Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-02-2016, 18:26   #11
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Mimo upomnienia Javiera i uspokajających słów elfki, akolitka długo jeszcze mierzyła do dziewczyny z kuszy. Jej ręka trzęsła się, a oczy pałały wręcz paranoicznym lękiem. Oddychała ciężko, całkowicie niepewna swoich poczynań.

- Aurora… - Tym razem głos cyrulika był łagodny, niemalże troskliwy. Wyciągnął w jej stronę rękę uspokajająco, - Ona nic ci nie zrobi.

Słowa w końcu przyniosły efekt. Dziewczyna wolno zaczęła opuszczać broń, cofając się tym samym do pomieszczenia, z którego przyszła. Przy czym jej wzrok ani na moment nie zmienił swojego celu. Ilithyia wiedziała, że wystarczy jeden gwałtowniejszy ruch, a przerażona akolitka na nowo zwróci kuszę w jej kierunku i tym razem żadne słowa nie pomogą. Zniknęła ona jednak szybko za kotarą, nie odpowiedziawszy na pytania elfki.

- Ehh... Same kłopoty z tą dziewczyną - rzekł z ulgą Javier, w chwili gdy w jego ręce wpadł srebrny zegarek. Szybko acz dokładnie zlustrował go wzrokiem. - Wystarczy, wystarczy. To droga zabawka, chociaż ciężko będzie znaleźć pasera skorego do kupna, ale coś wymyślę. Jak zawsze.

Następnie bez zbędnego słowa, zabrał się za rannego. Ostrożnie przeniósł go na pryczę, znajdującą się w rogu pomieszczenia. Z szarego, cętkowanego zaschniętą krwią materaca uniósł się tuman kurzu, gdy zwaliło się na niego ociężałe ciało urzędnika. Javier odkaszlną, przyjrzał się ranie oględnie i wziął się do roboty. Z szafki wyciągnął zestaw narzędzi, którego widok niejednego potrafił przyprawić o mdłości, a następnie zaczął ze stoickim spokojem grzebać w ciele nieszczęśnika, dla którego paraliż okazał się teraz cudownym wybawieniem.

Elfka przyglądała się całemu zabiegowi przez jakiś czas, czując narastające w niej z każdą chwilą obrzydzenie. Zaczęło zastanawiać ja źródło tego odczucia. W końcu sama nie miała problemu z zabijaniem innych, jednak w tej chwili całe zajście wydawało się jej w jakiś sposób niemoralne i nienaturalne. Rzadko kiedy miała okazję spotkać się z przypadkiem, gdy ostrze miało służyć ratowaniu życia, a nie jego odbieraniu. A może kryło się pod tym coś innego? Przeszłość. Myśl, że być może w podobny sposób mogła zostać potraktowana jej przyjaciółka, dwa lata temu. Wiele czasu minęło od tamtych wydarzeń, jednak widok zmasakrowanej Alishy pozostał wyraźny, jakby wszystko miało miejsce ledwie przed chwilą.

Czas płynął wolno, a jedynie sporadyczne pomruki cyrulika oraz bulgot krwi przerywały panującą w pomieszczeniu ciszę. Z tego powodu nagły dźwięk odsłanianej kotary przestraszył elfkę, która przysypiała już na siedząco. Jednoręka akolitka weszła wolno do pomieszczenia i posłała jej nieśmiałe spojrzenie, wyrażające szczerą skruchę. Przysiadła się do elfki.

- Przepraszam - mówiła przytłumionym głosem. Jej oczy zeszkliły się od powstrzymywanych siłą łez. - Nazywam się Aurora. Nie chciałam się tak zachować ale… Odkąd tu trafiłam, nie ufam już nikomu tak jak dawniej. Przybyłam do tego miasta niedawno, wraz z inną akolitką. Wysłano nas tu, by objąć piecze nad kaplicą poświęconą Błękitnej Damie. Nasza Pani nie jest popularna w tym mieście, nie ma tu zbyt wielu pobożnych mieszkańców, a Ona nie ma nawet własnej świątyni. Ostatnia opiekunka zajmująca się niewielka kaplicą niedawno zrezygnowała ze świętej ścieżki, którą podążają wszystkie służki Błękitnej Damy, dlatego zakon przysłał tu nas. Ale kiedy tu przybyłyśmy… nie wiedziałyśmy niczego o ty mieście… zabłądziłyśmy i… trafiłyśmy… - głos jej się załamał, z jej oczu pociekły łzy.

