Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-06-2016, 23:49   #21
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czy to był jeszcze las, czy też może należało to skupisko roślinności określić jakąś inną, bardziej 'dziką' nazwą? Na przykład 'puszcza'? Drzewa i krzewy z pewnością by się nie obraziły. On sam, nie da się ukryć, powinien się tutaj czuć jak w domu. A może las powinien go powitać jak swego?
Musiał jednak przyznać, że od dawna nie był w porządnym lesie i wiele z nauk, które usiłował wpoić mu dziadek przepadło w otchłani niepamięci. Ale i bez tych nauk wiedziałby, że jazda konna, przez gęste zarośla, nie należy do najprzyjemniejszych i najszybszych sposobów podróżowania.
Inną kwestią było to, że piesza wędrówka przez zarośla pozostawiała wiele śladów, które wprawny tropiciel z pewnością zdołałby dostrzec. Gałązka tu, gałązka tam. Na dodatek niektórzy zachowywali się tak, jakby nie było powodu do pośpiechu... Wiławianka zbierała kwiatki i inne badyle, jakby nagle kazali jej założyć zielnik, zaś Barry...
Tu Jack nie potrafił się wypowiedzieć, bowiem nie wiedział, czy ma do czynienia z umierającym łabędziem, naśladownictwem Jackie Chana w roli pijanego mistrza, czy też pantomimą pod hasłem 'słoń w składzie porcelany'.
Tańczyć każdy może, można by rzec i Jack machnąłby ręką na taneczne wyczyny przyszłego (jeśli skrzat i duszka mówiły prawdę) wilkołaka, gdyby nie jeden drobiazg.
- Barry, na wszystkich bogów Avalonu! - Jack wreszcie nie wytrzymał. - Zostawiasz więcej śladów, niż wszyscy pozostali razem wzięci. Ślepy by nas odszukał idąc tym tropem.

Nie czekając na odpowiedź ruszył szybciej do przodu.
Tamci mogli sobie robić, co chcieli, nawet ruszyć na spotkanie elfów, ale on wolał się znaleźć jak najdalej. Skoro już doszedł do wniosku, że woli unikać elfów, to chciał być w tym postanowieniu konsekwentny.
Co gorsza doszedł do wniosku, że w tych słowach, o przemianie, mogło tkwić nieco prawdy. Nie odczuwał jakoś chęci zawycia do księżyca (być może z powodu braku tego ostatniego), sierścią się nie pokrył, ogon też mu nie wyrósł, ale miał wrażenie, że węch zdecydowanie mu się wyostrzył.
Ciekawe, co by dała próba ustawienia się w odpowiednim miejscu i sprawdzenia, jak pachną wszystkie panie...
Postanowił jednak odłożyć taki eksperyment na później, gdy sobie usiądą i postanowią odpocząć.

A miejsce do odpoczynku nagle wyrosło przed nimi, niczym wielki grzyb po deszczu, całkiem niespodziewanie. I wyglądało, jakby całkiem pasowało do otaczającego polankę lasu.
'Banda złych wilków i chatka babci', pomyślał rozbawiony.
Z chatki jednak nie wyszła ani babcia, ani Czerwony Kapturek, ani tym bardziej myśliwy... No chyba że tutejsi myśliwi przyodziewali się w dziwne stroje. I nosili lenonki...
Zabrane jakiemuś nieszczęśnikowi, co przybył kiedyś z ich świata?
Po sekundzie namysłu Jack ruszył w stronę domu.
- Dzień dobry! - powiedział. - Czy poczęstujesz strudzonego wędrowca odrobiną wody? - spytał.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-06-2016, 13:09   #22
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Tak, tak… las prezentował się nader okazale. Suuuuper. Jednak Nela wolałaby teraz czuć zamiast silnych aromatów rosnącej tu roślinności, zapach kurzu i przegrzewającego się kompa. Zamiast odkrywać nowe ścieżki jeleni (skąd o tym do cholery wiedziała!?), nowe… (a nie powiem Wam co). Zamiast krążyć po dziwnej krainie z nieznajomymi, siedzieć w dobrze znanym jej pubie przy piwie z przyjaciółmi.

Co oni sobie teraz myśleli? Przecież zniknęła tak nagle, nawet nie pamiętając jak to się stało.
Była pewna, że rodzice nawet nie zauważyli jej nieobecności. Lexi mogła myśleć, że wróciła do domu albo poszła do Jacoba. Zaś Jacob mógł myśleć, że wróciła do domu albo poszła do Lexi. Babcia mogła myśleć, że jeszcze nie dzwoni bo jeszcze śpi. Kto więc mógł myśleć i właściwie co - że rozpłynęła się w powietrzu? Dziewczyna zacisnęła mocno pięści na samą myśl.
Może umarła i jest w piekle?

“Przeciągnięci na naszą stronę przy pomocy różnych sposobów i środków perswazji.”
“Jakiś czas temu.”
“Wasza pamięć wam powinna odpowiedź podsunąć.”
“Cholera miałaby z tego uciechę i byłaby chętna towarzyszyć…”


Słowa krasnala tłukły jej się po głowie i to co gorsze w rytmie Walca nr 2, Dmitrija Szostakowicza którego nucił za jej plecami Barry.

Nela przez chwilę próbowała zmotywować swoją pamięć do wysiłku. Przeanalizować wszystko co działo się w klubie, przed wyjściem do klubu, przed dowiedzeniem się o otwarciu klubu, po dowiedzeniu się o otwarciu klubu… i tak dalej. Był to jednak nieludzki wysiłek zwłaszcza biorąc pod uwagę czynniki zewnętrze nie sprzyjające skupieniu i analizie. Bo…

Tymczasem, szła lasem.

Wrzucona w wir czegoś ekstremalnie dziwnego, czego jej genialny umysł nie potrafił w żaden racjonalny sposób wyjaśnić. W dodatku nie sama.

Otaczali ją ludzie.

Nela nawet nie próbowała udawać “spoko” i “wyluzowanej”. Póki co miała nawet w dupie makijaż i opłakany wygląd swojego stroju. Irytował ją brak telefonu, dostępu do Internetu, cywilizacji. Irytował ją las i towarzysze.

Z ulgą przyjęła wyrwanie Jacka do przodu i zostawienie wariatów z tyłu. Sama przyśpieszyła wtedy kroku. Nie zdziwiła się, że wraz z nią uczyniła to samo Barb. W końcu ona na jej miejscu też pilnowałaby uciekającej paczki fajek… a może, dziewczyna też miała dosyć tego obłędu?

Za te tańce miała ochotę zrównać Barrego z ziemią albo przynajmniej ustawić do pionu tak by tykał jak mały zegareczek. Zresztą, inni nie byli lepsi. Bezimienna zrywająca pieprzone kwiatki. Aleksander nazywający krasnala Waszą Wysokością. Dawid z tymi jego eksperymentami językowymi.

“Wyluzuj… “

Zganiła samą siebie w myślach. W końcu było teraz dużo ważniejszych rzeczy do analizy. A najważniejszą z nich było:
przetrwanie.

I wtedy właśnie, gdy mętlik w głowie Neli skupił się na tej a nie innej myśli, jak grzyb po deszczu wyrosła przed nimi chatka babajagi.

Jack po sekundzie namysłu ruszył w stronę domu, pytając siedzącą przed nim dziewczynę w lenonkach o odrobinę wody. Nela i Barb wyszły zza drzew zaraz za nim. Słysząc jak ten rozpoczął rozmowę milczały czekając na jej odpowiedź.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 05-07-2016, 11:34   #23
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Las pozwolił mu wrócić do równowagi. Majestatyczny spokój drzew działał na niego uspokajająco, a te wszystkie naturalne odgłosy i zapachy… nie zdawał sobie sprawy jak bardzo mogą być pociągające. Musiał je wcześniej tłumić wszechobecny szum cywilizacji, teraz, uwolnione z jego jarzma wdzierały się do jego oczu i uszu, a nawet nosa. Przede wszystkim nosa! Nigdy wcześniej nie postrzegał świata tak pełnie i głęboko. Wciągał powietrze zdając sobie sprawę, że postrzega już nie tylko tą obecną chwilę ale również i przeszłe. Zwrócił głowę w lewo, gdzie pod pniem dostrzegł sarenkę, która chowała się przed deszczem trzy lub cztery dni temu. Trochę dalej truchtał lis zamiatając ogonem za sobą, na pewno nie dalej jak wczoraj. Tych obrazów z przeszłości było więcej, jedne wyraźne i ostre, a inne wyblakłe jak stara fotografia. Jeszcze innych nie potrafił zinterpretować, tak jakby nie przedstawiały niczego, z czym kiedykolwiek miał do czynienia. Zagłębiony w nowe doświadczenia odciągnęło myśli od niepewnej przyszłości, tym bardziej, że dzięki nowym mocom co rusz znalazł jakąś poziomkę.

To była najprawdziwsza czarownica, choć nie od razu dał temu wiarę. Została mu przedstawiona, jako wiedźma, owszem, lecz jak w coś takiego uwierzyć. Wnętrze jej domku też szczególnie na magiczne nie wyglądało. Czyste, schludne i zadbane, zupełnie nie jak chatka Baby Jagi. A że zioła i mikstury? Tak jak nie szata zdobi człowieka, tak i nie one czynią z niego czarodzieja. Co innego świadectwo własnych oczu. Z początku z niedowierzaniem, później z zapartym tchem obserwował niewiarygodny taniec noża z jarzynkami. Rach ciach ciach i sałatka gotowa. Oczarowany, w pewnym momencie sięgnął do noża, tak jakby chciał się upewnić czy nie ma do czynienia z iluzją, lecz ten wymknął się palcom i wymownie zamachał mu przed nosem. Odruchowo odstąpił krok do tyłu niemal następując na stojącą za nim kolorowowłosą.
- Przepraszam -wymamrotał w odpowiedzi na wymowne spojrzenie. Speszony uznał że to dobra pora by korzystając z zaproszenia czarownicy udać się w poszukiwaniu pokoju dla siebie.

Schody nie skrzypiały pod ciężarem jego kroków, tak samo jak podłoga w korytarzu. Wszystko było czyste i zadbane, niemal jak nowe. Ruszył omijając drzwi jedne po drugich, z nadzieją, że któreś odezwą się do niego. Nie rozczarował się. W końcu korytarza, w złotej plamie rozlanej ze słonecznych promieni odnalazł czego szukał. Przystanął przed malowanymi na zielono drzwiami, spoza których wydobywał się intrygujący zapach. Delikatny, ledwie wyczuwalny, lecz przykuwający uwagę. Wciągnął głęboko powietrze próbując rozpoznać co może oznaczać. Obrazy jakie się pojawiły w jego myślach nie przedstawiały niczego konkretnego, lecz w jakiś sposób poruszały go. Nie mogąc skonkretyzować swoich wrażeń nacisnął klamkę i wszedł do środka. Obszerny pokój wyglądał przytulnie. Rustykalne wyposażenie w ciepłych tonacjach może nie było tym co Alex lubił najbardziej, lecz w tym momencie i w tym miejscu pasowało. Jego uwagę przyciągnęło migoczące lśnienie wody i skierował się w kierunku wypełnionej nią misy i stojącego obok cebrzyka. Uśmiechnął się gdy zdał sobie sprawę, że właśnie odnalazł źródło zapachu, który go tu przyciągnął. “Pora się umyć” nachylił głowę nad misą i polał włosy wodą, która okazała się zaskakująco ciepła i pieniąca. “Ale jak teraz spłukać?” poniewczasie zdał sobie sprawę z problemu. Rozejrzał się przez półprzymknięte powieki, lecz nie odnalazł niczego co mogłoby mu pomóc. Zajrzał do cebrzyka szukając w nim nadziei i nie zawiódł się. Pomimo tego, że lał z niego wodę bez umiaru, ten wciąż był pełny. Puścił oko do falującego odbicia swojej twarzy i ponownie polał się wodą, która tym razem dokładnie spłukała pianę. “Życie w magicznej krainie ma swoje zalety” zadowolony wyskoczył ze swoich ubrań by w całości poddać się ablucjom. Niestety, przy okazji wpadła mu w oko pamiątka po przedwczorajszym spotkaniu. Krzywiąc się w niesmaku zaczął szorować magiczną wodą tatuaż, lecz ta nie miała na tyle mocy by go usunąć. Nieco zmarkotniały dokończył kąpiel.

Egzotyczny zapach wciąż go obejmował, a on dalej nie potrafił go do niczego przyporządkować. “Czyżby stawał się mocniejszy?” nie przeszkadzało mu to. Czuł jak przyjemność zakręciła mu w głowie, jak staje się lekki, tak jakby zaraz miał znaleźć się pod sufitem. Roześmiał się śmiechem innym niż jego własny, brzęczącym i chichotliwym. Spróbował podskoczyć, by dopomóc lekkości i wzlecieć, lecz zamiast tego znalazł się na kolanach z głową przy misce. “Błe” - poczuł smak piany i jak dziecko zmuszone do jedzenia owsianki znowu się wykrzywił. Przyjrzał się nagle niesmacznej wodzie zdając sobie sprawę, że pęcherzyki piany chcą mu coś powiedzieć. Skupił się na tym, jak niesione prądami wody wirują i nagle zobaczył.

