Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-02-2016, 02:20   #1
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zaris - Cień Luksa [18+]

Cień Luksa



Południowe szczyty Gór Światła. Krystalicznie czysta woda szumiąca w potokach spływających ze zboczy górskich, po to tylko by znaleźć swój koniec w bezkresie Trupich Wód. Szmaragdowe łąki lśniące w blasku słońca i falujące niczym morze na którym wśród radosnego bzyczenia pszczół pasie się bydło. Wreszcie nieliczne lasy z gęstymi koronami drzew odcinającymi dostęp światła i kryjącymi w swym mroku zarówno rzeczy straszne jak i piękne, niekiedy zaś takie, które obie te cechy łączyły. Oto południowe Bontar, prowincja Zanes. Kraina położona na wąskim pasie ziemi wcinającej się w morze jakby chciała pokazać, że to ona jest silniejsza, że to ona przetrwa. Każdego roku przekonuje się jednak, że jest inaczej. Trupie Wody są okrutne nie tylko dla tych, którzy po nich pływają. Swoją porcję gniewu żywiołu otrzymuje także ląd i lud, który go zamieszkuje. W większości są to ludzie prości, skupieni głównie na hodowli bydła i uprawie roli. Ich codzienne życie obraca się wokół zbiorów, zasiewów, narodzin i śmierci. Regularnie płacą podatki, oddają wyznaczoną ilość nadających się do walki młodzieńców i dziewcząt, nie skarżą się na swój los. Tak żyli ich ojcowie i ojcowie ich ojców przed nimi. Inne życie wydaje się straszną niekiedy, niekiedy pociągającą, ale w większości po prostu bajką, którą niekiedy opowiadają bardowie lub żeglarze, których statki odwiedzają większe porty Zanes. Im głębiej w ląd, im bliżej gór, tym życie spokojniejsze, monotonniejsze i rzec można iż nijakie, a przynajmniej tak by rzekł każdy kto urodził się po północnej stronie gór..
Niekiedy jednak fortuna postanawia się zabawić i zrzucić na głowę niczego nie podejrzewającego podróżnika los, o którym później opowiada się przy kominkach, ogniskach i na drogach Oler.
Czy tak stać się miało tego jakże urokliwego poranka, od którego opowieść ta się zaczyna? Cóż, usiądźcie i słuchajcie cierpliwie. Tak się bowiem zdarzyło, że…





Karczma Złoty Riv była jedną z wielu podobnych przybytków na trakcie wiodącym z Ostur, portowego miasta na południowym krańcu Zanes, do stolicy prowincji, Kuser. Kupcy, wojacy i wieśniacy podróżowali tą drogą w celach sobie tylko znanych. Cześć z nich duszę miała czystą i dobro drugiej istoty leżało im na sercu, inni zaś najchętniej zaszlachtowaliby każdego, kto akurat się nawinął, chociażby dla jednego miedziaka. Tak to już było i ponoć życiem było zwane. Karczma zaś stała, otwartymi drzwiami witając tych strudzonych drogą podróżnych, którym szczęśliwie udało się dotrzeć w jej progi. O tej zaś porze, gdy słońce wesołymi promieniami witało się z wciąż pogrążoną we śnie ziemią, żegnała. Jeden za drugim, goście Złotego przeciągali się, płacili za pokój, za śniadanie i ewentualnie zostawiwszy coś za stanikiem służącej, ruszali dalej by sprawdzić czy szczęście po ich stronie stoi.

Nie wszyscy jednak z taką ochotą wychodzili na światło nowego dnia. Byli i tacy, którzy niechętnie przyglądali się jasnemu prostokątowi, który tworzyła framuga drzwi wejściowych. Nie spieszyło się im z tego czy innego powodu. Jadło było dobre, obsługa milutka, a łóżka wygodne i zwykle wiele nie było trzeba by nie były puste. Unis Kasun, krasnolud, do którego ów przybytek należał, dbał o swoich gości tak, jak wymagało tego dobro interesu i jego sakiewki. Tej ostatniej zaś to już od dawna dna nie widziano. Powiadano po kątach, gdy już mówiący upewnił się że ucho krasnoluda nie jest w stanie słów owych dosłyszeć, że Unis głęboko siedzi ręką w nieco innej sakiewce, która to podobno należeć miała do Luksa, herszta bandy, która napadała na podróżnych od samego Ostur, aż po Kuser.

Wspominać Luksa nie należało i wiedział o tym każdy, kto choć raz traktem łączącym te dwa miasta podążać miał okazję. Demon ów, do tej ponoć rasy miał ów bandyta należeć, uszy miał wszędzie, a niektórzy powiadali że i oczy. Od dobrych dziesięciu lat unikał pułapek jakie na niego straż cesarska urządzała, ośmieszając ich za każdym razem tak, że wkrótce wstyd się im było pokazać na owym trakcie. Wyznaczono nagrodę za jego schwytanie, która wpierw za żywego była wypłacana, jednak dość szybko to kryterium przestało mieć znaczenie. Nic to jednak nie dało. Niczym koszmarny sen Justera Nasor, dowódcy zbrojnych sił cesarstwa w prowincji Zanes, Luks wciąż wisiał nad losem podróżnych, wybierając spośród nich co lepsze ofiary by nasycić swój głód na krew i złoto.

Tego poranka jednak, tak przyjemnie rozpoczętego i tak piękny dzień zapowiadającego, nic nie wskazywało na to by problemy jakiekolwiek czekać miały czy to tych, co w karczmie zostali, czy tych co ją opuścili. Ptaki świergotały wśród liści stojącego przy stajni drzewa. Kury głośno upominały się o poranną porcję ziarna, a kundel przy budzie ujadał jak zwykle, na zbyt wścibskie gołębie. Było sielsko. Było błogo. Było…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 03-03-2016, 18:32   #2
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Południe… Na dobrą sprawę rzec by można iż nieco po owej porze. Złoty Riv jak zwykle będący okupowanym, przyjmował do siebie kolejnych podróżnych, których w ten dzień wyjątkowo nie brakowało. Coroczny targ, który odbywał się w Tys, dzień drogi od miejsca, w którym karczma stała, ściągał tłumy wszelakiego sortu. Wieśniacy ciągnęli swoje wózki, a ci co nieco zamożniejsi byli, nawet jakąś chuderlawą szkapę do owego zajęcia zaciągali. Kupcy stanowili nieco ciekawszy widok. Wozy ich były jak się patrzy, czterokołowe i w dwa konie zaprzężone. Ci co sprawniejsi nie jednym wozem, a dwoma czy też trzema, swe towary przewozili. Obstawa do tego potrzebna była i brakować jej nie brakowało. Tłok się przez to robił, od czasu do czasu przybierający nieco chaotyczny wygląd gdy któremuś z lepiej urodzonych znudziła się mozolna droga i wierzchowca swego do galopu pogonił. Nie brakowało i tych, co targiem niezainteresowani pecha zwyczajnego mieli, że akurat w ten czas przyszło im ruszyć w drogę. Wśród tych ostatnich znalazła się postać, która w tejże chwili wprowadzała konia swego do zatłoczonej stajni. Nie wiedział on jeszcze, że pech ów wcale z nim nie skończył swej zabawy. Szybko się jednak przekonał gdy nagle ze stryszku sfrunął na niego stworek skrzydlaty, rogaty i na dokładkę ogoniasty. Ładnym go z pewnością nazwać nie można było. Słodkim może, gdyby komuś chciało się użyć jakiegoś niekoniecznie obraźliwego określenia.
Wylądował on na głowie mężczyzny, po czym zsunął się na ramię i tam przyczaił otulając ogonem szyję nieznajomego i zabierając za pożeranie trzymanej w swych łapkach truskawki.

Gdy nagle coś spadło na jego głowę, odruchowo wcisnął ją w ramiona.
- Brzydal - mruknął do siebie i stwora. Przywiązał konia i niechętnie spojrzał ponownie na potworka.

Nie zrzucając z siebie paskudy wspiął się na drabinę prowadzącą na stryszek nie do końca zadowolony z tego, że rzuca się w niego takim czymś.
Miejsce, w którym się znalazł nie różniło się zbytnio od zwyczajowego wyglądu tego typu miejsc. Wyłożone sianem i przepełnione jego zapachem. Wąska ścieżka prowadziła w głąb, a im dalej mężczyzna się zapuszczał, tym wyraźniej czuć było truskawki. Na samym końcu tegoż pomieszczenia znalazł posłanie. Koc rozłożony był bezpośrednio na wonnym materacu utworzonym z krótkich, wysuszonych źdźbeł. Na posłaniu z kolei leżała drobna istotka o długich, złotych włosach i dość poważnie wyglądających rogach. Długi ogon, który leniwie kiwał się to w jedną, to w drugą stronę, zakończony był ostrym trójkątem. Dziewczę nie zwróciło uwagi na pojawienie się gościa, co mogło nie dziwić biorąc pod uwagę, że uszy zatykały jej dłonie na których opierała podbródek. Jej uwaga skupiona była w pełni na obserwowaniu leniwie tkającego swoją sieć pająku.

Tariel podszedł jeszcze kilka kroków spoglądając na miejsce, z którego wychodził ogon i zapukał w ścianę zamierzając zwrócić na siebie uwagę.
- Za chwilę Aki - usłyszał w odpowiedzi, a ogon drgnął, gubiąc rytm. Głowa nieznajomej przechyliła się nieco, nadal śledząc pająka, który powoli zaczął opuszczać się w dół. Jej dłoń wystrzeliła do przodu, zanim biedak zdążył umknąć.

- Nie tylko Aki - odparł, tego dnia, białowłosy z szerokim uśmiechem.
Tym razem reakcja nie ograniczyła się do ogona. Nieznajoma pisnęła wystraszona i szybko zmieniła pozycję z wygodnej na nieco bardziej zdatną do ewentualnej obrony. To, że nie miała się w chwili obecnej czym bronić nie licząc trzymanego w pięści pająka, zdawało się nie minimalizować gotowości do podjęcia takowej akcji, widocznej w szkarłatnym spojrzeniu. Zaraz jednak jej uwaga przesunęła się na stworzenie, które wciąż tkwiło na ramieniu mężczyzny.

- Aki oddaj truskawkę! - Nakazała stanowczo, wypuszczając pająka i wstając. W wersji pionowej prezentowała się nie mniej delikatnie niż w horyzontalnej. W najlepszym razie sięgała białowłosemu do podbródka, nieco wyżej gdy wspięła się na palce i wyciągnęła w stronę stworzenia rękę. Nie umniejszało to jednak jej autorytetu w tej chwili, któremu pasażer nieznajomego uległ z lekkim tylko ociąganiem i wyciągnął w jej stronę nadgryziony owoc.

- A teraz zostaw tego… - Jej wzrok ponownie skupił się na mężczyźnie. - Elfa - zdecydowała po chwili - w spokoju.
Aki okazując nieco więcej niechęci niż w sprawie owocu, sfrunął na koc i wyraźnie niezadowolony okręcił się wokoło po to tylko by wreszcie usadowić się z ogonem w łapkach i ze zwiniętymi skrzydłami przyglądać złotowłosej.

- Podrapał cię? - dziewczyna wykazała zainteresowanie, zapominając chyba o tym, że jeszcze chwilę temu zamierzała zaatakować go przy użyciu niczego nikomu winnego pająka.
Dla mężczyzny bardzo interesujacy okazał sie widok dekoltu niewielkiej demonicy.

- Oh... Nie, tylko spadł mi na głowę z truskawką w garści. Słodkie stworzenie - skłamał woląc określić go jako wybryk natury.

- Czym jest Aki?

- Jest uroczy - zgodziła się, nagradzając jego słowa uśmiechem. - Nie mam jednak pojęcia czym jest.

Mówiąc odwróciła się i pochyliła nad obserwującym ją z wyraźnym wyrzutem stworzeniem.
- Miałeś nie dotykać moich truskawek, wierz że ci nie wolno - zbeształa paskudę. - I ile razy mam powtarzać, żebyś nie zaczepiał obcych?
Zwierzak wydał z siebie żałośnie brzmiący pisk i oblizał swój pyszczek językiem. Ogon trzymany w łapkach przyłożył do twarzy i spojrzał na nią wyjątkowo przepraszającym wzrokiem zbitego szczeniaka.

- Aki… - Nieznajoma pokręciła głową, brzmiała już jednak zdecydowanie bardziej wesoło niż poważnie. - No to łap - rzuciła mu truskawkę, która trafiła idealnie w wyjątkowo chętne łapki. - Planujesz zatrzymać się na noc? - Jej uwaga powróciła do białowłosego. Odwróciła się też z powrotem, zabierając mu sprzed nosa widok hipnotyzująco poruszającego się ogona i całej reszty ciekawych widoków, oferując w zamian inne, do których zaliczyć należało wyraźnie zaciekawione spojrzenie.

Te z kolei obserwował z zainteresowaniem i żałował, iż nie ma przepisu ustalającego długość... właściwie krótkość sukienek, spódnic i tunik.
- Tak, zatrzymam się tutaj. Miejsce wyglądało przyjaźnie, a teraz wydaje się jeszcze lepsze - uśmiechnął się.
- A ty? Będziesz nocowała w stajni na strychu? - zapytał.

Skinęła głową na potwierdzenie.
- To obecnie najlepsze miejsce - poinformowała go konspiracyjnym, wesołym głosem. - Karczma pęka w szwach, a tu jest cicho i spokojnie. Chyba, że się nie lubi zapachu siana czy rżenia koni. Na widoki też w sumie nie ma co liczyć, ale mi to akurat nie przeszkadza. A tobie?

- Tam tłumy, a tu siano? Wybór jest jednoznaczny. Można się przysiąść? - zapytał.
- A widoki nie są wcale takie złe - machnął ręką.

- Też tak uważam - wykazała się wyjątkową zgodnością, a następnie gościnnością, wskazując na koc. - Aki przynieś koszyk leniuszku - zwróciła się do zwierzaka, który chętnie wzbił się w powietrze i zanurkował w kąt strychu, gdzie leżała niewielka torba, obok której stał zakryty białym płótnem koszyczek. Materiał został nieco odsunięty ukazując soczyście czerwone truskawki.

- Niestety na obiad trzeba będzie poczekać. Jak się chce dostać coś dobrego - dodała, puszczając oczko do swego gościa i sadowiąc się na kocu ze skrzyżowanymi nogami, co może niekoniecznie było rozsądne przy stroju, który na sobie miała. - Jestem Amarie.

- Mhm, smakowite widoki - usiadł na kocu. Nie miał na myśli truskawek, choć na nie przeniósł wzrok, kiedy to mówił.

- Tariel Caestell. Miło cię poznać, Amarie - odparł demonicy, zaś jego wzrok od czasu do czasu uciekał do najciekawszych miejsc.
- Coś ciekawego dzieje się w okolicy? Oprócz targu.

- Nie mam pojęcia - wzruszyła ramionami i wyciągnęła dłonie po nadlatujący koszyk. Mając go już w dłoniach, położyła przed sobą i odsunęła płótno pochylając się by wciągnąć zapach owoców. Ogon wydawał się być nie mniej zainteresowany niż jego właścicielka, bowiem wyłonił się zza jej pleców i przesunął ostry koniec w stronę koszyka. Podobne zainteresowanie wykazał Aki jednak wystarczyło jedno spojrzenie by wyraźnie niezadowolone zwierzątko zmieniło zamiar i umościło się w sianie obok koca.

- Wystarczy jednak poczekać trochę, a informacje same napłyną. Ja jestem tutaj dopiero drugi dzień. Targ póki co to główna atrakcja. No i Luks, jak podobno zawsze. W karczmie przebywa mały oddział straży, który ma pilnować najbliższej okolicy, jednak odkąd ich konie zostały wprowadzone do stajni, tak jedyne okazje do oglądania ich właścicieli miałam wtedy gdy wpadali tu żeby się zabawić. Częstuj się - zaproponowała, sama biorąc jeden owoc i zatapiając w nim zęby. Z jej gardła wydobyło się pełne zachwytu mruczenie.

- Luks jest tutaj? - zapytał sięgając po owoc. Odgryzł jego połowę powstrzymując się od zadania drugiego pytania.
- A ci strażnicy? Obserwujesz ich, gdy tu przychodzą? - nie wytrzymał. Oddzielił zębami resztę truskawki od szypułki.

- Luks jest wszędzie, czyż nie? - Przechyliła głowę, oblizując palce i mierząc go rozbawionym spojrzeniem. - Niekiedy - przyznała, wskazując belki sufitu. - Wtedy jednak wolę być tam niż tu, na sianie. Pijani mają czasem wyjątkowo głupie pomysły. Nie żeby na co dzień grzeszyli inteligencją.

Gdy mówiła, jej ogon, żyjąc swym własnym życiem, nabił się na kolejny owoc i usłużnie podsunął go do jej ust.
Tariel nie sądził, żeby Amaria mówiła o tym, o czym on myślał. Nawet pomimo ubioru, demonicy i sposobu jej zachowania.
- Aż ciekaw jestem w jaki sposób zabawiają się strażnicy - rzekł sięgając po kolejną truskawkę z nieco dwuznaczną miną.

- Zostań ze mną, a sam zobaczysz - zaproponowała ze śmiechem. - Z pewnością także tej nocy, któryś z nich nabierze ochoty. Patrolowanie traktu to jakby nie spojrzeć zajęcie wymagające odreagowania w chętnych ramionach, czyż nie? - Zapytała, rozkładając własne, zupełnie jakby chciała w nie powitać jednego ze wspomnianych mężczyzn.

Roześmiał się krótko.
- Z pewnością zostanę - odparł zastanawiając się co Amarie ma na myśli.

- Czym się zajmujesz? Oprócz zabawiania się ze strażnikami, oczywiście.
Ramiona ponownie znalazły się po jej bokach, a dłonie wyręczyły ogon w dobieraniu truskawek.

- Bardzo ciekawski z ciebie elf, Tarielu - zwróciła mu uwagę, celując w niego ostrą końcówką ogona. - Co jeżeli powiem, że jestem szpiegiem Luksa i właśnie zbieram dla niego informacje?

Mężczyzna wzruszył ramionami i przeszedł po pozycji półleżącej.
- Nie zmuszam do mówienia. Jeśli nie chcesz, to nie mów - powiedział i wyciągnął z kieszeni kurty talię kart, którą zaczął się bawić.

Amarie zmarszczyła czoło i spojrzała na niego zaskoczona.
- Strasznie przewrażliwiony - mruknęła do Aki’ego w demonim. - Może powinnam się jednak obrazić, że wziął mnie za panienkę do zabawy? Co ty na to Aki?

Stworek wysłuchał cierpliwie, przechylił łebek i wystawił język.
- Jesteś okropny… - prychnęła, markotniejąc. - Popilnuj rzeczy, idę zapolować na coś do jedzenia. - Co mówiąc wstała, przeciągnęła się i odwróciła do Tariela z uśmiechem. - Idę wystarać się o coś porządniejszego na obiad. Masz jakieś szczególne zamówienie?

Mężczyzna zmarszczył brwi patrząc na demonicę.
- Cokolwiek, jeśli można prosić - uśmiechnął się lekko.
- Dziękuję - dodał machinalnie płynnie przechodząc z przełożenia kart charlier cut do sybil cut.

- Zawsze do usług - odpowiedziała mu, kłaniając nisko i ponownie puszczając do niego oczko. Następnie zaś ruszyła w stronę zejścia, gdzie znajdowała się drabina. Nie skorzystała z niej jednak, a zwyczajnie zeskoczyła.

Powróciła po około kwadransie, taszcząc kosz z którego wystawała butelka wina. Latający stworek został zaciągnięty do pomocy przy wnoszeniu zdobyczy Amarie, kiedy ta była zajęta wspinaniem się po drabinie. Czymkolwiek było owe skrzydlate stworzenie, bez wątpienia trochę siły posiadało zarówno w małych łapkach, jak i swoich skrzydłach. Zadowolona z siebie demonica postawiła koszyk, a następnie padła na koc, sprawiając wrażenie wykończonej.

- Ja tego nie rozkładam - zastrzegła, opierając głowę na złożonych rękach i spoglądając na Tariela z wyraźną nadzieją w oczach. - Rozłoooożysz?

Mężczyzna zakręcił dłońmi, a talkia kart zniknęła z rąk.
- Rozłożę - uśmiechnął się pod nosem, a następnie zabrał się za rozpakowywanie zdobyczy Amarie.
- O nic nie pytam - jako pierwsze wyciągnął wino.

W koszu poza winem był nie za dużych rozmiarów garniec pełen lekkiej potrawki, połówka chleba, który wciąż parował, zawinięty w białe płótno ser, pół kurczaka na zimno, masło i dwa kubki. Nie brakło także drewnianych talerzy i miseczki śmietany oraz drugiej, pełnej owoców leśnych.

- Wciąż jesteś urażony o tą uwagę? Elfy strasznie długo trzymają urazę… - Stwierdziła zdmuchując kosmyk włosów, który opadł jej na oczy. Zaraz jednak podniosła się na czworaka i dosłownie wsadziła głowę do kosza łapiąc za miseczkę z owocami i śmietanę. Przy użyciu ogona zwinęła też kubek.
Amarie na czworaka wyglądała interesująco, ale Tariel musiał przyznać, iż ona w ogóle wyglądała interesująco.

- Nie zaczekasz z owocami na później? - zapytał zaczynając od wydobycia zastawy i przechodząc natychmiast do wystawienia garnca.
Usiadła na pietach i spojrzała na niego zdziwiona.

- Po co? Nie lubię czekać, za to lubię owoce - na potwierdzenie wrzuciła do ust apetycznie wyglądającą borówkę, a sadząc po minie demonicy, owoc ów musiał nie tylko dobrze wyglądać ale i smakować. Z miseczką w dłoni ułożyła się wygodnie w podobnej pozycji, w której wcześniej leżał Tariel, opierając głowę o poduszkę z siana i wzdychając z zadowoleniem. Aki od razu skorzystał z okazji i zajął miejsce nieco nad jej głową, po to głównie by co chwilę wyciągać łapkę i odbierać to, co Amarie łaskawie mu podawała.

- Co tu właściwie robisz? Nie wyglądasz na kupca… - Zainteresowała się kładąc miseczkę na piersi i sięgając na oślep po tą, która zawierała śmietanę.
Przez chwilę nie odpowiadał. Nałożył sobie potrawkę i dołożył do tego chleba.

- Bo nie jestem kupcem. Zawodowo sprzedaję swoje usługi - uśmiechnął się pod nosem i spróbował tego, co przyniosła kobieta. Natychmiast sięgnął po kolejną łyżkę i odgryzł nałożony kawałek chleba.
- Zabawiam ludzi - dodał pomiędzy kolejnymi kęsami.

- Jak ta sztuczka z kartami? - Dopytywała, oblizując palce, które co prawda znalazły w końcu miskę ze śmietaną, problem w tym, że zamiast złapać ją od zewnątrz, zanurzyły się w niej. Amarie nie wydawała się szczególnie przejmować tym faktem ani tym, że nie wszystko z jej dłoni trafia do ust. Część wesoło lądowała sobie na odkrytych partiach ciała demonicy, po to tylko by po chwili zostać usunięte leniwymi posunięciami palców.
- Co jeszcze potrafisz? Zamierzasz dać przedstawienie w karczmie czy dopiero w Tys?

- Które? Znikające karty to dość amatorskie, a jeszcze wcześniej to nie sztuczka. To zwykła zabawa, coś, co sprawia, że przedstawienie jest bardziej efektownie - odrzekł spoglądając kątem oka na szczęśliwe dzieje niesfornych owoców.

- Sztuczki z kartami, monetami - wyciągnął monetę spomiędzy palców pokazując uprzednio, że nic się tam nie znajduje.
-... sznurkami... - moneta zmieniła się w sznurek, który przeciął nożem, a następnie związał, pociągnął za oba końce, zaś sznurek na powrót był cały, po czym zniknął w rękach.
- ... owocami... - wskazał na miskę, jakby chciał przyciągnąć ją siłą woli. Szybko przyciągnął do siebie rękę i kłapnął ustami, jakby coś łapał. Następnie wystawił język, na którym spoczywała jeżyna.
- ... i innymi rzeczami, które nawiną mi się pod rękę - dodał po przełknięciu.

- Występuję jak mi się chce. Czasem po prostu jeżdżę i zwiedzam. Może wieczorem wystąpię... ale nie jestem pewien - zabrał się za sery oraz kurczaka.

- W takim razie będziesz miał konkurencję gdybyś jednak chciał wystąpić - stwierdziła, odczekawszy na koniec pokazu. Aki widząc, że uwaga Amarie skupiona jest na czymś innym niż owoce, zsunął się niżej i umościł na jej ramieniu, odważnie wsadzając łapkę do źródła smakołyku. Jego ogon przemknął sianem za karkiem dziewczyny i pojawił się z drugiej strony, wsuwając pomiędzy obie miseczki, które demonica podtrzymywała ręką.

- Słyszałam, że ma dziś wystąpić bardka, albo tancerka… Kimkolwiek by nie miała być, zapowiadają się tłumy - Amarie nie wydawała się szczególnie radosna z tego powodu, jednak nie było po niej widać także wielkiej niechęci. Ot, informacja.

Tariel nie wyglądał na przejętego.
- Może wystąpię po tej bardce albo tancerce. Słyszałaś może jak się nazywa? - zapytał z czystej ciekawości.

- Amarie - odpowiedziała, szczerząc do niego ząbki. - Tak przynajmniej plotka głosi - dodała, do uśmiechu dołączając puszczenie oczka.

Uśmiechnął się szeroko.
- To może teraz ty coś zaprezentujesz? - zaproponował siadając wygodniej.
- Wina? - zapytał podnosząc butelkę.

Przechyliła głowę, jakby się zastanawiała nad właściwą odpowiedzią na to proste pytanie. Nim jej udzieliła, odłożyła obie miseczki, ku niezadowoleniu Aki’ego, a następnie wstała, co całkiem humor zwierzakowi popsuło.
- Skoro nalegasz - odparła, kierując się do swojej torby, która leżała w kącie. Pochyliła się nad nią, przeszukując wnętrze po to by po chwili wyprostować się trzymając w dłoniach dwie bransolety zrobione z przytwierdzonych do siebie różnego rozmiaru dzwonków.

- Napełnij kubek, a ja się przygotuję - oświadczyła, odwracając się do niego i zakładając ozdoby, które wydały z siebie cichy, wesoły dźwięk. Aki, który widząc co demonica robi, zatrzepotał skrzydłami i wystawił język, zajął miejsce pomiędzy miseczkami wsadzając w obie po łapce, korzystając z tego że nikt mu nie zabrania.

Mężczyzna z tłumionym uśmiechem spoglądał na Amarie. Niespiesznie wypełnił szklanki do niespełna połowy. Zakładanie ozdób sugerowało, że raczej nie będzie to występ bardowski. Bardziej taneczny, co iluzjoniście podobało się znacznie bardziej.

- Dlaczego Aki nie może jeść owoców? - zapytał.

- Może, tylko nie truskawki, te są moje - poinformowała, sprawdzając czy ma wystarczająco miejsca na podłodze i okręcając się wokoło by sprawdzić, czy przestrzeń była zadowalająca. Skiniecie głowy musiało oznaczać iż jest, jednak Amarie nie powiedziała już nic więcej, zamykając oczy i stając spokojnie. Jedynymi elementami jej ciała, które się poruszały były nadgarstki. Ciche dzwonienie powoli nabierało mocy. Z wesołego, zmieniło się w powolne i łagodne. Niczym delikatne uderzenia kropel o taflę wody. I faktycznie, w powietrzu dało się wyczuć zapach świeżo zroszonej trawy, a wraz z nim usłyszeć szum strumienia.

