Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2017, 18:50   #1
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
[18+ Storytelling] Ojczyzna

Aurora nie miała siły nawet się odezwać, ledwo potrafiła utrzymać powieki otwarte by obserwować Duaglotha. Była odarta z ubrania, skrzydeł łusek. Każdy mógł ją sobie teraz wziąć. I wielu brało. Duagloth też mógłby teraz to zrobić, ale nie zrobił ani teraz, ani nigdy.
A może po prostu Aurora nie potrafiłaby już wyłowić różnicy? wielu ich było, nawet ich nie liczyła.
- Bądź pozdrowiona Pierwsza Córko… - głos Duaglotha ociekał słodyczą. Czarnoksiężnik uniósł okrytą rękawiczką dłoń do twarzy kambionki i odgarnął resztki poszarpanych loków z jej poobijanej, pokaleczonej twarzy. Zaczesał je za złamane rogi i przybliżył twarz.
- Jeśli chcesz przeżyć rób dokładnie co ci każę. - ściszył głos i wycedził słowa zaklęcia, Aurora poczuła jak jej kajdany pękają a ciało opada na ręce Duaglotha, Czarnoksiężnik złapał ją pewnie w ramiona. Była zbyt słaba by móc z nim teraz walczyć, mogła by jednak spróbować się wyrwać i upaść na posadzkę.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 25-03-2017 o 21:49. Powód: indent
Amon jest offline  
Stary 28-02-2017, 21:13   #2
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Duma. Duma z tego, czym się jest. Duma z tego, że jest się czymś lepszym od zwykłego drowa. Czymś potężniejszym. Że jest się ponad nimi od samego urodzenia. Że reszta mogłaby tylko pomarzyć o lepszej krwi.
Tego nic nie mogło zabrać. Ani tortury, ani gwałty. Jej duma płynęła w niej póki żyła. A żyła przez drowkę, która musiała poświęcić całe swoje ciało, by stać się czymś lepszym od zwykłego drowa.
Krew była ważna. Z krwi pochodziła duma i przynależność. Dobra krew nie narzucała ograniczeń. Była wolna od ułomności. Dobra krew dawała możliwości, których inni mieć nie mogli. O dobrą krew nie można było się starać. Dobrą krew się miało, lub się jej nie miało.

Aurora miała dobrą krew.

Aurora miała dumę.

I nikt nie mógł jej odebrać tego, czym była. Nawet matka. Ani też tortury, ani stada niewolników.

* * *

Duagloth trzymał ją pewnie, ale delikatnie, zupełnie jakby nie ważyła więcej od swojej siostry Filfrii. Zmarłej siostry, jak jej powiedziano. Delikatna faktura rękawiczek, które nosił mag, pozwalała Aurorze zapomnieć o tym iż zaraz pod nimi znajdują się nie tyle palce czy szpony, co raczej żywe noże. Tunika Duaglotha zaś, do której przylegało teraz odarte z łusek, nagie ciało kambionki, było najmilszą rzeczą jaką kobieta czuła… od dawna.

- Posłuchaj mnie, Pierwsza Córko - ochrypły głos czarnoksiężnika przypominał natychmiast o ponurej rzeczywistości jaka otaczała Aurorę. - Mogę spróbować podać ci leczniczy napój ale… jest szansa, że zamiast ci pomóc, zaszkodzi. To pomniejszy eliksir, jeśli zadziała, może polepszyć twój wzrok. Kiwnij głową jeśli chcesz spróbować.

Odpowiedzią była kamienna mina Aurory i wzrok wbity, na tyle ile mogła, w rozmazaną Paskudę. Raz... Raz spróbowała czegoś od niego. Nie skończyło się to dobrze. Wprawdzie też nie miała sił na nic innego, ani ochoty by żyłować swoje zmaltretowane ciało jakkolwiek bardziej. Diabli mag nie odezwał się przez dłuższy czas, cały czas przemieszczali się jakimś wąskim korytarzem, może Aurorze po prostu dudniło w uszach, ale miała wrażenie, że jęki które słyszy w oddali są wynikiem walki a nie męk zadawanych na torturach. W pewnym momencie Duagloth zwolnił.