“Jaka piękna” wstrzymał oddech by nie wzruszyć nim delikatnej konstrukcji utkanej z piany i chłonął całym sobą obraz nagiej kobiety brodzącej w wodzie do kolan. Kołysząc biodrami spokojnym krokiem szła w stronę głębiny. Czy ją znał? Nie mógł sobie przypomnieć, lecz wrażenie, że jeszcze chwila a będzie wiedział o kogo chodzi, sprawiało, że przyglądał się zastygły w oczekiwaniu. Jeden krok, drugi i trzeci z wodą pobudzoną w fale i obmywającą uda, a on jak skamieniały wbijał oczy w gęste i zmierzwione włosy. W końcu drgnęły w obrocie głowy odsłaniając zarys policzka i… pysk szczerzący kły skoczył do jego twarzy a on w odruchu obrony uderzył ramieniem w wodę. Wszystko zniknęło. “Pies? Nie… wilk.” Przypomiał sobie o wszystkim co mówiły spotkane do tej pory persony z tej ziem i wstrząsnęło nim złe przeczucie. Mimo to spróbował ponownie ożywić taflę wody by przywrócić obraz nieznajomej, może upewnić się czy ją zna... skąd ją zna. Być może było za mało już piany, a być może tylko to sobie wszystko wymyślił, gdyż nagle brudna i matowa powierzchnia niczym się już z nim nie chciała dzielić. “Wymyśliłem to?” roztrząsając wątpliwości przebrał się w przygotowane ubrania, a następnie z już nieco lepszym humorem podążył za zapachem jedzenia.
 
cyjanek jest offline  
Stary 05-07-2016, 14:25   #24
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

- Wyluzuj, Jack! - rzucił Barry za odchodzącym Woodem, z promiennym uśmiechem.
- Znamy bajki o elfach. Skrzat i wróżka czuli nas, więc jak nie po śladach, to po zapachu - dodał ze radosnym śmiechem.
Jack uniósł oczy ku niebu, lecz nic nie odpowiedział. Miał cichą nadzieję, że jego obawy co do śladów się nie sprawdzą.


- Dobra. To ja idę. - odezwał się krótko Dawid do swoich towarzyszy gdy z pomiędzy drzew ukazała się ich oczom chatka. Może nie z piernika ale jednak też jakaś taka… urocza? Bajkowa? No w każdym razie całkiem zadbana i… No brakowało mu słów.

Szedł zamyślony nad ich sytuacją. Czasem, co raz bardziej od niechcenia rzucał kamyk przed siebie. Co raz bardziej tracił wiarę, że ma to jakiś sens. Ale rzucał. W takim gąszczu nie był pewny czy w ogóle zdoła na czas dostrzec jak kamień odbija się czy wpada do ich oryginalnej rzeczywistości. Czasem też oglądał się za siebie. Też nie był pewny czy ma to sens. W powieściach czy bajkach te elfy były z reguły specami od leśnych spraw. I strzelania z łuku jeszcze. Mieli szansę ich zauważyć gdyby tamci tego nie chcieli? A jak trafią na jakichś nerwusów co od razu poślą im strzałę w plery? No to tak, było się o co martwić.

No i te zapachy. Zwłaszcza zapachy. Nie powinien tak czuć. Nie aż tak wyraźnie. To nie była żadna insynuacja czy wmówienie czegoś. Naprawdę czuł wonie jak nigdy wcześniej. Bardzo wątpił czy czyste i nieskażone epoką przemysłową powietrze tego świata aż tak oczyszczało płuca i nozdrza w tak błyskawicznym tempie. Więc jeśli nie byli poddani jakiejś biochemii to te cholerne brednie tego cholernego konusa jakoś zaczynały być cholernie niepokojące. Więc tak, jak się nie chciało zjednoczenia z naturą to tak, było się czym martwić jak jasna cholera.

Ale na szczęście w tych niewesołych rozmyślaniach nastąpiła przerwa gdy natknęli się na jakąś oznakę cywilizacji ponad parę skarlałych tubylców i dorgę przez pustkowia. Domek. A nawet jakaś laska. Taka normalnych rozmiarów. I chyba nie elfka. Choć nie widział uszu. Nie widział sensu czekania czy czajenia się. Zwłaszcza jeśli naprawdę polazły za nimi czy po nich te cholerne elfy.

Wyszedł więc z krzaków otaczających leśne gospodarstwo i skierował się ku budynkowi i siedzącej na ławce dziewczynie. Nie wyglądała by miała jakąś broń. Przynajmniej nie widział żadnej. Strój też jakiś pancerno - wojskowy nie wyglądał. Szedł prosto i miał nadzieję, wyglądał na tak spokojnego i wyluzowanego jak chciałby. Choć po prawdzie to usilnie starał się nie myśleć, że jakiś skitrany elfior właśnie mierzy do niego z łuku albo, że laska spanikuje… I w sumie nie wiadomo co zrobi. Ale chuj z tym. Siedzenie w krzakach nie wydało mu się lepszym rozwiązaniem. Nie mieli czasu. On przynajmniej nie miał. Nie chciał się zmienić w żadne cholerne zwierzę. A chyba byli tu jacyś magowie czy kapłani co mogli to jakoś odkręcić czy zatrzymać. No to Dawid chciał ich znaleźć i skoro tamta para konusów mu umkła to mógł zacząć ich szukać od tej laski na ławce. Widząc, że Jack i tak wyszedł z krzaków ruszył razem z nim w stronę siedzącej przed domkiem dziewczyny.

- Cześć. Jestem Dave. Eee… Chyba się zgubiłem… - tak się zapętlił w tym swoim kołowrocie myśli, że jak ostatecznie stanął już parę kroków przed tą laską w sumie jakoś nie przemyślał na czas jak w ogóle zacząć rozmowę ani co mówić. Ale po chwili wahania właściwie stwierdził, że chcąc czy nie chcąc to powiedział jak było.

Nela i Barb wyszły zza drzew zaraz za Jackiem. Słysząc jednak jak ten rozpoczął rozmowę milczały czekając na odpowiedź.

Kobieta obdarzyła ich powłóczystym spojrzeniem, rzuconym spod długich rzęs, lecz nie odpowiedziała od razu. Przypatrywała się każdemu po kolei, poprawiając przy okazji siedzące na nosie okulary. Petenci wyglądali normalnie. Aż za normalnie jak na ten cały Avalon. Tu nic nie było “nomalne”, choć dobrze stwarzało pozory.
Cassie wylądowała w domu osiedlowego dealera… trochę popieprzonego i niekonwencjonalnego, ale jednak Tamina potrafiła produkować całkiem niezły towar. O jego magicznych wręcz właściwościach. Przekonała się o tym zeszłej nocy, korzystając z poczęstunku na koszt firmy.
Skończywszy rozpoznanie uśmiechnęła się szeroko, rozkładając ręce w powitalnym geście.
- Ach, wędrowcy! - złączyła je energicznie, rozległo się ciche klaśnięcie - Witajcie, witajcie! Cóż was do mnie sprowadza? Ze szlaku zeszliście i bogowie przyprowadzili was aż tutaj? Pewnieście strudzeni, głodni. Czekajcie, zaraz strawę przygotuję i questa wam dam. Przecież chatka ukryta w tym magicznym lesie kryć musi wątek poboczny, wyjątkowo dobrze nagradzany za jego ukończenie, nieprawdaż? - skrzywiła się cynicznie, zakładając nogę na nogę. Parsknęła pod nosem i pokręciwszy głową kontynuowała wywód chrapliwym, bardziej ironicznym tonem - Nie no dobra, bez jaj. Czy ja wyglądam jak mobilny punkt Czerwonego Krzyża? To nie moja chata, nie będę się rządzić nie swoim dobrem. Nie mam do tego odpowiednich uprawnień. Proszę złożyć wniosek e-325 i zgłosić się do okienka 118 na piątym piętrze, gdzie odbiorą państwo druk A81. Z wypełnionym zapraszam ponownie.
Jack popatrzył z zaskoczeniem na mówiącą, z której ust popłynął potok niezwykłych jak na tę sytuację zdań. Nie bardzo wiedział, czy ma do czynienia z jakąś 'tubylką', która zbyt często przebywała z porwanymi 'Ziemianami', czy też z jakąś biurwą, której ziemskie nawyki za bardzo weszły w krew.
- Nie twoja chatka, zatem przepraszam, że zawracałem ci głowę - odparł.
Podszedł do drzwi i zastukał.
Barry stanął jak wryty i szeroko otworzył oczy widząc dziewczynę pod chatą.
- Królowo złota! - podszedł bliżej z wyciągniętymi rękami, jakby widział najlepszą przyjaciółkę sprzed lat.
- Zbawczyni! Przyjaciółko w rozrywce! Posiadaczko magicznego proszku! Jestem Barry. Williams znaczy się. Jakże miło mi cię poznać! Ja mam tabakę, w razie czego - ostatnie zdanie dodał teatralnym szeptem.
W odpowiedzi brunetka uśmiechnęła się szeroko, kręcąc głową niby z politowaniem. Zdjęła jednak okulary, ujawniając roześmiane oczy.
- Dobra, spasujmy bo się robi dziwnie. Jeszcze ktoś zacznie mówić wierszem… a tego nie zniosę - westchnęła, spoglądając z udawaną boleścią ku niebu: pięknemu, błękitnemu. Normalnie jak z bajki - CJ, Cassie. Cassandra J. Hosford. Usługi prawne… kiedyś. Teraz nie wiem - wzruszyła ramionami - Ale te kotły i wiedźmie eliksiry są całkiem ciekawą alternatywą. Widzisz Barry… Barry, tak? Więc Barry, ty masz tabakę, ja hoduję szczury. Dogadamy się - zakończyła puszczając mu oko.
Barry wciągnął powietrze głęboko do płuc i wypuścił je.
- Uwielbiam szczyry, a jak nie ma, to szczureczki. A wiedźmy powiadasz… Mają jakieś ciekawe towary? - zapytał szczerząc się kretyńsko.
- Cały kociołek - Cassie przytaknęła - I to nie jeden.
Znów nałożyła lennonki, obracając wzrok na pozostałych ludzi. Cienka brew podjechała do góry, akcentując niewypowiedziane pytanie: kto co i jak tu jeszcze stoi?
- Nela. Barb. - Przy wypowiedzeniu tego drugiego imienia szarowłosa wskazała stojącą obok niej dziewczynę, która nic nie mówiąc, pomachała do kobiety, z nieco dziwnym wyrazem twarzy - Właśnie przed chwilą spotkaliśmy elfa, wróżkę i krasna. Ty wyglądasz… NORMALNIEJ. Jesteś stąd?
- Na pewno nie z Avalnou - CJ zmarkotniała, przenosząc spojrzenie na korony drzew. Zagryzła wargę i po dłuższej chwili dopowiedziała - Anglia. Tak mniej więcej, a co z wami?
- Jack - Wood rzucił w stronę tamtej.
Po gadce o szczurach i kotłach nie bardzo wierzył Cassandrze. Nie mówiąc już o tym, że z takim imieniem... Brak wiary w jej słowa raczej nie powinien dziwić.
- Jestem Alex. - Alex przedstawił się skinięciem głowy. - My też Anglia, ciekawe czy ten sam rok. - w sumie teraz wszystko wydawało mu się możliwe.
- Zajebiście. Kolejna zagubiona duszyczka. Witamy wśród swoich. - Nela wywróciła oczami. Czuła, że jeśli nie przestanie zaraz analizować sytuacji i tego wszystkiego dziwnego, to mózg po prostu jej eksploduje. Nerwowym ruchem wyciągnęła paczkę fajek i już miała coś powiedzieć, kiedy…

Stukanie do drzwi przyniosło efekty dopiero po dłuższej chwili, w trakcie której niektórzy zdążyli zawrzeć nieco bliższą znajomość niż tą, która opierała się na samym podaniu danych osobowych.
Drzwi otworzyły się nie wydając z siebie nawet najcichszego skrzypnięcia zawiasów.
- Przecież jest otwarte - usłyszeli wpierw nieco zniecierpliwiony głos, a następnie ich oczom ukazała się odziana w czerń, drobna blondynka. Przystanęła też zaraz, wyraźnie zaskoczona tak liczną grupą, która nagle wylądowała na jej progu.
- No tak - mruknęła, obrzuciwszy każdego z kolei, spojrzeniem błękitnych oczu. - Pozwólcie, że zgadnę. Zgubiliście się, nie wiecie gdzie jesteście, wszystko wokół was wygląda nie tak jak powinno, a zapachy, dźwięki i widoki zaczynają być niepokojąco wyraźne? Tak? No oczywiście, że tak - odpowiedziała sobie z głośnym westchnieniem. - Takie już to moje szczęście.
Nagle uśmiechnęła się wesoło, przesuwając nieco i dłonią wskazując wnętrze chaty.
- Wchodźcie i rozgośćcie się. Śniadanie zaraz będzie gotowe.
- W moim świecie nie wchodzi się bez pukania - odparł Jack, spoglądając na swoją (mniej więcej) rówieśnicę - a poza tym cała reszta mniej więcej się zgadza. Ponoć jesteśmy w Avalonie, tyle wiemy. I dziękuję za zaproszenie. Jack - przedstawił się.

Nowakowski uśmiechnął się gdy usłyszał tyradę tej laski na ławce. Podchodząc do domku widział jej patrzałki ale właściwie niewiele to oznaczało. Oni sami mieli portfele i inne tego typu drobiazgi a nadal byli dość blisko kręgu kamoli, który najwyraźniej jakoś ich śmignął. To i widać mógł śmignąć kogoś innego. Pytanie czy ta laska była jakąś kolekcjonerką gadżetów z ich świata czy jedną z nich. Ale gdy usłyszał jej litanię wiedział już, że trafili na kogoś z ich świata. Uśmiechnął się, bo taka lista questów faktycznie pasowała do jakiejś gry RPG z kompa. Pogrążony w niewesołych rozmyślaniach jakoś nie zwrócił na to uwagi, a teraz taka drobna parodia z ich świata nieco poprawiła mu humor.

