Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-12-2015, 15:51   #1
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
[autorski] Przeklęci: Początek [+18]

- Rozsiądźcie się wygodnie mili goście. Domyślam się, że przyszliście tutaj wysłuchać jednej z moich opowieści? Niechaj i tak będzie. O czym więc mam opowiedzieć pięknym paniom i szlachetnym panom? Czy chcielibyście posłuchać o dzielnych pogromcach smoków, którzy polowali na te potężne bestie dla sławy i złota? A może o honorowych rycerzach uwalniających z wież porwane księżniczki? Nie? O czym więc, w takim razie chcielibyście usłyszeć? O przeklętych? Jesteście pewni? W tak piękny wieczór opowiadać mam o przemocy, krwi, śmierci i brudzie? O czasach, gdy największym wrogiem człowieka nie był zwierzołak lecz inny człowiek? Niechaj tak będzie, ale proszę pamiętać, że ostrzegałem. Nim jednak rozpocznę pragnę przypomnieć, że opowieść ta nie jest zmyślona. To historia.
Wszystko zaczęło się od snu. Pytacie, jak to od snu. Przecież wszyscy tutaj zebrani codziennie mają sny. Zgadza się. Jednakże w tamtych czasach w życiu niemal każdego człowieka była taka noc, gdy lepiej nie mieć snów. A jeśli się jakiś wtedy miało…


Czarne Skrzydła – najbardziej elitarny i siejący najwięcej grozy konny oddział Imperium Abentar, przemierzał drogi i bezdroża państwa w jednym tylko celu. By wytropić przeklętych, zanim ci zrobią krzywdę osobom w ich pobliżu. Tak przynajmniej głosiła wersja oficjalna, krążąca wśród obywateli. W rzeczywistości przebudzeni przeklęci nie zdawali sobie sprawy ze swych nadnaturalnych mocy, a rzezie mające miejsce w chwili ich pojmania były wyłącznie zasługą Czarnych Skrzydeł. W końcu czego można było spodziewać się po oddziale, w którego skład wchodzili zwycięscy igrzysk śmierci? Wielu z nich powinno tkwić co najmniej w więzieniu, a nie wsadzać do niego innych. Jednak taka praktyka była najlepsza. Strach zasiany w sercach obywateli zapobiegał buntowi i ukrywaniu przeklętych przed wymiarem sprawiedliwości – czy jak kto woli, zdaniem obecnie rządzącego imperatora.
Los pojmanych przeklętych zasługiwał w pełni na miano piekła na ziemi. Nikt o zdrowych zmysłach nie wybrałby go dobrowolnie, a zmuszony do takiego wyboru z pewnością popełniłby samobójstwo, gdyby tylko mógł. Jedynym pocieszeniem w tym wszystkim było to, że nieszczęśnicy byli ogłuszani w momencie pojmania, dzięki czemu spora część nieprzyjemności była im darowana. Zaczynało się od założenia na nadgarstki niemal idealnie przylegających bransolet, z czarnego mageralu. Zapobiegało to dwóm rzeczom. Używaniu bądź niekontrolowanemu wybuchowi mocy przeklętego oraz dostępowi do żył. Później był transport do największego miasta w okręgu, z reguły w formie przewieszonego przez siodło konia z kończynami związanymi pod jego brzuchem. W mieście następowało przerzucenia przez portal, który wysyłał przeklętego do więzienia.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/97/17/82/971782a2534de7491ad961a3ac9450fa.jpg[/media]

Więzienie dla przeklętych znajdowało się na zboczu najbardziej wysuniętego na zachód zbocza Gór Granicznych. Była to niezwykle potężna twierdza, niemożliwa do zdobycia bez użycia ciężkich dział. Zbudowana z czarnego mageralu całkowicie odporna była na działanie magii. Dosłownie idealna na warowną fortecę, jednak w całym Imperium nie było nikogo, kto chciałby chociaż znaleźć się w pobliżu tego piekielnego kompleksu. Z zewnątrz przytłaczający swą wielkością, w środku gwarantujący zgubę w plątaninie korytarzy i sal. Nawet doświadczeni strażnicy nie wchodzili do środka bez kłębka nici. Jednak w całym tym budynku najważniejsza była jedna sala.

[media]http://digital-art-gallery.com/oid/74/1600x900_13177_Hereals_Dungeon_3d_fantasy_environm ent_fire_dark_smoke_dungeon_atmospheric_ambient_pi cture_image_digit.jpg[/media]

Mogła ona pomieścić kilka tysięcy osób, zapewniając im możliwość spania w pozycji leżącej bez większej walki o miejsce. Prowadziło z niej jedno wyjście. Potężne wrota otwierające się tylko wtedy, gdy grupa nowych nieszczęśników trafiała do środka. Działo się to zawsze wieczorami.

Ściany i sufit Przechowalni - jak ją nazywali zgromadzeni w niej – lub Magazynu – jak nazywali ją pilnujący zgromadzonych – pokryte były licznymi otworami, idealnie nadającymi się do wystrzeliwania bełtów, lub innego rodzaju środków „uspokajających”. Znajdowało się też kilka większych, zaryglowanych otworów, przez które więźniom podawano jedzenie. Otwory podobnej wielkości znajdowały się też w podłodze w części oddzielonej od reszty sali nadgniłym, drewnianym płotem.
W tym więzieniu, w przeciwieństwie do tych przetrzymujących zwykłych śmiertelników nie rządził gang najsilniejszych więźniów a strażnicy. Wszelkie bijatyki, próby buntu czy ucieczki były krwawo tłumione. Dbano jednak przy tym, by ofiarami byli bezpośrednio uczestniczący w zamieszaniu osobnicy. Jednak raz na jakiś czas zdarzało się, że jakiś samobójca wszedł w drogę lecącego bełtu czy wystawił rękę przez otwór do podawania jedzenia. Nikt nie mógł na to nic poradzić.

Dla przeklętych wtrąconych do sali w 300 roku Imperium, okres odsiadki w Przechowalni dobiegł niemal końca. Pozostał jeszcze tylko jeden dzień do przesłania na Ostatnią Przystań. Tego wieczoru drzwi po raz ostatni wpuściły do środka pojmanych przeklętych. A konkretnie jednego przeklętego. Było to dość dziwne, biorąc pod uwagę, że wcześniej za każdym razem przybywało co najmniej dziesięciu. Jednak bardziej niepokojący był uśmiech na twarzy nowo przybyłego. Szalony uśmiech.

[media]http://orig12.deviantart.net/1872/f/2013/063/4/c/creepy_smile_by_obsidianentity-d5wzz3r.jpg[/media]
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 26-12-2015 o 16:58.
Karmazyn jest offline  
Stary 27-12-2015, 18:20   #2
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Tugal Nidros trafił do tego zaszczytnego przybytku pod nazwą “Łzy i Rozpacz” ósmego dnia piątego miesiąca kalendarza Imperium i musiał przyznać godnie się ten lokal prezentował. Widać było, że właściciel szczególną wagę poświęcał idei “atmosfera jest dla nas najważniejsza”. Kiedy wrota się za nim zamknęły przechadzał się badając miejsce i nastroje. Widać było, że niektórzy tkwili tu miesiącami, inni z kolei byli tak świeży jak on, lub trafili całkiem niedawno. Zapowiadała się dłuższa impreza pod wiktem czerstwego chleba i wody. Żyć nie umierać… Tydzień zajęło mu zbieranie informacji i ogólne zorientowanie się w sytuacji. Wszelkie burdy były krwawo tłumione bełtami, a czasem i gorszymi metodami, więc jakiekolwiek powstanie mijało się z celem. Co więcej strażnicy zdawali się mieć tendencje strzelać “na ślepo” co tylko dodawało temu miejscowi urokowi. Kiedy już wiedział wszystko i dostosował swój organizm do “rytmu życia” który wyznaczały posiłki zajął się pocieszaniem tych bardziej przygnębionych więźniów starając podtrzymać iskierkę ducha. Jako drugą aktywność, wziął na swoje barki zadanie “wprowadzania” nowych w rytm życia, który tu obowiązywał. Nie miał zamiaru zrobić zbłąkanym bełtem. Oczywiście, nie robił tego z altruistycznych powodów. Potrzebował tych ludzi, ich współpracy już na wyspie i miał małą nadzieję, że choć część z jego “pacjentów” przetrwa dostatecznie długo za portalem by mu pomóc.

Jego nie małym staraniom zwykle przyglądała się dziewczyna o krótkich blond włosach, która spędziła w tej przechowalni trochę więcej czasu niż on. Przedstawiła mu się imieniem "Quinn" i sceptycznie podchodziła do jego altruistycznych zapędów. Była małomówna i przybita. Ale tu każdy taki był, nie licząc Nidrosa. Starała się jednak trzymać pozory. W pierwszych dniach, gdy do niej zagadał wręcz starała się go unikać, wkrótce jednak przekonał ją do siebie na tyle by chciała z nim rozmawiać. A miała sporo do powiedzenia o panujących tu zasadach. Miała nie mały instynkt samozachowawczy. Przestrzegała go przed zachowaniami, które mogłyby zakończyć się śmiercią z winy własnej czy nie.

- Chcesz dobrej rady? Ok... - zaczęła odstawiając na podłogę miskę po pierwszym tego dnia posiłku - Trzymaj się z dala od awanturników, nie próbuj uspokajać na własną rękę awanturników, nie rzucaj się ratować samobójców prowokujących straże tylko po to by oberwać bełtem... Nie próbuj udawać trupa, bo i tak każdego nim zabiorą to dźgają mieczem albo strzelają z kuszy w łeb. Trzymaj się z dala od tych ścian - wskazała ręką na mury z dziurami. Znów sięgnęła do miski by dokończyć pozostałe w niej pieczywo.
- Logiczne - odpowiedział po czym się uśmiechnął - Masz niebywały dar obserwacji. Jeśli mogę zapytać. Długo tu jesteś?
- Pojmali mnie w dniu moich urodzin... - odparła z nieobecnym wzrokiem. Pokręciła głową. - Tak, to wiele nie wyjaśnia... Było to 18 dnia 4 miesiąca - sprostowała. - Nie wiem ile mnie tu wieźli - wzruszyła ramionami.
- Można się zagubić kiedy nie widać słońca.. - odpowiedział jej - ..ale już niedługo, a je zobaczymy.
- Liczysz posiłki - wyjaśniła swój sposób odliczania tu czasu ignorując jego wypowiedź o zobaczeniu światła dnia.
- Robię dokładnie to samo, ale czasem się zastanawiam, czy ma to sens. Jak by nie patrzeć ta świadomość może… tylko utrudnić tutejszy pobyt. Tak, chyba z tego zrezygnuję. - powiedział ciepło jakby coś wspominał. - Lepiej skupić się na przyjemnych rzeczach i dobrych stronach sytuacji nawet tak patowej jak ta.
Na twarzy Quinn pojawił się ironiczny uśmiech.
- Muszę coś robić, żeby nie oszaleć i nie zrobić tego co wielu przede mną - odparła mając na myśli samobójców - Więc liczę różne rzeczy, obserwuję innych. Patrzę jak reagują w pierwszych dniach tutaj i czasem zastanawiam się, jak można być tak głupim, żeby mieć nadzieję, że będzie lepiej... - jej rozmówca mógł odnieść wrażenie, że mówiła o nikim innym tylko o sobie.
- Będzie lepiej… - zapewnił ją - ...ale to będzie długa i ciężka droga. Nie można się poddawać. Nadzieja ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa, a jej najsłodsze dźwięki słychać nawet podczas wichury.
Spojrzała na niego jak na nawiedzonego.
- A ciebie to skąd wytrzasnęli? - poniekąd był to pierwszy raz, gdy o to pytała - Ja miałam nadzieję - dodała w gniewie. - Że to wszystko to jedna wielka pomyłka, że wyciągną mnie stąd... - nie dokończyła, bo głos jej się załamał.
- Jesteśmy tu, bo się nas boją, bo mamy dar - powiedział ciepło kładąc delikatnie dłoń na jej ramieniu - Ten strach ich do tego popchnął i jeszcze się odkujemy, lecz musimy żyć. Co do mnie… heh… - wzruszył lekko jednym ramieniem - Szybko zorientowałem co się dzieje i uciekałem kilka dni, aż mnie dopadli. Byłem na drodze ku wolności, w innym miejscu w innym kraju. Nie myśl o przeszłości. Pomyśl o tym co możesz zrobić dla tych ludzi. Pomagając im poczujesz się lepiej. Jak ja. Nie ma co myśleć i pogrążać się w wspomnieniach, ale warto nosić je w sercu.
Przetarła policzek rękawem.
- Staram się nie myśleć. Ale świadomość tego ile straciłam... - skuliła się. - Nic mi nie zostało.
Nidros zrobił krok ku niej i delikatnie ją przytulił.
- Wszyscy straciliśmy, wszystko. - powiedział, a raczej wyszeptał - Nie myśl o tym. Przetrwamy. Musimy przetrwać, musimy chcieć żyć, wiara, nadzieja… to są skarby których nam nie zabiorą nam.
Dziewczyna nic mu na to nie odpowiedziała tylko wtuliła się w niego. Słyszał jej cichy szloch. Wypłakała mu się tego dnia ze wszystkich tłumionych w sobie żali i bezsilności.
I mężczyzna nic nie mówił tylko przytulił ją ciepło do siebie pozwalając łzom płynąć. Pozwalając by ciężar który ciążył jej na ramionach opadł trochę. Lecz uśmiechnął się do siebie w myślach “Kolejne potencjalne zagrożenie wyeliminowane, a może coś więcej?”
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 27-12-2015 o 20:47.
Dhratlach jest offline  
Stary 27-12-2015, 22:30   #3
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Dzień, w którym obdarto ją ze wszystkiego co miała: pozycji, koneksji, kosztowności, bliskich, a przede wszystkim przyszłości permanentnie wyrył się w jej pamięci. Wystarczyło, że zamknęła oczy, a widziała jak jeden z Czarnych Skrzydeł został uniesiony w powietrze i wielką siłą uderza w ścianę. Ściana pęka i ten osuwa się na podłogę. Ale był tam i drugi napastnik i jemu udało się uniknąć telekinetycznego ataku i sprawił, że oboje stracili przytomność.
Obudziła się, gdy byli w drodze. Związana, zamknięta w klatce ubrana w jakieś szmaty, ale akurat na to ostatnie nie mogła narzekać bo lepiej tak, niż gdyby miała mieć na sobie tylko jedwabny szlafrok. Była sama. Nigdzie go nie było i nie chcieli powiedzieć co z nim. Gdy nie ustępowała zdeterminowana dowiedzieć się co mu zrobili oberwała tylko w twarz. Policzek bolał ją po tym jeszcze długo.
Nie łudziła się co do powodu pojmania jej. Obecność czarnych Skrzydeł jednoznacznie wskazywało o co ją posądzano. Przeklęta - musiał brzmieć wyrok.
"Ale jakim cudem?!" myślała w panice i przerażeniu. Jej rodzina była liczna i nigdy nic takiego się nie przytrafiło. "Ale to, żaden temat do rozmów..." sama sobie wyjaśniła, że o tym nie rozmawia się podczas rodzinnych biesiad przy strawie i paroletnim winie.
Groziła, prosiła i błagała by pozwolili jej napisać list do rodziny. Czarne Skrzydła pozostawali jednak niewzruszeni na to. Prawdę mówiąc całą drogę ignorowali jej jestestwo, a gdy znudzili się jej krzykami robili postój by zakneblować wyszczekane dziewuszysko.
Pierwszy prawdziwy napad paniki Quinn miała, gdy doprowadzono ją przed portal. Wykrzykiwała, że to musi być pomyłka, że to nie prawda o co ją oskarżają.
Nawet nie myślała, że uderzenie płazem miecza w nerki może tak piekielnie boleć. Pociemniało jej w oczach i całe ciało jej odrętwiało z bólu.

Obolała i przerażona znalazła się w Przechowalni. Jedyne co miała to ubranie i szerokie bransolety na nadgarstkach. Co prawda Czarne Skrzydła nie grzeszyły delikatnym traktowaniem więźniów to przynajmniej nie zrobili jej nic z listy tego o co by ich posądzała.
Pierwszego dnia pobytu była zbyt przerażona by cokolwiek zrobić. Bycie światkiem krwawego tłumienia bójki między więźniami jeszcze bardziej ją zaszczuło. Znalazła sobie skrawek miejsca na podłodze, gdzie nikt nie interesował się jej osobą. Była dopiero końcówka 4 miesiąca i sala wciąż jeszcze świeciła pustkami, więc można było odizolować się od reszty, gdy tego się pragnęło. Bała się, ale o ironio widząc w twarzach innych osadzonych równe przerażenie to czuła się z tym nieco lepiej. Spokojnie przespała pierwszą noc w więzieniu.

Nie chciała się z nikim integrować. Wciąż uważała, że to wszystko to nic innego jak jedno wielkie nieporozumienie i w każdej chwili opuści tych nieszczęśników powracając do swojego wygodnego i ustawionego życia. Znajdzie wtedy tego kto ją w to zamieszał i wykorzysta wszystkie możliwe koneksje by zniszczyć temu komuś życie.
Raz jeden uniosła się współczuciem. Dostrzegła jak jakiś koleś zaczął dobierać się do jednej z dziewczyn, która tak jak ona wolała unikać towarzystwa. Quinn zaniepokoiła się tym bo nie spodziewała się by działo się to za przyzwoleniem. I miała rację dziewczę miało zakryte usta by nie mogła krzyczeć. Torm narobiła wrzasku nim zdążyła pomyśleć jak to się skończy.
Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Chłopak złapał Quinn za rękę grożąc jej, że wkrótce i nią się zajmie. Tego jednak mogła się nie obawiać, bo zaraz jego chwyt zelżał i osunął się na nią. Zrzuciła go z siebie i odskoczyła w bok. Dopiero wtedy mogła dostrzec bełty w plecach napastnika jak i bełty, które o włos minęły ją samą. Musiały one być nasączone jakąś trucizną, bo chłopak bardzo szybko wyzionął ducha.
Torm szybko opuściła to miejsce odchodząc w jak najdalszy od niego kąt sali. Nie wróciła do tamtej dziewczyny, nie poznała jej imienia i już na zawsze pozostanie dla niej zagadką, gdyż następnego dnia dostrzegła jej martwe ciało. Popełniła samobójstwo.
Było to dla niej szokiem, ale wciąż wierzyła, że się stąd zaraz wydostanie i koszmar się skończy.
Za każdym razem, gdy otwierały się wielkie wrota podchodziła do nich i wyczekiwała na swoje zbawienie.
Po trzech tygodniach jej upór wyraźnie stopniał. Cały czas nie chciała dopuścić do siebie myśli, że może być Przeklętą. To nie mogła być prawda. Mimo to przestała na innych spoglądać z góry, ale wciąż wolała siedzieć sama, z dala od reszty. Nie chciała się do nikogo przywiązać. Zbyt łatwo w tym miejscu było o śmierć.

Niestety w końcu napatoczył się ktoś kto za wszelką cenę starał się z nią "zakolegować".
Tugal był dla niej ewenementem w tej studni nieszczęścia. Z wielką determinacją starał się podnieść morale osadzonych. Starała się go unikać jak reszty, ale przyglądała mu się uważnie z dystansu. Raz nawet wyraziła swoje sceptyczne zdanie względem jego starań. Ale było w jego działaniach coś znajomego. Nawet odkryła co to było. I chyba właśnie, dlatego chciała trzymać się od niego na dystans.
Z jakiegoś powodu nie udało jej się zniechęcić go do siebie. Co gorsze wdała się na odczepne w dłuższą rozmowę. Zaczęła od zrobienia mu wykładu o tym jakich zachowań powinien unikać by nie oberwać bełtem. Rozmowa nie skończyła się dla niej samej dobrze, bo rozkleiła się na dobre rycząc jak jeszcze nigdy w życiu. A gdy nie miała już siły płakać zasnęła w jego objęciach. Obudził ją dopiero na drugi posiłek.
Nie cierpiała Tugala i była mu wdzięczna zarazem. Gdyby nie rozmowa z nim to może zebrała by się w końcu w sobie i zrobiła to o czym marzyła od kilku dni. Tych dni kiedy patrzyła z zazdrością na tych, którzy potrafili zebrać się na odwagę i skończyć ze sobą.
Rozmowa z chłopakiem zasiała w niej od nowa nadzieję, która dla osadzonych była najgorszym co mogli mieć.
Nie popierała metod Nidrosa, ale pewne jego słowa zapadły jej w pamięć: "Jesteśmy tu, bo się nas boją, bo mamy dar. Jeszcze się odkujemy, lecz musimy żyć."
Przyglądając się kolejnym i kolejnym staraniom chłopaka mającym na celu pocieszenie kolejnych nowych nieszczęśników myślała tylko o jednym. Nienawiść. Dokładnie taka jak w jej śnie.
"Tak, muszę żyć" pomyślała odczuwając po raz pierwszy satysfakcję i coś na kształt ulgi.
A miała szanse przetrwać, ale musiała zmienić podejście i wykorzystać to czego nauczyła się na wolności. Mogli jej zabrać wszystko tylko nie wykształcenie i umiejętności. Mając to poradzi sobie. Nigdy wcześniej nie cieszyła się tak z tego, że odpuściła naukę tańca na rzecz szermierki.
Doskonale wiedziała kogo winić za swój los. Z lubością wspominała sen jaki miała w swe 20 urodziny. Przestał on być dla niej koszmarem, a stał się inspiracją. Czasem na kawałku brudnej podłogi rysowała kawałkiem słomy szkic broni ze swojego snu. Z każdym kolejnym podejściem co raz lepiej i bardziej szczegółowo go rysowała.

