Kiedy wszystko zostało już dopięte na ostatni guzik, Artur pożegnał się z Wami i odjechał w kierunku Drakenborgu. Tym razem podróżował sam, bez obstawy. W oberży pozostała tylko Wasza dwójka. Najedzeni, wypoczęci, zaopatrzeni na dalszą podróż, ruszyliście na trakt niedługo potem, nie chcąc marnować ładnej pogody. Kiedy oberża znikała z Waszego pola widzenia, paradoksalnie przyszedł Ci do głowy Jelinek. Może to przeczucie, może po prostu przypadek. Tak się jednak złożyło, że minęliście go w odległości kilkudziesięciu kroków, nie mając nawet pojęcia o jego obecności. Czy może raczej jej braku. Ciało Jelinka leżało w śnieżnej zaspie. Nosiło ślady walki: sześć pchnięć ostrym, wąskim przedmiotem na klatce piersiowej i brzuchu, poderżnięte gardło. Krew wsiąknęła w śnieg i runo, zostawiając po sobie tylko bordowe plamy. Twarz nieszczęśnika wyrażała bezbrzeżne zaskoczenie i zdziwienie. Miał tam leżeć jeszcze do końca wiosennych roztopów, póki przygodny podróżny nie natknie się na jego zwłoki, chcąc dać upust przepełnionemu pęcherzowi. Ale to już inna historia... * * * Nie przebyliście nawet stajania, gdy Waszym oczom ukazało się rozwidlenie dróg, o którym mówił Wam van der Grief. - To tutaj – Aryan odezwał się po raz pierwszy od Waszego wyjazdu. Staliście naprzeciwko dużego, kamiennego drogowskazu, jakich pełno było na najważniejszych arteriach drogowych po tej stronie Pontaru. Lewa odnoga – jeśli wierzyć znakowi – kierowała Was w kierunku Piany i dalej do przeprawy na Białym Moście. Prawa – do miasteczka Rinde i do przygranicznego zamku temerskiego rodu, La Valette'ów. I w jednym i drugim przypadku musieliście pokonać nurt Pontaru, ogromnej rzeki stanowiącej naturalną granicę temersko-redańską. Opcja z Rinde i przeprawą na ziemiach La Valette'ów była opcją krótszą, jednak bardziej niebezpieczną ze względu na jakieś zawirowania polityczne w Temerii, w które stary ród był bez dwóch zdań zamieszany. Biały Most stanowił dłuższą, jednak względnie bezpieczniejszą alternatywę. Mogliście też zboczyć z traktu i spróbować znaleźć wzdłuż wstęgi Pontaru przewoźnika, który zgodziłby się przerzucić Was na drugi brzeg rzeki. Byłaby to najszybsza opcja, jednak jednocześnie najbardziej niepewna i spontaniczna, jako że wszelkiego rodzaju kupcy czy flisacy nie zwykli o tej porze roku ruszać na rzekę, zwłaszcza że po tak srogiej zimie spodziewano się obfitych roztopów, a co za tym idzie, wezbrania rzeki, grożącego tu i ówdzie nawet powodzią. - Którędy jedziemy? - Głos Aryana wyrwał Cię z zamyślenia. |
Droga na przełaj z pewnych i oczywistych względów odpadała. Gdyby podróżowała sama, z pewnością nie miałoby to dla niej znaczenia, którą drogą pojedzie - pod warunkiem, że miałaby czym walczyć, zarówno z ludźmi, jak i z potworami. W przypadku tego zlecenia droga, którąkolwiek by obrała, nie pozostawała bez znaczenia. Wolała dotrzeć do Wyzimy - czym szybciej, tym lepiej, toteż rozważała wybranie traktu prowadzącego do Rinde. Droga ta jednak usłana była większą ilością niebezpieczeństw niż ta dłuższa, jednak w pewnych przypadkach krótsza i niebezpieczniejsza droga mogła paradoksalnie na dłuższą metę okazać się bezpieczniejszą, jeżeli dobrze się przygotują do przeprawiania się przez to swoiste bagno. Problem tkwił w tym, że Tilli brakowało wiedzy na pewne tematy, które wedle słynnego powiedzenia sprowadzały się do jednego - do pieprzenia. - Zanim wybiorę drogę, to powiedz mi, czy twoja rodzina ma cokolwiek wspólnego z tym, co się dzieje w Rinde i z La Valette'ami? A jeśli tak, to co konkretniej? |
