lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   Dokąd zaprowadzą ścieżki [Tabula Rasa - Autorski] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/16804-dokad-zaprowadza-sciezki-tabula-rasa-autorski.html)

Jaracz 19-01-2021 16:21

Reszta dnia upłynęła w spokoju choć pod znakiem zapytania. Każdy (prawie) miał pewne wątpliwości co do ostatniego przystanku podróży. Ristoff zostawał tajemniczy jak zawsze i unikał tematu swojej ręki. Nieprzytomny mężczyzna gorączkował. Karczmarz zabrał nieszczęśnika do innego domostwa. Nadchodziła noc i póki co pogoń dalej nie dotarła do miasta. Może jednak nikt ich nie gonił? Niestety ułuda zniknęła wraz ze świtaniem. Mag zaczął wszystkich budzić nakazując pośpiech.
- Przybyli. Żeby ich choroba wzięła musieli maszerować nocą.
Kiedy wszyscy ubierali się w pośpiechu za oknami widzieli na horyzoncie nadciągającą grupę. Była za duża aby to byli tylko wyznawcy Boga Człowieka... Esmond dostrzegł proporzec z żółtą tarczą i czerwonym mieczem. Najemnicy. Czy wiedzieli, że stali za kradzieżą i niepokojem? Czy zostali wynajęci? Nie było czasu się zastanawiać. Nawet posiłek lepiej było zjeść w drodze. A przynajmniej wyglądało na to, że sam Ristoff był za takim rozwiązaniem. Uciec poza miasto i nie czekać na to co grupa zrobi kiedy ich znajdą. Oznaczało to jednak zostawienie Aurariusa i Izabeli zdanych na samych siebie... Albo ostatecznie zabrać ich ze sobą... Albo cokolwiek co trójka zaproponuje.

- Wynośmy się stąd - rzekł Gveir. - Choć nie miałbym nic przeciwko walce i przetestowaniu ostrzy na większej armii… Może to oznaczać narażenie Izabeli i Aurariusa na niebezpieczeństwo. Ponadto, jeśli wdamy się w walkę, nasza obecność może zostać zauważona tutaj

- Jedźcie z nami - rzekł Hektor. - Wiem że ustaghlenia były inne… ale nie będę spokojny wiedząc że możecie trafić w ręce tych fanatyków.

Gveir skinął głową na słowa Hektora.

- Hektor ma rację - przyznał Esmond - z resztą nie mamy czasu na wymyślenie lepszego planu. Pozostaje jeszcze kwestia naszego "jeńca".

- No… był od tamtych nie? To nic mu nie będzie raczej? - Dizzi spojrzał niepewnie na maga.
- Ja… tak, pójdę z wami. Może i mogłabym udawać że nie istnieje, ale to na dłuższy czas nie jest skuteczną taktyką. - Izabela pobiegła po swoje rzeczy po tych słowach.
- Ja się wymknę bokiem. P-poradzicie sobie. Ja też sobie poradzę. Pow-wodzenia - Aurarius był zdenerwowany całą sytuacją. Gmerał palcami przy swoich rudych włosach, poprawiał okulary i odchrząkiwał.
- Polecę s-sobie jak już umknę w las i góry. To może ja już p-pójdę. - Podobnie jak magini poszedł pozbierać swoje rzeczy.
- Smok, a tchórz. Niecodzienny widok - Ristoff skrzywił się patrząc chłodno za nim. - W takim razie się zbierajmy. Obojętne mi co zrobicie z tym nieprzytomnym.

- Zostawmy jeńca tutaj - rzekł Hektor choć niezbyt pewnie. Wciąż miał przed oczami moment, w którym Kruk opętał fanatyka. Czy uczyniłby coś podobnego względem Gveira, Esmonda lub Izabeli?
- Nikomu nie mówcie w którym kierunku się udajemy. Proponuję udać się wpierw na zachód, w las… aby potghrem odbić na północ.
Utopiec zabulgotał nerwowo pod nosem i również zajął się przyśpieszonym szykowaniem do drogi. Jeńca zamierzał zostawił pod kuratelą karczmarza.

- Hektor ma rację, zostawmy go tutaj - przytaknął Gveir nerwowo. - Pośpieszmy się!

Esmond skinął głową zgadzając się z pozostałymi. Ruszył za Aurariusem i Izabellą, by pomóc im w pakowaniu.

