Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-02-2017, 23:47   #101
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Alex


- Oczywiście, że lepiej walczę - rozwiała jego wątpliwości, okraszając owe słowa pełnym dumy wypięciem piersi, co tylko spotęgowało wrażenie, jakie robiły one na powalonym słabością mężczyźnie. Może sam wstać nie dał rady, nie znaczyło to jednak, że żadna jego część owego dzieła dokonać nie mogła. Na szczęście kołdra, którą był nakryty, zdołała ukryć ową gotowość. Czy jednak chciał on by pozostała tajemnicą? Cóż, to już od niego zależało. Miecz w międzyczasie usiadła sobie wygodnie na brzegu łóżka i z wesołą miną rozpoczęła zabawę kosmykami jego włosów.
- Zwą mnie Ensis - przedstawiła się. - Jedna z trzynastu części Excalibura. Cieszę się, że obudziłeś mnie ze snu. Zdecydowanie zbyt długo byłam w nim pogrążona.
Podziękowania zostały wypowiedziane nie tylko w słowach ale i czynach, gdy jej szkarłatne usta spoczęły na jego, w bynajmniej nie grzecznym pocałunku. Ensis miała w sobie ogień, który Alex mógł czuć w całym swoim ciele. Odpowiadało ono na jej wezwanie, jakby tworzyło jedność z ową istotą.
- Ktoś się zbliża - wyszeptała do jego ust, zamigotała i już w sekundę później u jego boku spoczywało srebrne ostrze miecza. Rękojeść dotykała jego policzka, a czubek znikał gdzieś w fałdach kołdry.
- Boisz się, że cię ktoś zaatakuje? - Zapytał Sores wchodząc do środka wraz z tacą z której dobywały się smakowite zapachy. Jego pełne niechęci spojrzenie spoczęło na orężu, który wesoło lśnił w promieniach słońca, jakby samym swym istnieniem kpił z mężczyzny.
Sores, nie czekając na odpowiedź postawił tacę na stoliku. Sam usiadł na krześle, które stało obok i zapatrzył się w krajobraz za oknem. Zdawać się mogło iż kompletnie ignoruje obecność Alex’a, nie widząc w nim żadnego zagrożenia. Po prawdzie, w obecnym stanie, owe zagrożenie było doprawdy niewielkie.
~ Jeszcze przyjdzie jego kolej - cichy, słodki szept rozległ się w jego umyśle. Była to obietnica podszyta taką pewnością, że nie pozostawała cienia wątpliwości co do tego, jaka przyszłość czekała opiekuna Alex’a. A może już byłego opiekuna?



Nela, Barb, Jack


Po opuszczeniu pokoju znaleźli się w wąskim korytarzu. Naprzeciwko mieli kolejne drzwi, prawdopodobnie prowadzące do drugiej sypialni. Po lewej widniała ostro ścięta ściana, po prawej zaś - schody. To właśnie ku tym ostatnim ruszyli, zachowując prawo mówiące, iż kobiety winny iść przodem. Pierwsza ruszyła Nela, za nią Barbara, a dopiero na końcu Jack. Z tego też powodu to szarowłosa pierwsza ujrzała to, co znajdowało się u podnóża schodów. Tym czymś była izba. Duża izba, należało dodać, na której środku stał stół. Przy stole postawiono sześć krzeseł, z których trzy były zajęte. Na jednym siedział Dan, pogrążony w rozmowie z młodą dziewczyną.


Obok niej siedziała druga, w chwili, w której trójka bohaterów znalazła się na ostatnich stopniach, odwrócona do nich tyłem. Dopiero gdy usłyszała skrzypienie stopnia, zwróciła swe oblicze w ich stronę. Oblicze, które było idealną kopią pierwszej. Jak nic, mieli przed sobą bliźniaczki i to wyjątkowo do siebie podobne. Nie dość że postury tej samej, tego samego koloru włosów i uczesania, to nawet strojem się od siebie nie różniące.

- Nareszcie - zaczęła pierwsza, wstając od stołu.
- Wstaliście - dokończyła druga, idąc w ślady siostry i dając dowód na to, że głosy także miały identyczne. Głosy, które zwróciły uwagę czwartej osoby, która w izbie się znajdowała.


Ta, na szczęście, różniła się od pozostałych panien, nie tylko wyglądem ale i wiekiem. Wyraźnie starsza, mogła być zarówno ich siostrą, jak i kuzynką. Lub też kompletnie nie być spokrewniona. Matką za to być nie mogła, no chyba ze mieli tu do czynienia nie z ludzkim rodzajem, a z kolejnymi przedstawicielami magicznych ras, których w Avalonie zdawało się nie brakować. Nic jednak na to nie wskazywało, a przynajmniej na ów pierwszy rzut oka.
Nieznajoma przywitała ich skinięciem głową, po czym powróciła do gotowania, któremu to oddawała się nim jej przeszkodzono. Dan z kolei… Cóż, dan poderwał się z krzesła i, jak można się było tego po nim spodziewać, ruszył w stronę Barb.
- Moja śpiąca królewna - przywitał ją czule, ignorując resztę i wyciągając do czarnowłosej rękę.
- Skoro królewna - zaczęła ta z dziewcząt, która poprzednim razem odezwała się jako druga.
- To ty musiałbyś być księciem - zakończyła ta, która poprzednio pierwsza głos zabrała.
- A nie jesteś - skwitowały obie, po czym wybuchnęły dźwięcznym śmiechem, nieczułe na gniewne warknięcie wilkołaka, ani na jego gniewne spojrzenie, które rzucił w ich stronę.
- Chodźcie - zaprosiła pierwsza. - Jestem Nora - dodała, uśmiechając się do nich promiennie.
- Usiądźcie - zaprosiła druga. - Jestem Tora - dodała, także się uśmiechając.
- A to jest nasz siostra Dora - zakończyły prezentację jednocześnie, wskazując przy tym na kobietę stojąca przy piecu.
Ta w odpowiedzi pokręciła głową, westchnęła i sięgnęła po jeden z talerzy, które stały na blacie przy piecu, by nałożyć na niego porządną porcję jajecznicy.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 13-02-2017, 09:39   #102
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Barb łaskawie postanowiła dać się dotknąć Danowi. Bo w zasadzie czemu nie. Ale żeby nie sądził, że przywiązuje do jego atencji za dużo uwagi, jednocześnie postanowiła zająć się otoczeniem.
- Dzień dobry, miło mi wszystkich poznać - oznajmiła, starając się brzmieć naprawdę pozytywnie… przez pierwsze kilkanaście sekund swojej wypowiedzi . - Przepraszam za język, ale… jak się tu do cholery znaleźliśmy i jak to jest, że żyjemy? - Spojrzała przy tym kontrolnie na Nelę i Jacka, sprawdzając czy nadal są blisko i czy wszystko z nimi dobrze, jakby spodziewała się, że krótka podróż po schodach mogła coś zmienić.
- Dzień dobry. - Jack również przywitał obecnych, nie komentując ani podobieństwa osób, ani mało oryginalnego doboru imion. - Jack - przedstawił się. - Nela. - Wskazał na szarowłosą. - A ta pełna pytań królewna ma na imię Barb.
- Z drugiej strony... - uśmiechnął się lekko - ja też mam wiele pytań, ale Barb po prostu była szybsza.
Przez moment przyglądał się bliźniaczkom usiłując znaleźć jakiś szczegół, odróżniający jedną od drugiej.
Nela została wyręczona w przedstawianiu się i wcale nie miała tego za złe Jackowi. Sama nie tylko miała wiele pytań, co zwyczajny mętlik w głowie. Widok sielanki, po obcinaniu głów i walącym się na głowie suficie był w pewnym stopniu lekko niepokojący. Zupełnie jakby zaraz coś miało wyskoczyć zza progu.
- Nie złość się, słodka - Dan od razu przejął na siebie zadanie spacyfikowania Barb, chociaż biorąc pod uwagę to, że przy okazji zbliżył się do niej bardziej w wyjątkowo zaborczy sposób, mogły owe starania przynieść wręcz przeciwny efekt.
- Książę-Nie-Książę wezwał pomoc - wyjaśniła Nora, ruszając w stronę Dory by odebrać z jej rąk talerz.
- A my na to wezwanie odpowiedziałyśmy - dodała Tora, także ruszając by pomóc przy rozkładaniu śniadania.
- Prawie się spóźniłyśmy - ponownie do głosu doszła pierwsza z bliźniaczek.
- Mało brakowało - potwierdziła druga.
- Jednak wszystko dobrze się skończyło - dodały jednocześnie i niczym w pełni zsynchronizowany ze sobą organizm, jednocześnie odwróciły by z talerzami w dłoniach wrócić do stołu.
Nie ważne jak długo Jack się w nie wpatrywał, nie był w stanie wyłapać nawet jednego, drobniutkiego elementu, który by je od siebie odróżniał. Były jak odbicia w lustrze, idealnie do siebie podobne.
Dora zaś, nadal nic nie mówiąc, zaczęła nakładać trzecią porcję.
Jack poczekał, aż dziewczyny zajmą miejsce przy stole, po czym sam usiadł. Zapach jedzenia sprawił, że poczuł głód niemal silniejszy od ciekawości.
- Dziękujemy za ratunek - powiedział. - Jak się wam to udało zrobić? - Spojrzał po kolei na Norę, Torę i Dorę, zastanawiając się, jakież to moce siedzą w tej trójce. - A co się stało ze Scar? I co z naszymi ubraniami? Zostały tam? Pod tymi tonami skał i ziemi?
Barb poklepała Dana po ramieniu nim zajęła swoje miejsce. Teraz zaś rzucała tylko kontrolujące spojrzenia na prawo i lewo. Nigdzie chyba nie czuła się już pewnie. Ale stół zastawiony jadłem, to jednak zawsze była… pewnego rodzaju przystań. Nie chciała dodać nic do wypowiedzi Jacka, czekając na odpowiedź na jego pytanie wraz z wszystkimi zainteresowanymi. Nela najwyraźniej też nie miała nic do dodania. Albo po prostu postanowiła dziś być wyjątkowo milcząca.
Dziewczyny spojrzały wpierw na siebie, a następnie jednocześnie wyciągnęły dłonie i wskazały palcem na Barb, a konkretniej na to, co znajdowało się pod koszulą, między jej piersiami.
- Medalion - wyjaśniły jednocześnie, idealnie zgodnym głosem. - Jedna z trzynastu części Excalibura.
- Dzięki niemu was znalazłyśmy - dodała Nora.
- I mogłyśmy wezwać do siebie - wyjaśniła Tora.
- Ponieważ został obudzony - zakończyły obie.
- Nora i Tora to kolejne części miecza - Dan uznał ten moment za dobry by się wtrącić. - Dora zaś jest jedną ze sług Pani Jeziora, opiekuje się tymi dwiema. Podobnie jak jednym z zadań moich i Scar było chronienie tej części - dotknął delikatnie miejsce, gdzie znajdował się medalion Barb. - Ta wybrała ciebie. Biorąc zaś pod uwagę to, gdzie się teraz znajdujemy, te niesforne panny wybrały jedno z was - spojrzał na Nelę i Jacka.
- Scar wróci wieczorem - dodał, kiwając głową Dorze, która postawiła przed nim i przed Nelą, talerze z jedzeniem.
- Ale ja go nie wybrałam, dostałam od ciebie, jako prezent - zauważyła celnie Barb, patrząc na Dana i nadal czując lekkie mrowienie w miejscu, gdzie dotknęły jego palce. - No i co, znaczy to jest człowiek też zaklęty? One są częściami miecza? - Wskazała palcem na Norę i Torę, wzdychając. Zamiast rozumieć coraz więcej, to sytuacja była wręcz odwrotna. Ten magiczny świat nie oferował wcale odpowiedzi, a jeśli już zdecydował zdradzić jakiś sekret, pociągał on za sobą jeszcze więcej niedomówień, pytań i wkradających się wszędzie emocji.
To tłumaczenie brzmi nieco mętnie, pomyślał Jack.
- Wybrały? Czyli w tym momencie Barb jest związana z tym medalionem, a my, Nela i ja, z wami? - Spojrzał na Norę i Torę, na później odkładając sprawę zaginionego ekwipunku i ubrań. - Jeśli tak, to na czym ten związek polega? Gdzie my, tam i wy, kawałki miecza? Będziecie nam towarzyszyć zawsze i wszędzie? “Exc-ali-coooooo” pomyślała Nela i dokładnie z takim wyrazem twarzy, jakby tego typu myśl chodziła jej po głowie popatrzyła to na Jacka, to na Barb. Dlaczego nie rozmawiali o hipotezach dotyczących liczb pierwszych, tylko jakiś Exc-coś… Jednego była pewna. Jack i Barb z pewnością wiedzą na ten temat więcej niż ona.
- No i kto, jeśli wolno spytać, rozebrał ten magiczny miecz? Te fragmenty - Jack spojrzał na bliźniaczki - są, owszem, urocze, ale mimo wszystko... Excalibur zajmuje dość ważne miejsce w legendach.
- On wybrał ciebie - Dan wzruszył ramionami, jakby było to coś kompletnie oczywistego i zrozumiałego. - I tak, one też są częściami miecza - odpowiedział na jej pytanie nakładając jajecznicę na widelec i podkładając ją Barb pod usta. Barb odsunęła się gwałtownie i syknęła prawie, jak obrażony kot.
Dziewczynki z kolei pokręciły przecząco głowami.
- Z nią - odparły jednocześnie, wskazując na Nelę.
- W jaki sposób związane? - zapytał Jack, zanim się spostrzegł, że to Nela powinna zadać to pytanie. Zdecydowanie nie przejął się tym, że jemu przypisano żadnego kawałka miecza.
- Ciebie jeszcze żadna z nas nie wybrała - dodała Nora.
- Jednak wkrótce któraś wybierze - dołożyła swoje trzy grosze Tora.
Dora, jak do tej pory, zachowała milczenie.
Jack powiódł wzrokiem od jednej do drugiej, nic jednak nie powiedział.
Dziwny i nieco koszmarny nastrój Neli dał jej we znaki i paradoksalnie pierwszą myślą, która pojawiła się w jej głowie były możliwości łóżkowe takiego trójkąta. Bliźniaczki… Szarowłosa musiała powstrzymać się, by nie zaśmiać się sama z własnych myśli.
- Co to właściwie oznacza? - zapytała odzyskując trzeźwość myśli.
- Zostaliście wybrani - stwierdziła Nora, jakby to była oczywista oczywistość.
- Na tych, którzy połączą miecz - dodała Tora, takim samym tonem.
- Najwyższa pora - stwierdziły jednocześnie.
- Będziemy wam towarzyszyć - znów zaczęła Nora.
- Dopóki tego nie dokonacie - zakończyła za nią Tora.
- Tak jak i reszta wybrańców - znowu wypowiedziały się jednocześnie, obdarzając zebraną przy stole trójkę, wesołymi uśmiechami.
- Czyli brakuje nam jeszcze tylko dziesięciu kawałków - podsumował Jack - tudzież miejsca albo sposobu, gdzie owo połączenie ma się dokonać. Jakieś konkrety?
Prawdę mówiąc miał wrażenie, że nagle znaleźli się w nieco innej bajce. Niby to mieli się wydostać z tego świata i wrócić do siebie, a teraz nagle okazało się, że mają poskładać do kupy jakiś legendarny miecz. Co było grane?
Nela wbiła widelec w coś znajdującego się na jej talerzu. Nawet nie zarejestrowała co to było. Nie chciała nic dodawać do pytania Jacka. Ją też interesowały “jakieś konkrety”.
- Dziewięciu - poprawiły go dziewczyny.
- Jedna z naszych sióstr już została przebudzona, więc zostało dziewięć - wyjaśniła Nora, zabierając się za jajecznicę, którą Dora przed nią postawiła.
- Teraz wystarczy odnaleźć pozostałe - dodała Tora, idąc w ślady siostry.
- Wam przypisana jest już tylko jedna część - oświadczyła Nora, gdy już przełknęła co wcześniej wsadziła do ust.
- Już obudzona - dodała jej siostra, także przełykając zanim otworzyła usta. - Czeka na ciebie u Karys.
- Resztę informacji zdobędziecie u Piserii - zakończyły swe wyjaśnienia jednocześnie, po czym powróciły do jedzenia. Także jednocześnie.
"Na ciebie" oznaczało zapewne Jacka, który przez moment zastanawiał się, jak można tak mało powiedzieć, używając równocześnie tylu słów. Nie da się ukryć, że chociaż obie dziewczyny mówiły, to jakoś ciekawość Jacka nie została zaspokojona.
- Jak to daleko? - spytał, gdy przełknął parę kęsów jajecznicy. - Wyśmienita - powiedział, skinąwszy z uznaniem Dorze głową. - I jak się tam dostaniemy? Pieszo i na bosaka?
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 14-02-2017, 08:06   #103
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Barb, opędziwszy się od Dana, szybko, bez zbędnego delektowania się posiłkiem zjadła jajecznicę i odsunąwszy od siebie talerz, postanowiła tym razem nie odpuszczać:
- Kto to Piseria? Co to znaczy, że obudzony? Kto to Karys? A co z naszą główną misją, żeby NIE zostać wilkiem? Jaki to ma na to wpływ? To takie potrzebne? Nie da się ominąć? Musimy to włączyć w nasz rozkład jazdy? Dlaczego komuś zależy na tym, żeby nam się udało? Ma w tym jakiś cel? - Wystrzeliwała z siebie pytania, łapiąc powietrze szybkimi wdechami, jakby nie chciała o czymkolwiek zapomnieć. Nela uśmiechnęła się tylko pod nosem. Właściwie była zadowolona, każde z pytań które zadała Barb jej też chodziło po głowie.
- I komu zależy na tym, by nam się nie udało? - Jack dorzucił kolejne ważne (według niego) pytanie. - O, jeszcze jedno... Czy mówi wam może coś imię Rit?
- Moja słodka - odezwał się Dan, spoglądając na Barb z niepokojem. - Właśnie do Piserii zmierzamy, pamiętasz? Zaś do Karys i tak mieliśmy dotrzeć, skoro to przez jej ziemie prowadzi nasza droga. Jesteście pewne, że została w pełni uleczona? - wilkołak odwrócił głowę by spojrzeć na dziewczyny, które zgodnie skinęły głowami.
- Pewnie za dużo wrażeń na raz - stwierdziły jednocześnie.
- Od naszego domu do siedziby Karys jest jakiś dzień, może dwa dni drogi - dodała Nora, odpowiadając na pytanie Jacka.
- Obudzone części są takie jak my - Tora wskazała na siebie i siostrę. - Nieobudzone to po prostu przedmioty znajdujące się w czyimś posiadaniu i niczym nie różniące od zwykłych, niemagicznych rzeczy.
- I nie mamy pojęcia jak chcecie nie zostać wilkami, skoro już nimi jesteście - zakończyły, spoglądając na nich ze zdziwieniem.
- Zależy całkiem sporej liczbie osób - wtrącił się Dan, odpowiadając na kolejne pytania. - Wasz sukces to zwycięstwo Taminy, a ta ma całkiem sporo przeciwników. No i pewnie że nie goło i wesoło - sarknął w kierunku Jacka. - Scar załatwia właśnie wszystko co będzie nam potrzebne więc możecie się uspokoić. Cieszcie się chwilą - dodał, na powrót skupiając pełen głodu wzrok na Barb. I to bynajmniej nie głodu, który jadło byłoby w stanie zaspokoić.
- Podobno możemy się uwolnić od tej magii, co nas ma zmieniać w wilki - odparł Jack, przypominając sobie słowa Scarlet. - Kim jest Rit? - wrócił do kolejnego pytania, na które odpowiedź jeszcze nie padła.
- Tak, Dan, oczywiście, nie jestem w pełni wyleczona - odpowiedziała towarzyszowi Barb, lekko prychając. - Bo ja pamiętam pośród tych wszystkich nowych informacji, przygód i cholernego zabijania, jak nazywa się kraina, do której zmierzamy. - Prychnęła ponownie, jednocześnie mając wrażenie, że dziś naprawdę zamiast okazywać swoją przynależność do psowatych, zachowuje się coraz bardziej jak stary, poirytowany kot.
- Poza tym tak, Noro i Toro - nie mamy planów pozostawać w formie wilczej do końca życia i tak, wiemy, że to ciężko odczarować. Ale nie oznacza to, że się poddamy - dodała, wzruszając ramionami.
- Odnaleźć? Nieobudzone? Jakiego przedmiotu mamy szukać? I właściwie… po co? - zapytała Nela, której jedzenie śniadania szło znacznie wolniej niż jej towarzyszom.
- Osoba - Dan poprawił Barb, nie przestając się w nią wpatrywać.
- Wychodzi na to, że chcecie wrócić do swojego świata - zwróciła im uwagę Tora.
- Excalibur może wam w tym pomóc i najwyraźniej to wy zostaliście wybrani by pomóc nam na nowo się połączyć - dodała Nora.
- Nie wiemy - zakończyły jednocześnie, kierując spojrzenia na Jacka.
- Dowiecie się gdy na niego traficie - tym razem, także jednocześnie, odpowiedziały Neli.
- To jest dość duża kraina - stwierdził Jack, podobnie jak Barb odsuwając pusty talerz. - Możemy stracić pół życia, szukając na ślepo czegoś, czy raczej kogoś, o kim nawet nie wiemy, jak wygląda i gdzie się znajduje.
- Dlaczego naszyjnik wygląda jak naszyjnik, kawałek metalu, a wy - spojrzał na Torę i Norę - zdecydowanie nie wyglądacie jak kawałki miecza? W ogóle nie wyglądacie jak kawałki czegokolwiek - dodał.
- Czy w tym momencie, skoro mamy się cieszyć chwilą, możemy się dowiedzieć więcej o miejscu, gdzie się znajdziemy, tudzież o drodze i ewentualnych przygodach, jakie na nas czekają? - zadał kolejne pytanie.
- Czasu też właśnie mamy niewiele, więc nie chcę siedzieć tu i go marnować, z całym szacunkiem dla naszych gospodyń - czarnowłosa kiwnęła głową ku siostrom. - Dlatego wolałabym ruszać w drogę.
- Czy oni zawsze tyle pytają? - Koniecznie chciała się dowiedzieć Tora, pytanie to kierując do Dana, który tylko skinął głową na potwierdzenie.
- Większości dowiecie się we właściwym momencie - wyjaśniła Nora, wzruszając ramionami.
- Naszyjnik zaś wygląda jak naszyjnik bo jeszcze nie uznała za właściwe się ujawnić - dodała Tora, podobnie jak jej siostra wzruszając ramionami.
- Może chce uniknąć tyrady pytań? - zasugerowały obie, po czym wybuchnęły śmiechem.
- Przyzwyczaicie się - pocieszył je Dan, także szczerząc zęby. - Ta trójka jest niemal tak dociekliwa jak kaci u Vellandrilla.
- Ale nie używamy takich niemiłych środków perswazji - odpalił natychmiast Jack. - Poza tym nie bardzo odpowiada nam rola ślepych wykonawców.
- Przepraszam bardzo, ale ja na szyi noszę jakąś dziewczynę? - zainteresowała się gwałtownie Barbara.
- My też wszystkiego nie wiemy - odparowała Nora, wstając od stołu i zabierając się za zbieranie talerzy i sztućców.
- Ma na imię Isla - Tora poinformowała Barb, także wstając i zajmując się sprzątaniem drugiej strony stołu.
- Ale z pewnością wiecie więcej, niż my - odparł Jack, uśmiechając się równocześnie, bo wyobraził sobie scenę, gdy Barb się budzi z dziewczyną uwieszoną na szyi. Ten sam uśmiech zresztą pojawił się na twarzy Neli.
- Dan - Szarowłosa zwróciła na niego swoje spojrzenie - Czy skoro czekamy na Scar… nie miałbyś ochoty rozpocząć obiecanego nam treningu? - zapytała.
- Może i wiemy - Nora zgodziła się z Jackiem.
- Co nie znaczy, że wszystko od razu powiemy - dodała jej siostra.
- Dopiero nas poskładały do kupy - jęknął Dan, który wyraźnie na trening ochoty nie miał. - Zresztą, z Norą i Torą to tobie trening nie jest potrzebny - dodał, puszczając przy tym konspiracyjne oczko do dwóch dziewczyn, które w odpowiedzi wybuchnęły wesołym śmiechem.
Taaa... z nimi trening nie jest potrzebny, a ty jesteś zajęty Barb, pomyślał Jack i lekko pokręcił głową.
- Ja z kolei chętnie bym się przekonał, jak wyglądają moje zdolności magiczne - powiedział - ale to chyba nie twoja domena, Dan, prawda? Dziewczyny, może wy coś wiecie na ten temat? Szkolenia w dziedzinie magii, znaczy się.
- Szkoda. Akurat trening z Norą i Torą brzmi najbardziej interesująco - mruknęła Nela, z lekkim uśmiechem na ustach. Teraz i ona odsunęła od siebie pusty talerz. - Czyli… mamy czekać i odpoczywać?
- Magia nie jest naszą specjalizacją - przyznały jednocześnie, a następnie przeniosły wzrok na Nelę. Nora uśmiechnęła się pierwsza, w ślad za nią poszła Tora.
- Możemy spróbować - oświadczyły zgodnie, a następnie… zniknęły. Rozpłynęły się w powietrzu jakby ich tam nigdy nie było. Za to na stole przed Nelą, pojawiły się dwa identyczne sztylety.


