Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-01-2016, 12:40   #1
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Ścieżka cieni [+18]

Locris - siedlisko nędzarzy i kryminalistów, dom korupcji i intryg, źródło bólu i kłamstw, a wszystko to skryte za atrapą pięknej architektury, wyuczonych manier i fałszywych uśmiechów. Wielka metropolia, będąca zarazem stolicą niewielkiego księstwa o tej samej nazwie, znajdowała się na wyspie oddalonej o kilka kilometrów od reszty swych ziem na kontynencie. O sieciach kanałów i pięknych budowlach miasta projektowanych przez najwybitniejszych architektów, było głośno w całym świecie. Opowieści głoszone przez bardów o wspaniałości Locrisu, usłyszeć można w całym świecie. Jednak opowieści jak legendy - zawierają w sobie niewiele prawdy, a rzeczywistość została w nich zastąpiona milczeniem, bądź mocno przesłodzonymi ogólnikami. Dlatego tylko mieszkańcy metropolii i osoby, których nogi zawiodły dalej, poza sztuczne ulice piękna i dostojników, mogli poznać prawdziwe jej obliczę. Historie zawarte w brudnych, szemranych i ciemnych uliczkach były zazwyczaj znacznie ciekawsze niż te z pieśni bardów.

A jedna z nich, swój początek miała mieć w tej właśnie chwili. Na mrocznych i skąpanych w deszczu ścieżkach cieni.



Ilithyia parła na przód, nie przejmując się powiększającymi się niebywale szybko kałużami czy błotem lepiącym się do podeszew jej butów. Złote oczy, które zdążyły już nawyknąć do widoku nędzy i biedy Locrisu, skupione teraz były na jej kolejnym celu - mężczyźnie odzianym w dostojny czarny płaszcz i kapelusz, który z pośpiechem, lecz również widocznym zdenerwowaniem, kroczył po niepewnym bruku. W takim odzieniu wyglądał na tej ulicy jak diament, wetknięty na sam czubek gówna.

Elfka nie widziała dokładnie gdzie i z jakiego powodu jej cel się tam wybierał, jednak była tu właśnie żeby to ustalić. Szafarz - jej obecny zleceniodawca - jak zwykle nie zdradził zbyt wielu szczegółów. O mężczyźnie którego właśnie śledziła usłyszała jedynie, iż jest jakimś pomniejszym urzędnikiem, który tej nocy załatwić miał jakieś poufne sprawunki w dzielnicy biedy. Jakie? To właśnie trzeba było ustalić.

Niby proste zlecenie. Nie wyróżniało się kompletnie niczym z tych, które już miała za sobą. Jednak, jak to czasem bywa, nie wszystko zawsze musi iść gładko. Niekiedy drobne rzeczy potrafią zmienić proste zadanie, w zagrażające jej życiu wyzwanie. Luźna dachówka, kruchy gzyms, skrzypiące deski, światło błyskawicy, a czasem… osoby zupełnie niezwiązane z całą sprawą.

Ilithyia przeklinała w myślach tego pieprzonego urzędnika, który (najwyraźniej, by dodać sobie odwagi) wstąpił do tej obskurnej tawerny, “na jednego” - choć w rzeczywistości musiał wypić przynajmniej ćwierć butelki. Dzień pracy dla łachmaniarzy dawno się skończył i większość ściągało właśnie do takich miejsc. Pijacy - z początku idealna zasłona dla niej, zamienili się w uciążliwy kamień w bucie. Ani ciemny kąt przybytku ani czarny płaszcz nie zdołały w pełni zamaskować jej obecności. Trzem zachlanym mordą, siedzących wtedy blisko niej, najwyraźniej nie uszły uwadze wszelkie walory i wdzięki elfki. I choć wtedy wydawali się nazbyt onieśmieleni (lub zbyt mało pijani), to jednak ruszyli za nią, gdy wyszła za urzędnikiem.

Teraz podążali za nią, tak samo jak ona podążała za swoim celem. Nie mogła pozwolić, by urzędnik ją dostrzegł, jednak łachmaniarze powoli ale skrupulatnie zmniejszali odległość od niej. Mimo że byli uzbrojeni (jak chyba każdy mieszkaniec Locris), to Ilithyia wiedziała, że w przeciągu kilku chwil mogłaby pokonać ich, jednak to z pewnością zwróciłoby uwagę jej celu. Musiała coś szybko wymyślić albo całe zadanie szlag trafi.

