Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-09-2016, 18:44   #11
 
Rodriguez's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputację
Mimo, że drogę pod Drzewo Wisielców odbyłaś z parcianym workiem na głowie, zdążyłaś zorientować się po pozycji słońca, że nie jedziecie w stronę Drakenborgu. Niewiele Ci to jednak mówiło, gdyż nie znałaś okolicy, a rycerz i jego kompania nie kwapili się z wyjaśnieniami. Podróż generalnie mijała w ciszy, jeśli nie liczyć smętnego pogwizdywania zbrojnych, puszczanych przez nich ukradkiem wiatrów (ewidentnie efekt zjedzonej dzień wcześniej fasoli) czy klekoczących jak maechtyjskie kastaniety zębów Jelinka, z którym miałaś nieszczęście dzielić rumaka.
Teren wkrótce się zmienił. Zalesione wzgórza stopniowo ustępowały miejsca łagodnie pofałdowanym, otwartym przestrzeniom. Chłodny wiatr wciąż kąsał niemiłosiernie pomimo słońca wspinającego się po bezchmurnym niebie. Jechaliście dość długo – zbliżało się południe. Dopiero teraz spadek adrenaliny dał o sobie znać, podobnie jak pusty żołądek. Mimowolnie zaczęłaś się sennie kolebać w siodle. Sądząc po ustaniu klekotania i ciężarze głowy na plecach, Jelinek już dawno uciął sobie drzemkę.
- Pobudka! Jesteśmy na miejscu - dudniący jak dzwon głos rycerza wyrwał was z odrętwienia.
Za wzniesieniem zamajaczyła smuga dymu, ulatniającego się z komina zajazdu stojącego samotnie na rozstajach. Tak też nazywał się ów przybytek, co można było – z niemałym trudem – odczytać na nadgryzionym zębem czasu szyldzie dyndającym nad drzwiami. Mimo że była to prawdopodobnie jedyna ludzka sadyba w promieniu paru mil, nie wydawała się zbyt ludna. Wyglądała całkiem zwyczajnie, jeśli nie liczyć stosunkowo świeżych śladów po pożarze na dachu. Poza kilkoma zbrojnymi na podwórzu - w większości z charakterystycznymi, płonącymi różami na tunikach i pelerynach – w pobliżu nie było żywego ducha.
- Lady Eadwynn, dobrze widzieć cię w zdrowiu – powiedział jeden z nich, podchodząc bliżej i łapiąc za uzdę rumaka eskortującego was rycerza. Przez dobrą chwilę zachodziłaś w głowę, do kogo żołdak przemawia. Wtedy też wasz przewodnik otworzył zasłonę hełmu, rozwiewając resztki Twoich wątpliwości. Przyłbica skrywała ładny, regularny owal twarzy. Para jasnoniebieskich, przywodzących na myśl letnie niebo oczu spoglądała na mężczyznę zza kurtyny gęstych rzęs. Kąciki pełnych ust uniosły się nieznacznie, kiedy nazwana lady Eadwynn kobieta skinęła lekko głową.


- Sir Bertrandzie – jej miękki, chodź zdecydowany głos nie brzmiał już tak groźnie, jak spod złowieszczego hełmu – Czy Artur... czy sir van der Grief jest już na miejscu?
- Tak, pani – odpowiedział zbrojny, pomagając zejść Eadwynn z wierzchowca – czeka w piwnicy. Chciał rozmówić się z właścicielem przybytku.