~ Potrenujmy - usłyszała w głowie ich wesołe głosy.
- To może być nawet ciekawe - stwierdził jednocześnie Dan, odrywając wzrok od Barb i skupiając go na ostrzach.
Jack szeroko otworzył oczy, z pewnym niedowierzaniem spoglądając na sztylety. Przed sekundą dwie pełne wdzięku dziewczyny, a teraz - pełne zabójczego wdzięku
Nela zamrugała kilka razy oczami, nim wypowiedziała pełne zaskoczenia i podziwu:
- ŁAŁ - tym samym chwyciła w dłonie obydwa sztylety na raz.
~ Niesamowite. Słyszę je w swojej głowie. Ciekawe czy one mnie też. Może wystarczy zapytać? Pomyśleć? Halo! Słyszycie mnie? - pomyślała przy tym Szarowłosa.
Najwyraźniej słyszały, bowiem w jej głosie rozległ się nader zgodny duet.
~ Nie musisz tak krzyczeć - usłyszała rozbawione głosy dziewczyn i poczuła jak ich wola nakłada się na jej. Chciały pokazać jej co potrafią, do czego we trójkę były zdolne. Czas zwolnił dla Neli. Dla reszty zaś stała się tylko smugą. Kierowana przez bliźniacze ostrza, wstała i zrobiła krok w kierunku Dan’a. Widziała jak jego mina zaczyna powoli zmieniać się z rozbawionej na zaniepokojoną. Kolejny krok i następny… Jej ciało uległo Norze i Torze, jakby do nich należało. Poruszała się z wdziękiem, jakby tańczyła. Jeszcze jeden krok, wyciągnięcie ręki i czubek ostrza, którym była Tora, dotknął gardła wilkołaka. Drugie ostrze, Nora, ułożyło się czubkiem z boku, między żebrami. Do umysłu Neli napłynęła wiedza. Wystarczyło pchnąć by sięgnąć serca mężczyzny.
~ Najszybsza droga - zaśmiała się Nora.
Czas z powrotem wrócił do swego właściwego biegu. Szarowłosa tkwiła za plecami Dan’a, który nie zdążył się nawet w pełni podnieść. Teraz zamarł, nawet nie oddychał.
- Dajcie mu spokój - odezwał się głos zza ich pleców, na które obecnie nikt uwagi nie zwracał. Gdy zaś zwrócili ujrzeli kolejną dziewczynę, nijak jednak nie podobną do pozostałych.


W tym samym momencie Barb odczuła brak czegoś, co powinno znajdować się między jej piersiami, a który to ciężar zniknął dokładnie w tym samym momencie, w którym rozległ się głos.
Nela rozluźniła dłonie by jak najszybciej upuścić sztylety. Nawet kosztem tego, że te mogłyby nabić kilka siniaków wilkołakowi. Te jednak na powrót przeobraziły się w bliźniaczki.
Szarowłosa była po prostu przestraszona tym co się wydarzyło. Przestraszona i nieco zniesmaczona. Sama z siebie w życiu (zwłaszcza dla żartu czy popisu) nie zaatakowałaby Dana. Zaś utrata kontroli nad własnym ciałem była ostatnim czego by chciała. Oczywiście, mogłoby to być przydatne w ewentualnej walce z krwiożerczym przeciwnikiem. Ale teraz na wskroś przerażało. Zwłaszcza w otoczce tego wszystkiego, co ostatnio działo się wokoło nich.
Zarówno przestraszonym jak i przepraszającym wzrokiem spojrzała na wilkołaka.
Jack dopiero po pewnej chwili odzyskał głos.
- Dzień dobry. Jesteś Isla, prawda? - powiedział. - Nelu, to było fantastyczne. Poruszałaś się jak na przyspieszonym filmie. Niczym bohaterowie z kreskówek. Zrobiłaś to sama z siebie, czy też - ponownie spojrzał na bliźniaczki - one dołożyły swoje trzy grosze?
Barb pobladła, zdziwiona, zaskoczona i może jeszcze lekko przestraszona.
- Oszaleję - powiedziała szeptem, jakby do siebie. Odetchnęła głęboko. - Dobrze, że ja mam tylko rolę wspierającą - stwierdziła odkrywczo.
Nela nie wyglądała na szczególnie zadowoloną ze swoich umiejętności. Z drugiej strony Barb wydawało się, że to właśnie jeden z powodów, dla których to na jej szarowłosą towarzyszkę trafiło. Nie będzie przesadzać z przemocą, będzie używać tych… błogosławieństw w ostateczności i na pewno nie zagubi się w nowych umiejętnościach z rozkoszą.
Tymczasem Szarowłosa przeniosła wzrok na bliźniaczki.
- NIGDY, ale to NIGDY więcej nie przystawiajcie sztyletu do gardła moim przyjaciołom - poprosiła, stanowczym tonem, starając się by wypowiedź brzmiała łagodnie, chociaż wewnętrznie dziewczyna kipiała różnymi emocjami.
Nowa dziewczyna skinęła głową w odpowiedzi na pytanie Jacka.
- Chciały jedynie pokazać ci do czego są zdolne - stanęła też w obronie bliźniaczek, stając obok wciąż wesołych i kompletnie nie przejętych słowami Neli, dziewczyn. - Dan jest także naszym przyjacielem i nigdy nie groziło mu niebezpieczeństwo - dodała, okraszając słowa łagodnym uśmiechem. Następnie przeniosła wzrok na Barb. W jej jednostajnych, granitowych oczach ziała pustka, która jednak nie wydawała się czarnowłosej straszna. Była jakoś dziwnie znajoma i przyjazna, całkiem jak stary, znoszony sweter, który po założeniu przywodzi na myśl dawno minione chwile.
- Nie oszalejesz - pokrzepiła ją. - Szybko do nas przywykniesz. Przywykniecie - dodała, zwracając się także do reszty.
- O ile będziesz kontrolować te skarania zesłane nam przez bogów to nawet się zgodzę - wtrącił Dan, wyraźnie urażony tym, że stał się celem żartu bliźniaczek.
- Mówiąc 'skarania' masz na myśli naszą trójkę, czy też te urocze dziewczyny? - Jack zwrócił się do Dana.
Wilkołak w odpowiedzi tylko skinął głową w stronę dziewczyn, a następnie wstał od stołu, przeciągnął się i ziewnął jakby z tydzień nie spał.
- To wy się tu zabawiajcie, a ja skorzystam z okazji i nadrobię braki w śnie. - Co powiedziawszy rzucił spojrzenie Barb, jakby zastanawiał się czy czasem jej nie zaprosić do łóżka, co było nader widoczne nie tylko dla czarnowłosej, jednak najwyraźniej zrezygnował bo tylko się do niej wyszczerzył.
- Tylko powstrzymaj się przed drażnieniem Oresa - ostrzegły bliźniaczki, poważniejąc.
- Tego starego capa? Gdzież bym śmiał. - Widać było gołym okiem, że Dan ma zamiar zastosować się do ostrzeżenia w sposób dokładnie odwrotny. Z nową energią ruszył w stronę drzwi wyjściowych i nawet zaczął pogwizdywać pod nosem.
- Ores? - zainteresował się Jack. - Kolejna rzecz, o której się dowiemy w swoim czasie?
- Nie rzecz, a osoba - poprawiła go Isla, spoglądając z naganą na wilkołaka. - Ores jest ojcem Dory i do niedawna opiekunem moich sióstr, podobnie jak Dan opiekował się mną dopóki nie natrafiłam na odpowiednie naczynie. - Tu wskazała na Barb.
Nela odsunęła się o kilka kroków gdy Dan wstawał z krzesła i teraz została tam gdzie była, kilka kroków za jego pustym krzesłem. Nic nie mówiła, skrzyżowała tylko dłonie na piersi. Wyglądało na to, że nie ma zamiaru już siadać do stołu, już prędzej udać się do sypialni.
- A teraz kto kim się będzie opiekować - Barb tobą, czy na odwrót? - Jack zadał kolejne pytanie.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-02-2017, 13:28   #104
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Czarnowłosy przedmiot rozmowy opierał głowę o swoją rękę, nie włączając się póki co do rozmów, jedynie słuchając, przyglądając się i czekając na odpowiedzi na zadane pytania.
Isla przez chwilę przyglądała się Barb.
- Mam wrażenie, że w obecnej chwili rola opiekunki przypadnie mojej osobie - odpowiedziała. - Przynajmniej dopóki Barbara nie przyzwyczai się do mojej obecności i nie poznamy nawzajem swoich możliwości. Podobnie będzie zapewne z Norą i Torą, aczkolwiek w ich przypadku liczę na twoją rozwagę - zwróciła się do Neli. - Jak będzie z tobą, Jack’u, tego wciąż nie wiemy, chociaż bez wątpienia masz nad swymi towarzyszkami tę przewagę, że poznasz moją siostrę jako ostatni.
- Chcesz powiedzieć, że zdołam się z wami oswoić, zatem będzie mi łatwiej porozumieć z waszą siostrą? Czy też zdołacie mnie do tego czasu przygotować na to spotkanie? - spytał.
- To znaczy, że ee… gdy wisisz u mojej szyi, to mamy razem lepsze możliwości? - zainteresowała się również Barb.
- To pierwsze - odpowiedziała, kierując swe słowa do Jacka. - Tak, dokładnie to miałam na myśli. Chociaż nie jest konieczne, bym stale przebywała w formie naszyjnika jeżeli ci to nie odpowiada. Przemiana następuje wystarczająco szybko, bym zdołała cię ochronić przed niebezpieczeństwem.
- Tak jak my stanąć do walki z takim - potwierdziły jednogłośnie bliźniaczki.
- Nie da się ukryć, że w walce z wampirami naszyjnik sprawdził się znakomicie. - Jack z uznaniem skinął głową.
- Gdy jesteście w formie eee… przedmiotu, słyszycie wszystkie nasze myśli i możecie sterować naszym ciałem bez przeszkód? - zapytała Nela unosząc przy tym lekko brwi i czujnie obserwując Islę.
- Możemy w nie ingerować w razie potrzeby - potwierdziła Isla, zerkając na swoje siostry. - Niekiedy w większym, czasem w mniejszym stopniu. Lub wcale, gdy nie ma takiej potrzeby.
- Wiemy, wiemy - dłonie bliźniaczek uniosły się w obronnym geście. - Przesadziłyśmy. Przepraszamy.
- Niektóre istoty nie są w stanie znieść naszego dotyku - dodała Isla, przenosząc spojrzenie na Jack’a. - Chociaż są od tej reguły wyjątki bowiem to my wybieramy na kogo działają nasze moce, a na kogo nie. Nie chcemy krzywdzić sojuszników.
- A co z myślami? - dopytała Nela.
- Podsłuchujecie każdą myśl, czy słyszycie tylko to, co jest skierowane do was? - doprecyzował Jack.
- Tak, to dobre pytanie. Nie zawsze myślimy o rzeczach, które powinni widzieć inni - to dokładnie o to nam chodzi. - Dodała szybko czarnowłosa, lekko kiwając głową.
- Możemy słyszeć każdą, jeżeli wam na tym zależy, lub tylko te, które do nas kierujecie. W walce jednak, przynajmniej na początku, doradzałabym jednak byście nam zaufały - odparła Isla, a Nora i Tora ochoczo jej przytakiwały.
- Jestem pewien, że na walce znacie się tysiąc razy lepiej, niż my - stwierdził Jack, kwestię tego, kto, ile i jakie myśli będzie słyszeć, pozostawiając w gestii Barb i Neli. Gdy będzie miał swoją... towarzyszkę... to sam z nią ustali zakres wymiany myśli.
~ Jak myślę o tyłku Jacka - pomyślała eksperymentalnie Nela, próbując ową myśl skierować do bliźniaczek i jednocześnie wizualizując sobie widzianą już bez odzienia pupę przyjaciela - to możecie podsłuchiwać, ale jak myślę o innych pupach, to lepiej nie - dodała. I choć myśl ta miała żartobliwy wydźwięk, teraz z ciekawością popatrzyła na dziewczyny.
Te jednak nie zareagowały w żaden widoczny, czy niewidoczny sposób.
- Jestem zmuszona potwierdzić - odparła Isla, wskazując na swe siostry. - Jako części miecza walczymy już od wieków. Wraz z kolejnymi walkami zwiększała się nasza wiedza i mimo tego, że jesteśmy rozdzielone, a co za tym idzie nie posiadamy pełni mocy, to wciąż jesteśmy w stanie spowodować większe obrażenia niż zwykła broń kierowana niewprawną dłonią. Lub nawet magiczna - dodała, z lekkim uśmiechem.
- W tej chwili nie mamy żadnej broni, ani magicznej, ani nawet niemagicznej - stwierdził Jack. - Głowy i gołe ręce. Nela jest co prawda wyjątkiem, bo sztylety to bez wątpienia broń. Niezwykła.
- Ja leczę - doprecyzowała Barb - aczkolwiek wiem, że dotknięcie amuletu też robiło krzywdę wampirzym… znajomym. Dlaczego?
Nela na wspomnienie o wampirzych znajomych tylko przygryzła wargę, tak, że jej usta wyglądały teraz jak jedna cienka linia.
- Od każdej reguły są wyjątki - padła odpowiedź, której przytaknął jednoczesny ruch głów bliźniaczek, najwyraźniej zgadzających się ze słowami siostry.
- Widać lepiej być twoim przyjacielem, niż wrogiem - dorzucił Jack. - Poza tym każde lekarstwo jest w stanie zaszkodzić.
- Leczenie Barb i moja… hmm… prędkość… zależy od Was, czy to umiejętności które są niezależne i przypisane do naszego bycia wilkołakami? - zapytała Nela.
To drugie, pomyślał Jack, ale nie chciał uprzedzać wypowiedzi 'kawałków miecza'.
- To wasze umiejętności - Isla potwierdziła przypuszczenia Jacka. - I niestety, nie zawsze jest tak jak mówisz. Niekiedy nasi wrogowie zwyciężają, staramy się jednak z całych sił by nie działo się tak zbyt często - dodała, a uśmiech, w który układały się jej usta, zmienił się w bardzo, ale to bardzo nieprzyjemny. Zdecydowanie, patrząc na nią w tej chwili, trójka gości mogła poczuć, jak zimny pot spływa im po plecach. Avalon może i był baśniową kraina, pełno w nim jednak było potworów.
- Dan miał rację… - odparła po chwili ciszy Nela - powinniśmy odpocząć. Póki możemy. - Po tych słowach spojrzała to na Barb, to na Jacka.
- I tak nie mamy nic innego do roboty, chyba że możemy pomóc w obejściu - odparł Jack.
- Odpocznijcie - doradziła Isla, na powrót uśmiechając się łagodnie. - My nie czujemy zmęczenia. Poza tym miło będzie chwilę popracować po tak długim śnie.
Bliźniaczki, jak zresztą stale, odkąd pojawiła się ich siostra, przytaknęły. Dora, która do tej pory nie wypowiedziała słowa, także i tym razem zachowała milczenie.
- Właściwie… to co z naszymi rzeczami? - Nela uświadomiła sobie, że jeszcze o to nie pytali, a przecież z wielką ochotą zapaliłaby papierosa… ile to ich jeszcze im zostało? Nie mówiąc już o swoim portfelu w którym skrywała minimalistyczny zapas kosmetyków, czy o łuku, którego brak pewnie by jej doskwierał.
- Tych nie udało się nam ocalić - Tora od razu zdruzgotała nadzieje Neli.
- Skupiłyśmy się na was, reszta nie wydawała się istotna - dodała Nora, w kwestii wyjaśnienia powodu ich postępowania.
- Jestem pewna, że Scar zdobędzie dla was wszystko co potrzebne - zapewniła Isla, chociaż nie sprawiała wrażenia szczególnie przejętej ich stratą.
Nela jęknęła głośno słysząc tą odpowiedź. Wszystko przepadło! W głowie powoli zaczęła wyliczać rzeczy, które tak skrupulatnie kolekcjonowali by wynieść z domu Taminy. Rozejrzała się po stole, który bliźniaczki oczyściły wcześniej.
- A macie tu wino?
Jack nie bardzo wierzył w pozytywną odpowiedź, ale i tak zmartwił się tym, że przepadły wszystkie ich, tak starannie dobierane, rzeczy.
- Tamina mi taką magiczną, cudowną miksturę zrobiła. I dała nam zapasy leków… choć pewnie teraz ja jestem chodzącym zapasem leków. A na jakieś mniej poważne problemy też mogę pomóc? No i tytoń. Oj, tytoń… Wiecie co to tytoń? - Dołączyła się ponownie do pytań i wątpliwości Barb.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 15-02-2017, 13:31   #105
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dora bez słowa odeszła od swego stanowiska przy piecu i ruszyła w stronę wąskich, prawie niewidocznych drzwi znajdujących się pod schodami.
- Twoja moc jest wystarczająca byście się nie musieli przejmować miksturami, chociaż w obecnej chwili jest ona mocno ograniczona - odpowiedziała Isla, śledząc wzrokiem Dorę.
- Oczywiście że wiemy co to tytoń - odparła nieco urażona Tora.
- Chyba każdy wie - dodała Nora.
- Przynieść wam? - zapytały obie, sprawiając wrażenie nader chętnych do spełnienia tego życzenia.
- Palaczki... - z wyraźnym niesmakiem powiedział Jack.
Szarowłosa w odpowiedzi na pytanie bliźniaczek pokiwała ochoczo głową.
- Jeśli możecie - odpowiedziała uprzejmie.
- Możemy - potwierdziły zgodnie, kiwając przy tym głowami i już po chwili zniknęły za tymi samymi drzwiami, co jakiś czas wcześniej, Dan.
Dora pojawiła się w chwilę później, niosąc kosz w którym tkwiły trzy, pokryte kurzem, butelki zabezpieczone woskiem. Postawiła je na stole przed Nelą, po czym bez słowa skierowała się ku schodom prowadzącym na poddasze.
- To wygląda na wiekowy trunek - powiedział Jack, przyglądając się butelkom.
- Dziękujemy - powiedziała za nią Nela, nim ta zniknęła.
Nie usłyszała jednak odpowiedzi na swoje podziękowanie. Dora wciąż zachowywała pełne milczenie.
- Zapewne taki właśnie jest - odparła Isla, także przyglądając się butelkom, chociaż bez zbytniego zainteresowania.
- Papierosek, kieliszek wina i mogę iść spać - ogłosiła Barb, spoglądając na Nelę. - Butelkę możemy poprosić też na potem, co wy na to?
- Barb, myślisz, że trzy nam nie wystarczą? Ostro. - Szarowłosa ujęła koszyk z butelkami wina. Nie śpieszyła się, bowiem najpierw musiały wrócić bliźniaczki z tytoniem. - W takim razie proponuję wyjść na chwilę na świeże powietrze.
- Popieram. - Jack skinął głową. - Może zabierzemy jakieś szklanki, koc i rozłożymy się pod jakąś jabłonką? Widziałem z okna sad.
Pomysł nie był zły, tym bardziej biorąc piękną pogodę za oknem. Wkrótce też powróciły bliźniaczki niosąc naręcze wysuszonych liści tytoniu. Wyjaśniło się także gdzie poszła Dora, która zjawiła się w izbie w chwilę po dziewczynach, niosąc trzy arkusze delikatnego papieru i nożyce. Wszystko zaś w ładnym, drewnianym pudełku. Najwyraźniej Nela z Barb musiały same zadbać o to by podane im składniki zamienić na jakże upragnione papierosy.
Wyposażono ich także, a raczej Dora wyposażyła, w koc, szklanki i malutkie, słodkie bułeczki, przypominające trochę skarlone pączki. Do nich dostali mały nożyk i słoik dżemu. Widać najstarsza, a przynajmniej najstarsza z wyglądu dziewczyna, przebywająca w chacie, wiedziała dokładnie czego mogą potrzebować. Lub też w jakiś sposób usłyszała słowa Jack’a.

