Śmierć wiedźmy nie oznaczała końca burzy, która pod swe skrzydła zagarnęła nie tylko okolice 'Kufla', ale i ładny kawałek świata. Jeśli się miało odrobinę rozsądku, to trzeba było siedzieć pod dachem i cierpliwie czekać, aż furia burzy ucichnie. No i, przy okazji, w jakiś ciekawy sposób spędzić czas. Na przykład na muzyce. Albo też, w nieco mniejszym gronie, na wymianie opowieści, wspomnień, relacji.
Problem jednak na tym polegał, iż pozostała trójka niezbyt się spieszyła z zaspokajaniem ciekawości Ellisara i wolała słuchać, niż dzielić się swoimi przeżyciami. Nawet anielica ni słowem nie chciała wspomnieć o swoich misjach.
I jak z czegoś takiego ułożyć balladę o śmiałkach walczących ze złem... Kiedyś, oczywiście.
- Jak znaleźliście tę wiedźmę? - Ellisar spojrzał na Duszę i Mizo. - No i jak odróżnić Czarne Wiedźmy od zwykłych ludzi?
- Trafiłem na nią w Vole - odparł Mizo - a poznać je można po magii, której używają i obserwacji otoczenia. Tam, gdzie pojawia się wiedźma zawsze dochodzi do tragedii.
- Czyli trzeba czekać na działania? - ni to stwierdził, ni to spytał bard. Mizo skinął głową. - A wtedy już jest za późno - dokończył Ellisar.
- Zazwyczaj - zgodził się demon.
- A ten wspólnik wiedźmy? Czy też wspólniczka?
- Wspólnik. Po ucieczce z karczmy nie wiadomo, co się z nim stało.
- Ale jak wyglądał? Czy używał magii? Gdzie siedział? Może go pamiętam? - Bard usiłował zdobyć więcej informacji.
- Starszy mężczyzna, człowiek, ubrany jak kupiec. - Ellisar westchnął w duchu. Do takiego opisu pasowały setki tysięcy osób. - A magii nie używał. Przynajmniej nie w gospodzie.
To był cień nadziei, że burza zrobiła z nim porządek. Tyle tylko, że kolejne możliwe źródło informacji wyschło.
- On przybył, tuż przed wybuchem burzy. Ciebie już nie było - wyjaśnił Mizo.
* * *
Koniec burzy nie był równoznaczny z możliwością wyruszenia w dalszą podróż, przynajmniej dla tych, co się poruszali po ziemi. W okolicach 'Kufla' zaspy sięgały tak wysoko, że można by w nich schować konia, a konna jazda zdecydowanie nie wchodziła w grę. Niestety nie było wiadomo, czy spoczywał w nich uciekinier, bowiem przekopanie tego wszystkiego zajęłoby parę dni, a tam, gdzie odkopano przejścia, nikogo nie znaleziono.
Podobnie jak i nie leżał wśród innych ofiar śnieżnej burzy, a tych było sporo. Przerażająca wprost liczba ofiar, bowiem siła burzy zdecydowanie przekroczyła wszystkie przewidywania i dotychczasowe osiagnięcia wszystkich swych poprzedników, niszcząc drzewa i domy, pozbawiając setki osób życia lub majątku. Czyżby ktoś się przyczynił do tego, że burza była aż tak silna?
Ellisar, który na wszystko spoglądał nie tylko okiem elfa, żałującego każdej żywej istoty, ale równocześnie okiem barda, starał się zapamiętać każdy szczegół, każdy gest, każde spojrzenie, najmniejszy nawet drobiazg, który kiedyś mógł stac się nicią wpleciąną w osnowę ballady o śnieznej burzy, którą Czarne Wiedźmy zesłały na Śnieżne Królestwo i jego okolice.
W koncu - jeśli ktoś miał być za wszystko winien, to lepiej by to były Wiedźmy z Vole Kes, niż elfy, które niczemu nie zawiniły, Bo nie one zesłały szaleństwo na tych, którzy co prawda nie stracili życia, ale stracili rozum.
* * *
Atmosfera, jaka panowała w Lisan, w najmniejszym nawet stopniu nie przypominała tego, co Ellisan pamiętał z poprzedniego festynu. Co prawda w mieście kłębiły się tłumy, lecz nastrój był niczym na pogrzebie, a samo miasto wyglądało jakby stado smoków oddawało się tutaj niedozwolonym rozrywkom.
Chyba tylko anielicy zawdzięczali to, że dostali do swej dyspozycji parę metrów umieszczonej pod dachem podłogi. Idealne miejsce na odpoczynek - dla jednej osoby.
- Mamy chyba trochę czasu, to może mi powiecie, jakie mamy dalsze plany? - Ellisar zwrócił się do moonrii i demona. - Dokąd pojedziemy i po co?