Nie mogła na to pozwolić. Tym razem nie chodziło tylko o pieniądze. Tym razem Szafarz miał ją nagrodzić informacjami o mordercy, który pozbawił ją przyjaciółki.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 30-01-2016 o 07:51.
Hazard jest offline  
Stary 30-01-2016, 13:20   #2
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Alishya była dobrą dziewczyną. Młodą, naiwną, patrzącą na tę dziurę, w której mieszkała, przez różowe okulary. Życie skrzywdziło ją nie raz, musiała podjąć się pracy, która upokorzyłaby niejedną kobietę. Młoda blondynka jednak była zawsze uśmiechnięta, może miała po prostu zbyt wybujałe ego.
Alishya była prostytutką. Dawała każdemu, kto sypnął brzęczącymi monetami zanim ściągnęła spodnie. Ilithyia czasami myślała, że blondynka po prostu to lubi, że sama wybrała sobie taki los, nikt jej nie zmusił. Nie była tylko zwykłą dziwką, była bystrą uwodzicielką oraz informatorką, która potrafiła dostarczyć rudowłosej ciekawych szczegółów na tematy, które normalnie powinni zostać spisane i zamknięte w lochach, aby nikt się o nich nie dowiedział. Potrafiła wycisnąć z mężczyzn ostatnie soki, nie tylko te z ich lędźwi, choć nie wątpliwe, że i w tym była perfekcjonistką. Alishiya nie zasłużyła sobie na los, jaki ją spotkał. Była zbyt piękna, zbyt radosna... Była jedyną przyjaciółką.


Ilithyia znalazła jej zmasakrowane ciało w jednej z najgorszych dzielnic miasta. Widok był odrażający, a zwłoki nie przypominały już blondwłosej piękności. Twarz poharatana tępym ostrzem, o czym świadczyły wyszarpane rany na miękkiej skórze kobiety. Oczodoły puste, pozbawione gałek, język ucięty; prawdopodobnie było to ostrzeżenie, żeby nie patrzeć i nie paplać o wszystkim. Wielu informatorów tak kończyło, niewielu jednak tak naprawdę na to nie zasłużyło. Rozcięty brzuch aż do spojenia łonowego, wyszarpane z wewnątrz jelita oraz macica. Wąska uliczka zaczęła bardziej przypominać rów, w którym płyną ścieki, gdyż cała była zalana krwią. Elfka nigdy nie widziała brutalniejszego morderstwa, być może kryło się za nim coś więcej. Tak to wyglądało.


Minęły dwa lata, a widok zmasakrowanej Alishiyi, wciąż siedział w jej głowie. Tym bardziej, że właśnie była w trakcie zlecenia, które mogłoby powiedzieć jej cokolwiek na temat tamtego morderstwa. Szła cicho, niezauważalnie, póki obiekt nie wszedł do karczmy. Normalnie pewnie poczekałaby na zewnątrz, jednakże budynek miał dwa wyjścia i nie mogła mieć pewności, którego użyje jej cel.

Siedziała w kącie, w ciszy i spokoju. Kaptur zasłaniał większość jej twarzy, jednak najwidoczniej długie nogi odziane w czarne, obcisłe spodnie, rzucały się bardziej w oczy, niż powinny. Będzie trzeba je skrócić któregoś dnia, zaśmiała się w myślach.

Dwa ogony, w postaci ubawionych, nachlanych mężczyzn, pomału zaczynały psuć jej plany. W każdej chwili ubrany dostojnie jegomość, mógł się odwrócić i stwierdzić, że zdecydowanie coś tutaj nie gra. Ilithyia nie mogła sobie pozwolić na to, by jakieś uczepione jej dupy rzepy, robiły za jej plecami tyle hałasu. Nie mogła również skrócić ich o łby, choć bardzo tego chciała. Musiała udawać, że wcale jej tutaj nie ma.

Mierząc odległość, jaka dzieliła ją od celu przed nią oraz od bałwanów za nią, stwierdziła, że szybki manewr wymijający może jej się powieźć. Niespodziewanie skręciła w bardzo wąską uliczkę, znikając z oczu w jej mroku. Ściany budynków, które tworzyły ten zaułek, były wystarczająco blisko siebie, żeby móc wskoczyć na jedną ścianę, odbić się od niej, oprzeć się stopą o cegły z naprzeciwka i chwycić się kraty osłaniającej drzwi tarasowe. Brak tarasu, a drzwi były, stąd ta krata, aby nikt przypadkiem nie wypadł. Niektórych mogła ponieść wyobraźnia, albo pijański amok. Zgrabnie wspięła się na kraty, po nich mogła doskoczyć do gzymsu, rynny i znaleźć się na dachu.

Tępe, męskie kloce przestały być przeszkodą. Kobieta pobiegła po dachowych cegłówkach przed siebie, aby wychylić się i zobaczyć, czy jej elegancko ubrane zlecenie wciąż jest na widoku. Dostrzegła go swoim bystrym okiem, choć bżdżenie pobliskich latarni niejednemu przeszkodziłoby w obserwacji. Na szczęście jej elfie oczy potrafiły widzieć nawet w blasku słabej świecy, zaś nogi... Nogi mogły daleko skakać, po Locriskowskich dachach.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 30-01-2016, 22:28   #3
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Zwinna niczym kot elfka, w kilka sekund pokonała ścianę niskiej i starej kamieniczki. Wychyliła się delikatnie, by sprawdzić czy jej cel nie oddalił się aż zanadto. Ten szedł szybko, ale ciągle w tym samym kierunku. W międzyczasie usłyszała pod sobą głosy pijaków.