Jack zabrał kosz i koc, drobiazgi zostawiajac Neli i Barb, a po wyjściu z chaty skierował swe kroki w stronę wspomnianego wcześniej sadu.
- Może trzeba było spytać o jakiś strumyk - powiedział, gdy się już znaleźli między drzewami. - Wolicie cień, czy chcecie w słoneczku spożyć śniadanie na trawie?

Jako że Barb skłaniała się ku cieniowi, a i Jackowi nie odpowiadał nadmiar słońca, chłopak rozłożył koc w cieniu rzucanym przez okazałą jabłonkę, po czym zaczął się zmagać z woskiem, chroniącym dostęp do zawartości jednej z butelek.
Gdy wreszcie uporał się z zabezpieczeniami wlał trochę wina do swojej szklanki i nalał do pełna dziewczynom.
Nela najwyraźniej nie miała zamiaru nawet udawać, że nie towarzyszy jej ponury nastrój i zależy jej przede wszystkim na ów czerwonym trunku, który właśnie (i to w szklance do pełna) podsunął jej Jack.
Rozsiadłszy się na kocu skinieniem głowy podziękowała za trunek i duszkiem przechyliła szklankę do samego końca.
Jack, który nawet nie zdążył powąchać swojego wina, natychmiast wlał dziewczynie kolejną porcję.
- Nie podoba mi się to - oznajmiła Nela, podsuwając w stronę Barb papierki dzięki którym czarnowłosa dziewczyna mogłaby skręcić tytoń w papierosy - i nie mówię tylko o byciu pionkami w czyjejś… nie wiadomo czyjej i o co grze. Nie podobają mi się te odłamki miecza. Zawładnęły moim ciałem i jakoś nie czułam bym miała coś do gadania. Przerąbane. - Szarowłosa chwyciła znów napełniony przez Jacka kieliszek, ale tym razem (ufff!) nie wychyliła go duszkiem jak poprzedniego.
Jack upił nieco wina ze swej szklanki, po czym spojrzał na Nelę.
- Ale byłaś szybka jak błyskawica - powiedział. - Mimo tego uważam, że będziesz musiała z nimi poważnie porozmawiać, bo to, mówisz, nie brzmi dobrze. Ale i tak nie mamy wielkiego wyboru jak uwierzyć, że ich i nasze plany są zbieżne. Sądzisz, że bez nich damy sobie radę w tym przepięknym świecie?
- Sądzę, że to jak rzut monetą. Może powinniśmy zostać i uwierzyć. Może powinniśmy spieprzać stąd jak najdalej. Ale, cóż. Jeśli nie wiesz komu ufać… - Szarowłosa wzruszyła ramionami - nie mamy wyjścia. A co do tej rozmowy, jestem przecież specjalistą w poważnych rozmowach. - Tym razem brzmiało to ironicznie. Nela upiła dwa łyki wina i przeniosła wzrok na Barb. Ta w odpowiedzi wzruszyła ramionami.
- Dokładnie powiedzieliście to, co mi po głowie chodzi. Cholera ich wie. A cel mamy oczywisty. Wydostać się stąd, choćby nie wiem jak miło było. To nie jest dom, na szczęście jeszcze o tym nie zapomnieliśmy.
Z tym zgodzić się mogli i Nela, i Jack.
Ten ostatni po raz kolejny dolał wino i Neli, i sobie (Barb zdecydowanie odmówiła wlania w siebie kolejnej porcji trunku), a potem, gdy obie dziewczyny zajęły się domową produkcją tytoniowych skrętów, rozkroił jedną z bułeczek i posmarował dżemem. Nie był miłośnikiem tytoniu w żadnej postaci, zatem strategicznie zajął takie miejsce, by ewentualny dym z papierosów trzymał się jak najdalej niego.
Barb wprawnymi ruchami skręciła sobie papierosa. Tytoń pachniał bardzo przyjemnie, nieco waniliowo, nieco inaczej niż “standardowa” używka, którą znała, ale nie zniechęciło to jej, a wręcz odwrotnie, jeszcze przyspieszyło jej ruchy. Tęskniła już za charakterystycznym smakiem, choć z czystym sumieniem mogła stwierdzić, że papierosy nigdy jej nie smakowały.
Przyjaciele, dobre jedzenie, drzemka i papierosy - to zdecydowanie był dobry plan na wypoczynek oraz zbieranie sił. Nie potrzebowała na razie niczego więcej.
Na twarzy Neli, która wnet poszła w ślady Barb, pojawiło się uczucie błogości, co Jack skwitował ciężkim westchnieniem i pewnym zwiększeniem dystansu od obu dziewczyn. Te, na szczęście, nie były złośliwe i nie zionęły dymem prosto w nos chłopaka.

* * *

Czas płynął na słodkim nieróbstwie, które niektórzy mogliby nazwać leniwieniem się, a inni - odpoczynkiem to ciężkich nocnych przeżyciach, okraszonych walką i paroma trupami (Jack zdecydowanie preferował to drugie określenie).
Co prawda powinni w pocie czoła snuć różne plany, lecz plany miały to do siebie, że musiały mieć jakieś podstawy, na których można by je budować. Pozostawało zatem czekać na powrót Scar.
A w międzyczasie się zdrzemnąć.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-02-2017, 23:12   #106
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Grave 1/2

Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak



Chatka Brana i Iresin



- No nie, ich spotkaliśmy dopiero przy strumieniu wodniaków. Tamtego w gajerze wciągnęły więc skoczyliśmy by go wyciągnąć. A w wilczej formie przez drogę nie umiemy mówić a wydała nam się do podróży bardziej odpowiednia więc jej nie zmienialiśmy. Więc dopiero teraz możemy porozmawiać. - Dawid odpowiedział Iresin gdy ta spytała go o wspólne wojaże z tamtą trójką. Jakoś tak samo w sumie wyszło. Co prawda po walce był moment, że mogli się z Summer przemienić i coś pogadać ale jak i wtedy tak i teraz uznawał, że lepiej było zostać w wilczej formie. Wówczas jednak dla reszty odkrytego dotąd świata byli jednak niemowami. Zresztą dźwigjąd tego dziadygę niezbyt szło rozmawiać w ten upał i z takimi ranami w jakiejkolwiek formie.


~ Spytam. To może być ktoś od niej albo i nie. - odpowiedział na laramującą myśl i spojrzenie przekazane przez Summer. Też to poczuł. Gdzieś z zewnątrz. Coś podobne do niedźwiedzia. Ale zaskakujące jak na taką bryłę mięśni dyskretne. Niedźwiedzia jeszcze nie spotkała ale był na tyle już pewny swoich nowych zmysłów, że wierzył, że raczej nie powinien mieć trudności nawet w ludzkiej formie by go przegapić. A teraz coś jakby dziwnie nieuchwytny poza zapachem był ten niedźwiedź. ~ To chyba jej. Wyczuwam ten zapach także w otoczeniu. Bywa tu. - spojrzał na Summer trochę niepewnie. Rana na tyle była poważna, że mogła przytłumić jego zmysły. Był ciekaw czy dziewczyna odbierała to podobnie czy to jemu się coś uwidziało.


- Iresin? - spytał na głos patrząc na zajmującą się jego raną kobietę. - Wyczuwam zapach niedźwiedzia. Blisko. Zbliża się. To ktoś od ciebie? - spojrzał zaraz na drzwi w których lada chwila pewnie mógł zawitać właściciel zapachu. Po cichu miał nadzieję, że obejdzie się bez konfliktów. On i Summer nie byli w najlepszym stanie. I potrzebowali pomocy Iresin. Nie był pewny czy to przypadek, ktoś dokumał, że gospodyni ma gości czy jakoś ona wezwała wsparcie na wszelki wypadek. Pozostawało mieć nadzieję, że będzie podobnie przyjazny jak ta dziewczyna ze skrzydłami. Wszystkie inne scenariusze jakie stanęły mu przed oczami były dużo barwniejsze ale w raczej mało korzystnych dla nich barwach.


Skrzydlata skinęła głową, zupełnie jakby pojawienie się owej istoty nawet jej nie zdziwiło. Sądząc jednak po uśmiechu, musiało ją zadowolić. Jej uwaga nie skupiła się jednak na drzwiach prowadzących na zewnątrz, a od których obecnie biła najsilniejsza woń niedźwiedzia. Tą bowiem w pełni pochłaniała krwawiąca ręka Tom’a.

- Nie ruszaj się przez chwilę - poprosiła stanowczo, chwytając jego dłoń. Utrzymałą też ów chwyt, mimo iż próbował się jej wyrwać.

- Słuchaj jej - wtrąciła się Summer, kładąc dłoń na jego ramieniu i ściskając palce aż dał się słyszeć chrzęst przesuwających się kości. - Chyba że wolisz porozmawiać ze mną.

Widocznie nie wolał bowiem nie licząc rzucenia dosadnego przekleństwa w swym rodzimym języku i wydania z siebie jęku bólu, nie odezwał się więcej ani nie poruszył.

Iresin, podobnie jak wcześniej przy Dawidzie, ponownie sięgnęła po magię, co wilkołak mógł wyraźnie wyczuć swym zmysłem powonienia. Tym jednak razem trwało to o wiele krócej. Zupełnie jakby dziewczyna nie chciała marnować na mięśniaka więcej mocy niż to było konieczne.

- Oszczędzaj tą rękę przez najbliższe dni - poradziła mu, cofając się i odsuwając kosmyki włosów z oczu. Sprawiała wrażenie zmęczonej, a przynajmniej jej ruchy były jakby wolniejsze niż jeszcze chwilę temu.

- Jeszcze ty i twoje rany - zwróciła się do partnerki Dawida. - Też wyczuwam w nich jad, chociaż jest go mniej. - Pocieszyła kobietę, wyciągając w jej stronę dłoń, którą Summer przyjęła rzuciwszy wcześniej krótkie spojrzenie Dawidowi. Najwyraźniej wbrew wszystkiemu nie była do końca pewna tej metody leczenia. Skoro jednak zadziałała w przypadku obu mężczyzn, na co dowód miała przed sobą bowiem Tom odsłonił właśnie ranę zadaną zębami czarnego wilka, po której została tylko blizna, nie potrafiła znaleźć argumentu przeciw.

- Masz w sobie magię - Iresin przyglądała się ich połączonym dłonią. - Silną magię do tego, choć dziką. Dobrze, skorzystam z niej żeby przyspieszyć leczenie. Dzięki temu może starczy mi sił żeby spróbować zrobić coś z tym, który został na zewnątrz, chociaż to raczej nie ma sensu. On już praktycznie jest martwy - dodała, nie wykazując jednak współczucia.

- Możesz to wyczuć? - zapytała Summer, w której niepewność i niechęć do nieznanej formy leczenia zaczęła przeradzać się w ciekawość.

- Podobnie jak jestem w stanie stwierdzić, że ten tam - wskazała na drzwi - to szakal. Cuchnie od niego złem. Gdyby nie był nieprzytomny, nigdy by nie przekroczył granicy mojego terytorium. Bran go teraz pilnuje - tu zwróciła się do Dawida. - To mój partner i opiekun - wyjaśniła. - Dopóki nie zagrażacie temu miejscu lub mi, nie będzie wam wrogiem. Naga zaś, o której wspomniałeś, to zapewne Nasza. Tylko ta przedstawicielka wężowej rasy zna sposoby by się tu dostać. Widać miała ważny powód by ryzykować utratą tej wiedzy. Musicie być dla niej ważni - wyjaśniła, cofając dłoń z uścisku Summer, która sprawiała wrażenie wręcz proporcjonalnie odnowionej, w stosunku do samej skrzydlatej, która zachwiała się lekko.

- A co Mark’iem? - zapiszczał głos spod ściany. Ruda ponownie dała o sobie znać, podnosząc się chwiejnie. - Musisz go wyleczyć! Rozumiesz?!

Jej postawa nabrała nagle agresywnego wydźwięku, gdy rozszerzyła palce obu rąk kierując je w stronę Iresin, jakby chciała zmusić ją siłą by pomogła facetowi w garniaku. W jej oczach lśnił obłęd. Skrzydlata cofnęła się, zawadzając stopą o nogę stołu. Utracie równowagi towarzyszył krzyk zaskoczenia zmieszanego ze strachem, na który odpowiedział gniewny ryk zza drzwi, które nagle stanęły otworem ukazując postawnego mężczyznę.





- Co tu się, na wszelkie pomioty otchłani, wyprawia?! - zagrzmiał, spoglądając najpierw na wyglądającą na wystraszoną, Iresin, następnie na stojącą nad nią Summer, która nie zdążyła złapać upadającej, po czym przemknął po mięśniaku, jakby go tam wcale nie było. Na widok rudej obnażył żeby, jednak to na Dawidzie skupił wzrok na końcu, najwyraźniej wyczuwając w nim alfę i wyraźnie to od niego oczekując odpowiedzi.


- No tak Nasza. To była Nasza. Pomogła nam i zaprowadziła nas tutaj. - Dawid potwierdził z zauważalną ulgą. Jednak nie wpakował się w syf mówiąc jak było. Nie wyszło tak źle. Widać te dwie się znały ale chyba nie miały żadnych przykrości ze sobą skoro Iresin przyjęła to tak spokojnie i sama poukładała sobie o kogo może chodzić. Ale jej słowa zastanowiły go. Naszy na nich zależało? To skrzydlata gospodyni też tak uważała? Znaczy dotąd Nowakowski uważał, że tamta była mimo trochę drwiącego i prowokującego sposobu bycia jednak im życzliwa. Ale nie był pewny czy tak ogólnie do wszystkich czy to coś z nimi albo tamtą trójką było nie tak. Teraz Iresin doprecyzowała te domysły Europolaka i znów żałował, że nie mieli okazji pogadać z wężycą dokładniej.


Zachowanie “adasia” czyli jak się okazało Tom’a okrasił czzujnymi spojrzeniami by było jasne, że ma go na oku. Ale chyba czuł się przytłoczony całą tą sytuacją i otoczeniem oraz bliskością kolorowłosej wilczycy i nie robił głupot. To dobrze. Może się jakoś dogadają. Ale co innego o dziwo z rudą. Nie wiadomo jak i kiedy zaczęła fikać i zwabiła do środka tego opiekuna i partnera Iresin.


- Spokojnie, nie szukamy zwady! - Dawid wyciągnął ręcę, puste, w stronę brodacza w drzwiach. Pieklił się w duchu na rudą kretynkę. - A ty pod ścianę! Ale już! - wrzasnął na rudą wskazując na nią rozkazująco palcem.


Krzyk Dawida osadził krótkowłosą w miejscu, chociaż widać było że zatrzymała się niechętnie. Niechęć, którą czuła do wszystkich zebranych w domku, była wręcz namacalna. Zaraz też zerwała się do biegu, kierując swe kroki w stronę drzwi wejściowych, które obecnie stały otworem. Brodaty mężczyzna przepuścił ją, ledwie na nią spoglądając.

- Nic się nie stało - Iresin uspokoiła swego opiekuna, jednocześnie przyjmując pomoc od Summer, która wyciągnęła do niej dłoń i postawiła na nogi. - Trochę mnie zaskoczyła, to wszystko.

Mężczyzna pokręcił głową, jednak wyraźnie się rozluźnił. Atmosfera od razu uległa poprawie, zupełnie jakby sam dom odetchnął z ulgą. Ruda, co było dość dobrze widać, skupiła swą uwagę na nieprzytomnym. Najwyraźniej uznała że zdoła mu jakoś pomóc. Tom sprawiał z początku wrażenie jakby chciał do niej iść, jednak musiał zmienić zdanie bowiem nadal siedział przy stole i obserwował uważnie dalszy przebieg sytuacji.

- Nie chcemy sprawiać problemów - Summer postarała się nawet o przyjazny uśmiech, chociaż wciąż jej postawa wykazywała gotowość do natychmiastowego ataku, gdyby zaszła taka potrzeba.

- Jakbym to pierwszy raz słyszał - Bran pokręcił głową, po czym rzuciwszy kolejne, kontrolne spojrzenie na skrzydlatą, ruszył do kuchni. - Każdy tak gada, a później przeprasza, tyle że zwykle za późno. W ogóle to was tu być nie powinno. Co wataha obcych robi w tej części lasów? Nie powinniście być u jednego lub drugiego władcy? Nie złapali was jeszcze? Widać z czasem coraz bardziej partaczą robotę…

Zrzędził tak jeszcze z dobrą chwilę, jednak w jego głosie nie słychać było nieprzyjaznych nut. Ot, wyglądało na to, że narzekał głównie z przyzwyczajenia.

- Zaprosiłam ich na czas, w którym będą do siebie dochodzić - poinformowała, ich wszystkich w sumie, Iresin. - Zaraz podam wam obiad tylko najpierw sprawdzę w jakim stanie jest ten szakal.

- To ścierwo już prawie dychać przestało - poinformował ją brodacz, stając w drzwiach kuchni z laską kiełbasy w dłoni. - Szkoda twoich mocy na niego. Najlepiej dobić i jak najszybciej pozbyć się z terenu. Twoja wataha, twoja robota - dodał, zwracając się do Dawida.


Nowakowski wciąż był spięty. Co prawda ruda posłuchała i dała sobie siana z czepianiem się gospodyni ale nadal było trochę nerwowo. Niemniej z powrotem usiadł na stołku na jakim opatrywała go Iresin i musiał przemyśleć co i jak tu teraz zrobić. Głodny. Tak, był głodny. Bardzo głodny. Więc gdy skrzydlata gospodyni wspomniała o obiedzie czuł jak zaburczało mu w brzuchu. Może powinien z grzeczności próbować chociaż odmówić ale nie był w stanie. Z trudem powstrzymywał się przed popędzaniem jej bo był głodny. Jak wilk. By jakoś zaspokoić wilczy żołądek i zająć czymś ręce sięgnął po przyniesiony przez Iresin kawłałek sera. Odkroił pozostawionym nożem kawałek na cztery części a potem wskazał naczynie z przystawką Summer. Gdy ta się poczęstowała gestem zachęcił Tom’a do spróbowania poczęstunku. W międzyczasie ochłonął na tyle by poukładać sobie choć trochę dalszą część rozmowy.