- Do dzielnicy tych pierdolonych Veskali - rzekł niespodziewanie Javier, nie odrywając się od swojej roboty.

Na dźwięk tej nazwy, elfka aż się zjeżyła. Veskale to gatunek bladych i białowłosych ludzi, których kraina na zachodzie została pochłonięta przez niekontrolowaną magię i zmusiła wszystkich jej mieszkańców do ucieczki. Słabi fizycznie, jednak zwinni i uzdolnieni magicznie ludzie ci cieszą się złą sławą. “Fałszywi i podstępni” - tak mówił powszechny stereotyp, który nie tak bardzo mijał się z prawdą. Obywatele oraz władza Locris zgodnie nie pałali do nich sympatią, dlatego kiedy w mieście zaczęło pojawiać się ich co raz więcej, wyznaczono im specjalną dzielnicę, poza którą nie mogli się osiedlać i nazbyt oddalać. Zamieszkiwany przez nich fragment na uboczu miasta, stał się niemalże oddzielnym państwem, od którego wszyscy trzymają się jak najdalej. Straże witały tam rzadko i nigdy z własnej woli.

- Oni nie akceptują naszego panteon Bogów. Wierzą tylko w swoje Jednobóstwo. A kiedy przypadkiem trafiłam tam z przyjaciółką… to oni… nas… - nagle akolitka zamilkła. Spuściła wzrok i otępiała w całkowitym bezruchu zamknęła się w sobie. Tylko z oczu wciąż kapały jej łzy.

- Ich dzielnica jest całkiem niedaleko. A ją znalazłem kilka przecznic stąd w kałuży krwi. Niemalże całkiem obdartą z ubrań, całą w siniakach i z pogruchotaną ręką, której nawet magia nie byłaby w stanie uratować. Wlałem na nią nawet całą miksturę leczenia, ale gówno to dało. Nie przeżyłaby gdybym nie amputował ręki- Javier mówił jakby z przejęciem. - To miasto potrafi być brutalne dla nieostrożnych.

- Ten twój koleżka przeżyje - rzekł w końcu, wycierając skrwawione ręce o materac pacjenta. - Ale obudzi się pewnie niezbyt prędko. Jak chcesz to możesz przekimać na kanapie, ale jutro masz się stąd zabrać razem z nim. Nie wygląda mi on na byle kogo, a ja nie zamierzam mieć przez ciebie kłopotów.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 09-02-2016 o 18:35.
Hazard jest offline  
Stary 11-02-2016, 18:04   #12
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Ilithyia siedziała znudzona i pomału przysypiała. Mimo zmęczenia, uważnie przyglądała się poczynaniom cyrulika. Po kilkunastu minutach miała ochotę zwrócić śniadanie oraz resztki żółci, którą wytworzył okołowątrobowy organ. Nie miała ochoty patrzeć na grzebanie w trzewiach, ale z drugiej strony nie chciało jej się odwracać głowy. Siedziała okrakiem na krześle, ręce spoczywały na jego oparciu, a na rękach jej głowa. Rude włosy spływały w stronę podłoża, przypominając falę ognia.
Wspomnienie o bestialsko poharatanym ciele przyjaciółki jedynie wzmogło mdłości. Czasami to nawet śniło jej się to po nocach, ale nigdy się do tego nie przyznała.

Kiedy akolitka wyszła z pomieszczenia, elfka jedynie odprowadziła ją wzrokiem. Co prawda, był to ciekawy element tych odwiedzin, ale wciąż była zbyt znużona, aby choć mieć ochotę na wyprostowanie się. Kiedy kobieta ją przeprosiła, za wcześniejsze zachowanie, ta odparła jedynie, że wszystko w porządku i nic nie szkodzi. Nie była na nią zła, pałała uczuciem silnie neutralnym i lekko obojętnym. Lekko; gdyż taki los mimo wszystko, wzbudzał jakieś emocje.

