Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-12-2016, 09:01   #151
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Dzień IV - Ilham zbiera kokosy

Jak to jakieś przysłowie mawia… grosz do grosza i będzie… a raczej będą, kokosy.
Ilham od bladego świtu, zaraz po Fażyru zaczęła około obozową pracę w postaci, opróżnienia wszystkich walizek ze zbędnych śmieci. Podlania ogródka. Zjedzenia śniadania i zniknięcia z trzema, pustymi bagażami w lesie. Udając się na bardzo ważną misję, której, chyba nikt oprócz niej nie doceni.
A mianowicie, poszła zbierać kokosy.
Nie ważne jak niewinnie to brzmiało, sprawa wcale nie była prosta. Bo kokosy trzeba umieć zbierać… a już tym bardziej wiedzieć, które nadadzą się na mleko…
Iranka na szczęście wiedziała, choć nigdy kokosów nie zbierała, bo po prostu szła na targ, jak każdy normalny, cywilizowany człowiek.
Na wyspie jednak targu nie było, ale to i tak nie pokrzyżowało kobiecie planów.
Pierwsza partia owoców w postaci trzech wypchanych po brzegi walizek była gotowa przed drugim śniadaniem, którego nie omieszkała nie zjeść.
Druga skończyła się zaraz przed zenitami dwóch słońc. Po niej nastąpiła przerwa na Zuhur i pomarańczkę.
Trzecia partia została dostarczona późną porą lunchową i w zasadzie na niej mogłaby zostać zakończona praca zbieractwa, ale aktualnie Il znajdowała się w tak zwanym cugu. Praca nie tylko ją zaaferowała, ale też całkowicie zaślepiła. Tak więc zbliżała się pora obiadowa, a ona dopychała ostatnią z walizek, zebranymi kokosami. Pot lał się z niej strumieniami. Upał był niemiłosierny, a ona w jeansach i bluzie, trząchała palemkami prosząc Boga by nie dostać spadającym orzechem w łeb.
Zaczynał się czas Asr… Czas trzeciej, popołudniowej modlitwy, a co za tym idzie także orzeźwiającej oblucji i odpoczynku, po którym postanowiła zjeść kilka daktyli i banany. W końcu dzielnie na nie zapracowała!
Suwaki walizek były mocno nadwyrężone, ale w końcu po kilku próbach, wielkie trzy “paki”, stały dzielnie na kółeczkach i czekały, aż naczelna amazonka rady muzułmańskiej dotaszczy je do obozowiska.
Sęk w tym, że aktualnie nie miała ona siły nawet na przełknięcie śliny, która zwisała smętną nitką na brodzie, mieszając się z potem, który przesiąkł przez materiał barwiąc go na ciemno bury i smętny kolor.
Ilham siedziała na ziemi, z głową między nogami. Prztyrzymywała dłonią czoło, by pot nie zalewał i nie szczypał w oczy.
W oddali zaszeleściły krzaki. Iranka bez problemu mogła rozpoznać po owym zamieszaniu w listowiu, iż coś się do niej zbliżało… a w zasadzie, nawet nie coś, a ktoś… bo zwierzęta na wyspie miały trochę więcej finezji i na pewno nie przeklinały, gdy dostały gałęzią w twarz.
Nadchodziła Wendy. Kobiecego “ja pierdolę” nie dało się pomylić z nikim innym. Szyitka wytarła brodę w rękaw, co by nie straszyć smętnym dyndaniem i wyprzedziła niebieskowłosą zapytaniem.
- To tyyy Wendy? - Głupie pytanie. Jasne, że była to Wendy, ale w aktualnym stanie Iranka prawdopodobnie nie potrafiłaby nawet posłodzić herbaty.
- Ilham! Ja pierdole! - Niebieskowłosa przyśpieszyła kroku, pod koniec po prostu podbiegając do dziewczyny i pośpiesznie kucając przy niej. Nie czekając na pozwolenie ujęła jej twarz w dłonie. Wyglądała na nieco przestraszoną. - Wszystko dobrze?
- Meeeh - Iranka wzruszyła ramionami - Trochę przesadziłam - dodała po chwili, wyjmując twarz z dłoni kobiety. To było dość wstydliwe… była brudna, śliska i śmierdząca i najwyraźniej nie chciała by ktoś był świadkiem jej małego niedysponowania.
- Już skończyłam - powiedziała na usprawiedliwienie lub pocieszenie, patrząc po skosie na walizki.
- Ilham… powinnaś to wszystko z siebie ściągnąć. Przegrzałaś się. I przepracowałaś. Jest przecież upał! Mogłaś poprosić o pomoc… albo przynajmniej więcej i częściej odpoczywać w cieniu… Nie ma tu przecież żadnego mężczyzny… - Niebieskowłosa zaczęła wachlować Irankę dłońmi, rozglądając się za czymś, co mogłoby jej pomóc…
- Pójdziemy do wody? Ochłodzisz się?
- Nie ma. Nie ma? Oczywiście, że są… łażą i zglądają wszędzie i… i… i jeszcze te jinny! - Iranka ożywiła się prychając gniewnie i zabierając się do wstania.
- Zaniosę te kokosy i mogę iść nad wodę… czas już na Zuhur chyba - murknęła zamyślona zadzierając głowę i oceniając wysokość słońc.
- Hola hola! Nie ma mowy - Wendy wstała wcześniej wyciągając do niej dłonie z chęcią by pomóc jej przy wstaniu. - Odprowadzę cię nad wodę i sama zaniosę te kokosy do obozu. Wystarczająco się już dziś napracowałaś. To nie prośba. To stwierdzenie faktów, jak będzie.
Ilham zamarła, kurcząc się jakby w sobie. Popatrzyła wielkimi oczami na rozmówczynie, wyraźnie czegoś nie rozumiejąc i szukając w jej twarzy jakiejś podpowiedzi. Czy żartowała, czy poważna? Czy była miła, czy bardziej zła? Wendy wyglądała na poważną i przede wszystkim zatroskaną.
Dziewczyna spuściła pokornie wzrok na ziemię, kiwając głową na znak, że rozumie.
Zaś niebieskowłosa za nic w świecie nie chcąc dać po sobie poznać ulgi, że taka strategia zadziałała na Irankę. Ujęła ją jedną ręką za jej plecami w pasie, a drugą próbowała chwycić jej łokieć.
- Pomogę ci dobrze? Chcesz iść do słodkiej wody, czy do morza?
- Słodkiej - bąknęła Daei cichutko, wiotczejąc i dając się prowadzić troszeczkę jak marionetka.
- Dobrze, dobrze… - mruknęła niebieskowłosa, prowadząc Ilham przez palmowy las, trochę na czuja, ale wiedziała przecież, gdzie mniej więcej jest rzeka. Wolała iść dłuższą ale znaną jej drogą.
- Widziałaś tu jakiegoś, że tak mówisz? - zapytała, próbując drążyć temat lżejszych stroi gdy nie ma w pobliżu mężczyzn.
- Nooo… przed chatką… tego ho-mo… - nie dokończyła, bo nagle ją coś olśniło. - Terry… on ma na imię Terry, nie ten a tamten... ten… wojskowy, powiedział, że… eee... tamten jednak nie jest Ho-mo-se… - i znowu ją olśniło, podwójnie, a nawet potrójnie.
Speszona spojrzała na profil Wendy.
- Przepraszam - Ilham ponownie wbiła wzrok w ziemię, a usta ściągnęła w wąską kreseczkę.
Dziewczyna westchnęła głośno. Odezwała się dopiero po kilku chwilach.
- Przed chatą. A nie tu gdzie tyle czasu zbierałaś kokosy. Więc mogłaś na ten czas założyć coś lżejszego, prawda?
- A jeśli ktoś by mnie podejrzał? To by była moja wina… zgrzeszyłabym.
- Wczoraj mówiłaś mi, że działanie na niekorzyść własnego zdrowia to też grzech - “czy coś takiego” Wendy dodała w myślach, próbując sobie przypomnieć jak to dokładnie szło. - A popatrz na siebie teraz.
Usta Iranki zafalowały w złowróżebny sposób. Nic więcej nie odpowiedziała. Była zmęczona, speszona, a teraz zrugana w dodatku przez innowiercę, który na dodatek miał trochę racji.
Cała radość z dobrze wykonanej pracy wyparowała, ale na szczęście zbliżały się do wodopoju…
Wendy już nic nie mówiła. Przyglądała się tylko uważnie Ilham i prowadziła ją, by jak najszybciej dostać się do rzeczki. A chwilę później obydwie słyszały już szum wody, która radośnie ich witała. Wendy doprowadziła ją do samiuśkiego brzegu.
Ta wyswobodziła się z jej objęcia i wyjęła zapalniczkę z kieszeni, odkładając ją na bezpiecznym kamyczku pod krzaczkiem. W planach miała upranie też ubrania.
Usiadła zdejmując buty.