Amarie drgnęła i wciąż nie otwierając oczu, wyciągnęła wpierw jedną, a następnie drugą dłoń, delikatnie obracając przy tym nadgarstkami. Za rękami podążyła reszta ciała. Stopy musnęły podłogę, zataczając półkręgi. Demonica pochyliła się nieznacznie, a następnie ponownie wyprostowała. Szum strumienia nabrał siły, a włosy rozwiał lekki wietrzyk, który zdawał się napędzać obrót, który wykonała tancerka. Jej ręce powędrowały w górę, opuszkami palców starając się dotknąć sufitu. Zamiast niego natknęły się na strugę lśniącej kolorami tęczy wody, która spłynęła z belek i wyszła im na spotkanie. Stopy Amarie uniosły się lekko nad ziemię, a prawa noga powędrowała nieco w górę. Krok w stronę Tariela zaowocował kręgami srebrzystej wody, które rozeszły się od miejsca, w którym postawiła czubek buta. Ponownie pochyliła się w jego stronę przesuwając dłonią przed jego oczami, a wraz z tym ruchem przybył zapach słońca pieszczącego kielichy kwiatów, których płatki opadały z sufitu niczym drobny śnieg. Dźwięk dzwonków nabrał nieco siły, a ruchy demonicy szybkości. Ze spokojnej, urokliwej sceny, przeniesieni zostali w centrum szalejących płomieni. Te zaś zdawały się otulać ciało Amarie, poddając jej zmysłowym ruchom i wędrując niczym szarfy za każdym razem gdy jej dłonie zmieniały swoje położenie. Wreszcie, gdy rozłożyła ręce, na jej plecach pojawiły się ogniste skrzydła, z których opadały płonące pióra, mieniąc się czerwienią i złotem. Dym, który ją otaczał był słodkim, kuszącym aromatem, niemalże zmuszającym do tego by wstać i zaczerpnąć z owego kielicha. Nim jednak Tariel zdążył się poruszyć, ponownie rozległ się dźwięk dzwonków, a dywan z piór zmienił się w zieloną łąkę. Blask słońca przebiła skrzydła, krusząc je i rozbijając na setki białych dmuchawców, które zawirowały wraz z demonicą w ponownie łagodnych ruchach, niosących ze sobą spokój i pogodę ducha. Gdy zaś skłoniła się przed swą niewielką publicznością, rozchylając ręce na boki i potrząsając nadgarstkami, Tariel usłyszał cichy świergot ptaków, i szum skrzydeł. Gdy zaś się podniosła i klasnęła w dłonie, wszystko rozwiało się niczym sen o poranku, pozostawiając po sobie uczucie lekkości i spokoju.

Zaklaskał w uznaniu występu, jakiego właśnie był świadkiem.
- Wspaniałe. Jestem pod wrażeniem widowiska. Nie dziwię się zatem, że wszyscy przychodzą cię obejrzeć i z chęcią obejrzę cię jeszcze raz, wieczorem - podał jej kubek.

- Aż mi głupio, że w przypływie lenistwa pokazałem tylko kilka amatorskich sztuczek - powiedział nie wyglądając na zawstydzonego.

Zanim odpowiedziała, upiła łyk wina.
- Dziękuję - obdarzyła go uśmiechem znad brzegów kubka i usadowiła się z powrotem na kocu, podciągając kolana pod brodę. - Lubię tkać - dodała, ostrożnie zdejmując bransolety i kładąc je obok. Jako że jej ulubione danie znikło pochłonięte przez obżartucha o czterech łapkach, sięgnęła do koszyka sprawdzając co jeszcze zostało. Po namyśle porwała chleb, jednak potrawką wzgardziła. Skusiła się jednak na resztki kurczaka.

- Na jakie owoce masz ochotę? - zapytał kryjąc uśmiech w kubku z winem.

- Truskawki - odparła bez namysłu, gdy tylko przełknęła kawałek chleba, który miała w ustach. Na dźwięk tego słowa, Aki poderwał się z miejsca i zaczął spoglądać na nią prosząco. Efektem jego starań był wycelowany ogon i stanowczy głos Amarie. - Nie. Ma. Mowy. - Odpowiednio zaakcentowała każde słowo, mierząc w stworka kawałkiem kurczaka. Może Aki uznał, że lepsze to niż nic, a może doszedł do wniosku że demonica chce się z nim podzielić… Jakby nie było, podfrunął do niej i złapał za mięso, a następnie pospiesznie ulotnił się na szczyt kopy siana.

- Zamorduję go - stwierdziła spokojnie, obrzucając stworzenie złym spojrzeniem, po czym porzuciła kubek, chleb oraz koc i ruszyła do ataku na zwierzaka. - Oddawaj! - Nakazała, wychylając się i próbując dosięgnąć skrzydlatego złodzieja, który starał się jak najszybciej wcisnąć swoją zdobycz do pyszczka.

Tariel wstał i sięgnął do koszyka, z którego wyjął garść owoców, a raczej ich iluzję. Wsypał je do miseczki, którą następnie wyciągnął do stworka.
- Aki, wymienimy się? Miska owoców za kurczaka. Co ty na to? - zapytał.

W odpowiedzi w jego stronę zwróciły się dwie pary oczu. Obie zaskoczone i obie tak samo zainteresowane.
- Ale przecież… - Zaczęła Amarie, jednak zanim dokończyła, Aki zdążył już wylądować przy miseczce, porzucając po drodze kurczaka, którego demonica zdołała złapać w ostatniej chwili, zanim wylądował na podłodze.
Mężczyzna korzystając z nieuwagi stworka mrugnął do demonicy i przyłożył palec do ust. Zadbał o to, by owoce nie tylko wyglądały, ale również smakowały jak należy.

Nie dało się ukryć tego, że Amarie przygląda się pałaszującemu nieistniejące owoce zwierzakowi z wyraźną zazdrością, jednak wedle niemego polecenia, nie powiedziała słowa na ten temat. Zamiast tego usadowiła się z powrotem na swoim miejscu, skubiąc resztki mięsa.
- Wiesz… - zaczęła cicho. - On się szybko połapie, a wtedy będzie wściekły.

- Jeśli chodzi o sam smak, to nie różnią się od zwykłych. Problem polega tylko na tym, że nie najesz się tym - to mówiąc wyciągnął z koszyka pokaźny talerz z truskawkami i bananami oblanymi czekoladą.
- Ale też nie tuczą - dodał.

Amarie rzuciła w kierunku owych smakołyków wyraźnie tęskne spojrzenie. Trzymała się w ryzach jeszcze przez krótką chwilę, jednak walka ta była z góry skazana na porażkę. Demonica potrząsnęła głową i roześmiała się, pochylając nad talerzem. Ogon za jej plecami zaczął wykonywać powolne, wężowe ruchy gdy wzrok dziewczyny chłonął widoki, które miała przed sobą.
- W sumie, dlaczego nie - zdecydowała, biorąc jedną z truskawek i wkładając ją do ust. Moment niepewności widocznej na jej twarzy, szybko minął zastąpiony błogością. - Pyyycha… - jęknęła, łapiąc za kolejny owoc. - Twoja kolej - stwierdziła, przechylając się nad talerzem i celując w niego ze swojej oblanej czekoladą broni.

Tariel natychmiast wyprostował się łapiąc owoc prosto do ust. Choć truskawka nie była prawdziwa, to utrata równowagi już jak najbardziej. Zwalił się na podłogę lądując na łokciach.
- Iluzja bywa przydatna. Gdy do karczmy przyjeżdża ważny gość, któremu posiłek ma smakować, to czasem trochę jedzenie... podkręcam. Mówiłaś coś o nieciekawych widokach - spojrzał na ścianę i zmarszczył brwi. Na ich oczach budowała się solidna rama okienna, zaś drewno w jednej chwili nabrało cech szyby. Za nią znajdowały się korony drzew.
- Trzeba tylko uważać, by nie uderzyć czołem w ścianę przy próbie wyjrzenia na zewnątrz.

- Nie, nie trzeba - odpowiedziała, przyglądając się z uwagą iluzji. Dźwięk dzwonków rozbrzmiał na nowo, a nad jej ramieniem pojawiła się końcówka ogona, na której tkwiły obie bransoletki. Demonica wstała i podeszła bliżej ściany, zatrzymując się przed ramą.

- Kiedyś wpadł mi w dłonie stary tom traktujący o łączeniu magii. Było to jakiś czas temu, a miejsce w którym natknęłam się na tą wiedzę należało do jednej z dawno opuszczonych siedzib demonich w górach Usteru. Nie jest to powszechnie praktykowana sztuka, jednak niektóre z zaklęć łączą w sobie elementy bardzo zbliżone do tego, co potrafię, dlatego mnie zainteresował. Podobno gdy zmiesza się ze sobą magię iluzji, lub dowolną, tworzącą przedmioty i wizje, które nie są prawdziwe, z magią tworzenia mającą podstawy w bardziej magii opowieści można nadać owej iluzji ciało prawdziwe. Nie korzystam z tej sztuki często, zobaczmy jednak ile zapamiętałam.
Gdy skończyła mówić, Tariel zorientował się, że jednocześnie umilkł dźwięk dzwonków, którego wcześniej nie był w stanie usłyszeć, skupiony na słowach demonicy. Ta z kolei podeszła nieco bliżej okna i otwarła je na oścież, wychylając się do połowy.

- Niestety, ta sztuka ma też swoje wady - doleciał do niego jej głos. - Widoki nieco się zmieniły ale wciąż jest lepiej niż było.

Stanął obok niej przyglądając się jej tworowi. Wystawił rękę na zewnątrz, a kiedy nie napotkała oporu sam również wychylił się nieznacznie.
- No proszę - przyjrzał się dokładnie elementowi ściany, którego przed chwila nie było, a istniał pomimo tego, iż jego zaklęcie już nie istniało. Nagle wpadł mu do głowy pomysł.

- W tańcu też mogłabyś to zrobić? - zapytał.

- Połączyć magię? - zapytała przenosząc spojrzenie z nie tak znowu odległego lasu, na Tariela. - Oczywiście. Taniec, słowa, śpiew czy muzyka to wciąż tkanie. Gdybym miała do dyspozycji odpowiednią iluzję wspomagającą to… - Wzruszyła ramionami i obróciła się siadając na parapecie. Ogon machał wesoło za nią, zdradzając dobry nastrój demonicy. - Jak jednak wspomniałam, nie korzystam z tej sztuki często. Nie mam wprawy ani obiektu do testowania.

- Do wieczora mamy jeszcze trochę czasu - powiedział, zaś z sufitu zaczęło sypać się kolorowe, wirujące konfetti łączące się i zmieniające w różnobarwne motyle różnej wielkości.

- Tylko jak będę iluzorycznie podpalał karczmę, to nie urzeczywistniaj tego - mrugnął.

- Dlaczego nie? - Zapytała, sprawiając przez chwilę wrażenie, że pyta poważnie. Zaraz jednak przeniosła uwagę na motyle, wyciągając do nich ręce. Za jej plecami rozległo się ciche dzwonienie, na które odpowiedziała własnym, łagodnym głosem.

Z niczego powstał świat i w nicość się obróci
Gdy bogowie uśpieni powrócą i stopy swe na ziemi postawią
I wybuchną góry i morza wtargną na lądy
I pochłonie ziemia tych co po niej chodzą
I pochłonie niebo tych co w jego przestworzach latają
Z czegoś zrobi się nicość i wszystko przepadnie
Gdy bogowie uśpieni powrócą i stopy swe na ziemi postawią
I świat narodzi się na nowo
I pojawią się góry, pojawi się morze.
I ląd zazieleni się trawą, a niebo wypełni szumem skrzydeł
Z niczego świat powstanie i nastanie radość
Gdy bogowie uśpieni powrócą i stopy swe na ziemi postawią
I nie będzie już zła ani niegodziwości
I nie będzie smutku ani złości
I świat zanurzy się w morzu miłości


Motyle kołowały wokół nich, przysiadając na framudze okna, na rogach demonicy czy na jej wyciągniętych dłoniach. Jeden nawet odważył się na zajęcie strategicznego miejsca na jej nosie gdy tylko przestała nucić. Nie dało się jednak ukryć, że nie wszystkie były prawdziwe.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 07-03-2016, 22:38   #3
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Popołudnie mijało leniwie. Słońce sączyło się przez szpary w deskach i igrało z unoszącymi się w jego promieniach drobinkami kurzu. Zapach suchego siana coraz mocniej wdzierał się w nosy tych, którzy czas swój spędzali na stryszku. Był to czas pełen wesołego śmiechu Amarie, marudnego utyskiwania Aki’ego i nieco spokojniejszych komentarzy Tariela. Demonica okazała się nad wyraz chętna by przetestować nowe możliwości i dostosować je do planowanego przez nią występu. Nie zrażał jej ani gorąc, ani zmęczenie, które wkrótce zaczęło być widoczne. Dopóki nie była zadowolona z jakości występu, dopóty powtarzali całość lub dany fragment. Na szczęście dla stajni, dziewczyna była także w stanie cofnąć stworzone przez ich wspólną magię twory. W innym wypadku mogłoby to zakończyć się dość nieprzyjemną niespodzianką dla Unisa, za którą bez wątpienia policzyłby im odpowiednio.

Po około dwóch godzinach pracy bez wytchnienia, nastąpiła krótka przerwa spowodowana pojawieniem się młodej służącej z tacą, na której znajdowała się misa truskawek. Widać było już na pierwszy rzut oka, że dziewczę jest wyraźnie zaciekawione tym, co się na strychu wyprawiało. Biorąc zaś pod uwagę to, że demonica znajdowała się w stanie wskazującym na coś zgoła innego niż leniwe spędzanie popołudnia, podejrzenia były dość jednokierunkowe. Na pytanie Tariela, czy chciałaby się przyłączyć, odpowiedziała jedynie śmiechem i krótkim.
- Może innym razem - po którym znikła zostawiając przyniesione owoce, do których natychmiast dobrał się Aki.
Amarie jedynie się roześmiała i podążyła w ślady swego pupila. Wyraźnie mało rzeczy było w stanie wybić demonicę z dobrego humoru. Pomimo ciężkiej pracy oraz panującego w najlepsze dnia, wciąż zdawała się być pełna energii i optymizmu. Oczywiście mogła to być gra, wszak o bardach wiele historii chodziło. Jedna z nich wspominała coś o tym, że magia ich zdolna jest podtrzymać życie nią władającego bez konieczności stosowania czarnej sztuki. Kolejna zaś twierdziła, że bardowie swoim tkaniem sięgają wprost do źródła magii Zaris, do Oren. Inna z kolei opowiadała o bardzie, który był w stanie swymi opowieściami omamić umysły słuchaczy do tego stopnia, że zapominali kim byli. Tych i innych plotek nie brakowało jak Oler i Kertoi szerokie i długie były.

Truskawki się skończyły, przerwa minęła, powrócić do pracy należało, a przynajmniej tak stwierdziła Amarie. Aki przyglądał się temu z bezpiecznego miejsca na belce, rozleniwionym ruchem łapki głaszcząc napęczniały brzuszek. Po niedługim czasie rozległo się ciche chrapanie potworka.
Przygotowania przerwano im jeszcze dwa razy. Za każdym razem osoba przeszkadzająca należała do rodzaju męskiego i za każdym wołała demonicę po imieniu. Każdy raz był przez dziewczynę witany gniewnym skrzywieniem ust i dość chłodnym ignorowaniem. Nieznajomy nie poważył się wspiąć na drabinę przez co jego tożsamość pozostała tajemnicą. Na pytanie Tariela o to kim był ów nieznajomy, demonica odpowiedziała wzruszeniem ramion. Niedługo jednak po ostatnim zawołaniu zarządziła koniec prób. Dziewczyna wyglądała i bez wątpienia była wykończona. Jak inaczej można było tłumaczyć fakt, że zasnęła gdy tylko jej głowa spoczęła na kocu? Nawet środków bezpieczeństwa nie podjęła żadnych bowiem wciąż chrapiącego Aki’ego za odpowiedniego ochroniarza wziąć nie można było. Na jej szczęście Tariel okazał się być godnym zaufania, aczkolwiek nie dało się ukryć iż myśli psotne chodziły mu po głowie, które tyczyły się pewnego udoskonalenia stroju Amarie. Na szczęście pozostały one myślami.

Popołudnie minęło przechodząc w wieczór. Gości coraz więcej się zbierało i hałas rósł z każdą chwilą. Pokrzykiwania woźniców, piski dziewek, stateczne głosy matron, szczekanie psów i rżenie koni. “Złoty Riv” tętnił życiem niczym żywy organizm, który każdego wieczoru budzi się ze względnego uśpienia dziennego po to tylko by wchłonąć w siebie kolejne istoty pragnące zaznać gościnności Unis’a. Nie każdy znajdywał miejsce by na poduszce złożyć w nocy głowę. Z tego to powodu obozy mniejsze i większe rozbijały się wokoło karczmy dodając do ogólnego hałasu także i zapachy. Jedne były miłe dla nosów, inne nieco mniej. Krasnolud, który właścicielem zarówno przybytku jak i ziemi która go otaczała był, zacierał dłonie i liczył srebro i złoto, które wpadało do jego przepastnej sakiewki. Wkrótce zaś i więcej riv’ów wylądować w niej miało.

Jak Tariel miał w jakiś czas później się przekonać, występy Amarie cieszyły się nie lada popularnością. Demonica była znana jak trakt długi i szeroki. Rzadko jednak dawała pokazy swej sztuki więc gdy wieść padała, że tak właśnie stać się miało, każdy chciał ujrzeć chociażby część jej występu. Sama Amarie wydawała się być raczej zniechęcona owymi tłumami niż z nich zadowolona. Mogło to jednak być spowodowane wcześniejszymi, męczącymi przygotowaniami. Wszelka niechęć, której glims dojrzeć mógł Tariel na jej twarzy gdy szykowała się by zejść na dół i wkroczyć do karczmy, zniknęła gdy znalazła się wśród gości. Uśmiechowi jej niczego zarzucić nie można było, ani też wesołemu machaniu dłoni. W przeciwieństwie do stroju, który więcej zdawał się odkrywać niż zakrywać. Składał się on z luźno połączonych ze sobą półprzeźroczystych szarf, nachodzących na siebie w strategicznych miejscach, pozostawiając resztę ciała doskonale widoczną dla oczu chętnych gapiów.
Wszystko to jednak zdało się przestać mieć znaczenie gdy nieodłączny dźwięk dzwonków ogłosił wszem i wobec początek występu.

Zaczął on się tak samo jak ten, który oferowała Tarielowi w zaciszu stryszku. Spokojnie i delikatnie, tak jej ruchy jak i dźwięk dzwonków łagodnie wnikały do umysłów oglądających występ podróżnych. Wzmocnione iluzją mężczyzny sceny wydawały się być tak realne, że niektórzy z gości wyciągali dłonie by dotknąć krople wody, które moczyły strój tancerki. Jakież było ich zdziwienie gdy poczuli wilgoć, która chłodziła ich skórę. Ochy i achy wplotły się w muzykę wygrywaną przez nadgarstki demonicy, nadając melodii nowego, głębszego brzmienia. Amarie sprawnie łączyła nowe nuty z własną muzyką i dopasowywała ruchy ciała do tego, co pragnęły ujrzeć oczy patrzących. Spektakl przybrał na dynamice, pojawił się wiatr, który w szaleńczych podmuchach wzniósł tancerkę na niewidzialnych skrzydłach pozwalając by korzystała z jego mocy niczym z szarf, których się chwytała by wykonywać coraz to bardziej skomplikowane układy taneczne, które wciąż i wciąż przybierały na tempie. Serca dyktowały owe zmiany. Uderzając coraz szybciej w piersiach gości karczmy przywoływały ogień, który zapłonął u stóp Amarie i ozdobił jej ciało swymi szkarłatnymi językami. Płonące skrzydła ozdobiły jej plecy, a złote motyle otoczyły postać układając się w delikatnie migocącego partnera owego tańca, który inaczej nazwanym nie mógł być, jak tylko tańcem namiętności.
Wreszcie w kulminacyjnym momencie motyle rozpierzchły się w nagłym wybuchu rozsiewając wokoło delikatny deszczyk drobniutkich iskier, które mimo iż bez wątpienia prawdziwe, to jednak nie powodowały bólu. Amarie zaś tańczyła dalej, spokojniej nieco, sprowadzając widzów z wyżyn ku dolinom. Zapach świeżego deszczu piszczącego źdźbła traw wdarł się w nozdrza, a kwiecisty dywan zastąpił deski podłogi.
Kwiatami także przyoblekła się demonica, kryjąc nagość, którą spowodował ogień. Jej ruchy były łagodne, senne niemalże, nie pozbawione jednak iskry radości, która zabłysła także w sercach gości. Uśmiechy poczęły pojawiać się na ustach, a dłonie sięgały po kielichy by zwilżyć wyschnięte gardła. Delikatne dmuchawce niczym śnieżynki wzbiły się w powietrze, wirując wraz z Amarie w tańcu pełnym spełnienia i szczęścia zakończonym nagłą stagnacją. Wszystko zamarło, czy to oddechy, czy dźwięki, czy wreszcie ogień w kominku. Czekanie narastało, a wraz z nim przyspieszała krew krążąca w żyłach. Wreszcie lekki ruch nadgarstków demonicy zbił bańkę stagnacji, a z sufitu spadać poczęły delikatne, różowe płatki wiśni. Amarie otworzyła oczy i nabrała powietrza. Jej wzrok był nieco nieobecny, jakby faktycznie dopiero co powracała powoli do świata rzeczywistego. Na szczęście u jej boku pojawił się współtwórca owych atrakcji przyspieszając ów powrót i służąc dziewczynie ramieniem, na którym mogła się wesprzeć.
Wprawne oko szybko wyłowiło oznaki wykończenia, które starała się ukryć za maską uśmiechu. Podobnie wzrok Tariela nie przegapił spojrzeń, które powędrowały w jego stronę. Były wśród nich przynajmniej cztery, które wyraźnie nie należały do przyjaznych czy chociażby zazdrosnych. O nie, ktoś bez wątpienia właśnie nabawił się nowych wrogów.
Amarie nie odpowiedziała na jego pytanie o to, czy ma on do czynienia z zazdrosnymi kochankami. Zamiast tego wdzięcznie skłaniała głowę przedstawiając swego towarzysza i niemalże całkiem na jego głowę zrzucając zasługę za cały występ. Skończyło się to tym, że wkrótce Tariel otoczony został wianuszkiem wielbicieli, głównie płci przeciwnej. Demonica zaś skorzystała z okazji i zniknęła z widoku.

Dopiero gdy wrócił do stajni ponownie ją zobaczył. Przebrana w strój, który miała na sobie gdy zobaczył ją po raz pierwszy, podobnie jak wtedy leżała na kocu i przyglądała się pająkowi, który uparcie starał się po raz kolejny zbudować swą sieć. Czynność ta zdawała się pochłaniać ją bardziej i bardziej interesować niż wszystkie oznaki uwielbienia, które czekały na nią w karczmie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 12-04-2016, 00:48   #4
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Uciekłaś - stwierdził fakt siadając pod oknem, patrząc na ruszający się ogon Amarie. I nie tylko ogon.
Westchnęła przenosząc na niego wzrok, w którym kryła się odrobina skruchy, jednak zdecydowanie mniejsza od winy.

- Nie lubię tłoku - stwierdziła, wyciągając się i kładąc głowę na złożonych rękach, które posłużyły za poduszkę. - Nie gniewasz się, prawda?

- Nie. Raczej nie - odpowiedział krótko.

- Mhm - mruknęła w odpowiedzi nie do końca wydając się przekonaną co do prawdziwości tych słów. Na stryszku zapanowała cisza. Amarie przyglądała się Tarielowi spod przymrużonych powiek. Aki z kolei nie interesował się żadnym z nich, w najlepsze drzemiąc sobie na sianie.

- Jutro ruszam dalej - poinformowała go demonica uśmiechając się przy tym nawet wesoło. - Zostajesz tutaj?

Iluzjonista pokręcił głową.
- Nie, to miejsce jest tylko przejazdowe. Nie zostaję w jednym miejscu na dłużej. Jeszcze by mnie miejscowe kobiety za bardzo rozpuściły - wzruszył ramionami kończąc półżartem.

Amarie przewróciła oczami i prychnęła.
- Jeszcze uwierzę, że by ci się to nie spodobało - wyraziła swoją wyjątkowo wyraźnie brzmiącą wątpliwość co do owej wiary. - Dokąd teraz?

Po owym pytaniu nastąpiła zmiana pozycji. Pająk bez wątpienia powinien podziękować mężczyźnie bowiem zapowiadało się na to, że tym razem dane mu będzie dokończyć w spokoju swoją pracę. Demonica usiadła, zapewne by mieć lepszy widok na rozmówcę. Ogon wyglądał ciekawie zza jej ramion, lawirując pomiędzy prawym i lewym.
Zaśmiał się cicho i wzruszył ramionami.

- W zasadzie... Gdziekolwiek. Może do jakiegoś większego miasta. Może zarobię trochę i ponownie przez jakiś czas będę miał spokój? - zapytał nie oczekując odpowiedzi.
- A ty dokąd zmierzasz?

- Przed siebie - odpowiedziała, ozdabiając słowa wzruszeniem ramion. - Kolejna karczma, miasto lub wieś. A może żadne z nich? Nie robię planów, one jakoś tak same zwykle się tworzą - dodała, rozkładając dłonie. - Jeżeli jednak to na zarobku ci zależy to Tys powinno być twoim kolejnym celem. Konkurencja jednak będzie znaczna. - Przestrzegła, dzieląc się swoją wiedzą o okolicy i pochylając nieco do przodu. - No, chyba że chcesz poszukać Luksa - dodała konspiracyjnym szeptem.

- A coś więcej? - zapytał spoglądając na demonicę.

Ponownie wzruszyła ramionami, prostując się.
- Nic więcej - oświadczyła, przechylając nieco głowę. Ogon przesunął się na bok i otoczywszy jej talię wsunął w dłoń dziewczyny. - Planuję go odnaleźć. Tylko… - Jej wzrok wbił się w Tariela z nowym błyskiem wyrażającym czujność. - Wiesz… To nie do końca bezpieczna zabawa.

- Po co ci on? - zapytał krótko ze ściągniętymi brwiami.

- Musi być jakiś powód? - Wydawała się zdziwiona tym pytaniem. - Może lubię wyzwania? Może jestem ciekawa demona, który jest nieuchwytny? Ty nie jesteś?

- Zazwyczaj pojawia się powód w działaniach tego typu. Zwykle nie ryzykuje się dla samego zaspokojenia. Ciekawości - dodał szybko.

- Może i jestem, ale dla samej ciekawości? - powiedział z wątpliwością w głosie.

- I przygody - dorzuciła z nową dozą entuzjazmu. - Ale to tylko taki pomysł na przy okazji. Ostatnio i tak niewiele o nim słychać. Może się nawet okazać, że już go ktoś dopadł, chociaż pewnie by o tym głośno było.