To, co ją spotkało, było obrzydliwe. Ilityia na samą myśl o tym skrzywiła się z niesmakiem.
- Niektórzy to naprawdę zasługują na szubienicę, co najwyżej - powiedziała spokojnie, z wyraźną niechęcią w głosie. Niestety, nie umiała pocieszyć akolitki, więc po prostu spuściła wzrok, aby nie zawstydzać jej swoim spojrzeniem.
- Ten twój koleżka przeżyje - rzekł w końcu mężczyzna, wycierając skrwawione ręce o materac pacjenta. - Ale obudzi się pewnie niezbyt prędko. Jak chcesz to możesz przekimać na kanapie, ale jutro masz się stąd zabrać razem z nim. Nie wygląda mi on na byle kogo, a ja nie zamierzam mieć przez ciebie kłopotów.
- Również nie zamierzam. - odparła obojętnie i nawet nie drgnęła z miejsca - Zabiorę go nim otworzy oczy i zdąży się zorientować, gdzie jest. Jak myślisz, będzie pamiętał jak wyglądam? - spytała i dopiero teraz się wyprostowała. Wstała z krzesła by zgrabnym, acz niespiesznym krokiem, podejść do łóżka. Wskazała palcem zranionej ręki na sprzęt medyczny
- Mogę?
Cyrulik spojrzał na jej rękę i pokręcił głową. Postanowił, że nawet sam opatrzy to draśnięcie, za co kobieta była mu wdzięczna. Sama pewnie odwaliłaby zwykłą fuszerkę, a Javier znał się na rzeczy i potrafił zrobić to porządnie.
- Dziękuję. Jeśli jutro będzie z nim dobrze, zapłacę Ci więcej. Może za sprzedane dobra będziesz mógł bardziej pomóc Aurorze. - mówiąc to spojrzała na zapłakaną kobietę - Naprawdę ubolewam nad Twoim losem, to nieludzkie. Bydlaki powinni ponieść konsekwencje, jednak obawiam się, że są tutaj bezkarni, zupełnie jakby kawałek ziemi im się należał. Jedyne, co mogę dla Ciebie zrobić, to życzyć zdrowia i dołożyć coś wartościowego, o ile pomoże to w dalszym dochodzeniu do zdrowia. - zakończyła i skinęła głową. Udała się na wskazaną kanapę, uprzednio ściągając z siebie przemoczone łachy. Co było w miarę suche, to musiało pozostać na jej ciele, aby się nie obnażać. W końcu nie była jak Alishyia, żeby płacić ciałem. Musiała porządnie wypocząć.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 13-02-2016, 17:21   #13
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Sen pochłonął elfkę szybko. Niewygodna kanapa oraz nieprzyjemny odór krwi i środków medycznych unoszący się w pokoju, poległy, próbując w dokuczliwy sposób pozbawić ją chwili wytchnienia. Jedynie koszmary senne, zdawały się dopiąć swego. Ilithyia wierciła się na krępej kanapie, starając się odpędzić od nocnej mary. Przebudziła się raz, czy dwa, gwałtownie podnosząc się do siadu, spocona i roztrzęsiona. Najwidoczniej tej nocy nawet sny zapragnęły sprawić jej problem.

To nie pierwsze promienie słońca ją obudziły. Głos Javiera tuż obok, wyrwał ją z koszmaru… i ciche pojękiwania. Otworzyła oczy. Znużona, śpiąca maska okalała twarz cyrulika, który najwyraźniej podobnie jak ona, nie zdążył się najlepiej wyspać. Za wąskim oknem przy suficie panował półmrok. Zdawało się, że leniwy świt dopiero próbuje przełamać mrok nocy. Ulewa zakończyła się nie wiadomo kiedy.
- Twój kolega zaczyna się budzić - mężczyzna zakomunikował, ziewając przy tym siarczyście. - Trochę wcześniej niż przypuszczałem, ale to nie szkodzi. Minie jeszcze chwila nim jego świadomość wpadnie na właściwy tor. Środek nasenny, który w niego wlałem wczoraj był mocny i ciężko się z niego otrząsnąć nawet po przebudzeniu. Ale lepiej nie zwlekaj za długo.

Elfka wysłuchała go. Szybko nałożyła na siebie już wyschnięte ubrania i ściągnęła mężczyznę z łóżka. Zdawało jej się, że mężczyzna przez noc przytył przynajmniej z dziesięć kilo. Javier pomógł jej wynieść urzędnika przed odrzwia kamienicy. Wcześniej na wszelki wypadek zasłonił jego oczy czarnym skrawkiem materiału.
Na sam koniec, gdy elfka wyszła już na oblany we wczesnym świcie wyludniony jeszcze bruk ulicy, Javier rzucił do niej ostatnie słowa:
- Do pół godziny powinien się w pełni ocknąć. Trzy kamienice stąd jest ciasna, nieuczęszczana przez nikogo, ślepa uliczka. Co najwyżej jakiś żebrak mógł tam spać, ale wątpię biorąc pod uwagę ulewną noc. Tam sobie go możesz przesłuchać. - Cyrulik zaczął wycofywać się do wnętrza kamienicy. - Wpadnij, jak będziesz miała czas, może będę miał do ciebie jakiś interes. O Aurorę się nie martw, nic jej u mnie nie grozi. A jakbyś znowu potrzebowała pomocy, to postaraj się mieć przy sobie gotówkę.
Javier zniknął w głębi budynku, pozostawiając elfkę samą, z ciężkim jegomościem na barkach. Bezchmurne niebo i pierwsze promienie słońca zwiastowały pogodny dzień.
 
