Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-06-2016, 16:12   #1
 
Lifeless's Avatar
 
Reputacja: 1 Lifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwu
[Autorski] Niespaleni

NIESPALENI



Wioska Borjar. Niegdyś tętniąca życiem, wypełniona życzliwymi i pracowitymi osobami, w większości zajmującymi się wydobywaniem urosydianu z kopalni położonych pod miejscowością. Może aż nieco za spokojna, ponieważ zdarzały się dzieci, którym spieszno było po przygody, podczas gdy tutejsze okolice oferowały jedynie błogi relaks. Relaks po dniu ciężkiej pracy oczywiście, bo darmozjadów w Borjar nie tolerowano. Tym większe okazało się zaskoczenie wszystkich, kiedy nagle, w całkowicie zwyczajne południe, ziemia rozwarła się, buchnęła ogniem piekielnym, a z jej wnętrza wylazły demoniczne kreatury.

Co bystrzejsi uciekli do kopalni albo nawet z niej nie wyszli, zamiast tego zaś błyskawicznie ewakuowali się tylnym szybem. Reszta zginęła równie szybko, jak szybko dopadły ich szpony i kły stworzeń z Drugiej Krainy. A te nigdy nie miały litości, także i tym razem zabijały sprawnie i bestialsko, rozrywając mięso oraz wyjadając wnętrzności. Nie minęła godzina, a tętniąca życiem wioska zmieniła się w krwawe pobojowisko. Oto był przykry przykład tego, jak w ułamku sekundy byt przeradza się w niebyt.

Mimo to przez kilka następnych dni Borjar wciąż przyjmowała gości. Jednak ci nie przyjeżdżali tu, by się osiedlić czy pohandlować, lecz w celach badawczych, poznawczych bądź po prostu zarobkowych. Przyjeżdżali z pobudek egoistycznych i równie egoistycznie traktowali ponure cmentarzysko, jakim stała się wioska. Nikt tutaj nie przejmował się zbytnio poszanowaniem zwłok ani ceremonialnością. Być może właśnie to nie spodobało się bogom.

W każdym razie zaskoczenie, strach i przeraźliwe jęki umierających istot wypełniły okolicę Borjar po raz drugi. W momencie, kiedy płomienie Pożogi liżą ciało, roztapiając jedną kończynę za drugą, ciężko nie krzyczeć. Na równo dwanaście godzin wioskę pochłonął ogień i żadne stworzenie nie miało wstępu za jej granice, o ile życie było mu ważne. Nikt zresztą specjalnie nie czekał na to, żeby wgramolić się do środka, gdy tylko znikną języki. No może poza kilkunastoosobową grupką zakonników z Zakonu Niepłonących.

Można sobie wyobrazić ich zdziwienie, kiedy – pogrążeni w żałobie i wyciszeni – stąpali po wypalonych ziemiach Borjar, z trwogą przyglądając się zniszczeniom, jakie przyniosły najpierw demony, a później Pożoga, tylko po to, żeby w jej centrum znaleźć piątkę wciąż oddychających, choć nieprzytomnych, istot. Istot mających na sobie pełne wyposażenie, nienaruszonych przez ogień, osmalonych jedynie kurzem. Gdyby nie to, że zakończenia ich kończyn migotały jasnopomarańczowym światłem, można by sądzić, że ktoś po prostu przytargał ciała przed przybyciem zakonników. W sumie myśl, że jakimś cudem udało im się przetrwać Pożogę, była tak naprawdę tą najmniej prawdopodobną.

*****

Obudzili się w środku ogromnej klatki ciągniętej przez wóz z zaprzęgiem konnym. Znajdowali się na szlaku głównym, z zewsządz otaczały ich drzewa, a szybki rzut oka na niebo wystarczał, żeby stwierdzić, że niedawno miał miejsce wschód słońca. To ciekawe, bo kiedy ostatnio byli przytomni, właśnie nadchodził wieczór. Nie pamiętali nic poza przeszywającym kości bólem, jakiego doświadczyli, gdy ich ciała smagały baty Pożogi. Może znajdowali się już w Krainie Kostuchy? To by wyjaśniało, czemu zachowali materialne ciała.

