Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-04-2018, 12:13   #1
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Akademia tajemnic [21+]

Halruaa było w wielu aspektach reliktem przeszłości. Magokratyczne państwo, ledwie cień potęgi dawnego Netherilu, który wciąż kurczowo trzymał się istnienia. Położony na dalekim południu i odgrodzony od reszty świata łańcuchami górskimi i oceanem wytworzył swoją własną, unikalną kulturę. Jej dominującym elementem była oczywiście magia, a wszelkiego rodzaju użytkownicy Sztuki byli najwyższą kastą w państwie. Leilena nie miała takiego szczęścia. Urodziła się w rodzinie kupców, których magiczne umiejętności były jedynie znikome. Nie czyniło to z nich pariasów, ale niejako w naturalny sposób pozbawiało wielu możliwości. Nawet handel bez pomocy czarów był niełatwy - trudniej było chronić magazyny i wolniej transportowało się towar.
Halruaa uważało się za państwo wielce oświecone i miało ku temu wyobrażeniu pewne podstawy. Niemal wszystkie dzieci pobierały nauki do trzynastego roku życia, nie istniał przez to analfabetyzm a podstawowa wiedza o matematyce czy geografii była powszechna. Nie inaczej było z Leileną, jednak rodzina nie widziała w niej przyszłej dziedziczki. Rola ta przypadała jej starszym braciom. Jej, jako dorosłej kobiecie, przypaść miało doprowadzenie do skoligacenia dwóch kupieckich rodów i pozyskanie w posagu środków, które pozwoliłyby na utrzymanie rodzinnego biznesu.
Z ożenkiem w Halruaa wiązała się jedna antyczna tradycja - prawo próbnej nocy. Przedstawiciel rodziny o większych wpływach i pozycji mógł oczekiwać po narzeczonym bądź narzeczonej spędzenia jednej nocy przed ślubem. Nawet małżeństwa z rozsądku miały doprowadzić do narodzin potomstwa, a brak fizycznej zgodności między narzeczonymi mógłby to uniemożliwić. O wiele łatwiej było w takiej sytuacji zerwać zaręczyny niż potem unieważniać ślub. O taką właśnie noc została poproszona Leilena.
W powozie Aldyma Barrowa, narzeczonego którego dziewczyna nigdy nie widziała na oczy, jechała z nią też matka, Jina. Dwie rudowłose były nietypowym widokiem, Halruaańczycy byli bowiem niemal wyłącznie blondynami lub szatynami o oliwkowej cerze. Czerwone włosy były dowodem mieszanki obcej krwi. W rodzinie chodziły o tym różne legendy, od tych bardzo plebejskich o domieszce krwi barbarzyńców, po najbardziej fantastyczne o spowinowacenie z ognistymi genasi z Calimshanu.

Lei nie w głowie były rozmyślania o tej przeszłości, kiedy jechała na skazanie. Nie zauważała nawet trzęsienia pojazdu, faktu, że celowo ubrała ciężką i niewygodną suknię, ani mijanych dziwów za oknem. Dla mieszkańca Halruy te dziwy i tak były rzeczą całkiem naturalną. Dużo myśli poświęcała natomiast narzeczonemu. Imię niewiele jej mówiło, nie potrafiła nawet określić wieku tego człowieka. Nienawidziła niepewności!
- Ty też miałaś taką noc, mamo? - zapytała wreszcie, aby rozproszyć nieznośną ciszę. Nie lubiła ciszy. Jina była kobietą w średnim wieku, lecz z tego co Leilena wiedziała, pierwszego syna miała wcześnie.
Matka wydawała się tą sytuacją skrępowana nie mniej niż córka. Mełła w dłoni swoją zieloną suknię.
- Tak, z twoim ojcem - przyznała. - I od tamtego czasu jesteśmy razem. Więc sama widzisz, że to wcale nie musi być takie straszne - mówiła pocieszającym tonem.
- Aha, już to widzę. Nawet jak będzie młody i ładny, to co z tego? Ja tak nie lubię być krępowana! - wyrzuciła z siebie z głośnym westchnięciem. - Dlaczego mi to robicie?
Jina mogła unieść się na fali rodzicielskiego autorytetu, ale zamiast tego prawie skuliła się pod ciężarem dziewczęcych zarzutów.
- To nie dlatego, że chcemy cię ukarać, albo cokolwiek ci zrobić - odparła po dłuższej chwili. - W interesach układa się coraz gorzej. Potrzebujemy partnerów biznesowych i pieniędzy, a Barrow reprezentuje jedno i drugie. W życiu niestety trzeba wypełniać też obowiązki, a Aldym nie jest złym człowiekiem.
- Obowiązki można wypełniać zupełnie inaczej niż swoim ciałem! - spojrzała na matkę, obdarzając ją oskarżycielskim spojrzeniem. - I jeszcze ta głupia noc. Czyli co, jak będę słaba to sobie mnie daruje? - zapytała, a w jej głowie kiełkowały już różne myśli o tym jak się z tej kabały wywinąć jak najtańszym kosztem.
- To nie tak, że zaciągnie cię od razu pod pierzynę - matka odruchowo uniosła ręce w obronnym geście. - Tak się dzieje bardzo rzadko. Tu chodzi o przekonanie się, czy się sobie… cóż, podobacie? - Szukała jakichś właściwych słów. - Małżeństwa z rozsądku są bardzo powszechne, ale problemy w alkowie potrafią je zepsuć bardzo szybko - wydawało się, że chciała jeszcze coś dodać, ale zamilkła.
- Ty i tata to jeszcze robicie, czy tylko żeby nas zrobić byliście w alkowie? - Leilena wypaliła zanim powstrzymała język. Zaczerwieniła się od razu i odwróciła wzrok do okienka. - Znaczy, czy się wam to podobało? Inis twierdzi z całym przekonaniem, że to boli.
Matka, zaskoczona takim pytaniem, zupełnie straciła mowę. Układała sobie usłyszane słowa na wszystkie strony aż wreszcie złapała się wątku, który pozwoliłby jej obrócić kota ogonem.
- A skąd Inis wie, że to boli? - spytała przestraszona.
- Pewnie ze względu na krzyki z tym związane - wypaliła Lei, poniewczasie orientując się, że chyba nie powinna tego mówić. W końcu wiedza jej sama wynikała wyłącznie z podglądania innych. Na wszelki wypadek wzruszyła ramionami. - Nie wiem nawet czy ona lubi chłopców.
- Co? - wieczór nie zaczął się dla Jiny dobrze, a z każdą chwilą robił się coraz bardziej niewygodny.
- Mówi, że się jej nie podobają - ponownie wzruszyła ramionami, jakby próbując zrzucić z ramion niewygodny temat. - Ale co ona tam może wiedzieć.
To chyba trochę uspokoiło matkę i przez najbliższy czas ciszę przerywał tylko stukot kół.
- Jeżeli Barrow naprawdę ci się nie spodoba, nie zmusimy cię do ślubu - powiedziała nagle Jina tak cicho, że ledwo dało się ją usłyszeć w hałasie podróży.
- Jacy oni są? To znaczy ich rodzina? - panna Mongle zmieniła nieco temat, nie atakując już matki kolejnymi wyrzutami. - Ojciec chyba wcześniej niewiele miał z nimi wspólnego? Dlaczego się nami zainteresowali? - zdała sobie nagle sprawę jak mało o tym wszystkim wie.
- Och, wręcz przeciwnie. Prowadzili już wspólne interesy - sprostowała. - Czasami jednak byli dla siebie konkurencją. Stąd pomysł, by zamiast ze sobą konkurować, połączyć siły. Wiesz jak dobrym negocjatorem jest ojciec. Z pieniędzmi Barrowa będzie w stanie dobić naprawdę wspaniałych targów - popuściła wodze fantazji. - Mogę cię tylko prosić, byś dała mu szansę, tak jak ja dałam szansę ojcu. Może coś między wami zaiskrzy?
- Aha, czuję się świetnym targiem. Będzie bardzo zadowolony z transakcji - mruknęła, nie mogąc się opanować. - Zaiskrzyło przed czy po tym jak ci, no wiesz, włożył to między nogi?
- Leileno Mongle, za dużo sobie pozwalasz - oburzyła się w końcu matka. - Wiem, że to dla ciebie trudna noc, ale bez dobrego zamążpójścia szybko stracimy finansową płynność. Nikt ci nie każe, żebyś pozwalała mu cokolwiek… sobie wsadzać! - uniosła głos. - Macie się spotkać i przekonać, czy przypadniecie sobie do gustu. Z góry go skreślając stawiasz nas w bardzo trudnej sytuacji.
- Ale jak nie wsadzi, to jak sprawdzimy, czy nam się podoba? - zapytała zdziwiona, ponownie patrząc na matkę. Całe to zamieszanie zupełnie wyzwalało język gadatliwej Leileny. - Czy to naprawdę jest nieprzyjemne? Jak się sama tam dotykałam to było bardzo miło… - zawiesiła głos i ugryzła się w język, jak zwykle za późno.
Odpowiedziało jej ciężkie westchnięcie.
- Za pierwszym razem boli - przyznała. - I jest trochę krwi - dodała, wcale nie poprawiając sytuacji. - Ale z czasem ból ustępuje i zamiast tego potrafi być… przyjemnie.
- Potrafi? Czyli zwykle nie jest? - nie ustępowała młoda panna. - Ale dla panów chyba zawsze jest przyjemnie? To znaczy tak słyszałam.
- Potrafi, jeśli… no, jeśli się sobie wzajemnie podobacie. I dlatego prawo próbnej nocy jest ważne. Żeby sprawdzić, czy się sobie podobacie. W innych królestwach państwo młodzi widzą się dopiero na ślubie, a sprawdzają się po nim, jak jest już za późno - Jina zdecydowała uderzyć w nacjonalistyczne tony.
- A jak mi się nie będzie podobało, ale jemu bardzo? Albo na odwrót? - Lei kontynuowała zadawanie pytań. - Bo ja w sumie chcę spróbować. Tylko ślubu nie chcę.
- Jeśli nie przypadniecie sobie wzajemnie do gustu, to… nie zmusimy cię do niczego. Ale to nie jest czas na samolubność. Tutaj ważą się losy naszej rodziny. Twoi bracia nie dostaną żadnego posagu - zwróciła uwagę.
- Da się zrobić tak, że jak weźmiemy ślub, to się umówimy, że wcale nie tylko możemy ze sobą? - dziewczyna na głos rozważała możliwości. - Chyba powinnam go o to spytać.
- Jesteś niereformowalna - stwierdziła matka, poddając się. Przez resztę podróży nie odpowiadała już na słowne zaczepki Lei. Nie dłużyło się na szczęście, bo posiadłość Barrowa była tuż, tuż. I, obiektywnie rzecz biorąc, była większa od rodzinnego domu Mongle. Powóz zatrzymał się na podjeździe, który mienił się w wieczornym mroku od magicznych, wielobarwnych światełek. Magia w Halruaa była standardowym źródłem światła, zamiast kopcących pochodni. Stangret otworzył pannie Leilenie drzwi.
- Proszę cię, daj mu szansę - wyrzekła jeszcze matka. Zgodnie z tradycją, aby nie zawstydzać narzeczonych, ich rodzice nie byli obecni przy spotkaniu. Nadużycia tradycji zdarzały się bardzo rzadko, bowiem wspierające się czarami służby porządkowe bardzo szybko określały kto ponosił winę za co. Wśród rodów magicznych zaś nadużycia mogłyby kończyć się spektakularnym pojedynkiem na błyskawice i ogniste kule.

Lei westchnęła i zaczęła się gramolić. Nieprzyzwyczajona do długich, szerokich, ciężkich i zabudowanych sukni - choć w wielu nudnych kręgach podobno modnych - robiła to w sposób wyjątkowo niezgrabny. Podtrzymała się czekającego na zewnątrz powozu mężczyzny, prawie spadając na ziemię.
- Świetne pierwsze wrażenie, prawda? - uśmiechnęła się do niego, zaskakująco wesoło, rozbawiona swoją nieporadnością.
- Niech się panna nie przejmuje - uspokoił stangret. - Panicz Barrow nie lubi tańczyć, raczej nie przejmie się odrobiną niezgrabności. Czy mam zaprowadzić od razu do niego, czy chce się panna najpierw odświeżyć po podróży?
- W tej sukni? Spotkanie nastałoby dopiero za miesiąc, gdybym miała ją zdejmować i ubierać ponownie - parsknęła, ciągle rozbawiona. Nagle jej humor ponownie wskoczył na swoje miejsce i pewne rzeczy przestały mieć znaczenie. Będzie co miało być. Lepiej, żeby ten cały panicz nie czekał na wymuskaną damę. - Chodźmy lepiej do niego.
- Jak sobie panna życzy.
Spacer okazał się być na tyle długi, by mieć choć jeden przystanek, gdy stangret przekazał swoje obowiązki przewodnika starszemu kamerdynerowi. W Halruaa rzeczy zwykły toczyć się wedle utartych schematów i woźnicy (nawet bardzo elegancko nazwanemu) nie wypadało wchodzić na salony. Co innego kamerdynerowi, który w obrębie domostwa mógł wtykać swój nos w każdy kąt.
Ostatnim przystankiem okazał się przestronny salon z kominkiem, w którym radośnie trzaskał ogień.
- Paniczu Barrow, przybyła panna Mongle.
Wywołany panicz Barrow, który podniósł się z fotela, przy pierwszym spojrzeniu zdradzał wiele cech. Po pierwsze wydawał się być za stary na tytuł “panicza”, musiał mieć bowiem z dziesięć lat więcej od Leileny! Był też za wysoki na panicza, bo prawie sięgał sześciu stóp wzrostu. No i z pewnością był zbyt brodaty na panicza.


1

I zbyt ponury. Nosić się na czarno w świecie pełnym magii i kolorów? Lei postanowiła się nie zrażać, chociaż już ilość służby i nazewnictwo Barrowów mogło stawiać razem ze szlachtą, a nie stanem kupieckim. No i ten wzrost. Będzie musiała ciągle zadzierać nosa, bez dwóch zdań. Mimo to przywołała na usta niepewny uśmiech. Nie miała pojęcia jak się przywitać z potencjalnym mężem, więc wypaliła pierwsze o czym pomyślała.
- E… cześć?
- Cześć - odparł po prostu i przez chwilę stał sztywno. Dopiero chrząknięcie kamerdynera przywróciło go do życia i podszedł do swojego gościa.
- Cieszę się, że panna przybyła - wygłosił trochę sztywną formułkę. Z bliska wydawał się jeszcze wyższy. - Może zechciałaby panna usiąść?
- Mam na imię Leilena, nie panna - dziewczyna zauważyła z lekkim uśmieszkiem. - Obawiam się, że w tej sukni lepiej się stoi. Jest prawie tak sztywna jak to wszystko wokół… - znów wypaliła zanim pomyślała, ale rumieniec był tym razem nieduży. Bo w końcu to sama prawda była.
- Och… - mężczyzna odpowiedział trochę bez polotu. - W takim razie, ja jestem Aldym… i myślałem, że kominek ujdzie za romantyczny - przyznał się.
- Czy żeby było romantycznie to nie powinniśmy być zakochani, albo coś? - roześmiała się szczerze, na razie rozbawiona jego zachowaniem. Poszukała wzrokiem służby, zastanawiając się, czy planowana jest przyzwoitka. - Nie wydajesz się zachwycony tym spotkaniem - zauważyła. Nie zauważyła za to kamerdynera, który zdążył się ulotnić.
- To nie tak, cieszę się - zapewnił od razu i nawet się przy tym szczerze uśmiechnął. - Po prostu nie wiem od czego zacząć w takiej sytuacji. Zaproponować szezlong? Lampkę wina? Opowiedzieć żart? Tak trudno jest wywrzeć dobre pierwsze wrażenie.
- Bądź naturalny? - zaproponowała Lei. - To zawsze działa, przynajmniej u mnie. O ile ktoś lubi gaduły. Bo jak nie to bywa trudniej - uśmiechnęła się, odrobinę zbliżając do Aldyma. - Byłeś już z jakąś kobietą? Bo dla mnie to wszystko zupełna nowość! - obwieściła całkowicie bezpośrednio. Jak zwykle. Nie wiesz co zrobić, to idź na przełaj.
Mężczyzna zaśmiał się krótko, ale szczerze.
- Słyszałem, że jesteś bardzo otwarta. To dobrze, bo ja bywam… lakoniczny - zakończył i na chwilę zamilkł. Wydawał się intensywnie myśleć nad odpowiedzią na pytanie.
- Obcowałem już z kobietą - uch, potrafił bardzo romantycznie wypowiadać się na takie tematy. - Ale to była kurtyzana - odważył się na szczerość i zaraz tym dostrzegalnie zmieszał. - Może trochę wina pod rozmowę? - zaoferował ni z tego ni z owego.
- Chcesz zmiękczyć mnie czy siebie? - uniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy. W jej własnych błyskały wesołe ogniki, chociaż Barrow nie okazywał się najciekawszym z ludzi. - Poproszę - dodała. - Może się przejdziemy? Nie będziemy stać jak kołki, no chyba, że pozbędę się tej sukni.
Aldym napełnił dwa kieliszki białym winem, wykorzystując okazję do obmyślenia odpowiedzi. Chyba nie był spontanicznym typem.
- Myślę, że dobre wino przyda się nam obojgu - odezwał się wreszcie przekazując kieliszek. - Suknia może jeszcze na tobie zostać. Ładnie ci w niej - skomplementował. - O tej porze jest za ciemno na spacerowanie po ogrodzie, ale korytarze są tu długie.
- Dziękuję - odparła. Była jaka była, ale zawsze grzeczna! Nooo, dobra, to było kłamstwo. Raczej sympatyczna. - Ciemności są fajne. Skrywają tyyyle tajemnic.
Wzięła kieliszek, upijając łyk i delektując się smakiem. Rodzice nie pozwalali jej na takie luksusy. Trunek miał łagodny smak i delikatnie szczypał w język.
- Muszę się chyba zatem czymś pochwalić. A przynajmniej mój ród. To niedaleko - wskazał kierunek ku jednym z drzwi. - Nie wiem, czy można to uznać za tajemnicę Leileno. Myślę jednak, że może być ciekawe.
Korytarz do którego wkroczyli rozświetlał z każdym wykonywanym krokiem. Magia reagowała na ruch, jednocześnie spełniając funkcję czysto użytkową jak i do pewnego stopnia ochronną. Złodziejowi trudno byłoby schować się w ciemnościach, skoro te od razu znikały. Lei mogła jednak dojść do wniosku, że ktokolwiek kazał rzucić takie czary miał inny cel - chciał się pochwalić. Na ścianach wisiały bowiem oprawione łby potworów. Leilena musiała przyznać, że widok ten był co najmniej osobliwy. Na tyle, że przez dłuższą chwilę milczała, przyglądając się kolejnym mijanym okazom.
- Widzę, że twoja rodzina ma… specyficzne rozrywki - odezwała się wreszcie. Nie była w żaden sposób przestraszona czy zniesmaczona. W świecie pełnym magii potwory nie były niczym nadzwyczajnym, choć ona sama nie miała z nimi doświadczenia.
- To bardziej tradycja - wyjaśnił. - Forma pamiątki, ale nie po polowaniu, a po własnym istnieniu. Wiele rodów wystawia obrazy swych przodków. Mój ród wiesza głowy potworów, które ubił czyniąc świat bezpieczniejszym. Szczególnie mój ojciec, dziadek i pradziadek mają powody do dumy. Na Abeirze potworów było pod dostatkiem - wspomniał stosunkowo niedawne czasy, gdy po śmierci bogini magii Halruaa została rzucona na inny plan.
- Partnerów handlowych także prowadzicie tymi korytarzami? - zachichotała Lei. - Jak będę słaba w alkowie to moja głowa też tu zawiśnie? - zapytała z wyraźnym żartem.
- Nie - odparł po prostu. Chyba zrozumiał żart, bo nie słychać było w jego głosie zdziwienia ani strachu. Po prostu nie miał żadnej zabawnej riposty. - Na handlowym szlaku spotyka się różne maszkary i dobrym uczynkiem jest je unieszkodliwić. Ty jesteś na to o wiele za ładna.
- Oh, dziękuję - chichot przeszedł w szczery śmiech. - Czyli wieszacie tylko maszkary. Możemy nie dotrwać, przy tej magii, jak już będę wielką czarodziejką, to nigdy nie będę zasuszoną babulką.
- Masz magiczny talent? - podchwycił. - Twój ojciec o tym nie wspomniał.
- Na razie nie mam - mina jej zrzedła. - Ale będę miała, ciągle całe życie przede mną! - zadeklarowała z całą mocą.
- Po tych wszystkich cudach, które się wydziwiały na świecie… wszystko jest możliwe - zgodził się Aldym zatrzymując się przed pustym miejscem na ścianie. - Na mnie też jeszcze czeka dużo rzeczy. Chociażby zgładzenie potwora.
- Naprawdę chciałbyś się uganiać za tymi paskudztwami? - skrzywiła się i zadrżała na samą myśl, że ona miałaby to robić. - Ja bym wolała coś tworzyć. Albo dawać szczęście i przyjemność. I brać, ma się rozumieć - zamruczała na moment pogrążając się w marzeniach.
- Tradycja to tradycja - rozłożył ręce. - Jak mógłbym po śmierci stanąć przed mymi przodkami i spojrzeć im w oczy? Poza tym włócznia mi się zakurzy, jeśli z niej nie skorzystam - dodał mimochodem.
- Och, o włócznię to podobno ja mam zadbać… - Leilena urwała, ugryzła się w wargę i przez moment nie zerkała na Aldyma. Mężczyzna również przez chwilę milczał. W końcu spojrzał uważnie na dziewczynę.
- Jeśli mogę być szczery… - nie czekał na pozwolenie. - Spodziewałem się, że ta sytuacja będzie dla ciebie trochę bardziej krępująca. Cieszę się, że podchodzisz do tego z dobrym humorem.
- Do wszystkiego tak podchodzę - powiedziała po prostu. - Słyszałam, że to może być przyjemne. Jak okaże się inaczej, to obmyślę inną strategię. Wiedziałeś coś o mnie zanim się pojawiłam? - spytała z pewną dawką ciekawości.
- Trochę. Jak to w ustawianych małżeństwach. Że jesteś inteligentna, elokwentna i piękna - wymieniał. - Ale to chyba mówią o każdej potencjalnej pannie młodej. Cieszę się, że tym razem to prawda.
- A ty jesteś komplemenciarz! - oburzyła się na niby, na policzkach jednak pokraśniała. Rumieniec to coś za czym nie przepadała, zbyt często ją zdradzał. - Tego potwora to planujesz zgładzić przed naszym małżeństwem? Wydaje mi się, że wolałabym tę włócznię żywą.
- Chyba wolałbym najpierw przetestować włócznię w bezpieczniejszych warunkach - zdecydował, zbliżając się do Lei.
- Pełna zgoda. Co nam wolno tej nocy? - nie odsunęła się, kiedy on się zbliżył.
- Chyba wszystko, na co mamy ochotę - odparł, biorąc ją w ramiona. Różnica wzrostu sprawiała, że dziewczyna patrzyła mu w tors, zamiast jak romantyczne opowieści nakazywały: w oczy. - Masz jakieś preferencje co do miejsca? Służba została odwołana. Nie licząc kamerdynera, posiadłość mamy dla siebie.
- To twój dom. Pokaż mi co ciekawsze miejsca - zasugerowała, zadzierając głowę. Odrobinę zaledwie zadrżała kiedy jej dotknął. Powtarzała sobie w głowie, że się nie boi. I że lepiej wykorzystać sytuację niż próbować ucieczek. Zresztą, chyba obecnie nie chciała uciekać. Było całkiem miło i to bez kontroli rodziców.
- Jest tutaj ładna sypialnia gościnna - stwierdził. - Życzysz sobie, bym cię tam zaniósł Leileno? Ta suknia wygląda na strasznie niewygodną.
- Tylko musisz zabrać jeszcze trochę wina, aby miałam odwagę być tam niesiona… - przyznała cicho, odganiając pokusę odmówienia.
Tym się akurat trochę zmartwił.
- Butelka została w salonie… - zauważył kwaśno. - A to w przeciwną stronę. I to na oczach tych wszystkich bestii - dodał, nie wypuszczając jej z objęć.
- Och, to będziesz musiał zrobić wszystko, żeby mnie bardziej ośmielić… - wymruczała cicho.
- Jeszcze bardziej? Nie wyglądasz, jakby brakowało ci śmiałości - zaśmiał się i pochylił. Spojrzał Lei głęboko w oczy i musnął wargami jej warg. Nie uciekła, a nawet zbliżyła się trochę. Na tyle, ile pozwolił dół najniewygodniejszej z sukien.
- Jestem dziewicą… - przyznała szeptem - ...wolałabym nagle nie spanikować i nie zacząć uciekać po tych korytarzach pełnych potworów…
- Wiesz, wino jest też w kuchni, a do niej nie musielibyśmy się cofać. Tylko nie wiem, czy jest dość romantyczna - ucałował jej policzek. - Ale nie musisz się do niczego zmuszać winem. Uszanuję twoje granice - obiecał, ale nie sposób było z pewnością określić czy szczerze.
- Ta noc to nasza szansa na poznanie czy się naprawdę możemy polubić… - otarła się o niego policzkiem. - No i potrzebujemy coś do picia tak czy inaczej. Nikt nie mówi, że mamy zostać w kuchni.
- A zatem, ku kuchni - zawyrokował, śmiejąc się przy tym jak młodzik. Złapał Leilenę za rękę i pociągnął za sobą. - Dziś rodzice nam niczego nie zabronią.
- Tobie chyba już nic nie powinni zabraniać. Nie jesteś dziewczyną i to w takim wieku jak ja - zauważyła Lei, posłusznie idąc za nim, chociaż musiała stawiać dwa kroczki na jego jeden.
- Rodzice zawsze uważają swoich potomków za małe dzieci. Wiek niczego nie zmienia - skręcili w lewo i wkrótce drogę zatarasowały im drzwi. - Chociaż nie. Z wiekiem dalej uważają, że zrobimy sobie krzywdę jak tylko spuszczą nas z oka, ale jednocześnie nakładają na nas więcej obowiązków - Barrow pchnął skrzydła, otwierając kuchnię na oścież. Wnętrze było ciemne jak to w nocy. - Rozpalę ogień - zaoferował i zaczął coś mruczeć pod nosem.
- Szkoda czasu, no chyba, że nie wiesz gdzie to wino, które możemy podkraść - Lei wyszeptała konspiracyjnie i niby to przypadkiem zahaczyła swoją dłonią o ciało Aldyma, przesuwając ją po nim. Chyba go to trochę zaskoczyło, bo umilkł i z obiecanego ognia nic nie wyszło. Odchrząknął za to.
- Wiem. Podkradałem stąd wino jeszcze jak byłem mały - przyznał się i śmiało zagłębił się między szafki. Stuknęły jakieś drzwiczki, zaskrzypiała jakaś szuflada i wkrótce mężczyzna ogłosił tryumfalnie. - Mam! Chyba czerwone, może być?
- Rodzice mi nie pozwalają pić, więc może być jakiekolwiek, byle nie zbyt gorzkie - zaśmiała się, słuchając jego poczynań. Najwyraźniej potrafił się rozkręcić i coś jeszcze mogło z niego być.
Po paru odgłosach szamotaniny rozległ się huk wyciąganego korka.
- Panna Leilena życzy sobie kieliszki, czy wypijemy z butelki? Nikt nas nie skarci - kusił z ciemności.
- Butelka - zdecydowała od razu, psoty do niej bardzo przemawiały. - Ale w sypialni. Będzie wygodniej… - nie dodała co jeszcze może tam być.
- Nie zwlekajmy zatem - powiedział entuzjastycznie, pojawiając się w kręgu światła z korytarza i śmiało biorąc dziewczynę pod ramię. Czy wizja spędzenia z nią czasu w sypialni wprowadzała go w taki nastrój?


__________________________
1 - grafika autorstwa victorian-dandy
 
Zapatashura jest offline  
Stary 22-04-2018, 16:39   #2
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
A sypialnia naprawdę była opodal. Na tyle blisko, że chyba gości musiały rano budzić zapachy przygotowywanego śniadania. Aldym odstawił butelkę na stolik pod ścianą i zaklaskał w dłonie. Jak na zawołanie pokój rozjarzył się błękitną, niemal baśniową poświatą. Naprzeciwko drzwi stały dwa pojedyncze, posłane łóżka ze stosem poduszek na każdej.
- Och, będziemy spać osobno, jakie to słodkie z twojej strony! - Lei zrobiła słodką minę, spogladając na Barrowa kocimi oczami. Podeszła do łóżka i już miała się na nie rzucić, kiedy przypomniała sobie o swoim stroju. - Ale w tej sukni będę mocno wystawać na boki…
- A masz jakiś pomysł, by temu zaradzić? - spytał, samemu zrzucając z siebie swój ciemny płaszcz. Jednak nie był ubrany jak na stypę, kamizelkę pod spodem miał zieloną.
- Pewna pani zapinała mi to z pół dzwonu. Nie wiem czy jesteśmy sobie w stanie poradzić z tym problemem - zawyrokowała, spoglądając na szeroki klosz czerwonego materiału podtrzymywanego pod spodem jakimiś diabelskimi drutami. - Mam ochotę to zniszczyć i spalić. Co ja sobie myślałam? Tylko wtedy nie będę miała w czym wrócić.
Ze zdenerwowania jej gadulstwo stało się jeszcze wyraźniejsze.
- Zawsze mogę ci sprezentować inną suknię, jeśli na tej ci nie zależy - zaoferował pół żartem, pół serio. - Albo możemy pobawić się w żeglarzy i wspólnie zabrać się za te wszystkie węzełki - przedstawił alternatywę.
- Większość jest z tyłu - zauważyła. - Na inną suknię w tym kroju się nigdy nie zgodzę. A skąd miałbyś mieć coś na mnie pasującego?
Mimo wszystko spróbowała wdrapać się na łóżko. Zachwiała się, ale ostatecznie udało się na nie wejść i stanąć.
- Patrz, zasłaniam prawie całe - roześmiała się. - I jestem prawie tak wysoka jak ty!
- Nawet trochę wyższa - ocenił, podchodząc i wyciągając w jej kierunku wino. - Nie chciałem ci psuć niespodzianki, ale na podarek kazałem przygotować dla ciebie dwie suknie. W kroju bardziej halruaańskie - znaczyło to mniej więcej tyle, co przewiewne. Halruaa było dość ciepłym państwem.
- Podoba mi się ten pomysł. Patrz, nasza pierwsza noc i już będziesz ze mnie zrywał ubranie! - uśmiechnęła się do niego, odrobinę speszona bliskością i swoimi słowami. Wzięła wino i pociągnęła łyk z butelki, krzywiąc się troszeczkę od smaku, do którego nie była przyzwyczajona.
- Zważaj co mówisz, bo jeszcze potraktuję twe słowa poważnie - ostrzegł, obchodząc Leilenę i sięgając do pierwszego lepszego wiązania jej sukni.
- Mówię poważnie. Założyłam to specjalnie, ale zmieniłam zdanie. Nie lubię tej sukni - powiedziała pewnie, wcale tak pewnie się nie czując. Właśnie obcy w końcu mężczyzna zaczynał ją rozbierać. Dla odwagi wzięła drugi łyczek.
- Skoro tak - mruknął i odebrał od dziewczyny butelkę. Samemu pociągnął z niej głęboki haust i odstawił na nocną szafkę. - Pożegnaj zatem swój znienawidzony ubiór - zaśmiał się i szarpnął materiał. Okazał się jednak solidnie zrobiony i Barrow musiał szarpnąć ponownie nim coś trzasnęło i rozerwał się szew. Suknia od razu zrobiła się luźniejsza.
To było ciekawe doświadczenie. Lei zachwiała się na łóżku i musiała podtrzymać ramienia Aldyma, śmiejąc się przy tym.
- O tak, pokaż jej!
Mężczyzna bardzo chętnie poddał się takim zachętom. Czerwony materiał pruł się coraz bardziej pod rozentuzjazmowanymi szarpnięciami, odsłaniając coraz więcej i więcej z tego, co rudowłosa skrywała pod spodem. Zupełnie naga tam nie była, rodzice nigdy by nie pozwolili na tylko jedną warstwę. Ale swoje wywalczyła. Ciężka suknia przykrywała jedynie gorsecik uwypuklający i nie w pełni ukrywający małe piersi, dolną bieliznę, której projektant mógł być impotentem oraz białe pończoszki za kolano. Wszystko to powoli stawało się widoczne, przy uciesze Lei, która zdążyła zapomnieć o swojej powiększającej się nagości.
- Bestia chyba już cię dłużej nie utrzyma - stwierdził mężczyzna, chwytając dziewczynę pod ramiona. - Wyskakuj z tego klosza - polecił i uniósł ją w górę. Udało się to połowicznie. Lei faktycznie wyswobodziła się z drucianej klatki, ale Barrow trochę przecenił swoje siły, stracił równowagę i oboje runęli na drugie łóżko. Na szczęście poduszki były naprawdę miękkie.