Właścicielka okazała się też mało wpasowana do stereotypu wiedźmy. Ani stara, ani garbata, ani pomarszczona. To normalne? Zastanawiał się widząc jak zaczyna się wstępna gadka. Może to jakaś stażystka? Albo córka? Nawet go to trochę zaciekawiło. Sam nie wiedział czy któraś z tych wersji byłaby dla nich lepsza czy nie. Dopiero jej słowa go zastanowiły. Chyba nie byli aż tak dziwnymi czy rzadkimi gośćmi. Wyglądało jakby co jakiś czas jednak trafiali tu jacyś ich pobratymcy. Albo laska była o wiele starsza niż wyglądała. Może po zmroku się zmienia w jakąś cholerę? To by już chyba bardziej pasowało do wizerunku wiedźmy. - Ja jestem Dave. - odrzekł przedstawiając się tym razem bez uciekania się do testów językowych. - I dziękuje za śniadanie. Jestem głodny jak wilk. - mruknął z wisielczym humorem. Wyglądało na to, że sprawa tej pieprzonej przemiany jakoś nikogo nie dziwi i jest tu cholerną normą!

- To takie oczywiste? - zdziwiona [b]Nela[/B[ zwróciła się do właścicielki domu. - Obiło nam się o uszy, że z takimi jak my… nowymi… nie gada się i w dodatku rzadko widuje, zwłaszcza o tak przechadzających się na WOLNOŚCI zaraz po przybyciu. - W tonie dziewczyny było wiele nieufności, zupełnie jakby chciała wybadać wiedźmę. Teoretycznie miała takie same powody by ufać jej, co wcześniej spotkanym mikrusom. Żadne. Jednak, oni ich ostrzegali, a ona oferując pomoc (a przynajmniej jedzenie) zatrzymywała w miejscu. - Tak się składa, że już widziała nas jakaś elfka. Nie wykluczone, że już wysłała za nami kogoś kto nas będzie chciał zgadnąć. Gdzieś. Nie obawiasz się, że znajdą nas tu, w Twoich progach? - Szarowłosa przesuwała paczkę fajek w dłoniach, bawiąc się nią. Jej czujne spojrzenie nie odrywało się jednak od blondynki.
- Nigdy ich nie zamykam- przyznała, uśmiechając się i skinieniem głowy witając tych, którzy się przedstawili. - Zwą mnie Tamina- przedstawiła się, robiąc krok w stronę wnętrza chaty, jednak zaraz się odwróciła słysząc słowa Neli.
- Vellandril i jego słudzy nie mają nade mną władzy - oświadczyła stanowczo. - Ani też nad moim terenem, na którym obecnie się znajdujecie. Żaden elf nie odważy się naruszyć granicy - była wyraźnie urażona słowami szarowłosej i bez wątpienia rozgniewana. - Oferuję wam swoją gościnność, jak przystało. Możecie z niej skorzystać lub nie, jednak wiedzieć powinniście, że po przekroczeniu progu mojej chaty, jej zasady także i was zaczną obowiązywać.
Przerwała i wzięła głęboki wdech, a po chwili bardzo powoli wypuściła powietrze z płuc. Na jej usta powrócił uśmiech, chociaż bez wątpienia nie był on tak radosny jak ten wcześniejszy.
- Nie, nie spotyka się was często, a przynajmniej wolnych i tuż po przebudzeniu. Elfka, którą spotkaliście miała zapewne sprawdzić stan wrót znajdujących się nieopodal. Skoro jednak spotkała was obudzonych to bez wątpienia zawróciła po pomoc. Tu jednak jesteście bezpieczni. Przynajmniej na jakiś czas, bowiem nie tylko elfy na was polują. Posłałam już po kogoś, kto może wam pomóc, póki co jednak zadowolić się musicie tym, co wam oferuję. Śniadanie, nowe szaty i chwila odpoczynku z pewnością powinny dodać wam otuchy i oczyścić myśli ze zbędnych obaw. Teraz jednak wybaczcie, muszę wrócić do kuchni - dorzuciła na końcu, ówcześnie pociągnąwszy nosem. Ci, którzy znajdowali się najbliżej otwartych drzwi, wyczuli zapach świeżego pieczywa. Jeszcze nie gotowego, jednak posiadającego już ów kuszący aromat, który wręcz zmusza by wbić zęby w chrupiącą skórkę.
- Piękne dzięki tej, która ofiaruje swą gościnność. Wdzięczność za powitanie. Fortuna i słoneczne jutro dla pani tego domu. - Jack z szacunkiem wypowiedział słowa, które podsunęła mu pamięć... zapchana lekturą wielu książek. Z dłonią na sercu skłonił się Taminie.
- No to chyba jesteś bardzo potężna skoro ten elficki władyka respektuje waszą umowę. - brwi Polaka uniosły się nieco do góry. Trochę go zdziwiły słowa gospodyni. Taka sobie dość zwyczajnie wyglądająca laska a ten elf przed którym pomykała ta parka miejscowych jakoś się jej słucha. Albo więc tamten nie jest taki megamocny jak tamci uważali albo ta blondi jest potężniejsza od niego. Jakby nie było wypadało się z nią liczyć no i nie zrażać jej do siebie tak od razu. Poza tym była ok. Wyjaśniło całkiem sporo jak na wstęp, miała zamiar dać papu i ubrania o które właśnie główkował jak ją poprosić czy spytać by z daleka nie wyglądali jak obwiesie albo właśnie cudzoziemcy, a sama się zaoferowała.
Nela przyjęła słowa i oburzenie Taminy ze stoickim spokojem. Tak samo jak ona miała prawo być nieufna i było to zrozumiałe, tak samo wiedźma miała prawo być ów nieufnością zniesmaczona, co również było zrozumiałe. Wyjaśnienie było jakie było, a lepszego pomysłu niż skorzystać z gościny Nela po prostu nie miała. Zwłaszcza teraz gdy do jej nozdrzy doleciał wyśmienity zapach świeżego pieczywa.
Dziewczyna schowała paczkę na powrót do kieszeni, nie mając zamiaru dłużej tkwić w miejscu. Stając w drzwiach, spojrzała jeszcze na dziewczynę w lenonkach.
- Wszyscy obudziliśmy się przed chwilą pod Stonehenge, po niedokończonej imprezie w klubie Pełnia w Salisbury. Było nas o jedno więcej, ale… - urwała na moment, jakby szukała odpowiednich słów - mieliśmy przebłysk z naszego świata i jedna dziewczyna wpadła pod ciężarówkę. - Po tych słowach przekroczyła drzwi domku wiedźmy rozglądając się i wędrując w stronę zapachów. Barb poszła w jej ślady.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 05-07-2016, 14:38   #25
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Tacy jak my, czyli kto? Przybysze z innego świata, czy ci, co się mają ponoć w wilki zamienić? - Jack, chcąc uściślić niektóre fakty, ruszył za Taminą do kuchni. Miał nadzieję, że ta nie odeśle go do pozostałych. Niektóre kobiety nie lubiły, gdy mężczyźni kręcili się po kuchni, bez względu na powód, dla jakiego się tam zjawili.
Nela oczywiście wpakowała się do kuchni razem z Jackiem, podczas gdy Barb milcząco stanęła u jej progu by móc przysłuchiwać się odbywającej się tam rozmowie.
Wyglądało na to, że Tamina ma odpowiedzi na wszystkie dręczące Alexa pytania. Wsłuchując się w każde jej słowo, jakby było objawieniem, podążył za nią.

Chata z wewnątrz prezentowała się tak samo przyjemnie, jak z zewnątrz. Szeroki korytarz prowadził do dużej przestrzeni, w której dominowały wyglądające na wygodne, sofy i fotele. Był tu także ogromny kominek, półki z księgami, trzy małe stoliczki i puszysty dywan na drewnianej podłodze. Od owego pomieszczenia prowadziły schody wiodące na piętro, a także dwie pary drzwi, każda po przeciwnej sobie stronie. Tamina skierowała się do tych, które były pierwsze z lewej, a zza których wydobywający się zapach świeżego pieczywa, był najsilniejszy.
- Nowi - wyjaśniła, uchylając drzwi i wchodząc do kuchni, bowiem ewidentnie kuchnia to była. Pod sufitem pyszniły się kiście zielska i różnego rodzaju rondle oraz patelnie. Był tu też zlew, chociaż dość prymitywny. Od strony dużego pieca bił żar, jednak nie taki, którego nie dałoby się wytrzymać. Obok pieca, na drewnianym blacie, stała patelnia pełna plastrów boczku. Obok znajdował się koszyk z jajkami. Na stole pośrodku kuchni czekały na pokrojenie pomidory, grzyby i całkiem spory blok boczku. Okno zaś wychodziło na tył chaty, gdzie widać było cześć ogródka warzywnego i jedną, dorodną jabłoń. Można się tam było dostać przez uchylone drzwi. Nie były ona jedyne w tym pomieszczeniu. Po prawej znajdowały się bowiem drugie, zapewne prowadzące do jakiegoś schowka lub składziku.
Tamina zdjęła jedną z luźnych patelni, a po namyśle dobrała kolejną. Wszystkie wstawiła na piec, a następnie zabrała się za dokrajanie boczku, korzystając z długiego, ostrego noża. Bez wątpienia miała w tym wprawę, bowiem równe plastry raz po raz lądowały na przygotowany zapewne w tym celu, talerz.
- Przemienieni i sprowadzeni do naszego świata - kontynuowała rozmowę, nie przerywając pracy.
- Pomóc w czymś? - zaproponował Jack. - Co prawda moja sztuka gotowania... nie istnieje - przyznał szczerze - ale a nuż na coś się przydam.
Przez ramię spojrzał na Nelę. A nuż ta coś umiała...
- Mógłbym pokroić chleb... - dodał.
Śniadanie, nie wymagające patelni, potrafił sobie zrobić. Kolację również.
- Eeee… - wyjąkała Nela pod wpływem spojrzenia Jacka. - Właśnie, pomóc w czymś? Może pokroić pomidorki? - No dobra, była kobietą, ale przecież nie każda musi być zaraz ekspertem w kuchni. Kanapki i pizza na telefon też wystarczą do życia.
- Dlaczego ktoś miałby chcieć nas tu sprowadzić? - Kontynuowała podjęty wątek. Tym razem nie tkwiła w jej słowach nieufność, a zwykła ciekawość. Jeśli ktoś miał im powiedzieć na czym stoją, z pewnością mogła być to właśnie Tamina.
- Dla rozrywki zapewne. Nie naszej - rzucił Jack tonem niezbyt wesołym. - Przepraszam, Tamino. Mogłabyś odpowiedzieć? Znasz ten świat.
- Nie ma potrzeby, poradzę sobie - odparła Tamina na ich oferty pomocy, machnąwszy przy tym dłonią w stronę grzybów i pomidorów. Jak na zawołanie otwarła się jedna z szuflad umiejscowiona pod blatem stołu, z której wysunął się nóż podobny nieco do tego, którym kroiła boczek, tyle że zdecydowanie krótszy. Nie próżnował przy tym i czasu nie marnował, zabierając się od razu do pracy, którą mu najwyraźniej zlecono.
- Po co zostaliście sprowadzeni? - Powtórzyła pytanie, odchodząc od pieca i sięgając po głęboką patelnię wiszącą nad stołem. - Zapewne po to, by namieszać. Po cóż innego ktokolwiek miałby łamać zasady? Bez wątpienia dobrze by było zdobyć pewne informacje, w tym nazwę sfory, która was przemieniła. To by przynajmniej pomogło w wyśledzeniu ich i ewentualnej zemście, lub oddaniu straży. Z pewnością ludzie Vellandrila będą chcieli was dokładnie wypytać - skrzywiła się przy wypowiedzeniu imienia króla, wyraźnie ukazując przy tym, że stosunki między nimi do dobrych nie należą.
- Jeżeli chcecie to możecie czas do śniadania spędzić na przebraniu się i oporządzeniu. Na piętrze mam wolne pokoje z których możecie skorzystać. Jeżeli jednak któreś drzwi się przed wami nie otworzą, radzę je omijać - dorzuciła z uśmiechem, odwracając się ponownie plecami, by zająć wbijaniem jajek na patelnię.
Sugestia, by sobie poszli w diabły, była aż za dobrze widoczna, przynajmniej dla Jacka.
- Mam nadzieję, że po śniadaniu będę mógł zadać jeszcze parę pytań - powiedział.
Obdarzywszy wiedźmę skąpym uśmiechem wyszedł z kuchni.
- Nieezłee… - pokiwał głową Dave gdy w sumie w ich świecie to trochę ucharakteryzowana i przebrana blondzia nagle ot, tak sobie machnęła rączką a tu się szuflady i zielsko zaczęły same latać po kuchni i wirować jak miały wirować. - To mówisz, że to jest świat z magią tak? I umiesz tego używać? Noo… Niezłe… A często to się tu zdarza? - Polak musiał przyznać, że tak naoczne udowodnienie tego faktu z lekka przynajmniej zrobiło na nim wrażenie. Niby oczywista oczywistość i te skrzaty i insekty już jakieś ciężko było uznać za normę w ich świecie. I też mówili coś o magach i innych takich. Ale do tej pory widział i słyszał tylko słowa. Teraz zaś stał się naocznym świadkiem tego tubylczego fenomenu który raczej nie miał odpowiednika w ich rodzimym świecie. Właściwie praktykologicznie jak tak sama zamiatała magią po tej kuchni to ich pomoc chyba byłaby czysto grzecznościowa. Na razie więc przepuścił wychodzącego Jack’a i czekał co dalej sprezentuje im gospodyni. No a zwłaszcza co odpowie.
Nela zacisnęła pięści słysząc za plecami pytanie Dawida. Przez krótką chwilę wyobraziła sobie jak patelnia wylatuje z rąk gospodyni i klepie jej rodaka po głowie. Wolała wprost nie odnosić się do tego co myśli o zadawaniu dla niej już dość oczywistych pytań, zamiast tych ważnych i nie oczywistych. Zaczęła odwracać się najwyraźniej z zamiarem opuszczenia kuchni, w której wiedźma nie pragnęła ich towarzystwa.
- Możemy się przebrać w cokolwiek… - zmarszczyła lekko brwi - znajdziemy?
- Nigdzie się nie wybieram, więc o ile będę miała czas, to oczywiście - Tamina zapewniła Jacka, zaś przed odpowiedzią na pytanie Dawida, odwróciła się w jego stronę. - Częściej niżbym sobie tego życzyła. I, jak widzisz, potrafię to i owo - puściła do niego oczko, a następnie roześmiała się wesoło. - Wasza niewiara i zaskoczenie zawsze poprawiają mi humor.
- Oczywiście, że tak - zwróciła się następnie do Neli. - Jeżeli pokój pozwoli ci do siebie wejść, to możesz korzystać z wszystkiego co się w nim znajduje. Nie tyczy się to jednak wspólnych pomieszczeń, więc zasada w nich obowiązuje taka jak z drzwiami. Jeżeli coś nie chce być niepokojone, nie powinno się tego niepokoić.
- Okej - odparła zaskoczona Nela, po czym skinęła w podziękowaniu głową do Taminy i wyszła z kuchni.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-07-2016, 14:40   #26
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Na korytarzu zbyt wiele drzwi nie było.
Pierwsze z brzegu prowadziły do jadalni. W tym momencie jadalnia go nie interesowała. Na śniadanie jeszcze nie przyszła pora, a siedzenie i czekanie na jedzenie zdało się Jackowi działaniem całkowicie bezcelowym. Po co miałby zajmować sobie miejsce? Lepiej było pozwiedzać domek.
Kolejne drzwi stanęły okoniem. Innymi słowy - nie otworzyły się, chociaż Jack nacisnął klamkę i pchnął. Najwyraźniej to, co się tam znajdowało, było dla nich niedostępne. Albo dla niego, trudno było orzec.
- Do trzech razy sztuka - mruknął, chwytając za kolejną klamkę.
Łazienka. Duża. Z dwuosobową, kamienną wanną, ręcznikami, mydłem. Automatyczna, można by rzec, bo ledwo wszedł, świece same się zapaliły, dodając dużo światła do tego, które wpadało przez niewielkie, umieszczone dość wysoko witrażowe okienko.