Hazard jest offline  
Stary 13-02-2016, 17:47   #14
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
No i znowu było trzeba go taszczyć. Matko bosko, a co to ona, jakiś siłacz? Niewyspana, głodna, pozbawiona sił i chęci do życia tego poranka, zmusiła swe nogi do aktywności... A potem musiała zmusić do tego również własne ręce. Nabrała w płuca świeżego, chłodnego powietrza, kiedy znalazła się już poza kamienicą. O Aurorę martwić się nie musiała, Javier był dobrym człowiekiem, czasami może aż nader. Oby tylko nie sprowadziło to na niego więcej kłopotów; zdecydowanie na nie nie zasługiwał.
- Jestem wdzięczna - powiedziała po wysłuchaniu go. I tak wiedziała, że jeśli następnym razem przyniesie przedmiot, a nie monety, to tak czy siak ją przyjmie. Nie miała ku temu żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości. Drzwi się zamknęły, a ona jedynie westchnęła. Urzędnik cośtam mamrotał pod nosem, ale prócz tego jego ciało było całkowicie bezwładne, co jedynie zwiększało ciężar. Westchnęła znużona i pozbawiona dobrego nastroju, po czym poczęła ciągnąć mężczyznę, według dobrych rad cyrulika. Cóż, nie miała wielu lepszych miejsc, chociaż wydawało jej się, że ten zaułek może nie być najlepszym miejscem. Nie dlatego, że jest ślepą uliczką, a po prostu znajdował się zbyt blisko kamienicy medyka. Byłoby bardzo źle, gdyby ktoś powiązał wyleczoną ranę z najbliżej mieszkającą osobą o zdolnościach ku temu sprzyjających.

Po kilku krokach zaczęła się cofać. Nie, nie mogła pozwolić na to, by ktoś skojarzył te dwa fakty. Postanowiła, że wróci na gondolę, którą tutaj przypłynęła, wsadzi tam mężczyznę i wypłyną jak gdyby nigdy nic. Głęboki kaptur zakryje jej twarz, nie zdoła jednak ukryć płci, ale może to i lepiej. Javier wtedy powinien być bezpieczny, a to w sumie było dla niej priorytetem, nie durny elegant, którego po prostu miała w nosie. Gdyby nie własne interesy i egoistyczne pobudki, już dawno by zdechł.

Ramię mężczyzny zarzuciła na swoje barki, udając w ten sposób, że wraca z podpitym mężczyzną. Trochę się kiwali na boki, idąc wzdłuż uliczki od jednego muru kamienicy, to zaraz kołysząc się w stronę drugiego. Właściwie, wynikało to też z braku witalności Ilithyii, która najzwyczajniej w świecie była przemęczona i głodna. Poczuła skurcz w żołądku, który to mocno ją ścisnął. "Już niedługo", pocieszyła się w myślach.

W porę odbiła od brzegu, gdyż za kilka minut na ulice wyszliby strażnicy. Urzędnik siedział na gondoli i spał jeszcze, z głową spuszczoną w dół. Kobieta zaś chwyciła za wiosło i pokierowała ich w stronę powrotną, tam, gdzie elegant został zraniony. Na wodzie było w miarę spokojnie, jeszcze zdąży z nim porozmawiać, a przy okazji jej nie ucieknie, no bo gdzie? Jeśli zacznie się stawiać, to chyba go utopi. Miała w sumie w zanadrzu kilka prostych pytań. Kto to był, co mu dałeś, kto Cię tutaj wysłał, o co w tym wszystkim chodzi. Za nieposłuszeństwo można by troszkę pogmerać w ranie paznokciami, ot tak; dla zabawy, bo i czemu nie zepsuć tak zacnego dzieła cyrulika, za które w końcu zapłaciła? Mogła z tym robić, co tylko chciała.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 16-02-2016, 08:38   #15
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Mimo widocznej niechęci, słońce w końcu, mozolnie wzeszło nad Locris, budząc do życia obywateli miasta. Deszczowa i chłodna noc odeszła w zapomnienie, przypominając o sobie jedynie poprzez nieliczne kałuże i zastygające z wolna błoto. Rozległy i zaawansowany system kanalizacyjny jednak - jak zwykle - spełnił swoje zadanie na medal. Woda która powinna grubo zalegać na chodnikach, posłusznie zaczęła spływać do ścieków, a potem labiryntem rurociągów i podziemnych tuneli docierała do ujścia wpadającego do kanałów przeplatających miasto.