W niedługim czasie wszyscy się zebrali do drogi. Aurarius się pożegnał odbijając na zachód wioski nieco gdzie indziej niż pozostali. Dizi coś mamrotał o trudnym terenie dla wozu i miał nieco racji. Wyjeżdżając nie wyznaczoną drogą wóz miał duże problemy ze stabilnością. Dookoła wioski były już wzniesienia, a gęsty las spowalniał ich jazdę. Była za to nadzieja, że to samo się stanie z pogonią.
Zgodnie z decyzją skręcili na północ wyjeżdżając na właściwa drogę kawałek za wioską. Przez pewien czas droga była znośna choć mocno zaśnieżona i przebijanie się było mozolną robotą pomimo yataków. W końcu jednak nie dało się wozu dalej ciągnąć.
- Resztę drogi idziemy piechotą. Lepiej prowadźcie swoje wierzchowce za sobą.
Zdradliwa ścieżka prowadziła zboczem góry. Każdy nieuważny krok mógł się skończyć spadnięciem w dół. Pomimo starań Hektor o mało nie skończył w ten sposób. Obruszony kamień osunął się spod nogi i rycerz stracił równowagę. Gdyby nie trzymał za uzdę Rybożera niechybnie by spadł. Warg dzielnie utrzymało swojego właściciela i pomógł mu wrócić na ścieżkę. Ktoś by zapewne pomyślał, że wybieranie się w góry podczas zimy to szalony pomysł. Pewnie miałby rację. Sprawa była jednak pilna. Tak przynajmniej twierdził Ristoff. Czy to była jednak prawda? Niektórzy zaczynali mieć wątpliwości. Izabela spoglądała na maga nieufnie, dizi był zmartwiony, a wierzchowce… cóż ich pyski nie wyrażały za wielu emocji.
W końcu po pół dnia drogi dotarli na miejsce. Na polanie ukrytej między zboczami gór stał obóz, lub raczej to co z niego zostało. Część namiotów leżała złożona, niektóre stoły zostały zniszczone, notatki rozwiane po okolicy, ogniska wygaszone. Wszystko przykryte śniegiem. W okolicy panowała cisza.
- Wiedziałem, że coś tu się stało… miałam jednak nadzieję, że będzie to bardziej oczywiste. Przeszukajmy to miejsce póki mamy czas.

Esmond mruknął z niezadowoleniem. Choć nie łudził się że zastanie obóz nienaruszony, liczył że będzie w nieco lepszym stanie.
-Poszukam śladów, może znajdę coś co nam pomoże
Ostrożnym krokiem zaglebil sie miedzy namioty. Zwracając uwagę nawet na układ przedmiotów w śniegu, szukał najmniejszych choćby śladów walki, szamotaniny lub innych wydarzeń, które mogły doprowadzić do zniknięcia badaczy.

Gveir mruknął. Był nieufny, choć nie wobec Ristoffa. Miał wrażenie, że w powietrzu było coś nieuchwytnego i złowrogiego. Nawet jak na jego standardy, które przecież nakazywały mu walczyć dla samej walki.

- Chodź, Karhu, ubezpieczajmy Esmonda - rzekł Gveir. - Rozejrzymy się też nieco i może znajdziemy to, co zmasakrowało ich…

Hektor natomiast zainteresował się porozrzucanymi notatkami. To był obóz eksploratorów, więc może do zniszczeń doprowadziło jakieś znalezisko? Sam nie znał się na tropieniu, więc wiedzy upatrywał w słowach.

Esmond z Gveirem zaczęli przeszukiwać obóz. Prócz nieładu bardzo szybko zorientowali się w jednym - nie było ciał. Były za to ślady krwi - zaschniętej i zamarźniętej. Ślady na namiotach i przedmiotach sugerowały zbrojny napad. Czyste cięcia, brak szarpań, zapewne ostrza bo pomimo dziwactw jakie obojgu mężczyznom przyszło oglądać to żadne zwierzę ani potwór nie umiałby tego dokonać. Dodatkowo Esmond znalazł medalion. Wygrawerowany był na nim trójkąt równoboczny z poszarpaną na środku linią przechodzącą z jednego czubka do podstawy. Łowca widział go już kiedyś na uniwersytecie. Przy okazji tego była jakaś wielka burza pomiędzy magami.