Rudowłosa najpierw się roześmiała, ale chwilę później pojęła pełnię tej sytuacji. Leżała do niego przodem, prawie nagim ciałem, z piersiami częściowo wysuniętymi z gorsetu, dysząc szybko.
- Przepraszam - szepnęła. - Chyba chciałeś romantycznie, ale ja jestem zbyt zwariowana…
Nie odpowiedział na te przeprosiny. Zamiast tego uciszył ją pocałunkiem, śmielszym od tego z korytarza, bardziej namiętnym. Nie umiał też, albo po prostu nie chciał, dłużej trzymać rąk przy sobie. Zamiast tego zaczął badawczo przesuwać nimi po ciele Lei. Wydała z siebie westchnięcie. Nie miała doświadczenia w tym wszystkim osobiście, ale podejrzała wystarczająco dużo par, aby wiedzieć jak sprawy wyglądają. Otworzyła się na jego pocałunek, zamierzając śmiało wyjść temu naprzeciw i nauczyć się jak najwięcej. I nie myśleć o tych dłoniach wprawiających ją w dreszcze. Przesuwających się niżej i niżej. Materiał gorseciku najwyraźniej jakoś nie przypadł mężczyźnie do gustu. Znacznie bardziej spodobały mu się pośladki, które ścisnął z entuzjazmem. I nie przestawał całować Leileny. Jego wargi miały smak wina. Ona nie pozostawała mu dłużna, gnana ciekawością i potrzebą poznawania tych co lepszych elementów składających się na życie. Wysunęła język, bo widziała, że inni tak robili i spróbowała go włączyć do tych pocałunków, zapominając albo nie dbając o dłonie zwiedzające jej kształtne pośladki okryte zbyt dużą bielizną. Działania dziewczyny trochę zbiły z tropu starszego mężczyznę, choć chyba powinno być odwrotnie.
- Nigdy się tak nie całowałem - wyznał. Zaraz jednak dodał - chyba mi się podoba.
- Ja też nie - wyszeptała, zdyszana jak po długim biegu. - Ale widziałam, że tak robią - zachichotała. - Mówiłeś, że byłeś z pewną panią.
- Tak - potwierdził. W sytuacji w której byli nie było sensu się krępować. - Ale z nią robiłem, jakby to powiedzieć… co innego. Trochę.
- Jak to? - ciekawość natychmiast przyniosła pytania. - Co robiliście?
- Niby się całowaliśmy, ale gdzie indziej - omijał szczegóły z premedytacją, albo wcale nie był taki wielce doświadczony.
- Widziałam kiedyś, jak pan wszedł pod sukienkę służącej. Tam też można lizać? - młodzieńcza wyobraźnia była bujna, ale Lei koniecznie chciała się upewnić co do szczegółów tego co podejrzała.
- Tam. I po szyi, i piersiach, i udach - wymieniał. - Kurtyzana w każdym razie tam wolała. Ale mogła tak po prostu mówić. Dla nich to chyba żadna przyjemność - wysnuł przypuszczenie, ale wzrok uciekał mu ku wspominanym częściom ciała.
- Ja mam małe piersi - westchnęła, zerkając na swój dekolt, jak gdyby rozmowa o tym była zupełnie zwyczajna. Jej umysł galopował na wszystkie strony, wypierając wstyd, zażenowanie i podobne odczucia. - Dlaczego dla niej to żadna przyjemność? To dlaczego to robi?
- Bo to najstarszy zawód świata - westchnął. - Ale my chyba nie powinniśmy rozmawiać o kurtyzanach - zreflektował się. - Wolałbym na przykład pomówić o twoich piersiach. Szczególnie, gdybyś je pokazała - uśmiechnął się łobuzersko. No i nie był to chyba równy układ, bo on wciąż był w kamizelce, a pod nią miał jeszcze koszulę.
- Nie dość, że zepsułeś moją sukienkę, to jeszcze mam coś pokazywać? - oburzyła się na niby i pokazała mu język, całkiem po dziecięcemu. - Teraz twoja kolej!
- A co chcesz zobaczyć? - odwrócił kota ogonem.
- Wszystko! - odpowiedziała natychmiast.
- To musiałabyś ze mnie zejść. A nie wiem czy chcę - ścisnął jej pupę.
- Aj! - pisnęła, wiercąc się na nim. - To niesprawiedliwe, ja nie mogę cię tak pomacać!
- No dobrze - uległ. - Zejdź, to się rozbiorę - obiecał.
Ciekawość wygrała nawet z kolejnym komentarzem. Zsunęła się z niego i usiadła na łóżku, przelotnie zerkając na szczątki po sukni.
- Powiem samą prawdę, że to ty ją zniszczyłeś. Wtedy rodzice nie powinni marudzić.
- I teraz mi o tym mówisz? - udał, że się przestraszył. Na pewno udał, bo przecież to nie ze strachu zdjął kamizelkę i rozpiął koszulę. Klatkę piersiową bujnie porastały mu włosy. - Jeśli poczujesz się lepiej, to możesz podrzeć coś mojego.
- Ja jestem delikatna i słabiutka, nie dam rady podrzeć tego twojego grubego stroju… - wymruczała, bo już nie myślała o darciu i sukni, a o rozbierającym się przed nią mężczyźnie. Widziała już ich na golasa kilka razy, ale nigdy tak blisko.
- No to chyba mi się poszczęściło - rzucił koszulę w kąt i zabrał się za rozwiązywanie troczków u spodni. - Nie jesteś mściwa, a to dobra cecha u żony - spodnie opadły mu do kostek i stał już w samej bieliźnie, która była z przodu mocno wybrzuszona.
- Och… - oblizała się, nachylając ku niemu. Przestawała żałować tego całego małżeństwa w tej chwili. - Pokaż mi jaki ty jesteś… - wyszeptała.
- A co dostanę w zamian? - ostatecznie był handlarzem, targowanie się miał we krwi. Na zachętę jednak zatknął kciuki za krawędź materiału.
Przełknęła głośno ślinę i nie odrywając od niego wzroku, powoli przesunęła dłońmi po swojej talii, zatrzymując je na piersiach, które przykryła. Podobnie jak on wcisnęła palce pod materiał, mocno się przy tym rumieniąc.
- Twoje piegi ślicznie wyglądają, kiedy się rumienisz - skomplementował. Nie miał chyba już ochoty na droczenie się, bowiem zsunął bieliznę i na oczach Leileny wyprostowała się podniecona męskość. Dziewczyna nie miała dużego doświadczenia i trudno jej było stwierdzić, czy była duża czy mała, ale z takiej odległości i tak robiła wrażenie. Przygryzła dolną wargę i zanim odwaga ją opuściła, pociągnęła gorset w dół. Na tyle, aby małe i sterczące piersi wypadły z niego na wolność, podrygując na oczach Aldyma.
- Piersi też masz śliczne - nie ustawał w komplementach. - Aż chce się je całować - jak powiedział tak i zrobił. Pochylił się nad dziewczyną i musnął wargami jeden z sutków.
Dreszcz przepłynął po ciele Lei. Wciągnęła głośno powietrze i zamiast odgonić natręta, wypięła w jego stronę swoje cycuszki. Co by nie mówiła siostra, pozwalanie mu na dotykanie swojego ciała na razie przynosiło same przyjemności. Barrowowi też musiało się podobać, bo nie ustawał w swym badaniu jej młodego ciała. Kiedy ustami i językiem pieścił jedną pierś, dłonią delikatnie zaczął masować drugą. Cała się w niej mieściła! Można by powiedzieć, że po prostu do niej pasowała. Mężczyzna stwierdził jednak, że chyba jest zbyt monotonny w swych staraniach i postanowił ucałować drugą pierś, a pomacać pierwszą. Może chciał się przekonać, która jest jego ulubioną? Te zabawy coraz bardziej podobały się również Leilenie. Dziewczyna zaczęła cichutko mruczeć, zadowolona z ciepłego dotyku dłoni i mokrego języka, wywołującego jakże przyjemne sensacje w jej ciele. Rozchodziło się po nim ciepło, a tam na dole również coś więcej. Wiedziała już co to jest, w końcu była ciekawską dziewczyną, zagorzałą badaczką tajemnic.
- Może - pytał między kolejnymi liźnięciami. - Masz… ochotę… na coś… innego? - sam jednak nie tracił entuzjazmu i chyba mógłby się bawić jej biustem całą noc.
- Na wszystko - wyszeptała urywającym się głosem, chociaż tak naprawdę nie wiedziała co się w tym wszystkim zawiera.
- Jaka zachłanna - roześmiał się. - Ale do dalszych zabaw musiałabyś się rozebrać - ostrzegł. - Te pantalony i tak ci nie pasują - dodał.
Przez moment nic nie mówiła i zamarła w bezruchu. Musiał usłyszeć jak znów przełknęła ślinę.
- Będziesz musiał mi z tym pomóc - ledwie słychać było jej następne słowa.
Aldym zsunął się z łóżku i ukląkł przed jej nogami. Palcami pogładził jej pończochy.
- Naprawdę nie pasują ci te pantalony - powtórzył. - Psują taki ładny efekt - sunął powoli w górę jej nogi, do kolana. - Gorsecik i pończoszki zupełnie by wystarczyły - droczył się, aż dłoń zaczęła przesuwać się po odsłoniętym udzie. - Ojej - westchnął nagle z teatralną manierą. - I chyba zmoczyły się od wina!
Barrow wyraźnie nabierał animuszu, a Lei na moment go straciła. Płoniła się, ciągle sztywno siedząc na łóżku. Odsłonięcie piersi to jedno, ale łona to już co innego. Nie powiedziała wię nic, ale dziwne przyjemne odczucie w głębi ciała sprawiało, że nie broniła mu dostępu do siebie w żaden sposób. On chyba jednak zinterpretował jej spięcie inaczej. Nie spieszył się do zrywania z niej bielizny, zamiast tego masując wnętrze ud Leileny. W swoim zamierzeniu chyba chciał jej dać czas na oswojenie się z sytuacją. Ewentualnie po prostu spodobały mu się jej uda. Podniecenie rosło w niej szybko, opory malały, chęć stawała się tak duża, że nawet małżeństwo do końca życia nie wydawało się taką straszną perspektywą. Uda powoli rozjeżdżały się na boki, wystawiając więcej nagiego ciała na wyraźnie działające pieszczoty. Na mężczyznę działało to jak kuszenie. Pochylił głowę i przejechał koniuszkiem języka wzdłuż odsłoniętego ciała, a kiedy natrafił na materiał bielizny, zamiast przestać zaczął go całować. Lei usłyszała jak wącha jej aromat, a po chwili poczuła jak całuje przez majtki jej szparkę. Westchnęła, bo pomimo materiału bardzo wrażliwe tam ciało natychmiast reaguje na ten dotyk. Na krótką chwilę uda wykonały ruch, zaciskając się na jego głowie, ale błyskawicznie zmusiła je do posłuszeństwa i wpuszczenia gościa pomiędzy. Dłonie powędrowały do jego włosów, wsuwając się w nie. Aldym odczytał to jako zachętę i po omacku zaczął poznawać jej łono. Odczucie było złożone - trochę łaskotało przez materiał, było mokro od jego śliny i jej własnego podniecenia, ale głównie było… przyjemnie. Ani odrobiny nieprzyjemności i bólu. Owszem, to nie było do końca to, lecz Inis była taka pewna, że to wszystko co robi się z mężczyznami jest takie nieprzyjemne! Leilena odprężała się coraz bardziej, odchylając głowę w tył i wzdychając.
- Czy… jest ci dobrze? - zapytał nieoczekiwanie mężczyzna cichym głosem. - Kurtyzana mówiła, że to przyjemne… - dodał w gwoli wyjaśnienia. Chyba wcale nie był pewny, czy wie co robi.
- Ja… tak… tylko… - zawahała się. - Byłoby jeszcze lepiej… no wiesz… - jąkała się i plątał się jej język, ale chwyciła palcami na chwilę swoje pantalony w bezgłośnej prośbie o bardziej bezpośrednią pieszczotę.
- Rozumiem - potwierdził, lecz znowu naszła go ochota na drażnienie się. - Ale podarłem ci już suknię. Może zdejmiesz je sama?
- Dama nie powinna… tak sama… przed mężczyzną… - wydukała to co słyszała od zdecydowanie bardziej wyważonych i ułożonych kobiet, niż sama była, z palcami świerzbiącymi do jak najszybszego zdarcia z siebie reszty ubrań.
- Nawet tej nocy? - zdziwił się. - Myślałem, że o to w niej chodzi, że wszystko wolno.
- Co sobie o mnie pomyślisz? - zapytała, spoglądając na niego. Ten ruch wprawił małe piersi w lekkie drżenie, dowodząc ich dużej sprężystości.
- Jeśli sądzić z tego, co myślę do tej pory, to pewnie to że jesteś piękna - rzucił kolejnym komplementem. - I że po ślubie nie będzie nam się nudzić w alkowie.
- Albo uznasz, że nie nadaję się do ślubu bo jestem zbyt łatwa? - odpowiedziała pytaniem, walcząc sama ze sobą. Chciała tego ślubu, czy nie chciała? Na pewno pragnęła skorzystać z chwilowej wolności. Tego jednego była pewna.
- Zbyt łatwa dla narzeczonego? Chyba powinienem się cieszyć, że nie jesteś nieprzystępna - zaśmiał się i by dodatkowo ją zachęcić zaczął masować jej kobiecość przez bieliznę.
- Niektórzy podobno lubują się w zdobywaniu… - wymruczała, czując ponownie jego dotyk. Może to przeważyło, może co innego, ale palce dziewczyny wsunęły się pod materiał pantalonów, powoli i nieśmiało zaczynając je zsuwać z bioder. Aldym uśmiechnął się na ten widok i nie przestawał się uśmiechać, gdy bielizna zsuwała się coraz niżej i niżej. Jeśli już, to cieszył się coraz bardziej. Najwyraźniej mężczyzn uszczęśliwić było łatwo.
- W tym świetle nie widać najlepiej - mruknął o błękitnej poświacie. - Ale tutaj chyba też jesteś ruda.
- Oczywiście, że jestem - Leilena powiedziała z oburzeniem. Dłonie jej drżały, ale nie przestała się obnażać przed tym w sumie ciągle obcym mężczyzną. Surrealizm tego wszystkiego pozwalał wyobrażać sobie, że to nie dzieje się w pełni naprawdę, dzięki czemu nie musiała się zatrzymywać. - To mój naturalny kolor włosów… - dodała cicho, bowiem pantalony znajdowały się już naprawdę nisko. Barrow dopiero wtedy nabrał ochoty, by jej pomóc, choć po prawdzie nie było już w czym. Oboje byli przed sobą obnażeni, pantalony zostały ciśnięte w kąt. Technicznie rzecz biorąc Lei nie była naga, wciąż miała pończochy i przekrzywiony gorset, ale one niczego nie ukrywały.
- To wyjątkowy kolor - odparł pośpiesznie, jakby przestraszył się że akurat ta jego uwaga mogła być obraźliwa. - I ty też jesteś wyjątkowa. Kandydaci muszą ustawiać się chyba w kolejki… W każdym razie cieszę się, że to ja tu z tobą dziś jestem.
- Jeśli się ustawiają, to przed nimi stoi mój ojciec z wielką maczugą… - wyszeptała, cała zarumieniona. Cieszyła się, że światło nie pozwala dostrzec wszystkich szczegółów i odcieni. Z drugiej strony sama ciągle zerkała na mężczyznę. - Tylko kilka razy widziałam, aby się ktoś za mną oglądał. Może to dlatego, że nie chodzę w pięknych sukniach i nie mam takich długich włosów z wplecionymi w nie kokardkami i wyglądam czasami jak chłopiec - zachichotała niespodziewanie. Zdała sobie sprawę, że wcale nie odczuwa wstydu, tylko coś innego, czego jeszcze nie umiała określić.
- Ja tam nie widzę w moim łóżku żadnego chłopca - zaoponował Aldym. Klęczał cały czas przy łóżku, przez co jego nagości w większości nie było widać. - I absolutnie nie wierzę, że mężczyźni nie oglądają się za taką ognistą dziewczyną. Musiałabyś mieć całe ubranie tak nudne jak tamte pantalony - zaśmiał się, ale chyba po głowie chodziło mu coś innego niż żarciki. Pochylił się ponownie i delikatnie ucałował nagie łono.
Chciała coś odpowiedzieć, ale nagle zapomniała co. Z ust Lei wydobyło się westchnięcie, kiedy delikatne ciało zostało dotknięte wargami i podrażnione przy okazji wąsami Aldyma. Opadła plecami na łóżko, a że leżała w poprzek, to głowa wygięła się lekko w tył, nie mając podparcia.
- Inni… nie widzą tego co ty teraz - szepnęła, a uda rozchyliły się jakby bardziej.
- Zadziornej, pewnej siebie kobiety? - spytał. Postanowił też, że spróbuje czy pocałunek z języczkiem, którego chwilę wcześniej nauczyła go Leilena, sprawdzi się równie dobrze przy tych dolnych wargach.
Sprawdził się. Nie żeby Lei miała doświadczenie w tym co najbardziej lubi, ale chwilowo okazało się, że to właśnie to. Westchnęła głośniej, a kiedy mężczyzna nie przerywał przez moment, westchnięcie zamieniło się w cichy jęk.
- To… przyjemne… - wydyszała. Kochanek zdwoił zatem wysiłki, śmielej i głębiej zapuszczając się swym językiem. Jego ręce przy tym nie próżnowały. Jedna gładziła odsłonięte udo, za to drugą bez kłopotu sięgnął dziewczęcej piersi, którą delikatnie ścisnął ciesząc się jej sprężystością. Z zajętymi ustami nie prawił już Lei komplementów, ale wielbił ją w znacznie przyjemniejszy sposób. O wiele przyjemniejszy. Kiedy tylko natrafił - celowo lub przypadkiem - na co bardziej wrażliwy fragment, ciało rudowłosej wyginało się i drgało, niczym u marionetki posłusznej kierującej ją dłoni. Oddychała coraz szybciej i szybciej, a umysł przestały wypełniać niepotrzebne myśli, obecnie w pełni skupione na własnym szczęściu. Całkiem już pozbawiona wstydliwości uda rozłożyła szeroko w pragnieniu dopuszczenia miłego języczka jak najdalej. Aldym skrzętnie korzystał z takiej "otwartości", całując, liżąc, wsuwając się w wilgotne wnętrze. Leilena czuła, jak po ciele przechodzą jej ciarki i dreszcze. Odczucie było inne niż kiedy zdarzało jej się pieścić samą siebie. Bardziej obezwładniające. I bardziej je lubiła. Jej ciało samo zaczynało na to reagować, dłonie poruszały się samoistnie, wiedząc co chcą robić. Jedna dotykała jego włosów, druga zaciskała się kurczowo na pościeli, gdy ciało wyginało się i drżało. Z ust wydobywały się coraz głośniejsze jęknięcia i stęknięcia.
- Inis nie miała racji… to takie przyjemne… och… - wzdychała. Widać było, że nie będzie należeć do grona tych cichych. I nagle świat postanowił zawirować. Przez plecy Leileny przeszedł lodowaty dreszcz, a sypialnia rozbłysła jasnym, rażącym światłem. Coś uderzyło głucho o podłogę a w powietrzu rozszedł się nieprzyjemny swąd spalenizny.

Leilena krzyknęła, nagle podniecenie prysło. W głowie już cofała swoje słowa, próbując rakiem cofnąć się jak najdalej od tego odgłosu i jednocześnie szeroko otwierając oczy, aby dojrzeć co się stało. Chociaż przez moment widziała tylko oślepiające gwiazdy. Pokój znowu skąpany był w delikatnym błękicie, lecz był niepokojąco cichy. Jęki przyjemności i odgłosy pocałunków po prostu się ulotniły. Nie słychać też było głosu Aldyma. Ten leżał nieruchomo obok łóżka, z przypaloną brodą. Pościel dymiła, jakby miała zaraz zająć się ogniem. Przestraszona nie na żarty zaczęła gasić pościel tym czy miała pod ręką, co okazało się być pantalonami. Były chociaż trochę wilgotne. Dopiero jak opanowała tę sytuację, rzuciła się do Barrowa, próbując ustalić co z nim. Był niewątpliwie nieprzytomny, ale z ulgą stwierdziła że oddycha. Poszturchiwania ani klepanie po twarzy nie wystarczyło jednak, żeby go wybudzić. Cokolwiek Inis myślała o stosunkach z mężczyznami, to co właśnie przytrafiło się Lei było gorsze. Nie miała pojęcia co robić. Służba została odwołana, a ona nie mogła go tak po prostu tu zostawić. Nie miała pojęcia co się stało. Tak nie powinno być, to wiedziała na pewno. Poszukała wzrokiem wody, znajdując wino. Wzięła butelkę i spróbowała polać Aldyma po twarzy z nadzieją na ocucenie go. Dopiero to zadziałało. Zamrugał oczami, ale wzrok miał rozbiegany i nie potrafił go na niczym skupić. W pierwszym odruchu spróbował się podnieść, ale ręce się pod nim ugięły i z powrotem wylądował plackiem na ziemi. Na domiar złego wciąż nic nie mówił.
- Nie ruszaj się - wyszeptała. - Co się stało? - jej głos był pełen przerażenia. - Macie tu gdzieś mikstury leczące? - pytała szybko, odstawiając butelkę i macając ciało Barrowa w poszukiwaniu widocznych lub wyczuwalnych ran. Zapomniała całkiem, że oboje są na dobrą sprawę nadzy. Mężczyzna musiał uderzyć się w głowę, czuła pod palcami jak rośnie mu guz. Ponad to, nie umiała stwierdzić co się stało. I co spaliło mu kawałek brody.
- Uuuj...ooo...uuj - zdołał wyjęczyć.
Poszukała wzrokiem czegoś zimnego, ale nic nie rzuciło się w oczy, dlatego pochyliła się i zaczęła masować miejsce, w które się uderzył. Na tyle intensywnie, że jej małe piersi drgały mu niemalże przed oczami.
- Przepraszam… nie wiem co się stało… to byłam ja? - wyrzucała z siebie słowa. - Teraz to będzie… jesteś na mnie zły?
Barrow był jednak zbyt oszołomiony, żeby ją zrozumieć, bowiem dalej jęczał.
- Uuj...oo...kuj.
Zupełnie bezradna, ciągle nie wiedząc gdzie szukać pomocy w miksturach i innych medykamentach, nachyliła się jeszcze bardziej i zaczęła go całować po twarzy.
- Będzie dobrze… oddychaj… pokaż mi co mogę zrobić… - szeptała przy tym, zupełnie tracąc głowę.
- Mój… pokój - wydusił w końcu z siebie i ponownie stracił przytomność.
Krzyknęła, odsuwając się trochę. Przełknęła ślinę. Tylko gdzie był jego pokój?! Zerwała się na nogi i zapominając o stanie swojej garderoby wybiegła na korytarz, rozglądając się. To był pokój gościnny, pokój panicza musiał być gdzie indziej. Może na piętrze? Wybrała kierunek i ruszyła na poszukiwania. Posiadłość Barrowów nie była może ogromna i liczba jej skrzydeł nie dorównywała ważce, ale przeszukiwanie jej pokój po pokoju i tak mogłoby zająć bardzo dużo czasu. Szczęściem w nieszczęściu było to, że nagły harmider i paniczne bieganie wzbudziło zainteresowanie jedynego pozostałego członka służby - starego kamerdynera.
- Co się tam dzieje? - zapytał podniesionym głosem z głębi korytarza przez który akurat przebiegała Lei.
- Oh! - zdyszana rudowłosa zatrzymała się, przypomniała o swojej nagości i nabrała powietrza w usta. - Panicz stracił przytomność w pokoju gościnnym! - krzyknęła, chowając się za róg, aby przypadkiem mężczyzna jej nie zobaczył. Nie całej. I nie z przodu. Spróbowała szybko poprawić gorset. - Zanim to zrobił to powiedział, że w jego pokoju może być coś leczącego!
- Och, na Azutha! - usłyszała okrzyk staruszka i pośpiesznie oddalające się kroki. Na szczęście kamerdyner zdecydował, że ratowanie panicza jest ważniejsze niż przepytywanie Leileny… przynajmniej na razie. Bo bez pytań chyba się nie obędzie. Nie dreptał też w kierunku pokoju gościnnego, więc pewnie udał się po leczące specyfiki o których powiedziała mu dziewczyna. Rudowłosa uznała, że tak musi być. Już i tak nabroiła, nie chciała być jeszcze oskarżona o próbę kradzieży. Starając się poprawić gorset, ruszyła szybko w drogę powrotną do Aldyma.
Panicz Barrow leżał tam, gdzie go zostawiła, oddychając płytko. Błękitna poświata, która jeszcze parę minut temu wyglądała romantycznie, teraz była upiorna. Mężczyzna wyglądał w niej tak blado, jakby umierał i wcale nie wykluczone, że tak było. Kamerdyner dotarł do sypialni parę minut później i ponownie zakrzyknął.
- Na Azutha!
W dłoni trzymał jakąś zakorkowaną buteleczkę. Lei zdążyła wciągnąć pantalony i przykryć się największym fragmentem sukni oraz kołdrą.
- Nie wiem co się stało… - powiedziała od razu, jak tylko kamerdyner wszedł do pokoju. Oddycha, ale… nie wiem… - zaczęła łkać, bo to wszystko do niej wreszcie docierało.
- Paniczu Aldym! - staruszek nie słuchał dziewczyny. Zamiast tego zbliżył się do Barrowa i z wyraźnym trudem uklęknął przy nim. Odkorkował eliksir i bardzo powoli wlał odrobinkę w usta mężczyzny. Aldym rozkaszlał się, co odrobinę go otrzeźwiło. Na tyle, że kolejne podawane mu porcje mikstury był już w stanie przełknąć.
- Tylko ostrożnie paniczu, powoli - gorączkował się kamerdyner, ale z Barrowem było coraz lepiej. Oddychał coraz głębiej i nawet dał radę trochę się podnieść i oprzeć o brzeg łóżka.
Lei odetchnęła, zdając sobie sprawę, że przez jakiś czas wstrzymywała oddech.
- Jak… jak się czujesz Aldymie? Pamiętasz co się stało?
Wciąż zdezorientowany odpowiedział wprost, nie krępując się przed swym służącym.
- Kochaliśmy się i nagle poczułem straszny ból - powiedział. - Oślepił mnie błysk, a potem wszystko zrobiło się ciemne. Jakby… uderzył mnie… piorun - ostatnie słowa wypowiadał coraz wolniej i wolniej. Spojrzał na Leilenę z mieszaniną zdziwienia i strachu.
- Ja… nie umiem takich rzeczy przecież! - powiedziała szybko, wyciągając ręce w obronnym geście. - To… ja nie wiem co się stało, zaczęło mi się kręcić w głowie, a potem to… - dukała.
- Powiadomię straże - zdecydował kamerdyner. - To skandaliczne. Atakować panicza... - nie dał rady dokończyć, bo przerwał mu Aldym.
- Nie będziesz zawiadamiać żadnej straży, Albercie - zabronił mu. Dzięki leczącemu eliksirowi nabierał kolorów i głos miał coraz mocniejszy. - Jesteś zaklinaczką? - spytał dziewczyny.
Pokręciła głową.
- Nic mi o tym nie wiadomo… a jestem już za stara na pierwsze objawienia mocy, tak mi mówiono - przełknęła ślinę. - Moi rodzice nie przejawiają silnych magicznych talentów, myślałam, że ja wcale żadnego nie mam…
- To na pewno jakieś efekty Plagi Zaklęć. Albo dzikiej magii - gorączkował się kamerdyner. - To trzeba koniecznie zgłosić. Arcymag Iwulius musi o tym usłyszeć!
W Halruaa tradycyjnie czarodzieje i czarodziejki, którzy rezygnowali z zasiadania w Radzie Starszych osiedlali się poza miastami i piastowali stanowiska lokalnych burmistrzów. Iwulius był właśnie takim starym magiem. Lei westchnęła.
- Moja mama też chyba powinna się dowiedzieć - dziewczyna poczuła się nagle obca w tym miejscu. - A ja nawet nie mam sukienki.
- Weź te, które dla ciebie kupiłem - zaoferował Barrow. - Albert ci je przyniesie, a potem zaprowadzi do stangreta. - Powinnaś od razu powiadomić rodzinę. Taka nieopanowana magia jest bardzo niebezpieczna - nie dodał, że przekonał się o tym na własnej skórze.
Dała radę tylko skinąć głową.
 
Lady jest offline  
Stary 23-04-2018, 22:31   #3
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Ojciec i matka byli bardzo przestraszeni, gdy dowiedzieli się o wydarzeniach z posiadłości Barrowów. W innych okolicznościach manifestacja magicznego talentu mogłaby być powodem do radości, ale nie w sytuacji gdy Leilena omal nie zabiła swojego narzeczonego. Rzecz jasna w takiej sytuacji perspektywa ślubu stanęła pod wielkim znakiem zapytania, a Aldym nie skontaktował się z nią od feralnego dnia. Skontaktował się za to kto inny. Sam arcymag Iwulius, mimo podeszłego wieku, zgodził się by zbadać sprawę. Plotkowało się, że tacy starzy magowie zwyczajnie się nudzą i od czasu do czasu łapią się byle pretekstu by wyjąć nos ze swoich zakurzonych ksiąg. Może Lei stała się właśnie takim pretekstem? Została zawieziona przez uczniów Iwuliusa do jego wieży i choć oficjalnie miała to być wizyta nieomal medyczna, to pod nieprzyjemnymi spojrzeniami czarodziejów Lei czuła się jakby była wysłana przed sąd i kata jednocześnie.
I tak oto siedziała w prostej komnacie, urządzonej tak skromnie, że aż przypominała celę klasztorną… albo więzienną. Kazano jej czekać i strasznie się to wszystko dłużyło. Gdy drewniane drzwi komnaty zaskrzypiały i otworzyły się, Leilena o mało nie podskoczyła. Do środka wszedł chwiejnym krokiem bardzo stary człowiek. Rzadkie włosy ostały mu się jedynie po bokach głowy, za to brodę miał długą i bielutką. Wypisz wymaluj czarodziej z opowiastek dla dzieci.


1

Starzec stanął przed Leileną w milczeniu i przyglądał jej się mrużąc oczy. Może było to spowodowane słabnącym wzrokiem, ale w efekcie wyglądał jakby był na nią bardzo zły. Przełknęła ślinę. Tym razem przynajmniej nie wygłupiła się i nie wdziała ciężkiej sukni. W zielonych obcisłych spodniach, białej koszuli i zapinanym z przodu kubraczku pasującym do dolnej części odzienia, czuła się o wiele lepiej. I czekanie było znośne, aż do chwili, gdy pojawił się ON. Wielki mag. Jak dla niej to po prostu stary.
Tym razem jednak się udało. Ugryzła się w język zanim padły pierwsze słowa! Czekała w milczeniu.
- Spontaniczna manifestacja magii - mruknął chrypiącym głosem. - Z relacji ofiary można domniemywać, że była to wersja wstrząsającego chwytu. Poślednie zaklęcie, ale mogące zabić niespodziewający się niczego cel - arcymag stał wyprostowany, a przynajmniej na tyle wyprostowany na ile mogły pozwolić obolałe plecy. - A jak brzmi panny wersja, panno Mongle?
- Ja… nie wiem - powiedziała po krótkiej chwili zastanowienia. - Nie znam się na magii. Coś się stało. Błysk i on już leżał. Wie pan, to było to prawo… że możemy przed ślubem… i on właśnie mógł językiem… i wtedy to się stało - wydukała Leilena. Nie tylko wstydliwie, tylko czuła się dziwnie mówiąc o takich sprawach staremu, trzęsącemu się dziadkowi.
- To prawo? - powtórzył. - Próbnej nocy? Rozumiem, że była temu panna przeciwna?
- No… nie do końca… - trochę zaskoczyło jej, że chyba nie znał szczegółów. - Temu prawu trochę tak… ale temu językowi nie do końca.. - zarumieniła się, spuszczając wzrok.
- Nie do końca? - zapytał. - Czyli nie opierała się panna paniczowi Aldymowi? Proszę mówić szczerze, to może dużo wyjaśnić w materii manifestacji magii.
- Nie, nie opierałam się - powiedziała pewnie, trochę odzyskując rezon. Nie chciała tego ukrywać. To przywracało całkiem przyjemne wspomnienie, zanim oczywiście się zepsuło.
- Rozumiem - stwierdził tak po prostu staruszek. - Nie była to zatem podświadoma reakcja obronna. Czy wcześniej wykazywała panna jakieś magiczne talenty?
- Niestety żadnych - kolejna rzecz, której nie było po co ukrywać.
- Spotkania z wróżkami, diabłami, demonami? Przypominam, żeby mówić szczerze - poprosił z dobrodusznym uśmiechem.- Takie istoty potrafią obdarzyć magią.
- Tylko z diablicą, moją siostrą - odparła Lei nieco zgryźliwie.
- To nie pora na żarty - skarcił sucho Leilenę. - Magia może mieć wiele źródeł, w ostatnich kilkunastu latach te źródła stają się coraz częściej spotykane - zaczął mówić z profesorską manierą. - Magia dzika, spontaniczna robi się coraz powszechniejsza, nawet w Halruaa. Bardzo proszę o zachowanie ciszy i pozostanie w bezruchu. Spróbuję coś wysondować czarami.
Jak rzekł tak i zrobił. Jego palce zaczęły kreślić w powietrzu skomplikowane wzory ze zwinnością zupełnie nieprzystającą do starczego ciała. Spod brody dobiegało mamrotanie w niezrozumiałym języku. Inkantacja dłużyła się i dłużyła, a kiedy dobiegła końca nie stało się nic spektakularnego. Lei nic nie poczuła, nic nie wybuchło, nie zaświeciło się ani nawet nie zabrzęczało. Za to Iwulius miał jakąś dziwną minę.
- To nie skaza Plagi Czarów, zresztą w takim wypadku miałaby panna jakieś znamię. Nie dostrzegam też znamion smoczej albo planarnej krwi. Jeśli mówi panna prawdę i nie miała kontaktu z żadnymi magicznymi bytami, to jestem w kropce - przyznał. Zasępiony zaczął przechadzać się po pokoju.
- Czy to może oznaczać, że ta… manifestacja nie pochodziła ode mnie? - Lei spytała z nagłą nadzieją.
- Och, wykluczone. Splot się wokół panny odgina - zaprzeczył. - Tylko nie wiem… - zatrzymał się nagle. - Mówiła panna, że w jakich to dokładnie okolicznościach doszło do rzucenia czaru?
- Nooo… - zaczęła, nie podnosząc wzroku z podłogi. - Jak on całował mnie… tam na dole…
- Tam na dole - powtórzył i było to dość krępujące. - Mam jeden pomysł, co mogłoby być źródłem tej magii, ale nie podejmę się osobiście stosownych eksperymentów. Mógłbym jednak polecić pewną… - arcymag zawiesił głos na dłuższą chwilę, nim wreszcie dokończył - specjalistkę.
Lei uniosła wzrok, z pewną nadzieją i sceptycyzmem. Kolejna znawczyni? To co on taki stary i nie potrafi jej odpowiednio sprawdzić? Wolała nie wypowiadać tych myśli na głos, w końcu następnym razem rzeczywiście mogłaby kogoś zabić.
- Zapewne nie mam wyjścia, prawda?
- Obawiam się, młoda panno, że sytuacja z tamtej nocy może się powtórzyć. Dla panny własnego bezpieczeństwa lepiej wszystko zbadać - doradził staruszek. - Mogę tylko pannę pocieszyć, że nic z tego co się stało nie było twoją winą.
- Do kogo i gdzie w takim razie mam się udać? - spytała z rezygnacją.
- To raczej ona odwiedziłaby ciebie… - nagle czarodziej ściszył głos. - Tak będzie lepiej dla panny reputacji.
- Oh… - rudowłosa zawahała się, nie wiedząc dokładnie o co może chodzić. - A jak się z nią skontaktować?
- To ja się z nią skontaktuję. Panna będzie musiała tylko cierpliwie czekać. - Arcymag zawiesił głos, ważąc czy powinien dodać coś jeszcze. Ostatecznie zdecydował, że tak. - I niech się panna do tego czasu powstrzyma od czynności, powiedzmy, intymnych.
- Oh… - powtórzyła swoją poprzednią błyskotliwą kwestię. Od czasu tego wydarzenia z Aldymem miała trudności z “powstrzymywaniem” takich czynności. - A ile to może trwać?
- Kilka dni, nie więcej - zapewnił. - To chyba wszystko, co mogę zrobić. Nie pomogłem, ale wierzę, że ona już pomoże - Lei wciąż nie poznała imienia tajemniczej specjalistki.
- Dobrze, w takim razie poczekam - zgodziła się ostatecznie, wiedząc, że i tak wyjścia nie ma.
- Proszę na siebie uważać - życzył dobrodusznie Iwulius. I już. Krępujące pytania starego arcymaga się skończyły, Leilena była wolna, Barrow o nic jej nie oskarżał. Tylko to czekanie mogło okazać się uciążliwe.

