Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-06-2017, 21:24   #281
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
W świątyni było całkiem gwarno od "gości", którzy przybyli po listach jakie Chloe posłała do Matrice. Było już po kolacji, którą Jack i pani Barbara przyszykowały dla wszystkich przebywających w budynku. Chloe ślęcząc nad notatkami, zjadła przyniesiony jej przez Diega posiłek w swoim pokoju. W końcu odłożyła wszystko przypominając sobie o czymś ważnym. Wstała od stolika i zabrała ze swojej sypialni jedną z kilku butelek, które trzymała schowane pod łóżkiem i wyszła, kierując swoje kroki do gabinetu Cicerone. Zapukała w drzwi i nie czekając na zgodę, weszła do środka.
- Witaj ojcze, przepraszam, że nie było mnie znów na wspólnym posiłku - przeprosiła Theseusa już na samym progu. Podeszła do biurka i postawiła butelkę wina. - To z zapasów maga. Udało mi się kilka uprowadzić - mrugnęła do duchownego.


Duchowny podniósł wzrok znad księgi, którą właśnie czytał i spojrzał na gosposię. Rozpoznając swoją córkę, uniósł delikatnie kącik ust i rozparł się na fotelu.
- Nic się nie stało, lilium. Rozumiem, że masz do załatwienia ważne sprawy - odparł uprzejmie i zerknął na postawione naczynie. Nie czekając długo, schylił się i otworzył szafkę pod biurkiem. Zaraz też do butelki dołączyła para cynowych kielichów.
- Sprawdźmy więc gust świętej pamięci maga z Szuwar, dziecko - odparł ochoczo Theseus, zachęcając Chloe, by usiadła naprzeciwko. co też zaraz dziewczyna uczyniła. Już z pozycji siedzącej, oczekując rozlania wina do kielichów, rozejrzała się po gabinecie, zatrzymując spojrzenie na półce z książkami.
- Staram się wszystko dopiąć na ostatni guzik nim stąd wyjadę - powiedziała tłumacząc się mimo jego zapewnienia że rozumie. - To był szalony czas, tu w Szuwarach - stwierdziła, spoglądając na niego. Uśmiechnęła się ciepło. - W Matrice będę potrzebowała długiego wolnego.
Cicerone kiwnął głową i szybko otworzył butelkę. Obserwując z niejakim zafascynowaniem przelewającą się ciecz, zapełnił oba kielichy, jeden podsuwając dziewczynie. Sam wziął naczynie do ręki i ponownie oparł się wygodnie w fotelu.
- Zasłużyłaś na odpoczynek, córko - przytaknął batiseista, unosząc do góry kielich. - A więc za tych, co poświęcili się dla dobra Szuwar i wszystkie dusze, które dokonały tu żywota - wzniósł skromny toast.
Chloe skinęła głową.
- I za to, że nie daliśmy się temu szaleństwu - uniosła lekko kielich do toastu po czym przystawiła go sobie do ust i upiła pierwszy łyk. Trzeba było przyznać, że mag miał dobry gust do alkoholu. Dziewczyna rozsiadła się wygodnie i wbiła przenikliwe spojrzenie w duchownego. - Ja wyjeżdżam, pewnie już się tu nie pojawię. A ty? Co planujesz dalej? - zapytała go.

Ojciec Glavie zwlekał z odpowiedzią, oblizując wargę i wpatrując w barwę napoju. Pokiwał z wolna głową i oparł kielich na kolanie.
- Muszę skompletować dokumenty i zabezpieczyć archiwum, a potem… Skontaktować się z wielebnym Ardulf’em. Musi przysłać mojego zamiennika - odparł, przygryzając wąsa.
- Archiwum jest już w dobrych rękach - zauważyła, mając na myśli wysłanników Inkwizycji. - Ale cieszę się, że nie chcesz tu zostać - stwierdziła. - I co dalej? - ciągnęła go bezlitośnie za język.
Mężczyzna upił kolejny łyk, wyraźnie rozkoszując się trunkiem i podniósł wzrok.
- Wrócę do diecezji w Matrice. Muszę rozmówić się z biskupem Hager’em w mojej… sprawie - odparł niepewnie i nerwowo zakręcił sygnetem kościoła na palcu. - Później zaś zobaczę, dokąd pokierują mnie słowa Pana.