Wraz ze zmianą nastawienia czuła, że znów jest sobą. Zaczęła też dostrzegać sens w tym co robił jej kolega. Oczywiście z pragmatycznego punktu widzenia. Zawsze dobrze mieć kogoś kto ma poczucie, że coś tobie zawdzięcza. W odpowiednim momencie można się o to upomnieć. Zdecydowała się wesprzeć Tugala w jego krucjacie. Nie robiła co prawda tego z takim zaangażowaniem jak on i raczej stała z boku obserwując i oceniając czy podpowiadając mu, ale czasem i ona potrafiła unieść się współczuciem.
Dni mijały, zbijając się w tygodnie i miesiące. Ludzi w sali przybywało. Zdaniem Quinn nowym teraz było zdecydowanie trudniej. Starzy wyjadacze wiedzieli doskonale jak się tu poruszać, a świeżynkom łatwiej przychodziło przedwcześnie umrzeć. Więcej ludzi oznaczało więcej spięć, utrudniony dostęp do jedzenia. Częściej dochodziło do pacyfikowania awanturników. Ale Quinn mało to interesowało. Przez te miesiące uodporniła się na śmierć. Nabrała nawyku by nigdy nie stać w pierwszej linii do ścian z otworami. Potrafiła też całkiem dobrze przewidywać, gdzie kroi się jakaś zamieszka.

Przyszła zima i zrobiło się bardzo chłodno pomimo nie pustej już sali Przechowalni. Dzięki bogu, każdemu jednemu z osobna, nie było tu jednak lodowato bo nikt z okazji zmiany pory roku nie dostawał dodatkowego okrycia. Chyba, że takowe "odziedziczył" po jakimś samobójcy czy sprzątniętym awanturniku.
Quinn siedziała opatulona wszystkim tym co miała, ale nadal było jej zimno. Nigdy nie cierpiała na otyłość, a tutejsza dieta nawet pomimo minimalnej aktywności fizycznej nie pozwalała nabrać tkanki tłuszczowej.
Dla rozgrzewki najlepiej byłoby się poruszać. Potrenować chociażby, ale bała się, że jakby chciała wziąć do ręki kijek urwany z parawanów to może zostać to odebrane jako wstęp do bójki. Nie po to tylko trzymała się z daleka od kłopotów, żeby stracić życie przez taką głupotę.
Robiło się chłodno i Tugal musiał przyznać nie dodawało to do jakiegokolwiek wyższego poczucia wolności czy dobrego samopoczucia. Choć nadal podtrzymywał poranne rozciąganie się by utrzymać mięśnie w jako takiej formie rozciągliwości to nawet i to nie dawało większych rezultatów. Potrzebny był inny plan i ten plan przyszedł sam z siebie. Teraz tylko trzeba było go zrealizować, więc zaczął szukać Quinn, a kiedy ją znalazł zapytał podchodząc bliżej
- Minęło mnie coś ciekawego?
Spojrzała na niego i nawet się uśmiechnęła.
- Żadnych samobójców, nikt się nie awanturuje. Całkiem nudno dziś jest, a już dawno po drugim posiłku - odparła w tonie ociekającym sarkazmem.
- Rzeczywiście, nudą wieje. - odpowiedział z ciepłym uśmiechem na ustach. - Myślisz, że oni tak specjalnie obniżyli temperaturę, czy to raczej zima idzie?
- Popytałam nowych o ich urodziny. Zima przyszła - powiedziała. - Wątpię, żeby chcieli nas zamrozić. Wtedy nie karmiliby tak dobrze. Ani nie dbali o spokój - wzruszyła ramionami co ledwo było widoczne spod warstw ubrań, które na sobie miała.
- Nie mniej nie jest to komfortowe - powiedział mężczyzna - Zastanawiałem się jak to obejść, jakieś pomysły?
- Zimno? - zapytała. - Najlepiej byłoby się trochę po ruszać. Przypomnieć sobie coś z szermierki - wspomniała tęsknie. - Ale cholera ich wie czy nie stwierdzą, że sparing na kijki nie uznają za stanowiące zagrożenie... - westchnęła.
- Znając poczucie humoru strażników mogłoby się to licho skończyć - odpowiedział - Nawet regularne rozciąganie się niewiele pomaga, ale mam pomysł. Zawsze możemy się poprzytulać… - chwila przerwy - ...tylko niczego sobie nie wyobrażaj, to tylko by nie zamarznąć na kość.
Spojrzała na niego skonsternowana tą propozycją. Otworzyła usta, żeby to skomentować w odpowiedni sposób, ale miał rację. I zapewnienie jakie złożył nawet ją rozbawiło.
Odsunęła się robiąc mu miejsce na swoim posłaniu.
- Trzymam cie za słowo - powiedziała, a rumieniec na jej twarzy zdradzał, że jest odrobinę zawstydzona tą sytuacją.
Tugal usiadł na posłaniu obok niej i powiedział
- Dobrze będzie ustalić reguły, których będziemy się trzymać. Co na to powiesz?
Roześmiała się na jego słowa.
- Krzyknę jak będę miała coś przeciw - odparła z rozbawieniem. To dla Tugala mogłoby się skończyć tylko w jeden sposób. Odwinęła z siebie jedną warstwę odzienia, która robiła za prowizoryczny koc i narzuciła mu jej część na plecy.
- Myślisz, że zdejmą nam kiedyś te kajdany? - zapytała opierając się o niego bokiem i kładąc głowę na jego ramieniu.
Mężczyzna objął ją ramieniem i powiedział ciepło
- Zapewne jak tylko trafimy na wyspę . Nie wcześniej. Nie chcą byśmy używali swych talentów, ani ich rozwijali tutaj ze względu na bezpieczeństwo tego zacnego przybytku. -Zaśmiał się lekko i krótko. - Mam nadzieję, że poduszka w miarę wygodna. Wybacz, ale dieta nie sprzyja by cokolwiek więcej nabrać.
- Jest dobrze. Cieplej - odparła Quinn z ulgą w głosie. Przestała być tak spięta jak jeszcze chwilę temu. - Nie rozumiem jednego. Po co się nas pozbywać? Wystarczyłoby każdemu założyć kajdany i wypuścić z powrotem do społeczeństwa. Nadal byśmy byli tymi samymi ludźmi, nie stanowiącymi zagrożenia.
- Względy praktyczne. - odpowiedział Tugal - Potrzebują nas by wydobywać biały mageral czy jakoś tak. Poza tym są jeszcze Igrzyska. Tam gdzie trafimy łatwo nie będzie. Można o tym myśleć jak o obozie szkoleniowym bez instruktorów i z bardzo zajadłą konkurencją. - westchnął - Dlatego nie możemy się poddawać, a jak szczęście przypisze to pewnie przetrwamy i nas rekrutują na arenę. Czyli droga do dołączenia do Czarnych Skrzydeł. Taka namiastka wolności z tego co udało mi się ustalić. Wolałbym jednak wyryć własne imię na mapie wyspy i się uniezależnić od “Władzy”. Tylko, że o wyspie wiem bardzo niewiele. Prawie nic.
- No nie wiem czy te igrzyska to taki dobry pomysł - mruknęła. - W każdym starciu przegrany jest zdany na łaskę zwycięzcy. Nigdy nie lubiłam tego i nie rozumiałam jak inni się emocjonowali tymi rozgrywkami.
- Ludzie zawsze woleli patrzeć na cierpienie innych niż własne. - odpowiedział cicho - Świadomość tego, że ktoś ma gorzej zawsze dodawała im otuchy. Ludzie nie są z natury źli. Złe jest tylko podejście władzy które w taki czy inny sposób narzuca pewne zachowania, a Igrzyska są tego idealnym dowodem. Sam osobiście nie bywałem na tego typu rozrywkach.
- Ja zwykle szukałam wymówek by w tym nie uczestniczyć. Może niepotrzebnie? Teraz bym przynajmniej wiedziała co mnie może czekać -
jęknęła. - Mówiłeś, że długo uciekałeś przed Czarnymi, miałeś okazję użyć już swoich mocy? - zapytała patrząc na swoje dłonie.
- Byłem zbyt zajęty ucieczką by myśleć o mocach. Dorwali mnie po kilku dniach, więc niewiele zdziałałem, ale mniej więcej mam teorie na jej temat. Zobaczę czy da radę je przekuć na praktykę.
- Wielu tu sądzi, że sny są podpowiedzią -
wierzchnia strona bransolet była szorstka, więc Quinn zwykła używać jej do piłowania paznokci. Tak też i teraz robiła. - Dużo krwi było w twoich snach?
- Wszędzie. Mogłem wyczuć każdego i każdą osobę nieważne czy była w domu czy na ulicy. Czułem ich tętno wyraźnie, lecz nikt oprócz mnie nie zdawał się jej zauważać. -
zamyślił się chwilę po czym zapytał - Mówisz, że ludzie padali trupem jak podchodziłaś?
Pokiwała głową.
- Nie wiem co gorsze, to że umierali czy fakt, że czułam się z tą otaczającą mnie śmiercią dobrze. Lubię cię, więc lepiej żebyś się do mnie nie zbliżał jak zdejmą mi kajdany.
- Myślę, że zaryzykuję. -
odpowiedział ciepło - Widzisz, i ja Ciebie lubię.
- Ale ja nie żartuję -
spojrzała mu prosto w oczy. - Obiecaj mi proszę, że nie zbliżysz się do mnie dopóki nie będę pewna, że nie zrobię ci krzywdy - powiedziała poważnym tonem.
Tugal westchnął po czym spojrzał jej ciepło w oczy
- Nie mogę obiecać, ale mogę się postarać. Masz raczej magnetyczną osobowość. Nie mniej wątpię, by nasze moce z początku były potężne.
Szturchnęła go pięścią w bok za te komplementy.
- A co jeśli te kajdany tylko blokują w nas magię i zdjęcie ich wywoła niekontrolowany jej wybuch? - nie dawała za wygraną.
- Nie wygram z Tobą prawda? - zapytał retorycznie - Dobrze, ale jak minie trochę czasu po zdjęciu kajdan pójdę szukać tej piękności która zabraniała mi z nią kontaktu mając nadzieję, że najgorsze minęło. Stoi?
Racje miał co do tego. Jeśli coś postanowiła to na pewno nie odpuści, nawet gdy na odczepkę powie, że nie zrobi. Była bardzo przekonująca, gdy jej zależało.
- To czego miałam sobie nie wyobrażać? - powiedziała z zadziornym uśmiechem w nawiązaniu do jego słów wypowiedzianych nim usiadł obok niej.
- Czegoś więcej… - wyszeptał pochylając się nieznacznie ku niej - Czegoś do czego potrzeba odwagi...
- Zajście w ciążę to ostatnia rzecz jakiej bym chciała w tym momencie - odparła mu bez skrępowania. - Zresztą pewnie nadal jesteś prawiczkiem - zaraz jednak opamiętała się ze złośliwościami. Nie zasłużył sobie na nie. Sama nieopatrznie zaczęła ten temat. Westchnęła patrząc na niego przepraszająco. - Wybacz to nie moja sprawa - opuściła wzrok. Sama nie spodziewała się, że taka będzie jej reakcja.
- Nie martw się o to. - odpowiedział ciepło odgarniając dłonią kosmyk włosów z jej twarzy muskając skórę opuszkami palców - Ten przybytek nie sprzyja temu. Myślałem o czymś bardziej przyziemnym. Seks możemy przełożyć na o wiele dalszą przyszłość. Pod warunkiem, że zagości to w Twoich myślach.
- Przestań, bo się jeszcze zarumienię - powiedziała niby w żartach. Przymknęła oczy, gdy ją dotknął. Był to czuły gest, który jej się podobał i był bardzo przyjemny. Tęskniła za tą czułością. Ale odsunęła po chwili twarz od jego dłoni. Zrobiła to wbrew sobie, choć dobrze wiedziała jak się to skończy jeśli by nie wycofała się.
- Chyba nie chcesz, żebym zaczęła krzyczeć? - zapytała niby w żartach chcąc zniszczyć atmosferę intymności jaka między nimi zaczęła się tworzyć.
- Chcesz, żebym przestał? - zapytał cicho - Wiesz, że nie chcę Ciebie skrzywdzić. Chcę byś była szczęśliwa… Zasługujesz na to.
- Przestań, proszę -
zacisnęła pięści. W głowie miała chaos sprzecznych myśli. - Czas kiedy byłam szczęśliwa już nie wróci... - ale zamilkła nim zdążyła się rozkręcić. Nie mogła mu wprost powiedzieć o co chodzi. - Ehh, muszę się najpierw uporać z dawnymi uczuciami, które wciąż w sobie mam - wyjaśniła z trudem swoje wewnętrzne rozterki. Miała pretensję do samej siebie. - W innym wypadku skrzywdzę cie nie mniej niż przy użyciu mojej mocy - odparła ze smutkiem.
- Znajdziesz swoją ścieżkę… wiem o tym. - powiedział ciepło - Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała pomocy. Jestem tutaj, obok Ciebie. Nie musisz się męczyć sama.
- Wiedz, że naprawdę doceniam to co dla mnie robisz. Że odwiodłeś mnie od skończenia ze sobą
- zapewniła go nie chcąc by zraził się do niej.
- Od tego są przyjaciele, prawda? - zapytał cicho po czym westchnął lekko i spojrzał na nią przepraszająco - Wybacz, jeśli moje małe droczenie się z Tobą sprawiło, że poczułaś się niepewnie. Nie chciałem…
- To moja wina. Czasem zachowujesz się zbyt znajomo i wtedy nie wiem co o tym myśleć -
westchnęła. Te słowa wydawały jej się najtrafniej określać emocje jakie wywoływał w niej Tugal. - Znam tu kilka dziewcząt, które tylko czekają, żeby rzucić się w twoje ramiona - powiedziała siląc się by nie brzmieć żałośnie. - Nie są przy tym marudne i niezdecydowane jak szlachcianki, które każą na siebie czekać, a i tak nie wiadomo czy się kiedykolwiek doczeka - uśmiechnęła się lekko chcąc zrzucić swoje zachowanie na pochodzenie.
- A jednak moja pierwsza myśl kiedy pomyślałem jak przetrwać tą zimę była skierowana do Ciebie. - odpowiedział ciepło - Widzisz, czasami rzeczywistość jest inna niż nam się wydaje.
- Głupie to -
zaśmiała się smutno. - Gdyby mi na tobie nie zależało to już dawno bym się z tobą przespała - dodała. Oparła znów głowę na nim.
- W takim przypadku jestem jednym wielkim, szczęśliwym człowiekiem - odpowiedział jej z uśmiechem tuląc ją do siebie.
Jego optymizm był nieuleczalny i to było pewne. Ale lubiła to w nim. Miła odmiana od jej realistycznego podejścia do życia.
- Marzy mi się żeby się zemścić na magach - powiedziała cicho po chwili milczenia.
- Da radę wykonać. - odpowiedział równie cicho - Co do szczegółów planu jednak muszę poczekać, aż obeznam się z Ostatnią Przystanią.
- Przyjaźniłam się z magiem. Trochę o nich wiem -
dodała poważnym tonem. - Zastanawia mnie tylko czemu nikt się jeszcze nie zbuntował. Tyle lat trwa już ten proceder. Czemu Czarne Skrzydła działają przeciw sobie podobnym?
- Myślą, że jest ich za mało patrząc po przegranym buncie, no i brak im zapewne odpowiednich bezpiecznych środków komunikacji. Znajdziemy pewną odpowiedź jak staniemy się jednymi z nich. Puki co to gdybanie na ślepo. -
zauważył Nidros.
- Sporo wiesz o samych przeklętych - skomentowała.
- Powiedzmy, że należę do ciekawskich. - odpowiedział z uśmiechem - Poza tym, myślę dość logicznie eliminując elementy układanek i dopasowując je do większego obrazka. Inaczej nie byłbym uczniem szanowanego medyka w stolicy.
Uśmiechnęła się.
- Jak tak się zastanowić to mieliśmy całkiem sporą szansę spotkać się wcześniej - stwierdziła z nostalgią w głosie. Może nawet go spotkała, ale miała zbyt zadarty nos by go dostrzec? - Pomyśleć, że uważałam siebie za niezależną osobę. Teraz dopiero widzę, w jakiej ułudzie żyłam. Nie miałabym nic z tamtego życia, gdyby nie status i znajomości - westchnęła.
- Fakt, mieliśmy szansę… - potwierdził mężczyzna ciepło - ...ale cieszę się, że spotkaliśmy się teraz. Przeszłość to pułapka, nie ma co patrzeć w nią. Zbyt mocno się w nią zagłębiając tracimy kontakt z tym co jest teraz, a to sprawia, że stajemy się podatni. Jeśli świat daje Ci cytryny, zrób z nich lemoniadę. Jest za to cenna jeśli chcemy wyciągnąć wnioski i nie popełniać dawnych błędów.
- Ta, co najwyżej byłbyś moim kochankiem, gdyby się okazało, że dla mojej rodziny masz za niski status społeczny -
zażartowała. - Masz rację, ale trzeba pamiętać o tym co było. Na przykład, żeby wiedzieć na kim się mścić jak uda się stąd wyrwać... - ostatnie zdanie wypowiedziała prawie bezgłośnie.
Szeroko uśmiechnął się do niej promiennie i wyszeptał
- Zemsta to poważna sprawa, ale równie dobra motywacja. Jesteś pewna, że chcesz podążać tą ścieżką? Lista tylko będzie się wydłużać…
- Trzeba mieć jakiś cel w życiu i mam dobrą pamięć do list. Kiedyś chciałam żyć wygodnie i dostatnio, niezależna od nikogo, bez męża i dzieci, którzy tylko by mi przeszkadzali w karierze. Wspominałam, że miałam dużą rodzinę? Byłam najmłodsza z szóstki rodzeństwa, mam dwanaścioro bratanków i siostrzenic. Nikt z rodziny nie zmuszałby mnie do zamążpójścia... Teraz mogę tylko starać się dożyć do momentu kiedy mój sen się ziści -
powiedziała z determinacją w głosie.
- W takim przypadku pomogę Ci w osiągnięciu twojego celu - odpowiedział z uśmiechem półszeptem - Zawsze jakaś rozrywka. - dodał z nutką rozbawienia w głosie.
- Prawdziwy przyjaciel z ciebie - poklepała go po policzku uśmiechając się uroczo.
- Nic na to nie poradzę, że masz wrodzony dar przekonywania... - odpowiedział spoglądając na nią z uśmiechem w oczach.
- Jest mi tak ciepło, że nie chce mi się iść po najbliższy posiłek - zmieniła temat. Była w bardzo dobrym nastroju pomimo tematów jakie poruszyli.
- Zróbmy tak, pójdziemy po ten posiłek, a ja wynagrodzę Ci ten wysiłek.. - powiedział puszczając jej oczko.
- Czyli jednak chcesz mnie przelecieć? - parsknęła śmiechem.
Nidros pogładził brodę w zamyśleniu
- Cóż, myślałem o czymś bardziej przyziemnym… ponoć mam zręczne dłonie. Co powiesz na relaksujący masaż? - zapytał z uśmiechem.
- Nie, wole żeby było mi ciepło - wtuliła się w niego bardziej. - Szkoda, że nie wydadzą ci mojej porcji, wtedy wysłałabym ciebie, a sama bym tu poczekała - westchnęła.
- Szkoda, ale możemy wrócić do tego jak tylko wrócimy z jedzeniem. - odpowiedział - I choć i mnie nie chce się stąd ruszać, to trzeba będzie. Szkoda…
- Po posiłku będzie można już szykować się do spoczynku -
stwierdziła. - Śpimy od teraz razem? - zapytała, zaraz jednak się spostrzegła jak to zabrzmiało - Znaczy, że będziemy tylko leżeć obok siebie, żeby było ciepło... - sprostowała.
- Żeby było cieplej... - potwierdził jej słowa puszczając jej oczko - Więc w sumie tak, śpimy razem. W pewnym sensie - dodał z ciepłym uśmiechem.