* * *


Wewnątrz sadyba dalece odbiegała od powszechnie przyjętego wizerunku miejsca zwanego oberżą. Nie brakowało tu co prawda sfatygowanego szynkwasu, nieheblowanych stołów ułożonych w równych rzędach, pęków ziół i przypraw wiszących pod sufitem, ba – nawet nad paleniskiem wisiało coś, co od biedy mogło uchodzić za wypchaną głowę dzika. Różnica polegała na tym, że miejsce wydawało się... martwe. W środku kręciły się może cztery osoby na krzyż, z czego dwie wyglądały na zwykłych stajennych, zajętych szukaniem sobie przytulnego, ustronnego kąta, w którym mogliby popróżniaczyć. Pozostali stanowili zapewne część stacjonującego na miejscu oddziału. Ani śladu pijaków, szulerów, kurtyzan czy skorych do bitki awanturników.
Nie dane było Ci rozgościć się we wspólnej izbie. Wraz z Eadwynn zeszłyście prosto do piwnicy. Twarz kobiety w żółtym świetle latarni, którą oświetlała sobie drogę, wyglądała jak żywcem wyjęta z płótna malarza. Szła teraz bez hełmu, z rozpuszczonymi włosami. Ich ognista czerwień odznaczała się na tle ceglanych ścian niczym żywy płomień.
Mimo wyostrzonego wzroku omal nie potknęłaś się o jakiś kształt zwinięty pod ścianą. Spojrzałaś pod nogi. Siedział tam krasnolud, przykuty kajdanami do podtrzymującego strop drewnianego filaru. Wyglądał, jakby dopiero co brał udział w karczemnej burdzie – poobijany jak siedem nieszczęść, łypał jedynym zdrowym okiem to na Ciebie, to na Eadwynn. Drugie oko miał zupełnie zalepione krwią cieknącą z rozciętego łuku brwiowego. Jakieś trzy kroki dalej, przy kolejnym słupie, klęczała zapłakana kobieta – sądząc po odzieniu kucharka lub służka. Również skuta, choć, w przeciwieństwie do krasnoluda, nie nosiła śladów obrażeń.
- AaaaaaaaaaAAAaaaaaaaaaaaaaaach!!! - Twoich uszu dobiegł przenikliwy krzyk zza załomu pomieszczenia. Eadwynn prowadziła Cię dalej bez najmniejszego śladu strachu czy odrazy na twarzy. Po chwili Twoim oczom ukazało się coś na kształt prowizorycznej izby tortur. Na środku, na drewnianym zydlu, siedział przerażony mężczyzna o posturze wychudzonego elfa. Jedna z jego nóg tkwiła w urządzeniu przypominającym skrzyżowanie imadła z chodakiem. Oprócz niego w sali było trzech innych ludzi: kat stojący przy zastawionym narzędziami stole, pachołek o barach szerokich jak wrota stodoły i młody mężczyzna w podróżnym stroju. Wszyscy zdawali się bez reszty zaabsorbowani przesłuchiwaniem torturowanego nieszczęśnika.
- Zapytam dla czystej formalności, mistrzu „Pignatelli” – podjął najmłodszy z oprawców, bawiąc się trzymanym w dłoni sygnetem. Odniosłaś wrażenie, że celowo zaakcentował nazwisko – skąd u wędrownego cyrulika wzięła się sakiewka pełna nilfgaardzkich florenów... i ta błyskotka? - mówiąc to, podrzucił pierścień pod sam strop. W świetle pochodni dostrzegłaś na nim jakiś symbol lub inskrypcję.
Przesłuchiwany milczał. Zroszone potem czoło i rozbiegany wzrok zdradzały zdenerwowanie graniczące z paniką. Zniecierpliwiony kat zakręcił wajchą imadła. Krzyk torturowanego odbił się echem od zastawionych butelkami ścian. Ból był tak silny, że cyrulik przewrócił się na podłogę. Pachołek błyskawicznie posadził go z powrotem na siedzisku.
- Zaczekaj tu – szepnęła Eadwynn, po czym podeszła do mężczyzny z sygnetem. Zamienili parę zdań zerkając co chwila w Twoją stronę, po czym młodzieniec rozkazał katowi i pachołkowi kontynuować przesłuchanie.


- Dzisiejsze golibrody – westchnął, podchodząc bliżej – nawet nie podejrzewasz, jak wiele człowiek jest w stanie z własnej woli wyjawić zaufanemu fryzjerowi. Ty musisz być Tilla? - bardziej stwierdził niż zapytał. Uśmiechnął się przy tym, zupełnie jakby nie znajdował się w cuchnącej strachem i dymem pochodni piwnicy, a na kwiecistej łące, witając dawno niewidzianego przyjaciela.
 

Ostatnio edytowane przez Rodriguez : 08-09-2016 o 22:51.
Rodriguez jest offline  
Stary 09-09-2016, 17:58   #12
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
To, że była Tillą:
- Zgadza się - to potwierdziła ona sama.
Przez chwilę wydawało się jej, że rzeczywiście może go kojarzyć, tyle że co z tego, jak nawet nie była sobie w stanie przypomnieć, skąd.
- A pan to Artur van der Grief? - 'zgadywała' podobnie jak jej rozmówca.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 09-09-2016 o 18:19.
Ryo jest offline  
Stary 09-09-2016, 21:25   #13
 
Rodriguez's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputację
- Nie inaczej. Wybacz, że nie przyjąłem cię w innych okolicznościach. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się tak rychłego powrotu moich posłańców. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, byśmy opuścili to...
- AaaAAAAAch!!! Proszę, prosz.. AAAAAAA...!!! - Świdrujący krzyk w tle stopniowo przeszedł w płaczliwy bełkot.
- ...miejsce – dokończył van der Grief, kiedy hałasy za jego plecami względnie ucichły.