Jednym z nich, w ten słoneczny poranek, przepływała stara, zmurszała gondola. Stojąca na jej czele, zmęczona ciężką nocą elfka, cierpliwie parła naprzód. Nieliczni ludzie wyłaniający się niechętnie z domów, zmuszeni do powielenia kolejnego, nudnego dnia w pracy, często rzucali w jej stronę podejrzliwe spojrzenia, jednak szybko zdawali się tracić zainteresowanie. Ot, zwykła podejrzliwość miejscowych, dla których elfka miała stanowić intruza w cyklu ich monotonnego życia. Nikt nawet nie zwrócił szczególnej uwagi na leżącego bezwładnie urzędnika, który przypominał raczej pijanego, niż celowo otumanionego i uprowadzonego. Popularnym w mieście było wynajmowanie przez bogatych mieszkańców miasta gondolierów, którzy po hucznej nocnej zabawie, mieli bezpiecznie odstawiać biesiadników do domu.
- Pro… Proszę - wychrypiał cicho, z wielki trudem. Elfka czekała jeszcze chwilę, nie zwracając na niego większej uwagi, do czasu aż jego język nieco się rozplątał. - Proszę, powiem wszystko, tylko mnie nie zabijaj. S… Słyszałem, wszystko o czym mówiliście wczoraj. Byłem sparaliżowany, ale wzrok i słuch wciąż miałem wolny - przyznał niepewnie. - Nie chcę kłopotów. Uratowałaś mnie... Powiem ci wszystko co wiem i nie zdradzę nikomu o tobie ani słówka. Przysięgam.

Elfka zatrzymała w końcu gondolę pod jednym z mostów, gdzie okrył ich cień. Westchnęła cicho i odwróciła się do mężczyzny. Nie musiała nawet zadawać pytania, gdyż urzędnik odzyskując zdolność mowy, z własnej woli zaczął opowiadać.
- Nazywam się Oreste Zetticci, od wielu lat służę jako jeden z wielu trybików wielkiej kompanii handlowej należącej do starego rodu Fallaci. Zajmowałem się tam wieloma rzeczami, jednak przypuszczam, że to cię raczej nie będzie interesować… Ważne jest jednak to, że moja praca dawała mi sposobność by… pokątnie uszczknąć sobie nieco więcej pieniędzy, w nieco mniej legalny sposób. Dzięki temu dosyć szybko, ze zwykłego biedaka, udało mi się wybić ponad standardy życia mieszczan. Piękny dom, żona, dwójka dzieci, wszystko dzięki tym, - zdawać by się mogło - niewinnym oszustwom. Nie wiedziałem jednak wtedy, po jak bardzo cienkim lodzie stąpam.
- Trzy dni temu zostałem wezwany przez Olindo Fallaciego jednego z synów głowy rodu i mojego bezpośredniego przełożonego. Z jakichś źródeł udało mu się dowiedzieć wszystkiego, o moich drobnych przekrętach. Obiecał, że odbierze mi wszystko i odda w ręce prawa, może, że… dostarczę dla niego pewną przesyłkę. Była to stara księga, pisana ręcznie, o nazwie na okładce: “Kroniki rodu Sabbatini”. Poza tytułem nic więcej nie wiem o niej, w końcu miałem ją tylko dostarczyć. Na sam koniec dostałem także list, którego to pod żadnym pozorem nie mogłem otwierać. Po reakcji tamtego mrocznego mężczyzny, domyślam się, iż był to rozkaz pozbycia się mnie, zaraz po odebraniu przesyłki.
- A co do tego, któremu dałem paczkę… nie pamiętam jego twarzy. Wiem, że spoglądałem prosto w jego oczy przekazując przesyłkę, jednak z jakiegoś powodu w moich wspomnieniach twarz jego jest… abstrakcyjną plamą, której w żaden sposób nie mogę w głowie wyostrzyć. Może, to przez tą truciznę… Nie wiem…

Mężczyzna spojrzał na Ilithyię błagalnym wzrokiem.
- Nic więcej nie wiem. Nie wiem, o co tu chodzi, po co była komuś potrzebna ta książka, i co ma do tego mój szef. W Locris jestem już skończony. Muszę dostać się jak najszybciej do rodziny i uciekać stąd, jak najdalej, póki myślą, że nie żyję. Proszę, pozwól mi odejść, powiedziałem wszystko co wiedziałem.
 