Zamyśliła się na chwilę, jednak dość szybko zbyła owe myśli pokręceniem głową.
- Niedługo zacznie tu być trochę tłoczno - ostrzegła. - I głośno. Pora się ewakuować na górę - wskazała na belki sufitowe.

Tariel spojrzał na demonicę nieco zdezorientowany zmianą tematu.
- Myślałem, że będziemy tu mieli spokój do rana. Za mną nikt nie szedł.

- Nie za tobą tu przyjdą - roześmiała się wesoło. - Za mną też raczej nie - tu nie było aż tyle pewności. - Przyjdą jednak jak co noc by się zabawić. Szczególnie teraz gdy taki tłok.

Co mówiąc wstała i przeciągnęła się, a następnie zabrała za zwijanie koca. Gdy czynność ta została zakończona, szturchnięciem obudziła Aki’ego, który szczególnie zachwycony tym sposobem pobudki nie był.

- No rusz się i zaczep linę - nakazała, sięgając do torby i wyjmując z niej wspomniany przedmiot, zakończony kotwiczką. Zwierzak niechętnie ruszył by spełnić jej życzenie.

- Potrafisz się wspinać? - Amarie ponownie skierowała swoją uwagę na Tariela.

- Poradzę sobie - odparł chwytając linę.
Nie był jednak taki przekonany czy rzeczywiście pójdzie tak łatwo. Owinął nogę liną i zaczął kawałek po kawałku piąć się w górę. W końcu złapał się belki, a po chwili siedział już na poziomie Amarie.
Nie było tak ciężko jak się obawiał, lecz lekko też za szczególnie nie było. Oparł się o pionową podporę.

- Zawsze można się do nich przyłączyć - zaproponował z poważną miną.
W spojrzeniu, którym go obrzuciła była głównie niechęć, podbita delikatnie zaskoczeniem.

- Masz dość dziwne pomysły jak na elfa - stwierdziła, zabierając się przy tym do montowania haków w pionowych belkach. Najwyraźniej torba, która zdawała się być jedynym bagażem dziewczyny musiała być w magiczny sposób przysposobiona do przenoszenia większej ilości rzeczy bowiem po chwili do haków dołączył szeroki hamak. Tu z kolei pojawił się problem.

- Mam tylko jeden - rzuciła tonem usprawiedliwienia i lekkiej konsternacji. Zupełnie jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że brakuje jej dodatkowego posłania dla towarzysza. - Zmieścimy się. - Zdecydowała, zanim zdążył zasugerować inne wyjście. Co oznajmiwszy zaczęła wspomniany hamak rozwieszać, sprawnie utrzymując się na belce, zupełnie jakby od podłogi nie dzieliła jej znaczna wysokość.

Początkowo roześmiał się pod nosem, jak zobaczył minę demonicy jednoznacznie zdradzając, zamiar żartu.
Jednak słysząc rozwiązanie dla jednego miejsca do snu śmiech urwał się jak cięty nożem. Spojrzał z zaskoczeniem na demonicę.

- To nie jest najlepszy pomysł - pokręcił głową.
Może jego skrzydeł i rogów nie było widać, ale to nie znaczy, iż nie istniały.

- Dlaczego? - Zapytała zdziwiona, przystając w połowie drogi do drugiego haka. - Zwykle zostaje mi dużo miejsca więc nie powinno być problemu. No i wytrzymać dodatkowy ciężar też raczej wytrzyma - przy tych słowach obrzuciła trzymany materiał spojrzeniem, które jasno mówiło, że lepiej by było gdyby nie zawiódł jej oczekiwań.

- Zwykle się nie wiercę i nie chrapię - poinformowała, wykazując kolejne powody, dla których, przynajmniej wedle niej, obiekcje Tariela nie miały podstaw.

- Ale ja miewam niespokojny sen - podchwycił natychmiast Tariel.
- Nie chciałbym cię zrzucić na głowy zabawiających się ludzi. Poza tym Aki nie byłby zadowolony - uśmiechnął się słabo.

- Tym bardziej więc powinieneś spać przy mnie - stwierdziła na jego pierwszą próbę. - Aki śpi na belce - zdruzgotała drugą. - Przestań wymyślać problemy gdzie ich nie ma. Przecież nie gryzę - pokręciła głową w wyraźnym potępieniu dla jego pomysłów. - Nie rozumiem dlaczego szukasz wymówek.

Iluzjonista przez dłuższą chwilę patrzył na demonicę rozważając pozycje, w jakiej będzie mógł spać obok niej, by nie położyć na niej skrzydła, nie trącić rogiem i ewentualnie nie wylądować na niej. Choć to ostatnie nie było obowiązkowe.
Westchnął finalnie, jakby decydował się na wielkie poświęcenie.
- Niech będzie.

Odpowiedziało mu prychnięcie. Amarie wyraźnie nie doceniła owego poświęcenia, a wręcz sprawiała wrażenie, jakby ją nieco ubodło. Bez słowa zawiesiła drugi koniec hamaka, starając się ominąć swego niechętnego towarzysza. Pod nosem zaś wyrzucała dość nieprzystojne młodej damie określenia opisujące barwnie upartych mężczyzn, którzy nie doceniają troski jakiej się im okazuje. Słowa płynęły w demonim i być może z tego to powodu były one dość ostre. O tak, Amarie bez wątpienia była zła na Tariela. Nie przeszkodziło jej to jednak w skrzętnym przygotowaniu ich legowiska. Nawet znalazł się dodatkowy koc, który miał służyć za poduszkę. Demonica zawiesiła torbę przy jednym z haków, co by nie spadła przypadkiem na podłogę, i zabrała się za pozbawianie się tych warstw odzienia, które nie były absolutnie konieczne by zachować jakiekolwiek pozory przyzwoitości. Aki w międzyczasie usadowił się w najlepsze na poprzecznej belce i przyglądał wszystkiemu z góry.

Uśmiechnął się z rozbawieniem maskując je iluzją. Poszedł w ślady Akiego również uważnie przyglądając się Amarie, lecz z nieco innego poziomu. Nie poruszył się.
Demonica zaś, gdy już zbędne fragmenty odzienia wylądowały bezpiecznie w torbie, przeciągnęła się wyginając ciało i cicho westchnęła. Jej wzrok powędrował w stronę mężczyzny.

- Będziesz spał w ubraniu? - Zapytała, wyraźnie owym faktem zaskoczona i bynajmniej nie speszona jego spojrzeniem. - Rozumiem, że wy, elfy macie dziwne pojęcie o przyzwoitości ale to już chyba przesada, nie sądzisz?

Wzruszył ramionami nie chcąc wyprowadzać jej z błędu. Ani przyznawać, że przyglądanie się jej stanowiło całkiem przyjemny widok.
Zdjął górną część odzienia, które ułożył na belce, a następnie to samo uczynił ze spodniami oraz butami. Kiedy został w samej bieliźnie dołączył do Amarie.
Dziewczyna w międzyczasie zdążyła ułożyć się wygodnie w hamaku, który bez wątpienia był nieco większy niż rozmiary jej drobnego ciała. Gdy Tariel zajął miejsce u jej boku, skorzystała z ogona by przyciągnąć koc i przykryć oboje. Następnie, wciąż korzystając z ogona, wprawiła ich “łóżko” w ruch. Dopiero wtedy obróciła się do niego tyłem i umościła wygodnie.

- Widzisz, ne jest tak tragicznie - zwróciła mu uwagę.

- Mhm - potwierdził leżąc na boku zwrócony przodem do pleców demonicy.

- Ale jednak czegoś tu brakuje - spojrzał na bezwyrazowy sufit. Po chwili patrzył już na rozgwieżdżone niebo przesłaniane gdzieniegdzie przez liście drzew.
Amarie, mimo iż wyraźnie powiedziała iż zwykle się nie wierci, tym razem musiała zapomnieć o tym drobnym fakcie, bowiem po raz kolejny zmieniła pozycję. Tym razem wylądowała na plecach, pobudzając przy tym hamak do nieco mocniejszego kołysania.

- Zdecydowanie lepiej - pochwaliła, unosząc rękę jakby chciała pochwycić jedną z gwiazd. - Czy tak wygląda niebo tam, skąd pochodzisz? Z elfiego królestwa? Zawsze chciałam je odwiedzić, jednak demony, nawet takie jak ja, nie są tam mile widziane. Słyszałam jednak opowieści o cudach, które kryją lasy Nemerii.

Do jej głosu wkradły się rozmarzone nuty. Cofnęła dłoń z cichym westchnieniem zawodu, a następnie odwróciła głowę w jego stronę.
- Może mógłbyś mnie tam zabrać? - Zapytała z nadzieją w głosie i spojrzeniu. - Na chwilę chociaż?

Tariel spojrzał na nią nie spodziewając się, że taki będzie efekt jego drobnej zachcianki.
- Mógłbym. I żaden elf nie spojrzy na ciebie krzywo, bo nawet się nie domyślą, że jesteś demonem. Iluzja bywa przydatna - powiedział, zaś z nieba zleciała pojedyncza gwiazdka, by zacząć latać koło Amarie. Dla odwrócenia uwagi od elfów i ich świata, którego nigdy w życiu nie widział.

- Co to znaczy, że demony takie jak ty? Jakie? - zmienił temat.

- Pozbawione skrzydeł - wyjaśniła, nieco niechętnie, jakby ów brak dawał się jej we znaki i nie chciała się zbytnio zagłębiać w ów temat. - Sługi, niskie demony. Nie żeby wysokie były mile widziane ale z zasady uważa się, że my jesteśmy przewrotniejszymi tworami, bardziej skłonnymi ulec złu i... takie tam.

Wzruszyła ramionami i przeniosła uwagę na wyczarowaną gwiazdę.
- Zawsze chciałam sięgnąć gwiazd - wyznała ze śmiechem, porzucając wcześniejszy, niekoniecznie radosny nastrój.

- Jak ktoś tu przyjdzie, to będę musiał zdjąć iluzję - uprzedził nie podejmując tematu, zaś z nieba zleciało jeszcze kilka gwiazdek pozostawiając po sobie pustkę na czarnym niebie.

Drobne obiekty kręciły się ciekawsko przy Amarie.
- Rozumiem - odpowiedziała, wyciągając obie dłonie w górę próbując złapać to, czego tam nie było. - Aczkolwiek wątpię by ten drobny element wystroju został zauważony. Ci, którzy tu przychodzą nie są zainteresowani widokami w górze.
I jakby jej słowa były magnesem zdolnym przywołać wspomnianych gości, rozległo się skrzypienie wrót stajni. Demonica odruchowo przylgnęła do Tariela, jednak nie wydawała się być owego ruchu świadoma. Jej uwaga była wyraźnie skupiona na słuchaniu odgłosów z dołu. Gdy rozległ się dźwięk skrzypiących stopni drabinki, zmarszczyła brwi i tym razem bardziej świadomie przycisnęła się do niego. Z jej ust wydobył się zaniepokojony szept.
- Brakuje śmiechów.

Zamarł czując na sobie jej skórę. Z dwóch powodów. O ile pierwszy był dość jasny, o tyle drugi skupiał się na zaistniałej obawie wykrycia jego tożsamości. Nieruchomo patrzył na drewno sufitu, a kiedy usłyszał szept Amarie natychmiast przytknął palec do swoich ust i rozciągnął iluzję niewidzialności ze skrzydeł i rogów na cały hamak.
Demonica skinęła głową, bardziej skupiając się na nasłuchiwaniu niż swoim towarzystwie. Na dole zaś rozległo się stłumione skrzypniecie deski i takież samo, karcące przekleństwo. Ktoś wyraźnie nie chciał być ani dostrzeżony, ani też usłyszany. Kroki, mimo iż ledwie słyszalne, to jednak bez wątpienia zbliżały się w stronę końca strychu. Gdy zaś dotarły do niego dało się słyszeć kolejne przekleństwo, tym razem głośniejsze.

- Gdzie oni się podziali? - Padło gniewne pytanie, któremu towarzyszył dźwięk ostrza zagłębiającego się w siano.

- Skąd wiesz, że ten typek jej towarzyszy. Może to przypadkowy obcy - Głos, który wypowiedział te słowa brzmiał nieco chrapliwie, jakby gardło, z którego się wydobył, miało za sobą długie lata ostrego zalewania trunkiem.

- Przypadkowemu by pozwoliła włączyć się do występu? Jaja se robisz? - Pierwszy głos wyraził swoją opinie o trafności gdybań towarzysza.

- Stulcie pyski i szukajcie - trzeci głos był już nieco inny. Poważniejszy i zdecydowanie podszyty autorytetem.

Amarie słysząc go drgnęła i odsunęła się od Tariela, wychylając gwałtownie głowę poza brzeg hamaka. Blask księżyca, który wpadał przez okno, które razem stworzyli, pozwalał na dostrzeżenie twarzy nocnych gości. Dwoje z nich bez wątpienia Tariel miał okazję dostrzec w karczmie. Należeli oni do owych “zazdrosnych kochanków”, których wzrok wyłapał po występie.
Demon powoli i po cichu przekręcił się na brzuch spoglądając na dół. Nie musiał nic robić, tylko przyglądał się poczynaniom trójki na dole. Przynajmniej dwóch innych musiało stać przy drzwiach.
Rozmowa na dole przybrała z kolei nieco żywszego obrotu.

- Gdzie mamy szukać? Ich tu nie ma - odpowiedział pierwszy głos, który należał do postawnego człowieka, z do połowy wygoloną głową i zaplecionym warkoczem spływającym mu na plecy.

- No właśnie. Sam się przyjrzyj. Jakby tu byli to byśmy ich już zdybali - poparł kompana drugi, krótkowłosy mężczyzna, wyraźnie wykazujący pewne podobieństwo do elfa, jednak z całą pewnością nie będącego pełnej krwi.

- Dostaliśmy rozkaz żeby sprowadzić małą. Wiecie co się dzieje z tymi, którzy nie spełniają jego wymagań. - Opanowany głos należał do demona.


- No ale kurwa, przecież jej z niczego nie stworzymy - prychnął ten z warkoczykiem. - Musiała cię wypatrzyć i zwiała, nie widzę innego powodu dla którego miałaby ruszać stąd dupę przed świtem.

Na twarzy demona pojawił się nieprzyjemny grymas.
- Przeszukajcie dokładnie strych i stajnię - rzucił, odwracając się i ruszając w kierunku drabinki.

- Pierdolę tą robotę - rzucił niby elf, wpychając miecz w siano, jakby było ono winne sytuacji, w której się znalazł.

- Zamknij mordę i szukaj - odparł jego towarzysz, z zapałem zabierając się za tą samą czynność co jego kompan.

Demonica jeszcze chwilę przyglądała się ich poczynaniom, po czym odsunęła się, siadając w hamaku. Ruch ten wywołał ciche skrzypienie, jednak biorąc pod uwagę hałas jaki robili mężczyźni na dole, nie było co się obawiać, że ów dodatkowy dźwięk zwróci ich uwagę.
Tariel spojrzał na nią i pokręcił głową. Ponownie przytknął palec do ust, choć nie wydawał się być szczególnie przejętym tym, co się działo.
Na dole, przy drzwiach prowadzących do stajni, dały się słyszeć podniesione głosy i odgłosy szamotaniny.

- Co oni tam wyprawiają - skrzywił się ten z warkoczem, przerywając rozdrabnianie siana.

- Tobie się wydaje, że mnie to obchodzi? - Odparł drugi, także przerywając swoje zajęcie. - Może jakiejś parce się zachciało. Idź sprawdź jak musisz.

- Obaj idziemy - zadecydował jego kompan, nie chowając miecza i ruszając w stronę drabinki. - Co za parszywe zadanie…

Drugi jedynie skinął głową podążając w ślady człowieka. Nim jednak zszedł rzucił krótkie, szybkie spojrzenie w stronę sufitu. Jego uśmieszek daleki był od przyjaznych.
Iluzjonista uśmiechnął się równie paskudnie. Postanowił zabawić się nieco ich kosztem. Iluzja biegunki nie była szczególnie skomplikowana. Zaczynało się od odgłosu i uczucia bulgotania w brzuchu. Potem wyjątkowo smrodliwe gazy. Ostatecznie dochodziło wyjątkowo silne parcie na wypróżnienie i wtedy objawy na chwilę ustępują.
Być może czar zadziałał, a może coś innego wpłynęło na to, że zamieszanie przy wrotach zamarło. Po chwili dały się słyszeć przekleństwa i poganianie. Dźwięki te na dobre rozbudziły Aki’ego, który sfrunął ze swojego miejsca wprost w objęcia Amarie, która wtuliła w stworka twarz, obejmując go rękami. Demonica w milczeniu czekała, aż nastanie cisza, przypieczętowana trzaskiem zamykanych wrót.

- Chyba… - Zaczęła, jednak rozmyśliła się najwyraźniej co do słów które chciała użyć, bo zamilkła. - Chyba sobie już poszli - stwierdziła w końcu.

- Czysta ciekawość i chęć przygody - mruknął złośliwie pod nosem Tariel zdejmując z nich iluzję niewidzialności. Obrócił się ponownie w jej stronę.
Ona z kolei zdawała się być niezwykle skupiona na głaskaniu ogona Aki’ego, który owijał się wokół jej dłoni za każdym razem gdy przesuwała po nim palcami. Jej wzrok był utkwiony w małych różkach stworzenia, zupełnie jakby widziała tam coś niezwykle interesującego.

- Pewnie powinnam się stąd wynieść zanim wrócą - stwierdziła cicho, mrucząc bardziej pod nosem niż faktycznie mówiąc.

- Przede wszystkim całkiem nieźle byłoby wiedzieć, że ktoś zacznie na mnie polować - mruknął ze ściągniętymi brwiami.

- Nie zacznie - zaprzeczyła podnosząc na niego wzrok, w którym wyraźnie malowała się skrucha. - Nie gniewaj się, nie pomyślałam o tym przed występem.
Wstała, odkładając ostrożnie Aki’ego, który zaprotestował cichym skrzekiem i przerzuciła nogę poza brzeg hamaka, stawiając ją pewnie na belce.

- Spróbuj po prostu przez kolejny dzień lub dwa unikać karczm. Tam najpewniej będą szukać.

- Gdzie chcesz iść? - zapytał.

- Tu już szukali i nie znaleźli, więc raczej szybko nie przyjdą - dodał nie zmianiając pozycji, zaś na suficie ponownie pojawiły się gwiazdy.

Amarie przeniosła wzrok na sufit, a na jej usta powrócił uśmiech.
- Lubię twoje iluzje - stwierdziła, powracając spojrzeniem na Tariela. - Nie wiem gdzie. Może na jakiś czas zaszyję się w lasach, a może ruszę od razu w góry, a może po prostu jak zwykle, przed siebie? I wiem, że tu już szukali, jednak w końcu wrócą. Nie chcę tu wtedy być.

- Mówiłaś przecież, że chcesz poszukać Luksa. Zmieniłaś zdanie? - zapytał przyglądając się jej.

Pokręciła głową.
- Oczywiście, że nie - stwierdziła, stawiając drugą stopę na belce. - Chcę i kto wie, może nawet znajdę - dodała, zwinnie przechodząc do torby. Jej ogon leniwie sunął za nią, gdy jednak stanęła na palcach by sięgnąć paska i zdjąć go z haka, owinął się wokół zwężenia materiału hamaka, by zapewnić jej stabilną pozycję.

- Nie chcę cię jednak narażać, skoro sam nie masz ochoty na takie poszukiwania. No i - dodała, odwracając się w jego stronę - wciąż nie do końca ci ufam.
Również zszedł z hamaka i zaczął się ubierać. Wyglądało na to, iż niewiele pozostało z jego dzisiejszego snu.
Westchnął cicho, zmieniając iluzję.


Zamachał skrzydłami, które pojawiły się na jego plecach. Przynajmniej tego nie musiał już udawać.

- Co ty… - Zaczęła, jednak reszta słów ulotniła się gdzieś wraz z pojawiającymi się skrzydłami. Amarie cofnęła się gwałtownie, tracąc przy tym równowagę. Na szczęście ogon wciąż tkwił owinięty wokół materiału hamaka. By jednak nie zlecieć musiała wypuścić torbę, która z hukiem uderzyła o podłogę pod nimi. Dłonie demonicy przywarły do pionowej belki, do której wkręcone zostały haki. Ostre szpony, w które przerodziły się jej paznokcie, zostawiły wyraźne ślady na drzewie i bynajmniej nie zniknęły gdy ponownie skupiła spojrzenie na Tarielu.

- Kim jesteś? - W pytaniu tym był zarówno strach jak i wyrzut. Nie brakło także nutki ciekawości, jednak ta była ledwie dosłyszalna, niemal całkiem zdominowana przez obawę.

Demon w anielskiej wersji wyraźnie podziwiał własne skrzydła. Popatrzył na Amarie i jej szpony.
- Teraz będą wiedzieli, ze tu byłaś - wskazał podbródkiem na ślady na belce.
- Jestem iluzjonistą - odparł spokojnie.

- I tak to wiedzieli - odparła. - Chcesz mi zatem powiedzieć, że nie są prawdziwe? Że to tylko sztuczka? - W jej głosie brzmiał zarówno zawód połączony z lekką nutką ulgi. - Ja… - Spojrzała na własne dłonie. - Wystraszyłeś mnie. - Rzuciła tonem wyjaśnienia, chowając szpony, które gładko przeobraziły się z powrotem w normalnych rozmiarów paznokcie.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 12-04-2016 o 00:57.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 12-04-2016, 01:18   #5
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Rzadko pokazuje się ludziom w mojej prawdziwej... formie. To wygodne. Szukają jasnowłosego elfa? Niech sobie szukają - wzruszył ramionami, a następnie zbadał rekami własną twarz i włosy. Następnie zamachał skrzydłami wywołując lekki podmuch.

Dziewczyna schowała twarz, a gdy podmuch ustał odwróciła ją z powrotem, odgarniając włosy z twarzy. Najwyraźniej doszła już do siebie po tej niespodziance. Co prawda obawa wciąż tliła się w jej spojrzeniu, jednak postąpiła nieco bliżej, wyciągając dłoń w jego stronę.

- Mogę ich dotknąć? - Zapytała, przygryzając wargę i odczepiając ogon, który zaczął miarowo przesuwać się z jednej strony belki na której stała, na drugą.
Nie był zachwycony jej pomysłem. Musiałby wtedy nałożyć jeszcze iluzje dotyku piór. W końcu jednak pokiwał niepewnie głowa i okrył klatkę piersiowa lewym skrzydłem, by ułatwić Amarie zadanie.
W nagrodę otrzymał jej radosny uśmiech. Resztki obawy znikły, zastąpione zachwytem, a następnie konsternacją gdy jej palce musnęły pióra. Także druga dłoń spoczęła obok pierwszej, uważnie badając zjawisko, które miała przed sobą.

- To nie są anielskie skrzydła - stwierdziła, biorąc uprzednio głęboki wdech. Ogon zaczął jej drgać nerwowo. - Nie będę dopytywać, tylko… - Przeniosła spojrzenie ze skrzydła na jego twarz. - Tylko powiedz, że nie jesteś z tamtymi.

Pokręcił głowa.
- Nie jestem z nimi. Jeżdżę po świecie i prezentuję iluzję sceniczną, o ile mi się zachce. Czasem przy braku pieniędzy... - wyciągnął pełny mieszek, który nagle zniknął.

- ... nieco naciągam prawdę, ale zawsze tylko na tyle, żeby coś zjeść i się napić - wyjaśnił.

Skinęła głową, nieco się rozluźniając.
- To niemal tak jak ja - stwierdziła w miarę pogodnie. - Może poza tą ostatnią częścią.

Powróciła do dokładnego badania skrzydła, delikatnie przesuwając po nim placami. Wyraźnie ów dotyk się jej spodobał. Wyraźnie także chciała zadać nieco więcej pytań, jednak musiała przygryźć język, bowiem żadne nie padło.
- Aki, przynieś torbę - nakazała zwierzakowi, przechylając się nieco by spojrzeć na niego, korzystając przy tym z podpory jaką był Tariel.

- Słucham - powiedział przestając się trudzić z nakładaniem iluzji piór pod palcami demonicy.

- Chcesz o coś zapytać - stwierdził fakt.

- To może poczekać, naprawdę. Poza tym obiecałam, że nie będę dociekać - odparła, ponownie przenosząc na niego wzrok. - Dziękuję, że mi je pokazałeś. Są piękne - dodała, niechętnie cofając dłonie i zakładając je za plecy.

- Wiele osób by się z tobą nie zgodziło - odparł bez wahania.

- W takim razie czas na nas. Wyjdziemy przez okno. Tak na wypadek, gdyby sobie jednak nie poszli, ale nas nie słyszeli.

Skinęła głową, odbierając od Aki’ego swoją torbę i dziękując zwierzakowi całusem w czubek głowy.
Ubranie się nie zajęło jej wiele czasu bo i niewiele tego do ubierania miała. Także zwinięcie niepotrzebnego już hamaku nie zajęło jej długo, nawet biorąc pod uwagę wykręcenie haków. Torba pomieściła zarówno jedno jak i drugie, nie zmieniając zbytnio swego wyglądu.

- Nie potrzebujesz już liny, prawda? - Zapytała kontrolnie, przerzucając pasek torby przez ramię.

- Nie - odparł spokojnie, spoglądając na demonicę. Nie ruszył się przyglądając jej.

- Jak będziesz gotowa, to powiedz.

- Gotowa - skinęła głową, rozglądając się jeszcze dookoła by upewnić się czy niczego nie zapomniała. Aki podfrunął i ulokował się na jej ramieniu, ogonem oplatając szyję demonicy. Amarie najwyraźniej była przyzwyczajona do tego sposobu podróżowania stworzenia bowiem nie powiedziała słowa. Zamiast tego skupiła wzrok na sianie pod nimi, wyraźnie wybierając miejsce, w którym chciała wylądować. Bo to, że przymierzała się do skoku widać było gołym okiem.

- Chodź - wyciągnął do niej ręce.

- Hmm? - mruknęła, przenosząc zdziwione spojrzenie na niego. Chwilkę zajęło jej zrozumienie propozycji demona i zaowocowało wyraźnym szokiem. - Chcesz żebym… - Wzrok skupił się na skrzydłach, a mina zdradziła niepewność jak i pewną tęsknotę, która zalśniła w oczach Amarie. Zachęcające pisknięcie Aki’ego wyrwało ją z tego stanu, a na ustach pojawił się radosny uśmiech. Bez dalszego zwlekania podeszła do demona i ostrożnie się do niego przytuliła.

- Tylko mnie nie wypuść - mruknęła.

- Może tym razem się uda - zażartował obejmując Amarie i uderzył skrzydłami wznosząc się w powietrze. Kolejny raz otulił ich iluzją niewidzialności, po czym wylądował przy oknie, na które wspiął się i wyskoczył kolejny raz wzbijając się w powietrze. Wylądował na wypatrzonej leśnej polanie.

Amarie pisnęła cicho przy pierwszym wzniesieniu się, mocniej przywierając do demona. Tariel mógł poczuć jak ogon dziewczyny owija się wokół jego pasa, dodatkowo zabezpieczając ją przed ewentualnym upadkiem. Aki z kolei wydawał się być zachwyconym, a przynajmniej sądzić tak można było po wesołych chrząknięciach, które wydostały się z jego paszczy.