- E, Mitka! Gdzie ona się podziała? Była, no, i znikła - seplenił jeden ochrypłym głosem.

- Zwietrzyła nas może i pobiegła.

- Suka daleko nie ucieknie. Odechce się jej takich sztuczek kiedy ją...

Dalszej części Ilithyia już nie dosłyszała, pośpiesznie, a zarazem z zachowaniem przezornej ostrożności, ruszyła za celem po lekko nachylonych dachach starych i zapuszczonych kamienic. Starannie stawiała kolejne kroki, znając bardzo dobrze liche konstrukcje budowane w tych częściach miasta. Krople deszczu odbijały się od dachówek i strumieniami wpadały do rynien, tworząc swoją własną, miejską symfonie. A mimo to elfka była w stanie niekiedy dosłyszeć dźwięki dobywające się z wnętrza pokoi na poddaszach. Płacz dzieci, krzyki rozdrażnionych lub pijanych mężów, głośne jęki kochanków. Życie w każdej podrzędnej dzielnicy Locris toczyło się w pewien schematyczny sposób, a mimo zawsze skrywały w sobie jakąś własną oryginalność. Trzeba było ją tylko odszukać.

Ilithyia nie miała jednak na to czasu. Przeklęła pod nosem, gdy dojrzała z oddali, za zasłoną deszczu most prowadzący do innej dzielnicy. Urzędnik szedł wprost w jego stronę. Elfka już zaczęła szukać miejsca, którym mogłaby bezpiecznie zejść na dół, gdy niespodziewanie zauważyła, iż obiekt skręcił w przyległą do wody uliczkę i po minięciu jeszcze kilku budynków przystanął pod okapem jednego z nich. Ilithyia legła na dachu, kilka metrów nad nim. Nie mogła go wprawdzie dokładnie stamtąd widzieć, ale wzrokiem nie odnalazła lepszego miejsca na kryjówkę.

Kolejne minuty mijały w niezmąconej melodii spadającego z nieba deszczu. Urzędnik co chwilę krążył w te i we w tę. Poza nim, na ciasnej uliczce ciągnącej się prosto wzdłuż linii jednego z dziesiątek kanałów w mieście, nie znajdował się nikt inny.

Niespodziewanie z przeciwległej do nich dzielnicy, z której wychodził kolejny wąski wodny przesmyk, wyłoniła się łuna światła, a zaraz za nią niewielka gondola. Gondolier, okryty łachmanami zakrywającymi jego ciało i twarz, stał na jej czele, wolno obracając wiosłem, na którego drugim końcu uwieszona została latarnia. W kilka chwil podpłynął do brzegu, tuż przed urzędnikiem. Nie wyszedł na brzeg, a jedynie gestem ręki nakazał mu podejść, co też ten niezwłocznie uczynił.

Ilithyia nie mogła dosłyszeć ich przyciszonych rozmów, ani dostrzec pochylonej nisko twarzy gondolier, skrywanej przez kaptur. Choć widziała jedynie plecy urzędnika, dostrzegła, że wyciągnął coś z kieszeni swego płaszcza. Mały, ubrany w garbowaną skórę pakunek i coś, co chwilę później okazało się listem. Gondolier wziął go do ręki i nie bacząc na srogi deszcz, rozpieczętował. Spoglądał na treść wiadomości dosłownie przez ułamek sekundy, po czym wyciągnął chudą rękę w stronę elegancko ubranego mężczyzny.

Potem elfka dosłyszała jedynie przygłuszony dźwięk jakiegoś mechanizmu. Zdezorientowana spoglądała, jak gondolier odbija od brzegu, zaś urzędnik przybrał dziwną, nienaturalną pozę.

Czy on…?

Nie zdążyła dokończyć myśli, gdy ten padł na wznak. Przyciskając ręce do piersi zaczął krzyczeć w agonalnym bólu. Zawodził, wołał, błagał o pomoc, jednak nikt poza ukrytą na dachu elfką nie słyszał jego głosu.

Gondola zaczęła odpływać w tym samym kierunku z którego przybyła. Mroczna postać na niej, ani razu nie spojrzała za siebie.

 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 31-01-2016 o 10:11.
Hazard jest offline  
Stary 31-01-2016, 20:03   #4
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację



Rudowłosa jeszcze nim pobiegłaa dalej, zerknęła przez ramię na żałosną wymianę zdań dwóch wieprzy. Jej oczy przepełnione były pogardą i domieszka wyniosłości. Nie miała zamiaru głośno komentować całego zajścia, jednak zdecydowanie była z siebie dumna. Jej zdolności co prawda nie były jeszcze doskonałe i każda próba wdrapywania się po gzymsach mogła skończyć się bolesnym upadkiem, ale... Ponoć koty zawsze spadają na cztery łapy.