Tymczasem Hektor zaczął przeglądać kartki. Izabela dołączyła do niego. Wspólnie przeglądali notatki. Wiele było rozmazanych przez wodę w śniegu, zniszczonych, lub zakrawionych. Znaleźli jednak coś bardzo ciekawego. Niewielką księgę obitą skórą. Po jej otworzeniu okazało się, że był to rodzaj pamiętnika. Strony były w wystarczająco zachowane aby dało się przeczytać co było na nich napisane:
“ Nie mogę już wytrzymać. Muszę to zacząć spisywać. Wiem, że może to narazić moją misję, ale te myśli mi nie pomagają utrzymać pozorów. Już wczoraj prawie się spaliłem, reszta zacznie coś podejrzewać. Tak, jestem wtyką a oni nic nie wiedzą! Nic nie podejrzewają! Wszystkie ich odkrycia będą i dla nas, odrzuconej tradycji przywołań!”
Izabela aż westchnęła gdy to zobaczyła. Zaczęła kartkować jego zawartość. Z całości wynikało, że ten który pisał zbierał wszystkie informacje dla siebie i dodatkowo przyzywał drobne dusze aby przekazywać dalej informacje.

Gveir podszedł do Esmonda, zaciekawiony.

- A to tutaj, to co? - zapytał.

- Nie jestem pewien… Pamiętam, że widziałem ten symbol gdzieś na uniwersytecie, akurat w trakcie kłótni magów. Nie wiem jednak co oznacza. - odpowiedział, oglądając medalion z każdej strony- Może Ristoff powie nam coś więcej, o ile jest to kolejny z jego sekretów.

W tym momencie Hektor z Izabelą kończyli czytać opis o tym jak artefaktem okazała się cała pobliska jaskinia. Ktoś naruszył powały Zasłony i "horror spadł na ziemię". Jeśli autor zmierzał coś więcej napisać to już nie zdążył, bo dalsze strony były puste.
Izabela spojrzała z przerażeniem w oczach na rycerza.

Kiedy obie pary zaczęły szukać spojrzeniem Ristoffa zobaczyli, że jest kawałek za obozem koło pionowej ściany spoglądał na nią nerwowo masując swój kikut. Dizi właśnie do niego podchodził.

Gveir postanowił podejść do Ristoffa także.

- Zdaje się, że cokolwiek zmasakrowało ich, poszło sobie gdzieś indziej - skonstatował prosto Gveir. - Esmond znalazł jakiś medalion, ale nie wie, co to takiego. Hmm! Wpatrujesz się w tą ścianę intensywnie, magu, zupełnie, jakbyś korzystał z wychodka… Czy wypowiesz zaklęcie i otworzysz wrota? - rzekł Gveir.

Zdawało się, że sekrety czarownika nie miały skończyć się na tym.

- Bah! - fuknął Gveir zniecierpliwiony. - Magia to sekrety, nic w tym prostego, jak w klindze miecza! Gdyby tylko nasi przeciwnicy potrafili walczyć, już dawno byśmy się uwinęli z tą rejzą.

- Odrzucona tradycja? - Hektor szukał wytłumaczenia w oczach Izabeli, lecz gdy ujrzał jej strach dodał szybko. - Nie bój się piękna Izabelo. Cokolwiek tu jest, z większymi tarapatami się borykaliśmy. Chodźmy do reszty.
- My znaleźliśmy pamiętnik adepta przywołań… ponoć cała jaskinia była artefaktem i w niej doszło do przerwania ‘Zasłony’. Cokolwiek tam się wydarzyło, zapewne przyczyniło się do opustoszenia tego obozu.

Santorine 20-01-2021 15:54

Esmond zbliżył się do Ristoffa i Gviera gdy Ci rozmawiali. Przypatrywał się ścianie, próbując dojść co przykuło uwagę maga.

- Wyjaśnisz nam znaczenie tego wszystkiego?- zapytał stanowczo, unosząc medalion na wysokość twarzy mężczyzny.

Ristoff skurczył się w sobie kiedy został otoczony. Zaczął drapać kikut paznokciami. Jego spojrzenie zaczęło się rozjeżdżać.
- Hebald? - Dizi zapytał się niepewnie, a Esmond wyraźnie widział, że coś jest mocno nie w porządku z magiem.
- Znaleźli ruiny przedwiecznych, a jakiś głąb z tradycji przywołań zapewne zapragnął wiedzieć więcej i wszedł za głęboko budząc coś ze środka… albo co gorsza zza zasłony. - prychnął. - Albo co gorsza coś przyzwał. Idiota.
Ristoff wydawał się na wpół obecny. Spojrzał na skalną ścianę i wypowiadając pojedyncze słowo wykonał jeden ruch ręki. Nagle kawałek skały odfrunął jakby było kawałkiem materiału. Oczom wszystkich ukazała się szczelina.
- Skąd..? - zapytała Izabela.
- A myślisz, że komu wysyłał wiadomości? - powiedział z nagłym spokojem a potem pstryknął palcami. Wszystkich w koło nagle odrzuciło do tyłu. Izabela pisnęła, Dizi przekoziołkował w śniegu, a Esmond uderzył plecami o ścianę. Hektor z Gveirem ustali choć dzwoniło im w uszach. Ristoff wbiegł do środka szczeliny.