Polana, na której wylądowali skąpana była w blasku księżyca, którego niemal pełna tarcza lśniła na bezchmurnym niebie. Miejscu temu bez wątpienia brakowało urokliwego strumienia, jednak poza tym miało wszystko to, co zwykle mile było widziane w takich właśnie, odosobnionych miejscach. Było gdzie rozbić namiot, było na czym usiąść, a przede wszystkim było na tyle daleko od traktu by móc przypuszczać iż odpoczynek nie zostanie przerwany.
Aki od razu skorzystał z okazji by wzlecieć i ulokować się na niskim konarze starego drzewa, które pyszniło się na samym środku polany. Amarie była nieco mniej chętna by opuszczać ramiona demona. Przyspieszony oddech zdradzał efekty tej krótkiej podróży, które sądząc po radosnym błysku w oczach, gdy uniosła twarz by spojrzeć na Tariela, oraz w pełnym uśmiechu w jaki układały się jej usta, bez wątpienia nie należały do nieprzyjemnych.

- Podobało się? - zapytał niepotrzebnie, spoglądając na swoją towarzyszkę w bezruchu.

Skinęła głową potwierdzając oczywisty fakt.
- Było wspaniale - stwierdziła z entuzjazmem, uwalniając go z uścisku ogona, który leniwie zsunął się by zająć swoją pozycję za plecami demonicy.

- Przynajmniej tutaj można będzie odpocząć. Ładne widoki bez iluzji, mało ludzi, żadnych przeszkadzających ludzi i demonów - rozejrzał się.

- To chyba dobre miejsce, by zostać. Przynajmniej na tą noc.
Na wspomnienie o demonie radosna mina nieco przygasła. Dziewczyna cofnęła się nieco, zwiększając dzielący ich dystans.

- Mam ze sobą namiot - poinformowała go, przenosząc dłoń na pasek torby. - Możemy też rozpalić małe ognisko.

Tariel westchnął lekko, szybko pozbywając się zdziwionej miny wywołanej własną reakcją.
- Możemy - odparł również spoglądając na jej torbę. Poruszył lekko skrzydłami.
- Masz sporo rzeczy w tej torbie.

Uśmiechnęła się, na powrót pogodnie.
- Kosztowała majątek - wyjaśniła, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu. - Jednak się opłacało. Wpleciono w nie wyższe zaklęcie pojemności i parę dodatkowych działających głównie na wagę i rozmiary pakowanych przedmiotów. Nie wyobrażam sobie podróżowania bez niej.

Zakończywszy owe wyjaśnianie odwróciła się w stronę drzewa i konaru, na którym Aki wyraźnie szykował się do spania.
- Drewno - zwróciła się do stworzenia, nadając głosowi stanowcze brzmienie. - Leniwiec… Pozbieraj drewna.

Zwierzak bynajmniej na szczęśliwego nie wyglądał, jednak niechętnie bo niechętnie, machnął skrzydłami by wznieść się w powietrze i skierować w stronę linii drzew, za którą zaraz też zniknął. Amarie w międzyczasie wsunęła dłoń do torby i zaczęła w niej grzebać z miną wyrażającą pełne skupienie.
- Gdzieś tutaj… Noe przecież go pakowałam - mruczała pod nosem, marszcząc brwi. - Jest!

To czego szukała okazało się wspomnianym namiotem, którego materiał niemal tak samo niechętnie jak Aki chwilę wcześniej, zaczął opuszczać otchłań torby demonicy. Szybko także stało się jasne iż jest to namiot zdecydowanie jednoosobowy.

Tariel przyjrzał się torbie uważnie i w milczeniu. W istocie musiała kosztować małą fortunę. Kojarzył pewnego starszego jegomościa ze śnieżnych krain, który miał podobny przedmiot, lecz bodajże w jego wypadku był to worek. Nie komentował rozmiarów namiotu.
- Jak Aki przyniesie drewno, to możemy zająć się ogniem. Chyba, że wolisz zrobić to w tradycyjny sposób.

Amarie, która od razu zajęła się rozkładaniem namiotu, które to zajęcie szło jej dość sprawnie, zdradzając pewną wprawę w owej czynności, przerwała na chwilę by spojrzeć na demona.
- Zobaczysz - odpowiedziała tajemniczo, z równie tajemniczym uśmieszkiem na twarzy. - Nie masz ze sobą żadnego bagażu? - Zdziwiła się, jednak nie czekając na odpowiedź powróciła do przerwanego zajęcia.

- A co więcej jest mi potrzebne prócz moich umiejętności? - odpowiedział pytaniem na pytanie przechadzając się po miejscu, w którym się znaleźli.

- O jedzenie martwić się nie muszę, o schronienie właściwie też, z dzikimi zwierzętami też potrafię sobie poradzić... Tylko tym razem warunki są... Nietypowe - dokończył.

Nie odpowiedziała, całą uwagę zdając się poświęcać swojej pracy. Polana nie była duża, a po bliższym zapoznaniu się z jej terenem Tariel zdołał odnaleźć dość wyraźną ścieżkę prowadzącą w głąb lasu, zapewne wydeptaną przez jakieś zwierze. Tropicielem nie był, więc rozpoznać dokładnie z czyimi śladami miał do czynienia, nie mógł. Domyślenie się tego gdzie ów szlak prowadzi nie wymagało jednak bycia specjalnie uzdolnionym w sztuce odkrywania sekretów leśnego życia. Bez wątpienia gdzieś w pobliżu znajdować się musiał ów strumień, którego do perfekcji brakowało polanie.

- Tak to już jest gdy się zadaje z nieznajomymi - odpowiedziała w końcu demonica, przyglądając się z zadowoleniem swojemu dziełu. - Mam jeszcze trochę owoców, szynkę i ser gdybyś zgłodniał - zaoferowała, rozkładając koc przy wystającym konarze, który w sam raz nadawał się na to by oprzeć o niego plecy i rozkoszować się nocnymi widokami.

- A tam jest strumień - wskazał głową.
- Gdyby zachciało ci się pić - dodał i podszedł siadając na rogu koca. Przez chwilę zastanawiał się nad iluzją, którą mógłby nałożyć na rzeczywistość, ale szybko się rozmyślił. To nie miało sensu. Poprzestał zatem na zabawach iluzją świetlistego pyłu opadającego z dłoni i układającego się we wzory w powietrzu zgodnie z ruchami dłoni.

- Strumień powiadasz - mruknęła po chwili, którą zajęło jej oglądaniem jego zabawy z lśniącym pyłem. Nagle klasnęła w dłonie, wyraźnie wpadając na jakiś, najwyraźniej wspaniały pomysł.

- Od picia jest wino - stwierdziła wesoło, ponownie zabierając się za przeszukiwanie zawartości torby. - Strumienie są od kąpieli - oświadczyła, wyciągając coś, co bez wątpienia wyglądało na ręcznik. - Idziesz?

Demon zastanawiał się tylko przez chwilę.
- Idę - skinął głową z lekkim uśmiechem ukradkiem zaglądając z góry w dekolt Amarie. Wyciągnął do niej rękę.
Którą podała mu bez wahania. Kolejna okazja do lotu wyraźnie demonicy odpowiadała, toteż bez chwili zwłoki przysunęła się do Tariela i objęła go w pasie. Ogon wylądował tam gdzie poprzednio, aczkolwiek tym razem jego uścisk był nieco lżejszy. Widać Amarie ufała mu w sprawie swego bezpieczeństwa nieco bardziej niż przy pierwszym wspólnym wzbiciu się w powietrze.

Szukanie strumienia z lotu ptaka, czy też jak w tym wypadku demona, nie zajęło dużo czasu. Niezbyt szeroka wstęga wody znajdowała się dość blisko samej polany, rozlewając nieco dalej w coś, co od biedy można było nazwać jeziorkiem. Królujący na niebo księżyc sprawiał, że było widno niemal jak za dnia, a tafla wody lśniła niczym żywe srebro.


Sfrunął na ziemię tuż przy strumieniu i tam postawił Amarie. Nie narzekał na okazje do objęcia jej takie, jak w przypadku lotu.
Nie bardzo wiedział jednak co ma zrobić w obecnej chwili. Przyglądać się jak będzie się kąpała czy stworzyć jej iluzję osłaniającą newralgiczne części jej ciała? Postanowił poczekać na to co zrobi.

Czekać zaś nie musiał długo bowiem Amarie bez wątpienia miała na ową kąpiel ochotę. Korzystając z kamieni, które bogowie usłużnie postawili przy brzegu, rozłożyła ręcznik, a następnie zabrała się za zdejmowanie swojego odzienia. Nie wyglądało na to by obecność Tariela w jakikolwiek sposób jej przeszkadzała czy sprawiała, że zachowanie dziewczyny będzie chociaż trochę skromniejsze niż do tej pory. Kolejne elementy garderoby lądowały obok ręcznika, by w końcu pozostawić jedynie to co natura stworzyła sama. Demonica ostrożnie sprawdziła temperaturę wody, dotykając tafli stopą.

- Trochę chłodna - stwierdziła, spoglądając na swojego towarzysza, w którym to spojrzeniu zaraz odmalowało się wyraźne zdziwienie. - Masz zamiar kąpać się w ubraniu? - zapytała ze śmiechem. - Nie jest tak źle - zachęciła, wchodząc głębiej do strumienia i kierując się ku jego rozlewisku, gdzie woda zdawała się być nieco głębsza.

Nie ruszał się dłuższy czas niż początkowo miał to w zamiarze. Z ogromną przyjemnością podziwiał nagą demonicę wraz z każdym kawałkiem jej ciała. Każdym. Również zdjął ubranie, choć nieco wolniej i podążył w ślad za kobietą. Szybko przeszedł na głębokość sięgającą linii bioder. Postąpił jeszcze kilka kroków do przodu, zaś dno opadło jeszcze trochę sprawiając, iż woda wspięła się w okolice splotu słonecznego. W przypadku Amarie, niestety, zasłaniała ona więcej opierając się na linii piersi. Choć widok nadal był przyjemny.

Demonica przywitała go z uśmiechem, obracając się wokół własnej osi i wyraźnie czerpiąc przyjemność z każdej chwili spędzonej w wodzie. Jej ogon tworzył za jej plecami wesołe fale, które burzyły obraz księżyca przeglądającego się w tafli jeziorka.

- Widzisz… Nie jest tak źle - oświadczyła ze śmiechem, podchodząc bliżej. - Umyć ci plecy? - zapytała, unosząc dłonie i zaplatając włosy wokół rogów.

- Bardzo chętnie - odparł, po czym zanurzył się w całości i wynurzył szybko czując ukłucia chłodu na skórze. Zamachał kilkukrotnie skrzydłami rozpylając krople wszędzie wokół. Odwrócił się do niej tyłem składając je na plecach.

Amarie ze śmiechem zasłoniła się dłońmi przed kroplami, jednak gdy tylko demon odwrócił się do niej plecami, dłonie te wylądowały tuż przy nasadzie skrzydeł. Reszta ciała demonicy także bez wątpienia zmniejszyła odległość jaka dzieliła ją od Tariela, co mógł poczuć chociażby po znacznie bliższych mu kręgach wody, które wzbudzała, jak i wyraźnym cieple bijącym od dziewczyny gdy jej skóra zetknęła się z jego. Dłonie zaś zajmowały się wykonywaniem powolnych, metodycznych ruchów odchodzących od miejsca, w którym po raz pierwszy spoczęły, ku barkom, a następnie powracając, schodziły niżej, do linii wody i nieco dalej by wspiąć się na powrót ku skrzydłom. Amarie nuciła przy tym cicho coś, co sprawiało że woda przestawała być nieprzyjemnie chłodna, mięśnie rozluźniły się, a myśli wypełniły same przyjemne, relaksujące obrazy.

Demon jęknął cicho i przeciągle pod wpływem dotyku ciała i pracy dłoni Amarie. Jego głowa opadła lekko, zaś nogi ugięły się. Całkowicie poddał się jej zabiegom. Bardzo powoli, by przypadkiem jej nie przerwać, rozłożył skrzydła, które oparły się o taflę wody unosząc leniwie.

Nie przerywając nucenia, przeniosła dłonie na skrzydła, także je obdarzając uwagą, każdy ich mięsień i ścięgno, które wprawiały je w ruch, a następnie samą nasadę, tam gdzie tkwiła ich siła. Delikatnie zahaczyła paznokciami wrażliwe miejsce dokładnie pośrodku, budząc kolejne fale przyjemności. Prawa dłoń pozostała by zajmować się nasadą skrzydeł, podczas gdy lewa zawędrowała wysoko, aż do karku i nawet nieco wyżej, wplatając palce we włosy demona i obdarzając dotykiem także skórę głowy. Każdy ruch demonicy nastawiony był bardziej na sprawianie przyjemności niż faktyczne oczyszczenie ciała, które było zaliczane jakby przy okazyjnie, tracąc niemal całkowicie swój priorytet.

Na wszystko jednak przychodziła pora i tak też było z myciem pleców, którym Amarie obdarzyła Tariela. Nucenie osłabło, przechodząc w cichy pomruk, który także w końcu ucichł, przywracając demona do rzeczywistości, która niestety była nieco chłodniejsza. Nie ustał jednak dotyk dłoni demonicy, która skupiła się na gładzeniu błon skrzydeł, oddając się temu zajęciu z widoczną fascynacją.

Skóra i mięśnie z ochotą podawały się magii i palcom. Zadrżał kilkukrotnie, gdy Amarie zajmowała się jego plecami i coraz mocniej czuł, że byłby całkiem zadowolony, gdyby to nie one były obiektem jej zainteresowania. Niemniej nie ruszył się pozwalając sobie wyłącznie na okazjonalne dźwięki świadczące o przyjemności, jakiej doznawał.

Kiedy skończyła rozniecony żar utrzymywał się jeszcze przez pewien czas.
Zastygł w bezruchu. To nie była już ta zmysłowość, którą odczuwał jeszcze przed chwilą, ale i tak nie chciał, by jej dotyk ustał.

- To było wspaniałe - odezwał się rozkładając skrzydła nieco bardziej, by ułatwić jej zadanie.

- One są wspaniałe - odparła cicho, unosząc zachwycone spojrzenie na demona. - Takie silne i delikatne zarazem - na powrót pochyliła się nad skrzydłami, poświęcając im całą uwagę. - Gdzieś tu… - mruczała pod nosem, badając ścięgna i chrząstki stanowiące ramy dla błon. Szukanie to skupiło się na prawym skrzydle, powoli odchodząc ku końcówkom by wreszcie zatrzymać się na rogowej oprawie szczytu. Palce zamarły tuż u jej nasady, na miękkim punkcie, który posłusznie ugiął się pod naporem dotyku posyłając wzdłuż całego skrzydła falę przyjemnego mrowienia, które dotarło do nasady i rozpłynęło się po całym ciele.

Amarie westchnęła zadowolona, zupełnie jakby sama doświadczyła tego samego, a następnie wycofała dłonie i zniknęła pod taflą wody, po to tylko by w chwilkę później wyłonić się przy drugim skrzydle, gdzie powtórzyła cały proces z takim samym skutkiem.

Zadrżał pod wpływem nacisku i odgiął głowę na bok. To samo przydarzyło się drugi raz przy drugim skrzydle, lecz tym razem doszedł to tego cichy pomruk.
- To tylko ja - uprzedził spod na wpół przymkniętych oczu chcąc odwzajemnić się Amarie, ale jednocześnie bardzo nie chciał się ruszać. Bardzo nie chciał przerywać tego, co robiła.

Iluzja mogła pomóc kolejny raz. Najpierw skorzystał z magii zamierzając wywołać iluzję dłoni masującej jej plecy stopniowo dokładając po jednej, by ostatecznie zająć się całą tą partią ciała.

Dziewczyna roześmiała się czując dotyk dłoni, których nie było. Nie przerywała jednak zajmowania się jego skrzydłem, powoli przechodząc z powrotem ku nasadzie, aczkolwiek tym razem podążając wzdłuż grzbietu, tak iż w efekcie zatrzymała się nie za plecami demona, a z boku. Tam też zamarła, opierając czoło o ramię Tariela, wyraźnie czerpiąc przyjemność z dotyku nieistniejących dłoni. Jej własne powróciły do wykonywania delikatnych, leniwych okręgów skupionych na łopatce demona i jego torsie. Nucenie powróciło, aczkolwiek jego brzmienie było nieco inne niż za pierwszym razem. Nuty tworzone przez Amarie były wesołe, radosne i żywe. Nie nazbyt, jednak wystarczająco by pobudzić krew do szybszego krążenia, a powietrze wypełnić zapachem rozgrzanego słońcem kamienia i trawy, który to wyjątkowo nie pasował zarówno do pory jak i miejsca, a jednak w dziwny sposób zdawał się być właściwym w tym momencie i czasie.

Demon uśmiechnął się czując niespieszny napływ emocji. Wreszcie po długim rozleniwieniu poruszył skrzydłami wlokąc po powierzchni strumienia. Do iluzorycznych dłoni dołączył własne miarowo poruszające się okrężnymi ruchami w okolicach barków i łopatek. Kolejne iluzoryczne ręce skupiły się na badaniu jej rogów.

Nucenie umilkło na chwilę, gdy dotyk skupił się na rogach demonicy. Dziewczyna zamarła, wstrzymując oddech. Także jej dłonie wstrzymały się z dalszym sunięciem po ciele Tariela. Głowa uniosła się nieco, na tyle tylko by spojrzenie wyrażające zarówno niepewność jak i zdziwienie, mogło wbić się w jego oczy. Zaraz jednak z jej gardła wydobył się pełen zadowolenia pomruk, gdy magiczne palce znalazły się u nasady rogów. Dźwięk ów narastał i rezonował w ciele demonicy przemieniając się w pierwsze nuty kolejnej melodii, która wniknęła w Tariela dzieląc się z nim odczuwaną przez Amarie przyjemnością. Niepewność i zdziwienie zniknęły z jej oczu zastąpione przez radość, która zdecydowanie bardziej do niej pasowała. Ogon, do tej pory leniwie tworzący kręgi za plecami demonicy przeniósł się w pobliże jej dłoni, która wciąż nieruchomo spoczywała na torsie Tariela. Dotyk był delikatny, nieco podobny do przytknięcia ostrza sztyletu, jednak wyraźnie pozbawiony odczucia zagrożenia, jakie zwykle szło w parze z tą bronią. Sunąc powędrował niżej, badając uważnie drugi bok demona, pozwalając na to by torsem i plecami zajęły się palce, które wznowiły swoją wędrówkę.
Kolejne pary dłoni zajęły się rękami od ramion do czubków palców. Prawdziwe dłonie przesunęły się w górę przez szyję na włosy sunąc powoli do rogów. Delikatnie opuszkami pomasował ich nasady. Następne iluzoryczne pojawiły się również na jej bokach. Odetchnął i przymknął powieki czując na sobie wpływ niezwykłej magii Amarie. Powstrzymał rodzący się w gardle pomruk.
Ona z kolei wzmocniła dźwięki, które rodziły się w jej gardle, sprawiając że świat wokół nich zaczął się zmieniać. Nad wodą pojawiła się para, otulając oboje swymi lekkimi, szarymi pasmami, w których blask księżyca tworzył lśniące wzory. Dotyk ów był idealnie na granicy odczuwania. Podrażniał zmysły, nie dając jednak satysfakcji. Sama woda stała się cieplejsza, obmywając ich skórę delikatnymi falami, które zdawały się wspinać na ich ciała, wędrując w górę, niczym żywe twory.

Amarie przymknęła oczy przechylając nieco głowę i zbliżając się do Tariela likwidując przy tym tą niewielką odległość, która jeszcze ich dzieliła. Obie dłonie demonicy powędrowały na plecy demona, skupiając się na newralgicznym punkcie, którym bez wątpienia była nasada skrzydeł. Lekkie drapnięcia pobudzały, zaraz jednak na ich miejsce pojawiały się delikatne przesunięcia opuszek palców, które łagodziły te wrażenie, po to jedynie by kolejne przesunięcia paznokci pobudzały je na nowo.
Demon czuł rosnącą ochotę przylgnięcia do jej ciała. Pod wpływem oparu zsunął ręce niżej, wzdłuż pleców. Zatrzymały się przy ogonie pozostawiając po sobie niegasnące odczucie głaskania pleców. Lekko przesunął po nim palcami w kierunku końcówki, lecz nie dotarł do celu. Zawrócił, by skupić się na masażu miejsca, w którym łączył się z kręgosłupem. Paznokcie Amarie wzbudzały kolejne dreszcze o różnej intensywności. Jej palce delikatnie niwelowały ten efekt raz po raz, ale też wyraźnie podsycały żar. Wygląd Tariela zmienił się kolejny raz.


Nasada ogona okazała się być równie wrażliwym miejscem co nasada skrzydeł dla Tariela. Nucenie urwało się zastąpione przeciągłym westchnięciem, które opuściło usta demonicy. Jej dłonie opuściły wcześniej zajmowane miejsce, przesuwając się do przodu, na ramiona, a następnie ku górze, wprost na spotkanie nowego dla niej elementu wyglądu demona. Otwarte na nowo oczy lśniły blaskiem, niczym gwiazdy na nocnym niebie, których blask migotał w srebrzystej wodzie, która wraz z oparami mgły wciąż otulała ich ciała. Ogon demonicy owinął się wokół ręki Tariela, ocierając się o nią w poszukiwaniu nowych doznań, podczas gdy palce gładziły nasadę rogów, wspinając się wraz z Amarie, która stając na palcach stóp wyciągnęła się by sięgnąć jak najdalej, jednocześnie opierając ciężar ciała na piersi demona.

Szybko i głośno wypuścił wstrzymywane nieświadomie powietrze i pochylił się nieco, by móc poczuć jej dotyk w każdej części, jaką zapragnie się zainteresować. Przez chwilę poruszył niespokojnie głową.
Serce przyspieszyło, zaś z gardła wyrwał ciche mruknięcie połączone z wydechem, gdy jej piersi wraz ze stwardniałymi sutkami najpierw otarły się, a następnie przycisnęły do niego.

Palcami nacisnął nieco mocniej dotykając wyżej położony fragment kręgosłupa, po czym odpuścił. Drapnął skórę na łączeniu i ponownie nacisnął obejmując ten sam fragment jej ciała okrężnymi ruchami w górę i dół.
Amarie zamarła na chwilę, wyciągnięta niczym struna, przylegając do ciała demona. Jej usta rozchyliły się wypuszczając na wolność kolejne westchnienie, zakończone jękiem, gdy dłoń Tariela rozpoczęła swoją wędrówkę. Jej własne, niemalże nieświadomie, podjęły się badania rogów na jego głowie, nieco więcej uwagi poświęcając samej nasadzie, jednak dotarły także do końca. Fascynacja połączona z przyjemnością były doskonale widoczne na twarzy demonicy. Jej spojrzenie utknęło na wargach Tariela. Pragnienie by ich skosztować pojawiło się na krótką chwilę przed tym jak skorzystała z tego, że pochylił głowę i przesunęła językiem po jego ustach.
Iluzoryczny dotyk pokrywał już niemal całe jej ciało. Uczucie masowanych i gładzonych pleców, karku, szyi, skórze głowy, rąk, rogów ze szczególnym uwzględnieniem ich nasady nie było już jedynym. Dotyk wężowo piął się od stóp do bioder. Nie zapomniał o ogonie pieszczonym na całej długości. Do newralgicznych miejsc przy rogach oraz plecach doszło uczucie drapania. Wrażliwa część ogona poddawana była uczuciu całowania, lizania i kąsania.
Demon wzniósł oczy ku górze w wyrazie odczuwanej przyjemności, gdy palce Amarie znajdowały się w najbardziej wrażliwym miejscu jego rogów.
Jedna z dłoni zintensyfikowła działania przy ogonie, zaś druga ścisnęła pośladek demonicy przesuwając po nim paznokciami. Odetchnął głośno, gdy język dotarł do jego warg. Objął go nimi z wolna przesuwając się ku koniuszkowi i z powrotem. Przygryzł go delikatnie.

Demonica nie pozostała dłużna, nasilając pieszczoty u nasady rogów, obdarzając je okazjonalnymi drapnięciami o różnym nasileniu w zależności od reakcji Tariela. Jednocześnie wargi zbliżyły się do jego ust, umożliwiając mu nieco większy dostęp do języka. Ogon zwiększył moc swego nacisku poprzedzając tym chwilę, w której dłonie opuściły rogi by wesprzeć się na barkach, a stopy zrezygnowały z oparcia jakie dawało dno jeziorka po to by połączyć się za plecami demona. Nogi oplotły jego talię, znajdując w niej oparcie dla dolnej części ciała, podczas gdy palce powędrowały z powrotem ku górze, by powrócić do zajmowania się rogami.

Woda wniknęła w niewielką, wolną przestrzeń jaka powstała gdy ciało demonicy nieco odsunęło się od niego, zaraz jednak została wyparta gdy skóra ponownie przywarła do skóry, a połączenie obu ciał nabrało nowego wymiaru.

W odpowiedzi na zabiegi Amarie zaczął drżeć z pragnienia, na całym ciele. Rozciągnął iluzoryczny dotyk na całe ciało ze szczególnym uwzględnieniem piersi i ich najwrażliwszych części. Nie wypuszczając języka demonicy rozpoczął z nim taniec własnego.
Kiedy demonica powierzyła mu cały swój ciężar i połączyła się z nim sapnął krótko i urywanie, zaś dłonie zacisnęły się nieco mocniej na ogonie i pośladku. Przygryzł jej język i na chwilę odchylił się do tyłu. Palce zabłądziły mu, od tyłu, od strony ogona, między jej nogi, gdzie drażniły najczulsze dostępne miejsca. Skrzydła podniosły się i otuliły plecy kobiety ocierając się o nie chaotycznymi ruchami. Iluzoryczny dotyk dotarł tam, gdzie palce Tariela dotrzeć nie mogły. Wślizgnął się tam, gdzie miejsca nie było, z przodu i do głębi rozlewając wszędzie, gdzie było to możliwe. Delikatnymi sugestiami magii skierował dłonie demonicy nieco niżej - tam, gdzie były na samym początku. Kierował ją do nasady skrzydeł.

Gdzie też spoczęły, sprawiając że ciało Amarie ponownie ciasno przyległo do jego skóry. Tym razem jednak jej paznokcie nieco mocniej zaznaczyły swą obecność na wrażliwej części pleców demona. Pociągnięcia były pewniejsze i jakby naglące, wywołując rozchodzące się raz po raz fale przyjemności. Mimo iż usta demonicy były zajęte, to i tak melodia, którą wzbudziły jej struny głosowe, była dla Tariela słyszalną. Dźwięki zdawały się wydobywać z samego ciała dziewczyny, przenikając przez skórę do niego i wzbudzając drżenie, które powoli rozchodziło się po całym ciele demona. Dźwięki te wzrastały i opadały w zmiennym, aczkolwiek stale rosnącym tempie, odpowiadając na doznania obojga. Zarówno księżyc jak i gwiazdy, a nawet cały otaczający ich las zniknęły, pozostawiając jedynie dwójkę demonów skupionych na sobie i otoczonych przez mleczne welony mgły.

Paznokcie demonicy wyrwały z jego gardła stłumiony, przez dodatkowy język, jęk rozpływającej się po ciele przyjemności.
- Mocniej... - westchnął nie mogąc zapanować nad rosnącym pragnieniem. Sam również bardziej zdecydowanie naparł na Amarie niemal przestając przejmować się jej niewielkimi rozmiarami. Pociągnął lekko za owinięty wokół przedramienia ogon.