- O, to może uda się wspólnie wyjechać? - zaproponowała, wyraźnie ucieszona. - A mogę wiedzieć o czym będziesz z nim rozmawiać? - zainteresowała się.
- Istnieje taka możliwość - przytaknął ochoczo. Jednak na dalsze pytania Chloe wyraźnie się speszył. - O kwestiach mojego… kapłaństwa - odpowiedział niechętnie i szybko przepłukał gardło winem. Jednocześnie spojrzał na gosposię wymownie.

Chloe przekrzywiła głowę w pytającym geście. I dopiero po chwili zrozumiała.
- Ah, o to ci chodzi - uśmiechnęła się szeroko. - Wiesz, jeśli o mnie chodzi, to już to sobie przemyślałam. Jeśli zechcesz zrobić z tego oficjalną informacje, to mi to nie przeszkadza. W gruncie rzeczy to nawet nie powinno to mieć wpływu na moją karierę w Kantonie. Ale ciebie mogą wykluczyć z duchowieństwa. Chyba że matka złoży oficjalnie zeznania że cię uwiodła używając eliksiru. A biorąc pod uwagę renomę jaką sobie wyrobiła jako alchemik… Uwierzą w to. Wtedy jednak nie wiadomo czy jej nie wykluczą spośród członków rzemieślników pracujących na rzecz Kantonu... Niewielka jest na to szansa, ale zawsze - stwierdziła bez nacisku na żadną z opcji.
Kapłan odstawił kielich na biurko, samemu nachylając się do przodu i opierając się łokciami o jego blat. Zwiesił głowę i pogładził swoją długą brodę w zamyśleniu.
- Piastuję stanowisko Cicerone już prawie trzydzieści lat - odezwał się wreszcie głębokim głosem. - Przez ten czas całe moje życie było wypełnione tylko jednym celem: służyć Bogu oraz Nosicielom Dusz. Nigdy świadomie nie zdradziłem wartości, jakich nauczył nas Pan. Nigdy też nie troszczyłem się o swoje dobro, a zwłaszcza rodziny, której nie miałem - uniósł spojrzenie na gosposię.
- Przeszedłem przez to życie do tego momentu w taki a nie inny sposób, ponieważ nie znałem i nie chciałem niczego innego. Nie żałuję moich decyzji, chociaż ubolewam nad tymi, nad którymi nie miałem kontroli - ponownie przesunął dłonią po zaroście, skupiając wzrok na spojrzeniu córki.
- Poznając ciebie… poznając prawdę o tobie, moja perspektywa się… zmieniła. Zauważyłem to po swoim zachowaniu. Martwię się o ciebie, córko i stawiam twoje dobro ponad innymi. Nie twierdzę, że to coś złego, po prostu… tak nie działają Cicerone. Wracam również myślami do twojej matki. Zastanawia mnie, jak się u niej wiedzie. Czy jest coś, co powinniśmy sobie powiedzieć? - urwał pytaniem retorycznym i szybko sięgnął po kielich, upijając kolejny łyk.
- Decyzję podjąłem już jakiś czas temu. Nie było to proste, ale było jak najbardziej szczere i właściwe. Udam się do biskupa, przedstawię sytuację, oczekując na jego osąd i zrzeknę się kapłaństwa. Nie wydaje mi się, że mógłbym jeszcze zająć jakąś inną posadę. Całe życie przyuczałem się tylko do tego jednego celu. I chyba przyszedł czas, by go wypełnić - zakończył, milknąc na dłuższą chwilę.

Panna Bergan słuchała jego wypowiedzi uważnie, nie przerywając mu. Dopiero gdy zamilkł zdecydowała się zabrać głos.
- Pamiętaj, że jakąkolwiek decyzję nie podejmiesz to nie będziesz z nią sam. Zawsze możesz liczyć na moją pomoc - zapewniła go szczerze. Wbiła spojrzenie w kielich. - Również odnosi się do finansów, bo zdaję sobie sprawę, że Cicerone utrzymują się z tego co ma parafia, a zarazem nie mogą posiadać żadnych dóbr na własność, więc jeśli odejdziesz z posługi to wyobrażam sobie, że początek będzie trudny.
- Doceniam twoją chęć pomocy, dziecko. Przyznam, że nie zastanawiałem się za bardzo nad tym, co będzie później. Mam jednak ufność w Bogu i wierzę, że nie zostawi mnie nawet po wystąpieniu z szeregów kościoła. - W głosie kapłana brzmiała szczerość i prostota. Najwidoczniej naprawdę był przekonany, że jakoś sobie poradzi.
- Jakkolwiek nie potoczyłoby się moje dalsze życie… chcę mieć pewność, że już nie stracę z tobą kontaktu, lilium.

