30-12-2016, 16:14 | #11 |
Reputacja: 1 | Przed odsiadką Mairon myślał, że poznał już motywy działań istot zamkniętych w fizycznych ciałach. Więzienie bardzo szybko udowodniło mu, jak bardzo się mylił. Jak się okazało, zamknięcie wielu jednostek w małym obszarze i odebranie im możliwości decydowania o rozkładzie dnia, wywoływało w nich skrajne emocje. Choćby ta kobieta. Zamiast wystać spokojnie kilka minut, prowokuje strażników i z radością przyjmuje kary. Mairon nie potrafił pojąć takiego marnotrawstwa życia, bo przecież zniszczenie fizycznego ciała prowadzi do śmierci śmiertelnych istot. Odsunął się nieznacznie. Ot, żeby przypadkiem nie wyłapać od strażników, gdy będą się szamotali z dzikuską. Ten właśnie moment wariat wybrał sobie moment na otworzenie plugawej mordy, a zaraz po nim krasnolud wbił z przydługim i nudnym monologiem. Początkowo do Mairona nie dotarło, że określenia rudy sukinsyn i rudy transwestyta odnoszą się do jego osoby - matki przecież nie miał, więc z suki narodzić się nie mógł; kolor swoich włosów zawsze klasyfikował jako ognisty, a założeń eonizmu nigdy nie rozumiał - ale kiedy podliczył wszystkich w pomieszczeniu, wychodziło na to, że teoretyczna obraza była wymierzona w niego. - Eh, ci szaleńcy. – Westchnął ciężko i pokręcił głową, celowo przerysowują ten ruch. Zareagować jakoś wypadało, bo chociaż w żaden sposób nie poczuł się urażony, to kontakty ze śmiertelnymi istotami nauczyły go, że powinien. - Czyli to pan wpadł na pomysł, że wysłanie niestabilnych psychicznie jednostek do ratowania świata na pewno temu światu pomoże. – Zwrócił się już bezpośrednio do prezesa. – Nie, żebym kwestionował pańskie kompetencje, ale wszyscy zgaśniemy. Nie ma kogoś lepszego? Więzienie chyba nie jest najlepszym miejscem do szukania bohaterów. - Miał w poważaniu swoją wolność, jeśli jej kres pokrywałby się z definitywnym końcem wszystkiego.
__________________ When life gives you lemons, Squeeze some life into your eyes. |
30-12-2016, 20:35 | #12 |
Reputacja: 1 | Nierządnica nawet nie musiała pobudzać jego pamięci, bo Shavalyoth nie miał pojęcia, co ogółem działo się w więzieniu. Praktycznie nie wychodził z celi, a przymusową resocjalizację na świetlicy spędzał na nieustannych próbach teleportacji się do zakonu. I mamrotaniu modlitw. Pokręcił więc głową, patrząc na kobietę z niejakim współczuciem. - Przykro mi, ale nie zwracałem uwagi na życie więzienne. Poświęciłem czas odsiadki na modlitwę, i jak widać, wszystko się opłaciło. – I posłał jej uśmiech. A niech ma. Na poprawę humoru, bo Najjaśniejszy obdarzył go uśmiechem zaiste promienistym. Sam też od razu poczuł się lepiej – miesiące pełne rozpaczy źle na niego wpływały. Postanowił nawet zignorować pierdolenie krasnoluda, taki miał dobry humor. W środku go aż rzucało, ale dobrze zdawał sobie sprawę, że pozbawiony magii co najwyżej może dać mu w pysk i schować się za strażnikami. A potem rzuci na niego tak pieruńsko obrzydliwą klątwę, że będzie go na kolanach błagał, żeby ją zdjął. Sukinsyn jebany sprawił jednak, że całą jego uśmiechniętą fasadę chuj strzelił. Tyle miesięcy pozbawionych okładania niewiernych kosturem po mordzie całkowicie zepsuło mu równowagę ducha. - Głośnym szczekaniem nadrabiasz rozmiar, co? Ale moją mamusię to ty szanuj! – Warknął, zamachnął się i rąbnął go w tą prostacką gębę kajdanami. Aż go gibnęło na bok, ale odzyskał równowagę. – A dla twojej informacji, nauki mojego Pana głoszą, żeby w pełni korzystać z życia, bo po śmierci czeka nas tylko męka i wieczne potępienie. Uważaj, żebyś nie znalazł się tam przed swoim czasem. Zaraz też dostał w łeb od któregoś ze strażników i został oddelegowany do kąta. Panie mój, jeśli to jakiś test, to mam nadzieję, że już go nie oblałem.