Amarie nie miała najwyraźniej nic przeciwko spełnieniu jego życzenia, co mógł odczuć w następnej chwili gdy jej paznokcie przesunęły się po nasadzie skrzydeł bez śladu wcześniejszej delikatności. Zaraz jednak powróciła ona w postaci łagodniejszego dotyku opuszek palców, który jednak był tylko zabawą mającą za zadanie złagodzić wrażenia, które przyniosły paznokcie nim kolejna fala napłynąć miała po kolejnym ich przesunięciu się przez wrażliwe miejsce. Z ust demonicy wydobył się głośniejszy jęk w odpowiedzi na pociągnięcie za ogon, jednak jej wargi zaraz zajęły się czymś innym, skupiając uwagę na wrażliwej skórze szyi demona, która znalazła się akurat w ich zasięgu.

Przycisnął przynaglająco jej głowę zdecydowanie chwytając za róg przy samej czaszce. Drugą dłonią chwycił ogon przy łączeniu z kręgosłupem. Pociągnął mocniej przejeżdżając przez niewielki odcinek paznokciami. Kolejne drapnięcie przyniosło kolejny, silny dreszcz, od którego wygiął głowę i przygryzł rękę demonicy. Zdecydowanie klepnął ją w pośladek.

Ponaglenie otrzymało swoją odpowiedź w postaci dotyku zębów, które zacisnęły się lekko na skórze, po to jedynie by wycofać się dając pole do popisu łagodzącemu wrażenia językowi, który przemknął po podrażnionej skórze zgrywając się z dłońmi na nasadzie skrzydeł. I tak jak język, tak i zęby ponowiły swój atak w tym samym czasie co paznokcie. Nogi, które otaczały pas Tariela zacisnęły się mocniej odpowiadając na zwiększoną aktywność bioder demonicy, która to z kolei przyszła w odpowiedzi na działania demona skupione na ogonie.

Woda wokół nich zdawała się wrzeć, aczkolwiek bez wątpienia wrażenie to było jedynie wizualne. Nie znaczyło to iż żar nie był odczuwalny, był on jednak innego rodzaju. Naprężone ciało Amarie zdawało się niemalże w pełni zlewać z ciałem demona, a skóra która przesuwała się po jego skórze, nie dawała żadnej szansy na to by chociażby delikatna stróżka wody zdołała się między nich wedrzeć. Melodia która ich otaczała nabrała mocy i tempa, współgrając z oddechem demonicy i całkowicie przejmując władanie nad tym niewielkim fragmentem świata.
Kąsanie zębów połączone z pracą miękkiego języka i zgrywające się drapnięcia przerywane głaskaniem wydarły głośny jęk rozkoszy z gardła demona. Ręka z głowy przeniosła się na plecy, przez które przejechała pozostawiając czerwone ślady po palcach.

- Mo... iej... - rzucił z zapartym tchem. Skupił magię na całkowitym zwiększeniu doznań płynących z kobiecości chcąc doprowadzić ją do spełnienia szybciej niż siebie.

Pocierające się ciała podsycały żar. Druga dłoń bezceremonialnie obchodziła się z zaciśniętym wokół ręki ogonem. Jeszcze mocniej przycisnął jej biodra do swoich wspomagając starania wzmożoną pracą własnych.

Gdy paznokcie demona przesunęły się po plecach Amarie, z jej ust wyrwał się krzyk, stłumiony jednak przez skórę szyi, którą zarówno wargi jak i język demonicy wciąż się zajmowały. Jej pieszczoty nabrały mocy, zgodnie z tym czego pragnął Tariel. Kolejne przesunięcie dłoni po jego plecach zaowocowało zarówno przyjemnością jak i bólem gdy szpony zastąpiły paznokcie. Zaraz jednak został on złagodzony przez dodającą kolejnych wrażeń falę wody, która najwyraźniej w owym tańcu zastąpić miała opuszki palców bowiem zaraz po niej szpony powróciły do dręczenia owej części pleców demona, która dostarczała mu największych przyjemności. Druga dłoń przesunęła się nieco sięgając do rogowej nasady skrzydła, którą przyciągnęła nieco bliżej tak, by dostać się do kolejnego czułego punktu. Nacisk palców wywołał nieco silniejsze niż wcześniej wrażenie, łącząc się z pozostałymi w wir doznań, którymi Amarie szczodrze obdarowywała Tariela.

Te jednak zamarły po chwili, gdy starania demona zaowocowały sukcesem, do którego bez wątpienia przyczyniło się wzmocnienie zabiegów skupionych na ogonie. Woda uniosła się łącząc z mgłą i niemal odbierając możliwość zaczerpnięcia powietrza, po to tylko by leniwie obmywając ich ciała opaść z powrotem. Jej delikatny dotyk zastąpiły powoli powracające z powrotem do życia dłonie demonicy, której starania wzmogły się skupiając w pełni na dostarczeniu Tarielowi kolejnych, wzrastających w swej intensywności, doznań.

I jego gardło zrodziło krzyk pod wpływem drapiących do bólu szponów kochanki, mocnego nacisku na nasadę skrzydła oraz ust wraz z językiem. Kiedy wszystkie jej działania na chwilę zanikły najwyższym wysiłkiem woli zwolnił na moment skupiając się w głównej mierze na jednym ze źródeł jej przyjemności - ogonie, zaś druga dłoń powróciła do nasady rogów. Jednak jak tylko powróciła do sprawiania mu przyjemności krzyknął ponownie. Krótko. Przycisnął jej głowę do własnej szyi zachęcając do mocniejszych ugryzień. Wił się jeszcze przez chwilę, a kiedy wydawało się, że przyciśnie ją do siebie jeszcze silniej podczas osiągnięcia pełni rozkoszy, zdecydowanym ruchem podciągnął Amarie do góry samemu kierując biodra w dół i do tyłu nim dotarł do celu. Oddychał szybko.

Pisnęła zaskoczona nagłą zmianą pozycji i mocniej objęła szyję demona, przerywając dręczenie jego pleców. Nieco mocniej przylgnęła do niego, jednocześnie luzując nacisk ogona, który zostawił na ręce Tariela wyraźny, nabiegły krwią ślad. Woda wokół nich uspokajała się powoli, a mgła odpływała zanikając. Blask księżyca na powrót zdominował otoczenie, przyglądając się ciekawie parze w jeziorze. Powrócił także chłód, aczkolwiek bez wątpienia nie był on tak dotkliwy jak na samym początku. Amarie przesunęła jeszcze językiem po szyi demona, nim cofnęła głowę by na niego spojrzeć. Nic nie powiedziała, a tylko uśmiechnęła się lekko, wesoło.

Westchnął błogo czując na skórze ruch jej języka. Jego magia również zniknęła. Nie lubił tego typu zakończeń, ale nie miał innego wyjścia.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 12-04-2016, 01:20   #6
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Również uśmiechnął się do Amarie nadal trzymając ją w ramionach. Postąpił kilka kroków na płyciznę, gdzie usiadł z demonicą.

Ona zaś uwolniła go z objęcia swoich nóg i zanim usiedli przełożyła je tak by usadowić się bokiem. Przytuliła się na chwilę, obejmując go rękami, szybko jednak wycofała się, spoglądając na dłonie, które w blasku księżyca lśniły czymś znacznie ciemniejszym niż woda.

- Zajmę się tym - oświadczyła, wstając zwinnie. W jej spojrzeniu był pewien niepokój jednak szybko znikł z oczu Tariela, gdy Amarie odwróciła się by podejść do ich rzeczy i wszystko mieszczącej torby. Z niej to, po szybkich i nader pewnych poszukiwaniach wyjęła skrzynkę i zwinięty, biały rulon, z którymi to udała się z powrotem w stronę demona, burząc fale ruchem swych nóg.

- Nie zostaną ślady - oświadczyła, a w jej głosie zabrzmiała wiedza nadająca tym słowom wydźwięku prawdy. - Nie ruszaj się, dobrze?
Upewniwszy się, że demon jej posłucha, zabrała się za delikatne obmywania, a następnie smarowanie zarówno nasady skrzydeł jak i pleców powyżej i poniżej tego wrażliwego punktu. Maść nieco piekła, jednak nie na tyle by wrażenie to było wysoce nieprzyjemnym. Zaraz po nim nadszedł chłód, który w dodatkowym stopniu zmniejszył niekomfortowe uczucie.

Mężczyzna odchrząknął.
- Czasem się zapędzam - odparł wzruszając ramionami, lecz jego twarz wykrzywiała się czując pieczenie pleców, gdy Amarie zajmowała się opatrywaniem jego ran. Po zakończeniu spojrzał na nią i skinął głową.

- Ile to zajmie?

- To specjalna mieszanka - wyjaśniła, ponownie odchodząc by odłożyć pojemnik z owym tworem do torby. - Zwykle zajmuje do dwóch dni by pozbyć się wszelkich śladów. Trochę ciężej radzi sobie ze śladami po szponach Aki’ego - dodała, przysiadając w wodzie, obok demona. Odchyliła głowę i spojrzała w księżyc z radosnym wyrazem twarzy. - Piękna noc, prawda? - zwróciła zarówno pytanie, jak i twarz w stronę Tariela.

- Piękna - odparł spoglądając najpierw na gwiazdy, a następnie na Amarie.

Ta skinęła głową, po czym skupiła się na zabawie wodnymi kręgami, tworzonymi przez jej palce. Zabawa ta nie trwała długo, przerwana cichym śmiechem i nagłym odchyleniem się demonicy do tyłu, co zaowocowało wzbudzeniem fontanny wody, która zahaczyła także Tariela. Winowajczyni wyłoniła się w krótką chwile później, przecierając twarz i przekładając włosy do przodu. Zwinne dłonie zajęły się ich rozczesywaniem, a następnie splataniem. Za wstążkę posłużyła roślina, która miała to nieszczęście, że miejsce jej wodnego życia współgrało z tym, które demon wybrał na odpoczynek. Ogon Amarie leniwie sunął tuż nad powierzchnią wody, rysując esy i floresy. Dziewczyna bez wątpienia wyglądała na zadowoloną, a nawet cicho nuciła. Tym jednak razem nie dało się wyczuć w tych dźwiękach magii. Ot, zwykła zachcianka i wyraz dobrego nastroju właścicielki.

Odsunął się kawałek w kierunku brzegu, na płyciźnie, gdzie rozłożył skrzydła na trawie i przymknął oczy. Wzory rysowane przez ogon Amarie zalśniły światłem identycznym do tego pochodzącego ze światła księżyca. Woda wokół niej zalśniła podobną barwą, która wirowała i zmieniała kierunek, unosiła się i opadała w świetlnym pokazie.

Demon uśmiechnął się lekko, zaś strugi światła owinęły Amarie przemykając przez włosy, opływały szyję i przesuwały się zatotnie po krągłości piersi.
Demonica przyglądała się temu pokazowi z wyraźną fascynacją, nie mogąc oderwać oczu od lśniącego srebrem widowiska. Gdy zaś przeniosło się ono na nią, odrzuciła warkocz i podążyła za owymi strugami palcem, sunąc wraz z nimi po swoim ciele. Skupiła przy tym spojrzenie na Tarielu, spoglądając na niego wzrokiem wyraźnie zdziwionym jednak także bez wątpienia rozweselonym. Owa zabawa musiała przypaść jej do gustu bowiem jej dłonie przesunęły się niżej. Wstała zgrabnie, pozwalając by stróżki wody spłynęły w dół, znacząc swą drogę migotliwym blaskiem odbitych świateł, zarówno tych magicznych, jak i tych które rozjaśniały niebo. Obleczona w taki jedynie strój podeszła do miejsca, w którym obecnie spoczywał Tariel i przyklękła u jego boku. Jej ogon natychmiast znalazł drogę do torsu demona przesuwając po nim lekko, acz wyczuwalnie.

- Nie powinniśmy wracać? - zapytała cicho, nie spuszczając z niego wzroku i przechylając lekko głowę.

Otworzył oczy i spojrzał na nią z uśmiechem.
- Nie - przysunął się nieco bliżej z drapieżnym błyskiem przemykającym po tęczówce. Szybkim ruchem opadł na nią. Przygwoździł jej nadgarstki do trawy wysoko nad głową. Złączył je przytrzymując jedną ręką. Przełożył nogę przez jej brzuch i usiadł na własnych nogach wspierając się o brzuch Amarie znajdującej się w połowie na lądzie, a w połowie w wodzie.

Przesunął opuszkami dłoni po napiętej skórze wewnętrznej części przedramienia.
Krzyknęła zaskoczona, a w jej oczach pojawił się błysk strachu, który jednak został zastąpiony nieco innym uczuciem wraz z chwilą w której place demona dotknęły delikatnej skóry. Zamarła przestając się wiercić i z nagłą uwagą zaczęła obserwować jego poczynania, oddychając przy tym bez wątpienia szybciej i nie dało się ukryć, że było to efektem nie tylko samego ataku ale i działań dłoni Tariela.

Musnął palcami zgięcie łokcia, zaś po chwili dołączyły do nich również usta delikatnie przesuwające się po skórze. na moment dołączył do nich koniuszek języka. Wargi przesuwały się coraz niżej i zwinnie przeskoczyły na podbródek, z którego linią przesunęły się na wysokość ucha. Kiedy do niego dotarł przygryzł płatek i pociągnął. Z jego gardła wydobył się warkot. Język wsunął się do niego błądząc w labiryncie małżowiny. Usta na moment przeniosły się za ucho, lecz szybko wróciły do dręczenia płatka ssaniem i kąsaniem. Silnym, lecz nie raniącym.

Z gardła demonicy wyrwał się jęk, wraz z chwilą w której język demona zawędrował w czułe miejsce. Przechyliła głowę bliżej jego ust dopominając się więcej. Jednocześnie jego uda zostały zaatakowane ruchami jej ciała, które usilnie próbowało wyrwać się na wolność, ocierając i drażniąc wrażliwe miejsca. Także ręce podzielały owe pragnienie, napinając się mocno, wystawiając siłę dłoni demona na próbę, kierowane pragnieniem swobody. Kolejne jęki i odgłos szybkiego oddechu wypełniały jego uszy wraz z nasileniem poczynać skupionych na niewielkiej części jej głowy, która okazała się być nad wyraz wrażliwa.

Tariel korzystając z niewielkich rozmiarów Amarie własnym ciężarem przygniótł nogi demonicy, by jeszcze bardziej ją unieruchomić. Wyeliminował również jej możliwość ocierania się. Warknął nie przestając drażnić jej ucha. Szybko przeniósł język wędrując nim po wargach kobiety, które również przygryzł. Zjechał niżej na szyję, by ukąsić ją kilkukrotnie naprzemiennie z łagodzącym ból lizaniem. Wolna dłoń tymczasem błądziła w okolicach żeber muskając je opuszkami. Zwilżył językiem jej obojczyki sprowadzając na nie chłód zmieniony w ciepło oddechem z ust. Przeniósł dłoń z żeber na jedną z piersi zataczając wokół niej kręgi schodzące się koncentrycznie do centralnego punktu. Usta tymczasem zajęły się drugą muskając ledwie skórę i drażniąc oddechem. Chłód wilgoci spłynął również na nią, a usta ogrzały, by ponownie ochłodzić. Palce dotarły do sutka, który oparł się u nasady paliczków zaciśnięty mocno między nimi. W tym czasie również usta skoncentrowały się na stwardniałej części piersi pieszcząc językiem podczas ssania. Przygryzł go i pociągnął z cichym warknięciem.

Napięte mięśnie Amarie drżały w sposób widoczny wraz z kolejnymi pieszczotami zwiększając natężenie tego drżenia, za którym podążył oddech, raz po raz unoszący jej piersi w próbach łapczywego wtłaczania powietrza. Jeki płynnie przeszły w ciche okrzyki by kilkakrotnie zerwać się z więzi i rozbrzmieć pełnią swej mocy, niszcząc ciszę nocnej pory. Ogon owinął się wokół ręki Tariela, starając się odciągnąć ją od nadgarstków demonicy, jednak próby te z każdą chwilą stawały się słabsze, wraz z zanikiem kontroli, jaki następował pod wpływem działań demona. Wciąż jednak nie ustępowały próby wyrwania się z owej słodkiej niewoli, wznawiane wraz z każdym mocniejszym bodźcem dostarczanym przez język, wargi i zęby demona.

- Dość - jęknęła cicho, jednak dźwięk ten utonął w gwałtownym wciągnięciu powietrza, za którym podążył głośny jęk, płynnie przechodzący w okrzyk, gdy demon obdarzył wrażliwą część piersi brutalną pieszczotą. Jej ciało wbrew minimalnej możliwości ruchu i tak zdołało uzyskać nieco wolności, która jednak zmarnowana została nie na wyrwanie się, a na wygięcie, dodatkowo przybliżając się do ust Tariela. Głowę odchyliła do tyłu, a na wpół otwarte usta oswabadzały wyrywające się z nich raz po raz jęki, jedyne dźwięki do wydania których zdawała się być w danej chwili zdolna.
Demon ani myślał poprzestać na tym. Ręce unieruchomił na wysokości jej bioder. Usta zsuwały się niżej ledwie dotykając jej ciała, zaś język ponownie wysunął się z ust wprost do pępka. I niżej przez biodra oraz miednicę.

Złączył jej dłonie na brzuchu. Niżej. Wargi musnęły podbrzusze, zaś palce zsunęły się pod kolano na ścięgna skąd wyruszyły w górę po wewnętrznej stronie uda. Ciepłym oddechem zaanonsował pocałunek na kwiecie jej kobiecości, lecz go nie złożył drocząc się z nią. W tym czasie dotarł opuszkami między nogi, na skórę poniżej intymnego miejsca. Dotarł pod ogon pocierając i drapiąc miejsce, do którego dotarł. W chwilę później drapał i ciągnął ogon przy jego nasadzie z kciukiem pozostającym tam, gdzie przed chwilą były pozostałe palce.

Spragnione wargi Tariela pieściły pachwiny raz po raz dołączając język.
Kolana demonicy uniosły się rozsuwając na boki by ułatwić mu dostęp do każdego z miejsc jakie jego usta i palce zapragnęły odwiedzić. Uda powędrowały nieco wyżej, domagając się zwiększenia intensywności pieszczot, tym samym ułatwiając pracę dłoni skupionej przy nasadzie ogona i jej okolicy. On sam zaś owinął się wokół ręki Tariela i zaczął przesuwać w górę i dół, stopniowo zwiększając swój nacisk w miarę postępów w pieszczotach, których demon obdarzał Amarie. Ona sama z kolei uznać musiała iż pieszczot tych wciąż nie jest dość, lub też zadziałała instynktownie podciągając dłoń, która trzymała jej nadgarstki w górę, ku piersiom, skupiając się na prawej, którą objęła swymi palcami, przesuwając opuszkami po samym jej szczycie. Ruch ten w połączeniu z trwającymi w najlepsze działaniami Tariela, przybliżył ją do granicy, co demon bez wątpienia był w stanie dostrzec będąc tak blisko delikatnego punktu.

Bezpardonowo wbił kciuk pod ogon, jego usta musnęły lekko intymne miejsce, zaś językiem ledwie dotknął magicznego punktu. Kolejny gwałtowny okrzyk wyrwał się z jej gardła. Tariel nie zaprzestając pieszczoty ściskania piersi, drapania oraz drażnienia jej skóry, pocierania sutka i ciągnięcia go ustami okrążył delikatnie klejnot nadal nie dotykając go podczas gdy kciuk ręki drażniącej i tarmoszącej ogon poruszał się miarowo. W końcu ponownie musnął wargami zewnętrzną stronę wzgórka przechodząc powoli do centrum. Jego język wysunął się przesuwając w górę i dół coraz mocniej naciskając. Odjął dłoń od piersi, by położyć ją tam, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się język. Dwoma palcami poruszył w górę i dół kilkukrotnie również tym razem płynnie zmieniając nacisk. Druga dłoń nie zaprzestawała działania, zaś wargi i język zajęły się jednym z najwrażliwszych punktów na ciele Amarie.

Odzyskawszy swobodę ruchów rąk, demonica zsunęła je niżej, przez piersi do brzucha, a następnie wplotła palce we włosy Tariela, zanurzając je w nich i chwytając kosmyki by gwałtownym ruchem przysunąć jego głowę bliżej owego czułego miejsca, którego pieszczotą zajmowały się jego wargi i język. Z jej ust wyrwał się kolejny, głośny jęk, który wdarł się w ciszę spowodowaną bezdechem z jakim powitała kolejną, napływającą falę spełnienia. Wciąż z dłońmi w jego włosach przesunęła stopy wyżej, zahaczając przy tym o skórę na bokach torsu Tariela, który miał okazję poczuć dotyk jej paznokci, powoli podążających ku górze. Gdy znalazły się na wysokości łopatek, zostały zastąpione wnętrzem stóp, które przesunęły się w stronę kręgosłupa. Powróciły jednak szybko, prześlizgując się po ścięgnach tuż nad nasadą skrzydeł.

Demon zamruczał i westchnął pod wpływem niespodziewanej pieszczoty. Rozłożył skrzydła, by jej stopy zyskały dostęp do każdego kawałka jego ciała, do którego zapragnęła się dostać. Nieświadomie zintensyfikował doznania, jakimi obdarzał Amarie. Pociągnął za ogon, by podciągnąć go bliżej przodu jej ciała, dzięki czemu zmienił kciuk na dwa palce. Język zaatakował bardziej zdecydowanie, zaś palce drugiej dłoni wcisnęły się aż do głębi.

Stopy demonicy, podobnie jak i jej nogi, okazały się być tworem zwinnym i ciekawskim, sunąc wpierw wzdłuż grzbietu skrzydeł po to jedynie by z powrotem się obniżyć i nieco mocniej podrażnić miejsce, od którego zaczęły badanie skrzydeł Tariela. Naprzemiennie zsuwały się niżej i na boki by badać dokładniej napiętą skórę okrywającą żebra demona i nieco niżej, u nasady pleców przesuwając dużymi palcami po niej, a następnie wracając ku górze, sunąc szlakiem wytyczonym przez kręgi kręgosłupa. Jej dłonie raz po raz rozwierały palce to znowu zaciskały je na włosach jego głowy, drażniąc przy tym skórę okazjonalnymi spotkaniami z ostrymi paznokciami. Prawa zsunęła się dalej, znajdując swe nowe miejsce tuż nad karkiem, jednocześnie zmuszając resztę ciała by korzystając z tej podpory przysunęła się bliżej zarówno do palców demona jak i jego języka. Ogon opuścił rękę Tariela, przenosząc ośrodek swego zainteresowania na szyję demona, wokół której owinął się, wślizgując czubkiem na jego pierś i przesuwając nim po linii obojczyka i zagłębiając się nieco niżej, na tyle na ile długość mu pozwalała. To czy ruchy te były kontrolowane przez demonicę było rzeczą wątpliwą biorąc pod uwagę to, że od chwili, w której demon przepuścił atak na jej wnętrze, zdawała się być pogrążona w naprzemiennie narastającej i delikatnie malejącej fazie doznań całkowicie odbierającej jej władzę zarówno nad dźwiękami, które opuszczały jej usta jak i nad świadomością własnego istnienia.

Oddech mężczyzny urywał się, zaś on sam zachłannie łapał powietrze. Rosnące pożądanie wzmacniane przez zadziwiająco sprawne stopy tancerki, dłonie we własnych włosach oraz ogon zaczęło rozsadzać mu lędźwie. Nagle, nim demonica osiągnęła szczyt przyjemności przerwał działania. Gwałtownym ruchem wyswobodził się od jej kończyn i bezceremonialnie obrócił ją na brzuch. Jedną rękę wsunął we włosy nad karkiem, u nasady czaszki i pociągnął zdecydowanie zmuszając by wygięła się. To samo uczynił drugą ręką z ogonem. Ten podciągnął pod włosy, dzięki czemu chwycił wszystko jedną dłonią. Wolną wymierzył klapsa w pośladek i wszedł od węższej strony. Tuż pod ogonem.

Który to ruch okazał się nad wyraz błędnym, w tej nader przyjemnej chwili. Okrzyk, który wyrwał się z gardła Amarie był daleki od bycia wyrazem przyjemności. Demonica zareagowała natychmiast, co mogło wzbudzić podejrzenie iż nie jest to pierwszy raz gdy musiała walczyć o swoje w takiej sytuacji. Ostra końcówka ogona wywinęła się wbijając w dłoń, która więziła pozostałą jego cześć oraz włosy dziewczyny. Prawa dłoń z kolei wykręcając się, w bez wątpienia bolesny sposób, obdarzyła bok demona czterema, szybko nabierającymi krwi, cięciami szponów. Jednocześnie ciało Amarie szarpnęło się w dół i na bok, w gwałtownej próbie wyrwania się na wolność. Krew spływająca z dłoni Tariela nie była pomocna w utrzymaniu demonicy w miejscu, przez co sztuka ta się jej udała, aczkolwiek między palcami pozostało mu kilka kosmyków jej złotych włosów. Nie czekając na jego reakcję, oturlała się, a następnie przyjęła bojową pozycję z ogonem i szponami gotowymi do ponownego użycia. Oddychała szybko i delikatnie drżała, a w jej oczach wyraźnie był widoczny strach połączony z bólem, jednak nie wyglądała na chętną by bez wyraźnego powodu opuścić gardę.

Tariel szybko machnął skrzydłami. Nad strumieniem wisiało pięcioro nagich mężczyzn spoglądających na krew ściekającą z ręki. Ich twarz była absolutnie kamienna. Żaden z demonów przez dłuższą chwilę nie spojrzał na Amarie, a kiedy tak się stało spoczęło na niej pięć par oczu.

- Powinniśmy wracać - odezwał się chórkiem. Ostrożnie podlecieli do kupki z ubraniami. Jednakże prawdziwych ubrań i prawdziwego demona już nie było w pobliżu. Wszystkie iluzję ubierały się bardzo pospiesznie, choć twarze nie wyrażały zupełnie nic.

Amarie przyglądała się temu z uwagą, powoli, bardzo powoli odzyskując panowanie nad oddechem. Nie ruszyła się od razu, gdy mnoga iluzja zaczęła się ubierać. Wyraźnie widać było po niej brak zaufania do poczynań rozmnożonego Tariela. W końcu jednak wstała ostrożnie, krzywiąc się nieco, a następnie nie spuszczając iluzji z oczu, podeszła by pochylić się i podnieść własne ubranie, które następnie szybko na siebie założyła. Na koniec przewiesiła torbę przez ramię. Nie zaproponowała, że zajmie się ranami, chociaż jej wzrok spoczął parę razy na krwawiących śladach, będących pozostałością jej działań.

Nagle iluzje rozpłynęły się zostawiając Amarie samą nad strumieniem. Tariel tymczasem leciał już w dół strumienia. Dopiero po dłuższym czasie zdjął z siebie niewidzialność i wylądował na brzegu, by obmyć świeże rany. Musiał spróbować je opatrzyć i wrócić tam, skąd wylecieli. Stajnia rzeczywiście była dobrym miejscem na nocleg.