- Wiesz… kiedyś wyszłam w samym bikini na basen… - zaczęła lekko zamyślona. - Czułam dreszczyk adrenaliny… to było nawet przyjemne. Taki zakazany owoc… który wszak jest dla tylu ludzi powszechnością… Czasem, czasem uciekałam do klubu na imprezy urodzinowe… napiłam się alkoholu. Albo nie zakładałam chusty na głowę… Gdy tu trafiłam, poczułam, że to kara. Za to, że byłam niegrzeczną córką. Teraz jednak myślę, że to mój ostateczny test i szansa na naprawienie błędów. - Ilham odłożyła buty koło zapalniczki i wsadziła mały przedmiocik do środka jednego z nich. Zdjęła bluzę, wrzucając ją do wody, po czym wstała by rozpiąć spodnie.
- Wstydziłabym się… gdybym założyła sukienkę… ale już to kiedyś robiłam bo chciałam… teraz jednak nie chcę. Po prostu. - wytłumaczyła posłusznie, czując się winna wyjaśnień swojego postępowania.
Zsunęła jeansy z bioder, zostając w różowych majtkach w białe kropki. Kopnęła nogą ubiór do wody i weszła ostrożnie do chłodnego baseniku.
Wendy śledziła ją przez jakiś czas wzrokiem… choć podziwianie kształtów dziewczyny, podziwianie jej pięknej skóry i … tak, to wszystko było na drugim planie. Teraz bowiem, niebieskowłosa przede wszystkim chciała się upewnić, że Ilham da radę. Że nie zasłabnie i że nie musi wchodzić z nią do wody… ona jednak zabrała się za płukanie ubioru, w ciszy i skupieniu.
- Czasami mam wrażenie - zaczęła po chwili Wendy, przykucając na brzegu i teraz już starając się nie patrzyć na Ilham - że to miejsce do którego trafiliśmy, jest rządzone przez innych bogów. Nie tych których znamy z naszego świata. Wiesz… syreny,... kobieta-ryba, wróżki ze skrzydłami, i… dziś Axel i Terry widzieli za rzeką kobietę - węża. Teeee… aalaes’vo, o których mówiono nam, że są złe.
- Nonsens… Bóg jest tylko jeden. - Iranka nie była zgorszona jej stwierdzeniem, ani też zbytnio zdziwiona. - A te istoty nie ważne jak wydają ci się dziwnie są stworzeniami Allaha.
- Spotkali Naginę? - odezwała się po chwili ciekawsko, oglądając na rozmówczynię. Rewelacja ta, ja bardziej ożywiła niż syrenki i wróżki, które były jej odleglejsze kulturowo.
- W sennnnnsie… nie węża lorda Voldemorta… eee… - Wendy uniosła na nią spojrzenie - tylko pół kobietę, pół węża. Kusiła ich by przeszli na drugą stronę rzeki. Ale nie zrobili tego. Iiiii… można powiedzieć, że miała magiczne moce. Potrafiła sprawić, że słyszeli płacz dziecka, którego nie było. Głos Karen, której nie było i Dafne… - To jeszcze nie było wszystko, ale Wendy postanowiła delikatnie i powoli dawkować Ilham wiadomości.
- No… jasne, że kusiła, a czego ty się po Nadze spodziewałaś. - Kobieta wyżęła bluzę i zabrała się za płukanie spodni. Najwyraźniej skądś znała owe wężowe istoty, może nawet brała je za te same, które spotkali mężczyźni. Opis jej zachowania i zdolności wężycy, tak bardzo jej nie szokował jak na przykład fakt, że wróżki mają skrzydełka, lub są półludzie półryby.
- Czytałaś Pottera? Fajny był, ale mnie jakoś znudził po piątym tomie…
Na początku Wendy uniosła brwi w zdziwieniu.
- Możecie czytać takie książki? - zapytała zamiast odpowiedzieć na pytanie.
- To tylko książki… fikcja, czyjaś wyobraźnia… bajka dla dzieci. - Zaśmiała się wesoło, na myśl, że ktoś mógłby zabraniać czytania dzieciętych bajek.
- Tak, to prawda. Czytałam. Kto tego nie czytał? - Niebieskowłosa uśmiechnęła się. - I myślę, że mnie nie znudził. Nawet… chciałabym być choć trochę tak wyjątkowa, albo mieć takich oddanych przyjaciół. No świat, nie taki szary jak nasz… coś w tym wszystkim jest. Coś co sprawiało, że trudno było mi się oderwać od czytania.
Dla Ilham ich świat nie był szary. Te wszystkie kultury, historie państw, starożytne cywilizacje, ewolucje, kosmos, mity i legendy, tradycje, kolory skóry. To było dla niej zadziwiające. Wszyscy pochodzili od tych samych rodziców. Od Adama i Ewy, a jednak każdy był inny i niepowtarzalny, nie do podrobienia. No i w przeciwieństwie do niektórych ona wierzyła w magię, tak jak wierzyła w Boga oraz to, że Mahomet był jego ostatnim wysłannikiem.
- Ano… przyjaciół miał fajnych. Lubiłam Hermionę, trochę zazdrościłam jej tego jaka była mądra. - Wzruszyła ramionami wyrzucając spodnie na brzeg i wchodząc głębiej do wody by się umyć.
- Tak, to prawda. A po za tym, nie mogłam się zawsze doczekać scen z Panią Weasley i Panem Weasley’em. Ron miał takich cudownych rodziców. Lubiłam te wątki. - Wendy wstała z kucka i podążyła w stronę wyrzuconych na brzeg spodni. Podniosła je z ziemi i powoli zaczęła wykręcać z wody.
- Tak! - rozemocjonowała się Il, masując skórę głowy. - Najbardziej lubiłam opis kuchni. Jak to wszystko pracowało tak samo z siebie. Praca gospodyni domowej byłaby o wiele prostsza gdybym miała taką różdżkę… - rozmarzyła się, leniwie się opłukując.
- Ale nic cię nie stało mężczyznom? - nagle zmieniła temat. - Nie dali się jej złapać?
- Nie im nic się nie stało. Ale wiesz… w międzyczasie Dominika postanowiła… hmm… zignorować to, że nie powinniśmy przechodzić na drugą stronę rzeki… zauważyła, że tuż przy brzegu rosną orzechy. Więc skoro tuż przy brzegu… to czemu by kilku nie zerwać. Sama rozumiesz… - Wendy zaczęła tak, by jej zdaniem jednocześnie uprzedzić Ilham przed niesłuchaniem niektórych rad i nie od razu uprzedzić o wszystkich złych rzeczach, które powinna jej przekazać. - Zbierając orzechy zauważyła coś… i dotknęła tego. I… - Wendy westchnęła. Siedziała wpatrując się w trawę pod jej nogami i nieświadomie ją skubiąc. - To co dotknęła było jadowite.
Iranka wydała z siebie dziwny dźwięk, który był trochę jak chrumknięcie? Nie kwapiła sie jednak, na żadną większą reakcję, ani nawet na spytanie się, czy Dominika przeżyła spotkanie z brutalną rzeczywistością.
Kobieta wyszła z wody, zawijając włosy, by je trochę osuszyć i ruszyła brzegiem basenu oddalając się od Wendy. Z czego niebieskowłosa skorzystała by unieść na nią na chwilę wzrok. Skoro Ilham nie zdawała sobie z tego sprawy. Warto było zerknąć na jej piękne ciało pokryte kroplami wody, niczym rosy…
Ilham przeszła całkiem sporo, niemal okrążając wodny akwenik. Pochyliła się nad bujnymi krzakami wyciągając z nich, rozłupanego kokosa i uwaga, uwaga… swój szal.
Drogę powrotną odbyła już w wodzie, podpływając do wodospadu i nabierając do łupiny świeżej krystalicznej.

