|
22-08-2016, 17:29 | #1 |
Reputacja: 1 | [Wiedźmin] Droga bez powrotu PROLOG: OSTATNIE ŻYCZENIE Zaczynało świtać. Dostrzegłaś pierwsze promienie słońca mimo parcianego worka narzuconego na głowę. „Ostatnie promienie” - poprawiłaś się w myślach, starając się rozprostować kości, na ile pozwalał krępujący ruchy powróz. Gdyby nie dotkliwe ukąszenia mrozu i plecy obolałe od spania na gołym kamieniu, gotowa byłabyś pomyśleć, że to tylko sen. Sen, który wkrótce miał się zmienić w koszmar. Zbrojna eskorta zatrzymała się niespodziewanie. Chwilę później ściągnięto Cię brutalnie z siodła, nie szczędząc przy tym przekleństw i kuksańców. Zęby odruchowo zacisnęły się na kneblu, kiedy ktoś zdzielił Cię drewnianą lagą po nogach. Gdy upadłaś na kolana, ktoś inny zerwał Ci worek z głowy. Tym kimś okazał się dziesiętnik Bruno Higgs, dowódca niewielkiego oddziału eskortującego Cię na Wzgórze Wisielców. I Twój osobisty nemesis. - Pobudka, skowroneczku! - krzyknął, nonszalancko podkręcając wąsa. Robił to mimowolnie za każdym razem, gdy rozpierało go pełne pychy samozadowolenie. - coś taka markotna? - kontynuował – wnet wsadzimy cię na gałązkę, inaczej nam zaśpiewasz, hahaha! – wskazał ruchem głowy znajdujące się za jego plecami, na wpół martwe, rozłożyste drzewo. Jego gałęzie upstrzone były wisielcami w różnym stadium rozkładu. Targane wiatrem stryczki zaskrzypiały równocześnie, kontrapunktując ponury rechot żołnierza. - Nuże! - rzucił do podwładnych – co się tak czaicie? Zróbcie wiedźmince miejsce! Najmłodszy ze zbrojnych wdrapał się na gałąź i odciął wyschnięte truchło jakiejś nieszczęsnej kobieciny. Chwilę później złapał drugą linę i zaczął składać jej koniec w luźną pętlę. Ciało upadło na ziemię z głuchym łoskotem, przyjmując makabryczną pozę, jaką wymusiło na niej rigor mortis. Przygotowania do egzekucji trwały w najlepsze. Można było odnieść wrażenie, że przeciągano je w czasie celowo, jakby były częścią jakiegoś większego spektaklu. Jeśli było tak w istocie, Bruno Higgs wczuł się w rolę wyśmienicie. Rozłożył niewielki, przenośny stołek i drewniany taboret dokładnie naprzeciwko miejsca, w którym miałaś zawisnąć. Blat uginał się pod ciężarem antałka i misy pełnej parującego mięsiwa. Dziesiętnik wyraźnie rozkoszował się widokiem, jaki się przed nim rozpościerał. O jego sadystycznych zapędach było w Drakenborgu głośno na długo przed Twoim przybyciem. Fort zszedł na psy, jak mawiali Twoi towarzysze niedoli. Przed śmiercią króla Vizimira nie do pomyślenia były jakiekolwiek prywaty czy pastwienie się nad skazańcami. Higgs i ludzie jemu podobni skorzystali na wojennej zawierusze, wprowadzając własne porządki w miejscach, za które odpowiadali. Nie dało się jednak zaprzeczyć, że na Ciebie zawziął się szczególnie. Może jednak łamanie mu nosa przy próbie zatrzymania nie było takim dobrym pomysłem? Mężczyzna bez wątpienia czuł na sobie Twoje spojrzenie, raz po raz zerkając spode łba i drapiąc się po skrzywionej kichawie. Mimo to nie przestawał opychać się bezceremonialnie, popijając co parę kęsów winem z antałka. Tłuszcz spływał mu po szczeciniastym podbródku na pierś i pokaźny brzuch, zostawiając na szkarłatnym tabardzie z redańskim orłem brzydkie, ciemne plamy. Groteskowość całej sceny u niejednego wzbudziłaby pobłażliwy uśmiech. Zbrojni krzątający się przy prowizorycznej szubienicy, łysiejący, żylasty mężczyzna którego praktycznie nikt nie słuchał, odczytywał listę Twoich faktycznych i domniemanych przewinień. Higgs doglądał całej operacji, wydając polecenia z napchanymi ustami i wymachując ogryzioną kością jak udzielny marszałek buławą. Orzeźwiający, zimowy wiatr był miłą odmianą dla zatęchłego powietrza, smrodu gnijącej słomy i ludzkiego moczu. Siedziałaś w celi wystarczająco długo, by