Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-02-2017, 11:17   #21
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Na wzmiankę o nogawce odpowiedziało mu pełne wyrzutu warknięcie. Jakby nie spojrzeć musiała się trochę namęczyć by zataszczyć go do szałasu, a tu taki brak wdzięczności z jego strony… Fira w formie wilka była o wiele szybsza niż demon, który nie miał wszak tej przewagi, że mógł się wznieść w powietrze i podróżować ponad niskimi konarami, czepliwymi krzakami i zdradzieckimi korzeniami. Znał jednak ten las jak własną kieszeń i wiedział którędy biec by nie spowalniać zbytnio swej towarzyszki.
Im bliżej było wioski, tym ciszej się robiło, chociaż zdawało się to niemożliwe. Nawet powietrze wydychane z płuc robiło przy tym jakby mniej hałasu niż powinno. Sądząc po podkulonym ogonie rudej wilczycy, także dla niej atmosfera, która ich otaczała była podejrzana. Chociaż akurat Firę dość łatwo było przestraszyć. Nic w końcu dziwnego biorąc pod uwagę jej historię, której nawet po dość długiej i dobrej znajomości, wciąż w pełni nie znał. Wiedział tylko, że szrama na jej twarzy i to, że widziała tylko na jedno oko, nie były efektem wypadku ani też się z nimi nie urodziła. Wiedział także, że tym, który ją uratował był kapłan Areny i to dlatego przybyła z nim do wioski. Podobno wcześniej mieszkała gdzieś na Dużej Rav, chociaż nie powiedziała gdzie.
Nie ufała ludziom, pomimo tego że spędziła już w wiosce więcej lat niż on sam. Jeżeli wierzyć zasłyszanym słowom, to było tego z dobre dziesięć. Nishan przywiózł ją z jednej ze swoich wypraw, którym niekiedy się oddawał, jak sam mówił by oddać się porywom dzikości.

W końcu dotarli do wioski, która sprawiała zdecydowanie podejrzane wrażenie. Przede wszystkim wyglądało na to, że życie toczyło się w niej całkiem normalnym trybem. Może nieco spóźnionym, bo wciąż nie wszystkie okna były otwarte i nie wszystkie pierzyny pławiły się w porannym słońcu, to jednak kury biegały już po podwórkach, tu i ówdzie zaszczekał pies, a do nosów docierały smakowite zapachy. Nigdzie jednak i to absolutnie nigdzie nie widać było mieszkańców. Czy to dzieci biegających od chaty do chaty, czy to starców siedzących na swych ławkach, czy też kobiet zajmujących obejściami i oporzadkowujących domy. Na dodatek był to wszak dzień święta Areny więc w wiosce powinna panować radosna, świąteczna atmosfera, której jednak nigdzie nie dało się wyczuć.
- Nie podoba mi się to - mruknęła Fira, ponownie przybierając ludzką formę i stając bardzo blisko demona, jakby szukając u niego opieki.
- Mi też - przytaknął demon głosem pełnym nieufności i wkroczył razem z Firą między chaty. - Dziś Areny - stwierdził po chwili - Idzie się wtedy gdzieś ? To część obrzędu ? -
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Wszyscy powinni być w wiosce, jak zwykle. No chyba że poszli do gaju ale to za wcześnie. Nic z tego nie rozumiem - wyznała, wyprzedzając nieco demona i ruszając w stronę jednej z chat, obok której mieli właśnie przechodzić. Ostrożnie, na paluszkach wręcz, podeszła do okna i zerknęła do środka znad kwitnących w doniczce kwiatów. Zaraz jednak się wycofała, zupełnie jakby kogoś zobaczyła.
- Jest ktoś ? - zapytał Grosh widząc reakcje dziewczyny.
Pokiwała pospiesznie głową i ośmielona tym, że okno było zamknięte, dodała cicho
- Ale chyba śpi - w jej głosie nie było jednak nawet maleńkiej nutki pewności.
Demon jednak nie był tak delikatny jak młodsza towarzyszka bez pardonu podszedł do okna i zerknął przez okiennice, w łóżku leżał Hakon jeden z farmerów którego pola leżały na obrzeżach wioski. Spoczywał on na prawym boku plecami do okna tak, że Grosh nie widział jego twarzy.
- O tej porze ? - zapytał w przestrzeń i knykciem zapukał w ramę okna, nie doczekał się on jednak żadnej reakcji, Farmer nawet nie drgnął.
- Wchodzimy - powiedział i skierował się z wilkołaczycą do frontowych drzwi chaty, te jednak były zamknięte. Grosh jeszcze kilka razy uderzył w nie pięścią ale wciąż nie doczekał się jakiejkolwiek reakcji co zaniepokoił go nie na żarty. Odstąpił on więc pół kroku i zmierzył drzwi wzrokiem oceniając na jakiej wysokości zapewne znajduje się zasuwa.
- Wyważę je - powiedział do wilczycy - Coś z nim nie tak -
Ta jednak położyła dłoń na jego ramieniu, wyraźnie go przed tą czynnością powstrzymując.
- Będą kłopoty - ostrzegła. - Może tylne wyjście jest otwarte. Jak mu rozwalisz drzwi i okaże się, że po prostu zaspał, to się wścieknie i narobi hałasu. Radzie się to nie spodoba.-
Demon strapił się nieco, miał paskudny zwyczaj wpierw działać, a potem myśleć o konsekwencjach i teraz znów mógł bez powodu wpakować się w kłopoty.
- Zobaczmy wtedy - odpowiedział odstępując od drzwi - Może jakieś okno uchylili to byś się wślizgnęła -

Nie pomylił się wiele, tylne drzwi co prawda nie były otwarte ale małe okienko zaraz obok nich było uchylone, Fira włożyła więc rękę do środka odpięłą przytrzymujący je w tej pozycji sznurek, otworzyła na oścież i z lekką pomocą Demona wślizgnęła się nim do środka, sam Grosh nie miał co liczyć, że dostanie się do środka tą samą drogą okienko było po prostu za małe.
Zaraz też taka konieczność zniknęła bowiem dziewczyna otworzyła przed nim tylne drzwi, zachowując się cicho niczym myszka i na taką przestraszoną myszkę wyglądając. Aż ciężko było sobie wyobrazić że ta przerażona dziewczyna to wilkołak, który raz w miesiącu potrafi przeobrazić się w maszynę do zabijania.
- Cicho tu - wyszeptała, skradając się wąskim korytarzykiem do kolejnych drzwi, tym razem prowadzących do głównej izby z której można się było dostać do sypialni właściciela chaty. W piecu nie płonął ogień chociaż stała na nim patelnia pełna jajecznicy, a obok, na blacie, leżał świeżo pokrojony chleb. Wszystko wskazywało na to, że ktoś jednak zdołał się obudzić i w najlepsze gospodaruje w chacie. Tyle, że tego kogoś nigdzie nie było widać.
- Zaczął robić śniadanie i wrócił spać? - powiedział demon wieszając w powietrzu kolejne pytanie na które które nikty z obecnej dwójki nie mógł jakoś wymyślić sensownej odpowiedzi nie zatrzymał się jednak tylko przeszedł dalej kierując się do sypialni, gdy stał już przed jej drzwiami jednak się zawahał.
- Ty wejdź mała, na mnie ludzie żle reagują - i odstąpił przepuszczając wilczyce.
Ta zaś wyglądała jakby wolała znaleźć się gdziekolwiek indziej i robić cokolwiek innego byle tylko nie musieć wchodzić do tej sypialni. Rzucenie spojrzenia na demona musiało jej jednak dodać nieco odwagi bo pchnęła drzwi i wsadziła głowę w powstały otwór.
- Hakonie? - zapytała cichutko, tak że nawet stojący za nią Grosh miał problem z usłyszeniem jej głosu. Zaraz jednak powtórzyła głośniej. Reakcji najwyraźniej nie było bo wilczyca wycofała się i spojrzała na demona.
- On chyba jednak nie śpi - wyszeptała, zakrywając usta grzbietem dłoni.
Demon odsunął dziewczynę dłonią i sam wszedł do środka podszedł do ciągle leżącego na łóżku Farmera złapał go za bark i mocno potrząsnął, ten jednak za chybotał się tylko jak szmaciana lalka i upadł na plecy. Uwadze Demona nie umknął fakt, że ten był też trupio zimny.
- Bogowie - powiedział z trwogą w głosie i spojrzał na wilczycę - Nie żyje - powiedział i potwierdził jej najgorsze domysły.
Ta zaś zaczęła kręcić głową, jakby nie mogła, lub co bardziej prawdopodobne, nie chciała uwierzyć w jego słowa.
- Dlaczego? - zadała mu pytanie, na które z oczywistego powodu nie był w stanie odpowiedzieć. Jej ciało drżało, jakby jej się nagle zimno zrobiło, a dłonie i uszy zmieniły w wilcze. - Ale ja czuję, że żyje… On nie może być martwy… - Wywarczała, cofając się.
Demon postąpił w stronę wilczycy, przyklęknął na jedno kolano i zamknął dziewczynę w objęciach. Przytrzymał ją tak chwilę aż ta trochę się uspokoi, a następnie wziął za rękę i wyprowadził z wciąż upiornie cichej chaty.
- Jak to czujesz? - zapytał gdy już byli na zewnątrz.
Wilczyca faktycznie się nieco uspokoiła, a przynajmniej odzyskała z powrotem panowanie nad swoimi przemianami i wyglądała jak człowiek.
- Nishan zaczął mnie tego niedawno uczyć - wyznała, wciąż zerkając na chatę, którą opuścili. - Twierdzi, że mam dar i go marnuję więc mnie uczy. I… - przeniosła spojrzenie na demona. - I w tej chacie wyczułam życie. Dusza wciąż tam była, wciąż powiązana z ciałem. Jak można być jednocześnie żywym i martwym? -
Fira niezwykle rzadko mówiła o tym, co robi w świątyni. Grosh do tej pory słyszał głównie o codziennych obowiązkach jak sprzątaniu, gotowaniu i dbaniu o gaj. Nie było słowa o darach czy naukach. Widać to, co zastali w chacie wystarczyło jego towarzyszkę nie na żarty skoro się tak przed nim otworzyła.
- Chodźmy wtedy do Nishana - powiedział Grosh. Nie wiedział co myśleć o tej sprawie, jego umysł rzadko wędrował ku egzystencjalnym problemom. Sam z resztą wątpił czy duszę posiada, tyle lat był traktowany jako coś gorszego niż zwierze, że myślał, że wtedy ją stracił jeżeli kiedykolwiek ją posiadał. Wielokrotnie przecież im tam mówiono, że niewolnym nie wolno mówić do Bogów.
- Może on będzie wiedział co się dzieje. - kontynuował wcześniejszą wypowiedź - Zerknę jeszcze tylko do innych chat, nie wchodź ze mną proszę. Tylko powiedz czy kogoś czujesz w środku -
Wszędzie jednak było tak samo, ciała leżały w każdej niemalże chacie. Wszystkie jednako zimne i bezwładne, a jednak według słów Firy jadnak żywe.
- Co tu się stało na Bogów - powiedział cicho do siebie Grosh gdy w kolejnej z chat na podłodzę znalazł dwójkę dzieci, chłopca i dziewczynkę, którzy wyglądali jak by coś ścięło ich w pół kroku. Leżeli jedno na drugim chłopczyk pod dziewczynką niczym rzucone na korytarz lalki. Demon wyszedł z chaty i smutno pokiwał głową widząc Firę która wbijała w niego spojrzenie. Ruszyli dalej, a wspierany przez wilczycę Grosh zaczął nawoływać.
- Halo, jest tu kto żywy !! Odezwij się kto !! -
 
__________________
Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy
czajos jest offline  
Stary 13-02-2017, 09:00   #22
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czy zachowanie Silli było oznaką rozwagi, czy braku odwagi, czy może braku zaufania do nowej mieszkanki wieży maga? Maelarowi trudno było to jednoznacznie ocenić, a pytać nie było już kogo, bowiem Silli została za drzwiami. Najwyraźniej jej ciekawość nie sięgała tak daleko, lub też była pewna, że ci, co weszli do wieży, po powrocie podzielą się informacjami.
Jeśli, oczywiście, wyjdą cało i w pełni władz umysłowych.