- Pozwolisz, że się pomodlę - odpowiedziała całkiem spokojnie, wychodząc na brzeg by ubrać bluzę i spodnie, po czym owinęła głowę mokrą pashminą, a następnie zsunęła ją na ramiona jak kaptur. - Nie będę mogła jednak z tobą rozmawiać do czasu, aż nie skończę…
- Eee… dobrze - zgodziła się niebieskowłosa z małym mętlikiem w głowie. Nie zdążyła bowiem opowiedzieć wszystkiego (zwłaszcza najważniejszego) do końca. - Poczekam - dodała, po czym z kucaka po prostu klapnęła na trawie.
Ilham stanęła na suchym miejscu, pociągnęła nogawki spodni po kolana, a następnie rękawy po łokcie. Przed sobą postawiła skorupę kokosa wypełnioną świeżą wodą.
Przez chwilę stała i wpatrywała się łupinę, w której postanowiła się obmyć do modlitwy. Pierwszym warunkiem odprawienia wudu była intencja.
Kucnąwszy nad naczynkiem, zwilżyła jedną, wypowiadając
- Biismi’llahi ar-rahmani ar-rahim - jednocześnie mocząc drugą dłoń i obmywając je, tak jak zazwyczaj robiło się to w umywalce, pilnując wy skapująca woda nie trafiła z powrotem do kokosa.
Czynność tę powtórzyła jeszcze dwa razy.
Następnie trzy razy opłukała usta i nos oraz przetarła twarz od linii włosów na czole po brodę.
Po tym zabrała się za mycie prawej ręki, aż do łokcia, używając lewej, a następnie lewej, używając prawej. Tę czynność również powtórzyła trzy razy.
Zadziwiające było to, iż Daei nie wyczerpała jeszcze pokładów z kokosika. Wykorzystywała każdą kroplę, obmierzała chluśnięcia z niemal chirurgiczną precyzją, tak by nie tylko dobrze się obmyć, ale też nie zmarnować ani jednej cennej kropli cieczy.
Iranka przetarła włosy i umyła prawe, a później lewe ucho, po czym usiadła, obmywając trzykrotnie stopy po same kostki.
Dopiero wtedy kokos stanął na ziemi pusty, a ona nasunęła chustę na głowę, wstając z otwartymi dłońmi, zewnętrzną stroną zwróconymi do twarzy. Pochyliła głowę, przybliżając do niej ręce, tak by znajdowały się niemal po jej bokach. Wyglądała jakby nasłuchiwała lub poddawała się…

- Allahu Akbar - tymi oto słowami rozpoczęła modlitwę, opuszczając ręce i kładąc je pod piersi, po czym złapała się za nadgarstki, obejmując się.
- Subhanaka Allahuma wa bihamdika, wa tabaraka ismuka, wa ta’ala jadduka, wa la illaha ghayruka. Audhu billahi min ash-shaytani ar-rajimi. Bismi’llahi ar-rahmani ar-rahim, Alhamdulillahi rabbil’alamin… - Kobieta stała recytując kolejne wersety. Nie wyglądała na speszoną, iż podczas tej dość intymnej chwili miała milczącego widza w postaci Wendy. W ogóle… wyglądała raczej na taką, która aktualnie straciła kontakt z rzeczywistością, całkowicie poświęcając się modlitwie do Boga.

- Allahu Akbar. - Najwyraźniej skończyła jakąś ważną część, ponownie zmieniając pozycję na tę… poddańczą co była na początku.
- Subhana rabiiya-ladhim. - Dłonie oparła na kolanach i pokłoniła się tworząc kąt prosty.
- Subhana rabiiya-ladhim. - Po wyprostowaniu się ponownie oparła ręce na kolanach i pokłoniła się tworząc kąt prosty.
- Subhana rabiiya-ladhim… - Minuty powoli płynęły a Iranka modliła się… i modliła. Wendy nie wiedziała, że trafiła na najdłuższą i najbardziej skomplikowaną w ciągu dnia modlitw. Ilham przybierała co różniejsze pozycje. Raz siadała i „uderzała” głową o ziemię, by powstać i kłaniać się na stojąco. W końcu jej głos lekko ochrypł. Dziewczyna nie nawykła do częstego mówienia. Swoją pracę wykonywała w milczeniu, a próby komunikacji międzyludzkiej zawalała po całej linii.