- Łaaaał, okeeeej. To mi się nawet podoba - oznajmiła, poniekąd Jackowi Barb, pchając się tuż za nim do łazienki.
Tak, naprawdę jej się podobało. Perspektywy, które rysowały się przed ich zagubioną grupką, stały się jakby nieco bardziej optymistyczne. Tajemnicza, acz odkrywająca kolejne rąbki sekretów tego świata, czarownica była na pierwszy, drugi oraz trzeci rzut oka dość przychylna. Ba, wyglądała nawet, jakby szczerze chciała im pomóc. Dobrze brzmiał również fakt, że elfy, które miały polować na ich grupkę, nie miały wstępu na ziemię Taminy. Co również sugerowało, że była ona kimś potężniejszym, niż na to wyglądała.
Barbara zasępiła się lekko. To był lekki minus tego wszystkiego. Zwykle ci potężniejsi wykorzystywali słabszych, jak pionki, do swoich własnych celów, do swojej gry.
- Jestem za tym, żeby pozwiedzać, każdy otwarty pokój, może wyłapiemy z nich lub w nich coś przydatnego. A potem ja tu wbijam pierwsza! - zaczęła gwałtownie, ale ugryzła się w język. Nie, nie chciała być niemiła. Może rzucono ich konkretną grupkę tu przypadkowo, może celowo, ale chciała naprawdę pozostawać w dobrych stosunkach z wszystkimi, o ile oni również wyrażą takie chęci - O ile pozwolisz, rzecz jasna - dodała, nieśmiało się uśmiechając, po czym odwróciła się na pięcie i weszła z powrotem do korytarza, atakując gwałtownie kolejne drzwi.
- A ja druga - oznajmiła Nela, tonem pozbawionym entuzjazmu. Nie żeby perspektywa zwiedzania magicznego domku w magicznym światku nie była interesująca. Po prostu w natłoku zdarzeń i informacji dobry humor jej nie leżał.
- No co. Kobiety zawsze pierwsze wepchną się do łazienki. - Wzruszyła ramionami, zerkając przy tym na odkrywcę łazienki.
- Może wejdziecie tu równocześnie? - spojrzał na nią, nieco kosym okiem, Jack. - Wanna jest duża, będzie szybciej - zażartował. - Tylko trzeba by się dowiedzieć, skąd wziąć wodę.
Barbara ni to prychnęła, ni roześmiała na sugestię Jacka i pobłażliwie pokręciła głową.
- Droga wanno, zechciałabyś się napełnić? Tak w połowie? - poprosił Jack.
Jak czary, to czary. - Uisge airson amaran? - poprosił w nieco innym języku.
Nela uniosła lekko brwi i zawiesiła spojrzenie na Jacku po jego żartobliwej propozycji, by dziewczyny weszły do łazienki równocześnie. Nie skomentowała jednak, toteż ciężko było powiedzieć czy uznała ją za dobrą, czy za złą. Z pewnością nie za zabawną. Próba napełnienia wanny słowną prośbą wywołała jednak u dziewczyny uśmiech.
- Serio. Nie zdziwię się jak to zadziała. - Szarowłosa z zaciekawieniem spojrzała na wannę.
Wanna najwyraźniej nie była w nastroju, by posłuchać, bowiem nic po słowach Jack’a się nie wydarzyło. Kamień wciąż pozostawał suchy, woda wciąż pozostawała poza ich zasięgiem. Musiał jednak być jakiś sposób na napełnienie wanny, bowiem bez wątpienia była ona wykorzystywana.
- Może trzeba się rozebrać i wejść? - Jack wzrokiem poszukał tej, która chciała jako pierwsza skorzystać z dobrodziejstwa łazienki. - Ciekawi mnie też - dodał - czy jeśli ktoś jest w wannie, to czy drzwi się otworzą.
- Jeszcze tu wrócę - obiecał wannie, jednak nie miał zamiaru robić tego bez wcześniejszych przygotowań. Eksperymenty dobrze wyglądały wówczas, gdy kończyły się powodzeniem. Inaczej eksperymentator mógł zrobić z siebie durnia.

- Przepraszam. - Jack stanął w drzwiach kuchni i wtrącił się w toczącą się tam dyskusję. - Tamino, co trzeba zrobić, żeby do wanny zaczęła lecieć woda? - spytał.
Wiedźma spojrzała na Jack’a nieco zaskoczona.
- Wejść do niej, to przecież oczywiste - odpowiedziała, sprawiając przy tym wrażenie rozbawionej, jakby niewiedza młodego człowieka była dla niej miłą rozrywką.
- U nas do wanny wchodzi się wtedy, gdy już jest w niej woda - odparł niezrażony Jack. - Dziękuję - dodał, po czym wrócił na korytarz.
- I? - zapytała Nela, po czym skierowała swoje kroki powoli na piętro, oglądając się, czy chłopak też idzie.
- Połowa moich pomysłów była dobra - odparł Wood, dołączając do dziewczyny. - Wystarczy wejść do wanny.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 05-07-2016, 14:42   #27
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
PIĘTRO

I tu nie wszystko poszło po myśli gości, bowiem drzwi, do których podszedł Jack, nie dało się otworzyć. Na szczęście klamka kolejnych drzwi ustąpiła bez problemu, a oczom Barb ukazał się jasny, bardzo przestronny pokój, który niewątpliwie można było nazwać sypialnym. Pod ścianą, prostopadle do niej, stały dwa jednoosobowe łóżka, proste, ale solidne, które zachęcały do położenia się na nich, mimo, że nie było na nich nic więcej poza materacami (Barb nawet nie zastanawiała się z czego). Mniej więcej po drugiej stronie pokoju znajdowały się proste, niskie siedziska, zrobionego z tego samego drewna i obite kawałkami jakiegoś miękkiego materiału (pewnie, żeby siedzenie było nieco przyjemniejsze), które otaczały ławę na czterech nogach, przykrytą tęczową, tkaną narzutą. Różnobarwne nici tworzyły zygzakowate wzory. Drewnianym nogom nadano kształt końskich głów. Ich nosy niemalże stykały się pośrodku, grzywy zaś opadały szerokimi strugami, głowy pomalowano błyszczącą farbą na ciemny brąz. Wykonanie było wspaniałe, głowy przedstawiono tak szczegółowo, że można było zauważyć żyłki w policzkach, linie powiek oraz zakurzone oczy.
Drobniejszy, ale równie kunsztowny hippiczny motyw pojawiał się również na szafie oraz nocnych stolikach. Barbara zastanowiła się, czy fanką koni była ich gospodyni, czy po prostu twórca tych małych cudeniek. W “ich” świecie, za takie rękodzieła na pewno zabulonoby niezłe sumki.
Pokój wydawał się jednak rzadko używany, co w sumie nie dziwiło. Jeśli chatka miała tylko dwie mieszkanki, a pokoi było tu więcej, nie każda przestrzeń musiała być przez kogoś okupowana.
Barbara z zażenowaniem usłyszała, jak burczy jej w brzuchu. Jednak na razie wizja odkrywania domku i kąpieli przeważała nad posiłkiem.
- Szafa - skomentowała krótko Nela, która chwilę wcześniej znalazła się w okolicach otwartych drzwi i wyjrzała Barb przez ramię, by również zobaczyć co ciekawego znajduje się wewnątrz pomieszczenia. - Mam tylko nadzieję, że w którejś znajdziemy jakieś spodnie - dodała sceptycznie.
- Najwyżej odwiedzicie inny pokój - powiedział Jack, który zatrzymał się w progu. - Jeśli chodzenie w stylowej sukni którejś z was nie odpowiada, do z pewnością znajdzie się jakiś męski strój. Elfia amazonka miała spodnie, więc niewiasta w spodniach to pewnie nie będzie nic nienormalnego czy dziwacznego.

Pokoje na pietrze, a konkretnie szafy, które się w nich znajdowały, były nad wyraz pojemne, o czym wkrótce zwiedzająca trójka się przekonała. Przede wszystkim były tam suknie wszelakie, od tych pasujących na bale, do tych które bardziej pasowały do pielenia w ogrodzie niż pokazywania się na oczy obcym, gościom, a nawet domownikom. Nie brakło strojów do jazdy wierzchem, chociaż tych ostatnich było zdecydowanie mniej, co biorąc pod uwagę brak stajni, nie powinno dziwić. Były i spodnie, były koszule, kubraki, żakiety, kurty… Do koloru, do wyboru - rzec by można. Nie wszystkie jednak szuflady czy szafy pozwalały się otworzyć. Niektóre, mimo iż pokój stanął przed zwiedzającymi otworem, nie chciały zdradzić swych sekretów. Podobnie jak trzy komnaty, do których Jack, Barb i Nela nie zostali dopuszczeni.
Wszystko wyglądało tak, jak gdyby szafy miały połączenie z Camden Market. Można było wybierać, przebierać, wydziwiać, cudować, popuścić wodze fantazji... a i tak co rusz trafiało się wdzianko nie z tej ziemi.
Jack wypatrzył strój, który krojem i kolorem pasowałby, jego przynajmniej zdaniem, do którejś z wersji filmowego Robin Hooda. Do tego doszła skórzana kurta i szeroki, skórzany pas, z ładną klamrą. Kłopot był tylko z butami, bowiem te, który Jack miał na nogach, nijak nie pasowały do reszty stroju.
Na szczęście szafa i o tym pomyślała i już po chwili Jack stał się właścicielem pary butów, które zdały mu się idealne do wędrówek po lesie.
Barb bez zbędnego zwlekania i rzeczowo zaczęła przeglądać zawartość szafy. Szybko wynalazła dla siebie ciemną bluzkę z rękawem do łokci, skórzanymi sznureczkami pozwalającymi dowolnie powiększać sobie dekolt, wyglądające na wygodne, materiałowe bryczesy ze skórzanymi wstawkami oraz solidne, wiązane buty za kostkę.
- Dobra, wolę, żeby było za ciepło, niż żebym miała skręcić nogę, biegnąc przed jakimś elfem - pół żartem, pół serio oznajmiła, dobierając do swojego stroju jeszcze coś, co przypominało oversizową, zapinaną na duże guziki kurtkę. - Przypomnijcie mi, żeby dopytać potem naszą szanowną gospodynię o jakieś skarpety i bieliznę. Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale nie wyobrażam sobie latać z gołym tyłkiem w oczekiwaniu aż zawieszona na gałęzi para majtek wyschnie… Ogólnie więcej bielizny i może jakiś tobołek na plecy, tak na przyszłość, to byłaby dobra opcja - oznajmiła, przytulając do siebie zawiniątko z wybranej odzieży.
- Bielizna jest w tamtej szafce - poinformował ją Jack, który już wcześniej zainteresował się tym tematem.
- Skórzana? Pewnie o tym marzysz, co? - Barb roześmiała się, sięgając do wskazanej przez chłopaka szuflady.
- Zbyt duże problemy ze ściąganiem - odparł chłopak kryjąc uśmiech.
- Istotnie, to jakieś materiałowe coś. Len, sren, bawełna swojska… nie znam się, ale wygląda dobrze - Barb postanowiła nie wnikać jak często Jack ściągał z kogoś skórzaną bieliznę, ale miała nadzieję, że jednak nie tak często używa jej osobiście. Cieszyło ją jednak, że potrafi jeszcze wykrzesać z siebie jakieś poczucie humoru.
- To, co? Ubrania skompletowane, to idziemy się myć i przebrać i na jedzonko?
- Tak się zastanawiam, czy można zabrać coś... na zapas... - powiedział Jack.