Eskortowało ich czternastu charakterystycznie ubranych zakonników. Nie mieli wątpliwości, że był to Zakon Niepłonących. Czterech z nich siedziało na koniach – jeden prowadził, dwoje jechało z obu stron klatki, a czwarty zamykał pochód. Wszyscy zachowywali spokój. Nie słychać było chichotów ani pomruków, jedynie stukot uderzających o siebie elementów zbroi i głuchy odgłos podków ryjących dziury w ziemi.


Niedługo po tym jak się zbudzili, przyuważył to jeden z dwóch konnych, jadących obok klatki. Młody człowiek, prawdopodobnie nie więcej niż kilkanaście lat. Oczywiście nie wyglądał na chucherko. Wysoki, barczysty, w zbroi prezentował się równie dostojnie jak królewscy strażnicy. Z zewnątrz dorosły mężczyzna. W środku dziecko. Przyglądał im się uważnie, jakby ich badał. Nie wydawał tym spojrzeniem opinii, nie oceniał, po prostu patrzył. Jakby czekał, aż się odezwą, gdy jednak to nie nastąpiło, sam podjął rozmowę:

- Jesteśmy zakonnikami z Zakonu Niepłonących, ale o ile spędziliście już w Ostii trochę czasu, z pewnością to wiecie. - Głos miał niski, a jednocześnie delikatny. Czuć w nim było i siłę, i zagubienie. Mógł nim rozkazy przyjmować, a także wydawać. Zbiór wykluczających się kontrastów.- Z góry przepraszam za pozycję, w jakiej się znaleźliście. Nie uważam – przynajmniej ja – żebyście mieli coś na sumieniu, jednak byliście jedynymi ocalałymi z Pożogi, sami rozumiecie, jak to wyglądało. Albo nie rozumiecie. Bo tutaj nikt nic nie rozumie. My też. - Pogrążył się w zadumie i przez chwilę jechał w milczeniu, po czym ponowił przemówienie: - W każdym razie nie nasza rola, aby decydować o waszym losie. Wieziemy was do siedziby Zakonu, położonej nad Brivert. Tam mądrzejsi od nas postanowią. Chętnie powiedziałbym wam co, ale tak naprawdę nie mam pojęcia. To pierwszy taki przypadek w historii. - Zaśmiał się, jednak w tym śmiechu nie było słychać wesołości. - O, Świetlisty, obdarz nas wiedzą, byśmy nie wybrali błędnie.
 

Ostatnio edytowane przez Lifeless : 06-06-2016 o 16:34.
Lifeless jest offline  
Stary 06-06-2016, 17:07   #2
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Terpenzi słuchał w milczeniu, co młodzik ma do powiedzenia, w sumie on w ogóle rzadko się odzywał. Niepłonący widocznie mieli dziwny system wartości. Ktoś przeżył cudem zjawisko, którego śmiertelność normalnie wynosi sto procent, a oni pakują go do klatki i wiozą na sąd, czy Kostucha wie co...
Nie skarżył się jednak, z jego ust nie padło ani słowo narzekania. Zamiast tego wpatrywał się spod kaptura uporczywie, swymi gadzimi oczami w młodego zakonnika i zadał tylko jedno pytanie.
-Gdzie jest Dendarr? - Jego głos był sykliwy i ostry, zdecydowanie nie brzmiał przyjemnie.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 06-06-2016, 18:40   #3
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przebudzenie było rzeczą bardziej zaskakującą, niż miłą.
Quala był pewien, że gdy się obudzi, to zrobi to w królestwie Kostuchy. Wszak tam trafiali wszyscy po śmierci, a z zachłannych łapsk Pożogi raczej się nie uciekało. Quala co prawda nie miał jeszcze wątpliwej przyjemności bycia świadkiem tego zdarzenia, ale słyszał o nim od wielu osób. Podobnie jak i o skutkach działania Pożogi.
Na Rzemieślnika, powinien był umrzeć...
Dlaczego zatem, miast na sądzie zdawać relację ze swych uczynków, wyraźnie czuł kołysanie i słyszał turkot kół i skrzypienie osi?
Czyżby Bogini Śmierci używała zwykłego wozu do transportu dusz po bezkresach Świata Umarłych?
Otworzył oczy.