Nim noc skończyła się ponownie wyleciał przez to samo okno stajni, ponownie okrywając się płaszczem niewidzialności i ponownie zjawiając się na polanie. Nie pokazał się jednak Amarie. Siedział pod drzewem i obserwował czując ból w boku oraz dłoni. Czuł również, że opatrunki należało zmienić.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 12-04-2016 o 02:17.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 12-04-2016, 13:32   #7
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Polana wyglądała niemal tak samo jak w chwili, w której zostawili ją wieczorem. Namiot stał w najlepsze, przed nim zaś tliło się ognisko. Pierwsze, wyjątkowo nieśmiałe promienie słońca wydobywały soczystą zieleń liści w koronie drzewa, pod którym ów mały obóz rozbito. Wciąż jednak było dość ciemno by można było dostrzec tarczę księżyca i co jaśniejsze gwiazdy. Na trawie perliła się srebrna rosa, osnuwana wstęgami mlecznej mgły, które przemykały między źdźbłami i nieśmiało próbowały zakraść także w pobliże ognia. Podobnie zresztą jak Aki, który sprawiał wrażenie zahipnotyzowanego żarem i drobnymi płomieniami pożerającymi gałęzie.


Do tego stopnia, że rzuciwszy wpierw niepewne spojrzenie w stronę wejścia do namiotu, wysunął łapkę w stronę najbliższej gałęzi i ostrożnie wysunął ją z ogniska. Wyraźnie z siebie zadowolony usiadł obok i zaczął machać swoją zdobyczą, rozsiewając wokoło iskry i tworząc w powietrzu wesołe bohomazy. Amarie, która siedziała w otworze utworzonym przez podniesione poły, zdawała się nie interesować poczynaniami pupila. Jej uwaga skupiona była w pełni na tym, co znajdowało się w jej dłoniach.


Srebrny łańcuszek przelewał się między jej palcami, gdy z niepewną miną pocierała kciukiem błękitny, na wpół przezroczysty kamień. Ozdoba lśniła własnym blaskiem, który zdawał się nieco przybierać na mocy za każdym razem gdy palce Amarie dotykały jego powierzchni. Wokół demonicy drżała wyraźnie magia, która jednak nie była w niczym podobna do jej własnej, przez co można się było domyślić iż pochodzi z wisiora.
Aki w końcu znudził się swoją zabawą, która wyraźnie bez udziału dziewczyny, nie wydawała się zwierzakowi aż taka ciekawa. Odrzucił niechciany patyk i podfrunął do niej, z ciekawością wciskając brzydki pyszczek w jej dłonie.
- Ktoś tu się nudzi, co? - Zapytała, odsuwając ciekawski nos od trzymanego przedmiotu. - Podoba ci się?
Aki kiwnął łebkiem w odpowiedzi, wyciągając zachłannie łapki w bardzo wyraźnym geście żądania nowej zabawki. To z kolei, oraz bez wątpienia mina, która jakoś szczególnie nie dodała mu urody, sprawiło że Amarie zachichotała.
- Nie, nie… To nie dla ciebie - oznajmiła, unosząc otwartą dłoń, wnętrzem w stronę zwierzaka. - I nie proś, nie dostaniesz - zastrzegła, widząc, że mina Aki’ego zmienia się w wyraźnie proszącą. Zniechęcony prychnął i wystawił język, a następnie odfrunął na gałąź, wyraźnie obrażony.
- Ty też? - rzuciła w ślad za nim pytanie, nieco markotniejąc. Ponownie powróciła do bawienia się wyraźnie magicznym wisiorem, sądząc zaś po minie, która przy tym zdobiła jej twarz, wyraźnie rozważała za i przeciw dla użycia owego przedmiotu. W końcu jednak musiała podjąć decyzję bowiem wstała i odeszła nieco na bok, tam gdzie trawa była niska i nie kryły się w niej żadne przeszkody w postaci wystających korzeni.
Uniosła dłoń i opuściła wisior, trzymając końcówkę łańcuszka przewleczoną przez grzbiet dłoni.
- Oby jeszcze działało - mruknęła, jednak w ciszy poranka dźwięk ów bez problemu dotarł do uszu obserwującego ją demona. - Luks - wyszeptała następnie, ostrym szponem tej samej dłoni przesuwając po jej wnętrzu. Drobne, lśniące niczym rosa u jej stóp, krople krwi skapnęły na błękitny kamień, natychmiast zmieniając jego barwę. Ciemna purpura zdawała się wirować w szklanym wnętrzu, rzucając na trawę ostre, wyraźnie wzywające blaski. Amarie obróciła się wokół własnej osi, tworząc wokół siebie okrąg, a następnie przybrała pozę świadczącą wyraźnie o tym, że za chwilę zacznie tkać zaklęcie. Postawiła pierwszy krok, a za nim następny, poruszając przy tym dłonią tak, iż w powietrzu zaczęły się tworzyć purpurowe linie, a powietrze wypełnił szum. Wiatr wzmógł się nieco, otaczając demonicę, która w sposób wyczuwalny zamierzała skorzystać z silnego zaklęcia z dziedziny magii przywołań. Zamierzała, bowiem zanim postawiła krok trzeci, zamarła w połowie jego wykonywania. Drobne, świecące silnym blaskiem świetliki pojawiły się znikąd, wyraźnie kierując w jej stronę. Uniosła gwałtownie głowę, przerywając czar i rozglądając się wokoło.
- Tariel - rzuciła w przestrzeń, głosem w którym pobrzmiewała obawa, nie pozbawiona jednak nutki radości.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 18-04-2016, 16:25   #8
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Demon stał zwrócony twarzą do Amarie, gdy stopniowo zdejmował z siebie niewidzialność. Nie pozbył się jej w całości trwając w półprzezroczystej postaci. Skinął krótko głową i odchrząknął z lekkim zakłopotaniem.
- Ale mogę sobie pójść - rzucił pozornie obojętnie.

Pokręciła głową, jednocześnie zakładając łańcuszek na szyję. Kamień z powrotem przybrał delikatną, błękitną barwę.
- Nie - dodała na głos, takim samym tonem jakim parę razy zwróciła się w jego obecności do Aki’ego. - To było nierozsądne, znikać tak zanim opatrzyłam ci rany.

Obawa zmieniła się w złość, czego nie dało się ukryć. Demonica ruszyła z powrotem w stronę namiotu mrucząc coś o pozbawionych rozumu demonach.
Szybko pokręcił głową.
- Nie trzeba. Poradziłem sobie - powiedział natychmiast zaciskając palce prawej dłoni na nadgarstku lewej.

Zatrzymała się i ponownie wbiła w niego wzrok. Nie wydawała się już tak pewna, ani zła. Nie powróciła jednak obawa, co demon bez wątpienia mógł wziąć za dobry omen.
- Naprawdę? - W jej głosie zabrzmiała nutka zawodu, jednak była ona ledwie słyszalna. Aki, który do tej pory przyglądał się temu wszystkiemu ze swojej gałęzi, sfrunął i przysiadł na ramieniu demonicy. Spojrzenie, którym obrzucił Tariela nie było szczególnie przyjazne. Widać zwierzak, w przeciwieństwie do dziewczyny, miał do niego żal.

Demon pod anielską postacią skinął głową nie zdradzając tego, że jego amatorski opatrunek zdążył nieco nasiąknąć krwią i pozostawić plamę na ubraniu. Naturalnie tego też nie miał zamiaru pokazać przysłaniając całego siebie iluzją.
Popatrzył na krąg.

- Więc dlaczego wróciłeś? - zapytała po dłużej chwili milczenia. Jej pupil sfrunął tymczasem na ziemię i owinął ogon wokół jej nóg, siadając na butach, w wyraźnym przesłaniu mającym dać do zrozumienia, że to jego pani i tym razem nie ma zamiaru się nią dzielić.

Wzruszył ramionami zawieszając wzrok gdzieś na trawie.
- Co robisz? - zapytał w końcu.

- Czaruję - odparła, a sądząc po brzmieniu głosu, bez wątpienia było jej przykro z powodu braku odpowiedzi, jednak widocznie nie zamierzała naciskać na to, by ją uzyskać.

Zadał głupie pytanie, więc miał głupią odpowiedź.
- Po co chcesz przyzwać Luksa?
Amarie nie wydawała się szczególnie chętna by udzielić mu tej odpowiedzi.

- Chodź, Aki - zwróciła się do zwierzaka i sądząc po wesołym sapnięciu, zwierzak musiał posłuchać i zapewne usadowić się na ramieniu demonicy.

Czuł się skrępowany w jej towarzystwie w obliczu wydarzeń mających miejsce poprzedniej nocy. Pokiwał głową.
- Rozumiem. Nie moja sprawa - powiedział, zaś po chwili niezręcznego milczenia odchrząknął i pojawił się w pełni.

- To ja może... Pójdę się napić wody. Szybko nie wrócę, więc powinnaś zdążyć zrobić... wszystko - wzruszył ramionami i ruszył w stronę strumienia.

- Nie zachowuj się dziecinnie - skarciła go, zanim zdążył zniknąć. To, że była wyraźnie niezadowolona jego zachowaniem nie zostało przed nim ukryte i brzmiało nader wyraźnie w jej głosie. - Mam wino i trochę jedzenia, powinno wystarczyć. Teraz i tak nie powtórzę tego czaru, straciłam okazję. Istnieje jednak szansa, że ktoś odebrał wezwanie mimo wszystko. Zostań ze mną - poprosiła.

Tariel zatrzymał się i odwrócił w kierunku Amarie. Po chwili niepewnie ruszył w jej stronę, lecz usiadł w pewnej odległości od niej i Akiego.
Demonica pokręciła głową, jednak nic już nie powiedziała, a jedynie uśmiechnęła się lekko i zabrała za przygotowywanie śniadania. Co chwilę jej wzrok wędrował w stronę Tariela, ale także nie omijał ściany otaczającego ich lasu. Wyraźnie widać było iż oczekuje, że prędzej niż później ktoś do nich dołączy. Tak jednak się nie stało, a przynajmniej nic takiego nie nastąpiło. Koc został rozłożony, a na nim położony zawinięty w białe płótno ser i chleb. Była też szynka, aczkolwiek niewielkich rozmiarów kawałek, oraz nieodłączne owoce, bez wątpienia pochodzące z pobliskiego lasu, wciąż kuszące swym świeżym zapachem. Było i wino w karafce, bezpiecznie schronionej w łupkowym koszyku.

- Zacznij jeść, a ja przygotuję opatrunki na zmianę - oświadczyła, nie wydając się w najmniejszym stopniu speszona czy zła, a jedynie zatroskana jego stanem. Nie zabrakło także wyraźnie brzmiącej niewiary w jego umiejętności w kwestii opatrywania ran. Aki czekać nie zamierzał i nim skończyła wypowiadać ostatnie słowo, już siedział z łapkami w miseczce owoców.

- Nie trzeba. Wszystko dobrze - pokręcił stanowczo głową wlewając do kubka trochę wina, które wypił i powrócił na miejsce. Pozornie. Zostawił tam swoją iluzję, zaś sam usiadł znacznie dalej. W oczekiwaniu na gości Amarie.
Zawiedziona dziewczyna usiadła i zabrała się za skubanie rozłożonego jedzenia. Aki, najwyraźniej chcąc pokazać, że ją wspiera i rozumie, przesiadł się bliżej i objął łapkami jej rękę. To, że przy okazji zostawił dość wyraźne ślady zarówno na jej stroju, jak i kocu, zdawało się tancerki nie interesować. Uśmiechnęła się do zwierzaka i pogłaskała jego rogatą głowę, a następnie podsunęła mu pod pyszczek kawałek sera, który natychmiast zniknął wśród ostrych zębów paskudy.

- Łakomczuszek - zganiła go pieszczotliwie, sadzając na podołku i przysuwając mu miskę z owocami tak, żeby mógł do nich sięgnąć. Gdy malec miał już wszystko czego potrzebował, nalała sobie wina, kryjąc przy tym ziewnięcie dłonią, i zabrała do jego degustacji. Należało tu nadmienić iż wino to bez wątpienia było ciut lepszej jakości, niż to które zwykle spotykało się w karczmach. Czuć było lata leżakowania, które zostały nagrodzone cichym westchnięciem, jakie demonica z siebie wydała po upiciu pierwszego łyku.
Radość z rozkoszy podniebienia nie trwała jednak długo. Purpurowy blask na nowo zalśnił w kamieniu, skłaniając Amarie do szybkiego poderwania głowy i skupienia wzroku na także wykazującym nagłą aktywność, kręgu. Aki wydał z siebie pełne oburzenia, ale i zaniepokojenia warknięcie, gdy demonica wstała naglę i podeszła parę kroków bliżej otwierającego się portalu.

- Luks? - wyszeptała, ściskając dłoń na wisiorze, z obawą i pragnieniem jednocześnie goszczących w jej melodyjnym głosie. Szybko jednak, gdy tylko postać zaczęła się materializować, wątła radość na jej twarzy została zastąpiona zaskoczeniem.

- Syris - rzuciła, z pewnym niedowierzaniem pobrzmiewającym w każdej literze imienia nieznajomego, który właśnie dobył sztyletu rozglądając się przy tym po okolicy.


- Schowaj to - rzucił lakonicznie anioł przyglądając się obojętnie postaci, która się pojawiła. Jak gdyby nigdy nic obracał w palcach źdźbło trawy.

Mężczyzna nazwany przez Amarie Syris’em, rzucił Tarielowi szybkie spojrzenie, jednak nie wydał się ani zainteresowany posłuchaniem go ani też nim samym. Jego uwaga skupiła się na demonicy.

- Wstrzymaj swojego pieska, mała - warknął, robiąc krok w ich stronę, jednak tylko jeden i najwyraźniej tylko po to by opuścić krąg.

- On nie jest moim pieskiem - prychnęła Amarie, jednak uśmiech powoli zwiększał szerokość, przemieniając jej twarz w maskę radości. - To mój towarzysz więc gdybyś mógł go nie drażnić Syris’ie…

- Kogo ten idiota znowu drażni? - odezwał się kolejny, męski głos, a w obrębie kręgu materializować się zaczęła nowa sylwetka.


- Nares! - Tym razem pisk był głośny i jak najbardziej wyrażający radość, a Amarie nie czekając dłużej ruszyła biegiem w stronę nowo przybyłych.

Iluzja straciła zainteresowanie przybyłymi wracając do skubania nieistniejącego źdźbła trawy. Sam jednak obserwował z oddali krzywiąc się lekko przy przekręcaniu torsu.

- Tu jesteś maleńka - stwierdził młody człowiek, który wreszcie pojawił się w pełni i opuścił krąg w sam raz, by chwycić Amarie w ramiona.

- A niby gdzie ma być, do cholery? Przecież nas wezwała - prychnął Syris, kręcąc głową z politowaniem.

- Nie was…

- Ale nas dostałaś - wyjaśnił kobiecy głos, a jego właścicielka zaraz po nim ujawniła się oczom Tariela.


- Może byś ją już wypuścił zanim Luks ci facjatę poprawi? - Zmierzyła Nares’a kpiącym spojrzeniem, po czym przeciągnęła się i zlustrowała otoczenie, dłużej nieco skupiając wzrok na aniele.

- A Luks? - Zapytała z nadzieją Amarie, gdy troskliwe i może nieco zbyt śmiałe ręce mężczyzny opuściły jej ciało.

- Nie tym razem słoneczko - kobieta pokręciła głową. - Coś musiałaś źle potworzyć boś złapała tylko nas. Szef pewnie dalej i dlatego nie trafiłaś.

- Pewnie tak - mruknęła demonica, zerkając przy tym na Tariela. - Spróbuję gdy się magia odnowi. Głodni? Co prawda niewiele tego bo nie planowaliśmy długiego postoju ale zawsze coś.

- O nas się nie martw - uspokoił ją od razu Nares. - Ja się nigdzie bez porządnego żarcia nie ruszam.

- Żeby to jeszcze widać było - prychnęła nieznajoma, ponownie skupiając wzrok na aniele. - My?

- Tak, ja i Tariel - Amarie wskazała na niego, zupełnie jakby widziała potrzebę w dodatkowym zaznaczeniu jego obecności. - Tarielu poznaj Syrisa - wskazała zakapturzonego, który wysilił się na coś, co ewentualnie można było nazwać obojętnym burknięciem. - Nares’a - wskazała na młodego mężczyznę, który już niemal zdołał dotrzeć do koca, a teraz skinął głową Tarielowi, jednak nie bez czujnego błysku w oczach. - I Estelle - zakończyła prezentację, wskazując kobietę, która zmierzyła skrzydlatą postać od góry do dołu, nie wyglądając przy tym na szczególnie zachwyconą ową nową znajomością.

- Luksowi się to nie spodoba - mruknęła, kręcąc głową i wreszcie opuszczając krąg, który zniknął w następnej chwili. - Nie mówiąc już o tym, że się spóźniłaś o dobry rok.

- Miałam problemy - wyjaśniła Amarie, niewiele przy tym wyjaśniając i ruszając w stronę Tariela, by usiąść obok niego.

- Udam, że słyszę to po raz pierwszy - prychnął Syris, sadowiąc się pod pniem drzewa.

- Dałbyś już spokój - jęknęła Estelle, także znajdując sobie dogodne miejsce przy wystającym korzeniu i dorzucając kilka patyków do ognia. - Przecież się znalazła. Na Trójcę, czasem sie zastanawiam z kogo jest większy dzieciuch, z ciebie czy Nares’a.

- Hej! - zaprotestował natychmiast młodzieniec.

- Stul pysk - warknął Syris, nie precyzując do kogo dokładnie mówi.
Amarie w międzyczasie obdarzyła skrzydlatą postać uśmiechem absolutnej radości i szepnęła w demonim.
- Rodzina.

Demon skrzywił się widząc nadgorliwe dłonie Naresa. Syris też nie przypadł mu do gustu.
W tej chwili najchętniej uwolniłby iluzję pozornie znikając z towarzystwa, ale nie zrobił tego. Na przedstawienie poszczególnych osób zareagował bezwyrazowym skinięciem głowy mając nadzieję, iż żadne z nich nie będzie miało ochoty podać mu ręki. Dalej było tylko gorzej. Najpierw Estelle rzuciła kwaśną uwagę, jakby go tu nie było, a potem Amarie usiadła obok niego. Na stwierdzenie o rodzinie pokiwał lekko głową. Natychmiast pomyślał o tym, że Nares nieszczególnie traktuje ją jako rodzinę. Nie chciał wstać tuż po tym jak demonica przysiadła się do niego, więc odczekał chwilę nim to uczynił.

- Dawno się nie widzieliście. Pójdę w takim razie doprowadzić się do porządku - spojrzał wymownie na Amarie, by wiedziała gdzie w razie czego go szukać. Oddalił się kawałek i rozprostował skrzydła spinając je do uderzenia. Przynajmniej iluzja miała taki zamiar. Tariel nadal siedział w bezpiecznej odległości.

- No i problem z głowy - skomentował zniknięcie anioła Syris, wyraźnie wykazując przy tym poprawę humoru. Nie tak jednak jak Nares.

- Anioł?! Rie ja rozumiem twoją fascynację skrzydłami, ale tym razem chyba jednak przesadziłaś - oświadczył, gubiąc gdzieś wcześniejszą beztroskę i butę, zamieniając ją na gniew. Demonica w odpowiedzi wyraźnie się zasępiła, jednak głowę trzymała prosto i ani myślała pozwolić by jej dyktowano co ma robić.

- Nawet gdyby był ghulem, to nie twój interes. Wygląd może mylić. Zostaw go w spokoju z łaski swojej - warknęła.

- Sama jednak pomyśl co Luks na niego powie, jak już go znajdziemy - Estelle podjęła próbę przemówienia jej do rozumu, najwyraźniej popierając opinię mężczyzn. - Wiesz że nie przepada za aniołami. Wiesz też jaki potrafi być. Jeżeli przyprowadzisz tego swojego upierzonego kochasia…

- Że co niby?! - przerwał jej Nares, a wybuchowi temu towarzyszył kpiący śmiech zakapturzonego Syrisa.

- Kurwa, czasami się zastanawiam po co ci oczy, bo ni chuja nimi nie widzisz - prychnął, kręcąc przy tym głową. - Ślepa kura by zauważyła.

- Ty się nie wtrącaj - zgasiła go Estelle, sprawiając wrażenie jakby sama miała ochotę parsknąć śmiechem. - Szef się wścieknie, a zgadnijcie na kim to wyładuje, bo przecież nie na Amarie.

- Pewnie że nie na niej - zgodził się Nares, mierząc pozostałą dwójkę niechętnym spojrzeniem. - I jakoś tak znowu mam wrażenie, że to jakimś cudem na mnie trafi.

- Luks cię kocha bratku, taki już twój los - ponownie zakpił Syris, przenosząc wzrok na zepchniętą na boczny tor demonicę. Jego mina od razu spoważniała.

- Udało ci się zdobyć informacje? - zapytał, wbijając w nią spojrzenie niebieskich oczu.

- Jej się zawsze udaje, inaczej by jej tu nie było - prychnął Nares. - Nasz mały Cień nie zawodzi, nie?

Amarie skinęła głową, jednak nie odezwała się. Zdawało się iż jej uwaga w pełni skupiona była na linii lasu.
- Kocha to wróci, się nie martw mała - mruknął nożownik. - A jak nie wróci to się go poszuka i będziesz go mogła potraktować tymi swoimi pazurkami.

Na te słowa tancerka drgnęła i jakby nieco się skuliła, przenosząc spojrzenie na mówiącego. Cokolwiek nim przekazała, jego twarz, a przynajmniej te fragmenty które widać było, stężały. Nie ciągnął jednak tematu, tylko głębiej nasunął kaptur.

- Znowu czegoś nie rozumiem? - Nares popatrzył to na jedno, to na drugie, a następnie na Estelle.

- Skoro nie rozumiesz to się nie wtrącaj - warknęła wojowniczka, sama wyglądając jakby miała ochotę zadać kilka pytań od siebie. - Jest coś, czym powinniśmy się martwić, Amarie?

- Kastor o mało mnie nie dopadł - mruknęła demonica, przenosząc spojrzenie na kobietę. - Wczoraj wieczorem, w stajni u Kasuna. Nie znalazł, ale pewnie wciąż węszy. On i jego zgraja.

- Kastor mówisz - oczy Estelle zalśniły nowym blaskiem. - U Unisa? To niedaleko…

- Nawet o tym nie myśl - przerwał jej nożownik. - Mamy małą na głowie, chcesz się tłumaczyć jak się jej coś stanie? Bo ja nie mam takiego zamiaru.

- Taka okazja może się nie powtórzyć, do cholery… - Wojowniczka wstała i zaczęła chodzić tam i z powrotem, dłoń w rękawicy raz po raz zaciskając na rękojeści miecza.

- Może i powtórzy - odparł lakonicznie Syris. - Informacje z tej ślicznej główki są teraz ważniejsze.

- Nie tylko główki - wtrącił od razu Nares, obdarzając Amarie zdecydowanie nie rodzinnym spojrzeniem.

- Pamiętasz ostatni raz? - Zapytała wojowniczka, nad wyraz słodkim głosikiem.

Jęk i śmiech były najwyraźniej odpowiedziami, których Estelle się spodziewała bowiem sama też wybuchnęła śmiechem.
- Idę nazbierać drewna - poinformowała Amarie, wstając. Najwyraźniej żarty nie przypadły jej szczególnie do gustu.

- Nie, nie idziesz - mruknął Syris, natychmiast poważniejąc.

- Zdecydowanie nie - odpowiedziała chórem pozostała dwójka, natychmiast ponownie skupiając na niej wzrok.

- Ten idiota może się tym zająć - nożownik wskazał na swego towarzysza, który o dziwo skinął głową.

- Biorę Aki’ego, Syrisie - demonica zwróciła się do mężczyzny korzystając ze swojego języka. - Muszę z nim porozmawiać na spokojnie. To trochę dużo, a czas raczej nie najlepszy.

Niebieskie oczy wwiercały się w nią przez dłuższą chwilę, ignorując sarkania pozostałych tyczące się sekretów w grupie. W końcu nożownik skinął głową.
- Tylko uważaj, mała - przestrzegł, uciszając dłonią parę towarzyszy i obserwując oddalającą się Amarie.

- Puściłeś ja? - w pytaniu Estelle była wyjątkowo duża doza niedowierzania.

- To duża dziewczynka, da sobie radę z jednym pierzastym skurwielem - odpowiedział spokojnie. Może nawet ciut za spokojnie…

- Luks go zabije - stwierdził pogodnie Nares, szczerząc się jak idiota, którym go zresztą nazwano.

- Wątpię - prychnął nożownik. - Mała by mu nie wybaczyła, a wiecie jak mu odpierdala na jej punkcie.

- Taaa… Niby tylko jemu - prychnęła wojowniczka, zabierając się za rozporządzanie marnymi zapasami Amarie. - Ciekawe jednak dlaczego nie wezwała kogoś z nas wcześniej.

- Ciekawe jest to, że wezwała - odpowiedział Nares, dorzucając swoje zapasy, które zaczął wyjmować z plecaka. - To chyba pierwszy raz, nie?

- Mhmmm - mruknął w odpowiedzi Syris. - Jak będzie chciała to powie. Co na śniadanie? - zmienił temat, co dało reszcie sygnał do wszczęcia kolejnej kłótni.

Tariel słuchał rozmowy z wyjątkowym niesmakiem. Sytuacji nie poprawiało pieczenie w boku i dłoni. Miał szczególną ochotę po prostu odlecieć do miasta i zając się tym, czym zajmował się do tej pory, czyli beztroskim życiem i występami. Czasem ulicznymi, czasem estradowymi, zależnie od miejsca i okazji ku temu. Miał ochotę poprzedzić to napędzeniem stracha "rodzinie" Amarie i wyjątkowo paskudne żarty.

Gdy demonica wzięła Akiego i ruszyła nad strumień przez chwilę jeszcze siedział, ale w końcu podniósł się. Pospiesznie poleciał nad strumień, gdzie wylądował u brzegu. Nie zdjął jednak iluzji niewidzialności. Nie zdecydował jeszcze czy odleci, choć nie wiedział czemu.

Amarie pojawiła się na miejscu w jakąś chwilę później, przystając przy kamiennych płytach i rozglądając się w poszukiwaniu Tariela. Nie widząc go nigdzie, zawahała się, a następnie zsunęła buty i usadowiła się na brzegu, mocząc stopy w wodzie. Aki wydawał się zadowolony ze zmiany otoczenia i wody, gdyż od razu zanurkował wybierając do tego celu najgłębsze miejsce. Demonica pozwoliła mu bawić się w najlepsze przy wtórze radosnych pisków, sama odchylając się do tyłu i wbijając spojrzenie w niebo.
- Jesteś tu? - Zapytała w końcu, nie zmieniając pozycji.

Nie odpowiedział, choć znajdował się tak niedaleko, że gdyby oboje wyciągnęli ręce, to mogliby zetknąć czubki palców.
Ona zaś odczekała trochę, po czym z westchnięciem opadła na trawę.

- Może jesteś, a może cię nie ma - uniosła dłoń, spoglądając w błękit i przesuwając kolejne palce by zwiększyć pole widzenia, lub je zmniejszyć. - Pewnie nie będziesz chciał dalej ze mną podążać, więc chciałam się chociaż pożegnać. I chciałam przeprosić za te rany. Pewnie się będą paskudnie goić, zwykle tak jest. Zostawię ci maść. Jeżeli tu jesteś to powiem tylko, że musisz z nią uważać i nie kłaść za dużo. Jeżeli cię nie ma to może się domyślisz jak ją znajdziesz.