- Mało? Masz na myśli tych, co przeżyli, czy też tych, co przekroczyli gościnne progi wieży? - spytał Maelar, przyglądając się mapie. - I czy zechcesz odpowiedzieć na kilka pytań, które właśnie mi się nasunęły?

- Wpadli w odwiedziny - odparła demonica, oferując elfowi wyjątkowo kpiący uśmieszek. - Robię za posłańca, a nie na zbiór wiedzy wszelakiej. Masz pytania to sam poszukaj na nie odpowiedzi, ja nie mam ochoty ich udzielać. No, chyba że mi się zechce, ale to już od pytania zależy - dodała, opadając z powrotem na podłogę.

Aria skupiła uwagę na demonicy. Po wysłuchaniu tego wszystkiego, co musiało zostać im przekazane, jej usta wykrzywił leciutki grymas niezadowolenia, wyrażający jej niepewność w stosunku do wszystkich niejasności w tej sprawie. A słysząc jak kobieta odpowiedziała Maelarowi na pytanie co do pytań wróżka tylko najeżyła się odrobinkę, ale jeszcze nie otworzyła ust celem uwolnienia zagotowania temperamentu. Spięła się tylko nieco i wiodła wzrokiem między elfem i ‘posłańcem’.

Zdaniem Maelara ktoś mógłby nieco lepiej dobierać sobie posłańców. Demonica była niemiła, niesympatyczna i zachowywała się tak, jakby robiła wielką łaskę tym, co odwiedzili wieżę.
Może ktoś oderwał ją od kochanka, kazał wziąć dupę w troki i lecieć na jakieś odludzie? To, od biedy, mogłoby usprawiedliwiać jej zachowanie. Mimo wszystko warto było spróbować czegoś się dowiedzieć.

- Co się stało z Tarusem? Kim jest Nester? Na czym polegał kontrakt? Czy jesteś upoważniona do udzielenia nam jakiejkolwiek pomocy? - spytał.

- Nie - odparła, z wyraźnym zadowoleniem i wyraźnie na ostatnie pytanie. - Ten stary bydlak pewnie gdzieś tu gnije, nie miałam ani czasu, ani ochoty go szukać. Ma za swoje… Spoufalać się ze śmieciami. - Skrzywiła się i widać było po jej spojrzeniu, w stosunku do kogo padły te słowa.
- Co do Nester to sami sobie znajdźcie odpowiedzi. Jedyne co mnie interesuje to to, czy ta wasza tchórzliwa, zakłamana banda jest wam na tyle bliska byście ruszyli dupy i zrobili co trzeba. Reszta to tylko głupie gadanie - oświadczyła, podeszła do fotela i się na nim wygodnie umościła, zerkając na Melfisa jakby był w tej grupie jedynym, na kogo jeszcze mogła w miarę patrzeć. I patrzyła, wzrokiem który dość sugestywnie objawiał wszem i wobec do czego z chęcią by go wykorzystała.
Mężczyzna w odpowiedzi skrzywił się z obrzydzeniem, siedząca mu na ramieniu wróżka mogła usłyszeć jak jego usta opuszcza określenie kobiety parającej się najstarszym zawodem świata. Zdecydowanie nie pasowało ono do wizerunku nieskalanego rycerza, który do tej pory nie miał na sobie ani jednej skazy. Widać nawet tacy jak on mieli pewne granice wytrzymałości.
- To dobrzy, ciężko pracujący ludzie, którzy nikomu nigdy niczego złego nie zrobili - oświadczył z mocą. Co prawda nie była to tak do końca prawda bo parę zgniłych jabłek w historii wioski się trafiło, nie był on jednak aż tak daleki od prawdy. Został jednakże wyśmiany i to śmiechem, w którym przede wszystkim brzmiała pogarda.
- Ciężko pracujący ludzie, którzy dla własnej wygody zawierają kontrakt z ciemniejszą i jakże słodszą stroną? No, no, jak ci nie wstyd. Takie kłamstwa… Jesteś pewien że nie masz w sobie cząstki demona, mój drogi? - Zapytała, ponownie mierząc go tym spojrzeniem wygłodniałego wilka, który właśnie upatrzył sobie owieczkę na kolację. Tym jednak razem człowiek nie dał się sprowokować i tylko zacisnął dłonie w pięści aż kostki strzeliły.
Zdaniem Maelara anonimowa posłanniczka zachowywała się tak, jakby sobie życzyła zapłaty w naturze za jakiekolwiek informacje. Na szczęście nie do elfa skierowana była ta oferta, bo chociaż demonica nie należała ani do starych, ani do brzydkich, a Maelar nie miał nic przeciwko ładnym dziewczynom, to jednak między tymi rasami nigdy nie było zbytniej sympatii.
Czy jednak warto było postąpić wbrew naturze i powiedzieć demonicy, żeby sobie... Nie dokończył myśli.
- Z pewnością paru z nas zrobi ci tę nieprzyjemność i się zdecyduje. Między innymi ja. Czy to ci wystarczy, czy też jeszcze coś byś chciała się dowiedzieć? - spytał.
 
Kerm jest offline  
Stary 13-02-2017, 13:16   #23
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Aria tylko gotowała się bardziej w środku. Jak ona nie lubiła takich osób, które uważały się za lepsze od innych! A jeszcze ta zaczęłą strzelać spojrzeniami na Melfisa, który zaraz spiął się podobnie jak blondynka
- Niektórzy w tej wiosce nic nie uczynili, a też padli ofiarą tego czegoś. Cokolwiek było robione przez starszyznę, jest zdecydowanie zepsute i oślizgłe, ale nie można ich przecież wszystkich tak zostawić - powiedziała w końcu Aria, bardziej do swoich towarzyszy w pomieszczeniu, odwracając wzrok od tej flądry. Przytknęła dłoń do policzka Melfisa, żeby się nie denerwował, bo nie ma co skoro tylko to takie demoniczne gadanie.
- Wystarczy - odparła deminica, śmiejąc się i wstając. - Jak się do twierdzy dostaniecie to mnie nie obchodzi. Nie obchodzi też moich zleceniodawców. Na dokonanie tego macie dwa tygodnie. Po tym czasie więzi, które łączą dusze waszych… bliskich - tu skrzywiła się z pogardą - z ich esencją życiową i ciałami, zostaną przecięte.
Co mówiąc sięgnęła do małej sakiewki, którą miała przypiętą do pasa i wyjęła z niej niewielkich rozmiarów przedmiot, który następnie położyła na stoliku.



- Okażcie go u bram twierdzy, a zostaniecie do niej wpuszczeni i poprowadzeni przed oblicze Nester - wyjaśniła.
- No, to skoro nie ma już więcej pytań - nie, żeby na jakieś miała zamiar odpowiadać - to zostawię was z waszymi rozterkami moralnymi i całym tym niepotrzebnym bagnem.*
- W takim razie przyjemnej podróży. Pozdrowienia dla mocodawców - powiedział Maelar, przelotnym spojrzeniem obdarzając 'robiącą za posłańca', a potem przyglądając się leżącemu na stoliku pierścieniowi.
Pierścień był magiczny, dało się to wyczuć i bez dotykania go. Nie pozwalał się jednak odczytać. Może gdyby znalazł się ktoś z odpowiednimi umiejętnościami, jednak kogoś takiego nie mieli pod ręką. Demonica opuściła wieżę tym samym wejściem, którym oni do niej weszli. Przechodząc obok Melfisa, musnęła jego ramię skrzydłem, śmiejąc się niezbyt przyjemnym śmiechem, gdy ten się wzdrygnął. Drzwi zostawiła otwarte, dzięki czemu pozostali mogli zauważyć, że za nimi nikogo nie było. Ani Silli, ani Larissy, ani też pozostawionego wraz z nimi Zamira.
Maelar odprowadził wzrokiem demonicę, po czym ponownie spojrzał na pierścień. Jakoś nie miał do niego zaufania i nie zamierzał go chwytać, przynajmniej dopóki nie będzie takiej konieczności.
Na magii nie znał się zbyt dobrze, ale wiedział, że czasami może kryć w sobie paskudne niespodzianki.

- Rozejrzę się po wieży - powiedział do Arii i Melfisa, odkładając na później kwestię tego, gdzie podziali się Silli i pozostali.
Musieli dostać się do Vole Kes (a potem zapewne i wrócić), a to wymagało przepłynięcia przez ładny kawałek Morza Olerskiego. Dość trudno było zrobić to na piękne oczy. A nuż w wieży znajdzie się coś, co ułatwi podróż? Trzeba było sprawdzić.
A czasu nie mieli zbyt wiele. Przy odrobinie szczęścia i dobrym statku potrzeba było czterech, pięciu dni, by dotrzeć do Vole Kes. A gdzie znajdą kapitana, który zechce się tam wyprawić, z grupką pasażerów, mających puste kieszenie i misję do wypełnienia?
Czy mieli udać się do Vilsen, gdzie na gubernatorskim tronie posadził swój tyłek kuzyn królowej Eliseii, jego wysokość gubernator Kestar? Może za miesiąc lub dwa dowiedzieliby się, że Kester nie jest zainteresowany losem mieszkańców jakiejś rybackiej wioski...
Czy zatem mieli szukać pomocy w Orset? Bo przecież rybackimi łódkami raczej nie można było wyruszać w taki rejs.
Czym mieliby opłacić wspomnianego kapitana? Na tyle zdesperowanego lub szalonego, by zechciał narażać swe życie? Miał płynąć dla sławy i dobra swych rodaków? Gdzie niby znaleźliby takiego idealistę?
Tymczasem Aria wreszcie sfrunęła z ramienia Melfisa i zaczęła latać po głównej izbie wieży, rozglądając się czy i ona nie wypatrzy tu czegoś dość interesującego. Zerkała co jakiś czas na Melfisa, czy jego nastrój mocno się nie pogorszył przez tę wydrę co sobie poszła
- Mam nadzieję, że naszych przyjaciół na zewnątrz nie spotkał ten sam los co całą wioskę… - wyraziła swoją obawę na głos, lekko zmartwiona. Nie chciała bowiem, by to w ogóle mogła być opcja.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 15-02-2017, 16:37   #24
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Wieża


Czy obawy Arii były słuszne, czy nie, tego musieli się dopiero dowiedzieć. Póki co, zarówno wróżka, jak i elf, zajęli się przeszukiwaniem własności maga. A było w czym przebierać i wybierać. Tym, co mogło zainteresować dziewczynę, była kolekcja książek, w tym jeden tom, który traktował o możliwościach łączenia niektórych dziedzin magii. Był to traktat stary, o którym nigdy nie słyszała i w umyśle wróżki, brzmiący niemal jak bluźnierstwo. Każdy wszak wiedział, że dziedzin łączyć się nie powinno. Była to pierwsza lekcja, którą każdy uczeń magicznych akademii otrzymywał. “Jeżeli chcesz osiągnąć wyżyny, skup się na jednej drodze. Nie mieszaj ich, nie rozpraszaj swej uwagi bo to tylko do jednego prowadzi. Do klęski”. Było to wtłaczane w umysły młodych adeptów do momentu, w którym stawało się jedyną, niepodważalną prawdą. I miało rację, na co dowodów nie brakowało. Księga jednak, na której wzrok Arii się zatrzymał, najwyraźniej zawierała w sobie sposób by prawdę tą ominąć.