- No nie wierzę. Patrzcie na to. - Nela wyciągnęła jedną z balowych sukien z gorsetem o kolorze purpury zdobioną licznymi koronkami i falbanami. - Barb, nie chciałabyś takiej? Założę się, że w różu byłoby ci do twarzy. - Szarowłosa uśmiechnęła się lekko by pokazać, że stroi sobie tylko żarty. Zresztą, sposób w jaki patrzyła na sukienkę świadczył, że inaczej być nie mogło.
Barb roześmiała się i pokręciła głową, dodając do tego zamaszyste zamachanie rękami w obronnym geście.
- Nie ma takiej opcji moja droga - dodała, pokazując jej żartobliwie język.
Nela uśmiechnęła się do Barb widząc ów gest, po czym odłożywszy księżniczkową sukienkę na powrót do szafy zaczęła w niej znów przebierać. Co jakiś czas prychając na widok co bardziej balowych sukien, czy przyglądając się bardziej znośnym stroją.
- O, a to coś dla Jacka. - Nela uśmiechnęła się pod nosem i zerknęła z ukosa na wymienionego chłopaka. Pokazała mu wyszywaną kolorową kamizelkę. - Pod warunkiem, że wyrosłyby ci skrzydła a nie ogon. - To ostatnie odparła bez uśmiechu, raczej markotnym tonem.
- Pawie piórka... I łatwo wypatrzeć w krzakach... Chyba że idziemy na maskaradę. Chociaż pewnie nikt by nie uwierzył, ze ktoś, kto chce się ukryć, paraduje w czymś tak pstrym - odparł Jack. - Za barda robić? Czy też raczej trubadura, truwera... jak zwał, tak zwał. Oto słynna trupa...
- Chyba w tym świecie nic nie powinno dziwić. No dobra… to chyba będzie okej. - Nela również przycisnęła do siebie zawiniątko z wybranymi rzeczami. Ewidentnie poszła w jasno brązowe skóry: wysokie buty, spodnie, ni to gorset ni kamizelka, pasek i kurtka. Do tego dobrała jasną koszulę i bieliznę.
Gdy dziewczyny na moment oderwały się od szafy, Jack ponownie zaczął przeglądać jej zawartość. Nie sądził, by po raz wtóry pojawiła się przed nimi taka okazja, a nawet jeśli w tym pięknym świecie istniały sklepy, to z pewnością nie rozdawano tam nic za darmo.
Czy Tamina coś rozdawała, tego nie był pewien. Może i im w jakiś sposób przyjdzie zapłacić za gościnę, ale drugi strój, na przebranie, z pewnością by mu się przydał.
Kolejne ubranie było kolorystycznie podobne do tego, co znalazła dla siebie Nela, z tym jednak, że krój był bardziej... miejski.
- Wiecie co… bardziej nad wzięciem ciuchów na zapas, co na prawdę jest super pomysłem - w głosie Neli można było usłyszeć szczerą pochwałę - zastanawia mnie czy znajdziemy i będziemy mogli wziąć stąd coś co nam pozwoli przetrwać - dziewczyna wypowiedziała ostatnie słowo nieco ciszej i urwała zaraz po nim. Spojrzała w milczeniu najpierw na Jacka, później na Barb.
- Musimy obejrzeć pozostałe pokoje - odparł Jack. - Może szczęście nam dopisze. Albo jakaś tutejsza odpowiedniczka Fortuny.
Barbara rezolutnie pokiwała głową w niemej zgodzie.
- Tobołki, ubrania na zapas, jakieś żarcie… Poza tym, czy my na pewno chcemy się stąd ruszać wszyscy? Ktoś umie nie wiem… rzucać nożem albo strzelać z łuku? Bo ja zwierzęta, to co najwyżej oglądałam w filmach, a kupowałam mięso w supermarkecie.
- Łowiłem kiedyś ryby - przyznał się Jack. - Teoretycznie nawet wiem, jak takie coś upiec.
- Lubię ryby, nawet w miarę filetować umiem. Dalibyśmy w takim razie jakoś tam radę - uśmiechnęła się Barb, klapiąc na łóżko - Zasadniczo uważam, że trzeba skupić się ogólnie na “a” przeżyciu, “be” dostaniu się do domu, do nas, nie chcę przyjąć opcji, że to niemożliwe - westchnęła nieco zbyt rozpaczliwie, w końcu wątpiła, żeby ktokolwiek z ich grupki czuł się “na miejscu” - A z drobniejszych spraw, to “a” piramida potrzeb - siku, kąpiel, żarcie, a w międzyczasie oglądanie domku i wywiedzenie się maksymalnie dużej liczby rzeczy o świecie, jego zasadach, et cetera. Bo co, jak wejdziemy do jakiejś wioski w spodniach, a to już zbulwersuje gawiedź? - dodała na koniec, jakby nie chcąc zakończyć swojego wywodu w zbyt dramatycznym tonie.
- Tylko nie siedź za długo w tej wannie. - Jack nawiązał tylko do niewielkiego fragmentu wypowiedzi Barb.
- Ja umiem strzelać z łuku - Nela cierpliwie poczekała, aż jej towarzysze przestaną gadać by poinformować ich o ów fakcie, wzruszając przy tym ramionami. - Zanim zrobi się kolejka, leć się kąpać. - Spojrzała na Barb. - Porozglądamy się w tym czasie z Jackiem za kilkoma rzeczami.
Barbara machnęła ręką twierdząco-odganiająco w stronę znajomych i zgarnąwszy podwójny zestaw ubrań i kilka majtek więcej, skierowała swoje kroki z powrotem do łazienki. Bez zbędnych ceregieli zdjęła swoje podarte i nieco już brudne ubranie i wpakowała się do wanny, która sama z siebie, można by dodać, że nawet “radośnie”, jak na wannę rzecz jasna, zaczęła napuszczać wody. Barb wzięła stojącą na brzegu butelkę, odkorkowała ją i powąchała podejrzliwie. Kwiatowo-owocowy zapach sugerował, że jest szansa, że nie zrobi sobie krzywdy, dodając dziwnego preparatu do wody i postanowiła również umyć się tym płynem. Dziewczyna z błogością oddała się odpoczynkowi w wannie, nieco zapominając o reszcie świata.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 05-07-2016, 15:40   #28
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Czego więc szukamy? - spytał Jack. - Jakieś torby? Sprzęt biwakowy? Namiot? Noże? Łuk? - Spojrzał na Nelę. - Gdzieżeś się tego nauczyła?
- Czego? - zapytała krótko.
- Strzelania z łuku.
- Mój przyjaciel jest zapaleńcem. Jeździ na zawody. Ja trenuję hobbistycznie. Każde hobby jest dobre, by oderwać się od codziennych rytuałów. - Nela spojrzała na szafę. - Nie wiem, na ile nam się to przyda. Jeśli wierzyć temu co słyszymy od tubylców… może, na początku.
- Myślisz o tym, że zostaniemy wilkami? - W głosie Jacka nie było wesołości. - Odwiedzamy sąsiedni pokój?
- Jasne, zgarnę tylko jakiś ciuch na zapas. - Dziewczyna poszła w ślady towarzysza dobierając z szafy zapasowe ciuchy, dodatkowa koszula i jakaś spódnica nikomu przecież nie powinny wadzić. - Gdyby istniały takie magiczne perfumy,... eh - westchnęła odrywając się od szafy.
- Zapewne nasza gospodyni warzy jakieś kompozycje zapachowe. Cassandra coś wspominała o kociołkach - stwierdził Jack.
- Zapytamy w takim razie w swoim czasie. - Dziewczyna owinęła tobołek z rzeczami w niedawno wyciągniętą z szafy spódnicę, by łatwiej było je wszystkie nieść. - Za dużo też nie możemy ze sobą wziąć. I nie chodzi o to, że nie wypada. Hmm… - Skierowała się do wyjścia z pokoju.
- Zapytamy też o mapę - dodała przekraczając jego próg.
- Jak i o panujące w tej krainie obyczaje - dorzucił Jack. - A nuż się okaże, że są jeszcze inne miejsca, takie jak te. Azyl dla naiwnych podróżników między światami.
- Azyl. Wydaje mi się, że Tamina wyraziła się dość jasno odnośnie tymczasowości owego azylu. - Nela złapała za klamkę kolejnego pokoju i pociągnęła. Te drzwi otworzyły się przed nimi. Wnętrze które ujrzeli było wręcz identyczne z poprzednim, no może szafa była tu nieco mniejsza, a zamiast zdobiących ją końskich głów można było dojrzeć te przedstawiające lwy.
- Czym zajmujesz się w naszym świecie? - zapytała dziewczyna przekraczając próg pokoju. - Wiem, że to prywatne pytanie, ale to wiedza którą powinniśmy się wszyscy podzielić by wiedzieć w jakich kwestiach na sobie polegać.
- Studia. Nauki ścisłe - wyjaśnił Jack. - Zajmowałem się paroma rzeczami, ale większość z tego się nie przyda... Łowienie ryb, jak już mówiłem, z kuszy potrafiłbym strzelić, i może nawet trafić. Z dubeltówki się udało. Zeszyć coś w razie potrzeby. Ognisko rozpalić. O, trzeba by oszczędzać zapalniczkę. Skrzesanie ognia krzesiwem to pewna sztuka... Jazda na rowerze czy prowadzenie samochodu na nic się tu zda.
- A ty?

- Programuję. - Szarowłosa westchnęła. Odłożyła wybrane przez siebie rzeczy na jedno z łóżek. - Jestem też dobra z mechaniki. ALE jakoś nie widzę tu niczego, co miałoby chociażby kabelki. - Spojrzała na chłopaka z miną świadczącą o tym, że nie spodziewa się zobaczyć i raczej jest zawiedziona ów faktem.
- Tośmy się dobrali - mruknął Jack, otwierając drzwi szafy.
- A no. Po lesie latałam może z dwa razy. Z dziadkiem na grzybach. Wiem tyle co można przeczytać w książkach. - Nela zabrała się za otwieranie szuflad.
- Według wiedzy z książek gdzieś tu powinien żyć król Artur - westchnął Jack. - W lesie bywałem więcej, niż ty, ale nawet ze zwykłymi myśliwymi nie mogę się równać, a co dopiero z prawdziwymi tropicielami. Na grzybach się nie znam - dodał. - Odróżnię muchomora od innych. Poza tym one się przede mną chowają.
- Aha. Dostają nóżek i uciekają. O popatrz… - Nela wyciągnęła z drugiej otwartej szuflady zwinięty w rulonik koc.
- I zwijają kapelusze, żebym ich nie dostrzegł - dodał Jack.
Zanurkował w otchłaniach szafy, po czym wynurzył się na powierzchnię, trzymając w dłoniach coś, co przypominało myśliwską torbę. Nieco przerośniętą, dzięki temu bardziej pojemną.
- Ciekawe czy działa tak jak torebka Hermiony. - Szarowłosa uśmiechnęła się lekko. Dwa koce wylądowały na łóżku obok jej tobołka z ciuchami. Trzeci zaś poturlał się w stronę Jacka.
- Przydałby się jeszcze poręczny plecak. - Jack rzucił propozycję rodem z dedeków.
- Skoro już tak zastanawiamy się co by się przydało… ciuchy, zestaw podróżnika, broń, mapa. Może zerkniemy jakie książki ma Tamina. Nie żebym chciała jakieś ze sobą targać, ale sam wiesz: “Żółtodzioby w krainie Avalonu”, “Księga Potworów”, “Jadalne i Niejadalne”... - Nela zaczęła wymyślać tytuły z przydatnymi nazwami - “Podróż w tą i z powrotem”..., i tym podobne.
- Prędzej znajdziemy 'Jak uwarzyć napój miłosny', czy 'Eliksir młodości, wady i zalety'. Ten ostatni z pewnością sama spożywa - stwierdził Jack. - Wiedźmy nie powinny być takie młode.
- Akurat napój miłosny mógłby nam się przydać. - Nela otworzyła w między czasie kolejną szufladę.
- Już sobie kogoś upatrzyłaś? - z udawanym zainteresowaniem spytał Jack.
Dziewczyna uśmiechnęła się tylko lekko, chociaż w jej oczach widać było większe niż lekkie rozbawienie.
- Jak spotkamy jakiegoś złeeeego elfa to poczęstujemy go napojem miłosnym. I z głowy.