__________________ write 'nothing is set in stone' on my grave as both a witty joke and a subtle warning that i will be back Ostatnio edytowane przez Unheimlich : 30-12-2016 o 20:47. |
30-12-2016, 21:26 | #13 |
Reputacja: 1 | Od kiedy strażnicy go tu wtargali, wydawało mu się, że jest jedyną małpą w obrębie pokoju. Patrząc po zachowaniu połowy, musiał powoli tracić wzrok od iskanie w półmroku. Ewentualnie od masturbacji, jeżeli legendy mówią prawdę. - A może oni są podobnym eksperymentem jak Bobo - pomyślał - Mają połowę mózgu jakiegoś szympansa. Kuźwa! Mogą mieć połowę mojego mózgu. - A może porozmawiacie z szefuniem jak ludzie? - błagał - Rozmowę między nami możemy przecież dokończyć w lepszym miejscu. Na przykład na zewnątrz! Jak oni mogą nie chcieć wyjść z tego pierdolnika? Z tego co zobaczył Bolesław ,większość więźniów to albo dziwki, albo te niskie brudasy. No i rudy. Jedna piąta nadziei ludzkości jest ruda, druga osoba nie dosięga do słoika z ciasteczkami. Królowa złodziei ma się chyba za cnotkę a braciszek sugeruje rozmiar przyrodzenia krasnala. Na dodatek małpa ma pchły. Jak tu jeszcze trochę posiedzimy to wszyscy będą mieli pchły. Świat może czuć się bezpiecznie. Jak przyjdzie mu na zawsze wrócić do celi to skręci sobie kark. - Pamiętacie jak to jest na wolności? Świeże powietrze, kwiaty, motylki. Kurwy na każdym rogu, piwo za pół darmo. Nie mówcie, że byście tam nie wrócili. Ostatnio edytowane przez Sztejaa : 30-12-2016 o 22:40. |
31-12-2016, 12:40 | #14 |
Reputacja: 1 | Kapłan na początku zdawał się ignorować słowa krasnoluda, ale krasnal po jego minie wywnioskował, że jednak go to trochę dotknęło, w efekcie czego Sofols już zamierzał poklepać go delikatnie po ramieniu i pocieszyć, kiedy ten uderzył go w twarz. - O tak, kurwa! Załatwmy to jak mężczyźni! - krzyknął wesoło, i już chciał rzucić się na kapłana, ale nim doszło do czegokolwiek, obydwoje zostali odciągnięci przez strażników, Sofols wskazał na nich palcem i puścił oczko w kierunku kapłana. - Mówiłem, te skurwysyny, to sztywniaki jakich mało - stwierdził - Co do potępienia, i innych takich, to osobiście mam tak kurewsko wielkie szczęście, że najpewniej skończy się na tym, że ja z tym twoim bogiem, przez wieczność, będę jebanego browca pił. Oczywiście wychodząc z pierdolonego założenia, że ten bóg istnieje. Jeśli chcesz znać moje zdanie, wolałbym, żeby nie istniał, bo z tego co mi tutaj opowiadasz, to koleś do specjalnie sympatycznych nie należy. Po chwili usłyszał słowa wypowiedziane przez małpę i parsknął głośnym śmiechem. - O tak... ta małpa kurewsko dobrze gada! - krzyknął Ostatnio edytowane przez Egzio : 31-12-2016 o 12:54. |
02-01-2017, 22:12 | #15 |
Reputacja: 1 | Septimus potrzebował dwóch lat, wielu godzin spędzonych jako wolontariusz w więziennym szpitalu i jeszcze więcej cierpliwości, żeby zyskać odpowiednią reputację. Kiedy jednak ze względu na dobre zachowanie pozwolono mu na dostęp do laboratorium chemicznego, wystarczyły mu dwa miesiące, aby zostać królem lokalnego imperium narkotykowego. Wtedy jego życie znowu stało się tak wygodne, jakby nigdy nie opuścił swojego opłacanego za lekarską pensję mieszkania. Nie zdziwił się więc, kiedy poranną herbatę przerwało mu wejście dwóch strażników do celi. Zdziwiło go natomiast to, że nie przyszli nic od niego kupić - niektórzy próbowali ignorować fakt, że miał od rozprowadzania towaru ludzi, i próbowali zaopatrywać się bezpośrednio u niego. Okazało się natomiast, że chce się z nim widzieć słynny Prezes - i wtedy dopiero się zmartwił. Okazało się, że niepotrzebnie, bo to nie on ma problem, tylko sam szanowny Prezes. Z głową. Septimus nie widział innego wytłumaczenia sytuacji, w której po ogłoszeniu takich wieści mężczyzna słuchałby bez słowa komentarza kłótni zebranych w pomieszczeniu więźniów, patrząc na nich jedynie mniej więcej tak, jak lekarz psychiatra spoglądałby na swoich śliniących się i gaworzących podopiecznych. Wyglądał też na szerze rozbawionego. Strategicznie udając więc, że go wcale w pomieszczeniu nie ma, sam Septimus również powstrzymał się od komentowania, chociaż chciał zgodzić się z tą dziewczyną - w przeciwieństwie do większości więźniów nie śpieszyło mu się do odzyskania wolności. Skłamałby jednak, gdyby powiedział, że po tych kilku latach nie zaczął tęsknić za światem za murami. Nawet jeśli nie czuł powołania do ratowania świata, zawsze mógł się później ulotnić, a taka szansa może się już nie powtórzyć. - Zapewniam szanownych państwa, że przeanalizowaliśmy wielu potencjalnych kandydatów - odezwał się w końcu Prezes. - Skład waszej drużyny nie jest w żadnym stopniu przypadkowy i został dokładnie dobrany tak, by zapewnić jak największe prawdopodobieństwo powodzenia misji. ...Chyba, że wszyscy są tylko ofiarą niezbyt śmiesznego żartu. To było równie prawdopodobne.