Melfis jeszcze przez chwilę stał w miejscu, jakby nie mogąc zdecydować się czy wyjść i poszukać reszty czy ruszyć na zwiedzanie wieży. Widać było, że powoli dochodzi do siebie po spotkaniu ze skrzydlatą. Jego palce rozluźniły się, a usta przestały tworzyć cienką kreskę na jego twarzy. W końcu ruszył on na poszukiwania maga, kierując swe kroki ku schodom prowadzącym na wyższe piętro.

Maelar z kolei skupił swe poszukiwania na sprawach przyziemnych. Co prawda zdarzało się niekiedy, że na statek i za piękne oczy brano, tyle że później trzeba było za te piękne oczy płacić. W naturze. Jakby nie spojrzeć rejsy bywały długie, a marynarze do śwątobliwych mnichów nie należeli. Dobrze zatem, że elfowi udało się znaleźć mieszek maga, a w nim sześć złotych riv’ów, dwa srebrne i garść miedzianych. Fortuna to nie była, gdy się do czynienia miało z bogactwami świata, jednak jak na tak niewielką wioskę, było to nie lada znalezisko.

Prócz wspomnianych rzeczy, wieża maga oferowała całą skarbnicę rzeczy dziwnych, chociaż nie magicznych, co bez dwóch zdań budziło zdziwienie. Nigdzie też nie było widać ciała Tarusa, które przecież powinno gdzieś się znajdować jeżeli, tak jak pozostali mieszkańcy wioski, został on ofiarą… Czymkolwiek było to, co zaatakowało wieśniaków. To z kolei zmuszało do wzięcia pod uwagę nieco innego losu, który mógł spotkać maga. Losu, który on sam wybrał.

Gdy oględziny wieży zostały zakończone, a Melfis ostrożnie wziął pierścień i wsadził do swojej sakiewki, przyszło im opuścić siedzibę Tarusa. Na zewnątrz czekała na nich cisza i pustka. Ich towarzyszy nigdzie nie było widać. Po chwili dopiero, gdy strach chwycić zdołał ich za gardło i zacisnąć na nim swoje palce, dostrzegli trzy ciała leżące przy ścieżce prowadzącej do wioski.


Grosh


Grosh nawoływał i nawoływał, jednak odpowiadała mu tylko cisza. Jego towarzyszka co chatę przystawała, wpatrywała się w nią chwilę, po czym kręciła głową. Jej humor z każdą kolejną, pogarszał się wyraźnie. Fira nigdy nie należała do szczególnie radosnych istot, podobnie jak nie była najodważniejszą dziewczyną jaką demon widział na oczy. Czy to ludzką, czy łaczą, czy będącą wolną czy też w niewoli. Wszystkich zatem dziwiło, co taka mysz robi w jego towarzystwie. Przecież nawet dzieci wieśniaków omijali go z daleka, przerażone jego wyglądem. W końcu uznano, a przynajmniej tak to wyglądało, że wilkołaczka po prostu, z jakiegoś powodu, gustuje w tych niebezpiecznych. W końcu z Nathanem, zwanym za jego plecami Bratobójcą, też ją często widziano. No i z tą Silli, co to podobno o mały włos nie zagryzła Syrii.

Teraz jednak, ci którzy za plecami plotkowali zarówno o dziewczynie, jak i o wilkołaku i ich przyjaźniach, siedzieli cicho. Ich usta zamknęła sama śmierć, a przynajmniej tak się zdawało, wbrew temu co twierdziła Fira. A jednak, jakby na potwierdzenie jej słów, widać było życie w wiosce. Życie tliło się w chatach, w obejściach i na głównym placu, do którego w końcu dotarli. Jego źródło pozostawało jednak niewidoczne, kryjąc się w zakamarkach, w cieniach i wszędzie tam, gdzie akurat demoni wzrok nie sięgał.
Od głównego placu odbili w ozdobioną dróżkę, która wyznaczała kierunek świątyni Areny. Budowla ta mieściła się na skraju wioski, głębiej nieco w las.


Otaczał ją święty gaj, przez który przepływała rzeczka, niosąca swe wody do morza. Wypływała ona ze źródła, które swój początek miało we wnętrzu świątyni. Woda w nim była krystalicznie czysta, przyjemnie chłodna i o lekkim, słodkawym posmaku. Wszyscy też wiedzieli, że ma w sobie lecznicze właściwości. Wróżka Tinder tylko z tego źródła czerpała wodę dla swoich ziół i mikstur, co w zupełności wystarczało aby przeświadczenie o jego magicznych właściwościach stało się najstarszą, wioskową prawdą.
Także jednak i tu panowała cisza. Jedynie szum strumienia, który w rzeczkę się przeradzał za murami świątyni, zakłócał tą ciszę.
- Nishan! - Zawołałą Fira, gdy tylko znaleźli się w środku, a następnie, nie uzyskawszy odpowiedzi, ruszyła w głąb świątyni. Z każdą chwilą jej krok zwalniał, do tego stopnia, że tuż przed drzwiami komnaty kapłana, Grosh zmuszony był ją wręcz lekko pchnąć w plecy by sięgnęła do klamki i je otworzyła.
W komnacie jednak nikogo nie było. Proste, oszczędnie urządzone pomieszczenie ziało pustką. Łóżko wyglądało na nietknięte, podobnie jak księga na małym stoliczku, które przy nim stało. Świeca w lichtarzu wypaliła się całkiem, tworząc kałużę, która podlała brzeg księgi.
Fira rozejrzała się, po czym wypadła z pokoju biegiem, zanim Grosh zdążył ją powstrzymać. W kilka sekund później usłyszał skrzypnięcie otwieranych drzwi, a następnie długi, pełen bólu i skargi skowyt.


Roisin


Nieznajomy nie zaprzeczył, tylko odrzucił drewienko i wsunął nóż w pochwę, która to kryła się pod jego kurtą. Widać miał jakiś powód, by nie nosić jej na wierzchu, tak jak nosił swoje topory. Pytaniem było ile jeszcze takich ostrzy posiadał i gdzie się kryły. No i, rzecz jasna, po co wieśniakowi tyle broni. Do odganiania much? Raczej wątpliwe.

Ruszyli wreszcie, przy czym na Roisin czekała niespodzianka w postaci kasztanka, który czekał przywiązany do żerdzi. Obok niego stał drugi, kary wierzchowiec, podobnie jak pierwszy osiodłany i wyraźnie gotowy do drogi. Oba były znajomym widokiem. Podobnie jak łaciata klacz, która zarżała na widok dziewczyny. Konie te należały bowiem do trupy cyrkowej i wykorzystywane były w ich pokazach. Roisin nieraz czesała ich sierść i je karmiła, a także po nich sprzątała. Znali się więc całkiem dobrze, mogło ją zatem zdziwić, że dały się osiodłać obcemu facetowi. Zwykle bowiem takich chętnych do bliższego zapoznania się traktowały zębami, niekiedy dodając przy tym cios z kopyta, lub dwa, jak się nadarzyła okazja.
- Tamtym się już do niczego nie przydadzą - stwierdził jej towarzysz, podchodząc do karego i wyciągając w jego stronę dłoń. Wierzchowiec rzucił łbem raz i drugi, po czym podszedł i jakby nie do końca przekonany, dotknął chrapami dłoni.
- No już, już, nie ma powodów do nerwów - wyszeptał nieznajomy, gładząc pysk zwierzęcia drugą ręką, przechodząc powoli na jego szyję. - Wybierz sobie któregoś i idziemy.
Przez idziemy rozumiał dokładnie to, co powiedział, bowiem nie wyglądało na to by miał zamiar na grzbiet wierzchowca wsiadać. Zamiast tego złapał za uzdę karego i tego, którego dziewczyna nie wbyała, i ruszył w stronę wioski.

Wioska zaś okazała się niemal tak samo cicha i pusta, jak za pierwszym razem, gdy Roisin do niej zajrzała. Nigdzie nie było widać ludzi, nie było ich też słychać. Było za to widać ich obecność. Pranie wisiało, pierzyny się wietrzyły, czuć było pieczone przysmaki i woń kojarzącą się z potrawami typowo śniadaniowymi. Kury wesoło gdakały, dziobiąc ziarno, które ktoś im sypnął. Wioska, pomimo tego, że wyglądająca na martwą - żyła.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 16-02-2017, 21:09   #25
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Roisin spokojne podeszła i przyglądnęła się nieznajomemu z wyraźnym zaciekawieniem. Uzbrojony po zęby, a do tego świetnie radzi sobie ze zwierzętami. Z całą pewnością ta wioska nie była jego stałym miejscem pobytu. Do tego poruszał się z cichością kota... Niektóre znajomości mogą okazać się interesujące.
Zanim odwiązała konia ruszając za nieznajomym rzuciła jeszcze okiem na wóz cyrkowców, skąd zabrała dwie przydatne rzeczy: zestaw prostych wytrychów, które musiały wypaść jednemu z cyrkowców oraz buty na miękkiej podeszwie, należące do dziewczyny, której ubranie miała właśnie na sobie. Spakowała wszystko i przymocowała plecak do siodła.

- A co to - rzuciła patrząc jak nieznajomy zabiera konie i rusza w kierunku wioski - będziemy galopować przez wieś i budzić umarłych? Tu są tylko trupy i duchy.
Uwagę o duchach rzuciła od niechcenia, szybko jednak dostrzegła, że duchy faktycznie musiały tutaj być. Wioska wyglądała jakby wszyscy dalej wykonywali swoje codzienne obowiązki, nie przejmując się faktem, że są martwi. ‘Nie wiem czy te jego topory coś na to pomogą, ale zawsze lepiej z nim niż samej’
- Prowadź, panie tajemniczy, czas zrealizować twoją cześć umowy - i ruszyła za nim. Na razie, pomimo tej niezwykłej sytuacji, ten dzień nie wydawał się zły.
- Nat - poprawił ją, dalej spokojnie kierując konie w stronę widocznego coraz wyraźniej, drzewa. Drzewo to, jak tylko do niego dotarli nie niepokojeni przez nikogo, okazało się domostwem. Maleńkie okienka, małe drzwi, wszędzie widoczne donice z ziołami i kwiatami nie pozwalały na to, by chociaż przypadkiem uznać to drzewo za po prostu drzewo. Zostało ono także pięknie przyozdobione i wszędzie czuć było świątecznego ducha… Tyle tylko, że najwyraźniej prócz duchów nikt tu nie świętował.
- Szlag by to trafił - z ust Nat’a wyrwały się ciche słowa. Zaraz też pochylił się i zaczął dłonią badać ziemię. - Na pewno ktoś tu był - stwierdził, rozglądając się. - Znam przynajmniej część z tych śladów. Świeże prowadzą do wieży maga. Te drugie do świątyni Areny.
Co powiedziawszy wyprostował się i zwrócił twarz w kierunku ozdobionej ścieżki. Wyraźnie to tam chciał ruszyć, jednak nadal tkwił w miejscu, jakby mu coś jednak nie pasowało.