Hazard jest offline  
Stary 18-02-2016, 14:44   #16
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację


Zmęczenie i głód pożerały Ilithyię od środka. Była twarda i wytrzymała, ale tym razem miała już dosyć. Czekała, aż mężczyzna się obudzi. Zdziwiło ją to, jak łatwo rozwiązał mu się język.
- S… Słyszałem, wszystko o czym mówiliście wczoraj. Byłem sparaliżowany, ale wzrok i słuch wciąż miałem wolny - przyznał niepewnie. - Nie chcę kłopotów. Uratowałaś mnie... Powiem ci wszystko co wiem i nie zdradzę nikomu o tobie ani słówka. Przysięgam.
Ognistowłosa kobieta nawet nie podniosła wzroku. Twarz miała zasłoniętą głębokim kapturem, jedynie jej usta były widoczne.
- To ja Cię opatrywałam, byliśmy sami. - przyznała kłamliwie bez żadnego zawahania. Potrafiła kłamać perfekcyjnie, nie sprawiło jej to żadnego problemu - Ta trucizna była naprawdę silna, cud, że przeżyłeś. Nie jestem wyspecjalizowana w lecznictwie, więc radzę Ci znaleźć profesjonalnego cyrulika - dodała wzdychając ciężko.
Gdy gondola zatrzymała się pod jednym z mostów, skutecznie rzuciła cień na dwójkę ludzi, która się w niej znajdowała. Żadne ciekawskie oczy nie lustrowały już ich poczynań.
- Mów co wiesz, bo prócz leczenia, potrafię też ranić. - mruknęła całkowicie znudzona i odłożyła wiosło by usiąść naprzeciwko urzędnika. Gadał dużo i dosyć konkretnie, nie miała żadnego powodu, by mu nie wierzyć. Ale czy go puścić? Cóż, nie wynajęto jej do zabijania, ale było to nader ryzykowne. Jeśli Ci, co go zranili, znajdą go, to przecież on wszystko im wypapla.
Po zebraniu informacji podniosła się i zaczęła wiosłować dalej. Dobiła do brzegu wciąż nie ściągając kaptura.
- Nie wierzę Ci, bo masz omamy. - elfka wyjęła zza pasa zdobiony sztylet i przekręciła go kilka razy w dłoniach, z ciężkim westchnieniem - Nie doceniasz tego, że Cię wyleczyłam, a wierz mi, nie było to łatwe. Trucizny to nie przelewki, rozumiesz? - spytała wyciągając sztylet rękojeścią w stronę mężczyzny - Bierz to i spieprzaj. Twój zasób szczęśliwych chwil dobiegł końca - powiedziała cicho - Ruszaj się! - uniosła głos patrząc, jak mężczyzna w nerwach gramoli się i wychodzi na brzeg. Potem gdzieś pognał, nie ważne było jednak gdzie.
Burczenie w brzuchu przypomniało jej o tym, jak bardzo jest słaba. W dodatku przydałoby się łóżko. Sama opuściła gondolę, aby pokierować swoje kroki do jakiegoś budynku. Rozważała swoje własne mieszkanie, przeciekający dach w ruderze ewidentnie ją odstraszał. Pewnie wszystkie wiadra były wypełnione po brzegi. Te myśli skutecznie ją odstraszyły, aby jej nogi skręciły w stronę gospody. W dodatku nie chciało jej się robić jedzenia samej, wolała usiąść i coś zjeść. Przed przekroczeniem progu ściągnęła kaptur i przeczesała dłonią swoje miękkie, rude włosy, które lekko opadły na jej ramiona i biust. W gospodzie pragnęła zamówić jedzenie, miała jakieś drobne, więc na tanie powinno wystarczyć. Nie miała dalszych planów na ten dzień, dopiero później umówiona była ze zleceniodawcą. Musiała przekazać zdobyte informacje.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 22-02-2016, 21:35   #17
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Po rozwiązaniu kwestii urzędnika, elfka ruszyła spiesznie w stronę najbliższej gospody, by zaspokoić swój głód i pragnienie. Oczy same się jej zamykały kiedy to przemierzała ulice, na których pojawiało się co raz więcej obywateli miasta. Poranek nastał już oficjalnie, a Locris zaczęło budzić się do życia. Stopniowo nasilające się odgłosy straganiarzy, gazeciarzy i agitatorów wszelkiej maści na dobre zażegnało panującą dotychczas błogą ciszę.

