|
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
18-04-2017, 22:09 | #111 |
Reputacja: 1 | Makhar był zadowolony, że Catalina poszła z przodu, ta zaślepiona chciwością kobieta byłaby w tej sytuacji pierwszą ofiarą ewentualnej pułapki, chociaż czarownik miał nadzieję, że jeżeli kupiec postawił na straży demona strażnika to raczej nie kłopotał się już dalszymi zabezpieczeniami... Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 18-04-2017 o 22:11. |
18-04-2017, 22:24 | #112 |
Administrator Reputacja: 1 | Nic dziwnego, że nie potrafili odszukać skarbca. No ale skoro jakimś sposobem tam trafili, dziwną by było rzeczą, gdyby nie zabrali przynajmniej części znalezionych tu dóbr. - Bogaci to my dopiero będziemy, gdy nam się te skarby wynieść - Berwyn skomentiwały słowa Cataliny. - A to... - spojrzał na butlę. - Mam nadzieję, że to magiczne remedium, które postawi Theo na nogi. Chyba że znasz kogoś, kto się zajmuje odtrutkami... Nie czekając na ewentualny komentarz zaczął przesypywać do swego plecaka zawartość skrzynki ze złotem i klejnotami, uważając jednak, by nie uszkodzić figurki tancerki. Dzieleniem łupów mogli się zająć później. Najważniejsze było, by było co dzielić. |
18-04-2017, 22:33 | #113 |
Reputacja: 1 | Ja bym na razie nie pił tego płynu, ale pewnie jest cenny... jeżeli Theo umiera, możemy zaryzykować i wlać mu trochę do gardła....- Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 18-04-2017 o 22:46. |
19-04-2017, 07:16 | #114 |
Wiedźmin Właściwy Reputacja: 1 | Draugdin pilnował powierzonych mu więźniów. Ta ulotna chwila być może złudnego wypoczynku wystarczyła przynajmniej na tyle, żeby odegnać znużenie. Nasłuchiwał uważnie dookoła zachowując czujność. Jednak na ta chwilę jedyne co rejestrował były odgłosy jego towarzyszy ze skarbca. Wnioskował po nich, że coś tam jednak znaleźli, a ich nie do kona udana wyprawa być może jednak miała okazać się owocna w łupy.
__________________ There can be only One Draugdin! We're fools to make war on our brothers in arms. |
21-04-2017, 00:54 | #115 |
Reputacja: 1 | Theo doczłapał do tajemnego skarbca akurat, gdy Berwyn i Makhar napychali sobie kabzy zgromadzonymi tam kosztownościami. Catalina też tam była. W pierwszej chwili, instynktownie wręcz, Theo rzucił się i dopchał do kufra ze skarbami, by samemu także znacząco podnieść swój stan posiadania. W przeciwieństwie do towarzyszy, szło mu to jednak średnio i mało zgrabnie, wobec czego mniej więcej wysypywał tyle, ile wsypywał do plecaka. Wtem, goniąc zamglonym już nieco spojrzeniem za jakimś wyjątkowo okazałym klejnotem, który wymsknął mu się ze zgrabiałych lekko rąk z nadmiernie entuzjastycznego pakowania nowej własności, dostrzegł szklaną zawartość jednej ze skrzynek. - Ha! - wykrzyknął chrapliwie. - Myślałeś, że byle padalec wystarczy, by się mnie pozbyć, co, spasiony skurwesynu?! - rzucił w przestrzeń, nie zwracając się do nikogo konkretnego. - Takiego wała! Biorę twój skarb i odejdę z nim żywy! Po czym zatoczył się, padł na kolana przed kuferkiem z butlą, chwycił ją łapczywie, odkorkował i przyssał się do niej, chciwie żłopiąc zawartość.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
21-04-2017, 23:37 | #116 |
Reputacja: 1 | Płyn był zadziwiająco słodki, ale równocześnie delikatny i jedwabisty. Theo nigdy w życiu nie pił czegoś tak delikatnego i wyrazistego zarazem. Już po przełknięciu pierwszego łyka wiedział, że się nie pomylił i napój go uleczy. Po ciele Aquilończyka rozlała się fala ciepła i uczucia ekstazy, równocześnie wypełniając jego umysł spokojem. Oczy, do tej pory zamglone i rozbiegane odzyskały swój blask, ręce przestały się trząść a serce zaczęło bić równo i miarowo. Ciepło skupiło się szczególnie w miejscach, w których Theo odniósł rany - na ręce od ukąszenia węża i na rozoranym przez demona ramieniu. Na jego oczach rany zaczęły się zrastać, już po chwili pozostając jedynie różowymi bliznami. Theo czuł się tak doskonale, jak nigdy