Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-02-2017, 00:49   #1
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
[Zaris] Nawałnica [18+]



Alezja. Owo miodem i mlekiem płynące królestwo. Słońce zawsze jakby przyjemniej tu świeciło, ogrzewając grzbiety pracujących na polach wieśniaków. Damy tu jakby piękniejsze były i milsze w obyciu, a rycerze zawsze gotowi by o ich cześć walczyć. Żyło się tu spokojnie i przyjemnie. Może nie szczególnie ciekawie, ale za to stabilnie. Drzwi nie trzeba było ryglować i zastawiać krzesłami, jak to ponoć w Vole robiono, ani nie trzeba się było martwić o to, że wracając nocą do domu zaliczy się kosę między żebra, jak to bywało w Tahar. Słowem - żyło się dobrze, żyło się długo i przede wszystkim żyło.

No, chyba że było się królewskim małżonkiem…

Merinsel, od niego bowiem ta historia się zaczyna, stał na szczycie najwyższej wieży pałacowej i spoglądał na pogrążone we śnie miasto. Aler lśniło, nawet w tej najczarniejszej z godzin. Lśniły lampy uliczne, lśniły okna w karczmach, lśniła kopuła świątyni Oren. Lśniły też gwiazdy na niebie, nie musząc obawiać się najmniejszej nawet chmury, która mogłaby zasłonić ich blask. Chmury jednak były. Czarne i ciężkie, niosące ze sobą smutek, strach i… Lecz o tym anioł nie chciał myśleć. Zbyt wiele dusz odeszło już do Ogrodów. Dusz, które znał, które były mu drogie. Nie chciał dopuszczać do siebie możliwości, że oto zmuszony zostanie pożegnać kolejną.
Jego skrzydła zwisały bezsilnie, układając się na dachówkach niczym całun. Jeszcze raz odtwarzał wieści, które mu przekazano. Wieści, które tylko dla niego były przeznaczone i które musiał zachować w sekrecie. Pomimo tego, że nie miał wyboru, winił się za to, co miało nastąpić. Musiał jednak wierzyć, bo tylko wiara mu została. Wiara w boginię, wiara w miłość i wiara w owoc tej miłości.
- Taharo - wyszeptał, szept ów posyłając w niebo. - Bogini moja, która łaską otaczałaś swego wyrodnego syna. Proszę, zaopiekuj się nimi. Strzeż ich. Niech wypełniając wolę Trójcy będą pod twymi skrzydłami. Nie pozwól im zginąć. Nie odbieraj mi tej nadziei. Proszę, ty, która odbierasz ale i strzeżesz życia, wysłuchaj mej modlitwy.
Pochylił głowę, zatapiając się w dalszych modłach. Gdzieś tam, tam gdzie wzrok jego nie sięgał, istniał świat w którym bogowie chodzili po ziemi wraz z ludźmi. Był tam też świat, w którym plugastwo miało swe królestwo. Gdzieś tam, w owe nieznane światy, w miejsca piękne ale i przerażające, odesłać mu przyjdzie swe dziecię. Serce jego krwawiło, jednak nie mógł się sprzeciwić woli Trójcy. Czy ujrzy ją jeszcze?
Kilka pięter niżej, w innej części pałacu, Glynne otworzyła oczy. Jej dłoń poczęła szukać znajomego kształtu, jednak Merinsela nie było u jej boku. Po raz kolejny zniknął z ich łoża by zamartwiać się w samotności. Nic nie mogła na to poradzić, co tylko sprawiało że przepaść między nimi rosła z każdym dniem i każdą nocą. Wszystko zaś zaczęło się na dzień przed przybyciem Litwora. Mężczyzna ów pojawił się nagle, akurat gdy go potrzebowała. Origa potrzebowała zniknąć z oczu Rady na kilka tygodni, lub lepiej nawet - miesięcy. Ich naciski na to by wydać ją za mąż coraz częściej stawały się powodem konfliktów w Radzie, na które nie mogła sobie pozwolić. Nie mówiąc już o tym, że zwyczajnie miała ważniejsze sprawy na głowie niż pacyfikowanie tych, skupionych tylko na jednym, nadgorliwców. Szczęście córki było bowiem dla niej równie ważne, o ile nie ważniejsze, niż dobro królestwa. Tym bardziej, że wcale nie było powiedziane, że korona przejdzie w ręce Origi. Mogła równie dobrze trafić do jej brata, Armina, lub do siostry, Kyrie. Mogła także nie trafić do nich w ogóle, wszak rządziła się swymi własnymi prawami i wybierała tego, kogo uznała za odpowiedniego kandydata na władcę. Jakby nie spojrzeć, Ves właśnie w ten sposób zasiadła na tronie. Dopóki jednak istniała szansa, że jedna z jej córek przejmie jej pozycję, ożenek z właściwym mężczyzną był dla Rady priorytetem. Origa zaś weszła już w wiek, który idealnie się ku tym celom nadawał. Z tego też powodu miała opuścić zamek, stolicę i królestwo. Miała ruszyć pod opieką Litwora by poznać świat i zyskać szansę na to, by decyzja o jej szczęściu należała do niej, a nie do grupy starców, dla których była przede wszystkim cenną kartą przetargową.
Królowa, której myśli zasnuwały chmury nie lżejsze od tych, z którymi walczył jej małżonek, wstała z łoża i podeszła do wysokiego okna, by tak jak on, spojrzeć na miasto. Nie wiedząc o tym, modlili się jednocześnie. Ona do Riv, on do Tahary. Ich nieme modły płynęły jasnym strumieniem ponad dachami Aler, ponad koronami Alezyjskich lasów. Płynęły ku tym, którzy los ich dziecka trzymali w swych dłoniach.
Mniej więcej w tym samym czasie, we wschodnim skrzydle, które to przeznaczone było dla najbliższych przyjaciół królewskiej rodziny, w swej komnacie spał Litwor. Nic nie zakłócało snu tego człowieka, który w tej krainie człowiekiem nie był. Był Odwiecznym, istotą z legend, bohaterem ballad i bajek. Był kimś, o kim słyszał każdy, chociaż każdy wyobrażał go sobie inaczej. Szczególnie teraz, gdy od wydarzeń na “Lust” minęło prawie dwadzieścia lat. Lat, które spędził wędrując po tej krainie, tak innej od jego rodzimego Rivoren, którego nie widział już od dawna na oczy nie widział. Zaris różnym też było od Margh, w której to krainie spędził czas jakiś po odnowieniu bariery, która chroniła Rivoren przed mieszkańcami przeklętej ziemi. Tu, w Zaris, dowiedział się że zarówno jedno, jak i drugie, należało kiedyś do tych ziem. Było częścią tego świata, domem bogów, z którymi on spędził wiele dni i nocy. Dla mieszkańców Zaris on sam był niemal jak bóg.
Teraz zaś miał stać się opiekuńczym bogiem dla młodej księżniczki, którą pod jego skrzydłami chciano wysłać w świat. Przyjął to zadanie na siebie, głównie przez wzgląd na dawną przyjaźń, która wiązała go z ich matką. Walczyli wszak ramię w ramię, nie wypadało mu odmówić. No i dziewczyna nie była taka znowu zła. Niby księżniczka ale zachowywała się bardziej jak jej matka, gdy Litwor ją poznał, niż jak następczyni tronu. Ochrona jej nie powinna być problemem, tym bardziej że zmierzali do cesarstwa Bontar, które zdążył całkiem dobrze poznać. Ziemie tam może nie były najżyźniejsze ale za to ludzie w wojaczce zaprawieni i porządni. No, chyba że się nos wciskało w nie swoje sprawy lub zahaczyło o granicę z Vole, co też Litworowi parę razy się zdarzyło. Poznał wtedy niejakiego Luksa, demona którego siatka wywiadowcza i wpływy obejmowały nie tylko Bontar ale i samo Vole. Spędziwszy z jego ludźmi kilka miesięcy, rozstał się w pokoju, by ruszyć dalej w swą drogę. Znajomość ta miała się jednak okazać przydatna w zadaniu, które zrzuciła na niego Glynne.
Póki co jednak, spał.


W innej części pałacu, w swej komnacie, na brzegu łóżka siedziała młoda anielica. Lśniące bielą skrzydła otaczały jej ramiona tworząc naturalny płaszcz. Dziewczyna nie mogła spać tej nocy. Nocy, która poprzedzała dzień, w którym miała ona ruszyć w swoją pierwszą misję poza granice Alezii. Ruszyć zaś miała do Bontar, cesarstwa które utrzymywało się w szarej strefie, nigdy do końca nie opowiadając ani po stronie dobra, ani zła. Oficjalnie miała ona być obecna na zaślubinach Nisli, wnuczki wiekowego już cesarza Marcusa XII. Nieoficjalnie była to dla niej okazja by urwać się spod czujnych oczu Rady i, o ile się nadarzy, szansa na to by znaleźć sobie męża. Co prawda nie spieszyło się jej do wkroczenia na nową drogę życia, to jednak rozumiała, że prędzej czy później zostanie do tego zmuszona. Podróż w delegacji była więc nie tyle obowiązkiem, co darem od matki. Do tego miała ona wyruszyć w towarzystwie nikogo innego, a Litwora, żywej legendy. Mężczyzna jednak, którego poznała tydzień temu, wcale nie wyglądał ani nie zachowywał się jak legenda. Wręcz przeciwnie, był to po prostu wojak, może nieco zbyt otwarty i nie robiący sobie nic z zasad jakie na dworze panowały, to jednak jakoś nie była w stanie ujrzeć w nim tego herosa, o którym śpiewali bardowie. No i młodszy był niż go sobie wyobrażała. Nic zatem dziwnego, że spać nie mogła. Miała o czym myśleć i na co się gotować. Nic jednak nie mogło jej przygotować na to, co wkrótce miało stać się jej udziałem.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 16-02-2017 o 01:00.
Grave Witch jest offline  
Stary 16-02-2017, 14:21   #2
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Mężczyzna, który zaprzątał przynajmniej częściowo głowy co najmniej trójki nie śpiących osób, podrapał się przez sen po brodzie i przewrócił na bok. Jego sen ciężko było zakłócić, o ile nie działo się coś podejrzanego. Dzień wcześniej zastanawiał się, czemu akurat on miał być przyzwoitką księżniczki, ale skoro znał nieco Bontar, zwykle był w stanie działać lepiej niż nieduży oddział gwardii. Na szczęście nigdy nie był zbyt dobry w dworskiej etykiecie i lokalnych gierkach, głównie dlatego że się tym nie przejmował, więc nie musiał rozmyślać o wszystkich implikacjach czy niuansach takiego a nie innego orszaku.


Gdy się wreszcie zwlókł, było nieco po świcie, to i tak była całkiem późnawa pora dla niego ostatnimi czasy. Mimo że inni mogli ją uznawać za nieprzyzwoitą. Część służby i tak już się krzątała. Przeciągnął się z trzaskiem mięśni i spróbował doprowadzić do porządku swoją czuprynę i brodę za pomocą miski zimnej wody i grzebienia. Mógłby się spodziewać, że w tym wieku kości zaczną go powoli łupać nie tylko od spania na gołej ziemi, ale zdawało się, że starość mu w najbliższym czasie nie groziła, prędzej śmierć z głupoty, ale to starał się eliminować z codzienności. Ogrody Tahary były może śliczne, ale jakoś nie paliło mu się do ponownej wizyty.


W miarę przygotowany, włącznie ze świeżą koszulą na grzbiecie, ruszył wreszcie na śniadanie. Jego kiszki donośnym marszem oznajmiały że najwyższa pora i miały do niego pretensje że tyle się zbierał. Pałace i zamki miały jeszcze jedną dobrą rzecz według niego, zazwyczaj całkiem dobrych kucharzy pod ręką i na każde zawołanie. Z wilczym uśmiechem wparadował do sali i zajął miejsce.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 18-02-2017, 16:04   #3
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Była tak podekscytowana zbliżającą się Wyprawą, że nie mogła spać. Siedząc na brzegu swojego wygodnego wielkiego łóżka, przeciągnęła się i rozprostowała skrzydła ku górze. Lotkami prawie sięgała po sufit. Ziewnęła przeciągle - bo choć sen nie chciał do niej przyjść, to zmęczenie całym dniem wrażeń zrobiło swoje.
W ostatnim czasie na alezjańskim dworze działo się bardzo wiele. A w tak spokojnej krainie to było coś niezwykłego. Dla Origi wszystko tak naprawdę zaczęło się od wielkiej uroczystości wydanej z okazji wejścia w dorosłość dwójki książąt. Bliźniąt, które niecałe dwadzieścia lat wcześniej urodziła królowa Alezji. Tej sławnej na wiele krain dwójki, którą sama wspaniała bogini Riv osobiście pobłogosławiła, gdy przyszły na świat. Przyjęcie było huczne i wiele ważnych gości wtedy odwiedziło królewski zamek.
A gdy ostatni gość opuścił dwór to się dopiero zaczęło...

Origa zawsze sobie wyobrażała, że osiągnięcie dorosłości będzie tym wspaniałym momentem, kiedy w końcu stanie się niezależna, nie będzie musiała o wszystko pytać się dorosłych. W końcu będzie mogła robić to na co miała ochotę, a nie to co musiała.
Jak bardzo się myliła.

Nie zmieniło się nic. Nawet podejście ojca, który uparcie twierdził, że określanie dorosłości jego dzieci według standardów ludzkich było niestosowne, przez co według niego Origa i Armin wciąż byli tylko dziećmi. Lecz radę akurat jego zdanie najmniej obchodziło. Oni już zacierali ręce na wizję mariaży jakie mogli poczynić. Książę Armin podchodził do tego tematu z dystansem. Prawdopodobnie nawet się nie interesował jakie to niewiasty rada widziała w roli jego żony. Za to księżniczka Origa była zupełnie inną bajką. Odziedziczyła dużo więcej z charakteru swej matki niż ojca.
Irytowała się więc za każdym razem, gdy napotkany na korytarzu członek rady spoglądał na nią oceniająco. W jej wyobraźni wyglądało to, jakby już zdejmował z niej miarę na suknię ślubną, na ślub z kimś kogo nawet nie zna.