Dziewczyna wypiła swoje wino do końca, a następnie postawiła kielich na blacie biurka. Sięgnęła po butelkę i dolała sobie, a następnie wychyliła się i również napełniła kielich swojego ojca.
- Ode mnie już się nie uwolnisz - mrugnęła okiem, uśmiechając się uroczo i wzięła swoje naczynie z winem. - Wiesz... Skoro już zadecydowałeś, to tak się zastanawiałam... Może powinnam przyjąć twoje nazwisko? - zaproponowała bez skrępowania.
Kapłan uniósł brew, wyraźnie zaskoczony jej propozycją. Na tyle był zdumiony, iż potrzebował paru chwil, by zebrać myśli.
- Ja… cóż, technicznie rzecz biorąc jako moja córka należysz do mojego… rodu. Jakikolwiek by on nie był - odpowiedział, biorąc świeżo napełniony kielich do ręki i upijając mały łyk. - Musisz jednak wiedzieć, że to nazwisko sam sobie obrałem, będąc jeszcze w klasztorze. Nie ma żadnego rodowodu ani większej genezy - dodał, kiwając głową. - Oczywiście sprawiłabyś mi niezmierną przyjemność, obierając moje nazwisko. Jednakże nie chciałbym cię poczuwać do takiego obowiązku - zakończył, wyraźnie zmieszany.
- Wspaniale! - przyklasnęła Chloe. Była wyraźnie zadowolona z tego co powiedział. Zamyśliła się wpatrując w zawartość kielicha. Zapewne już myślała o tym jakie formalności będzie trzeba dopełnić.
- Myślałeś już może o tym w jakim zawodzie czułbyś się najlepiej? - zapytała nagle, podnosząc spojrzenie na Theseusa.
Ojciec Glaive uśmiechnął się niepewnie, widząc zapał młodej Chloe. Ostatecznie jednak sam chyba był zadowolony z jej decyzji.
- Jakby nie patrzeć, pobrałem wiele nauk, szkoląc się na Cicerone. Od architektury i budownictwa zaczynając, po zróżnicowane rzemiosło kończąc. Prawdę powiedziawszy Cicerone w większej mierze jest inżynierem niż kapłanem. Ale przecież na tym opierają się filary naszej wiary - skwitował Theseus, mocząc usta w winie.
Chloe pokiwała głową.
- Tak, w końcu to bardziej jak oczywiste - teraz dopiero zdała sobie z tego sprawę. - Ha, gdyby mi ktoś miesiąc temu powiedział, że dziś będę omawiać sprawy przyszłości z moim ojcem to od razu bym wysłała taką osobę na egzorczyzmy - zaśmiała się.