Bieg po śliskich od deszczu dachówkach okazał się być większą przeszkodą niż dwóch niedorozwiniętych dzieci z żółtą kartą przetargową i rabatem na książki do nauki czytania i pisania. Z każdym szybszym krokiem Ilithyia nie miała pewności, czy następny nie okaże się ostatnim, choć i na taką ewentualność była przygotowana.

Krzyki dzikiej ekstazy z mieszkań, nad którymi biegła, były obłudną codziennością tego miejsca. Wrzaski radości, nocą często przemieniały się w darcie mordy przez niezadowolonych mężów, albo jeszcze mniej zadowolone żony. Tylko w nielicznych pokojach był spokój, ład i harmonia, piski śmiechu małych dzieci, które mimo iż powinny już położyć się spać, bawiły się wciąż ze swoim rodzeństwem, a ponurą noc oświetlała im tląca się w spokojnym rytmie świeca. Przyjemnie było dla odmiany wsłuchać się w taki dźwięki, choć te były naprawdę rozpraszające.


Jej obiekt nagle skręcił, zatrzymując się pod daszkiem. Ilithyia gwałtownie zahamowała, sprawiając tym samym, że jej podeszwy butów wpadły w lekki poślizg. Przyjmując jednak pozycje półprzysiadu, zdołała w porę zatrzymać się niemal przed samym końcem dachu budynku.

W jej pracy męczące były właśnie takie chwile. Chwile bezczynności i obserwacji, gdzie tak naprawdę nie miała nawet pewności, czy obiekt jeszcze stoi skrywając się przed deszczem, czy może już dawno spierdolił, a ona jak ta tępa kotka w rui, oczekiwała jego ruchu ze swojego punkty obserwacyjnego. Deszcz smagał ją po twarzy, ramionach i oblewał kaptur, sprawiając, że ten robił się coraz bardziej ciężki od przesiąkającej wody. To jednak nie obniżyło jej determinacji nawet na sekundę, wciąż bacznie przyglądała się i nawet nie drgnęła, choć może lepiej by było, gdyby już dawno zeszła na ziemię.

W końcu na horyzoncie dojrzała gondoliera. Ciemna postać nijak go przypominała, wyglądał bardziej jak cichy skrytobójca, niżeli zwykły mężczyzna z wiosłem.
Po krótkiej wymianie zdań między urzędnikiem a tajemniczą postacią, szybko okazało się, że kobieta nie będzie mogła wyciągnąć z tego wielu wniosków. Dziwny zgrzyt, gondola odbiła od brzegu. W końcu elegant padł jak długi.
- Żesz kurwa mać! - zaklęła pod nosem pospiesznie doskakując do rynny, po której miała zamiar zjechać na sam dół. Na szczęście po drodze było wiele okien, parapetów, a nawet ponownie jakiś balkon, więc droga na dół okazała się pójść sprawniej, niż przypuszczała.

Gondolier się oddalał i w końcu zniknął w mroku. Ilithyia podbiegła do urzędnika i uklęknęła przy nim. Musiała sprawdzić, czy jeszcze żyje, co się tutaj tak naprawdę stało. Musiała go przeszukać i to szybko.
- Kim była osoba, z którą rozmawiałeś? Co jej dałeś? - spytała szybko szukając rany na brzuchu i torsie mężczyzny, równocześnie go przeszukując oraz mając oczy dookoła głowy. Od trupa przecież nic się nie dowie, a jeśli ktoś teraz ją przyłapie, będzie miała jeszcze więcej kłopotów.

Po zabraniu urzędnikowi niezbędnych bądź po prostu interesujących rzeczy oraz możliwym wypytaniu go, o ile wcześniej nie wykitował, postanowiła przebiec przez most łączący dzielnice i pędem pognać w kierunku, w którym zniknęła gondola.


 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 01-02-2016, 21:56   #5
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
- Boli! Kurwa, jak to boli! - wrzeszczał urzędnik, przyciskając ręce do brzucha. Usłyszawszy jakiś dźwięk obok, odchylił lekko głowę do tyłu, wkładając w to wiele energii. - Kto tam? Proszę… pomóż.

Odgłosy te wydawała oczywiście elfka, która w iście brawurowym stylu, w kilkanaście sekund zdołała pokonać ścianę kamienicy i znaleźć się na dolę. Zdarła sobie przy tym nieco ręce, ale nie miała teraz czasu przejmować się sobą. Natychmiast podbiegłą do leżącego i jęczącego (co raz ciszej) na bruku urzędnika.

- Kim była osoba, z którą rozmawiałeś? Co jej dałeś? - pytała. Nie musiała długo szukać rany. Ręce urzędnika wcześniej kurczowo zaciśnięte na klatce brzuchu, rozluźniły się odsłaniając krótki bełt zagłębiony do połowy w jego ciele. Szybkie obmacanie kieszeni i mieszka przy pasie urzędnika, nie przyniosły nic, co mogłoby przynieść jej informacji. Ot kilkanaście złotych monet, zdobiony rapier oraz sztylet, haftowaną chusteczkę i okrągły, srebrny zegarek - urządzenie, wymyślone i wprowadzone do użytku codziennego przez gnomy nie dalej niż 10 lat temu. Nawet pozbawione zdobień, były wartę małą fortunę.