Słowa Brena świadczyły, że chyba nie są pierwszymi gośćmi którzy sprawiają kłopoty. I chyba gospodyni coś była taka gościnna dla wszystkich co widocznie kończyło się różnie sądząc po reakcji brodacza.


- Przykro mi, że tak wyszło. Naprawdę. My też jesteśmy tu nowi niewiele dłużej niż ta trójka. Też się dopiero uczymy co tu jest grane. Na przykład że w tamtym jeziorze są wodniaki i mają taki groźny jad. Teraz nie wiem czy drugi raz bym wskoczył tam z pomocą dla obcego. - wzruszył ramionami odbierając od pary wilków przy stole talerzyk z dwoma ćwiartkami sera. Jedną wziął, nabił na nóż i odgryzł kawałek. - No i nie mieliśmy okazji się poznać i porozmawiać nawzajem więc też jest dość nerwowo. - wyjaśnił wskazując nabitą grudką sera na siedzącego niedaleko Tom’a. Przebrnął chyba przez tą w miarę najłatwiejszą część. Następnie spojrzał w zamyśleniu na twarz Summer. Coś chyba nie często zdarzały się włóczące samopas wilki nie na łańcuchu Taminy albo elfów.

- Ja i Summer byliśmy u Taminy. - powiedział chwilę żując kawałek sera. Wahał się ale ostatecznie postanowił zaryzykować i powiedzieć prawdę. W końcu chociaż Iresin zawdzięczał na tyle, że chyba po prostu jej się należało powiedzieć choć tyle. - Ale urwaliśmy się. Chcieliśmy zobaczyć jak tu jest na własną rękę. Elfów jeszcze tak naprawdę nie spotkaliśmy. Choć trafiliśmy na ich tropy z wczoraj. - spojrzał na Branta ciekaw jego reakcji. Nie był pewny ile tamten wie, nie wie, domyśla się czy zgaduje. Pewnie wiedział o wiele więcej niż cała piątka wilków o tym świecie razem wzięta. Ale pewnie większość tubylców tak miała. Przełknął i odgryzł następny kawałek sera nabitego na nożyk.

- No i tam przy kamieniach, przy tym kręgu, natrafiliśmy na trop tej trójki. No i Naszy. Dogoniliśmy ich mniej więcej przy strumieniu. Ale nie zdążyliśmy nic zrobić gdy wodniki wciągnęły tamtego starszego. Zaczęła się walka. Nasza nam pomogła. No ale oberwaliśmy. No chcieliśmy się urwać od tej cholernej wody. Nasza mówiła, że to tylko złudzenie i magia. Nie wiedzialem co to więc właściwie jest bo ja cały czas widziałem i czułem tylko strumień. Summer też. No i zaczęliśmy iść za Naszą a ona przyprowadziła nas tutaj. Nie zmienialiśmy formy więc bo bałem się… No nie byłem pewny co się stanie jak się zmienię. Czy gdzieś jeszcze bym doszedł bo mnie strasznie rwała ta łapa… Naszę gdzieś wcięło i nie zdążyłem jej nic spytać. No i tak tutaj się znaleźliśmy. - streścił historyjkę ostatnich godzin zarówno gospodarzom jak i Tom’owi. Czuł trochę słonawy serowy posmak na języku, całkiem przyjemny. Nie mógł się zdecydować czy ten ser zaostrza czy łagodzi te oczekiwanie na posiłek prawdziwego kalibru.

- No. To tak to było u nas. A mogę was o coś spytać? - spojrzał zarówno na gospodarzy jak i Tom’a i Summer. - O co chodzi z tym szakalem? - wskazał serową, obgryzioną bryłką na dziewczynę w sukience i nieprzytomnym facecie w przemoczonym gajerze. - Nasza też go tak nazwała. Ja wyczuwam jakiś trefny zapach choć nie wiem skąd. Jakby wytarzał się albo ktoś go czymś spsikał. Odpychający. Ale w ogóle nie pasuje do reszty jego wyglądu ani zapachu Tom’a i tamtej rudej. Ale to nie sam zapach tak? Coś więcej? Z nim jest coś nie tak, tak? - spojrzał na brodacza przenosząc wzrok z parki przed domem. Jakby miał zgadywać z reakcji gospodarzy i wężycy wydawało mu się, że ten Mark jest jakiś skażony jakimś syfem. Jakby ten zapach który wyczuwał i on i Summer pochodził z niego samego a nie perfum, pomad, ubrania czy czegoś co miał na sobie albo nasączył. Chciał spytać o jeszcze parę rzeczy ale na razie się wstrzymał.

Bran pokręciła głową, słuchając z wyraźnym niedowierzaniem wymalowanym na zarośniętej brodą twarzy. Czego tyczyło się owe niedowierzanie, dowiedzieli się już w chwili gdy Dave zrobił krótką przerwę w mówieniu.

- Królowa wypuściła was ot tak? Bez problemów, walki i kłamliwego wymyślania kolejnych wymówek? - Roześmiał się szczerze, aż mu się oczy nieco zaszkliły. - Dobra bajka, panie wilku, ale my nie dzieci. Tamina nie puszcza swoich zdobyczy by hasały wolno po świecie. Nie bez zapewnienia sobie ich bezgranicznej lojalności.

- Może się zmieniła - wtrąciła się skrzydlata, spoglądając na mężczyznę z łagodną naganą w oczach. - Co zaś się tyczy szakala... - podjęła, przechodząc w stronę kuchni i zatrzymując się przy Branie, który to objął ją w pasie i delikatnie przytulił. - Niekiedy zdarza się, że po ugryzieniu przez wilkołaka i zainicjowaniu przemiany dochodzi do zakażenia rany czarną magią. W ten sposób powstają szakale. Wyjątkowo niebezpieczne osobniki, które zazwyczaj zabija się zanim zdołają osiągnąć pełnię swych mocy. Ten na zewnątrz - ruchem brody wskazała drzwi - jest jednym z nich. Z tego też powodu wolałabym nie udzielać mu pomocy.

- Lepiej to dobić zanim odzyska przytomność - zgodził się z nią Bran, poważniejąc. - Tacy jak oni nie powinni chodzić po tej ziemi.

- A ty Tom? - pierwszy raz zwrócił się bezpośrednio do “adasia” po imieniu i dość neutralnie. - Wydajesz się dość rozgarnięty. O ile pamiętasz by nie drażnić alfy. - uśmiechnął się lekko półgębkiem w średnio zabawnym uśmiechu. - Słyszałem część waszej rozmowy przy strumieniu. Na waszym stadium wilczenia i wiedzy o świecie też pewnie bym był za podróżą wzdłuż strumienia. - kiwnął lekko głową zastanawiając się ile ostatnia doba zmieniła ich dwójkę. On i Summer dobę temu byli pewnie jak i ta trójka. Kompletnie innymi osobami. Jeszcze ludźmi z innego świata. Teraz zaś już byli wilkami. I początkowo ale już z tego świata. - Znasz tamtą dwójkę? On jest Mark a ona? - spytał o to o co mu najważniejsze chodziło czyli dowiedzieć się czegoś o pozostałej dwójce. Coś tej rudej dziwnie zależało na tym starym mimo, że zapachy mieli kompletnie inne. Traktowała go jak kogoś bliskiego sobie. Miał zamiar z nią pogadać ale za chwilę. Spojrzał na ostatnią, ćwiartkę sera na talerzu. Podzielił na cztery. Dla niej przeznaczył w myślach tą ostatnią ćwiartkę.


Tom skrzywił się na słowa tyczące się drażnienia alfy. Wyraźnie miał ochotę coś na nie odpowiedzieć, co zapewne nie byłoby z jego strony mądrym posunięciem, jednak widok uśmiechającej się złowrogo Summer, wyraźnie stępił jego zapał w tym kierunku.

- Tracy, a przynajmniej tak się przedstawiła - odpowiedział. - Ten tam - wskazał zdrową ręką na widocznego w otwartych drzwiach garniaka - to jej mąż. Nie mam pojęcia kim są ale to niezbyt przyjemna parka. Ona panikuje z byle powodu, a tamten to zwyczajnie stary cap - skrzywił się, jakby także żywił do garniaka negatywne uczucia, podobnie jak Summer i ich gospodarze.

- To by tłumaczyło dlaczego jej odbiło - podsumowała partnerka Dawida, sama wreszcie siadając. Nie wyglądała na tak zmęczoną jak przed leczącymi czarami skrzydlatej, jednak zdecydowanie wydarzenia poranka odbiły na niej swoje piętno.

- Jednak byłoby dobrze gdyby jej więcej nie odbijało. - W stwierdzeniu Brana nie brakowało cienia groźby tyczącej się tego, co z Tracy się stanie, gdyby ponownie próbowała zaatakować Iresin.


- Mhm. - Dawid kiwnął głową w zamyśleniu słysząc odpowiedzi Tom’a. Wcześniej posłał raczej fikuśne spojrzenie do Summer a ona mogła odebrać jego aprobatę i rozbawienie gdy tak pomagała jego rodakowi w utrzymaniu zdrowego poziomu zdrowego rozsądku i stonowany ton odpowiedzi. I pogadali i jakoś się od razu zrobiło spokojniej.


Tom potwierdził wcześniejsze podejrzenia Polaka o powiązaniach tamtej dwójki. Ale, że są małżeństwem to trochę go zaskoczyło. Ona wyglądała na raczej ich rówieśniczkę a on na pokolenie starszego. Raczej więc dość mało standardowa para nawet jak na Wyspy i ten XXI wiek. Dziwić się nie wypadało, przynajmniej oficjalnie ale naal rzucało się to w oczy. On chyba na wszystkich zdążył w jakiś sposób zrobić odpychające wrażenie. Ona w sumie też choć z innych powodów. Raczej więc byli dość kłopotliwymi członkami ich grupki. Co do Tom’a jeszcze nie był pewny. Wyczuwał w nim gniew, agresję i konkurencję. Na razie z Summer mieli “nadmiar mocy” przy siłowych rozwiązaniach to sę hamował. Ale co będzie jeśli dojdzie do ich poziomu zaangażowania? Poczuje się na tyle pewnie, by walczyć z Dawidem o przywództwo? Odejdzie gdy nadarzy się okazja? A może był z tych typów co chowają urazę i odwdzięczy się Dawidowi za ten “podstępny” atak w drzwiach gdy nadarzy się okazja. Tak. W sumie to z całą trójką był jakiś feler. Żując ostatnie kęsy sera w zamyśleniu spojrzał na kolorowłosą partnerkę. Wiedział, że choć część przemyśleń pewnie mogła odczuć na ich więzi jak nie “słowa czy zdania” to pewnie sens i barwę. Nowakowski się wahał. Miał wątpliwości co dalej zrobić z tą trójką.


- Dobra Tom a co jest ostatnie co pamiętasz? Zanim obudziłeś się w tym kręgu? - spytał gdy uznał, że spróbuje się na razie czegoś o nich dowiedzieć póki była okazja. Może coś się wyjaśni z nimi i jak ich dalej traktować.


Z ust Tom’a wyrwało się pełne irytacji westchnienie, zaraz jednak się opanował, w czym mogło pomóc ostrzegawcze warknięcie, jakie wydobyło się z ust Summer.

- Byliśmy w klubie - zaczął, nie patrząc na Dawida. Zamiast tego skierował swój wzrok na drzwi wejściowe i świat jaki ukazywały. Nie sprawiał jednak wrażenia jakby patrzył na coś szczególnego.

- Klub nazywał się “Pełnia”, to było jego otwarcie - kontynuował, marszcząc czoło. - Zabawa zapowiadała się przednia. Razem z kumplami… - Pokręcił głową, jakby próbował w ten sposób odgonić mgłę spowijającą mu umysł. - Ostatnie co pamiętam to laska za barem i zgaśnięcie świateł. Po tym ocknąłem się wśród kamieni, a ci tam - wskazał brodą na kłopotliwą parę - leżeli obok. I nawet dałoby się to jakoś wyjaśnić gdyby nie to, że nic nie wypiłem, ani niczego nie brałem. No i ta cała reszta później, której za jasną cholerę wyjaśnić nie mogę - objął ruchem dłoni wszystkich zebranych i sporą część domostwa skrzydlatej.


- My też byliśmy w tej “Pełni” na otwarciu. U nas też to wyglądało podobnie. - odpowiedział w zamyśleniu Dawid zastanawiając się nad znaczeniem słów Tom’a. Wszystko wskazywało na to, że trafili tu podobnie. Zastanawiał się czy w takim razie ich wesoła gromadka wczoraj też została rzucona jak wory śmieci przez jakieś wilkołaki. Czyli jakby dało się pójść ich tropem może trafiliby na miejsce skąd przychodzą. Jakieś wilcze gniazdo choć bardziej kojarzyło mu się z laboratorium Frankensteina. Ta wersja Summer, o zagubionych dwóch tygodniach nagle wydała mu się jakoś bardziej prawdopodobna. Czyli właściwie kamienie “Stonehenge” nie byłyby pewnie żadnym portalem tylko “wysypiskiem”. Chodź na razie nie pojmował logiki zachowania wilkołaków. Grasują w ich świecie, jakoś łapią ludzi i zarażają ich wikołactwem a potem wracają tutaj i zostawiają w kamieniach. Ci się budzą i albo zgarnął ich elfy albo Tamina. Za grzyba nie mógł w tej chwili znaleźć tu logiki postępowania. Widocznie albo była jakaś cała masa rzeczy które musieli się dowiedzieć by rozwikłać ten pozorny bezsens albo parę czy nawet jedna ale zasadniczo ważnych.


- Obejrzyj się. Powinieneś mieć na sobie ślad wilczego ukąszenia. - zwrócił się wciąż zamyślonym głosem do rodaka w podkoszulku. - Teraz jesteśmy w innym świecie. Takim z wróżkami i elfami i istotami które my znamy z bajek i legend. My też zostaliśmy przemienieni. Ale nie wiemy jeszcze jak bo też mamy dziury w pamięci. Ale na razie jesteśmy tutaj, w tym świecie, i musimy się go nauczyć by tu przetrwać. - spojrzał teraz prosto na Tom’a i wskazał go palcem na znak, że to ważne co właśnie powiedział. Mogło im się podobać lub nie, mogli pokwękać i pomarudzić lub nie ale to był fakt niezaprzeczalny: byli w obcym świecie. Bardziej obcym nawet dla Nowakowskiego przyjazd do nowego kraju. W nowym kraju nie było elfów i wróżek. Ani wodników z magią maskującą i śmiertelną trucizną w kłach i pazurach.


- Do kamieni przywlokła was para wilkołaków. Nie widzieliśmy ich ale znaleźliśmy ich tropy. Myślę, że nas pewnie też bo obudziliśmy się w tym samym miejscu. Ale poszliśmy waszym tropem a nie ich. Dogoniliśmy was przy strumieniu. Dalej już wiesz co się działo. - opowiedział Polakowi jak to było z ich budzeniem. Oni chociaż mogli im powiedzieć tyle chociaż o ich grupce z wczoraj na razie nie wiedzieli nawet tyle. Choć zgadywał, że pewnie wyglądało to podobnie biorąc pod uwagę podobne miejsce startu i lądowania. Te ślady co wzięli wczoraj za pogoń czy gonitwę widoczną nawet ludzkim okiem też pewnie należały w większości do wilkołaków co ich przyniosły a nie ich samych. No ale wczoraj po przebudzeniu wiedzieli o wiele mniej.


- Nie pamiętam wa… - jednak Tom nie dokończył, najwyraźniej dopiero do niego docierały słowa wypowiadane przez Dawida i to docierały powoli. W końcu nie co dzień człowiek dowiaduje się, że został przeniesiony do krainy z bajek i ugryziony przez wilkołaka. Dwa razy - należało dodać. Spoglądał na swojego rozmówcę, jakby prawda wreszcie zaczęła do niego docierać, jakby budził się z jakiegoś snu.

- Pamiętam tylko tą ciemność - powtórzył. - Ślady? Jakie ślady?

Podniósł ręce do oczu, jakby licząc na to, że jakiś nagle się objawi. Nic takiego oczywiście się nie stało i jedyne co jego oczy ujrzały to zakrwawiona skóra tam, gdzie wbiły się zęby czarnego wilka.

- Nie tak łatwo je znaleźć - wtrąciła się Summer. Jej głos działał uspokajająco, był miękki i łagodny co od razu wywarło odpowiedni efekt. Może skorzystała ze swojej magii? Dave wyczuł lekką jej woń w powietrzu.

- Możesz skorzystać z jednego z pokoi - zaproponowała skrzydlata, wyswobadzając się z objęć Bran’a i kierując w stronę drzwi. - Zobacze co się da zrobić.

- Pomogę ci - natychmiast zaproponowała biała wilczyca, wstając od stołu. Na chwilę jej dłoń spoczęła na ramieniu Dawida, jakby chciała mu tym gestem przekazać, żeby był dla nowego delikatny. A może zwyczajnie potrzebowała na krótką chwilę połączyć ich ciała zanim odejdzie by wraz z Iresin zmierzyć się z cuchnącym garniakiem i jego niepoczytalną, drugą połową.

- To ja wam może pomogę - zaproponował natychmiast Tom, jakby upatrując w tym szansę na wyrwanie się spod czujnego oka alfy i pobycia chwilę w bardziej sprzyjającym otoczeniu.


- No ślad po ugryzieniu. Jak od dużego psa. Wilka właśnie. Pewnie kąsają w wilczej formie więc ślady są wilcze. Właśnie takie mniej więcej jak masz na ramieniu po mnie tylko starsze i nie krwawiące. Chodź do pokoju, nie będziemy tu ludzi golizną straszyć. - Dawid wyjaśnił Tom’owi tak cierpliwie jak zdołał. Chyba nawet dość cierpliwie. Na koniec wstał i machnął na niego ręką przekierowując jej ruch na drzwi do pokoju jaki im na tą operację użyczono. Zgadywał, że gospodarze woleli by aby załatwić sprawę gdzieś indziej niż w głównym holu chatki więc nie zamierzał ich wkurzać samowolką. Miał nadzieję, że Tom został ukąszony w jakieś sensowne miejsce i obejdzie się bez zbędnego, samczego negliżu.


Tom wyglądał tak, jakby miał ochotę iść wszędzie i zrobić wszystko, byle nie znaleźć się w jednym pokoju z Dawidem. Widać jednak ciekawość była silniejsza niż obawy, albo też siła alfy powoli zaczynała na młodego, jeszcze nie wilkołaka, oddziaływać.

- Dobra - rzucił w jego kierunku i ruszył przodem.

Pokoje były na piętrze, zaś drzwi do tego, który został im wskazany, znajdowały się tuż przy schodach. Wnętrze, gdy już owe drzwi stanęły przed nimi otworem, okazało się przestronne, acz skromnie umeblowane. Pod ścianą po prawej stronie stała podwójna szafa, pod oknem łóżko, a przy kominku dwa fotele i stolik. Na środku podłogi leżał okrągły dywanik w przyjemnym dla oka, niebieskim kolorze.

- Dobra - powtórzył Tom, gdy już rozejrzał się po wnętrzu. - To miejmy to za sobą, ok?


Zdjęcie koszulki niczego, prócz owym mięśni, które i tak były dość dobrze widoczne nawet w ubraniu, nie wykazało. Dave znalazł za to niewielki tatuaż orła na lewej piersi i większy, przedstawiający anioła, na prawej łopatce. Jako, że innego wyjścia nie było, Tom zmuszony został do zdjęcia także spodni. Stojąc w samych slipach obrócił się wokół własnej osi.

- I?

No właśnie… I… I nie było widać absolutnie niczego. Najmniejszego śladu, zaczerwienienia, nawet ślady zadrapań i ciosów gałązkami w trakcie drogi do chaty, zniknęły.


- I nic. - powiedział w końcu Polak z zaskoczeniem głosie. Tego się nie spodziewał. Na początku stanął przy drzwiach opierając się przy ścianie bo za grzyba go nie nęciło oglądanie rozbierającego się faceta. Ale jednak wodził wzrokiem po jego sylwetce, napierw pobieżnie bo liczył, że tak duży ślad jaki oni z Summer mieli to od razu będzie widoczny. Potem już czujniej i uważniej gdy jednak wciąż nic nie dostrzegał. Aż w końcu sam kazał się gestem obkręcić Tom’owi i mimo to nadal nie widział żadnego śladu ugryzienia! Co jest?!


- Nie widzę u ciebie śladów ukąszenia. - powiedział już bardziej neutralnie. Ich ślady też w końcu nie były cały czas widoczne. Może to jakoś raz było a raz nie. Albo alfy zostały jakoś inaczej ukąszone od nich. No przynajmniej od Tom’a. - Może nie być widoczny. U nas też już nie jest. - wyraził swoje przypuszczenie. Wzrok działał mu dobrze. Widział te wszystkie mięśnie, włoski, piegi i tatuaże Tom’a więc i ślad ukąszenia by dostrzegł. Zwłaszcza, że nie powinno być mikrusie a on wiedział jak powinno wyglądać. A nie widział więc było ukryte przed wzrokiem. - Ale jesteście wilkami jak i my. Jedzie od was wilkiem jak i od nas. Możesz się ubrać. - powiedział znów opierając się plecami o ścianę.