Roisin z zainteresowaniem i pewnym rozbawieniem rzuciła okiem na drzewo, które okazało się domem wróżek. Widywała je rzadko, w przeciwieństwie do niej, one trzymały się blisko natury.
‘Oho. To pierwsza z osób, na których mu zależało.’ Wyglądało na to, że ktoś tu jednak był. Roisin nie znała się na odczytywaniu śladów, te jednak były aż nadto widoczne, i chyba zrobione niedawno, jak twierdził. Pozwoliła mu spokojnie pomyśleć, ale nie wyglądał, jakby miał podjąć jakąś decyzję.
- Słuchaj Nat… mam na imię Roisin - uznała za właściwe też się przedstawić - możemy sprawdzić przecież obydwa miejsca. Chodźmy może po tych świeżych śladach, większa szansa, że spotkamy kogoś żywego. Chyba, że myślisz, że to może być niebezpieczne? Nie mam pojęcia o co tu chodzi. - wzruszyła ramionami. Gdy mówiła, zaczęła oglądać uważnie drzewo wróżek i spróbowała zaglądnąć do środka. Nigdy nie wiadomo, gdzie można znaleźć coś interesującego.
- Też tego nie wiem - odparł, zerkając na nią. - Ślady które prowadzą w stronę świątyni należą do moich… przyjaciół - zawahał się przed ostatnim słowem, jakby status, który nadał tym osobom wcale nie był taki jednoznaczny. - Nie mam też pojęcia czy to bezpieczne czy nie, nie widzę jednak sensu w staniu pod domem Tinder i wpatrywaniu się w jej okna.
Przytyk był nader wyraźny. Roisin zdążyła jednak zauważyć coś, co sprawiło że jej włoski na karku stanęły. Tym czymś były maleńkie ciała wróżek. Nieruchome ciała.
- Rozmyślanie nad losem przyjaciół, - otrząsnęła się trochę, choć maleńkie ciała robiły wstrząsające wrażenie - gdy ma się ich ślady przed sobą, też na niewiele się zda. Mam ci pomóc odnaleźć tych, na których ci zależy. Skoro nie są to mieszkające w tym domu wróżki to chodźmy tam gdzie oni są. - i ruszyła ozdobioną ścieżką - Nie mam całego życia na załatwienie tej sprawy. Wracam do Vilsen, a potem byle dalej z tej cholernej wyspy.
‘Gdyby coś miało nas zabić, dawno by już to zrobiło.’

- Nie rozmyślam nad ich losem - warknął, ruszając za nią. Ścieżka wiła się wśród chat, wkrótce wchodząc w las. Było tu cicho ale i jakby spokojniej, bez tej aury śmierci która wgryzała się w umysł człowieka na każdym kroku, jaki stawiali w wiosce. Można było odetchnąć pełną piersią, chociaż nie tak do końca bo i tu brakowało niektórych elementów, które zwykle z lasem się kojarzyły. Ptaki jakoś takie nieme były, o ile w ogóle były bo nie ważne ile by się Roisin rozglądała to żadnego ich śladu dostrzec nie mogła. Owady też, chociaż to akurat nie było takie złe, zniknęły. Zagrożenia jednak najwyraźniej nie było bo wierzchowce szły za nimi posłuszne niczym baranki. Nie znaczyło to jednak, że ich na rzeź nie prowadzili.
- Za tym zakrętem jest światynia - ostrzegł ją, nim ów zakręt pokonali i na własne oczy ujrzała wspomnianą budowlę. Obok ścieżki płynęła sobie wesoło rzeczka, szumiąc i wreszcie dodając jakiś dźwięków do tej uciążliwej ciszy. Samą budowlę otaczał gaj. Wiedziało się że to gaj, bo w przeciwieństwie do lasu, tu wszystko było uporządkowane, oczyszczone z liści i takie jakieś zadbane. No i, o czym Roisin miała okazję usłyszeć to tu, to tam, przy światyniach Areny zawsze święte gaje się znajdowały.
- Ślady prowadzą do jej wnętrza - znowu usłyszała słowa Nat’a, który zamiast rozglądać się wokoło, śledził to co mieli pod nogami. - Fira pewnie przyszła po radę Nishana, tylko po cholerę ciągnęła przy tym Grosha? Szlag by to…
Roisin, nieco już znużona nadmierną ilością przemyśleń ze strony wzburzonego towarzysza, ominęła go, przywiązała konia do jednego z drzew i weszła powoli do środka...
 
druidh jest offline  
Stary 16-02-2017, 21:42   #26
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Grosh nie marnował czasu i natychmiast ruszył za Firą, wybiegł on z pokoju i pognał za nią. Kilka chwil podążał za wilczycą przez korytarze świątyni aż ta wreszcie zatrzymała się gwałtownie na przeciwko jednych drzwi, otworzyła je i zniknęła za framugą. Grosh był w pomieszczeniu ledwie chwilę po niej, a w uszach już wibrował mu jej przypominający wilczy zew skowyt.
W pokoju, który wielkością nieco ustępował poprzedniemu, znalazł Firę pochyloną nad ciałem kapłana. Nishan był mężczyzną, który powoli zbliżał się ku jesieni swego życia. Jego czarna broda przypruszona była siwizną, podobnie jak długie włosy, obecnie w nieładzie rozrzucone wokół jego głowy gdy tak leżał na zimnej, kamiennej podłodze. Leżał i się nie ruszał. Nie drgnął nawet jeden mięsień w jego ciele. Nijak nie przypominał owego wesołego, wiecznie pełnego energii człowieka, z którym Grosh kojarzył Nishana. Podobnie jak człowieka nie przypominała Fira, w swej formie bestii. Jej ozdobiony potężnymi kłami pysk, zwrócił się w stronę demona, gdy tylko ten przekroczył próg pokoju.
- Nie… żyje… - poinformowała towarzysza, ledwie zrozumiałym, przepełnionym bólem głosem, który brzmiał bardziej jak warczenie, niż ludzki głos.
Demon nie lękał się formy bestii dziewczyny, w życiu wiele już widział, widział, rzeczy straszne i okrutne, a wstrząsana spazmami płaczu wilczyca nie miała szans go odstraszyć. Zbliżył się do wilkołaczki i objął ją ponownie w ramiona przyciskając jej najeżony zębami pysk do swojej piersi.
- Siiiiiiiiiiii - wyszeptał cicho - Siiiiiiiii - powtórzył gładząc jej głowę i nie puszczając. Trzymał tak dziewczynę przez dłuższy czas aż nie stwierdził, że ta trzyma się dość dobrze by mówić.
- Co się stało ? Nie czujesz go ? -
Pomimo tego, że wyraźnie się uspokoiła i ponownie zmalała do swych ludzkich rozmiarów, to jednak na odpowiedź i tak musiał chwilę poczekać.
- Nie ma w nim życia - poinformowała, usilnie próbując nie patrzeć na ciało, zamiast tego wlepiając wzrok w demona. - U innych… w wiosce czuć było życie. On odszedł całkiem.
Dziewczyna była załamana co do tego demon nie miał wątpliwości i absolutnie się temu nie dziwił. W końcu Fira właśnie straciła człowieka który był nie tylko jej wybawcą, a i w pewnym stopniu ojcem. Demon nie znał zbyt dobrze zwyczajów ludzi jeżeli chodzi o pochówek za czasu jego pobytu we wsi zmarła tylko jedna starowinka i z oczywistych powodów Grosha na te uroczystości nie zaproszono. Widział on jednak z oddali stos i słup unoszącego się z niego dymu, więc miał jako takie pojęcie co robić.

Na początku jednak musiał zająć się Firą. Demon uniósł delikatnie dziewczynę i wyniósł z pokoju jej drobne teraz ciało które wciąż drżało w płaczu, kroki skierował w stronę głównego ołtarza i dopiero tam odłożył już na jej własne nogi rudą wilczycę.
- Mów do bogów Fira, poproś by wzięli go do siebie. Ja zajmę się resztą. - i to powiedziawszy zostawił dziewczynę i wrócił do pokoju w którym leżał Nishan. Dziewczyna nie protestowała, co prawda ale gdy tylko ją odstawił posłała mu tęskne spojrzenie jakby to, że wypuścił ją z ramion odebrało jej spokój, słysząc jego słowa podeszła jednak pod ołtarz uklękła przed nim i pochyliła głowę w modlitwie, a gdy demon demon wychodził słyszał już tylko jej ciche mamrotanie wciąż przerywane płaczem.

Nishan gdy go znaleźli leżał twarzą do posadzki i demon bardzo był rad, że niemalże natychmiast odciągnął wilczycę od ciała bo gdy tylko odwrócił go na plecy od razu spostrzegł, że ten odszedł do Bogów nie zamykając oczu, a ten widok ludzie znosili wyjątkowo ciężko zwłaszcza gdy chodzi o bliskich. Grosh uniósł ciało kapłana z posadzki, ciało tak diametralnie różne od tego które przed chwilą miał w ramionach i zaniósł je na łóżko, jedną dłonią zrzucił koc który je okrywał i położył zwłoki na prześcieradle. Następnie dokładnie owinął ciało w materię tak, że widoczny pozostał jedynie medalion z symbolem Areny który to Nishan nieustannie nosił na szyi. Bogowie teraz na pewno zobaczą, że idzie do nich ich sługa.

Demon przyniósł zawinięte w tkaninę zwłoki do głównej nawy świątyni i złożył przed ołtarzem niemalże u stóp wilczycy.
- Trzeba go pochować Fira - powiedział cicho tak by nie przerywać dziewczynie modlitwy - A ja nie wiem jak. Pomożesz mi ? -
Dziewczyna jednak nie odpowiedziała ani się nie poruszyła. Tkwiła niczym posąg, nieruchoma i zdająca się nie dostrzegać ani demona, ani ciała które przyniósł. Stała prosto, przy ołtarzu i wpatrywała się w coś, co znajdowało się u głównego wejścia do sali. Tyle tylko, że niczego tam nie było, nikt nie stał ani nic się nie poruszało. A jednak musiało tam coś być, bo niby z jakiego powodu Fira miałaby się w tamto miejsce wpatrywać? Lecz zanim zyskał na swe domysły jakąkolwiek odpowiedź, wilczyca drgnęła i przeniosła wzrok na niego.
- Pomogę - odparła, zdając się być o wiele, wiele spokojniejszą. Nawet łzy już nie spływały po jej policzkach i oddech był równy, a nie przerywany szlochem. Była też jakaś inna, jakby pewniejsza siebie, o co nigdy ją posądzać nie można było, a jednak…
- Połóż go na ołtarzu - poleciła, odwracając się i stając na miejscu, które zwykle zajmował główny kapłan.
Grosh nigdy nie widział jak ktoś mówi z Bogami, a już z pewnością nie ktoś kto był w jakimkolwiek stopniu członkiem stanu kapłańskiego, a Fira wszak była jakby na to nie patrzeć akolitką. Przemiana jaką przeszła dziewczyna jednak go zaskoczyła choć prócz dziwnego wyrazu twarzy nie okazywał tego po sobie.

Podniósł jednak ciało kapłana jak mu nakazano i położył je na ołtarzu uważając by nie dotknąć kamienia dłońmi. Następnie odstąpił kilka kroków i czekał.
Fira podziękowałą mu skinięciem głowy, nieobecna jakaś i jakby to nie ona ów ruch wykonywała. Zbyt wiele w tym było gracji jak dla tej zwykle nieporadnej dziewczyny, która wolała biegać po lesie niż uczyć się zachowania przystojącego przyszłej kapłance.
- Odpoczywaj w pokoju - przemówiła. Dokładnie tak, przemówiła, co było kolejną, rażącą różnicą między “jego” Firą, a tą, która miał przed sobą. - Bramy mych Ogrodów stoją dla ciebie otworem, Nishanie - dodała, a z dłoni, które położyła na jego ciele, zaczęło wydobywać się łagodne, mleczne światło, które poczęło otaczać martwego kapłana, aż pochłonęło go całego. Grosh czuł przy tym jak włoski na karku stają mu dęba. Nawet on był w stanie wyczuć, że tu nie z ludzką mocą ma do czynienia, a z boską i to w czystej postaci. Zaraz jednak jego uwagę na powrót przykuł ołtarz. Ciało bowiem, które na nim złożył, zniknęło. Dosłownie. Rozpadło się na miliony drobnych, lśniących iskierek, które gasły powoli, opadając na kamienną posadzkę. Nawet amulet, który kapłan miał na szyi, nie ostał się.
- Opiekuj się moją wybranką, demonie - Fira ponownie przemówiła, kierując na niego spojrzenie swych oczu. Czarnych oczu, obu spoglądających na niego z powagą, wciągających w swą bezdenną głębię[/i]. - Chroń ją przed krzywdą, a nagroda cię nie minie. Pani Śmierci zawsze swego słowa dotrzymuje -[/i] co powiedziawszy, Fira osunęła się na posadzkę, nieprzytomna.