Tak naprawdę to nie była do końca pewna czy Tugal się z niej zgrywa i dobrze przy tym się bawi czy może w jego słowach była prawda. Faceci byli prostej konstrukcji, więc odkrycie jakie miał intencje względem niej było tylko kwestią czasu.
Gorzej z jej własnymi uczuciami. To był chaos w najczystszej postaci Jak bardzo by się nie starała to nie potrafiła znienawidzić tej jednej osoby ze swojej przeszłości przez, którą teraz nie chciała się zbliżyć do Nidrosa. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że los przeklętych został przypieczętowany przez magów. Wszyscy w imperium tańczyli usłużnie tak jak oni zagrali. Ale, był też ON, ten jeden wyjątek potwierdzający regułę. Poznała go jakiś rok po tym jak przeprowadziła się do stolicy na studia. Szybko się zaprzyjaźnili, wspierała go w jego troskach, spędzali razem każdą wolną chwilę jaką udało się im wyłuskać z natłoku obowiązków. Nie minęło wiele, gdy wbrew konwenansom zdecydowali się być razem.
Może to jego rodzina narzuciła na nią klątwę przeklętych? Może powinni pozostawić swój związek w ukryciu. Ale on nalegał. Oboje tego chcieli.
I był z nią tego okropnego dnia, gdy przyszły Czarne Skrzydła wyłamując drzwi do ich apartamentu. Ale nie zostawił jej. Chciał obronić przed nimi narażając własne życie. Jednemu nawet dał radę. Zabrakło im tylko odrobiny szczęścia...
Wiedziała, że to bez sensu, ale martwiła się co z nim. Wierzyła, że będzie starał się jej pomóc. Ta nadzieja oczywiście zbledła. Nie mniej jej myśli starały się to tłumaczyć, że może sam jest w kłopotach z jej powodu. Albo ktoś go skrzywdził. Nie potrafiła o nim zapomnieć. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Łudziła się, że to jej minie.
Nie spodziewała się, że w takim miejscu jak to, będzie przeżywać takie rozterki. A może zwyczajnie bała się znów przywiązać do kogoś tak bardzo? Tugala mimo, że się przyjaźnili i nie miała żadnego skrępowania rozmawiać z nim o wszystkim to wciąż trzymała go na ten dystans. Może bała się, bo tak bardzo przypominało jej to powtórkę tamtej opowieści?
Czuła się jak pies ogrodnika: nie chciała by Nidros się do niej zraził, ale nie chciała też pójść z tym dalej. Jeśli się nie zdecyduje to tylko do siebie będzie mogła mieć pretensję, jak znajdzie sobie dziewczynę bez problemów sercowych.

Dzień zakończył się tak jak planowali. Jedzenie było jak zawsze nijakie, ale przynajmniej tej nocy nie było jej już zimno.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 29-12-2015, 16:50   #4
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Dni mijały sennie, mijały tygodnie, miesiące od kiedy Tugal Nidros znalazł się w Przechowalni i musiał przyznać całym sercem ni leżało mu to miejsce. Zero prywatności, podłe jedzenie i setki utrapionych dusz tylko dodawało do ponurego obrazka. Wiedział jednak, że nie może się poddawać, a brzemię które wziął na siebie było ciężkie. Bo jak tu pocieszyć wszystkich? Nie żeby robił to z czystej dobroci serca. Myślał pragmatycznie, lecz było kilka osób które znalazły cieplejsze miejsce w jego sercu, a jedną z nich była Quinn. Quinn Torm. Choć początkowo był tylko zainteresowany jej wyglądem i atutami, wszak stare nawyki nie umierają młodo, to z czasem zaczął dostrzegać w niej coś więcej, żywą osobę i ta świadomość była niepokojąca. Już dawno temu powiedział sobie, że nie będzie się do nikogo przywiązywał. To było jego credo, wyznanie wiary. Quinn była inna i musiał przyznać ta inność mu się bardzo podobała.

Tugal obudził się wcześnie. Jak zwykle, gdyż nauczył się spać krótko już dawno temu, jeszcze przed zesłaniem. Zajął się więc swoim ostatnio ulubionym zajęciem po obudzeniu, a mianowicie obserwowaniem śpiącej formy Quinn. Prawdę mówiąc i tak miał niewiele innego do roboty. Śniadanie jeszcze nie było podawane i większość spała, a w przyciemnionym świetle Przechowalni mógł spokojnie uchodzić za śpiącego. Ot, jedna z wielu drobnych rozrywek jakie miał.
Dziewczyna oddychała równomiernie, wciąż spała. Przynajmniej tak mógł myśleć póki nie oberwał łokciem między żebra.
- Obudziłeś mnie - powiedziała z wyrzutem zaspanym głosem.
- Jak mi się to udało? - zapytał ciepło z nutą zaciekawienia.
- Przestań się na mnie gapić kiedy śpię - odparła z pretensją w głosie.
- Nie wiedziałem, że nie śpisz. - odparł - Jeżeli nie chcesz mojej uwagi, mogę zamknąć oczy.
Prychnęła z niezadowoleniem na jego słowa.
- Spałam, ale twoje gapienie się mnie obudziło.
- To ciekawa zdolność… móc wyczuć uwagę poświęcaną przez drugą osobę. - odpowiedział z namysłem - Postaram się być bardziej dyskretny, choć może to być trudne zważywszy na to jak piękną kobietę mam u swojego boku.
- Nie znudzi ci się nabijanie ze mnie? - zapytała, ale widział, że ją to rozbawiło. - Jakieś plany na dziś masz, że już nie śpisz? - dodała ziewając.
- W sumie to co robię każdego ranka. Zapamiętuję wszystkie rysy Twojej twarzy pomimo faktu, że znam je już na pamięć. - odpowiedział ciepło.
- Ale nam się tu niezwykle nudzi - skomentowała jego słowa pod nosem po czym przekręciła się na drugi bok. - Co z twoimi pacjentami z wczoraj? Spotkałeś już ich dzisiaj? Czy mam cofnąć zakłady co do tego które z nich umrze pierwsze? - znów ziewnęła.
- Za dobrze i wygodnie mi by wstawać z łóżka i sprawdzać - odpowiedział z uśmiechem.
- Nom, całkiem tu dobrze póki człowiek nie obudzi się do pełni świadomości nie przypomni sobie gdzie się znajduje - mruknęła.
- Będzie dobrze. - powiedział z uśmiechem - Wiesz, od czasu do czasu przypominają mi się słowa pewnych kobiet i nie mogę wyjść z zadumy. Ot, zabawie jest patrzeć czasami w przeszłość.
- Jakie słowa? Coś w stylu słów mojej matki, że porządne panny powinny chodzić na naukę tańca, a nie lekcje szermierki? - zapytała siadając na posłaniu.
- W trochę innym stylu. - odpowiedział Tugal siadając obok niej po czy powiedział ciszej - Bardziej w stylu “naprawdę czuły z ciebie kochanek” i “nieźle całujesz”. Takie tam drobnostki.
Spojrzała na niego po czym parsknęła śmiechem.
- Fakt, uczyli mnie na uniwersytecie, że nawet najlepszy towar wymaga rozreklamowania - skomentowała. - Ale wiesz, że panie z zamtuzów każdemu to mówią - mrugnęła do niego.
- Nie wiem, nigdy nie musiałem korzystać z ich usług - odpowiedział z szerokim uśmiechem - Myślisz, że jestem towar prima sort?
Spojrzała na niego spojrzeniem mówiącym "ta, już bo uwierzę" gdy zaczął się wypierać.
- Już się tak nie ciesz z tej pochwały - udała wyniosły ton. Zakryła dłonią usta i ziewnęła przeciągle. - Ale prawdą jest, że porządny z ciebie facet. Chyba, że tylko wizja bełtów każe trzymać swoje ręce przy sobie.
- Mam swoje standardy - odpowiedział - Poza tym jestem pewny, że niejeden mężczyzna by się zabił o choć ułamek twoich względów, bądź uwagi.
Co do tego miał całkowitą rację. Odkąd dużo czasu spędzała w jego towarzystwie to nie musiała użerać się z napastowaniem jej przez innych. Jakby tak pomyśleć to z boku wyglądali i zachowywali się jak para. Pasowało jej to i było wygodne bo jak ktoś za długo jej uprzykrzał czas to wystarczyło, że podeszła do Tugala i zagadała o jakiejś pierdole.
- Wiem, wiem. Kolejna twoja zasługa, za którą się nigdy nie wypłacę.
- Nie masz u mnie żadnego długu - odpowiedział mężczyzna - Dla mnie to sama przyjemność.
- Nic nigdy nie jest za darmo. Nawet wśród przyjaciół - stwierdziła - Kochajmy się jak bracia, a liczmy... jak księgowi - zacytowała mądrość jednego ze swych wykładowców.
Tugal mruknął w zamyśleniu patrząc jej czule w oczy.
- W takim przypadku zastanawiam się jak spłacisz ten mały dług - puścił jej oczko - Nie ma pośpiechu. Może poczekasz, aż się uzbiera, a może będziesz spłacać w małych częściach… którąkolwiek opcję wybierzesz, taką przyjmę z uśmiechem.
- Już coś wymyślę zbereźniku ty - podsumowała to z rozbawieniem - Kto wie, może TAM to ja będę ci tyłek ratować i zaraz dług się odwróci?
- W sumie, nie wiem skąd pomysł z tym, co bym miał odwiedzać panie do towarzystwa… - odpowiedział z rozbawieniem - ...gdyby tak było już dawno bym był u tych pań, o których mówiłaś, że są mną zainteresowane, a jednak jestem tutaj… - zrobił krótką chwilę przerwy po czym dodał czule - ...z Tobą. Ciekawe, prawda?
Spojrzała na niego z rezygnacją.
- Nie ciekawe tylko dziwne - skomentowała - Ale daleka jestem od narzekania.
- Daleka? - zapytał z zaciekawieniem.
Quinn wzruszyła ramionami.
- Wygodnie mi z tobą - odparła rozglądając się w koło.
- Właśnie zostałem sprowadzony do roli wygodnej poduszki - skomentował z uśmiechem Tugal - Taki to mój podły los… - kiedy ostatnie słowa przebrzmiewały rzucił okiem ukradkiem na lewo i prawo szukając tego czego ona szukała.
- Ale żeby nie było, sam świadomie ten los wybrałeś - spojrzała na niego lekko uśmiechając się. - Strasznie wcześnie jest, wszyscy jeszcze śpią - zauważyła po krótkiej obserwacji.
- Krótko sypiam. - odpowiedział Tugal - Wiesz co? Nie żałuję mojej decyzji. Jesteś zabawniejsza i ciekawsza niż one wszystkie razem wzięte - co powiedziawszy puścił jej oczko.
- Ty chyba lubisz sobie dla rozrywki życie komplikować - stwierdziła z rozbawieniem.
- Może… - odpowiedział z namysłem - ...a może potrafię dostrzec nieoszlifowany brylant kiedy go widzę?
- Nieoszlifowany? No wiesz co, obraziłeś mnie tym - zmrużyła oczy udając, że uraził jej dumę.
- Oszlifowany? - zapytał z uśmiechem Tugal - Moje fachowe oko się myli? - mina przerażenia zawitała na jego twarzy. - Nie może być.
- A cóż to za fach wyszkolił to oko, hymm? - spojrzała na niego wyczekująco.
- Swoje przeżyłem - odpowiedział z promiennym uśmiechem w duchu dodając “i swoje zdobyłem”.
- To żadna odpowiedź - zmrużyła oczy niezadowolona.
- Cóż, powiedzmy, że przed trafieniem tutaj byłem aktywny w pewnych sferach i wyszło mi na dobre. - odpowiedział rozbawiony - Jak teraz o tym myślę, nie tylko mi. Świadomość tego, że można podzielić się szczęściem jest przyjemna.
Spojrzała na niego skonsternowana jego słowami.
- Co masz na myśli? - nie odpuszczała.
Mężczyzna zaśmiał się lekko i krótko następnie spojrzał na nią ciepło.
- To nie oczywiste? Lubię kobiety, ale wybredny ze mnie mężczyzna. - puścił jej oczko.
- Eeee - nie wiedziała co powiedzieć patrząc na niego pytająco.
- Wiesz, myślałem czy się nie ustatkować. Ożenić się z najmłodszą córką medyka, u którego praktykowałem. Nie miał synów, więc traktował mnie jak swoje dziecko. - wspominał z pewną nostalgią - Ale się Przebudziłem i wiedziałem, że muszę ratować własną skórę. Nie chciałem by Natalie miała problemy. Nawet jej krótki list zostawiłem. - westchnął - Mam nadzieję, że nie ma mi za złe, ale tak trzeba było zrobić. Nie udało się i jestem tutaj. Pora pogodzić się z przeszłością straconą i zrobić lemoniadę z tych gorzkich cytryn co dał los.
- Nie wyglądasz na kogoś kto chciałby się ustatkować - skomentowała nie patrząc na niego. - Czasem wydaje mi się, że ręce trzymasz przy sobie tylko ze względu na straże - wyznała. - Ale chce ci ufać - westchnęła ciężko.
- No to masz wysokie o mnie zdanie - odpowiedział uśmiechając się półgębkiem z lekkim smutkiem w oczach. - Poznasz mnie jak stąd wyjdziemy. Może bez kajdan zmienisz o mnie opinię.
- To chyba przez ten brak zajęć już głupoty mi do głowy przychodzą... - próbowała się trochę wytłumaczyć widząc jego minę.
- Brak zajęć potrafi człowieka znużyć. - przyznał jej rację, swojego rodzaju rację - Wiesz, przypominasz mi ją, ale i tak bardzo mi się podobasz będąc sobą.
- Też była niezdecydowana? - odparła z ironią w głosie niezadowolona, że porównał ją do swojej niedoszłej żony.
- Raczej uparta i pewna swego. - odpowiedział mężczyzna - Wybacz, nie chciałem porównywać. Tak wyszło. - westchnął ciężko - Jesteś cudowną kobietą, nie chciałbym byś się złościła. Po prostu, wiesz, i ja muszę sobie poukładać w głowie.
Uśmiechnęła się do niego ze współczuciem i przytuliła go przyjacielsko.
- Czyli jednak dobrze wiesz jak ja się czuję... - szepnęła mu do ucha, a w jej głosie była ulga.
- Niezła z nas para. - wyszeptał cicho do jej ucha ze spokojem - W innych okolicznościach byłoby to nawet zabawne. - zamyślił się trochę - Ciepło ci, czy chcesz się jeszcze trochę poprzytulać?
- Lepiej się nie mogliśmy dobrać - zgodziła się z nim. - Do pierwszego posiłku daleko, więc równie dobrze można się jeszcze poprzytulać.
Tugal objął ją ramieniem i przytulił do siebie ciepło szepcząc
- Wiesz, w chwilach takich jak ta mam ochotę Ciebie pocałować.
Zaśmiała się.
- Nawet się nie waż, bo wszystko popsujesz - odparła.
- Będę się pilnował. - odpowiedział z uśmiechem - Jak coś wiesz gdzie mnie szukać... obok.
- Uroczy jesteś Tugal - przytuliła się mocniej. - Musiała być wyjątkową dziewczyną, że chciałeś dla niej się ustatkować - zacisnęła pięści. - Do bani jest być zakochanym w kimś kogo już nigdy się nie zobaczy. W kimś kto teraz pewnie cie nienawidzi za to kim się stałeś, ale nadzieja podsycana dobrymi wspomnieniami nie pozwala ci w to uwierzyć. I dlatego myślisz sobie, że tęskni za tobą nie mniej niż ty za nim... - wypowiedziała ze smutkiem swoje myśli.
- To prawda. - przytaknął smutno, tuląc ją do siebie mocniej. Nie chciał jej wypuszczać z objęć - Pozostaje nam nosić te ciepłe wspomnienia do momentu, aż się z nimi pogodzimy i otworzymy na innych. Szkoda by było, gdyby taka wspaniała dziewczyna jak ty zamknęła się w przeszłości. Masz prawo być szczęśliwa.
- Byłam kochanką maga - wyznała mu.
- To musi być skomplikowane - odparł z troską - Ponoć szkolą magów dopiero po ukończenie dwudziestych urodzin na wypadek stania się Przeklętym.
Pokręciła przecząco głową.
- Jak pochodzisz z silnie magicznego rodu to wcześnie przejawiasz zdolności. Im wcześniej zaczną uczyć tym silniejszym magiem może się stać. Sporo mi o tym opowiadał.
- Ciekawe jaki byłby jego los gdyby i on się Przebudził. - powiedział z namysłem Tugal po czym westchnął - Znałem kilku magów i żaden nie przypadł mi do gustu. On musiał być wyjątkowy skoro zdecydowałaś się z nim być.
- Był. Lubił mnie rozpieszczać - nie kryła tego. - Nie groziło mu zostanie przeklętym. Przynajmniej odkąd skończył 20 rok życia. Poznałam go na uniwersytecie, w bibliotece z której korzystali wszyscy studenci, czy to magowie czy zwykli ludzie. Zawsze miał dla mnie czas. Był ze mną nawet wtedy…
Mężczyna przytulił ją bliżej do siebie. Jedną dłoń kładąc na jej głowie i delikatnie głaszcząc jej włosy.
- Był z Tobą wtedy? - zapytał ciepło, bez pośpiechu czy ponaglania.
Pokiwała twierdząco głową.
- Bronił mnie przed nimi. Prawie mu się udało.
- Myślisz, że wiedział o tym że się Przebudziłaś? - zapytał czule, z troską.
Odsunęła się od niego i przyglądała mu się zamyślona nad jego słowami.
- Nigdy o tym w ten sposób nie myślałam... - stwierdziła. - Powiedziałam mu o snach, więc może... Bardzo zależało mu na wyjechaniu ze stolicy.
- Szkoda, że wam się nie udało. - odpowiedział smutno - Mamy ten sam rodzaj szczęścia.
- Szkoda to mało powiedziane - westchnęła. - Ale może tak lepiej. Dla niego. Gdyby nam się udała ucieczka to mogłabym mu zrobić krzywdę nie panując nad swoją mocą.
- Też fakt. - powiedział przymykając oczy - Ostatecznie i tak chronimy to co kochamy. - po czym otworzył oczy i wyszeptał z troską - Jak chcesz pogodzić zemstę… z Nim?
- Zemsta nie jest prostą drogą. Będę się martwić o to jak dożyję - zmarszczyła brwi. - W moim śnie na początku ścieżki usłanej zabitymi przeze mnie leżało ciało w szatach maga. Z niego była krew na moim mieczu.
Dla Tugala było jasne kim był poległy mag i kogo to była krew na ostrzu, ale nie chciał przełamywać wieści.
- Dość ponury ten sen. - zauważył po czym westchnął - Będziemy się o to martwić jak dożyjemy.

On i ona, mieli wiele wspólnego. Przeszłość obdartą z nadziei i radości kiedy trafili do tego miejsca. Widział w swoim życiu wiele i nauczył się żyć ideą kożystania z okazji kiedy taka się nadarza. Pewnie gdyby nie ona już dawno znalazł by się w objęciach innej kobiety, lecz tak los przewrotny chciał by trafiło na nią. Z czasem dowiadywał się więcej o niej, o jej pragnieniach i przeszłości. Byli podobni, w pewnym sensie, w tłumie rozdartych dusz na pół. Ku swojej zgrozie musiał przyznać, że zależało mu na niej. Coś przed czym wzbraniał się całe życie.

Patrząc wstecz nie kochał nikogo prócz siebie. Nawet Natalie, córka medyka z którą miał dzielić swe dni nie wzbudzała w nim większych emocji. Była tylko środkiem do celu, a teraz? Teraz sam nie wiedział co myśleć. Z pozoru niewinna gra słów, żarty i docinki, ale cokolwiek by nie robił Quinn zawsze była na dystans. Otwierała się powoli jak małża kryjąca w sobie perłę i musiał przyznać znajome uczucie adrenaliny łowów dawało się we znaki. Motywowało go do działania. Tylko nie wiedział co począć kiedy już złapie króliczka. Kiedy ostatecznie sprawi, że będzie jego. Uczucia których wcześniej nie znał, a które ukrywał pod wyćwiczonymi maskami nękały go okrutnie. Chciał jej, ale też chciał by była szczęśliwa. Okrutny dylemat targał jego myślami. Gdyby nie Przebudzenie pewnie żyłby swoim starym życiem.

Starym życiem? Skakać z kwiatka na kwiatek szukając okazji do zarobku, wiedzy i władzy. Miał to na wyciągnięcie ręki od kiedy stary Hossa przyjął go na praktyki. Leczyłby zamożnych i wpływowych brylując drogę do chwały i kobiet... Lecz to była przeszłość stracona i nic na to nie mógł poradzić. Teraz jak o tym myślał jego życie było puste, nadal było, ale coś w nim pękało. NIe wiedział czy cieszyć się z tego czy trwożyć. Nie chciał myśleć, więc zepchnął te myśli w głębi niepamięci.