Aryan wyglądał na zaskoczonego. - Co sugerujesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie - Masz na myśli śmierć Foltesta? |
- W jaki sposób zginął Foltest? - Co? Gdzieś Ty się chowała? Ach, wybacz milady, zapomniałem że spędziłaś ostatnie miesiące w odosobnieniu – zawstydził się Aryan.- Yhym… to wracając do pytania. Macie coś wspólnego z La Valette’ami? Z góry uprzedzam, że sugeruję opcję udania się w kierunku Rinde, ale w razie potrzeby możemy ominąć tamte tereny. - Nie, nie mamy nic wspólnego ani z królobójstwem, ani z La Valette'ami – odrzekł chłodno Aryan. W jego głosie pobrzmiewała jednak dziwa nuta, jakby mówił bez przekonania. Nawet jeżeli był z Tobą szczery, mógł równie dobrze zataić jakiś szczegół. Z drugiej strony może to tylko paranoja wywołana zbyt długim przebywaniem wśród łotrów i recydywistów dawała o sobie znać.Kobieta lekko skinęła głową, przez chwilę nad czymś się zastanawiając: - Skoro tak, w takim razie pojedziemy w kierunku Rinde i postaramy się jak najprędzej przedostać przez tamte tereny. Jeśli wszystko pójdzie sprawnie, dostaniemy się szybciej do Wyzimy. Aryan przytaknął, po czym ruszył stępa w wyznaczonym przez Ciebie kierunku. Zanim się z nim zrównałaś, dostrzegłaś że sięga pod kołnierz i przygląda się ukradkiem zawieszonemu na szyi wisiorkowi. Schował go jednak szybko widząc, że się zbliżasz. Zbyt szybko.Tilla zaś udawała, że niczego podejrzanego nie zauważyła. Bez dalszego słowa skierowała się razem z młodziakiem w kierunku Rinde. |
Rozdział I: Piętno „Ten, który nie rozumie Twojego milczenia, zapewne nie zrozumie również Twoich słów” ~ Elbert Hubbard, magister bakałarz, wykładowca filozofii i etyki w Akademii Oxenfurckiej Dzień powoli miał się ku końcowi. Spędziliście w siodłach niemal całe popołudnie. Nie ulegało wątpliwości, że zmrok zastanie Was na trakcie – do Rinde zostały jeszcze co najmniej trzy dni drogi. Aryan, niezmiennie małomówny przez całą podróż, zasugerował by zawczasu przygotować obóz. Sam zaś wybrał się na polowanie, uzbrojony jedynie w elegancki myśliwski łuk i kołczan pełen strzał. Znałaś go ledwie dzień, czułaś jednak podświadomie, że bariera milczenia którą wokół siebie zbudował nie była normalna. Była to cisza niezręczna i przytłaczająca, dało się to wyczuć w panującej między Wami atmosferze – poprawnej, lecz nienaturalnie chłodnej. Być może w trakcie wcześniejszej rozmowy padły słowa, które w jakiś sposób dotknęły Aryana. A może młodzieniec zwyczajnie potrzebował więcej przestrzeni, by przetrawić trapiące go przemyślenia. Oprócz zachowania dało się zauważyć zmianę również w jego powierzchowności. Chłopak znów sprawiał wrażenie chorego i zmęczonego, zupełnie jakby forsowna podróż wyjątkowo dała mu się we znaki. Sama z przyjemnością dałaś odpocząć plecom od niewygodnego siodła, nie wyglądałaś jednak przy tym jak po nieprzespanej nocy. Z drugiej strony nie byłaś do końca