Scena sprzed kilku chwil powtórzyła się: więzień upadł na podłogę zwijając się z bólu, tylko po to by zostać przywróconym do pionu przez barczystego sługę. Kat prezentował mu w tym czasie dziwne, metalowe narzędzie przypominające kształtem gruszkę. Po wciśnięciu odpowiedniego przełącznika instrument otworzył się gwałtownie niczym szczęki wygłodniałego archespora. Oczy cyrulika momentalnie powiększyły się do rozmiarów florenów, o których wspomniał wcześniej Artur.
- Uwierz mi, nie chcesz tego oglądać – szepnął, prowadząc Cię w kierunku wyjścia.


* * *


Muzyka

Wraz z Arturem i Eadwynn postanowiliście zaczerpnąć świeżego powietrza, dając odpocząć płucom od zaduchu podziemi. Poza wami na zewnątrz nie było żywego ducha – wszyscy pochowali się przed zimnem bądź zajęli własnymi obowiązkami. Van der Grief spacerował z Tobą po obejściu, z Eadwynn kroczącą kilka kroków za nim niczym cień.
- Zabiję ją... - rzucił niespodziewanie.
- Eadwynn. Zauważyłem, że się jej przyglądasz. Przepowiedziano mi, że pewnego dnia zginie z mojej ręki - dopowiedział bez cienia emocji, widząc Twoje pytające spojrzenie - nie wiem jakim cudem... dlaczego miałbym to zrobić? Jest chyba ostatnią bliską mi osobą, wciąż kroczącą wśród żywych - mężczyzna sprawiał wrażenie pogrążonego we wspomnieniach. Zdawało się, że spacer w obecności wiedźminki z piętnem mordercy nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Nie miał przy sobie nawet żadnej widocznej broni, nie licząc lichego, ozdobnego sztyletu za pasem. Byłaś pewna, że gdyby przyszło co do czego, zdążyłabyś pchnąć go kordem i czmychnąć gdzie pieprz rośnie, nim Eadwynn zdołałaby do Was dobiec.
- Między innymi dlatego nie bałem się jej po ciebie posłać, Tillo - kontynuował Artur - nie jestem człowiekiem zabobonnym, jednak nie mam najmniejszych podstaw by nie uwierzyć w słowa osoby, która przepowiedziała mi jej śmierć. Poza tym Eadwynn to znakomita wojowniczka. Uczyła się fechtunku od najlepszych. Nawet biorąc pod uwagę twoją reputację i to, co miało miejsce dziś rano pod Drakenborgiem, miałabyś twardy orzech do zgryzienia stając z nią w szranki. A propos Drakenborgu... - mężczyzna zerknął w Twoją stronę. O ile jasne oczy Eadwynn można było porównać do bezchmurnego nieba, o tyle granatowe, nieprzeniknione spojrzenie van der Griefa przywodziło na myśl morze w trakcie sztormu - za co trafiłaś na stryczek, jeśli to nie tajemnica?
 
Rodriguez jest offline  
Stary 14-09-2016, 20:43   #14
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Artur miał rację. Tilla nie zamierzała przyglądać się torturom skazańca. Przede wszystkim nie miała również ochoty rozmawiać w warunkach, gdzie wycia i krzyki będą zagłuszać ich rozmowę. Nie protestowała przeciw wyjściu na zewnątrz, mimo niezbyt sprzyjającej aury panującej poza gospodą.

Wyznania Artura w kwestii przepowiedni wydawały się jej sprzeczne ze sobą. Bycie osobą niewierzącą w zabobony połączone z pewnością co do umiejętności Eadwynn powinny wykluczać możliwość wiary w przepowiednię - ktokolwiek to był - zaufanej osoby. Tilla nie mogła być, ba! nie powinna być uważana za kogoś równie zaufanego co pani rycerz, niemniej sir van der Grief nie zdawał się mieć jakoś problemu z faktem, że kroczy w towarzystwie przestępcy skazanego na stryczek, który - gdyby tylko chciał - mógł dobyć kord i pochlastać mężczyznę, a później - w zależności od kaprysu - kobietę w zbroi, a potem zwiać w siną dal.
Nigdy nie jest powiedziane, że Eadwynn nie może zginąć w inny sposób niż z ręki Artura.
Niemniej Tilla nie zabierała słowa w tej sprawie.
Wierzenia Artura nie były jej sprawą.