Barb wsunęła głowę do pokoju, w którym przebywali Jack i Nela. Na jej włosach trzymały się jeszcze resztki wilgoci, ale po uśmiechu, można było poznać, że dziewczyna czuła się już lepiej.
- Ta dam! - ogłosiła, wsuwając się do pokoju i prezentując w całej okazałości swój nowy strój - To co, jeszcze miotła i odlatujemy? Tak, czy siak, polecam kąpiel i nowe ciuszki, bardzo przyjemna sprawa po wszystkich naszych przejściach.
- Pojawiła się łaziebna, by umyć plecy? - spytał Jack.
- Nic z tego, ale może jakbyś odpowiedniego zaklęcia użył - odpowiedziała, uśmiechając się szeroko Barb - Ale jest opcja z długą szczotką, sięgniesz pleców na pewno.
- Szkoda. - Nela uśmiechnęła się na widok Barb w nowym stroju. - Całkiem - skomentowała go. - Bardziej jak z tego świata.
- A mówiłem, żebyście poszły razem. - Jack również się uśmiechnął. - Szczotka to jednak nie to samo.
- Nela, twoja kolej na zajmowanie łazienki. Ogarniemy jeszcze tu parę rzeczy i może warto by było iść zjeść? - jęknęła tęsknie Barb.
- Barb, czym zajmujesz się w naszym świecie? - zapytała Nela, ignorując słowa Jacka.
- Studiuję produkcję filmową i kinematografię, także nie, nic przydatnego - odpowiedziała dziewczyna, spuszczając smętnie głowę - Co najwyżej naprawię kamerę...
- Aleśmy się dobrali. - Jack pokręcił głową. - Jesteśmy siebie warci, nie ma co. Tyle tylko, że do tego świata to pasujemy niczym kwiatek do kożucha.
Nela wyciągnęła z przed chwilą otworzonej szuflady plecaki. Nie za duże i wyglądające na wygodne.
- No i mamy co szukaliśmy. Mam wrażenie, że wszystko pojawia się tu jak na zawołanie. Oby tak dalej… Tych dwóch jeszcze nie sprawdzałam. - Pokazała których patrząc wymownie na Barb, po czym podeszła do swojego tobołka z ciuchami.
- Dobra. Idę sprawdzić czy nie pojawiła się żadna łaziebna w tej łazience. - Ruszyła w stronę drzwi.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-07-2016, 23:46   #29
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Grave.

Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak



Kuchnia Taminy



- A wiesz, to chyba wszędzie tak działa. No tubylcy i turyści. Norma dla jednych i egzotyka dla drugich. - kiwnął głową Dave też się uśmiechając i robiąc miejsce dla wychodzącej rodaczki. Zastanawiał się czy nie dołączyć do nich. Mógłby skitrać dla siebie jakieś najmniej idiotyczne rzeczy do ubrania. Moda jaką prezentował ten Amburan czy jak mu tam jakoś niezbyt mu podpasowała. Nie miał pojęcia jak on łazi w czymś takim po dziczy i lesie. Chyba, że mieszkał zaraz za rogiem, drzewem czy no dość blisko. Abo zowu jakaś magia. - Taak… - Pokiwał głową znowu wracając myślami do tego o czym rozmawiali dotąd. - Czasem ta egzotyka odstrasza, czasem odpycha, czasem dezorientuje. Ale czasem ciekawi, bawi i pociąga. - nieco rozkojarzone dotąd spojrzenie błąkające się po nieruchomych, ruchomych i magicznie napędzanych elementach wyposażenie kuchni przy ostatnich słowach skoncentrowało się na sylwetce gospodyni. Dotąd jakoś mu to umykało i spadało na dalszy plan przytłoczone tym wszystkim odkąd obudził się na trawie w kręgu kamoli z pół tuzinem obcych sobie osób. I dowiadywał się co chwila czegoś co w ich świecie było nie do pomyślenia. Słuchajcie chłopaki, przeszłem się po lesie i spotkałem takiego pacana co się urwał z filmu kostiumowego i taką latającą barbie z dzidą zrobionej z wykałaczki. Aha i jeszcze jakaś elfka tam była. No tak. Same normalne, sztampowe przygody mieli odkąd się docucili. No to mu to trochę umkło. Ale teraz jak już coś się zaczęło wyjaśniać, może urok czterech ścian czy zapach jedzenia i obietnica pomocy ale w sumie to właśnie dotarło do niego, że właściwie to tak dla samczego oczka to faktycznie ta życzliwa im gospodyni faktycznie była ciekawą osobą nie tylko do rozmowy.

- Dlatego powinno się pozostawać otwartymi na świat i otoczenie, czy to znane czy nowe - odparła Tamina, po czym roześmiała się krótko, wesoło. - Podejrzewam, że ja w waszym świecie także miałabym problemy z dostosowaniem się i jak najszybciej chciałabym wrócić do siebie.
Odwróciła się do rozmówcy, widać boczek nie wymagał stałej uwagi lub też miała sposób by kontrolować jego smażenie bez stałego nadzoru. Zaraz jednak jej uwaga przeniosła się gdzie indziej. Złote, okrągłe i cudownie pachnące bułki pojawiły się na stole, dodatkowo przypominając o dotychczasowym poście, jaki wszyscy uczestnicy spotkania w Stonehenge zaliczyli.

- To nie byłaś w naszym świecie? A znasz może kogoś od was co tam był? - Dave był ciekaw czy jest jakaś różnica pomiędzy mieszkańcami obydwu światów względem tych międzywymiarowych podróży jaką właśnie odbyli.

- Nie, nigdy nie zawędrowałam na drugą stronę, chociaż niekiedy mam na to ochotę - odparła, nakrywając bułeczki białą ścierką. - Znam jednak parę osób, które odwiedzają wasz świat dość często. Wkrótce poznacie jedną z nich, a może i dwie, o ile obie odpowiedzą na moje wezwanie.

- Aha! Czyli jakoś się da! Jest jakaś komunikacja… - Dawid podniósł głos tak, że właściwie można już było uznać, że krzyknął gdy usłyszał wreszcie gdy jakieś jego robocze założenie okazało się trafne. Jeśli jakiś przepływ informacji czy czegokolwiek był oznaczało to, że nie ma efektu czarnej dziury czyli była jakas baza do podróży z tego do ich rodzimego świata. Teraz ważne były tylko detale i zasady na jakich to się opierało. Czyli pewnie zaczekać na tych gości gospodyni. - A powiesz mniej więcej kogo powinniśmy się spodziewać? - spytał patrząc jak wygląda procedura “nakrywania do stołu” w wykonaniu wiedźmy w wiedźmowatym widać świecie.

Wiedźma pokręciła głową na jego głośny komentarz do jej słów, jednak nie wyglądała na rozgniewaną takim zachowaniem, prędzej już rozbawioną.
- Niektórzy mogą - sprostowała, odwracając się do pieca i zdejmując z niego patelnie, a następnie wstawiając tą, która została przeznaczona na jajka. Te zaś same i nad wyraz ochoczo zabrały się do samorozbijania i spływania na jej powierzchnię. Z szafki stojącej po prawej stronie drzwi wychodzących na ogród wysunęła się duża taca i opadła na stół. Zaraz za nią pojawiły się talerze. Cztery większe wylądowały na tacy, dziewięć mniejszych ułożyło się obok, wraz z kubkami, które pojawiły się jako ostatnie.
- Wezwałam swoją siostrę i strażniczkę lasu - wyjaśniła mu, nadzorując magię, która w najlepsze zdominowała kuchnię. - Obie powinny się tu zjawić przed nocą.

Kończąc rozmowę z ich sympatyczną gospodynią natknął się w korytarzu na Nelę która jak się okazało też miała ochotę zamienić z nim słówko czy dwa.



Ogród Taminy



- [i]A więc mówisz, że tacy jak my się tu czasem zdarzają?[i] - Dave zagaił rozmowę z gospodynią łapiąc okazję gdy znaleźli się na chwilę sami. - Mówisz jak ktoś co nieco zorientowany w tych… Zdarzeniach… - zawahał się nad doborem słów. Laska zdawała się być jak na razie “spoko”. Choć to, że może mieć immunitet względem elfiego półświatka który chyba trząsł w okolicy dawało mu do myślenia co do jej miejscowej pozycji w miejscowej hierarchii. Ale skoro wydawała się “spoko” to postanowił zaryzykować i dowiedzieć się jakiegoś konkretu o ich sytuacji.

- Więęcc… Ta brama. - wskazał kciukiem gdzieś za siebie mniej więcej na kierunek z którego chyba przyszli. - Zmienia nas w wilki przy przeniesieniu? Zaczyna ten proces? - spytał to nad czym dumał odkąd spotkali tamta parkę i to co usłyszał już tutaj na miejscu. Bo wychodziło mu, że albo coś jest w ich rasie, planecie czy świecie, że tutejszy jakoś “zczytuje” ich, że ma przerobić na wilki albo to efekt celowy czy uboczny działania samej bramy czy procesu przenosin. - Ok. Bo widzisz, Tamina, tak się zastanawiałem. Jakby to brama nas zmieniała czy jest jakaś możliwość, że ktoś.. - tu znowu się zawahał i jakoś nieco nerwowymi ruchami dłoni z grubsza wskazał na blondgospodyni. - … No wiesz. Mógłby to odkręcić jakby z nami poszedł do tej bramy no iii… No przestawił ją jakoś czy co. - zgadywał na podstawie tego co mówiła poprzednia parka, że tak całkiem proste to chyba nie jest. Ale gdyby chodziło o bramę miał nadzieję, że proces wstrzymania przemiany byłby może prostszy niż odesłania ich. Jakby to dało się zatrzymać byłby czas pogłówkować jak uruchomić bramę by wróciła ich do ich świata.
- Zdarzacie się od czasu do czasu - wiedźma potwierdziła jego słowa, kładąc przy okazji koszyk na ziemię. - I obawiam się, że twoją nadzieję będę musiała zgasić nim na dobre zagości w twoim sercu. Dopóki jesteście w trakcie przemiany nikt nie będzie w stanie przenieść was na druga stronę. Gdy zaś przemiana się dokona - westchnęła i spojrzała w niebo - wtedy już na zawsze staniecie się częścią tego świata.
Zmarszczyła brwi i powróciła wzrokiem do towarzysza rozmowy. Zaraz jednak jej twarz przybrała pogodny wyraz. Przykucnęła i zaczęła zbierać truskawki, przy których to się zatrzymali.
- Brama was nie zmieniła - wyjaśniła przy okazji owej pracy. - Zostaliście zmienieni w waszym świecie. Powinieneś znaleźć na swoim ciele jakieś ślady świadczące o niej. Mogę ich poszukać jeżeli chcesz, jednak dla nowych ingerencja magiczna bywa dość niepokojącym wrażeniem. Nie chciałabym żebyś przypadkiem zaczął ode mnie uciekać z krzykiem - dorzuciła, wkładając przy okazji jedną z truskawek do ust i uśmiechając się do Dawida wesoło.
- Ło, ło, ło, ło… Czekaj, dziewczyno, czekaj… Nie, no chwila… Ktoś nas przemienił i zapoczątkował cały proces jeszcze u nas? - powtórzył w formie pytania to co dopiero powiedziała. ~ Wiedziałem! ~ zazgrzytał zębami i przez chwilę siłował się z własną dłonią jakby walczył by nie zacisnąć jej ze złości w pięść. W końcu zaprzestał i zacisnął dłoń i opuścił je na swoje udo. Opanował się na tyle, że nie wyglądało to na uderzenie. Pięść pozostała wbita i materiał spodni. A więc jednak! Jednak ktoś im pomógł się tu dostać! Od razu stanęła mu wizja jakiś cholernych sekciarzy czy naukowców którzy sobie ich nałapali do pieprzonego eksperymentu. A potem jakoś zawieźli do ich kręgu i jakoś przerzucili do tego kręgu po tej stronie. Wyjaśniło się jak z klubu znaleźli się w tym cholernym kręgu za miastem.

- Oookeejjj… To nie był najradośniejszy zestaw informacyjny jaki w życiu słyszałem… - powiedział już wolniej zapierając się jakby ramionami o kolana. Siedział tak chwilę w milczeniu przyswajając informację i główkując co dalej powiedzieć i zrobić. Tyle pytań! Tyle odpowiedzi! Tyle planów! Na razie zostawił je wszystkie te mniej i bardziej rozbudowane teorie i domysły a zajął się tym co i tak Tamina chlapnęła na tapetę.

- Dobra. To mówisz, że coś powinno zostać? Na mnie? - spytał przy kolejnym wydechu. usiadł już w swobodniejszej pozycji i wskazał pustymi dłońmi na siebie. - Dobra to czego mam szukać? - rzekł podwijając rękawy bluzy. Spodziewał się ukłuć igłą czy może jakichś śladów po plastrach. Zwykłe zadrapania czy siniaki chyba by się zlały przez tą nagonkę w której najwyraźniej brali udział. Liczył też, że jeśli nie on to ona zauważy skoro wiedziała czego szukać. Zgadywał, że musiała widzieć coś podobnego u wcześniejszych przybyszy z jego świata. - A ten… O co chodzi z tym magicznym szukaniem? Jakby to wyglądało? - spytał podwijając drugi rękaw. Miał nadzieję, że zdoła znaleźć na w końcu własnym ciele coś czego nie powinno tam być.
Ani ja jednej, ani też na drugiej ręce żadnych niepokojących śladów nie było. Nie licząc zadrapań, których zdecydowanie nie brakowało, wszystkie jednak były ledwie draśnięciami, niczym co wymagałoby natychmiastowej interwencji.
- Szukaj ugryzień - podpowiedziała mu Tamina, wracając do zbierania truskawek. - Nie wiem jednak czy znajdziesz. Na takich jak wy obrażenia szybko się goją nawet przed pełną przemianą więc ślad może już być ledwie widoczny, jak stara, zagojona rana. Co zaś się tyczy magicznego szukania - przerwała znowu i ponownie na niego spojrzała. - Taka ingerencja w ludzkie ciało zostawia ślady, magiczne ślady. Mogę je znaleźć, co dla ciebie będzie wrażeniem powiązanym z chłodną kąpielą w jeziorze. Jeżeli ślad jest świeży, może to się także wiązać z pieczeniem, gdy do niego dotrę. To wszystko, tak na dobrą sprawę.
Kolejny uśmiech zagościł na jej twarzy, a truskawka zniknęła w ustach. Wiedźma zdawała się do całej sprawy podchodzić raczej beztrosko, jakby nie była niczym istotnym.