stracić rachubę, mimo to mogłabyś przysiąc, że powinna być już wiosna. Biorąc jednak pod uwagę, iż ostatnimi laty zimy trwały coraz dłużej i były coraz bardziej dokuczliwe, widok śniegu wcale Cię nie zdziwił. - …defraudacja, naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy na służbie, zniesławienie dobrego imienia wyżej wymienionych epitetami, cito: chędożony, ścierwo, pies cię trącał... Monotonny głos strażnika doskonale współgrał z sennym krajobrazem zalesionych, redańskich wzgórz, ukrytych pod warstwą białego puchu. Dopiero gardłowy krzyk dziesiętnika wyrwał Cię z odrętwienia. - Długo będziesz się z tym brandzlował, Jelinek? - Higgs otarł usta rękawem – odmieniec doskonale wie, za co zawiśnie! Dość tego pieprzenia, na sznur z nią! Zbiera mi się na sranie, a nie zamierzam sobie odmrażać tyłka w wykrocie. Wyglądało na to, że spektakl dobiegł końca. Dwóch żołnierzy zaprowadziło Cię pod stryczek, trzeci podstawił kołek pod nogi. Byłaś pewna, że przynajmniej jeden mierzy Ci z kuszy między łopatki, na wypadek gdybyś próbowała uciec. - Zaraz.. a ostatni posiłek? - podjął chudzielec nazwany Jelinkiem. - Przecież dopiero co jadłem! - Nie Twój, skazańca... - Ach... - dziesiętnik podrapał się z pozorną frasobliwością po głowie. Chwycił przytroczony do siodła skórzany bukłak po czym podsunął Ci go pod usta, wolną ręką ściągając knebel – pij! - warknął. Nie czekając na reakcję, ścisnął łagiew, w efekcie czego Wytrawny Dijkstra – cienkusz, którym częstowano skazańców – wylądował w większości na twojej twarzy. - Smacznego... - rzucił na odchodne, odprowadzany pełnym dezaprobaty spojrzeniem własnych podwładnych. - Zapomniałeś o ostatnim życzeniu – nie rezygnował Jelinek, najwyraźniej zatwardziały tradycjonalista. - Jaja sobie robisz?! - wybuchnął Bruno – może jeszcze jej kąpiel przygotuję? W jedwabie ubiorę? Gwiazdkę z nieba ściągnę? - Tradycja rzecz święta – odpowiedział strażnik. Twarz dziesiętnika nabrała niemal identycznej barwy, co jego kaftan. Zdać by się mogło, że Higgs lada chwila eksploduje. Zmitygował się jednak, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że za dużo sobie pozwala, nawet jak na piastowane stanowisko. A może po prostu przyszła mu do głowy kolejna złośliwość? - Skoro tak... - zwrócił przekrwione oczy w Twoją stronę – no, mutantko. Twoje szczęście że jestem dziś w dobrym humorze. Masz jakieś ostatnie życzenie? - zapytał, cedząc słowa z przesadną emfazą. Ostatnio edytowane przez Rodriguez : 22-08-2016 o 20:25. |
23-08-2016, 16:30 | #2 |
Reputacja: 1 |
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. |
23-08-2016, 18:43 | #3 |
Reputacja: 1 | Żołnierze spoglądali skonfudowani to na Ciebie, to na Higgsa. Słyszałaś jak kusznik za Twoimi plecami zaklął, mamrocząc coś o Twojej matce i jej sposobie prowadzenia się. Kat kręcił się niecierpliwie, czekając na werdykt. Żołdak oporządzający konie zrobił sobie przerwę na dłubanie w uchu. Jelinek wlepił wzrok w trzymany w dłoniach pergamin. Dziesiętnik wbił ślepia w Jelinka. W myślach z pewnością układał już treść skargi, jaką złoży na kompana. Cisza jaka zapanowała przez dłuższą chwilę była tak przenikliwa, że gdzieś z dala dało się słyszeć chrapliwy śpiew kormoranów. Higgs przez moment bił się z myślami, po czym smarknął na udeptany śnieg, co najwyraźniej oznaczało że podjął decyzję. Chwycił ze stołu miskę z resztkami i cisnął Ci ją pod nogi. Większość mięsa wylądowała na ziemi, tuż obok odciętego wcześniej trupa. - Zgodnie z życzeniem... - powiedział, zbliżając się powoli. Nastroszone wąsy upodabniały go do gotującego się do szarży odyńca - a spróbuj zostawić choć kawałek, wiedźmo – cedził przez zęby, podchodząc tak blisko, że mogłabyś ugryźć go w nos – a każę Ci wtłoczyć resztę do gardła rozgrzanymi cęgami... Ostatnio edytowane przez Rodriguez : 23-08-2016 o 18:47. |