Origa niestety, jak na księżniczkę, miała nieposkromiony temperament. Nie jej w głowie były piękne suknie, drogie klejnoty, za które można byłoby kupić całe wioski, ani wytworne bale jakie okazjonalnie odbywały się na dworze. To co młoda, anielska księżniczka naprawdę uwielbiała to były przygody.
Niestety w jej wydaniu były to wyłącznie czytane z ksiąg zapisy chwalebnych bitew, czy opowieści snute przez jej liczne ciotki należące do zakonu Vess. Origa wręcz zazdrościła swojej starszej, przyrodniej siostrze, która została taką kapłanką jak ich matka kiedyś była - zanim magiczna korona uznała ją za prawowitą królową Alezji.
Origa chciała być Vess, lecz jedyne na co mogła jej pozwolić królowa matka to pobieranie nauk u kapłanek Riv. A księżniczka skwapliwie z tego korzystała. A ta fascynacja zaczęła się to dość niewinnie, gdy wraz z Glynne, mała półanielica udała się na jeden ze sparingów jej matki z najwyższą kapłanką Vess w Alezji. Młodziudka wtedy Origa została zauroczona, tym, że zwykle odziana w drogie atłasy królowa, po założeniu na siebie zbroi i wzięciu w dłoń miecza, stawała się prawdziwym wojownikiem. Wtedy też opowieści o tym jak jej rodzicielka pozyskała koronę, stawały się żywe i prawdziwe.

I tego właśnie chciała skrzydlata księżniczka: przygód, poznawania świata, spotykania na swej drodze wrogów i przyjaciół. Walczenia ramię w ramię z towarzyszami broni.
A nie ożenku i siedzenia w złotej klatce... Co jednak wydawało się być przesądzone. Aż Oridze skrzydła opadały, gdy słyszała wspominanie imion tego czy innego kawalera jakiego miała dla niej rada...

Dopóki tydzień temu nie pojawił się ten, którego imię było znane chyba wszystkim. Litwor Aigam. Matka wiele dobrego jej o nim opowiadała. Nieustraszony wojownik jakich mało, pogromca bestii żywych i nieumarłych, żywa legenda.
Co prawda Ori wyobrażała obie go nieco inaczej, jako przystojniejszego, starszego i bardziej dostojnego męża... ale nie zmieniało to jej podejścia do niego. Była zauroczona. Ucieszyła się bardziej niż dziecko na kosz cukierków, gdy w końcu dowiedziała się od matki, że będzie Jemu towarzyszyć. Znaczy... To niby on miał robić za jej ochronę w drodze do Bondar, ale mając w pamięci opowieści matki, księżniczka liczyła, że będzie w tym coś więcej. Na przykład jakaś Przygoda!

A dla kogoś, kto nigdy jeszcze, na własną rękę, nie wyściubił nosa poza zamkowe mury, było to niezwykle ekscytujące. Origa potrafiła walczyć i rzucać czary. Jednak jednego nie robiła nigdzie indziej, poza salą bankietową, przerobioną przez królową na jej osobiste miejsce do sparingów i treningów szermierki - co było jej sposobem na relaks po całym dniu przesiadywania na naradach, a drugiego Origa nie mogła robić w zamku. Miała tak jakby zakaz posługiwania się magią w zamkniętych pomieszczeniach i bez nadzoru nauczycieli jej brata. A biorąc pod uwagę, że zapach palonych piór ciężko schodzi z.... piór, to księżniczka akurat o to ograniczenie, nie miała pretensji. Bo nawet nie szczególnie przepadała za magią.

Czarnowłosa anielica wstała z łóżka i zaczęła chodzić w kółko po swojej komnacie. W zamyśleniu pocierała dłonią po srebrzystej bransoletce, którą miała na drugiej ręce. Ten kawałek szlachetnego metalu otrzymała w prezencie od swojej nauczycielki szermierki.


Księżniczka, choć właściwości bransoletki używała tylko sporadycznie, w trakcie treningów, to na ręce miała ją zawsze, starając się tylko nosić ją tak, by nie kuła ona ojca w oczy. Co było poniekąd zabawne, bo przecież sam podpowiedział Vess trenującej Origę, o tej biżuterii.
Księżniczka machnęła skrzydłami układając je na plecach, aż wazon z kwiatami o mało nie spadł na podłogę.

Niby wszystko teraz wyglądało pięknie. W końcu spełni swoje marzenia o wyruszeniu w drogę, nawet jeśli miała ona tyczyć się tylko uczestnictwa w zaślubinach jakiejś tam wnuczki kogoś tam. Origa nawet nie była pewna czy kiedykolwiek widziała na oczy owego cesarza czy jego wnuczkę. Może kiedyś na malowidłach...
Lecz było w tym wszystkim też nie małe zmartwienie księżniczki. Odkąd legendarny wojownik pojawił się na dworze, między jej rodzicami zaczęło się dziać coś niedobrego. Nie miała niestety, żadnych dowodów na swoje przeczucia, bo przed wszystkimi na dworze zachowywali się tak jak zawsze. Lecz dziecku łatwo jest dostrzec kiedy nie jest idealnie. Drobne poczucie winy kiełkowało w Oridze, że ona była powodem nieporozumienia między rodzicami. Oczywistym akurat dla niej było, że matka nie chciała jej zmuszać do ożenku z tym kogo wybierze dla niej rada, a nawet robiła wiele by zbywać ten temat. Królowa Glynne, która przecież była owocem romansu króla i królowej różnych krain, sama zadbała o to by i jej nikt, bez jej zgody nie wyswatał to i teraz robiła co mogła by ustrzec przed tym własną córkę. Nawet jeśli oznaczało to wyprawienie jej z dala od wścibskich oczu dworu.

Lecz ojciec... Origa wdzięczna była bogom, że ma rodzeństwo. Dzięki temu nadopiekuńczość anielskiego rodzica dzieliła się na troje, w porywach do czterech. To powodowało, że Origa, jak i reszta jej rodzeństwa, kochała swojego ojca, a nie nienawidziła - jakby to miało miejsce, gdyby była jedynaczką. Miała swoje podejrzenia, że pewnie wtedy dostałaby własną wieżę, w której by była trzymana po wieczność, tak na wypadek, żeby nie miała okazji zrobić sobie jakkolwiek krzywdy.

Anielica wzdrygnęła się na samą myśl o byciu jedynym potomkiem Merinsela i Glynne. To był ewidentny dowód na to, że Trójca musiała spoglądać na Origę przychylnie.

Księżniczka znów przysiadła na swoim łożu. W końcu ciężko opadła na nie plecami, rozkładając wygodnie skrzydła na całej jego powierzchni, a na nich ręce. Origa wpatrzyła się w sufit, na którym widniały ozdobne freski. Do głowy przyszedł jej pomysł, żeby powłóczyć się po zamkowych korytarzach, może nawet obudzić siostrę albo brata, żeby mieć z kim porozmawiać o tym co tłukło jej się w głowie.
- Jak zaraz nie zasnę, to rankiem będę umierać... - jęknęła sama do siebie rezygnując z opuszczenia pokoju. Spojrzała w kierunku okna, które miała u wezgłowia swojego łóżka i uśmiechnęła się. Bardzo chciała już zasnąć. By jutro prędzej nadeszło i by jej droga się zaczęła.


Obudziło ją łomotanie do drzwi kogoś ze służby. Niestety poranek był taki jaki obawiała się, że będzie. Najchętniej nie ruszałaby się z łóżka. Było tak przyjemne, wygodne, a miękka poduszka zachęcała by się dalej do niej tulić. Anielica przyglądała się nieprzytomnym wzrokiem w przestrzeń przed sobą. Powoli zaczęło do niej docierać czemu warto było opuścić łóżko i udać się na śniadanie.

Wyprostowała się. Po dłuższej chwili w końcu zwlekła z pościeli. Przeciągnęła wszystkie kończyny i ziewnęła. Ze spuszczonymi skrzydłami udała się do swojej garderoby, by przebrać się z koszuli nocnej. Dobór ubioru, będąc zaspanym, nie zajął jej za wiele czasu. Wzięła pierwszą z brzegu sukienkę i na siebie narzuciła. Następnie stanęła przed toaletką i doprowadziła do porządku swoje niesforne, pofalowane, krótkie i kruczoczarne włosy.

Przejrzała się w lustrze i skinęła do odbicia uśmiechniętej siebie głową, uznając, że wygląda dobrze. Odwróciła się na pięcie. Wyszła ze swojej komnaty i starając się nie biec, skierowała swoje kroki do jadalni. Pomimo niewyspania, czuła, że tego dnia energia ją rozpiera.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 18-02-2017 o 16:20.
Mag jest offline  
Stary 20-02-2017, 14:59   #4
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Jedno po drugim, krok po kroku, domownicy królewskiego pałacu zbierać się poczęli na śniadanie. Zwykle posiłek ów spożywano w małej, błękitnej jadalni, lecz nie tego dnia. Ten dzień bowiem był inny. Tego dnia młoda księżniczka miała opuścić bezpieczne gniazdo i rozwinąć swe skrzydła. Tak przynajmniej ów dzień widzieli radni i jej rodzina, chociaż nie dla każdego z zainteresowanych, ów wzlot tyczył się tych samych stref życia.
Dla rady nadeszła oto chwila, gdy Origa wreszcie stanąć miała na wysokości zadania. Miała zająć swoje miejsce na scenie politycznej Zaris, a co za tym idzie, pokazać się przyszłym kandydatom na jej męża.
Dla Glynne był to dzień, gdy jej najstarsza córka wyruszyć miała by poznać świat i zamieszkujące ją istoty. I, o ile szczęście miało dziewczynie dopisać, znaleźć sobie przy okazji męża.
Dla Merinsela był to czas trudny, wiążący się z wypuszczeniem niedoświadczonej córki na rozległe przestworza, w których gnieździło się zło tego świata. Jako ten, który wiedział o nich więcej niż reszta zebranych przy długim stole, dźwigał na swych barkach nie lada ciężar, który sprawiał że jego skrzydła zwisały smętnie, gdy jako przedostatni wszedł do Złotej Sali, głównej jadalni pałacowej, przeznaczonej na oficjalne spotkania.
Przedostatni, bowiem za nim weszła jeszcze jedna postać. Postacią tą była młoda dziewczyna, mniej więcej w wieku Origi.


Podążała za aniołem z pochyloną głową, z dłońmi złożonymi na podołku, skrytymi w fałdach czarnej szaty, zdobionej błękitnym haftem. Jej długie włosy nie były jednolicie czarne, chociaż bez wątpienia czerń w ich kolorze dominowała. Począwszy od łopatek, ich kolor zmieniał się bowiem, przybierając wpierw odcień ciemnego brązu, by łagodnie przejść w rdzawą czerwień na końcach.

Glynne na jej widok jedynie mocniej zacisnęła usta, jednak nic nie powiedziała. Origa zaś mogła się zdziwić widząc znajomą twarz. Co prawda nie wiedziała o niej wiele, jedynie to że ojciec niedawno przyjął ją na swoją uczennicę. Miała na imię Lif i wedle plotek, które wszak zawsze i o każdym krążyły, przybyła do stolicy z Uster, z twierdzy Taser, w której swego czasu Merinsel sprawował funkcję głównego kapłana. Origa nie miała jeszcze okazji zamienić z nią nawet paru słów, dlatego słowa ojca były dla niej dużą niespodzianką.

Merinsel jak zwykle usiadł przy Glynne, skinął głową obecnym, nieco dłużej wzrok swój zatrzymując na Litworze, który właściwie skończył już jeść i teraz tylko dopijał żołądek do pełna. Na twarzy anioła pojawił się lekki uśmiech, który jednak zbladł gdy spojrzał on na swą córkę.
- Ojciec się zamartwia - Armin pochylił się w stronę siostry by zdradzić jej tą oczywistą tajemnicę i przy okazji dolać jej lekkiego wina. - Tylko po co przyprowadził Lif?
Odpowiedź na to pytanie rozbrzmiała w następnej chwili, gdy królewski małżonek powiódł wzrokiem po zgromadzonych przy stole, zarówno członkach rodziny jak i rady i tych dworzan, których ciekawość zwlekła z łóżek o tak wczesnej porze.
- Jak zapewne jest wszystkim wiadome - zaczął, co było tym dziwniejsze, że zwykle przemawianie zostawiał Glynne. - Dzisiejszego dnia nasza córka, Origa, wyruszyć ma w podróż do Bontar, w towarzystwie bohatera Alezi, Litwora. - Tu odczekał chwilę aż pomruki aprobaty ucichną, chociaż nie wszystkie były szczere, a niektórzy nawet na nieszczere się nie wysilili.
- Dzisiejszego ranka otrzymałem także informację, że “Morska Wiedźma” przybiła do portu i jej kapitan wyraził chęć by gościć na jej pokładzie zarówno córkę nasza jak i towarzyszące jej osoby.
Tu przerwa była dłuższa. Każdy wszak znał przynajmniej jedną opowieść o “Morskiej Wiedźmie”, a większość z tych, którzy przy stole się zebrali znała ich znacznie więcej. Szczególnie zaś królewska para i Litwor, którzy to nie dość że o “Wiedźmie” słyszeli, to na dokładkę spędzili na okręcie trochę czasu, co było nie lada wyczynem.
Gdy pełne zaskoczenia szepty ucichły, Merinsel kontynuował.
- Poza Litworem, córce naszej towarzyszyć będzie także kapłanka Tahary, Lif - tu wskazał dziewczynę, która pochyliła lekko głowę, wstając przy tym niczym grzeczna uczennica. - Takie było życzenie bogini - dodał królewski małżonek, a sądząc po minie królowej, miała ona ochotę owe życzenie podważyć. Nie zrobiła tego jednak, a przynajmniej nie oficjalnie, przed członkami rady. Pewnym jednak było, patrząc na tą dwójkę, że dyskusja na ten temat nie dość że już się odbyła to zapewne odbyć się miała jeszcze nie raz.
- Coś mi się zdaje, droga siostro, że ta twoja wyprawa wcale nie będzie taka spokojna, na jaką liczy rada - głos Armina przebił się przez gwar, powstały po tym jak Merinsel zakończył przemowę i usiadł. Jego wzrok spoczął na czarnowłosej dziewczynie, która skromnie przysiadła na krześle, po prawicy Litwora. I nie tylko jego wzrok na niej spoczywał.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 21-02-2017, 00:24   #5
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Speszyła ją obecność znanej tylko z widzenia dziewczyny. Słyszała, że ojciec miał uczennicę, ale jakoś tak ten temat ani trochę nie zainteresował wcześniej Origi. Do teraz. Szybkie spojrzenie na matkę utwierdziło młodą księżniczkę, że z pewnością nie był to jej pomysł. Co więcej czarnowłosa anielica była skłonna uznać, że królowa była temu pomysłowi przeciwna. Zagadką jednak pozostawał powód braku stanowczego sprzeciwu ze strony matki.
W zamyśleniu księżniczka Origa wzdrygnęła skrzydłami, po czym odruchowo oparła je o szerokie oparcie fotela. Spoglądała to po matce, to po ojcu.