człowiekiem... * * * Zmierzchało. Zdążyłaś rozłożyć namiot, oporządzić konie, rozpalić ognisko i nazbierać solidny zapas chrustu. Aryan, mimo zapewnień że nie zniknie na długo, wciąż nie wracał. Na domiar złego Twoje przedramię znów zaczęło boleć. Przypomniałaś sobie bezkształtnego upiora ze swojego koszmaru. Może po prostu uderzyłaś się przez sen? Miejsce, w którym zjawa złapała Cię za rękę było zaczerwienione i piekło jak po użądleniu szerszenia. Za Twoimi plecami trzasnęła gałąź. - Lady Tillo, dziś obejdziemy się bez solonej wołowiny! – Zakrzyknął Aryan. Szedł jak gdyby nigdy nic w kierunku obozu z łukiem nonszalancko przewieszonym przez ramię. Do pasa miał przytroczonego martwego zająca. Szczerzył się jak głupi do sera, poklepując z dumą swoją zdobycz. Wyglądał lepiej niż przed polowaniem, humor najwyraźniej również mu dopisywał. |
- Niech będzie zając - zgodziła się Tilla, u której poprawa nastroju nie była aż tak zauważalna jak u Aryana. Jeśli jakakolwiek była. Tak czy siak nie miała nastroju na żarty. - Wszystko w porządku? - zapytał Aryan, zabierając się za oskórowywanie zwierzyny - jesteś ranna? - wskazał ruchem głowy w kierunku Twojej ręki, zauważając że nerwowo pocierasz przedramię.- To nic takiego, nie zajmuj sobie tym głowy - białowłosa próbowała nie pogarszać sytuacji, która i tak się jej nie do końca podobała. - Pomóc ci przy czymś? - Możesz przygotować rożen i dosypać suchego drwa do ognia. Na śniegu zająca nie upieczemy - dodał z uśmiechem.- Nie upieczemy zająca na śniegu, owszem - odparła bardzo odkrywczo, walcząc z chęcią zdarcia odzienia z piekącego ramienia i z chęcią wytarzania się w śniegu. Rozmowa w tym momencie nie bardzo się między nimi kleiła, z drugiej strony Tilla robiła wszystko, żeby nie skupiać się na ręce, co pomagało poniekąd łagodzić świąd w ramieniu. - przynajmniej udało ci się upolować zająca. Głodem przynajmniej nie przymrzemy. Młodzieniec ułożył zająca na grzbiecie. Wykonał podłużne nacięcie nożem od mostka do gardła zwierzęcia, by wyciągnąć krtań, tchawicę i przełyk. Widać, że polowanie i oprawianie zwierzyny nie były dla niego pierwszyzną.- Po jakimś czasie fascynująca praca staje się pracą jak każda inna. Zresztą, podobno wszędzie dobrze tam, gdzie nas nie ma - Tilla nad czymś się zamyśliła. Właściwie to sam Aryan niechcący podsunął jej tą myśl i pobudził na nowo. Czy ta mara wraz z piekącym ramieniem była efektem jakiejś klątwy? Gdyby tyko trochę więcej pamiętała niż pobyt w lochu, może byłaby bliżej odpowiedzi na to pytanie. Na pewno bliżej niż w obecnym stanie. A tak dobrze było o tym znowu nie myśleć. Ramię zdawało piec ze zdwojoną siłą. Aryan metodycznie kroił zdobycz, przygotowując ją do umieszczenia nad ogniem. Wprawnymi ruchami oddzielał skórę od ciała, przecinał mięśnie brzucha, rozpoczynając od spojenia łonowego a kończąc na tylnej krawędzi mostka. Ostrze nacięło przeponę wzdłuż żeber, uwalniając przełyk, płuca i serce. Krew błyskawicznie wsiąkała w śnieg, nóż tańczył na ciele zająca, torując sobie drogę wśród kości i ścięgien, uwalniając wnętrzności. Szkliste oko zwierzęcia wpatrywało się nieruchomo w wieczorne niebo. Ostrze cięło, spływało krwią. Mięso odchodziło od kości. Ogień trawił kolejne polana. Cięcie. Krew. Trzask. Ciemność.Białowłosa otrząsnęła się. - Wybacz, zamyśliłam się. Odnośnie Artura, Eadwynn i wrażenia, jakie na mnie wywarli - postawiła zmienić pozycję i nie zerkać na zająca. - hm... - będąc szczerą. - Neutralne. - Nie mogę uwierzyć – odparł, nie kryjąc zdziwienia – człowiek, który dosłownie zdejmuje cię ze stryczka, wysyła poza granice królestwa z własnym bratem w nieznanym celu, obiecując gruszki na wierzbie, a ty traktujesz go jak zeszłoroczny śnieg?