Znalezienie gospody nie było specjalnie trudne. Ilithyia przystanęła pod zamokłym, drewnianym szyldem, na którym wyrzeźbiony została jej wdzięczna nazwa - “Lamentująca dziewucha”. Nie można było przyznać karczmie braku oryginalności pod względem nazwy, jednak elfka przez chwilę zastanawiała się, czy na pewno znajdzie tam chwilę upragnionego spokoju. Westchnąwszy, dała za wygraną i weszła do środka, zdejmując kaptur i uwalniając na wolność piękne, rude włosy.

Na całe szczęście, nazwa karczmy nie odpowiadała rzeczywistości. Wewnątrz panował względny spokój. Po deszczowej nocy pozostało jeszcze kilkoro stałych bywalców, którzy w większości wylegiwali się na stołach lub pod nimi. Karczmarz z podkrążonymi oczyma, wycierał odruchowo ladę, rzuciwszy jedynie krótkie spojrzenie w stronę elfki. Na wielu stolikach (poza pijaną gawiedziom) wciąż znajdowały się brudne kufle oraz niedojedzone resztki jedzenia. Mimo to Ilithyia nie miała większego problemu ze znalezieniem dla siebie miejsca. Usiadła przy stoliku znajdującym się pod oknem, tuż obok drzwi wejściowych i naprzeciw szynkwasu. Na znak karczmarza dwie służki wyłoniły się zza baru. Jedna ruszyła w stronę rudowłosej odebrać zamówienie, a druga, pełnym niepewności krokiem, skierowała się w stronę drugiego pomieszczenia, którego drzwi stanowiła gruba, poplamiona kotarą zza której słychać było niski i głośny śmiech.

Służka przyjęła zamówienie i spiesznie ruszyła w stronę kuchni, zaś rudowłosa miała okazję dokładniej przyjrzeć się obecnym w karczmie. Poza nią i karczmarzem znajdowało się tutaj (w pełni przytomnych) jedynie kilka osób.

Troje uzbrojonych ciężko wojowników - najemników na pierwszy rzut oka - siedziało przy stoliku w centrum, dyskutując o czymś zawzięcie. Przekrzykiwali się nawzajem, plując przy tym spożywanym śniadaniem, przez co bez poświęcenia większej uwagi, ciężko było wychwycić wątek ich rozmów. W ich plątaninie, niewyraźnych słów, elfka wyłapała jedynie stale powtarzające się: “zlecenie”, “wyprawa”, “pieniądze” i “ta dziwka!”.

Kolejnym trzeźwym gościem karczmy był, odziany w wypłowiałe z kolorów szaty bard, który to przysiadywał na krześle przy barze i popijał piwo. Zmierzwione, kruczoczarne włosy odstawały mu na wszystkie strony świata, przekonując, że również miał za sobą ciężką noc. Od czasu do czasu przesuwał palcami po strunach niewielkiej harfy, która wydawała czysty i harmonijny dźwięk. Melodia ta wydawała się elfce dziwnie hipnotyczna.

Ostatnią osobą, na którą Ilithyia zwróciła uwagę, był przystojny mężczyzna opierający się ze zmęczenia o blat stolika w kącie pomieszczenia. Kiedy na niego spojrzała, rudowłosa uświadomiła sobie, że również jest przez niego obserwowana. Oboje utrzymywali kontakt wzrokowy przez dłuższy czas. Spoglądał na nią z dziwnym zainteresowaniem, a nawet fascynacją, ignorując fakt, że ona to spostrzegła. Ostatecznie to on pierwszy przełamał tą dziwną grę spojrzeń. Gwałtownie sięgnął po zeszyt w czarnej oprawie, leżący na stoliku i zaczął w nim coś usilnie bazgrać ołówkiem, tylko co jakiś czas podnosząc wzrok na rudowłosą.

Służka przyniosła w końcu posiłek, kiedy z pomieszczenia w którym zniknęła chwilę wcześniej jej koleżanka, męskie śmiechy przerodziły się w głośne przekleństwa i wrogie pomruki. Mina karczmarza stężała na raz, a dłoń aż zbielała pod siłą nacisku z jaką uchwycił się czyszczonego wcześniej kufla.
 
