomogła jej wstać, nie zostawiając miejsca na fochy i inwencję własną. Vereyowi widać zależało na zleceniu, czymkolwiek by nie było. Fakt faktem - ostatnio klepali biedę, ale żeby zadawać się z wróżkami? Przecież wszyscy wiedzieli, że nie przynoszą nic prócz kłopotów.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 27-12-2015, 22:09   #8
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Oto on - Amir. Jeden z wielu. Ziarno piasku na plaży. Źdźbło w sienniku. Kropla piwa w kuflu. Kolejny klient "Kogucika".

Miał coś takiego w twarzy, coś pospolitego. Coś tak pospolitego, że aż nie wiadomo co to jest. Może jakiś pojedynczy element? Może wyraz twarzy? A może składają się na to wszystkie jego elementy?

Zwyczajna cera typowego człowieka, niewyszukane rysy twarzy, średniej wielkości nos, niewyróżniające się oczy w barwach szarości, ciemnobrązowe włosy ni to długie, ni to krótkie o fryzurze nijakiej.
Rozczarowałby się również ten, który spodziewałby się, iż jego osoba posiada cokolwiek wyróżniającego w tłumie.

Jego przeciętny wzrost oraz taka też budowa ciała w połączeniu ze zwykłą, burą koszulą, typowym, ciemnym płaszczem dwustronnym z niecharakterystycznym kapturem oraz laską jak prawie każda podróżna sprawiały, iż wzrok innych prześlizgiwał się po nim jak po... każdym szarym obywatelu.

Tyle, że on, Amir znany w swej profesji nie inaczej niż Seth, nie był szarym obywatelem i obecnie nie zwykł bywać w żadnym miejscu przypadkowo. Tak było również teraz.

~ No i co tam, kolego?

~ Nie jesteśmy kolegami - powtórzył z uporem maniaka Amir pomijając lagera.

~ Więc co tam, nie - kolego?

~ Chaos informacyjny. Jednemu facetowi stara potłukła większość garnków za pijaństwo. Dlatego siedzi i pije. Drugi chełpi się własnym chłystkiem, który już potrafi powiedzieć: "dawaj, kulwa, mleko". Jeśli w ciągu najbliższego... - zakręcił kuflem oceniając ilość trunku.

~ ... kwadransa nie znajdę niczego pożytecznego, to wyjmę ci kręgosłup i zjem na surowo.

~ Zanim pierdniesz zmienię cię w śliniącą się galaretkę, brachu.

~ Już kiedyś próbowałeś.

~ I wzajemnie, kolego.

~ Nie jestem twoim kolegą.

Przez ponad cztery godziny zdążył wypróbować wszystkich rodzajów piwa w gospodzie poczynając od lagera, do którego powrócił rozpoczynając kolejne okrążenie.
Pomimo tego, że pił powoli zaczynał czuć lekkie zamroczenie pod tytułem: "tyle wypiłem, a nadal nie czuję się pijany". Ostatnia szansa na odwrót przed wystąpieniem skutków ubocznych.

Natychmiast spojrzał na źródło głosów podnoszących się z każdą chwilą. Mała wróżka, wilkołak i krasnolud.

~ Co tam się dzieje?

~ Cicho...

~ Nie uciszaj mnie...

~ Zamknij się wreszcie! - warknął Amir przestrajając uwagę na awanturę

- A wyzabijajcie się, narwańce jedne! Sama wykonam zadanie i złoto zgarnę! Idioci! Debile! Futrzaki zapchlone… - krzyczała wróżka.

- Stawiam na krasnoluda - odezwał się rudzielec stolik obok Setha.

- Niech was otchłań pochłonie. Ja za nich nie płacę - dodała do karczmarza.

- Podwajam na wilkołaka! - krzyknął inny dołączając do powiększającego się hałasu, a Amir uśmiechnął się szeroko. Znalazł się w grupie zakładów. Wolałby unikających patrzenia na starcie, ale cóż. Jak się wkroczy między wrony, trzeba krakać jak i ony.

- A gdyby ktoś chciał zarobić, to będę na górze - zawołała maleńka istota na odchodne.

Amir podniósł dwa palce na znak, że wchodzi.

~ Co tam się dzieje?

Brodaty facet pokazał trzy palce podtrajając zakład.

~ Słuchaj, ptaszku, właśnie wilkołak i krasnolud skaczą sobie do gardeł, a powodem jest wróżka, która poleciała na górę. Mówiła coś o złocie do zarobienia. Sprawdź to.

Troje nieznajomych weszło.

~ A niby z jakiego powodu?

~ Bo jest to pierwsze interesujące wydarzenie od czterech godzin, więc albo wierzysz w swo...

~ Ty niby nie możesz?

Amir podbił stawkę do czterokrotności.

~ Nie mogę.

Dwóch weszło, brodacz dał pięć razy więcej.

~ Ciekawe czemu, brachu.

~ Bo ty nie przypilnujesz dołu. Brachu.