Zamiast zabierać się za mord, przystępowała do rozmowy.
- Nie jest to ani tajemnica, ani nic, z czego miałabym się specjalnie tłumaczyć - odparła Tilla.
- Gwoli ścisłości – Artur uśmiechnął się przepraszająco – nie interesuje mnie oficjalna wersja wydarzeń, ale twoja, subiektywna. Jeżeli jednak nie chcesz o tym rozmawiać, to trudno. Muszę uszanować twoją decyzję.
- Moja subiektywna też nie jest nader interesująca. Kilku gości dostało łomot, Higgs dostał w twarz. Taka tam obrona konieczna. Nic specjalnego.
Van der Grief wybuchł śmiechem.
- Obrona konieczna, powiadasz? No cóż, pozostaje mi uwierzyć na słowo.
Mężczyzna kierował się w stronę stajni. Odprawił jednego z żołnierzy kręcącego się przy wrotach. Poprosił też Eadwynn, by zaczekała przed wejściem, zapraszając Cię do środka.
Wewnątrz panowało przyjemne ciepło, połączone ze swojskim, zwierzęcym zapachem. Konie zastrzygły uszami, przyglądając się parze nieproszonych gości.
- Z pewnością jesteś ciekawa, dlaczego pozwoliłem sobie wyrwać cię z objęć śmierci w tak niestosownym momencie? - podjął, podchodząc do jednego z rumaków i gładząc go po pysku.
- Tego nie wiem. Ale wiem, że miałeś dla mnie propozycję nie do odrzucenia.
- Istotnie. Można ją tak nazwać, biorąc pod uwagę fakt, że w chwili gdy tu rozmawiamy, załoga Drakenborgu pewnie przygotowuje już listy gończe z okrągłą sumą za Twoją głowę – wyjaśniał Artur, gładząc w zamyśleniu pysk masywnego Perszerona – jestem jednak w stanie sprawić, że lokalne władze przymkną oko na twoje wybryki, na czas wykonania misji, którą mam zamiar ci powierzyć. W zamian zostaniesz oczyszczona z wszelkich zarzutów. Jeśli dobrze się spiszesz, pomyślę też o... materialnej gratyfikacji za twój wkład pracy.
- Co to za misja?
- Prosto do sedna – mężczyzna uśmiechnął się – mówiono mi, że wiedźmini to profesjonaliści w każdym calu. Cieszy mnie to, zwłaszcza że potrzebna mi osoba o twoich umiejętnościach. Twoje zadanie będzie stosunkowo proste – będziesz służyła za eskortę dla pewnego jegomościa, który za wszelką cenę musi dostać się do Wyzimy – wyjaśniał van der Grief, przechadzając się po stajni z rękoma złożonymi za plecami – niestety na chwilę obecną nie mogę powiedzieć ci nic więcej na ten temat. Im mniej wiesz, tym lepiej…
- Jeśli nic nie możesz o nim powiedzieć na obecną chwilę, oznacza to, że mnie z nim później zapoznasz lub podasz informacje, gdzie go spotkam i po czym rozpoznam? - pomimo stanowiska najmującego dla Tilli nie wszystko jeszcze było jasne. W końcu takich jegomościów mogło być dziesiątki, jak nie setki, a skoro sir van der Grief nie miał zamiaru wszystko podawać jej na tacy, to miał swe powody, w które Tilla nie zamierzała się wgryzać. Najważniejsze, żeby najmujący dotrzymał słowa, a za robotę zapłacił sowicie.
- Poznam cię z nim jutro. Dam ci czas na przemyślenie mojej propozycji. Możesz odjechać stąd w każdej chwili, żołnierze nie będą cię niepokoić. Będziesz wtedy jednak zdana wyłącznie na siebie. Poza tym musisz być wyczerpana po podróży. Jeśli zdecydujesz się zostać, spichlerz i pokoje na piętrze są do twojej dyspozycji. Rano dasz mi znać, jaka jest twoja decyzja…
- Dobrze. Przemyślę to wszystko. - Artur otrzymał odpowiedź od kobiety. - Dam ci znać, jeżeli zdecyduję się pomóc.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 16-09-2016, 17:56   #15
 