Theseus potrząsnął głową, rozbawiony i wychylił kielicha.
- Ja sam żyłem w przekonaniu, iż umrę jako bezdzietny kawaler. Cóż, teraz przynajmniej o to pierwsze nie muszę się martwić - zagaił, tracąc swój poważny ton. Alkohol musiał odrobinę zacząć na niego działać, bowiem zarumienił się lekko na twarzy.
- Życie potrafi zaskoczyć - odparła z rozbawieniem wypijając wino do końca. - Ale będzie wesoło - ucieszyła się. - Cieszę się, że dałam ci ten list. A byłam tak blisko, żeby go spalić i wszystko przemilczeć... Sam Wielki Budowniczy musiał mi dać odwagi - powiedziała z powagą w głosie.
- Również jestem ci wdzięczny, iż mi go wręczyłaś. Nie potrafię sobie teraz wyobrazić tego, że miałbym żyć w niewiedzy na ten temat - skinął głową i uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
- Powiedz… spotkasz się jeszcze ze swoją matką?
Dziewczyna westchnęła ciężko. Nim jednak cokolwiek powiedziała to sięgnęła po butelkę i dolała sobie wina.
- Myślałam, że mam to już za sobą. Ale tak nie jest - wyznała i wypiła spory łyk. - Są dni kiedy rozumiem jej zachowanie, powody dla których to zrobiła... Ale czasem mam tak, że uważam ją za najgorszego potwora. Teraz jak ciebie poznałam, jestem w stanie sobie wyobrazić jak wiele mi zabrała. Swoją decyzją zabrała mi ciebie - zawiesiła na nim spojrzenie ciemnobrązowych oczu, z których bił smutek.
Batiseista odchrząknął w zaciśniętą pięść i skrzywił się lekko. Widać było, że intensywnie zbierał myśli.
- Nie możemy pochopnie jej osądzać. Myślę, że dopóki nie poznamy jej punktu widzenia, nie zrozumiemy jej motywacji - odparł spokojnie, zerkając na gosposię.
- Myślisz, że powinniśmy złożyć jej wizytę, kiedy będziemy już w Matrice? - zapytał, wyraźnie zainteresowany.
Chloe nabrała powietrza w płuca, by coś powiedzieć, ale jedynie westchnęła przeciągle. Intensywnie myślała nad tym co powiedział duchowny. Odwróciła spojrzenie.
- No w sumie... Gdyby się nie przyznała to nadal bym nie wiedziała, że mam ojca, który żyje - mruknęła, co zdradzało, że dzisiejszy dzień należał do tych kiedy nie przepadała za swą rodzicielką. - Tak, myślę, że możemy ją odwiedzić… Nie pisałam do niej od czasu przyjazdu do Szuwar… Pewnie się martwi - zmrużyła oczy w niepewności.
- Więc chyba możemy złożyć jej wizytę. - Sam Theseus nie był pewien co do tego pomysłu, ale ciekawość, bądź zobowiązanie go do tego pchało.
Przez chwilę milczał, popiając wino. Wreszcie spojrzał na adeptkę Inkwizytorów i uśmiechnął się pocieszająco.
- Bóg chciał, żebyśmy się spotkali. Najwidoczniej to, przez co przeszliśmy w naszym życiu, było jego wolą. Dlatego musimy się cieszyć z tego, co mamy.

- Dobrze, spotkamy się z nią… - zgodziła się w końcu. - Choć może lepiej jak sam się najpierw z nią spotkasz, żebym nie była stronnicza w tym spotkaniu - stwierdziła wzdychając z niezadowoleniem. - Czyli teraz... Ja opóźnię swój wyjazd, ty swój przyśpieszysz i wyjedziemy stąd, do Matrice - zapytała go, odzyskując nieco humoru.
- Tak, myślę, że uda nam się zgrać, dziecko - przytaknął, dopijając resztę wina. - A tymczasem… Może dokończymy to wino? Z chęcią posłucham o twoim dzieciństwie, lilium - zagaił przyjaźnie kapłan, przyglądając się dziewczynie. Widać było, że wiele dla niego znaczyła i chciał jej poświęcić jak najwięcej uwagi.
Chloe wyciągnęła w jego kierunku rękę trzymającą cynowy kielich.
- To będzie długa opowieść - odparła mu. - Dwadzieścia dwa lata… Na szczęście wina nam nie powinno zabraknąć - stwierdziła z ciepłym uśmiechem.
- Mamy na to wiele wieczorów - skwitował ochoczo Cicerone, rozpierając się w fotelu.

***


Bagaż Cicerone nie był duży. Wszystko mieściło się w jednej, trochę większej torbie. Theseus zastanawiał się, jak to jest mieć tyle ubrań oraz rzeczy osobistych, by do trzymania tego wszystkiego były potrzebne garderoby albo walizki. Czy nadmiar rzeczy nie był uciążliwy? Wszak to tylko więcej przedmiotów, które można stracić. Czy człowiek albo jakakolwiek inna istota potrzebował tak dużo? Odpowiedział sobie tylko wymownym mruknięciem.

Kapłan przeniósł wzrok z łóżka, na którym leżał jego dobytek i omiótł nim komnatę, w której spędził ostatnie parę tygodni. Nawet nie zdążył się tu dobrze zadomowić, a już musiał zostawić to miejsce. Niedługo miał zjechać do Szuwarów kolejny Cicerone, zastępując ojca Glaive.
Theseus ani przez moment nie domyślał się tego, co go tutaj spotka. Pomimo tajemniczej śmierci ojca Philippe, Cicerone spodziewał się nudnej posługi z dala od serca księstwa, jakim było Matrice. I jeśli miał być szczery, taka wizja nawet mu odpowiadała. Miałby czas na kontemplowanie oraz na pracę nad upadającą gospodarką Szuwarów. Niestety nie przewidział tego, że spokojna mieścina stała na legowisku smoka. Co kościół zamierzał z tym zrobić? Theseus tego nie wiedział. Całe szczęście, że wracał teraz do stolicy i to już nie był jego problem.