- Ugryzień? Pewnie nie od komara co? - Dave spytał raczej retorycznie. Pewnie jak w wilki mieli się przemienić to i ślady od wilka czyli chyba coś jak psie. Na razie zepchnął kwestię skąd na tych tak bardzo ucywilizowanych i zmeliorowanych Wyspach gdzie kazdy grun był dokładnie wymierzony i sparcelowany miałby się jakiś wilk uchować. U nich w kraju jak gdzieś się jakiś pokazał to już zasługiwał na wzmiankę w lokalnych gazetach a tutaj? Znaczy na Wyspach? Ale zgadywał, że podobnie jak wszystko w tej sprawie sztampowy standard niekoniecznie musiał tu obowiązywać. Więc szukał tych śladów kłów. Skoro wilk czy inny czworonóg to podwinął nogawki sprawdzając oczami i dłońmi skórę na nogach. Właściwie mógł jeszcze sprawdzić tors unosząc bluze i chyba gdzieś na tym jego autopsja by się musiała skończyć.

Jakby nic nie znalazł właściwie był gotów poprosić rozmówczynię o te sprawdzenie magią. Trochę się obawiał. Ale trochę był też ciekaw jakby to wyglądało. Wolał sprawdzić tą całą magię w jakichś z grubsza kontrolowanych warunkach niż dostać jakimś fireball’em czy czymś takim. Przy okazji nie dało się nie zauważyć tych truskawek. Wiedział o nich wszystko co chyba da się wiedzieć. Znaczy o zbieraniu. Jedna z jego pierwszych wojaży za granicę “na Zachód” była właśnie przecież pracą sezonową na hiszpańskie truskawki. Od tamtej pory te owoce kojarzyły mu się z pracą w bezlitosnym Słońcu na hektarach posadzonych w równych rzędach tych cholernych krzaczorów. Nie przepadał więc ani za tymi owocami ani za pracą i wysiłkiem w słoneczne dni. Od tamtego sezonu zawsze gdy widział w sklepie ładne, eleganckie, czyściutkie owoce w zgrabnych pudełeczkach zawsze mu się przypominała ta cholerna Hiszpania i myśli wracały do takich ludzi jak on, co współtworzyli ten produkt zanim dotarł do najczęściej niczego nie świadomych ludzi, na ich pułki, koszyki czy dłoni. A w końcu ust. Choć nie zamierzał nikomu psuć radochy ze spożywania tych owoców. Docierało do niego, że jakoś ten świat musi być urządzony i zbiera i obrabia ktoś by mógł zjeść ktoś. Tak to działało.

-Ładne masz te truskawki wiesz? Tak jak nie sięgają po horyzont to nawet całkiem fajnie to wygląda. - pokiwał głową wracając myślami do tu i teraz w tym ogrodzie magicznym magicznej gospodyni w magicznym świecie skąd właśnie musiał wygłówkować jak się wydostać mimo, że ponoć się nie dało.
Sprawdzanie nie przynosiło efektów. Ślady, jeżeli jakieś były, musiały zostać ukryte w miejscach których albo nie był w stanie dostrzec, albo nie zamierzał odsłaniać w danej chwili.

- Powinny przypominać nieco te, które pozostawiają szczeki wilka, jednak być większe, szerzej rozłożone - wyjaśniła mu Tamina, skupiając na nim swoją uwagę. W jej oczach pojawiły się błyski żywego zainteresowania. Na wzmiankę o truskawkach doszedł do nich potakujący ruch głową i wyrażający wdzięczność oraz dumę, uśmiech.

- Lubię te owoce i zapewne gdybym mogła, zasadziłabym ich tyle by wypełnić każdą wolną przestrzeń w lesie - przyznała z tęsknym westchnięciem. - Nic dobrego by jednak takie samolubne postępowanie nie przyniosło. Dlatego zadowalam się tymi paroma rzędami, które w sam raz wystarczają na moje potrzeby. Znasz się na roślinach? Czy tym właśnie zajmowałeś się w swoim świecie?
Były to bodajże pierwsze, osobiste pytania jakie padły z jej ust. Sprawiała także wrażenie szczerze zainteresowanej jego przeszłością, nie dało się przy tym ukryć, że i odsłanianymi przez Dawida fragmentami ciała, Tamina również się interesowała.

No i nic. Nic nie znalazł. Żadnych śladów ugryzien jakie powinny być. Ciekawe. Albo były jakieś słabe albo dosłownie goiło się na nim teraz jak na psie.Chociaż wtedy chyba powinny goić się nie tylko te ugryzienie więc znowu była kolejna “specjalna” czy magiczna rzecz w tej sprawie jak z całym tym angielskim wilkiem w południowej Angli. W końcu wzruszył ramionami i ściagnął podartą bluzę która i tak ściągnęła się razem z koszulką. Też podartą. Była jeszcze szansa, że może gdzieś na torsie jest choć właściwie już trochę stracił nadzieję, że sam znajdzie to w klasyczny sposób. W sumie chyba jak ugryzienie i to od czegoś wielkości dużego psa to chyba powinien czuć i powinno boleć czy piec a jakoś nic takiego nie odczuwał. Cholerne widmowe wilki i ich widmowe ugryzienia. - No dobra, ja nic nie znalazłem. Widzisz coś? - spytał rozkładając ręce dając jej chwilę na obejrzenie się a potem odwrócił się ukazując plecy. Na plecach to w sumie pewnie i tak by nie znalazł sam.

Po trochu był oczywiście ciekaw co ona zobaczy. Nie tylko te ugryzienie czy ten otarciowo - obdarty i posiniaczony syf jaki miał w tej chwili na sobie. Sam uważał się raczej za średniaka. Nie za duży. Nie za mały. Nie za niski. Nie za wysoki. Nie za gruby. Nie za chudy. No średniak. Choć właściwie żałował po cichu, że nie jest te parę centymetrów wyższy. Czasem by się przydało. Ale właściwie ten metraż co miał starczał mu w zupełności. Główkował też co jej odpowiedzieć na te pytanie o fuchę w realu. Proste pytanie a jednak trochę zbiło go z tropu. Mógł powiedzieć prawdę. Tyle, że ta była jak to z prawdą zwykle bywa. Prosta, bez sensacji, rewelacji czy upiększeń. Czyli niezbyt pociagająca, nudna i sztampowa. Kusiło go by jej naściemniać. W końcu sama mówiła, że nie była nigdy w ich świecie i w ogóle to chyba na wpółmityczna kraina tu była. No może coś jak Samoa u nich. Niby jest gdzieś na mapie ale kto tam do cholery był i wrócił by powiedzieć jak jest?

- Wiesz, z truskawkami to nie ma co być zbyt pazernym. Potem się nasadzi człowiek i musi to zbierać i w ogóle dbać. A tak jak jest teraz jest ok. Akurat do posmakowania. Wiesz, ma klasę. Styl. Dodaje uroku temu miejscu. A nasadzisz hektary to nuda i masówka. Więc ja bym ci radził zostać jak jest. I mniej do zbierania jest. - pozwolił sobie od wyrażenia opinii na temat tych pierdolonych truskawek. od tamtego lata w Hiszpanii był na zdecydowane “nie” zwłaszcza wszelkim plantacjom. Parę krzaków czy grządek do posmakowanie mógł zdzierżyć ale nie więcej. Dołożył więc swoją cegiełkę do torpedowania pomysły plantacji leśnej tych owoców.

- A u nas… Podróżowałem. Właściwie chyba można tak powiedzieć, że byłem podróżnikiem. Wędrowałem po różnych krajach, mieszkałem tam parę miesięcy czy lat, pracowałem, bawiłem się, poznawałem nowych ludzi no żyłem. A potem albo wracałem do domu albo przenosiłem się do innego kraju. - pokiwał głową zapatrzony gdzieś w kraniec rządek tych truskawkowych krzaczorów. Tak. Właściwie to tak właśnie było jak mówił. Choć była to dość polukrowana wersja. Taka jaką się zwyczajowo mówi niezbyt znanym osobom albo do zbajerowania lasek. Nie ta bardziej detaliczna i mniej przyjemna jaką się mówi w domu czy z przyjaciółmi z domu.

- Wiesz, nasz świat jest różny. Różni ludzie, kraje języki. I pieniądzie. Chciałem zarobić. Więc jeździłem po różnych krajach, szukaem pracy i zarabiałem te pieniądze. Na dom zbierałem. Wiesz, mieć kawałek własnego świata gdzie jest się własnym szefem i gospodarzem. O. Takie coś jak ty tu masz dla siebie. Też chciałem mieć takie coś dla siebie. No ale na to potrzeba kasy wiec zarabiałem ją. Tylko jeszcze nie mam pomysłu gdzie ten dom sobie kupię. Zobaczymy. Na razie i tak jestem na etapie zbierania kasy na niego. - po chwili zawiechy w końcu zdecydował się nieco dokładniej streścić motto i przygody z ostatnich paru lat życia. - A ty to tak w ogóle mieszkasz tu sama? Od dawna? Specjalnie zajęłaś tą miejscówę bo blisko bramy jest czy to tak już było jak przyszaś? - nie miał pomysłu jak zmienić temat więc zapytał co mu do głowy przyszło. Skoro gadali o domach i land lordach to jakoś tak mu się samo nawinęło.

Podczas gdy mówił pojawiło się wrażenie, o którym wspomniała wiedźma. Zupełnie jakby siedział po szyję w wodzie. Niekoniecznie nieprzyjemne, jednak z pewnością nie pasujące do miejsca.

- Zatem jesteś wędrowcem - skwitowała jego opowieść. - Nie brakuje u nas takich jak ty. Czasy lubię się zmieniać i nie zawsze wszyscy z owych zmian wychodzą bogatsi. Niektórzy zmuszeni są opuścić domy i ruszyć w poszukiwaniu zajęcia, które pozwoli im wieść życie, może nie dostatnie, ale na poziomie.

Pojawiło się pieczenie, pod lewą łopatką, które powoli narastało, jednak nie było szczególnie bolesne. Widać coś tam jednak było, nawet jeżeli on nie był w stanie tego dostrzec.

- Ja mieszkam tu od dawna - odpowiedziała z nieco bliższej odległości. - Gdy tu przybyłam to miejsce było dziką polaną. To było dawno temu - dodała, dotykając jego skóry, dokładnie tam, gdzie piekło. - Opiekuję się wrotami, tym lasem i pobliską wioską oraz miasteczkiem Ambresberie. Nigdy nie wypuszczam się poza granice moich ziem. Żyję tu sama - wyjaśniała dalej, a pieczenie pod wpływem jej dotyku zelżało, a po paru chwilach znikło. - Sądząc po śladzie, zostałeś ugryziony przez samicę. Młodą do tego i zapewne ładną. Może wkrótce przypomnisz sobie jej twarz - westchnęła i cofnęła dłoń. - Jakby nie dość było innych problemów…

To co czuł podczas... Badania? Było... Właściwie nie było nic specjalnego. Pieczenie, lekki ból, uczucie chłodu i zanurzenia. No przecież nic specjalnego. Tyle, że dziwne było to, że nie wyczuwał żadnych czyników które zwyczajowo było przyczyną takich odczuć. Ot, stał w ogrodzie na gołą klatę a laska za nim dotykała jego pleców. Żadnej wody czy zimna. Sam dotyk. Jej dotyk. Tak własnie to powinien czuć.

Przez ten jej dotyk czuł się też nieco rozkojarzony. W końcu była wiedźmą. Może z nazwy, profesji... Ale nie wyglądu. Nie, na pewno nie. Jako facetowi ten fakt, że dotyka go całkiem niezła laska no nie pozostał nie do nie zauważenia. Czuł takie charakterystyczne mrowienie w karku i bardzo wątpił by był to efekt uboczny tej całej magii. Więc trochę ciężko mu było skupić uwagę na tym co mówi. Choc wyłapał wystarczająco dużo by złapać sens. Odwrócił się do niej twarzą chcąc zapytać...

I to był błąd. Zdradziła go ta nowa dla niego "nadwrażliwość na zapachy" do której się jeszcze nie przyzwyczaił. A która dotąd choć momentami natrętna czy irytująca albo po prostu wcale nie chciana raczej schodziła gdzieś na dalsze tło tych całych rewelacji jakie go tu otaczały i jakich się dowiadywał prawie w każdym zdaniu. Rozbudzone wzajemną ciekawością, rozmowa, flirtem i dotykiem nadzmysły tym razem zareagowały inaczej. A może po prostu zinterpretował je inaczej. Ale gdy stanął do niej twarzą, zaledwie z pół kroku czy krok od niego poczuł jej zapach. Nie tak jak był przyzwyczajony do zapachu perfum czy szamponu który jako najsilniejszy dominował w otoczeniu jakiejś osoby. Kobiety. Nie.

Poczuł całą gamę róznych woni. Zupełnie jakby ktoś jakiś gotowy kolor rozłożył przed nim na paletę pierwotnych barw z jakich powstał. Wyczuwał zapach szamponu czy czego tu się zamiast tego używało. Silny, mocny zapach dobrze trzymany przez włosy i wietrzejący o wiele wolniej niż odkrytej skóry. Nawet truskawki które jadła wczuwał. Mogłaby mu ściemniać a i tak by wiedzial, że jadła nawet gdyby tego nie był świadkiem. Czuł zapach tych owoców bijący z jej palców i ust. Na jej ustach na chwilę zawiesił mu sie wzrok. Ładne. Pełne. Wciąz trochę czerwone od soku z truskawek.