Jeden z nieznajomych się wycofał. Seth również. Wysupłał cztery monety i wrzucił do puli.
Od czasu do czasu spoglądał na schody, by widzieć kto zainteresował się złotem. Aż opadł na oparcie, gdy zobaczył jak cios wilkołaka dopadł krasnoluda. Szybko jednak padł również wilkołak. Zgodnie ze słowami małej kobietki, zabili się wzajemnie.

~ Twoja kolej na opowiadanie - stwierdził krótko kotołak i sącząc piwo powrócił do obserwacji i nasłuchiwania.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 27-12-2015 o 23:03.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 28-12-2015, 15:06   #9
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Gdy po schodach weszli, każde w nieco innym czasie i nieco innymi pobudkami kierowane, ich oczom ukazał się korytarz szeroki, na końcu w prawo zakręcający. Po ich lewej stronie, schody także zawracały i pięły się w górę ku kolejnemu piętru prowadząc. To jednak, gdzie udać się powinni, było dość oczywistą sprawą, gdy wzięło się pod uwagę iż głos wróżki słychać było wszędzie. Istotka ta bez wątpienia swymi rozmiarami pochwalić się nie mogła, jednak dźwięki które z jej gardła się wydobywały, zdolne były niejednego zagłuszyć. Dochodziły zaś z na wpół otwartych drzwi. Korytarz, na którym się znaleźli posiadał ich dwie pary. Dla tych, którzy nie pierwszy raz Kogucika odwiedzali, wiadomym było iż za każdymi kryje się sala wspólna, przeznaczona dla tych, którym fortuna nie dopisuje, lub też dla tych, którzy podróżując wspólnie, także noce wspólnie pragną spędzać.
Za wspomnianymi, na wpół otwartymi drzwiami, czekał ochotników widok na taką właśnie salę.

Łóżek było osiem, każde posiadające zasłony, którymi ich tymczasowy właściciel odgrodzić się mógł od spojrzeń współlokatorów. Przy każdym także stała skrzynia z solidnym zamkiem, co by można było zabezpieczyć przed lepkimi łapami posiadany dobytek. W połowie sali, tuż przy oknie i pod przeciwną jemu ścianą, stały dwa stoły, przy których postawiono ławy, na wypadek gdyby komuś gwar na dole przeszkadzał i kolację zjeść chciał w zaciszu wynajmowanego przez siebie miejsca. Względnie gdy naradzić się chciano. Lampy zawieszone na słupach wciąż nie zostały zapalone, bowiem słońce wpadające przez okno, a rzec należy iż były to jego ostatnie promienie, wciąż dość dobrze rozświetlało owe pomieszczenie.
Wystarczająco by dostrzec unoszącą się w końcu sali istotę, która swym donośnym głosikiem tłumaczyła coś… psu.

Czworonóg musiał się jej całkiem poważnie narazić, widać bowiem było, iż istota jest nad wyraz rozeźlona. Czym jednak i jakie to słowa z ust jej padały - tego wchodzący mogli się jedynie domyślać gdyż wspólnego nie używała. Zamilkła jednak, gdy tylko spostrzegła, że nie jest już sama. Jej skrzydełka zatrzepotały kilka razy, unosząc ją nieco wyżej ku sufitowi. Czy z radości czy też zaskoczenia, tego poznać nie mogli, istota bowiem zbyt daleko była by wyraz jej twarzy zobaczyć.
Nie ruszyła także od razu, a zdawała się czekać, aż to oni podejdą. W przeciwieństwie do psa, który pysk swój obrócił w ich stronę, ukazując ich oczom swego pasażera.

Jedna wróżka - jeden kłopot, gdy jednak dwie się znalazły i to w tym samym pomieszczeniu… Cóż - kłopoty zwykle mnożyły się nieproporcjonalnie do rozmiarów owych istot. W przeciwieństwie do tej, którą ludzka kobieta znała jako Naresję, pasażerka psa sprawiała nieco milsze wrażenie. Była mniejsza od pierwszej, czy to biorąc pod uwagę rozmiary ciała, czy skrzydełek. Długie, czerwone włosy spięte miała w dwa, wyjątkowo niedbałe kucyki. Jej wesoły uśmiech, którym powitała ochotników gdy tylko jej wierzchowiec zatrzymał się na parę kroków przed nimi, był bez wątpienia miłą odmianą od wrzasków jej towarzyszki. Także i sam głosik, słodki niczym nektar z kwiatów księżycowych, bardziej do gustu uszom słuchających przypadł.
- Witajcie, witajcie - zaczęła, stając na głowie psa. - Tam usiąść możecie - wskazała na stół pod oknem. - A gdzie Faron i Marseor?
- Nie przyjdą - odezwała się druga wróżka, tym razem decydując się na podfrunięcie bliżej. - Siadajcie, zaraz sprawę wyjaśnię i decyzję podjąć będziecie mogli czy w sprawę tą się pakujecie.
W przeciwieństwie do tej, która ich powitała, zleceniodawczyni zapałem wielkim nie pałała. Krytycznym, oceniającym wzrokiem prześlizgnęła się po obecnych. Brwi powędrowały nieco wyżej na widok wilkołaków, dłuższą chwilę przyglądała się rybjii, skrzywiła na widok ghula i dopiero na widok Moonrii jej twarz się rozpogodziła.