Rodriguez's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputację

Eadwynn leżała na miękkim posłaniu, pośród niedźwiedzich skór i poduszek. Burza rudych włosów okalała jej głowę niczym aureola, upodabniając ją do jakiegoś ognistego bóstwa czy demona. Ciepło z pobliskiego kominka grzało przyjemnie. Płomienie rzucały miękki blask na jej nagie ciało, tańcząc na udach, smukłej talii, małych, kształtnych piersiach. Zdobiący ścianę arras, przedstawiający bitwę pod Brenną, zdawał się ożywać pod wpływem gry świateł i cieni. Patrząc na dzieło mistrzów tkackich z Toussaint niemal dało się słyszeć szczęk stali o stal, syk cięciw, świst strzał i krzyki umierających.

Wciąż czuła słodycz ust ukochanego na swoich ustach, dotyk jego dłoni na ciele, palce wplecione we włosy. Obróciła się na bok, szukając lubego wzrokiem. Para błękitnych oczu błądziła po komnacie, przyzwyczajając się do półmroku. Wreszcie dostrzegła go, schylonego nad skrawkiem pergaminu i inkaustem, spowitego dymem łojowych świec.
-Artur...?
- Mhm.
- Kim byli ci ludzie w karczmie?

- Pamiętasz zamieszanie wokół banku Vivaldich w Novigradzie? - odparł, odrywając się na moment od pracy.
Eadwynn pamiętała. Zaczęło się od lobbingu na najwyższych szczeblach, wywieranego przez bliżej nieznane środowiska kupieckie na radę miejską, a nawet samego hierarchę. Skończyło na „dobrowolnej” sprzedaży udziałów krasnoludzkiego banku ludziom noszącym biżuterię podobną do tej będącej w posiadaniu cyrulika zatrzymanego przez van der Griefa. Gwiazda wpisana w trójkąt, przypomniała sobie dziewczyna. Już dwukrotnie widziała ten symbol.
- Człowiek podający się za wędrownego golibrodę należy najpewniej do tej samej bandy, która chciała położyć łapska na oszczędnościach mieszkańców Wolnego Miasta...
...które ostatecznie zagarnął Zakon, pozorując pożar filii i kradnąc sprzed nosa złodziejom ich własny łup
– dokończyła za niego Eadwynn.
- Tak było.
- A kobieta i krasnolud?
- Nie wiem, jaki mieli związek z tym szpiegiem. Może żaden, może byli jego zaufanymi konfratrami. Prędzej czy później się tego dowiem
– odparł bez cienia emocji Artur.
Po plecach kobiety przebiegł dreszcz. Mimowolnie przykryła się niedźwiedzią skórą, nie zważając, że w komnacie było już i tak dość ciepło. Jej myśli pomknęły do drakenborskich lochów i okrytych złą sławą oprawców, zdolnych zmusić, jak głosiło porzekadło, rybę do mówienia. Gorzej, jeżeli pracownicy oberży faktycznie byli niewinni.