- Boże proszę Cię o ochronę przed Piekłem, męką w grobie, nieszczęściem za życia i po śmierci, i przed nieszczęściem od oszusta Antychrysta.
Boże proszę Cię o ochronę przed Piekłem, męką w grobie, nieszczęściem za życia i po śmierci, i przed nieszczęściem od oszusta Antychrysta, dla ludzi, którzy ze mną przebywają.
Boże proszę Cię o łaskę dla nas, o zdrowie i spokojny powrót do domu. - Daei siedziała na nogach, przed sobą trzymała otwarte dłonie, jakby trzymała w nich książkę z której czytała. Z jakiegoś powodu umilkła na chwilę, by po chwili kontynuować modły przez kolejne kilka minut.

- Assalamu allaykum wa rahmatullah - Dziewczyna siedząc odwróciła się w prawą stronę, a następnie zwróciła się w lewo spoglądając na niebieskowłosą. - Pokój i Miłosierdzie Boga niechaj będzie z tobą. - Il uśmiechnęła się i zsunęła materiał z włosów.
Wendy w tym czasie położyła się na trawie przed płynącą wodą. I choć podczas modlitwy zerkała nienachalnie na Ilham, teraz wpatrzona była w niebo, które prześwitywało przez korony drzew. Nawet nie zwróciła uwagi, że Ilham już skończyła, a ta nie narzucając się, siedziała i odpoczywała, korzystając z tymczasowego braku obowiązków.

Wendy odezwała się dopiero po jakimś czasie.
- Jesteś głodna? Czas zabrać te walizki do obozu i coś zjeść, hmmm? - obróciła głowę w stronę Iranki.
- Nie jestem. - Ilham wzruszyła ramionami, podnosząc się z ziemi. To, że ona się odżywiała podczas zbierania kokosów, nie znaczyło, że inni to robili podczas swoich zajęć o ile w ogóle coś robili. Trzeba było wrócić i przyrządzić posiłek dla reszty… i w końcu zająć się robieniem oleju. - Wracamy po kokosy - zaordynowała z krzepkim uśmiechem, po czym zajęła się sprzątaniem okolicy i pochowaniem swoich rzeczy na następny raz.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 16-12-2016, 18:19   #152
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Dzień IV - Alex i Monika w jaskini




Monika pożegnała spojrzeniem wychodzącego Terry’ego po czym powoli podeszła do tego co powinno być szybą… przyglądając się rafie koralowej widocznej przez owe magiczne okno. Między jej myślami a myślami Alexa nadal trwała cisza, której dziewczyna nie przerywała nawet na to by nadać mu uczucie zaskoczenia, które odczuła widząc pomieszczenie, ani po to by pokazać zachwyt który teraz malował się w jej sercu. Szkot przypatrywał się przez chwilę niżej niż inne zawieszonej sferze, wyciągnął nawet dłoń, ale zaraz cofnął. Na eksperymenty przyjdzie jeszcze czas.
Odwrócił się i powoli podszedł do dziewczyny stając za nią. Coraz lepiej szło jej panowanie nad tym co zrobiła z nią strefa. Potrafiła już jak się zdawało blokować się… ale ksiądz nie rozumiał jak w takim razie słyszy jego myśli gdy on je do niej kieruje. Przeszło mu przez głowę, że być może blokada jest jednostronna, ona czuje jego myśli cały czas swoje kryjąc i śląc mu jedynie odpowiedzi na to co znajdzie w jego głowie gdy oceni, że było to celowo skierowane do niej. Poczuł się tym lekko zdeprymowany. Dziś okazało się, że to nie wyjątkowa więź tylko między nimi, teraz zaś, że mogła być tylko jednostronna. Być jak otwarta księga dla kogoś, samemu nie potrafiąc czytać w tej drugiej osobie. Przestraszył się trochę, jednak mimo to objął ją za ramiona i w lekko pieszczotliwym geście złożył podbródek na jej głowie.
“Pięknie tu” pomyślał kierując to do niej i wpatrując się w koralowce.
“Tak. Przepięknie…” potwierdziła Monika jednocześnie łącząc z nim swoje myśli. Wydawało jej się, że mogłaby tak stać wieczność i wpatrywać się w ten widok. A teraz, gdy poczuła jego dotyk i bliskość uczucie to wzmogło się, chociaż walczyła z przyznaniem się sama przed sobą do tego.
“To miała być straszna noc na skałach...“ dodała z lekkim rozbawieniem. Wszystko wskazywało teraz na to, że ani ich nie wywieje, ani im nie będzie niewygodnie… wręcz przeciwnie.
“Zastanawiam się…” Alex rozejrzał się.
W jego myślach przewodziło zauważenie braku miejsca na palenisko i jedyny odpływ powietrza drogą którą przyszli. W nocy nie było tu poświaty od strony morza. A jakoś rozwiązanie oświetlenia musiało być tu rozwiązane. Przez głowę przebiegło mu czy w komodzie są może świece, ale zaraz stwierdził, że stojąc tak i czując jej ciało nie ma ochoty nigdzie iść i sprawdzać. Monika mimowolnie zaczęła zastanawiać się nad tym samym. Światło. Faktycznie, przydałby się świece. Byłyby najlepszym rozwiązaniem. Przez jej głowę przelatywały nazwy rzeczy odnalezionych w walizkach, jakby analizowała, czy w którejś nie było świecy… ostateczny wniosek sprowadzał się jednak do tego, że nie przejrzała nigdy dobrze tej zawartości. Komoda o której pomyślał ksiądz wydawała jej się całkiem dobrym pomysłem. A może akurat? Ciekawe, czy ten pokój faktycznie należał do Dafne… uwagę od tych myśli odwróciła niewielka ławica srebrnych ryb, która akurat zaczęła przepływać przed ‘szybą’. Ksiądz z humorem wyobraził sobie te srebrne ryby mylące drogę i wpływające do jaskini.



“Jakby je wabić to lepsze niż łowienie” pomyślał do Moniki zastanawiając się przy tym czy bariera magicznie oddzielająca grotę od morza działa tylko na wodę, czy też jest przez Dafne traktowana jako wyjście.
“Masz ochotę sprawdzić?” zapytał, ale przy tym wahał się. Gdyby dotknięcie ‘szyby’ miało rozwiać czar, im może nic by nie było, wyciągnąłby oboje na powierzchnię ale…
“Tak…” pomyślała Monika wyciągając przed siebie dłoń, zatrzymała ją jednak kilka centymetrów przed taflą. Odwróciła głowę w stronę głowy Alexa jakby chciała na niego spojrzeć.