- Pozostań cicho, Pierwsza Córko - polecił ściszonym głosem i zaczął szeptać czar, po chwili obraz czarnoksiężnika zniknął Aurorze z widoku, podobnie jak jej własne ciało, stali się niewidzialni. Nie minęło nawet pięć uderzeń serca, gdy obok nich, przeszła uzbrojona w bicz drowka, prowadząca za sobą dwóch wojowników i czarodzieja.

Myśli kleiły się tak samo niemrawo jak wzrok. Mag miał plan i jak zwykle skrupulatnie poukładał jego elementy. Był w tym znacznie lepszy od niej. W sumie mogła stwierdzić, że na jego szachownicy była zawsze zwykłym pionkiem, którego kierowało się wedle własnej woli. Z drugiej strony był całkowicie spieprzony w kwestii czerpania przyjemności z zadawania bólu. Mieszanka wiele lat była zauważalna dla niej w postaci niewyjaśnionej mięty, jaka biła w jej stronę z jego kierunku. Z takiej persony, nie było to niczym ciekawym. Nie mniej... nie miała takiej mocy sprawczej by pozbyć się ani tego wrażenia, ani jego osoby. Podobnie nie posiadały jej trzy przypadkowe osoby.

Z korytarza za nimi słychać było komendy jakiejś kobiety.

- Rusz się samcze, przecież nie wyparował.

- Nikt nie przeciśnie się niezauważony - zapewniał męski głos.

Aurora nie widziała teraz oczywiście twarzy Plugawca, jednak jakiś mlask mógł dowodzić iż mag właśnie się uśmiechnął. Skręcili w odnogę prowadzącą do schodów w dół, smród zatęchłego powietrza od razu powiedział łowczyni, że to ślepy zaułek. Mag nacisnął klamkę, drzwi nie były nawet zamknięte. Gdyby Aurora była zwykłą śmiertelniczką, jad zgniłych trupów wywróciłby właśnie jej wnętrzności na drugą stronę. Jednak krew biesa sprawiała, że zapach śmierci był po prostu smrodem. W pomieszczeniu było kilkanaście ciał w różnym stanie rozkładu, tutaj je składowano. Tutaj Aurora poczuła, jak niewidzialny czarownik, układa jej niewidzialne ciało, na kamiennej podłodze.

Kolejny etap układanki, której nie była w stanie przejrzeć. Miał porzucić ją na stercie ścierwa? W tamtym lochu skończyłaby i tak w podobny sposób. Długotrwałe katowania sprawiało, że życie dla ofiary było coraz bardziej obojętne. Nie łączyło się to do włożonego wysiłku. Czy miał przeszmuglować ją za pomocą sterty trupów? Czy może pomieszczenie to dawało mu na tyle bezpieczne miejsce, by wyciągnął zza tuniki jedną ze swoich sztuczek? Kolejny tok myślowy niemrawo przeskoczył na próbę lokalizacji pomieszczenia we własnej mapie lochów domu. Nie przypominała sobie gnijarni trupów. To spowodowało parę następnych skoków od przyczyny usłyszenia odgłosów walki, poprzez uzbrojoną trójkę, jak i poszukiwania przez nich maga. Albo rujnowanie domu przez matkę było na etapie agonalnym, albo diabeł odpieprzył coś wystarczająco niedobrego, by Opiekunka posłała za nim drowy.

Aurora wychowała się w społeczeństwie, gdzie praktykowanie magii było powszechne. Jej syn był czarodziejem, jej bracia posługiwali się czarami, w końcu sama Aurora, mimo iż nie była mistyczką, znała kilka modlitw magii objawień. Łowczyni wiedziała, że zaklęcia czarodziejów mogą różnie brzmieć, w zależności kto je rzuca, wszak czasem podobny efekt, był po prostu wypowiedziany w innym antycznym języku, bo dany mag wykształcił się w tej czy innej tradycji. Sami czarodzieje, świetnie odnajdywali się w takich niuansach ale dla kobiet, było to czasem niezrozumiałe. Jednakże, każde zaklęcie inkantowane przez Duaglotha, zawsze sprawiało wrażenie czegoś nikczemnego, nawet jeśli miała to być jakaś błaha sztuczka.
Tak było i teraz.