- Ah. Boli… On… Nie wiem kim… był... K… K… Książ… Co… się dzie… Przestaje cz… - urzędnik z trudem mówił. Jąkał się jeszcze przez kilka chwil, po czym nie był już w stanie wypowiedz ani słowa.

Elfka przyjrzała się dokładniej ranie. Wyglądała okropnie, jednak nie powinna zabić go tak szybko. Dopiero po chwili poczuła znajomy zapach, dobywający się z bełta. Trucizna. Ilithyia znała się na niej dobrze. Szybko stwierdziła, że nie ma do czynienia z jakimś zaawansowanym alchemicznym specyfikiem, a raczej jadem jakiegoś zwierzęcia. Środek miał za zadanie jedynie sparaliżować ofiarę, a w istocie zabiłaby go rana.

- Pomogę ci - rzekła elfka, rezygnując z pościgu za tajemniczym gondolierem.

Jak się jednak okazało, mężczyzna nie dość że sparaliżowany, to jeszcze okazał się nad wyraz ciężki. Po przejściu, z nim zawieszonym na jej plecach, dwóch przecznic, elfka z trudem łapała powietrze. Zaś do jej znajomego cyrulika Javiera pozostało przynajmniej trzy razy tyle drogi. Elfka miała już zrezygnować, godząc się z niepowodzeniem, gdy kątem oka, podczas krótkiego postoju, dostrzegła znajomy kształt kołyszący się na wodzie przy brzegu kanału. Postawiła rannego mężczyznę na ziemi, po czym z nadzieją w sercu, podeszła by upewnić się w swoich przeczuciach. Nachyliła się i jednym ruchem ręki odkryła kawałek płótna przykrywającego… gondolę - starą i ewidentnie nie używaną od dawna. We wnętrzu znajdowało się nieco naderwane z kilku storn wiosło i…

Instynktownie odskoczyła do tyłu, gdy coś poruszyło się gwałtownie we wnętrzu i wydało groźny warkot. Jej ręka znalazła się już na rękojeści katany, gdy spod płótna wyłoniła się włochata głowa psa, który szczerzył kły i łypał na nią groźnie, najwyraźniej gotowy do ataku. Ta reakcja wydała się elfce dosyć nietypowa. Ale tylko do czasu. Szybko między nogami zwierzęcia, nie dostrzegła plątające się dwa małe szczeniaki. Ich matka najwyraźniej niechętna była, by oddać komuś schronienie jej potomstwa.
 
Hazard jest offline  
Stary 03-02-2016, 13:48   #6
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Słowa wyrzucone z ust urzędnika faktycznie można było nazwać bełkotem. W drodze dedukcji zrozumiała tyle, że chyba dał mu książkę i teraz traci czucie... No cóż, gówniane były to informacje i kompletnie nie pomagały w ustaleniu o co tutaj chodzi. No, ale i tak cud, że wymamrotał cokolwiek.
Ilithyia nie gadała do niego zbyt wiele. W sumie, po tym jak go wypytala, nie powiedziała już nic więcej. Krótkie stwierdzenie chęci pomocy było bardziej przekonaniem samej siebie, żeby to zrobić, niżeli poinformowanie o tym ofiary.


Kobieta zarzuciła chłopa na plecy i pognała do cyrulika, na tyle, na ile siły jej pozwalały. Jak się okazało, nie miała ich wystarczająco. Zdyszana położyła na chwilę urzędnika na ziemi, opierając jego plecy o ścianę pobliskiego budynku. W alejce zamigotało światło latarni, jakby zwiastując rychłą śmierć jedynej osoby, która mogłaby coś wiedzieć. Swym sprawnym okiem Ilithyia wychwyciła pogrubiały cień na wodzie. Gondola mogłaby tutaj być przydatna, stwierdziła w myślach.
Gdy jednak pociągnęła zamaszyście za płachtę, jej oczom ukazały się potężne zębiska zwierzęcia. Dopiero po chwili zrozumiała, o co tutaj naprawdę chodzi.
- Cóż... Wybacz mała. - mruknęła jedynie i z wielką niechęcią narzuciła płachtę z powrotem na sukę, po czym korzystając z okazji pochwyciła psa i zawiniętego siłą wyciągnęła z gondoli. To samo uczyniła ze szczeniakami, które od razu położyła obok wijącej się w materiale matce. Niedługo na pewno się sama z niego wywinie. Suki z młodymi nie rzucają się do ataku, gdyż zbytnio mogłyby oddalić się od szczeniąt. Zawsze przy nich zostają.
Ilithyia pociągnęła urzędnika, chwytając go za pachy i niemal wturlała do gondoli. Po czym sama do niej wskoczyła i ruszyła w kierunku medyka.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 04-02-2016, 23:32   #7
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Gondola sunęła wolno naprzód. Ilithyia wolała zbytnio nie nadwyrężać ledwo trzymającego się w jednym kawałku wiosła oraz swojej ręki. Konieczność zmusiła ją do pozbawienia psiej rodzinki schronienia, jednak matka szczeniąt nie oddała go bez walki. Mimo podstępu i w miarę bezpiecznego do obu stron rozwiązania, suka zdołała przebić kły przez materiał, kiedy elfka przenosiła ją na brzeg. Ugryzienie nie było głębokie, jednak nad wyraz uciążliwe. Co gorsza Ilithyia dobrze wiedziała, że takie potencjalnie nieszkodliwe rany, potrafią perfidnie zabić swoją ofiarę, kiedy dostanie się do niej infekcja. Na całe szczęście, lekarz był tuż tuż.