Tak jak przypuszczał, znajdował się na wozie. Bolało go całe ciało (do czego nie zamierzał się przyznawać), a na dodatek był więźniem. Jakby tego było mało, trafiło mu się niebyt dobre towarzystwo.
Może jednak była to kara za jakieś przewinienia?

Słowa młodego rycerza, który zresztą nie raczył się przedstawić, wyprowadziły Qualę z błędu. W Krainie Śmierci Zakon Niepłonących był wszak zbędny.
A więc jednak obudził się w Ostii, nie rozpoczął drugiego życia pod panowaniem Kostuchy.
Przeciwko Niepłonącym nic nie miał. Robili swoje, robili to dobrze, nikt na nich nie narzekał (prócz, zapewne, demonów, które tępili bez litości), nie podejrzewali każdego o bycie demonem.
To jednak nie znaczyło, że po raz pierwszy nie zrobią wyjątku. W końcu każdy ma prawo do jakiegoś błędu. Przykre by było, gdyby to akurat Quala padł jego ofiarą, wkrótce po tym, jak wymknął się Pożodze, ale istniała szansa, że Niepłonący wiedzą co robią. I że nie zrobią krzywdy Niespalonym.

Przez moment Quala zastanawiał się, czy Pożoga coś w nim zmieniła, zdawało mu się jednak, że zarówno w środku, jak i na zewnątrz pozostał taki sam. Tatuaże plemienne, opisujące jego rodowód i historię Quali-wojownika, pozostały bez zmian. Odzienie również, podobnie jak i naszyjnik. Jedynie oręż zniknął, podobnie jak reszta dobytku i Quala miał nadzieję, że gdy wreszcie ich wypuszczą, to wszystko odzyska. Dość ciężko na to zapracował...
Co prawda wiedział, kogo warto by potrzymać dłużej w tej klatce, ale trudno - lepiej żeby wszyscy wyszli, niż nikt.
Niech wam Świetlisty rozjaśni umysły, pomyślał z pewnym brakiem wiary.

- Quala - przedstawił się. Bardziej na użytek młodego rycerza, niż współwięźniów. - Jak długo jeszcze będziemy się cieszyć twym towarzystwem?

Ciekawe, co się stało z Yarridem, pomyślał.
Miał nadzieję, że kupcowi udało się ujść z życiem.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-06-2016, 20:16   #4
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Joh siedząc tak oparta plecami o klatkę, była niezwykle spokojna, jak na osobę która ledwo uszła z życiem, a teraz była wleczona w nieznane jak jakieś zwierzę. O ironio! Banitka uciekała przed klatką, a i tak się w niej znalazła. W naturze nie ma sprawiedliwości, ale jest surowa konsekwencja. Kto daje się pojmać, ten kończy jako niewolnik. I to tak naprawdę Joh gotowało w środku i niewiele było trzeba by wybuchła, a wtedy biada wszystkim. Dlaczego tak skończyła? Nawet nie wiedziała do końca jak to się stało. Była w szoku, ledwo przytomna, niepewna swych ran. Straciła potem przytomność. Te podstępne żmije z zakonu musiały to wykorzystać. Nie ujdzie im to na sucho... Dosłownie!
Lecz z drugiej strony, i w pewnym sensie ta sytuacja dość ją intrygowała. Począwszy od samego zdarzenia, poprzez tych śmiesznych zakonników w za ciężkich zbrojach (ach jakże pięknie by się w nich utopili!), aż na barwnej czwórce towarzyszy niedoli kończąc. Joh niesfornie ze spuszczoną głową, rzeźbiła palcem w podłożu klatki, słuchając i kątem oka obserwując pozostałych pojmanych. Tak, ta czwórka musi być wyjątkowa. Może oni też mają dar przeżywania furii żywiołów? Dla niej to nie była żadna nowość, wszak już jedno "niespalenie" było przyczyną jej losu. Czy więc ten los był jakoś związany z "niespaleniem" pozostałej czwórki? Bardzo chciała to wiedzieć. Dlatego postanowiła, że pozwoli się zawieść tam, gdziekolwiek ją teraz wieźli. Wszędzie dobrze, byle nie Waegonga. Tam nie wróci, choćby miała umrzeć. Co w sumie na jedno by wyszło, z tą różnicą że może śmierć byłaby lżejsza.
Nie była pewna swego losu. Na razie wiedziała tylko jedno. Ta cała sytuacja to była jej i wyłącznie jej wina. Lecz tego tamci nie musieli wiedzieć. Na razie...