Hazard jest offline  
Stary 07-03-2016, 21:35   #18
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Znudzona i zmęczona kobieta, siedziała przy stoliku z podkrążonymi oczami opierając się łokciem o blat stolika. Na dłoni wspierała swoją ciężką głowę, która z sekundy na sekundę sprawiała wrażenie, jakby przybierała na wadze. Jej złote oczy co rusz zasłaniane były żelaznymi powiekami, które co rusz zamykały światło widzenia i przenosiły elfkę w niezapowiedzianą fazę snu, przed którą ta usilnie się broniła.
Pomóc w tym jej miało spoglądanie na gości karczmy, rozmaite osoboistości, które tego poranka zaszczyciły nudną, jak to z rana, gospodę. Tylko stłumione chichoty z zaplecza nadawały temu miejsca swego rodzaju żywotności, ale Ilithyia nie była nimi nadmiernie zainteresowana.
Alishyia już nie raz i nie dwa, barwnie opisywała jej swoje przygody z tego otóż miejsca. Siedziała na wprost niej i mówiła - swoją drogą, przebrzydła z niej była gaduła - o tym, kto wsadzał jej język tam, gdzie poten penetrował ją zupełnie inną częścią, zaś inny jegomość tak mocno częstował jej pośladki klapsami, że potem nie mogła zasiadać na lewym półdupku. Co dziwne, blondynkę bawiły te zdarzenia i nie czuła najmniejszego zażenowania, gdy z przejęciem opisywała choćby najmniejszy szczegół swojej pracy. Z jednej strony, dla ognistowłosej było to obrzydliwe, z drugiej zaś wywoływało w niej pewne ukłucie podniecenia. Sama nie miała czasu na takie zabawy, a myśląc o tej przesłodkiej blondynce czasami sama miała ochotę zwilżyć jej urocze wargi swoim językiem.

Z lubieżnych myśli wyrwało ją dopiero złe pociągnięcie jednej ze strun instrumentu barda. Najwyraźniej i ten był już znużony, zapewne po upojnej lub też obfitej w burdy nocy. Elfka westchnęła głośno, całkowicie ignorując wojowników, którzy to nigdy nie byli na szczycie jej zainteresowań, a co najwyżej wśród ich ostateczności. Zatrzymała wzrok na dłużej dopiero, gdy dostrzegła przyglądającego się jej mężczyźnie. Był przystojny, interesujący i w dodatku nadmiernie bezczelny. Kobieta zmrużyła oczy wgapiając się w niego stanowczo, póki ten nie odwrócił wzroku. W tym samym czasie podane zostało jej zamówione jedzenie, a głosy zza kurtyny nie cichły. Miała tylko nadzieję, że kolejna kurtyzana nie skończy tak samo jak jej przyjaciółka.

Gdy pierwsza łyżka ciepłego posiłku lądowała w ustach elfki, ta spostrzegła, że przystojniak z kąta wciąż się na nią gapi, no a mało co wkurzało ją bardziej, niż fakt, że ktoś się patrzy, jak ona je! Wtedy momentalnie pech dawał jej znać, że jest świnką i każdy kęs lądował na jej brodzie lub brudził stół.
Nie mogąc dłużej znieść tego spojrzenia, wstała gwałtownie i zabierając swoją michę, zamaszystym i pełnym agresji ruchem podeszła do mężczyzny w kącie. Rzuciła michą na stół, a ta zachwiała się wydając z siebie charakterystyczny brzdęk.
Stojąc nad mężczyzną uśmiechnęła się błogo. Sprawiała wrażenie tak bardzo niewinnej, tak uroczej i bezbronnej. Zastanawiając się miedzy chęcią wyrwania mu zeszytu siłą, niczym dziki zwierz, a zwykłego dosiedzenia się do stolika, wybrała bardziej kulturalny sposób.
Jej pośladki zaszczyciły stołek tego samego blatu, a z rozwartych rozkosznie ust wydobyło się ciche westchnienie.
- Nie mogę jeść gdy tak na mnie patrzysz. Swego rodzaju, to bezczelność, wiesz? - przyjemny dla ucha głos wydobył się spomiędzy jej warg, kiedy to siedziała bokiem skierowana w jego stronę i patrzyła gdzieś przed siebie, a nie na niego.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 07-03-2016 o 23:11.
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172