Gdy Pani Śmierci spojrzała na Grosha ten skulił się niczym smagnięty biczem, lękał się Bogów i ich mocy, i nawet mimo tego, że tym razem moce te uczyniły dobro nie był w stanie opanować strachu. Na szczęście aura potęgi i majestatu którą otaczała się Bogini i której lękał się Grosh, rozwiała się natychmiast po tym jak opuściła ciało dziewczyny. Demon doskoczył więc do Firy jednym susem i delikatnie uniósł ją z posadzki. Na jego barki położono brzemię opieki i był to ciężar który Grosh nosić będzie od teraz z pełnym oddaniem. Demon czuł się dziwnie trzymając bezwładne ciało wilczycy którą to postanowił zanieść do pokoju w którym Fira postanowiła na początku szukać kapłana, Tahara bo tak jeżeli wierzyć słowom wioskowego kowala nazywała się Pani Ogrodu wydała mu rozkaz, a Demon przysiągł sobie, że już nigdy żadnego nie usłucha. Nie czuł on jednak żadnego oporu by tym razem się podporządkować, wręcz przeciwnie, chciał tego i wreszcie zrozumiał, że właśnie, pierwszy raz w życiu ofiarowano mu cel do którego może drążyć. I był to dar wielkiej wagi.

Grosh ułożył wilczycę na łóżku i delikatnie potrząsnął jej ramieniem jednocześnie powtarzając jej imię, to, że nie obudziła się ona gdy ją przenosił zaczęło go martwić, oddychała ona jednak co pozwalało żywić nadzieje, że kontakt z Bóstwem nie zaszkodził jej znacznie.

Zaszkodzić może i nie zaszkodził, a przynajmniej nie poważnie, za to zdecydowanie osłabił. Skóra dziewczyny była bowiem blada, jej oddech zaś słaby i urywany. Pierwsze zawołanie nie dało żadnego skutku, podobnie jak drugie i trzecie. Gdy jednak potrząsnął jej ramionami mocniej, otworzyła w końcu oczy. Ich wyraz, a przynajmniej tego, które widziało, pełen był dezorientacji.
- Grosh? - zapytała, próbując usiąść, jednak zaraz opadając z powrotem na płaską poduchę. - Co się stało?
Powoli, acz wyraźnie, wzbierała w niej panika, szczególnie gdy rozejrzała się po pokoju i dotarło do niej gdzie się znajduje. Dotrzeć też musiał powód, dla którego przybyli do świątyni. Tak, bez wątpienia to znowu była Fira jaką znał.
- Spokojnie, jesteś jeszcze słaba - powiedział pomagając jej ułożyć się na poduchach - Nic nie pamiętasz ? -
Pokręciła przecząco głową.
- Pamiętam, że odmawiałam modlitwę o spokój duszy - wyjaśniła, marszcząc czoło. - Później usłyszałam czyjś głos, więc wstałam i się odwróciłam. Później… - Tu urwała, usilnie starając sobie przypomnieć co było później. - Chyba z kimś rozmawiałam… Z kobietą… A później obudziłam się tutaj…
Demon był zdziwiony odpowiedzią dziewczyny, przecież przemówiło przez nią Bóstwo, jak można zapomnieć coś takiego ? Nie miało to jednak znaczenia gdyż Grosh postanowił wszystko jej przypomnieć. Opisał on całą sytuację najlepiej jak potrafił, nie pomijając niczego. Miał wiele pytań lecz nie zadał ich, z nadzieją, że może nie dziś, ale kiedyś Fira zaufa mu na tyle by odpowiedzieć na nie bez jego nacisku.
Niedowierzanie na twarzy wilczycy potęgowało się z każdym kolejnym słowem, które padało z ust demona.
- Przemawiała przeze mnie Taha? zapytała, pragnąc się upewnić co do tego, czy aby na pewno dobrze usłyszała, po czym zamilkła na krótką chwilę.
- Nishan mówił, że tak może się stać - przemówiła po raz kolejny, odwracając spojrzenie i wbijając je w ścianę. - Że bogini o mnie nie zapomni. Czyli wyznaczyła cię na jego następcę, nadal jednak nie wiem dlaczego ja? Przecież musi być cała masa odpowiedniejszych kandydatów, prawda? Po co Pani Śmierci taki tchórz jak ja? - W ostatnich słowach brzmiała skarga zmieszana z nutką pogardy dla samej siebie. Nutą, którą Grosh słyszał u niej po raz pierwszy. - Widać nie można uciec przed wolą bogów - dodała, odwracając twarz i wysilając się na uśmiech, który od biedy mógłby uchodzić za pogodny.
- Nic nie jest zapisane w kamieni - powiedział słowami które usłyszał kiedyś od kogoś z wioski - Może Ona wie o tobie coś czego ty nie wiesz. Wiele jeszcze możesz osiągnąć. A ja pójdę z tobą gdziekolwiek by to nie było - powiedział i uświadomił sobie, że było to najbardziej głębokie zdanie jakie wypowiedział w życiu, nie powstrzymało go to jednak przed kontynuowaniem. - Nie tylko dla tego bo Pani Ogrodu mi kazała ale dlatego, że chce. -
Fira spoglądała na niego dłuższą chwilę i, o ile go oczy nie myliły, zapowiadało się na to, że z jej oczu ponownie popłyną łzy.
- Dziękuję - wyjąkała cicho, po czym nie bacząc na własną słabość podniosła się i zarzuciła mu ramiona na szyję, tuląc się do demona, jakby był ostatnią deską ratunku na wzburzonym morzu. I właśnie w tym momencie…
 
__________________
Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy
czajos jest offline  
Stary 17-02-2017, 10:33   #27
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Chodź złoto do złota, pomyślał Maelar, przesypując zawartość znalezionej sakiewki do własnej. Zachłanny nie był, ale nie był też bardem, który mógłby pieśniami opłacić podróż. Zapłacić trzeba było riv'ami. Jego podróż na wyspę kosztowała dwa srebrne rivy. No ale on podróżował elfickim statkiem, na innych mogłoby być drożej.
Skoro fundusze na podróż były, to pozostawało pytanie najważniejsze - czy znalazłby się kapitan, który przewiózłby paru pasażerów do owianego złą sławą Vole Kes. Na dodatek na tyle solidny, że nie wyrzuciłby pasażerów za burtę tuż po odpłynięciu od brzegu.
I czy można było komukolwiek mówić o prawdziwym celu podróży?

Przeszukanie wieży nie przyniosło dalszych odkryć - nawet ciała Tarusa nie było. Zdążył uciec przez czarną mgłą, czy też, inaczej niż inni mieszkańcy, został zabrany przez mgłę?

- Nie ma co tu dalej robić - powiedział, gdy z pozostałymi spotkał się na dole wieży.
Aria widząc księgę poważnie się nad nią chwilę rozwodziła. Przerzuciła kilka kartek, ale doszła do wniosku, że aby jej się przyjrzeć, dużo łatwiej będzie jej to uczynić w nieco innej formie. Tylko… Był pewien problem. Taki tym razem nie znowu wielki, ale zdecydowanie tyczący się dosłownie gabarytów. Jeszcze nim opuścili budynek, wróżka popatrzyła na Melfisa z przepraszającym uśmiechem
- Czy mógłbyś, proszę wziąć ją dla mnie? Chcę się przyjrzeć potem co tam jest w środku zapisane… - powiedziała swe życzenie.
Które to Melfis natychmiast spełnił.