Wtedy jednak spostrzegła się jak blisko znalazły się ich twarze. Poczuła jego oddech i to na chwilę odwróciło jej uwagę od tego co miała zrobić. On też na chwilę zapomniał o szybie. Powoli przeniósł ręce z jej ramion splatając je za jej plecami i oparł swe czoło na jej czole jeszcze bardziej skracając dystans między nimi, przez myśl przeszedł mu przebłysk poczucia jak bardzo chciałby ją teraz pocałować najpierw skryty obawą, że odsunie się przerywając tę chwilę, a zaraz i ta myśl została schowana gdzieś w głębi. Skupił się na jej oczach, uśmiechu, ciepłych dłoniach, wspomnieniu uścisku w nocy gdy pomagała mu przetrwać strach. Myśli Moniki zaś zaczęły przez chwilę błądzić po różnych strefach. Zaczynając od przygnębiających wszystkich wiadomości, które dostali niespełna kilka minut temu. Poprzez poprzednie myśli Alexa o potrzebie walczenia o wszystko, a kończąc na krótkich, ulotnych wspomnieniach miłych chwil, które z nim spędzała i tym poczuciu, kiedy i ona ma ochotę go pocałować, ale boi się to uczynić. Zarówno informacje od Karen jak i przeszłość mogły być ważne, ale w tej chwili tylko psułyby dobry humor, nastrój. Ksiądz wyrzucił to na razie z głowy starając się skupiać na miłych rzeczach. Przez chwile walczył z obawą i niepewnością ale dał się ponieść w końcu temu co rodziło mu się we łbie i na czym się skupiał. Szybkim ruchem przybliżył swe usta prawie stykając je z jej ustami, po czym już ostrożniej i delikatniej pozwolił na zetknięcie się ich warg. Monika nie poruszyła się. Chciała tego… i jednocześnie miała w głowie tyle wątpliwości. Pytanie czy bardziej chciała, czy bardziej się bała…
Chciała. Równocześnie z tą decyzją, która zapadła w jej głowie, Alex poczuł jak ciepłe wargi dziewczyny delikatnie dotykają jego. Zrobiła to w momencie gdy prawie już miał wycofać się z pocałunku. Nie chciał czynić czegoś, czego i ona by nie chciała. Nie była pewna, lub wątpliwości schowała pod chęcią. Te krótkie myśli odpłynęły, gdy w jego głowie eksplodowała przyjemność z czucia jej ust, totalny mętlik uczuć z których dawało się przez dosłownie momenty zauważyć nuty obawy i strachu, dzikiej przyjemności, pożądania, czegoś na kształt czułości, ekscytacji.
Rozchylił usta zatracając się w pocałunku, który ona po kilku chwilach przerwała. Lekko spanikowana… czego się obawiał? Czego się bał? Przez chwilę pożałowała, że wzajemnie czują swoje myśli i emocje. Spojrzała przy tym głęboko w oczy Alexa. Gdy oderwała się od niego on też uczynił to niechętnie. Uciekał myślami gdzieś w bok spojrzenia nie odrywając od jej oczu. Wiedział skąd bierze się ten strach ale desperacko nie krył to głęboko w głowie aby nie wypływało to na wierzch i nie było widoczne. Objął ją za to ciaśniej w talii przylegając do ciepłego ciała.
“Jakie masz rozterki?” spytał precyzując swe myśli w słowach, nie chcąc sięgać do obrazów i emocji samemu doszukując się czegoś w jej głowie, jakby w tej kwestii i chwili było to niewłaściwe.
Ale w głowie Moniki i tak pojawiły się obrazy, niezależne od jej woli. Było ich wiele, jeden zaś szybko zmieniał się w drugi, jakby dziewczyna pośpiesznie oglądała slajdy szukając tego jedynego.
Alexander w sutannie. Alexander, który mówi jej, że dawno się nie modlił. Alexander w objęciach Wendy. Alexander, który ma rozterki. Alexander, który nie jest pewny swoich uczuć. Alexander, zauroczony w Dafne. Alexander, którego dopiero co poznała. Alexander, wokoło którego jest tyle niewiadomych. Alexander, który czegoś się obawia i czegoś się boi.
Na tym ostatnim skupiła się Monika, bowiem mimo dość fatalnych myśli, miała przecież od groma tych pozytywnych, które pchały ją w jego objęcia, a przez które wcale nie wyrywała się z nich, wręcz przeciwnie…
“Poczułam, że czegoś się obawiasz” wyjaśniła. W końcu o to pytał.
Milczał z początku, a chaos w myślach osłabł. Jakby miał na to jasną odpowiedź, doskonale sprecyzowane we łbie czego się obawiał, ale nie chciał po to sięgać by nie ujawnić tego przed nią.
“Nigdy… Nigdy nie byłem z nikim w relacji innej niż seks” sprecyzował niechętnie dopiero po chwili. “Czuję coś nowego, gubię się, nie wiem czy potrafię, nie wiem…” urwał tę kawalkadę myślosłów “Wiem, że nie chcę Cię skrzywdzić.”
Monika skupiła się na myśli, którą chciał przed nią ukryć, dokładnie tak jakby miała poważny zamiar odkryć co to za myśl. Po chwili zorientowała się co robi i panicznie przestała, na moment nawet przerywając połączenie. Przestraszyła się tego, co sama nierozważnie i odruchowo chciała zrobić. Skupienie się na tym, co przekazał jej ksiądz wcale nie było miłe. Nie wiedział co chce, był zagubiony, nie wiedział czy umie i nie chciał skrzywdzić… Dziewczyna przez moment miała ochotę wybiec z pomieszczenia w którym byli po prostu głośno krzycząc. Przeważyły jednak rozsądne myśli. Wiedziała czemu… pokazał jej… rozumiała, albo musiała zrozumieć.

W końcu wskazała głową ‘szybę’ za którą wesoło toczyło się życie rafy koralowej.
“Próbujemy?”
Skinął głową. Przez myśl mu przeszło, że zwykły dotyk bariery nie powinien jej popsuć, wszak ryby mogły choćby przypadkiem się na nią natykać. Z drugiej strony mogło to oznaczać, że nie przepuszcza nie tylko wody.
“Nabierz na wszelki wypadek dużo powietrza” zażartował i chwycił jej dłoń, po czym skierował ich ręce ku ‘szybie’. Dotknęli tafli jednocześnie. A właściwie… nie dotknęli… gdyż dłonie przeszły przez nią, tak jakby zagłębiły się w tafli wody. Ba, nawet poczuli się dokładnie tak, jakby włożyli koniuszki palców do wody.
“Spróbujemy popływać?” spytał w myślach, chociaż obawiał się trochę, że po opuszczeniu z tej strony przytulnej groty drogę powrotną będą mieli jedynie przez wejście na górze. Wiedział jednak jak dziewczyna lubi pływać, no i ta rafa… Ale Monikę zalały wtedy wątpliwości i strach. Co innego wsadzić tam rękę, a co innego całą siebie. Pokiwała przecząco głową. Mogła iść popływać, ale wolała wejść do wody… brzegiem, nie szybą.
Szkot skinął głową i na powrót objął ją splatając ręce na jej brzuchu, a głowę układając na jej ramieniu, tak że ich policzki zetknęły się ze sobą. W głowie miał lekki żal, że jeszcze nie wieczór, bo chciał być przy niej tu, nie musieć nigdzie iść i rozkoszować się chwilą.
Według Moniki póki co mogli to robić… w końcu tu na wyspie czas płynął inaczej. Mieli co jeść… mieli wodę… mieli gdzie spać… i mieli siebie. Jedyne co im brakowało, by noc była spokojna to światło. Ale mieli tyle czasu by o nim jeszcze pomyśleć…
Alex wnet skonstatował, że miała rację. Prócz noszenia drewna na opał, zbierania warzyw i owoców na posiłki, lub łowienia ryb nie mieli na razie zupełnie nic do roboty. Alexowi przyszło na myśl kilka czynności bardziej pracochłonnych, które mogłyby być niezbędne. Wyrób narzędzi, postawienie schronienia dla Ilham chyba nie chcącej spać z mężczyznami w jednej chacie, dokładniejsza eksploracja terenów wokół chaty…
To wszystko jednak nie miało większego sensu póki nie będą wiedzieli co aalaes ustaliły względem nich. Jakże to było inne od sytuacji jeszcze trzy dni temu gdy nie mieli nic i po zwykłe owoce czynili czasochłonne i męczące wyprawy. Tu i teraz mogli oddawać się lenistwu, czerpaniu z życia, pięknych widoków, ze słońca. Z siebie. Przycisnął ją mocniej do siebie i skupił się na kolorowej rafie i dzikiej przyjemności czucia jej tak prawie całym ciałem. Rozleniwienie i zadowolenie rozlewało się w nim, a i Monika nie miała zamiaru przerywać tej chwili, ani myślą, ani jakimkolwiek ruchem. Było jej dobrze, tu i teraz. Trwała więc tak, nie chcąc być tą, która przerwie ów magię.