Stary duchowny sięgnął ręką do wieszaka i zdjął z niego swój czarny płaszcz, który narzucił na siebie. Ten element garderoby był jego drugą skórą i dziwnie się bez niej czuł. Można powiedzieć, że gruby materiał odcinał go od świata, dając mu prywatną przestrzeń. Coś, czego miał niedostatek w swojej pracy. W następnej kolejności przewiesił przez tors swoją torbę, w której trzymał katechizm i inne podręczne rzeczy. Na koniec podszedł do łóżka i zgarnął swój bagaż. Był cięższy niż wtedy, kiedy tu przyjeżdżał.

Nikt nie zauważył, kiedy zeszłego wieczora zszedł po raz drugi do piwnicy świątyni. Tam, gdzie stała tajemnicza, zakurzona skrzynia. Nikt też nie spostrzegł, kiedy po północy wyniósł stamtąd zwinięty w rulon strój Inkwizytora oraz jego miecz. Nikt tego nie wiedział, bowiem nikomu o tym Theseus nie powiedział. Nawet własnej córce. Sam nie był pewien, dlaczego utrzymywał to w tajemnicy. Po prostu tak uważał za słuszne. Czy jego Bóg to pochwalał? Ojciec Glaive był przekonany, że Wielki Budowniczy nie bez powodu zaprowadził go w tamto miejsce.

Mając już wszystko spakowane i gotowe do drogi, Cicerone ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się jednak z ręką na klamce i po raz ostatni spojrzał za siebie.
Co z nim będzie? Jaki los miał go czekać jako kapłan, który odstąpił od posługi? Czy tego właśnie chciał Wielki Budowniczy? Prawda była taka, że batiseista nie znał wyroków boskich. Jednak jedno było pewne: tego chciał Theseus Glaive. Jego służba dla kościoła dobiegała końca. Przyszedł czas, by zatroszczył się o samego siebie. Miał teraz córkę, którą pokochał jak własne dziecko, którym przecież była. Wiedział, że nie mógł jej towarzyszyć na każdym kroku. Zamiast tego pragnął być po prostu ojcem, do którego zawsze mogła wrócić, i który poświęci jej całą swoją uwagę.
Jako Cicerone był wszechstronnie uzdolniony. Kto wie, może założy swoją pracownię rzemieślniczą? Mógłby w ten sposób nadal służyć ludziom, troszcząc się przy okazji o siebie oraz bliskich.

Ojciec Glaive uśmiechnął się do siebie.
- Dziękuję - powiedział cicho i wyszedł z komnaty.

 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 30-06-2017, 23:37   #282
 
Kostka's Avatar
 
Reputacja: 1 Kostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputację
Tego dnia pogoda nie była za dobra. Siąpił zimny deszcz, a niebo zakryte było chmurami. Najgorszy był jednak przeszywający wiatr, szarpiący za ubrania i kąsający w twarz. Zupełnie jakby matka natura chciała oddać nastrój, który przez ostatnie tydzień zawisł nad Szuwarami.

Remi poprawił kołnierz. Ta, odkąd kolejne magiczne anomalie nawiedziły miasteczko, trudno było zobaczyć na uliczkach uśmiechnięte twarze. Wszyscy wciąż trwali w szoku po ostatnich wydarzeniach. Martin podzielił się tym spostrzeżeniem z ojcem, idącym obok niego błotnistą ścieżką.
- A czegoś się spodziewał - burknął starszy. Z pochyloną głową szedł niestrudzenie na przód, choć bukiet, który trzymał w dłoniach pogiął się niemiłosiernie.
- Jak żyję, nie widziałem czegoś takiego - dodał jednak po chwili. - Inkwizycja, tfu! Zjeżdżają się jak już po sprawie: Bury Kocur w zgliszczach, a pół mieszkańców poznikało - zaklął Luc.
Remi podparł ojca ramieniem przy trudniejszym odcinku trasy.
- Nie wiadomo, co by się stało, gdyby nie było tu ich agentki - zaoponował bez przekonania. Próby zmienienia zdania u Luca, były zazwyczaj daremne. Staruszek tym razem tylko mruknął coś pod nosem i przyspieszył kroku. Pierwszy przestąpił nad obaloną furtką szuwarowego cmentarza.
Remi w milczeniu podążył za ojcem i weszli na teren nekropolii.