Zastanawiało go szybkie tempo powrotu do zdrowia Tom’a. Nawet jak na wilka choć bazował głównie na znajomości wilczej anatomii swojej i Summer. To Tom tak miał czy to jakaś właściwość tego miejsca? A może oni z białą wilczycą też tak mieli i tylko na sobie to mu było trudniej dostrzec? Nie był pewny co jeszcze o tym myśleć.


~ Summer. Obejrzałem Tom’a. Szybko się na nim wszystko goi. Chyba szybciej niż u nas. Ale nie widzę, śladu ukąszenia. Jak się uspokoi spróbuj sprawdzić dziewczynę. - podzielił się z partnerką swoimi spostrzeżeniami z tych oględzin.


- Niczego nie czuję -
odpowiedział Tom, zakładając z powrotem spodnie. Zanim jednak założył koszulkę, ponownie przyjrzał się skórze na ramieniu.

- Niezła ta magia - stwierdził z nutką podziwu w głosie.

~ Może też ma jakieś specjalne zdolności, które mu w tym pomagają - stwierdziła Summer. ~ Z nią mogą być problemy. Przyślij nam tego szczeniaka, nie zaszkodzi jak się do czegoś przyda. Iresin nie bardzo chce leczyć szakala, a Tracy zaczyna sprawiać problemy. Mam ochotę rozszarpać ją na strzępy - zdradziła na koniec z wyraźną niechęcią, która skierowana była do partnerki garniaka.

- To co teraz? - Tom stał już ubrany, wyraźnie rozluźniony faktem nie znalezienia śladów i sprawiający wrażenie gotowego do działania. Jakiego? To już zależeć miało od sytuacji lub od tego, co powie Dave.


~ Przyślę go do was. Spróbuj jeszcze trochę z nią wytrzymać. Pogadam z Brantem i dołączę do was. - Polak odpowiedział po chwili zastanowienia. Ruda zaczynała fisiować sądząc z emocji jakie wyczuwał od Summer. Tom wydawał się choć w tej chwili nie sprawiać problemów i mieć stabilną emocjonalność. Wydawał się więc być odpowiedni do pomocy Summer przy Tracy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 17-02-2017, 23:21   #107
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Grave 2/2

Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak



Rozmowa z Bran’em



- Hej Bran. - zagadnął brodacza krzątająca się w drugim krańcu pomieszczenia. - A z tymi szakalami… - wilkołak w ludzkiej formie zapytał niedźwiedziołaka w ludzkiej formie. Dawid zwrócił uwagę na jego wcześniejszą odpowiedź o Mark’u. Wskazał na wciąż nieprzytomnego mężczyznę w progu. - Ten zapach co od niego zalatuje to właśnie ta czarna magia? - zapytał nie do końca pewny czy tylko on i Summer to wyczuwają. Choć Nasza jakoś też od razu wiedziała o co chodzi, nawet z dość daleka. - I właściwie czym się by różnił od nas? - zapytał brodacza patrząc wciąż na nieruchomą sylwetkę. Na razie widział człowieka. Zwilczonego tak jak i oni z Summer i resztą wczoraj. O nieprzyjemnym zapachu który zalatywał tylko od niego. Ale nadal nie był pewny kim czy czym te szakale są i czego się po nich spodziewać. Sądząc po reakcji gospodarzy chyba były to dość ekstremalne i beznadziejne przypadki. Ale może nie? Może była jakaś odtrutka czy co?


Niedźwiedziołak, który właśnie zamierzał się ulotnić do kuchni, wstrzymał na chwilę swe zamiary i spojrzał na wilkołaka.

- Nie da się ukryć, że czarna magia nie pachnie jak fiołki, ten jednak - tu machnął mniej więcej we właściwym kierunku, gdzie Iresin coś tam kombinowała z nieprzytomnym Mark’iem. - Ten to całkiem nowa klasa. Takiego smrodu to już dawno nie czułem. Cokolwiek z niego wylezie, a mam nadzieję że moja mała pójdzie po rozum do głowy i tamtego uśmierci, nie będzie to nic dobrego. Dla nikogo.

Ostatnie słowa podkreślił, zarówno głosem jak i obnażonymi kłami. Zaraz jednak pohamował się i klepnąwszy Dawida w ramię, wskazał na kuchnię.

- Chodź. Nie lubię gadać o pustym żołądku - wyjaśnił.

Summer i Tom pomagali skrzydlatej przy najbardziej poszkodowanym członku ich grupy zatemjego osoba nie była tam już do niczego potrzebna. Równie dobrze mógł iść w ślady Bran’a, który nie czekając zaczął już buszować po kuchni. Jego działania skupiały się przede wszystkim na bulgoczącej zawartości kociołka.

- Co by z tego zasrańca wyszło - kontynuował - to na pierwszy rzut oka wyglądać powinien jak każdy wilk, tyle że może chudszy trochę. Taki… Upiorny. No, przynajmniej tak wyglądali ci, z którymi swego czasu miałem nieprzyjemność. Jeden z nich miał dwa ogony. Do tej pory mam na plecach pamiątkę po tej walce. Plugastwo nie dało się całkiem zaleczyć nawet takiej uzdrowicielce jak moja Iresin, a była wtedy w pełni swoich mocy… - Tu urwał gwałtownie i odwrócił się mierząc Dawida groźnym spojrzeniem. - Tego ostatniego toś nie słyszał - poinformował i ostrzegł jednocześnie.

Dawid wstał i ruszył za niedźwiedziołakiem. Słuchał rewelacji o czarnej magii i szakalach i coraz bardziej poważnie wszystko brzmiało. Nowa rasa spaczona złem. Coś miało z niego wyleźć. Coś złego. Coś co miało być zagrożeniem dla nich wszystkich. Oparł się o ścianę kuchni i obserwował krzątającego się brodacza. Myślał. O tym co mówił i o tym co tu robić dalej. Miotał się. Czuł, że ten szakal w gajerze może być tak groźny jak Bran mówił. Naprawdę stanowić dla nich zagrożenie. A jednocześnie ciążyła mu dotychczasowa hierarchia wartości i nawyków. Taka potępiająca zabijanie bliźniego. Sam uważał się za fajtera. Za wojownika. Dopuszczał myśl, że pobić czy może nawet zabić w walce, w samoobronie można. Może się zdarzyć. Ale tak by samemu dążyć to już jawna agresja. A zabicie nieprzytomnego to morderstwo. Nie chciał być mordercą. Nawet tutaj, w innym, nowym świecie. Ale nie chciał też by wypuścić złego ducha z butelki. Taki co najwyraźniej mógłby bardzo realnie zagrozić pozostałym czy to wilkom czy gospodarzom. Ciążył mu ten dylemat.

- Od Taminy właściwie to zwialiśmy. - powiedział by jakoś zmienić temat gdy przypomniał sobie wcześniejsze pytanie Brana. - Znaleźliśmy sposób by przejść przez barierę. Trochę chcieliśmy jej zrobić psikusa i sprawdzić czy damy radę. No ale jak się udało to już tam nie wracaliśmy. Ale spotkaliśmy kruczycę. Fey, namawiała nas do powrotu. Ale powiedziałem jej, że się trochę wolimy tu pokręcić na własną rękę. No i się rozstaliśmy. - powiedział skrót ich pożegnania z Taminą jak to było z tą ucieczką. - Coś chyba nie przepadasz za nią co? - zapytał gdy wraz z pytaniem przypomniał sobie nieco kąśliwy ton pod adresem demonicznej królowej magii. Zbierał się w sobie jak tak gadał. Dojrzał nóż w oprzyrządowaniu kuchennym. Właściwie już się zdecydował. Był alfą. Nie mógł wyręczać się innymi. A chodziło o zagrożenie dla niego i tych innych właśnie. Ale musiał jeszcze jakoś uspokoić wyrzuty sumienia bo na samą myśl o tym co już planował a nie rozważał zaczynało żreć go sumienie.

- Więc wysłałą za wami jedną z Fey? I nie żeby was zataszczyć za futro z powrotem? - Niedowierzanie w jego głosie było niezwykle wyraźne. Przerwał też na chwilę szperanie po szafkach po to, by spojrzeć Dawidowi w oczy.

- Fey to jej gwardia - zaczął wyjaśniać. - Te kruczyce są w stanie smoka zmusić do posłuszeństwa, a co dopiero wilka twojego pokroju. I nie oburzaj mi się tu bo taka jest prawda. Może i jesteście teraz lepsi niż tamta trójka, ale w porównaniu z rodzonym wilkołakiem to jesteście jak szczeniaki, które ktoś dopiero co od suki odciągnął. Tamina nigdy nie wypuszcza takich jak wy. Szkoli was sobie i układa pod swoją modę, a wypuszcza tylko gdy chce namieszać. Nie żeby ten drugi był lepszy - dodał, odwracając się żeby zgarnąć z szuflady nóż. - Oboje są na tym samym poziomie.

- A czy przepadam czy nie - dodał, biorąc także bochen chleba i zaczynając kroić go na grube kromki. - Nie lubię polityki. Nie lubię też tych, co wykorzystują innych do swoich celów. Spójrz na moją Iresin - machnął nożem mniej więcej we właściwym kierunku chociaż skrzydlatej widać z kuchni nie było. - Kiedyś była zupełnie inna. Potężna, pewna siebie, odważna. Teraz to jedynie cień dawnej uzdrowicielki. Zaleczenie tych waszych ranek kosztowało ją niemal całą esencję życia, jaką w sobie ma. Oczywiście słowa nie powie ale ślepy nie jestem. I przez kogo to wszystko? Po co?

Nóż wbił się głęboko w drewno stołu, bowiem z każdym kolejnym słowem niedźwiedziołak wyraźnie wpadał w coraz większy gniew.

- Po to żeby ta cała królowa mogła władać dłużej. Żeby w jej łapska wpadali kolejne, niczego nie podejrzewające ofiary. Więc tak, gdy pytasz czy jej nie lubię, to odpowiedź jest jak najbardziej twierdząca - zakończył, wyrywając nóż i wracając do przerwanego zajęcia.

- O. To Fey to jest w sumie tytuł czy posada? O popatrz a się pytałem myślałem, że imię powiedziała. - Dawid uniósł nieco brwi do góry i zacisnął wargi w kreskę w wąską kreskę w ogólnej minie pt. “no co ja mogę?”. Znowu dotarło do niego jak bardzo jest zielony w tym świecie.

- Nie no spoko Bran. Dociera do mnie, że pewnie mówisz przez pryzmat doświadczenia i życzliwości a nie płytkich złośliwości. - uniósł uspokajająco dłonie gdy niedźwiedziołak w ludzkiej skórze poinformował go o możliwościach Fey, smoków i innych stworzeń z tego świata. Brzmiało przygnębiająco. Pewnie szczerze, może nawet brodacz trochę przerysował ale jednak nie było zbyt optymistyczne tak wiedzieć, że chyba co chwila są w okolicy jakieś istoty o tyle potężniejsze o ile byli oni do zwykłych ludzi. Zwłaszcza do boleśnie odczuwał po niedawnej euforii jaką i on i Summer odczuwali z potęgi i mocy swoich nowych i nowo odkrywanych ciał. A tu o…

Tak było dość przygnębiające. No ale postanowił wziąć się w garść. Przecież nie pierwszy raz nie najpłynniej śmigał w nowym języku, błądził po mieście, okładał się na macie czy nawet najbogatszy nigdy nie był. Zawsze było tylu lepszych i bardziej doświadczonych, mocniejszych od niego w danej dziedzinie. I jakoś sobie poradził. To teraz też sobie poradzi nie? No ba! Poradzą! Przecież nie był sam! Był z Summer. Tak, na pewno jakoś sobie poradzą tutaj jak nie tak to inaczej. Coś się wymyśli jak będzie trzeba. Na tych potężnych siłaczy też.

- Właściwie to Tamina nas nie wypuściła. Zwialiśmy. Przeszliśmy przez barierę. No ale faktycznie masz rację. Nie wiem czemu Fay nas nie wrzuciła z powrotem na właściwą stronę płotu skoro jest taka potężna jak mówisz to nie powinna mieć z tym kłopotu. - Polak zamilkł gdy zastanawiał się nad tą niezgodnością. Jeśli to było takie nietypowe dla Taminy to czemu ich puściła? Mimo wszystko nawet teraz byłby skłonny obstawiać, że zaskoczyli nawet ją tym śmignięciem przez barierę. No ale widocznie system alarmowy zadziałał i przysłała swoją gwardię. I co? Przesłała im pożegnanie. Zaproszenie na przyszłość. Zupełnie jakby jej zależało. By rozstali się w zgodzie by myśleli o powrocie i by im nie zrobić krzywdy. Dlaczego? Znowu wychodziło mu, że byli w jakiś sposób wyjątkowi. Może nawet unikalni. I to coś nawet jak na ten świat pełen stworzeń z ziemskich bajek i dziwnej magii. Było w nich coś takiego, że nawet połowa najważniejszego sładu ważniaków w tej krainie wolała rozstać się z nimi w zgodzie. Dlaczego?! Co to było?!

Główkował zadumany dalej oparty o ścianę kuchni. Chodziło o jakąś przepowiednie? Ze ktoś kto pasował do opisu jego i Summer ma coś ważnego do zrobienia czy co? A może no jak czarownica to chodowała w nich czy ich coś do magicznego gara? Ale wtedy nie powinna ich wypuszczać tym bardziej. A może przypływ mocy? Coś z nich dopiero wyrośnie. Coś potężnego. Co lepiej mieć po swojej stronie. Brzmiało dość ekscytująco, niepokojąco i groźnie w zależności od proporcji i uporu mieszania w jakieś barwy oczekiwań i faktów. Nawet nie był pewny czy chodzi o jego i Summer czy o całą ich grupkę.

No i właśnie brzmiało jakby Tamina szkoliła wilczych agentów i sabotażystów. I gdy są gotowi rzuca ich w świat. A tu nie, zwiali po pierwszym dzwonku. A może nie? Może coś im wgrała? Już i tak byli “gotowi” więc można było ich wypuścić? Choć wtedy po co wizyta Fay? Dla ściemy? Z zaskoczenia? Za mało wiedział. Znowu. Poruszał się po omacku zgadując i domniemując ale rzadko wiedząc coś na pewno.

- Ten drugi to ten król elfów? A on jaki jest? I dlaczego im obojgu zależy tak na kolejnych wilkach? Przecież chyba jest tu sporo miejscowych prawda? Po co im tacy jak my? Przybysze z innego świata? Czymś się różnimy od tutejszych wilków? - Nowakowski zapytał Brana o kolejne sprawy. Wciąż główkował nad tym co mówi i o co tu chodzi. Coś musiało być w świeżynkach skoro takie jazdy i podjazdy para ważniaków o nie robiła. Bo wilków coś chyba w tym świecie było sporo to co za szał, że przybyła kolejna sztuka, dwa czy parę? No chyba, że było w nich coś wyjątkowego.

- Aaa ten… A Iresin? Możesz powiedzieć co się jej stało? - na koniec zadał ostatnie pytanie. Z wahaniem i ostrożnie jak zdołał. Widział emocje w twarzy i głosie mężczyzny. Widział, że Iresin była mu bliska i jej los, chyba smutny czy nawet tragiczny, ciążył mu. Ale mimo to był z nią nadal i nadal mu zależało na niej. Przynajmniej takie wrażenie odniósł Europolak. Po tych paru zdaniach wyjawiał się Dawidowi szkic upadku niegdyś potężnej kobiety, czarodziejki i osobistości. Coś co spowodowało, że znalazła się tutaj, w tej zagubionej w lesie chacie. Jakby się ukrywała. Ukrywała się! Przecież byli zdziwieni, że się tu znaleźli i dopiero jak wspomniał Naszę się uspokoiło. Brzmiało jakby niegdyś Iresin była bardzo blisko statusu Taminy albo jej zaufaną współpracownicą. I coś się bardzo, bardzo schrzaniło. I tamte decyzje chyba ciążyły przynajmniej Branowi do dziś a oboje z Iresin ponosili ich konsekwencje.

- Oboje są tacy sami - mruknął niedźwiedziołak, wzdychając przy tym jakby mu nagle ktoś zwalił na barki jakiś wielki ciężar. Odłożył ostrze, odsunął chleb i wsparł ręce o blat stołu.

- Wyrwaliście się stamtąd, dobra wasza - podjął, wbijając w Dawida zmęczone spojrzenie. - Nie interesuj się nimi więcej, poza tym jak ich unikać. Nic dobrego z tego nie wyjdzie. Słyszałeś co Iresin powiedziała o tej twojej. Im dalej ją zabierzesz od tych pijawek, tym lepiej. Jak nie to przyjdzie ci przejść przez to co ja, a tego bracie nie chcesz. Wy… Nowi, wnosicie do tego świata energię, która jest w stanie napędzać tutejsze źródła. To dlatego tak się za wami uganiają. Ona, ta twoja samica, jest wyjątkowa. Tak jak ty, tego jestem pewien. Musicie mieć tego więcej, ale o sprawy magii to już musisz pytać Iresin. Ja wiem jedno. Nic nigdy dobrego nie wyszło z machlojek Taminy i Vellandrilla. Nic dobrego dla tych, których w nie wciągnęli.

Przerwał i jeszcze chwilę wpatrywał się w Dawida po czym odwrócił do niego plecami i zajął mieszaniem w garczku. Wydawało się, że więcej już nic nie powie, było to jednak błędne wrażenie.

- Była kiedyś jedną z nich - zaczął, nie przerywając mieszania ani nie patrząc na Dawida. - Jej moc… To było coś wyjątkowego. Była czysta, potężna i dobra. Po prostu dobra. Niosła radość, tak samo jak i sama Iresin. Nie można było się oprzeć gdy zaczynała się śmiać. Po prostu musiałeś do niej dołączyć. Miała też talent do gry. To co jej palce potrafiły wyczarować z prostej harfy… - Pokręcił głową, nakrył garnek pokrywką i dopiero wtedy odwrócił do wilkołaka. Jego twarz wyrażała ból tak wielki, że aż zaraźliwy.

- Tamina przekonała ją, że ta moc jest w stanie zapobiec zagładzie krainy. Że dzięki niej, będzie w stanie wzmocnić granice, wzmocnić chroniące nas bariery, że w Avalonie zapanuje ład i spokój. Iresin się zgodziła. Byłem wtedy młody, niewiele wiedziałem, niewiele mogłem zrobić. Po tym rytuale nikt już nie był w stanie zagrozić pozycji Taminy. Nikt, poza nową krwią, takimi jak wy.

- Zabrałem ją do swojego domu - podjął po krótkiej przerwie. - Do tej chaty. Użyłem jej krwi żeby zabezpieczyć teren. Pomogła mi Syris, smoczyca która niedługo po tym zginęła. Ponoć w trakcie burzy śnieżnej… Burzy śnieżnej w lecie. Królowa - tu niemal splunął - zajęła się wszystkimi, którzy cokolwiek wiedzieli o jej zbrodni. Tu jednak nie była w stanie dotrzeć. Co z tego jednak? Krzywda została wyrządzona, nic jej nie naprawi. Moja Iresin nigdy nie będzie taka jak wtedy. Nikt nie zwróci jej tej radości z życia. Nie odzyska mocy. Jedyne co jej zostało to wegetacja tu, w tej chacie, ze mną i tymi, którzy pozostali naszymi przyjaciółmi.

Wpatrywał się w Dawida, jakby chciał wzrokiem przebić się do jego duszy i sprawdzić do której grupy może go dodać. W końcu wzruszył ramionami i zaczął wyciągać miski z szafki i kłaść je na stole.

- Trza was nakarmić - stwierdził, a jego głos, mimo iż brzmiał w miarę normalnie to jednak wciąż zdradzał emocje, które nim targały. Nienawiść, smutek, żal i zniechęcenie.



Dawida zamurowało. Słuchał to smutnych to gniewnych, to nostalgicznych słów Brena i no cóż… Zrobiło to na nim wrażenie. Całą masę. Współczucie dla tych dwojga co tyle wycierpieli z rąk… No cóż, głównie Taminy. Z tej historii bardziej już zachowywała się jak królowa czy magii czy demonów. Więc mimo, że tam w chatce utkwiło w nim silnie takie pierwsze wrażenie “taka zwykła dziewczyna z domku w lesie” czy nawet krótki i i przyjemnie intensywny epizod w ogrodzie przy truskawkach to jednak teraz to wszystko zostało przywalone opowieścią i punktem patrzenia Brent’a. I przez pryzmat tragedii jego i Iresin.


Chociaż mimo to zabłysło mu w głowie taki impuls świetlny gdy niedźwiedziołak wspomniał o potencjale nowych przybyszy z innych światów. ~ A nie mówiłem!? ~ Czuł, zgadywał, główkował, analizował a jednak w końcu miał coś jakby rację! Jednak byli wyjątkowi wbrew temu co Tamina próbowała im wmówić. Jego podejrzenia potwierdziły się w słowach brodacza. Ale ten jeden przebłysk w tej raczej smutnej i tragicznej opowieści nie był jednak w stanie odmienić całościowego wrażenia.