W końcu jednak nastąpił taki moment, że dziewczyna spasowała. Zaczęła powoli odwracać się w stronę Alexa. Lekko zaskoczony nie puścił jej, jedynie rozluźniając objęcie aby zrobić jej dostateczny luz na ten manewr. Splecione dłonie księdza przez ten ruch przesunęły się z brzucha, po górze biodra na jej plecy. Przez chwile czuł żal myśląc iż chce wskazać potrzebę pójścia już, ale zaraz znów skupił się na jej oczach by chłonąć jeszcze te nikłe chwile. Monika uśmiechnęła się wtedy do niego, a za tym uśmiechem podążały też jej oczy. Przesunęła dłonię w górę, by ująć w nie jego twarz i jednocześnie zaczęła znów zbliżać swoją. W jej myślach zagościł kolejny pocałunek.



Tym razem pozbawiony dodatkowych myśli, zwłaszcza zmartwień. Jakby te uspokojone zostały chwilą ciszy i wpatrywania się w rafy. I odeszły w zapomnienie zastąpione przez miłą chwilę i czerpanie z niej. Pochylił się i tym razem już bez niepewności wpił się w jej wargi rozchylonymi ustami chłonąc miękki dotyk. Nie był natarczywy, ale nie miał żadnego doświadczenia w lekkich, delikatnych pocałunkach potrafiąc jedynie dozować ich pasję. Przymknął oczy i starał trzymać ją na wodzy, jak i namiętność budzącą się z aktu zespolenia ust. Przycisnął ją lekko do siebie.
Całowana dziewczyna, jak Alex mógł się spostrzec wyrażała coś zupełnie innego niż pasja i budzące się pożądanie. Była to wręcz motyla delikatność, subtelność i czułość. Delektowanie się bliskością ciał i ciepłem ust. Nie pragnęła mocnych i głębokich pocałunków, ale takich by jej usta czuły jak najwięcej i jak najdłużej jego. Chciała smakować. Chciała by był blisko.
Dostosował się uspokajając lekko emocje i długi pocałunek. Ręce, które normalnie zaczęłyby wędrówkę niżej, jedynie mocniej zaplótł na jej plecach. Westchnął cicho zaczynając również jedynie delektować się smakiem i miękkością jej ust.
Przez myśli Moniki przemknęła owa drobna różnica… w nazwijmy to “podejściu”, ale skategoryzowana po chwili jako coś w tym momencie mało istotnego. Dziewczyna zaczęła przesuwać pocałunki na policzek księdza, wtulając przy tym swój w niego i przytulając się. Po prostu się przytulając.

Lekko skołowany wziął jedną z dłoni i położył jej na karku by zaraz pieszczotliwym ruchem wpleść palce w jej włosy. Czuł jej ciepło, miękkość, czuł jak chętnie wtulała się w niego szukając jego ciała w chęci bliskości. Jego usta spoczęły na jej skroni, a w głowie zaczęła narastać niewielka panika, bo zupełnie nie wiedział co robić w takiej sytuacji.
“Cieszyć się nią i delektować… to przyjemne” usłyszał odpowiedź w swojej głowie, zaś Monika odsunęła twarz na tyle by móc spojrzeć mu w oczy. Nie unikał spojrzenia jakby wolał zatracić się w jej oczach. Trzymanie jej w objęciach, przytulenie, nienachalność gestów i nieruchome trwanie mimo emocji buzujących w środku. Nawet nie w myślach, po prostu pod skórą jakby wnętrze od nich kipiało. Wręcz z ciekawością odnajdywał się w tej sytuacji. Był niczym odkrywca, który wylądował na nieznanym lądzie i urzeczony pięknem przyrody, pełen szczęścia delektował się tym co widzi i gdzie się znalazł, ale z ostrożnością i niepewnością każdego ruchu i posunięcia w zupełnie nieznanym sobie terenie. Bawił się jej włosami i na powrót oparł czoło o jej czoło nie odrywając wzroku od jej oczu. W głowie miał mętlik. Jednocześnie czując podniecenie i budzące się pożądanie chciał dawać zachłanne pocałunki badając rękoma jej ciało, przejeżdżać rękoma po plecach, przenieść usta na szyję, a dłonie na kształtne piersi…
Ale i gdzieś tam czuł też przyjemność z czegoś nieznanego sobie. Stania nieruchomo, zwykłego czucia drugiego ciała w mało erotyczny sposób, spojrzenia w oczy. Był jak chłopiec, któremu wytłumaczono, że tym patykiem, który ma w ręce nie trzeba koniecznie bawić się w wojnę i lać z innymi dziećmi po głowach, ale dokładając drugi i trochę pracy zrobić zeń latawiec. Był nieufny, gdzieś z tyłu głowy czaił się sceptycyzm ale i coraz większa przyjemność. Dziewczyna wsłuchiwała się w niego, w jego myśli i odczucia nie do końca rozumiejąc ów sceptycyzm. Cieszyła się, że odkrywa coś innego i coś jednocześnie, dobrego. Uśmiechnęła się do niego, a przez jej myśli przez chwilę przebiegło to co on sam sobie wyobraził… jego usta na jej szyi, jego dłonie na jej piersiach… miękkie łoże na które powoli ją kładzie obdarzając słodkimi pocałunkami… Gdy Monika zdała sobie sprawę, gdzie zawędrowała jej wyobraźnia zarumieniła się i szybko próbowała ową scenę wymazać, niczym uczennica ścierająca coś gąbką z tablicy.
“Świece… szafa, mieliśmy zajrzeć” przesłała w myślach.
“Jakie świece? Jaka szafa?” pomyślał do niej jakby nie brał zupełnie pod uwagę, że jest coś obok innego niż ona.
“Światło… komódka…” panicznie próbowała sprostować to co mieli szukać w tym co mieli szukać. Bowiem komódka nie była przecież szafą, a szukać mieli źródła oświetlenia… jednocześnie wyobrażając sobie, że popełniła tą gafę, bo myślała… i tu znów w jej wyobraźni pojawił się nagi Alex przytulający nagą Monikę i to uczucie, które daje naga ciepła skóra, przytulona do właściciela drugiej nagiej, ciepłej skóry… i znów dziewczynka starła tablicę gąbką, a Monika zaczerwieniła się. Odruchowo poszybował z jej myślami. Delikatny pełen chęci czucia bliskości drugiej osoby pocałunek bez szału namiętnej pasji i pożądania. Bliskość nagich ciał. Zastanowił się czy w takiej sytuacji to też się sprawdza. Chęć dotyku, badania drugiego ciała. Nie dla spełnienia fizycznego i upojnej przyjemności, a dla poczucia zespolenia, delikatnego czucia skóry pod swoją dłonią. Radość z bliskości, ciepła, delikatne pieszczoty. Zadrżał lekko próbując skupić się na tych cholernych świecach. Z trudem przypominał sobie w myślach co to jest świeca i jak to wygląda. Starał się wizualizować ją by zajęła miejsce splotu nagich ciepłych ciał.
Monika powoli zaczęła odsuwać się od księdza. Ona też próbowała skupić się na komodzie i myśli o przeszukaniu jej. Jednocześnie jednak świtała jej głupia myśl, o byciu z kimś kto potrafi czytać w jej myślach…
Knot… Podłużny kształt ze stearyny opatulający go. Świeca gładka i topiąca się pod ogniem. Pocałunki. odnajdywanie w myślach drugiej osoby najdrobniejszych sugestii gdzie i jak pieścić ciało aby dać jak największą rozkosz. Świeca paląca się. Świeca. Ekscytacja wyrażona zarówno głosem jak i myślami. Poczucie pożądania nie tylko przez drżenie i chęć ciała, ale czując je od drugiej osoby wprost w umyśle.
Świeca!
Komoda!
Drewniany mebel starego typu, zbity z drewna.
Przełknął ciężko ślinę.