Esmond z bólem podniósł się z ziemi. Rozejrzał się dookoła masując obolały kark.

Pomógł wstać leżącej obok Izabeli i obejrzał się do wnętrza szczeliny. Od kilku dni mag wzbudzał w Esmondzie coraz większe podejrzenia, jak się okazało słusznie. Mroczna magia, sekrety i tajemnicze symbole, a teraz to.

- Musimy za nim iść. Patrząc na wydarzenia z ostatnich dni, nie planuje niczego dobrego.

Łowca dla pewności wyciągnął długi nóż. Obrócił go w dłoni, tak by schować go pod płaszczem, po czym skierował się do wnętrza szczeliny.

Gveir wyszarpnął ostrza. Był gotowy do walki, choć po prawdzie był nieco zdziwiony i zaskoczony tym przebiegiem sytuacji. Co zamierzał zrobić mag? O co tutaj w tym wszystkim chodziło? Nie wiedział.

- Idźmy zatem! - zgodził się z Esmondem i wbiegł w szczelinę razem z Karhu. Choć szarżował pierwszy, truchtał ostrożnie. Magia nigdy nie przynosiła niczego dobrego.

- Nie zabijajcie ghrlo - wybełkotał szlachetnie Hektor potrząsając głową. - To że go nie rozumiemy… - urwał gdyż reszty zdania można było się domyśleć.
Pomimo własnej sugestii sam również dobył broni. Zanim jednak ruszył do środka odwrócił się do Dizziego.
- Nic tam po tobie druhu. Przypilnuj wierzchowce. Strzeż Izabeli… Pani - zwrócił się do czarodziejki - Bezpieczniejsza będziesz tutaj.
Z tymi słowami dopiero ruszył za Esmondem i Gveirem. Lewa dłoń spoczywała na klapie przewieszonej przez pierś torby, w której krył się Kruk.

- Ale..! Panie Ryyybaaaa! - Rybożer krzyknął za rycerzem kiedy ten zniknął za pozostałymi w jaskini. W środku było ciemno. Oczy musiały przywyknąć do tej ciemności i po chwili zobaczyli wnętrze. Korytarz miał kształt skrzywionego trójkąta, a ściany były nieregularnie chropowate w wybrzuszenia i wgłębienia.

[media]https://i.pinimg.com/564x/42/9f/81/429f8175343b3aaeb9c383679d44cebd.jpg[/media]

KIedy tak gonili maga dźwięk ich kroków się zmienił. Nie biegli już po skale, a po czymś miększym i znacznie bardziej śliskim. Karhu złapała Gveira i wciągnęła za swoje plecy samej zaczepiając się pazurami w podłożu i brnąc dalej. Esmond radził sobie z utrzymaniem równowagi. Hektor musiał znacznie zwolnić jeśli nie chciał się wywrócić.
-[i] Gveir tu jakoś dziwnie pachnie[i] - fuknęła niedźwiedzica do najemnika. Zaraz się okazała dlaczego. Uderzył ich podmuch ciepłego powietrza i wybiegli do wielkiej jaskini która była jasno oświetlona. Jednak jej ściany nie były skałą… nie, one wyglądały jak mięso.

[media]https://cdna.artstation.com/p/assets/images/images/014/969/500/large/ab-wienk-bb-ig-01.jpg[/media]

Duchota zmieszana z metalicznym zapachem krwi uderzyła wszystkich w nozdrza zabierając im na moment dech. Widzieli jednak tam w głębi Ristoffa. Był tak daleko, że wydawał się mały… i z czymś walczył. Ogromna masa mięsa poruszyła się przed nim ukazując wszystkim potwora, który mógł zamieszkiwać ich najgorsze koszmary.
https://i.pinimg.com/564x/dd/5d/a9/d...ad44a05ba8.jpg

Hektor zamarł na dłuższy moment jakby dotarło do niego w końcu po czym stąpają, gdzie są i co właśnie rozgrywa się na jego oczach. Nie wszystko rozumiał, ale gdzieś kołatało się podejrzenie które wyszeptał niemal niemo:
- Ciepły powiew wiatru… Przekroczyliśmy zasłonę
Zaraz jednak mocniej ścisnął rękojeść broni. Cokolwiek Hebald nie uczynił, był ich towarzyszem. Utopiec nie dopuszczał do siebie myśli o zdradzie.
- Naprzód - rzekł odchrząkując i odzyskując rezon - Do walki!
Cokolwiek atakowało maga, musiało sobie poradzić z dodatkowym przeciwnikiem.