Strugi deszczu bez ustanku spływały z nieba, skutecznie odstraszając zwolenników nocnych spacerów. Żadnej straży. Żadnego zapijaczonej hołoty. Zero kurtyzan, czy też tanich dziwek. Noc wręcz idealna dla Ilithyi.

Dobiła w końcu do brzegu. Elfka z trudem wyciągnęła urzędnika z łodzi i ponownie zaczęła wlec się z nim na ramieniu w ciemną uliczkę. Kilkanaście kroków później, stała już pod drzwiami “kamienicy”, choć zdecydowanie lepiej pasowałoby do niej określenia “rudera”. Drewniane, dwuskrzydłowe drzwi zostały przeżarte na wylot przez robactwo, a przynajmniej dwie trzecie okien było powybijanych. Przyglądając się budynkowi, perspektywa spędzenia reszty nocy na deszczu nie wydawała się taka zła. Niestety, nie zawsze można robić to, na co się ma ochotę.

Wnętrze budynku wyglądało podobnie. Odpadający tynk ze ścian, powyłamywana drewniana lamperia, niepewne i dziurawe miejscami schody. Dozorcy nie było. Czy to dlatego, że postanowił właśnie gdzieś wyjść, czy też żaden tu nie pracował. Tak więc nic nie przeszkodziło elfce, by wnieść urzędnika do środka. Jednak zamiast schodami na górę, ruszyła tymi prowadzącymi do sutereny. Na ich końcu znajdowały się drzwi za którymi znajdowało się mieszkanie-gabinet Javiera - człowieka o wielu talentach, który za odpowiednią cenę potrafił zrobić wszystko - od obicia komuś mordy, przez cerowanie ubrań, po ratowanie życia.

Elfka zapukała głośno. Upłynęło kilka długich chwil, gdy ktoś podszedł do drzwi i z największą ostrożnością, uchylił je na tyle, na ile pozwalał łańcuszek od zasuwy.


- Czego? - Wychylił się bardziej, przelatując wzrokiem po Ilithyi. - A, to ty… Co ty mi tu po nocy prawie trupa przyprowadzasz? Masz pieniądze? Wiesz, że to cię będzie dużo kosztować?
 
Hazard jest offline  
Stary 05-02-2016, 12:17   #8
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Ugryzienie przez psa mogło być oczywistością, jednak kobieta nie zastanawiała się nad tym wcześniej. Nie miała w sumie innego wyjścia, niż podjąć to ryzyko. Zwierzęta według niej nie były niczemu winne, to, że znalazły się na ulicy było tylko kolejnym dowodem na ludzką bezdusznością. Właściwie, to gondola wcale nie było najlepszym miejscem na kryjówkę dla matki z dwojgiem szczeniąt, ale ona o tym wiedzieć nie musiała. Była tylko zwierzęciem, robiła co mogła i co najlepiej potrafiła. Nic dziwnego, że zawinięta w prowizoryczny wór próbowała się odgryźć, reakcja obronna zadziałała prawidłowo.
Elfka wiosłując zerknęła na rękę. Rana nie była wielka, ale wyglądała dosyć paskudnie. Kieł wbił się mocno i pociągnął po skórze, tworząc głęboką ranę, z której krew dość szybko wypływała, plamiąc przy okazji wszystko dookoła. Jej ubranie nadawało się do szybkiego namoczenia. Deszcz starannie oczyszczał rozszarpaną skórę i mięso czystą wodą spadającą z nieba. Na domiar szczęścia, ulice byly zupełnie wyludnione i kobieta nie musiała się nikomu z niczego tłumaczyć, ani, co gorsza, nie zostanie złapana i wrzucona do lochów za zamordowanie osoby na wyższym stanowisku.