Eadwynn obserwowała w milczeniu pochłoniętego pracą mężczyznę. W tym świetle wygląda jak rycerz z bajki, pomyślała, wspierając podbródek na splecionych dłoniach. Nie, jak król. Prawdziwy obrońca Północy. Jej mistrz, mentor, opiekun... ukochany.
Nawet jeżeli nie był władcą, jego rysy w istocie nadawały się do bicia na rewersach monet. Szlachetny profil, gęste, brązowe włosy, skrzące się tu i ówdzie pojedynczymi siwymi włosami pomimo ledwo trzydziestu lat na karku. Podkreślający linię szczęki zarost, postura godna nilfgaardzkiego gladiatora... I te oczy. Nieprzeniknione i ciemne jak niebo w czasie burzy.
Mimo że znała go praktycznie od dziecka, wciąż pozostawał dla niej zagadką. Czas, środowisko, niebezpieczeństwa które spotkał na swej drodze – wszystko to odbiło na nim widoczne piętno. Momentami zdawał się bardziej posępny i wycofany niż przed laty, kiedy ocalił jej życie na bezdrożach Aedirn. Miał niespełna dziesięć wiosen więcej niż ona, jednak było w spojrzeniu jego oczu coś, co przywodziło na myśl skojarzenie z oczyma starca, które niejedno już widziały. Kochała go, martwiła się o niego, ale złapała się też na tym, że czasami zwyczajnie się go obawiała.
- A co z wiedźminką? - nie przestawała drążyć Eadwynn. Postanowiła zmienić temat, odpędzając od siebie przygnębiające myśli.
Artur odsunął na moment pojemnik z inkaustem, rozprostowując się na krześle. W przeciwieństwie do kochanki zdążył się już ubrać. Miał na sobie oliwkowozielony, aksamitny dublet. Prosty, acz gustowny. Ogień z kominka odbijał się malowniczo w pozłacanych guzach zdobiących strój.
- Dlaczego pytasz? Chyba nie jesteś zazdrosna? - odpowiedział prowokacyjnie, uśmiechając się jak żak po spłataniu pierwszorzędnego figla.
- Proszę cię... - przewróciła teatralnie oczami, przeciągając się drapieżnie na łóżku.
- Poszło łatwiej niż się spodziewałem. Myślałem, że będę musiał uciec się do szantażu, ale o dziwo wykazała duże zainteresowanie sprawą.
- Czy aby na pewno sprawą?
- Chyba jednak jesteś zazdrosna...
- westchnął.
Nagle poczuł dotyk jej drobnych dłoni na swoich barkach. Niemal zapomniał, że gdy tylko chciała, potrafiła być bezszelestna niczym driada.
- Może... odrobinę.
- Poważnie?
- Cśśś...
- wyszeptała, po czym uciszyła go długim, namiętnym pocałunkiem.
- To tylko kontrakt, Różo, nic więcej – dodał, kiedy ich usta rozłączyły się kilka chwil później. Uwielbiała, kiedy ją tak nazywał – czym dałem ci powód?
- Nieważne... pocałuj mnie jeszcze.


Żar w kominku trawił kolejne polana, pozostawiając jedynie popiół i swąd dymu.


* * *


Muzyka

Od jakiegoś czasu niemal każdej nocy śniłaś ten przedziwny sen. Zaczynało się niepozornie: bezładne majaki i marzenia podświadomości zaczynały układać się w spójną całość, tworząc w końcu coś w rodzaju snu na jawie – wyraźnego, świadomego, jednak rządzącego się własnymi prawami. Po raz kolejny trafiłaś do świata, który określałaś w myślach słowem „otchłań”. Zawsze wyobrażałaś sobie nicość jako czerń, ciemność rozchodzącą się aż po horyzont. Tutaj było nieco inaczej – otaczała Cię rażąca, czysta biel, jednak uczucie pustki było w tym miejscu wyjątkowo dojmujące. Zupełnie jakby oprócz Ciebie nie istniało tam absolutnie nic.
Wiedziałaś już co będzie dalej. Czułaś się naga, obserwowana, bezbronna. Nienazwane niebezpieczeństwo wciąż czaiło się gdzieś na granicy pola widzenia. Czułaś je pod skórą, w myślach, wpełzało do nich niczym zimne macki wygłodniałego stwora, jak stado pająków rozciągających wokół Ciebie sieć lęku i przerażenia. Było tak za każdym razem. I za każdym razem prędzej czy później zjawiał się on. Cień.


Początkowo jawił się jako niewyraźna plama na horyzoncie. Coś, co zaburzało doskonałość mlecznobiałej otchłani. Z każdym niespokojnym oddechem, z każdym uderzeniem serca, zbliżał się coraz bardziej. Nie miał wyraźnych kształtów, zdawał się zmienny, niestały, nie z tego świata. Dzisiejszej nocy podszedł wyjątkowo blisko. Tak blisko, że po raz pierwszy byłaś w stanie spojrzeć w jego oczy – jedyny stały akcent w chaotycznej fizjonomii. Były jak pustka między gwiazdami na nocnym niebie. Jak bezdenna przepaść. Zimne i martwe.
- Hen Ichaer... - usłyszałaś głos w swojej głowie, ułamek sekundy przed tym, jak dłoń upiora zacisnęła się na Twoim przedramieniu...

...po czym obudziłaś się z krzykiem, w łóżku na piętrze oberży „Na rozstajach”. Odziana jak do snu, w bieliźnie i rozchłestanej koszuli, trzymałaś w dłoni kord skierowany sztychem w szyję korpulentnej dziewki służebnej, stojącej przy posłaniu. Przerażona dziewczyna zamarła, upuszczając na podłogę miskę ze śniadaniem i kubek ciepłego mleka. Po plecach spływał Ci zimny pot. Przysięgłabyś, że przedramię przez krótką chwilę zabolało jak przypiekane żywym ogniem...
 