26-08-2016, 20:43 | #4 |
Reputacja: 1 |
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. |
27-08-2016, 18:20 | #5 |
Reputacja: 1 | Nie miałaś pojęcia, kim byli niezapowiedziani goście nadjeżdżający od strony Drakenborgu. Nie czekałaś też, by przekonać się o tym na własnej skórze, zwłaszcza że jeźdźcy, wyraźnie zaalarmowani odgłosami walki, poderwali wierzchowce do galopu. Nie próżnowaliście i wraz z uprowadzonym żołnierzem zyskaliście przewagę odległości zanim jeszcze pościg dotarł na miejsce kaźni. Jazda po nierównym, zalesionym terenie nie należała do najłatwiejszych. Twój koń co rusz ślizgał się po oblodzonej powierzchni lub potykał, przeskakując pozostałości po niedawnej śnieżycy. Jelinek wyprzedził Cię nieznacznie, głównie z racji tego, że jego rumak był młodszy, szybszy i nie tak objuczony jak zdobyty przez Ciebie gniadosz. Blada, wystraszona twarz jeźdźca i jasne umaszczenie jego wierzchowca sprawiały, że wyglądał jak wcielenie śmierci, „żywcem” wyjętej z kart Dobrej Księgi proroka Lebiody. Brakowało tylko kosy. - To koniec! Powieszą mnie za współudział! Jestem stracony! - lamentował, przekrzykując wicher. Paranoiczny nastrój porwanego powoli zaczął Ci się udzielać, zwłaszcza gdy kątem oka dostrzegłaś siedzące wam na ogonie sylwetki jeźdźców, co rusz przemykające między drzewami z tyłu i po lewej. Jelinek nie szczędził ostróg. Ty też nie pozostawałaś dłużna, wyciskając z rumaka ile się da, raz po raz dźgając go piętami po miękkim. Wierzchowce rwały jak szalone, mimo to ich nierówny oddech jasno dawał do zrozumienia, że gonitwa ma się powoli ku końcowi. - Tam! - wrzasnął w pewnym momencie żołnierz, pokazując coś między szpalerem drzew po Waszej prawej stronie. Ledwie go usłyszałaś przez szum wiatru w uszach, choć równie dobrze mógł być to szum krwi napędzanej adrenaliną. We wskazanym kierunku, jak okiem sięgnąć, rozciągała się rozległa, przykryta śniegiem polana. Wpadliście jak burza na otwarty, pozornie łatwiejszy teren z nadzieją zostawienia pościgu daleko w tyle. Wtedy wydawało się to logiczne, a otwarta przestrzeń wyglądała jak obietnica zbawienia, nie jak zapowiedź klęski. Prawda okazała się jednak dużo bardziej brutalna. Czułaś że coś jest nie tak, kiedy ogiery dwójki spośród ścigającej Was grupy jeźdźców siadły na zadach, ślizgając się po podłożu. Było już jednak za późno. Zamaskowane puchem, zamarznięte jezioro, które wzięliście za stały grunt, ustąpiło pod Twoim towarzyszem. Ledwie wyminęłaś pękającą taflę lodu, spotykając przerażone spojrzenie Jelinka, zapadającego się wraz ze swoim wierzchowcem pod wodę. Żołnierz przytomnie rzucił się w bok, łapiąc się największej kry, jednak wierzgające w panice zwierzę szybko powiększało wyrwę, wciągając siebie i swojego pana w nieprzeniknioną toń. Dotyk mroźnej wody momentalnie wycisnął oddech z płuc mężczyzny, w efekcie czego nie mógł nawet krzyknąć. Pełznął tylko powoli przed siebie, jak zdezorientowany owad, rozpaczliwie próbując utrzymać się na powierzchni. Być może zdążyłabyś mu pomóc. Pytanie: czy warto było narażać życie dla nieznajomego? Dostrzegłaś, że część pościgu odłączyła się od reszty, nadkładając drogi i okrążając jezioro. W czekającej przy brzegu bandzie zbrojnych wyróżniał się tajemniczy rycerz w czerwieni, bacznie obserwujący Twoje dalsze kroki zza zasłony hełmu... |
31-08-2016, 20:33 | #6 |
Reputacja: 1 |
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. Ostatnio edytowane przez Ryo : 01-09-2016 o 17:54. |
01-09-2016, 18:47 | #7 |