- Traktowanie go jak zeszłoroczny śnieg... za mocno powiedziane - odparła białowłosa. - Ja to traktuję jako zlecenie od wysoko postawionego człowieka, którego wolę nie zawieść. Ale też za wcześnie jest na poufałość - wyjaśniła swoje mało emocjonalne stanowisko. - Co konkretnie ci obiecał, jeśli to nie tajemnica?Kobieta zdziwiła się tym pytaniem o tyle, że sądziła, że Aryan cały czas towarzyszył swemu bratu przy śniadaniu; Tilla do tego towarzystwa dołączyła się później. Myślała, że Artur zdradził chłopaczkowi, z kim będzie miał do czynienia. - To nie tajemnica. Oczyszczenie z zarzutów i pieniądze - aczkolwiek nie traktowała tego jako specjalnej tajemnicy. Właściwie mało rzeczy ją poruszało, jeśli by zastanowiła się nad tym głębiej. Sęk, że nie miewała ku temu okazji, a tym bardziej chęci czy potrzeby. Płacono jej za wykonaną robotę, nie za namyślanie się nad sobą. Aryan wpatrywał się w Ciebie badawczo, skubiąc w zamyśleniu podbródek.- Jeśli to nie tajemnica, mogę wiedzieć, jakich odpowiedzi spodziewałeś się z mojej strony? - Tilla też odwdzięczyła się pytaniem. Chyba nawet wyglądała na trochę bardziej zainteresowaną czymkolwiek niż kilka chwil temu. - Słyszałem, że wy, to znaczy wiedźmini... że podchodzicie bardzo profesjonalnie do przyjmowanych zleceń – chłopak zrobił pauzę w połowie, jakby szukał odpowiednich słów. Lub chciał powiedzieć coś zupełnie innego. - Szczerze powiedziawszy, nie wiem czego się spodziewałem. Wybacz, niepotrzebnie zawracam ci głowę głupotami. Skrzydełko czy nóżka? - zapytał, wskazując na ognisko i zmieniając temat.- Skrzydełko - odparła Tilla. - zobaczymy, jak smakuje skrzydełko z zająca. |
Pieczeń z zająca w połączeniu z ciepłem ogniska utuliła Cię do snu lepiej niż mamina kołysanka. Podzieliliście z Aryanem warty – było to zarówno praktyczne, jak i wygodne. Dysponowaliście bowiem jednym wspólnym namiotem. Dość obszernym dla dwojga, pozostawiającym jednak wiele do życzenia w kwestii prywatności. Warta Aryana wypadła pierwsza. Sen, mimo że pełen pozornie martwych, oskórowanych zajęcy hasających wesoło po rozświetlonej blaskiem księżyca polanie, minął w miarę spokojnie. Tym razem, ku własnej uldze, nie śniłaś o ścigającym Cię widmie, choć wciąż czułaś jego obecność w zakamarkach podświadomości. Spało Ci się na tyle dobrze, że wcale nie dziwił i nie przeszkadzał Ci brak Aryana, którego miałaś zmienić na warcie. Z objęć snu wyrwał Cię dopiero drgający od dłuższego czasu wiedźmiński medalion. Łopotał pod koszulą z taką siłą, jakbyś miała na szyi żywego ptaka a nie wyszczerzony koci pysk z umagicznionego srebra. Ciężko było stwierdzić, czy wciąż była noc, czy już świtało. Poza namiotem niewiele było widać, jednak nie było to efektem ciemności. Wasz obóz spowity był gęstą