w życiu! Przez chwilę przy jeńcach leżących w atrium nie było nikogo. I ta chwila wystarczyła. Gdy Makhar, z morderczym błyskiem w oczach i sztyletem w dłoni wyszedł z rozbitych drzwi zobaczył tylko znikające w przejściu do stajni plecy Thedipidesa. Nad wciąż związaną Brythunką pochylał się jakiś stary człowiek, który starał się ją uwolnić. Gdy Stygijczyk wszedł do atrium, stary sługa podniósł wzrok i znieruchomiał. W jego spojrzeniu Makhar zobaczył jedno: przerażenie. Monety, biżuteria, szlachetne kamienie i złota gotowizna znikały wolno we wszystkim, do czego dało się je zapakować. Ale i tak wiele ze skarbów musiało pozostać w krypcie z powodu tak trywialnego, jak brak miejsca. Zamoryjka urwała swoją spódnicę niemal w pasie, odsłaniając zgrabne nogi i jędrne pośladki i do zwoju materiału ładowała skarb. Berwyn miał już pełny plecak, podobnie ozdrowiały Theo, a Draugdin zajęty był wyciąganiem kolejnej skrzynki na górę szybu. |
24-04-2017, 09:19 | #117 |
Reputacja: 1 |
|
24-04-2017, 12:48 | #118 |
Administrator Reputacja: 1 | Berwyn zaklął pod nosem. Nie po to związał kupca, by teraz musieć go gonić. Błyskawicznie wyspał do plecaka ponad połowę zawartości kolejnej skrzynki, po czym zaczął wychodzić ze skarbca. - Musimy uciekać - rzucił do pozostałych. Trochę żal mu było pozostawionych tu skrzynek ze skarbami, ale źle pojęta zachłanność mogła doprowadzić do śmierci. Owszem - Berwyn miał zamiar umrzeć bogaty, ale bynajmniej nie w tym momencie. |
25-04-2017, 19:58 | #119 |
Reputacja: 1 | - No, no, kto by pomyślał, że to się uda? - stwierdził Theo, autentycznie zdziwiony, przyglądając się jeszcze przed chwilą poranionym częściom ciała, teraz już kompletnie zaleczonym. Szczęśliwe odkrycie i jego implikacje przerwał jednak, a jakże, przypadek nagły i nieszczęśliwy. Kupiec jakoś zdołał dać nogę, o czym poinformował ich dochodzący z gory okrzyk Makhara. Theo szybko wcisnął butelkę za pazuchę, po czym chwycił najbliższą skrzynkę i rzucił się ku wyjściu ze skarbca. Gdy znajdzie się na zewnątrz, miał zamiar dokonać szybkiego odwrotu opracowaną wcześniej trasą do wynajętej przez siebie meliny.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
25-04-2017, 23:53 | #120 |
Reputacja: 1 | Stary sługa przerażonymi oczami wpatrywał się w zbliżającego się Stygijczyka. Z jego ust wydobywał się cichy jęk, gdy porzucił szamoczącą się dziewczynę i na czworakach, niczym pies czmychnął do pomieszczenia, które zajmował wraz z żoną. Makhar stanął nad wciąż związaną Rosą. Wolno uklęknął obok niej, wciąż wpatrując się w jej oczy. Na usta przywołał imię swego boga i była to ostatnia rzecz, jaką usłyszała Brythunka przed śmiercią. Sztylet głęboko przeorał jej gardło, a Makhar z fascynacją wpatrywał się jak z młodej kobiety ulatuje życie. Szybko się opanował i zerwał na równe nogi. Przecież Thedipides uciekał. Pobiegł za kupcem, który opuścił przed chwilą swoje domostwo przez stajnię. Jak do tej pory nikt z jego zajętych plądrowaniem skarbca towarzyszy nie zaszczycił go swoją obecnością, więc nie widząc nigdzie krezusa, a nie chcąc narażać się na niepotrzebne ryzyko, zawrócił. W tym czasie Catalina, Theo, Draugdin i Berwyn wydobywali z szybu w jadalni wszystko co byli w stanie zabrać. A zebrało się tego całkiem sporo. Wypełnione bogactwem plecaki i ciężkie skrzynie były doskonałą zapłatą za zlecenie. Catalina nie kryła radości. - Jesteśmy bogaci, tak jak obiecywałam. A zemsta jest słodka niczym najzacniejszy nektar - błyskała zębami w uśmiechu. - Teraz się rozstaniemy i nigdy więcej nie zobaczymy. Pójdziemy swoimi ścieżkami. Nie wiem jak Wy, ale ja mam zamiar żyć jak prawdziwa królowa dopóki starczy mi złota. Opuścili dom Thedipidesa tylnym wyjściem, niezauważeni. A przynajmniej taką mieli nadzieję. Mieli złoto, ale Numantia nie była miejscem, w którym czuliby się bezpiecznie. Hyboryjskie krainy czekały na bohaterów. [media]http://www.youtube.com/watch?v=5ZY2mRG5mzg[/media]KONIEC |
|
| |