Łowczyni spostrzegła iż jej ramiona stały się znów widoczne, oznaczało to, iż czarnoksiężnik rozproszył swą uwagę i pracuje nad nowym gusłem. Faktycznie, Duagloth także stał się widzialny, znajdował się obok leżącej Aurory i kreślił w powietrzu mistyczne znaki. Łowczyni zamrugała oczami, Duagloth rósł… nie, wszystko wokół niej rosło do ogromnych rozmiarów… poza nią samą. W kilku chwilach Aurora mogłaby się zmieścić pod stopą czarnoksiężnika, zaś martwe ciała, wydawały się wzgórzami. Wachlarz zaklęć maga zaczął jej przeszkadzać. Był zbyt szeroki, by móc nad nim zapanować, czy przewidzieć. Zbyt silny, by móc się na niego zasadzić. W porównaniu do tego, co z sobą zrobiła matka, nie mogła się zdecydować, które z nich było silniejsze. Podobnie nie mogła rozsądzić, co takiego urodziło się w głowie Paskudy, że zdecydował się na takie posunięcie. Albo też inaczej - co siedziało w jego głowie od tylu lat, by mogło ziścić się dopiero teraz... W końcu też nie dało się wykręcić ze zniknięcia jej z lochu, do którego była skuta łańcuchami, wraz z poszukiwaniami jego osoby...

Kiedy Duagloth był rozmiaru własnej wieży, jego głos dudnił w uszach malutkiej Aurory niczym ryk jakiegoś potwora. Jednak po chwili, sam czarnoksiężnik, zaczął się zmniejszać, by w końcu zrównać się wzrostem ze skalą łowczyni. Teraz Aurora zauważyła, że jego lewej dłoni brakuje dwóch palców i krwawi ona obficie. Jego poczynania skupiały uwagę i zmuszały do zastanowienia się nad jego celem, czy prywatnym zyskiem z całego zamieszania, którego determinacja ulatywała gęstą stróżką. Kolejna myśl tchnęła nieco wątpliwości do bezstratnego pomniejszenia jej osoby. Mogłaby przesunąć wzrokiem po własnym ciele... z tym, że nie było co oglądać. Skrzydła zostały pożarte, ciężkie rogi skruszone na miazgę. Język wyczuwał krwawą papkę w ustach. Chłodny loch nie pozwalał na odrost łusek, które były zdarte z jej ciała jak jeszcze nigdy wcześniej.

Duagloth zacisnął krwawiącą dłoń w pięść i schował rękę do kieszeni płaszcza. Drugie ramie wyciągnął w stronę Aurory i sprawnie podciągnął ją do góry. Czarodziej przytrzymał wciąż dość słabą kambionkę w talii

- Szybko Księżniczko, musimy się skryć w jednym z ciał.

Stanąć o własnych nogach jeszcze nie mogła, toteż uwiesiła się ramieniem na szyi maga.
Duagloth poprowadził ją do cielesnej “pieczary” w której mieli się ukryć…


Będąc wielkości robaka rana była wielka jak tunel jaskini. Czyżby miało to służyć zatarciu zapachu? Czy zmyleniu czaru wykrycia żywych istot? Mag szykował się na prawdziwą krucjatę pościgową. Po co mu to było? Aurora siedziała więc oparta o ramię czarnoksiężnika, który butem co raz odtrącał co bardziej ciekawskie larwy, będące teraz wielkości dużego… jak to powierzchniowcy mawiają: kota.

- Zatkaj uszy Pierwsza Córko - polecił Duagloch gdy z zewnątrz zaczęły dobiegać okrutne gromy burzy… kroki gigantycznych mrocznych elfów.

- Ha! zapewne planował uciec jako zwłoki - zadudnił męski głos.

- Tędy zacznijcie je ćwiartować - zauważyła kobieta.

Aurora poczuła, jak Duagloth odruchowo przyciska trzymaną za ramię kambionkę bliżej do siebie. Słyszeli odgłosy ćwiartowania zwłok, które dla nich były niczym uderzenia boskiego młota… a raczej ostrza. Kiedy ciało w którym sami się znajdowali zostało uderzone, zatrzęsło jak przy trzęsieniu ziemi. Jakiś robal z impetem uderzył w brzuch Aurory sprawiając, że z kobiety gwałtownie uleciało całe powietrze. Duagloth trzymał ją mocno, kambionka czuła jak zaciskające się szpony przebijają rękawicę i kaleczą jej skórę. Rzuciło ich gdzieś głębiej w zwłoki. Kiedy trzęsienie ustało a Duagoth wyciągał Aurorę ze żrącej cieczy w którą wpadli, znów usłyszeli głos olbrzymów.