Jeśli wierzyć plotkom, to Lif pochodziła z tego samego miejsc co jej ojciec. Miejsca, które było jedną wielką zagadką dla skrzydlatej. Prawdę mówiąc, to nie wiedziała chyba nic o swoich przodkach od strony anielskiej. Ojciec nie lubił mówić o swojej przeszłości i zawsze takie rozmowy zbywał na tyle skutecznie, by Origa straciła tematem zainteresowanie. Ale teraz, ciekawość wróciła. Przynajmniej na krótką chwilę. Po której jednak przyszło opamiętanie.

Origa spojrzała na brata i zrobiła zaciętą minę. Doskonale wiedziała o co chodzi ojcu. Jego uczennica miała po prostu zabrać jej całą radość z podróży z legendą!
Nigdy czegoś takiego by się nie spodziewała po kapłankach Vess, które do delikatnych i współczujących nie koniecznie należały, a i pierzasta, w trakcie szkoleń szermierki, przekonała się, że nie mają one taryfy ulgowej nawet dla błękitno krwistych panien. Tak, zdecydowanie Origa wolałaby za towarzysza kapłankę czczącą Riv.

...A nie uczennicę ojca, która zapewne tak jak on, będzie jej wszystkiego bronić!

Anielica ze spuszczoną głową i spojrzeniem wbitym w wykwintne danie, przysłuchiwała się przemówieniu ojca. Była to kolejna nowość, stojącego zawsze w cieniu królowej rodzica. Uniosła wzrok na wspomnienie o "Morskiej Wiedźmie". O tym statku słyszała. Każdy chyba słyszał. Członkowie rady to nawet by chętnie by zatopili go w zemście.
Było to bowiem miejsce gdzie królowa Glynne i były - przynajmniej na tamten moment - anielski kapłan Tahary Merinsel pobrali się. Jednocześnie przekreślając wszelkie plany na wydanie nowej królowej za kogoś innego. Na przykład za króla San, któremu wcześniej służyła, a któremu teraz Origa i jej rodzeństwo mówiło "wujku".

Na potwierdzenie, że Lif ma im towarzyszyć, Ori nie mogła się nie skrzywić. Skrzydła od razu jej opadły o kilka cali. Wspomnienie o woli bogini wcale nie przekonało księżniczkę. Ojciec miał tendencje do używania tego typu wymówek.
Origa nie do końca rozumiała co miał na myśli jej brat, bo jej zdaniem, obecność kapłanki Tahary oznaczała nic innego jak ograniczanie jej swobód w imię ojcowskiej nadopiekuńczości. I nie mogła tego tak zostawić.
Origa zaczęła zbierać się w sobie. Rozmowa z każdym z rodziców na osobności była wygodna i prosta. Łatwiej szło wywrzeć, na którymś nacisk. Anielica wyprostowała się, ułożyła równo na plecach skrzydła i odłożyła sztućce na talerz kładąc równolegle do siebie, na znak, że skończyła posiłek. Złożyła dłonie jak do modlitwy i oparła je na blacie. Spoglądając po zebranych przy stole zaczęła wypatrywać sobie sojuszników. W końcu odetchnęła bezgłośnie.

- Ale tato, przecież będzie mi towarzyszył najlepszy wojownik jakiego nosiła ta ziemia... - zaczęła spoglądając na Merinsela tym swoim spojrzeniem, którym zwykle udawało jej się coś na nim wymóc. - Nie ma potrzeby kłopotać kolejnej osoby - dodała niby lekkim tonem lecz zaraz spojrzała na matkę, a po tym na Litwora, szukając u nich wsparcia.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 22-02-2017, 23:02   #6
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wspólny

Litwor zastanowił się nad obecnością kapłanki Tahary, na dodatek z misją od samej bogini. Nie miał nic do Tahary, w kontaktach była całkiem przyjemna, ale za to jej ogrody wolałby omijać szerokim łukiem. Na zarzekania młodej Origii, że miałby być najzdolniejszym wojownikiem jakiego Zaris nosiła, musiał zgłosić sprzeciw. - W zasadzie, to nie wiem czy taki naj, po pierwsze Zaris ma długawą historię, a drugie, Riv się tu przypałętała jakiś czas temu, jej bym osobiście nie chciał wchodzić w drogę, cokolwiek by się nie działo. - Usadził nieco w miejscu młodą anielicę. - Co to za misja eeee, życzenie? - Dopytał bezceremonialnie anioła.
- Obecność Lif nie podlega dyskusji - odpowiedział swej latorośli Merinsel, spoglądając na nią z troską i powagą. - Misją jest wizyta na dworze Cesarstwa Bontar - odpowiedział po chwili Litworowi, sprawiając przy tym wrażenie osoby, która używa oficjalnych informacji po to jedynie by ukryć te, które oficjalnymi nie były. Nawet Glynne uniosła spojrzenie by mu się przyjrzeć, jednak anioł nie kontynuował swoich wyjaśnień, zamiast tego zabierając się za powoli stygnące jedzenie.
- Skoro sama bogini zdecydowała, że Lif będzie w tej wyprawie potrzebna, to powinniśmy uznać jej decyzję - powiedziała królowa, przy czym musiała się bardzo starać by zachować pogodne oblicze.
-Absolutnie, nie śmiałbym poddawać w wątpliwość jej życzeń. - Powiedział głośno i radośnie niemalże Litwor. -To niezdrowe- Dodał tak cicho, że tylko siedzące przy nim osoby mogły usłyszeć.
Zawód był nader widoczny na obliczu Origi - skrzydła jej się opuściły, wzrok wbiła w talerz, a i ręce spuściła kładąc na swoje kolana. Skoro nawet matka nie kwestionowała decyzji ojca to wiedziała, że niczego nie ugra i pozostanie jej tylko się z tym pogodzić.
- Dlaczego? - Litwor usłyszał ciche pytanie, zadane głosem dochodzącym z jego prawej strony. Najwyraźniej kapłanka potrafiła mówić, chociaż najwyraźniej nie zamierzała bronić swojego udziału w wyprawie, czego najwyraźniej i tak robić nie musiała skoro poparcie szło od obojga rodziców.
Origa zaś poczuła pokrzepiający dotyk dłoni brata na swoim ramieniu.
- Nie będzie tak źle - zapewnił ją. - Słyszałem że wcale nie jest taka zła, chociaż nie miałem z nią jeszcze kontaktu. Dziwne tylko, że matka się nie sprzeciwiła. - Dodał, obserwując uważnie królową, która zdecydowanie na zadowoloną nie wyglądała. Może dla członków rady czy dworzan mogła sprawiać wrażenie spokojnej i pewnej, jednak ci, którzy ją lepiej znali, mogli dostrzec że usta ma zaciśnięte w cieniutką linię i siedzi w pewnym oddaleniu Merinsela. Jak nic znak, że coś się między nimi niedobrego działo.
- Przedostatnio jak się któreś żywiej zainteresowało, skończyłem w Ogrodach, zanim umarłem, ostatnio, prawie skończyłem w brzuchu krakena, a później uganiałem się za nekromantką. Znałem też jedną arcykapłankę Tahary, zarówno jako wampirzycę i później w bardziej ludzkiej postaci. To potrafi mieć pewien wpływ na poglądy. - Wyszeptał Aigam, patrząc na kapłankę.
- No właśnie! - odmruknęła do brata Origa na chwilę odzyskując zadziorność, ale zaraz, po spojrzeniu na rodziców, jej wieczorne obawy nagle, jakby falą, wróciły do jej głowy. - Mam nadzieję, że to nie przeze mnie się kłócą… - jęknęła cichutko i nagle posmutniała.
Kapłanka słuchała z uwagą, nie przerywając dopóki Litwor nie skończył mówić. W międzyczasie skubała niezbyt grubą kromkę chleba, którą prócz białego sera, miała przed sobą na talerzu.
- Kim lub czym są wampiry? -- zapytała po krótkiej chwili. - Nie słyszałam jeszcze o takiej rasie czy profesji. - Wyjaśniła swe zainteresowanie, o dziwo nie tym, co zwykle przede wszystkim interesowało rozmówców, gdy Litwor dzielił się z nimi swą wiedzą. No, chyba że już słyszała o jego bytności w Ogrodach.

W międzyczasie, ledwie cztery krzesła dalej, jako że bohater królestwa z racji swych zasług zasiadał tuż przy rodzinie królewskiej, młody książę obdarzył swą siostrę łagodnym uśmiechem.
- Jestem pewien, że to nie o ciebie chodzi - zapewnił, po czym dodał nieco żartobliwie, wyraźnie chcąc poprawić księżniczce humor. - Przynajmniej nie tylko. Mogłaś nie zauważyć, ale zaczęło się między nimi psuć tuż przed przybyciem Litwora. Moim zdaniem ojciec coś ukrywa, a matka się tego domyśla. Wiesz jak nie lubi gdy się czymś zamartwia i nie dopuszcza jej do siebie. Nie, to musi być grubsza sprawa, więc głowa do góry.
Origa miała zafrapowaną minę po słowach Armina. Widać wcześniej tego nie zauważyła gdyż jej uwaga skupiona była na choćby nie tak dawnym przyjęciu urodzinowym. Chwilę i nawet niedyskretnie przyglądała się rodzicom, by w końcu pochylić głowę do swojego rozmówcy.
- Myślisz, że to przez Lif? - wypaliła konspiracyjnym szeptem księżniczka do swojego bliźniaka.
-Wampiry, żywią się… zapomniałem że tu ich nie macie, to może i lepiej. Kiedyś ci powiem. - Litwor zatuszował uśmiech pucharkiem.
- Jestem pewna, że nadarzy się ku temu okazja - odpowiedziała Lif, wzrok jej jednak zamiast na Litworze, skupił się na rozmawiającej parze książąt, po to by od nich przemknąć do Merinsela. Na nim to utkwił na dłużej, a w międzyczasie Armin przyglądał się siostrze wyraźnie zdumiony.
- Ojciec i Lif? - dopytał się, widać nie będąc pewnym czy aby na pewno dobrze ją zrozumiał. - Nie sądzę... - dodał, zerkając na kapłankę, która akurat nie spuszczała wzroku z króla. Podobnie jak król z kapłanki.
- Nie, to niemożliwe - Armin pokręcił głową, zerkając na matkę, jednak Glynne pogrążyła się w rozmowie z najmłodszą latoroślą i nie wyglądało na to by zauważyła ową wymianę spojrzeń między Lif, a Merinselem.
- Nie, nie, nie... Broń bogini, nie... - Origa aż się wzdrygnęła na tą insynuację, bo nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że ojciec mógłby zdradzać matkę i to jeszcze ze swoją uczennicą. Anielica również powiodła wzrokiem ku królowej i znów wróciła spojrzeniem na Armina. - Bardziej mi chodziło, że to ona przyniosła te "wieści" i ona ojcu podsunęła pomysł by "nie martwić" królowej... - przewróciła na koniec oczami, bo każdy z bliższego otoczeniu ich matki wiedział, że takie podejście było prostą drogą do osiągnięcia zupełnie przeciwnego skutku od zamierzonego. - Tak, lepiej będzie jak rzeczywiście ta cała Lif pójdzie ze mną. Może przynajmniej wtedy rodzice w końcu się dogadają, o ile ojciec przestanie być uparty… - mruknęła do brata i uśmiechnęła się smętnie dochodząc w myślach do wniosku, że matka do ustępliwych też nie należała. Origa oparła się plecami na oparciu swojego siedzenia i spojrzała na Litwora.
Litwor z kolei tylko mrugnął do kapłanki. - Jestem pewien, tak samo jak czas żebyś powiedziała jaki ambaras się szykuje tym razem. - Ponownie powiedział szeptem i dolał sobie nieco wina.
Armin uśmiechnął się, czego zwrócona w stronę Litwora księżniczka nie mogła widzieć.
- Tak, sądzę że tak będzie lepiej - potwierdził, przestając śledzić wzrokiem kapłankę i ojca i skupił się na jedzeniu. - Chociaż nie sądzę by ojciec kiedykolwiek miał przestać być sobą. Dogadać się jednak dogadają. Prędzej czy później. Wyślę ci wiadomość gdy wyjdzie na jaw o co poszło żebyś się nie martwiła - zapewnił.
Lif z kolei przeniosła wzrok z anioła na jego córkę. Tak się akurat złożyło, że księżniczka akurat patrzyła w ich stronę więc nie uszedł jej uwagi wyraz niepokoju, który na krótką chwilę zagościł na twarzy kapłanki. Zaraz jednak uśmiechnęła się leciutko i skinęła dziewczynie głową, odpowiadając przy okazji Litworowi.
- Tak, na to też przyjdzie czas - odparła. - Gdy już znajdziemy się na bezpiecznym pokładzie “Wiedźmy” - dodała, przenosząc spojrzenie na swojego rozmówcę. W jej oczach zamigotały iskierki rozbawienia, jednak szybko zostały zgaszone.
- Tęsknisz za domem, Odwieczny? - zapytała, sięgając po kielich z wodą.
Origa tymczasem, nadal i bez skrępowania, przyglądała się kapłance Tahary. Widząc jak Lif w pierwszej chwili na to zareagowała, anielica zmrużyła lekko oczy w podejrzliwym spojrzeniu, którego nie zmienił nawet późniejszy uśmiech uczennicy Merinsela. Księżniczka skinęła na słowa brata w twierdzącym geście i wyprostowała się, unosząc nieco skrzydła, przez co jej sylwetka wyglądała teraz bardziej wyniośle. Nietrudno było też odgadnąć, że Origa niecierpliwie wyczekiwała końca tego oficjalnego śniadania.
-A gdzie jest mój dom? - Zapytał całkiem poważnie, jak rzadko Litwor i skinął kapłance głową, powolutku sącząc wino. - Za to wizyta w Wiedźmie będzie interesująca jak zawsze. - Dodał wracając do swego zwykłego tonu, był gotów ruszyć choćby już.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 22-02-2017 o 23:38.
Plomiennoluski jest offline  
Stary 27-02-2017, 16:11   #7
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
- Podobno dom jest tam gdzie serce - odpowiedziała Lif, upijając łyk wody i kończąc resztki chleba. Było to jedyne co zjadła, chociaż stół uginał się od potraw i wszystko nie dość, że smakowało wyśmienicie to podobnie też wyglądało i pachniało.