mgłą, zdającą się lśnić jakimś wewnętrznym blaskiem. Z trudem dostrzegałaś resztki tlącego się ogniska, znajdującego się ledwie parę kroków od Ciebie. Medalion nie przestawał szamotać się na piersi. W pobliżu nie było ani śladu Aryana. Jedyne co po nim pozostało to kawałek drewna, który strugał przed Twoim zaśnięciem dla zabicia czasu, rzucony niedbale obok namiotu. Nie widziałaś, jednak słyszałaś jak konie szarpią się niespokojnie, przywiązane do konara w pobliżu obozu. Czy to wciąż był sen? |
W momencie, gdy Tilla kończyła zakładać oporządzenie, powietrze przeszył przeraźliwy wizg. W chwili gdy wychodziła z namiotu omal nie została stratowana przez swojego konia. Rumak pobiegł w panice przed siebie, ciągnąc za sobą ułamany konar. Po paru sekundach zniknął w gęstej mgle. Gdyby nie Aard, błądziłaby w nienaturalnie gęstej mgle. Dostrzegła ślady po ognisku oraz ślady Aryana. Jego trop biegł w jednym kierunku, nieco na lewo od miejsca, w które pognał koń. Wyglądało na to - sądząc po odstępach między śladami i ich głębokości - że Aryan nie biegł, a poruszał się normalnie. Białowłosa udała się za tropem Aryana. Im dalej w las, tym bardziej zagmatwana wydawała się sytuacja. Ślady chłopaka zaczęły się plątać; wyglądało na to, że błądził we mgle. Dosłownie, jakby przechodził w jednym miejscu po dwa, trzy razy. Nie widać niczyich innych śladów - tylko Aryana. Parę razy zawołała młodziana; nie odpowiedział jej. Zamiast tego Tilla usłyszała coś jakby… trzaskanie i chrupanie. |
Dostrzegłaś przed sobą ślady krwi. Im bliżej źródła dźwięku, tym więcej posoki było pod Twoimi stopami. Pod sam koniec niemal ślizgałaś się na mokrej od juchy ziemi. Tu i ówdzie walały się niewielkie strzępy mięsa i kawałki kości. Chrupanie ustało. We mgle dostrzegłaś zadnią końską nogę. Sądząc po umaszczeniu należała do wierzchowca Aryana. Nagle ktoś lub coś wyciągneło ją poza zasięg Twojego wzroku, zostawiając na podłożu krwawą smugę… Medalion cały czas drżał, co oznaczało, że zagrożenie wciąż było w pobliżu. Tilla użyła znaku Quen, po czym postanowiła sprowadzić, co to za maszkaron porwał konia. Po resztkach końskiego truchła nie został nawet ślad. Jedynie wsiąkająca w ziemię krew stanowiła świadectwo, że nie oszalałaś. W miejscu, w którym urywał się trop dostrzegłaś dosłownie przez ułamek sekundy parę dużych, świecących ślepi, znikających we mgle. Niezmącona niczym cisza wokół była gorsza niż bitewny zgiełk. Potencjalny atak mógł nadejść z każdej strony. W dodatku w dalszym ciągu nie znalazłaś Aryana. Kiedy zastanawiałaś się, co dalej, kątem oka zauważyłaś cienistą sylwetkę zmierzającą powoli w Twoim kierunku. Pytanie, czy ta cienista sylwetka była Aryanem, który niespodziewanie chciał jej wywinąć żart czy czymś zupełnie innym, co miało swoje zamiary. Tilla w pośpiechu użyła znów znaku Quen oraz Aard w kierunku sylwetki. Od gwałtownego przepływu mocy wywołanego zbyt częstym używaniem znaków aż zakręciło Ci się w głowie. Zadziałały jednak jak należy. Poczułaś zapach ozonu i usłyszałaś buczenie charakterystyczne dla magicznej bariery Quen. Aard rozgonił na moment gęstą mgłę, posyłając zbliżającą się ku Tobie postać prosto na ziemię. Usłyszałaś głuche uderzenie i siarczyste przekleństwo. Parę kroków