Gdy dobiła do brzegu, czuła już ból w mięśniach. Krew wciąż spływała po ręce, a ona musiała jeszcze ją nadwyrężyć, ponieważ do medyka było wciąż kilka kroków. Najpierw sama wyszła z gondoli, by po chwili znowu szarpać się z mężczyzną. Nawet nie wiedziała, czy on jeszcze żyje, w końcu minęło tyle czasu. Westchnęła głośno i gniewnie, kiedy to szykowała się do ponownego podniesienia ciała i zarzucenia go na swoje barki. Jej przyjaciółka musiała być wiele warta, skoro ognistowłosa była zdolna do tylu poświęceń.


Rudera, pod którą w końcu dotarła, nie sprawiała wrażenia godnej zaufania. Krople deszczu uderzające w twarz elfki zaczęły coraz to mocniej doskwierać i boleć, a pojękiwania urzędnika wiszącego teraz na jej ramieniu stawały się irytujące.
Nie mając innego wyjścia, pchnęła drzwi kamienicy, a te gwałtownie spadły z górnego zawiasu, wisząc teraz tylko na tym u dołu. Ilithyia pokręciła głową z niedowierzania i przekroczyła próg rozpadającego się blokowiska. Stanęła pod odpowiednimi drzwiami i zapukała bardzo delikatnie, z obawy, że te rozlecą się jeszcze, nim ona zdąży powiedzieć "Dzień Dobry". Nieprzyjemne słowa powitały ją jeszcze nim dokładnie ujrzała znajomą twarz. Początkowo myślała, że pomyliła drzwi, jednakże gdy tylko przyjrzała się mężczyźnie, miała już pewność, że trafiła pod dobry adres.


Ognistowłosa elfka uśmiechnęła się uroczo spoglądając na cyrulika.
- Mam - skłamała słodko, a jej słowa brzmiały na tyle poważnie, że trudno było im nie dowierzać. W końcu miała zlecenia, więc miała też czym płacić, tego mężczyzna mógł być pewien. Problem w tym, że nie miała ich w aktualnej chwili, ale tego wiedzieć nie musiał.
- Dogadamy się. Będziesz usatysfakcjonowany. - dodała napierając ręką na drzwi i pchnęła je mocno. Łańcuszek, który do tej pory je trzymał, zerwał się z framugi wewnątrz mieszkania i zwisał bezwiednie na zamku zamontowanym w drzwiach, do owego łańcuszka przeznaczonego.

Do mieszkania niemal wtargnęła, wciągając za sobą rannego. Jej przedramię oblane było krwią płynącą z jej własnej rany, ale tym póki co się nie przejmowała, mimo iż cholernie piekło od dobrych kilku minut. Wykrzywiła się jedynie niezauważalnie i położyła, niezbyt delikatnie, urzędnika plecami na podłodze.
- Dostał czymś w bebechy, a jest mi potrzebny. Utrzymaj go przy życiu tak, bym mogła się dowiedzieć, czego mi potrzeba, a potem może i zdechnąć. Widział moją twarz, a to nie jest dobry znak. - oznajmiła ściągając przemoczony do cna płaszcz i rzucając go na krzesło, aby obsechł. Bez niego wszystkie jej wdzięki były bardziej widoczne, a przemoczone ubranie lepiło się do smukłego ciała kobiety. Stała teraz nad urzędnikiem i oddychała ciężko, ręce położyła na biodrach łapiąc szybko każdy wdech.
- Nie musi żyć aż do starości... Ale musi żyć na tyle długo, by zdołał powiedzieć, co wie. Dasz radę, co? - spytała i dopiero teraz spojrzała na Javiera. Klepnęła się w okolice lewego biodra, by ten usłyszał brzęk monet, które zapewne go zachęciły. W sumie, nie musiał wiedzieć, że brzęczenie wywołał obijający się o siebie metal shurikenów. Cóż... Ważne, że brzęczy!
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 06-02-2016, 12:41   #9
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
- Kurwa, jebane gówno - mężczyzna gniewnie skwitował wtargnięcie dziewczyny i wyrwany przez nią łańcuch.

Wnętrze mieszkania, o dziwo, nie było w aż tak tragicznym stanie, jak można by się było spodziewać. Meble, choć nadgryzione przez czas, były zachowane w nienagannym porządku. Wąskie, okratowane z zewnątrz okienka przy suficie, przez które z sutereny można było podglądać buty przechodniów idących po ulicy, z wnętrza były czyste i pozbawione najmniejszego pęknięcia. W niewielkim palenisku dogorywał żar. Na lewej ścianie znajdowały się dwie framugi, w których zamiast drzwi znajdowały się zasłony zrobione z grubych koców.

Gospodarz najwyraźniej nie był zbyt zadowolony z wtargnięcia elfki. Dopiero po wejściu do środka, zauważyła, że Javier przez cały czas trzymał w ręku krótki miecz. W pokoju utrzymywał od niej odpowiedni dystans. “Jeden krok w przód i byłby w zasięgu katany” - miarkowała w myślach, będąc po części pod wrażeniem jego przezorności. Wiedziała, że Javier, nie byłby łatwym przeciwnikiem. Dorastał na tej ulicy od dzieciaka i nauczył się wszystkiego, co pozwoliło mu tu aż tak długo przetrwać. I jak nie dać się oszukać.