***

Musiały minąć cztery dni, nim do domu rodziny Mongle przyjechał powóz. Musiał należeć do czarodzieja, bowiem dwa ciągnące go rumaki migotały w świetle dnia, a jeśli im się dobrze przyjrzeć to sprawiały wrażenie nie do końca materialnych. No i jechały bez żadnego woźnicy. Jego pojawienie się wprowadziło domostwo w ożywienie, szczególnie Jina była zaniepokojona. Zaręczynowe fiasko sprawiło, że teraz zamartwiałą się o swoją starszą córkę.
Z powozu wysiadł chłopak i raźnym krokiem ruszył w kierunku ganku. Nerwowo wyglądająca przez okno Leilena zauważyła powóz już jak się pojawił w polu widzenia, a teraz poprawiała swój “męski” strój po raz setny, spiesząc w kierunku drzwi. Miała przyjechać czarodziejka, a tymczasem zmierzał ku nim mężczyzna ledwo po wkroczeniu w wiek męski, w czarnych szatach z kapturem ukrywających sylwetkę - raczej niezbyt atletyczną. Najbardziej zwracały uwagę dziwne tatuaże po bokach jego twarzy, być może to właśnie je miał ukrywać kaptur przed przyglądającymi się z daleka wścibskimi spojrzeniami. Jina poszła na spotkanie nieznajomego razem z córką. Ojciec, Agatus, jak na nieszczęście był w tym tygodniu poza domem.
- Nos do góry, Lei - matka chciała dodać jej otuchy. - Jeśli faktycznie masz talent magiczny, to jest do dla ciebie wielka szansa.
Rudowłosa zdała sobie sprawę, że nie czuje strachu. Prędzej niecierpliwość, chęć jak najszybszego wyjaśnienia tej sytuacji. Zastanawiała się w czasie tych kilku dni czy faktycznie ma talent, ale jeśli miałby być taki marny jak u rodziców, to przecież i tak nie miało to znaczenia. Chciała tylko wiedzieć. Uniosła głowę, wychodząc dziarskim krokiem w stronę nieznajomego. Ten prężył się, jakby połknął kij od szczotki. Na widok kobiet przystanął i skłonił się, odrobinę niezgrabnie.
- Dzień dobry. Nazywam się Presmer Zorastyr i jestem asystentem lady Aurory - przedstawił się. - Przybywam po Leilenę Mongle.
- Myślałyśmy, że lady przybędzie osobiście - odpowiedziała Jina, trochę niepewnie.
- Lady jest w pobliżu, mam zawieść do niej pannę Leilenę i przywieźć z powrotem po badaniach.
- A czemu nie mogą zostać przeprowadzone tutaj? - zapytała Lei z ciekawości. Bo tak po prawdzie to nawet wolała pójść niż zostać tutaj, brak kontroli matki to niższe skrępowanie sytuacją.
- Lady Aurora potrzebuje do badań odpowiednich warunków, których tutaj nie ma - wyjaśnił. - Z całym szacunkiem do waszego domostwa.
- Dobrze, jestem gotowa - powiedziała dziewczyna. - Chyba, że muszę coś zabrać ze sobą.
- Nie, nic nie będzie potrzebne.
- A kiedy wróci? - zaniepokoiła się matka. - Ile to potrwa?
- Myślę, że kilka godzin - odparł Presmer po chwili zastanowienia. - Do wieczora powinno być po wszystkim.
Nie zostało nic innego, jak ruszyć w drogę. Magiczny powóz okazał się niezbyt przestronny, za to wygodny - siedzenia wyściełane były miękkim materiałem. Zorastyr najpierw pomógł Leilenie wsiąść, a potem sam usiadł naprzeciwko niej. Klasnął w dłonie i magiczne rumaki zaczęły zawracać. Po paru chwilach dom i machająca matka zaczęły znikać w oddali.
- Lady Aurora wszystko pannie wyjaśni - asystent przerwał ciszę, która była trochę krępująca. - Ale mogę rozwiać parę wątpliwości, jeśli panna chce.
- Chyba nawet nie chcę pytać czy to będzie bolało - uśmiechnęła się do niego, odprężając na wygodnym siedzeniu. Nie potrzebowała wiele miejsca, tym razem przecież nie miała tej nieznośnej sukni. To od niej wszystko się zaczęło!
- Mogę szczerze obiecać, że nie będzie. Niektórzy twierdzili nawet, że badanie było przyjemne.
- Cieszę się - westchnęła, milcząc chwilę, zanim dodała - Chciałabym już coś wiedzieć i mieć to za sobą - przyznała szczerze.
- Niepewność potrafi być bardzo uciążliwa, to prawda - skinął głową. Powóz jechał bardzo szybko, krajobraz za oknem rozpływał się w oczach, ale nierówności drogi prawie nie było czuć. - Jest jedna rzecz, o którą muszę pannę poprosić. Może się wydać dziwna, dlatego powiem wprost - zaczął grzebać gdzieś wewnątrz swego płaszcza. - Proszę założyć tę obrożę - wyciągnął w kierunku Lei metalowy przedmiot.
Rudowłosa przyjrzała się temu, a potem ot tak założyła sobie na szyję. Przedmiot był trochę zimny, ale w sumie ładny. I trzymała go za słowo, że nie będzie boleć.
Przejażdżka nie potrwała już długo. Pojazd zatrzymał się bez ostrzeżenia i to w szczerym polu. W pobliżu nie było niczego poza rosnącymi plonami. Presmer otworzył drzwiczki i wyszedł na zewnątrz.
- Jesteśmy prawie na miejscu. Resztę drogi musimy pokonać pieszo.
Tylko dokąd mieli iść? Nie było tam domów, ani nawet namiotów. Asystent wydawał się jednak pewny siebie. Rozejrzał się po czym obrał kierunek i szedł prosto przed siebie.
- Badania, jakie przeprowadza lady Aurora wymagają odrobiny prywatności - wyjaśnił jednym zdaniem. - Stąd takie miejsce a nie inne. To tutaj.
Tylko, że “tutaj” wciąż niczego nie było. Leilena już gotowa była uznać, że robiono sobie z niej żarty, kiedy Zorastyr zrobił krok do przodu i… zniknął. Ah, magia. Dorastanie w państwie nią przesyconym sprawiało, że Lei nie poczuła nawet wielkiego zdziwienia. Może prędzej tym, że robiono z tego taką tajemnicę. Pewnie poszła za mężczyzną, coraz bardziej ciekawa tego co tam zastanie. Tajemnice, kochane tajemnice.


___________________
1 - grafika autorstwa elmunderleaf
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 25-04-2018 o 19:01.
Zapatashura jest offline  
Stary 23-04-2018, 23:36   #4
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Dwa kroki wystarczyły, by zamiast w szczerym polu Leilena znalazła się w bardzo przestronnym namiocie. Znajdowały się w nim półki i stoliki, krzesła, a nawet spore łoże. Presmer był tuż obok niej, za to naprzeciwko stała kobieta, która mogłaby być starszą siostrą Lei. Rudowłosa i lekko piegowata była jednak wyższa, miała także pełniejsze kształty, których niemal wcale nie ukrywała. Powiedzieć, że jej suknia miała dekolt, to jakby nie powiedzieć nic.


- Dzień dobry - lady Aurora odezwała się melodyjnym głosem. - Ty musisz być Leileną.
Dziewczyna zatrzymała się i rozejrzała ciekawie, starając się jednak nie gapić za długo na otoczenie. I dekolt kobiety przed nią również. Zamiast tego uniosła brodę, odpowiadając.
- Tak, to ja - tak jakby jej asystent miałby przyprowadzić jeszcze kogoś innego, pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos.
- Proszę, usiądź sobie wygodnie - wskazała na łóżko. - Mamy sporo do omówienia. Należą ci się przede wszystkim wytłumaczenia co do obroży. Tłumi ona magię. Jeżeli przypuszczenia arcymaga Iwuliusa mają w sobie ziarno prawdy, będziesz jej potrzebowała dopóki nie opanujesz podstaw swojej mocy. Możesz ją zdjąć w każdej chwili, ale nie polecam tego robić. Czy arcymag zdradził ci swoje podejrzenia? - zapytała.
- Prawdę powiedziawszy to niewiele mi powiedział - rzekła Lei, zbliżając się do łóżka i ostrożnie na nim siadając, nie spuszczając przy tym oka z Aurory. - Dlaczego są potrzebne wszystkie te… zabezpieczenia do tych badań?
- Z powodu ich natury - odpowiedziała, choć to niczego nie wyjaśniło. Dlatego kontynuowała. - Iwulius, a teraz także ja, podejrzewamy, że masz wrodzony talent do magii tantrycznej. Jej źródło leży, ujmując to ładnie, w prokreacji. Ujawnia się zwyczajowo w trakcie inicjacji i tak też było z tobą, prawda?
- Ale… - to było dużo, to czym w nią “rzuciła” czarodziejka. Natychmiast pojawiło się tysiące pytań, więc chwilę zajęło Lei posegregowanie ich sobie w głowie. - Co znaczy tantrycznej? Co to inicjacja? Myślałam, że kiedy… no… mężczyzna wkłada… - zamotała się odrobinę, bo wiedzę posiadała wyłącznie z podglądania i opowieści. Rodzice nie poświęcili zbyt wiele czasu na te kwestie. W zasadzie w ogóle.
- Penetracja, czyli jak to ładnie ujęłaś kiedy “mężczyzna wkłada”, faktycznie jest pełnoprawną inicjacją płciową w wielu kulturach. Ale aby uaktywnić moc tantryczną wystarczy stan silnego podniecenia. Ponieważ pierwszy raz nie zawsze wiąże się dla kobiety z podnieceniem, znam przypadki odkrycia tantrycznego talentu na długo po pierwszym akcie seksualnym. Rozumiem zatem, że ty miałaś szczęście trafić na lepszego kochanka - uśmiechnęła się lekko, jakby mówiła o czymś zupełnie naturalnym.
- Znaczy, on najpierw językiem, więc to nie bolało… - prawie wyszeptała Lei, tak ściszyła głos. Bezpośredniość, z jaką Aurora o tym mówiła, była jednocześnie onieśmielająca jak i odświeżająca. I pociągająca? - Słyszałam, że za pierwszym razem boli.
- U kobiety następuje wtedy przerwanie błony dziewiczej, co faktycznie jest bolesne i wiąże się z krwawieniem. Kolejne stosunki nie są już jednak bolesne, a z właściwym kochankiem są bardzo przyjemne - Aurora zupełnie nie krępowała się tak intymnym tematem.
- Aha… - wyjątkowo mądrze podsumowała rudowłosa. - A magia tantryczna? Nigdy o niej nie słyszałam.
- Pochodzi z dawnych czasów. Współżycie to źródło życia i wiąże się z nim wielka moc. Kiedyś magia tantryczna była powszechniejsza, wraz z rozwojem cywilizacji zaczęto ją jednak spychać na ubocze. Uznano ją za nieprzyzwoitą i gorszącą. Plaga Czarów zmieniła jednak naturę magii i ten jej rodzaj zaczął się znowu pojawiać. Wciąż się o niej powszechnie nie opowiada, bo wymaga od swych praktyków seksualnej otwartości. Podniecenie jest w niej źródłem mocy, którą można zmagazynować a potem wykorzystać do zasilenia zaklęć - tłumaczyła cierpliwie. - Ma to trochę wspólnego ze spontaniczną magią zaklinaczy, bo jej źródło jest wewnętrzne, ale także z magią czarodziejów bo wymaga rytuałów i studiowania.
- Ojej… - brzmiało to wręcz niewiarygodnie dla młodej jeszcze-nie-adeptki. - I ja to w sobie mam?
- O tym chcę się przekonać, ale nie będę mogła bez twojej zgody. Bo widzisz, żebym mogła sprawdzić czy dysponujesz mocą, muszę cię podniecić. Stąd ta cała dyskrecja - oznajmiła wprost.
- Oh… - Lei nagle zaczęła najwyraźniej posługiwać się głównie monosylabami. - To… to dobrze, że nie ma tu mojej mamy, prawda? - spróbowała zażartować słabo, a wzrok jakby sam zsunął się na dekolt Aurory. A następnie szybko przesunął na jej asystenta.
- To byłoby bardzo krępujące - zaśmiałą się lady. Chłopak pozostawał milczący, ale Leilena dostrzegła że bardzo szybko oddycha. - Czy potrzebujesz chwili, by oswoić się z tym wszystkim - spytała czarodziejka. - Rozumiem, że może to być szokujące.
- Ja… wolałabym mieć już to za sobą. Tylko… czy pani asystent także tu będzie? - zapytała, przełykając ślinę. Chciała tego przedłużać, bo to tylko mogłoby wzmóc wahanie i może nawet wzbudzić strach.
- Jak miałabym cię podniecić bez mężczyzny? - spytała.
- Podobno… podobno są kobiety interesujące się innymi kobietami - powiedziała szybko Leilena, znowu bazując wyłącznie na swoich nocnych eskapadach.
- Och - tym razem to nauczycielka zgubiła normalne słowa. - Nie wiedziałam, że preferujesz kobiety. To żaden kłopot, mogę odesłać Presmera. Czy wtedy poczujesz się bardziej komfortowo? - spytała. Jej asystent trochę się skrzywił, ale nie powiedział ani słowa.
- Nie… to znaczy tak… ja… - przerwała, po czym zaczęła od nowa. - Ja jeszcze nie wiem co preferuję…
- Magia tantryczna wymaga zdecydowania - pouczyła Aurora. - Weź głęboki wdech, skup się na tym co czujesz i powiedz mi, czy wolisz być w tym namiocie sam na sam ze mną.
Lei wzięła ten oddech, ale niewiele jej to pomogło. W pewnym sensie mniej przerażała ją myśl o nagiej Aurorze niż jej asystencie, ale z drugiej strony nie miała pewności co czuje względem czarodziejki. Nie mogła powiedzieć, że nic. I jak tu podjąć decyzję?
- Chyba będzie łatwiej z wami razem tutaj - przyznała wreszcie, rumieniąc się strasznie.
- Będziesz miała okazję się więcej nauczyć - uśmiechnęła się starsza kobieta. - A zatem zaczynajmy. Presmerze, byłbyś tak uprzejmy i się rozebrał?
Lei mogłaby się spodziewać, że chłopak się zawstydzi, ale było wprost przeciwnie. Bardzo chętnie zrzucił z siebie płaszcz i zaczął rozwiązywać koszulę.
- Z tego, co się dowiedziałam, spędziłaś noc z potencjalnym narzeczonym. Jak wiele zdążyłaś się nauczyć - spytała lady.
- Nic - przyznała. - To nie była noc, nawet nie pół dzwonu - starała się nie patrzeć na rozbierającego się asystenta. To była kolejna niewiarygodna przygoda ostatnich kilku dni. Tamtej nie udało się wykorzystać, a rudowłosa stawała się coraz bardziej zdeterminowana. Szczególnie po zakazie starego czarodzieja. - Zdążyliśmy się rozebrać i on mnie całował, także tam na dole… - opowiedziała wszystko, bo i wiele do opowiadania nie było. A bezpośredniość tej kobiety ułatwiała sprawę.
- A czy ty całowałaś jego? Tam na dole? - spytała, zerkając na asystenta. Ten pozbywał się ubrać z wprawą i stał już w samych spodniach. Dzięki temu widać było, że jego tatuaże wiją się w dół jego sylwetki, przez tors i brzuch aż znikają pod paskiem.
- Nie, nawet nie dotknęłam - przyznała głosem niewiele głośniejszym od szeptu.
- Śmielej, śmielej - poleciła Aurora. - Jeśli badanie skończy się powodzeniem będziesz musiała się szybko wyzbyć wstydu.
Spodnie chłopaka opadły i teraz stał nagi. Okazało się, że tatuaże sięgają jego przyrodzenia, które nie było ani tak duże ani się tak nie prężyło jak u Aldyma.
- Podejdź - czarodziejka skinęła na Zorastyra. - Czas rozpocząć część praktyczną badań.
Chłopak wykonał polecenie z entuzjazmem. Kobieta położyła mu dłonie na ramionach i odwróciła twarzą do Leileny.
- Mężczyźni są bardzo czuli na dotyk - zaczęła tłumaczyć. - I bardzo łatwo stwierdzić, czy im się podoba czy nie - bez żadnego skrępowania objęła swego asystenta i jedną dłonią chwyciła go między nogami. - Ich przyrodzenia robią się wtedy sztywne. Widziałaś już coś takiego?
Lei skinęła głową, zmuszając się, aby patrzeć na pokazywany “narząd”. Nie było to niemiłe dla oczu, chociaż wcale nie było łatwo pozbyć się wstydu. Znacznie trudniej niż łatwość z jaką stwierdzała to Aurora.
- U Aldyma… i kilka razy u innych. Tylko oni mnie wtedy nie widzieli - powiedziała cicho, przełykając ślinę.
- Presmerze, zamknij oczy - nakazała od razu lady.
- Ale… - zaczął chłopak, ale nie pozwolono mu skończyć.
- Nasza potencjalna uczennica musi się poczuć komfortowo, inaczej może nie odczuć niezbędnego podniecenia. Żadnych ale - surowo stwierdziła kobieta. Młodzieniec westchnął i posłusznie zamknął powieki. Za takie posłuszeństwo spotkała go nagroda, bowiem rudowłosa zaczęła powoli przesuwać dłoń w górę i w dół jego męskości, która momentalnie zaczęła się prężyć.
- Teraz możesz się przyglądać ile tylko chcesz - stwierdziła lady z figlarnym uśmiechem.
Dziewczyna oblizała spierzchnięte wargi, rzucając szybkie spojrzenie w górę, na tę bezwstydną kobietę. Musiała przyznać, że to co robiła, być może bardziej niż sam nagi asystent, działało. Lei zaczynała czuć ciepło w swoim wnętrzu, patrząc jak zahipnotyzowana na parę przed sobą.
- Masując męskie przyrodzenie można doprowadzić je do szczytu i wytrysku nasienia - nauczycielka tłumaczyła metodycznie, jakby to była matematyka albo historia. - Chłopcy sami to sobie robią, żeby się zaspokoić. Czy ty się czasem sama pieścisz Leileno? - pytanie było bardzo intymne.
Jeszcze raz na nią spojrzała, powoli, w pełni obejmując wzrokiem także widoczną część dekoltu. I skinęła głową, nie chcąc, aby akolita usłyszał.
- Taka masturbacja jest przyjemna, ale z jakichś powodów nie napędza tantrycznych mocy, chociaż cudzy dotyk jak najbardziej. Mówiłaś, że twój kochanek całował cię na dole. Mężczyźni również lubią takie pocałunki - Aurora obeszła swego młodego asystenta i bez żadnego skrępowania uklęknęła obok niego. Wyprężoną męskość trzymała tylko kilka centymetrów od swojej twarzy. - Nie są przy tym zbyt wybredni - złożyła powolny pocałunek na samym czubku. Chłopak jęknął.
Lei westchnęła. Obserwowanie z ukrycia mogło się schować przy tym, czego doświadczała teraz. Nie próbowała ani trochę przed sobą ukrywać, że jej podniecenie rosło z każdą chwilą.
- Bardzo mi się podobają pani nauki… - szepnęła, nie mogąc pohamować języka.
- Cieszę się. Możesz w każdej chwili zadawać pytania. To nie nudny, czarodziejski wykład - zasugerowała. - Na czym to ja stanęłam? Ach tak, pocałunki. W praktyce większość mężczyzn preferuje lizanie - lady zdecydowanie nie była miłośniczką suchej teorii, bowiem zaraz zaprezentowała swe słowa w praktyce. Wysunęła język i przesunęła nim po całej długości członka.
- Zawsze są na to chętni? - spytała Lei, korzystając z pozwolenia i szybko się rozkręcając. To była cudowna okazja do nauki, której nikt wcześniej jej nawet nie zaproponował!
- Nie zawsze, ale o wiele częściej niż kobiety - mówiąc, kobieta musiała przerwać pieszczotę co spotkało się z krótkim jękiem niezadowolenia u jej asystenta. - U kobiet stosunek może się potencjalnie skończyć ciążą, dlatego przywiązujemy do niego większą wagę. Mężczyzna musi tylko nabrać trochę sił i jest gotowy do kolejnego aktu. - Dłoń kobiety przesuwała się hipnotyzująco po wyprężonym instrumencie, aby ani na chwilę nie tracił gotowości.
- Czy… czy pani z tego czerpie swoją magię? - odważyła się zapytać rudowłosa, nie odrywając wzroku od męskości i znajdującej się tuż obok twarzy Aurory.
- Tak - potwierdziła. - Seks jest dla mnie źródłem mocy. I możliwe, że dla ciebie też. Czy chciałabyś zgadnąć co mężczyźni lubią jeszcze bardziej od lizania? - wciągała powoli Lei w swój perwersyjny wykład.
- Wsadzić to do środka? - a Lei dała się wciągnąć, urzeczona zarówno wykładem, Aurorą jak i zapachem, który zaczynała czuć.
- No, to też. Niewątpliwie. Ale ja miałam na myśli ssanie. Kobieta może przyjąć mężczyznę nie tylko łonem - Presmer aż stracił dech, gdy jego przełożona wsadziła sobie główkę penisa w usta. Odgarnęła niedbałym ruchem włosy ze swojego czoła i zaczęła powoli przyjmować chłopaka głębiej i głębiej. Prezentacja nie trwała jednak długo i po chwili Lei widziała lśniący od śliny trzon i szeroki uśmiech Aurory. - Jeżeli myślisz, że tylko członek jest tak czuły u mężczyzny, to wiedz że jeszcze czulsze są jądra. Tam gromadzi się męskie nasienie, ale trzeba je pieścić bardzo delikatnie, żeby nie zadać mężczyźnie bólu.
To było fascynujące. I pokaz i wykład. I podniecające. Dłonie Leileny mocno zaciskały się na jej własnych udach, zaczynała czuć suchość w ustach i mocniejsze bicie własnego serca. I oddychała coraz szybciej, chłonąc całą sobą kolejne słowa. Nie umknęło to uwadze czarodziejki.
- Mówiłaś, że widziałaś już wcześniej nagich mężczyzn. Lubisz podglądać? - zapytała wprost i bez śladu nagany w głosie. Odpowiedziało jej kolejne bezsłowne skinięcie Lei. Już teraz gotowa była przyznać się Aurorze do wszystkiego.
- Czy dotykałaś się, kiedy ich podglądałaś? - kontynuowała swoją ścieżkę pytań.
- Czasami… - wyszeptała dziewczyna. - Ale zwykle dopiero jak wróciłam do swojego łóżka…
- Chciałabym, żebyś dotykała się patrząc na nas - lady złożyła szokującą prośbę. - Zorastyr nie będzie podglądał - dało się usłyszeć, jak chłopak przełyka ślinę - a dzięki temu szybciej osiągniesz stan, który potwierdzi moje przypuszczenia.
- Mam… mam się rozebrać? - spytała, choć wiedziała, że musi pozbyć się przynajmniej obcisłych spodni, aby z dotykania cokolwiek wyszło. Pokaz pokazem, ale jeszcze nie była w pełni gotowa, aby uczynić pokaz również z siebie samej.
- Możesz przykryć się pościelą i zsunąć spodnie - zaproponowała starsza kobieta, po czym ponowiła pieszczenie asystenta. Na przemian lizała i masowała męskość, z rzadka trącając też języczkiem jądra. Nie trzeba było dużo czasu by z członka zaczął sączyć się jakiś oleisty śluz.
- Wygląda jakby to naprawdę lubił… to zawsze jest dla niego przyjemne, tak jak dla mnie dotykanie się? - Lei pytała cicho, jak gdyby zniżenie tonu głosu mogło uchronić przed tym, że usłyszy to także asystent. Zsunęła pantofelki i zgodnie z sugestią Aurory weszła pod kołdrę, odwiązując rzemienie spodni i mocując się z nimi tak intensywnie, że pierzyna i tak zsunęła się nieco, ukazując jedną ze zgrabnych nóżek.
- Tego już nie wiem - przyznała. - Presmerze, czy było ci kiedyś ze mną nieprzyjemnie?
- Nie, lady. To zawsze… wspaniałe… doświadczenie - sapał.
- Grzeczny chłopak - pochwaliła go i zaczęła metodycznie rozprowadzać wydzielający się śluz wzdłuż męskości. - Mam nadzieję, że jeszcze trochę wytrzymasz?
- Tak, lady.
Leilena wreszcie uporała się ze spodniami, które spadły na podłogę i przykryła szczelniej kołdrą. Tym razem nie wygłupiała się z pantalonami i pod spodem miała delikatną, przyjemnie przylegajacą do ciała bieliznę. Ogólnie za bielizną nie przepadała, ale gdyby się matka dowiedziała, że takowej nie nosi… Zsunęła majteczki do kolan i z westchnieniem prawdziwej ulgi wsunęła palce pomiędzy swoje uda. Dotrzymała słowa danego staremu magowi i to był pierwszy raz od jakiegoś czasu, kiedy palce odnalazły te wrażliwe fragmenty ciała. Przez cały ten proces przygotowawczy nie odrywała spojrzenia od dziejącej się przed nią sceny.
- Nie tylko kobiety robią się wilgotne. Z męskiego przyrodzenia też wydziela się śliski płyn. Jedna i druga wydzielina służą temu samemu: ułatwiają penetrację - tłumaczyła z profesorskim zacięciem. - Presmerze, usiądź sobie wygodnie - poleciła, a asystent posłusznie usadowił się na stoliku. Aurora podniosła się z kolan i bez żadnego skrępowania zsunęła ramiączka sukni, obnażając swe pełne piersi. Następnie rozpięła pasek i jej ubranie opadło na ziemię. Czarodziejka też nie przepadała za bielizną.
- Czy miałaś już okazję podejrzeć prawdziwy stosunek? - spytała Lei. Uważnie się jej przy tym przyglądała, nie tylko twarzy ale też skrywanym przez pościel ruchom.
Rudowłosa jęknęła, kiedy Aurora odsłoniła swe ciało. Nigdy się nikomu przed tym nie przyznała, ale pannie Mongle podobali się nie tylko mężczyźni. Przyspieszyła koliste ruchy, które wykonywała na swoim łonie. Oddychała przy tym szybko.
- Nie z tak… bliska… - wyszeptała rwącym się głosem. - Pani strój… zawsze jest taki…?
- Na stosowne okazje i w stosownych miejscach - przyznała. Sięgnęła palcami między swoje uda. Miała bardzo zadbane łono, ozdobione równiutko przycietym trójkątem włosków. - Ja już też jestem wilgotna - oznajmiła i zbliżyła się do swego asystenta. - I podniecona.
Stała do chłopaka tyłem. Chwyciła jedną dłonią jego trzon i powoli opuściła się na niego, naprowadzając na wejście do swej groty rozkoszy. Nie tłumiła jęku przy kontakcie.
- Czy wszystko… dobrze widzisz? - zapytała.
-- Oh tak… - stęknęła Lei w odpowiedzi bardziej niż powiedziała. Widok był niezwykle pobudzający dla kogoś, kto wcześniej mógł tylko sobie wyobrażać szczegóły. Rudowłosa czuła już lekki szum w głowie i gorąco tam na dole, co wpływało także na jej zachowanie. Zsunęła do końca bieliznę i wyjęła ją spod kołdry. Mimo przykrycia widać było jak rozchyla uda i wraca do pracy palcami. Przymknęła oczy, ale nie przestawała patrzeć na parę przed sobą.
- Jeśli kochankowie są podnieceni, a ich organy w gotowości, to kopulacja jest przyjemna dla obu stron - opadła do końca na swego kochanka i zatrzymała się w bezruchu. - Można się kochać na wiele różnych sposobów i wielu pozycjach. Ja lubię sobie dać czas, by przyzwyczaić się do rozmiaru partnera. Szczególnie, jeżeli są duzi - czarodziejka śledziła skrywane przed nią ruchy. - Bardzo zmoczyłaś majteczki? - zapytała nieoczekiwanie. - Dla wielu kochanków taka zawilgocona bielizna jest bardzo pobudzająca.
- Trochę… - przyznała Lei po kilku sekundach milczenia, kiedy skupiała się na sobie i swoim wrażliwym łonie. - A brak bielizny, jak u pani…? - wydyszała. Podniecenie sprawiło, że zaczynała rozpinać wolną dłonią swoją kamizelkę. - Pani asystent jest duży…? - pytała dalej, gnana ciekawością, przyjemnością i swoją wrodzoną perwersją.
- Brak bielizny wielu cieszy, bo można szybciej dostać się do newralgicznych regionów - przyznała. - Ja uważam, że kochanka lepiej zmusić do czekania. Taka niepewność potrafi pobudzić. A Zorastyr jest w sam raz. Duży członek potrafi boleć - przestrzegła, ale mrugnęła też przy tym okiem. Uniosła się powoli i równie powoli opadła, wydzierając z ust chłopaka głośne westchnienie. W powietrzu czuć było zapach podniecenia.
- Ale chodzenie bez niczego… pod spodem… to musi być też pobudzające… - Lei także wzdychała, nie mając takiej samokontroli jak czarodziejka. Szybko dochodziła do wniosku, że takie rozmowy w trakcie są niemal tak podniecające jak sam akt dotykania. Zsunęła z ramion kamizelkę i chwyciła się przez koszulę za swoją małą pierś. Jęknęła. - To niesamowite… - szepnęła jeszcze, nie odnosząc się tym stwierdzeniem do niczego konkretnego.
- Jest - przyznała. - Czy raczej, potrafi być - Aurora z każdym kolejnym wzniesieniem i opadnięciem przyspieszała. - Niektórzy znajdują wielką przyjemność w obnażaniu się. Kobiety zakładają krótkie spódniczki i pozwalają pod nie zaglądać. Mężczyźni chadzają w samych płaszczach, które rozsuwają przed obcymi. Podniecenie ma… - głos się jej urwał. Złapała chłopaka za rękę i położyła jego dłoń na swej piersi. Zorastyr zrozumiał bez słowa, czego oczekuje po nim kochanka i zaczął z zapałem ugniatać jej biust. - Podniecenie ma… różne oblicza - zdołała dokończyć.
- Mmm… - wymruczała rudowłosa, odpływająca szybko w stan zupełnej euforii. Odpięła środkowy guzik koszuli, tylko po to, aby wsunąć tam dłoń i mocniej się tam masować. Z oczami niemal zamkniętymi poruszała palcami z równą intensywnością, ocierając nimi o mokrą bardzo szparkę. Słychać te ruchy było mimo kołdry, coraz bardziej zresztą zsuwającej się w bok. - To brzmi… cudownie… i wygląda… pani… mmmm…
Czarodziejce trudno już było odpowiadać. Asystent wychodził naprzeciw jej ruchom, samemu wykonując pchnięcia.
- Te formy… współżycia i osiągania… spełnienia. One są źródłem...mmm… magii tantrycznej. Studiuję je… w mojej akademii - zdecydowanie bardziej dyszała, niż mówiła.
- Lady Auroro - zawołał Presmer. - Długo już… nie wytrzymam.
- Jeszcze trochę - poprosiła kochanka. - Leileno… czy znasz metody… przeciwdziałania ciąży?
Rudowłosa była w stanie tylko pokręcić przecząco głową, nieprzerwanie poruszając dłonią i głośno dysząc.
- Ja znam - czarodziejka podskoczyła jeszcze dwa razy i zamarła. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Milczała z szeroko otwartymi ustami, za to jej asystent głośno jęknął. Chyba oboje szczytowali.
Przez chwilę było słychać tylko pracującą po wilgotnej powierzchi dłoń Lei, która nagle jęknęła, zacisnęła uda i zamknęła oczy, drżąc i szczytując. Znała już to uczucie, ale to teraz było o wiele silniejsze niż wszystkie wcześniejsze. Potrzebowała chwili, by zauważyć że jej obroża zrobiła się ciepła i lekko lśniła.
- Miałam rację - głos Aurory trochę drżał. Dalej siedziała na kochanku, nie mogąc wstać po intensywnych doznaniach. - Czerpiesz moc z tego samego źródła co ja. I mogę nauczyć cię nad nią panować.
Lei chwilę zajęło dojście do siebie, jak również zrozumienie słów czarodziejki.
- Ale przecież mówiła pani, że samemu się dotykając nie można… - powiedziała, nagle speszona. Przykryła się szczelniej kołdrą i wyjęła dłoń spod koszuli, starając się zapiąć guzik.
- Trochę kłamałam - przyznała. - W pewnych sytuacjach samozaspokojenie pozwala wyzwolić dość energii, by zasilić nasze moce. Ale potrzebny jest do tego zawsze zewnętrzny impuls. Przed chwilą, tym impulsem byłam ja i Zorastyr - czarodziejka podniosła się, pozwalając wiotczejącej męskości się z niej wysunąć. - Znam jeden przypadek, w którym literatura jest dostatecznym bodźcem, choć wyzwala to bardzo mało energii. Twoje samotne wieczory to z pewnością było za mało - podniosła z ziemi swoją suknię i jakby nigdy nic zaczęła się ubierać. Podobnie uczynił jej asystent, zbierając swoje ubranie.
Leilena gapiła się na nich, szczególnie na wilgoć pokrywającą ich oboje w tych intymnych miejscach. Znów poczuła suchość w ustach, ale akolita już otworzył oczy, więc czym prędzej znalazła swoje majteczki i zaczęła je wkładać na siebie pod kołdrą.
- Czyli to już pewne? Jestem jedną z was? - zapytała cicho. - I będę musiała zaraz powiedzieć o tym matce, jeśli chcę udać się z wami na naukę…?
- Obroża, którą nosisz tłumi magię. Ale jest też dostrojona do naszego jej rodzaju. Przy tantrycznej magii po prostu świeci lub lśni. Więc tak, jesteś jedną z nas - wyjaśniła prosto. Zapięła pas sukni, nie zwracając uwagi na to, że jest trochę… ubrudzona. Co innego chłopak, ten po zebraniu spodni i koszuli poszedł do kąta, gdzie stała miska z wodą. - Co z tą wiedzą zrobisz, to już inna sprawa. Możesz przyznać się rodzinie do tego kim jesteś, niektórzy tak robią. Możesz też skłamać, co robi większość. Możesz też zachować obrożę i wieść dalej swoje życie, nikogo nie zaciągam siłą do mojej akademii - wymieniała opcje. - I wcale nie musisz podejmować decyzji już teraz, tutaj. Wiem, że twoje życie właśnie stanęło na głowie i nie łatwo się w tym połapać.
- Ale mi się to podoba… - wypaliła od razu, nie przemyślawszy oczywiście tej sprawy dogłębnie. - W domu czeka mnie tylko wyjście za mąż i wspomożenie rodziny posagiem. Gdybym miała prawdziwy talent, mogłabym im pomóc znacznie bardziej, prawda? - przekonywała samą siebie. - Tylko jak mogłabym ich okłamać? Co mówią inni? - dopytywała i ciągle okryta kołdrą próbowała podnieść i włożyć na nogi swoje spodnie.
- Dzika magia wydaje się najpopularniejszym kłamstewkiem - podpowiedziała Aurora. - Niemal nikt nie dopytuje o szczegóły i akceptuje konieczność profesjonalnego szkolenia w odpowiedniej szkole. Przecież z taką dziką magia nigdy nie wiadomo - rozłożyła ręce, po czym spróbowała jakoś ułożyć swój dekolt tak, by piersi nie uciekały jej spod materiału.
Lei w tym czasie wciągnęła spodnie i zapinała już kamizelkę, wychodząc trochę niepewnie spod kołdry. Ciekawa była, czy akolita trochę podglądał i zerkała to na niego, to na skąpo ubrane ciało kobiety.
- A wy potwierdzacie te kłamstewka? Na pewno nie chciałabym, aby ktoś prócz mojej rodziny cokolwiek wiedział - przyznała. - Przynajmniej dopóki nie stanę się wielką, sławną maginią jak pani - dodała z uśmiechem.
- Zachowujemy dyskrecję, jak widzisz - objęła dłońmi pozawymiarowy namiot. - Ujawnienie źródła naszej magii mogłoby się wiązać ze sporym skandalem. Mogę być bezpruderyjna, ale nie jestem głupia. Doskonale wiem, jak oceniane byłoby takie zachowanie. Jeśli chcesz, byśmy kogoś poinformowali o twoim “dzikim talencie”, to tak zrobimy.
Chłopak zaś albo bardzo dobrze się ukrywał, albo naprawdę się po prostu mył. Ciekawe, czy Aurora regularnie wykorzystywała go do takich pokazów. I czy to się mogło w ogóle znudzić?
- Czy jak trafię do waszej szkoły, to będę mogła ją opuszczać? Odwiedzać rodzinę? - Lei przeszła do nieco bardziej przyziemnych spraw, podejmując decyzję, że jednak na razie nikomu nie powie prawdy. Dopóki sama nie dowie się z czym to wszystko się wiąże i jak taką magię okiełznać.
- To szkoła, nie więzienie - zaśmiała się czarodziejka. - Oczywiście, że będziesz mogła odwiedzać kogo chcesz w przerwach od nauki. Będę cię jednak prosić, byś zachowała w tajemnicy to, co dzieje się w akademii. Nie potrzebuję dodatkowych plotek.
- Oczywiście, proszę pani. Pani prowadzi tę akademię? - decyzja wydawała się Leilenie bardzo prosta. Czuła wręcz ekscytację. Widziała alternatywę pomocy swoim rodzicom. I wiele innych pozytywów, kiedy śledziła wzrokiem zarówno Aurorę jak i akolitę.
- Tak, jestem jej rektorką. Nie uczę jednak wszystkiego sama, są tam też inni magowie - odpowiadała. - Po tym, jak uczeń zdoła opanować swą moc bez niechcianych eksplozji, dobrze jest go nauczyć wykorzystywać ją na różne sposoby. Ale miej świadomość, że opanowanie Sztuki, w jakiejkolwiek formie, zajmuje całe lata. Iwulius ma osiemdziesiąt lat, a uczy się dalej.
- Nie przeszkadza mi nauka, jeśli jest… - zarumieniła się - ...połączeniem przyjemnego z pożytecznym. Chcę opanować tę sztukę. Nikt w mojej rodzinie wcześniej nie miał talentu.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz - odparła i mrugnęła okiem.
- Och, jeszcze ciągle go nie było - wymruczała cicho w odpowiedzi Lei.
 