- Przykro mi Bran. Za to co się wam obojgu przydarzyło. Nie powinno. - powiedział z wahaniem. Ale uznał, że lepiej powiedzieć niż przemilczeć. Nawet jeśli to nie brzmiało rewelacyjnie. Ale chciał jakoś wyrazić solidarność i współczucie w dla tych dwojga wciąż tak doświadczonych ciężko przez los a tak życzliwych ludzi. Nie mając innego pomysłu też zaczął pomagać przy przygotowaniu stołu. Znów jakoś wyszło, że przypomniało sobie, że jest głodny jak właśnie przysłowiowy wilk.


- A możesz mi powiedzieć o jakie zagrożenie chodziło? Wtedy z tym rytuałem. I te bariery to te przez które zwialiśmy z Summer czy jakieś inne? No i jak się tu ukrywacie to znaczy, że Tamina nie wie o Iresin? O was? Że żyjecie? - wilkołak spytał niedźwiedziołaka. O moc i magię postanowił posłuchać jego rady i porozmawiać z Iresin. Ale to co mówił Bran brzmiało niepokojąco. Jak jakaś opowieść kryminalna z morderstwem i zacieraniem śladów przez sprawcę. Tamina chyba nie była kiedyś taka kozacka ale za to cwana. Wyrolowała Iresin w rytuał który pozbawił ją mocy na rzecz jakiś barier. I od tamtej pory Tam jest tym kim jest teraz. No fajnie. Ale jednak czegoś musiała się nadal obawiać skoro tuszowała sprawę. Czegoś lub kogoś. Kogoś kto jest tutaj bo nie obcych co użyteczni ale zbyt mało wiedzieli o tym co się dzieje by choćby zorientować się z kim naprawdę gadają. Nie, chodziło o jakąś siłę tutaj. Na tyle potężną by zagrozić nawet królowej magii i demonów. Ciekawe. Bo miał wrażenie, że nie chodzi o elfy.


- To dawne dzieje - odburknął niedźwiedziołak, przyjmując pomoc wilkołaka.

Stół, na którym należało rozłożyć naczynia, znajdował się w salonie i był tym samym, przy którym Dave wcześniej siedział. Bran przez chwilę zajmował się tylko tym zajęciem, donosząc Dawidowi sztućce i kielichy, które ten rozkładał na miejsca. Przez to też musiał czekać na swoją odpowiedź dłużej, co zdawało się być na rękę gospodarzowi. Gdy jednak skończyli, kładąc na stół ostatni koszyk z chlebem, Bran przystanął w połowie drogi między kuchnią, a salonem i zapatrzywszy się na pracująca na zewnątrz skrzydlatą, zaczął mówić.

- Wie że żyjemy - potwierdził, z wyraźną niechęcią. - Iresin to w końcu jej siostra, chociaż pamięć o niej została wymazana. Wie gdzie jesteśmy, wie też że nie stanowimy dla niej żadnego zagrożenia. Moce Iresin zostały związane. Część z nich wchłonęła Tamina, część wniknęła w bariery, a część została. Niestety, ta ostatnia jest niewielka. Bariery zaś, jak widać, nadal są słabe i stają się słabsze z każdym rokiem. I nie, nie chodzi o te, które królowa wzniosła z okazji odnowienia konfliktu z tym jej elfim mężem. Nie, tu chodzi o główne bariery tej krainy. Te, które oddzielają ją od innych. Bez nich zostalibyśmy zalani przez mroczną magię, przez potwory o których nawet ci się nie śniło. Bez nich droga tam, skąd przybyliście, stałaby otworem. W obie strony - dodał, zapewne na wypadek gdyby ta informacja miała wilkołaka ucieszyć. - Wyobraź sobie kogoś takiego jak ja w twoim świecie. Lub takiego szakala albo taką Taminę. Co by się wtedy stało z twoimi ludźmi?

Odwrócił się by spojrzeć z powagą na Dawida. Widać było, że wizja ta nie napawa go radością, wręcz przeciwnie.

- To samo może spotkać nas, gdy bariery upadną. Wszystko zaś leży w rękach Taminy i Vellandrilla. Dlatego skupiają przy sobie najpotężniejsze istoty jakie można spotkać w Avalonie. Dlatego dziwię się, że was wypuściła. Zupełnie jakby chciała byście się znaleźli w rękach jej przeciwników. U jej konkurencji… - Pokręcił głową, po czym jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. - Nigdy nie byłem specjalnie dobry w tych politycznych gierkach. Iresin mogłaby ci to lepiej wytłumaczyć ale to może po obiedzie. Ja się zajmę potrawką, a ty może weź i przenieś tego śmiecia w jakieś zacienione miejsce. Bo progu tego domu nie przekroczy, to pewne - dodał stanowczo.


Dawid wybałuszył oczy w słup gdy się okazało, że goszczą u taminowej siostry. Co prawda od piewrwszego rzutu oka skrzydła Iresin jakoś skojarzyły mu się z tymi co widział u Taminy ale jednak przemknęło mu przez głowę, że to mogło być jakaś wspólnota rasy czy gatunku. Przecież Nasza też miała skrzydła. Ale nie spodziewał się absolutnie, że może chodzić o siostrę Taminy. O w mordę…


Potem było jeszcze lepiej. Bariery, słabnące bariery, zalew i tego i ich świata przez spaczmocą jakiej nie rozumiał ale brzmiała groźnie no i w ogóle wyglądało, że tylko ten spokój i ład w okolicy to tylko stan przejściowy. Choć nie był pewny czy w ich skali pojmowania czasu. A jeszcze okazało się że elfior i demonetka to skłócone małżeństwo. O w mordę…


- Chyba tak… Chyba nas jednak wypuściła. Może nie dokładnie jak i kiedy chciała ale widocznie jednak wypuściła. - przyznał w końcu Polak siadając ciężko na krześle. Czuł się przytłoczony tym wszystkim. Taki zalew informacji i to tego kalibru. Zagłada obydwu światów? Albo zniekształcenie? No nie był pewny co to by zmieniło tutaj ale u nich w Warszawie, Londynie, Sydney no na całym świecie jakby zaczęła się pojawiać ta wielorasowa bajkowa menażeria no to w głowie jawił mu się wyobrażalny chaos i stan kompletnego szoku. A to musiałoby nawet samo w sobie zaowocować wstrząsem dla całej planety. A jak taki planetarny wstrząs i szok to i pewnie wiele osób i rzeczy by się bardzo potłukło. Nawet krajów i regionów. Może nawet i planeta. No nie, to nie byłoby dobre. Wiedział po sobie i po tej garstce z ich świata jakie widział jak się reaguje. Nie, Ziemia nie była na pewno przygotowana na taki szok. Bo co? Inwazja wilkołaków, elfów i skrzatów? No bez jaj…

- Dobra słuchaj Bran, pogadamy później. Ja muszę to przemyśleć, przetrawić bo no… No nie wiem co powiedzieć teraz. - przyznał w końcu wstając z krzesła. - Słuchaj Bran pożyczę ten nóż dobra? - powiedział biorąc nie tak mały nóż z blatu. - Jaa… eee… hmm… Pójdę przenieść tego szakala. Wiesz szkoda Iresin. I no ja… eee… no próbuję się tym zająć. A ty możesz zawołać Iresin? Summer i Tom popilnują Tracy no a ja… przeniosę tam gdzieś dalej tego szakala. - wahał się bo jakoś już zdecydował się i wiedział co chce zrobić. Ale tyle lat wychowania i wpajania wartości różnych nie szło o sobie tak łatwo zapomnieć. Nie mógł powiedzieć, że idzie zabić drugiego człowieka. Nawet jak się zdecydował jakoś nie potrafił tego powiedzieć na głos. Schował nóż za pasek spodni z tyłu tak, że raczej nie powinien być widoczny pod opadającą koszulą.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 25-02-2017, 10:23   #108
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Słowa Miecz… Ensis były tym czego Alex potrzebował. Osłabły, poraniony po przegranej walce i tak czuł się zwycięzcą. Więcej - czuł, że świat otwiera się przed nim oferując nowe możliwości. Dotknął palcami ust, wspominając namiętność z jaką zostały pocałowane i z niechęcią spojrzał na Soresa. To przez niego skończyło się tylko na pocałunku, to z jego winy Ensis znowu zniknęła. Gorąco zapragnął aby to się nigdy nie powtórzyło i obrócił w myślach te parę słów, które wypowiedziała “Jeszcze przyjdzie na ciebie czas Sores”. Zaczął przypominać sobie te wszystkie docinki, jakich mu nie szczędził i obojętność na jego trudności z zaadaptowaniem się do nowej sytuacji. Sores nim pogardzał i zapłaci za to. Gwałtowna wizja mężczyzny leżącego w kałuży krwi z rozradowaną Ensis wbitą w jego serce pobudziła go do tego stopnia, że bez wahania sięgnął po leżący obok miecz. Jego gestowi zawtórował radosny chichot, lecz zaraz powstrzymały go słowa wypowiedziane w jego głowie dźwięcznym głosem
- Jeszcze nie teraz, wpierw musimy się lepiej poznać - zdał sobie sprawę, że Sores przygląda mu się ze zmarszczonymi brwiami. Czy mógł to usłyszeć? Domyślić się jaką planuje mu przyszłość?
- Wszystko w porządku? - dopiero teraz zdał sobie sprawę, że to jego oddech szybki i płytki, przyciągnął uwagę. Jego wróg na szczęście nie czytał w myślach.
- Tak, nie przejmuj się - rzucił oschle i nabrał głęboko powietrza. Przez moment, chwilę nie dłuższą niż opuszczenie powieki w mrugnięciu oka, przez jego myśli przemknął cień wątpliwości, lecz zaraz go przegnał. Nigdy wcześniej nie czuł się tak dobrze, nigdy nie miał tak jasno sprecyzowanego celu.
- Dzięki za posiłek - mruknął i sięgnął do tacy. Przełknął parę kęsów i westchnął z lubością - Nie przypuszczałbym, że tak dobrze gotujesz - zajadał szybko, radośnie komplementując kolejne potrawy. - Aż zaczynam odczuwać żal, że się rozstajemy. Bo przecież musisz pędzić dalej. Nie będę cię już więcej spowalniał. - kolejnym siorbnięciem z miski zatarł oczekiwanie, jakie kryło się w jego głosie.
 
cyjanek jest offline  
Stary 23-03-2017, 20:27   #109
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Nela, Barb, Jack



Słodkie nieróbstwo trwało w najlepsze. Wino krążyło w żyłach, napędzane złotymi promieniami słonecznymi. Te ostatnie dodatkowo rozgrzewały wnikając przez skórę i zdając docierać do każdej części ciała, jakby wraz z owym winem wędrowały żyłami. Trawa przyjemnie pachniała, gamą woni, która była wręcz odurzająca. Część z nich była im znana. Zapach ziemi, nagrzanej roślinności. Niektóre jednak były nowe, jak woń mysiej sierści, pozostałości po odwiedzinach sarny, śladowe ilości zapachu lisa, który skradał się w stronę domostwa, jednak zmienił zdanie. Wszystko to było wyjątkowo wyraźne, budząc coś, co tkwiło w ich wnętrzach, a co szczerzyło swe kły w klatce, której pręty z każdą chwilą stawały się cieńsze. Ich wewnętrzne bestie pragnęły wolności, a czując jej zew, rwały się do tego by rzucić się z kłami i pazurami i rozszarpać ostatnie zapory. Póki co jednak, dzień wlókł się powoli, przyjemny i leniwy.

Nie minęło wiele czasu, a sen zmorzył trójkę bohaterów. No bo jednak po przeżyciach poprzedniej nocy, po nowościach poranka i po wypitym winie, które swoją mocą nie przypominało żadnego z tych, z jakimi mieli do czynienia w rodzinnych stronach, nic innego nie wydawało się im właściwie. Czy jednak na pewno powinni aż tak ufać swym gospodarzom, swemu opiekunowi i miejscu, w którym się znaleźli? Tak, słowa brzmiały słodko niczym sącząca się leniwym strumykiem czekolada. Tak, ochota by zaufać temu, że są bezpieczni i ktoś o nich dba, była kusząca niczym owe jabłko za czasów Adama i Ewy. Wszyscy jednak znali historię konsekwencji, jakie wiązały się z ulegnięciem owej pokusie. Podobnie stało się i w ich przypadku, chociaż czy wina leżała w ich decyzji, czy też byli pozbawieni mocy decydowania, o tym musieli się dopiero przekonać.


Obudziła ich woń krwi. Czuli ją bardzo wyraźnie, podobnie jak wyraźnie czuli zapach metalu, który wżynał się w ich nadgarstki, szyje i kostki. Czuli chłód wkradający się pod skórę i mrożący mięśnie, tak różny i wyraźny po cieple słonecznych promieni. Otwierając oczy czuli też strach, niepewność i otumanienie. Gdzie byli? Jakim sposobem znaleźli się w tym miejscu? Przede wszystkim jednak w ich głowach tłukło się pytanie o to czym owe miejsce było. Kamienne ściany, które ich otaczały, pokryte były mokrym mchem, którego woń uciążliwie wciskała się w ich nozdrza. Byli sami, a przynajmniej nie widzieli siebie nawzajem. Cele, bowiem bez dwóch zdań były to cele, były niewielkich rozmiarów, ledwie pozwalające na to by wstać i zrobić dwa kroki w każdym kierunku. gdy już nieco doszli do siebie wyczuli także odór nieczystości, którymi nasiąknięte były kamienne bloki tworzące podłogę, na której leżeli. Jedyne światło, do którego mieli dostęp padało z maleńkich, okratowanych wizjerów w solidnych, drewnianych drzwiach, broniących wyjścia z cel. No i łańcuchy… Ich dźwięk drażnił czułe uszy, gdy próbowali się pozbierać wpierw na czworaka, bowiem świat przed ich oczami wirował gdy tylko chcieli osiągnąć coś więcej.


Łańcuchy były ciężkie, żelazne i skutecznie tamowały tą odrobinę ruchu jaką im zostawiono. Biegły od obroży na szyi do nadgarstków, a stamtąd do obręcz na kostkach gdzie przewleczono je przez grube kółko, do którego przyczepiono kolejny łańcuch. Ten wiódł do pierścienia, który pewnie tkwił w ścianie.
Jak się znaleźli w tej sytuacji pozostawało tajemnicą. Nieco światła rzucały na nią rany, które mieli na swoich ciałach, a których cienkie, płócienne koszule nie kryły na tyle, by nie mogli ich dostrzec swym na wyraz wyostrzonym wzrokiem. Skaleczeń było wiele, część opatrzono. Barb miała wyraźny problem z poruszaniem lewą ręką, która sprawiała wrażenie ciężkiej i niechętnej do współpracy. Otulały ją płócienne bandarze, pod którymi kryły się sztywne deseczki, które jednak raczej na broń się nie mogły nadać. Nela jednak miała o wiele większy problem. W jej przypadku deseczki nie były potrzebne, za to bez wątpienia przydałyby się kule lub chociaż jakaś proteza, która mogłaby jej zastąpić brak prawej stopy. W jaki sposób ją straciła, tego nie wiedziała bowiem żadnego momentu, który pasowałby do tej sytuacji nie mogła sobie przypomnieć. Przecież leżeli sobie spokojnie na kocu!... Jack także nie pozostał bez szkody na ciele. Ból w piersi wskazywał połamane żebra. Sztywna, lewa noga nie chciała go słuchać. Owinięto ją ciasno materiałem i o ile go oczy nie myliły, wcześniej ową nogę unieruchomiono.
Były to najgorsze rany, które rzuciły im się w oczy przy pierwszych oględzinach. Powoli do otumanionego umysłu wdzierał się ból. Pełznął powoli, rozprzestrzeniając się na całe ciało. Bolało wszystko… Czuli też pragnienie w wysuszonych ustach, do których podniebienia przyklejał się im język.
Wciąż jednak to pytanie o to gdzie byli i jak tu trafili, drażniło najbardziej, sięgając w głąb ich umysłów i dusz. Tam zaś witały ich ostre kły i pazury gotowe w każdej chwili wyrwać się i odciąć ich od bólu, wspomóc w stracie… Uleczyć? Tak, być może nawet uleczyć. Najpierw jednak trzeba by je było zwolnić ze smyczy. Czy byli na to gotowi?



Alex

- Chyba zaliczyłeś mocniej niż myślałem - odpowiedział mężczyzna, krzywiąc się z niechęcią. - Nigdzie się bez ciebie nie ruszam - poinformował Alexa, obserwując bacznie jak ten pochłania jedzenie. - A dziękować to możesz żonie karczmarz, ja to tylko przyniosłem. Jak zjesz i staniesz na nogi to ruszamy dalej. Mamy robotę do wykonania.
Po tych słowach przeniósł wzrok na okno i to co się za nim kryło. Jego szczęki były mocno zaciśnięte, a mina wyrażała skupienie. Całkiem jakby się czymś martwił, tyle tylko że wyraźnie nie miał zamiaru owymi zmartwieniami się dzielić.
~ Musimy odnaleźć resztę - Ensis potwierdziła niejako słowa Soresa, chociaż w jej myślowym przekazie brzmiała głównie radość i podniecenie czekającym zadaniem. Miecz najwyraźniej nie miała zmartwień, które dręczyły opiekuna Alex’a.
- Jeżeli jednak jeszcze raz mnie zaatakujesz, zapomnę o rozkazie królowej - ostrzegł w międzyczasie Sores, głosem który świadczył bardzo wyraźnie o tym, że mówi poważnie i że nie zawaha się przed spełnieniem swojej groźby.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 04-04-2017, 01:41   #110
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Grave 1/3

Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak




Szakal






~ Summer. Zabierz resztę do domu i zostawcie szakala. Zaraz wyjdę z kuchni i się nim zajmę. Stół w salonie nakryty. - przekazał swój plan kolorowowłosej dziewczynie. Dał jej chwilę po czym wyszedł z kuchni.


- Idźcie na obiad, już wszystko przygotowane. Ja posiedzę z Markiem. - powiedział do czwórki przytomnych zgromadzonych przy drzwiach i nieprzytomnym szakalu.


Od strony Summer napłynęła fala współczucia ale i otuchy. Była z nim, chociaż nie zamierzała sprzeciwiać się jego decyzji o pozostawieniu jej na straży reszty. Rozumiała go i wspierała. Podobne zrozumienie ujrzał w oczach niedźwiedziołaka. Bran skinął głową, a następnie podszedł i klepnął Dawida w plecy. Zapewne, gdyby był zwykłym człowiekiem, to by wylądował po owym klepnięciu na podłodze. Ich gospodarz bez wątpienia miał w sobie siłę kilku i to niekoniecznie ludzi.


- Władza niesie ze sobą nie tylko przywileje. Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę, dzięki temu będzie z ciebie dobry alfa. - Zdjął dłoń z ramienia wilkołaka i cofnął się by zająć wniesieniem do salonu gara z potrawką.


W międzyczasie do chaty weszli pozostali, przy czym Tracey była temu nad wyraz niechętna i tylko gniewne powarkiwanie Summer sprawiało że poddawała się naciskowi reszty. Należało przy tym nadmienić, że Tom wykazał się wyjątkową zgodnością z kolorowłosą, stale przypominając małżonce szakala o tym, jak istotne jest by zbierała siły by móc się nim zająć gdy ten już się ocknie. Tym jednak, co mogło Dawida zaniepokoić, było wyraźne zainteresowanie we wzroku polaka, którym obrzucał wilczycę. Nie było to co prawda na tyle agresywne by stało się wyzwaniem, ile jednak miało czasu minąć nim do takiego wyzwania miało dojść?


Szakal, a raczej Mark, leżał dokładnie tam, gdzie go zostawili. Jego rany zostały opatrzone, jednak bez użycia magii, co nie tylko było widać ale i czuć. Nigdzie nie unosiła się woń leczniczej mocy Iresin, z którą wilkołak zdążył się już zapoznać. Czuć za to było coś innego, nieprzyjemnego, co sprawiało że jedzenie, które wcześniej zjadł, próbowało ponownie wydostać się na zewnątrz jego żołądka.





Miejsce, gdzie mógł złożyć nieprzytomnego, znalazło się szybko. Cień potężnego drzewa, które rosło poza zasięgiem okien zarówno kuchni jak i salonu, wydawał się idealny do tego, co Dawid planował uczynić. Ciało zostało złożone, nóż opuścił miejsce, w którym został ukryty. Teraz trzeba było jedynie unieść go i zagłębić w piersi szakala. A może podciąć mu szyję? Wbić stal w oko, docierając aż do mózgu? Opcji było parę, wystarczyło wybrać. Jak jednak wybrać i wykonać zadanie, gdy spoglądają na ciebie pełne zdezorientowania i bólu oczy? Mark wybrał bowiem tą właśnie chwilę, tą sekundę, tuż przed swoją śmiercią, by unieść powieki i spojrzeć w oczy swego niedoszłego, ale wciąż mogącego nim zostać, mordercy.