- Głupcze, marnujemy tu tylko czas, niech służba tu posprząta i wyniesie te ścierwa - powiedziała kobieta.

Skąd wzięły się te trupy? Czy byli to ludzie z rodziny? Co tu się działo? Co do... Pytań zrodziło się wystarczająco dużo, by próby odpowiadania na nie byłyby kreowaniem drugiej rzeczywistości. Ponowne uderzenia przekonały, iż myślenie jest zbyt luksusowym towarem w obecnych warunkach. W oczach poczerniało, a z ust wypluła nazbieraną krew. Zaciśnięte powieki nie chciały się otworzyć, a kambionka wcale nie chciała z nimi walczyć. Siły ponownie ją opuściły. Przetrącone nogi nie mogły nawet ustać z pomocą maga. Przelewała się w rękach, nabierając nierównomiernie powietrza.

- To może teraz trochę potrwać, Księżniczko - powiedział Duagloth wycierając, żrącą maź z ciała kobiety. - Śpij, odzyskuj siły - polecił.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 28-02-2017 o 22:26.
Proxy jest offline  
Stary 22-03-2017, 19:23   #3
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Zmęczenie dało się Aurorze we znaki. Mimo iż otoczenie było, jakby nie patrzeć, obrzydliwe, to był pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy kobieta mogła po prostu w spokoju usnąć. Dokładnie od jak dawna ją więziono? To trudno było nawet stwierdzić. mogły minąć dziesiątki cykli, mogły minąć setki, mogły też minąć lata. Podmrok nie był jakimś specjalnie dobrym miejscem do pilnowania upływu czasu, szczególnie w drowim lochu.

Kiedy łowczyni otworzyła oczy, sceneria dookoła była już inna. Znajdowała się w sporej jaskini, dookoła walały się ciała, małe gryzonie i monstrualne owady penetrowały okolicę w poszukiwaniu jedzenia. Ich skala utwierdzała Aurorę w przekonaniu, że znów jest normalnego rozmiaru. Duagloth znajdował się tuż obok.

Ciężko oddychając wodziła wzrokiem po okolicy. Musiała być nieprzytomna całkiem długo. Nie można było nazwać tego snem, gdyż dalej była niesamowicie wyczerpana. Nie poruszyła ciałem. Przynajmniej oczami mogła ruszać względnie bez wysiłku. W końcu i tak zatrzymały się na magu. Nie miała pojęcia, co wyraża jej twarz. Nie miała sił, by się odezwać. Wpatrywała się w istotę, która z jakiegoś powodu porwała ją z lochu.

W miarę j do Aurory wracały zmysły, zaczynała też rozumieć gdzie dokładnie się znajduje. To była jedna z jaskiń poza miastem, gdzie wyrzucano “odpady” w tym przypadku ciała zmarłych.

- Bądź pozdrowiona, Pierwsza córko - Duagloth zwrócił się do kambionki, kiedy tylko zauważył, że ta się obudziła.

Łowczyni zrozumiała, iż byłaby w stanie już się odezwać, a nawet ustać samodzielnie na nogach, jeśli by chciała. Takie wrażenie dawało dużą ulgę, choć nie ze wszystkiego chciała korzystać za jednym razem. Zamknęła oczy na dłuższą chwilę a jej oddech powoli łagodniał i uspokajał się. W końcu odezwała się cicho.

- Jak długo... w lochu...? - Jej głos był postrzępiony i zdarty od ciągłych krzyków z bólu. Tylko trochę przypominał jej właściwą barwę głosu.

- Wystarczająco długo, by każdy zapomniał, bądź nie chciał pamiętać o Pierwszej Córce - powiedział chłodno i spokojnie mag. - Kilka lat.

- Ile... lat? - uczepiła się otwierając lekko oczy i spoglądając w ścianę tunelu.

W rękach Duaglotha pojawił się płaszcz z pajęczego jedwabiu, czarownik zarzucił go kamionce na ramiona.

- Osiem lat i sto czterdzieści dwa cykle - powiedział spokojnie. - Urodziłaś w tym czasie czworo żywych dzieci - dodał.

- Zdradziłeś opiekunkę - odezwała się po jeszcze dłuższej chwili trawienia jego słów w nieokreślonej emocji.

Duagloth uśmiechnął się tylko i skłonił głowę kobiecie.

- Jak wygląda... sytuacja domu?