Odeszli, pomyślał Maelar, gdy za drzwiami ani na schodach nie ujrzał tych, co wzgardzili 'gościną' w wieży maga. Nie poczekali na nas.
Dopiero po chwili się zorientował, że słowo "odeszli" można zinterpretować inaczej. Bardziej w sensie metaforycznym. Nie oglądając się na pozostałych ruszył biegiem w stronę leżących, by sprawdzić, czy jeszcze żyją, czy też spotkał ich los taki sam, jak pozostałych mieszkańców wioski.
A potem, gdy już wyszli na zewnątrz i dostrzegli ciała na ścieżce, Aria zasmuciła się, ale trzepocząc złotymi skrzydełkami ruszyła za Maelarem. W końcu trochę się znała na sztuczkach swej ciotki i optymistycznie liczyła na to, że może jednak nie spotkał ich taki sam los co całej wioski. A się namachała tak szybko leciała!
Ciała leżały obok siebie, na plecach, częściowo skryte w cieniu rozłożystego dębu. Gdy elf przyklęknął przy nich, z łatwością stwierdził że tylko dwie piersi unoszą się, wtłaczając w płuca powietrze. Zamir i leżąca obok niego Silli, w swej zwierzęcej postaci, żyli najwyraźniej. W przeciwieństwie do Larissy, która tkwiła nieruchomo, niczym rzeźba pogrążonej w głębokim śnie dziewczyny. W jej wiecznym śnie.
- Czyli nawet tu nie jesteśmy bezpieczni - stwierdził Melfis, pochylając się nad Zamirem i potrząsając jego ramieniem. - Zamir… Obudź się! - Zawołał głośniej, na co odpowiedziało mu powolne uniesienie powiek i wyraźnie zdezorientowany wzrok.
- Co…? - Zaczął mężczyzna, unosząc głowę, lecz wtedy wzrok jego padł na lwicę. - Silli…
Lecz ta także już otwierała swe ślepia i odsłaniała kły. Z jej gardła wyrwał się głuchy pomruk.
- Co wy tu robicie? - Maelar odsunął się na wszelki wypadek o dwa kroki. Kto mógł wiedzieć, jak zareaguje Silli. - Dlaczego na nas nie poczekaliście? I co się stało z Larissą?
Zamir jednak nie zwracał uwagi na słowa elfa, skupiony na lwicy, jakby świata poza nią nie widział, co najpewniej było prawdą.
- Silli… Spokojnie, to tylko ja i Melfis - mówił, ostrożnie wyciągajac dłoń by pogładzić futro na jej barku. - Jest też Aria i Maelar. Wyszli z wieży cało, jak mówiłaś.
- Wyszli z Okiem Przeklętych - oświadczyła, powoli przybierając ludzką formę. - Czuję je w twojej sakiewce, Melfisie. Ono jest złe… - Wzdrygnęła się, co spowodowało natychmiastową reakcję Zamira, który objął ją ramionami i przyciagnął do siebie, najwyraźniej wcale nie zrażony jej poprzednią formą ani tym, że dziewczyna jakoś niespecjalnie się do niego przy tej okazji tuliła.
- Odeszliśmy bo Sil powiedziała, że zła aura się wzmacnia - wyjaśnił, odpowiadając na pytanie elfa. - Później… Nie wiem, chcieliśmy tylko zejść ze schodów…
- Dowiedzieliśmy się niepokojących rzeczy - odparł Maelar. - Ponoć Rada zawarła umowę z kimś, kto się nazywa Nester. Mieszkaniec lub mieszkanka twierdzy na terenie Vole Kes. Ten pierścień, o którym wspomniałaś, to ponoć przepustka, dzięki której będzie można dostać się do wnętrza twierdzy. Mamy na to dwa tygodnie. Jeśli nie zdążymy, to wszyscy mieszkańcy wioski zginą.
- Skąd wiesz o Oku Przeklętych? - spytał.
Spojrzenie zielonych oczu spoczęło na elfie. Tliła się w nim głęboko zakorzeniona nienawiść, chociaż Maelar miał jednak wrażenie, że nie do niego konkretnie…
- Nester jest kapłanką Darkara, najwyższą stopnia - poinformowała, nad wyraz wylewnie, z tą samą nienawiścią, która tliła się w jej oczach. - Ten pierścień to znak jej sług. Wyrok śmierci dla każdego, kto zostanie z nim złapany poza granicami Vole, a nawet w niektórych jego częściach. Wiem, bo już miałam okazję się na niego natknąć.
Po tym zamilkła, pozwalając by ramiona Zamira ponownie przyciągnęły jej głowę do jego barku. Elf z kolei zaliczył przy tym kolejne spojrzenie, pełne ostrzeżenia, chociaż nie agresywnego. Właścicielem tego spojrzenia był nikt inny jak Zamir, najwyraźniej niezadowolony z tego, że Maelar dręczy jego wybrankę.
- Gdzie? - Melfis z kolei najwyraźniej nie miał tym razem zamiaru uszanować praw dziewczyny do tajemnic i sekretów. - Gdzie się z tym czymś spotkałaś, Silli?
Ta jednak wyraźnie skończyła swe tłumaczenia, bowiem nie odpowiedziała.
Darkar, przeklęty Pan Zniszczenia... Co napadło Radę by wchodzić w układy z kimś takim?
- Niech będzie przeklęta. - Trudno było ocenić, kogo Maelar miał na myśli - najwyższą kapłankę, Nester, czy też może Radę jako taką.
- Podróż do Vole Kes będzie nas trochę kosztować - powiedział. - Nas, ale prawdę mówiąc nikt z was nie musi ze mną jechać. Możecie zostać tutaj i pilnować wioski.
- Kto z wioski może, waszym zdaniem, dołożyć się do kosztów podróży? - Spojrzał na tych, co znali tutaj każdego i każdy kąt.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-02-2017, 14:52   #28
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Aria przyglądała się dwójce ocuconych, oceniając czy wszystko poza lekkim szokiem z nimi ok. Po chwili przeniosła wzrok na Maelara
- Pewnie im więcej osób, tym drożej, ale sądzę, że nie powinieneś jechać sam. Nie możemy też zostawić wioski tak do końca pustej, bo nie wiadomo kto się zleci i jeszcze zacznie rozkradać - wróżka mruknęła lekko, marszcząc brwi i zastanawiając się nad tym wszystkim. Mieli trochę do zrobienia, ale w tyle osób na pewno to opanują
- Mogę spokojnie dorzucić coś od mojej rodziny. Ciocia na pewno by pomogła… I moja matka również - oznajmiła. Będzie musiała sprawdzić ile może się dorzucić, ale na pewno pomoże jak będzie mogła. Tymczasem wzrok wróżki padł ponownie na Silli. Wróżkowe oczy nieco pociemniały, gdy poważnie coś rozważała w jej temacie, nie dzieląc się jeszcze swoim niecnym planem.
- Jestem pewien, że gdy sprawdzimy chaty członków rady to na pewno zbierzemy dość by opłacić podróż - odparł Zamir.
- Nie powinniśmy kraść - sprzeciwił się jednak Melfis. - To co zbierzemy między sobą i co było w wieży, będzie musiało wystarczyć - stwierdził nad wyraz stanowczo.
- To z ich winy zmuszeni jesteśmy wyruszyć - zwróciła mu uwagę Silli, dla której najwyraźniej kradzież nie stanowiła problemu. Tym bardziej gdy jej ofiarami będą członkowie rady. Nie wyglądało też żeby planowała zostać w wiosce i jej pilnować.
- To wciąż… - zaczął ponownie Melfis, lecz nie dane mu było dokończyć.
- Zawsze możesz zostać i umyć swoje doskonałe dłonie - warknęła na niego dziewczyna, wyswobadzając się z objęć Zamira. - Rada uczyniła dość zła. Pora by przynajmniej w części za nie zapłaciła. Wracajmy - dodała, i nie czekając ruszyła w stronę ścieżki prowadzącej do wioski.
- Nie musisz jej drażnić, Melfisie - Zamir zwrócił mu uwagę, po czym posłusznie ruszył za lwiołaczką.
- Nie musisz traktować jej jak cenne jajko - odciął się ten, kręcąc głową i wzdychając. - Te jej odpowiedzi doprowadzą mnie w końcu do szału - zdradził, zerkając przepraszająco na Arię. - Ma jednak rację, stojąc tu i debatując nie zbliżymy się do wykonania naszej misji - dorzucił, tym razem kierując słowa zarówno do wróżki jak i do elfa.
- Nie chcę zostawiać tu Larissy - powiedział Maelar. - Zabiorę ją do najbliższej chaty.
Schylił się i podniósł dziewczynę, po czym ruszył, nieco wolniej niż Silli, w stronę wioski.
- Silli wie z pewnością więcej, niż do tej pory powiedziała, ale ma prawo i do swego zdania, i do tajemnic - dodał. -. A jeśli chodzi o pieniądze, jakie znajdziemy w domach członków Rady, to z pewnością nie będzie kradzież. Staramy się naprawić to, co oni popsuli.
Aria obserwowała całą sprzeczkę i szczerze nie podobała jej się postawa Silli. Jeśli krył się za tą postawą jakiś powód, to ona już się dowie co to było. No i przede wszystkim nie tylko ona chciała się dowiedzieć co jest grane z tą całą tajemniczością lwiołaczki
- Mam pewien pomysł… Zobaczymy na ile wypali. - Wróżka zerknęła na Melfisa
- Też nie podoba mi się wizja zabierania pieniędzy od radnych, ale pewnie gdyby byli tu, coś by próbowali zaradzić - oznajmiła, żeby wiedział, że z tym nie jest sam. Co do tematu Larissy kiwnęła głową, ale zaraz zaczęła lecieć za Silli. Hugo poczłapał za nią. Wróżka czekała teraz na odpowiedni moment by swój pomysł wcielić w życie, a jak nadejdzie, to wszystko zapewne stanie się jaśniejsze.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-02-2017, 00:43   #29
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Świątynia nie było szczególnie duża, za to przestronna. Wysokie okna rzucały szerokie snopy światła na kamienną posadzkę, na której jej kroki brzmiały nieznośnie głośno, przynajmniej w jej uszach. Także i tu panowała cisza i coś jeszcze. Jakaś woń, kojarząca się ze świeżo rozkopaną ziemią. Zanim zdołała dojść do tego skąd ona dociera, usłyszała za sobą kroki. Nat nie starał się zachowywać cicho, pewnie idąc głównym korytarzem i nie wyglądając na chętnego by zwiedzać arkady, które od niego odchodziły. Zresztą gołym okiem widac było, że nikt po nich nie spaceruje. Wszystko tkwiło bowiem w bezruchu.
W końcu, po nie tak znowu długim spacerku, który jednak zdawał się przeciągać w nieskończoność, dotarli do okrągłej sali, na której środku stał podłużny ołtarz. Z sufitu opadał na niego snop złocistego blasku, przenikający do wnętrza przez okrągłe okno. Sala była pusta i cicha, Roisin zauważyła jednak że wokół ołtarza unoszą się delikatnie lśniące drobinki niewiadomego pochodzenia. Biorąc jednak pod uwagę, że było to miejsce w którym, ponoć, przebywałą bogini, zjawisko to mogło wcale nie być takim niezwykłym czy podejrzanym.
Roisin poruszała się ostrożnie i rozglądała się z zainteresowaniem. Atmosfera świątyni robiła swoje. Poza tym uważała, że z bogami lepiej nie zadzierać, nawet z tymi, do których wznosiło się modły rzadko lub wcale.
- I gdzie są ci twoi znajomi? - zapytała przyciszonym głosem Nata.
Mężczyzna wskazał dłonią wąski korytarz na prawo od wejścia do głównej sali.
- Tam - dorzucił i zaraz też skierował się we wskazanym przez siebie kierunku.
Ten korytarz, w przeciwieństwie do jasno oświetlonego, którym do świątyni weszli, pogrążony był w półmroku. Jedyne światło padało z niewielkich, witrażowych okien, które znajdowały się na łukowo zakończonym suficie. Nat jednak poruszał się tu jakby wcale światła nie potrzebował, jakby był u siebie. Bez zwalniania kroku przeszedł obok trzech kolejnych, zamkniętych drzwi. Przystanął dopiero przy czwartych.
- Co tu się do cholery wyprawia? - Zapytał też po chwili, wkraczając do pokoju i rzucając gniewne spojrzenie na potężnego demona, do którego tuliła się drobna, rudowłosa dziewczyna, mniej więcej w wieku Roisin.
Demon szybkim ruchem wyplótł się z uścisku i gwałtownie się obrócił, a w jego dłoni nie wiadomo skąd pojawił się jego ogromny nóż. Grosh zastygł w pozie jakby chciał rzucić się na dwójkę przybyszów i widać było, że jego druga dłoń już szukała leżących obok niego toporów ale gdy tylko zorientował się kto stoi w progu zatrzymała się ona w pół ruchu. Mięśnie demona przed chwilą jeszcze napięte niczym stalowe powrozy rozluźniły się, a on sam wstał już spokojnie i powiedział, chowając ostrze znów do pochwy.
- Zmiłuj się nade mną Nat, ale żeś mnie wystraszył - po chwili jednak na jego twarzy zagościł uśmiech - Cieszę się, że chociaż ty cały - powiedział wyciągając dłoń by uścisnąć przedramię kolegi ,wypowiadając jednak kolejne słowa jego wzrok znów spoważniał- Widziałeś wieś ? -
Ten jednak wzrok swój utkwił w leżącej na posłaniu dziewczynie, która powitała go radosnym uśmiechem, zaraz jednak uśmiech ten zgasł.
- Nishan nie żyje - wypaliła, nieco łamiącym się głosem. - On naprawdę nie żyje…
Dalsze słowa zostały jednak zagłuszone bowiem Nat, po tym jak lekko klepnął demona w ramię, ruszył wprost w jej stronę i wziął w ramiona. Uspokajające “ciiii” wydobyło się z jego ust niosąc ze sobą czułość i pocieszenie.
- Będzie dobrze, mała. Zajmiemy się tobą - obiecał, po czym przeniósł spojrzenie na wejście do pokoju. - No i proszę, masz moich znajomych - poinformował stojąca w półmroku dziewczynę. - To Roisin, znalazłem ją jak myszkowała przy karczmie.
Gdyby wzrok mógł zabijać, z pewnością w pomieszczeniu byłby o jedną osobę mniej. Roisin, która najpierw przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy nóż demona przebije na wylot Nata, teraz zwróciła całą swoją uwagę na na łowcę.
- To jest Nat, wzór uprzejmości, ale jego pewnie już znacie. - rzuciła do nikogo. - Cieszę się, żeście się wszyscy znaleźli. Skoro nie masz już więcej znajomych, naszą umowę uważam za załatwioną.
Odetchnęła głębiej, wykonała ruch jakby chciała wyjść, ale ostatecznie oparła się o ścianę i wlepiła oczy w jakiś punkt, który znajdował się mniej więcej zaraz nad głową Nata i jakieś kilkanaście metrów za nim.
Grosh nie wiedział, co myśleć o nowo przybyłej, Nat mówił coś o myszkowaniu ona o umowie, a on nic nie wiedział ani o jednym ani o drugim. Nie pozostało mu więc nic innego jak się przedstawić.
- Grosh jestem - powiedział i skinął noszącą cztery rogi głową dziewczynie - A to Fira - dodał wskazując na wilczycę. Następnie zwrócił swoje spojrzenie na mężczyznę - Widziałeś ? - powtórzył pytanie
- Aha. - Roisin oderwała się od własnych emocji. Popatrzyła na demona trochę jakby pojawił się tutaj przed sekundą z nikąd. - Roisin. - spojrzała ponownie na Nata i dziewczynę, do której się tulił. ‘Kuriozalna sytuacja.’ Krew ponownie uderzyła jej do głowy. Odetchnęła, a potem uśmiechnęłą się szeroko. - Może jednak będę mogła wam jeszcze jakoś pomóc?
- Widziałem - odpowiedział wreszcie, mierząc przy tym Roisin złośliwym spojrzeniem. - Wszyscy wydają się być martwi, ale jakby nie byli. Nie mam pojęcia co się tam dzieje i gówno mnie to obchodzi. Grunt że wy jesteście cali.
- Oni żyją - zaprzeczyła Fira, gwałtownie unosząc głowę przez co Nat o mały włos nie zaliczył ciosu w brodę. - Czułam ich esencję życiową. Oni nie odeszli…
- Znowu bawiłaś się swoimi mocami? Pamiętasz co mówił Nishan? Masz z nimi uważać - zwrócił jej uwagę Nat, powracając do roli opiekuna.
- Nie jestem dzieckiem, Nat, wiem że mam uważać, czasami jednak to po prostu czuć. Tak jak od niej - wskazała na Roisin. Zaraz też wstała, jakby zachowanie przyjaciela zbytnio jej na nerwy działało i podeszła do demona. - Teraz on jest moim opiekunem - poinformowała, na co twarz Nata wyraźnie stężała, a usta zacisnęły się w bardzo wąską linię.
- Co czuć? - Roisin wykonała nieokreślony ruch głową. ‘Matko. Przecież się myłam.’ - Będziemy się teraz obwąchiwać? O czym wy w ogóle mówicie?
- Śmierć - odpowiedziała Fira, robiąc jeszcze krok w stronę demona, przez co w tej chwili sprawiała wrażenie jakby miała ochotę zlać się z nim w jedno. - Czuć od ciebie śmiercią.
- No, no… Ciekawych rzeczy się człowiek dowiaduje - odezwał się Nat, wstając i uśmiechając paskudnie. - Grosh, nie obrazisz się jak ci w tym opiekowaniu się pomogę, co nie? Szczególnie że do tego naszego stadka chyba właśnie kolejna osoba z krwią na rękach dołączy - tu obrzucił Roisin nieco rozbawionym spojrzeniem, chociaż nawet przyjaznym.
Demon złapał delikatnie bark Firy i postawił ją po swojej prawicy tak, że ta musiała się zwrócić znów twarzą do Nata, a gdy ta dwójka spotkała się spojrzeniem powiedział.
- Nie mnie pytaj -
- A ty co jesteś? Jakieś… - kontrolowała się już tylko resztką siły woli - jakieś… zwierzę Tahary? Potem spojrzała na rozbawionego wyraźnie Nata - Agrrrr. Szpital dla obłąkanych bogini Oren - założyła ręce na piersiach i popatrzyła nerwowo - Dobra, mów o co ci chodzi. - powiedziała w kierunku Firy. - Jestem nie mniej żywa niż ten tutaj. - ruszyła twarzą w kierunku Nata, ale nie obdarzyła go już spojrzeniem.
- Nie nazywaj jej tak - warknął Nat, tym razem sprawiając wrażenie poważnie wkurzonego. Jego dłoń spoczęła na trzonku topora, chociaż nie sięgnął po broń. - Ona ma imię, jakbyś nie zauważyła.
- Jesteś żywa, ale odebrałaś życie. Wokół ciebie unosi się aura zadanej śmierci - wyjaśniła rudo włosa, sprawiając wrażenie wyraźnie zaniepokojonej słowami i zachowaniem Roisin. Wyraźnie też nie była zadowolona, że decyzja odnośnie Nat’a została przerzucona na nią. - Przecież cię nie przegonimy - odburknęła w jego kierunku.
Roisin spłonęła czerwienią, a w jej oczach najpierw pojawiło się przerażenie, a potem łzy. Zrobiła krok do tyłu i zacisnęła rękę na nożu przy pasie. - To… to… nie było tak. Niczego nie rozumiesz. - Zrobiła jeszcze krok do tyłu i wybiegła korytarzem w kierunku głównej sali.
- Głupcy - powiedział tylko Demon do dwójki która własnymi słowami doprowadziła nowo przybyłą do takiego stanu.
- Ale… - zająknęła się Fira, patrząc w stronę korytarza z wyraźnym zaskoczeniem malującym się na jej twarzy, zaraz też skuliła się słysząc demona i spojrzała na niego z wyrzutem. - Chciała wiedzieć…
- Dokładnie - podjął Nat. - Przestań się czepiać Firy, ona tylko odpowiedziała na pytanie tej małej.
- I to co zmieniło ? - powiedział spokojnie i dał dwójce chwilę by pojęli o czym mówi - Chodźmy trzeba ją znaleźć, my mamy siebie ona jest sama. Nie winię cię Fira, postarajmy się tylko trochę uspokoić. Zwłaszcza ty Nat, bo warczysz jak zagłodzony kundel. nie jesteśmy tu razem dłużej niż parę chwil, a już mnie wkurwiasz -
- Taki już mój urok - odpowiedział na to, całkiem spokojnie, Nat. - Ty i ta twoja skłonność do niańczenia wszystkiego co sobie nie daje rady z życiem też bywa wkurwiające. Chodź mała, poszukamy tej panienki - dodał, wyciągając dłoń do Firy, która to podała mu ją po krótkiej chwili wahania.
- Ja naprawdę nie chciałam - jęknęła, na wpół płacząc i ruszyła posłusznie za Nat’em, który najwyraźniej nie miał ochoty czekać.
- Wiem Fira, wiem - odparł demon.