Lady jest offline  
Stary 30-04-2018, 19:43   #5
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Leilena nie mogła przegapić takiej okazji i nie zwlekając ani trochę, tego samego dnia poinformowała matkę i rodzeństwo o swoim przebudzonym talencie do "dzikiej magii". Wywołało to powszechną radość - talent magiczny otwierał w Halruaa naprawdę wiele drzwi. Znacznie więcej niż dobry mąż i posag, choć po prawdzie Aldym nie wydawał się być złym człowiekiem. Nie trzeba było długo namawiać Jiny, by zgodziła się wysłać córkę na nauki. Naturalnie ojciec też miał coś do powiedzenia - w przeciwnym wypadku podekscytowana Lei pewnie jeszcze przed wieczorem spakowałaby się i wyjechała do Akademii.
Po swym powrocie Agatus, gdy usłyszał dobre nowiny, rozpromienił się od ucha do ucha. Jego córka - czarodziejką! Pieniądze na czesne znalazły się od razu, choć Lei miała świadomość że jej rodzinie się wcale nie przelewało, a z czasem koszty nauki mogły tylko wzrosnąć. Może w przyszłosci trzeba będzie się zastanowić nad własnym źródłem utrzymania?
Z pieniędzmi i błogosławieństwem rodziców, młoda adeptka nie mitrężyła czasu. Pożegnała się wylewnie z całą rodziną i ruszyła do Halagardu.

***


1

Halagard był nową stolicą państwa, wybudowaną na wzór poprzedniej - Halarahh, która została zniszczona przez Błękitną Pożogę. Architektura zdradzała wyraźne ślady użytkowania magii, często jawnie sprzeciwiając się grawitacji, niczym słynne na całe Krainy halruaańskie, latające statki. Ulubionym budulcem był różowy koral tworzony ekskluzywnie za pomocą czarów i nadający miastu charakterystyczny wygląd.
Mimo rangi stolicy, Halagard nie był dużym miastem, licząc sobie raptem około dziesięć tysięcy mieszkańców, nie umywając się tym samym do metropolii pokroju Wrót Baldura czy Waterdeep. Sprawiało to, że plotki podróżowały po stolicy wyjątkowo szybko, podgrzewane jeszcze przez magiczną komunikację. A część tych plotek mówiła o Akademii, do której wybierała się Leilena. Znajdowała się ona na obrzeżach Halagardu, poza zasięgiem wścibskich oczu, i wyglądała jak zamek. Prowadził do niej długi most, który Lei przebyła dyliżansem. Woźnica spoglądał na nią dziwnie, choć próbował nie dać tego po sobie poznać. Mówiło się, że w Akademii przywoływane są sukkuby, a czarodziejki kopulują tam z satyrami. Nikt czegoś takiego nie powiedziałby studentce uczelni w twarz, ale za plecami...
Przed zamkową bramą czekał już na dziewczynę znany jej Presmer Zorastyr. W swym płaszczu z kapturem przypominał bardziej mnicha, niż kochanka... to znaczy asystenta rektorki. Ukłonił się dwornie nowoprzybyłej i wziął od niej bagaże.
- Witam w akademii panno Mongle. Mam nadzieję, że podróż przebiegła spokojnie.
- O tak, było całkiem przyjemnie. Gdyby nie te spojrzenia. Zaczynam rozumieć dlaczego się ukrywacie - powiedziała przyjaźnie, uśmiechając się do asystenta rektorki. Była szczęśliwa. Nawet udało się jej zbyt dużo nie myśleć o tym, jak bardzo rodzice będą musieli zacisnąć pasa. To co widziała było niesamowite, ale wciąż była to magia. Chciała się jej nauczyć, a potem dzięki niej poprawić sytuację rodzinną. I swoją. Ruszyła dziarsko za Zorastyrem, ponownie w swoim ulubionym zielono-brązowo-białym stroju.
- Pokażę pannie najpierw dormitoria. Obawiam się, że jak w każdej szkole magii, pokoje dla akolitów nie są zbyt wyszukane. Będzie też panna proszona o noszenie obroży, dopóki nie nauczy się panować nad własną mocą - sposób w jaki to mówił sugerował, że formułka była powtarzana wielokrotnie. Dla Leileny wszystko jednak było nowe i chłonęła otoczenie wszystkimi zmysłami. Już brama Akademii była ciekawa, pokryta wymyślnymi symbolami i kształtami. Dziedziniec… no, tutaj spodziewała się czegoś bardziej spektakularnego. Jakiejś fontanny wyobrażającej nimfę, albo posągów nagich mężczyzn i kobiet. Zamiast tego było po prostu sporo wolnej, równo wybrukowanej przestrzeni. Chłopak poprowadził ją obok przeszklonego budynku, w którego środku dało się dostrzec przeróżne rośliny.
- To szklarnia, w której uprawiamy część niezbędnych komponentów - wyjaśnił. - Dormitorium jest tuż obok.
Głowa Lei chodziła na boki, a szeroko otwarte oczy chłonęły każdy element otoczenia. Pierwszy raz widziała z wewnątrz akademię magiczną i nie przeszkadzało jej, że nie była ostentacyjna - to nawet lepiej - ani fakt, że zamieszkiwali ją specyficznie czarodzieje i czarodziejki.
- Z iloma osobami będę dzieliła pokój? - zapytała. Pewnie ci najbogatsi akolici mogli sobie wykupić osobne pokoje, nie ona jednak. I w sumie nie chciała, nie w tego typu szkole.
- Na samym początku z nikim - odparł nieoczekiwanie. - Dostanie panna prosty pokój, dla bezpieczeństwa. Po zapanowaniu nad mocą zostanie panna przeniesiona do lepiej wyposażonych, ale wspólnych pokoi - wyjaśnił.
Dormitorium było kilkupiętrowe. Presmer poprowadził nową uczennicę przez krótki hall, w którym ktoś siedział. Niziutka dziewczyna o nietypowych, czarno-białych włosach, majstrowała nad jakimś pudełkiem. Zainteresowana podniosła jednak głowę i przyglądała się przechodzącym. W ostatniej chwili, nim Lei z przewodnikiem zniknęli w korytarzu, nieznajoma pomachała dłonią na powitanie. Rudowłosa odrobinę niepewnie odpowiedziała podobnym gestem.
- To była jedna z akolitek, prawda? - zapytała swojego przewodnika, nie przestając się rozglądać. - Ile uczniów tu mieszka?
- Prawie dwudziestu, ale o bardzo różnym stopniu zaawansowania. Panna rozpocznie nauki z początkującymi. Tamta dziewczyna w hallu to jedna z nich - wyjaśnił. Spacer skończył się przed nieciekawymi, drewnianymi drzwiami. Zorastyr położył bagaże na podłodze i wygrzebał ze swoich szat klucz. Przekręcił go w zamku i zaprezentował Leilenie jej nowy pokój. Faktycznie był bardzo prosty. Drewniane łóżko, stolik pod ścianą, krzesło i kufer na rzeczy osobiste.
- Wnętrze jest obłożone czarem światła, wystarczy dwa razy zaklaskać w dłonie - wyjaśnił. - W kufrze czeka już obroża. Poza nią nie ma żadnych wytycznych do stroju, może panna chodzić w swoich ubraniach.
- Jakie są jeszcze zasady? - spytała, wchodząc do środka. Nie przyjechała tu dla wygód, ale miejsce to rzeczywiście było skromne. - Jak długo może mi zająć nauka panowania nad mocą? Bo nie wiem czy powinnam ten pokój trochę… uprzyjaźnić.
Otworzyła kufer i z całkiem dużą dozą podniecenia wyjęła z niego obrożę.
- Nie wolno opuszczać terenu Akademii bez zgody nauczyciela. Posiłki wydawane są o ósmej, czternastej i osiemnastej w stołówce. Stołówka znajduje się w największym budynku. Nauki dla nowicjuszy rozpoczną się dopiero za cztery dni, ale będą zaczynać się po śniadaniu i kończyć dopiero przed obiadem. Po obiedzie zaleca się ćwiczyć - wymieniał. - Jeśli będzie panna podchodzić do tego poważnie, to na opanowanie podstaw może wystarczyć miesiąc. Chodzi tylko o to, by uniknąć spontanicznych czarów przy stanie podniecenia - tłumaczył cierpliwie.
- Jakie ćwiczenia są najskuteczniejsze? - zapytała z lekkim uśmiechem, zapinając wolnym ruchem obrożę na swojej szyi.
- Kombinacja medytacji i seksu - odparł, najwyraźniej nie widząc powodu by owijać w bawełnę. - Należy nauczyć się wyczuwać w sobie moc i nie pozwolić jej się wyrwać. Nie ma innego sposobu niż praktyka.
Leilena poczuła jak rumieni się lekko.
- Ani jednego, ani drugiego nigdy nie próbowałam. Coś czuję, że czeka mnie wiele nauki… - powiedziała cichutko, ciągle patrząc na mężczyznę. - Pani rektor także czegoś uczy…?
- Tak, ale głównie doświadczonych uczniów. Dla nowicjuszy prowadzi wykłady od czasu do czasu - poinformował. - Na samym początku zajęcia będą odbywać się z jednym nauczycielem. Potem z całą kadrą, każdy specjalizuje się w innej szkole magii. W przyszłości zadania domowe nie będą tak ekscytujące - wyjawił. - Nauka gestów i inkantacji to główne zajęcie na Akademii - rozłożył ręce.
Na razie nie interesowała ją jakaś tam dalsza przyszłość. Wszystko co miało się zdarzyć brzmiało ekscytująco. Ciekawe czy jej talent okaże się duży? W jej rudej głowie namnożyło się też strasznie dużo perwersyjnych wizji. Przez ostatnie dni i teraz także.
- W takim razie pewnie lubisz się oderwać i pojechać po taką adeptkę jak ja? - zapytała nagle, trochę zbyt kuszącym tonem.
- Nie ukrywam, że to jeden z przyjemniejszych obowiązków - uśmiech przełamał jego strasznie poważną postawę.
- To było bardzo… ładne i podniecające co robiliście… - dodała ciszej, przygryzając wargę.
- Takie było zamierzenie. Bez podniecenia kandydatki lub kandydata, nie da się ocenić magicznego potencjału - stwierdził po prostu fakt. - Panna przyjęła ten test… z gracją - pochwalił.
- Dziękuję - powiedziała i zamilkła, nie wiedząc co więcej dodać.
- Czy zaplanowałą sobie panna jakiś sposób na zaspakajanie swoich żądz? - spytał prosto z mostu.
Pokręciła głową, spuszczając wzrok.
- Nie miałam pojęcia nawet czego się tu spodziewać… i kogo…
- Rozumiem. Bo widzi panna, skłamałbym gdybym powiedział, że stosunki pomiędzy uczniami a nauczycielami się nie zdarzają, ale nie są pochwalane. Akolici albo odwiedzają swoich kochanków, albo najmują sobie kurtyzany, albo nawiązują znajomości na miejscu - wymienił kilka możliwości. - Wstyd jest pierwszą rzeczą, jakiej wyzbywają się tutejsi uczniowie.
- Ja… pierwszego nie mam, na drugie mnie nie stać więc muszę liczyć na trzecie - Lei powiedziała to szybko na wdechu. - Zrobię wszystko, aby sobie poradzić. Bo domyślam się, że moje palce to będzie o wiele za mało - zdobyła się na słaby, okraszony ciągłym rumieńcem uśmiech.
- Zdecydowanie za mało - potwierdził. - Ale jest panna bardzo ładna, myślę że znajdzie panna adoratorów - skomplementował, ale brzmiało to w jego ustach jak zwykła obserwacja.
I tak też to odczuła Lei, nie próbując go dalej do siebie kusić. Był odrobinę zbyt sztywny jak na jej gust. W zasadzie o wiele zbyt sztywny.
- Postaram się… zaradzić tym problemom - powiedziała pewniej niż sama to czuła.
- Jeżeli nie ma panna żadnych ziół, które chroniłyby przed zajściem w ciążę, to może poprosić o pomoc miejscową kapłankę Bast. Pełni posługę w kapliczce. W przyszłości na lekcjach alchemii nauczy się panna sama ważyć odpowiednie specyfiki. - Zamilkł, zastanawiając się co jeszcze powiedzieć. - To chyba wszystko na teraz. Niech się panna spróbuje zadomowić. Gdyby czegoś panna potrzebowała, to może zgłosić się do lady Aurory. W głównym gmachu, na szczycie wieży - podpowiedział.
- Dziękuję - powiedziała raz jeszcze. Z tego wszystkie zapomniała połowy pytań, które miała zadać. Uznała, że jakoś sobie poradzi. Wreszcie niemal samodzielne życie! Chciało się jej skakać z podniecenia - nie tylko seksualnego - ale z tym poczekała na wyjście mężczyzny.
- Życzę miłego dnia i do zobaczenia na obiedzie - ukłonił się i zostawił klucz do pokoju na stoliku. Chwilę potem dziewczyna słyszała już tylko oddalające się kroki Presmera na korytarzu.

Po pierwszych podskokach pełnych entuzjazmu, Lei postanowiła być przez chwilę dorosłą i poukładaną. Rozpakowała swoją walizkę, przekładając rzeczy do kufra i na stolik. Nie miała ich bardzo dużo, w razie czego będzie przecież mogła wrócić do domu po inne. Choć ostatnio nawet na garderobę rodzice nie mieli za bardzo pieniędzy, wolała ich więc o to nie prosić. Postanowiła dwie rzeczy na ten dzień: poznać kogoś, kto jest tak samo nowy jak ona oraz udać się po te zioła. Wypakowawszy się wyszła więc z pokoju, zamknęła go i ruszyła poszukać jakiegoś wspólnego pokoju do nauki i spotkań. Pierwszym miejscem, jakie przyszło jej do głowy był hall i nieznajoma. Jak się okazało, czarno-biała dziewczyna dalej tam była. Ciekawe od czego tak do połowy osiwiała? Poza tą charakterystyczną cechą wydawała się być młoda. Tym razem chyba nie zauważyła, że ktoś idzie, była bowiem zupełnie skupiona na drewnianym pudełeczku.
- Hej - Leilena odezwała się, zatrzymując w pewnej odległości, aby nie przestraszyć nieznajomej.
- O, cześć - uśmiechnęła się promiennie. Ostrożnie odłożyła puzderko na stolik i wstała. Była niziutka, o ponad głowę niższa od Lei, a przecież ona sama była niewysoka. Nosiła błękitną suknię, która może nie była tak śmiała jak ta Aurory, ale z pewnością nie była też skromna.


2

Po boku miała wycięcie aż do samego, bardzo kształtnego uda. - Czy ty też jesteś nowa?
- Tak - rudowłosa uśmiechnęła się. Uśmiech dziewczyny wydawał się być zaraźliwy. - Zorastyr wspominał, że będziemy się uczyć razem. Jestem Leilena Mongle, ale mów mi Lei. Od dawna tu już jesteś? - przez cały ten czas bardzo dokładnie przyglądała się istotce przed sobą. Czy to był naturalny wzrost nieznajomej? W końcu na pewno nie tylko ludzie uczyli się magii w tej akademii. W Halruaa nie było wielu nieludzi, więc odgadnięcie rasy nowej koleżanki nie było tak łatwe, jak powinno. Krasnoludki podobno miały brody, a ta nie miała. Więc chyba była gnomką.
- Ja jestem Lily. Lily Dims. I wszyscy mi mówią Lily - trajkotała z wyraźnym zadowoleniem. - Jestem tu już prawie trzy tygodnie - Rudowłosa również została poddana uważnym oględzinom.
- Och, to już pewnie wszystko wypróbowałaś! - Lei rozejrzała się w poszukiwania czegoś do siedzenia. - Dla mnie wszystko to jest takie nowe… i to bezpośrednie mówienie o seksie, kiedy ciągle jestem dziewicą - zarumieniła się mówiąc o tym. Ale miała w końcu pozbywać się wstydu, a to mogła być najlepsza metoda.
- Na dziewictwo są różne sposoby - Lily zaśmiała się i machnęła ręką. - Mi się tutaj bardzo podobna. W mojej komunie wszyscy są tacy sztywni i poważni - zrobiła smutną minkę, ale zaraz jej przeszło. - Tutaj jest tyle możliwości! To znaczy, chyba są - poprawiła się zaraz. - Bo żadnego seksu tutaj nie zaznałam.
- Oh - Lei zamrugała, zatrzymując wzrok na zgrabnych nóżkach Lily. - Czemu? - zająknęła się - To znaczy ten akolita mówił tak dużo o nauce, i że najlepiej przez seks… są tu jeszcze jacyś nowi tak jak my?
Gnomka podstawiła rozmówczyni krzesło, a sama wdrapała się na stolik, wypinając przy tym nieświadomie pośladki.
- Są - przyznała. - Ale jakoś mi się z nimi nie układa. Jest Elka, ale ona chyba wsadziła sobie miotłę w tyłek i nawet na mnie nie patrzy. I jest Olaf, ale on chyba złożył jakieś śluby cnoty i nie wiem, dlaczego tu jest. No i jest jeszcze Connor, ale on jest tak duży, że bym się bała - skończyła wymieniać.
Lei usiadła na krześle, zamyśliwszy się przez chwilę.
- Może elfce wsadził i dlatego teraz tak chodzi? - spytała mało poważnie. Czuła, że może znaleźć z Lily wspólny język. - Zorastyr powiedział, że jak jestem atrakcyjna to na pewno kogoś znajdę. Ale ty jesteś znacznie ciekawsza niż ja. Jestem taka ciekawa jak to będzie! U mnie w domu nikt nie miał talentów. Skąd pochodzisz?
- Z wybrzeża - odpowiedziała. - Jestem Halruaanką, chociaż nikt by tego nie zgadł. I jesteś bardzo atrakcyjna - potwierdziła, uważnie badając wzrokiem sylwetkę Leileny. - Aż dziwne, że jesteś dziewicą. To twoja moc się nie pojawiła przy pierwszym razie?
- Dziękuję. Myślisz, że powinnam sobie sprawić ciekawszy strój? - spytała, zaraz przechodząc do swojego “pierwszego razu” - Zanim do tego doszło - westchnęła - jego… no wiesz, głowa… była tam… - zerknęła w dół z płonącymi od gorąca policzkami, ale nadal dzielnie walcząc ze wstydem. - I wtedy poraziłam go piorunem - westchnęła raz jeszcze. I zachichotala. - Ty już masz to… za sobą?
- Ładnie ci w tym, co masz, tylko… no wiesz, trochę trudno byłoby się dobrać do tych najfajniejszych miejsc - mrugnęła okiem. - Ja swój pierwszy raz miałam już jakiś czas temu, z takim wielkim zielonym - odparła bez skrępowania.
- Wielkim zielonym? - Lei zapytała z pewnym przerażeniem. - A o tym Connorze mówiłaś, że za duży? - rudowłosa dopytywała ciekawie. - Ja bym chciała już to mieć za sobą. Pomożesz mi znaleźć coś w czym będę wyglądała odpowiednio zachęcająco? - spytała na wpół poważnie, na wpół w podnieceniu na samą myśl o chodzeniu w takim stroju co Lily.
- Dla mnie już wyglądasz zachęcająco - wypaliła gnomka. Ale chyba uznała, że była zbyt bezpośrednia, bo szybko zaczęła mówić dalej. - Wiesz, młoda byłam i głupia. A on taki dziki. Nic nie mówił, ale był taki twardy i długi. Nie umiałam mu się przeciwstawić. Rozepchnął moją szparkę i ani się nie zorientowałam, a nie byłam już dziewicą - opowiadała nerwowo.
- To… to chyba bolało? - zapytała Lei, próbując ukryć fakt, że takie mówienie zadziałało na nią podniecająco. - Ja.. ja dziękuję, że uważasz mnie za zachęcającą… ale no wiesz, jesteśmy obie dziewczynami…
- Jesteśmy - potwierdziła. - A on był ogórkiem, więc to chyba jednak lepiej z dziewczyną - zaśmiała się głośno. - No i możemy zwinąć z kuchni jego kuzyna.
Lei otworzyła szeroko oczy na tę rewelację.
- I… oh… ja… - rudowłosa zaczęła się jąkać. - I to wystarczy? A jak objawiła się twoja moc?
- To już nie z ogórkiem. Tylko z kuzynem - Lily chyba usłyszała, co powiedziała, bo zaraz zaczęła prostować. - To znaczy, nie jakimś bliskim. Dalekim. Ale wiesz, nas gnomów nie ma tutaj tak dużo. No i przy tym wszystkim zaczęłam lewitować ubrania. Nic tak spektakularnego jak błyskawica.
- Ciesz się, z moją błyskawicą było sporo problemów. To była… miała być noc przedślubna - powiedziała Lei, ale słowa Lily sporo wyjaśniły. Gnomka, nie spotykało się ich często, dlatego nie miała pewności z kim ma do czynienia. - I nie ma co się przejmować, że kuzyn. Przecież co w tym złego? - powiedziała, aby dodać otuchy dziewczynie, choć sama nie wiedziała co o tym sądzić jak na razie.
- No, bo to rodzina… - dziewczyna się zarumieniła. Kiedy myślało się o gnomach, to do głowy przychodził brodaty alchemik. Lily była zupełnie inna, atrakcyjna. O filigranowej sylwetce, ale z biustem dorównującym Lei. Takie piersi na tak małym ciele sprawiały wrażenie bardzo dużych. - A jak ci się podobało w łóżku z lady Aurorą? - dziewczyna postanowiła zmienić temat, by ukryć zawstydzenie. Najwyraźniej nowego tematu za wstydliwy nie uważała.
Lei chętnie na to przystała, jej temat nie przeszkadzał - może ze względu na brak doświadczeń i w sumie fakt, że nigdy sobie tego nie wyobrażała - ale kontynuowanie go zdecydowanie byłoby niezręczne.
- Lady… potrafi być bardzo pobudzająca - przyznała po chwili wahania. - Ale… ja nie byłam z nią. Ona była z asystentem… na moich oczach - rudowłosa uśmiechnęła się kącikiem ust, rumieniąc na samo wspomnienie.
- Tylko? - zdziwiła się gnomka i pochyliła się do rozmówczyni. W efekcie suknia jej się podwinęła, jeszcze bardziej odsłaniając nogi. Wycięcie przekręciło się tak bardzo, że chyba dałoby się jej zajrzeć między uda. - Dużo tracisz… no, chyba że nie lubisz kobiet - dodała od razu.
Lei bardzo się starała nie patrzeć, lecz wzrok i tak ciągle uciekał do tego niesamowitego rozcięcia.
- Nie wiem - przyznała. - Podobają mi się niektórzy chłopcy. I podobają mi się kobiety - w głosie rudowłosej pojawiło się pewne wahanie. - Ale jak wspomniałam, nigdy niczego nie próbowałam. Oprócz tej jednej wybuchowej próby. Tu.. no… mam obrożę - pokazała na amulet, uśmiechając się nieśmiało.
- Ja też mam swoją - szturchnęła metal owijający jej szyję. Nie umknęło jej spojrzenie Leileny. Zamiast jednak się zawstydzić, albo zwrócić uwagę, rozchyliła trochę uda. Mignęła biel majteczek. - A z lady Aurorą było niesamowicie. Wyobraź sobie miękki, ciepły język, który liże wszystkie te miejsca, które sama dotykasz wieczorami.
- Ciekawe czy różni się to od męskiego języka, który zdążyłam poczuć zanim… - zachichotała - ...eksplodowałam. - Wstyd ulatniał się to powracał w rytm tej niezwykłej, bo pierwszej tego typu rozmowy. Lei nie mogła się oprzeć wrażeniu, że gnomka robi to specjalnie.
- Podejrzewam, że nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz - odparła lekko Lily i zaczęła kiwać nóżką. Sprawiało to, że sukienka jeszcze mocniej się rozsuwała. - Ale mojemu kuzynowi szło znacznie gorzej od naszej rektorki.
- Pewnie nie miał takiego doświadczenia - Lei była w coraz lepszym nastroju, zakładając nogę na nogę i nachylając się trochę w stronę gnomki. Szepnęła. - Ciekawe ile rektorka ma lat, wygląda na taką młodą! Ty jej też coś robiłaś, czy tylko ona tobie? - dopytywała zachłannie pragnąc tej tajemnej wiedzy.
- Z taką magią, to chyba można wyglądać jak się chce - zamyśliła się czarno-biała. - Słyszałam, że można nawet dzięki niej zmieniać kształt - cała się rozpromieniła na tę myśl. - A lady Aurora… bardzo chciałam coś jej zrobić. Aż mnie świerzbiło na samą myśl - przyznała bezwstydnie. - Ale nie dała mi okazji. Ty też jej nie miałaś… Może ona nie pozwala się pieścić uczniom?
- Nie wiem - przyznała Lei. - To jak miała asystenta… on siedział, a ona go… no jak to nazwać… ujeżdżała - rudowłosa westchnęła do wspomnienia, na chwilę zapominając o wstydzie. - Ale pozwoliła mu dotykać swoich piersi!
- Ale asystent to chyba jednak więcej niż uczeń, taki jak ty czy ja - zmarkotniała na chwilę Lily. - A czy w twoim wypadku ona… no wiesz… szczytowała? Czy tylko przeprowadziła swój test i było po wszystkim, jak w moim przypadku?
- Wyglądała jakby było jej bardzo przyjemnie - Lei przełknęła ślinę, w ustach zrobiło się jej sucho. - Chyba dotarła na szczyt. I pozwoliła na to swojemu kochankowi.
Gnomka zrobiła wielkie oczy.
- Tak ujeżdżając go? Przecież tak się robi dzieci - stwierdziła, trochę naiwnie.
- Powiedziała, że wie jak nie zajść w ciążę - rudowłosa powiedziała to konspiracyjnym tonem. - Zresztą asystent powiedział mi, żebym zaopatrzyła się w zioła u miejscowej kapłanki.
- O, a masz na oku kogoś, z kim chciałabyś je przetestować? - dziewczyna ani trochę nie przejęła się bezpośredniością takiego pytania. - Może twojego narzeczonego?
- Mój narzeczony dostał piorunem, pamiętasz? - roześmiała się panna Mongle. - Się do mnie nie odzywa. Zresztą to był aranżowany narzeczony. Ale jak na razie wszyscy mi mówią, że tu mam szansę coś znaleźć… - zawstydziła nagle znowu.
- Mi też tak mówili - przytaknęła Lily, rozsuwając jeszcze trochę nogi. Bardzo utrudniało to patrzenie jej w oczy.
- I… nadal uważasz, że to będzie trudne? - zdołała zapytać Lei. - Podoba ci się bycie taką… swobodną - wykonała nieokreślony gest ręką, mając na myśli strój i zachowanie.
- Ja chyba zawsze taka byłam - odparła po chwili zastanowienia. - Trochę zbyt roztrzepana, trochę za swobodna i psotliwa. A tutaj nikt mnie za to nie krytykuje. To fajne uczucie. I mogę podrywać takie fajne dziewczyny, jak ty - powiedziała wprost.
- Oh… - rudowłosa zapomniała na moment języka w buzi. - Wolisz kobiety tak zupełnie? Czy próbujesz podrywać wszystkich? - zachichotała. - Podoba mi się twoja swoboda. Też… też chyba bym tak chciała.
- Jedyna kobieta z jaką byłam, to rektorka - przyznała. - Ale było tak przyjemnie… Chcę spróbować jeszcze raz. Nie tylko być dotykaną, ale też dotykać. Wiesz co mam na myśli?
Lei, purpurowa na policzkach, gorliwie pokiwała głową, mimowolnie oblizując wargi.
- Swój strój kupiłaś tu, czy przywiozłaś ze sobą?
- Przywiozłam - odpowiedziała. - Choć tak naprawdę, to kupiłam go na wybrzeżu i sama trochę przerobiłam. Teraz jest bardziej przewiewny - zachichotała. - Ale w Halagardzie można kupić podobne. W końcu gorąco tutaj, nie to co nad morzem. - Lily bardzo chętnie odpowiadała na wszystkie pytania, chyba była rozmowna z natury.
- Mnie już potępiali za noszenie spodni zamiast tych nudnych ciężkich sukni. Nie wiem skąd moja matka takie wyciągała - westchnęła Lei. - Dlatego będę musiała coś wykombinować. Musisz mi pomóc, bo jak inaczej poświecę takimi ładnymi majteczkami jak twoje? - zachichotała.
- Wiesz, te twoje spodnie nie są takie złe - nie zgodziła. - Jakby je trochę zwęzić, to świetnie podkreślałyby twój tyłeczek.
- A teraz nie podkreślają? - rudowłosa wstała, obróciła się tyłem do gnomki i lekko wypięła, zerkając na pośladki. - Były szyte dla mnie. No i trzeba je zdejmować, aby… no wiesz… sięgnąć gdzie potrzeba…
- Może i były szyte na ciebie - nieoczekiwanie Lei poczuła na pupie drobną dłoń. - Ale chyba nie w celu podkreślania walorów. Trudno mi jednak sprzeciwiać się, jeśli chcesz sukienkę. A już na pewno nie będę się sprzeciwiać, jak nic pod nią nie założysz - dodała chichocząc.
- Tak zupełnie nic? - zapytała, nie wiedząc czy uciekać od rączki czy bardziej się do niej wystawiać. - Ja nie umiem szyć - przyznała. - Moje stroje muszą być takie, jakie mam.
- A wcale, że nie! - gnomka klasnęła w dłonie, tym samym rozwiązując dylemat rudowłosej. - Bo ja umiem szyć.
- Nie przyznawaj się, bo dam ci zajęcia na miesiąc z robieniem z moich strojów czegoś bardziej… swobodnego - roześmiała się Lei.
- I tak nie mam niczego lepszego do roboty - odparła. - No… może poza tym - wskazała na pudełeczko, przy którym z takim zapałem pracowała zanim zaczęła rozmowę.
- A właśnie, z tego wszystkiego aż zapomniałam spytać - Lei podeszła bliżej, przyglądając się pudełeczku. - Co to?
- Pozytywka - wyjaśniła gnomka, z wyraźną dumą w głosie. - Umie odgrywać dźwięki.
- Kiedyś słyszałam, że jesteście świetnymi konstruktorami. Co potrafi odgrywać? - Lei nawet nie pytała, czy urządzenie jest magiczne. W końcu Lily była tu tak samo nowa jak rudowłosa.
- Jeszcze nie zdecydowałam. Ale myślę nad jakimś potwornym rykiem, żeby przestraszyć Elkę - wyszczerzyła białe ząbki.
- Skoro tak lubisz kobiety, a ona taka sztywna, to może powinnaś ją czymś… zmiękczyć. Nie wiem co lubią elfki. Szum lasu? - zachichotała znowu Lei.
Lily tylko machnęła ręką i zmieniła temat.
- Dziś jest twój pierwszy dzień. Masz coś w planach? - spytała. - Mówiłaś coś o jakichś ziołach.
- Na niezajście w ciążę - przytaknęła rudowłosa. - Akolita zasugerował mi wizytę u kapłanki Bast.
- Ona jest fajna - stwierdziła gnomka. - Jak chcesz, to mogę cię do niej zaprowadzić - pozbierała swoje narzędzia i pozytywkę, dopiero po tym poprawiła suknię. Najwyraźniej miało to u niej mniejszy priorytet.
- Och, czyli już ją zdążyłaś odwiedzić. Dostałaś coś na zapobieganie ciąży? - rudowłosa zapytała ciekawie, ciągle odrobinę onieśmielona tym tematem.
- Trudno powiedzieć - czarno-biała podrapała się po głowie. - Bo ona czaruje… albo, no wiesz, błogosławi - poprawiła się i z jakiegoś powodu zarumieniła.
- Oh, to pewnie asystent pani rektor nie wie dokładnie jak to działa, skoro mówił o ziołach - zastanowiła się Leilena. - Jak długo trwa takie błogosławieństwo? - zapytała, czekając aż to Lily wybierze kierunek. Sama nie miała pojęcia ciągle gdzie szukać kapłanki.
Gnomka wzięła Lei za rękę i wyprowadziłą na zewnątrz, na plac zamkowy.
- Kapłanka mówiła, że trwa pełen księżyc. To musi być bardzo wydajne, bo modlitwę zmawiała bardzo krótko. A błogosławieństwo ma formę pocałunku - zachichotała. - Może będziesz mogła wybrać miejsce, gdzie cię pocałuje? - podpuszczała.
- Myślisz, że jakby mnie pocałowała tam na dole, to trwałoby dwa księżyce? - Lei zapytała nie do końca poważnie, śmiejąc się. Poznanie gnomki wprawiło ją wyraźnie w bardzo dobry, psotny nastrój.
- Myślę, że warto spróbować - odparła bez cienia wstydu, choć z wyraźnym cieniem rumieńca.


________________________
1 - grafika autorstwa Jana Ditleva
2 - autora grafiki nie znam, chętnie poznam
 
Zapatashura jest offline  
Stary 02-05-2018, 19:26   #6
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Kapliczka nie była daleko. Dziewczyny minęły szklarnię i dotarły do budyneczku pod zewnętrznymi murami. Jego drzwi były otwarte, a z wnętrza ulatniał się przyjemny, kwiatowy zapach. Lily weszła do środka pewnie, choć powoli. Bądź co bądź było to miejsce poświęcone bogom i pląsy wypadały chyba tylko w trakcie jakichś świąt, albo rytuałów. Leilena szybko jednak mogła stwierdzić, że w kaplicy Bast uchodziło więcej, niż u innych bogów. Ściany były ozdobione gobelinami, co samo w sobie nie odbiegało od normy, ale gobeliny miały wyszyte scenki rodzajowe. Część, bardzo mała część, wyobrażała koty - jedzące, śpiące, polujące. Większa część wyobrażała spółkowanie w przeróżnych pozycjach i konfiguracjach.
Na ławce przed ołtarzem siedziała czarnowłosa kobieta. Od tyłu trudno było określić co robiła, ale chyba czytała. Lei weszła do kaplicy, dziwnie się czując nazywając to miejsce w ten sposób, w myślach nawet. Takie sceny w miejscu poświęconym bóstwu… Deptała po piętach gnomce, a kiedy już bliżej nie wypadało podejść, jak również dłużej nie wypadało się gapić, chrząknęła cicho.
Kapłanka uniosła głowę i odwróciła się. W dłoniach faktycznie trzymała jakąś książeczkę, którą zamknęła.
- Przepraszam, myślami byłam gdzie indziej - miała ciepły, przyjemny dla ucha głos. Podniosła się z miejsca i wygładziła… suknię. Chyba tak trzeba ją było nazwać, choć jakoś ten termin nie pasował. Czerwony materiał był tak cienki, że widać było przez niego sutki.