przed Tobą leżał barczysty mężczyzna, mimo wielu wiosen na karku zakuty w zbroję. Zaczął gramolić się powoli na kolana, trzymajac sie przy okazji za obolałe plecy. Tilla była zła. Pytanie, czy bardziej na siebie czy na sytuację. Szukała Aryana, a im dłużej jej to zajmowało, tym bardziej ją niepokoiło. Czym bardziej niepokoiło, tym bardziej denerwowało. Przynajmniej jednak wyszło, kto chciał do niej podejść. Musiała dać sobie spokój z magią. Przyznała sobie, że sytuacja potoczyła się w dziwnym kierunku. Nie spodziewała się, że spotka jakiegoś starszego mężczyznę, ale coś dalej tutaj nie grało. Medalion dalej drgał. - A ty coś za jeden? - burknęła w kierunku zbrojnego. Była gotowa walczyć w razie potrzeby, ale teraz musiała też odszukać Aryana. Mężczyzna zerknął w Twoim kierunku. Skrzywił się zabawnie starając dojrzeć Twoją twarz przez nierzednącą mgłę. Kiedy wreszcie mu się udało, wyglądał jakby zobaczył ducha. Poruszał przez kilka chwil ustami, jak ryba wyrzucona na brzeg, po czym wykrztusił jedynie: - Tilla...? Kobieta uniosła brew. Nie wyglądała na mniej zaskoczoną od faceta. - Znamy się? Przez twarz nieznajomego przewinęło się całe spektrum emocji: od zaskoczenia, przez niedowierzanie aż po nieskrywaną radość. Starzec wyglądał jakby miał lada chwila rozpłakać się ze szczęścia. - Po tylu latach, nareszcie cię odnalazłem, córeczko… Cofnęła się. Coś było nie tak. - Dobre żarty - westchnęła. Poszła dalej szukać Aryana, zostawiając nieznajomego. |
- Tilla, nie poznajesz mnie? - zawołał nieznajomy, podążając Twoim śladem – To ja, Galahad! Minęły całe wieki odkąd widziałem Cię na oczy! Wyrosłaś, Twoje włosy zmieniły kolor, ale wszędzie rozpoznam własną córkę!Białowłosa nie odpowiadała na wołania mężczyzny, nie oglądała się również za nim. Co prawda nie pamiętała wielu rzeczy, o pobycie w lochu nie było co wspominać, ale pamiętała o tym, że Arturowi miała dostarczyć Aryana - żywego i najlepiej całego - do Wyzimy. Sam medalion dalej - nawet nie drgał - miotał się, więc dalej coś tu nie grało. Zawołała Aryana - o, chyba go znalazła, chłopak odpowiedział na jej zawołanie. Pytanie, czy to na pewno on? Oby tak. - Tilla! - usłyszałaś od strony, gdzie dostrzegłaś kolejny ludzki zarys - Aryan wszedł w zasięg Twojego wzroku. Na szczęście wyglądało na to, że jest cały.Ulga przerodziła się w ciszę przed burzą. A potem burza rozpętała się na całego. Quen uratował jej rzyć i plecy przed rozoraniem szponami. Teraz nadeszła pora na pożywne srebro dla tego ścierwa. Równie szybko, jak staruszek zaatakował, Tilla dobyła miecz ze srebrną klingą. Pozwoliła oponentowi rzucić się na nią, żeby w ostatniej chwili zrobić unik i odciąć mu łapę. Potwór zaskowyczał, kiedy ucięta łapa wyleciała na dobry sążeń w powietrze, rozpływając się po drodze, jak gdyby była utkana z czystej mgły. Za niedługo poszło kolejne cięcie, tym razem w szyję, dekapitując monstrum. Dalsza walka była tylko czystą “formalnością”. Tilla wyszła z tej walki bardziej wnerwiona niż zmęczona. Kiedy potwór padł martwy i zauważyła młodzika, zawołała do niego ponownie, tym razem po to, żeby do niej przyszedł. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:18. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0