- Płatne z góry - rzekł, najwyraźniej dostrzegając podstęp w zachowaniu elfki. - Nie musi być kasa, przyjmę też inne wartościowe przedmioty, ten twój miecz…

Nie dokończył, gdy zza jednej z zasłon doszedł ich jakiś cichy odgłos. Javier najwyraźniej nie był sam. Nim zdążyła to sobie w końcu uświadomić, zza kurtyny wyłonił się czyjaś chuda dłoń, zaciśnięta nerwowo na uchwycie kuszy pistoletowej, która to mierzyła teraz w elfkę. Zaraz potem wyłoniła się jej właścicielka.


- Javier? Kto to? Masz kłopoty? - zapytała spoglądając niebieskimi oczyma z przestrachem na Ilithyię i leżącego na ziemi urzędnika.

Dziewczyna zaskoczyła elfkę. I to nie z powodu samej swojej obecności, bo w końcu każdy mógł znaleźć na ulicy choćby dziwkę, by zaspokoić swoje potrzeby. To jej wygląd ją martwił. Obsługiwanie takiej broni lewą ręką musiało być niewygodne, ale cóż innego jej pozostało zrobić, skoro z prawego ramienia wystawał jej zaledwie zabandażowany kikut. Łachmany, które na sobie nosiła, wyglądały jakby wycierano nimi ulicę po ulewie.

Jednak największą uwagę Ilithyi przykuł umieszczony na opasce błękitny diament na jej czole - symbol, z którym obnosiły się akolitki Błękitnej Damy - Bogini, której domeną była płodność, piękno i świt. Skąd ta dziewczyna wzięła się w takim miejscu? - zastanawiała się.

- Znajoma. Odłóż tą broń nim, zrobisz coś głupiego - rzekł oschle Javier. Przez cały czas nie spuszczał oczu z elfki. - A ty płać albo się stąd zabieraj, razem z tym tu, zanim uwali mi we krwi całą podłogę - wskazał mieczem na urzędnika.
 
Hazard jest offline  
Stary 06-02-2016, 17:29   #10
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Ilithyia rozłożyła ręce w geście bezradności.
- Och, Javier, Javier... Aleś Ty nieufny. Czy ja Cię kiedykolwiek oszukałam? - odparła wciąż zachowując na twarzy swój urokliwy uśmiech. No tak, jakaś kobieta bez ręki faktycznie ją zaskoczyła, ale było trzeba zachować choć by najmniejsze pozory. Elfka zerknęła na błękitna damę kątem oka i nawet nie drgnęła. Nie chciała w końcu swym gwałtownym ruchem sprowokować do impulsu, który mógłby popchnąć kobietę ku naciśnięciu wyzwalacza w kuszy.
- Witaj, na imię mi Ilithyia. Sądząc po Twoim stanie, domyślasz się powodu mojej wizyty, jak mniemam - powiedziawszy to spuściła wzrok na kikuta jej prawej ręki, ale szybko powróciła wzrokiem do twarzy kobiety
- Ktoś Cię skrzywdził? Jako kara za coś, czy to może zwykły psychol lubujący się w okaleczaniu kobiet? - spytała nie tylko z ciekawości, ale i troski. A jeśli to ten sam mężczyzna, co zabił Alishyię? Być może jest jakiś fetyszysta od takich zabaw, ale... Nie, to nie możliwe. To było dwa lata temu.
- Nieważne, wybacz, że spytałam. Nie chcesz to nie mówi - spojrzała z powrotem na Javiera
- Wracając do naszej sprawy, jak już wspomniałam, mam czym zapłacić. Jakbyś się nie skapnął, po ubiorze tego Pana, do biednych nie należał. - Elfka poczęła grzebać po kieszeniach i wyjęła z nich srebrny zegarek
- Masz. - rzuciła go w stronę cyrulika - A teraz się pospiesz, bo jak wykituje, to odbiorę ten zegarek razem z Twoją łapą.
Zgrabnie zakręciła się i pozwalając na samoobsługę, usiadła na krześle, przeczesując mozolnie zmoczone włosy. Gdyby medyk chciał więcej zapłaty, dałaby mu jeszcze ten zdobiony rapier, ale jednak srebrny zegarek powinien wystarczyć. Może i stary, może i badziewie, ale był srebrny, a to już coś warte. Na pewno więcej niż życie tego pół-trupa.
Nie mogąc się powstrzymać, ponownie spojrzała na kobietę, której obecność tak bardzo ją zaskoczyła.
- Na pewno wszystko w porządku? Wiesz, ja też potrafię pomagać... Na swój sposób - założyła nogę na nogę i wyprostowała plecy. Zamrugała kilkakrotnie powiekami, po czym wzrok przeniosła na przytaszczone tutaj zwłoki. - Zatruta broń, jakaś. - skwitowała jakby znudzona.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172