Mówiąc sięgnęła wolną dłonią do torby, która zdawała się być tak samo częścią Amarie jak rogi czy ogon. Po krótkich poszukiwaniach wyjęła skrzyneczkę, taką samą jak ta, którą wyjęła wieczorem i zapewne będącą dokładnie tą samą, a następnie położyła obok siebie na trawie.

- Nie zapomnę naszego występu - dorzuciła ze śmiechem. - Wątpię by ktokolwiek z obecnych wtedy go zapomniał. Powodzenia, Tarielu.
Wypowiadając ostatnie słowa przymknęła na chwilę oczy, a następnie zaczęła wstawać.

- Aki, koniec zabawy, wracamy - oświadczyła rozbrykanemu zwierzakowi.
Westchnął cicho.

- Jestem - pojawił się tylko na chwilę, by pokazać jej gdzie się znajduje. Przez tę krótką chwilę mogła zobaczyć, że wpatruje się uważnie w płynącą wodę.
- Rodzina - dorzucił, choć nie wiedział po co. Nie wiedział też co kierowało nim, by jednak się pokazać
Odwróciła się tak by stać do niego przodem.

- Tak, dalej pójdę z nimi. Nie potrafię walczyć, a oni znają się na tym jak niewielu. Pomogą mi dotrzeć do Luksa. Chciałabym żebyś poszedł z nami ale nie będę cię zmuszać - uśmiechnęła się wesoło. - Może kiedyś jeszcze się spotkamy, chociaż pewnie i tak cię nie rozpoznam. Z pewnością jednak nie zapomnę. To był niezwykle ciekawy dzień i równie interesująca noc.
Pochyliła się by podnieść skrzyneczkę z maścią.

- Nie zapomnij o tym - dodała, wyciągając w jego stronę podarek.
Odchrząknął i zdjął buty. W wodzie strumienia pojawiły się dwie pozornie puste kształty przypominające stopy. Następnie rozłożył skrzydła i położył się na trawie.

- Zostaniesz jeszcze? - zapytał.

- Jeszcze chwilę - odparła, na które to słowa Aki z radosnym skrzekiem ponownie wbił się pod powierzchnię wody. Najwyraźniej zabawa ta niezwykle do gustu mu przypadła. Amarie zaś powróciła na wcześniej zajmowane przez siebie miejsce.

- Nie mogę zostać długo. Syris zacznie mnie szukać - wyjaśniła pogodnie, skubiąc trawę palcami i przyglądając się walce swego pupila z taflą wody.

- To zależy czy chcesz, żeby cię znalazł - odparł iluzjonista spokojnie zaznaczając kontury własnego rozłożonego skrzydła znajdującego się niedaleko od kobiety. Wolał nie zostać przydeptany.

- Musze wrócić - wyjaśniła, markotniejąc nieco, jednak tylko na krótką chwilę. - Gdybym zniknęła zdradziłabym zaufanie jakim darzy mnie Syris. Pozostali też nie odebraliby tego dobrze. No i Luks… Z nim muszę się spotkać.
Wzruszyła ramionami, zdmuchując z dłoni źdźbła, które spoczęły na wodzie i płynąć poczęły wraz z nurtem strumienia. Nagle odwróciła się i ułożyła na brzuchu, dłońmi sięgając do ledwie widocznego skrzydła.

- Nares jest chyba o ciebie zazdrosny - roześmiała się i pokręciła głową. - Dobrze będzie znów się z nimi posprzeczać i posłuchać jak sami się na siebie rzucają.

Czując muśnięcie palców Amarie podwinął skrzydło, lecz po chwili wyprostował je ponownie, nieco bardziej uwidaczniając kontury. Na wypadek, gdyby chciała ponownie go dotknąć.

- Skoro musisz - mruknął iluzjonista nie podzielając jej entuzjazmu.
Demonica nie wahała się ze wznowieniem dotyku, gdy tylko skrzydło powróciło do poprzedniej pozycji.

- Wróć ze mną - zaproponowała, skupiając na nim wzrok i pozwalając by palce działały same, bez udziału świadomości. - Razem dotrzemy do Luksa.

- Po co ci on? - zapytał obserwując niebo.
Amarie nie odpowiedziała od razu, przenosząc na chwilę wzrok na własne palce, które przesunęły się nieco bliżej ciała demona, jednak wciąż pozostawały w bezpiecznej odległości, podobnie jak i ona.

- Jest dla mnie ważny - odparła w końcu. - Muszę do niego dotrzeć by przekazać informacje, które zdobyłam. To bardzo ważne, Tarielu.
Słychać było, że jej zależy na dotarciu do Luksa. Jej głos był poważny i spokojny, nie pozbawiony nuty czułości i ledwie wyłapywanej tęsknoty.

- Dlaczego tak dziwnie się zachowujesz? - Zapytała, zmieniając temat.

- A do czego jestem ci potrzebny? - zapytał nie poruszając drugiego pytania.

Westchnęła, zupełnie jakby siły, które posiadała, właśnie umykały wraz z owym powietrzem, które opuszczało jej płuca.
- Lubię twoją magię - odpowiedziała, porzucając powagę i spokój na rzec wesołych brzmień. - Współgra z moją pozwalając tworzyć rzeczy niemożliwe, dostępne bogom bardziej niż nam. Jeszcze się z czymś takim nie spotkałam. No i lubię cie. Jesteś trochę dziwny, strasznie przewrażliwiony ale da się z tobą wytrzymać. Chciałabym poznać więcej - wyznała, muskając nosem błonę skrzydła. - I uwielbiam twoje skrzydła - dorzuciła z twarzą skrytą we wspomnianym elemencie fizjonomii demona.

- Nic nie jest prawdziwe. Wszystko jest dozwolone - powiedział tłumiąc rodzący się dreszcz i skrywając zaistniałe jego początki. Nie miał zamiaru dopuścić do powtórki tego, co działo się w nocy. Leżał nieruchomo. Nie wiedział co jej odpowiedzieć.

- Mówisz jak Luks - roześmiała się cicho, podnosząc twarz i ponownie skupiając na nim spojrzenie. - Widzę jednak, że nie chcesz ze mną podążyć. Nie będę cię zmuszać - żal był wyraźny, nie kryła żadnego z uczuć. Zapewne dlatego mógł także wyłapać odrobinę gniewu, która zapłonęła, jednak miała krótkie życie.

- Będę już wracać - oświadczyła, podnosząc się i zamierając na chwilę w przyklęku, jakby chciała do końca cieszyć się dotykiem skrzydeł pod palcami. - Uważaj na siebie, Tarielu.

Gdy się wyprostowała, zniknął ów smutek, z którym wypowiedziała ostatnie słowa, zastąpiony uśmiechem, który może i nie wyglądał na szczery, jednak ewentualnie mógł za taki ujść dopóki nie spojrzało się w szkarłatne oczy. Aki, który wyraźnie wyczuł, że tym razem naprawdę nastąpił koniec zabawy, podleciał i usadowił się na plecach demonicy, otulając jej talię ogonem i wczepiając łapki ramiona. Leniwe uderzenia skrzydeł budziły wiatr, który poruszał złotymi włosami Amarie.

- Idziemy - zadecydowała, poklepując łapkę stworka i poprawiając go by ułożył się wygodniej.

Podniósł się do pozycji siedzącej.
- Ta twoja... "rodzina"... - zaczął i skrzywił się.
- Co jeden to lepszy. A ten fałszywie szczerzący się na samym szczycie. "Braciszek" pchający się z łapami - prychnął demon.

Wzruszyła ramionami, co mogło być odpowiedzią jak i próbą namówienia Aki’ego by poluzował chwyt łapek.
- Nares już taki jest - oświadczyła. - A reszta… Są tym czym ich uczyniło życie, które prowadzą. Potrafią się bawić, cieszyć, śmiać. Potrafią też zabijać, kłamać i knuć. Są jednak wierni i zawsze przybędą z pomocą temu, kogo zaliczają do swoich. Może i na pierwszy rzut oka wydają się nieciekawą zbieraniną, to jednak ufam im w pełni. Mówią że rodziny się nie wybiera. Ja swoją wybrałam i jestem z tego powodu szczęśliwa. Gdybyś dał im szansę sam byś to zobaczył.

- Wystarczy, że słyszałem, co mówili - podniósł się wspierając na zdrowej dłoni, lecz grymas spowodowany bólem w boku skrył już za iluzją. Powinien zmienić opatrunek.
- Wracajmy - powiedział obojętnie.

Pokręciła głową.
- Nie możesz iść ze mną dalej, o ile nie podejmiesz decyzji - wyjaśniła stanowczo, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że jest to punkt w którym on musi podjąć decyzję, która jest dla niej ważna. - Jeżeli nie chcesz do mnie dołączyć będziesz musiał teraz odejść. Nie mogę pozwolić byś nam bez tego towarzyszył. Jeżeli to zrobię zawiodę wszystkich, nie wspominając nawet o konsekwencjach takiego czynu. I przestań się ukrywać - dorzuciła gniewnie, na krótką chwilę tracąc opanowanie. Wyraźnie zachowanie Tariela zaczynało coraz mocniej burzyć jej spokój i bez wątpienia działało na nerwy.
- Proszę - dodała spokojniej, pochylając głowę by uciec wzrokiem, który skupiła na dłoni ściskającej pasek torby.

- Pójdę z tobą, ale nie mam zamiaru pokazywać się nikomu takim, jaki jestem. W szczególności im - założył ręce na piersi.

- Wystarczy, że przestaniesz się kryć gdy jesteśmy sami - przyjęła jego warunek, wyraźnie przy tym weselejąc. - W takim jednak razie zanim ruszymy trzeba zająć się twoimi ranami. Jeżeli nie chcesz mojej pomocy to zrób to sam, ja się odwrócę - co mówiąc zrobiła dokładnie to co powiedziała. Jej dłoń wsunęła się do wnętrza torby i po krótkich poszukiwaniach wydobyła z niej opatrunki, które demonica podała Aki’emu. Zwierzak z kolei odczepił się od niej, leniwymi machnięciami skrzydeł utrzymując w powietrzu, i podsunął zawiniątka niemal pod sam nos Tariela.

- Wiesz… Nie chciałam cię podrapać, naprawdę - mruknęła w międzyczasie Amarie, czubkiem buta przesuwając źdźbła trawy, sprawiając przy tym wrażenie zawstydzonej.

Demon nie odpowiedział mając przekorną ochotę odmówić pomocy, lecz w końcu przyjął ofertę. Zakrył się iluzją sztucznie nieruchomej postaci własną ukrywając przed oczami Amarie. Syknął bardzo cicho, gdy zdejmował własne, prowizoryczne opatrunki z torsu. Podobnie z raną na dłoni.
Smarowanie otwartych ran nie było przyjemnym uczuciem. Przeciwnie. Tym razem bolało bardziej niż wtedy, gdy robiła to demonica. Zakończył dopiero po dłuższej chwili. Zdjął wtedy jedną iluzję przywdziewając anielską postać. Resztę oddał Akiemu.
- Możemy ruszać.

Demonica skinęła głową w odpowiedzi, wyciągając dłonie do zwierzaka.
- Ruszajmy - dodała, odwracając się w stronę demona, który narzucił na siebie anielską maskę iluzji. Czy była z tego powodu zadowolona czy nie, nie zdradziła. Uśmiechnęła się jednak wesoło, chociaż nie do końca był to pewny uśmiech. Może miała mu za złe, że wciąż odtrąca jej pomoc czy przeprosiny, a może chodziło o coś innego. Aki usadowił się z powrotem na swoim miejscu, dopominając nagrody za swoją pomoc.
- Dostaniesz jak wrócimy - zapewniła go, głaszcząc rogaty łebek, po czym ruszyła w stronę linii lasu.

Skinął głową i włożył jedną rękę do kieszeni. Kontuzjowaną zatknął za pas. Z nie do końca szczęśliwą miną zakrytą przez obojętność ruszył do obozu "rodziny".
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 27-04-2016, 21:12   #9
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Wracali powoli. Blask słońca oświetlał im drogę, przedzierając się radosnymi, złotymi promieniami, przez gęste korony drzew. Poszycie, po którym stąpali, wydawało z siebie mocny, upajający zapach. Była to woń grzyba, wilgoci, ciepła, które powoli wdzierało się w kolejne warstwy zalegających ziemię liści, trawy, gdzieniegdzie mchu. Był to dobry zapach, pełen życia i śmierci, świadczący o odwiecznym cyklu, w którym to co umiera, staje się pokarmem dla tego, czemu przyszło żyć dzięki tej ofierze.
Wysoko nad nimi, wewnątrz potężnych pni drzew, drobne zwierzęta budziły się z nocnego uśpienia. Słychać było szelest liści, tu i ówdzie na ziemię spadł orzech. Rozległa się pierwsza pieśń, wesoły trel, nawoływanie do tego by otworzyć oczy i spojrzeć na cuda, którym bogowie pozwalali zaistnieć każdego nowego dnia.

Amarie zdawała się cieszyć każdym z owych objawów życia, zupełnie jakby wbrew prawom natury, dzień który zaczynał swe panowanie nad światem, nie odbierał jej sił, a wręcz przeciwnie - dodawał. Aki także wydawał się zadowolonym z życia stworzeniem, które wygodnie umoszczone na plecach demonicy, niemal zlewało się z nią w jedno, od czasu do czasu machając skrzydłami. Towarzyszącego im demona, który na własne życzenie przybrał wygląd istoty anielskiej, zdawali się ignorować. Jedynie zwierzak, raz po raz, w chwilach gdy dziewczyna była zajęta podziwianiem kwiatów czy śpiewu ptasiego, odwracał pyszczek w stronę Tariela. W jego spojrzeniu lśnił wyrzut, wyraźny i kłujący niczym sosnowe szpilki. Można było niemal odnieść wrażenie, że stworzenie to zalicza się do gatunku inteligentnych. Zanim jednak myśl ta na dobre zagościła w głowie, Aki odwracał się wydobywając z siebie skrzekliwe ponaglenie lub równie skrzekliwy śmiech, na który to odgłos odpowiadał dźwięczny głos Amarie. Oboje bez wątpienia doskonale się ze sobą dogadywali. Ile czasu już byli razem? Kim tak naprawdę byli? Ile jeszcze sekretów kryła drobna istota, która wesoło spacerowała przed Tarielem, machając przy tym radośnie ogonem? Odpowiedzi na te pytania mogły być zarówno całkiem niewinne i bezpieczne, jak i całkiem przeciwnego rodzaju. Nie dało się jednak ukryć, że wkrótce na własnej skórze przekona się o rodzaju przynajmniej jednej z nich.

Nim dotarli do polany zdołali wyczuć goszczącą na niej rodzinę demonicy. Zapach pieczonego boczku był bardzo wyraźny i wyjątkowo kuszący. Aki pisnął radośnie i oderwał się od pleców dziewczyny by przyspieszyć swoje pojawienie się w miejscu, gdzie szykowała się najwyraźniej uczta dla wygłodniałych żołądków.
- Głodomorek - mruknęła Amarie, jednak więcej w tym słowie było czułości, niż faktycznego wyrzutu. Rzuciła jeszcze szybkie spojrzenie na Tariela, zupełnie jakby chciała się upewnić, że wciąż za nią podąża, a następnie podążyła śladami swojego ulubieńca.

Uczta faktycznie była, chociaż bez wątpienia nie umywała się do tego, co podawano na śniadania w co lepszych karczmach. Dało się jednak przełknąć zarówno boczek, jak i podane do niego jajka. Wino, gorsze nieco od tego, które demon miał okazję kosztować wcześniej, także zostało podane. Towarzystwo przy śniadaniu było głośne, rzucające docinkami i niewybrednymi żartami, jednak nawet ślepiec by zauważył, że zachowanie to było w dużej mierze na pokaz. Amarie jednak zdawała się tego nie dostrzegać, reagując dokładnie tak, jak tego od niej wymagano. Trzymała się przy tym blisko Tariela, co nie każdemu do gustu przypadło. Syris okazał się być jedynym, który sprawiał wrażenie pogodzonego z obecnością anioła w ich gronie. Możliwe jednak, iż wrażenie to brało się głównie z tego, że w przeciwieństwie do pozostałych, od czasu do czasu odzywał się do owego anioła. To, że odpowiedzi jakie dostawał niekoniecznie należały do przyjaznych, radosnych czy chociażby pełnych, zdawało się spływać po nim jak woda po kaczce. Grunt że Amarie była zadowolona, lub też całkiem dobrze owe zadowolenie udawała.

Gra pełna fałszu, podtekstów i podchodów, zakończyła się wraz z końcem jedzenia. Bez słowa, trójka gości zaczęła zabierać się do złożenia owego niewielkiego obozu, zbywając przy tym zapewnienia demonicy, że sama sobie poradzi. Bycie traktowaną niczym drogocenna porcelana, której każdy bał się dotknąć by przypadkiem nie uszkodzić, musiało ciążyć Amarie, co Tariel parokrotnie wyłapał w rzucanych mu ukradkiem spojrzeniach dziewczyny. Nie skarżyła się jednak, ograniczając do wycofania na pewną odległość by pobawić się z Aki’m. To zaś sprawiło, że pozorna uprzejmość i akceptacja, która była odgrywana na potrzeby demonicy, zmieniła się w otwarcie wrogie spojrzenia. Także i z nich wybił się Syris, wyraźnie przy tym irytując zarówno Naresa jak i Estelle. Dlaczego traktował Tariela inaczej? Co stało za takim, a nie innym zachowaniem? Demon mógł się jedynie domyślać.

Ruszono w jakąś godzinę później. Amarie szła z Syrisem, rozmawiając z nim cicho, ku wyraźnemu niezadowoleniu Naresa, który wyraźnie liczył na to, że dziewczyna poświęci większość swojej uwagi jemu. Szczególnie biorąc pod uwagę to, że anioł zdecydował się towarzyszyć im w nieco większym oddaleniu, korzystając z posiadania atrybutu niedostępnego pozostałym. Estelle nie omieszkała skorzystać z okazji by wbić szpilę czy dwie, każdą dobrze wymierzoną i bolesną.

Dalsze rozmowy odbywały się już poza zasięgiem uszu demona. Jego oczy śledziły cztery drobne sylwetki migające mu raz po raz wśród koron drzew. Droga, którą obrali, kierowała ich prosto do celu, który wraz z mijającymi minutami, stawał się coraz wyraźniejszy.


Skupisko wysokich drzew, wyraźnie odbijało się od reszty lasu. Otoczone poranną mgłą, która powoli wznosiła się ku niebu, sprawiało wrażenie nabitej szpilkami poduszki.
Dlaczego akurat tam prowadzili młodą demonicę, tego nikt mu nie wyjaśnił. Skoro jednak Amarie nie miała nic przeciwko… A może miała, tylko tego nie pokazywała? Jej oddanie rodzinie, czy raczej tej zbieraninie podejrzanych i raczej nieprzyjemnych osób, zaczynało zakrawać na fanatyczne uwielbienie lub niewolnicze posłuszeństwo. Cokolwiek się za tym kryło, nie mogło być dobre. On zaś zgodził się postawić stopę w tym bagnie, które wkrótce mogło zacząć go wciągać. Nim się obejrzy znajdzie się w nim po szyję, a wtedy nie będzie już ratunku. Dlaczego więc to robił? Dlaczego za nią podążał?
Pytania…

Myśli demona krążyły wśród nich, wśród jego samego, wokoło tego w co się wpakował. Dzień powoli nabierał mocy, tak jak i promienie słoneczne, które zaczęły prażyć w niezbyt przyjemny sposób. Każdy wiedział, że demony były istotami nocy. Dzień je osłabiał, wysysał z nich moc i siły. Dobrze zatem się stało, że pozostali nie oszczędzali swych nóg i w końcu dotarli do wyznaczonego przez kierunek ich wędrówki, punktu. Aki, który został najwyraźniej wysłany by poszukać Tariela, krążył nad nimi niczym szukający swej ofiary jastrząb. Gdy kolejna iluzja jego samego połączyła się z nim, demon podążył w stronę czekających. Przywitanie było mieszane, czego mógł się spodziewać. Radosne ze strony Amarie, obojętne Syrisa i nieprzyjazne pozostałych. To jednak nie było teraz istotne, a przynajmniej nie sprawiało takie wrażenia.
- Słodka Rie ręczy za ciebie, więc lepiej by było żebyś trzymał język za zębami na temat tego miejsca - poinformował go wielce przyjaznym tonem, Nares.
- Nie ma sensu żebyśmy szli całą drogę - wyjaśnił Syris. - Przeniesiemy się wykorzystując jeden z teleportów należących do naszego oddziału. Nie przeszkadza ci to?
- Nie przeszkadza mu - demonica odpowiedziała zamiast Tariela, stając solidarnie przy nim, co bynajmniej nie wpłynęło pozytywnie na opinie, jaką miał u pozostałych. Sarknięcia Naresa towarzyszyły im przez dalsze minuty drogi, zakończone dotarciem do kamiennego kręgu.


Było tu cicho, wręcz nienaturalnie cicho. Ptaki nie świergotały, drobne gryzonie nie buszowały w poszyciu. Nawet samotna mucha nie odważyła się zbezcześcić owego miejsca. W powietrzu czuć było magię, żywą i wibrującą, przenikającą wszystko co żywe. Jednocześnie magia ta odpychała, wyraźnie dając do zrozumienia, że demon nie był mile widzianym gościem. O ironio, nawet teleporty ludzi Luksa zdawały się pałać do niego niechęcią. Na jakie zatem powitanie mógł liczyć kryjący się pod postacią anioła, Tariel?

Jak się wkrótce okazało i tutaj Amarie skorzystała z własnej krwi. Nie była przy tym jedyną osobą, bowiem każdy z członków tej dziwnej grupy uronił kroplę swej posoki, dokładnie pośrodku miejsca wyznaczonego przez kamienie. Anioła nie poproszono o tą ofiarę. Może uznano, że świętoszkowaty typek nie zgodzi się na branie udziału w tak podejrzanym rytuale? Wszak nawet ci mniej czyści wzbraniali się przed użyciem życiodajnego płynu, który krążył w ich ciałach. Krwawe ofiary jednoznacznie kojarzono ze złem i spaczeniem. W większości mając przy tym rację.
Demonica wyciągnęła w kierunku swojego towarzysza dłoń.
- Tak będzie bezpieczniej - wyjaśniła, obdarzając go wesołym uśmiechem, który jednak nie sięgnął oczu. Czy to dlatego że się denerwowała? Może obawiała czegoś? Była wystraszona? Nie mógł wiedzieć. Zwykle łatwa do odczytania twarz, stała się nagle maską, z której nie mógł wyczytać niczego. O czym rozmawiali w trakcie drogi?
Pytania…




Portal został aktywowany, gdy tylko wszyscy znaleźli się w zasięgu jego działania. Amarie nieco mocniej zacisnęła palce na dłoni Tariela, przysuwając się do niego bliżej. Magia zawirowała, tak jak i świat wokół nich. Czerń zastąpiła światło dnia. Wiatr mocy, ten który tańczył wśród pni drzew. Na miejscu ciszy pojawił się szum.
Nie trwało to długo, nie było uciążliwe ani tym bardziej bolesne. Gdy zaś ucichło, oczom demona ukazał się obrazek, niczym żywcem wyjęty z jednych, z popularnych wśród kobiet wyższych sfer, romansideł.


Chatka, strumień, las i góry w tle. Obraz tak słodki, że aż zęby zaczynały boleć. Najwyraźniej jednak reszcie to nie przeszkadzało, a wręcz można było rzec, iż odetchnęli z ulgą. Jedno po drugim opuszczali niemal identyczny kamienny krąg, jak ten do którego weszli, i kierowali się w stronę budynku. Także Amarie pociągnęła Tariela by pospieszył za resztą. Nim jednak zdołali dojść do drzwi, te otwarły się z trzaskiem. Mężczyzna, który w nich stanął pasował do tego miejsca jak dziewica do burdelu.


Na widok trójki, która ruszyła przodem, skinął głową. Na widok anioła dobył mieczy. Gdy jednak ujrzał Amarie…
- Spóźniłaś się - oświadczył głuchym, pozbawionym emocji głosem. Jego spojrzenie utknęło w demonicy, a dłonie mocniej zacisnęły na rękojeściach. Cała słodycz jakby uleciała w popłochu, zastąpiona bardziej pasującą do tego człowieka, grozą.
- Luks - wyszeptała jasnowłosa, puszczając dłoń Tariela i robiąc krok w stronę mężczyzny, a następnie w geście powitania, pochyliła głowę.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 05-05-2016, 22:47   #10
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Demon założył ręce na piersi i spojrzał spode łba na Luksa. Cofnął się o dwa kroki wyglądając na gotowego do odparcia ataku. W rzeczywistości w tamtym miejscu stała tylko iluzja. Tariel odszedł, by patrzeć na wszystko z boku pod osłoną niewidzialności.

Nares oraz Estelle przystanęli by popatrzeć na ciekawie się zapowiadające widowisko, jednak szansa na jego obserwację została im odebrana przez Syrisa. Mężczyzna bezceremonialnie chwycił młodszego towarzysza za ramię i popchnął do przodu. Ich towarzyszka zaklęła i podążyła za wygrażającym się, jednak posłusznie znikającym w chacie, młodzieńcem. Nożownik przystanął jeszcze na chwilę, widocznie upewniając się czy aby stosunek sił jest odpowiedni, po czym także przekroczył próg i zamknął za sobą drzwi.

- Amarie - Luks przywitał demonicę, nie pozwalając by jego głos zdradził czy cieszy się z tego spotkania, czy znajduje na granicy wściekłości. Jego wzrok powędrował ku aniołowi, a usta skrzywiły z odrazą. - Przyprowadziłaś anioła - stwierdzenie to zawierało całkiem sporą dozę wyrzutu.

- To przyjaciel - wyjaśniła, prostując się. - Ocalił mnie przed grupą łapaczy Kastora. Zawdzięczam mu życie.

To, ile prawdy w jej słowach było, Tariel wiedział doskonale. Amarie zaś wbiła spojrzenie w oczy Luks’a i zdawać się mogło, że przy okazji nieco urosła.
- Rozumiem - mruknął w odpowiedzi, niechętnie chowając miecze tam, gdzie ich miejsce było. - Tęskniłem - dodał, a jego głos zmienił się diametralnie, zyskując delikatnych nut, które nijak nie pasowały do tego, co widziały oczy.

- To nie było łatwe zadanie - stwierdziła, przechylając lekko głowę. W jej głosie pojawiły się wesołe nutki, które sprawiały wrażenie jak najbardziej prawdziwych.

- Dlatego posłałem tam ciebie, a nie któregoś z pozostałych. - Mówiąc rozłożył ręce, na które to zaproszenie demonica odpowiedziała natychmiast, pokonując ów krótki odcinek jaki ich dzielił i rzucając się Luks’owi w ramiona. Ten przytulił ją, z pewnością mocniej niż była ku temu potrzeba, a na czubku rogatek głowy złożył lekki pocałunek. Zaraz jednak jego uwaga ponownie skupiła się na Tarielu.

- Nie lubię aniołów - wyjaśnił niezbyt przyjaznym głosem, który dodatkowo potwierdzał jego słowa. - Skoro jednak uratowałeś życie Rie, będziesz mile widzianym gościem w moim domostwie. Przynajmniej dopóki nie wpadniesz na jakiś głupi pomysł. Różne rzeczy się tu dzieją, nie potrzebuję świętobliwych kazań. Jeżeli ci to pasuje to zapraszam. Jeżeli nie… - Paskudny uśmiech pojawił się na jego ustach. Nie dało się ukryć, że Luks wolałby by z ust anioła padła odmowa przyjęcia tej gościny.