Miejsca zostały zajęte, przy drobnej pomocy ze strony mortola, który oba znajdujące się w pomieszczeniu stoły, zsunął ze sobą tworząc jeden, który był w stanie całą gromadę pomieścić. Białowłosa elfka zajęła miejsce tuż przy oknie, a obok niej usiadł jej złotowłosy towarzysz. Mężczyzna, który towarzyszył Moonri, zrezygnował z miejsca przy stole i oparł się o najbliżej stojący słup. Jego towarzyszka usiadła zaś na łóżku obok tego słupa i nie wydawała się zbytnio zainteresowana tym, o czym mówiono. Jej uwaga bowiem w pełni poświęcona była krukowi, który z jakiegoś powodu zainteresował się urokami przebywania w zamkniętym pomieszczeniu.
Mortol także nie wydawał się zainteresowany udziałem w rozmowie. Jego milcząca postać, stojąca przy oknie i pilnie śledząca poczynania pozostałych, wywoływała nieco niepokojące wrażenie na owych obiektach jego obserwacji.
Ludzka kobieta, która jako pierwsza znalazła się w sali, również wybrała miejsce stojące i nieco oddalone od reszty. Jej usta poruszały się, jednak słowa żadne z nich nie padły, a przynajmniej nikt takowych dosłyszeć nie zdołał. A może? Cichy dźwięk dzwonków i rozbawione spojrzenie fioletowych oczu, sugerować mogły coś zgoła innego. Te jednak szybko do obserwacji kruka powróciły, zostawiając nieznajomą samej sobie.

Gdy wszyscy miejsce zajęli, wróżka której wezwanie zebrało ową gromadę, stanęła na środku stołu i zabrała głos.
- Nana pilnuj drzwi - zwróciła się najpierw do swej małej towarzyszki, która posłusznie powiodła swego wierzchowca we wskazane miejsce. - No dobrze… Wypada się przedstawić. Zwą mnie Naresia - pochyliła lekko głowę i nawet wdzięcznie się skłoniła. - Jestem bardką. Dostałyśmy pewne zlecenie, które jednakże wymaga wzmocnienia naszych sił o parę dodatkowych osób. Stąd to zaproszenie i wasze tu zebranie. Zanim jednak zacznę chciałabym wiedzieć kim jesteście i czy macie jakieś dodatkowe interesy związane ze swoim udziałem w owym przedsięwzięciu.
Jej wzrok prześlizgnął się po każdym z osoba, by wreszcie zatrzymać na białowłosej elfce. Ta z kolei skinęła głową, godząc się na rozpoczęcie owych grupowych zwierzeń.
- Zwą mnie Zalisena Vallaris - zaczęła i umilkła słysząc pisk Nany, dobiegający od strony drzwi.
- Księżniczka Zali - owemu piskowi towarzyszył radosny głos Moonrii.
- Dzwonku - oraz nieco ostrzejszy, należący do szponiastego.
- Wiem o twym zleceniu i zostałam wysłana by wspomóc to zadanie - dokończyła elfka, nie kryjąc nieco rozbawionego uśmiechu, który wypłynął na jej dotąd obojętną twarz.
- No tak, można było się domyślić, że kogoś wyślą - mruknęła wróżka, niezbyt zachwycona. - Pomoc się z pewnością przyda, wasza wysokość. - Dodała, dygając zgrabnie i głowę chyląc przed elfką. - No dobrze… - ponownie mruknęła i wyczekująco spojrzała na pozostałych.
Ci zaś poczuli dziwną potrzebę by nie kryć powodu, dla którego znaleźli się w owej sali. Potrzebę, z którą niektórzy pragnęli walczyć, a inni się jej poddali. Czy jednak szansę mieli by wygrać z mocą Riv, która zapanowała w owym pomieszczeniu? Walka ta z góry na przegranej pozycji była, jedyne więc co pozostało to szczerej prawdy wyjawienie. A może i nie? Bo czymże prawda była? Dla jednych historią ich życia, dla innych wybranym momentem. Dla niektórych zaś była ona fałszem w swej czystej postaci. Z którym rodzajem istot przyszło im się spotkać? To wkrótce miało się okazać. Póki co jednakże, moc czaru trzymała ich w swych dłoniach, zmuszając do tego by ową prawdę mówić lub milczeć.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 28-12-2015, 15:17   #10
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Elf, siedzący koło księżniczki Zali spojrzał na wróżkę, która przed chwilą narzekała na upartych krasnoludów, niewyżyte wilkołaki, głupi świat, na którym nikt nie ma rozumu. Jej towarzyszce również się oberwało, za to, że tamta nie zeszła na dół, by pomagać w rekrutowaniu chętnych.
Na szczęście jednak zadane pytanie nie dotyczyło tej sprawy, a powodu przybycia na spotkanie.
Żadnych dodatkowych interesów z tą sprawą Silyen nie miał, bez najmniejszych więc zahamowań udzielił odpowiedzi.

- Silyen z Arranz - przedstawił się. - Księżniczka Zalisena pozwoliła, bym jej towarzyszył.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172