- Twoja Matka jest wciąż tak samo martwa jeśli o to ci chodzi, Księżniczko. Znalazła też nowych sprzymierzeńców, co… - mag uśmiechnął się - sprawiło iż postanowiłem zakończyć swoją współpracę z Opiekunką Olathkyuvr, obecną Opiekunką Olathkyuvr, gdyż zapewniam cię, Pierwsza córko, dobro Domu zawsze jest dla mnie najważniejsze…

Oczy Aurory powoli uniosły spojrzenie na Duaglotha.

- Z kim...? I co chcesz z tym zrobić?

Duagloth zbadał Aurorę swoim niepokojącym spojrzeniem.

- Z poplecznikami Nieumarłego Księcia Dmonów, a w krótce zapewne z nim samym. A to, droga Księżniczko, nie są moce z którymi chcę mieć cokolwiek wspólnego.

Kanciki ust drowki wygięły się lekko w kwaśnym uśmiechu.

- Spier*oliłeś przed nim... - rzuciła nieco rozbawiona.

Po chwili odwróciła głowę z nieco kpiącym wyrazem twarzy. Po raz pierwszy prześcignęła Paskudę w jego planach. Dotąd uważała go za osobę, której nie jest w stanie w tym dorównać. Musiał być postawiony mocno pod ścianą, by dokonać takiego wyboru. Czarnoksiężnik rozłożył ręce.

- Przecież jestem tylko mężczyzną w mieście kobiet… - westchnął. - Trzeba wiedzieć co się może, a co nie.

- Wrzuć mnie do ognia... - zakomunikowała neutralnie po dłuższej chwili.

Duagloth pokiwał głową.

- Oczywiście Pierwsza córko, kiedy tylko oddalimy się od miasta i jego straży, jesteśmy dość… ścigani. - Czarnoksiężnik powiedział jak zwykle spokojnie.

***

Kilkanaście mil dalej, które dla umęczonej Aurory były prawdziwą katorgą, Duagloth zdecydował się wreszcie na postój. Łowczyni mogła stwierdzić, iż plugawiec całkiem przyzwoicie się skradał i gdyby nagle zapomniał magii, zawsze mógłby wyżyć na pracy zwiadowcy. Duagloth wysyczał jakieś zaklęcia zanim usiadł skrzyżnie naprzeciw kambionki.
- Gotowa na ciepły prysznic, Pierwsza córko? - uśmiechnął się obnażając swoje ostre kły.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 22-03-2017 o 21:23.
Amon jest offline  
Stary 20-04-2017, 21:23   #4
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Magia sprawiła, że skała pod kambionką zmiękła. Chłód zaczął szybko zamieniać się w ciepło. Po tym, jak od klaśnięcia dłońmi, Aurora swoim ciężarem rozerwała wierzchnią warstwę kożucha i wpadła w rozgrzaną do czerwoności magmę. Chlupnęło a świecąca ciecz prysnęła na boki. Łowczyni stęknęła przeciągle z wrażenia. Ciężko było jej to opisać. Minęły lata od ostatniego kontaktu z tak wysoką temperaturą. Już prawie zapomniała jak przyjemnym było to uczuciem. Wzrok odpłynął do góry, za to sylwetka zatopiła się w kąpieli bardziej. Niestety nie były to magiczne ognie, które nie konsumowały powietrza.

- Chcę oddychać pod spodem - wyszeptała na skraju świadomości.

Zamiast odpowiedzi, Aurora posłyszała jedynie otchłanną inkantację. Jednak po chwili okazało się, ze w istocie, może oddychać. Tak jak sobie tego życzyła. Osunęła się znikając w płonącej brei. Całościowa kąpiel sprawiła, że dopiero teraz mogła odpłynąć i zregenerować siły.
Ciepło magmy koiło zmysły kambionki oraz jej ciało.
Do pewnego przynajmniej stopnia. Bez potężnej magii, Aurora nie mogła liczyć na regenerację całych kończyn, jak skrzydła. Odzyskała jednak część łusek, poroże, oraz przede wszystkim siłę i… apetyt. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo schudła i jak bardzo jest głodna.

Po pewnym czasie, kobieta poczuła, że ognie nieco stygną, a przestrzeń dookoła niej się zagęszcza… Z niechęcią poruszyła ciałem. Wyciągnęła głowę na powierzchnię. Gorąca maź spływała łaszkocząc policzki i szyję

- Jeszcze... - burknęła z niezadowoleniem. - Czemu przerwałeś...?