Młody rycerz był obrzydliwie uprzejmy. I w dodatku był chyba klechą. Czy może być coś gorszego? A tak, klecha z mieczem wlekący ją w klatce. Westchnęła cicho.
"Brivert" brzmiało dla niej tak samo, jak każde inne miasto w tej okolicy. Była tu od niedawna, nadal bardziej wędrowcem niźli tubylcem. Nie miała nawet pojęcia co to ci wszyscy "Niepłonący". W sumie brzmiało to trochę abstrakcyjnie - nie znała bowiem niczego, czego nie dałoby się w końcu spalić. Jej wewnętrzny psotnik kusił ją by spróbowała użyć podpalenia na jakimś rycerzu, lecz szybko zdała sobie sprawę że nie jest w dobrym położeniu do takich żartów. Westchnęła cicho po raz kolejny.

Wbiła nieco dłużej wzrok w Qualę - tak się bowiem przedstawił. W sumie postawny czarnoskóry podobał jej się. Miał w sobie jakiś urok, który ją naturalnie uwodził. No i był chyba członkiem jakiegoś plemienia, tak jak ona. To zawsze jakaś naturalna więź, a Joh jak nikt inny zdawała sobie sprawę z ich mocy. "Natura czasem łączy siły, gdy musi stać się potężna". To słowa jej przybranej matki. Zamierzała to wykorzystać niebawem...
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 08-06-2016 o 16:04.
Rebirth jest offline  
Stary 07-06-2016, 01:35   #5
 
Lifeless's Avatar
 
Reputacja: 1 Lifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwu
- Ralfas Lighten - przedstawił się z uśmiechem i skinieniem głowy rycerz. - Znajdujemy się około pół godziny drogi od Brivert. Postarajcie się więc znieść fatalne warunki podróży jeszcze przez tyle czasu. Później przekażemy was w ręce mistrzów Zakonu i prawdopodobnie nigdy więcej się nie zobaczymy. - Zamyślił się chwilę, po czym dodał: - Może to i źle.

Usłyszawszy pytanie Yor'haar Saille, młody zakonnik spojrzał na niego z zaciekawieniem.

- Tylko was pięcioro znaleźliśmy w Borjar. Przykro mi, jeśli Dendarr był dla ciebie bliską osobą. - Jego oczy zaszkliły się, a wargi drgnęły lekko, rozmywając uśmiech i przysłaniając go niewątpliwym smutkiem. - Mam nadzieję, że nie cierpiał zbyt długo.
 
Lifeless jest offline  
Stary 07-06-2016, 16:50   #6
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
"Dendarr nie żyje..." ta myśl uderzyła Terpenzi'ego niczym młot. Syknął przeraźliwie i przeciągle, a w jego pysku zalśniły długie kły.
-Nie był osobą, był wężem, moim wężem. - Gdy przemówił, jego syk był zimny i wyprany z uczuć, widać wszystko uleciało z niego w tym co Yor'haar Saille zapewne uważali za krzyk.
Będzie potrzebował nowego zwierzęcia, jeśli na tym zapomnianym przez bogów pustkowiu uda mu się znaleźć jakiegokolwiek węża. Jeśli nie pomogą normalne poszukiwania, zawsze pozostawało uciec się do innych metod, ale na to będzie potrzebował ciszy i spokoju.