Wkrótce życzenie Origi spełniło się. No bo ileż można siedzieć nad jednym posiłkiem? Królestwo potrzebowało swej władczyni, rady i niekiedy nawet i królewskiego małżonka. To, że jedna z księżniczek opuszczała pałac, nie dawało wystarczającego powodu do tego, by wszystko inne zostało odłożone na bok. Były listy do przeczytania, dokumenty do podpisania, spory do rozstrzygnięcia. No i były ostatnie przygotowania, które należało poczynić, nim królewska latorośl opuści bezpieczne gniazdko i wyfrunie na szerokie morza polityki. A przynajmniej tak na sprawę zapatrywali się członkowie rady.

Origa udała się z powrotem do swych komnat, gdzie czekały już na nią służki, gotowe by pomóc księżniczce w ubieraniu. Kufry pełne strojnych szat już zostały wysłane na statek, teraz zaś pewnie były przenoszone na “Wiedźmę”. Nie znaczyło to jednak, że Oridze dane będzie przejechać ulicami miasta w codziennym stroju. Nie, o tym wszak mowy nie było. Lud miał ją bowiem ujrzeć taką, jaką chcieli ją widzieć członkowie dworu. Miała mieć na sobie wyszukaną i piekielnie ciężką suknię, zdobną perłami i brylantami. Na głowie miała mieć swój diadem, również ozdobiony szlachetnymi kamieniami, które lśnić miały w słońcu, rzucając blask na jej postać. Na ramiona narzucono jej pelerynę z białego jedwabiu, wyszywaną na brzegach srebrną nicią. Na nogi zaś nałożono delikatne trzewiki, podobnie jak suknia, zdobione perłami. Ubiór ten znacznie różnił się od tego co dziewczyna zwykle nosiła, i trzeba było dodać iż był wyjątkowo niewygodny, chociaż bez wątpienia podkreślał jej na wpół anielską urodę.

W przeciwieństwie do niej, Litworowi nikt ubioru narzucać nie zamierzał. Nawet jednak i jemu obiło się o uszy jak to niby bohater królestwa powinien wyglądać. Najwyraźniej, wedle niezbyt dyskretnie wypowiadanych zdań, winien on mieć na sobie srebrną zbroję, która powinna zakrywać go od stóp po szyję. Głowa winna być odkryta, co by każdy mógł jego twarz ujrzeć, powinien jednak posiadać hełm, co by nie sprawiał wrażenia zbyt biednego by takowy posiadać. Na jego ramionach winien pysznić się płaszcz podbity futrem białych norek, a najlepiej żeby przy tym zdobił go srebrny haft. No i bez względu na to czy wolał on władać włócznią czy łukiem, winien mieć przy pasie miecz, skryty w zdobnej szlachetnymi kamieniami pochwie. No i, tego wszak nie można było zapomnieć, dosiadać on powinien białego wierzchowca, który także powinien zbroję posiadać, najlepiej taką by pasowała do tej, którą dosiadający go mężczyzna miałby na sobie. Wbrew jednak nadziejom dworzan i członków rady, na Litworze nie dało się wymusić by podążał grzecznie ścieżkami, które mu chcieli narzucić. W związku z tym dygnitarzom pozostało jedynie rzucanie uwag i spojrzeń. Ukradkowych oczywiście, bo przecież nikt oficjalnie potępiać istoty pokroju Litwora, nie miał zamiaru.


Tuż przed południem, uroczysty orszak królewski pojawił się w porcie. Na czele jechała gwardia na swych białych rumakach, za nimi jechała odsłonięta kareta, w której siedziała para królewska. W kolejnej jechała trójka potomstwa z Litworem podążającym na swym białym rumaku, prezencie od Merinsela, chociaż bez wątpienia rada maczała w tym swe palce. Za dwiema karetami podążały kolejne, wioząc członków owej rady i co ważniejszych dygnitarzy wraz z małżonkami i, w niektórych przypadkach, także potomkami. Orszak zamykała, tak jak i rozpoczynała, gwardia królewska. Tłumy zebrane na ulicy wiwatowały pozdrawiając swą władczynię i jej rodzinę. Ciekawskie spojrzenia wbijane były niczym miecze, w tych, którzy stali na szczycie drabiny. Nikt nie chciał przegapić okazji by znaleźć się w ich blasku. Tym bardziej, że podobno i słynny Litwor miał im towarzyszyć, a wszak każdy balladę o upadku nekromantki znał.

“Wiedźma” już na nich czekała. Trap był opuszczony, ruch przy statku minimalny. Widać wszystko co zrobione być miało, zostało zrobione. Na ich spotkanie zszedł niemłody już mężczyzna, którego Litwor po raz pierwszy na swe oczy widział.