Wiedział, że część jego słów utrwali w Quinn dawną nadzieję na to, że jej kochanek do niej wróci, że będą razem, że się wszystko ułoży. Winił siebie za te słowa ponieaż odgradzały go od jego celu, ale padły same z siebie. Tak jakby na chwilę wyłączył myślenie. Miał tylko nadzieję, że ta nadzieja którą jej dał, nie zniszczy jej. Nie sprawi, że jej serce zacznie krwawić na nowo kiedy okaże się, że jej stary kochanek znalazł sobie nową. Nie ważne jaki był cudowny w jej wspomnieniach to wiedział, że nienazwany mężczyzna był tylko mężczyzną. Ponura perspektywa wzbierała w nim ochotę by się napić .Najlepiej miodu, lecz Przechowania nie należała do luksusowych przybytków. Z ciężkim sercem wrócił z nieschodzącym z twarzy uśmiechem do dalszego pocieszania ludzi. Przynajmniej jakieś zajęcie by nie dostać w głowę z nadmiaru myśli.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 03-01-2016 o 15:22. Powód: literówka
Dhratlach jest offline  
Stary 29-12-2015, 18:51   #5
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Czy można lepiej zacząć dzień, niż od dostatnia pałą w głowę? Zapewne można, ale Kean nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Gdy odzyskał świadomość, był już zamknięty w więzieniu dla Przeklętych. Nie zajęło mu nawet zbyt wiele czasu domyślenie się tego, ale bardziej zastanawiała go ilość więźniów. Było ich niewielu, więc musiał być jednym z pierwszych, którzy mięli zaszczyt zobaczenia tego niezwykłego kurortu dla utalentowanych. Cóż, jeśli ktoś miał mieć tyle szczęścia to musiał to być właśnie Kean. Na tę ostatnią myśl uśmiechnął się kwaśno.

Pierwsze dni mijały spokojnie. Miejsca było wiele, nikt nie chodził głodny, no i niektórzy ciągle się łudzili, że to pomyłka, inni zaś poddali się. Niewielu, tak jak Kean, starało się trzymać w garści ze świadomością co rzeczywiście ich czekać w najbliższym czasie.
Gdy przybywali nowi więźniowie, nadzieja znikała, a w jej miejsce pojawiały się gniew lub rezygnacja. Ci, którzy dali się ponieść emocją albo byli krwawo uspokajani albo odbierali sobie życie. To zaś nie wchodziło w grę, kiedy miało się przed sobą cel, nawet jeśli był odległy, a nawet nieosiągalny. Najstarsi stażem nauczyli się nie rzucać w oczy i uważnie dobierać kompanów do rozmów. Nowsi musieli się tego nauczyć sami, bo nikt nie chciał ryzykować wdania się w bójkę z “młodym” gniewnym.
Innymi ciekawymi spostrzeżeniami były fakty, że najlepsze jedzenie wydawane jest na końcu, a najspokojniej jest przy “wychodku”. To ostatnie było wyjątkowo ważne, jeżeli chciałeś mieć spokojny sen oraz dobre miejsce do obserwacji innych.

Wobec nieufności jaką darzyli nowoprzybyłych, przez kilka pierwszych miesięcy trzymali się głównie w swoim gronie, obserwując przy tym uważnie każdego nowego. Minęło dużo czasu nim ktokolwiek odważył się zaryzykować. Czas ten umilali sobie tylko na dwa sposoby. Zwykłą rozmową i obstawianiem co wydarzy się danego dnia. Zwycięzca nie miał z tego nic prócz satysfakcji, bo i nie było się o co zakładać… chyba, że udało się dostać coś z rzeczy jakiegoś samobójcy. Dopiero wtedy zaczynała się prawdziwa rywalizacja. Nikt, kto nie spędził tyle czasu w zamknięciu i nudzie, nie zdaje sobie sprawy jaką można czerpać z tego przyjemność. Nawet jeśli stoi za tym czyjaś śmierć.
- Stawiam, że dziś nikt się nie zabije. Co do awanturników nigdy nie obstawiam - usłyszał za sobą żeński głos.
- Oh! - stwierdził krótko, lekko zaskoczony - Widzę, że mamy nowy nabytek. - w jego głosie brzmiało lekkie rozbawienie - Czyli jeden zakład mamy już rozwiązany. Ktoś dzisiaj do nas dołączył. W takim razie ja obstawię, że zginą dwie osoby. Przynajmniej mielibyśmy jakieś nagrody. - zaśmiał się krótko - Ale gdzie moje maniery. Nazywam się Kean Veashyr. Z kim mam przyjemność? - jego twarz zdradzała szczere zainteresowanie. O ile pamięć go nie myliła to była to jedna z osób, po których nie spodziewał się dobrowolnego wejścia w ich mały krąg hazardowy.
- Quinn - przedstawiła się krótko jak to miała w zwyczaju gdy już to robiła. - Ale wiesz, że zakład jest nieważny jeśli sprowokujesz kogoś do bójki? - zastrzegła.
- To jedna z naszych zasad. Zakład jest unieważniony, gdy mamy wpływ na jego wynik. Dlatego po przyjęciu zakładów cały dzień przyglądamy się wszystkiemu uważnie. Jak nie ma się nic lepszego do roboty to można bardzo dobrze patrzeć innym na ręce. Może jeszcze jakiś zakładzik? Może kto pierwszy odbierze posiłek? Albo może masz inny pomysł? - zaproponował.
- Nie wiedziałam, że tu ma miejsce takie kółko hazardowe - zaśmiała się. - To o tym kto pierwszy odbierze posiłek jest dobre - stwierdziła z uznaniem dla pomysłodawcy. - Ja w sumie powinnam przestać obstawiać samobójców odkąd mój kumpel ma misję zbawienia tego miejsca. Za dobrze mu to ostatnio idzie i zakłady zrobiły się nudne.
- Kiedy siedzi się tyle czasu co my, każda rozrywka jest dobra. Do hazardu nie potrzeba tak naprawdę nic, więc jest dobre rozwiązanie w tych warunkach. To kto twoim zdanie pierwszy odbierze posiłek? Mężczyzna, czy kobieta? A może uszczegółowimy ten zakład w jakiś sposób? Chociaż jeśli ten zakład będzie tylko między nami to i taki ogólny wystarczy. Jeśli wygrasz dam ci małą radę. Co ty na to? - każde kolejne pytanie brzmiało jak małe wyzwanie. Miesiące w zamknięciu dały o sobie znać w tym zamiłowaniu do zakładów. A teraz chyba mięli jesień.
- Kobieta, jakaś szatynka - odparła Quinn dosiadając się do nich. - Chociaż nie wiem co za radę możesz mi tu dać, której sama bym nie odkryła do tej pory - uśmiechnęła się zadziornie.
- Przyjmuję zakład. Zawsze może się coś takiego znaleźć. I chyba lepiej usłyszeć niepotrzebną radę, niż nie usłyszeć potrzebnej. - Co prawda nie miał interesu w pomaganiu innym, ale to zawsze jakaś odmiana. - Skoro już ubijamy wspólnie interesy, to może zdradzisz mi coś na swój temat? Skąd pochodzisz? Albo jaki sen cię TU sprowadził? Czy może wolisz zrobić z tego moją nagrodę w zakładzie, panienko? - Po jego ostatnim pytaniu dało się usłyszeć jak ktoś się zakłada się o to jaką odpowiedź otrzyma.
Spojrzała na rozmówce zastanawiając się.
- Umowa stoi. - odparła bez zawahania.
Kean zaśmiał się głośno.
- I to lubię! Zakład bez najmniejszego zawahania i podchodów. Jeszcze zobaczysz, że zasmakujesz w zakładach. A jak uda się wygrać coś po samobójcy to przyda się zimą. Niektórzy mają już tyle, że mogą się wygodnie wysypiać. Szczęściarze.
- W tym rodzaju zakładu nic nie tracę - odparła. - Przecież nie sprawdzisz czy mówię prawdę - mrugnęła do niego okiem.
- Prawda, ale będę miał nowy temat do rozmów, bo już znudziło się nam opowiadanie o naszej przeszłości i naszych planach na przyszłość. Przy tylu osobach deklarujących chęć zemsty, bardzo zastanawiający jest fakt, że dawno nie było buntu. Niektórzy obstawiają, że po wyjściu stąd trafimy do miejsca, gdzie przyjdzie nam pracować do upadłego. Ponoć od pracy nie mamy mieć siły na nic innego. Pożyjemy zobaczymy. - Skwitował.
- No to marne losy tych którzy trafili tu jako piersi i rozleniwili się tym nicnierobieniem - Quinn westchnęła z udawaną obawą.
- To okrutne stwierdzenie. - Zaśmiał się z udawaną urazą. - Wspomniałaś o jakimś przyjacielu. To ten co pomaga innym? Jest częstym tematem zakładów. Najpopularniejszy to ilu osobom pomoże danego dnia. Drugi to ilu ta pomoc nic nie da. On naprawdę jest taki pomocny, czy tylko zabija czas w ten sposób? - Kean był tym wyraźnie zainteresowany od dłuższego czasu, bo była to osoba wyjątkowa w takim miejscu. Większość dbała głównie o siebie.
- Sława Tugala go widzę wyprzedza - roześmiała się. - No przecież mówię, że zakładanie się o samobójców robi się nudne - stwierdziła. - Nieuleczalny z niego optymista i co raz lepiej mu idzie z "pacjentami" - dodała. - Ma całkiem sporo zwolenników. Mogłabym się założyć, że otworzy jakąś sektę religijną - zaśmiała się.
- Ktoś już przyjął podobny zakład. W tamtym zakładzie to jego “pacjenci” mięli założyć sektę oddającą mu cześć, ale o to, że on założy też mogę się założyć. Stawiam, że tego nie zrobi. - Teraz to on uśmiechnął się zadziornie.
- W sumie to nie mogę się zakładać o coś na co mogę mieć wpływ - wzruszyła ramionami niby bezradnie. Uśmiechnęła się. - Przynajmniej chłopak ma zajęcie. Długo tu siedzisz? - zapytała.
Po krótkim i udawanym liczeniu na palcach, odpowiedział:
- Od pierwszego dnia, gdy jeszcze świeciło tu pustkami. Wtedy było bezpieczniej, ale teraz jest tu jakoś żywiej. Jeśli wiesz co mam na myśli.
Quinn spojrzała na Keana z szacunkiem.
- Jej... To cholernie długo... - widać było po niej że jest naprawdę zaskoczona.
- Szczęśliwi czasu nie liczą. - Zażartował. - Trochę się spodziewałem, że mogą po mnie przyjść, więc ominęła mnie faza depresji, na którą umiera tu się równie często co od bełtów. Najciężej było znaleźć sobie zajęcie, a teraz to już przyzwyczaiłem się na tyle, że siedzenie tu mi nie przeszkadza. A ty ile czasu już tu jesteś?
- Od lata - wciąż była pod wrażeniem tego co powiedział - Jak można się było spodziewać, że przyjdą? - bardzo ją to zaciekawiło.
- Kiedyś podsłuchałem moich “rodziców” jak wspominali o tym, że mają korzyści z wychowywania efektu eksperymentu czarodziejów. Ponoć chcieli się dowiedzieć, czy potomstwo Przeklętych dziedziczy moce. Od tamtego czasu spodziewałem się, że kiedyś mogą po mnie przyjść, gdybym rzeczywiście miał jakieś moce. Nie uciekłem tylko dlatego, że mogłem się okazać zwykłym człowiekiem. Jak widać mam pecha. - Przez cały czas uśmiechał się przyjaźnie, ale w jego oczach widać było czystą nienawiść, która zniknęła dopiero przy ostatnim zdaniu. - Teraz pozostało mi tylko cieszyć się życiem.
Zaniemówiła. Nie wiedząc co powiedzieć spojrzała w kierunku miejsca wydawania posiłków.
- Wygrałam - powiedziała niespodziewanie i wskazała ręką na dziewczynę, brunetkę, która wzięła pierwszą porcję jedzenia.
Lekko zaskoczony nagłą zmianą tematu Kean odwrócił się, aby samemu to zobaczyć. Tego dnia nie miał szczęścia w zakładach.
- Prawda. Jak obiecałem, mała rada. Najbezpieczniej jest przy wychodku. Wszyscy uważają, że mocno tam zalatuje, ale wystarczy odejść kilka kroków i nic już nie czuć, więc to dobre miejsce na nocleg. No i są tam same znajome twarze, więc można zakładać się całą dobę. - Poradził. Ostatecznie miała to być mała rada.
Quinn roześmiała się na jego słowa.
- Dzięki, nie wpadłam na to - powiedziała z rozbawieniem. - Miło mi się z tobą rozmawia, więc w zamian mogę o sobie opowiedzieć - zaproponowała.
- Chętnie posłucham. - Odparł krótko.
- Jestem z Lanwir, ale ostatnie lata spędziłam w stolicy imperium. Prawie zostałam księgową. A zgarnęli mnie jak byłam na wakacjach - wymieniła pokrótce. - Ale sen wymienię tylko jeśli ty opowiesz swój najpierw.
- Niech będzie. I tak nie robię z tego tajemnicy. Widziałem płonące ruiny miasta. Jeżeli gdzieś było widać człowieka to były to zwęglone zwłoki. A nad miastem latał wielki, czarny smok, który nienawidził wszystkiego co znajdowało się pod nim. Kiedy wylądował, burząc przy tym kilka domów, zniknął w kurzu i ogniu. Gdy opadły, w miejscu stwora stałem ja sam z grymasem zadowolenia na twarzy oraz tymi samymi świecącymi, pełnymi gniewu oczyma, które wcześniej widziałem u tego potwora. Przyjemny sen, gdy chce się zniszczyć obecny porządek świata. - Ostatnie zdanie powiedział ciszej, aby mieć pewność, że strażnicy nie usłyszą. Któremuś mogło się to nie spodobać i Veashyr dostałby bełt w plecy. - To jaki był twój sen? - Pytanie zadał takim tonem, jakby właśnie skończył mówić o pogodzie i przeszedł do bardziej interesującego tematu.
- Ciekawe, że motyw śmierci tak często przewija się w snach. A może tylko nieświadomie ciągnie mnie do mi podobnych? - powiedziała wyraźnie zadowolona. - Ja w swoim ubrana jestem w zbroję i mam w ręku miecz. Niezwykła to broń, bo jeszcze nigdy nic tak lekkiego i dobrze wyważonego w ręku nie trzymałam. Idę długą ścieżką usłaną martwymi. Ten ogrom śmierci dodaje mi sił. A wśród zabitych są ciała odziane w szaty magów. - ostatnie zdanie wypowiedziała cicho tylko do uszu Keana.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 03-01-2016, 00:29   #6
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Clay początkowo ucieszył się gdy ludzie którzy go pochwycili nie byli strażnikami miejskimi. Gdy zorientował się w sytuacji pożałował tegoi. Przeszukali go i ku zdziwieniu zostawili to i owo. “Amatorzy” Pomyślał o Czarnych Skrzydłach, czerpiąc chociaż tyle satysfakcji z sytuacji w jakiej się znalazł. Bywał już w gorszych miejscach niż ten loch ale tylko przelotnie i w celach zawodowych. Posturę miał wręcz doskonałą na szczurołapa, niskawy zwinny z blizną na gębie i niedbale pozaplatanymi w warkocze długimi włosami. Właśnie jak kończył robotę to go zwinęli. Jak zwykle wychodził z magazynu tylnym wyjściem i jak zwykle miał glejt od właściciela przybytku. To że przy okazji przytulił też paczkę przypraw to już inna sprawa. Także do Przechowalni trafił w swoim “roboczym” ubraniu. Zostawili mu solidne wysokie buty, pas z rzemyków, brązowy wzmacniany łatami z grubej skóry sznurowany z boków bezrękawnik z wysokim przypominającym obrożę kołnierzem oraz niebieska koszula i portki. Przyprawy zabrali.
Tutaj… był pierwszy raz, nie z własnej woli i zdecydowanie nie w celach zawodowych. Były niewątpliwie plusy. Nie zabili i karmili. Kiepsko ale zawsze. Słyszał już kiedyś plotki o tym co się dzieje z takimi co tu trafiają. Teraz miał sprawdzić to na własnej skórze. Kilka dni obserwacji pozwoliło mu wyrobić sobie zdanie o tym miejscu oraz zaobserwować formując się grupki. “Plan A.” odpadał ilość strzelnic i punktów z których mogli go obserwować nawet w sraczu nie napawała optymizmem. Pozostawał “plan B” Usiadł w swoim koncie wyciągną prosty drewniany flet, którego mu nie skonfiskowano i zaczął grać. “Ciekawe czy sami się zgłoszą czy będę musiał się pofatygować?”
Po półgodzinie muzykowania bez żadnego efektu stracił cierpliwość. Zawsze go to dziwiło w robocie miał całe pokłady cierpliwości. Przy kontaktach z ludźmi wręcz /przeciwnie.
Rozejrzał się jeszcze raz za kolesiem którego miał na oku od kilku dni, podszedł do niego.
- Jery co za lokal, tyle grania i nawet żadnych drobniaków nikt nie rzucił. Jak wy tu wytrzymujecie?

- Najprzedniejszy lokal w całej okolicy. “Łzy i Rozpacz” dla tych co się zastanawiają nad nazwą. Mamy wszystko czego dusza zapragnie. Niewolę, depresję, brak nadziei i samoumartwienie ciała i duszy. - odpowiedział z szerokim uśmiechem Tugal - W czym mogę pomóc przyjacielu?

- Widzę że się zadomowiłeś tutaj już całkiem dobrze. O bali z ciepłą wodą nie słyszałeś czasem? - zapytał z równie szerokim uśmiechem. - Dobrze że jeszcze ktoś tu zachował w miarę cały kręgosłup. Domyślasz się kiedy coś z nami zrobią? Żarcie spoko, wystrój też ale odmiana by się jakaś przydała.

- Poczekasz, zobaczysz. Mój strzał to trzymają nas tutaj, aż będzie komplet by nas zesłać na Ostatnią Przystań. Wesoła perspektywa, prawda? Słyszało się legendy o tym miejscu, będzie ciekawie. - odpowiedział z nie znikającym entuzjazmem dawny uczeń medyka.

- Eee… - rozejrzał się - z frekwencją nie będzie problemu. Co bardziej niewyżyci chyba już odpadli. Reszta leży jak naleśniki. - wskazał na puste twarze większości pensjonariuszy tego przybytku. - Ale gorzej chyba nie będzie.Może przynajmniej dalej dach będzie cały.I to żelastwo nam zdejmą. Widziałeś tutaj jakiś ważniaków w aksamitach?

- Był jeden, ale szybko doprosił się o uspokajający kawałek drewna - odparł ze wzruszeniem ramion - Nie słuchał się mnie, więc nie mam co rozpaczać. Jest wiele osób potrzebujących pomocy.

- Acha - mrukną filozoficznie - To jednak aksamity też biorą? A myślałem że to rozrywka tylko dla maluczkich. No chyba mi zaimponowali.

- Nie widziałeś jeszcze cudów tego miejsca - odpowiedział z tajemniczym uśmiechem - Jak porozmawiasz z ludźmi to ciekawe rzeczy można się dowiedzieć, a i miła pani lub dwie też się znajdą.

- Miłe panie powiadasz… - pogładził brodę - ...mmm… może i warto pójść w miasto puki człowiek świeży i rześki. Poza tym co tu innego do roboty liczyć dziury w ścianie? Długo już tu kwitniesz?

- Od piątego miesiąca - odpowiedział - Ale nie liczę dni. To strata czasu, są ważniejsze rzeczy do roboty niż użalanie się nad sobą.

- Uu... grubo. mamy koniec ósmego. A co tu jest jeszcze innego ciekawego poza podrywaniem samotnych zamożnych i niewątpliwie nadobnych panien?


- Nie znam się i nie wyznaję, mam już moją panią - odpowiedział z uśmiechem - Jak chcesz możesz spróbować szczęścia, jest wiele samotnych kobiet w tym miejscu.

- Nie wierz mu. "Samotnych zamożnych" nie uświadczysz - odezwała się dziewczyna, która podeszła do nich, gdy byli zajęci rozmową. - Takie pierwsze są by przedwcześnie skończyć swój żywot w tym miejscu - dodała ze znudzeniem. - Tak naprawdę to nie ma tu nic do robienia poza słuchaniem opowieści innych czy czekaniem na jedzenie. Od święta ktoś komuś w mordę da, ale lepiej wtedy trzymać się z daleka, bo w straży nie zawsze mają na warcie strzelców wyborowych.

- Witaj moja droga… - powiedział Tugal odwracając się do niej bokiem z ciepłym uśmiechem na ustach - ...właśnie odebrałaś biednej duszy nadzieję. - puścił jej oczko z tymi słowami.

- Lepiej wcześniej niż później - prychnęła i wzruszyła ramionami.

- Czy mi się zdaje, czy jesteś bardzo niezadowolona z naszej małej rozmowy? - zapytał przyjemnym głosem w akompaniamencie z szerokim uśmiechem Nidros.

Spojrzała przelotnie za siebie. Pokręciła głową.
- Nie. Taki jeden mnie zdenerwował - odparła od niechcenia. - Nie ważne z resztą. Ale słyszałam waszą rozmowę - spojrzała po obu.