Mając więcej sił zauważyła, że w mgnieniu oka stała się zniecierpliwiona. Zabranie jej ciepła nie spodobało się jej.

- Wybacz Pierwsza Córko, ten czar zakończył się i nie będę mógł rzucić go ponownie przez pewien czas. Za pozwoleniem, myślę, że powinniśmy kontynuować podróż w głąb jaskiń, z dala od miasta.

Aurora mruknęła rozdrażniona. Zagryzła zęby i powoli wydostała się ze stygnącej brei, która w końcu zastygłaby, acz wcale jej to nie przeszkadzało. Chwilę była jeszcze na czworakach i z opuszczoną głową zbierała psychiczną siłę na powstanie o własnych nogach.

- Jestem głodna - zakomunikowała jakby oczekując, że mag załatwi również i tą sprawę.

Po chwili w końcu wstała. Ostrożnie, powoli i z uwagą.

- To świetnie - skomentował krótko Duagloth i odsunął się by zrobić kobiecie miejsce. - Jaskinie przed nami, jak doskonale wiesz Księżniczko, są pełne drapieżników, które tylko czekają na ofiarę… ale też mogą same stać się jedną z nich.

Aurora pamiętała, że dawniej, czarownik zawsze korzystał z okazji, by patrzeć na nią w dwuznaczny sposób. Teraz jednak zdawał się tego nie robić. Może chciał ją sobie zjednać? A może nie wydawała mu się po prostu teraz atrakcyjna?

- A czy ja tobie wyglądam na taką, która jest w stanie polować...? - zasyczała niemiło.

Duagloth pokiwał głową.

- To tylko zależy od tego jak bardzo jesteśmy, czy nie jesteśmy głodni.

Przekrzywioną postawą Aurora omiotła wzrokiem okolicę. Tunele na południowy wschód od miasta o ile ją pamięć nie myliła. Gdzieś przed nimi znajdowała się droga do głębokiego Podmroku, gdzie bardzo niewielu drowów się zapuszczało.

I jeszcze mniej wracało
A jeśli już, to nigdy tacy sami.

Głęboki Podmrok był miejscem gdzie znajdowały się leża najbardziej dziwacznych i przerażających mieszkańców podziemi: obserwatorzy, łupieżcy umysłów czy smoki tylko otwierały tą listę. Mówiło się nawet, że w głębinach granica między światami jest cienka i idąc korytarzami można niepostrzeżenie przejść do świata cieni.
Albo nawet w jakieś gorsze miejsca.

- Wyciągając mnie miałeś dalszy plan, czy liczyłeś na moją inwencję? - burknęła niezadowolona.

- Jeśli Księżniczka byłaby tak łaskawa, byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli jak najszybciej ruszyć ku głębinom, jeszcze nas nie ścigają, ale będą, gdy damy im okazję.

Aurora spojrzała na maga z dezaprobatą. Nie bez przyczyny nie zapędzała się do głębin nawet ze swoimi ludźmi. Polowania na tamtych terenach były... Nie bez przyczyny ciężkie. Tam panowała zażarta walka między istotami, które swoją siłą znacznie przewyższały oddzialik nawet elitarnych łowców.

- Może nie jesteś tego świadomy, ale do poruszania się po głębinach trzeba armii. Nie widzę jakbyś takową dysponował - skwitowała z kwaśną miną.

Czarnoksiężnik wyszczerzył się.

- Doprawdy, apetyt dodaje Księżniczce urody. Tak, jestem tego świadomy. To oznacza, że tylko armia mogłaby nas tam ścigać. Ale jeśli to uspokoi, Pierwsza Córko, byłem już w miejscu do którego się teraz udajemy. Chcesz wziąć, mnie za rękę?

- Jak czegoś niedługo nie upolujesz, to bez skrupułów wpier*olę co będzie najbliżej - burknęła przyglądając się mu . Wyciągnęła rękę i oparła się na jego szyi. - I jeszcze wrócę o własnych siłach...

Plugawiec nie próbował się przekomarzać, prowadził po prostu kambionkę przed siebie. Kątem oka, Aurora widziała kilka razy, jak mniejsze gryzonie dosłownie odbijają się od powietrza na dwa metry przed zbliżającą się parą, jak od szklanej ściany.