- Witam i zapraszam - skłonił się lekko i wskazał dłonią pokład, uśmiechając się przy tym półgębkiem, co wcale zaufania do niego nie budziło. - Kapitan Mir Tores, do usług - dorzucił, prostując się i kładąc dłoń na rękojeści szabli, którą to miał do pasa przypiętą.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 02-03-2017, 00:37   #8
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Widzę, że nowa twarz na pokładzie, kilka lat człowieka nie ma a tu się tyle zmienia. Tylko nie wiedźma. - Litwor poklepał drewno statku, wchodząc na pokład i rozejrzał się dokładnie, sprawdzając, czy pozna kogokolwiek z załogi i wciagając w nos powietrze. Próbował rozpoznać wszystkie nuty magii, jakie niosła ze sobą okolica.
- Nie, Wiedźma się nie zmienia - potwierdził kapitan, spoglądając na Litwora z ciekawością. - Więc to ciebie zwą Odwiecznym - stwierdził. - Sena trochę nam o tobie opowiadała…
Magia na statku nie uległa zmianie. Wciąż mógł wyczuć znajome wibracje przemian, okraszone czarną nutą i mające w sobie ślady boskiej bytności. Tak jak kiedyś, tak i teraz była to mieszanka potężna, skupiająca w sobie siły, które nie były dostępne wielu śmiertelnym, o ile jakiemukolwiek były. Ci, którzy uwijali się na pokładzie należeli jednak do nowych nabytków bowiem nie rozpoznawał ich twarzy. Chociaż nie do końca, bowiem na dziobie stała wyglądająca znajomo postać w czarnej szacie, z włosami o ognistych końcówkach. Widać Lif zdołała dotrzeć na miejsce przed nimi, co w sumie nie powinno dziwić skoro cały orszak poruszał się jak w smole.
-E tam zaraz odwieczny, nawet taki stary nie jestem, Sen jest ode mnie dużo starsza, ale trzyma się lepiej niz Origia. A to, jest balast, który chyba ma z nami podróżować, zastanawiam się, kiedy zrozumieją pojęcię podróżować lekko. Ale, to może zostać na później, lepiej powiedz mi jakie bezecne kalumnie opowiadała na mój temat nasza wspólna znajoma? I gdzie mamy się ulokować? – Zapytał z uśmiechem Aigam.
- Nareszcie! - za plecami Litwora dało się słyszeć pełne ulgi westchnięcie należące do młodziutkiej Origi, która zaraz stanęła u boku Litwora. Księżniczka Alezji, nie mogąc się już dłużej powstrzymać, zaczęła siłować się z upierdliwie gryzącym ją rękawkiem jej przepięknej sukni. - To trwało wieczność... - dodała prawie cierpiętnym tonem głosu i wbiła spojrzenie w trzymaną przez kapitana klingę, myśląc o tym, jak wielką ochotę miała jej użyć na swej sukni. - Jedyne czego pragnę to się z tego przebrać - jęknęła i spojrzała po mężczyznach. - Więc będę wdzięczna za wskazanie mojej kajuty - stwierdziła i zawiesiła wzrok na kapitanie.
- Tak to już jest gdy się człowiek zadaje z wysoko urodzonymi - stwierdził kapitan, rzucając okiem na zebranych w porcie. - Dla ciebie ta sama kajuta co kiedyś - poinformował Litwora, a następnie zwrócił spojrzenie na młodą księżniczkę. Dość oceniające spojrzenie, które objęło całą jej postać od czubka głowy po czubki bucików, które wystawały spod sukni.
- Jej wysokość ma zająć kajutę pierwszego oficera - poinformował. - Prosze za mną.
Co powiedziawszy ruszył w stronę nadbudówki i schodów które prowadziły w głąb “Wiedźmy”, a które nie zmieniły się ani trochę od ostatniej wizyty Litwora na statku.
-No to widzę, że znowu mnie zaszczyt kopnął, pijesz ślicznotko, czy dalej prowadzisz wstrzemięźliwość? - Zapytał niejako w powietrze wojownik i zebrał swoje sakwy, ruszając do przydzielonej mu kajuty.
Anielica nie wyglądała na kogoś kto jakkolwiek przejmuje się oceniającym spojrzeniem.
- Nie mogę się doczekać, aż to z siebie ściągnę - odparła Origa z zadowoleniem w głosie. - Ale mój kufer dotarł? Mam nadzieję, że dotarł - westchnęła.
W odpowiedzi na Litworowe pytanie, przez statek przepłynęła fala cichego śmiechu, który zdawał się nie mieć swego źródła, za to rozbrzmiewał wszędzie. Mir uśmiechnął się w odpowiedzi, jednak nie rzekł słowa poza krótkim
- Dotarły - które padło w odpowiedzi na pytanie księżniczki.
Jako że Litwor wskazania drogi nie potrzebował, przez to został on sam, gdy kapitan i Origa podążyli w kierunku kajuty pierwszego oficera, która była nieco od tej, jaka przypadła Aigamowi, oddalona. Magobójca zastał swoją dokładnie taką, jaką była gdy te niecałe dwadzieścia lat temu, po raz pierwszy ujrzał ją na oczy. Dwie koje, trochę miejsca by złożyć bagaże.
- Widzę, że pamiętasz nawet jaka mniej więcej mi pasuje kajuta, czy po prostu do głowy zerkasz? Tak czy siak, czuję się zaszczycony. Ale, zastanawiam się co to za ambaras się szykuje. Wiem że nie mogłaś sobie odmówić poznania córki naszej królowej a co więcej, gdzie takie delegacje, tam kłopoty, ale pewnie coś więcej się kroi, wiesz coś? No i co tam u ciebie? - Wyrzucił z siebie Litwor rozkładając swój nieduży w porównaniu do księżniczki dobytek.
- Czy byłbyś zadowolony z czegoś mniej? - padło pytanie, zadane wesołym głosem. Wraz z nim pojawiła się postać z zasłoniętymi oczami, której usta uśmiechały się lekko. Sena oparła się o ściankę z której się wyłoniła i zdawała się przyglądać Litworowi, chociaż oczywiście pewnym być nie mógł. Równie dobrze mogła spoglądać na morze.
- Delegacja jednak niewiele z kłopotami ma wspólnego. W innym wypadku do ich rozwiązania nie byłby potrzebny bohater krainy, prawda? - Ciężko było określić do końca czy sobie z niego żartuje czy też faktycznie kłopoty były na tyle duże, że trzeba było się nimi zająć na Litworowską modę.
-Niby nie, ale z drugiej strony lepiej puścić kogoś, niż całą armię u boku księżniczki. Co z poprzednią załogą? - Zapytał zaciekawiony Aigam i przyjrzał się dokładnie duszy statku, niespecjalnie oczekując jakichkolwiek zmian.
I takowych zmian nie zobaczył. Sena nie dość że nie postarzała się ani o dzień, to na dodatek jej wygląd zewnętrzny utrzymał się dokładnie taki sam jak tego pierwszego dnia. Nawet kolor jej stroju, czy ostrza u boku, zdawały się leżeć dokładnie w ten sam sposób co zwykle. Całkiem jakby czas nie miał do niej dostępu, co miało w sobie wiele racji.
- Śmiertelni mają to do siebie, że się wykruszają - odpowiedziała na jego pytanie. - Nigdy jednak nie brak nowych dusz, chętnych by zająć ich miejsce.
-Pewnie, nawet mnie to kiedyś czeka, wiesz jak jest, najpierw zmarszczki, potem trzęsące się dłonie, a potem ani się obejrzysz, będziesz patrzeć jak dziecinnieję albo coś. - Powiedział z szerokim uśmiechem Litwor.
- Zanim jednak do reszty zdziecinniejesz, pewnie jeszcze nie raz zostaniesz wpakowany w nie do końca swoje kłopoty - roześmiała się, jednak zaraz spoważniała. - Nie płyniemy do Bontar - poinformowała go.
-Aha. Czemu mnie to jakoś nie dziwi? - Powiedział straceńczo Aigam. - Więc co się takiego szykuje i gdzie płyniemy? - Zapytał wojownik.
- Do domu - odpowiedziała. - Twojego - dorzuciła, ponownie się uśmiechając. - Chociaż gdzie tak po prawdzie przyjdzie nam trafić, wiedzą tylko bogowie .
-No, powiem ci, że ja jak ja, ale młoda to się zdziwi, a i nie dziwię się, że nie chciałaś przegapić tej okazji. Powiedz no mi, od jak dawna chciałaś tam się dostać? - Roześmiał się głośno magobójca. - I co równie ważne, kto co nabroił, że trzeba się tam pofatygować? - Zapytał nie tracąc wiele ze swej wesołości.
- Czy to ważne? - zapytała, odrywając plecy od ścianki i podchodząc do koi, na której przysiadła. - Tamtejszych wód jeszcze nie znam. Muszą być przesycone magią - stwierdziła z lekką nutą rozmarzenia w głosie.
- Nie posiadam wiedzy o naturze misji, a jedynie pozwolenie by przekroczyć granice, które dzielą Wyspę bogów od Zaris. Mam jednak pewne podejrzenie, że towarzysząca wam kapłanka wie więcej niż mówi - dorzuciła.
-Pewnie że wie, będę musiał ją wypytać, może po swojemu, chyba że ty chcesz ja po swojemu podpytać? Wiesz, morze tam nie jest może za wielkie, ale rzeką można przepłynąć prawie całą krainę, co do magii, masz racje, chociaż to akurat nie musi być dobra rzecz, zobaczysz tam praktycznie tylko ludzi, ale sporo magicznych stworzeń, chochliki, wróżki, gryfy, węzę morskie, jak dobrze pójdzie, to nie zobaczymy agraha za daleko od domu, czy smoka. Zastanawiam się, czy Merinsel powiedział o wszystkim Glynne, czy czeka go takie skopanie tyłka, kiedy przyjdą wieści z Bontaru, że będzię się modlił o szybką wizyte w ogrodach. - Powiedział Litwor z namysłem, próbując sobie przypomnieć Rivoren. -Ciekawe czy moja hodowla gryfów ma się ciągle dobrze, raczej nie będziesz w stanie jej obejrzeć, mimo że jest niedaleko jeziora, ale raczej nie ma połaczenia nawet pośredniego z morzem. - Dodał po chwili. Jak się zastaowić, nawet nie wiedział ile dokładnie czasu minęło w domu.
- Zostawię ją tobie - stwierdziła Sena, a biorąc pod uwagę wyraz jej twarzy nie mogła się doczekać by być, przynajmniej pośrednio, świadkiem owego wypytywania.
- Czy gryfy czasem nie mają skrzydeł? Zawsze możesz mnie odwiedzić gdy będę żeglować po wodach otaczających wyspę - zaproponowała, nie wyglądając na bardzo przejętą tym, że nie zobaczy owej hodowli takiej, jaką była. - O ile uda nam się przetrwać podróż.
-Pewnie że mają, tylko trochę mnie nie było, nie wiem czy nie zdziczały, zbytnio tresować sie ich nie da, ale może sie jakiś napatoczy i tak. Zaś co do zostawiania kapłanki mnie, mam nadzieję że nie zepsuje jej za bardzo, wszyscy wiemy, że miewam krytyczne podejście do wiary i bogów czy też mocy jako takich. Przewidujesz problemy większe niż kraken kiedy będziemy płynąć? - Zapytał niezbyt zaniepokojony.
- Mam wrażenie że ona nie z tych, które łatwo ulegają takim wpływom - Sena roześmiała się cicho. - Nie przewiduję problemów w postaci bestii, a magii, która chroni wyspę - dodała już poważnie. - To, że wolno nam będzie wpłynąć na wody które ją otaczają nie znaczy że otwarto dla nas bramy i rozsypano kwiaty na powitanie. Nie rozumiem także dlaczego tylko ta droga jest dostępna, chociaż podejrzewam że ma to coś wspólnego z kłopotami, które tam czekają.
-Nie mam pojęcia, a nie wiem też, czy klucz, który mam, rzuciłby nas w okolice bramy, czy gdzieś na środek Margh, co dla ciebie mogłoby być nieco zabójcze. Poza tym, dziewczyna może nie z takich, ale z drugiej strony jak się zastanowisz, to Oren już mężatką jest, także ciężko powiedzieć, zawsze można jej nalać wódki do kubka z wodą, od razu łatwiej pójdzie. - Powiedział wyszczerzony Aigam. - Co do magii, faktycznie może być lekki problem, niedawno odnowiono pieczęcie, więc nie mam pojęcia czemu tak szybko pozwalają komukolwiek przejść, ale nie mnie to oceniać, ja jestem tylko prostym, niegroźnym człowiekiem. Ale to w sumie dobrze, w Riv może przynajmniej znajdzie sie ktoś, lub coś, co będzie w stanie zniszczyć Kare-Nus. Powiedział starając się nie parsknąć.
- Niegroźnym? - parsknęła krótkim śmiechem po czym pokręciła głową. - Jestem pewna że wszystko stanie się jasne na miejscu. No i zapewne masz rację. W krainie bogów powinien ktoś taki się znaleźć, a póki co wypada się cieszyć, że sztylet wciąż jest pozbawiony swej klątwy.
Po tych słowach na ustach Wiedźmy zagościł łagodny uśmiech, który wskazywał na to, że wie ona dlaczego taki stan się utrzymuje, chociaż nie wyglądało na to by miała zamiar podzielić się tą wiedzą z Litworem.
- Zapowiada się ciekawy rejs - dodała po chwili, w której to jej głowa przechyliła się lekko, zupełnie jakby kobieta słyszała coś, czego Aigam nie był w stanie usłyszeć. - Szczególnie dla naszej księżniczki.
-Pewnie tak, no i jak wróci, o ile wróci, to jej matka zzielenieje z zazdrości, a nóż upoluje sobie kogoś tam i będzie chciała sprowadzić ze sobą? Będzie dla nich równie dziwna, co ja dla innych, no prawie. Poza tym, tak to czasem bywa, że księżniczkę da się wyciągnąć z pałaców, ale czy pałace z księżniczki, to już inna bajka. - Powiedział z lekkim uśmiechem Aigam. - Coś czuje w powietrzu, dołączysz do nas na posiłku, czy chcesz pokazać Lif, że da się jeść jeszcze mniej niż ona? - Puścił oko do wiedźmy i wyciągnął zgięte ramię w jej kierunku.
- Nie sądzę by miała w tej kwestii wybór. Pałace niekiedy szybko z człowieka da się wyciągnąć. Nawet gdy owym człowiekiem jest anioł - dodała, wstając i kładąc dłoń na ramieniu Litwora. - Za niecały kwadrans odbijamy, zaś na posiłek będziesz musiał poczekać nieco. Wpierw chcę się znaleźć z dala od lądu. Co zaś Lif się tyczy - zmieniła temat, unosząc nieco kącik warg. - Widać ma swoje powody by nie jeść więcej niż mały ptaszek.
-Choroba morska? To może nawet pomóc, a nawet bardzo mocno, chyba że przez Taharę jest tak mocno spokrewniona z ziemią, że morze ją mierzi, ale jakoś mi się nie widzi, bo przecież pochówków dokonuje się i w wodach albo spalenie. - Powiedział w zamyśleniu, choć z szelmowskim uśmiechem. -A co do pałaców to nie wiem, mam nadzieję tylko, że zapomnieli o tym, jak pałac w jednym z głównych miast poszedł się pieprzyć jak byłem akurat w okolicy. - Aigam przeczesał dłońmi włosy, przypominając sobie to niezbyt miłe wydarzenie.
- Ptaki zwykle jedzą jak ptaki - odpowiedziała Sena, nadal uśmiechając się tym lekkim półuśmieszkiem. - I koniecznie musisz mi o tym pałacu opowiedzieć. Proponuję jednak wyjść na pokład. Zawsze lubiłam oglądać te chwile, kiedy wypływamy z portu, a ląd zostaje za nami i nie ma już nic, tylko błękit. Zarówno na górze, jak i na dole. - dodała, nieco melancholijnym głosem.
-Bo nie lubisz ludzi w dużej ilości i przywykłaś do na wpół samotniczego życia. Brakuje ci kogoś, kto za kilkanaście, kilkadziesiąt lat, dalej będzie się jakoś trzymał, albo lepiej, będzie dalej na pokładzie. - Litwor poklepał ciepło dłoń duszy statku. - [/i]No i oczywiście miasta zwykle śmierdzą, a ja już z ciebie wyciągnę o co z tymi ptaszkami chodzi, albo z niej, też aniołek z niej lub coś takiego?[/i] - Powiedział z rozbawieniem.
- Czyżbym słyszała propozycję? - zapytała z zadziorną nutką. - Nie wyglądasz mi na chętnego do spędzenia życia na pokładzie statku. Nawet tego statku - dodała, kierując kroki ku drzwiom i dalej, w stronę schodów prowadzących na pokład.
- Kusi mnie by zdradzić ci tą tajemnicę, jednak chyba poczekam aż ona sama ją wyjawi. Niewiele jest takich istot, zbyt często bowiem są mylnie zabijane. No ale to już jej sprawa. - Stwierdziła.
-Coś jak z moonriami? Chociaż nie, one są zwykle zabijane na składniki zaklęć. - powiedział w zamyśleniu. -A co do tajemnic, to wiesz że jestem łasuch, nieładnie tak mnie podpuszczać. Cała wieczność na jednym statku? Kuszące, w końcu bym się ustatkował i tak dalej, ale ja w jednej krainie dupy zagrzać nie mogę. - Aigam roześmiał się głośno, wychodząc z Seną na pokład.
Na pokładzie zaś panował zwyczajowy chaos, jaki to towarzyszył zwykle wypłynięciu statku z portu. Stawiano żagle, zwijano liny, zabezpieczano ostatnie beczki. Nikt zdawał się nie zwracać na nich uwagi gdy za przewodnictwem Seny ruszyli w kierunku rufy.
- Nie, nie jak z moonriami - odpowiedziała, śmiejąc się cicho, najwyraźniej dobrze bawiąc się w podrzucanie drobnych skrawków informacji, za to nie podając żadnych konkretów. - Zauważyłam - zgodziła się z jego stwierdzeniem. - Jeżeli jednak kiedyś zdecydujesz się osiąść w jednym miejscu to na moim pokładzie zawsze będziesz mile widziany - dodała, przystając i kierując twarz w stronę portu, w którym wciąż się znajdowali.
-Dziękuję i doceniam propozycję, możliwe że kiedyś będę tak sterany wszystkimi wędrówkami, że najdzie mnie ochota na wieczne moczenie nóg w morskiej wodzie, w gorących promieniach słońca, z ciekawym towarzystwem w okolicy. - Wojownik błysnął zębami w uśmiechu. -Skoro jesteś taka okrutna, to sam ją zapytam w takim razie. - Dodał nie tracąc wesołości.
- Zapytaj - skinęła głową, po którym to ruchu nagle wszystkie żagle opadły w dół i wydęły jakby złapały silny wiatr, którego jednak wcale czuć nie było. Przez pokład przetoczyły się pierwsze słowa pirackiej pieśni, a uśmiech Seny pogłębił.
- Nieprędko tu wrócimy - rzuciła, wcale nie sprawiając wrażenia przejętej tym faktem.
-Ktoś jeszcze wie, czy nie mają pojęcia? Część pewnie nie dożyje powrotu w takim razie, w sensie umrze ze starości. - Litek rozejrzał się po krzątających się po pokładzie załogantach, bo marynarzami ich nazywać nie miał zamiaru, większość była zakapiorami spod ciemnej gwiazdy, o złotych sercach.
- Poza Mirem nie wie nikt i tak zostanie - stwierdziła, nie odrywając wzroku od oddalającego się w szybkim tempie portu. - Sądzę jednak, że to ci, którzy zostaną w Zaris pomrą ze starości nim wrócimy i o ile wrócimy. Czas wszak płynie tam w zwolnionym tempie, czyż nie?
- Nie ma sprawy, nikomu nie powiem wprost, mogę nawet księżniczce nie powiedzieć. Dowie się na miejscu, a co do czasu, to ciężko powiedzieć, jakoś tam leci, powiem ci jak zobaczę kto jak wygląda, wiesz, po Riv byłem w Margh, potem tu i dopiero teraz tam wracam. - Odparł Litwor.
- Może się okazać, że tam nawet tydzień nie minął - stwierdziła, odwracając twarz w jego stronę. - Możliwe że wszystko jest dokładnie takie, jakim je zostawiłeś. Że każdy kogo znałeś wciąż żyje, że dla nich minęła dopiero chwila, podczas gdy dla ciebie lata. Może nie każdego będziesz pamiętał, podczas gdy oni ciebie pamiętać będą doskonale. Przyjaciele czy wrogowie.
-Możliwe całkiem, jakoś niedługo się dowiemy, ale w sumie nie miałem tam za wielu wrogów, no może Darkar niespecjalnie mnie lubił, czy wampiry, czy ewentualnie jacyś nekromanci, paru niedobitych idiotów, hmm, nie wiem w sumie jak Avaron, ale, ale ogólnie to mnie tam chyba nawet lubią, wiesz jak jest. - Powiedział siląc się na powagę Aigam.
- Tak, właśnie słyszę jak - roześmiała się. - Jesteś pewien, że to wszyscy bogowie z którymi zadarłeś, lub ewentualnie zadarłeś? No i nekromanci… Czyżbyś miał do nich słabość Litworze?
Zanim jednak miał okazję odpowiedzieć, na scenie pojawiła się wyjątkowo rozentuzjazmowana anielica, wymijając jego i Senę i wychylając się za barierkę by dostrzec jak najwięcej z niknącego miasta, które było jej domem.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 05-03-2017, 03:29   #9
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Księżniczka otrzymała przestronne wnętrze, w którym dominowało biurko. Była tu także szafa, przytwierdzona na stałe do ścianki działowej i była koja, a raczej łoże, bo z koją to raczej niewiele miało wspólnego.
- Bagaże zostały już rozpakowane - poinformował Mir, opierając się bokiem o framugę drzwi. - O pierwszej jest obiad, kolacja około dwudziestej. Pokład jest do dyspozycji, o ile jej wysokość nie będzie włazić marynarzom w drogę. Wyruszamy za kwadrans - dodał, jednak nie wyglądał na chętnego do oddalenia się. Zamiast tego dalej w najlepsze obserwował półanielicę z tym swoim połowicznym uśmieszkiem pod nosem.