W taką pogodę cmentarz sprawiał naprawdę ponure wrażenie. Poza nimi nie było tu żadnej żywej duszy, a wiatr gwizdał potępieńczo. W murze otaczającym cmentarz było tyle wyrw, że przypominał szczerbatą szczękę wystającą z ziemi, a wysypanej żwirem ścieżki, którą podążali można było dostrzec zaniedbane nagrobki dawnych mieszkańców Szuwar. Po wielkiej emigracji z miasteczka wiele grobów zostało opuszczonych. Kilka pomników zapadło się w wilgotną ziemię, a napisy upamiętniające pochowanych stały się nieczytelne. Pod murem przycupnęło stare mauzoleum.


Remi i Luc postąpili jeszcze kilkanaście kroków i znaleźli się we właściwym miejscu.
Dróżka rozszerzyła się, zmieniły się też pomniki. Złożeni tutaj wciąż odwiedzani byli przez swoich bliskich lub po prostu nie dawno pożegnali się ze światem. Widać było nawet kilka zapalonych zniczy. Ojciec i syn powoli podeszli do nagrobka, który nie wyróżniał się na tle innych. Imię i nazwisko wyryte na kamieniu. Data śmierci, przewrócona ósemka i krótka modlitwa. To całe upamiętnienie na jakie mogli liczyć mieszkańcy miasteczka.
Luc pochylił się i złożył bukiet na grobie żony, po czym cicho, razem z synem, odmówił modlitwę. Wiatr zmiótł wszystkie śmieci, które mogłyby zatrzymać się na pomniku i taki los zapewne podzielą też przyniesione kwiaty.
Po skończonej modlitwie w milczeniu przysiedli na cmentarnej ławeczce, każdy zasłuchany w swoje wnętrze. Luc sięgał ku wspomnieniom, natomiast Remi wybiegał myślami w przód.

Po ostatnich anomaliach Remi rozważał porzucenie miasteczka. Tradycja była ważna w życiu Martinów. Ale kto chciałby mieszkać w miejscu, w którym nie możesz być nawet pewny czy twój sąsiad jest prawdziwy? Jednak, gdy bartnik zmagał się z możliwymi konsekwencjami tej decyzji, Rodolphe Trottier przekazał mu pierścień golema. Atrybut szeryfa, jednej z najbardziej odpowiedzialnych funkcji w Szuwarach. I Martin zrozumiał, że nie może uciec przed konsekwencjami, a cichy głos w jego głowie szepnął, że już nigdy mu się to nie uda. Że stracił swoją szansę w chwili odejścia Adama.

Bartnik odchylił głowę do tyłu i popatrzył w ołowiane niebo.
- Może nie będzie tak źle - mruknął mężczyzna sam do siebie. Luc siedział z pół przymkniętymi oczyma i chyba nic nie usłyszał.
Razem z Hoe dadzą sobie jakoś radę z Szuwarami. Marie Clarie-Poulin była spalona jako Mer, przez powiązania z szeryfami. Zostaną rozpisane wybory i utworzy się na nowo Radę. A panna d’Artois niech nie myśli, że jej powiązania z czarostwem nie zostaną odkryte. Gdy tylko Inkwizycja opuści miasteczko, Rada powinna uaktualnić ogłoszenie o specjaliście od magii.

- Chodźmy już - zazgrzytał głos jego ojca, przebijając się przez świst wiatru.
Bartnik, wyrwany z zamyślenia, podniósł się z ławki i podążył z Lucem do furtki. Staruszek łypnął na niego blado niebieskim okiem.
- Niektóre rzeczy trzeba pozostawić za sobą pogrzebane i nie wracać do nich za często - powiedział do syna. - Inaczej ich duchy będą cię ścigać.
Kiedy Remi go doścignął nie odezwał się już ani słowem.
 
__________________
Hmmm?
Kostka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172