__________________ (ง •̀_•́)ง |
06-01-2017, 15:48 | #16 |
Reputacja: 1 | Zdaje się, że niewytłumaczalne zjawiska zaczęły dosięgać również terenu więzienia. Trudno inaczej wyjaśnić fakt, że więźniowie łaskawie przestali obrzucać się inwektywami i nagle jakoś tak całkiem ucichli. Nie, żeby Mairon na taki obrót spraw narzekał. - Cóż… Wszyscy zginiemy – oznajmił, żeby przerwać nienaturalną ciszę.
__________________ When life gives you lemons, Squeeze some life into your eyes. |
07-01-2017, 23:44 | #17 |
Reputacja: 1 | Shavalyoth postanowił nie zniżać się do poziomu, na którym małpa go dyscyplinuje, więc małpę po prostu zignorował. Nie będą mu szympansowate życia ustawiać. Wystarczy, że już zniżył się do poziomu napierdalanki z krasnoludem. A zresztą. Skoro mają ratować świat, skoro oni na równi z nim przez bóstwa zostali wybrani, nie powinien zadzierać nosa. - Jest na pewno sympatyczniejszy niż Stwórca - burknął. - A jeśli jesteś zainteresowany, w drodze mogę ci o nim opowiedzieć. Wypada wiedzieć, z kim się będzie piło browca, nie? Miał doświadczenie z chłopami, to i z krasnoludem sobie poradzi. Tamci chamy, ten cham, sam właściwie też jest zchamiony, a pozuje na inteligenta... Wypuśćcie mnie stąd, bo zen mi się całkowicie spartoli. Przestąpił z nogi na nogę, zapatrzony w mocno zjechane czubki butów. Pokiwał tylko głową, prawdopodobnie pierwszy raz i ostatni zgadzając się z rudym sukinsynem. - Przynajmniej w ciekawy sposób.
__________________ write 'nothing is set in stone' on my grave as both a witty joke and a subtle warning that i will be back |
08-01-2017, 13:30 | #18 |
Reputacja: 1 | Krasnolud uśmiechnął się w duchu, wizja opuszczenia więzienia niezmiernie go radowała, wiedział już, że szczęście go nie opuściło. Wszystko to, było sprawką jego olbrzymiego szczęścia Rzucił okiem na kapłana. - Widzisz, kapłaniku, różnica polega na tym, że mnie bogowie kochają, ja mam szczęście, ty go nie masz. - zaczął - Może i głosisz to jego pierdolone słowo boże i inne takie, ale nie wydaje mi się, żeby ten prze-chuj, traktował cię tak łaskawie i obdarzał taką opieką, jak mnie. Po chwili ciszy, mężczyzna o ognistych włosach przemówił, wypowiadając jedno zdanie, które sprawiło, że na sali zrobiło się jakoś pesymistycznie. - Pierdolicie jak potłuczeni... - westchnął - Ja tam umierać nie zamierzam. A wy, jak tam se chcecie. Skrzyżował ręce na piersi, czekając na dalsze instrukcje. - Panie jestem-kurwa-wielki-prezes, przemawiaj, co dalej, jaki ma być nasz pierwszy krok? Ostatnio edytowane przez Egzio : 08-01-2017 o 13:34. |