- Za kwadrans? - powtórzyła po kapitanie Origa wchodząc do środka i zrzucając ze stóp pantofle, które upadły pod ścianę. Odetchnęła z ulgą. - Najważniejsze, że już to całe przedstawienie jest za mną - dodała ucieszona i boso podeszła do szafy. Otworzyła ją i zaczęła w niej szukać swojego ubrania, które zwykła nosić na treningach szermierki. W międzyczasie zaczęła zdejmować, a czasem nawet zrywać, elementy swojego obecnego odzienia i rzucać je po kajucie. Ze zniecierpliwienia nerwowo zadrgały jej skrzydła. - Posiłki będą w jakiejś sali wspólnej? - zapytała nie odwracając się do mężczyzny, skupiona na przeglądaniu zawartości szafy.
Ubranie znalazła bez problemu gdyż podobnie jak reszta jej odzienia, wisiało porządnie na wieszaku. Wystarczyło zdjąć i założyć.
- Jeżeli jej wysokość sobie życzy to mogą być nawet w kajucie kapitana - usłyszała odpowiedź, która padła ze znacznie bliższej odległości. Widocznie Mir uznał, że skoro go do tej pory nie wygoniła to może sobie na więcej pozwolić. No i, jakby nie spojrzeć, był on niejako u siebie.
- Zobaczymy - odparła biorąc do ręki to czego potrzebowała i zamknęła szafę. Odwróciła się i spojrzała na kapitana z nieprzekonaną miną wymalowaną na anielskiej buźce. Jakoś tam w jej ocenie nie wyglądał on na osobę znającą się na rozbieraniu księżniczek. Wzruszyła jednak ramionami i podeszła do łóżka rzucając na nie ubranie do zmiany. Odpięła z ramion płaszcz i rzucając go na podłogę, usiadła na brzegu łoża. Rozłożyła na nim wygodnie skrzydła, przez co wydawać by się mogło, że nagle zrobiło się ono znacznie mniejsze.
- Gorsetu nie zdejmie się normalnie - stwierdziła zdejmując biżuterię, którą kładła obok siebie na pościeli. - Trzeba będzie go rozciąć, bo dwórka która to mi wiązała, zrobiła supeł… - dodał w tonie wyjaśnienia uznając, że kapitan sterczy tu tylko po to by wykonać pracę, która należała do jej służek odpowiedzialnych za ubieranie i rozbieranie jej z “paradnych” stroi. Origa spojrzała wymownie na broń Mira.
Ten zaś wyszczerzył się, bynajmniej nie przyjemnie i ruszył powoli w jej stronę.
- Wiem jak się zdejmuje gorset, wasza wysokość - poinformował ją stając przy niej. - Nie jestem jednak pewien czy królowa matka wyraziłaby zgodę na takie zabawy. I nie radziłbym szukać pomocnika wśród załogi. To porządne chłopy, ale baba to jednak baba i nie zawsze zwraca się przy tym uwagę na jej status społeczny czy wiek. Przyślę którąś z syren żeby pomogła jej wysokości - dodał, spoglądając jej w dekolt, a następnie przenosząc spojrzenie na jej oczy. Nie miało ono w sobie nic wspólnego ze spojrzeniami, które okazjonalnie rzucali jej młodzi dworzanie.
Origa zmrużyła gniewnie oczy patrząc na niego, nie rozumiejąc o czym on mówi.
Aż do niej dotarło...
Ojciec kiedyś jej zrobił pogadankę, o której wolałaby zapomnieć, a przez którą przez kilka tygodni podejrzliwie spoglądała na chłopców. Tak, anielica wiedziała skąd biorą się dzieci.
Zaczerwieniła się co było wyraźne na jej jasnej cerze. Odruchowo odsunęła się od niego, a lewym skrzydłem, chcąc się zakryć przed mężczyzną, machnęła tak, że przy okazji uderzyła nim w głowę kapitana.
- Wyjdź! - krzyknęła z oburzeniem.
Ten jednak nie wydawał się zły takim traktowaniem, wręcz przeciwnie - wybuchnął gromkim śmiechem, który wcale dla młodej anielicy przyjemnie nie brzmiał.

- Jak sobie jej wysokość życzy - stwierdził, cofając się o krok i kłaniając nisko, zdecydowanie szyderczo. Potarł dłonią trafione przez skrzydło miejsce i przez krótką chwilę na jego obliczu zagościł nader mściwy wyraz, szybko jednak znikł zastąpiony półuśmieszkiem, który Origa zdążyła już poznać.
- Przyślę ci kogoś - dodał na odchodne, porzucając przy tym tytuł, który należał się jej z racji urodzenia. Już chociażby samo to świadczyło o tym, że nie znajduje się dłużej w bezpiecznym pałacu rodziców, ani nawet w Aler, chociaż wystarczyło wyjść na pokład by ujrzeć stolicę.
Księżniczka jednak nie zareagowała na niewłaściwy zwrot użyty względem jej osoby. Spomiędzy piór spoglądała ku drzwiom by upewnić się, że kapitan opuścił kajutę. Zostając sama wstała z łóżka, wyprostowała się i ułożyła skrzydła na plecach.
- Co za bezczelność - fuknęła z oburzeniem godnym jej błękitnej krwi. Prychnęła niczym zezłoszczona kotka. Zaczęła rozglądać się po kajucie. Było tu ciasno i spartańsko, wedle jej standardów. Podeszła do biurka i wróciła do pozbywania się tych wszystkich ozdób, których tak nie lubiła. Układała je równo na blacie, a gdy już zdjęła wszystkie świecidełka z głowy, szyi, nadgarstków i palców, i już na powrót miała podejść do szafy, by poszukać swojej klingi, ale dostrzegła nożyk do listów. Sięgnęła po niego i zaczęła nim ciąć sznurek wiążący jej gorset. Z każdym kolejnym splotem rozciętym, księżniczka mogła coraz swobodniej oddychać. Uśmiech satysfakcji pojawił się na twarzy Origi po tym morderstwie dokonanym na sukience, zupełnie jakby rozprawiła się ze swoim śmiertelnym wrogiem.
W kilka minut później rozległo się pukanie do drzwi kajuty, a następnie, nie czekając na zaproszenie, drzwi owe zostały otwarte.
- Kapitan wspomniał, że potrzebujesz pomocy, wasza wysokość - stwierdziła Lif, wchodząc do środka i rozglądając się po kajucie. - Ujął to w dość specyficzny sposób dlatego wolałam przyjść sama - dodała, lekko unosząc kąciki ust na widok zdewastowanej kreacji.

Oridze skrzydła opadły, gdy zobaczyła Lif.
- Eh, to ty… - mruknęła z niezadowoleniem i wróciła do rozprawiania się z gorsetem. Chwilę siłowała się, lecz nożyk nie był dostatecznie ostry i wkrótce anielica prychnęła z irytacją, rzucając ostrze na biurko.
- ... Pomożesz mi z tym? - zapytała w końcu Origa z rezygnacją w głosie, gdy znowu zaczęła szarpać się z sukienką.
Lif w odpowiedzi skinęła głową nie pokazując po sobie czy powitanie z jakim się spotkała ze strony księżniczki, ubodło ją w jakikolwiek sposób. Podeszła do origi, wyciągając w międzyczasie sztylet, który krył się w fałdach jej szaty. Nie marnując czasu sprawnie przecięła pozostałe tasiemki mocujące gorset po czym odstąpiła o krok.
- Mogę w czymś jeszcze pomóc? - zapytała uprzejmie, chowając ostrze z powrotem tam, gdzie było jego miejsce.
Księżniczka zrzuciła z siebie to co pozostało z jej sukni i już po chwili stała mając na sobie wyłącznie bieliznę.
- Od razu lepiej - stwierdziła z zadowoleniem i przeciągnęła się niczym struna. Stanęła wyprostowana i odwróciła się na pięcie w kierunku Lif.
- Tak, możesz - dopiero teraz jej odpowiedziała. Origa skrzyżowała przed sobą ręce i wnikliwie przyjrzała się kapłance Tahary. - Na przykład powiedzieć o co chodzi z tobą i moim ojcem - zapytała wprost, bo nie lubiła podchodów, które były zjawiskiem powszechnym na dworze.
- Jego wysokość jest moim opiekunem i mentorem - odpowiedziała kapłanka, spoglądając królewnie prosto w oczy. - Zostałam do niego wysłana, a teraz on wysłał mnie z tobą. Poza przyjaźnią i wiarą w Taharę nie łączy nas nic - zapewniła, kryjąc dłonie w rękawach a następnie składając je ze sobą na podołku.
- Mówią że przybyłaś z twierdzy Taser, stolicy Uster. Czy to prawda? - Origa wyglądała na niezadowoloną tymi ogólnikowymi odpowiedziami Lif. - I kto cię wysłał do mojego ojca? - księżniczka przyglądała się wnikliwie swojej rozmówczyni.
To prawda - potwierdziła, nie spuszczając z Origi wzroku. - Wysłała mnie Tahara, co chyba nie powinno dziwić, wszak obie jesteśmy jej wybrańcami. Dlaczego tak się mną interesujesz, wasza wysokość? - zapytała na koniec.

Anielica skrzywiła się na wspomnienie o boskich planach. Zgrzytnęła zębami.
- Jestem błogosławiona przez Riv - odparła jej powoli wypowiadając słowa. - Sama też wybrałam właśnie jej oddawać cześć, choć nie w takim stopniu jak wy kapłani - mierzyła ją cały czas wzrokiem. - Dlatego wytłumacz mi, dlaczego mimo to, ty nazywasz mnie wybrańcem Tahary? - wypowiadając to złapała się pod boki i rozłożyła nieco skrzydła, przez co wydawała się być dużo większa niż w rzeczywistości.
- Ponieważ to z jej woli znajdujesz się teraz na statku, podobnie jak i ja. I to jej decyzja zawiedzie cię tam, gdzie niewielu miało okazję dotrzeć. Z tego chociażby względu pozwalam sobie nazywać cię jej wybranką, wasza wysokość. Jesteś także córką jej kapłana, anioła, którego bogini darzy wielkimi względami i u której to ma ogromny dług do spłacenia. Może nadszedł czas by go spłacić? - Mimo iż w ostatnich słowach kryła się lekka nutka zapytania, to jednak przede wszystkim były one stwierdzeniem. Lif stała dokładnie w tym samym miejscu co podczas całej rozmowy, zdając się nie zwracać uwagi ani na postawę królewny, ani na jej rozłożone skrzydła.
- Dług? - Origa uniosła brew zaskoczona tymi słowami. - Jaki dług? Przecież to z woli Tahary ojciec udał się on by chronić moją matkę, przyszłą królową. To był jego obowiązek. - anielicy wnet wspomniały się słowa jednej z ciotek Vess, która zawsze powtarzała, że ojciec Origi z pewnością musiał wiedzieć kim jest Glynne i dlatego ją wykorzystał, "zbałamucił" jak to określiła, bo zachciało mu się królewskiego życia. Ori zaraz pokręciła głową chcąc pozbyć się tej myśli.
Lif jednak tylko się uśmiechnęła. To, że od niej odpowiedzi nie uzyska, stało się dla Origi pewne i to szybko. Jakakolwiek tajemnica by się nie kryła za owym długiem u bogini, jej kapłanka nie miała zamiaru jej zdradzać.
- Wypływamy - poinformowała ją za to, w tej samej chwili gdy statkiem szarpnęło. - Może zechcesz pożegnać się z królestwem, wasza wysokość? - zapytała uprzejmie.
Poruszenie się statku jakby o czymś przypomniało anielicy.
- O nie... - mruknęła pod nosem i natychmiast złożyła skrzydła. Dopadła do swojego ubrania i zaczęła je w wielkim pośpiechu na siebie zakładać. Nie zajęło jej to na szczęście wiele, bo strój był prosty i wygodny. Naciągnęła jeszcze skórzane buty o wysokiej cholewce na nogi i prawie biegiem, wypadła ze swojej kajuty, mijając w przejściu Lif, którą prawie szturchnęła skrzydłem. Origa całkowicie zapomniała, że chciała przecież podziwiać miasto z nowej perspektywy, z pokładu statku. Tym bardziej, że sama nigdy się w te rejony nie wybrała.