- Chcesz żebym się nim zajął? - zapytał unosząc ciekawską brew do góry. Wszak wystarczyło tylko poprosić kilkoro z tych których pocieszał, a człowiek nie dożyłby kolacji… w niesamowitej ciszy agonii.

- No można jeszcze trochę pograć. Za całusa zagram wszystko… co umiem - dodał zaczepnie. - A który to Cię tak nagabuje. Na sposoby są sposoby. - zaproponował swój udział w misji pacyfikacyjnej.”W sumie wolał bym się nie mieszać, ale jakoś trzeba zacząć organizować krąg wzajemnej adoracji.” Pomyślał składając propozycję.

Spojrzała po nich i przewróciła oczami.
- Potrafię o siebie zadbać - powiedziała jeszcze bardziej zeźlona. - My się chyba nie znamy - spojrzała na Claya zmieniając temat.

- A no tak. Clay Hamelin ale możecie mówić na mnie “Orkiestra” - Wyciągną do niej rękę. - A wy? - Zapytał.

- Quinn - przedstawiła się dziewczyna ściskając jego dłoń.

- Tugal Nidros - przedstawił się z uśmiechem mężczyzna. Tylko skrzyżowane na piersi ręce w pozycji zamkniętej nie pasowały do uśmiechu.

- A skąd ten przydomek? Człowiek orkiestra co to wszystko potrafi czy po prostu umiesz grać? - zapytała chłopaka z lekkim zainteresowaniem.

- Poza fujarką umiem grać jeszcze na nerwach. - odparł tak jak by to miało wszystko wyjaśnić. - O ale zdarzało mi się jeszcze przydzwonić od czasu do czasu. - Otaksował Tugala wzrokiem - No ale w tej dziedzinie to ty też nieco umuzykalniony, nie?

- Cóż, najlepiej zapytać o to innych. - odpowiedział z uśmiechem Tugal - Dobrze, że mi przypomniałeś, muszę zająć się ratowaniem morale ludzi nim wszyscy zwariujemy. Do potem - I z tymi słowami ruszył w tłum starając się zracjonalizować nowe nękające uczucie, które było mu obce całe życie.

- Grać na nerwach to każdy potrafi - odparła Quinn patrząc jak Nidros odchodzi. - I nie polecam tego szlifować w tym miejscu - spojrzała na Claya. - To ty grałeś jeszcze chwilę temu?

- No, a bo co? Jeszcze? Poza żuciem chleba i drapaniem w tyłek nie ma za bardzo co robić a tak chociaż paluchy mi nie zdrętwieją a może faktycznie poderwę jakąś panienkę. Bo na większą potańcówkę nie ma tu co liczyć.


- Taa, jeszcze straże by to uznali za zamieszki - uśmiechnęła się lekko. - Całkiem dobrze ci idzie gra. A na panienki uważaj, niektóre zrobiły sobie rozrywkę z uwodzenia i krzyczenia - mrugnęła do niego.

- No weź się, - odparł jakby nadąsany - psujesz zabawę. Tugal miał racje, odbierasz biednej duszy nadzieję. Zagrać ci coś? I tak nie mam co robić a teraz jeszcze nie będę mógł nikogo poderwać…

- Nie jestem taką optymistką jak on - wzruszyła ramionami - No i jestem tu dłużej niż on - dodała. - Ale nie trać nadziei, nawet w takim padole rozpaczy możesz poznać miłość swojego życia - poklepała go po ramieniu przyjacielsko. - Jasne, zagraj coś.

- Tu nie o optymizm chodzi. Im dłużej będziesz się nakręcać tym dłużej pociągniesz. Jak im pokażesz że masz ich w dupie to wygrałaś. Trzeba znaleźć jakiś powód do satysfakcji i nie dać go sobie zabrać. Mi udało się przemycić fujarkę i teraz będę grał im na złość. Bo mogę. - i zagrał “Wlazł kotek na płotek” a zaraz potem przeszedł na melodię sprośnej przyśpiewki “Szła dzieweczka do laseczka a za nią gajowy... u ha ha

- Jak tak będziesz fałszował to cię prędzej jakiś osadzony uciszy - powiedziała z rozbawieniem Quinn.

- O widzisz znowu to robisz. Jak on z tobą wytrzymuje? Jak nie przestaniesz to chyba pójdę mu pomóc podnosić morale. - Niemniej znów zagrał najpierw jakąś wesołą melodyjkę potem znów jakieś bezeceństwa zapodał - Eeej a może zaśpiewasz?.

- Nidros na pewno się ucieszy z takiej pomocy - stwierdziła ze śmiechem - Nieee, ja śpiewać nie zamierzam - uniosła ręce w geście poddania. - Jeszcze pomyślą, że ktoś tu kona. Skąd pochodzisz? - dodała na koniec zmieniając temat.

- Marreno, takie miasto portowe. Nie żadna metropolia ale dość duża by mieć magazyny i nawet cech tragarzy. Skromny ale zawsze. A Ty i Nidros?

- Jesteśmy ze stolicy - odpowiedziała. - Widziałam, że niedawno tu trafiłeś. Długą miałeś drogę?

- A ja wiem? Za dwa może trzy dni. Trochę nieprzytomny byłem a oni delikatnością nie grzeszyli. - odparł nieco zakłopotany.

- Na różnych można trafić - stwierdziła mając na myśli Czarne Skrzydła - Ja to w sumie nawet nie najgorzej trafiłam, bo mi ubranie przynajmniej załatwili inne niż piżama, w której byłam jak mnie z łóżka wywlekli. Czym się zajmowałeś? - pytała dalej.

- Głównie pilnowaniem magazynów, żeby szczury nie puściły co poniektórego kupca z torbami. Spokojna robota. Zwinęli mnie jak wracałem z magazynu do domu. A jak było z tobą?

- Lato było, wakacje. Zgarnęli mnie zanim zdążyłam się dobrze obudzić - wzruszyła ramionami. Pewna doza znużenia w jej głosie wskazywała, że nie pierwszy raz to opowiadała. - A miałam zostać księgową. Ledwo co skończyłam praktyki z wyróżnieniem - mówiąc o tym lekko się skrzywiła.

- No to, to się nieco różni od wygodnego kantoru nie? Nie to żeby mi się tu podobało ale mój stary mawiał “tsza być twardym a nie mietkim” Tsza się ogarnąć, dostosować i ostatecznie urządzić najlepiej jak się da. Żadna filozofia ino praktyka. - zakończył potakując filozoficznie głową.

Prychnęła na wspomnienie degradacji jej warunków bytowych.
- Nawet sobie nie wyobrażasz - skomentowała to wymijająco. - Z nudów prowadzę sobie statystyki. Najwięcej samobójstw tu popełniają ci o wyższym statusie społecznym.

- A co się dziwić. Im wyżej wleziesz tym bardziej boli jak spadniesz. Zwłaszcza jak jednemu z drugim wydaje się że świat się kręci wokół nich.

- Też racja - zgodziła się z nim dziewczyna. - Poza tym nie przywykli, że muszą sami o siebie zadbać.

- Nie to co my, nie? - I znów zaczął grać. Po kolejnej przyśpiewce odezwał się. - Wiesz ten twój znajomy to wcale nie taki głupi facet. Może pokazanie im - wskazał na otwory strzelnicze - że nas przeklętych nie da się tak łatwo złamać. Puki co dla samej perwersyjnej przyjemności i zdrowia psychicznego pokazać im środkowy palec. - Z tymi słowy wstał i ruszył między uwięzionych przygrywając skoczne piosenki.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 03-01-2016, 13:46   #7
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Czas działał zbawiennie na rozterki sercowe Torm. Rozsądek i pragmatyzm, które przed osadzeniem jej w Przechowalni zawsze miały w jej myślach pierwszeństwo nareszcie w pełni powróciły do kontroli nad jej decyzjami. Dużo myślała o ich rozmowie i wiążących się z tym ustaleniami odnośnie wspólnego sypiania. Spanikowała wtedy i wyszło jak wyszło. Ale ta wymuszona bliskość miedzy nimi sprawiała, że oswoiła się z jego obecnością. Zaczynała nawet dojrzewać do tego by podzielić się z Tugalem swoimi przemyśleniami i wynikającymi z nich wnioskami. Z zadowoleniem uznała, że nie ma sensu dłużej zwlekać.

Natomiast tego dnia ciężki dzień pracy zastał Tugala podczas pocieszania pewnej nadobnej damy, która niedawno trafiła do tego zacnego przybytku tego zimnego dziewiątego miesiąca. Wiedział jak ją pocieszyć, jakich słów użyć i jaką postawę przybrać. Było w niej coś mu znajomego. Tak jakby w swoim dawnym życiu myśleli podobnie i prawdę mówiąc intrygowała go tym. Nie trwało długo, aż wyprowadził ją z marazmu żartując i kokietując młodą duszyczkę.

Była drobna, drobniejsza nawet od Quinn i czas mile z nią upływał.
Podobnie jak blondynka i ona miała w sobie coś magnetycznego, tą otwartość i żartobliwość. Potrwało jednak trochę nim poznał jej przeszłość. Prawdę mówiąc nie przeszkadzała mu ona. Nigdy nie osądzał kobiet. Uczciwie wierzył, że każdy ma prawo podejmować decyzje jakie tylko chce i podobnie jak on uważała, że najświętszym dniem każdego człowieka są jego urodziny. Zabawne, byli tak do siebie podobni i tak zajęci rozmową, a raczej wzajemnym pogodnym uwodzeniem, że stracił rachubę czasu, ale wiedział, że jeszcze nie pora na obiad. Obiady nauczył się wyczuwać, tak już był zgrany z rytmem więziennego dnia.
W pewnym momencie zagryzła delikatnie wargę i zrobiła krok ku niemu kładąc dłonie na jego piersi. Jednak jego dłonie pozostawały po jego bokach. Coś ciepło i cicho powiedział, ona się roześmiała. Jej usta poruszyły się w czymś co można nazwać szeptem patrząc w górę swój wzrok pełen nadziei wlepiając w jego oczy.

Z pewną dozą zaskoczenia jak i ciekawości z dystansu dyskretnie parze tej przyglądała się przyjaciółka Nidrosa. Nie podeszła jednak widząc, że nie jest sam. Nie miała w zwyczaju mu przeszkadzać. Pomyśleć, że akurat kiedy Torm uznała, że koniecznie musi z nim pomówić to ten musiał kimś się zajmować.
Obserwowanym ciężko byłoby stwierdzić po jej znudzonej minie co myśli o tej scenie, a i stała na tyle daleko, że nie czuli na sobie jej spojrzenia.
Mężczyzna coś powiedział z uśmiechem i pochylił się ku rudowłosej. Jej usta lekko rozchyliły się w oczekiwaniu, lecz on wyszeptał jej coś do ucha. Ona pokiwała kilka razy szybko głową z radością malującą się na twarzy i odstąpiła od niego na krok. Powiedział coś jeszcze po czym puścił jej oczko. Powiedziała coś, a on odpowiedział z czarującym uśmiechem słowa które wzbudziły w niej cichy pogodny chichot. Jakieś ciepłe słowa opuściły jej usta, a po nich i on odstąpił o krok od niej, powiedział coś krótko i ruszył w tłum. Dziewczyna jeszcze stała tak chwilę przyglądając się z tęsknotą jego wycofującej się formie, po czym poszła w swoją stronę z szerokim uśmiechem zadowolenia.
Na twarzy Quinn znużenie zostało zastąpione niezadowoleniem. Ale nie poszła za żadnym z tej pary. Ruszyła po prostu przed siebie by zająć miejsce w kolejce po drugi posiłek. Gdy stanęła w kolejce miała zamyśloną minę i ręce skrzyżowane przed sobą.
W głowie miała tumult myśli.
Kim była ta dziewczyna?
Czemu tak się z nią spoufalał?!
Owszem wielokrotnie widywała go jak dodawał otuchy załamanym dziewczynom. Nawet jak wypłakiwały mu się w rękaw i tuliły do niego, gdy był dla nich jedynym dobrym człowiekiem w tym miejscu. Ale w tej rudej było coś co sprawiało, że nie mogła jej ścierpieć. Co ta lafirynda w ogóle sobie wyobrażała, przecież…

Quinn zagryzła wargę w zamyśleniu.
No tak, przez ten czas odkąd zaczęli przy sobie sypiać to między nią, a Nidrosem nic się nie zmieniło odkąd poczynili swoje ustalenia, że to tylko dla ciepła i poniekąd wygody. A czas mijał i za plecami zaczęły pojawiać się głosy jakoby byli parą. Nic dziwnego skoro noce spędzali zawsze razem, a i w ciągu dnia można było ich zobaczyć w swoim towarzystwie. Początkowo plotki te ją irytowały, ale po pewnym czasie przyzwyczaiła się i nawet przestała mieć o to pretensje. Nawet zdarzało jej się słyszeć słowa Nidrosa twierdzącego, że jest zajęty. To było miłe. A teraz…
Przyszła z miską jedzenia. Była pierwsza. Rozejrzała się i nigdzie go nie widziała. Miała ochotę rzucić tym co miała w ręku o podłogę. W sumie przestała być głodna.

Tugal przyszedł jako drugi na ich ustalone przed miesiącami miejsce z swoją porcją obiadową. Był w dobrym humorze, jak zawsze. Torm natomiast nawet się z nim nie przywitała go ignorując jego obecność.
- Coś ciekawego w Twojej kolejce? - zapytał swobodnie jak to w jego stylu siadając jak zwykle obok niej.
Blondynka spojrzała przelotnie na niego po czym wróciła do dziubania drewnianą łyżką w swoim obiedzie. Była co raz bardziej zła po tym co widziała wcześniej tego dnia. Pytanie było tylko na kogo była zła? Na niego, na rudą lafiryndę czy może na samą siebie i bierność z jaką traktowała swój “związek” z Nidrosem. Ale beztroska Tugala i zachowanie jakby nic się nie wydarzyło tylko bardziej ją drażniło.
- Nic ciekawego - odparła bez zainteresowania skupiona na próbie zduszenia w sobie emocji. Nie patrzyła przy tym w jego stronę.
- U mnie nowinka. Człowiek prawie stracił dłonie, bo chciał dwa razy dostać obiad - odpowiedział rozbawiony sprawdzając łyżką konsystencje potrawy.
- Prawie? Czyli ma je po prostu zmiażdżone? - zapytała z udawanym zainteresowaniem. Mimo, że siedziała tu dłużej to z miski niewiele zniknęło. Straciła cały apetyt już w kolejce po jedzenie i każdą łyżkę wmuszała w siebie. Po zjedzeniu ćwiartki porcji zrobiło jej się tylko niedobrze i poniekąd zastanawiała się o ile jej się pogorszy jak zje więcej.
- Stracił dwa palce - odpowiedział Tugal - Dobrze się czujesz? - zapytał ją z troską w głosie kładąc miskę na podłodze by delikatnie położyć dłoń na jej ramieniu - Nie zachowujesz się… zwyczajowo. Nic Ci nie jest?
Nidros dotykając jej ramienia mógł zauważyć jak bardzo jest spięta. Na jego słowa nawet przeszedł jej zimny dreszcz, bo uważała, że całkiem dobrze kryje się ze swoim zdenerwowaniem. Przez drobną chwilkę miała zamiar wyrzucić z siebie to o co miała do niego pretensję. Ale przecież nie będzie robić publicznie scen. Jeszcze wyjdzie na histeryczkę i zaczną wytykać ją palcami. Zacisnęła więc dłoń na łyżce.
- Wszystko w jak najlepszym porządku - wycedziła słowa tak przeczące jej nastawieniu.
- Lepsze jest wrogiem dobrego. - powiedział czule - Widzę, że coś Ciebie zżera od środka. Porozmawiajmy, lepiej się poczujesz jak wyciągniesz to ze swojego organizmu…
Spojrzała na niego gniewnie, ale nie powiedziała nic, tylko znów wbiła wzrok w miskę. Jeśli teraz miała by zacząć ten temat to nie skończyłoby się to dobrze.
- Jesteś o coś na mnie zła? - zapytał ciepło starając się ją zrozumieć.
- Ja? Czemu miałabym być zła? - sarkazm był dobrze wyczuwalny w jej głosie. Przecież powinien się sam domyślić!
- Jesteś piękna kiedy się złościsz kochanie. - odpowiedział czule - Jednak nie czuję się swobodnie kiedy się na mnie gniewasz.
Zmrużyła gniewnie oczy, gdy powiedział do niej "kochanie". To był szczyt. Jak mógł nie wiedzieć? A może udaje, żeby nie zdradzić się? Odwróciła spojrzenie chwilę jeszcze patrzyła w jedzenie. Nie, nie mogła dłużej tu siedzieć. Przy nim. Wstała nagle i bez słowa odeszła. Zabrała naczynie i po drodze rzuciła je na stertę brudnych naczyń z taką złością jakby chciała zabić niewinną miseczkę. Nie panowała nad tym co miała w głowie. Poczuła wielkie pragnienie by odizolować się od wszystkich. Przede wszystkim od niego.
Tugal widząc jej reakcję wstał, podbiegł do niej i mocno przytulił od tyłu szepcząc.
- Powiedz co zrobiłem, żebym mógł tego uniknąć w przyszłości. Nie gniewaj się.
Zaczęła mu się wyrywać jeszcze bardziej rozsierdzona.
- Zostaw mnie - syknęła przez zęby w ostatniej chwili opanowując się na tyle by nie krzyknąć. Była wściekła, ale nie aż tak, żeby on z tego powodu miał stracić życie.
- Nie dopóki nie powiesz mi co się stało. - powiedział tuląc ją i nie puszczając z objęć - Za bardzo cię lubię by zostawić ciebie w tym stanie.
- Bo będę krzyczeć! - zagroziła wiercąc się jeszcze bardziej niczym dzikie zwierzątko złapane we wnyki.
Mężczyzna westchnął ciężko
- Zależy mi na tobie, wiesz? - po tych słowach puścił ją i chwilę odczekał czekając na jej reakcje.
- Tak?! - prychnęła z oburzeniem patrząc na niego. Jak on mógł mówić o tym tak swobodnie? - Tak jak na całym tłumie innych dziewcząt? - po tym wybuchu złości zamilkła nagle. W tym momencie nie żałowała, że to powiedziała, ale zaraz ukłuło ją poczucie winy, że nie powinna była. Wtedy odwróciła się na pięcie i ruszyła szybkim krokiem przed siebie.
- Chcę byś była szczęśliwa - powiedział jeszcze cicho nim zagłębiła się w tłum przyglądając się jej oddalającej formie - Od tego są przyjaciele, prawda?
Słowa doszły do niej, ale tylko bardziej ją denerwowały, przy czym ostatnie zdanie prawie doprowadziły do furii. Zacisnęła pięści tak mocno, że aż jej kłykcie zbielały. Jej mowa ciała zdradzało jedno: bez kija nie podchodź.
Zniknęła mu z oczu nie oglądając się za siebie.
Wkrótce Nidros dowiedział się, że nie uświadczy sylwetki Torm w najbliższym czasie. Quinn nie pojawiła się na ostatnim posiłku dnia, bo nadal mała ściśnięty żołądek a i w całej sali tłum ludzi przenosił się do jednego miejsca pozostawiając inne opustoszałe. Idealne dla kogoś kto chciał uderzyć pięścią kilka razy w niewinną ścianę.
Nidrosowi pozostało czekać do wieczora, zjeść i kłaść się spać licząc na to, że Quinn się znajdzie. Tugal próbował, zachodząc w głowę, zrozumieć jej zachowanie. Które to jawnie wskazywało na zazdrość, ale przecież ustalili, że są tylko przyjaciółmi… za kobietami nie nadążysz, choć część jego umysłu uśmiechała się na tą możliwość. Prawdę mówiąc, nie chciał być tylko przyjacielem. Nie mniej był niepocieszony, jej brak dawał mu się we znaki. Zdążył nawyknąć do jej obecności, a teraz najpewniej zapowiadała się również pierwsza od dłuższego czasu samotna, chłodna noc.

Quinn po scenie jaką zrobiła podczas posiłku dłuższą chwilę spędziła na krążeniu po więzieniu by “rozchodzić” swoją złość. W końcu znalazła sobie miejsce, gdzie wiedziała, że nikt jej nie znajdzie. Z nerwów zrobiło jej się nieprzyjemnie gorąco, dlatego zdjęła kilka warstw ubrań. Złożyła je schludnie i dokładnie kładąc je obok siebie. Była to pierwsza z jej prób zapanowania nad sobą. Robienie porządku w otoczeniu zawsze pomagało z zapanowaniem nad swoimi emocjami.
Była zła na Nidrosa, że zachowywał się jakby nic się nie stało. Pewnie umówił się z tamtą rudą i lada chwila zostanie sama. Lafirynda zabierze go jej i nawet nie będzie mogła mieć o to pretensji. To złościło ją najbardziej. W drugim szeregu stały zapewnienia Tugala, że chce jej szczęścia, zależy mu na niej… To dlaczego mizdrzy się z taką łatwością do tamtej?!
Czas mijał, emocje ulegały ochłodzeniu. Podobnie jak jej ciało. Zaczęło robić się jej zimno. Wkrótce nawet bardzo zimno. Nie chciała jednak wracać. Bała się, że chciał jej tylko powiedzieć, że ją zostawia samą by od tej pory być z tamtą.
Ta myśl nie pozwalała jej wrócić do jej posłania na sen. Na pewno było puste. Naderwała pasek materiału i owinęła nim lewą dłoń, którą na kostkach miała obtartą do krwi. Efekt próby rozładowania złości przez uderzenie nią w ścianę. Bolało jak jasna cholera, ale na szczęście nie zrobiła sobie krzywdy. Ból trochę ją otrzeźwił z głupoty i pozwolił się opanować.
Los parszywie traktował niezdecydowanych i dziś o tym się przekonała.