Sytuacja zdawała się gnać w wariackim tempie. Mag najpierw wbiegł do środka, później wbiegli do pomieszczenia, które wyglądało jak ludzie mięso.

- Tfu! - mruknął Gveir. - Przeklęta magia! - Gveir odparł na uwagę Karhu.

Tymczasem jednak nie było czasu na oglądanie wnętrza lub nawet zastanawianie się, czym tak naprawdę był stwór, z którym walczył mag. Czy był to jakiś przybysz zza Zasłony? Czy był to jakiś sługus boga? Gveir nie mógł dociekać. Potrzebowali pomóc Ristoffowi, i to szybko!

- Naprzód! - krzyknął Gveir, który postanowił w tej walce pofolgować demonicznemu duchowi ukrytemu w łańcuchach. - Karhu, bądźmy ostrożni! Łańcuchy są długie, zaczepmy najpierw tego wielkiego, zobaczymy, co umie! Potem spytamy się Hebalda, w co znowu nas wpakował!

Gveir zamierzał podbiec, siedząc na niedźwiedzicy i wymierzyć parę smagnięć ostrzami w giganta.

Esmond stał przez chwilę oniemiały, nim zdołał sięgnąć po swój łuk. Mimo że w trakcie samej podróży do tego miejsca zdołał napotkać więcej dziwów niż niejeden śmiertelnik w ciągu całego życia, widok monstrum był czymś innym.

Z osłupienia wyrwały go dopiero słowa Hektora. Trzymając w dłoni łuk naciągnął cięciwę i posłał strzałę w stronę potwora usiłując wyszukać newralgiczne miejsca.

Wystrzeliwując strzałę po strzale, nie spuszczał oczu z Ristoffa. Choć w przedziwnym pomieszczeniu to bestia zdawała się być głównym zagrożeniem, wiedział że nie może lekceważyć maga.

Pierwsze były strzały Esmonda, które pomknęły przez lepkie powietrze. Jedna wbiła się w mięsistą rękę potwora. Kolejne dwie odbiły się od jego kościstych narośli. Następnie zakrzywione ostrze smagło raz nadkruszając twardą tkankę. Dopiero drugie uderzenie zagłębiło się w cielsku. Karhu poniosła Gveira na tyle blisko aby widział, że potwór był znacznie większy od Marzany. Na szczęście jego długaśne ręce nie były jeszcze w stanie sięgnąć najemnika. Najgorzej miał Hektor. Zostawił wierzchowca przed wejściem i teraz biegł do potwora o własnych siłach zostając w tyle za pozostałymi. Dzięki temu jednak zobaczył jak potwór zwrócił swoją uwagę na Gveira, próbując bezskutecznie szarpnąć za łańcuch. Dodatkowo usłyszał w głowie głos. Był on znajomy, a sposób mówienia przypominał Kruka…
“Jak chcecie uratować tego maga, to go lepiej stąd zabierzcie”.
Utopiec kątem oka zobaczył że z jego torby wystaje dłoń mająca kilka czarnych piór i ostro zakończone paznokcie.

Gveir ciął bezlitośnie, wiedząc, że bestia nie mogła w żaden sposób zagrozić mu, dopóki nie podbiegnie bliżej - a przynajmniej na razie nie pokazał, że takimi sposobnościami dysponuje, stąd też Gveir postanowił nadal zaczepiać stwora smagnięciami ostrzy łańcucha. Potrzebowali się zorientować, na ile tak naprawdę go stać.

- Hjaaa! - wrzasnął Gveir, zamachując się kolejnym z ostrzy. - Ostrza Furii są głodne!