Ostatnio edytowane przez Rodriguez : 16-09-2016 o 18:03.
Rodriguez jest offline  
Stary 17-09-2016, 21:01   #16
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
[Tilla] Zerknęła kątem oka to na broń, to na kobietę, która o mały włos nie dostała palpitacji serca. A może dostała, tyle że Tillę przez moment to nie obchodziło. Nie spuszczając oka z kobiety ostrożnie odkładała kord, oddalając ostrze od jej szyi. Jeszcze brakowało tego, żeby jeszcze ta dziewucha zaczęła wrzeszczeć i panikować.
Wzięła głębszy wdech. Potrzebowała zimnego powietrza. A jeszcze bardziej potrzebowała tego, żeby do uszu Artura nie doszły słuchy o incydencie z udziałem służki. Postanowiła zignorować służkę i przebrać się szybko w odzienie z poprzedniego dnia.
- Idę się przejść - stwierdziła, odziewając się i schodząc na dół.
Nie omieszkała jeszcze posłać wzrokiem i mimiką niewerbalnego ostrzeżenia służce, żeby się nie wygadała przed Arturem. Niech sprzątnie ten bałagan, co narobiła; nie była od jej osobistych problemów.
Sama Tilla zabrała ze sobą kord. Miała w planach wyjście z oberży, acz te plany odłożyła na bok, kiedy na dole w oberży zobaczyła Artura. Mężczyzna siedział przy jednym ze stołów, w towarzystwie jakiegoś młodziaka.
Przyglądał się dokładniej... rogatemu hełmowi, który trzymał w dłoniach.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 17-09-2016 o 22:03.
Ryo jest offline  
Stary 17-09-2016, 22:06   #17
 
Rodriguez's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputację
Schodząc na dół dostrzegłaś w głębi głównej sali Artura, siedzącego przy stole i trzymającego w dłoniach Twój wysłużony hełm. Przyglądał mu się z wyraźnym zainteresowaniem. Dopiero po chwili zauważył Cię na schodach. Uśmiechnął się i zaprosił gestem do stołu.
Okoliczne krzesła, ławy i szynkwas były dosłownie zawalone zbrojami skórzanymi, łuskowymi, kolczugami i brygantynami. Na blacie przed van der Griefem leżało ponadto zagadkowe, podłużne zawiniątko z wilczego futra, przewiązane w połowie rzemieniem.
Oprócz was w pomieszczeniu była też trzecia osoba. Przy oknie, plecami do sali stał jakiś młody mężczyzna. Mimo słusznego wzrostu i stosunkowo silnej budowy ciała, z twarzy wyglądał raczej na gołowąsa, który nie zdążył jeszcze bliżej poznać się z brzytwą. Przydługie włosy spływały mu swobodnie na kark i plecy, pod oczyma rysowały się ciemne kręgi - w połączeniu z bladą karnacją sprawiały, że wyglądał na chorego lub niewyspanego.


- Witaj Tilla. Mam nadzieję że noc minęła spokojnie – przywitał się Artur, odkładając Twój hełm na bok – cieszę się, że zdecydowałaś się zostać. Jak widzisz, poczyniłem pewne kroki mające na celu uzupełnienie Twojego inwentarza – mówiąc to, wykonał zamaszysty gest ręką, zwracając Twoją uwagę na leżący dookoła ekwipunek – w wolnej chwili wybierz któryś z tych pancerzy. Obawiam się, że Twój stary sprzęt wymaga gruntownej naprawy. Oczywiście nie zabronię Ci zabrania go, jednak sugerowałbym zastąpienie tych rupieci czymś... bardziej funkcjonalnym.










- Aryanie, pozwolisz do nas? - zwrócił się po chwili do stojącego nieopodal młodzieńca. Chłopak zbliżył się bez słowa, po czym ukłonił się sztywno w Twoją stronę.
- To Aryan, mój młodszy brat i „jegomość” o którym Ci wczoraj wspominałem.
 