W sali zapadła noc i zapanował półmrok rozświetlony jedynie gdzieniegdzie pochodniami. Nigdy nie było tu całkowitego mroku zapewne by ułatwić strażnikom żywot. Z tego też powodu Quinn nie miała problemu z dotarciem do siebie, gdy już zimno stało się na tyle doskwierające, że nie myślała o niczym innym. Potrafiła poruszać się bezszelestnie przez co nie było obawy, że kogoś obudzi.
Zatrzymała się patrząc na posłanie. Nie było puste. Poczuła się zmieszana.
“A jednak wrócił” pomyślała z poczuciem winy za wszystko to o co go posądzała. Często z resztą w żartach mówiła jaki z niego flirciarz i kobieciarz. Ale kryły się za tym również obawy, bo nie ukrywał przed nią swojej przeszłości. Mimo wszystko lubiła jego szczerość, bo nie musiał się nią przecież dzielić.
Z ulgą wymalowaną na twarzy podeszła bliżej. W końcu Nidros poczuł przy sobie ruch, gdy Quinn uchyliła lekko koc i wsunęła się na posłanie obok niego. Mężczyzna pachniał tak jak zawsze sobą. Nie było na nim woni innej kobiety.
Tugal spojrzał na nią ciepło i powiedział cicho, z troską. Jej stan był silnie wyczuwalny.
- Jesteś zmarznięta… - poruszył się robiąc jej miejsce i układając się tak by było jej wygodnie. Z natury i tak zazwyczaj spał na plecach. - Chcesz się przytulić?
Westchnęła i przysunęła się bliżej niego. Jasnym było, że chciała tego teraz najbardziej.
Mężczyzna objął ją ramieniem.
- Wybacz, jeśli cię zeźliłem - powiedział po czym lekko westchnął - Ciężko mi czasem być twoim przyjacielem kiedy tak bardzo mi na tobie zależy… Martwiłem się o ciebie, naprawdę.
W milczeniu delektowała się jego słowami, w końcu uśmiechnęła się i przytuliła.
- Myślałam że nie zastanę cie tu... - szepnęła chcąc mu się ze wszystkiego zwierzyć.
- Czekałem na Ciebie cały czas… - odszepnął przytulając ją do siebie po czym pocałował ją delikatnie w czółko - ...jesteś dla mnie bardzo ważna. Ważniejsza niż moja misja.
- Dlaczego jestem taka ważna? - zapytała z zacięciem w głosie. Musiała się upewnić.
- Chce ciebie chronić, chce byś była bezpieczna, szczęśliwa. To.. - westchnął siląc się na odrobinę szczerości co nie było wcale łatwe - Te uczucia... Uczucia, których źródła do końca nie rozumiem. Wiem, mówię od rzeczy…
Wtuliła się w niego mocniej.
- Ale kiedyś mnie zostawisz - mruknęła by go sprowokować do dalszych wyznań. - Znajdziesz sobie jakąś. Może już znalazłeś.
- Nie, jeśli będziemy razem. Mam przeszłość, to prawda, obydwoje ją mamy, ale nigdy nie czułem tego tak mocno jak teraz, do ciebie… - cicho szeptał jej czule do ucha - ...mogę być miły dla innych, ale tylko to. Nic więcej.
- Ale czy ty chcesz dotrzymać wierności? Nie chce być jedną z wielu - wyznała swoją największą obawę. - Nie zniosła bym tego.
- Nie będę kłamał. Wiem, że żeby przetrwać na wyspie będę musiał używać mojego uroku, by niwelować potencjalne zagrożenia... - odpowiedział szczerze - ...ale nic poza tym. Chce byś była szczęśliwa. Damy sobie radę. Prawdę mówiąc jak odeszłaś… - westchnął - ...myślałem, że poszłaś do innego, chociaż sam nie mogłem się zdobyć w sobie by pójść do innej
- Wściekłam się, jak zobaczyłam dziś jak ta ruda się do ciebie mizdrzyła - stwierdziła wprost.
- Ah.. ona… - uśmiechnął się delikatnie - Ciężki przypadek, ale łapki trzymałem przy sobie. Wiesz dlaczego, prawda?
- Czemu? - chciała to usłyszeć z jego ust.
- Ponieważ ona to nie ty moja droga. Nie ty. - odpowiedział ciepło.
- Jesteś uroczy. I wiarygodny w prawieniu komplementów - odparła ze słabo ukrywanym zadowoleniem.
- Masz na mnie ten magiczny wpływ wyciągania ze mnie tego co najlepsze - powiedział ciepło.
- A co jej obiecałeś, że odeszła taka rozanielona? - Quinn nie zamierzała jeszcze odpuścić tego tematu.
- Nic nie obiecałem. - odparł z uśmiechem - Powiedzmy, że pomogłem jej znaleźć znaczenie w nowym obcym świecie. Była dość przybita swoją sytuacją, ale… cóż, ma ciekawą przeszłość. Zaaklimatyzuje się szybko jeśli znajdzie odpowiednich ludzi.
Prychnęła niezadowolona tak wymijającą odpowiedzią.
- Nie cierpię kiedy tak robisz. Zamiast odpowiedzieć mi wprost to migasz się i zaraz Morges jedno wie co ja sobie zaczynam wyobrażać... - fuknęła poirytowana.
- Ehh… - mężczyzna westchnął ciężko - No dobrze, ufam ci, więc powiem. Widzisz, Nina była kurtyzaną w luksusowym przybytku. Niedawno tu trafiła, więc była mocno przybita. Pożartowaliśmy sobie i pomogłem jej znaleźć pozytywne strony. Jeżeli moje przypuszczenia okażą się słuszne, będzie jej się żyło dobrze, ale o to już będzie musiała sama się zatroszczyć.
- Oh... - zatkało ją. Zamilkła zastanawiając się nad tym co powiedział. “Ha! Dobrze wyczułam, że jest rudą lafiryndą!” wywnioskowała zaraz.
Uśmiechnął się do niej pogodnie i powiedział cicho po pewnej chwili milczenia dając jej czas.
- Próbowała nawet swoje sztuczki wykorzystać na mnie… - kolejne słowa jednak padły czułym szeptem - ...ale moje myśli były, gdzie indziej.
Szturchnęła go jak zawsze wtedy, gdy ją zawstydzał.
- Miałbyś z niej dużo pożytku. W końcu zna się na tym co tak lubisz - stwierdziła chcąc go sprowokować.
- Może… - odpowiedział ciepło - ...ale zdecydowanie nie jest w moim typie. Ty jesteś.
Nie odpowiedziała. Była zadowolona z tego przesłuchania. Kichnęła i odruchowo przetarła nos o swój rękaw. Mogła teraz się zwierzyć.
- Dużo o tym myślałam. Dziś szczególnie dużo - mruknęła.
- Jakie wnioski? - zapytał cicho tuląc ją do siebie - Jeżeli się przeziębisz będę czuć się winny.
Pokręciła przecząco głową.
- Sama sobie winna jestem. W zimnie lepiej mi się myśli na takie tematy... - próbowała wyjaśnić siebie. - Już się nie łudzę, że kiedykolwiek będzie jak dawniej. W najlepszym wypadku mogłabym wrócić do niego jako niewolnik. Tamten związek nigdy nie miał szans. I to już nawet nie chodzi o moje przebudzenie. To była wieczna walka o utrzymanie go wbrew woli rodzin... Nawet, gdyby faktycznie planował mnie uchronić przed losem przeklętej to na jak długo? W końcu by się wydało, gdybyśmy próbowali ukryć się przed światem to na pewno prędzej czy później znaleźliby nas. Nie. To nigdy by się nie udało. W końcu nie to było sensem mojego życia. Czuję, że w końcu pogodziłam się z przeszłością. Masz rację, ona tylko przeszkadza.
- To już przeszłość. - potwierdził cicho Tugal - Pytanie, co chcesz zrobić ze swoją przyszłością.
- Mam kilka opcji - stwierdziła. - Mogę iść ścieżką ukazaną mi przez Morges i zrobię to jeśli tylko pojawi się na to okazja. Ale... - westchnęła. Był to jedyny pewny element jej doczesnego życia. Jej przeznaczenie. Jednak nigdzie nie było o umartwianiu ciała i duszy. - Ta najciekawsza opcja to pewien przystojniak, który dla mnie rezygnuje z własnych przyziemnych przyjemności - zaśmiała się cicho. - Ale tak na poważnie to nie wiemy co czeka nas, gdy znajdziemy się na wyspie - zmarkotniała na wyobrażenie tego co może być TAM. - Więc chce się nacieszyć tym spokojem jaki nam tu pozostał. Nie chcę tak myśleć, ale może to są nasze ostatnie przyjemne chwile... Ale jeśli będą, to nie chcę żałować, że czegoś nie zrobiłam, gdy była na to szansa - objęła go za szyję i przytuliła kładąc swój policzek na jego szyi.
Mężczyzna przytulił ją ciepło i wyszeptał czule.
- To musi być jeden, wielki, szczęśliwy człowiek. Nie martw się, będzie dobrze. Będzie ciężko, ale będzie dobrze.
- Tak i za grosz w nim skromności - odparła rozbawiona jego słowami. Pokiwała głową zgadzając się z jego ostatnim zdaniem. - Będzie. Postaram się, żeby było warto.
- Cieszę się, że wróciłaś, że jesteś. - powiedział mężczyzna - Tęskniłem za tobą.
- Zauroczyłeś mnie przy pierwszym spotkaniu - wyznała. - Z czasem też zdobyłeś i moje zaufanie. Ale potrzebowałam czasu, żeby oswoić się z tą myślą. I co gorsze samolubnie chciałam, wymagałam wręcz, żebyś na mnie czekał.
- Jestem tu. - odpowiedział - Wszyscy jesteśmy trochę samolubni. To część bycia człowiekiem.
- Dziś, gdy zaszyłam się w samotności bałam się wyjść tylko z powodu tego, że mogłabym ciebie tu nie zastać. Więc siedziałam tam póki nie zmarzłam aż zimno było jedynym co czułam.
Mężczyzna położył delikatnie dłoń na jej głowie i począł ją głaskać z czułością.
- Czasami potrzeba trochę odwagi by sprawdzić czy będzie tak jak byśmy chcieli. - wyszeptał - Sam myślałem czy nie wyjść Ciebie szukać, ale nie chciałem minąć się z Tobą gdybyś chciała wrócić. Chciałem Ciebie trzymać w ramionach, aż poczujesz się lepiej…
- Dobrze, że mnie nie szukałeś. Nawet nie chce sobie wyobrażać jak bym zareagowała... Pomyślałabym, że jesteś z tamtą - stwierdziła przepraszającym tonem głosu.
Jego dłoń zsunęła się na jej policzek ogrzewając go swoim ciepłem.
- Wiesz dobrze, że nie jestem. Tylko ty się dla mnie liczysz. - wyszeptał czule - Jest coś co mogę dla Ciebie zrobić w ramach przeprosin?
- To nie ty jesteś osobą, która powinna przepraszać. Ja ciebie oskarżałam, o rzeczy których nie zrobiłeś. I to właśnie z mojego powodu. Zachowałam się okropnie. Na twoim miejscu byłabym zła - odparła głaszcząc go po ramieniu.
- Nie potrafię się gniewać na Ciebie. Kiedy jesteś przy mnie czuję się spokojny. - odpowiedział cicho gładząc jej policzek. W chwilach takich jak ta pragnę Cię pocałować i zapomnieć o tym co było. To już przeszłość, liczy się to co jest teraz, prawda?
Nie powiedziała nic. Odsunęła się od niego...
Kładąc dłonie na jego twarzy pocałowała go w usta zniecierpliwiona, zaborcza. Zdecydowanie za długo już z tym zwlekali. Pod jej wierzchnim przeciętnej obróbki okryciem znajdowało się ubranie wykonane z delikatnych tkanin takich jak jedwab, kaszmir czy satyna, które najpewniej zawłaszczyła, gdy poprzedni posiadacze już ich nie potrzebowali. Teraz było przesiąknięte jej zapachem.
Tamta noc minęła im upojnie i wyczerpująco. Pierwszy głód bliskości zaspokajali w zniecierpliwieniu i pośpiesznie napędzani samolubnymi motywacjami. I choć Nidros początkowo starał się powstrzymywać by wykorzystać swe sztuczki to w końcu każde dało się ponieść i dążyło by jak najszybciej osiągnąć szczyt przyjemności.
Jeszcze tej samej nocy Torm obudziła go. Tym razem nie szczędzili sobie czułości długo ciesząc się cielesną bliskością.

Rankiem prawie zaspali na posiłek. Tylko Tugal obudził się z przeczuciem, że musiała się powoli kończyć pora śniadaniowa. Dobudzenie leżącej na nim Quinn nie było proste i jedynie obietnica drzemki zaraz po jedzeniu była w stanie zmotywować ją do wstania. Jeszcze nigdy posiłek w tutejszej jadłodajni tak dobrze nie smakował. Bardzo szybko skończyła jeść i zaczęła marudzić Nidrosowi by ten się pośpieszył. Chciała jak najszybciej wrócić spać.
Sporo się między nimi zmieniło z tego powodu. Quinn zdawała się być teraz bardziej opanowana, może nawet z większą pewnością siebie. Nie nalegała na publiczne okazywanie czułości jak to miały w zwyczaju niektóre kobiety po usidleniu faceta. Nie mniej, gdy się na takie zdobywał to czuła się z tym swobodnie. Doszła jej za to nowa rozrywka. Droczenie się i posyłanie mu dwuznacznych uśmiechów. Nocami natomiast notorycznie się nie wysypiali. Oczywiście starali się zachowywać cicho by nie budzić śpiących najbliżej. Niestety z różnym skutkiem. Ale kto by się tym przejmował.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 03-01-2016, 19:22   #8
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
1: Gdzie jestem i dlaczego ja?

Juna należała do grona szczęściarzy. Dość, że przyszło jej siedzieć w więzieniu krócej niż wielu tutejszym “pechowcom”. Przybyła tutaj 10 dnia 10 miesiąca. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie bardzo wiedziała, za co tu siedzi i po co.
Pierwsze dni były nijakie i takie najwyraźniej musiały już być. Brunetka nie pałała się do nawiązywania kontaktów z kim popadło. Wszystko było jej obojętne, dopiero po paru dniach jakoś tam załapała nowy rytm życia, a może stwierdziła, że swoisty bunt nie ma tu racji bytu. Wystarczyło kilka prostych, ale uniwersalnych zasad: Nie wychylaj się, nie podpadaj nikomu, dostosuj się do tego, czego trzeba. Nie pokazuj po sobie, co czujesz, inaczej ktoś to wykorzysta. Trzeba było zacząć dosłownie walczyć o każdą kromkę chleba i wody.
Mało co dla niej miało tutaj jakikolwiek sens, szybko też zaprzestała szukać odpowiedzi na pytanie, po co to wszystko, gdy tkwiła cały czas w jednym miejscu, a podpowiedzi nie przybywało. Przybywało za to coraz więcej takich młodziaków jak ona, z takimi samymi czarnymi kajdanami, co ona niosła na rękach.
Tu nie było miejsca na sentymenty, Parę tysięcy osobników też nimi się nie żywiło. W każdym razie w pewnych regularnych porach z jakichś powodów ci, którzy wyglądali na wytrzymalszych, czaili się w pobliżu okienek. Kilku dużych okienek w ścianach. Jeśli ktoś się zastanawiał, czy ktoś próbował stąd ucieczki, to cóż, rygle i wesołe kościotrupki mówiły same za siebie. Nie wspominając o wymiarach tych drzwiczek - ręka może się zmieści, a może głowa, ale pewnie zostałyby szybko zgilotynowane. Juna nie należała do tych odważnych - tutaj świat do takich nie należał. Zdecydowanie trzeba było wkręcić się w ten piekielny rytm od pierwszego dnia, gdy chciało się mieć większe szanse na przeżycie.
Bodziec do wyrwania się z tej stagnacji pojawił się pewnego dnia, w okolicach obiadu. Wydarzył się wtedy coś, co nie miało racji bytu, w miejscu takim jak to. Gdzie zainteresowanie drugą osobą ograniczało się do znalezienia sposobu w jaki można ją wykorzystać do własnych celów. Tutaj nikt nie pomagał innym swoim kosztem. A jednak, przed Juną wylądowała miska z jedzeniem. Oznaczało to, że ktoś oddał jej swój obiad. Nie istniała bowiem szansa, by ktoś dostał podwójną porcję. W więzieniu przeklętych każdy sam musiał zadbać o otrzymanie jedzenia. Kto nie ustawił się w kolejce do okienka zwyczajnie nie jadł. Czyżby miała omamy z głodu? To było możliwe, zważywszy na to ile już nie jadła.
– Może byś w końcu coś zjadła? No chyba, że ci skurwiele złamali twoją wolę na przeżycie i czekasz na śmierć z głodu. – głos był raczej przyjemny lecz stanowczy. Należał do blondyna o niebieskich oczach - możliwość stwierdzenia tych faktów dowodziła, że nie spędził tu za dużo czasu.