Rycerz zaś niemal się potknął gdy Kruk objawił się na nowo. Skąd on wziął do licha rękę? Zaraz jednak wygląd groty i korytarzy przyniósł rewelację na ten temat.
- Musimy go stąd zabrać! - krzyknął do pozostałych. - Hebald do diaska! Wycofaj się!
Nie miał pojęcia czy może ufać kreaturze z kieszeni, ale nie miał też powodu by sądzić inaczej. To czego zaś zaczynał żałować to to, że jednak nie ma tu z nim Rybożera.

Esmond usłyszał słowa Hektora, był jednak zbyt daleko by pomóc odciągnąć maga od bestii. Postanowił więc oslaniac pozostałych, a zwłaszcza spowalnianego przez zbroje rycerza.
Wypuszczając kolejne strzały całował w miejsca, w których powinny znajdować się stawy potwora, usiłując w ten sposób unieruchomić, lub chociaż spowolnić przeciwnika.

Słowa Hektora poniosły się wraz z okrzykami Gveira po jaskini. Dźwięk tłumił się przy tych mięsistych ścianach i jakby brakło mu sił. Hebald próbował się wycofać pod osłoną strzał i smagnięć łańcucha. Potwór miał jednak inne plany. Jedną rękę osłaniał się od ciosów, a drugą sięgnął po maga łapiąc go w pasie i trzęsąc niczym szmacianą lalkę. Hebald szarpał się i nawet próbował coś robić bezskutecznie. W końcu jedna ze strzał Esmonda trafiła wprost w nadgarstek sprawiając, że mag został upuszczony. Przy okazji jednak szata maga została porwana o wystające kości. Wraz tym został też zerwany wisiorek, którym się wielokrotnie bawił. Nagle oblicze Hebalda się zupełnie odmieniło. W ferworze walki Gveirowi było ciężko dostrzec szczegóły, ale pozostała dwójka… zobaczyła jak mag z i podstarzałego mężczyzny zmienia się w wyschniętego trupa. Hektor widział go ponownie tak jak przed wizytą w umyśle Izabeli. Był przeraźliwie chudy i wytatuowany tajemnymi pieczęciami na każdym skrawku swojego ciała. Brakowało mu ręki teraz wyraźnie po prostu urwanej z tej parodii życia. Tam nie mogło być kropli krwi.
Hebald zawył upadając. Zawył tak potępieńczo jakby to nie był ból od upadku, a coś znacznie znacznie głębszego i prastarego.

Gveir przywołał łańcuch z powrotem do siebie. Coś było tutaj nie tak i wiedział o tym. Hebald mógł mieć swoje sekrety magii i zapewne było więcej w wyprawie, na którą się wybrali. Dla Gveira liczyła się głównie walka, zgodnie z prastarą sztuką Artamen.

Cokolwiek to było, Gveir nie zamierzał przestawać.

- Karhu, to nasza szansa! Przynieś tutaj głupiego maga, hjaa! - Gveir po chwili wahania pofolgował łańcuchom, które ponownie wystrzeliły w powietrze, żądne krwi.

Zeskoczył z niedźwiedzicy, chcąc, by przyniosła maga - lub cokolwiek, co z niego zostało.

Asuryan 21-01-2021 21:46

Mimo względnie długiej znajomości, oraz tajemnic odkrytych w trakcie wspólnej podróży, Esmond nie mógł spodziewać się tego co zobaczył. Upiornie nie ludzkie zwłoki maga w niczym nie przypominały człowieka którego znał.
Nie było teraz jednak czasu na wspominanie. Cokolwiek planował Gvier, potrzebował pomocy.
Skracając dystans, Esmond posyłał kolejne strzały w łeb potwora, usiłując odwrócić jego uwagę i ułatwić najemnikowi zadanie.

Hektor był już blisko. Dołączył do walki szarżując do starcia z potworem. Nie paliła się w nim jednak chęć zwycięstwa. Cokolwiek to było, było tu gospodarzem. Walczyło na swoim terenie. To oni byli tu intruzami. Dlaczego? To wiedział tylko Hebald.
Szczerząc zęby pod osłoną hełmu, utopiec skupił swoje wysiłki na stawach i prostych cięciach. nie zamierzał wbijać ostrza w miękkie, ryzykując że zaklinuje się.

Potwór zaryczał. Łańcuch owinął się wokół jego ręki, tak, że ją usztywnił. Horror cofnął się wpierw o krok pod kolejnych naporem ataków tylko po to aby z wściekłością machnąć ręką uderzając w niedźwiedzicę i rycerza śląc ich do tyłu. Mieli nawet miękkie lądowanie choć impet uderzenia zbił Karhu z nóg, a Hektor miał wgięty pancerz na torsie. Na szczęście nie na tyle aby nie móc oddychać. Horror uparł na kolana podpierając się na usztywnionej ręce. Jego tors zawisł nad Hebaldem. Otworzył paszczę.
- Odejdźcie. Wielkiemu grzesznikowi nie wolno pomagać.