Cała trójka ruszyła korytarzem na przodzie Nat i Fira, a zaraz za nimi Grosh. Nie szukali dziewczyny długo sama świątynia nie była przecież duża, a jako, że drzwi prowadzące do innych pokoi korytarza wciąż były zamknięte do sprawdzenia pozostała tylko główna sala. Roisin znaleźli siedzącą na ławie w głównej sali świątyni. Siedziała z dłońmi założonymi pod udami wpatrując się w ołtarz. Miała zaciśnięte usta, a po twarzy płynęły jej łzy.
Nat ruszył prosto w jej kierunku, ciągnąc za sobą Firę, która nieco niechętnie dreptała za nim. Jakoś tak zawsze się składało, że był w stanie namówić ją na wszystko, co nie zawsze było bezpieczne czy dobre dla dziewczyny. Tym jednak razem najwyraźniej współgrało z życzeniem Grosha, więc nawet nie miała do kogo zwrócić się o pomoc.
- No już, wstawaj i przestań zachowywać jak dziecko - mężczyzna rozpoczął bez ceregieli, kucając przed Roisin i zmuszając ją do tego żeby na niego spojrzała. - Zabiłaś kogoś, też mi wielka rzecz. Ludzie co chwilę kogoś mordują, taki świat. Płacz i jęczenie niczego tu nie zmienią i im prędzej się z tym pogodzisz tym dłużej pożyjesz. Nikt cię tu nie będzie oceniał za to co zrobiłaś ani nie będzie pytał dlaczego. Biorąc pod uwagę to że jesteś dziewczyną to nawet idzie się domyślić. Jak chcesz to mogę cię nauczyć jak uciszać takich szybko i sprawnie bo nie wyglądasz mi na taką, która zna się na tej robocie skoro ryczysz tylko dlatego, że jakiś kmiotek przez ciebie odszedł do Ogrodów. No już, mała, wytrzyj nos bo ci z niego cieknie - dodał, uśmiechając się przy tym złośliwie.
Fira, stojąca nieco za nim aż sapnęła.
- Nat, nie sądzisz że to za ostro? - zapytała nieśmiałym głosem, wtrącając się w jego “uspokajanie” Roisin. - I przepraszam, myślałam, że Nat wie i… - urwała jednak, najwyraźniej bojąc się pogorszyć sytuację.
Roisin najpierw niechętnie spojrzała na Nata, potem zaczęła sprawiać wrażenie jakby zaczęła go słuchać.
- Ty, najwyraźniej zagadujesz swoje ofiary na śmierć. - powiedziała przez zaciśnięte zęby i bez cienia uśmiechu, czy życzliwości. - zawahała się i spojrzała na Firę. Kompletnie nie wiedziała co o tym wszystkim sądzić. - Chciał… - zwróciła się do niej, ale popatrzyła na Nata. Zacisnęła ręce w pięści. Wstała i skierowała się do wyjścia. - Pomyślę o tym... jutro. - powiedziała przed siebie, ale wyraźnie do Nata. I wyszła.
- I tez zostały nam już tylko nasze problemy - powiedział Grosh odprowadzając dziewczynę wzrokiem do bram świątyni. - Jeżeli ty i ona nie padliście to może ktoś jeszcze jest we wsi albo okolicach - powiedział patrząc na Nata, a następnie zwrócił się do całości - Idziemy szukać ? Tu już wszystko się dokonało -
- Inni też przeżyli - poinformował go Nat, wstając i odprowadzając Roisin wzrokiem. - Widziałem ich ślady, nieco późniejsze od waszych. Poszli do wieży maga. I co masz na myśli, że się wszystko dokonało? - zainteresował się, przenosząc wzrok na demona.
Fira zaś sprawiała wrażenie jakby nie była pewna czy ruszyć za oddalająca się dziewczyną czy zostać ze swoimi towarzyszami. Gdy jednak Nat zaczął zadawać pytania, ruszyła pospiesznie za Roisin, wyraźnie nie chcąc być w pobliżu gdy Grosh zacznie wyjaśniać człowiekowi co też kryło się za jego słowami.
- Poczekaj - Roisin usłyszała jej głos za swoimi plecami. Najwyraźniej nie zamierzano zostawić jej w spokoju.Grosh jednak nie miał w planie wtajemniczać Nat’a w szczegóły, jak by na to nie patrzeć była to tajemnica Firy, a Demon nie chciał tak poprostu paplać o niej wszystkim napotkanym.
- Nishan nie żyje, tu pomocy nie znajdziemy - powiedział krótko i ruszył za dziewczynami.
- Taa… Powiedz mi coś czego jeszcze nie wiem - mruknął Nat, podobnie jak demon, ruszając do wyjścia ze światyni.
Roisin wyszła ze świątyni nie odwracając się.
- Gdzie chcesz się zatrzymać na noc? - Fira wypaliła pytanie, najwyraźniej pierwsze które jej przyszło do głowy bo wyraźnie nie brzmiała na szczególnie pewną siebie w tej chwili. Zdecydowanie jednak uparła się by porozmawiać z Roisin, co dla idących za nimi mężczyzn było nieco nowym widokiem. Fira zwykle wolała się bowiem chować za ich plecami.
- Chyba ją polubiła - mruknął Nat do Grosha, ściszając głos tak żeby idące przed nimi go nie usłyszały. Na próżno jednak, jakby nie spojrzeć wilkołaki miały wyjątkowo czuły słuch.
- Najpierw… najpierw okradnę to drzewo wróżek. - mówiła coraz głośniej - Potem poszukam kogoś, kogo jeszcze mogłabym zabić, a na koniec stanę na środku wioski - odwróciła głowę w stronę Firy - i będziesz mogła sobie mnie… - rzuciła na nią okiem i straciła zapał do tej tyrady. Spuściła wzrok i wychrypała do Firy niemal bezgłośnym szeptem - Nie mam gdzie iść.
Uparcie idąca za nią dziewczyna sprawiała właśnie wrażenie jakby miała ochotę zawrócić i uciec z powrotem do swoich przyjaciół. Ostatnie słowa Roisin wyraźnie ją jednak przed tym powstrzymały.
- W świątyni jest kilka pokoi, które są przeznaczone dla wiernych - poinformowała, podobnie jak Roisin ściszając swój głos. - Gdybyś chciała to… No wiesz, przynajmniej nie ma tam żadnych… - Lecz tu urwała bo słowo trup, jakoś nie chciało się przedrzeć przez jej gardło, chociaż wyraźnie zawisło w powietrzu.
- Podejrzanych łowców z lasu - dokończyła Rosin. - Powiedz mi... - popatrzyła na Firę, - o co chodzi z tym zapachem. Ja na prawdę czymś śmierdzę? - Fira wydawała się jej w tym momencie najbardziej przyjazną osobą, a potrzebowała normalnej rozmowy bardziej niż czegokolwiek innego na świecie.
- Tak i nie - odpowiedziała jej dziewczyna, spoglądając na nią nieco niepewnie. - Tylko nie reaguj zbyt gwałtownie, Grosh już jest na mnie zły o to wcześniej - poprosiła, a następnie kontynuowała. - Nie… śmierdzisz, nie w normalnym pojęciu. To wszystko wina daru bogini, który mi ofiarowała. Czuję życie, ale czuję też śmierć. Wiem kiedy ktoś zbliża się do niej, potrafię też wyczuć nowe życie, które dopiero co powstało. No i jeżeli ktoś kogoś zabił to wyczuwam też śmierć, która zostawiła na tej osobie ślad. To jak… Jak taka ulotna woń, którą czasem przynosi wiatr. Wiesz że to placek z jabłkami, nawet jeżeli nie pochylasz się nad nim i nie wąchasz… Nie umiem tego inaczej opisać - dodała przepraszającym tonem.
- Och. - słuchała uważnie - A myślałam, że to ja… Nie chciałam tego.. Nie wiedziałam nawet… Musiałam się bronić. - Roisin prawie się zatrzymała i obróciła się w kierunku i dotknęła Firę w ramię. Dziewczyna drgnęła, ale nie odsunęła się. Roisin spojrzała jej na krótką chwilę w oczy - Słuchaj. - opuściła rękę - dla nas obu to jest chyba trudny dzień. Muszę jakoś odpocząć. - ruszyła ponownie powoli w kierunku koni. - Niesamowity dar. Dlatego mieszkasz w świątyni?
- Nishan był moim opiekunem i nauczycielem - odpowiedziała na ostatnie pytanie. Pozostałe słowa Roisin pominęła, jakby nie chciała ryzykować kolejnego wybuchu dziewczyny. Widać faktycznie obawiała się tego co mógł powiedzieć idący za nimi demon.
- No i tylko on zgodził się przygarnąć kogoś takiego - dorzuciła. - Naprawdę myszkowałaś przy karczmie? - zapytała zaraz, a w jej głosie brzmiała faktyczna ciekawość. - No i co Nat tam robił? Zwykle trzyma się z daleka…
Roisin po pierwszym zdaniu Firy, obrzuciła ją dokładnym spojrzeniem. Dopiero teraz tak na prawdę przyswoiła sobie fakt, że dziewczyna ma bliznę na twarzy i jedno sprawne oko. Westchnęła. - Zgubiłam się w lesie i trafiłam tutaj, do waszej wioski. Byłam zaskoczona tym... - ruszyła głową - wszystkim. Przy karczmie spotkałam Nata, skradał się za mną… nie wiem… nie wiem skąd się tam wziął. ‘To może być sprawa jakiegoś wyjątkowo wrednego bóstwa’ pomyślała.
- Pewnie wracał z wyrębu lub z jednej z tych swoich wypraw - odpowiedziała, niejako sama sobie, Fira. - Zwykle jednak omija tamtą część wioski i przychodzi prosto do świątyni. Widać natrafił na twoje ślady.
Zanim jednak Roisin zdołała cokolwiek odpowiedzieć, dotarły do wierzchowców, które spokojnie skubały sobie trawę. Ów spokój nie trwał jednak długo.
- Lepiej będzie jak pójdę nieco za wami - rzuciła Fira, widząc jak zwierzęta rzucają łbami i przebierają nerwowo kopytami, rozgrzebując ziemię.
Roisin rzuciła okiem jeszcze raz na Firę. - O… nie. - podeszła do konia, którego wcześniej prowadziła, odpięła plecak i założyła go. - Wy, - rzuciła w kierunku demona i łowcy - macie cztery ręce, a konie są trzy - i podeszła z powrotem do Firy.
- Jak on jest drwalem, to ja jestem burmistrzem Vilsen.
Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem, zerkając przy tym pospiesznie na obiekt rozmowy.
- W takim razie gratuluję pozycji - odparła. - Nat to jeden z lepszych drwali w naszej wiosce. Grosh go przebija ze względu na siłę ale to Nat zawsze wie, które drzewa się nadają na ścięcie. Czasami… - Jednak urwała, najwyraźniej łapiąc się na tym, że przecież Roisin w ogóle nie znała. - Nat, to jednak Nat, ma wiele sekretów - dokończyła.
- Mówisz, że twój już ci się znudził? - prychnął obgadywany mężczyzna, w odpowiedzi na słowa Roisin, podchodząc do swojego konia. - Świetnie. Potresuję się go trochę i będzie w sam raz na Firy.
- Wolę własne łapy - odparła ruda, na co Nat tylko pokiwał głową, wyraźnie nie biorąc sobie jej słów do serca.
- Może, znajdzie się jakiś uprzejmy demon, który mógłby służyć swoją pomocą… - zaczęła Roisin.
- Chodźmy… Tamci mogli już wrócić z wieży, a ciekawi mnie czy Silli jest wśród nich. No i którzy z tych debili jeszcze ocaleli. Oby nie Zamir bo mnie szlag trafi - dorzucił, prowadząc już swojego wierzchowca i tego, który należał do Roisin, w stronę wioski. Najwyraźniej nie dosłyszał, lub postanowił zignorować jej słowa kierowane do Grosha, bowiem wyraźnie widać było, że spodobał mu się pomysł nauczenia Firy jazdy konnej.
- Myszkowała przy karczmie... - Roisin powtórzyła głośno, coś co usłyszała nie tak dawno temu. - Zawsze uważałam, że to ja mam trudny charakter. - wciągnęła głęboko powietrze, uśmiechnęła się do Firy, popatrzyła w górę na niebo i zaczęła uroczym głosem śpiewać pierwszą zwrotkę ballady o góralu-wilkołaku, który zakochał się w przepięknej szlachciance. Była to na wpół żartobliwa pieśń, o zupełnie nieprawdopodobnym, ale szczęśliwym zakończeniu.
 