Monika ujęła jego dłoń i pociągnęła. W stronę komody…
“Ciekawe co w niej może być” wyrwało się z jej myśli z trudem… bo krążyły one w około tego o czym myślał ksiądz. I próbowały nie krążyć wokoło tego. Cel: komoda.
“Świece” pomyślał z przekonaniem jakby bojąc się przestać myśleć o tych cholernych świecach. Świece były chwiejnym kołem ratunkowym. “Z pewnością świece.”
Otworzył komodę zaglądając do środka, w tle w myślach wciąż próbowały przebijać się na wierzch splecione ciała. Z wysiłkiem skupiał się na tu i teraz, choćby na zawartości mebla.
Białe zdobione złotymi nićmi tkaniny… dużo białych zdobionych złotymi nićmi tkanin, które stanowiły różne stroje w stylu akceptowalnych przez Aalaes. Te w pierwszej szufladzie zdecydowanie były damskie. Monika skupiła myśli na ciekawości, czy wszystkie należą do Dafne. Bowiem sukienkę która leżała na łóżku również rozpoznawała.
Alex odbierając ten przekaz rzucił emocją równoznaczną do wzruszenia ramion i uśmiechnął się do dziewczyny.
“Bardziej mnie interesuje czemu zrobiła sobie tu siedzibę obok miejsca gdzie aalaes zsyłały wszelkich trafiających tu ludzi.”
“By być bliżej tych ludzi?” zapytała Monika, czy raczej ubrała w słowa coś co chodziło jej po głowie. “Może to nie ona ją zrobiła? A może korzystają z niej różne… Albo… “ w głowie dziewczyny rodziły się tysiące wytłumaczeń jedno lepsze od drugiego, lub jedno gorsze od drugiego, żadne jednak nie było tym jedynym.
“Może jej siostra… ta która zginęła z ręki człowieka” Alex myślał raczej ‘z rozpędu’, nie było to coś przez co nie mógłby spać w nocy. Przez ulotną chwilę przebiegło mu przez co ciężko byłoby mu tu dziś w nocy usnąć i nie była to ciemność. Świece, ponownie skupił się na świecach przepatrując pozostałe zakamarki mebla, które ukazały jedynie ciuchy aalaes, dla kobiet i mężczyzn. W ostatniej szufladzie skitrane były trzy butelki z żółtą cieczą, które widzieli już w obozie. Przyniesione przez wróża. Przynajmniej kształt i kolor cieczy się zgadzał.
“To tyle jeżeli chodzi o świece…”