Gveir ponowił atak.

- Gadaj z sensem! - odkrzyknął, kiedy drugie z ostrzy syczało z wściekłością w powietrzu.

- Czym zgrzeszył?! - dodał Hektor wstając z ziemi. Zaraz też sięgnął dłonią do boku poklepując torbę i siedzącego w niej Kruka. - Co to jest? - zapytał ciszej wyraźnie kierując pytanie do ‘chowańca’.

- Kim jesteś?- dodał od siebie Esmond, dobiegając do Hektora i pomagając mu wstać.
Przerwał ostrzał, czekając na dalszy rozwój sytuacji.

Esmond mógł się dokładnie przyjrzeć magowi. Był przeraźliwie chudy jakby był głodował przez długi czas. Można było policzyć żebra i kręgi na plecach. Jego skóra była sucha niczym papier, pokryta typowymi dla magów pieczęciami.Te jednak zwykle były tylko na dłoni a nie w każdym możliwym miejscu… Ristoff otworzył oczy ukazując przeraźliwy chłód w spojrzeniu. Łowca miał chwilę i zdazył upaść na ziemię.
- Grzesznik… - zaczął potwór lecz przerwał mu wybuch magii z suchej dłoni Ristoffa. Wyrzucony olbrzym do góry rozciągnął łańcuch demonicznej broni do granic możliwości. Gveirem szarpnęło lekko do góry. Przez moment wisiał metr nad ziemią kiedy horror zaczął spadać. Nie, on nie spadał, on robił się większy.
- Dość - zaszumiał rwąc ogniwa. Broń wrzasnęła i popłynęła z niej krew. Szkarłatne krople szybko zaczęły wsiąkać w tkankę jaskini. Powierzchnia zadrżała.
”To jest strażnik, posłaniec, ciemiężyciel… co wolisz. Nazwijmy go obrońca tego układu życiowego. Tego ciała, tego miejsca. Hehe… żywy trup go rozwścieczył.”
- Wszyscy tacy mądrzy, tacy oceniający. Sami jesteście grzesznikami! - ryknął mag unosząc się się do góry.

- Jak na pakt z demonem, któremu zapłaciłem moimi wspomnieniami, życzyłbym sobie, żeby moja broń nie pękała przy byle atakowi - Gveir przywołał łańcuch z powrotem i zatoczył nim młyńca. Miał jeszcze miecz, choć wolał go nie używać.

Tknięty przeczuciem, chlasnął jednym z ostrzy o żywą tkankę groty, pozwalając demonicznej broni, żeby pożywiła się na ciele, które było wszędzie. Być może demon zaklęty w ostrzach mógł się regenerować? Być może, jeśli tylko demoniczna broń wchłonie dość krwi i bólu, stanie się silniejsza?

Mag okazał się być starszy niż oni wszyscy - zapewne to magia podtrzymywała go przy życiu lub nie-życiu. Cokolwiek miałoby się dziać, to on rozumiał, co tutaj się dzieje więc miało sens go chronić - póki co.

- Jak macie jakiś plan, to gadajcie teraz - mruknął Gveir, szukając wzrokiem niedźwiedzicy. - Nie utrzymamy się w tym tempie.

-Co możemy zrobić przeciwko temu stworzeniu. Nasze ciosy zdają się nie robić na nim wrażenia….. Moglibyśmy odwrócić jego uwagę i odciągnąć stąd Ristoffa- rzucił Esmond nie odwracając wzroku od maga. Nie był pewien czy powinni nawet pomagać “grzesznikowi”, ale on jako czary jako jedyne zdawały się ranić monstrum. Czy jednak powinni z nim walczyć?”

- Ristoff do diaska! - warknął Utopiec - Nie jesteśmy ci wghrogam!
Rycerz jakby na przekór swoim słowom rzucił się na maga. Miał w pamięci obietnice złożoną królowi, ale jeszcze nie rezygnował z nadziei na to że wszyscy wyjdą z tego cało.
Chciał złapać i obezwładnić maga, licząc na to że starcze ciało nie jest nadnaturalnie wzmocnione przez magię.