druidh jest offline  
Stary 19-02-2017, 00:45   #30
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Powoli, krok po kroku, podeszwami butów i swymi głosami burząc ciszę, obie grupy poczęły zbliżać się do wioski. Zarówno w jednej, jak i w drugiej nie brakowało tajemnic, które zaprzątały umysły i nie pozwalały cieszyć się urodą otaczającej ich natury. Bo i kto by myślał o cieszeniu się nią wiedząc, że wkrótce ponownie wkroczy do miejsca wypełnionego trupami. Do miejsca w którym królują duchy. Do wioski, której rada sprzymierzyła się z wrogami wszystkiego co żywe, co dobre, co prawe. Nie, piękna natura nie miała szansy przedrzeć się do myśli jedynych ocalałych i jednej przybyłej.

Grupa zmierzająca od strony wieży, wkrótce natknęła się na dom Hisera i jego małżonki Celli oraz czwórki ich dziatek. Maelar złożył w nim ciało Larissy, układając dziewczynę na stole, bo w sypialniach miejsca nie było. Przy okazji dostrzegł, że “życie” w chacie szło dalej swoim torem. Naczynia zostały pomyte, chata posprzątana i nawet w wazonie, który elf musiał ze stołu zdjąć, stały świeże kwiaty.
Im dalej w wioskę tym było jakby weselej. Nie słychać co prawda było śmiechu, ani muzyki, ani radosnego plotkowania matron i młódek, to jednak czuło się owe wibracje, które zwykle świętu towarzyszyły.

Te same wibracje czuli członkowie drugiej grupy, chociaż nie wszyscy. Nat uparcie drażnił Roisin, na głos rozważając co powinno się z jej wierzchowcem zrobić i jak tragicznie brzmi jej głos gdy śpiewa. Raz nawet stwierdził że wyje, ale wtedy spotkało go pełne wyrzutu spojrzenie Firy, po którym więcej tego określenia nie użył. Zamknął się też wreszcie gdy znaleźli się bliżej centrum wioski.
Grosh, który zmuszony został by tego wszystkiego wysłuchiwać, bez wątpienia przyjął tą ciszę z ulgą. Tym bardziej iż nastąpiła zanim zmuszony został do wyraźniejszego zwrócenia uwagi znajomemu.

W drugiej grupie to Silli jako pierwsza przystanęła między chatami, tuż przed tym jak mieli wejść na względnie owalny plac, który stanowił centrum wioski i na którym rosło domostwo Tinder.
- Nie jesteśmy sami - poinformowałą, gdy już wszyscy znaleźli się przy niej. - Ktoś jeszcze przetrwał.
- Kto? - zapytał Melfis, chociaż z pewną rezerwą w głosie. Widać postawa dziewczyny wpłynęła nieco na jego stosunek do niej.
- Grosh, Fira, Nathaniel i ktoś obcy - poinformowała, pociągając nosem.
Zamir skrzywił się wyraźnie. Nie od dzisiaj było wiadome, że nie przepadał za Bratobójcą. Mogło z tym mieć coś wspólnego to, że ten znajdował się w małej grupce, z którą lubiła przebywać Silli. Dość skrytą grupką, pełną własnych tajemnic, do których wioskowi nie mieli zwykle dostępu.

Wkrótce też ich ujrzeli. Wpierw Nathaniela, który uniósł im dłoń na powitanie, następnie potężnego Grosh’a, a za nim Firę i nieznaną im dziewczynę. Towarzyszyły im konie. Trzy wierzchowce sprawiały wrażenie poddenerwowanych, rzucały łbami i ryły ziemię kopytami, uspokoiły się jednak nieco gdy Fira przeszła dalej, kierując się w stronę Arii, Maelara i towarzyszącej im trójki.
Nieco wcześniej, zanim jeszcze grupa wilczycy znalazła się przy drzewie, dziewczyna poinformowała ich, podobnie jak Silli swoją grupę, o tym że nie są w wiosce sami. Nie od dzisiaj wszak było wiadome że łaki mają nie tylko dobry węch ale i słuch. Nie wszystkie co prawda, jednak te, które należały do drapieżników, zdecydowanie się do tej grupy zaliczały.
- Silli - przywitała lwicę i przystanąwszy przed nią wyszeptała cicho.
- Nishan nie żyje… On naprawdę nie żyje.
- To przez tą księgę…

Lecz wilczyca szybko jej przerwała kręcąc głową.
- On odszedł naprawdę - dodała celem wyjaśnienia. - Reszta po prostu… śpi. On odszedł. Tahara odesłała go do Ogrodów. To się zno…
- Rozumiem - tym razem to Silli przerwała. - Chodźmy, Nat i reszta czekają.
I może byłoby to zgodne z prawdą gdyby nie to, że Nat stwierdził, że jednak czekać nie ma zamiaru i ruszył w stronę grupy lwicy, rzucając przy tym ciche
- Pierdolony Zamir… Pewnie, że żyje… Szlag by go trafił…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172