Anielska iluzja nie poruszyła się poza krótkim skinięciem głową.
- Twoja piaskownica, twoje zabawki - skomentował krótko.

Amarie, która odwróciła głowę w jego stronę, przewróciła oczami na te słowa. Uśmiechnęła się jednak, co mogło świadczyć iż jest zadowolona z odpowiedzi demona. Luks z kolei tylko skrzywił się ponownie, po czym wypuścił tancerkę z objęć, jednak nie pozwolił by długo cieszyła się swobodą. Jego dłoń spoczęła bowiem na jej barku i pozostała tam, kierując jej krokami. Nie sprawdził czy Tariel podąża za nimi. Jego uwaga ponownie skupiła się w pełni na demonicy i tam pozostała, aż do chwili, w której zniknęli w czeluściach chatki.


Za drzwiami zaś czekał widok, który nie pasował zbytnio do tego, co oczy demona widziały na zewnątrz. Hol był obszerny, znacznie większy niż powinien, biorąc pod uwagę rozmiary chaty. Szerokie schody prowadziły na pierwsze piętro, które zdobiła galeria. Po obu stronach znajdowały się drzwi, obecnie zamknięte na głucho. Za schodami zaś łukowe przejścia prowadzące do dalszych części. Bez wątpienia rezydencję tą krył potężny czar, który utrzymywał jej wygląd w tajemnicy, kryjąc za zasłoną niepozornej chaty.

Luks wraz z Amarie ulotnili się gdzieś, zdając zapominać o gościu. Wrażenie to prysło gdy tylko demon wkroczył na czerwony dywan. Jak na zawołanie, pojawiła się przy nim młoda kobieta.


Ukłoniła się głęboko, z szacunkiem.
- Proszę za mną - powiedziała dźwięcznym, odpowiednio modulowanym głosem. - Komnata została już przygotowana.

Iluzja Tariela nie rozglądała się. Wydawał się wcale nie być zainteresowany prawdziwym rozmiarem posiadłości. Jednak on skryty pod płaszczem iluzji nie tego się spodziewał po tym, co widział z zewnątrz. Rozglądał się, a kiedy zjawiła się dziewczyna iluzja uśmiechnęła się.
- Niech będzie - odparł.

W odpowiedzi został obdarowany kolejnym ukłonem, a następnie poprowadzony schodami na piętro. Jego przewodniczka skręciła w prawą odnogę korytarza, który ukazał się ich oczom i powiodła go kolejnymi schodami, na piętro drugie. Tam, podążając przed siebie, minęła cztery, dokładnie tak samo wyglądające drzwi, i zatrzymała się przy piątych. Łukowe okna wpuszczały blask słońca na korytarz, na którym się znajdowali, rzucając na białą posadzkę fantazyjne wzory, odpowiadające ozdobnym witrażom, znajdującym się w sercu każdego z nich.

Dziewczyna pewnym ruchem nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi by stanęły otworem. Komnata, która się za nimi kryła, odpowiadała temu, co zobaczył na dole. Duża, ozdobiona trzema oknami sięgającymi od podłogi, aż do sufitu. Środkowe wyposażone były w drzwi, prowadzące na półokrągły balkon zabezpieczony zdobną, kutą w metalu, barierką. W samej komnacie znajdowało się łoże z baldachimem, szeroka szafa, kominem i dwa, wyglądające na wygodne, fotele. Na podłodze pysznił się gruby dywan, a ściany zdobiły malowidła przedstawiające widoki gór. Nie zabrakło i stolika, stojącego pomiędzy fotelami, a na nim karafki wina, dwóch kielichów i tacy z owocami i słodkimi przekąskami. Zasłony w oknach były częściowo zasłonięte, przez co w pomieszczeniu panował półmrok.

Nieznajoma weszła do środka jako pierwsza i od razu skierowała się właśnie w ich kierunku. Pewnymi ruchami zgarnęła każdą z zasłon i otoczyła zdobnymi sznurami, które miały je utrzymać po bokach. Następnie odwróciła się do Tariela, pochylając głowę.

- Czy szanowny gość życzy sobie czegoś do zjedzenia? - Zapytała tym samym, starannie modulowanym głosem, który wyrażał odpowiednią dozę szacunku, jednak nic poza nim.

Anioł dumnie wszedł do środka razem za kobietą, ale demon pozostał na zewnątrz zaglądając jedynie do środka i zapamiętując widok z okna, by móc ewentualnie wlecieć do środka przez otwarty balkon.

- Nie, dziękuję. Potrzebuję jedynie niewielkiej ilości snu - odparł. Musiał poczekać aż kobieta wyjdzie, zamknie za sobą drzwi i będzie mógł trochę zwiedzić dom Luksa.

- Oczywiście - zgodziła się bez cienia zawodu, czy zaskoczenia w głosie. Można było jednak odnieść wrażenie, że nawet gdyby sobie zażyczył trzydziestodaniowy posiłek, odpowiedź byłaby taka sama i w dodatku udzielona tym samym głosem.

- Gdyby szanowny gość życzył sobie czegoś więcej, proszę pociągnąć za ten sznur - wskazała na wspomniany przedmiot wychodzący ze ściany, tuż przy zagłówku łóżka. - Życzę miłego odpoczynku - dodała, a następnie skierowała się w stronę drzwi, które też w chwilę później zamknęły się za nią.

Dziewczyna jeszcze chwilę stała wpatrując się w nie, po czym westchnęła cicho i powoli oddaliła się tą samą drogą, którą przyprowadziła go do komnaty.
Tariel przez chwilę przyglądał się niczego nieświadomej dziewczynie, po czym ruszył obejrzeć posiadłość. Przede wszystkim chciał znaleźć Amarie i posłuchać co Luks ma do powiedzenia. Przy okazji zwiedzi to, co będzie mógł.

Szczęście sprzyjało planom demona. Dziewczyna, która służyła mu nieświadomie za przewodniczkę, zdawała się podążać wprost do celu, którym okazał się gabinet na pierwszym piętrze. Także i przed tymi drzwiami się zatrzymała, odczekawszy chwilę, nim uniosła dłoń i zapukała trzy razy. Krótkie:
- Wejść - poprzedziło wykonanie przez nią polecanie.
Luks odwrócił się od mapy przed którą stał wraz z Amarie.


Jego mina jasno dawała do zrozumienia, że nie jest zadowolony najściem. W przeciwieństwie do jego towarzyszki.
- Czy Tarielowi spodobał się pokój? - Zapytała natychmiast, przenosząc skupienie na służącą.

- Nie wyczułam od niego niezadowolenia - odpowiedziała, przekraczając próg i zamykając drzwi za sobą. - Przez większość czasu nic nie czułam. Lekkie wrażenia, ale pochodzące z innego miejsca. Jakby krążące wokoło - wyjaśniła, kłaniając się nisko.

Demonica zmarszczyła brwi na tą relację.
- Rozumiem - powiedziała tylko.

- Natomiast ja nic z tego nie rozumiem - wtrącił się Luks. - Selen, na wszystkie pomioty Margh, możesz się wyrażać jaśniej?

- Mój lordzie - dziewczyna skłoniła się nieco niżej niż wcześniej. - Nie jestem w stanie. W gościu panienki Amarie jest coś dziwnego jednak nie jestem w stanie dokładnie go odczytać. Coś zamazuje przekaz.

- Jakim cudem? To tylko anioł! - Mina Luksa zdradzała nader wyraźnie to, co sądzi o przedstawicielach tej rasy.

- Mówiłam ci żebyś tego nie robił. Posyłanie z nim Selen to strata czasu. Pogódź się z tym, że jest tutaj, jest ze mną i zostanie. - Demonica co prawda mówiła do gospodarza, jednak jej wzrok błądził po pomieszczeniu, jakby czegoś szukała.

- Nie ufam mu - stwierdził stanowczym głosem Luks. - Nie wierzę, że nie ma ukrytego celu w tym, że tutaj przybył. Wiem jak potrafisz stracić głowę dla skrzydeł, Rie. Mówiłem ci wielokrotnie, że to cię w końcu zgubi. Nie pozwolę jednak, nawet tobie, zgubić całej naszej organizacji dla byle zachcianki…

- Ja mu ufam - odpowiedziała na zarzuty demonica, odwracając się tyłem zarówno do Luksa, jak i Selen.

- Amarie zrozum - mężczyzna spróbował innego podejście. - Selen nie jest w stanie go odczytać. Pojawił się nagle, akurat gdy znalazł cię Kastor. W dodatku to skrzydlaty. Nie widzisz jak to się nad wyraz dobrze składa? Jeszcze mu tylko brakuje tabliczki z napisem “szpieg” na piersi i masz pełny obraz.

Demonica jednak wyraźnie nie zamierzała słuchać tego tłumaczenia. Pokręciła tylko głową, po czym, wciąż się nie odwracając, zwróciła się do służącej.
- Możesz odejść, Selen.

Dziewczyna skłoniła się nisko i posłusznie wykonała polecenie.
- To szaleństwo Rie - Luks stanął za plecami Amarie, kładąc obie dłonie na jej ramionach i przyciągając ją do siebie. - On nas zgubi. Pomyśl o tym jak długo pracowaliśmy by osiągnąć to co mamy. Wreszcie jesteśmy gotowi by przeprowadzić atak.

- Prawie gotowi, mój drogi - odparła, kładąc głowę na jego dłoni. - Jednak to będzie duży cios dla naszych wrogów jeżeli akcja się powiedzie. Nawiązałam kontakt z Seną. Będzie czekać na nasz znak. Znamy dokładny dzień, Luksie. Wiemy, że będzie wtedy w rezydencji. Jedyne co nam potrzeba to sposób na to by znaleźć się wystarczająco blisko. Tariel, jakkolwiek podejrzanie by to nie brzmiało, jest takim właśnie sposobem. Nie wiem dlaczego bogowie zesłali go akurat teraz ale wierzę, że nam pomoże.

- Miejmy więc nadzieję, że się nie mylisz co do niego - westchnął i oparł podbródek na czubku jej głowy.

- Nie mylę się - odpowiedziała z pełną wiarą w swoje słowa. - I nie musisz się przy nim kryć. W tej kwestii też mi zaufaj.

Z ust Luksa wyrwało się pełne powątpiewania prychnięcie. W następnej jednak chwili wyprostował się i zdjął z prawej dłoni pierścień, który spoczywał na serdecznym palcu. Gdy tylko to uczynił, na jego plecach pojawiły się potężne, czarne skrzydła, jedno ozdobione piórami, drugi zaś błoniaste. Głowę zaś ozdobiły wygięte do tyłu rogi.

- Lepiej? - zapytał, odczekawszy, aż demonica się odwróci.

- Zdecydowanie - stwierdziła z nutką zachwytu w głosie.

- No już, pobaw się - zachęcił ją ze śmiechem, a ona z wyraźną przyjemnością skorzystała z owego zaproszenia.

- Tęskniłam za nimi - wyznała, wtulając twarz w czarne pióra. - Pachną jak dom.

- Wkrótce go odzyskamy, Rie - zapewnił ją, otulając drugim skrzydłem tak, iż niemal całkiem zniknęła. - Pamiętasz? Obiecałem to naszej matce i słowa dotrzymam.

Nie chciał dłużej na to patrzeć. Wystarczyło mu to z nawiązką. Iluzoryczne drzwi zastąpiły prawdziwe, otulone niewidzialnością, dzięki czemu mógł wyjść niezauważony. Cicho zamknął drzwi dodatkowo nakładając kolejną iluzję braku dźwięku. Ciekaw był o czym rozmawia reszta rodziny.

Znalezienie reszty rodziny okazało się nad wyraz łatwe. Jedyne co trzeba było zrobić to podążać za hałasem. Pomieszczenie do którego ów hałas zaprowadził Tariela, znajdowało się na parterze i łączyło z ogrodem na tyłach posiadłości.


Cała trójka poszukiwanych członków rodziny, siedziała za stołem i korzystała z dóbr, które na nim umieszczono. Poza nimi i Selen, która obsługiwała tą wesołą gromadę, znajdowały się jeszcze cztery osoby.
Pierwszym z brzegu, siedzącym w dość niedbałej pozie i zerkający czujnym wzrokiem na Syrisa, był blady mężczyzna w ciężkiej zbroi.


Po co mu ona do kolacji była, pozostawało zagadką, bez wątpienia jednak wyglądał na takiego, który przez lata przywykł do jej noszenia. Oparty o stół miecz, sprawiał wrażenie ciężkiego i nieporęcznego. Jeżeli jednak wojownik był w stanie posługiwać się nim swobodnie, bez wątpienia stanowił on nie lada zagrożenie.
Kolejną osobą, której Tariel nie miał okazji wcześniej poznać, był krasnolud.


Rude włosy, ruda broda i dwuręczni topór stanowiły niemal wzór do naśladowania, dla tej rasy. I jak przystało na typowego jej przedstawiciela, był on głośny, często popijający z kufla, a jego maniery przy stole pozostawiały wiele do życzenia. Wprawne oko było jednak w stanie przedrzeć się przez tą pozę i dostrzec czujny wzrok, którym obrzucał wszystkich zebranych. Jego ucho zdawało się wyłapywać każde słowo, które padało z ich ust.
Obok niego, sprawiając przy tym wrażenie wyraźnie nieszczęśliwej z tego powodu, siedziała jasnowłosa kobieta.


Popijając od czasu do czasu z kryształowego kielicha, uwagę swą skupiała na Syrisie. To, że nożownik nic nie mówił, a jedynie spokojnie pochłaniał swoją porcję, nie osłabiało jej zainteresowania. Sama nie jadła niczego, a przed nią nie stał żaden talerz. Nikt jednak nie wykazywał szczególnego zainteresowania tym faktem. Selen dbała jedynie by kielich nigdy nie był pusty, aczkolwiek karafka z której korzystała, była inną niż ta, z której dolewała pozostałym.

Ostatnia osoba kryła się w cieniu arkad i tylko w chwilach, w których ścieżka jaką wydeptywała, biegła w pobliżu sali jadalnej, demon mógł dostrzec jej potężne, czarne skrzydła.


Raz tylko, w czasie który spędził na podsłuchiwaniu, służąca wyszła do upadłej by zanieść jej puchar. Demon mógł przy tym usłyszeć jej cichy głos dziękujący za troskę.

To, że ów głos usłyszał zakrawać wręcz mogło na cud, biorąc pod uwagę hałas jaki czynili biesiadnicy. Zupełnie jakby jedno koniecznie chciało zagłuszyć drugie. W owym pojedynku bez wątpienia prym wiedli Naser i krasnolud. Estelle także nie pozwalała na to by jej głos został pominięty, jednak bez wątpienia nie mogła się szczycić tym samym poziomem zawziętości co tamci dwaj. Blady wojownik sporadycznie tylko odpowiadał, pozwalając by jego głucho brzmiący głos wdarł się na chwilę w rozmowę, po czym cichł. Jasnowłosa oraz Syris, nie brali w tym pokazie mocy strun głosowych, udziału. Nożownik zjadł spokojnie, po czym wstał i oddalił się w sobie tylko znanym celu i do sobie tylko znanego miejsca. Kobieta odczekała jeszcze chwilę, po czym podążyła w jego ślady.

- Nosz kurwa, znowu zaczną się gzić gdzie popadnie - oświadczył nader kulturalnie rudzielec, krzywiąc się przy tym, jakby mu ktoś coś smrodliwego pod nos postawił.

- Zazdrosnyś, Zingardzie? - Zapytała Estelle, szczerząc się do krasnoluda.

- O tą chudą dupę?! - Oburzył się mężczyzna, obrzucając wojowniczkę zszokowanym spojrzeniem. - Cycki cię bolo czy co?

- Pewno, że ją bolą. Sama by chciała być na miejscu Yester! - Nestor złapał okazję do dogryzienia kobiecie i oczywiście musiał ją wykorzystać, przez co zarobił udkiem kurczaka prosto w twarz.

- Dzieci - prychnął bladolicy z niesmakiem, także wstając od stołu.

- Barh! No gdzie leziesz?! Zostań z nami! Pić trzeba! Pić na umór - co mówiąc, ten którego nazwano Zingard’em, wzniósł kufel w górę, a następnie opróżnił całą jego zawartość.

- Straciłem apetyt - oświadczył Barh i bez dalszego zwlekania ruszył w stronę ogrodu, kłaniając się po drodze upadłej.

- Lady, przyłącz się do nas - krasnolud nie tracił werwy, mimo iż przez jego twarz przemknął gniewny wyraz. - Usiądź z nami!

Upadła pokręciła jednak głową i ruszyła dalej.
- Lord zakazał przeszkadzania Lady Hostii - wtrąciła się Selen, nie zapominając przy tym o głębokim ukłonie.

- Przecie nie przeszkadzam tylko zapraszam, różnica jest, nie?! - Warknął Zingard, któremu wyraźnie nie pasowało, że go służba poucza.

- Racz wybaczyć, panie - dziewczyna skłoniła się ponownie i zamilkła.

- Lepiej byś po więcej piwa skoczyła, a nie sterczysz tam jak idiotka - kontynuował krasnolud, korzystając z tego, że nikt mu w dręczeniu służącej nie przeszkadza.

- Oczywiście, panie - co mówiąc Selen oddaliła się, zapewne by spełnić jego życzenie.

- Nosz kurwa… Czemu którejś z siostrzyczek nie przyśle tylko sterczy tu jak pieprzona suka ogrodowa - wściekła mina jasno wskazywała na to, że Selen nie znajduje się na liście lubianych przez Zingard’a osób.

- Poczekaj, aż się Luks dowie - zachichotał Nares. - Ogoli ci w końcu tą zawszoną brodę, zobaczysz.

- Ogoli-pierdoli - prychnął krasnolud, samemu dolewając sobie z dzbana. - Gówno mi zrobi.

- On może tak, ale Rie - Estelle wymownym ruchem palca przejechała po własnej brodzie. - Będziesz łysy jak dupa niemowlaka.

- Pierdol się - warknął w odpowiedzi rudzielec, zagarniając talerz mięsiwa i ruszając w stronę wyjścia z jadalni, w którym ówcześnie zniknęła służąca.

- Lepiej sama niż z tobą - zaśmiała się wojowniczka. - Szykują się kłopoty, co nie? - Gdy tylko krasnolud zniknął, odezwała się całkiem poważnie do pozostałego w sali młodzieńca.

- To pewne, jak to że jestem przystojny - odpowiedział, jednak nie roześmiał się z własnego żartu. - Sine nie wraca. Mesena też. Juster miał dać znać, jak im idzie, a do tej pory nie dał. Nawet Symeon się nie odzywa, a wiesz jaki z niego lizidupa. Kłopoty to mało powiedziane.

- Dobrze chociaż, że Rie wróciła - Estelle wzniosła toast i wstała. - Muszę się czymś zająć. idziesz poćwiczyć?

- Z tobą zawsze, maleńka - wyszczerzył się młodzik i ochoczo dokończył kufel. - Tylko bądź delikatna, skarbie.

- Wypieprzę cię aż miło, słodziutki - zaśmiała się wojowniczka i w całkiem już dobrych humorach oddalili się tą samą drogą co pozostali.

- Możesz już wyjść z ukrycia - Tariel usłyszał cichy głos, gdy tylko tamci zniknęli w czeluściach rezydencji. Upadła stała oparta o kolumnę podtrzymującą środkowy łuk.

- Wyczuwam twój umysł - kontynuowała, nie patrząc na niego, a na wnętrze kominka. - To ty przybyłeś z naszą małą księżniczką. Dlaczego się ukrywasz?

Podszedł nieco bliżej, lecz nadal nie zdejmował iluzji. Nie wychodził również na kontakt wzrokowy z upadłą.
- Nie jestem tu mile widziany - odparł krótko.

Skinęła głową potwierdzając tym ruchem jego słowa.
- Nie jesteś - dodała, nie odwracając spojrzenia. - A jednak tu jesteś. Czuję na tobie ślady tkania. Słabnące już, jednak - przechyliła głowę, jakby nasłuchując. - Tak, są tam z pewnością. Polubiła cię, prawda? Nie zaprzeczaj - uprzedziła jego ewentualny sprzeciw. - Gdyby tak nie było to byś tu nie trafił. Jestem jednak ciekawa dlaczego… - Upiła łyk z pucharu, ledwie mocząc w nim swe usta. Jej skrzydła rozłożyły się nieco pozwalając by plecy nieco ciaśniej przyległy do chłodnego kamienia.

Wzruszył ramionami odruchowo. Zreflektował się dopiero po chwili.
- To ją musisz o to zapytać. Może dlatego, że jej pomogłem.

Kobieta roześmiała się cicho. Widać nawet oznaka wesołości w jej wydaniu nie była w stanie osiągnąć poziomu, który zwykle określano jako głośny.
- Zapytam - skinęła głową. - Przyjdzie do mnie za chwil parę. Widzę ją w wichrach czasu.

Uniosła dłoń, jakby przesuwała nią delikatne zasłony, które tylko ona widziała.
- Przyszłość jednak jest taka niepewna. Nawet dla mnie niemożliwa do odgadnięcia. Bez wątpienia jednak bogowie mają co do ciebie plany, demonie. Pomodlę się do Margh by czuwała także i nad twoim losem.

Na chwilę zamarł zdziwiony, po czym rozejrzał się, by zyskać pewność, iż nikt go nie widzi. Zdjął z siebie iluzję. Chciał zapytać czy jest jasnowidzem, ale to by było głupie pytanie.
- Jakie plany? - zapytał ze zmarszczonymi brwiami.

- Zależne od twoich decyzji - uśmiechnęła się. - Chcesz ujrzeć gdzie ścieżki przyszłości wiodą cię w tej chwili?

Oderwała się od kolumny i dopiero wtedy przeniosła na niego spojrzenie. Jej oczy były dwoma lśniącymi rubinami. Moc, która w nich pałała nie mogła zostać zmierzona ludzkimi, elfimi czy demonimi miarami. Kimkolwiek była ta, którą zwano Hostią, władała mocą która pochodzić mogła jedynie bezpośrednio od bogów.

Wzruszył ramionami obojętnie wpatrując się w nią. Zaraz potem skinął głową.
Uśmiechnęła się do niego lekko.
- Zatem oddajmy twoją przyszłość w dłonie Margh by wskazała mi cel, do którego zmierza twoja ścieżka - co powiedziawszy zaczęła szeptać modlitwy, z których Tarliel zrozumiał jedynie garść oderwanych słów. Zdecydowanie powinien poświęcić nieco czasu na naukę języka upadłych. To jednak co zostało w jego pamięci pozwalało mu domyślić się, że kobieta wzywa moc samej Trójcy, a konkretnie tej z jej przedstawicielek, którą zwykle wyznawali jedynie ci, którzy czarną magią się parali, lub podążali ścieżkami Tahary lub Darkara. Światło dnia i blask świec zniknęły. Zniknął stół i krzesła. Została tylko modląca się upadła i on, w otoczeniu czerni. Nie minęło jednak wiele czasu, a z owej czerni począł wyłaniać się obraz.


- Ach - westchnęła Hostia, rozglądając się wokoło. - Znam to miejsce.

Następnie spojrzała ze współczuciem na okaleczone ciało więźnia, które dziwnie przypominało Tarielowi jego samego.
- Niezbyt przyjemny sposób by zakończyć życie. Co jednak sprawiło, że wylądowałeś w kaźni? Jaką to decyzję podjąłeś? Pytania… - Spojrzała na niego, zupełnie jakby oczekiwała odpowiedzi. - To jednak jest tylko jedna wersja tego, co cię czeka.

- Pocieszające - skomentował kwaśno to, co widział nie wydając się być przekonany do tej wersji.

- Przyszłość to wieczna zmienna - oświadczyła Hostia, spacerując po kamiennej podłodze. - Jej wizje zmieniają się tak często, jak zmieniają podejmowane decyzje. Podejmujesz niewłaściwą, kończysz w miejscu, w którym za nią płacisz. Podejmujesz właściwą, a trafiasz tam, gdzie możesz odebrać nagrodę. To tylko życie - machnęła dłonią by przenieść ich w miejsce, które wyglądało nieco przyjaźniej.


- Trudność polega na tym, by dostrzec różnicę między złą, a dobrą - kontynuowała, pochylając się by zanurzyć dłoń w wesoło szumiącej rzece. Dłoń jej wniknęła w wodę, jednak nie wywołała żadnego efektu, zupełnie jakby kobieta była duchem.

Rozejrzał się po okolicy.
- W jaki sposób to moja przyszłość? Na dnie?

- Czy widzisz swoje ciało w tej rzece? - Odpowiedziała pytaniem, na jego pytania. Cierpliwie, jakby rozmawiała z dzieckiem, co sądząc po poziomie jej mocy, mogło nie być takie znów dalekie od prawdy. - Nie, nie wydaje mi się, chociaż to nie moja przyszłość, więc… - Wzruszenie ramion i uśmiech dokończyły zdanie. - Nie pokazuję ci śmierci, a przyszłość. Ta nie musi się kończyć twoim odejściem do Ogrodów. Tamta kończyła. Kolejna wizja może pokazać co czeka na ciebie za godzinę, jutro czy pojutrze. To jedynie drobne luki w czasie, które pozwalają na spojrzenie dalej niż chwila obecna. Zwykle jednak są to momenty szczególne, ważne, znaczące. Jak śmierć. - Kolejny uśmiech, łagodny i nieco rozbawiony, jednak pozbawiony kpiny czy pobłażania.

Skinął głową.
- Czyli nie muszę się teraz w niej zobaczyć?

Pokręciła głową.
- Nie, nie musisz - potwierdziła. - Jesteś tu gdzieś, to pewne. W innym wypadku miejsce to nie pojawiłoby się jako ważny punkt na twojej drodze. Z czasem dojdziesz do tego dlaczego. Dokonasz wyborów, które doprowadzą cię tutaj, lub tam, a może w całkiem inne miejsca.

Wizja rozwiała się, na powrót umiejscawiając ich w sali jadalnej posiadłości Luksa. Upadła ponownie oparła plecy o kolumnę i przymknęła oczy. Puchar powędrował do jej ust, a na twarzy pojawił się wyraz ulgi gdy trunek spłynął do gardła.

- Jaka szkoda, że wkrótce opuścisz to miejsce - oświadczyła po chwili, z wyraźnym i raczej szczerym żalem. - Stanowisz miłą odmianę od tej bandy, której przyszłość jest tak pewna, że aż nudna.

- Opuszczę. Choć nie do końca wiem gdzie pójdę - w rzeczywistości nigdy do końca to nigdy tego nie wiedział.

- Decyzje - uniosła powieki i zmierzyła go rozbawionym spojrzeniem. - Jestem pewna, że jeszcze o tobie usłyszę.

- Kapłanko - dał się słyszeć radosny głos Amarie, po którym nastąpiło pełne sprzeciwu skrzeczenie Aki’ego.

- Pora byś zniknął - doradziła mu Hostia. - Odpocznij i pomyśl. Nikt nie będzie cię niepokoił. Uwierz mi - dodała ze śmiechem, zwinnym ruchem odwracając się i ponownie wznawiając swój spacer po ogrodzie.

Pokiwał kobiecie głową i zniknął. Odszedł w kierunku ofiarowanego mu pokoju spoglądając jeszcze na niewielką Amarie.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172