~ To nie zda się na wiele przy czymś naprawdę groźnym ~ powiedziały palce czarnoksiężnika. ~ Ale magia jest jak smród, ciągnie się za kimś, kto się w niej nurza. A my nie chcemy być zwęszeni.

Podróżowali naprawdę długo i kilka razy Aurora myślała że zaśnie na stojąco. Jednak za każdym razem, gdy to miało nastąpić, Duagloth podstawiał jej pod nos sole trzeźwiące.
W pewnym momencie, lepkość podłoża zaalarmowała zmysły łowczyni. Zbliżali się do leża pająka.

Naprawdę dużego, podobnego do tych, z jakimi Aurora walczyła w drodze do Uh Natha.

~ Jedzenie... Jakkolwiek tam nie podejdziesz to wyskoczy z drugiej strony ~ wymigała jedną ręką wymownie patrząc na maga. ~ Jestem głodna.

Jej palce nie zdążyły jeszcze zakończyć ostatniego słowa, gdy Aurora poczuła za plecami ruch powietrza. Duagloth szarpnął ją w bok, popychając na ścianę tunelu, chwilę później, w miejscu gdzie przed chwilą stała, klapnęły kły olbrzymiego pająka. Mag szeptał już zaklęcie, wyciągnął dłoń przed siebie, celując nią w potwora. Pająk syczał, kłapał szczęką ale nie podchodził bliżej.
Na razie. Pozbawiona podparcia łowczyni osunęła się na lepki grunt. W jej obecnym stanie to ona była kolacją czegokolwiek, co mogło sięgać jej ponad kolana. Głód sprawił, że patrzyła na żyjące stworzenie jak na uciekający stek. Gdyby nie był groźny, wbiłaby w niego zęby nie zwracając uwagi, że jeszcze nie został zabity.

- Odnóża, przyszpil je - syknęła cicho. - I potraktuj go ogniem

Czarownik nie marnował czasu, jego ramiona kreśliły w powietrzu wzory zaklęć. W powietrzu uniosła się dusząca woń octu, włosy na nogach pająka złuszczyły się z sykiem. Chwilę później same kończyny potwora zagruchtały i załamały się pod ciężarem odwłoku stworzenia. Pająk wił się brzuchem po podłodze jaskini wydając z siebie odgłosy bólu. Aurora nie mogła dłużej czekać. Stek przestał uciekać, a ona sama z głodu straciła rozum. Rzuciła się na niego z zębiskami i pazurami. Obchodziło ją tylko mięso.

Kambionka czuła za swoimi nagimi plecami obecność Duagltha, czarownik jednak nie robił nic, by jej przeszkodzić, pomóc, niczego też nie komentował. Może jedynie się jej przyglądał. Olbrzymi pająk na surowo może nie był najsmaczniejszą strawą, jednak skoro był wystarczająco sycący dla pajęczych dzieci, które zwykły pożerać matkę, był też dobry dla Aurory. Głód łowczyni malał z każdym kęsem. Siła zaś rosła.

Żarłoczność kambiotki była widoczna w każdym jej ruchu. Dzika bestia rwała pazurami lub samymi zębiskami nieporadną ofiarę, jednocześnie broniąc swoją zdobycz przed wszystkimi wokoło. Co chwilę groźnie zerkała w stronę maga, by aby temu nie przyszedł do głowy pomysł zabrania jej własności. Wpychała w siebie więcej niż była w stanie połykać. Trwało to trochę póki stopniowo zaczynała zwalniać. W końcu, gdy nie była w stanie robić tego dłużej, świadomość łagodnie odpłynęła. Była trochę pokryta łuskami, najedzona i mogła odpocząć. Brakowało jedynie gorąca ognia.

Najwyraźniej by zostać magiem, trzeba było być przynajmniej na tyle inteligentnym, by nie stawać między bestią a jej pokarmem. Duagloth znał swoje miejsce i trzymał się na dystans. Dopiero kiedy Aurora przestała przeżuwać zamigał do niej palcami.

~ Czy księżniczka jest gotowa do dalszej podróży?

Aurora milczała patrząc z opadniętymi powiekami w jego kierunku. Nie odpowiedziała jednak niczym. Najwidoczniej nie była jeszcze gotowa.
 