-Jestem Terpenzi. - Przedstawił się po dłuższej chwili milczenia, tym samym zimnym, sykliwym głosem. Zdecydowanie nie należał do rozmownych typów, ale skoro ta dwójka podała swoje miana, wypadało chociaż odpowiedzieć tym samym, by nie wyjść na snoba. Bogowie, jak on nienawidził arogantów...
Poruszył się trochę na swoim miejscu, by sprawdzić czy zawartość jego ukrytych kieszeni pozostała nienaruszona. Zabrali mu broń, miał nadzieję że nic oprócz niej. Przynajmniej zachował pancerz, który nosił pod ubraniem, ale bez sztyletu czuł się prawie że nagi.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 07-06-2016, 18:34   #7
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Słowa Ralfasa nie wsączyły zbyt wiele optymizmu w serce Quali.
Przekazanie w ręce mistrzów jakoś dziwnie skojarzyło mu się z oddaniem w ręce kata, a to nie wróżyło nic dobrego. Trudno było w tym momencie powiedzieć, do jakich metod uciekną się owi mistrzowie, by przekonać się, że ci, co wymknęli się Pożodze nie są demonami. Albo jakie czynności wykonają, by z tych, co uszli z życiem z płomieni, wypędzić demony.
Quala sam nie wiedział, co by zrobił na ich miejscu. Wiedział, że można chodzić po rozpalonych węglach. Sam nawet próbował czegoś takiego, w żaden jednak sposób węgle nie mogły się równać z żarem Pożogi.
Czy Niepłonący będą zazdrościć tym, którzy nie spłonęli, chociaż powinni? Potraktują to jako dar od bogów, czy też jako przekleństwo? A może jako wybryk natury, który należy zniszczyć ogniem i żelazem, by przypadkiem nie rozplenił się po wszystkich kontynentach?
Ostatnie słowa młodego rycerza zdawały się sugerować, że decyzja Mistrzów nie spodoba się tym, którzy właśnie jechali na sąd. No bo dlaczego mieliby się już nie zobaczyć? Rzemieślnik różnie splata losy istot rozumnych. Góra z górą się nie zejdzie, ale żyjący mają taką szansę.
Czyżby więc Ralfas sądził, że Mistrzowie dokończą to, czego nie udało się Pożodze?
Quala śmierci się nie bał, wolał jednak, by miała ona jakiś sens, a nie była jedynie wynikiem czyjejś głupoty, obawy czy uprzedzeń.

- Mile będę wspominać twe uprzejme słowa - odparł.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-06-2016, 20:53   #8
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Ta cała atmosfera nietypowej wymiany uprzejmości zaczęła powoli irytować Joh. Ten Quala to był jakiś dziwak. Może przystojny, ale jednak chyba nie chciałaby z nim przebywać dłużej niż godziny. A teraz musiała... O naturo! Niechaj ta podróż będzie krótka! Albo niechaj spadnie na nich lawina i pozabija wszystkich. Wszystkich prócz Joh rzecz jasna.
Wciąż milczała. Nie zamierzała prowadzić bezsensownych dysput, ani tym bardziej spoufalać ze swoimi oprawcami. W jej mniemaniu byłaby to obelga dla jej honoru. Nie chciała dawać im tej satysfakcji, a gdyby przyszło co do czego, nie podda się bez walki. A wtedy ten cały zakon, o ile ktoś tam przeżyje, będą mogli dodać "nietonący", "nielatający" i "nie-zapadający-się" do swojej nazwy. Joh nie traciła nigdy wiary w swoje moce, choć głównie dlatego że nie miała zbyt wielu okazji by w nie zwątpić. A jednak nie udało się jej uratować ukochanego... To była najbardziej gorzka refleksja, jaką mogła sobie teraz przypomnieć. Ta rana wciąż była świeża, a poczucie winy nieustannie silne. Jej powieki opadły do połowy, a Joh posmutniała. Czyżby była skazana na sprowadzanie zniszczenia? Czy to był ten kaprys natury, o którym mówiono przy narodzinach Ghoda'un'Urea? Nagle zdała sobie sprawę, że znów wahania nastrojów płatają jej figla we łbie, i musiała wyrwać się z tej melancholii. By oddalić czarne myśli, niechętnie odezwała się cicho do Quali:

- Ty zawsze taki miły dla wroga? W Twoim plemieniu nie uczyli, że z wrogiem się nie dyskutuje słowami?
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 08-06-2016 o 16:04.
Rebirth jest offline  
Stary 08-06-2016, 23:05   #9
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Borjar. Sush wiedziała, że już nigdy nie zapomni tej nazwy. Przeklęta wioska, która zamiast spełnić swoje zadanie i stać się jedynie kolejnym przystankiem na ich drodze, okazała się śmiertelną pułapką. Niemal śmiertelną, na ich szczęście i zapewne całą masę nieszczęścia dla innych. Nie żeby inni jakoś specjalnie ją obchodzili. Liczyła się tylko jedna osoba i z tego to powodu, pierwszym co młoda sorodianka zrobiła, było sprawdzenie czy Har znajduje się wraz z nią w tej cholernej klatce. Krótka chwila trwogi zakończyła się cichym, niedosłyszalnym dla nikogo, westchnięciem ulgi. Dopiero upewniwszy się, że z jej towarzyszem wszystko było w porządku, sprawdziła czego brakowało. Nie była przy tym szczególnie zdziwiona brakiem broni. Skoro ich pojmano i zamknięto niczym zwierzęta, to oczywistym było, że oręż został im zabrany. Nie znaczyło to jednak, że Sush wiadomość tą przyjęła szczególnie dobrze. Jej noże były przedłużeniem jej rąk. Były źródłem zabawy, były jej nieodłączną częścią, która teraz została bezpodstawnie wydarta i zabrana. Przeklęty zakon…

W rozmowy z jego przedstawicielami wdawać się nie miała zamiaru. Wystarczyło, że słyszała to, czego chcieli się dowiedzieć pozostali. Zamiast zabierać głos, skupiła się na obserwacji. Czternastu strażników bez wątpienia stanowiło siłę, z którą mierzenie się w tej chwili, oznaczałoby szaleństwo. Sush szalona nie była, chociaż bez wątpienia znalazłaby się jedna czy dwie osoby, gotowe temu zaprzeczyć. Nie, nie była… Była za to ostrożna. Lata spędzone w drodze nauczyły ją tego. Tego i cierpliwości. Pochopne działania nigdy nie przynosiły pożądanych skutków, a zwykle kończyły się wylądowaniem w większym bagnie, niż to, z którego się zaczynało. Musiała zorientować się najpierw w tym, jak dokładnie wyglądała ich sytuacja. To, że zostali pojmani nie oznaczało jeszcze, że mieli kłopoty. Biorąc pod uwagę, że tylko oni przetrwali, istniało duże prawdopodobieństwo, że zwyczajnie się ich bano. Od razu także odrzuciła możliwość zostania rozpoznanym. Jakby nie spojrzeć zacierali za sobą ślady w sposób nader skuteczny i w wielu przypadkach ostateczny. Nie mówiąc już o tym, że gdyby wiedzieli kim są Sush i Har to pewnie nie skończyłoby się na samej klatce. Zdecydowanie zaś nie byłoby tych uprzejmości, od których bolały ją uszy. Chociaż po tych, którzy podążali ścieżką światła można się było spodziewać tej lalusiowatej słodyczy, którą raczył ich Ralfas.