Reputacja: 1 | Minęła niezręcznie długa chwila, nim wreszcie Jelinkowi udało się pochwycić linę zgrabiałymi z zimna dłońmi i owinąć ją wokół przedramion. Kiedy wyciągnęłaś go z wyrwy, padł jak długi na brzuch, dygocząc z zimna i wykasłując wodę. Choć zdawało się to niemożliwe, był jeszcze bledszy niż wcześniej. Mimo wszystko żył. Jego wierzchowiec nie miał tyle szczęścia. Akt altruizmu kosztował Cię jednak szansę na ucieczkę. Podążający waszym śladem jeźdźcy zajęli strategiczne pozycje z trzech stron jeziora, przygotowując łuki, kusze i arbalesty, na wypadek gdyby przyszło Ci do głowy próbować wyciąć sobie drogę do wolności zdobycznym kordem. Zdążyłaś przyjrzeć się dokładniej swoim prześladowcom. Był ich co najmniej tuzin. Stanowili luźną zbieraninę złożoną z drakenborskich strażników, zbrojnych pachołków i najemników o zakazanych gębach. Wyróżniał się wśród nich ów tajemniczy rycerz, który zsiadł przed chwilą z wielkiego jak smok rumaka i zaczął kierować się w Twoja stronę. Zauważyłaś, że zarówno krwistoczerwony kropierz konia, jak i płaszcz rycerza, przyozdobione są tym samym symbolem – spowitą płomieniami różą. Nie potrafiłaś go zidentyfikować, najpewniej był to jednak zwykły herb. Wojownik poruszał się z zaskakującą gracją, biorąc pod uwagę gabaryty i potencjalną masę jego zbroi. Sam fakt, że wszedł na zamarzniętą taflę jeziora w takim stroju świadczył albo o skrajnej głupocie, albo niezachwianej pewności siebie. Zatrzymał się mniej więcej w odległości dziesięciu kroków od was, kładąc demonstracyjnie dłoń na rękojeści miecza. Przez moment dało się słyszeć tylko ponure wycie wiatru i niepokojące trzaski dochodzące gdzieś spod podków Twojego wierzchowca. - Przyszła odwilż, lód długo nie utrzyma waszego ciężaru – zagrzmiał rycerz. Jego głos brzmiał, jakby dobywał się z samych czeluści piekieł – poddaj się, a być może ocalisz życie. W przeciwnym wypadku zginiesz na miejscu. Jakby na potwierdzenie własnych słów, odpiął płaszcz i zdjął z pleców okazałą tarczę, przygotowując się do walki... |
05-09-2016, 18:31 | #8 |
Reputacja: 1 | Tilla zsiadła z konia. Trzeba było zmniejszyć nacisk na lód, a koń w dyplomacji nie miał raczej większego pożytku, więc pozwoliła mu odejść - najlepiej w kierunku zbrojnego. Jeśli tamten myślał, że kobieta z dużym nożem będzie leciała w jego stronę - to był w błędzie. Wcale nie wyglądało na to, żeby jej paliło się nawet do niego podchodzić. - Od kogo przychodzicie? - spytała rycerza. Nie miała najmniejszej ochoty na dialogi i sama w myślach wątpiła mocno w sens ich podejmowania z kimś, kto nie wyglądał na kogoś, kto szczyci się dobrymi zamiarami, niemniej na razie lepszej alternatywy nie miała.
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. |
05-09-2016, 19:15 | #9 |
Reputacja: 1 | Rycerz machnął opancerzoną dłonią w kierunku podwładnych. Zauważyłaś, że rozstawieni przy brzegu strzelcy wyraźnie się uspokoili, co drugi nawet schował trzymaną w pogotowiu broń. - Imię mojego mocodawcy raczej nic ci nie powie – odrzekł po chwili – co do jego planów, wiem niewiele więcej niż ty. Ponoć ma dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Może nawet ocalisz skórę. Szczegółów dowiesz się na miejscu. Wojownik odwrócił się w kierunku brzegu, ignorując potencjalne zagrożenie z Twojej strony. Wyglądało na to, że uznał rozmowę za zakończoną. Zatrzymał się jednak w pół kroku, rzucając jeszcze za plecy: - Gdyby to zależało ode mnie, wróciłabyś na gałąź za wymordowanie tych strażników. Radzę zastanawiać się szybko. Drugiej szansy nie będzie, a drzew w lesie pod dostatkiem... |
05-09-2016, 19:39 | #10 |
Reputacja: 1 | - Skoro to propozycja nie do odrzucenia, to całe to przedstawienie jest niepotrzebne - wzruszyła ramionami. - Prowadź do twojego pracodawcy - odparła na głos do rycerza, podejmując przy okazji szybką decyzję. - Niech się dowiem, co ma do zaoferowania.
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. |