- Lily, prawda? - zwróciła się do gnomki. - Kogo ze sobą przyprowadziłaś?
- To Leilena, moja nowa koleżanka - dziewczyna przedstawiła rudowłosą i delikatnie popchnęła ją do przodu.
Ta zrobiła krok i zatrzymała się. Otworzyła usta, lecz przez dłuższą chwilę nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Dlaczego nigdy wcześniej nie spotkała się z tym kultem i jego kapłanami?
- Dzie… dzień dobry - powiedziała z głupia frant. - Przyjechałam… dzisiaj. Ja… mam tu studiować - znowu włączyło się jej to irytujące dukanie związane z nerwami i niepewnością przy tych seksualnych tematach.
- Nowa uczennica - bezimienna wciąż kapłanka klasnęła w dłonie. - Zawsze miło zobaczyć nowe twarze, pobłogosławione przez Bast. Musisz mieć bardzo dużo pytań. Usiądź sobie, Lubieżna Kochanka się nie obrazi - wskazała drewnianą ławę.
- Lubieżna Kochanka? - od razu spytała Lei, zerkając na ławę. Postanowiła, że jednak usiądzie. Za dużo wrażeń. - Wybacz pani, nigdy wcześniej nie widziałam takiej… kaplicy. Ani tym bardziej świątyni.
- Tak, Lubieżna Kochanka - kobieta spojrzała na ołtarz, którego honorowe miejsce zajmował obraz nagiej kobiety z głową i pazurami kota. - Kocica Błogości, Pani Festiwali. Moja bogini ma wiele imion. To, czego nie ma to świątynie. Nie lubi ich. Świątynie to zimne, poważne miejsca, a moja pani lubi się bawić. Nasz kler prowadzi raczej zamtuzy - wyjaśniła. Lei kątem oka zobaczyła, że gnomka przysiadła tuż obok niej.
- Oh, w takiej… nie-świątyni to już całkiem nie byłam… - Lei starała się nie patrzeć na prześwitujące przez materiał ciało kapłanki. - Akolita, który prowadził mnie do pokoju, powiedział, że powinnam panią odwiedzić. Dla… no… ziół.
- Ziół? - zdziwiła się szczerze. - Ale ja nie jestem zielarką. Meleghost jest.
- Wymienił twoje imię, pani - Lei ciągle pozostawała przy oficjalnym zwracaniu się do kapłanki. - Mówił, że dzięki pani nie zajdę w ciążę. I mówił o ziołach. Może on się nie zna?
- Zna się, zna - zaprzeczyła z uśmiechem. - Ale najpierw parę rzeczy. Nie zwracaj się do mnie tak oficjalnie, bo mnie to postarza - poprosiła kobieta. Z bliska dało się u niej dostrzec pierwsze, niewyraźne zmarszczki w kącikach oczu. Mogła mieć trzydzieści parę lat, choć zgrabnego ciała mogło jej pozazdrościć wiele młodszych dziewczyn. - Jestem Oloma. Po drugie, kiedy jesteś w kaplicy Bast to nie siedź taka skrępowana. Podnieś wzrok i oglądaj co chcesz. Gobeliny, ołtarz, mnie - przesunęła kusząco dłonią po piersiach. - Bast kreuje piękno by je podziwiać i pożądać. No a poza tym, to mogę poprosić moją boginię o błogosławieństwo, które uchroni cię przed niechcianą ciążą.
- Chyba właśnie o to chodziło…. Olomo - Lei faktycznie przesunęła wzrokiem po piersiach kapłanki. Przełknęła ślinę. - Ale dlaczego wspominał o ziołach?
- Bo lekcje zielarstwa są obowiązkowe. Kiedy już sama nauczysz się parzyć odpowiednie mikstury, nie będziesz więcej potrzebować błogosławieństw - wyjaśniła. - Wszyscy bogowie lubią wiernych, którzy potrafią pomóc sami sobie - odparła, a Lei nie mogła oprzeć się wrażeniu że brunetka wyprężyła się, by lepiej eksponować swoje ciało.
- Aha. Na pewno nie będę chciała zawieść Bast - powiedziała dziewczyna z dziwną pewnością siebie. - Bycie wyznawczynią i akolitką takiej bogini to musi być niesamowite przeżycie…
- Mhmmm - mruknęła Oloma, trochę jak kot. - Jest bardzo przyjemnie. To jak służyć Ilmaterowi, tylko zupełnie na odwrót - mrugnęła.
- Czy wolno pani… tobie.. .coś więcej niż udzielać błogosławieństw w naszej akademii? - odważyła się spytać Lei.
- Oczywiście. Chłopaki bardzo lubią mnie odwiedzać i sprawdzać, co też mi wolno tutaj robić - uśmiechnęła się lubieżnie. - Akt rozkoszy jest modlitwą do Bast.
- Chwilę, chwilę - wtrąciła się Lily. - Czyli ty… no… bawisz się z uczniami - zastosowała dość niewinny eufemizm.
- Tak - potwierdziła bez ogródek starsza kobieta.
- Nie mówiłaś mi o tym! - mruknęła z wyrzutem gnomka.
- Bo nie pytałaś. A Leilena zapytała i teraz wiecie obie.
- Tylko chłopcy przychodzą? - rudowłosa poczuła nagłe pogłębienie swojego stanu podniecenia. - Czy dwie dziewczyny razem także są miłe Bast? - dopytywała, w celu czysto akademickiego pogłębiania wiedzy, oczywiście.
- W oczach Lubieżnej Kochanki nie jest ważna płeć ani rasa. Jeśli kochankowie oddają się z własnej woli, to jest to dobre. I liczba też nie jest ważna. Trzy dziewczyny też by ją bardzo ucieszyły - zapewniła, zerkając na Lily.
- Oh… - Mongle westchnęła i też spojrzała na Lily. - Znaczy my… my trzy? Ja jeszcze nigdy… nigdy się nawet dobrze nie całowałam. Ale chciałabym to błogosławieństwo… no… do studiów.
Gnomka przełknęła głośno ślinę i spojrzała rudowłosej w oczy.
- Jedno błogosławieństwo dla nowoprzybyłej - zaśmiała się kapłanka, przykuwając uwagę z powrotem na siebie. Podniosła się i rozłożyła szeroko ręce. - Pani moja, wysłuchaj prośby swej oddanej służki i pobłogosław tę dziewczynę. Daj jej zaznać rozkoszy bez konsekwencji - formułka była krótka i nieszczególnie wyszukana. Oloma pochyliła się nad Lei, gotowa ją pocałować w usta, ale Lily szturchnęła dziewczynę w bok. Ale czy odważyłaby się naprawdę poprosić o to, o czym sobie wcześniej po prostu żartowały? Widząc zbliżające się usta rudowłosa na chwilę zapomniała o wszystkim innym i nieśmiało wyszła im na spotkanie, lekko rozchylając swoje i pozwalając, aby kapłanka dokończyła to błogosławieństwo. Jej wargi były ciepłe i namiętne, ale pieszczota nie trwała długo. Leilena poczuła jak po jej całym ciele rozpływa się przyjemne ciepło, jakby stanęła w promieniach południowego słońca. I… chyba już. Oloma stała prosto, z sympatycznym uśmiechem. To było wyjątkowo przyjemne, ale atmosfera tego miejsca rozwiązywała język i być może nie tylko.
- Czy jakby ten pocałunek był… w inne miejsce… i dłuższy… to błogosławieństwo mogłoby trwać dłużej? - zapytała, odrobinę tylko nieśmiało, choć policzki całe miała zarumienione.
- Nie, to tak nie działa - czarnowłosa pokręciła głową. - Ale niech cię to nie powstrzymuje przed prośbą o taki pocałunek - zaoferowała. Lily ponownie przełknęła ślinę.
- Ja… chciałabym poczuć jak bardzo swobodna i bezwstydna mogę być w tej akademii…. - wymruczała cicho rudowłosa, nie mając odwagi na bezpośrednie prośby. Ale jej oczy zatrzymały się teraz na dłużej na atrybutach Olomy.
- Bardzo swobodna. I bardzo bezwstydna - zapewniła kapłanka. - Ale nie mogę ci służyć, jeśli nie wiem jak. Chcesz pocałunku? Ale gdzie? Na piersiach? - chwyciła swój biust jedną dłonią. Widoczny pod materiałem sutek wydawał się twardnieć. - Na łonie? - druga dłoń wygładziła suknię między nogami. Dało się bez trudu dostrzec, że nie nosiła bielizny.
Gnomka złapała Leilenę za rękę i przysunęła się bliżej.
- Och… wszędzie… - wydukała rudowłosa, nie odrywając spojrzenia. - Chcę też nauczyć się otwartości… i bycia tak kuszącą… - wyrzuciła z siebie szybko, zanim wstyd zamknął jej usta.
- Wszędzie? - kobieta pochyliła się i przejechała językiem po uchu Leileny. - Tutaj? - szepnęła.
Przez drobne ciało przeszedł dreszcz, z ust wydobyło się westchnienie. Zdawała sobie w pełni sprawę, że jest tu tylko z kobietami. Że to co robią nie jest w pełni… naturalne, a przynajmniej zwykle natura nie miała na myśli takich połączeń. Z drugiej strony to fakt, że to kobiety, pozwalał niwelować wstyd, wahanie i tego typu niepotrzebne problemy.
- Tak… - szepnęła więc Lei w odpowiedzi.
Oloma po usłyszeniu tej odpowiedzi pocałowała ją w usta. Język od razu wysunęła na spotkanie jej języka. W tym akcie nie było błogosławieństwa, było tylko pożądanie. Oderwała się nagle i zadała kolejne pytanie.
- Przy niej? - spojrzała na Lily, która w odpowiedzi jeszcze mocniej ścisnęła dłoń Leileny.
Kiedy splotły się ich języki - ten należący do rudowłosej bardzo niepewnie - dziewczyna na chwilę straciła umiejętność postrzegania czegokolwiek innego. Pytanie usłyszała nieco przez mgłę nagle bardzo silnej potrzeby dotykania swojego ciała.
- Lily jest bardzo… ładna - wyszeptała. - Jeśli chce… - nie dokończyła, nie odważyła się też spojrzeć na małą gnomkę.
- Chcę, bardzo chcę - odparł od razu entuzjastyczny głos koleżanki.
- Bogini podoba się wasza postawa - zapewniła Oloma. Usiadła okrakiem na kolanie Lei. Przez materiał spodni dziewczyna nie mogła niczego poczuć, poza ciężarem. Brunetka ucałowała osłonięte koszulą ramię raz, potem drugi i z udawanym zakłopotaniem stwierdziła. - Chyba nie mam cię już gdzie całować. A miałam wszędzie.
- Musicie mi pomóc ze strojami, abym mogła wiernie i jak najlepiej służyć bogini… - Lei wymruczała to cicho, ale wyraźnie wkręcała się w atmosferę kaplicy poświęconej Bast oraz wszystko to, co bogini reprezentowała.
- Z przyjemnością - tak szybko jak usiadła, tak samo szybko Oloma wstała ciągnąc rudowłosą za sobą. - Lily, ja zajmę się koszulą, bo jest wyżej. Czy możesz zająć się spodniami?
Gnomka jednocześnie się rozpromieniła i spiekła raka. Do takiej pomocy była jednak chętna. Drobne palce zaczęły rozpinać pasek, a długie, smukłe palce kapłanki odpinały guzik po guziku koszuli. Lei nie opierała się. Prawdę powiedziawszy, nie była w stanie się ruszyć. Guziki koszuli, a potem także kamizelki, poddawały się jeden po drugim. Obie części garderoby rozchylały się z każdą chwilą bardziej, odsłaniając nagie ciało pod spodem, w tym sterczące swobodnie piersi. Jeszcze bardziej wstydliwe rejony przypadły gnomce, bo jeden silniejszy ruch zsunął spodnie w dół, pozostawiając tam ledwie proste ciemne majteczki. Nie były to co prawda pantalony, ale także nic niezwykle wyszukanego i drogiego.
- Wiedziałam, że masz śliczną pupę - Lei usłyszała z dołu głos koleżanki, ale spojrzenie miała utkwione w oczach czarnowłosej kobiety. Krył się w nich żar i głębia wyuzdanych obietnic. Kapłanka ujęła jej twarz i raz jeszcze wpiła się w jej usta, zachłannie aż do straty tchu. A potem, nie zwlekając dłużej, z równym pożądaniem przyssała się do wyprężonych piersi. Nie zapominała jednak o Lily. Ujęła delikatnie drobną dłoń i ułożyła na wewnętrznej stronie uda Lei. Prowadziła jej ruchy ku górze, w nieznośnie powolnym tempie.
Rudowłosa jeszcze nigdy w życiu nie czuła czegoś podobnego. To było kompletnie co innego niż z Aldymem. Ta kobieta doskonale wiedziała co robi, a jednocześnie ta pasja! Lei już teraz chciała całkowicie oddać się Bast. Jej dłonie nieśmiało dotknęły talii starszej kobiety, gładząc delikatny materiał jej szat.
- Czy jestem… za stara… aby być… akolitką Bast…? - szeptała urywanym głosem, kiedy twardniejące, różowe sutki były wciągane do ust Olomy. Te małe rączki na dole wcale nie ułatwiały sprawy i rudowłosa czuła coraz większe gorąco pochłaniające całe jej delikatne ciało.
- Otrzymałaś bardzo rzadki dar Leileno - w głosie kapłanki pobrzmiewała lekka reprymenda. Niewykluczone, że spowodowana tym, że odpowiadając musiała wypuścić z ust pieszczone piersi. - Jeśli chcesz przypodobać się Bast, skup się na naukach w Akademii. Jeśli chcesz ją czcić, to trudno mi wyobrazić sobie lepsze miejsce, niż to.
Czarnowłosa położyła dłoń gnomki na czarnych majteczkach. Uczucie było niesamowite. Drobne palce gładziły niepewnie materiał, kiedy te dłuższe zachłannie obmacywały srom. W dodatku Lily wcale nie chciała tylko dać prowadzić się za rączkę i zaraz Lei poczuła, że jest klepana po pupie. Oczywistym był fakt, że umysł rudowłosej nie działał. Wyłączył się całkowicie, ciało przeszło w pełni na odczuwanie bodźców. Nigdy nie była tak dotykana i to jeszcze przez dwie kobiety. Jęknęła kiedy ciekawskie palce od szparki oddzielał ledwie kawałek cienkiego materiału. Jej własne dłonie pewniej objęły talię kapłanki, odrobinę zsuwając się w stronę pupy.
- Śmielej - poprosiła kobieta. - Lubię śmiałe doznania.
Na dowód, albo jako przykład, przygryzła delikatnie jedną z piersi Leileny.
- Może coś śmielszego zaoferujemy Leilenie? - mrugnęła do Lily, która pokiwała z entuzjazmem głową. Rudowłosa poczuła, jak długie palce odsuwają na bok majteczki, odsłaniając jej szparkę, a potem krótsze, ale bardzo ciekawskie paluszki zaczynają ją zwiedzać.
Jęknęła, a jej ciasna, lecz bardzo obecnie zwilżona grota, przyjęła tę inwazję z zaskakującym entuzjazmem. Lei nigdy poważnie nie eksperymentowała z wkładaniem czegoś do środka, ale teraz była gotowa stracić dziewictwo i to najlepiej od razu. To nic, że z kobietą. Posłusznie zsunęła dłonie na pośladki kapłanki, w tym pomieszaniu rozkoszy i odrobiny bólu odkryła, że spełnienie tej prośby przyniosło dodatkową falę podniecenia. Oloma westchnęła z satysfakcją i zaczęła powoli poruszać biodrami, odpowiadając na dotyk. Nasyciła swe pierwsze pożądanie i przestała skupiać swą uwagę wyłącznie na biuście dziewczyny. Całowała i lizała szyję, ramiona, policzki rudowłosej, uważnie badając reakcje i szukając co bardziej czułych miejsc.
Gnomka to co innego. Dla niej sytuacja była równie niezwykła jak dla Leileny. Nigdy wcześniej nie dotykała tak innej kobiety i zachowywała się, jakby już nigdy miała nie mieć kolejnej okazji. Badała wargi, delikatnie pocierała najczulszy guziczek. Opamiętała się dopiero, gdy wsunęła paluszek głęboko do środka i trafiła na barierę.
- Och. Przepraszam. Zapomniałam, że jesteś dziewicą.
Rudowłosa wzdychała i pojękiwała podczas tych pieszczot, drżąc od intensywności doznań. Stęknęła głośno kiedy Oloma przygryzła i wessała fragment skóry na szyi, podrygiwała prawie, gdy małe palce trafiały na twardy kamyczek łechtaczki.
- Ja… nie chcę już nią być… - wydyszała w odpowiedzi na słowa gnomki.
Jej własne dłonie zaczęły szukać wejścia pod szatę kapłanki. Ta jednak, nieoczekiwanie, odsunęła się.
- Dziewictwo można stracić tylko raz - powiedziała bardzo poważnie, choć była to oczywistość. - Jesteś pewna, że chcesz to zrobić z nami? Rozkosz możesz poczuć nawet jako dziewica.
- Tak - Leilena powiedziała to z zaskakującą pewnością. - Nigdy nie czułam się tak dobrze… a wiem, że nie trafię do tego lepszej osoby niż ty, Olomo…
- Poczytuję to sobie za zaszczyt - kapłanka skłoniła głowę. Kiedy ją podniosła, w oczach błyskały jej ogniki. - Ale Lily będzie mi musiała w tym pomóc. Usiądź sobie wygodnie na ławce - poprosiła. Gnomka trochę się ociągała, bo oznaczało to przerwanie pieszczot, ale posłuchała.
- A tobie Leileno, bielizna nie będzie dłużej potrzebna - stwierdziła Oloma i bez wahania zsunęła czarny materiał z bioder dziewczyny. Oblizała się na widok nagiego łona, ale szybko wzięła się w garść.
- Lily, to bardzo ważne by Leilena była podniecona i bardzo, bardzo wilgotna - przykazała. - Nie szczędź języczka - zaśmiała się i poszła w kierunku ołtarza.
Gnomka była czerwona jak burak. Piersi podskakiwały jej od szybkiego oddechu. Patrzyła jednak na nagą koleżankę (choć sama, zupełnie niesprawiedliwe, pozostawała ubrana) pożądliwie.
- Ja… nigdy tego nie robiłam. Nie wiem, czy ci się spodoba.
- Ale wiesz co tobie się podoba… - wyszeptała Lei, odwracając wzrok od kołyszącej biodrami kapłanki i w pełni koncentrując się na Lily. Była bardzo świadoma swojej nagości, ale podniecenie znacznie przeważało nad wstydem. - A… ja na pewno się odwdzięczę… - dodała z lekkim wahaniem, patrząc w dekolt gnomki i zbliżając się do niej.
- Trzymam cię za słowo - ostrzegła figlarnie. Na razie jednak złapała Leilenę za pośladki, które chyba bardzo jej się podobały. Gnomka była trochę za wysoka by pieścić rudowłosą na stojąco i trochę za niska, by sięgnąć na kolanach, więc trochę niezgrabnie, siedząc na ławce, pochyliła się do przodu i zanurzyła języczek w oferowanej kobiecości. Zaczęła smakować wilgoć, ale pomna na słowa Olomy szybko przeszła do pieszczoty łechtaczki, liżąc i ssąc. W końcu miała sprawić, by jej koleżanka zrobiła się naprawdę bardzo mokra.
Niewiele pracy w tym zakresie pozostało. Lei przystrzygła trochę swoje rude włoski, lecz i tak pozostało ich całkiem dużo. Teraz wyraźnie lepiły się w miejscu, gdzie stykały się z wyraźnie widocznymi dolnymi wargami. Duży i twardy guziczek potwierdzał stan rudowłosej, która jęknęła głośno. Wstyd i wahanie zostały przygniecione podnieceniem, a oczy dziewczyny ponownie śledziły Olomę. Kapłanka wyraźnie czegoś za ołtarzykiem szukała, dało się usłyszeć odgłosy szurania i postukiwania. W końcu podniosła się, dzierżąc w obu dłoniach fallusy. Czy tak wyglądały narzędzia kultu Bast? Jeśli tak, to w sumie były lepsze niż łoże tortur Ilmatera. Brunetka przeszła na przód ołtarza i usiadła na nim, podwijając i rozsuwając zwiewną suknię, obnażając się przed kimkolwiek, kto chciałby patrzeć. Wsunęła sobie jeden z drewnianych, misternie wykonanych członków w usta i przyglądała się co też robią dwie uczennice.
Lily bardzo się starała. Było inaczej niż z Aldymem. Mężczyzna z pewnością też się starał i nie brakowało mu entuzjazmu, a ostateczny efekt jego pieszczot przerósł przecież wszelkie oczekiwania Lei, ale gnomka po prostu wiedziała co robi. Może języczek trochę się jej męczył, ale dalej wił się tam, gdzie mógł sprawić najwięcej przyjemności. Lei nie potrafiąc już w pełni kontrolować swojego ciała, poczuła, że jej dłoń ląduje nagle na głowie Lily, palce wplotły się w te niezwykłe włosy i odrobinę docisnęły do łona. Całkiem mokrego już i bardzo wrażliwego. Każdy ruch wywoływał kolejną małą falę rozkoszy, wydostającej się na zewnątrz poprzez jęki, stęknięcia i westchnienia. Rudowłosa z prawdziwą przyjemnością oglądająca przy okazji pokaz kapłanki zdała sobie sprawę, że zbliża się do szczytu znacznie szybciej niż kiedykolwiek udało się jej to za pomocą dłoni.
Kapłanka zsunęła się na ziemię i kręcąc biodrami podeszła do dziewcząt.
- I jak? Jest już wilgotna? - zapytała, jakby nigdy nic.
- Tak, bardzo - potwierdziła gnomka, oblizując usta. - I bardzo smaczna - dodała, mrugając do Lei.
- Dobrze. Leileno, oprzyj się o ławkę i wypnij ładnie - poprosiła Oloma, ledwie powstrzymując się od chichotu.
Rudowłosa, która została pozbawiona spełnienia, prawie zaprotestowała głośno. Język Lily wprawił ją w taki stan, że była gotowa na wszystko, na spełnienie każdego polecenia, aby tylko ktoś dokończył dzieła. Trochę nie wiedząc jak to ma wyglądać, spełniła to polecenie na stojąco, pochylając się na tyle, aby dłońmi oprzeć się o ławeczkę, tak jak kazała Oloma.
- Gotowa? Nie będzie już odwrotu - rudowłosa poczuła jak coś ciepłego, mokrego i twardego otarło się o jej muszelkę.
Jęknęła w odpowiedzi i niemalże sfrustrowana poruszyła biodrami na boki. W głowie szumiało i nie zamierzała nic odwoływać.
- Kocico Błogości, daj tej dziewczynie spełnienie i ochroń ją od bólu - kapłanka zmówiła krótką modlitwę, a potem zdecydowanym ruchem pchnęła. Fallus wsunął się w rozpalone wnętrze zaskakująco gładko. Coś pękło, ale nie wywołało spodziewanego bólu. Bogini chyba wysłuchała prośby.
Doznanie było… przejmujące i niezwykle intensywne. Lei nie umiała go nazwać w żaden znany sobie sposób, to było coś nowego, co poznawała dopiero teraz. Poczuła dokładnie jak ścianki rozszerzają się, wpuszczając twardego intruza i jęknęła. Nie było ani odrobiny bólu, czy to dzieki bogini, czy to siostra zwyczajnie kłamała - nie miało to znaczenia. Ważna była dawana jej przez Olomę przyjemność. W tym momencie przywołałaby prawdziwy deszcz błyskawic, gdyby nie obroża na szyi. Jęknęła bardzo głośno, bezwolnie wypinając jeszcze bardziej.
Lily patrzyła na to jak zahipnotyzowana. Sama nie potrafiła się powstrzymać i wsunęła dłoń pod swoją wysoko rozciętą suknię.
- Wspaniałe - wyszeptała, trochę bez polotu, ale chciała jakoś dać wyraz swoim emocjom.
Starsza kobieta lubiła chyba jednak tortury, bo zamiast dać w końcu Leilenie, ta wysunęła z jej wnętrza ten cudowny, twardy trzon. Ewentualne protesty uciszyła kolejną modlitwą.
- Bast, spraw by jej rana się zagoiła.
Po prawdzie rudowłosa nie czuła żadnych ran, ale kiedy Oloma odłożyła członka na ławkę wyraźnie widać było na nim krew. Leilena nie była aż taką ignorantką i mniej więcej wiedziała z czym wiąże się utrata dziewictwa.
- Dziękuję… wiedziałam, że dobrze wybrałam… - wyszeptała w stronę kapłanki. Podniecenie zmalało odrobinę, ale zaraz znowu wybuchło, kiedy jej wzrok padł na Lily. - Chcę zobaczyć… - poprosiła błagalnym tonem, ciągle wypięta w bardzo perwersyjnej pozycji.
- Ale co? - gnomka była zupełnie oszołomiona tym, co się przed nią rozgrywało. I choć kontekst był dość jasny, szczególnie kiedy sama się niemal bezwiednie zaspokajała, jakoś nie potrafiła dodać dwa do dwóch.
- Co masz pod sukienką… bez zdejmowania jej - utrudniła Lei, ale jakoś wydało się jej to bardziej podniecające niż zupełna nagość. - Zdejmij majteczki, proszę…
Całkowicie pochłonęła ją sytuacja i atomosfera tego miejsca, a może paradoksalnie ośmieliła własna nagość i to co właśnie zrobiła jej Oloma. Tak czy inaczej, rudowłosa nie wahała się wyrażać pragnienia.
Czarno-biała ochoczo pokiwała głową. Nie zwlekała ani chwili i trochę niezgrabnie, ale szybko pozbyła się swojej bielizny. Rozchyliła odważnie swoją niebieską suknię i ukazała co też pod nią skrywała. Była niemniej wilgotna niż Lei i jej włoski również pasowały do fryzury. Kruczoczarne pasemka przeplatały się ze śnieżnobiałymi.
Zabawa z tyłu jednak się nie skończyła. Kapłanka zabrała wszak ze sobą dwa fallusy i właśnie ten drugi został bez ostrzeżenia wsunięty w osamotnioną szparkę. Był równie szeroki, ale teraz nie natrafiał już na żadne przeszkody i wpychał się coraz głębiej i głębiej.
- O tak… och… - oczy Lei otworzyły się szerzej. Znowu ta obecność, najcudowniejsze odczucie na świecie. Odwróciła na chwilę głowę w stronę kapłanki, starając się rozluźnić i wpuścić cały przedmiot w siebie. Tak głęboko nie czuła nic jeszcze nigdy, ale już była pewna, że od teraz będzie chciała ciągle. Dopiero po kilku następnych westchnięciach wróciła do Lily, uśmiechając się do niej półprzytomnie. - Piękna…
- Ty też - odparła od razu gnomka. Nie krępowała się, wsadzając sobie dwa paluszki na oczach obu kobiet. - Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nigdy się nie pieściłam przy świadkach. Ale przy was jest lepiej.
To wyznanie wywołało szczery śmiech u Olomy, która doświadczonymi ruchami zaczęła wysuwać i wsuwać w Leilenę sztucznego członka. Z każdym kolejnym powtórzeniem było trochę szybciej, trochę mocniej, bliżej orgazmu.
- Moja siostra… kłamała… to jest niesamowicie… przyjemne… - stękała Lei, mocno trzymając się ławki i przyjmując w siebie przedmiot bez oporów. Znajdowała się już w zupełnie innym wymiarze, drżąc na swoim ciele i tym razem już bez niechcianych przerw zbliżając do spełnienia. Krzyknęła, kiedy poczuła jak nadchodzi, z szeroko otwartymi oczami patrząc jak paluszki gnomki co i raz znikają w różowym wnętrzu. Starsza kobieta wyczekiwała tego momentu i na ostatniej prostej zdwoiła wysiłki. Fallus w jej rękach zaczął się kręcić to w jedną, to w drugą stronę, dodając nowe doznania. A jakby tego jeszcze było mało, rudowłosa poczuła jak zwinne palce pocierają jej nabrzmiałą łechtaczkę.
- Dojdź dla Bast. Oddaj jej cześć - poleciła Oloma zachrypniętym głosem.
Nie musiała tego powtarzać. Spazm orgazmu wstrząsnął ciałem Lei dokładnie w chwili, kiedy kapłanka dotknęła łechtaczki. Krzyknęła raz jeszcze, szczytując ciągle z otwartymi, lecz już nic nie widzącymi oczami. Żadna wcześniejsze spełnienie nie mogło równać się z tym, wywołanym przez służkę bogini rozkoszy. Rudowłosa na kilka długich chwil zupełnie odpłynęła do innej krainy. Jej obroża pulsowała jasnym światłem od całej, wyzwolonej w tej jednej chwili magii. Gnomka znieruchomiała z palcami wsuniętymi tak głęboko, jak tylko mogła sięgnąć. Wszystko to robiło na niej duże wrażenie. Gdy się trochę opamiętała, zbliżyła twarz do Leileny i pocałowała ją w usta.
- To było znacznie fajniejsze, niż psalmy do Gonda - zachichotała po swym bluźnierczym wyznaniu.
Rudowłosa wreszcie doszła do siebie i zaczęła rejestrować otoczenie. Odpowiedziała gnomce słabym uśmiechem, a kiedy Oloma wycofała przedmiot, opadła na kolana. Niemal tuż przed ciągle rozchylonymi udami Lily.
- Mogę oddawać cześć Bast ciągle… nie dziwne, że chłopcy tu przychodzą… muszą mieć tu najlepsze orgazmy, pewnie nie będą nami wcale zainteresowani przy takich możliwościach - zachichotała, zerkając na kapłankę i do niej także się uśmiechając.
- Żartowniś. Po co im taka starowinka jak ja, kiedy mogą adorować takie dwie śliczne młódki - kokietowała. Skupiła spojrzenie na Lily i uśmiechnęła się łobuzersko. - Chciałabyś jeszcze raz posmakować swojej koleżanki? - wyciągnęła w jej kierunku sztuczny członek. Dziewczyna przesunęła się na sam skraj ławki, jeszcze bardziej zbliżając swą wilgotną kobiecość do twarzy Leileny, i objęła erotyczną zabawkę ustami. To był bardzo erotyczny widok. W zasadzie dwa widoki. Zapach Lily z tej odległości stał się wręcz odurzający, inny i można rzec - egzotyczny. Nie kontrolując się, Lei nachyliła się, zbliżając twarz do paskowanego łona. Jej koleżanka też się już nie kontrolowała. Wplotła palce w rude włosy i przyciągnęła jej głowę do swej podnieconej szparki. Bardzo potrzebowała spełnienia.
 