Poprawiła się tak, by znaleźć się bliżej Alhona. Jej ogon miarowo uderzał w podłogę klatki, wybijając ledwie słyszalny rytm. Mógł on nieco denerwować, jednak Sush nie dbała o to. Jej prawe ucho drgało lekko wsłuchując się w rozmowy. Wyłapywała imiona, przypisywała do twarzy i zastanawiała się czy da się tą wiedze jakoś wykorzystać w czasie przyszłym, czy też nie. Integrować się jednak nie zamierzała. Podkuliła nogi i zwróciła spojrzenie złotych oczu na Har’a. Co by się nie działo, ona musiała zadbać o to by jemu nic się nie stało. Cel, ku któremu zmierzał jak i sama jego osoba, były dla niej najważniejsze. Górna warga uniosła się ukazując rząd zębów z wyraźnie zarysowanymi kłami. Mahra czekała, jak na dobre narzędzie przystało. Czekała, by zostać użyta.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 08-06-2016, 23:13   #10
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Sorodianin tymczasem wstał i z założonymi rękami oparł się plecami o pręty. Spoglądał na rycerzy z wysoko uniesioną głową, jakby nie znajdował się w klatce jak zwierzę, tylko właśnie decydował o losie narodu.
Spojrzał na swoją towarzyszkę, na wszystkich eskortujących ich ludzi oraz współwięźniów, a kiedy Sush przysunęła się do niego przykucnął.

- A gdyby tak, całkowicie niefartownie, oczywiście, pękła oś? - zapytał cicho w języku ich rasy.

- Nie mogę zagwarantować, że nie wyczują mojej ingerencji - odpowiedziała cicho, w sorodiańskim. - Oraz tego, że nie naprawią jej równie szybko jak zostanie zepsuta. Skoro należą do zakonu to z pewnością jest wśród nich przynajmniej jeden mag ścieżki światła. Możliwe także, że jest ich więcej.

Jej odpowiedź nie była jednak odmową. Gdyby Har zażyczył sobie by oś pękła, to Sush bez wątpienia byłaby w stanie tego dokonać. Ba! Zrobiłaby to z ochotą.
- Można by jednak spłoszyć konia, chociaż to dość niepewna opcja - podrzuciła kolejny pomysł.

- Można, ale moją też wyczują - wzruszył ramionami.

- Zostaje więc czekanie aż nas dowiozą do Brivert - stwierdziła, bez specjalnej radości w głosie. - Może w mieście nadarzy się lepsza okazja, a może wcale nie będzie nam takowa potrzebna.

- Niekoniecznie tylko czekanie - odparł Har, a następnie dźwignął się na nogi, po czym podszedł do krawędzi, gdzie usiadł pozwalając nogom zwisać poza krawędzią wozu. Twarz wcisnął pomiędzy pręty, zaś palce rąk spoczywających na udach splótł od niechcenia. Spojrzał na Ralfasa i uśmiechnął się garniturem kłów.

- Też wypadałoby się przedstawić, prawda? - zapytał retorycznie.

- Ja jestem Har. Miło cię poznać. Co prawda wolałbym jakąś przyjazną karczmę zamiast tego, ale miłe towarzystwo jest miłe nawet pomimo niesprzyjających okoliczności. Po wszystkim zapraszam na piwo - roześmiał się przyjaźnie.

- Słuchaj, Ralfas, zdajesz się gościem świetnie poinformowanym, a ja… No cóż… Szczerze mówiąc zupełnie nie wiem co się dzieje. Był jakiś ogień, co palił wszystko, mówię ci… To ta Pożoga? Nie wyglądał normalnie. Potem budzę się tutaj. Co to był za ogień? Wolałbym takiego już nigdy nie zobaczyć… I dlaczego jesteśmy w klatce? - zakończył Alhon.

Wiedział czym jest Pożoga, ale nie wiedział czemu przeżyli. Rycerzyk też nie wiedział, ale zdecydowanie mógł powiedzieć im coś więcej odnośnie ich położenia.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172