I ledwo zdążyła je zobaczyć, bowiem statek poruszany wiatrem, którego nie czuła, mknął przed siebie jakby go wszystkie potwory z Margh goniły. Załoga uwijała się pilnowana czujnym okiem kapitana, który stał na dziobie, tyłem do morza na którego wody wypływali. Widząc wychodzącą na pokład Origę, skinął jej lekko głową, jednak był to jedyny znak tego, że w ogóle ją zauważył. Po drugiej stronie, na rufie statku, stał Litwor w towarzystwie kobiety o miedzianych włosach, ubranej w luźny, purpurowy strój.
Anielica przebiegła przez pokład do rufy i rozkładając nieco skrzydła, dla ułatwienia sobie utrzymania równowagi zatrzymała się w miejscu. Niczym huragan minęła Litwora i stojącą przy nim kobietę by zbliżyć się do barierki, o którą oparła się rękami. Origa wbiła spojrzenie w ląd, jakby chcąc zapamiętać ten widok.
- No to teraz Bondar - powiedziała do siebie uśmiechając się szeroko, wyraźnie zadowolona z czekającej ją podróży.
- To się dopiero okaże - usłyszała za sobą rozbawiony, kobiecy głos. Rozbawiony zdawał się także cały statek, o ile statek mógł w ogóle być rozbawiony.
-Gdzie się dotrze, to się dotrze, nie ma się co na razie przejmować. - Zaśmiał się Litwor zbliżając się do księżniczki.
Origa, która za sprawą nowego odzienia wyglądała mniej królewsko, wyprostowała się i odwróciła w kierunku głosu. Spojrzała pytająco na kobietę.
- Ale, że co... - zaczęła niepewnie i spoglądała to na rudowłosą, to na Litwora. Za chwilę znów spojrzała na ląd, by zaraz wrócić wzrokiem na tę dwójkę. Na jej obliczu zaczęła mieszać się niepewność z ciekawością, aż szeroki uśmiech wykwitł na jej twarzy.
- Nie płyniemy do Bondar? - zapytała tonem jakby taka możliwość ją cieszyła.
- Będziemy przepływać w pobliżu - poinformowała ją kobieta, nadal uśmiechając się i “spoglądając” na Origę, a przynajmniej tak to wyglądało bo oczu jej nie było widać.
- No, się zobaczy, na tym statku nigdy nie wiadomo gdzie się dokładnie dopłynie. Także nie przejmuj się za bardzo. - Stwierdził Litwor.
- Ale nie płyniemy tam, żeby mnie wysadzić na ślubie księżniczki jakiejś tam... Prawda? - anielica pytała dalej, tonem jakby sugerowała by właśnie to się nie wydarzyło. Niechęć Origi do wystawnych przyjęć była bardzo wyraźna.
- Nie - padła odpowiedź, ozdobiona łagodnym uśmiechem. - Obawiam się że nie mamy w planach przybijania do portów w Bontar. - dodała towarzyszka Litwora.
- Współczuję twojemu ojcu, ale jakoś sobie chyba poradzi. - Zaśmiał się Aigam.

- Tak! - krzyknęła radośnie Origa i uniosła ręce w triumfalnym geście. Pisnęła jeszcze coś z wielkim entuzjazmem, ale równie niewyraźnie gdy jeszcze podskoczyła uradowana, rozkładając coraz bardziej skrzydła. Opanowała się jednak, zdając sobie sprawę, że jej takie zachowanie nie przystoi.
- To dokąd płyniemy? - zapytała spoglądając po nich z nadzieją, że jej marzenia mają szansę się ziścić.
-Jak na razie, to przed siebie, w kierunku Bontar. - Stwierdził lakonicznie wojownik, rozglądając się za kapłanką. Miał do niej parę pytań.
- Proszę, proszę, powiedzcie mi! - nalegała Origa, tryskając energią, która nagle w nią wstąpiła.
- Płyniemy w kierunku Morza zguby - odpowiedziała jej kobieta, chociaż i ta odpowiedź niewiele mówiła poza tym co zostało już powiedziane.
Litwor, który rozglądał się po pokładzie, dostrzegł Lif stojącą przy prawej burcie. Jej uwaga skupiona była na dziobie, chociaż nie było jasne czy przykuwa ją kapitan czy też bezmiar wody, który rozciągał się przed statkiem.

Origa westchnęła teatralnie okazując swoje niezadowolenie niemożnością zaspokojenia swojej ciekawości. Odwróciła się na pięcie i opierając rękami o barierkę wróciła do podziwiania widoków. Nadal jednak była zadowolona z tego co do tej pory się dowiedziała, więc szczery uśmiech jej nie opuszczał.
- Mam nadzieję, że kapitan nie uraził cię zbytnio - usłyszała za sobą głos niewidomej. - Jest on dość specyficznym człowiekiem.
Anielica spojrzała kątem oka na kobietę, która zdawała się mieć ślepe oczy. Chwilę zastanowiła się nad jej pytaniem by na koniec pokręcić głową.
- Nie - odpowiedziała z uśmiechem. - Tak po prawdzie to zachował się całkiem miło, przypominając mi, na ten swój prosty sposób, że już nie jestem w pałacu - wzruszyła ramionami. - Ale nie sądzę, żeby był bardziej "specyficzny" w zachowaniu niż mój ojciec - dodała z rozbawieniem w głosie Origa. - Pani to Sena? Dusza tego statku? - zapytała. - Słyszałam opowieści, że ten statek jest inny niż pozostałe.
- Możliwe - odparła kobieta, uśmiechając się lekko po czym skinęła głową. - Tak, ten statek bez wątpienia jest inny niż pozostałe i masz także rację, zwą mnie Seną. Między innymi - dodała. - Pamiętam dzień, w którym twoi rodzice wkroczyli na mój pokład. Pamiętam także chaos przygotowań ślubnych. To był dość specyficzny okres w historii “Wiedźmy”.
Anielica zachichotała. Wiele wersji opowieści w tym temacie słyszała, a tą najbardziej barwną, ulubioną przez Origę, usłyszała od pewnej elfiej kapłanki bogini Oren.
- Wyobrażam sobie, że musiało być wesoło - powiedziała jeszcze szerzej się uśmiechając. - Też chciałabym przeżywać takie przygody - dodała z rozmarzeniem w głosie. - Przynajmniej zanim zamkną mnie po wieczność w jakimś zamku… - mruknęła wbijając spojrzeniem w górujący nad miastem Aler pałac królewski.

Który to był już ledwie widoczną, lśniąca w promieniach słonecznych, plamką.
- Powinnaś uważać czego sobie życzysz, dziecko - odpowiedziała jej Sena. Nie brzmiała jednak protekcjonalnie, jak to mieli w zwyczaju nauczyciele czy starsi dworzanie. Ot, udzieliła przestrogi głosem, który godził się na to, że nie zostanie wysłuchany i że adresatka zrobi to co uzna za słuszne, popełniając swoje własne błędy, bowiem miała do tego prawo.
Origa spojrzała na nią, ale nie wyglądało, że ma pretensje o te słowa. Pokręciła głową i wychyliła się nieco za rufę, spoglądając w pianę na wodzie, która tworzyła się za płynącym statkiem.
- Ty naprawdę nie masz pojęcia jak nudne jest życie księżniczki - westchnęła anielica. - A teraz jeszcze te całe bezsensowne gadanie, żeby mnie wydać za mąż - wzdrygnęła się i nastroszyła pióra.
- Od dawna nie miałam z żadną do czynienia, bo raczej Glynne nie mogę w ich poczet wliczyć, chociaż bez wątpienia nią była, przynajmniej z racji urodzenia - usłyszała odpowiedź Seny, która przystanęła obok, nie na tyle blisko jednak by dotknąć swej młodej pasażerki. - Polityka rządzi się własnymi prawami, które często nie mają nic wspólnego z dobrem tych, którzy stoją na owej szachownicy. Jest też jedną z tych rzeczy, za którymi nie zdarzyło mi się zatęsknić. Teraz jednak jesteś wolna. Ciesz się tą swobodą, póki możesz. I zaufaj mi, Origo, gdy powrócisz, nikt nie będzie w stanie zmusić cię do niczego, na co byś nie miała ochoty. O ile powrócisz - dodała Wiedźma, odwracając się na moment przed tym, jak przez statek przetoczyła się fala okrzyków. - No tak, Litwor zawsze znajdzie sposób by wyrwać sekret i pozwolić mu rozbłysnąć w świetle dnia. - Po owych słowach rozbrzmiał jej śmiech. Najwyraźniej dusza statku nie obawiała się o los swych żagli, a przynajmniej nie dała tego po sobie poznać.

- O tak, moja matka jest dość nietypową królową… - wspomnienie o rodzicielce, w końcu przywróciło uśmiech na twarz Origi. - No z tym nie zmuszaniem mnie do niczego... Chyba nie wiesz jaka jest korona - spojrzała na Senę. - Jak ona uzna, że ktoś ma być władcą Alezji to nie ma przebacz. Musisz być królową i już. Niby wybiera "kogoś najodpowiedniejszego", ale jak z bratem sprawdzaliśmy to ja i moje rodzeństwo jesteśmy z poprzednimi "wybrańcami" korony spokrewnieni w prostej linii - stwierdziła jakby była pogodzona z tym losem. - Każde z naszej czwórki może trafić ten "przywilej" - sarknęła. Wtedy Origa spojrzała w niebo, patrząc na sylwetki, które się tam pojawiły. - No tak, w końcu ojciec nie może mieć normalnych znajomych… - burknęła anielica i skierowała wzrok znów na Senę. - Co prawda zakładałam, że moja przyzwoitka jest ... Upadłą... Może aniołem, ale to... Czym ona tak w ogóle jest? - zapytała Duszę statku. - Jakaś zmiennokształtna?
- Można ją tak nazwać, chociaż nie jest to adekwatne do tego, czym jest - odpowiedziała Sena. - Kiedyś było ich więcej, jednak formy które przybierają sprawiły, że wielu zostało wybitych. Teraz zostały już tylko te, które reprezentują sobą gatunek drapieżny, którego formę przybiera twoja… przyzwoitka - Dusza uśmiechnęła się wypowiadając to słowo, które wyraźnie ją rozbawiło. - Zwano je feniksami i nadal jest to najtrafniejsze określenie dla tej rasy. Są wybrańcami Avarona, stworzonymi przez boga by towarzyszyły jemu i Riv na polowaniach. Z czasem zaczęli przybierać formy ptaków, które są często spotykane w Zaris, by móc służyć także za szpiegów. Niestety, owa ewolucja tej rasy nie skończyła się dla nich dobrze. Lif jest najmłodszą przedstawicielką gałęzi sokołów, jednej z ostatnich, która wciąż egzystuje w tym świecie. I tak, bez wątpienia Glynne jest nietypową królową, a korona, która ją wybrała ma swoje zdanie odnośnie tego, komu pozwala się nosić, jednak jest ona artefaktem Denary, który nie może odmówić życzeniu bogini. Tą z kolei można przekonać by los przeznaczony dla jednej księżniczki, oddać w dłonie drugiej.

Origa machnęła lekko skrzydłami, by ułożyć pióra, po czym złożyła je na plecach.
- Tak, szpiegów raczej się nie lubi, więc mnie to nie dziwi - skomentowała informację o Lif, która nie sprawiła by anielica zapałała sympatią do jej osoby. Księżniczka przeczesała palcami pofalowane czarne włosy, zakładając je za ucho.
- To może tłumaczyć czemu matka... - "nie była zadowolona z obecności Lif na dworze" dokończyła w myślach, ale pokręciła głową, bo teraz to nie miało już znaczenia. - Hymm, ciekawe czy moja matka wiedziała o możliwości rezygnacji z korony - dokończyła, przechodząc na temat artefaktów posiadających własną świadomość. - Jeśli nie, to lepiej jej tego nie wspominać teraz - dodała z rozbawieniem, gdy wyobraziła sobie jaką minę by miała jej rodzicielka.

- Z resztą... Tak nie chcecie mi powiedzieć dokąd płyniemy, że zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem mnie nie uprowadziliście - mówiąc to Origa wyszczerzyła ząbki w szerokim uśmiechu. - Bo przecież pasuje, mamy szpiega z Uster - skinęła głową na Lif - płyniemy pirackim statkiem - wróciła roześmiany wzrok na Senę. - A z żądaniami okupu poczekacie aż wypłyniemy na wody Bondar, który niby nie wojuje z Alezją, ale też i nieszczególnie się przyjaźni - uśmiechnęła się wyzywająco i skrzyżowała ręce przed sobą.
Sena odpowiedziała jej uśmiechem.
- W sam raz na tekst ballady - pokiwała głową, śmiejąc się cicho. - Źle mnie jednak zrozumiałaś, Origo. Feniksy są szpiegami Avarona, nie uznają przynależności do królestw i ich władców. Ich głównymi wrogami są wrogowie tych, którzy stoją po przeciwnej stronie barykady. Nie zamierzam jednak zmuszać cię byś spojrzała na swoją towarzyszkę przychylnym wzrokiem. Powinnaś jednak mieć do niej zaufanie, przynajmniej w kwestii opieki nad wami. Riv musi cię cenić - dodała, kładąc dłoń na ramieniu anielicy. - Naprawdę chcesz wiedzieć dokąd płyniemy? - zapytała, unosząc zasłonę i odsłaniając swoje świetliste oczy, które wbiły się w młodą królewnę i przeszyły ją na wylot, docierając aż do najgłębszych zakątków duszy.