Jego ciało pokrywały liczne blizny. Widać na wolności toczył niebezpieczne życie lub był na tyle bezczelny, by w chwili zatrzymania stawiać opór. Jego ubiór stanowiły jedynie dziurawe gdzieniegdzie spodnie. Chodził boso.
– To jak będzie, jesz sama czy mam ci pomóc?
- Nie trzeba pomocy przy jedzeniu - dziewczyna orzekła głosem wypranym z emocji. - Czemu mi dałeś jedzenie? - nie śmiała jednak nie wziąć go na własność.
- Byś miała wobec mnie dług. - odparł bezceremonialnie chłopak. - Bo przecież w inne wytłumaczenie byś nie uwierzyła. Nie mylę się?
- Tego nie wiem - odpowiedziała ponownie bez emocji. - Jest tu tyle osób, które mogłyby mieć u ciebie dług. Może lepszych ode mnie - zauważyła, a w jej głosie nadal emocji nie przybywało.
- Nie lubię patrzeć, jak ktoś poddaje się sytuacji. Jak robi to, czego ktoś inny oczekuje. Wrzucili nas tutaj byśmy albo stracili całkowicie nadzieję, albo zezwierzęcili. - chłopak siadł koło Juny. - Popełnili samobójstwo lub zabili kogoś innego. Jaki wtedy będzie sens naszego życia?
- Właściwie, to za co wszyscy tutaj siedzą? - mruknęła dziewczyna, urywając kawałek pajdy chleba.
- Słyszałaś może o przeklętych? - zapytał blondyn.
- Nie.
- Gdzieś ty się dziewczyno wychowywała? - nie było to pytanie, a raczej stwierdzenie. - O czarodziejach musiałaś słyszeć. O nich każdy słyszał. Więc przeklęci to tacy czarodzieje, tylko nie do końca. I dlatego ich czarodzieje nie lubią i zamykają tutaj, w Przechowalni. - wyjaśnił chłopak.
- O czarodziejach słyszałam - stwierdziła dziewczyna, jedząc chleb. - Ale chyba nie byli nami zainteresowani, przynajmniej do tej pory - jej głos dalej był wyprany z emocji. - A ty skąd się tutaj wziąłeś? - podjęła inny temat, spoglądając na jegomościa.
- Tak jak ty. W nocy przed dwudziestymi urodzinami miałem dziwny sen. Na urodziny przybyli niezaproszeni jegomoście w czarnych zbrojach i z wronimi piórami przymocowanymi do napierśników. Dostałem wpierdol i obudziłem się za tamtymi drzwiami. - wyjaśnił. - Sądzę, że wszyscy tutaj tak samo trafiliśmy.
Dziewczyna próbowała sobie coś przypomnieć, ale…
- Ja nie pamiętam, jak tu trafiłam - orzekła, jedząc chleb. - Co ci się śniło?
- Ogień. Dużo ognia. Sam byłem ogniem. Całkiem fajne to było. A tobie? - blondyn nie przejmował się wcale faktem, że jego obiad znika w brzuchu Juny.
- Przeprawiałam się przez rzekę w nocy - odparła ciemnowłosa. - Ale wydaje mi się, że nieraz mi się to śniło.
- Ale odkąd tutaj trafiłaś nie przyśniło się ani razu, mam rację?
- Chyba tak.
- Więc jakbyś jeszcze nie skojarzyła to jesteś przeklętym i dlatego tutaj siedzisz. Jak my wszyscy.
- Yhym… te sny mają coś wspólnego z mocami, jakie mają przeklęci?
- Tak mi się wydaje. Ale nie miałem okazji sprawdzić. Z tego co kojarzę, to nasze bransoletki są zrobione z czarnego mageralu - minerału blokującego magię. - wyjaśnił blondyn.
- Jak długo siedzisz tutaj?
- Przybyłem tydzień przed tobą. Ach, gdzie moje maniery. Jestem Cedil, a ty? - ręka została wyciągnięta w celu przywitania się.
Dziewczyna wyciągnęła również rękę.
- Juna. I dziękuję za jedzenie.
- Nie ma sprawy. Ważne byś się nie poddała. Szkoda by było. - dodał, uśmiechając się lekko.
- Gdybym umarła, chyba bym sprawiła tylko radość tym czarodziejom. Szkoda by było - stwierdziła. - Zresztą nie tylko mnie by to dotyczyło - dodała.
- I widzisz jak mądrze mówisz. To przy następnym posiłku ustaw się w kolejce, bo nie jedząc też umrzesz.
- Z tym ustawieniem się w kolejce to dobra rada. Byleby nie w tej do wpakowania strzały w łeb - stwierdziła bez emocji, spoglądając od niechcenia w “wyrzutnie” pocisków. - Czego, twoim zdaniem, najlepiej tu unikać? - spytała się rozmówcy, jakby sceneria, w której się znajdowała, nie miała dla niej najmniejszego znaczenia.
- Myśli samobójczych, zwątpienia i takich tam. A z bardziej cielesnych rzeczy każdego mężczyzny. Jak któryś będzie się do ciebie dobierał to krzycz. Tamten umrze, a ty będziesz miała spokój. Nie prowokuj awantur, bo tacy też dostają bełtem. - Cedil skrótowo odpowiedział na pytanie Juny.
Juna spojrzała na Cedila uważniej, kiedy ten powiedział “każdego mężczyzny”. Nie skomentowała jednak tego.
- Strażnicy potrafią tutaj utrzymywać względny spokój, trzeba to przyznać.
Rzekła to bardziej do siebie niż do rozmówcy.
- Może głupio się zapytam, ale czy bywały tutaj przypadki buntów? Nie orientujesz się, kto tutaj najdłużej siedzi?
- Bunt w tym miejscu nie ma sensu - odezwał się głos za jej plecami. Należał do blondwłosej dziewczyny, która uważnie przyglądała się Cedilowi. Po chwili skierowała spojrzenie na Junę - Wszystko w porządku? - zapytała z przyjacielskim uśmiechem. - Kolega nie narzuca się?
Nie było prawdą to, że blondynka jej nie zaskoczyła. Będąc szczerym wobec siebie, Juna została zaskoczona przez niespodziewane towarzystwo.
- Póki co kolega zachowuje się nader grzecznie - brunetka odparła to głosem, w którym niezmiennie nie było zbyt wiele emocji i wzburzenia. - Jak się zowiesz? - skierowała to pytanie do nowej rozmówczyni.
- Jestem Quinn - przedstawiła się mimowolnie się uśmiechając do niej. - Nader grzeczny mówisz? - blondynka przestała się już przyglądać jej towarzyszowi. Zupełnie jakby go z kimś pomyliła. - Lepiej przy takich mieć się na baczności - ale powiedziała to w lekkim tonie prawie żartobliwym. - A tobie jak na imię? - zaraz jednak dodała kolejne pytanie - To na twojej twarzy... To tatuaż czy blizna?
Ekspresja twarzy brunetki była iście imponująca... gdy chodziło o jej brak; to tak, jakby Quinn pytała się ją o prognozę pogody na dziś czy jutro.
- Juna - przedstawiła się brunetka. Co zaś tyczyło się znaku szczególnego na twarzy. - To znak - ale gdy chodziło o przedstawienie jego genezy - białe płótno. Niektórzy mądrzejsi zwaliby to amnezją. Juna nie była aż taka wykształcona, aby takie wyrażenie kołatało jej w głowie - tenże incydent dało się wyrazić prostszymi słowami jak brak pamięci. - Ale nie blizna.
- O a ja jestem Clay. - Wciął się do rozmowy niski facet z blizną na twarzy, który przyszedł chwilę po Quinn. - Ty tu od niedawna nie?
Naznaczona czerwoną pręgą na twarzy dziewczyna odparła na to pytanie odnośnie długości pobytu w kiciu - krótko i klarownie:
- Będzie z pięć dni.
Pytanie, które wytworzyło się przez tęże chwilę, padło wkrótce z jej ust.
- Jak długo tu siedzicie? - zapytała się Quinn i Clay’a.
- Ja jakoś tak od końca ósmego miesiąca ale oni dłużej. - wskazał brodę na dwójkę która przyszła wcześniej.
- Od czwartego - odparła. - Można powiedzieć, że całkiem dobrze zdążyłam się tu zadomowić - dodała ze wzruszeniem ramion, ale zaraz lekko się uśmiechnęła.
[Juna] skinęła głową na te odpowiedzi. Nie miała póki co weny do rozmowy, zresztą takie miejsca jak to, w którym się niedawno znalazła, nie sprzyjały nawet chęci do życia; z braku laku dziewczyna spytała rozmówców, skąd pochodzą. Wychodziło na to, że przeklęci w dniu 20 urodzin miewali sny, które pewnie określały ich moce. O, albo jaki mieli sen, zanim ich schwytano.
- Zastanawiam się, po co nas tutaj trzymają - wyraziła swą myśl. Zaiste: czy jeśli oni są aż takim zagrożeniem, to czy nie lepiej byłoby ich po prostu zabić? Juna nie należała do najmądrzejszych osób; nie była też na tyle głupia, żeby resztę tej refleksji powiedzieć na głos.
Jeszcze nie daj bogowie podsunie coś głupiego tutejszym “klawiszom”.
- Ewidentnie jesteśmy potrzebni do czegoś. Inaczej nie kłopotali by się z tym wszystkim. Na pewno wykorzystują nas do rozrywki w turniejach, ale wątpię, że to jest główny powód. Podobno na wyspie czeka na nas kopalnia tego magicznego składnika, którego magowie potrzebują do czarowania. I myślę, że to będzie nasz los - powiedziała Quinn. - Chociaż nie wykluczone, że tam może być po prostu zwykłe społeczeństwo odizolowane od reszty świata i będziemy w miarę normalnie sobie funkcjonować - dodała.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 05-01-2016, 20:23   #9
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Był tu już pięć miesięcy. Pięć długich miesięcy, lecz już dawno przestał liczyć czas. Jego misja była ważna i nie mógł sobie pozwolić na wątpliwy luksus liczenia czasu. Jednak było coś więcej o co się starał przez te długie dni. Trzy, prawie cztery miesiące zajęło mu by zdobyć Quinn i musiał przyznać, że warto było w każdym calu. Pościg za zajączkiem był długi i pełen drobnych i tych większych poświęceń, ale był uparty i tak oto w końcu udało mu się ją dopaść i sprawić, że była jego. Tylko jego. Ich nocne zmagania które trwały bez przerwy od miesiąca były chwilami spełnienia i zapomnienia. Musiał przyznać, że blond włosa piękność była wszystkim czego oczekiwał od kobiety. Zabawna i sprytna, nie nalegająca na czułości, ani marudząca, a zarazem droczliwa i kusząca, a ich nocna aktywność była dodatkowym, przyjemnym atutem. Po co szukać innych spełnień własnych męskich pragnień kiedy wszystko to miało się w jednej kobiecie? Prawda, pokusa pozostawała, ale to było tylko to, pokusa która choć istniała, to nie miała wpływu na jego dalsze plany, a plany miał wielkie...

Przy obiedzie jak zawsze usiedli obok siebie.
- Całkiem miła ta Nina jak się z nią porozmawia - zagaiła rozmowę Quinn.
- Jak większość osób - odpowiedział Tugal - Ciesze się, że się dogadujecie. Sam chciałem was poznać, ale widzę, że mnie ubiegłaś - to mówiąc puścił jej oczko obejmując ją ramieniem.
Uśmiechnęła się.
- Uznałam, że warto się z nią zaprzyjaźnić. Poniekąd trochę jej jestem wdzięczna. A kto wie, może kiedyś przekaże mi jakieś ciekawe wskazówki - powiedziała z rozbawieniem.
- Myślę, że nie będzie z tym problemu - odpowiedział ciepło - To urocza dziewczyna, na pewno się dogadacie.
- Prawdę mówiąc to mam wrażenie, że pod koniec rozmowy zaczęła mnie podrywać - zamyśliła się.
- Wiesz, nie zdziwiłbym się kochanie - powiedział czule - Jesteś piękna, bystra, zabawna...
- Mogłabym tego słuchać godzinami - westchnęła z rozmarzeniem po czym spojrzała na niego. - A może ją do tego namówiłeś? - spytała udając podejrzliwość. - Nie licz na trójkąt, bo nie zamierzam się tobą dzielić - jej głos był wyniosły i poważny. Za to na buźce miała roześmiany uśmiech.
- Podejrzewać mnie o takie bezeceństwa… - odpowiedział silnie starając się nie brzmieć na rozbawionego - To podłe pomówienia są… - położył dłoń na jej policzku po czym pocałował ją czule i wyszeptał przy jej ustach - Ani ja nie mam zamiaru się tobą dzielić. Z nikim.
- Nie jest tu tak źle - stwierdziła. - Całymi dniami tylko zajmujemy się sobą nie martwiąc o jedzenie czy konsekwencje z głębszego zacieśniania więzi.
- Nie potrwa to wieczność - odpowiedział lekko smutnie mężczyzna - ...jeżeli najstarsi wyjadacze i nowi mają rację niedługo pożegnamy się z tym miejscem - mówił delikatnie głaszcząc jej policzek.
- Nie chcę, żeby zdejmowali mi kajdany - powiedziała przytulając się do niego.
- Też tego nie chcę, ale to zrobią. Będziemy od siebie na początku na krótki dystans jeżeli moc się przebudzi. - powiedział kojąco tuląc ją ciepło - Chciałbym zostać tutaj z tobą, nie przechodzić na wyspę. Nie martw się, będzie dobrze. Będzie.
Dała mu buziaka i odsunęła się wracając do jedzenia.
- Zauważyłeś, że nikt nie zaliczył wpadki? - zapytała - Żadna dziewczyna nie zaciążyła - sprecyzowała o co jej chodzi.
- Jest to dziwne. - zauważył Tugal - Choć węszę jakiś większy spisek od strony magów. Nie wiem tylko na czym ma polegać, ani jakie są zamysły.
Po tych słowach i on wrócił do jedzenia.
- Wiesz, od kiedy jesteśmy razem, nawet ta breja smakuje lepiej - powiedział z uśmiechem.
Roześmiała się.
- Nie zapomnę jak mi smakowało śniadanie jak cie pierwszy raz przeleciałam - wspomniała z rozbawieniem. Oblizała łyżkę patrząc na niego. - Z początku miałam teorię, że dodają nam do jedzenia coś. Ale to byłoby zbyt drogie i każdy musiał by dostać swoją dawkę. Więc teraz uważam, że każdego z nas sterylizują. Albo przynajmniej kobiety. To jest najbardziej prawdopodobne.
- Jest taka możliwość. Ciekawe jak by zareagowała publika gdyby się o tym dowiedziała. - zastanowił się - Pytanie tylko po co? Nie przecież by nam ułatwić życie, prawda?
- Żeby nie robiło się nas więcej - odparła z miną "przecież to oczywiste". - Mi to tam wisi, nigdy nie chciałam dzieci, ale na pewno dla części będzie to powód do załamania się.
- Wiesz, zawsze myślałem, że to ja Ciebie przeleciałem - odpowiedział z zawadiackim uśmiechem - Goniłem tego króliczka parę długich miesięcy jakby nie patrzeć. - puścił jej oczko.
Jego nagła zmiana tematu rozbawiła ją jeszcze bardziej.
- Tak, oczywiście. Tak długo goniłeś, że straciłeś uwagę i dałeś złapać się w sidła - uśmiechnęła się wyzywająco.
- Cóż, nie mam nic przeciwko - odpowiedział z szerokim uśmiechem. - Co teraz zrobisz ze mną jak już mnie złapałaś, hm?
- Cieszy mnie to, bo na fana monogamii nie wyglądałeś. Ostatni miesiąc chyba najlepiej podsumowuje moje plany względem ciebie - uśmiechnęła się lubieżnie.
- Cóż, to coś nowego. Wyzwanie, a ja lubię wyzwania. - odpowiedział z uśmiechem - Myślisz, że dotrzymasz mi tempa? - zapytał buńczucznie z ognikami w oczach.
- Oh, to jeszcze śmiesz wątpić? - spytała z udawanym wyrzutem.
- Jest tylko jeden sposób by się przekonać. - powiedział po czym ją pocałował namiętnie.
Odwzajemniła pocałunek.
- Znowu chcesz przespać całe popołudnie? A co z twoją misją? - zapytała wstając nagle. Patrzyła na niego z góry. - Hym?
- Nie chciałabyś razem ze mną się przejść sprawdzić kto potrzebuje pomocy? - zapytał leniwie spoglądając na nią z dołu.
- Oczywiście, że chętnie to zrobię. Zawsze mogę stać obok, kiwać głową na twoje słowa otuchy i ładnie przy tym wyglądać - uśmiechnęła się niewinnie.
- Cóż, to może się udać… - stwierdził Tugal odkładając pustą już miskę na bok po czym wstał. - To jak? Gotowa na małe polowanie?
- Prowadź zbawco tego padołu - odparła natchnionym tonem głosu. - Ale zacznę patrzeć groźnie, jak jakaś panna za bardzo będzie się do ciebie kleić - ostrzegła.
- Patrzeć groźnie? - zapytał z zaciekawieniem - Spodziewałem się czegoś innego… - uśmiechnął się szeroko.
- Oczywiście, że najchętniej bym taką zamordowała - stwierdziła bez zawahania. - Ale kajdany mi na to nie pozwalają - uniosła ręce wyżej pokazując bransolety blokujące ich magię.
- Nie łatwiej pokazać, żem już zajęty? - zapytał z rozbawieniem.
Spojrzała na niego z niezadowoleniem.
- Tak też można, ale gdzie w tym zabawa? - stwierdziła z mrugnięciem oka.
- Cóż, silnie wierzę w łączenie przyjemnego z pożytecznym - odpowiedział z mrugnięciem oka w odwecie. - Gotowa? - szeroki uśmiech zawitał na jego twarzy.
- Raczej nic innego do robienia nie znajdę - powiedziała w tonie "jasne, że tak" i ruszyła przodem.