Rodriguez jest offline  
Stary 21-09-2016, 17:12   #18
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Odkiwnęła młodzieńcowi głową, przedstawiła się mu, po czym zerknęła na wyposażenie, które pokazał Artur. Wybrała pierwsze uzbrojenie, zgadzając się co do tego, żeby naprawić jej stary ekwipunek, chociaż… jej poprzednia zbroja i hełm nie wzbudzały w niej jednoznacznie pozytywnych skojarzeń. W tej kwestii pamiętała jedynie to, że obudziła się w tym uzbrojeniu, acz gdy spojrzała dokładniej na nie, z obecnej perspektywy, coś odstręczało ją od niego, jakby miały z niego wyleźć robale, całymi chmarami, oblec ją i pożreć. Co zmotywowało ją tym bardziej do przyjęcia “prezentu” (chociaż na miejsce tego słowa wybrzmiało bardziej “uzbrojenie służbowe”) od Artura. Broń nie była widoczna na pierwszy rzut oka, aczkolwiek Artur posiadał skórzane zawiniątko, w którym ta mogła się znajdować.
- Co się stało z moją bronią? - zapytała Artura.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 21-09-2016, 20:49   #19
 
Rodriguez's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputację
- Została w drakenborskiej zbrojowni. Jak już wspomniałem, raczej nie nadaje się do użytku, chyba że zamierzasz nią straszyć przygodnych kmieci – Artur uśmiechnął się półgębkiem – naprawa zajmie sporo czasu, a na to nie możemy sobie pozwolić – mówiąc to, wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Aryanem. Chłopak nieśmiało spuścił głowę, unikając Twojego wzroku.
- Swoją drogą – podjął van der Grief – Twój stary sprzęt wygląda, jakbyś wydarła go smokowi z paszczy. Musiałaś stoczyć w nim nielichą batalię... w każdym razie – wziął do ręki tajemniczy pakunek – mam tu coś, co powinno godnie zastąpić Twoją starą broń.

Mężczyzna rozwiązał rzemyk i Twoim oczom ukazała się para mieczy.
- Stalowy i srebrny. Pierwszy wykuty na moje osobiste zlecenie przez najlepszego novigradzkiego kowala, drugi to ponoć autentyczna wiedźmińska brzytwa.
Ostrza prezentowały się wyśmienicie – stalowe, o surowym kształcie i prostym jelcu oraz srebrne, z charakterystyczną głowicą w kształcie gryfiego pyska.
- Wypróbuj – zachęcił Artur, wręczając Ci zawiniątko. Miecze sprawiały wrażenie naturalnego przedłużenia Twoich ramion. Były świetnie wyważone i doskonale leżały w dłoni.


 
Rodriguez jest offline  
Stary 23-09-2016, 18:34   #20
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Tilla przetestowała miecze na chlebie, podrzucając bochenek do góry i w locie ucinając sobie kilka pajd. Garść pajd z chlebem zdołała chwycić wolną ręką. Całkiem ładnie miecz ciął, przyznała w duchu. Ciekawe, czy równie gładko będzie ciął monstra i innych napastników, którym by coś przyszło do łbów, by ich ewentualnie napaść. Ale nie widziała tutaj nikogo, na kim można byłoby jeszcze te miecze przetestować. Zostawałyby jeszcze meble czy inne twardsze ozdoby pomieszczenia, np. świeczniki. Najbliższy z nich został pociachany w ramach testu broni. Postanowiła już więcej nie dewastować karczmy, i przy okazji oszczędzi ostrza na później. W obecnej chwili żołądek domagał się strawy.
- Całkiem dobrze się sprawują, miejmy nadzieję, że nie okażą się potrzebne po drodze - stwierdziła kobieta. - Potrzebuję dowiedzieć się o szczegółach misji i poczynię resztę przygotowań.

Szczegóły misji przedstawiały się banalnie prosto. Można by pomyśleć – za prosto. Miałaś najzwyczajniej w świecie w możliwie jak najkrótszym czasie odeskortować Aryana do stolicy sąsiedniego królestwa, całego i żywego. Jednak ani Artur, ani tym bardziej jego małomówny brat, nie byli zbyt wylewni jeśli chodzi o przedstawienie celu czy pobudek kierujących inicjatorami całego przedsięwzięcia. Od opuszczenia oberży “Na rozstajach” aż do przekroczenia bram Wyzimy byliście najwyraźniej zdani na samych siebie.
- To jeszcze jedno, co z tym całym Jelinkiem?
Van der Grief przez chwilę zastanawiał się, kogo możesz mieć na myśli. Wreszcie przypomniał sobie:
- Chodzi o tego żołnierza którego porwałaś? Przechodzi rekonwalescencję, nabawił się na tej waszej eskapadzie nielichych odmrożeń.
- Nie martw się - dodał po chwili - wkrótce pewnie wróci do swoich obowiązków.
Tilla nie martwiła się stanem Jelinka.
Miała teraz przed sobą inne *zmartwienie*.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172