Lady jest offline  
Stary 02-05-2018, 21:47   #7
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
- A co ty tam ukrywasz w dekolcie sukni? - spytała gnomki kapłanka, stając tuż nad klęczącą Leileną. Głos miała wciąż zachrypnięty, jakby zaschło jej w gardle. Odpowiedzią było wyłącznie niezrozumiałe pomrukiwanie, czarno-biała miała bowiem wciąż pełne usta. Będąc już tak blisko, pokusa była zbyt silna. Lei wysunęła języczek i przesunęła nim po całej długości szparki Lily, zbierając nim wilgoć. Wielokrotnie oblizywała już palce po dotykaniu się, lecz ten smak był inny. Bardziej pobudzający, bo obcy. Zaczęła błądzić koniuszkiem po każdym fragmencie malutkiej gnomki, nawet wsunąć go odrobinę do środka, niczym mała dziewczynka z nową zabawką. Zerkała przy tym w górę, gdzie mogła podziwiać coraz piękniejsze widoki. Oloma bowiem szarpnęła dekolt sukni, uwalniając jędrne, okrąglutkie piersi. Na tak drobnym ciele robiły świetne wrażenie. I w dodatku pasowały do dłoni kapłanki, która z nieskrywaną radością zaczęła je ugniatać. Tego było dla dziewczyny za dużo. Uwolniła swe usta i nie panując nad własnym głosem krzyknęła.
- Wsadź mi swoje palce Lei, błagam!
Wyglądało na to, że Lily niezwykle polubiła penetrację, którą rudowłosa dopiero odkrywała. Nie chciała męczyć nowej koleżanki, spełniając czym prędzej tę prośbę. Nie miała pojęcia jak malutka dziewczyna jest w środku, wypróbowała więc najpierw jeden palec, wsuwając go w gorące wnętrze. Przesunęła się też na tyle, aby móc skupić ruchy języka wokół wrażliwej łechtaczki.
- Palce - jęknęła na to gnomka. - Dwa!
Cóż, opowiadała, że pierwszy raz przeżyła z ogórkiem, ale wydawała się być taka ciasna. Czy jeszcze się coś w niej zmieści?
- No już, Leileno. Nie dręcz się z koleżanką - poprosiła Oloma, która sama starała się dostarczyć drobnej dziewczynie jak najwięcej wrażeń.
Lei sama była odurzona tym co robiła i czego doświadczała i oponować nie zamierzała. Dołożyła drugi palec, wciskając go zaraz za pierwszym i tym samym sprawdzając rozciągliwość gnomki. Przyssała się w tym samym czasie do twardego kamyczka, który tak przyjemnie było trącać językiem. To wystarczyło. Lily krzyknęła tak głośno, że kapłanka aż musiała uciszyć ją pocałunkiem. Chyba słychać ją było na wykładach. Pulsujące wnętrze zacisnęło się tak mocno, że rudowłosa nie była w stanie się z niego wysunąć. Czy ona też w tym stanie tak wyglądała? Cała drżąca i szczęśliwa? Chwila trwała i trwała, aż w końcu Lily uspokoiła się trochę a ścianki jej wnętrza poluzowały na tyle by uwolnić Leilenę. Ta oswobodziła swoje palce i natychmiast wzięła je do ust i oblizała. Odsunęła się od łona koleżanki i uśmiechnęła.
- To niemal tak cudowne, jak przeżywanie tego samej. Teraz naprawdę jestem pobłogosławiona i jakiś chłopiec może… we mnie skończyć? - zapytała kapłankę, podnosząc się z kolan.
- Może. Ale oni zazwyczaj kończą w środku nawet jeśli nie powinni - zaśmiała się w odpowiedzi. Jej sztywne sutki wyraźnie odcinały się pod prześwitującym materiałem. Wszystko co robiła nie pozostawało bez wpływu. - Ale twój pierwszy raz poświęcony był bogini. Myślę, że będzie cię miała w swojej opiece.
- A czy… - chciała się wtrącił Lily, ale zabrakło jej tchu i musiała zacząć jeszcze raz. - A czy jak ja miałam pierwszy raz z warzywem, to czy teraz opiekuje się mną Chauntea?
Wspomnienie bogini plonów sprawiło, że Oloma parsknęła głuchym śmiechem i długo nie umiała się opanować. To pytanie było tak rozkoszne, że Lei jej zawtórowała.
- To chyba bogini płodności - powiedziała po opanowaniu się. - Będziesz miała w takim razie… dobre plony?
- Może kiedyś? Na razie chcę się nacieszyć samym sadzeniem nasionek - odparła rezolutnie. Była po wszystkich tak mokra między nogami, że z pewnością poplami sobie suknię.
- Nie umiem sobie wyobrazić tego sadzenia. Nie trzeba być mężczyzną? - Lei nie do końca zrozumiała, ale zachichotała. Zwróciła się znów do Olomy, podziwiając ciało przez zwiewną szatę. - Nie trzeba ci… no wiesz… jakoś pomóc, Olomo? Odwdzięczyć?
- Nie trzeba - odpowiedziała o wiele za szybko. Jej ciało absolutnie nie umiało ukryć swego podniecenia. - Musicie być zmęczone po takich doznaniach.
Gnomka spojrzała na koleżankę. Nie wyglądała, jakby miała paść z wycieńczenia. Lei odpowiedziała spojrzeniem i uśmiechnęła się. Zupełnie naga i rozdziewiczona nie okazywała ani wstydu, ani wahania w tym przybytku bogini rozkoszy. Zbliżyła się ostrożnie do kapłanki i objęła jej biodra dłońmi.
- To chociaż taki długi pocałunek? - wyszeptała, zadzierając głowę i patrząc na ponętne wargi Olomy.
- A gdzie chcesz mnie pocałować? - odpowiedziała pytaniem. Nie umiała ukryć swej lubieżnej natury.
- Wszędzie - Lei odpowiedziała tak jak wcześniej, uśmiechając się delikatnie i niewinnie.
- A ja bym chciała cię dotykać - wtrąciła się Lily. W rozchełstanej sukni wyglądała bardzo kusząco. - I też wszędzie.
Przed takimi prośbami czarnowłosa już nie umiała się bronić. Bez słowa rozpięła pas a potem sprzączkę, które trzymały czerwoną szatę na jej krągłym ciele. Materiał opadł od razu, pozostawiając kobietę zupełnie nagą.
- Ojej - westchnęła gnomka. - Ona tam jest zupełnie wygolona - z racji swojego wzrostu, była to pierwsza rzecz jaka rzuciła się dziewczynie w oczy.
Rudowłosa odsunęła się odrobinę, aby móc przyjrzeć się boskiemu ciału. Od razu zwróciła uwagę na to, o czym wspomniała Lily.
- To… och… możemy tak? - zapytała zupełnie bez sensu, nie wiedząc co powiedzieć.
- Wymaga to pewnego doświadczenia z brzytwą - odpowiedziała. - Lepiej się tam nie zaciąć. Radziłabym znaleźć jakiegoś miłego mężczyznę, który wam pomoże, jeżeli chcecie się ogolić.
- Och, a nie da się jakoś… magicznie albo coś? - od razu zaczęła drążyć Lei. Musiała zacząć się uczyć czarów, przecież to nawet byłoby związane z jej talentem!
- Może i by się dało - przyznała Oloma. - Ale ja nie jestem czarodziejką.
Lady Aurora miała wypielęgnowane łono, przyszło na myśl Leilenie. Ale chyba trochę głupio byłoby prosić rektorkę o taką przysługę.
- Chyba będziemy musiały się nauczyć - Lei zerknęła na koleżankę, po czym nagle przypomniała sobie o czym mówią. I to, że jest zupełnie naga. I Oloma także. Zbliżyła się niepewnie znowu, opierając małe rączki na płaskim brzuchu kapłanki. - Naucz mnie jak robić to tak, żeby było najprzyjemniej…
- Nie wiedziałam, że mianowano mnie nauczycielką - uśmiechnęła się w odpowiedzi. Wzięła jednak rudowłosą za rękę, a Lily zaprosiła gestem. Podeszły do ołtarza, na którym kapłanka wygodnie usiadła, od razu rozsuwając szeroko uda, bez śladu zawstydzenia. Wciąż trzymała w ręku jeden z fallusów, ale nie sprawiała wrażenia, jakby chciała go komuś oddać. - Miłość to nie jakiś wyuczony rytuał. Trzeba ją poczuć, a żeby ją poczuć, trzeba jej doświadczyć. Nie krępujcie się i doświadczajcie. Nie jestem z cukru.
Gnomka zareagowała pierwsza. Wciąż czerwona, ale chętna do figli, przesunęła dłonią po wygolonym łonie.
- Jest takie gładkie… aż chce się je całować.
- Takie jest chyba idealne dla nas… no dla innej dziewczyny… - zauważyła rudowłosa. W końcu chłopak chciał głównie wsadzić do środka. Lei podeszła tak blisko, że jej biodro ocierało się o udo Olomy. Wyciągnęła ręce i objęła dłońmi jędrne piersi kapłanki. Zaczęła je powoli masować, tak jak sama lubiła robić ze swoimi. I zaraz nachyliła, aby pocałować jeden z sutków. Mniejsza dziewczyna zsunęła swe palce do wilgotnej kobiecości, lecz co dziwne wywołało to rozbawienie u kobiety.
- Czemu tak zachłannie? Jak mężczyzna, od razu między nogi - mówiła z udawaną naganą. - Czy nic innego ci się we mnie nie podoba?
Biedna Lily była już tak czerwona, że można ją było pomylić z diablęciem. Faktycznie jednak zmieniła obszar swych pieszczot, całując uda i masując zgrabne nogi. To już wywołało pełne zadowolenia mruknięcie. A może to języczek Lei, który drażnił sztywny sutek?
- Tak, tak jest przyjemnie…
Rudowłosa kręciła kółeczka wokół sutka, biorąc go co chwilę w usta, ssąc zachłannie i nawet leciutko przygryzając. Po lewej piersi przyszedł czas na prawą, a dłonie już sunęły wzdłuż talii, aby po chwili wrócić. Tak jak wcześniej robiła jej Oloma, tak Leilena starała się zrewanżować - jej pocałunki dotarły wreszcie również do szyi i uszka, który przygryzła w płatek. Ocierała się przy tym o nogę kapłanki niczym kotka w rui.
Kiedy rudowłosa poruszała się w górę, jej koleżanka zmierzała coraz niżej. Drobnymi dłońmi gładziła łydki i znaczyła swą wędrówkę pocałunkami. Wtem stwierdziła z mieszanką zdziwienia i entuzjazmu.
- Ale masz śliczne paznokcie. Takie czerwone.
Oloma kolejny już raz zaśmiała się.
- I dopiero teraz to zauważyłaś? Za karę musisz się szczególnie zająć moimi stopami - starała się utrzymać powagę, ale głos jej drżał. Pieszczoty dwóch dziewczyn bardzo ją pobudzały. Zacisnęła dłonie na liturgicznym obrusie, oddychała urywanie.
Lily do swej kary podeszła bez protestu i wkrótce masowała nagie stopy, a nawet zdecydowała się wziąć do buzi jeden z tych pomalowanych paluszków.
- Chciałabym zobaczyć jak robisz to z jakimś chłopakiem, z tego też mogłabym się tyle nauczyć… - Lei w zapamiętaniu wyszeptała do ucha kapłanki i pocałowała ją głęboko w usta. Nie miała w tym prawie żadnego doświadczenia, ale bardzo polubiła to całowanie z języczkiem, wsunęła więc swój głęboko, wplatając palce jednej dłoni we włosy, a drugą chwytając mocniej pierś Olomy. Podniecenie samo kierowało rudą dziewczyną. Starsza kobieta oddała pocałunek z ochotą. Ich języki splotły się w długiej, pozbawiającej tchu pieszczocie. Kiedy zmuszone już były złapać powietrze, kapłanka wyszeptała.
- Podnieca cię patrzenie? - bezwiednie puściła ołtarz, jakby chciała objąć kochankę, ale z jakiegoś powodu rozmyśliła się.
Lei pokiwała głową. Spojrzała w dół, na swoje i jej piersi.
- I chyba pokazywanie… - wyszeptała, cała czerwona na policzkach, choć przecież ta tajemnica wcale nie była taka znowu straszna po niedawnej stracie dziewictwa.
- Podglądałaś już kogoś? - dociekała. Usadziła się trochę wygodniej i uniosła nogi, by Lily łatwiej było pieścić jej stopy.
- Tak… wielokrotnie… - przyznała się szybko, przygryzając wargę. - Zawsze bardzo to na mnie działało. Zakradałam się w nocy… - zachichotała cicho i niemalże nieśmiało.
- Opowiedz - poprosiła nieoczekiwanie Oloma. - To potrafi być bardzo podniecające. - Zwróciła się potem ku gnomce. - A ty chyba już dopełniłaś kary. Wskakuj na ołtarz. Myślę, że moje piersi domagają się trochę uwagi.
To polecenie było dla Lily trochę problematyczne, lecz z drobną pomocą wdrapała się w górę i wkrótce ugniatała wyprężony ku niej biust. Rudowłosa sięgnęła bezwiednie ku swojej cipce, dotykając jej dłonią.
- O… o czym opowiedzieć…? Widziałam sporo osób… nawet rodziców… pod pierzyną… - chciała znowu zachichotać, ale wyszedł bardziej jęk. Wolną dłonią właśnie sunęła po wewnętrznej części uda Olomy, przyglądając się staraniom Lily.
- A co cię najbardziej podnieciło? Kogo najbardziej chciałabyś podglądać jeszcze raz? - sama złapała dłoń Lei nim ta dotarła do jej najbardziej wrażliwego miejsca. Zamiast tego położyła ją na jednej z piersi. Gnomka wkrótce przyłączyła się do tej pieszczoty, raz całując sutek, a raz palce koleżanki. Rudowłosa nie zastanawiała się na razie, dlaczego Oloma nie chciała, aby ją tam dotykać. Zamiast tego poruszyła swoimi palcami u obu dłoni. Jęknęła.
- Nie wiem… chyba jak tata podwijał sukienkę służącej i dociskał ją tak mocno do ściany, poruszając biodrami w przód i w tył i zatykając jej usta własnymi… - wydyszała, nie spuszczając wzroku z obu kobiet.
- Mmm… to było w nocy? Dużo widziałaś? - spytała. Złączyła uda i zaczęła nimi delikatnie pocierać. Lily zrobiła wielkie oczy, ale milczała, choćby dlatego, że co rusz miała zajęte usta.
- Mama wtedy spała… a oni byli w kuchni… potem tata posadził ją na stole i odsłonił szerokie uda i łydki służącej… - Lei opowiadała rwanym głosem, masturbując się w trakcie. - Tata chyba bardzo lubi takie trochę pulchniejsze panie, a mama jest szczupła… tak podniecająco dyszał, kiedy znów zaczął ruszać…
- Och… - jęknęła Oloma i położyła się na plecach. Raz jeszcze rozsunęła szeroko nogi. - Widziałaś ojca nago? Jak wyglądał? - podpuszczała do dalszych wyznań, ciekawa szczegółów. Gnomka potraktowała jej zachowanie jako zaproszenia i zaczęła ostrożnie przesuwać ręce w kierunku płaskiego brzucha. Kapłanka już nie protestowała.
- Ma brzuszek… - wymruczała Lei - ...ale nie wygląda tak źle jak na staruszka… - znów wydała z siebie dźwięk będący połączeniem chichotu i jęku. - Ładną pupę. I niezbyt długiego, ale grubego siurka. Przynajmniej w porównaniu do innych, których widziałam… - podniecenie i ręka na łechtaczce całkowicie otworzyły usta rudowłosej, która przecież lubiła mówić. Szczególnie o takich rzeczach. Czarnowłosa zdecydowała nagrodzić taką szczerość i wsunęła rękę między uda rudowłosej. Rozpoczęła niespieszne harce.
- Grube są takie przyjemne. Rozpychają i wypełniają… - jęknęła. Lily zdążyła już dotrzeć do wygolonego podbrzusza i nieśmiało trąciła palcem różowe wargi. Kapłanka cała się napięła. - Co było dalej? Co robił służącej?
Lei chętnie przyjęła pomoc i odsunęła swoją dłoń, aby Oloma miała pełny dostęp. Stanęła w nieco szerszym rozkroku, a uwolniona od wcześniejszego zajęcia ręka powędrowała na udo kapłanki.
- Wchodził w jej dziurkę coraz szybciej, aż wydawało takie mlaszczące, mokre odgłosy… - opowiadała dalej. - Szarpnął za gorset, odsłaniając takie wielkie piersi… i dyszał coś o tym, jakie ma wielkie, dojne cyce, jeśli dobrze usłyszałam… - jej samej takie określenie wtedy wydawały się dziwne, ale podniecenie robiło swoje.
- Romantyk - wyjęczała. Zagłębiła jeden palec w cipce Leileny, wysuwając go i wsuwając. Wolną ręką złapała udo gnomki i zmusiła ją, by usiadła na kapłance okrakiem, tym samym eksponując i swoją kobiecość. Lily nie pozostała dłużna od razu wsuwając dwa palce do wnętrza, które było wyraźnie luźniejsze niż jej własne, ale nie mnie chętne.
- Całował jej cycki? Miętosił? Gryzł? - pytała w erotycznym amoku Oloma.
- Ugniatał mocno, trzymał za nie coraz mocniej w nią wchodząc… jęczała by nie przestawał, zwracając się do mojego taty “panie”. Na koniec wręcz bił te jej olbrzymy otwartą dłonią. Aż nagle z niej wyszedł, cały lśniący i kazał się wypiąć…
Głos Lei coraz bardziej odmawiał posłuszeństwa i co chwilę gubiła głoski, nie przestawała jednak mówić. Lekko ruszała bioderkami, aby palec lepiej ocierał się o ciasny tunel. Sama też dotarła tam gdzie i gnomka, próbując dołożyć swój palec do jej dwóch. Wsunął się z lekkim trudem, wywołując westchnięcie zahipnotyzowanej Lily i głośny jęk kobiety.
- O tak, tak, tak róbcie. Lubię być rozpychana. Lubię być pełna - nie panowała już nad językiem. Wsunęła palec również do środka gnomki, co spotkało się z pełnym zadowolenia jękiem. Leilenę zaczęła pobudzać także kciukiem, pocierając najczulsze miejsce.
- Co zrobił dalej twój ojciec? Znowu wszedł w jej cipkę? A może w tyłek? - jej słowa nabierały wulgarności.
- Och… - westchnęła głośno Mongle. - W pupę? Tak też można mieć chłopca… i jest przyjemnie? - zapytała trochę zaskoczona. - Nie wiem jak to zrobił… widziałam najpierw szeroką pupę… a potem tata zdzielił kilka razy te pośladki aż trzaskało… złapał za nie i podszedł… widziałam tylko jego ładne pośladki, jak nimi ruszał… i robił lanie służącej... - stękała dalej swoją opowieść, bo mówieniem tego już nie dało się nazwać. Z ciekawością poruszała palcem w Olomie, ale także sięgnęła drugim niżej. Zaciekawiona tym, że kapłanka zasugerowała tyłek.
- Ból… potrafi być… przyjemny - dyszała. - A kobieta może przyjmować… kochanka wieloma otworami - tłumaczyła. Jej grota dostosowywała się do zagłębionych w niej palców, robiąc się coraz wilgotniejsza i stawiając mniejszy opór. - W ten drugi też jest dobrze.
Umilkła wyczekująco. Palce Olomy zginały się i przyspieszały, oddając rozkosz, którą sama otrzymywała.
Lei uznała, że kapłanka bogini rozkoszy musi wiedzieć co mówi. Nie przestając poruszać palcem w jej cipce, jednocześnie odszukała wejście do drugiej dziurki i zaczęła je pocierać.
- Tam? To wejście jest takie malutkie i zaciśnięte… - wyszeptała, z trudem panując nad swoim ciałem.
- Spróbuj...trochę mocniej. A ja spróbuję się rozluźnić - odparła Oloma. Kiedy nie mówiła, otwarcie już jęczała. - Lily, wsadź mi… jeszcze jeden - zdołała poprosić. Ale czy on się jeszcze mógł zmieścić? - A ty Lei… nie skończyłaś… opowieści.
Gnomka spojrzała niepewnie na rudowłosą, nie wiedząc czy powinna spełnić usłyszaną prośbę. Lei się nie wahała. Spełnianie poleceń i próśb było przyjemne! Naparła swoim palcem na to drugie, niegrzeczne wejście.
- Kazała mu się rżnąć ze wszystkich sił… - Leilena podjęła urwany wątek. - To było dziwne z tym rżnięciem, ale chyba chodziło o tempo jego ruchów, bo tata jeszcze przyspieszył… aż w pewnym momencie cofnął się, a ona opadła na kolana i przyjęła go do ust. I wtedy tata tak podniecająco jęknął… - panna Mongle też jęczała.
Lily wzięła przykład z koleżanki i wepchnęła trzeci paluszek w rozciągnięte wnętrze. Druga, ciasna dziurka uległa pod naporem i wpuściła Lei. To wszystko, perwersyjna opowieść i poczucie wypełnienia przelało czarę. Plecy Olomy wygięły się w łuk, a z jej gardła wydobył się chrapliwy jęk przyjemności. Palce zanurzone w szparkach obu dziewczyn lekko drgały, ale kapłanka nie miała już sił na nic intensywnego. Opadła na ołtarz oddychając głęboko.
- To… było… cudowne.
- Zgadzam się - szepnęła Lei, nie wyciągając swojego palca. Uczucie wkładania go w to miejsce było o wiele inne niż to w szparce. I Oloma była tu o wiele ciaśniejsza.
- Ja też. Musimy to kiedyś powtórzyć - Lily uśmiechnęła się szeroko. Nawet traciła swój czerwony odcień.
- Wy, młodzi, jesteście nienasyceni - stwierdziła kapłanka. - Ale teraz lepiej idźcie się umyć, bo spóźnicie się na obiad.
- Och, prawda! - Lei zachichotała i trochę czerwona ze wstydu na myśl co tu wyprawiała rzuciła się na swoje ubranie i zaczęła je wdziewać. - Potem musisz mi Lily pokazać resztę akademii.
- Oczywiście - czarno-biała z ociąganiem odeszła od Olomy. Zaczęła poprawiać i wygładzać swoją suknię, ale nie przychodziło to łatwo. - Zaczynając od łaźni. Chyba faktycznie czuć, co robiłyśmy - pociągnęła nosem.
- Czy tutaj kogoś to dziwi? - zapytała całkiem poważnie Lei, już w spodniach i zapinająca koszulę. - Ale zgadzam się, od łaźni. I wychodka.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 07-05-2018, 19:59   #8
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Łaźnia znajdowała się obok dormitorium, w niskim, ale ładnie zaprojektowanym budyneczku z różowego koralu, bardzo popularnego budulca w Halagardzie. Zaraz za wejściem znajdowały się wygódki, a w głębi budyneczku, wśród kolumnad i licznych, czarodziejskich lamp, znajdowały się baseniki napełnione kusząco parującą wodą.


Lily zostawiła koleżankę przy drzwiach, aby mogła w spokoju załatwić swoje potrzeby, a sama skocznym krokiem poszła do łaźni. Kiedy już Leilena do niej dołączyła, naga dziewczyna wylegiwała się w ciepłej wodzie, zanurzona prawie po czubki uszu. Błękitna suknia leżała niedbale na jednej z wielkich, czerwonych poduszek okalających centralna fontannę. Poza nimi dwiema, nikogo innego nie było.
- Zdecydowanie potrzebuję stroju, który szybciej się zdejmuje - stwierdziła Lei, zabierając się za rozbieranie się. Nie czuła już wstydu, nie przed Lily w każdym razie. No może odrobinę. W końcu przed chwilą była naga… mimo to poczuła ukłucie podniecenia, kiedy zsuwała swoje spodnie na oczach gnomki.
- W stolicy jest dużo krawców. Na pewno sobie coś znajdziesz - podjęła rozmowę. - Chyba, że masz w swojej garderobie coś innego niż spodnie. Może mogłabym coś przerobić?
- Mam ze dwie sukienki. Ale długie i niewygodne. Mogę ci je oddać, jeśli zrobisz z nimi coś ciekawego, to jestem w pełni za… - za spodniami poszła bielizna i lekko rumiana rudowłosa czym prędzej wskoczyła do wody. - Nie mam pieniędzy, aby kupić sobie coś nowego - przyznała i westchnęła. I zmieniła na chwilę temat. - Naprawdę myślisz, żeby się ogolić tam na dole?
- My, gnomy, zawsze mamy problem z włosami - wskazała palcem swoje mokre loki, które skręcały się mimo wilgoci. - Pozbędę się włosków, to pozbędę się problemów - zdecydowała z uśmiechem. - Co masz na myśli, mówiąc ciekawego? Bo taka szatka Olomy musi bardzo drogo kosztować. To czysty jedwab i jeszcze tak delikatnie zszyty… Dobrze, że sama go zdjęła, bo bałabym się, że go podrę.
- Ciekawego, czyli coś odpowiednio kuszącego i łatwego do zdjęcia - odpowiedziała bez większego namysłu rudowłosa. - Jestem tu od tak niedawna, a już dwa razy się rozbierałam - zachichotała. - Pomogę ci z włoskami jak ty pomożesz mi - zaproponowała nie tak znowu nieśmiało. - Myślałam, żeby zostawić sobie ich tylko troszeczkę nad… no wiesz… szparką.
- Ale, no wiesz… ja nigdy nie miałam brzytwy w dłoni. A co, jak cię skaleczę? Może Oloma miała rację i powinnyśmy poprosić jakiegoś chłopaka? - wyraźnie nie była przekonana.
- Na razie sobie tego nie wyobrażam - westchnęła. - Prędzej zapytałabym jakąś kobietę z kadry nauczycielskiej… pani rektor… ona była tam ładnie… przystrzyżona - dodała szeptem.
Lily odparła wybuchem śmiechu.
- Szanowna pani rektor, chciałabym złożyć podanie o usługi fryzjerskie - wypowiedziała, sztucznie obniżając głos.
Leilena roześmiała się razem z nią, skupiając na myciu swojego ciała.
- Wiem wiem, ale jestem pewna, że nie jest jedyną. Może inne są bardziej… przystępne? Albo starsze koleżanki? - zasugerowała, ciągle nie ufając pomysłowi chłopca z brzytwą nad swoim łonem.
- Nie mam koleżanek… jesteś pierwszą - bąknęła gnomka i zaraz spróbowała zmienić temat. - To, co opowiadałaś o swoim tacie, to była prawda?
- Na pewno poznamy kogoś ciekawego - zapewniła Lei z uśmiechem. - To.. tak. U mnie w domu po nocy często szalały demony rozpusty. Może dlatego sama taka a nie inna jestem.
- Ojej… to nie tylko tata tak szalał? - spytała, ale zaraz pokręciła głową. - Nie, nie. Nie powinnam pytać. To twoje osobiste sprawy.
- Strasznie mnie podnieciło opowiadanie tej historii… podglądałam wszystkich przez lata, chyba jestem dobra w ukrywaniu się - roześmiała się panna Mongle. - Ale to nie teraz, bo się spóźnimy na obiad. Umyta? - sama Leilena już zakończyła zmywanie z siebie śladów uciech.
- Czyściutka jak łza - oznajmiła. - I do tego głodna jak borsuk. Na szczęście dobrze tu karmią. I to takimi dużymi porcjami - rozłożyła szeroko ręce. - Ale może mi się tylko tak zdaje, bo jestem mała.
- Ja jestem niewiele większa - mrugnęła do niej Lei, gramoląc się z wody i rozglądając za czymś do wytarcia. Tym samym wystawiając się znowu w pełni na widok.
- Ładne mi niewiele, ponad głowę - prychnęła Lily, również wychodząc z wody. Tak naprawdę, to była pierwsza okazja by przyjrzeć się jej nago. Była bardzo szczupła, co jeszcze bardziej wyolbrzymiało jej biust. Jej sylwetka miała w sobie coś elfiego, choć może to spiczaste uszy skłaniały do takiego wrażenia. - A ja w swojej wiosce byłam najwyższa! - rzuciła butnie i podniosła schowane wcześniej ręczniki. Jeden podała Lei.
Ta wzięła go i zaczęła się wycierać, nie spuszczając wzroku z gnomki.
- Jesteś piękna. Podoba mi się też, że taka mała. Prawie wszędzie… - wymruczała, celowo na chwilę zatrzymując spojrzenie na biuście. Dziewczyna podłapała jej wzrok.
- Podobają ci się? Mi się zawsze wydawały za duże. Chłopcy zawsze wodzili za nimi wzrokiem. Z początku bardzo mnie to denerwowało, ale z czasem… No, nie jestem taka wstydliwa jak kiedyś - zakończyła wycierając swoje niesforne włosy.
- Są niesamowite. Uwielbiam piersi, nie dziwię sie chłopcom wcale - zachichotała, coraz bardziej otwierając się przed gnomką. Odłożyła ręcznik i zaczęła się ubierać. - Moje są małe, ale sterczące. Nie musiałam nigdy nosić nic podtrzymującego je jak wiele innych kobiet.
- Będę o tym pamiętać przy przerabianiu twoich ubrań - obiecała Lily.

Wytarte, suche i ubrane ruszyły do stołówki. Pora już była najwyższa i gnomka bała się, że może już dla nich zabraknąć parówek. Posiłki wydawano w głównym budynku Akademii, majestatycznej, wielopoziomowej budowli pełnej balkonów, wieżyczek i wymyślnych dobudówek. Kiedy dotarły na miejsce, trochę zziajane od szybkiego kroku, oczom Leileny ukazała się ogromna sala jadalna. W takim miejscu powinno się wystawiać jakieś bale, a nie po prostu serwować obiady, śniadania czy jakieś kolacje. Długie stoły były smętnie puste, bo i zwabionych głodem osób było może z trzydzieści. Lei wypatrzyła w oddali charakterystyczne, rude włosy - to rektorka jadła w towarzystwie nauczycielskiego grona. Poza tym towarzystwo było głównie ludzkie i w różnym wieku. Niektórzy mogli być równolatami dla panny Mongle, inni musieli dobiegać trzydziestki. Lily złapała ją za ręką i zaczęła dyskretnie wskazywać parę osób.
- Widzisz tego tam blondyna? Z książką? To Olaf, o którym ci mówiłam - chłopak był trudny do opisania w dwóch słowach. Niski, ale bardzo przysadzisty przywodził na myśl krasnoludy, ale jednocześnie wyraźnie brakowało mu brody. A przecież każdy krasnolud musiał taką posiadać.


Lei niewiele wiedziała o krasnoludach, tak jak i o gnomach. Uważnie przyglądała się wszystkim, obecnie bardziej interesowała ją nawet kadra nauczycielska. Dała się prowadzić Lily.
- Wygląda jakby już zaczął studia. A pozostali z naszej małej grupy?
- Tamten wielkolud - kiwnęła brodą ku ogorzałemu młodzieńcowi. Też siedział samotnie, jeśli nie liczyć towarzystwa dwóch wielkich talerzy pełnych jedzenia. Faktycznie był wysoki. Dobre sześć stóp, może nawet więcej. I szeroki w barkach. Ubrał się zgodnie z obowiązującą, halruaańską modą. Dla Lily mógł faktycznie być za duży.


- To Connor. Jest całkiem miły, ale trochę ospały.
- Ale wygląda całkiem fajnie. Na pewno uważasz, że jest za duży? - zachichotała. Domyślałam się o co może chodzić z ospałością, w końcu mała gnomka wykonywała pewnie pięć ruchów zanim on skończy pierwszy.
- A elfka?
- Elka? Tam siedzi - machnęłą lekceważąco w kierunku obleganego stołu. - To ta blondynka.
Kobieta zwana Elką, była podręcznikową reprezentantką swojej rasy. Zgrabna, długowłosa, spiczastoucha i zmysłowa w zupełnie naturalny, niewymuszony sposób. Ubrana była w drogo wyglądającą suknię, eksponującą jej niewielkie, lecz jędrne piersi. Nawet jej obroża wyglądała jak elegancki naszyjnik.


- Już przesiaduje ze starszakami. Jest za dobra dla nas maluczkich.
- Ale wygląda bardzo zmysłowo. Majestatycznie. I niedostępnie - westchnęła rudowłosa, która na razie nie podzielała niechęci Lily. - To gdzie siadamy? Jakoś nie wyglądają na chętnych do zacieśniania wzajemnych więzi - zauważyła.
- Olaf to sztywniak. Ale jak nie chcesz siedzieć sama, to możemy podejść do Connora - zaproponowała.
- Prędzej czy później chcę się zapoznać ze wszystkimi - zdecydowała od razu Lei. Nie była wstydliwa wobec innych, o ile nie przychodziło do spraw seksualnych. Jeszcze. Ruszyła w kierunku Connora i uśmiechnęła się jak podeszły.
- Hej, jestem Leilena. Podobno będziemy w jednej grupie.
Chłopak podniósł głowę znad przegryzanego udka i odparł elokwentnie.
- Yhyy - dopiero gdy przełknął, zdobył się na coś więcej. - Ja jestem Connor.
Podniósł się od krzesła, żeby poprawnie się przywitać. Ależ on był wysoki!
- I na pewno ci bardzo miło - wtrąciła się gnomka, wprawiając chłopaka w lekką konsternację. Gdy się z niej otrząsnął wyciągnął dłoń w kierunku rudowłosej.
- Miło mi.
- Nie przejmuj się nią - rudowłosa mrugnęła do nich obojga i wyciągnęła dłoń. Jej była całkiem malutka w porównaniu do tej Connora. Zadarła głowę, spoglądając mu w oczy. - Duży urosłeś! - pochwaliła, siadając do stołu.
- To po ojcu - mówił powoli i z namysłem. Lily tak bardzo nie wyolbrzymiała twierdząc, że był ospały. - A on po swoim ojcu. Tacy się już rodzimy - samemu jeszcze nie siadał. - Czy coś wam przynieść z kuchni? - zaoferował.
- Pójdę z tobą - Lei poderwała się, właśnie dowiadując się, że trzeba przynosić. Liczyła chyba na jakąś magię. - Pójdę z tobą. Od dawna tu jesteś? - zadawała całkiem neutralne pytania.
- To ja bym chciała jakiś kotlecik. I dużo warzyw - wcięła się gnomka, która po tym jak usadowiła się na trochę za wysokim krześle, nie chciała już schodzić.
- Kotlecik i warzywa - powtórzył pilnie chłopak, żeby zapamiętać zamówienie. Dopiero potem zaczął iść z Lei do kuchni. - Cztery dekadnie, mniej więcej - odpowiedział. Panna Mongle musiała robić dwa kroki, żeby dorównać jego jednemu.
Na szczęście jego kroki nie były takie szybkie.
- Och, to wszyscy są znacznie dłużej niż ja. Zdążyłam tylko poznać Olomę i łaźnię - zarumieniła się, słysząc jak to zabrzmiało. - No i Lily oczywiście. Cieszysz się, że tu trafiłeś?
To pytanie zabiło rozmowę na jakiś czas. Aż Lei zaczęła się zastanawiać, czy jakoś wielkoluda nie obraziła.
- To miejsce jest jak marzenie dorastającego chłopaka - odpowiedział wreszcie. - Myślę, że mi się tu spodoba. Na razie jest bardzo… - zastanowił się nad kolejnym słowem - sennie.
- To pewnie kwestia towarzystwa - zauważyła. - Ja ani trochę nie myślałam o śnie, kiedy przebywałam z Lily. Co o niej myślisz?
I kolejna chwila ciszy, kiedy zbierał myśli. Zbierał też kotlecik, o którym pamiętał.
- Jest bardzo energiczna. Trudno za nią nadążyć. Ale jest miła - no, ten ostatni komplement zabrzmiał jakoś nijako.
- Nie mów jej tego. To jak powiedzieć komuś, że lepiej by sobie poszła - poradziła mu Lei z uśmiechem, wybierając dla siebie jedzenie. Nabrała też dla gnomki, nie chcąc czekać aż Connor to zrobi. Mimo wszystko zaczynała się trochę przyzwyczająć do jego stylu zachowania. - Ja też jestem dość energiczna. To przez rude włosy - zachichotała.
- Ale ona jest bardzo miła - Connor spojrzał niepewnie na rozmówczynię. Uwaga o kolorze włosów chyba do niego nie dotarła, albo po prostu nie ciągnął tego tematu.
Lei po prostu się uśmiechnęła i z pełnymi tacami zawróciła w stronę gnomki.
- Próbowałeś już czegoś… związanego z tą naszą magią? - wypaliła nagle.
- Nie. Lekcje się jeszcze nie zaczęły. Podobno rektorka szuka jeszcze kandydatów. Ciebie znalazła - stwierdził.
- Podobno mamy dużo ćwiczyć - zasugerowała. - Szkoda, że nie powiedzieli jak można zacząć. Choć… ja już trochę wiem jak coś ćwiczyć… - nie mogła się powstrzymać. Na szczęście już docierali do stołu.
- Znam parę prostych sztuczek - wyznał. - Ale to przecież umie prawie każdy. Myślisz, że ćwicząc je przygotujemy się na prawdziwe lekcje? - kompletnie nie zrozumiał słów Leileny.
- Ja nie znam żadnych magicznych sztuczek. Choć Oloma pokazuje niemagiczne - roześmiała się, tym razem dość celowo to mówiąc, aby poznać reakcję. Podała tacę Lily i usiadła naprzeciwko niej.
- Ach… - chłopak chyba wreszcie zrozumiał. Policzki lekko mu się zarumieniły. Położył na tacce kotlecik. - Zdążyłaś uczestniczyć w… misteriach - wybrał bardzo wyszukane słowo, sprawiając, że gnomka aż zastrzygła uszami.
- Można to tak nazwać. Jak również oddaniu czci bogini - język Lei już pracował sam, w przerwach od spożywania posiłku. - Lily też tam była.
Connor powiódł wzrokiem od jednej dziewczyny do drugiej, z trochę głupkowatą miną. Nie co dzień w końcu słyszy się takie wyznania. Chociaż, z drugiej strony - może akurat w tej Akademii to będzie faktycznie codzienność?
Gnomka zapomniała języka i zamiast tego wykorzystała zęby, żeby wgryźć się w kotlecik. Uszy jej się zaczerwieniły, ale spoglądała na Lei ciekawa do czego zmierza jej koleżanka.
- A ty, byłeś już tam? My jako dziewczyny podobno musimy, więc poszłyśmy - prowokowała dalej Leilena, połowicznie tylko już zauważając swój posiłek.
- Tak - przyznał, nie mając zamiaru kłamać. - Kapłanka prowadzi wieczorne modlitwy.
- Co się na nich dzieje? - spytała od razu panna Mongle. Takie rzeczy natychmiast pobudzały nieograniczoną ciekawość.
- Chyba to samo, co na waszych - odpowiedział wymijająco. Albo chciał wysondować coś od Leileny. Rumieniec Lily zaczął spływać z uszu w dół - gdyby Connor na nią spojrzał, to pewnie nie trzeba byłoby już nic mówić.
- Chyba odwrotnie. My nie możemy zajść po nich w ciążę - rudowłosa chcąc dowiedzieć się więcej, sama więcej zdradzała. Nie przeszkadzało jej to, czuła niezwykle przyjemny dreszczyk emocji.
- To chyba jednak tak samo, bo ja też nie mogę zajść po nich w ciążę - czy to był żart?
- To prawda - zachichotała Lei. - Dlatego mówię, że odwrotnie. Żebyś ciąży nie mógł spowodować.
- Oloma chyba nie może zajść w ciążę - wysunął przypuszczenie, zdradzając przy okazji za wiele. Gnomka zamarła z sałatą w połowie drogi do ust.
- Powiedziała ci o tym? - wyszeptała Lei z rumieńcem mocniej wypełzającym na policzki.
- Nie, ale pozwoliła skończyć w środku - wygadał się już zupełnie. I jakby nigdy nic, wrócił do swojego posiłku. Lily ostrożnie zaczęła rzuć swoją sałatę, żeby zagłuszyć chichot.
- A mnie pozbawiła dziewictwa - przyznała się cicho Lei. Była uczciwa w tych zwierzeniach. Coś za coś. Taka inwestycja na przyszłość, bo inaczej nie będzie chciał już więcej mówić.
- A ja przeżyłam z nią pierwszy trójkąt - czarno-biała nie umiała już usiedzieć cicho. Za to Connor umilknął. Musiał przetrawić to co usłyszał. Podobnie, jak ostatni gryz udka.
- Jej bogini, Bast, oczekuje od swoich kapłanek takich rzeczy - podjął w końcu wątek. - Chyba jej się podoba w takim miejscu, jak to.
- Nie tylko jej, prawda? - roześmiała się Lei. Podejście Connora w sumie było ciekawe i zupełnie nieonieśmielające. - Nie mogę się już doczekać co będzie dalej. U mnie w rodzinie nie było nikogo z talentem magicznym wcześniej. Powiedzieliście u siebie o tym… gdzie dokładnie się udajecie?
- Ja tak - nieoczekiwanie przyznała Lily. - I tak zawsze byłam czarną owcą. Rodzice się nawet nie oburzyli. Tylko mama ostrzegała, żebym się nie dała zbrzuchacić.
Chłopak milczał trochę dłużej.
- Powiedziałem, że jadę do ośrodka dla dzikich magów - widać wybrał taką samą ścieżkę, jak Lei.
- To tak jak ja - przyznała się panna Mongle. - Wystarczy, że prawie usmażyłam swojego chwilowego narzeczonego - westchnęła.
- Usmażyła? - powtórzył powolnie Connor. - To musiała być groźna manifestacja. Wszystko z nim w porządku?
- Na szczęście tak - pokiwała głową Lei. - I to tylko od jego języka, co sprawia, że wciąż nie miałam mężczyzny - pokazała Connorowi język. Coś mu się wyraźnie do siebie nie dodało, bo zapytał.
- No, ale mówiłaś, że u kapłanki straciłaś dziewictwo - jeśli wszystkie rozmowy obiadowe w Akademii miały być takie ciekawe, to trudno będzie zdecydować, czy lepiej jeść czy mówić.
- Ale z nią - zauważyła Leilena. - A ona jest w stu procentach bardzo ponętną kobietą - wymruczała, pakując kolejny kęs do ust, aby na chwilę wstrzymać swój język.
- No to… jak? - zagadka nie dawała mu spokoju. No i gnomka prawie krztusiła się od powstrzymywanego śmiechu.
- No cóż, są pewne przedmioty… - zaczęła Lei, ale szybko ucichła z tajemniczym uśmiechem na twarzy. Mówiła to tak, jak gdyby była dumna ze stracenia dziewictwa.
- Wiesz, takie przedmioty liturgiczne - podpowiedziała czarno-biała. Trudno jej było trzymać język za zębami i od czasu do czasu musiała dodać coś od siebie. Inaczej chyba by eksplodowała.
Connor pokiwał z namysłem głową.
- Świeca - zdecydował w końcu. - Są śliskie i twarde - jego świat nabrał sensu, wnioskując po jego minie.
- To ciekawy pomysł, rozważę go… - Lei była podobna do Lily. - Ale nie. Taka kapłanka ma przedmioty wykonane na kształt i miarę…
- Aha… mi żadnego nie pokazywała - odpowiedział. Opróżnił już swoje talerze. Inni uczniowie też już kończyli obiad i rozchodzili się pojedynczo, w parach, lub grupkach.
- No bo gdzie miałaby ci to wciskać? - zapytała retorycznie rudowłosa. - Co teraz robimy? Pokażecie mi resztę akademii?
- No, większość dostępnych miejsc już widziałaś - odpowiedziała Lily. - W tym budynku są sale wykładowe, gabinety nauczycieli. No i rektorki, oczywiście.
- A do niedostępnych chyba nie ma po co iść - dodał Connor. - Jak nas złapią, to mogą wyrzucić. A nie umiemy czarować, więc złapią na pewno.
- No to muszę wymyślić coś innego - westchnęła Lei. - Może zapoznam się z resztą? - zastanowiła się na głos.
- Teraz się porozchodzili - stwierdziła Lily. - Olaf na pewno jest w swoim pokoju, ale reszta może być gdziekolwiek.
- To się przespaceruję. Możemy zahaczyć o mój pokój, dam ci sukienki - zaproponowała, nie mając też innych pomysłów na ten dzień.
- Chętnie - zgodziła się gnomka. - Przybory mam w swojej tor… - urwała i zbladła. Chowała do torby pozytywkę i szła z nią do kaplicy, ale teraz niczego przy sobie nie miała. - Zgubiłam ją! - krzyknęła i zeskoczyła na równe nogi.
- Pewnie z wrażenia zostawiłaś ją w kaplicy. Idziemy! - zadecydowała Lei. - Idziesz z nami? - zapytała jeszcze Connora.
- Dziękuję, ale może kiedy indziej - odpowiedział, również wstając. - Miałem się dzisiaj udać do rektorki. Wolę się nie spóźnić.
- Twoja strata - krzyknęła niecierpliwie Lily i pociagnęła rudowłosą za rękę. Przynajmniej ich nie spowalniał. Lei pobiegła za gnomką, chwilę później ją wyprzedzając i sama prowadząc. Droga na szczęście była prosta.
Olomy na miejscu nie zastały, za to torba była równo złożona w widocznym miejscu. W dodatku leżał na niej pojedynczy kwiat lilii. Właścicielka pisnęła z radości i złapała swą zgubę w dłonie.
- Jest, jest!
Lei tymczasem podniosła kwiatek, przyglądając mu się ciekawie.
- Chyba powinnaś komuś podziękować.
- Tylko komu? Olomie? - też spojrzała na lilię. - A może jakiemuś cichemu adoratorowi?
- Oloma mi się nie do końca kojarzy z lilią - rudowłosa wsunęła sobie kwiatek za ucho. - Nie znam tu jeszcze praktycznie nikogo, może tobie przychodzi ktoś na myśl?
- Od kwiatków jest Meleghost - powiedziała w zamyśleniu. - Ale co on by tu robił? I po co zostawiałby mi kwiaty? Widziałam go może z dwa razy.
- Kto to Meleghost? - Lei spytała ciekawie, ruszając powoli w drogę powrotną.
- Zielarz i alchemik. Oloma o nim wspominała - podpowiedziała Lily. - Wiesz co? Ładnie ci z taką ozdobą.
- Dziękuję - Lei uśmiechnęła się szczerze. - Możemy do niego pójść, dlaczego nie. Jeśli to nie on, to może będzie znał kogoś zainteresowanego liliami?
- A jak to mi spłoszy adoratora? Chętnie bym dostała jeszcze jedną lilię - wyszczerzyła ząbki. - Lepiej pokaż mi te swoje kiecki.
Rudowłosa zaśmiała się i ruszyła do swojego ubogiego pokoju. Kiedy dotarła na miejsce, otworzyła drzwi i wpuściła gnomkę do środka. Nie było nic o zakazie odwiedzania się. Otworzyła kufer i pokazała dwie nudne sukienki do ziemi- czerwoną i zieloną.
- O rany, nie potykasz się w tym? - zapytała, przyglądając się im w zamyśleniu.
- Staram się w tym nie chodzić - westchnęła Leilena, smętnie patrząc na te stroje. - To przez moją matkę. Przywiozła tę modę ze sobą. Szkoda, że tylko oficjalnie sama jej przestrzega.
- Oficjalnie? - gnomka spojrzała na koleżankę z ukosa. - A nieoficjalnie?
- Nieoficjalnie lubi zwiewnie, przewiewnie i krótko - prychnęłam. - Zwłaszcza jak tata wyjeżdża na dłużej.
- Oho, koniecznie musisz mi o tym kiedyś opowiedzieć. Zapowiada się równie podniecająco, jak w kaplicy - mrugnęła. Rozłożyła obie suknie na łóżku, po czym wyjęła z odzyskanej torby miarkę i przystąpiła do pierwszych przymiarek.
- Żałuję tylko, że wszystko co wtedy robiłam to podglądanie - westchnęła Lei. - I dotykanie się potem w łóżku.
- A co byś miała zrobić? - gnomka podeszła do rudowłosej i obmierzyła ją w biodrach.
- Uczestniczyć! - zachichotała Lei, unosząc ręce, aby móc zostać dokładnie zmierzoną. Czarno-biała jednak zamarła z rozdziawionymi ustami.
- Tak… z matką? - wykrztusiła z siebie.
- No co, fantazjując o tym bywało to przyjemne… - Lei spuściła wzrok, lekko zawstydzona swoimi kosmatymi myślami.
Lily powróciła do mierzenia, układając sobie coś w główce.
- A ładna jest twoja mama? - spytała w końcu, a na ustach wykwitł jej lubieżny uśmieszek.
- Podobna do mnie - odpowiedziała chętnie panna Mongle. - Ruda, choć trochę jaśniejsza. Szczupła, mojego wzrostu. Porusza się zawsze tak… zwiewnie, jak ja nigdy nie będę. I ma piękny uśmiech, z dołeczkami na policzkach.
- Mhm… to chyba rozumiem te fantazje - schowała miarę. - Z taką parą sama chętnie bym wskoczyła do łóżka - zachichotała. Chyba nie było się co wstydzić kosmatych myśli przed Lily.
- Dziękuję. Za moją mamę też. Siostrę też mam ładną, tylko blondynkę i małą cholerę. Mówiła mi, że seks boli i nie jest fajny - zaśmiała się rudowłosa.
- Zamiast dziękować, opowiesz mi o mamie do poduszki - pokiwała palcem. - A skąd twoja siostra wie, że boli? Ją też podglądałaś? - złożyła obie sukienki i przygotowała sobie do wyniesienia.
- Ona jest młodsza, jest dziewicą i na pewno to wymyśliła - powiedziała z pełnym przekonaniem Leilena. - Jak to do poduszki? Przecież nie możemy spać w swoich pokojach? No i to łóżko jest za małe - wskazała na wyglądający na niezbyt wygodny mebel.
- Po pierwsze, możesz przyjść opowiedzieć mi historyjkę i sobie pójść - powiedziała. - Po drugie, nie przypominam sobie by nie można było kogoś zapraszać do swojego pokoju.
- No dobrze, a co dostanę w zamian? Też lubię słuchać! Niemal tak jak podglądać - Lei usiadła na łóżku, sprawdzając jego sprężystość.
- Jak to co? Śliczne sukienki - Lily pokazała jej język. - Ja nie mam takich pikantnych opowiastek. Myślałam, że seks z kuzynem to szczyt perwersji, ale ty mnie wyprzedzasz o całą długość.
- Czy ja wiem? Ty robiłaś to z kuzynem, a ja tylko podglądałam! - zaprotestowała ruda dziewczyna. - Ale masz rację, za sukienki jestem coś winna - zastanowiła się. - Tylko do wieczora to jeszcze trochę.
- Do wieczora chociaż zacznę pracę. I może zdążę ci pokazać jakieś szkice, żebyś mogła ocenić czy mam fajne pomysły.
- Zgoda. A ja w tym czasie jednak spróbuję kogoś poznać - zdecydowała Leilena.
- To do wieczora - pomachała jej gnomka i wymaszerowała z pokoiku, kręcąc przy tym zalotnie biodrami.
Lei odmachała, zamknęła kufer i nie wiedząc co mogłaby robić w tak nudnym pokoju, ruszyła na obchód najbliższej okolicy. Zawsze była dobra we wciskaniu się we wszelkie szpary, dlaczego tutaj miałoby być inaczej?