- No raczej! - anielica znacznie się ożywiła widząc, że ma okazję zaspokoić swoją ciekawość. Wyprostowała się starając się nie dać po sobie poznać, że nieco zaniepokoiło ją zachowanie Seny i to dziwne uczucie jakie pojawiło się gdy ona na nią patrzyła.
- Czemu miałabym nie chcieć wiedzieć? - zapytała w retorycznym tonie. - Chyba tylko w sytuacji, gdybym miała zostać złożona w krwawej ofierze... Albo dostarczona prosto na ślubny kobierzec - ostatnie słowa Origa wypowiedziała w żartobliwym tonie i beztrosko wzruszyła ramionami. - To gdzie płyniemy? - spytała, podpierając się rękami na biodrach.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 05-03-2017, 04:45   #10
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
-To ja idę zapolować na ploteczki. - Powiedział Aigam i ruszył do Lif. - Cześć ptaszyno, spędzimy ze sobą nieco czasu, więc może mi powiesz czym jesteś, kim jesteś i co się tak właściwie szykuje, czy raczej co ci Tacharaka powiedziała. - Rzucił otwarcie, ale dość cicho wojownik, opierając się o reling obok kapłanki.
Lif nie odpowiadała przez dość długą chwilę, stojąc i spoglądając w morze.
- Lif, kapłanka Tahary - odpowiedziała w końcu, odwracając do niego twarz i także opierając się o reling. - Szykować zaś szykują się kłopoty. Wbrew temu co uważasz, nie wiem wiele. Moja misja polega na wyruszeniu z wami tam, gdzie wzywają bogowie. Na udzieleniu wam pomocy i dopilnowaniu byście w miarę możliwości przetrwali. To ostatnie jest także życzeniem Merinsela. - Dodała, po czym zamilkła.
-Nie pytałem czym się zajmujesz z powołania, tylko czym jesteś z urodzenia. - Powiedział Aigam niezrażony. - Nie mówię że wiesz wiele, ale mi nikt niczego nie mówił, więc dobrze by było się dowiedzieć co dokładnie ci powiedziano, zwłaszcza, że o ile rozumiem czemu mogą chcieć znowu mnie w coś wpakować to już księżniczka to całkiem inna sprawa, nie sądzisz? – Dociekał dalej mężczyzna.
- Zadajesz wiele pytań - stwierdziła, unosząc nieznacznie kąciki ust.
-A tam zaraz dużo pytań. Nawet się jeszcze nie rozkręciłem, za to ty udzielasz wymijających odpowiedzi, a nie wiem czy wiesz, im więcej wiem, tym większa szansa, że będę wiedział czego się spodziewać i dłużej wszyscy pożyjemy. Taka myśl przewodnia moich ostatnich lat, od czasu jak się dowiedziałem, że płomienie Agraha, mimo że magiczne, mogą mnie nieźle poparzyć. Więc, nie bądź taka nieśmiała, tu sami swoi, albo przynajmniej nikt nie zdradzi twoich sekretów nikomu w najbliższej okolicy. – Odparł magobójca
- Kim jest Agrah? - zapytała, najwyraźniej pomijając wszystko inne co do niej powiedział.
-Powiem ci, jak odpowiesz na moje pytania. – Odparł ze śmiechem wojownik.
- Coś za coś? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, także nieco wyżej unosząc kąciki ust. Przez chwilę milczała, po czym westchnęła. - Magia wycieka z Wyspy bogów - poinformowała go cichym głosem. - To część informacji, które otrzymał Merinsel, a o których nie wolno mu było nikomu powiedzieć słowa. Dostałam podobne, chociaż w trakcie rozmowy z boginią, ta skupiła się głównie na konieczności utrzymania ciebie i księżniczki wśród żywych. Nie zdradziła dlaczego - urwała i ponownie zapatrzyła się w morze. - I sam sobie odpowiedziałeś na pytanie o to czym jestem gdy nazwałeś mnie ptaszkiem - dodała.
-O nie, nie, nie, o jakiego ptaszka chodzi mi powiesz. Z tą magią to taka faktycznie słaba sprawa, mam nadzieję, że Oren nie zrobiła znowu niczego głupiego, inaczej bym musiał znaleźć Kreda i skopać mu tyłek, tym razem nie kończąc na pogróżkach, co może być ciężkie, biorąc pod uwagę że jest obecnie jej mężem. Agrach to ognisty kot, pupilek Avarona, kilka albo kilkadziesiąt takich stworzył, o ile nie jest opętany czy spaczony, straszny pieszczoch. – Powiedział całkiem poważnie Aigam, zastanawiając się, co mogło spowodować wyciek, jakie mogą być konsekwencję, chyba nie chciał nawet wiedzieć, skoro Rivoren istniało dzięki magii i większość tam było przepełnione właśnie nią.
Lif zaś, zamiast odpowiedzieć, przyglądała się mu przez chwilę, a następnie przeniosła wzrok na pokład. Marynarze zajęci byli swoimi sprawami, księżniczka i Sena nadal rozmawiały na burcie, a kapitan był pochłonięty rozmową z długowłosą blondynką, zapewne jedną z syren, sądząc po lekkich, błękitnych pasmach w jej włosach.
- U nas za ulubione zwierzę Avarona uważane są sokoły - powiedziała, ponownie skupiając na nim swój wzrok. - Nigdy nie słyszałam o tym by stworzył coś takiego jak opisałeś. Jestem pewna, że spotkanie z czymś takim to nie lada przeżycie. Niemalże mam nadzieję, że jakiś stanie nam na drodze.
-Może je lubi, nie wiem, nie pytałem go w sumie, ale Oren mówiła że je stworzył, więc się z nią kłócić na ten temat zamiaru nie mam. Dalej jednak odpowiadasz odpowiedzi. - Rzucił Aigam udając komicznie zagniewaną minę i biorąc się pod boki.
Westchnęła, zaraz jednak roześmiała się cicho.
- Uparty jesteś, Litworze - stwierdziła. - Unieś ramię. Po proawdzie to najwyższa pora by rozprostować skrzydła skoro opuściliśmy już Aler. - poprosiła.
- Jedno czy oba? Zapytał z szerokim uśmiechem i podniósł oba ramiona, zastanawiał się co kapłanka wymyśli.
- Niech będzie jedno - stwierdziła, ponownie się rozglądając, jednak nadal nikt się nimi nie interesował. - Obawiam się bowiem, że Sena nie byłaby zadowolona gdyby coś stało się jej żaglom - dodała.
W następnej chwili na jednym z ramion Litwora usiadł ptak.



Wygładził piórka, otrzepał się, a następnie spojrzał na mężczyznę, sprawiając przy tym wrażenie rozbawionego. Aigam poczuł przy tym dość wyraźną aurę magii przemian, połączoną z wyraźną nutą ognia, podobną nieco do tej, którą czuł w pobliżu Agraha i Farena.
-No to lecimy, już wiem o co ci chodziło z sokołami błogosławiona. - Zaśmiał się Aigam, zastanawiając się co jeden z tworów Avarona robił jako kapłanka Tachary.
- Sokół jest jedynie formą, dzięki której łatwiej nam przychodzi kontakt z ludźmi - usłyszał i to całkiem wyraźnie, z ust ptaka. - Do lotu jednak, a przynajmniej lotu z pasażerem, potrzebna jest właściwa forma. Jesteś pewien że chcesz polecieć? - zapytała jeszcze, rozbawiona.
-Pewnie, lubię latać a nie mam skrzydeł. - Rzucił Aigam, przypominając sobie swoje nieliczne okazje, gdzie latał jako pasażer, a nie po prostu spadał na niemiłe spotkanie z ziemią.
- Możesz chcieć przymknąć oczy lub lepiej patrz tylko w dół. Nie chcę byś później przez resztę rejsu narzekał na problemy z nimi - ostrzegła, po czym…



Najpierw był jasny błysk, po którym Litwor poczuł ciepło, a następnie jego stopy oderwały się od pokładu. Na ramionach poczuł ucisk potężnych szponów, a na plecach uderzenie, chociaż lekkie, ogonów. Kilka machnięć skrzydłami później, ujrzał pod sobą miniaturową wersję “Wiedźmy”, którą ktoś postawił na lśniącej, błękitnej powierzchni, która falowała lekko i marszczyła się, poruszana wiatrem.
-Szybka jesteś, feniks?! - Krzyknął wojownik spoglądając w dół, powoli przesuwając oczy w górę, żeby zobaczyć co będzie w stanie zobaczyć dokładny kształt Lif.
Może gdyby przy okazji nie musiał spoglądać w słońce, to by ów kształt ujrzał. Niestety, owa złota kula wisiała niemal dokładnie nad nimi, a i płomienna forma dziewczyny wcale owego zadania mu nie ułatwiała.
- Czyżbyś czegoś zapomniał w stolicy i chcesz się do niej szybko dostać? - odkrzyknęła rozbawiona, chociaż Litwor ów krzyk usłyszał nie tylko dzięki uszom ale i gdzieś w umyśle, jakby dalekie echo.
-Prawie każdej jednej, ale nie śpieszy się, mam czas, sporo czasu, mam zamiar nie dać się zabić za szybko. Wiedziałem że musisz być pełna niespodzianek. - Krzyknął Litwor, by kobieta na pewno go usłyszała.
- Skoro było to dla ciebie takie oczywiste owe niespodzianki nie były w takim razie niespodziankami - odparła, ruszając w stronę Aler. Czy była szybka? Tak, bez wątpienia, co jednak biorąc pod uwagę rozpiętość jej skrzydeł i moc, z którą nimi uderzała, nie powinno dziwić. Nie doleciała jednak do samej stolicy, zawracając gdy port stał się widoczny, a dachy pałacu ponownie zalśniły dla nich w słońcu. Może nie chciała poddawać głupich pomysłów młodej księżniczce?
- A od kiedy to kogoś zwykłego wysyłają z wieściami od bogini, a na dodatek wie kim jestem, przyjmując to bez większych wątpliwości, pojawiasz się na Wiedźmie szybciej od nas i o której Sena nawet mówi że jest niezwykła. Niespodzianki są niespodziankami, bo są czymś nowym, nie spodziewałem się czym jesteś - Krzyknął Aigam do kapłanki a potem rozkoszował się lotem jak małe dziecko.
- Czasem wysyłają, ja zaś wcale nie uważam się za kogoś niezwykłego - odpowiedziała mu, najwyraźniej także ciesząc się lotem, bowiem w jej słowach słychać było wesołe nuty. Lot zaś nie trwał długo bowiem Lif wkrótce opadła na pokład “Wiedźmy”, wzbudzając tym powszechne zainteresowanie, co najwyraźniej kapłance wcale nie było miłe. Ponownie w ludzkiej postaci narzuciła na głowę kaptur i odwróciła się tyłem do patrzących na nią marynarzy, którzy wymieniali się komentarzami na jej temat. Ponownie wpatrzyła się w morze.
-Oczywiście że jesteś zwykłą osobą tak samo jak ja. Każdy z nas jest zwykły jak i niezwykły. Ja też nie uważam się za kogoś niezwykłego, ale skoro zdradziłaś mi swój sekret, to zdradzę ci mój. Magia na mnie nie działa, chyba że któreś z bóstw zdecyduje się w to osobiście zaangażować, bardzo osobiście. – Rzucił Aigam, równie wesołym głosem. –Nie wstydź się tego kim jesteś, tutaj nic ci z tego powodu nie grozi, więc ciesz się momentem wolności. Przyda ci się, jesteś za bardzo spięta. – Powiedział pogodnie wojownik widząc zmianę postawy kapłanki, kiedy ponownie przybrała postać człowieka.
- Bycie odpornym na magię ma zapewne swoje dobre i złe strony - odparła, uśmiechając się lekko, kącikami ust i zwracając twarz w jego stronę. - Nie lubię gdy się tak na mnie patrzą. Jak na dziwadło cyrkowe. Mówisz trochę jak Merinsel - dodała, pogłębiając nieco swój uśmiech. - Także twierdził że nie powinnam kryć tego czym jestem. Ciężko jednak pozbyć się nawyków, wedle których żyło się przez całe życie.
Wzruszyła lekko ramionami, po czym powróciła do spoglądania na morze.
-No wiesz, do anioła trochę mi daleko, ale staram się żyć z tym jakoś, a co do bycia dziwadłem, to wyobraź sobie kogoś odpornego na magię tam, gdzie teraz płyniemy i zapytaj się samej, czy mogę coś wiedzieć o byciu nim, czy nie. - Powiedział kobiecie do ucha i ściskając ją delikatnie w radosnym uścisku. - Dziękuję za tą chwilę lotu, zawsze lubiłem widoki z góry a skrzydeł jak widać swoich własnych nie mam. Odporność na magię jest wspaniała, dopóki ktoś nie musi cię poskładać do kupy bez zaklęć, jedynie za pomocą ziół, bandaży, igły i nici. -Aigam zaśmiał się cicho i puścił Lif, odsuwając się na odrobinę bardziej przyzwoitą odległość.
Lif sprawiała wrażenie nieco zszokowanej poufałością Litwora, jednak gdy już doszła do siebie, pokiwała głową i nawet się uśmiechnęła, a następnie zachichotała cicho.
- Widać, że wciąż jesteś nowym w Zaris - stwierdziła. - Jeszcze mi się nie zdarzyło widzieć by ktoś odważył się na taki gest w stosunku do kapłanki Tahary, no ale może w Uster panują po prostu inne zwyczaje.
- Dobrze zatem że całkiem nieźle radzę sobie z igłą, a i zioła nie są mi obce. Skoro mam dbać o to byście przeżyli i to oboje, wiedza o twojej słabości, czy też w niektórych przypadkach przewadze, jest niezwykle istotna. Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłeś.
-W takim razie powinnaś wiedzieć o tym. - Litwor wyciągnął jedną z fiolek z lekko świecącą kroplą płynu.
- Gdybym praktycznie umierał i nie dało się mnie inaczej poskładać, powinno mnie przywrócić do zdrowia. Prezent od Riv. Tylko nie mów nikomu, te kwiatki już praktycznie nie istnieją w naturze. Zaś co do kapłanek Tahary, czego tu się bać, podróżowałem jakiś czas z jedną, chociaż fakt, nie byłem z nią tak blisko jak niektórzy, ale w świątyni Tahary Oren brała ślub. Widziałaś kiedyś ucztę weselną w jednej z waszych świątyń? Jeśli nie, wiele straciłaś. Naprawdę, nawet Margh potrafi mieć swoją jaśniejszą stronę. Nie powiem że często, ale miewa. Wszystko zależy od podejścia, kapłani, to zwykle tylko istoty śmiertelne, zaś nieśmiertelni… nieśmiertelni bywają samotni.
- Litwor uśmiechnął się smutno, dał feniksowi prztyczka w nos i ruszył w kierunku Origi i Seny. -Chodźmy, zobaczymy o czym tak dyskutują, pora się przekonać ile w księżniczce księżniczki. - Rzucił Litwor wesoło, po jego poprzednim uśmiechu, nie było na twarzy nawet śladu.
Lif zaś pokiwała tylko głową, przywdziewając swoją maskę uprzejmej ciekawości i ruszając za nim. Na jego słowa nie rzekła nic, chociaż wyraźnie wzbudziły w niej zainteresowanie. Widocznie uznała, że przyjdzie jeszcze czas na zadawanie pytań, co mogło być zarówno prawdą, jak i bardzo boleśnie zdruzgotaną nadzieją.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172