Mijały minuty, kwadranse, godziny. Nastał czas kolacji, a Quinn i Tugal powrócili ze swojej małej misji z miskami pełnymi dobroci na swoje zwyczajowe miejsce.
- Co myślisz o dzisiejszej wyprawie? - zapytał mężczyzna siedząc i racząc się potrawką.
- Nie wiem jak udaje ci się trwać w tym postanowieniu - powiedziała z westchnięciem. Nie uważała, że była przydatna. Głównie przyglądała się ze współczuciem lub poklepała po ramieniu. - Ale cóż. Wiemy, że potrzebne jest to co robisz.
- To proste. - odpowiedział cicho do jej ucha - Im więcej pomożesz osób, tym więcej będzie o tobie pamiętać, co przekłada się na mniejsze ryzyko na wyspie.
Pokiwała głową. Efekty jego działań już były widoczne i wiele osób miało do niego przychylne nastawienie.
- Mądry z ciebie facet. Nadawał byś się do polityki.
- Do tego potrzeba dobrze się urodzić lub mieć wpływy, a nad wpływami zacząłem pracować. Tylko Przebudzenie mi przeszkodziło - uśmiechnął się delikatnie.
- Ale chyba tylko odrobinkę - szturchnęła go. - Wciąż masz szansę się w tym spełnić - uśmiechnęła się. - Co niektórzy robią zakłady, że otworzysz sektę.
- Kuszące, ale trochę za późno na to. Niewiele czasu zostało. Poza tym, mam teraz ciekawsze zajęcia. - odpowiedział z zadowolonym uśmiechem.
- Zdecydowanie ciekawsze - potwierdziła z rozbawieniem. - Ciekawe jak duża jest ta wyspa? Może po prostu będziemy tam zesłani i normalne życie będziemy tam wiedli.
- Mam nadzieję, choć w to wątpię. - odpowiedział po czym westchnął - Jakoś nie wierzę, by było tak łatwo. Parę tysięcy nowych co roku? Nawet spora wyspa zaludniłaby się szybko. Poza tym są Igrzyska. Bardziej obstawiam prawo dziczy.
- Taka liczba nowych nie dziwi, jeśli weźmiesz pod uwagę to, że wyspiarze nie mogą w inny sposób zwiększać swojej liczby - zauważyła. - Może to po prostu humanitarne podejście do problemu usunięcia nas ze społeczeństwa? - westchnęła. - Przepraszam, ale to twoja wina, że zaczynam szukać dobrych aspektów naszego losu.
- Mam nadzieję, że masz rację. - powiedział ze spuszczonym wzrokiem po czym spojrzał na nią z uśmiechem - Jestem zaraźliwy co nie?
- Jak grypa - roześmiała się. - Rozsiewasz swój optymizm wszędzie - dodała. - Ale te igrzyska mi się nie podobają. Bo psują mi wizję szczęśliwości w Ostatniej Przystani.
- Wiem, jestem okropny. - roześmiał się lekko - Ale jestem też realistą. Jak nadarzy się okazja by znaleźć dla nas spokojne życie na pewno ją wykorzystam - puścił jej oczko - Nawet jeśli będę musiał zabić.
- Och, to było takie romantyczne! - uśmiechnęła się do niego czule, odłożyła swoją miskę i wtuliła się w jego ramię.
- Dla ciebie wszystko maleńka. - wyszeptał czule kładąc pocałunek na jej czole. Miska znalazła się na podłodze obok nich.
- A co jeśli nas tam rozdzielą? - przyszło jej to nagle do głowy wzniecając nie małą obawę.
- Wtedy będę ciebie szukał, ale postaram się przegadać strażników by do tego nie dopuścić - powiedział ciepło - Co jak co, ale nie mam zamiaru oddać ciebie bez walki.
- To już brzmi jak plan - odparła nieco uspokojona.
- Wiesz, myślę, że byś polubiła dzieci - powiedział ciepło - Może nie teraz i nie w najbliższej przyszłości, ale jednak.
- Jasne od razu szóstkę jak moi rodzice - fuknęła z niezadowoleniem. - Jeśli moja teoria okaże się prawdą to akurat to mi nie grozi - temat wyraźnie jej nie leżał.
- Sam miałem czwórkę rodzeństwa. To dość by było tłoczno i hałaśliwie, prawda? - zapytał z uśmiechem.
- Nie kiedy mieszkasz w dużej posiadłości z własną służbą, opiekunkami i nauczycielami - stwierdziła. - Byłam najmłodsza, od najstarszego brata dzieliło mnie 12 lat. Rodzinę najczęściej i tak widywałam tylko na przyjęciach - wzruszyła ramionami. - A co ciebie na dzieci naszło? - spojrzała na niego podejrzliwie.
- Po prostu byłem ciekaw. - odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem - Wiesz, mówią że rodzina zbliża ludzi, ale może to tylko dotyczy się stanów niższych - puścił jej oczko.
- Szybki jesteś - powiedziała. - Jeszcze tak niedawno nie byłeś fanem monogamii, a teraz już o dzieciach mi wspominasz - uśmiechnęła się lekko.
- Kto wie? Nie nadążysz za szaleńcem, prawda? - po tych słowach uśmiechnął się jak obłąkaniec, co było dość komiczne.
- Zwykle to szaleńcy kojarzyli mi się z masowym mordem, a nie planowaniem rodziny - odparła z rozbawieniem. - Dobrze, nie będę tłamsić twoich marzeń - pokazała mu język.
Normalny uśmiechnięty wyraz zawitał na jego twarzy.
- Czy dobrze słyszę, że ktoś tu mówi “zastanowię się”? - zapytał przyglądając się jej bacznie z lekkim zaskoczeniem.
Westchnęła ciężko.
- To są twoje słowa - chciała dodać coś jeszcze, ale zamilkła. Byli w dobrym humorze. - Apropos dzieci... - przypomniała sobie. - Kean wspominał jakoby był dzieckiem dwojga przeklętych.
- Ciekawe jak się uchował i czemu nie zgarnęli jego rodziców. - odparł Tugal - Cóż, nie można tego sprawdzić, ani dowieść, ale powątpiewam w tą opcję. Choć jeżeli jego rodzice rzeczywiście byli przeklętymi i on jest przeklęty, to ciekawe czy odziedziczył ich talenty, czy raczej wytworzył własny.
- Nie, nie - pokręciła głową. - Wychowywali go obcy ludzie - sprostowała. - Został zabrany od rodziców i dany im jako obiekt badawczy.
- Ciekawe, choć mnie interesuje czy poczęcie powstało przed czy po Przebudzeniu. To kluczowe.
- Hymm - zastanowiła się. - Mam nadzieję że przed dostaniem się tu, choć żadnej ciężarnej tu nigdy nie spotkałam. Wolałabym, żeby nie okazało się nagle, że nie było żadnych środków antykoncepcyjnych - wzdrygnęła się na myśl zajścia w ciążę.
- Wiesz, jestem zielarzem. Daj mi czas i składniki to coś przyrządzę dla Ciebie. - odpowiedział z dumnym uśmiechem.
- Trochę za późno na takie zioła - zmrużyła z niezadowoleniem oczy.
- Niekoniecznie. - odpowiedział - Świat ziół zna lekarstwo na każdą przypadłość - puścił jej oczko - A świat medycyny na resztę.
- A magia na wszystko inne? - dodała.
- Dokładnie. - powiedział ciepło. - Jest jeszcze wiara co czyni cuda.
- Uważaj co mówisz, bo zabronię ci się zbliżać do mojego posłania! - zagroziła, ale wiedział, że nie mówi tego serio.
- Oj! Będę grzeczny. - powiedział w pośpiechu podłapując grę. - Może nawet będę dobry i czegoś nauczę.
- Chyba raczej popracujemy nad twoją "wytrwałością" - mrugnęła do niego.
- Dobra praktyka zawsze dobra. Kiedy zaczynamy? - zapytał unosząc lekko brew.
- Jak zawsze, każdej nocy - powiedziała poważnie. - W sumie to przyjemna alternatywa do treningu szermierki.
- Dobra alternatywa nie jest zła. - zgodził się mężczyzna, po czym pochylił się ku niej dłonią ujmując jej podbródek i pocałował ją namiętnie, a po pocałunku wyszeptał - Co ja bym zrobił bez Ciebie…
- Na pewno nie uśmiechał byś się tyle i nie był taki radosny - odpowiedziała mu z uśmiechem. - I byłbyś też mniej przekonujący w swojej misji.
- Prawda, Twoja obecność działa cuda na ludzi. - odpowiedział również się uśmiechając - W chwilach takich jak ta cieszę się, że mam Ciebie.
- A kto by nie dał się przekonać na tekst że dopiero tu znalazłeś miłość swojego życia. Ludzie lecą na takie słowa - stwierdziła rozbawiona.
- Coś w tym jest, w szczególności podoba się to kobietom. - odpowiedział rozbawiony puszczając jej oczko.
- Tak, kobiety są łase na takie historie. Ale przecież o tym wiesz. - mrugnęła do niego. - W tym temacie podejrzewam, że jesteś większym ekspertem ode mnie - dodała z rozbawieniem Quinn.
- Jedna z moich zasad brzmi, że raczej nie okłamuję kobiet. - odpowiedział z szerokim uśmiechem - Półprawdy, pominięcia i niedopowiedzenia to co innego. Mam swoje standardy.
- Och tak? To cóż pominąłeś w swojej drodze do uwiedzenia mnie? - zapytała podejrzliwie mu się przyglądając.
- O dziwo, byłem rozbrajająco szczery - odpowiedział z uśmiechem - Po prostu masz coś w sobie i pomyślałem “a czemu by nie?”.
- A może dały o sobie znać dawne marzenia? W końcu jestem szlachetnie urodzona - westchnęła niczym kapryśna panna.
- Zauważ, że długo o tym nie wiedziałem. Co do marzeń… hmm… - zastanowił się - Cóż, przed Tobą nie miałem błękitnokrwistej i nie żałuje niczego.
- To już wiem przynajmniej czemu tak długo znosiłeś moje humory - roześmiała się.
- Może po prostu jestem uparty do bólu? - zapytał rozbawiony.
- Tak, i zdolny do poświęceń - odparła już poważnym tonem, w którym mógł wyczuć uznanie dla jego uporu.
- Inaczej nie zaszedłbym tak daleko… - uśmiechnął się - ...w poprzednim życiu. W życiu przed poznaniem Ciebie.
- W sumie to dobrze, że jestem twoją pierwszą arystokratką. Już się zastanawiałam, czy może miałeś do czynienia z moją kuzynką, która to dosyć rozwiązłe życie towarzyskie prowadziła - stwierdziła z lekkim uśmieszkiem.
- Nie żałuję niczego i jestem jak najbardziej zadowolony, jak nie bardziej, z tego co jest. Kuzynka mnie nie interesuje- powiedział ciepło puszczając jej oczko - Choć ciekawi mnie czy i ją byś zabiła - dodał z uśmiechem.
- Była moją ulubioną kuzynką. A miałam w czym wybierać. Ród Torm jest równie liczny jak i wpływowy. Oczywiście są równi i równiejsi, więc nie martwiłabym się. I tak byś wolał mnie przez mój wyższy stan urodzenia niż jej - wyjaśniła powołując się na jego dawne motywy.
- Niekoniecznie. - odpowiedział - Nie żebym latał za każdą spódnicą. Dla mnie zawsze liczyło się odczucie, a Ty dajesz mi bardzo dobre i pozytywne, i wiem, że warto.
- Tak wiem, masz wysokie standardy - mrugnęła do niego. - Czy jestem jedyną z jaką sypiałeś w tym miejscu? - uśmiechnęła się zadziornie zadając to pytanie.
- Nie inaczej piękna. - odpowiedział na zadane pytanie z uśmiechem - I nie planuje innej.
- To w sumie nie musiałam się z TYM tak śpieszyć - zażartowała.
- Nie, ale chciałabyś tyle stracić czasu? - zapytał zadziornie.
- Nie - odparła z przekonaniem. - Nawet myślę, że zdecydowanie za długo zwlekałam. Szkoda, że taka Nina wcześniej się nie pojawiła. Choć, z drugiej strony ten czas był potrzebny, żebym skutecznie cie uzależniła od siebie - dodała z triumfem w głosie.
- No proszę, i kto to mówi. - odpowiedział z szerokim uśmiechem.
- Poniekąd też musiałam się najpierw upewnić, żeby nie było z przyjemności obowiązków - wyjaśniła. - Tak na wszelki wypadek.
- Bystra dziewczyna i jaka zaradna. - odpowiedział mężczyzna z nieukrywaną dumą.

Parę tematów zostało poruszonych, a nowe fakty z ich przeszłości wyszły na jaw. To była jedna z tych rzeczy które tak w niej uwielbiał. Zawsze dowiadywał się czegoś nowego, a sama rozmowa była czystą przyjemnością. Trzeba było przyznać, powoli zaczął się przyzwyczajać do tej całej monogamii, a myśli niepokorne powoli odchodziły w odmęty niepamięci. Powoli, choć przecież nadal można używać słodkich słówek by wkradać się w łaski innych kobiet delikatnie je uwodząc... Oczywiście, jak będzie trzymać łapy przy sobie to nie powinno być problemów. Czy nie tak się umawiali? Umawiali. Nie smutał jednak na wieść o sterylizacji, mu to nie przeszkadzało. Co więcej, oznaczało to, że będzie mógł sobie spokojnie używać bez trosk, a dzieci? W bardzo dalekiej przeszłości, jeśli w ogóle. Nie paliło mu się do zakładania rodziny. Nie znaczyło to jednak, że nie zależało mu na swojej partnerce. Zależało i miał zamiar upewnić się, że będzie zadowolona i szczęśliwa. Może da radę przekonać Ninę by udzieliła Quinn parę cennych rad... W sumie, to byłby dobry pomysł. Będzie musiał uskutecznić tą myśl, lecz teraz czas mijał spokojnie. To miały być ich ostatnie dni spokoju przed zesłaniem na wyspę. I choć obydwoje to wiedzieli, starali się o tym nie myśleć o tym w swoich ramionach. Liczyło się dla nich tylko to co było teraz. Ich bliskość i ciepło, oraz brak obaw o przejaw mocy która w nich drzmiała.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 05-01-2016, 23:27   #10
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
Jeżeli myślała, że upalne lato w zatłoczonym pomieszczeniu jest ciężko znieść to musiała przemyśleć sprawę raz jeszcze, gdy tylko temperatura zaczęła znacznie spadać.
Z przyzwyczajenia zawsze zajmowała przestrzeń przy drzwiach. Z tego miejsca dobrze było widać większość sali, a opierając się o ścianę czuła się bezpieczniej. Patrzyła na zebranych w sali przeklętych i zastanawiała się jakie są ich możliwości. Albo jakie byłyby jej, gdyby nie miała na sobie bransolet. Próbowała zająć umysł układankami, zagadkami, spekulacjami. Tworzyła w myślach pułapki na zwierzynę (których przecież już nigdy nie rozstawi), skórowała wyimaginowane zwierzęta (których już nigdy nie złapie). Zaczęła nawet wstawać rano i robić obchód po sali, tak jak kiedyś robiła obchód po lesie. Trzymała się każdego sposobu jaki mogła wymyślić, żeby nie zwariować.
A wraz z zimą pojawiła się Ana. Piękna, radosna, cudowna Ana.
Sevi była pod wrażeniem dziewczyny, która jak gdyby nic postanowiła, że zostaną przyjaciółkami zanim jeszcze poznały swoje imiona. Nigdy nie była z nikim tak blisko jak z tą niepozorną przeklętą, która samą swoją obecnością potrafiła rozświetlić całą salę. Nawet w relacjach z matką czuła jakiś niewidzialny mur, jakiś niewielki dystans. Z Aną było inaczej: nie odwracała wzroku od jej twarzy, nie udawała, że nie widzi blizn które szpeciły Sevi: akceptowała je tak samo jak akceptowała ją samą, cokolwiek by się nie działo. Razem stały w kolejce po jedzenie, razem robiły poranny obchód sali, wymyślały sobie nawzajem zagadki, problemy do rozwiązania. Starały się nie myśleć o tym, że nie można wykluczyć tego, że staną przeciw sobie na arenie w czasie igrzysk. Oczywiście, jeśli przeżyją.
"Nie powinnaś zasłaniać twarzy, wyglądasz wtedy jak brudny pies” - powiedziała Ana, odsłaniając jej spaloną skórę spod zasłony włosów. - “Teraz zdecydowanie lepiej”. “Nie jest lepiej” - odpowiedziała jej Sevi. - “Teraz widać to coś. Nie chcę, żeby ludzie na to patrzyli”. Dziewczyna spojrzała na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nawet, gdy mrużyła oczy, wyglądała pięknie. “To jest twoja twarz, Sevi. Twoja twarz. Dlaczego miałabyś się jej wstydzić?”
Pewnego wieczoru Ana zaczęła gorączkować. Sevi cichaczem postanowiła, że odda jej swoją porcję śniadania, żeby wspomóc przyjaciółkę w walce z chorobą. Niestety, gdy rano otworzyła oczy Ana już nie żyła.
“Błagam, pomóżcie mi!” - zawołała do najbliższych przeklętych i zaczęła trząść ciałem dziewczyny. “Ona nie może teraz umrzeć! Potrzebuję jej!”. Dopiero nagłe zniknięcie ciała otrzeźwiło Sevi. Ana nie żyła. Ana już się nie obudzi. Nikt nie jest w stanie przywrócić jej życia. Dlaczego zmarła tak szybko? Przeklęta zdjęła zimowy płaszcz z ciała swojej przyjaciółki. Jej już nie będzie potrzebny. Jej… już…
Całą zimę otulała się płaszczem Any, którego rękawy, były na nią zdecydowanie zbyt krótkie. Możliwe, że tylko dzięki niemu Sevi nie zamarzła w czasie najostrzejszych mrozów. Nawet, kiedy temperatura się podniosła, a powietrze stało się bardziej znośne, dziewczyna zarzucała płaszcz zmarłej przyjaciółki na ramiona i plecy.
W przeddzień wywozu Sevi zajęła swoje zwyczajowe miejsce niedaleko drzwi. Skuliła się pod ścianą, opatulając się płaszczem, który jakimś cudem wciąż pachniał jak Ana. W sali było pełno ludzi, największa ilość jaka ma kiedykolwiek prawo zagościć w Przechowalni. Nigdy nie widziała tylu ludzi zgromadzonych w jednym miejscu, więc dlaczego czuła się taka samotna?

Nidros przechadzał się po sali, aż zauważył ją. Kolejną zmęczoną, zrezygnowaną duszę. Podszedł do niej i uklęknął przed nią mówiąc z troską.
- Nie wyglądasz najlepiej, dobrze się czujesz?
Po jej lewej stronie usiadła dziewczyna, która z nim przyszła.
- Boisz się jutrzejszego dnia? - zapytała ciepłym tonem głosu i z uśmiechem blondynka.
Sevi naciągnęła na siebie mocniej płaszcz, najwidoczniej przekonana, że nieznajomi przyszli odebrać jej skarb. Spojrzała na nich niechętnie, najpierw na niego, później na nią.
- A wy to…?
- Jestem Quinn, a ten tu to Tugal - przedstawiła ich dziewczyna.
- Chcemy Ci pomóc. - powiedział ciepło mężczyzna - Porozmawiaj z nami, poczujesz się lepiej.
- Świetnie… bardzo dobrze… wręcz cudownie… - zaczęła mruczeć coś pod nosem. - Dobra, to czy znacie jakieś sposoby na przywracanie zmarłym życia? Ostatnio jestem dość zainteresowana tym tematem…
- Ciężka sprawa. - odparł Tugal - Po przywróceniu życia nie byłby to ten sam człowiek. - westchnął - Ciężko zamieścić duszę w ciele kiedy więzy zostaną zerwane.
Quinn spojrzała na Tugala.
- To już nekromancja jest. A tego by chyba nie chciała - westchnęła patrząc na dziewczynę. - Śmierć jest niestety, no cóż, nieodwracalna... Pozostaje ci pogodzić się z tą stratą - odparła ze współczuciem. - Morges niestety jest nieubłagane w tej sprawie.
Sevi nie wiedziała co było bardziej nie do zniesienia: to, że Ci przeklęci nie znają sposobu na przywrócenie Anie życia czy to, że mówią dość sensownie? Dlaczego nie zostawią jej samej ze swoim użalaniu się nad sobą? Z drugiej strony czy ona właściwie chciała być dalej sama?
- Smakowało wam śniadanie? - zapytała po chwili, nie wiedząc jaki temat byłby najstosowniejszy. Wybrała najbezpieczniejszy temat. Jeść każdy lubił.
- Jak ci na imię? - odparła Quinn nie do końca w odpowiedzi na jej pytanie.
- Sevi - odpowiedziała krótko i niezbyt wyraźnie.
Clay’owi było głupi tak włóczyć się za parą swoich nowych znajomych ale w sumie poza graniem na fujarce w nadziei że złowi się na to jakaś “wyposzczona” panienka nie miał nic lepszego do roboty chociaż obiecał sobie nie zaniedbywać tego rytuału u uparcie grywał codziennie chociaż przez chwilę. W siedzeniu w “pierdlu” najgorszy był nadmiar wolnego czasu a ciągła obserwacja nie zachęcała do zabawy z kajdanami. W ten sposób znalazł się po chwili przy kolejnej zagubionej duszyczce. Widząc blizny poczuł jeżeli nie sympatię to chociaż solidarność z dziewczyną. Usłyszał ostatnie pytanie więc wtrącił się do rozmowy.
- No policzki cielęce to to nie były ale pieczywo wyjątkowo świeże. W końcu jest coś na co chłód ma zbawienne działanie. - odparł z sarkazmem udając wielkopańską manierę.
- Zjadłabym sarninę... i świeży chleb. Taki jeszcze cieplutki. - Nie wiedziała czemu, ale z jakiegoś powodu poczuła irytację. Może dlatego, że chleb zawsze kojarzył jej się z jej przyjacielem z czasów “wolności”?
- Tak, róbcie ludziom smaka na łakocie - odparła Quinn udając oburzenie. - Jak chcesz Sevi to Clay zagra dla ciebie coś wesołego - dodała z uśmiechem. - W końcu to nasz nadworny grajek.
Sevi próbowała przypomnieć sobie jakąkolwiek melodię jaką mogła tu usłyszeć, ale jakoś jej to umknęło. Jak wiele rzeczy ostatnio.
- W sumie to chętnie. Bardzo proszę. Zagraj coś wesołego.
- Będziesz zadowolona - powiedział Tugal - Co jak co, ale ten człowiek umie grać na fujarce. Czy mi się zdawało, czy powiedziałaś sarnina? Miałaś znajomego łowcę?
- Mojego Tatę - potwierdziła przytaknięciem. - Lubiłam go.
- Sam pochodzę z rodziny myśliwskiej - powiedział ciepło Nidros - Może jak znajdziemy się na wyspie coś upolujemy?
- Błagam, tak. Nie wytrzymam dłużej tego zatęchłego mięsa.
Quinn tylko przyglądała się z uśmieszkiem ich rozmowie.
- Jak tylko rozeznamy się w sytuacji i zdobędziemy odpowiednią broń… czemu nie? Nie ma to jak małe polowanie by poczuć, że się żyje. - odpowiedział na słowa Sevi nadworny, więzienny pocieszacz.
- Ale przygotować sam będziesz musiał to co złapiesz - odezwała się Torm.
- Swoją drogą swoje gotowałem, może mistrzem nie jestem, ale się trochę znam - odpowiedział puszczając jej oczko.
- No popatrz, jakie zbawienie, nie będę musiała stać przy garach - odparła z rozbawieniem.
- Nie ma tak łatwo. Gotowanie też przyjemna rzecz, a pomoc się zawsze przyda - odpowiedział jej z szerokim uśmiechem.
- Jak tak o tym teraz pomyśleć to mało przydatna będę przy pracach domowych - stwierdziła w zamyśleniu blondynka.
- Nie martw się kochanie, wszystkiego Ciebie nauczę Wasza Wysokość. - i po tych słowach jej rozmówca ukłonił się dworsko.
- Wolałabym, żeby nie było to konieczne - jęknęła teatralnie.
- Zamiatać chyba każdy potrafi - wtrąciła Sevi.
Tugal się lekko uśmiechnął decydując się przemilczeć tą zdolność Quinn.
- Powiedzmy, że mam pewne niedobory umiejętności - odparła w tonie wyjaśnienia jednocześnie dziubnęła Nidrosa między żebra.
- Ou.. - jęknął mężczyzna - ...kolejny zamach na moje życie? - po tych słowach spojrzał na nią z uśmiechem - Pewne, mówisz?
- Grabisz sobie Nidros - spojrzała na niego groźnie. Po tych słowach spojrzała na Sevi. - No więc tak. Byłam szlachcianką i pewne czynności sprawiają mi problem. Ale jakoś jako jednej z niewielu błękitnokrwistych udało mi się tu przetrwać i to od 4 miesiąca.
Tugal nie powiedział nic tylko uśmiechnął się promiennie wyraźnie z czegoś zadowolony.
- … Wasza Wysokość? Em…
- No widzisz co żeś narobił! - fuknęła na Tugala po słowach Sevi. - Nie mów mi tak, tu jesteśmy wszyscy równi - westchnęła.
- Nie martw się, wszyscy jedziemy na tym samym wózku. To są dawne życia, nie mają znaczenia teraz - powiedział ciepło mężczyzna - Pomyśl o tym jak o ciekawostce, niczym więcej.
- Wszyscy pójdziemy do piachu… prędzej czy później. To macie na myśli?
- Bardziej, że Przebudzenie dotyka wszystkich bez względu na urodzenie. - powiedział Nidros. - Więc wiesz, jesteśmy zgrają przeklętych. Nikt z nas nie ma zamiaru umierać, prawda?
- Masz zamiar wygrać i dostać się do cudownego, elitarnego oddziału? Ja podziękuję. Nie mam pojęcia przez co musieli przejść ci ludzie, że są tacy okropni, ale wiem, że ja nie chcę. Wolę zginąć trochę wcześniej.
- To może będziesz się trzymać z nami? - zapytał mężczyzna - Planujemy urządzić sobie w miarę wygodne życie na Wyspie, ale szczegóły dowiemy się na miejscu. Nie śpieszmy się do Oddziałów.
- No, mniej więcej tak wygląda nasz plan - pokiwała głową Quinn niby zgadzając się ze słowami mężczyzny. - Nie uśmiecha nam się wracać. Każdemu z własnych powodów.
Sevi odruchowo poprawiła płaszcz.
- A jaki ja mam właściwie wybór? Szczerze mam dość gapienia się w próżnię.
- Cóż, nie naciskamy. Sama podejmiesz decyzję. - odpowiedział jej - Jakąkolwiek podejmiesz, jestem pewny, że będzie najlepszą dla Ciebie.
- Powiedzmy, że wstępnie możecie mnie zapisać na listę.
 

Ostatnio edytowane przez Kaeru : 06-01-2016 o 14:34.
Kaeru jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172