Asderuki 21-01-2021 22:32

Rozcięta przez Gweira chwilę wcześniej tkanka krwawiła dokładnie tak jak zakładał. Broń faktycznie się posilała tą krwią, widok ten jednak był wyjątkowo traumatyczny mimo, że w pewien sposób logiczny. Najemnik widział momentalnie odrastające ogniwa przeobrażające się w drugą kamę na ich końcu. Rozbolała go od tego głowa.
- Zostaw mnie ty karykaturo życia! - warknął Ristoff kiedy został złapany przez utopca. Jeden wyglądający jak trup ciągnął drugiego trupa. Potem dołączył Gveir i Karhu pomagając w odciągnięciu oszalałego maga przed zwodniczo powolnymi ruchami olbrzyma. Jego kościste dłonie bez problemu rozorały miękawą tkankę skąd trysnęła krew i osocze. Zaczęło robić się ślisko, a strażnik nie przestawał próbować pojmać już nie tylko maga, ale i kogokolwiek kto był obok.
Tymczasem Esmond ze względnie bezpiecznej odległości szył strzałami mając nadzieję, że te nie skończą mu się zbyt szybko...
Złapał ostatnią strzałę.
W tym wszystkim Ristoff chyba oprzytomniał.
- Pozwólcie mu mnie zabrać - powiedział nagle.

- Oszalałeś - warknął Gveir, gotów do ponownego natarcia swoimi zregenerowanymi łańcuchami w olbrzyma.

- Wiem czego ode mnie chcą. Nie zabiją mnie. Wy ich nie obchodzicie. Zabiją was. Ratujcie się. - mag dodał szybko.

- Razem tu przybyliśmy i razem odejghrdziemy! - warknął utopiec i korzystając z momentu trzeźwości Ristoffa na nowo szarpnął próbując go odciągnąć jednocześnie będąc wściekły że takie chucherko stawia mu opór. - Na Królestwo! Rób jak mówię!

Esmond postanowił zachować ostatnią strzałę na czarną godzinę. Miał wprawdzie jeszcze swoje miecze, nie zamierzał jednak mierzyć się z monstrum na krótkim dystansie.
Zachowując dystans, pobrał fragment mięsnej tkanki jaskini i aktywując odpowiednią runę, połączył ją z płaszczem.
Samemu nie mając już strzał, liczył że Gvier osłoni ich przed atakami istoty, sam zaś podbiegł by wspomóc Hektora.

- Głupcy! - krzyknął Hebald kiedy jego towarzysze postanowili go nie zostawiać. Dla niego to wszystko wydawało się bez sensu. Nie tak to wszystko miało się skończyć… nie tu. Nie skończyło się. Z zaskoczeniem obserwował jak rycerz z niedźwiedzicą zabierają go z dala od potwora. Jak go najemnik ochrania, a Esmond znika niemal z oczu. Uciekali do wyjścia, on uciekał. Wciąż był za słaby aby samemu stawić czoła przeciwnościom losu? Czy może w końcu odnalazł tych dzięki którym mógłby zawojować z bogami.
Uciekali do wyjścia… lecz korytarz nie przestawał być z miękkiej tkanki. Zwężał się tak, że potwór w końcu nie był w stanie ich gonić, choć na koniec zahaczył swoją kościstą dłonią o Hebalda kompletnie rujnując mu nogę. Mag choć zawył z bólu nie pociekła z niego krew.

W końcu wszyscy zobaczyli wyjście. Okrągłe, a przez nie świeciło ostre światło. Wydostali się, ale nie zobaczyli tego czego się spodziewali. Zamiast górskiego przesmyku, śniegu i znajomych twarzy zobaczyli nieznany sobie pejzaż. To nie był ich świat.
Trawa, rzeka, pagórki emanowały spokojem jakby wcale przed chwilą nie musieli walczyć o życie. Słońce grzało przyjemnie ich twarze, było takie miłe… ciekawe… takie… że aż się chciało w nie patrzeć. Bezwiednie ruszyli przed siebie chłonąc widok… nasycając się nim. Wszystko inne nagle przestało mieć znaczenie. Hebald? Nieee. Dzizi i Izabela? A kto ko? Rybożer? Nic mu nie będzie. Słońce - tylko to się liczyło. Cała droga, wędrówka, cierpienie, ból zmiany, cel rozwiało się niczym piasek pod wpływem wiatru. W końcu mogli odpocząć.
[media][/media]

Droga Gveira, Hektora i Esmonda zakończyła się…

… W świecie jaki znali.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:23.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172