Szło mu się ciężko. Akurat to, że było tak blisko nie było mu kompletnie na rękę. Słowa i spojrzenia Branta i Summer niosły otuchę i pocieszenie. Nadzieję, że postępuje słusznie. Ale i tak czuł się parszywie. Najpierw było jeszcze łatwo. Minąć Summer, Toma i Tracy, wyjść no i zaczynały się schody. Przecież nie mógł go zadźgać ot tak przy progu domu Brana i Iresin. Więc musiał go przenieść. Niesienie bezwładnego przypominało niesienie trupa. Chyba. Jakby już go zabił. Ale znalazł miejsce i położył.


Po drodze starał się zmienić temat na jakikolwiek. Od razu przypomniał sobie bezczelne zachowanie rodaka. Nie spodobało mu się spojrzenie jakim ten zerkał na Summer. Myślał, że to żarty z tą parą alfa? Wyglądało jakby kulturszok mu mijał i zaczynał wracać do swojej normy. Czyli bycia na tyle silnym by poczuć chęć zagrożenia alfie czyli Dawidowi. No i Summer. A to już go wkurzało najbardziej. No i niewdzięczność tamtego. Teraz widocznie się Tom przyczaił i nie czuł pewnie. Ale potem? Trzeba będzie obadać sprawę i może zrobi się znów mniej. Z Tracy nie wiązał dużych nadziei. Zwłaszcza jak zamierzał za chwilę potraktować Mark’a do którego chyba mimo różnicy wieku czuła jednak silne uczucie. Pewnie więc zostanie tutaj, odejdzie gdzieś tam ale szanse, że zostanie z parą alfa oceniał jako najmniejsze.


Na tych rozmyślaniach zeszła mu droga na miejsce które wybrał. Patrzył na nieruchome ciało. Znów się spocił na czole jakby biegł. Czuł też pot na krzyżu. Z nerwów. Przeanalizował sytuację jeszcze raz. Może coś przeoczył? Może było inne wyjście? Ale nie. Nie znalazł. Mark walił syfem więc był zasyfiony. Syf pochodził z innego wymiaru czy co tam było co przenikało tu coraz częściej i więcej przez te słabnące bariery. No i potem mogło przedostać się na Ziemię. Do ich domu. Nawet jeśli go zostawili i mogli nigdy nie wrócić to nadal był ich dom. Ale nawet jak się skupić na tym co teraz to Brana ostrzegał go przed przebudzeniem szakala i jego potęgą. Ich para alfa dopiero co oberwała w walce i dzięki Iresin byli cali. Ale nie miał sumienia po tym co usłyszał o nich obojgu od Brana by używała swoich resztek mocy by ich znów uleczyć. A walka to walka. Różnie mogło być. Nie było pewne kto wygra. I kto przeżyje. Szakal mógł zabić jego. I Summer. No nie. Nie widział innego wyjścia.


Przyklęknął więc z nożem w ręku. Teraz już zastanawiał się technicznie jak to zrobić. W końcu nigdy nie mordował ludzi. Wahał się. Ostatecznie wmawiał sobie, że chodzi o filetowanie. Jak filetowanie ryb w Norwegii. Poderżnięcie gardła wydawało mu się jakoś bardziej morderczy. Zdecydował się więc na serce. Położył spoconą dłoń na piersi drugiego mężczyzny. Wyczuł pod skórą i mięśniami bijące serce. Tak. To tu. Przystawił czubek ostrza między palcami tak, że stykało się ze skórą Mark’a. Wymacał miejsce wolne od żeber i kilka centymetrów w głąb i powinno być w porządku. Jeden ruch dłoni, wpychając stal w głąb piersi i byłoby pewnie po kłopocie dla nich obu.


Już prawie wszystko było właściwie gotowe. Ale zwlekał nie mogąc się do końca przemóc. Powinien coś powiedzieć? Pomodlić się? Przeżegnać się? Mark’a? Spojrzał na twarz i zobaczył otwarte oczy. Nie spał! Przebudził się! O kurwa!


Przez ułamek sekundy przez głowę Nowakowskiego przeleciał cały tabun obrazów i myśli. Co robić?! Co kurwa robić?! Przez głowę przeleciały mu fragmentarycznie zarysowane obrazy jak wyrzucenie noża z ręki i udanie głupiego, zagadanie go i wyjaśnienie czegoś, czego sam nie wiedział czego. O tym, że Bran może się mylić albo wprowadzać go w błąd. Nawet taki w jaki sam wierzył. Ostatecznie zdecydowała Summer. Poczuł jej wizerunek jakby była przy nim. Nie! Nie może się wahać! Był alfą! On zagrażał jego stadu! Zacisnął zęby i wbił nóż w klatkę piersiową Mark’a.


Oczy rozszerzyły się, wpierw ze strachu, jednak szybko ów strach przybrał odcień nienawiści. Nóż zagłębił się w ciele mężczyzny, gładko w nie wnikając i sięgając celu. Z ust Mark’a wyrwał się krzyk, który nie tyle brzmiał w uszach Dawida, co w jego umyśle. Gdzieś za jego plecami pękła szyba, a za nią poszły kolejne. Ziemia zadrżała, jakby miała się za chwilę otworzyć i pochłonąć zarówno ofiarę jak i kata. Ciało zamordowanego zaczęło się tlić, wydając z siebie smród gorszy nawet od tego, którym cuchnęło za życia. Jakaś siła, której źródła Dawid nie widział, zaczęła szarpać Mark’iem, jakby chcąc go rozerwać na strzępy, co też po chwili się stało. O dziwo jednak, krew nie chlusnęła na polaka. Został przed nią osłonięty przez coś, co zalśniło między nim, a kupą mięsa u jego stóp. Rzeczą tą był miecz.





Ostrze unosiło się w powietrzu, chroniąc go przed czarną marą, która powstała ze skażonej posoką ziemi. Za swoimi plecami wyczuł obecność zdenerwowanej Summer.

~ Co się stało? - zapytała, biegnąć w jego kierunku pod postacią białej wilczycy. Nie dobiegła jednak do niego, bowiem ona także napotkała na przeszkodę.





Podobnie jak miecz, także i laska unosiła się w powietrzu, broniąc wilczycę przed atakiem. Atak bowiem nastąpił. Czarna masa wyprysnęła w ich kierunku, rozlewając się niczym ogromna, złowroga chmura, która przysłoniła widok na słońce, na chatę, na drzewo i wszystko co znajdowało się wokoło. Jednocześnie usłyszeli w umyśle Dawida rozbrzmiał pełen gniewu i chęci do walki, kobiecy głos.

~ Chwyć moją rękojeść! Walcz!


~ Co jest?! ~ Dawid spodziewał się… Sam nie wiedział właściwie do końca czego. Ale pewnie tego, że albo Mark zdąży jakoś złapać go za opadające z nożem ramię i zaczną walczyć albo nie iii… No cóż… Dawid go zabije. Walki się obawiał po tym co Brent opowiedział mu o możliwościach szakali to też skłaniało do szybkiego i definitywnego rozwiązania sprawy. Ale nie. Nóż opadł, zagłębił się w piersi i pewnie sercu Mark’a więc niby plan zabójstwa zadziałał. A tu właśnie jednak nie i zaczął się ten fragment jaki kompletnie zaskoczył Nowakowskiego błyskawicznie po sobie zmieniającymi się sekwencjami zdarzeń.


Krzyk Marka nie brzmiał jak krzyk zwykłego człowieka, poszły szyby w chacie Brent’a, i ziemia zaczęła się trząść co już za grzyba nie było normalne a jeszcze ciało, te właśnie zabite ciało, dostało konwulsji jakby coś tam jeszcze było ale już nie chciało dłużej.


Dawid wstał na chwiejnych nogach i chciał się oddalić bo coś mu mówiło, że nie stanie się nic dobrego z tego co się dzieje właśnie cokolwiek by to nie było. Ale wszystko działo się coraz szybciej! Przybiegła Summer w wilczej formie i nagle pojawiła się jakiś lewitujący kij i miecz! I ten chyba miecz nie dość, że sam latał to jeszcze gadał do Dawida! Ale to coś, coś co wybryzgnęło z ciała szakala było jak dym czy chmura półpłynnej ciemności. Europolak nie miał pojęcia co to jest ale wyglądało cholernie złowróżbnie. Nie chciał jednak stać biernie!


- Cofnij się Summer! Nie dotykaj tego! - krzyknął stopując Summer gestem dłoni. Nie miał pojęcia co to jest to czarne chmurowate coś ale wolał nie poznawać tego namacalnie. Ale ten miecz. Mieczem dało się zadźgać chmurę?! Na chłopski rozum to pewnie jakby nożem próbować kroić wodę. Ale tak bardzo desperacko pragnął wierzyć, że jest w stanie zrobić cokolwiek, że złapał za rękojeść gadającego miecza. ~ No trudno! Co będzie to będzie! ~ miał duszę na ramieniu. Ale wszelkie obawy zepchnął w kąt umysłu. Nie miał pojęcia skąd się wziął tu ten miecz i co to było to czarne. Ale rosło zbyt szybko odcinając drogi ucieczki. Mógł stać jak kołek albo walczyć. Wolał walczyć. Więc zacisnął zęby i desperacko ciął mieczem w te chmurowate, czarne coś!


Gdy tylko dotknął miecza, poczuł w swoim umyśle czyjąś obecność. Była silna, na tyle silna, że przejęła nad nim częściowo władzę.

~ Nie buntuj się, nie sprzeciwiaj - poradził kobiecy głos, przemawiając łagodnie i uspokajająco. ~ Na wyjaśnienia przyjdzie czas, tak jak czas przyjdzie na gniew. Teraz pozwól mi sobą kierować byś mógł wyjść z tego starcia z życiem. O swoją partnerkę się nie martw, moja siostra się nią zajmie.


Słowa pojawiały się z szybkością błyskawicy, z taką samą też szybkością reagowało jego ciało. Palce pewniej ujęły rękojeść, mięśnie napięły się gotowe do podjęcia rzuconej przez tą dziwną chmurę, rękawicy. Miecz wiedział co robić, a co za tym szło, wiedziało też ciało Dawida. Mimo iż nigdy nie walczył tego typu orężem, wiedział iż powinien je ująć także drugą dłonią. Wiedział jak wziąć zamach, ile włożyć w niego siły, jak rozstawić nogi by nie wywinąć pokazowego orła. Czuł w sobie moc, podobnie jak czuł wyłaniającego się wilka. Jego ręce pokryły się futrem, a palce zyskały potężne szpony. Także i reszta ciała zaczęła się przeobrażać, czuł to wyraźnie. Tors, nogi, stopy, nawet głowa. Wciąż jednak zachował zdolność poruszania się na dwóch nogach, które teraz były łapami. Wiedział także, że w tej formie jest silniejszy zarówno od formy wilka, jak i człowieka. Był czymś pomiędzy. Był tworem doskonałym, stworzonym do walki.

~ Tak, dokładnie tak - usłyszał potwierdzenie w swej głowie. Obcy głos był z niego zadowolony w przeciwieństwie do kłębiącej się czerni, która uderzona ostrzem miecza, wydała z siebie pełen wściekłości wrzask.

~ Wolisz bawić się sam? - Usłyszał nagle znajomy głos Summer. Brzmiała zarówno na podekscytowaną jak i porządnie wystraszoną. Rzut oka przez ramię pozwolił mu ujrzeć, jego partnerkę nie dość, że w ludzkiej postaci to jeszcze trzymającą w dłoni kij, który się przed nią objawił.

~ Kostur - usłyszał rozbawioną podpowiedź od miecza. Czymkolwiek by owa rzecz nie była, lśniła i w swą poświatą obejmowała także wilczycę. Wokół niej ziemia drżała pobudzana korzeniami, które z niej wyłaziły niczym dżdżownice po deszczu. One także atakowały czarną chmurę i odnosiły w tych atakach sukcesy.

~ Nie dajmy im zgarnąć całej zasługi - po raz kolejny przypomniała o sobie obca kobieta, śmiejąc się w umyśle Dawida i układając jego ciało do kolejnego ciosu. ~ Ucz się. Zapamiętuj. Nie chcesz chyba za każdym razem zdawać się na mnie?


Dawid czuł się skołowany. Tyle się działo! Tak szybko! Gdyby miał czas to i tak zajęłoby mu masę czasu by przetrawić każdy z zaskakujących elementów. Gadające kobiecymi głosami bronie?! Przemiana! Kolejna! No tak, przecież byli i wilkami i wilkołakami! Teraz wydawało się to oczywiste i jak najbardziej wpisujące się w wilkołaczy standard znany nawet i z ich świata ale wcześniej sama przemiana w wilka wydawała mu się wystarczająco wilkołacza. I ta siła! Ta moc! Tak samo potężne uczucie euforii jak wczoraj gdy pierwszy raz przemienił się w wilka i czuł każdym calem porośniętego futrem ciała i bitem wilczych zmysłów jak bardzo mocniejsze jest ta forma od ludzkiej słabej powłoki. Teraz właśnie czuł się podobnie. Był jeszcze silniejszy ale nadal dwunożny i z chwytnymi dłońmi! I miał w nim miecz! Ten gadający kobiecym głosem. Na razie postanowił nie wnikać o istotę tej dziwnej broni i skąd się nagle wzięła i jakim cudem przejęła do pewnego stopnia kontrolę nad nim by poprawnie władać i sobą i nim. Bo ta szakalowa chmura! Wciąż była choć czuł, że czuje respekt przed ich połączoną mocą co go dodatkowo uskrzydłało.


I Summer! Summer przeszła w ludzką formę ale za to panowała nad tym kijem… Kosturem… Tak samo zgrabnie i płynnie jak on mieczem. I te korzenie! Pewnie jakoś z jej mocy druida chyba. Nawet przyszło mu do głowy krzyknąć jej by ich użyła ale nie widział żadnego roju owadów czy czegoś podobnego. A numer z korzeniami nie przyszedł mu do głowy. Ale tak! Teraz czuł moc i potęgę druidycznych mocy. No i dumę. Że to właśnie jego Summer tak daje czadu.


- Doobraa! To wiemy co ma w sobie szakal. To zobaczymy co ma w sobie środek szkala! ~ odpowiedział prawie pewny, że i Summer i te siostrzane bronie też go usłyszą. Początkowo był bliski paniki widząc chmurę i nie mając pojęcia jak z nią walczyć. Ale jednak teraz widział, że broń i ich połączona moc jest skuteczna. Mogą coś zdziałać! Mogą walczyć! Mogą zniszczyć to chmurowate coś! No to do dzieła! Skoczył naprzód i oburącz ciął potężnie z góry na dół tą chmurę. Przebijał się ku Summer tak na wszelki wypadek by mogli osłaniać się nawzajem. Po skoku ciął chmurę bez straty czasu, tym razem opadły w dół miecze śmignął po skosie w górę gdy cią mocnym ciosem na odlew. Dziwnie się trochę czuł nie widząc, żadnych standardowych kształtów w tej chmurze ale widocznie nie miało to znaczenia ani dla miecza ani dla chmury. Przeciął więc chmurowate coś po razk kolejny i jeszcze raz i znowu…


I walka trwała w najlepsze. Przez umysł wilkołaka przeplatały się kolejne propozycje, kolejne instrukcje jak radzić sobie z ostrzem, gdzie stawiać nogi i jak balansować siłę by osiągnąć najlepszy efekt. Gdy reagował zbyt wolno, natychmiast go poprawiała, nie dopuszczając by czarna chmura zdołała przedrzeć się przez jego ochronę. Nie było to jednak takie proste jakby się mogło wydawać. Smoliste coś, co wyłoniło się z ciała szakala, nie dawało łatwo za wygraną. Musiało być inteligentne bowiem po pierwszych porażkach zmieniło taktykę. Teraz całą siłę swych ataków kierował ku Summer, na Dawida poświęcając jedynie tyle uwagi by trzymać go z dala od partnerki.


~ Traci siły - usłyszał jednak w swych myślach, a zaraz po tym nadeszła wiadomość od wilczycy by się nią nie przejmował bo dają sobie radę. I dawały, trzeba im to było przyznać. Do korzeni doszły pędy bluszcza, tworząc wokół druidki kopułę, która co prawda drżała pod naporem mroku, jednak chroniła kobietę wystarczająco by Dawid mógł skupić się na swoim zadaniu. Tym zaś zadaniem było niszczyć. Niszczyć zło które zagrażało jego partnerce i jemu. Niszczyć plugawą magię, która mogła przedrzeć się do jego świata i go zniszczyć. Zlikwidować ją, by już nigdy nie powstała, a przynajmniej nie powstała ponownie z Mark’a.


~ Wystarczy, że znajdziemy jej jądro. Centrum jego siły - radził głos w jego głowie. Łatwo jednak było mówić, a nieco trudniej realizować przedstawiony plan. Jak bowiem znaleźć coś w niemal jednolitej masie, która rozdzielała się jedynie pod wpływem cięć miecza? Zadanie wydawało się beznadziejne, co nie powstrzymywało wilkołaka i jego miecza przed zadawaniem kolejnych ran. O ile można było o ranach mówić. Z pewnością nie były na rękę tej chmurze, sądząc po falach nienawiści, które atakowały jego umysł i wrzasku, który wrzynał się w uszy i sprawiał ból. Dawid czuł jak coś mokrego i ciepłego wypływa z nich. Nos wypełnił mu zapach krwi. Jego własnej krwi.


Ile jeszcze byłby w stanie wytrzymać takiej walki, tego nie dane mu było się dowiedzieć. Nagle kopuła z bluszczu runęła, odsłaniając Summer, podobnie jak on, w wilkołaczej formie. Także z jej uszy spływała krew, którą było doskonale widać na białej sierści. Kostuch w jej dłoni wirował i uderzał napływające fale ciemności, jednak kobieta słabła z każdą sekundą i było to widać gołym okiem.


~ Zostaw je - poradził mu głos w głowie. ~ Poradzą sobie. Spójrz tam.

Z poleceniem przyszedł przymus odwrócenia uwagi od partnerki i spojrzenia w prawo, tam gdzie rosło drzewo. Pod jego pniem coś błyszczało w mroku. Błyszczało i poruszało się jakby było żywą istotą. I było, a konkretnie było setką żywych istot, maleńkich owadów o świecących odwłokach. Robaczki świętojańskie. Cały ich rój otaczał drobny, czarny kształt utkany z mroku. Postać przypominała wychudzonego wilka lub nieco wyrośniętego lisa. Jego ślepia jarzyły się szkarłatem. To od niego promieniowała nienawiść która atakowała Dawida.

~ Esencja - poinformował głos. ~ Esencja mroku. Osłabł na tyle by się odsłonić. To nasza szansa.


Trochę już ochłonął i skupił się na walce. Nauka, trening i walka mieczem który był chyba samoświadomy wpadła w jakichś rytm, pojawiły się jakieś prawidła i zależności które Nowakowski zaczynał rozpoznawać. Cięcie, wypad, blok, odkosk, znów cięcie ale trochę inne i ten miecz i Dawid zaczynali jakoś zgrywać się ze sobą w całość.


Walka jednak trwała a Europolak nie był taki pewny swoich efektów walki jak chyba był czy była pewna miecz. Chmura ani zauważalnie dla wilkołaka nie malała, ani jakoś nie krwawiła, nie uciekała ani nijak nie zachowywała się jak pokonany czy przegrywający przeciwnik. Zostawało więc wierzyć mieczowi, że słabnie. Chciał wierzyć więc wierzył. Chmura była dość cwana i gość z innego świata czuł rosnącą frustrację gdy większość chmury koncentrowała się na atakach Summer i laski… Kostura.


Ale w końcu pojawiła się szansa na przełom. Tamten kształt dostrzeżony przez miecz! To był cel jaki można było zaatakować i liczyć na przełom! Bo w chmurze, od początku walki nie dostrzegał żadnej głowy czy innego jądra co by się w tej półpłynnej, czarnej masie wyróżniał Więc gdy miecz wskazał mu cel wilkołak zawarczał wściekle i odbił się silnymi tylnymi łapami od ziemi skacząc z trzymanym oburącz mieczem by zniszczyć wroga jednym, mocnym trafieniem.


Odległość była odpowiednia. Siła użyta do odbicia się - także. Wszystko zdawało się układać dokładnie po myśli Dawida. W głowie dźwięczało ponaglanie Summer. Jej obrona słabła, nie miała dość sił by wytrzymać taki napór mocy, zarówno tej, która w niej tkwiła jak i tej, która ją atakowała. To jednak musiało zejść na drugi plan. Liczył się tylko cel. Kształt, który należało zlikwidować by na zawsze pożegnać się ze złymi wpływami szakala. By zabić go ostatecznie. By nie mógł ponownie wstać i kąsać.


I dokonał tego. Miecz trafił idealnie, wbijając się w zadziwiająco twardą powierzchnię, która nie była ani mgłą, ani ciałem. Kształt otaczało bowiem jakieś pole ochronne. Jakaś bariera, jednak zbyt słaba by powstrzymać wilkołaka. Rozległ się głośny brzęk, jakby pękało szkło. Czubek miecza dotknął skupiska czerni, wnikając w nie i w rozbłysku światła, likwidując.