Dormitorium wydawało się być strasznie puste, jakby faktycznie po obiedzie wszyscy się gdzieś porozchodzili. Leilena spróbowała poszukać kogoś na wyższym piętrze, ale z rozczarowaniem stwierdziła, że tamto jest zamknięte na klucz. Chyba chodziło o odizolowanie nowicjuszy, o którym wspominał Zorastyr.
No, ale skoro niczego ciekawego nie było na miejscu, to trzeba było poszukać na zewnątrz. Taki wielki zamek musiał kryć jakieś tajemnice. Dość szybko Lei odkryła... no, może nie tajemnicę, ale stajnię. Kryła się blisko bramy wjazdowej. W takim magicznym miejscu spodziewała się, że zastanie tam jednorożce, a może nawet czarcie koszmary, ale okazało się, że były tam zwykłe, skubiące siano konie. Wypielęgnowane i zdrowe, co oznaczało, że musiał się nimi opiekować jakiś stajenny, tylko że jego też nie było widać. Trochę zrezygnowana zaczęła przechadzać się po placu, kiedy dostrzegła niewysoką, blondwłosą postać, która ukradkiem wspinała się po schodach na zamkowe mury.
Taki wielki zamek, a tak mało osób w środku. Takie przynajmniej sprawiał wrażenie dla zwiedzającej do Leileny. W pewnym sensie nie powinno to dziwić, w końcu adeptów tego typu sztuki magicznej nie mogło być na świecie tak dużo. A zapełnianie zamku kimkolwiek niezwiązanym nawet dla niej było głupim pomysłem. Zauważając samotną postać ruszyła ciekawie w jej kierunku. Potrafiła poruszać się cicho jak myszka, jeśli chciała. Będąc trochę bliżej, nabrała pewności że śledzi Olafa, tego krasnoluda którego Lily nazwała cnotliwym. Ciekawe dokąd to się wybierał. Może na jakąś schadzkę?
Rzeczywistość okazała się dużo nudniejsza. Blondyn wszedł do jednej z baszt, usiadł przy okienku i wyciągnął spod kamizelki jakąś książkę. Faktycznie mógł okazać się nudny. Zaczynała się zastanawiać, czy rzeczywiście na ich “roku” jedyną ciekawą osobą będzie Lily. Connor rzeczywiście nie był zły, ale wymagał strasznie dużo cierpliwości. Mimo pewnego zniechęcenia, Leilena ruszyła po tych samych schodkach. Warto było się przynajmniej przedstawić. Olaf był tak zaczytany, że nawet nie zauważył nadejścia dziewczyny. Okładka jego tomiku była szara i nijaka. Nie miała nawet tytułu.
Stanęła w wejściu do baszty i chrząknęła.
- Hej? - zapytała bardziej niż powitała. - Jestem Leilena. Chciałam się zapoznać, bo będziemy na tym samym roku.
Książka trzasnęła. Olaf podniósł głowę. Na nosie miał binokle w żółtym kolorze. Pasowały mu do włosów. Trochę zakłopotany podniósł się z podłogi.
- Dzień dobry Leileno. Jestem Olaf z rodu Hardrock - przedstawił się.
- Miło mi cię poznać. Bardzo przeszkadzam w lekturze? - zapytała, rozglądając się za miejscem, gdzie mogłaby usiąść. O ile przy gnomce jej to nie przeszkadzało, to teraz czuła się trochę dziwnie będąc wyższą od chłopaka. Ten trochę się skrzywił, ale odpowiedział:
- Nie. Książka może poczekać.
Nie mając pod ręką nic lepszego podtoczył Lei beczkę.
Usiadła na niej, bo dlaczego nie? Nie była żadną damą.
- Długo już tu jesteś? - zapytała najbardziej neutralnie jak się dało, przyglądając się mu uważnie. Krasnolud bez brody! To już samo w sobie było dziwne. Tak samo jak krasnolud-czarodziej. I to jeszcze “taki” czarodziej.
- Mija dwunasty dzień - odpowiedział. Nieznajomość obcych ras znowu się mściła. Czy chłopak był po prostu za młody na brodę? Jak szybko krasnoludy dojrzewały?
Lei zaczynała uważać, że profil nauczania jaki zafundowali jej rodzice, miał w sobie mnóstwo “dziur”. Umiała rachować i znała się na towarach, ale nic nie wiedziała o przedstawicielach innych ras. Oprócz stereotypów.
- Ja przyjechałam dopiero dziś. Jak się czujesz w tym miejscu?
Olaf przyjrzał się uważnie dziewczynie. Nie było to spojrzenie wrogie, ale przyjazne też nie.
- Dlaczego chcesz wiedzieć?
- Będziemy razem studiować i zostaniemy tu może długo - odpowiedziała, zaczynając podzielać zdanie Lily. - Warto się znać nawzajem.
- Im krócej tu będę, tym lepiej - odparł na te słowa. - To nie jest miejsce dla krasnoludów.
- A dla kogo jest? - spytała rozbawiona.
- Nie wiem - rozłożył ręce. - Chyba dla was: ludzi. Wy, ludzkie kobiety, ledwie siądziecie na męskich portkach i już jesteście w ciąży. Albo dla elfów, przecież i tak nic innego nie robią po lasach - chyba nie tylko Leilena miała luki w edukacji przekazanej przez rodziców.
- Wiesz, może się okazać, że musisz być tu dłużej. I wtedy robienie z siebie takiego wielce poszkodowanego może sprawić, że ta akademia będzie jeszcze większym utrapieniem - wzruszyła ramionami Lei. Już w sumie nie miała wielkiej chęci na rozmowę z tym tu.
Olaf wziął głęboki wdech.
- To nie przez ciebie tutaj jestem i nie mam wobec ciebie żadnej urazy. Nie szukam z tobą zwady. Ale to nie miejsce dla mnie. Przynosi mi wstyd, a moja obecność tu przynosi też wstyd mojej rodzinie - otworzył się trochę. - Jak tylko zapanuję nad sobą na tyle, by nie być zagrożeniem dla innych, wrócę w góry. To nie potrwa długo.
- Jak uważasz. Jak zmienisz zdanie i jednak zechcesz kogoś poznać, wiesz gdzie mnie szukać - Lei zeskoczyła z beczki i ruszyła w drogę powrotną.
- Do zobaczenia na zajęciach - pożegnał się. Nawet nie próbował jej zatrzymywać.
 
Lady jest offline  
Stary 11-05-2018, 23:29   #9
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Leilena pozwiedzała jeszcze trochę Akademię, nim przyszła pora kolacji. W zamku było bardzo mało służby. Na oczy widziała tylko kucharzy w kuchni, stajennego się domyślała. W tak wielkim gmaszysku musieli być jacyś sprzątacze, ale na żadnego się nie natknęła. Chyba lady Aurora faktycznie starała się ograniczyć kontakt z zewnętrznym światem, żeby przystopować trochę plotki.
Lily siedziała już przy stole, rozmawiając z Connorem. Chłopak nie tracił apetytu, nałożył sobie z cztery razy tyle co gnomka. Lei w sumie była zdziwiona, że tylko tyle. Lily musiała mieć niezwykle duży apetyt jak na takie małe ciałko. Zanim do nich poszła, również nałożyła sobie kilku bardziej niezwykłych rzeczy na talerz. Kuchnia pewnie szybko się znudzi, ale na razie pozwoliła sobie wybierać jedzenie w domu niespotykane. Tak zaopatrzona podeszła do znajomej dwójki, siadając przy nich.
- Podekscytowani przed coraz bliższym rozpoczęciem roku? - zapytała z uśmiechem.
Oboje pokiwali głowami.
- Myślę, że będzie… ciekawie - stwierdził Connor. - Rektorka upewnia się, że wszyscy się tu dobrze czują. Z tobą też będzie chciała porozmawiać przed rozpoczęciem nauk - powiedział Lei.
- Z tym całym Olafem jej nie wyszło. Strasznie bucowaty - stwierdziła po kilku pierwszych kęsach kolacji.
- Mówiłam ci, że jest zbyt cnotkowaty - szepnęła Lily.
- Jest jak kret, którego wyciągnie się z tunelu - wtrącił się sentencjonalnie wielkolud. - To zupełnie obce miejsce dla niego.
- Nie bym cnotkowaty tylko nieuprzejmy - poprawiła gnomkę rudowłosa. - Cnotkowaty mi nie przeszkadzał. Ale nieuprzejmych nie cierpię. Po nim to już chyba wolę nie próbować z tą elfką.
- Uch… Elka jest gorsza - zapewniła gnomka i zaraz zmieniła temat. - Mam pomysły na kreacje dla ciebie. Mogę ci pokazać po kolacji - zaoferowała.
- Chętnie - zgodziła się od razu Leilena. - I tym razem posłucham ostrzeżenia, nie będę próbować z elfką, przynajmniej do czasu rozpoczęcia lekcji. Tylko nie wiem co tu robić przez te kilka dni. Nie mam nawet żadnej książki…
- Chyba możemy skorzystać z biblioteki - zaproponował Connor. - Wiem, że Olaf korzysta.
- O, biblioteki jeszcze nie zwiedziłam - Lei zaskoczyła się sama faktem, że uznała to miejsce za godne zwiedzenia. Może będzie coś o tej magii tantrycznej? Nigdy nie była osobą siedzącą w księgach, ale nie lekceważyła wiedzy. Musiała ją zdobyć, aby pomóc rodzicom. I sobie samej także.
- Mogę cię jutro zaprowadzić - zaoferował chłopak. Lily nie protestowała. Ostatecznie ona miała zajęcie krawieckie.
- Zgoda, zaraz po śniadaniu - ucieszyła się i uśmiechnęła sympatycznie do Connora. - Dobrze, że nie wszyscy tutaj są tak niezadowoleni ze swojego losu.
Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. Reszta kolacji minęła na rozmowach o wszystkim i o niczym. No i jedzenie było na tyle dobre, że również zajmowało usta. Gnomka skończyła pierwsza i czekała niecierpliwie, aż to samo zrobi jej koleżanka. Po tym złapała ją za rękę, pomachała Connorowi i prawie zaciągnęła Leilenę z powrotem do dormitorium. W tym jej małym ciałku kryło się bardzo dużo energii.
- Długo nad tym myślałam, ale mam nadzieję, że ci się spodoba. Może i nie będzie to takie luksusowe jak suknie rektorki, ani zwiewne jak to, w czym chodzi Oloma, ale i tak ładne. No i tak jak chciałaś, łatwe do zdjęcia - trajkotała.
Zostawiła rudowłosą na chwilę samą sobie w pokoju i szybciutko wyjęła suknie ze swojego kufra. Odwróciła się z miną tryumfatora i rozłożyła kreacje Nie zmieniły się ani o jotę. Tylko pobazgrała na nich jakieś białe kreski.
- I jak? - zapytała prężąc dumnie pierś.
Lei przyglądała się temu bardzo dokładnie. Domyśliła się co mniej więcej próbowała zrobić gnomka, ale niewiele to w tym przypadku dawało.
- Jestem pewna, że będą piękne - zapewniła, niezbyt pewnie. - Tylko obawiam się… że moja wyobraźnia zawodzi - przyznała się.
- A co tu jest do wyobrażania? - nie zrozumiała czarno-biała. - Popatrz uważnie - wskazała czerwoną suknię. - Nie będę jej skracać, niech sobie będzie do ziemi. Ale zrobię takie dłuuugie wycięcie po boku. Aż do pasa. Nie będziesz mogła założyć majteczek, bo ci będą wystawać - wyszczerzyła ząbki. - O, a tutaj z tyłu… w ogóle nie będzie tyłu. Odsłonimy twoje śliczne plecy.
- Och, teraz do mnie to bardziej przemawia - pokiwała głową rudowłosa, wyobrażając sobie to o czym opowiadała Lily. - Bez majteczek? I… i będzie to widać? Och…
- Jeśli ci to przeszkadza, to mogę nie robić rozcięcia aż tak wysoko - zawahała się Lily.
- Nie, nie… niech tak będzie. Jak szaleć to szaleć - zdecydowała od razu Leilena. - Skoro tu tak można…
- Ja tam lubię takie suknie - wskazała na swoją, odsłaniając kusząco nóżkę. - Za to tę zieloną bym skróciła. Przed kolano. W sumie, to do połowy uda. Koniecznie muszę ją zwęzić, żeby podkreślić twoją talię. No i rękawy muszą wylecieć. Będzie taka mała i kusząca. Jak ja - zaśmiała się.
- Podoba mi się - zgodziła się Lei zaraz po tym, jak sobie to wyobraziła. Tu też nie było niczego wstydliwego, przynajmniej nie dopóki nie widziała i nie założyła samej sukienki. - Będą idealne, dziękuję ci! Może dzięki temu nie nazwą mnie chłopczycą - zaśmiała się.
- Jeśli jesteś chłopczycą, to tylko dlatego że podobasz się też dziewczynom - Lily wystawiła język.
- Dwa w jednym - Lei odpowiedziała tym samym dziecinnym w sumie gestem. - Jak myślisz, jak długo ci się zejdzie? Ciekawe jak tu wygląda początek roku. Jakieś przyjęcie jest albo coś?
- O niczym takim nie słyszałam. Chyba po prostu zagonią nas do klasy - wzruszyła ramionami. - Jedną suknię powinnam zdążyć dokończyć na ten uroczysty dzień. Tylko którą? Czerwoną, czy zieloną?
- Może zieloną, wygląda na taką, do której będę potrzebowała mniej odwagi, aby ubrać - Lei zdecydowała po krótszym zastanowieniu.
- Tak jest! Zielona, krótka sukienka raz - dziewczyna ostrożnie złożyła ubrania. - To jak? Zasłużyłam na swoją bajeczkę na dobranoc? - spytała, uśmiechając się przy tym filuternie.
- Tylko jak się przebierzesz do spania i położysz w łóżeczku - Lei wyszeptała z lekkim uśmiechem, nagle trochę spięta.
- Mam coś właśnie na taką okazję - zapewniła. - Za dziesięć minut w twoim łóżku? - spytała.
- Dobrze, sama także się przebiorę i przemyję - zapewniła Lei i wyszła, kierując się do swojego pokoju. Przywiozła z domu długą koszulę nocną i zamierzała ją ubrać. Innej nie miała, a w spodniach spać się nie dało. O spaniu nago już pierwszej nocy w Akademii nawet nie pomyślała.
Lily pojawiła się prawie punktualnie, swoje nadejście ogłaszając cichym pukaniem. Wślizgnęła się do środka ubrana w koszulę. I to nie taką nocną, jak ta Leileny. W białą, męską koszulę, która była na nią za duża. Chyba nawet nie szyto jej na gnoma, tylko na człowieka. Sięgała dziewczynie do kolan, a rękawy były wyraźnie ścięte, żeby w ogóle umożliwić posługiwanie się w niej dłońmi. Guziki w strategicznych miejscach pozostały rozpięte, aby odsłonić trochę ciała, ale nie aż tyle by było to zupełnie nieprzyzwoite… tylko lekko kuszące.
- Ładna koszula nocna! - zaśmiała się Lei, siedząc na łóżku i czesząc swoje krótkie włosy. Sama miała na sobie białą koszulę do połowy łydki, całkiem zasłaniającą wszystko oprócz ramion, stóp i głowy. - Patrz na moją. Moi rodzice chyba tymi strojami chcieli sprawić wrażenie, że same grzeczne rzeczy się u mnie w domu dzieją.
Gnomka wskoczyła na łóżko obok Lei.
- Moja to pamiątka po takiej bardziej niegrzecznej rzeczy - wyjaśniła, patrząc na koleżankę. - Twoja matka faktycznie chce uchodzić za chodzącą cnotę. Nie kazała ci jeszcze zakładać chustki na głowę?
- Kiedyś na początku bywały i tego typu pomysły - roześmiała się. - Ale tu nawet moi bracia podnieśli taki bunt, że zrezygnowała. Sama chodzi w podobnych koszulach. Wszystko grzecznie. Z tej grzeczności nawet mi tuż przed nocą przedślubną nie wytłumaczyła dokładnie na czym polega seks.
- Ale może ci coś pokazała? Świadomie, albo nie - podpuszczała, sadowiąc się wygodnie. Koszula trochę jej się zsunęła na jednym z ramion. - No… chyba, że nie chcesz mi opowiadać o mamie - zawstydziła się trochę.
- A o czym chcesz posłuchać? - Lei spytała, też trochę niepewnie. - I nikomu nie powiesz, prawda? Moi rodzice i reszta rodzinki nie byłaby zadowolona, gdyby o tym usłyszała. I z faktu, że ja o nich wiem - zachichotała.
- Nie jestem paplą - zapewniła, kładąc dłoń na sercu. To, że po drodze do niego była pełna pierś było tylko przypadkiem. - No i o tacie już coś opowiedziałaś… Więc może dla równowagi coś o matce? Przecież mówiłaś, że fantazjowałaś o dołączeniu do czegoś - zarumieniła się. - No i teraz mi to chodzi po głowie - przyznała.
- Dołączanie? - spytała cicho Lei, siadając tak blisko, że otarła się o Lily. - Nie widziałam nigdy mojej mamy z inną kobietą. Zdecydowanie woli chłopców. Najmocniej się podnieciłam widząc ją aż z trzema na raz…
Gnomka zrobiła wielkie oczy, z przyjemnością również ocierając się o rudowłosą.
- Z trzema? - szepnęła, jakby bała się powtórzyć to głośno. - Kim byli? Jacyś służący?
- To chyba byli pomocnicy jednego z kupców, który nas odwiedził w celach handlowych. Byli młodzi, wysocy i umięśnieni… - Leilena położyła dłonie na swoich udach, przywołując to wspomnienie. - Nakryłam ich we wspólnej sypialni dla służby, którą im udostępniliśmy na noc…
- Umięśnieni? Jacyś tragarze? Tacy wysocy jak Connor? - zarzucała Lei pytaniami.
- Może nie aż tak wielcy, ale moja mama była przy nich malutka… kiedy tam się zakradłam już stali wokół niej… - oddech rudowłosej lekko przyspieszył, a dłonie zaciskały się na udach. - Niby rozmawiali, ale dwaj mieli dłonie na jej pośladkach, jak gdyby nigdy nic!
Czarno-biała westchnęła i spojrzała na ręce Leileny. Ona sama swoje dłonie trzymała grzecznie po bokach.
- I dawała im się tak macać? Nie protestowała?
- Śmiała się i ze śmiechem trzepała te ręce, niby odganiając. Ale jak tylko to zrobiła, to nie dość, że one wracały, to jeszcze ją tam ściskały! - Lei udała oburzenie. - A jej własne kierowały się ku ich torsom. Dwóch nie miało już koszul, szykując się do snu.
- Chłopakom uchodzi takie spanie z gołą piersią. My jesteśmy bardziej poszkodowane - Lily wdała się w krótką dygresję. - A przecież nawet wieczorami jest tutaj gorąco. No a twoja mama? Miała taką nudną koszulinę, jak ty?
- Tak, bardzo nudną… ale to im wcale nie przeszkadzało i wkrótce zaczęli ją podwijać. Wszyscy się śmieli, a i trzeci z nich odsłonił tors. Och… - wymruczała Lei. - Kiedy już się za to podwijanie zabrali to zaraz odsłonili pupę mojej mamy i zaczęli ją ściskać już gołą, zachęcając by ona też swoimi rękami niżej zeszła…
Gnomka nieświadomie przesunęła własne dłonie na uda, podobnie jak panna Mongle.
- I dała się namówić? - spytała, przełykając ślinę. Rumieniła się coraz bardziej, co chyba sygnalizowało u niej podniecenie.
- O tak, prawie od razu znalazły się na dwóch kroczach. Co prawda oni jej trochę w tym pomogli, kierując tam gdzie chcieli… - Lei mówiła ciszej, pocierając udem o udo. - Ten co nie dotykał pupy ściągnął z niej koszulę całkiem i była już przed nimi całkiem goła… a on zaraz zaczął dotykać jej piersi!
Gnomka słysząc to odruchowo spojrzała na biust rudowłosej.
- To brzmi nie fair. Ona była naga, a oni w spodniach.
- Ma podobne piersi do moich - zachichotała Lei, która wychwyciła to spojrzenie. - Ale niedługo sama była naga. Bo jej dłonie rozwiązywały rzemienie u tych chłopców… i wkrótce ich całkiem odsłoniła, już ze sterczącymi penisami… A oni ją cały czas dotykali, coraz bardziej natarczywie… jeden się pochylił i pocałował… - rudowłosa oddychała coraz szybciej. Jej koleżanka też. Jej krągłe piersi wyraźnie unosiły się pod rozchełstaną koszulą.
- Tak, jak ty całowałaś Olomę? - nie przestawała zadawać kolejnych pytań. - Och, no tak. Jak niby mogłaś zobaczyć czy się całują z językiem czy bez - sama się skrytykowała.
- Stykali się otwartymi ustami… najpierw z jednym, potem drugim i trzecim… dotykali ją na całym ciele i wkrótce wszyscy byli zupełnie nadzy - Lei przełknęła ślinę, bo w gardle jej zasychało od tej opowieści. - Widziałam ich fallusy, sztywne… wkrótce to im nie wystarczyło i jeden z nich stanął za moją mamą i zmusił do mocnego pochylenia się do przodu…
- Chyba wiem do czego to zmierza - zachichotała Lily. - Ale nie przerywaj. Chcę to usłyszeć ze szczegółami - poprawiła się trochę na łóżku, jakby z jakiegoś powodu było jej niewygodnie.
- Szczegóły nie były mi dane - Lei zrobiła smutną minę. - Całkiem prawie mamę zasłaniali. Ten co stał za nią ugiął mocno kolana i złapał ją za biodra… no i… zaczął się ruszać… a mama zaczęła wydawać z siebie takie jękliwe, ciche dźwięki…
- Dotykałaś się, patrząc na to? - spytała figlarnie gnomka. - Czy dopiero później?
- Tylko piersi, moja koszula to… za dużo podwijania - rudowłosa zerknęła na swój strój do spania. - Zaczęłam jak przenieśli moją mamę na łóżko… i kładli między jej nogami po kolei, śmiejąc się. Zmieniali się co chwila, jeden między nogami, drugi wsuwał do jej ust, a trzeciemu dotykała ręką. Mówili jaką jest dobrą panią domu…
Dims zaśmiała się.
- Ja bym się chyba też nie obraziła, gdyby mi tak dogadzali w gościach - rozpięła dwa dolne guziki w swoim nocnym stroju i bez skrępowania wsunęła dłoń między swe uda. - Moja koszula jest bardziej praktyczna. Nie masz nic przeciwko temu? - spuściła wzrok na swoją rękę. - Twoja opowieść jest bardzo podniecająca.
- Ja… nie… - Lei przełknęła ślinę, patrząc również na jej rękę. - Nie wiem jak to dalej kontynuować, mało widziałam… mówili coś o tym, że może spłodzą jej jakiegoś bękarta… czasami zarzucali jej nogi na swoje ramiona i cały czas poruszali biodrami między udami mojej mamy…
- I ona tak pozwalała im… no wiesz, zostawiać w sobie nasienie? - celowo rozsunęła nogi i ułożyła się naprzeciw rudowłosej. Chciała być oglądana, gdy się dotyka.
- Nie broniła się… jęczała, czasami wręcz krzyczała… - rudowłosa nie spuszczała już wzroku z Lily. Sama zaczęła nawet podwijać swoją koszulę. Stanowczo zbyt długą. - Nie wiem kiedy kończyli, chyba jak zamierali z takim dziwnym odgłosem… potem kazali ustawić się mojej mamie na czworakach…
Słowa Lei chyba naprawdę rozpaliły gnomkę, bo dogadzała sobie od razu dwoma palcami. Oddech wyraźnie jej przyspieszył, kusząco unosząc jej biust.
- Kiedy mój kuzyn kończył, to też znieruchomiał - przypomniała sobie. - Na czworakach? Zwierzęta tak robią… To takie, nie wiem, dzikie - zachichotała.
- Zrobiła to od razu, a jeden z nich natychmiast ją tak posiadł. Był bardzo napalony i taki duży przy mojej mamie! - Lei przełknęła ślinę, obserwując jak małe paluszki znikają w szparce Lily. Uniosła pupę i podwinęła koszulę tak, że odsłoniła w pełni swoje szczupłe nóżki. - Dyszał, kiedy ją miał w ten sposób, ruszając się tak, że aż całe łóżko stukało o ścianę! I nazywał mamę dobrą suczką…
Lily zrobiła wielkie oczy i to nie dlatego, że było jej dobrze.
- Suczką? - powtórzyła, nie wiedząc za bardzo co innego powiedzieć. Palce zamarły jej w wilgotnym wnętrzu. - I… i co ona na to?
- Zdążyła powiedzieć coś w stylu “o jaki gruby!”, a potem jeden z nich zaszedł ją od przodu i nic dalej nie zrozumiałam, tylko mmmm… - Lei odchyliła się nieco do tyłu, podpierając na ręce i rozsuwając własne uda. Podwinięta koszula już tak bardzo nie przeszkadzała dłoni, która znalazła się między nimi. Czarno-biała od razu skupiła tam swój wzrok. Znowu zaczęła sobie dogadzać, kiedy podniecenie przezwyciężyło krótki szok.
- Z dwoma na raz? - od razu domyśliła się co zaszło. - Twoja mama jest niesamowita! - to był dość dziwny komplement w takiej sytuacji. - A ten trzeci? Sam sobie robił dobrze?
- Jedną ręką, a drugą łapał piersi mojej mamy, albo… albo dawał jej klapsy - Lei postękiwała cichutko, kiedy paluszki wędrowały po różowej cipce, masując ją okrężnymi ruchami. - Dwaj pozostali ruszali biodrami, śmiejąc się do siebie.
Gnomka rozpięła kolejne guziki w swojej koszuli i odsłoniła jedną z piersi. Zaczęła drażnić swój sutek, jednocześnie coraz szybciej wsuwając i wysuwając palce ze swojej szparki.
- Myślisz, że ona wiedziała, że patrzysz? - spytała nieoczekiwanie. - Albo ktoś inny? Z twojej opowieści nie wynika, by się specjalnie… powstrzymywali?
- Wcale się nie powstrzymywali, a drzwi nie były w pełni zamknięte… - Lei zawahała się, a potem cicho zapytała. - Mogę się rozebrać? To strasznie niewygodne… - wskazała wzrokiem na ciągle próbującą opaść koszulinę.
- Chyba nam obu będzie wygodniej nago - zgodziła się. - My też nie musimy się powstrzymywać - stwierdziła, a potem jeszcze figlarnie dodała. - I możemy nawet otworzyć drzwi - szybko rozpięła ostatnie parę guziczków i zsunęła z siebie ubranie.
- M...myślisz? - teraz to Lei była zszokowana. Na chwilę zamarła, ale jej dłonie wkrótce złapały za materiał i szybkim ruchem ściągnęła go przez głowę, odrzucając na łóżko. Zupełnie naga patrzyła na obnażającą się Lily. - Nikt nas… nie ukara?
- To chyba złe pytanie w takiej szkole - w oczach panny Dims zabłysnęły ogniki. - Ja bym się zastanawiała jak przyjemna byłaby kara. Może musiałybyśmy obsłużyć trzech mężczyzn, jak twoja mama? - podgrzewała atmosferę, trochę dla własnej przyjemności zaspokajanej przez gorączkowe ruchy palców, a trochę by podpuścić koleżankę.
- Ale ty otwierasz - połowicznie zgodziła się Leilena, siadając wygodniej i szerzej rozchylając uda, już bez takiego wstydu i strachu jak za pierwszym razem. Stan dużego podniecenia także to ułatwiał. Zaczęła znowu masować swoją łechtaczkę. - Ja… nie wiem, jeszcze przecież nie miałam ani jednego.
- Ale może masz to we krwi? - skontrowała, śmiało zeskakując z łóżka i podchodząc do drzwi. - Ja… wiesz, po tym co zrobiłyśmy z Olomą… Ja chyba lubię, jak na mnie patrzą - celowo wypięła pupę uchylając lekko drzwi.
- To przyjemne, prawda? - Lei zapytała cicho, czując jak jej podniecenie wzmaga się, jak tylko drzwi się uchyliły. - To… może mam we krwi. A może to przez te ilości mojego podglądania…
- Nie odpowiedziałaś na pytanie - Lily wróciła do poprzedniego pytania. Oparła się plecami o ścianę i z błogim wyrazem twarzy zanurzyła dłoń między zgrabnymi nogami. - Twoja mama krzyczała, jej kochankowie sapali, łóżko się trzęsło, drzwi były uchylone… - przypominała sobie. - Kto jeszcze był wtedy w domu?
- Służba, ja i moje rodzeństwo, ale nasze pokoje były daleko oddalone - Lei odpowiadała rwanym głosem, nie przerywając dotykania się. - No i kupiec wynajmujący tych trzech, wraz ze swoją żoną i synkiem. Może… może im było wszystko jedno kto?
- Może - zgodziła się nie ciągnąc tematu. - Ci chłopcy zamieniali się miejscami? Przecież twoja mama nie mogła ich pieścić wszystkich na raz.
Rozstawiła szerzej nogi ułatwiając sobie pieszczoty.
- Cały czas się zamieniali… co chwila któryś zamierał, ale zaraz zastępował go następny… - Lei dyszała już wyraźnie. - A ten co skończył zaraz mógł od nowa! Po jakimś czasie moja mama już nie miała siły się ruszać, to ją znowu położyli… ale wtedy usłyszałam kogoś w korytarzu i uciekałam - westchnęła, teraz uznając to za straconą okazję.
- To twoja mama musiała znać jakieś specyfiki, żeby nie zajść w ciążę - stwierdziła rezolutnie Lily. - Szkoda, że cię nie nauczyła - i nagle zamarła, ale nie dlatego że doszła. Wprost przeciwnie. - I to już koniec? - zrobiła smutną minę. - Ale ja jeszcze nie skończyłam.
- Przykro mi - Lei też aż zamarła. I nagle zachichotała, widząc jak obie wyglądają. - Wygląda na to, że potrzebujemy mocniejszych wrażeń. Moja mama niewiele mnie nauczyła w tym względzie. Wiesz, oboje z tatą udawali takich grzecznych, co o tych rzeczach nawet nie rozmawiają. Może nie chcieli bym poszła w ich ślady…
- Los jest przewrotny, co? - odpowiedziała gnomka, trochę nie wiedząc co teraz zrobić. W związku z tym spytała. - I co teraz zrobimy? Masz jeszcze jakąś historię?
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 18-07-2018 o 21:28.
Zapatashura jest offline  
Stary 19-05-2018, 21:45   #10
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
- Kilka. Ale nie mogę tak od razu zdradzić wszystkiego! - zaprotestowała. Jej samej tak mocne wrażenia nie były potrzebne, kiedy miała przed sobą zupełnie nagą Lily, a obok otwarte drzwi do pokoju. - Więc albo ty coś opowiesz, albo musimy iść… pozwiedzać.
Czarno-biała nawet się nie zaczerwieniła. To znaczy, nie zaczerwieniła się bardziej, niż już była.
- Po tym, co opowiedziałaś… Chyba nie mam niczego tak dobrego. Raz figlowałam z kuzynem przy obiedzie, ale nie wiem czy taka opowiastka nam wystarczy - sama spojrzała na drzwi. - Dokąd chciałabyś się przejść? Odwiedzić kogoś?
- Chyba nie mamy kogo odwiedzać - zastanowiła się Lei. - Connor by padł, jakbyśmy takie wpadły do niego.
- Nie ułatwiasz - mruknęła Lily. - To skoro nie chcesz odwiedzać nikogo, to co chciałabyś zwiedzić na golasa?
- Bibliotekę - wyparowała bez zastanowienia rudowłosa.
- Fiufiuu - zagwizdała w odpowiedzi. - To daleko. W głównym budynku. Mogą nas przyłapać nauczyciele. I jakoś ukarać - nie brzmiała jednak, jakby się bała.
- Podświadomie chyba zawsze chciałam być przyłapana podczas swoich nocnych wypraw - odszepnęła Lei. - Weźmiemy koszule, by się w razie czego przykryć?
- To chyba oszustwo… jak chcemy być niegrzeczne, to na całego. Zabroniono nam tylko zdejmować obroży - pogładziła metal na swojej szyi. Naprawdę była gotowa w swoim podnieceniu paradować nago po zamku.
- Szaleństwo pierwszego dnia… może mnie nie wyrzucą! - Lei zachichotała trochę nerwowo i wstała. Ubrała tylko sandałki, pozostając całkiem naga. Sutki mocno sterczały, pobudzone chłodem i podnieceniem. Gnomka wzięła z niej przykład, nakładając na stopy sandały. W końcu bruk dziedzińca mógł być zimny. Bez wahania otworzyła drzwi, wyszła na korytarz i wyciągnęła dłoń ku koleżance.
- Chodźmy, ku przygodzie - zachichotała.
Leilena wzięła koleżankę za dłoń, rozejrzała się uważnie, nasłuchując, a potem dała pociągnąć gnomce. Nie znała jeszcze Akademii, więc musiała polegać na małej dziewczynie. Ta poprowadziłą ją wgłąb korytarza, z dala od wyjścia. Wskazała proste drewniane drzwi, takie same jak te do pokoju Leileny.
- Tutaj mnie przydzielili. Jakbyś nie mogła spać w nocy, to wiesz gdzie mnie odwiedzić - mrugnęła i szybko zmieniła kierunek na przeciwny - do hallu. Spod szczeliny w kolejnych drzwiach sączyło się światło.
- Ktoś jeszcze nie śpi - szepnęła Dims. - Chyba krasnolud. Ale oni przecież widzą w ciemności.
- Jeśli to ten nasz krasnolud to nie mam ochoty go widzieć! - szeptem zdecydowanie oznajmiła Lei, ciągle obrażona na niego. - Lepiej się przemknijmy cicho.
- Ani ja. Pewnie by nas wydał - pokazała drzwiom język i przemknęły się dalej.
Na zewnątrz panował już mrok i zrobiło się chłodniej, ale dzięki ciepłemu klimatowi Halruaa było całkiem znośnie. Gęsia skórka, którą poczuła rudowłosa mogła równie dobrze brać się z podniecenia sytuacją, w której się znalazła. Lily dość cicho, ale szybko, przekradła się w kierunku szklarni, aż nagle stanęła jak wryta i dała susa w cień. Lei nie wahała się ani chwili, natychmiast chowając się za najbliższą przeszkodę i jednocześnie szukając najlepszej kryjówki. W końcu miała w tym wiele doświadczenia! Przed wejściem do szklarni jarzył się jakiś malutki ognik, ledwie oświetlający skrawek twarzy.
- Ktoś sobie urządził wyjście na fajkę - oceniła gnomka. - Czekamy?
Rudowłosa bezgłośnie skinęła głową. Mogły chwilę poczekać, nie chciała być odkryta już pierwszego dnia pobytu w akademii. Nie wypadało! Czarno-biała nieoczekiwanie przytuliła się do Lei, ale na tym dobieranie się skończyło.
- Zmarzniemy, jak będziemy tak same stać jak kołki - wytłumaczyła. - A tak będzie nam cieplej.
Na szczęście nie musiały długo czekać. Ognik został rzucony na ziemię i zaraz potem rozległ się wyraźnie słyszalny trzask zamykanych drzwi. Droga była wolna. Lei złapała za pierś Lily, cicho chichocząc, po czym popchnęła ją leciutko, zachęcając do prowadzenia dalej. Ciągnąc koleżankę za rękę, gnomka przemknęła się przy ścianie, a potem prześlizgnęły się przez wewnętrzną bramę prowadzącą na placyk przed głównym budynkiem. O tej porze dało się dostrzec, że na murach jednak byli jacyś strażnicy. Może pod osłoną nocy lady Aurora nie obawiała się tak bardzo obcych oczu? Na szczęście wyglądali na zewnątrz, a nie na dziedziniec… choć ze stratą dla siebie. Jeszcze kilkanaście jardów i obie nagie piękności stały już przed drzwiami głównej budowli Akademii.
- A co, jak ktoś jest zaraz tam, wewnątrz? - spytała Lily, obawiając się złapać za klamkę.
- Wtedy sobie na nas popatrzy - odszepnęła Lei i wyręczyła w tym gnomkę, ostrożnie naciskając klamkę i próbując zajrzeć do środka. Główny hall uczelni okazał się na szczęście pusty. Nie pozostało nic innego jak wejść.
- Biblioteka jest wyżej, trzeba wejść po schodach - gnomka wskazała krętą schody pnące się i pnące w górę. - Tam już się nie ukryjemy - wnętrze faktycznie było dobrze oświetlone przez magiczne światła. - Może za karę wrzucą nas do lochów z jakimiś bestiami? Każda magiczna szkoła musi mieć taki loch.
- Aż się boję pomyśleć, jakie narzędzia tortur mogą mieć w takiej akademii… - wyszeptała Lei i zaczęła skradać się po schodach w górę. Pierwsze piętro nie sprawiło kłopotu, ani drugie. Ale w drodze na trzecie obie dziewczyny usłyszały głosy, które układały się w rozmowę.
- Zapowiada się całkiem spory rocznik. Aż pięciu kandydatów - pierwszy głos należał do mężczyzny.
- Ale nie wiadomo ilu się nada - odparła jakaś kobieta.
Gnomka przystanęła i dosłownie zastrzygła swymi spiczastymi uszami. Rudowłosa zatrzymała się, przywierając do pierwszej choćby minimalnej wnęki. Lata doświadczeń robiły swoje. Pierwsze co próbowała ustalić, to to, czy głosy poruszają się. Jeśli tak, to w którą stronę. Lily wzięła z niej przykład i wtuliła się w nią, starając się być niewidoczną. Głosy pozostawały w miejscu, trochę stłumione i dobiegające gdzieś z korytarza wychodzącego na schody.
- Elfka jest bardzo obiecująca. Naturalny talent i ślady tantrycznych obrządków w kulturze jej ludu - kontynuował mężczyzna.
- Ja raczej widzę potencjał w chłopaku. Podstawowa znajomość magii powinna mu pozwolić szybko opanować moc. Elfie tańce wokół ognisk to jeszcze nie magia.
- Och, Aithe... czasy się zmieniły. Więcej otwartości.
- O tak, najlepiej jakby elfka otworzyła przed tobą nogi - zakpiła kobieta.
- Nie obraziłbym się - kąśliwa uwaga wywołała jedynie śmiech.
Elfka, też mi coś! Lei prychnęła w myślach, ale rozsądnie nie powiedziała tego głośno. Z drugiej strony jakie ona sama mogła rokować nadzieje? Pochodziła z rodziny bez talentów. Pewnie na jej babkę nie patrzyli, ona sama zresztą niewiele o niej wiedziała. Zerknęła na gnomkę. Nie miała ochoty dalej wchodzić, ale ta rozmowa była całkiem ciekawa. Sprawdziła tylko drogę ucieczki, w razie gdyby odgłosy zaczęły się zbliżać.
Lily skrzywiła się słysząc o Elce. Antypatia była wciąż świeża i silna. Zaskoczyła jednak Leilenę tym, że podkradła się do załomu korytarza i szybciutko wyjrzała za róg. Konwersacja trwała zaś w najlepsze.
- Stosunki z uczniami nie są pochwalane - kobieta zwana Aithe postanowiła ukrócić śmiech swego rozmówcy.
- Ani karane. Tak jakbyś ty nigdy nie korzystała z różdżki swego podopiecznego. A skoro już o tym mowa, krasnolud jest podobno bardzo nietypowy.
- Sam fakt, że zgodził się na nauki zamiast rzucić ze wstydu z klifu już jest nietypowy - odparła lekceważąco. Na pokaz, jak się okazało, bo połknęła haczyk. - Co o nim słyszałeś?
- Podobno umie magazynować moc bez stosunku.
- Też mi nowość. Zwykły podglądacz.
- I bez podglądania - dodał, wywołując tym ciszę.
Lei nie do końca rozumiała o czym mówią, ale całkowicie ją to pochłonęło. Chciala koniecznie też usłyszeć, czy wspomną o niej samej albo o Lily. Podkradła się za gnomką i korzystając z jej odwagi, sama również wychyliła się odrobinę nad mniejszą dziewczyną. Korytarz też był pusty, ale pierwsze drzwi w nim były otwarte. To właśnie z sali dobiegały głosy. Dziewczyny mogły bezpiecznie wejść na kolejne piętro, nauczyciele z pewnością nie mogli ich zobaczyć.
- Samogwałt przecież tak nie działa.
- U niego ponoć tak. Późno już, wracam do swoich pokoi - stwierdził mężczyzna. Jego głos zbliżał się do drzwi. Lily złapała rudowłosą za rękę i szybko ruszyła na schody. Nie było czasu się kłócić, Lei od razu cichutko ruszyła za nią, aby tylko się schować, a potem oddalić. Niestety nie powiedzieli nic o nich dwóch. Co za oszustwo! Mężczyzna ruszył w swoją stronę, a dziewczyny ostrożnie w swoją. Kiedy gnomka nie obawiała się już, że zostaną usłyszane też wyraziła swoje rozżalenie.
- Phi. O wszystkich gadają, tylko nie o nas - skrzyżowała ręce na piersi, nieświadomie eksponując swój biust.
- Zgadzam się, pewnie nie uważają nas za ciekawe - westchnęła rudowłosa, rozglądając się po otoczeniu, ciekawa gdzie właściwie teraz się znajdowali. - Kim była ta kobieta, Aithe? Słyszałaś coś o niej? Bo mężczyzny imię nawet nie padło.
- To jedna z nauczycielek. Taka blondynka - gnomka dłońmi starała się zarysować wzrost i kształty Aithe. Obecnie ukrywały się na półpiętrze za cokołem jakiegoś bezkształtnego posągu. - Nie wiem czym się zajmuje. Z magią byłam trochę na bakier - przyznała. - Biblioteka jest na kolejnym piętrze, na końcu korytarza.
- Idziemy - zdecydowała Lei, kiedy odczekały jeszcze chwilę. Czuła gęsią skórkę na całym swoim nagim ciele, a sutki sterczały mocno, od emocji i chłodu. Cicho niczym myszka zaczęła wdrapywać się wyżej.
Ostatnie parę stopni, potem kilkanaście metrów korytarzem i po pchnięciu podwójnych drzwi Lily i Leilena znalazły się w bibliotece Akademii. Panował w niej półmrok. Słabe, magiczne światełka pełgały na szczytach regałów. Nad wejściem świeciły też lampy, sprawiając że nagie dziewczyny były widoczne jak na dłoni.