I perfum jakiego używała. W kazdym razie ten zapach który miał być dominujący. Zbyt ładny i przyjemny by był to przypadek. Docierający z okolic szyi. A przynajmniej z tamtąd wyczuwał go najwyraźniej. A pod tym ubranie. Te zapachy które w nie wnikły. Owoców i warzyw jakie obrabiała w kuchni. I jakieś zioła. A jeszcze pod tym. Skóra. Żywa skóra. Lekko nasączona potem. Żywa. Gorąca. Gładka. Zachęcająca do zbadania. Do dotykania. A gdzieś tam niżej. Tak, tam gdzieś niżej wyczuwał zapach z tego miejsca które najbardziej go interesowało w ciele kobiety. Przymknął oczy trochę oszołomiony. Wstrzymał dech. Potem zaczął go wypuszczać. No i mózg mu się z powrotem zaskoczył.

- Hiuh... Eee... Ten... - zaczął gdy otworzył oczy. Miał przecież ją coś spytać. Ale trochę się zdziwił widząc własną wyciągnietą dłoń tak gdzieś w połowie drogi między nimi. A tak. Przecież chciał ja dotknąć. W sumie czemu nie.

- Too... Mówisz wilczyca mnie ukąsiła? W plery? - zaczął gdy przypomniał sobie co chciał ją zapytać. Rozbudzone zapachową orgią krew i hormony wciąż w nim buzowały ale już teraz to kontrolował. Nie znaczyło, że miał zamiar je ot, tak wygasić skoro już zostało rozpalone w piecu. Wznowił więc ruch dłoni i nieśpiesznie powędrowała ona w stronę twarzy dziewczyny. Był ciekaw co zrobi. Robił to na tyle wolno, że miała wystarczająco okazji by zaprotestować. Gdyby chciała. Nie to nie. Innym razem. Albo z inną. Ale jeśli nie nie... No i zrobiło się ciekawie. Bo jego palce wylądowały na jej brodzie. I nie było żadnego nie.

- Powiedz mi Tam. Jakie istoty nazywacie tutaj wilkami? Tylko te czworonożne? Co cały czas są w takiej formie? Czy takich ludzi co się mogą zmieniać w wilki lub półwilki też? Takie wilkołaki jak to u nas się mówi. I jeszcze mi powiedz ile mamy czasu. Do nastepnej pełni. - przy okazji główkował gdzie dalej przenieść wędrówkę. Z brody było parę ciekawych szlaków. W tył głowy, po linii szczęki ku uchu. Albo i dalej na kark. Albo w góre twarzy po twarzy z tymi wszystkimi fajnymi miejscami na twarzy. Albo w dół po szyi. A szyja i pod szyją też tyle fajnych rzeczy do zwiedzania. W końcu zdecydował się na pierwszą opcję. Palce zaczęły z wolna sunąc po linii jej szczęki ku uchu. No i poza czekaniem co ona zrobi był też ciekaw co powie. Teoria z wilkołakami którą gdzieś nawet przez moment rozważał ale odrzucił nagle zrobiłaby się całkiem prawdopodobna.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 07-07-2016, 00:01   #30
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Śniadanie miało to do siebie, że zwykle przyrządzało się je szybko i, o ile ktoś nie był mistrzem organizacji porannej, na szybko. Gdy zaś za pomocnika ma się magię, czas ów skraca się niepomiernie, nie patrząc na to czy przy stole spotkać się mają dwie, czy też większa ilość osób. Z oczywistego zatem powodu nie każdy zdążył się umyć, czy przebrać, gdy w całej chacie rozbrzmiało nawoływanie Taminy. Zabrzmiało przy tym w sposób specyficzny. Każdy bowiem z gości wiedźmy, usłyszał je tuż przy swoim uchu. Nie zostało wykrzyczane, był to nieco jedynie głośniejszy szept, zaproszenie niczym to, które z ust kochanki niekiedy spływało. Lub tez kochanka, w zależności od upodobań.

Sala jadalna prezentowała się dość okazale i jednocześnie przytulnie. Był tam kominek, był kredens wypełniony delikatnymi, porcelanowymi przedmiotami użytku jadalnego, jak filiżanki, talerze, a nawet mały dzbaneczek, który wyglądał tak, jakby zaraz miała z niego wyskoczyć mała wróżka. Głównym elementem wystroju był długi, masywny stół, przy którym stało dwanaście krzeseł. Jak nic, był to znak, że wiedźma do gości jest przyzwyczajona i przygotowana na ich przyjmowanie. Biorąc zaś pod uwagę zapachy jakie dominowały w jadalni, a które z rozłożonych talerzy i tac się wydobywały, goście owi bez wątpienia narzekać nie mogli. Był także napitek w postaci mleka, wody i lekkiego wina. Na małym stoliku pod ścianą stał czajnik na żelaznej konstrukcji, pod którą palił się mały płomień. Palił się zaś bez widocznego źródła w postaci materiału, jaki mógłby pożerać by się utrzymać. Ot, sam z siebie tkwił i podgrzewał ziołowy wywar, który wypełniał nosy słodkim zapachem kopru włoskiego i ożywczej mięty połączonych razem aromatem pokrzywy.
Słońce, które wpadało przez wysokie okno, rozjaśniało pomieszczenie, odbijając się w rzeźbionych, srebrnych kinkietach, które zdobiły pomalowane delikatnym, fioletowym kolorem ściany. Gospodyni wymigała się od spożycia śniadania z gośćmi, twierdząc, że wzywa ją praca, która nie może poczekać. Zostawieni sami sobie, przybysze z innego świata, mieli okazję wymienienia się informacjami które udało się im zdobyć, lub zatrzymania ich dla siebie, ograniczając się do uprzejmych odpowiedzi, które nic nie mówiły ani też nie wnosiły. Była to ich wolna wola, którą wciąż posiadawszy mogli wykorzystać.

Tuż przed końcem śniadania, gospodyni ponownie zawitała w jadalni, niosąc ze sobą tacę z siedmioma szklanymi pojemnikami. Z każdego wydobywał się biały dym i każdy zawierał ciecz takiego samego koloru i konsystencji.


- To przyspieszy gojenie waszych ran - wyjaśniła, stawiając tacę na stole. - Sprawi także, że atakujące was bodźce zaczną powoli słabnąć. Nie znikną, jednak do czasu pełnej przemiany mogą wam one sprawiać problemy. Ta mikstura powinna ułatwić wam przeżycie kolejnych dni.



Późniejszy czas każdy zorganizował sobie po swojemu. Jedni podjęli próby zdobycia informacji, drudzy sprzętu pozwalającego przetrwać im w Avalonie, a jeszcze inni oddali się przyjemnościom.

Dawid jako pierwszy zdołał dorwać się do wiedźmy i wraz z nią spędził chwile tuż po śniadaniu. Informacje napływały do niego wartkim strumieniem, podobnie jak i bodźce, którymi zalewała go nie tylko otaczająca Polaka przyroda, ale i towarzysząca mu kobieta. Jego działania przyniosły delikatne efekty, pozwalające na domyślenie się, że wiedźma jest bardziej zaskoczona jego dotykiem, niż cokolwiek innego. Mile zaskoczona, należało rzec, bowiem przechyliła głowę ku jego dłoni i wyraźnie przyjemność z owej bliskości czerpała. Gdy jednak przemówiła w jej głosie słychać było jedynie wesołe nuty, jakby całe zajście, które się wydarzyło i było kontynuowane, było dla niej przede wszystkim zabawą.
- Tych którzy się zmieniają, czyli was - wyjaśniła mu, sama wyciągając dłoń i dotykając ją torsu mężczyzny. - Nazywamy tak też zwierzęta, które żyją w tym lesie. One są początkiem waszej rasy i na nich się ona kończy.


W innych częściach chaty i jej okolicy, także co nieco się działo. Neli udało się odnaleźć bezimienną towarzyszkę, która z pewnym zainteresowaniem podziwiała trzymany w dłoni łuk. Przez ramię miała przerzucony kołczan i wyraźnie zamierzała wypróbować ową broń, za cel obierając pobliskie drzewo.
W kuchni Jack znalazł cześć z przedmiotów, które jego, oraz jego towarzyszki, interesowały. Noży nie brakowało w szufladach, były też garnki, kociołki, a nawet wędka, stojąca sobie spokojnie w spiżarni. Tam też natknął się na całkiem spory zbiór wszelakiego jadła, w tym suszonego, które mogło się okazać życie ratującym. Krzesiwa jednak nie znalazł ani żadnego odpowiednika magicznego. Nie powinno to akurat dziwić, biorąc pod uwagę, że na dobrą sprawę nie wiedział jak przedmiot ów mógłby wyglądać.
Na piętrze Barb kończyła przeszukiwania pokoi, dorzucając do zgromadzonych rzeczy te, które głównie kobietom przysłużyć się mogły. Jak się okazało wiedźma miała w owych pokojach, całkiem pokaźną kolekcję fiolek zawierających płyny o zapachach, które wabiły nos i rozpalały zmysły. Były i takie, które przywodziły na myśl łąki pełne kwiatów, słodkie owoce, woń świeżo skoszonej trawy i wiele, wiele innych. Żadna z tych woni nie pasowała jednak do tej, która unosiła się wokół Taminy. Biorąc pod uwagę wciąż nie dające się otworzyć drzwi, które broniły dostępu do trzech pokoi, w którymś z nich musiała się znajdować sypialnia ich gospodyni i tam zapewne owe perfumy się znajdowały. Póki co jednak, Barbara miała dość by móc swobodnie przebierać i wybierać.




Nim nadeszło południe, każdy z gości wiedźmy zdołał mniej lub bardziej obeznać się z zawartością dostępnych im pomieszczeń, jak i prostym faktem, że Tamina bez wątpienia kradzieży nie musiała się obawiać. Co rusz napotykali na przedmioty, które nie pozwalały by je podnoszono. Niektóre księgi w bibliotece, szuflady w komodach, nawet jeden świecznik na który nabite były trzy czarne świece. Mapy żadne z nich nie znalazło, podobnie jak i namiotów ani innych sprzętów pozwalających na biwakowanie w plenerze. Albo takowych w chacie nie było, albo też trzeba było o nie poprosić ich właścicielkę. Najpierw jednak należało ją odnaleźć co okazywało się nad wyraz ciężkim zadaniem. Najwyraźniej, gdy nie miała ochoty na kontakty z nimi, po prostu znikała im z oczu. Zamkniętych drzwi nie brakowało, zatem można się było domyślić, że to właśnie za nimi się kryła. Dopiero na godzinę przed południem jej sylwetka poczęła nieco częściej migać przed ich oczami. Jakby na to nie spojrzeć czas był powoli by zabrać się za obiadu gotowanie, a widać było, że może i obecności nieco im skąpi, jednak zdecydowanie nie skąpiła jedzenia.
Nim jednak obiad został podany, do dość tłocznego zgromadzenia dołączyła kolejna persona. Dołączyła zaś w sposób nader niezwykły, przynajmniej dla ludzi, którzy nowi byli w tej krainie. Nawet dla Cassandry, która miała nad pozostałymi dzień przewagi, sposób w jaki pojawił się nowy gość Taminy, stanowił zaskoczenie.


Gościem tym była kobieta. Młoda, ruda, o oczach lśniących niczym dwa szmaragdy. Stój jej był nad wyraz skąpy, w porównaniu z wiedźmą, jednak kobieta ta wyraźnie sobie niewiele robiła ze spojrzeń, które jej rzucano. Przybyła zaś nie pieszo, nie na koniu ani żadnym stworze z bajek. Przybyła bowiem na miotle, całkiem ładnej do tego, zadbanej i pozbawionej powyginanych witek. Wylądowała gładko, tuż przy ogródku ziołowym, po czym zwinnie wysunęła styl spomiędzy nóg swoich i raźnym krokiem skierowała się w stronę chaty, po drodze obrzucając rozbawionym spojrzeniem tych, którzy świadkami jej pojawienia się byli.
- Tamino coś ty znowu wymyśliła?! Amarinisa postawiła na nogi cały dwór. Nie poznaję cię siostro - słychać było już od progu, a energia w całej chacie natychmiast zmieniła się ze spokojnej i cichej, na tą którą można by porównać do szalejącej burzy. Rudej burzy, należało dodać.





Kolejny gość pojawił się wieczorem, w sam raz na kolację. Widać taki tu mieli zwyczaj, względnie wiedza o gościnności Taminy skłaniała do przybywania właśnie w porach posiłków.


Gościem tym była młoda dziewczyna, nie mogąca mieć więcej niż lat piętnaście. Włosy jej były dwóch kolorów, białego z lewej strony i czarnego z prawej. Ubrana była w suknię poniżej kolan, którą zdobił czarny gorset i nałożona na niego zbroja. Przy pasie tkwiły dwa miecze, sprawiające wrażenie jakby bardziej postawnemu mężowi pasowały niż owej drobnej postaci. Wyglądu dopełniał czerwony płaszcz z kapturem, nie pierwszej młodości, jednak zapewne jakieś tam zadanie spełniający skoro dziewczyna wciąż go nosiła.
Wraz z nią przybył wilk. Bestia ta była ogromna, sięgająca pyskiem do jej barków i najwyraźniej przy okazyjnie robiąca za wierzchowca. Sierść miał ciemną, stalową, niczym chmura gradowa.
Oboje wstąpili do środka, nie pytając o pozwolenie ani nie bacząc na to, że zwierzę może kogoś na śmierć wystraszyć. Dziewczynka od razu skierowała się w stronę wiedźmy.
- Wzywałaś - zwróciła się do niej, pochylając głowę w pełnym szacunku geście. - Przybyliśmy.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172