I nagle wszystko znikło. Znikła czarna mgła, znikło uczucie zagrożenia, zniknął miecz. Dawid stał pod rozłożystym drzewem i spoglądał na wypaloną, skażoną ziemię. Ślad przypominał człowieka i mniej więcej zgadzał się z rozmiarami Marka. Ciała jednak nigdzie nie było.

- Dobrze ci poszło - usłyszał za sobą znajomy głos, głos, który wcześniej słyszał tylko w głowie. Gdy się odwrócił ujrzał jego właścicielkę, która właśnie zdejmowała hełm.





- Jeszcze parę takich walk i zacznie być przyjemnie - dodała, unosząc lekko prawy kącik ust.

Za nią widać było leżącą wśród korzeni Summer. Wilczyca nie odpowiadała na myślowe przekazy co sugerowało iż jest nieprzytomna. Nieprzytomna lub gorzej. Nad nią pochylała się kolejna nieznana mu osoba.





Skoczył z uniesionym mieczem właściwie w ciemno. Z duszą na ramieniu. Nie wiedział czego się spodziewać. To coś zrobi unik? Okaże się, że to jakaś holo zmyłka z tym cieniem? Wybuchnie? A może miecz przeniknie jak przez resztę chmury albo odbije się nic nie mogąc zdziałać? Nie miał pojęcia! Ale skoczył, bo znał tylko jeden sposób by to sprawdzić. Skoczył by zaatakować tak jak atakował na macie. Gdy dostrzegł szansę na jakiś ruch wówczas próbował go zrobić. Czasem się udawało a czasem nie ale pozwalało utrzymać inicjatywę w walce lub wykaraskać się z matni. Bo się coś robiło, bo się próbowało chociaż a nie było się biernym workiem bokserskim do okładania.


Dlatego gdy cień nie znikł, nie zrobił jakiegoś strasznego psikusa w ostatniej chwili, gdy miecz trafiał a Dawid czuł jak potężne wilkołacze mięśnie niszczą ochrony szakala i zagłębiają się wewnątrz tego jądra ciemności, gdy nagle coś świsnęło, śmignęło czy tylko mu się wydawało i cała chmura zniknęła razem z człekokształtnym cieniem poczuł moment dzikiej radości i niedowierzania. Spojrzał na drzewo, w górę na gałęzie, za siebie gdzie widział znowu Summer i dom i polankę i las no a nigdzie tej chmury poczuł przypływ radości. Udało się! Wygrali! Zawsze ją czuł gdy wygrywał jakąś walkę. Świat, ciało, narzędzia walki były inne ale radość pozostawała ta sama. Przemienił się z powrotem do ludzkiej postaci. Znów był takim tam sobie brunetem w takim tam sobie ubraniu jakie wziął sobie od Taminy.




Lizanie ran



- Hej Summer! Wygraliśmy! - wrzasnął do kolorowłosej wilczycy jakby dało się tego nie zauważyć. Dojrzał wówczas białowłosą dziewczynę i znanym mu już głosie. - Heh. No. Niezłe to było z tym mieczem i w ogóle. Dzięki za pomoc. - uśmiechnął się do białowłosej blondyny w pancerzu. Ale Summer. Niepokoiła go Summer? Dlaczego tam tak leżała? Dlaczego się nie ruszała? Dlaczego nie odpowiadała? Dlaczego w miejscu do więzi do jakiej szybko zdążył przywyknąć od wczoraj wyczuwał ciszę i pustkę. - Summer? - spojrzał w stronę leżącej alfy już z wyraźnym niepokojem. Co tam tak cicho?!


I tamta dziewczyna. Jak ta biała była od miecza to pewnie ta brązowa to ta jej siostra od tej laski. Kostura. Ale czemu pochyla się nad Summer? Czemu Summer wciąż tylko leży? Głowa Dawida zaczęła kręcić się w niedowierzaniu. Nie. Nie, nie, nie na pewno tak tylko upadła albo musiała odsapnąć. Na pewno nic się jej nie stało. Czuł rosnącą gulę gdzieś tam w gardle i piersiach. Wciąż pamiętał ostatnie wrażenia jakie od niej odebrał. Ponaglenie i przeciążenie. Kurwa mać!


- Summer! - wrzasnął i runął ku nieruchomej wciąż Summer. Kurrwaa maać! Czuł jak gula rośnie i tłamsi go od środka. Poczucie winy żarło go od środka. Się jak debil nad kretynem litował i teraz Summer leżała bez zmysłów. Albo gorzej. Trzeba było gnoja wyfiletować jak te śledzie wtedy w Tromso. Przypadł do nieruchomej Summer i przytknął dłoń pod jej nozdrza z lękiem czekając na wilgotny, gorący oddech. Wzrokiem zaś przeszukał jej ciało szukając krwi i ran. Sprawdzał też nozdrzami czy nie wyczuwa zapachu krwi dziewczyny. - Możecie jej pomóc? Proszę pomóżcie jej. - podniósł głowę na stojącą bliżej dziewczynę w brązowej sukience i nieco dalej na tą białowłosą blondynkę w pancerzu.


Kobieta oddychała, chociaż nierówno i słabo. W nozdrza wilkołaka uderzył zapach krwi, wyraźny i mocny. Miał znajomy posmak słodyczy, którą to charakteryzowała się magia jego partnerki. Gdy przyjrzał się lepiej znalazł jej źródło. Summer, podobnie jak i on sam, krwawiła z uszu. Podczas jednak gdy u niego był to lekki krwotok, który właściwie był już przeszłością, u niej sprawa miała się gorzej. Tym bardziej, że po chwili, tuż po tym jak zadał swe pytanie, krew spłynęła także z nosa i ust.

- Ma bardzo słabe ciało - usłyszał nieznany mu głos, cichy i dźwięczny, pełen powagi. Pochylająca się nad wilczycą siwowłosa dziewczyna położyła mu na ramieniu dłoń w geście mającym ukazać jej wsparcie.

- Jej moc wybuchła zbyt gwałtownie. Miałyśmy problem z jej kontrolą. Przyjęła na siebie zbyt wiele - wyjaśniła.

- Zrobimy co w naszej mocy by jej pomóc - dodała ta druga, ta, która wcześniej była mieczem. - A raczej zrobi to moja siostra bo leczenie nie jest najmocniejszą z moich stron. Jestem Teris, a to Yurin. Obie jesteśmy częścią Excalibura, które obudziliście i które przybyły na wezwanie.

- Przenieś ją do chaty Czcigodnej Iresin - wtrąciła się ta, którą Miecz nazwała Yurin. - To miejsce samo w sobie posiada lecznicze właściwości, które powinny wystarczyć by ustabilizować jej stan. Resztą zajmę się sama by nie nadużywać mocy Czcigodnej.

- Zrobisz to sam czy wolisz zdać się na mnie? - zapytała Teris. - Jakby nie spojrzeć sam też straciłeś sporo swej mocy, powinieneś odpocząć.


- Nie, spoko, zaniosę ją. A z Iresin tak… Tak jak mówisz. - powiedział nieco rozkojarzonym głosem Polak. Tyle się działo, tyle było mówione ale coś chyba ogarniał. Te dwie tak różne ale jednak siostry, były jakoś powiązane z Excaliburem. Choć nie był pewny czy to ta sama broń co on znał z ziemskich legend. Ale najważniejsze, że mogły pomóc Summer no i Summer była nie tyle ranna tak strasznie ile osłabiona własnym użyciem mocy. Chyba niezbyt wprawnym. To dawało mu nadzieję, że w końcu jej przejdzie. Wziął więc ją na ramiona i uniósł po czym zaczął iść w stronę chaty Brana i Iresin. Z Iresin faktycznie miała rację siwa. Yurin jeśli nie pomylił imion. Wolał uniknąć sytuacji gdyby trzeba ryzykować życie Iresin by ratować Summer. Więc jak miały dziewczyny inne wyjście to chętnie by skorzystał.


- Ja jestem Dawid, znaczy Dave. - powiedział nieco zmieszany gdy przedstawił się z rozkojarzenia polską wersją swojego imienia. - A to jest Summer. - kiwnął głową na niesioną dziewczynę z plamką kolorowych włosów. - Jesteśmy tu dość nowi. Od wczoraj. No i jak widzicie jesteśmy wilkami. - dodał znowu. Musiał coś mówić bo niepokój go zżerał więc musiał znaleźć sobie jakieś ujście. Poza tym dziewczyny przedstawiły mu się i były miłe i sympatyczne. I pewnie uratowały im życie pojawiając się w ostatniej chwili.


- Ale jak to was przebudziliśmy i wezwaliśmy? Serio? Jak? Ale zjawiłyście się w ostatniej chwili. Coś chyba krucho by było z nami. Ale to… kurde co to było?! To co wylazło z tego szakala? Ja nie wiedziałem! Myślałem, że jak go… No… Dźgnę to umrze i koniec. Nie miałem pojęcia, że coś z niego wylezie! Jakbym wiedział no to… No nie wiem, dalej bym go odciągnął albo wrzucił z powrotem do tych wodniaków no raanyy no… - w końcu odetkało mu się coś od pierwszego szoku i zaczął mówić tak jak czuł, na gorąco i na bieżąco. Nie miał pojęcia, że coś takiego może być miejsce z tą chmurą. Sądził, że zabije Mark’a i na tym cały dylemat polegał. Na tym się skupił i było mu z tym ciężko na sercu i duszy. Czuł się jak ktoś kto musi wcielić się w obowiązki kata a wcale nie chce. A potem ta chmura czerni! Skąd miał wiedzieć?! Jakby wiedział… No ale to już powiedział dziewczynom. Zamknął się w końcu bo już byli blisko chaty no i czekał co one powiedzą.


Te zaś wymieniły się spojrzeniami, po czym głos zabrała siwowłosa Yurin.

- Wasza moc dotarła do naszych uśpionych świadomości i nakazała się przebudzić - wyjaśniła. - Do tej pory spoczywałyśmy w naszym sanktuarium, czekając na ten właśnie moment.

- To, co was zaatakowało to była esencja czarnej magii, nie pochodząca z tego świata. - Do wyjaśnień dołączyła Teris, wysforowując się nieco do przodu by wyjść na spotkanie stojącemu w drzwiach chaty Branowi.

- Twój czyn otworzył jej drogę i wypuścił na wolność - dodała Yurin, poważnym głosem. - Nie miałeś jednak wyboru. To była pułapka, o której istnieniu nikt nie mógł wiedzieć. Od teraz jednak będziemy nad wami czuwać. Przynajmniej do momentu, w którym połączymy się z naszymi siostrami i na nowo stworzymy jedność.

Nim Dawid miał okazję zapytać o co z tą jednością chodziło, w drzwiach pojawiła się Iresin. Jej mina jasno wskazywała na to, że wie z kim ma do czynienia. Pochyliła głowę przed jedną, a następnie drugą dziewczyną.

- Witajcie w mym domu, Fragmenty - przywitała je, kładąc dłoń na ramieniu Brana, który wcale nie wyglądał szczególnie przychylnie, a wręcz przeciwnie. Bran zwyczajnie był wściekły.

- Bądź pozdrowiona, Czcigodna - odpowiedziały jednocześnie, jednak z ich stron pochylenie głowy było ledwie dostrzegalnym drgnieniem.

- Zanieś Summer na górę, drugi pokój - Iresin poinstruowała Dawida, uśmiechając się do niego pocieszająco. - Nic jej nie będzie - zapewniła, robiąc wilkołakowi miejsce.


Do pokoju, wraz z nim i niesioną przez niego Summer, weszła tylko Teris. Pozostali zostali na dole. Iresin poinformowała ich, że wpierw musi zadbać o oczyszczenie miejsca walki i ponowne wzniesienie barier, w czym miał jej pomóc Bran i Teris. Tom z kolei zbytnio był zajęty krótkowłosą towarzyszką Mark’a, by mieszać się w sprawy alf i kolejnych, nieznanych mu osób.

- Połóż ją na łóżku - poleciła mu dziewczyna, zamykając drzwi za jego plecami. - Użyczę jej części swojej mocy. To pozwoli jej na szybkie dojście do siebie. Jak na młodego wilka poradziła sobie jednak nadzwyczaj dobrze - dodała, przystając przy wezgłowiu i czekając aż Dawid spełni jej polecenie.


Ale się narobiło. Fragmenty? Ciekawe. Obie dziewczyny wyglądały na oko Europolaka całkiem kompletnie. Ale pewnie chodziło o coś innego niż fizyczny wygląd. Pomijając to, że obie mogły zmienić ten wygląd w broń. Ale czy mógł narzekać albo marudzić? Sam z Summer też przecież zmieniał formę. Ale trochę ciężko było odrzucić brzemię starego, rodzimego świata a w nim takie rzeczy nie miały miejsca.


Słowa o ciemnej magii i pułapce trochę przyniosły mu ulgę. Widocznie nie skrewił całkowicie robiąc coś o czym miejscowe przedszkolaki wiedziały, by nie trzeba było robić. Ale też była w tym ta łyżka dziegdziu bo jak pułapka to kto ją zastawił? I na kogo? Na oko Dawida dość przypadkowy splot okoliczności i wcale nie wydawało mu sie przesądzone spotkanie z nim i z Summer albo dotarcie do tego miejsca. Jak nie na nich ta pułapka to na kogo? Na kogokolwiek?


- Będziecie nam towarzyszyć? To miło z waszej strony. Na pewno poczulibyśmy sie pewniej. - co jak co ale Dawidowi towarzystwo dwóch żywych broni o takich możliwościach jak właśnie odczuł niedawno było jak najbardziej na rękę. Poza tym dziewczyny wydawały się być w porządku no i jak zwykle były o wiele bardziej zorientowane w sytuacji od niego. Miał nadzieję, że nadarzyłaby się okazja rozpytać je co tu jest grane.


Zaniósł Summer do pokoju i położył na łóżku tak jak mu pospołu poleciły Iresin i Teris. - Dziękuję Yurin. Mogę coś pomóc? - spytał pozwalając by dziewczyna w brązowej sukience zrobiła swoje by pomóc Summer. Nie był pewny czy może coś tu zdziałać ale chciał zaoferować pomoc.


- Oczywiście - odparła skinąwszy przy tym głową i siadając na łóżku. Jej dłoń powędrowała do czoła nieprzytomnej Summer, druga zaś do jej prawego nadgarstka.

- Jesteście ze sobą związani bardzo silną więzią - informowała, a on poczuł silną, cytrusową woń, która delikatnie podchodziła miętą. - Jej moc odpowiada na twoją i na odwrót. Jej siła jest twoją, twoja zaś jej. To wspaniałe, że alfa zdołał w tak krótkim czasie osiągnąć takie połączenie ze swoją partnerką. Szkoda jednak, że to wszystko odejdzie w niepamięć gdy osiągniecie swój cel. Bardzo rzadko się zdarza takie doskonałe połączenie. To jednak wasza wola, w którą ani ja, ani moje siostry ingerować nie zamierzamy.

W trakcie jej przemowy, która to została wygłoszona przyjemnym dla ucha, cichym i melodyjnym głosem, kolory zaczęły powracać na twarz wilczycy, a i krwawienie z uszu wyraźnie ustało, zostawiając po sobie szkarłatne ślady na jej skórze, włosach i ubraniu.

- Wystarczy więc, że będziesz blisko niej, najlepiej chwyć jej dłoń - dodała, sama swoje cofając. - Ja już swoje zrobiłam. Zwiększyłam wytrzymałość jej ciała dzięki czemu będzie mogła szybciej osiągnąć pełen potencjał swojej mocy. Jest bardzo delikatną istotą, otoczoną murem, za którym się chowa - mówiła dalej, obserwując nieprzytomną kobietę. - Jej przeszłość to ciąg tragicznych zdarzeń. Nie powinna wracać do świata, który zadał jej tyle bólu.


- Ona nie chce tam wracać. Rozmawialiśmy o tym. - powiedział Dawid gdy usiadł na łóżku biorąc dłoń bezwładnej Summer w swoje. Chwilę patrzył na jej spokojną, śpiącą twarz. Czuł przyjemny zapach jaki dochodził od Yurin czy jej używanej mocy. Jaki przyjemny kontrast w porównaniu do smrodu szakala. - Od początku chciała zostać tutaj i być wilkiem. Znaczy odkąd odkryliśmy kim się staliśmy tutaj. Ja się wahałem ale byłem raczej na nie. Chciałem znaleźć sposób na odkręcenie tej przemiany. Tamina mówiła, że jest ale tylko do pierwszej pełni a już minęła z połowa tego czasu więc musieliśmy się śpieszyć. Choć nadal właściwie nie wiemy jak miałoby to wyglądać. A teraz… Sam nie wiem… Dużo się zmieniło od wczorajszego obiadu… - Nowakowski czuł potrzebę wygadnia się gdy tak siedział, patrzył na śpiącą Summer i trzymał ją za rękę. Dwa dni. Byli tu drugi dzień. A tyle się zmieniło. Wciąż się zmieniało. Teraz dotarło do niego jak wiele. Gdy miał chwile spokoju na refleksje. U nich pewnie by wstał wczoraj w południe, przemęczył resztę dnia, pooglądał coś, poszedł na trening do dojo, zjadł coś, pograł, pogadał z Terrym a dziś pewnie by już był w robocie. A tymczasem w innym świecie…


- No. Mnóstwo się zmieniło. A patrząc od przedwczorajszego obiadokolacji w robocie u nas to wszystko. - pokiwał głową do swoich myśli jakby się zapętlił ale teraz już myślał o tym co teras Yurin powiedziała przed chwilą. - A mówisz, że taka więź w takim czasie to rzadkość? - spojrzał na białowłosą dziewczynę w brązowej sukience. - Heh. Od początku mi nie pasowało jak Tamina nam usilnie wciskała, że nic specjalnego w nas nie ma. - uśmiechnął się półgębkiem czując choć trochę satysfakcji, że jego wczorajsze przeczucie okazało się trafne choćby w takim detalu. Wtedy co prawda o tym tak kompleksowo nie myślał ale w sumie i tak go to jakoś cieszyło.


- Ale poczekaj co ty mówisz o tym celu i znikaniu? - zapytał jasnowłosej dziewczyny. To chyba jej spokój i osoby i głosu sprawiały, że tak przyjemnie mu się rozmawiało z nią i do niej. No i brzemię winy ze zbędnego ryzyka z tym szakalem które dopiero zaczynało się w tej rozmowie roztapiać. Ale jednak poczuł igiełkę niepokoju gdy wspomniała coś o celach i znikaniu. Co zniknie? Jaki cel? O czym Yurin właściwie mówi? Widziała jakieś wspomnienia Summer? Chyba tak bo inaczej pewnie nie mówiłaby o niej jakby przegadała z nią więcej niż on. Pewnie tą swoja mocą albo podczas walki jeśli Summer słyszała ją w głowie tak samo jak on Teris. Czy to by znaczyło, że Miecz też go tak poznała? - I o co chodzi z tymi Fragmentami i Exaliburem. I nas jest taka legenda o takim mieczu o tej nazwie. Mieczu króla Artura. Ale znam to tylko pobieżnie. - zapytał też o coś co usłyszał zaraz po walce ale nie było kiedy się dopytać.


- Waszym celem jest wszak powstrzymanie tych przemian, które w was zachodzą i powrót do domu - odparła, przyglądając mu się uważnie. - Nie jest to jej cel, jednak jako twoja partnerka postanowiła zrobić wszystko co w jej mocy by ci w tym pomóc. Gdy zaś dopniesz swego i powrócisz do waszej krainy, wszelkie wspomnienia i więzi, które tu stworzyliście, które ty stworzyłeś, znikną. Jeżeli ona tu zostanie, przyjmie na siebie pełnię przemiany i pogodzi się ze swą mocą i obowiązkami, jej pamięć będzie trwać. Na zawsze zostaniesz jej partnerem, alfą i istotną częścią jej życia. Ty z kolei powrócisz do miejsca, w którym byłeś, gdy opuszczałeś swój świat.

Przerwała na chwilę, dając czas słowom by wryły się w umysł wilkołaka. Siedziała przy tym stale w tej samej pozycji. Nie drgnął jej mięsień, nie przesunął włosek ani nie poruszyła pierś. Była niczym posąg, który jednak posągiem nie był.

- Jesteśmy jednymi z trzynastu części miecza - potwierdziła jego domysły. - Zdarzyło nam się ingerować w wasz świat więc zapewne legenda o której mówisz ma coś z nami wspólnego. Obecnie tkwimy w uśpieniu, czekając na wybranych, którzy nas przebudzą i połączą w całość. W ten sposób trafiliśmy na was. Czuję też że kolejna z naszych sióstr się przebudziła. Wkrótce połączycie nas w jedność, a my staniemy do walki ze złem, które zagraża tej krainie. Zanim to jednak nastąpi pomożemy wam w waszych staraniach.
Ponownie zamilkła, najwyraźniej uznając, że wyczerpała temat. W międzyczasie Dawid czuł.. coś. To coś łączyło go z Summer, spływało do niej. Czuł jak jego partnerka staje się silniejsza. Jak przechodzi ze stanu nieprzytomnego w sen. Mocny, leczniczy sen. Może jednak faktycznie posiadał jakąś moc. Tylko jaką?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172