Szkot uniósł wzrok do góry. Zmarszczył brwi widząc na powrót kule pod sufitem. Były w korytarzu, były tu, tylko jedna na wysokości umożliwiającej dotyk.
“Hm… myślisz o tym co ja?” Pytanie było odruchowe i głupie, ona przecież widziała i czuła jego myśli. Jak tę, w której system kul może mieć jakiś związek z oświetleniem skalnej pieczary.
“Może warto spróbować?” zapytała przenosząc wzrok na obiekt zainteresowania księdza.
Zbliżył się powoli do magicznej sfery zawieszonej w powietrzu. Nie wyglądała groźnie, ale była tak samo nienaturalna jak ‘szyba’ na rafę. Co nienaturalne zaś odbierał z niepewnością nawet gdy nie wydawało się być zagrożeniem. Ostrożnie wystawił wskazujący palec i tknął sferę sprawdzając z czego w ogóle jest zrobiona. Przypominała trochę kłębek wełny. Miękka i miła. Dotknięta palcem zajaśniała w miejscu gdzie została dotknięta, jak coś co zaczyna się włączać, ale na za krótko przytrzymano włącznik. Alex poczuł lekkie i przyjemne mrowienie w dłoni. Spróbował raz jeszcze tym razem dotykając pełnią dłoni i zaciskając ją lekko na sferze.
Tym razem kula zaczęła powoli zaświecać się niczym zapalana lampka. Gdy zaś ona zapełniła się całkowicie światłem, po kolei od najbliższej jej zaczęły zaświecać się inne. Wszystkie zawieszone kilka centymetrów nad sufitem. Czym dłużej Alex trzymał ją w dłoni tym więcej kul zyskiwało światło, aż w końcu zaczęło się ono pojawiać w tych kulach, które były na korytarzu…
Monika patrzyła na nie zachwycona tym widokiem. Przez jej głowę przemknęła myśl, czy nie powinni podotykać też innych rzeczy… a może, odkryją jeszcze coś ciekawego? Dotykanie było śliskim tematem. Ksiądz oderwał dłoń od świecącej kuli wciąż urzeczony magicznym cudem.
“Ale tu nic więcej nie ma…” Przez głowę przeszła mu myśl w której kotek w bokserkach w serduszka dotyka ściany, która rozsuwa się i pokazuje lodówkę pełną piwa i hamburgerów. Potem zaś dziki miauk i desperackie wczepianie się pazurami w podłoże gdy Monika stara się wyciągnąć go za ogon na zewnątrz. Dziewczyna zaśmiała się głośno wyrwana z oglądania ścian, na których próbowała dopatrzyć się czegoś… magicznego guzika, który sprawi, że rozsuną się i ukażą kolejne pomieszczenie. W jej marzeniach nie pojawiała się co prawda lodówka pełna piwa, a wanna pełna ciepłej wody i piany…
- Z tymi ścianami to… hm, kto wie? - Alex zbliżył się do jednej i powoli przejeżdżał po skale dłońmi, delikatnie wyszukując zmian lub choćby odczuć jakie towarzyszyły dotknięciu kuli. Zerknął na dziewczynę, mrugnął i pokazał przeciwległą ścianę. W tym momencie zaś jego przesuwający się po ścianie palec zapulsował nagłym bólem… zupełnie jakby nadział się na coś szpiczastego niczym igła i ostrego niczym nóż. Pojawiła się nawet krew.
- O cholera!!! - odskoczył patrząc to na ścianę to na palec. wystawił go do Moniki.
“Jak powiem Ci, że ściana mnie ugryzła, uznasz mnie za szaleńca?”
Dziewczyna znów się zaśmiała.
“Nie chciała odkryć przed tobą swoich tajemnic? Może cię nie lubi, tak jak aalaes?” mimo nawiązania do ‘tego’ tematu, Monika była rozbawiona, zamieniając go po prostu w żartobliwy ton w myśl idei, że czasami warto pośmiać się z nieszczęsnych rzeczy, a one wtedy wydają się mniej okropne. Tymczasem Alex spojrzał na skalną ścianę i ostrożnie jak człowiek chcący sprawdzić czy gdzieś nie przebija instalacja elektryczna dotknął powierzchni w innym miejscu, jakiś metr od feralnego gryzącego kamienia. Niby nie dotknął niczego specjalnego… niczego specjalnego, ot po prostu ściana jak ściana. Z powodu pokrywających ją kamieni, nie była gładka. Ale w pewnym momencie… przed Alexem zaczęły pojawiać się zarysy przejścia, malujące się od miejsca w którym położył dłoń. Trochę pewniej zwiększył nacisk i lekkim ruchem potarł to miejsce.
“A jeśli tam mieszka smok?” zapytała Monika, która z pełną ciekawością przyglądała się temu zjawisku. Ciekawością i zaskoczeniem, bowiem myśl o pomacaniu różnych rzeczy pojawiła się… bez wiary, że coś jeszcze znajdą. Po prostu macana szyba okazała się taflą wody, a macana kula żarówką…
“Smok jest z mięsa, nie?” odparł jej wyobrażając sobie befsztyki ze smoka, którego dzielny ksiądz-rycerz po ciężkim boju ubił ciskając pod nogi księżniczki Moniki. “Dużo mięsa”
Tego, że coś złego może mieszkać za skalną ścianą akurat się nie bał. Spróbował mocniej naprzeć na ścianę w obrębie zarysu przejścia. Właściwie napieranie na ścianę nie sprawiało, że zaczynała jakoś szczególnie się ruszać. Alex miał wrażenie, że sam jego dotyk napędzał jakiś mechanizm. Bowiem w swoim i jednolitym tempie zarysy powiększały się, a gdy dokładnie odsłoniły wejście, nagle całe kamienne drzwi zaczęły przemieszczać się w lewą stronę znikając w kamiennej ścianie.
Ich oczom ukazało się kolejne pomieszczenie. Było w nim ciemno, ale nad sufitem wisiały magiczne kule, które po prostu nie zostały jeszcze zaświecone. Światło wpadające z pomieszczenia w którym byli dało jednak możliwość ocenienia tego, co znajduje się w środku…



Wyglądało to na znajdujące się w jaskini niewielkie oczko wodne, czy mini jeziorko? Bardzo urokliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego oryginalność.
Tuż przy wejściu po prawej stronie znajdowała się jeszcze jedna komoda, identyczna z tą która stała w poprzednim pomieszczeniu.
“Królewna zamawiała kąpiel?” w myślach księdza przebłyskiwało rozbawienie. “Może to nie wanna, ale nic więcej nie mogłem zrobić w minutę” zażartował sprawdzając zawartość komody. Było w niej kilkanaście flakoników o różnokolorowej zawartości, oraz coś co przypominało kształtem ręczniki, jednak fakturą materiały z jakich aalaes robili odzież.

Monika oburzyła się lekko za nazywanie jej księżniczką, czy raczej oburzyły się na to jej myśli. Ale kąpiel w takim miejscu… zapierało dech w piersiach. Mieli spać w ciemności, na zimnych skałach, a tymczasem mieli nie tylko posłanie, ale i jaskinię z jeziorem. Wszystko było grubo ponad to czego się spodziewała.
“Ciekawa jestem co wyczarujesz głaskając następne ściany” pomyślała, a w jej głowie pojawiło się wesołe miasteczko kryjące się za kolejną ścianą, którą głaszcze Ksiądz.
“Myślisz, że jest tu więcej motywów, że otworzy się jak pogłaskać?” pomyślał z humorem wycofując się do głównej jaskini i badając resztę ścian.
Monika nie wiedziała, ale miała głęboką nadzieję, że pogłaskanie w którymś miejscu ściany nie spowoduje zniknięcia magicznej “szyby” i zalania jaskini. Z drugiej strony sama była ciekawa, czy może się coś jeszcze tu kryć. Wróciła więc wraz z księdzem do głównej jaskini i sama zaczęła obmacywać ściany.
“Poczułeś tam coś pod palcem?” zapytała w myślach.
Pokazał jej palec na którym widać było roztartą lekko krew.
“Jak źle pogłaskać, to gryzie”.
Jednocześnie wydawał się być sceptycznie nastawiony do możliwości “wyłączenia” “szyby” dotknięciem gdzieś gdzie nie trzeba. Mimo to do dalszych badań podchodził ostrożnie.
Dziewczyna poddała się po przemacaniu jednej z czterech ścian. Usiadła nieco zrezygnowana na łóżku z poczuciem, że nie ma to sensu. Zresztą ściany macane przez Alexa nie wykazywały dalszych chęci współpracy (co było na plus, również nie wykazywały niechęci). Alex jednak nie przejmował się tym, był w znakomitym nastroju. Znalezisko tak idealnego miejsca na noc było istnym zrządzeniem losu. Po bezowocnych poszukiwaniach czegoś co mogło kryć się jeszcze w pieczarze, zbliżył się do łóżka. Oczy mu błyszczały a na twarzy gościł szeroki uśmiech.
“Wracamy?” spytał w myślach.
Odpowiedziała mu skinieniem głową. Chociaż miała ochotę tu już zostać, rozsądnie było lepiej przygotować się do wieczora… chociażby kolacja...

Alexander zbliżył się do niżej zawieszonej w powietrzu świecącej kuli. Niby nie było to na prąd, więc zostawienie ich zapalonych nie skutkowałoby (pomyślał z humorem) zwiększenia rachunków syreny. Ale tak czy owak chciał to wyłączyć. Po dotknięciu kule zaczęły przygasać tak jak wcześniej rozjaśniał je blask.
Wyszli w chwile potem by wrócić do obozowiska.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172