Przy biurku naprzeciwko wejścia nikogo jednak nie było, za to na pięterku słychać było pogwizdywanie. Gnomka przywarła do jednego z regałów i szeptem spytała.
- To czego szukamy?
- Tego co niegrzeczne - odparła od razu Lei. Pogwizdywanie jej nie zniechęciło, przecież emocje wtedy były większe, serce biło szybciej. Czuła się bardzo naga i obnażona. Ale o to właśnie chodziło. Ruszyła wzdłuż regałów, próbując się zorientować jak są pokatalogowane zbiory. Poszczególne rzędy oznaczone były ledwie odczytywalnymi w półmroku tabliczkami. "Diabły i demony", "historia Halruaa","iluzje", "przywołania", "rytuały"... księgozbiory dotyczyły szkół magicznych, czarodziejskich obrządków, historii magii, a także bóstw i innych istot powiązanych z tantryczną magią. Trudno było się na coś zdecydować. Lei szukała czegoś o rytuałach seksualnych związanych z magią tantryczną, albo o samej magii. Może dało się połączyć przyjemne i niebezpieczne z pożytecznym. Grzbiety miały najróżniejsze tytuły. "Gnomia Kama Sutra", na widok której Lily zachichotała, "Ezoteryka i Erotyka", "Sekty i ich obrządki", "Tantryczne techniki odprawiania rytuałów - zaklęcia wybrane". Jedne były grubsze, inne trochę cieńsze, oprawione w skóry albo jedynie składające się z pozszywanych rękopisów.
- Co może dotyczyć podstaw? - spytała cicho Lei, trochę gubiąc się w tych tytułach. Nie sprecyzowała czy podstaw seksu czy magii. Może Lily miała trochę większe pojęcie o tym wszystkim. Zwracała też cały czas uwagę na gwizdy, nie chciała zostać nakryta.
- Nie mam pojęcia - przyznała czarno-biała. - Poza tym sięgam tylko do niskich półek. Może coś o historii? - wskazała palcem inny dział. - Albo spytamy bibliotekarza - dodała z figlarnym uśmiechem.
- Ty pytasz! - ruda pokazała koleżance język i wzięła to o Gnomiej Karmie Sutka, głównie ze względu na to pierwsze słowo. - Myślałam, że będzie coś w stylu “Podstawy magii tantrycznej” czy coś takiego.
- To duża biblioteka - Lily wzruszyła ramionami. - Pewnie gdzieś coś takiego jest, tylko nie wiemy gdzie. Bibliotekarz wie, ale jak nas takie zobaczy, to nie wiem czy będzie miał książki w głowie - zmrużyła oczy spoglądając na to, co wybrała jej koleżanka. - Tutaj nie będzie nic o magii - stwierdziła.
- Ale będzie o gnomach. I w razie czego zasłonię górę albo dół - zachichotała Lei, jeszcze nie zamierzając się poddawać. Ruszyła dalej. - Może mają tu jakąś tajną sekcję, gdzie normalnie nie wpuszczają bez pozwolenia? Pewnie też magicznie zabezpieczoną…
- Jeśli tak, to my nie wejdziemy - szepnęła Lily. - A w Kama Sutrze chodzi o to, by patrzeć. Tam jest dużo obrazków.
- To też nie brzmi źle. Może coś się z nich nauczę? - Lei mrugnęła do gnomki okiem. - To co, wracamy?
- Nie chcesz poczytać tutaj? - zachichotała Lily, ale spoważniała. - Chyba już dość się naryzykowałyśmy. A lektura tej książki nie pozwoli nam się nudzić - stwierdziła. Spojrzała w górę i otworzyła szeroko oczy.
- Wynoszenie książek bez wcześniejszego zarejestrowania jest złamaniem przepisów uczelni - z miejsca w które spoglądała gnomka, z pięterka za plecami rudowłosej dobiegł cichy, męski głos.
- Ups - szepnęła cicho Lei, cofając się bardziej w cień. A tak zwracała uwagę na te jego gwizdanie! - My chciałyśmy tylko poczytać! - w obronnym geście przyłożyła sobie książkę do piersi, zakrywając je. Oczywiście dołu już nie mogła okryć, ale głos dochodził z góry, więc widoczność na dół miał przecież gorszą, prawda?
Gwizdanie wciąż trwało. Ta sama prosta melodia w kółko i w kółko. Może był tu ktoś jeszcze inny? Gnomka się nie ruszyła, zupełnie znieruchomiała odkryta i lekko drżąca.
- Ciekawy strój wybrałyście do czytania - nieznajomy stwierdził sarkastycznie. - Pozwólcie zatem, że dam wam kilka dobrych rad. Po pierwsze, biblioteka jest magicznie strzeżona. Wiedziałem o was z chwilą, gdy się pojawiłyście - źródło głosu przemieszczało się, gdy mężczyzna przechadzał się po galeryjce. Lily wodziła za nim wzrokiem. - Po drugie, wynoszenie ksiąg jest surowo wzbronione bez odnotowania tego w spisie. Bardzo tego pilnuję. Po trzecie, nie musicie wcale uczestniczyć w żadnych tradycjach kocenia. To bardzo niedojrzałe - zakończył. Najwyraźniej uznał, że nie były nagie z własnej woli.
Lei bardzo chętnie podchwyciła ten pomysł.
- Jestem tu dopiero pierwszy dzień, bardzo przepraszam - powoli cofała się do miejsca, skąd wzięła księgę. Zamierzała ją odłożyć na miejsce i najchętniej zwiać. - Więcej nie będziemy się tu zakradać! - obiecała. Z księgą na sercu.
- Przeprosiny przyjęte - ton głosu był dobroduszny. - Ale skoro już tu jesteście, mogę otworzyć dla was rejestr i wypożyczyć wolumin albo dwa - zaoferował. Gnomka nie odpowiedziała, wciąż sztywna jak posąg.
- Ja… - zawahała się Lei, ale w końcu co miała do stracenia? I tak widział ją nago i będzie widział kiedy będzie wychodziła, a z książką będzie miała chociaż pewną osłonę. - Ja chciałam znaleźć coś o magii tantrycznej dla początkujących. Coś co będę mogła poczytać zanim zaczną się zajęcia.
- Co mogłybyśmy poczytać - Lily odzyskała głos. - Bardzo poważnie podchodzimy do nauki - wyjaśniła. Choć osłupienie minęło, nie próbowała się w żaden sposób okryć.
- Podstawy? Oczywiście - mężczyzna zszedł na dół, po drodze zdejmując z półki jakiś tom. Okazał się być długowłosym brunetem, o dość niedbałej fryzurze. Kosmyki może nie sterczały mu na wszystkie strony jak u gnomki, ale mało ku temu brakowało. Na nosie miał okulary na złotym łańcuszku.


- To ostatnia kopia tego autora - położył ją na swoim biurku. - Ale tutaj powinno być równie dobre opracowanie… - mówił, a czarno-biała podeszła do Lei.
- Chyba nie takiej reakcji się spodziewałam, jeśli ktoś nas złapie - szepnęła.
Rudowłosa stłumiła chichot. To tak naprawdę robiło się także zabawne, nie tylko straszne i podniecające. Zbliżyła się do biurka i przełknęła ślinę, zastanawiając się jak oddać trzymaną księgę i jednocześnie tak podnieść nową, aby bibliotekarz nie zobaczył jej piersi. Aż westchnęła i uznała, że nie ma po co. Odłożyła gnomi tom i podniosła nowy.
- Jak wygląda… zapis do biblioteki? Jestem tu dopiero od dzisiaj - spytała nieśmiało.
- Bardzo prosto. Wystarczy, że podacie mi imiona i nazwiska. Wypiszę wam specjalne karty, na których złożycie podpisy i już - wyjaśnił, przeczesują jedną z półek.
Książką, którą zniósł nazywała się “Magia sensualna w praktyce” i była solidnie oprawionym tomem, choć po okładce widać było ślady częstego czytania.
- Leilena Mongle - powiedziała szybko Lei, chcąc mieć już za sobą ten proces. W końcu jej łono okrywały tylko rude włoski, a w bibliotece nie było aż tak ciemno.
- O, tu jest - wyjął drugi tom i odwrócił się ku dziewczynom. Spoglądał na nie bezwstydnie, zbliżając się do biurka.
- A ja Lily Dims. A jak pan się nazywa? Bo chyba nie wypada tak mówić bibliotekarzu - gnomka szybko odzyskiwała rezon.
- Wszyscy się tak do mnie zwracają, więc chyba im to nie przeszkadza. Mi w sumie też nie. Ale na imię mam Thost - przedstawił się.
- Często się tu nowi w akademii zakradali? - zapytała z ciekawością Lei, która już obmyślała czego się musi nauczyć, aby omijać magiczne zabezpieczenia.
- Nie - odpowiedział, wyjmując z szuflady dwie podłużne kartki. - Choć nie jesteście pierwszymi, które przekradały się po akademii nago. Studenckie żarty, jak podejrzewam - starannie zanotował imiona dziewczyn u szczytu jednego i drugiego formularza, po czym wręczył im gęsie pióro i wskazał, gdzie same mają złożyć podpisy. Gnomka zrobiła to bez wahania. Lei także, chociaż najpierw przeczytała całość. Nauka z domu, zawsze czytaj co podpisujesz. Formułki znajdujące się na kartce mówiły o odpowiedzialności, jaką ponosi osoba wypożyczająca książkę. Sprowadzało się to do tego, że za jej zagubienie groziła kara finansowa, za jej uszkodzenie groziła kara finansowa i za nie oddanie w terminie też groziła kara finansowa.
- Strasznie to uregulowane jak na bibliotekę w akademii - skomentowała to głośno, trochę zaskoczona zwłaszcza tą karą za nie oddanie w terminie. - Uczniowie wożą te książki do domów czy co?
- Raczej chowają pod łóżkiem i zapominają - westchnął Thost. - A to rzadkie opracowania. Mało kto praktykuje taką magię, jak wy - wyjaśnił, starając się spoglądać Leilenie w oczy, choć nie zawsze mu się to udawało.
- Chyba, jak my - Lily wskazała na niego.
- Nie, wiem co powiedziałem. Ja jestem klasycznym magiem. Spędzam życie z nosem w stronach.
- Ale chyba pan nie musi - Lei powiedziała z lekkim wahaniem. - To znaczy może pan stąd wyjść kiedy chce. I robić, no, inne rzeczy też.
- Jasne, że bym mógł. Ale na zwykłej uczelni nie zdarzają się takie wieczory - tutaj już bezwstydnie omiótł spojrzeniem obie dziewczyny. - To jak, podpisuje panna czy nie? Mogę zaoferować czytelnię, jeśli nie chcesz wypożyczać.
- I przeczytałybyśmy sobie te książki tutaj? - wtrąciła się Lily.
- Owszem, temu służy czytelnia.
- Podpisuję, podpisuję - Lei powiedziała szybko. - Naprawdę chcę się czegoś dowiedzieć o tym czym podobno dysponuję.
Nachyliła się i nie bacząc już na dyndające swobodnie piersi złożyła na dokumencie swój podpis. Bibliotekarz sprawdził obie karty i wpisał w nich dwie pozycje o magii tantrycznej.
- Która z was chce wypożyczyć Kama Sutrę?
- Ona - gnomka wskazała Lei. - Ja już ją kiedyś oglądałam.
Zakończył formalności i wręczył czytelniczkom ich książki.
- Miłej lektury życzę - uśmiechnął się.
- Dziękujemy - Lei uśmiechnęła się do niego szeroko i nawet nie podnosiła przez chwilę książek. Zarumieniła się przy tym mocno, ale nie spieszyła się zabierając tomy.
- To wracamy? - spytała ją gnomka, biorąc swój tom pod pachę.
Lei jeszcze raz posłała uśmiech bibliotekarzowi, zanim skinęła głową i ruszyła w stronę wyjścia, mając świadomość spojrzenia na swoim tyle.
- Uważajcie, by nie przyłapał was ktoś inny. Może być mniej wyrozumiały - ostrzegł bibliotekarz, gdy dotarły do drzwi. Rudowłosa skinęła głową, wcale nie zamierzała drugi raz tego samego wieczora zostać przyłapaną. Cichutko i ostrożnie zaczęła schodzić w dół.
Na schodach Dims odetchnęła głęboko i szepnęła.
- To chyba to miejsce na mnie tak wpływa. Jak nas przyłapał, myślałam że kolana mi się ugną z podniecenia.
- Myślałam, że ze strachu! - zachichotała cicho Lei. - Pokaż, że z podniecenia!
Czarno-biała na zawołanie wsunęła w siebie głęboko dwa paluszki i przez chwilę pieściła się nimi. Kiedy je wyjęła i pokazała Lei były całe wilgotne.
- Chyba naprawdę lubię, jak na mnie patrzą - zaczerwieniła się.
- Jest na co patrzeć! - zapewniła Lei, wcale nie tak wiele mniej pobudzona. - Ale teraz wracajmy lepiej.
Gnomka zgodziła się kiwnięciem głowy. Więcej niespodzianek po drodze już je nie spotkało. Było późno i chyba nawet nocne marki poszły już spać. W dormitorium światła były już pogaszone. Lily przystanęła przy drzwiach Leileny.
- No to… chyba dobranoc? - wierciła się trochę w miejscu.
Lei wahała się tylko chwilę.
- Pomóc ci? - zapytała cichutko.
- Bez tego chyba nie zasnę - przyznała, podchodząc o krok i tuląc się do koleżanki.
- Chodź - szepnęła rudowłosa i wciągnęła gnomkę do swojego pokoju. Położyła dość gwałtownie książki na łóżku i będąca na górze “Gnomia Kama Sutra” otworzyła się niespodziewanie na losowej stronie.
- Do tego chyba musiałybyśmy zaprosić jakiegoś kolegę - zachichotała Dims. Rycina w księdze przedstawiała pochyloną kobietą i stojącego za nią mężczyznę. Wskoczyła na łóżko, od razu bezwstydnie rozkładając nogi.
- Oh - Lei z zaskoczeniem zobaczyła co przedstawia obrazek. - Może… może tu będzie coś pokazującego jak zrobić sobie najlepiej nawzajem? - z ciekawością szybko zaczęła kartkować księgę.
- Jest cały rozdział o pieszczotach kobiet - przyznała Lily. - Ale chyba nie muszę nic czytać, żeby przypomnieć sobie coś obiecującego. Połóż się i koniecznie weź poduszkę pod głowę. Albo dwie - poklepała pościel.
- No no, podoba mi się taka doświadczona koleżanka - Lei roześmiałą się i podążyła za wytycznymi, kładąc się na plecach i wsadzając poduszkę pod głowę. Pierwszy dzień, a jednak jakieś nauki pobierała!
- Też mi doświadczenie, widziałam parę obrazków - parsknęła. - Ten jeden raz z Olomą to więcej, niż kiedykolwiek doznałam.
Gnomka przekręciła się na łóżku odwrotnie do koleżanki i przełożyła nogę nad jej głową, tak że jej bardzo wilgotna szparka znalazła się naprzeciw jej twarzy.
- Jestem niziutka, więc będziesz musiała się trochę pochylić - powiedziała przepraszającym tonem. W dodatkowym geście przeprosiń przesunęła dłoń po udzie Lei.
- Oh… - skomentowała widok lśniącej od wilgoci brzoskwinki rudowłosa. I dotyk gnomki też w sposób podobny. Ale nie zamierzała próżnować, mając przed sobą coś tak kuszącego i w głowie misję zaspokojenia koleżanki. Pokręciła się odrobinę pod nią, szukając dobrej pozycji i uniosła odrobinę głowę, przesuwając po całej tej wilgotnej, malutkiej kobiecości. - Musimy sobie poradzić z tymi włoskami - zawyrokowała cicho, podnieconym głosem.
- Zdecydowanie - zgodziła się Dims. - Ciekawe czy wtedy smakuje jeszcze lepiej - zastanowiła się na głos, zagłębiając języczek we wnętrze rudowłosej. Oparła się wygodnie na swoich łokciach i dłońmi mocno pochwyciła rozchylone uda.
Lei zamruczała. Od czasu tego “pierwszego razu” wstydziła się coraz mniej. Głównie dotyczyło to Lily, ale bibliotekarz pokazał jej, że nie tylko. To jak patrzył na jej piersi… aż jęknęła, przysysając się do łona gnomki. Było takie małe, gorące i mokre! Pieściła je języczkiem, kręcąc kółeczka i nawet zagłębiając do środka, co w tej pozycji okazywało się dość proste ze względu na rozkrok, jaki musiała wykonywać mniejsza dziewczyna. Czarno-białej bardzo się to podobało. Wyrażała to jękiem, a także tym jak kręciła tyłeczkiem wychodząc naprzeciw ruchom Lei. Może jednak podobało jej się aż za bardzo, bo jej własny języczek nie radził sobie już tak dobrze w pieszczotach. Liźnięcia były co chwilę przerywane, gdy gnomka łapała oddech i mruczała z przyjemności. W końcu dała sobie spokój i wsadziła paluszek w szparkę koleżanki, by odwdzięczyć jej się w ten sposób. Wtedy to liźnięcia Lei stały się bardziej chaotyczne, gdy paluszek w jej gorącym środku utrudniał skupienie na wykonywaniu takich czynności. Odwdzięczyła się tym samym, ale od razu poszła krok dalej, napierając na malutkie wnętrze dwoma palcami. Było bardzo ciasno, ale drobna dziewczyna była tak mokra, że udało się do niej wślizgnąć.
- Och! - krzyknęła. - Tak, proszę, nie przestawaj - jęknęła, bezskutecznie starając się skupić na dawaniu przyjemności zamiast jej otrzymywaniu.
Lily nie pierwszy raz pokazała, jak bardzo lubi tę formę przyjemności. Leilena nie zamierzała jej tego odmawiać, poruszając palcami w przód i w tył, słuchając odgłosów jakie wydają i sama przy tym dysząc. Wsuwała je tak daleko jak mogła, poszerzając za każdym razem wąski tunelik. Gnomka, rozpalona wcześniejszą opowieścią o matce Leileny i nagim spacerem, nie potrzebowała wiele by dojść. Zadrżała, wydając z siebie przeciągłe, ciche jęknięcie. Jej cipka zacisnęła się, jakby nie miała zamiaru wypuścić źródła swojego spełnienia. Opadła bez sił na koleżankę, układając głowę między jej rozłożonymi udami.
- Zaraz… się odwdzięczę - wymruczała w pościel, tak że ledwo można ją było zrozumieć. - Tylko… oddech.
- Naprawdę byłaś rozgrzana - wymruczała Lei, całując gnomkę w udo. - Podobało mi się. Może nie mamy talentów, ale z tej piątki naszego rocznika jesteśmy na pewno najbardziej szurnięte - zachichotała.
Czarno-białe loki poruszyły się, gdy ich właścicielka próbowała pokiwać głową.
- I oddane sztuce - dodała, już trochę wyraźniej. Korzystając z tego, gdzie leżała pocałowała łechtaczkę rudowłosej, która jęknęła. Ona po tym wszystkim wcale nie mniej potrzebowała wyzwolenia. Poruszyła niecierpliwie biodrami. Dims potraktowała to jako zachętę do śmielszych pieszczot i przyssała się do tego wrażliwego miejsca. Biorąc inspirację z tego, co sama lubiła wsunęła dwa smukłe paluszki do chętnego wnętrza, wiercąc się nimi i rozpychając. Lei może i była jako człowiek większa, ale jeszcze o poranku była dziewicą. Gnomie palce wydawały się całkiem spore. Na szczęście były gnomie, bo w pierwszym odruchu poczuła nawet ukłucie bólu. Teraz nie miała przecież ochrony bogini. Ale dyskomfort był zaledwie chwilowy, zaraz przeszedł, zamieniając się w przyjemność. Jęknęła, biodra wygięły się w górę, jak gdyby chciały w ten sposób zintensyfikować to co czuła.
- Nie przestawaj - szepnęła.
Nie miała zamiaru. Wprost przeciwnie, nawet trochę zintensyfikowała swoje działania. Języczkiem trącała nabrzmiały guziczek, jednocześnie coraz szybciej i szybciej wysuwając się i wsuwając między gorące ścianki, chcąc jak najszybciej dać rudowłosej spełnienie, którego sama wcześniej doznała. Nie było potrzeba wiele, wystarczyło, że Leilena dodatkowo cofnęła się do wspomnień z tego dnia. Jęknęła i wygięła odrobinę, pulsując na penetrujących ją paluszkach. Zamknęła oczy, szczytując cicho, ale mocno. Po kilku chwilach opadła na łóżko, odprężając się i oddychając powoli.
Dims przetoczyła się na plecy i odetchnęła pełną piersią.
- To był dzień pełen wrażeń. Na pewno po tym wszystkim jutro zaśpię na śniadanie.
- O ile w ogóle doczłapiesz do swojego pokoju - zachichotała Lei, leżąc tuż obok. Poszukała wzrokiem swojej koszuli. Mimo wszystko nie chciała być rano zaskoczona całkiem na nagusa.
- Najwyżej zasnę na korytarzu - odparła beztrosko, zwlekając się z łóżka i podnosząc własną koszulę, którą niedbale zarzuciła na ramiona.
- A zatem, dobranoc - pomachała rudowłosej, wychodząc na korytarz.
 
Lady jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172