Proxy jest offline  
Stary 30-04-2017, 08:55   #5
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Czarownik znów w żaden sposób nie dał do poznania co o tym myśli, po prostu zaczął kreślić w powietrzu kolejne zaklęcie, chwilę później w ścianie jaskini pojawiły się drzwiczki, odpowiednie dla dla drowa, ale ktoś postury Aurory musiał się skulić by przez nie przejść.

~ Zapraszam Księżniczkę do sypialni ~ zamigał znikając za progiem.

Kambionka uniosła powoli zmęczone oczy. Długo przypatrywała się temu, co zmajstrował Duagloth. Wcale nie miała ochoty się ruszać, ani zbierać myśli o tym, czemu dopiero teraz mag wyskoczył z takim czarem. Wizja miękkiego łoża, które nie widziała od ośmiu lat... kusiła tak samo jak rzucenie się na pożarcie jeszcze żywej ofiary.

Naciągnęła ospałe mięśnie i ociężale powstała. Zabujało ją gdy wyprostowała sylwetkę. Była niesamowicie przejedzona, a pająk stygł zeżarty w połowie. W końcu zmusiła się by ruszyć ku drzwiom.

Pozawymiarowe wnętrze, jak można się było spodziewać, było całkiem wygodne. Był stolik, dwa łóżka, kanapa. Sam Duagloth usiadł na tej ostatniej i wyciągnął z połów płaszcza wolumin.

- Myślę, że możemy tu spędzić kilka godzin - wyjaśnił.

- Wciągnij truchło, bo zlezie się coś innego - wymamrotała podpierając się o ścianę.
Mężczyzna bez słowa powoli schował książke i ruszył by zrobić właśnie to. Był silny, choć żadko to pokazywał. Miał przecież jednak diabelską skórę i pewnie nie tylko. Bez większych problemów wtargał to co zostało z pajęczaka.

Wzrokiem posunęła w kierunku najbliższego łóżka, doczłapała się do niego chwiejnym krokiem i w końcu legła. Łuski, które wyrosły przy ostatniej kąpieli, zahaczały o delikatny materiał, ciągały go i nadszarpywały. Świadomość Aurory zniknęła jak kamień rzucony w studnię.

* * *

Kiedy się obudziła, czuła się znacznie lepiej. Nawet kilka nowych łusek zdążyło jej wyrosnąć tu i uwdzie. Aurora wciąż nie pogardziłaby jedzeniem, jednak nie bardziej niż w czasie jakiejkolwiek wyczerpującej podróży. Obok niej leżał bukłak, wyglądało na to, że z wodą.
Czarnoksieżnik siedział tam gdzie od początku zamierzał, spoglądając na kambionkę sponad studiowanej właśnie księgi.

- Czar zakończy się za jakąś niecałą godzinę - uprzedził.

Aurora, teraz już nieco bardziej trzeźwa, zabrała się za bukłak i wlała w siebie jego całą zawartość ciągłymi sukcesywnymi chałstami. Następnie nadrobiła niedobór powietrza paroma głębszymi wdechami i przesunęła wzrokiem po okolicy. Jej drugi obiad został wciągnięty do środka, a na jego widok zaczęła Aurorze ciec ślina między zębiskami. Zeżarła jakiś czas temu połowę pająka lecz dalej jej apetyt nie był zaspokojony. Spojrzała neutralnie na maga.

- Jak długo byłam nieprzytomna? - odezwała się ochrypłym dwugłosem.

- Niecałe sześć godzin, Pierwsza córko - wyjaśnił

- Do kogo mnie prowadzisz?

Mag wyszczerzył kły.

- Niepodobnym, by samiec prowadził kobietę gdziekolwiek nieprawdaż? Przyjmijmy więc że was księżniczko porwałem. - skłonił głowę - Na prośbę “innej gałęzi” waszej rodziny.

- Raczyłbyś rozjaśnić więcej? Nie lubię niespodzianek - odpowiedziała nieco szorstko, po czym podniosła się z łóżka, i ciągnąc przez chwilę pościel zaczepioną o łuski, zabrała się za dokończenie konsumpcji pająka.

- Wasz ojciec spoczywa w głębinach, uwięziony mocą czaru, który sprawia… że tylko on sam, mógłby otworzyć wrota własnej celi. Albo może wystarczy ktoś z jego krwi? - uśmiechnął się.

Aurora zastygła z wzrokiem i uwagą wbitymi w maga. W głowie rozpoczęła się wielka burza myśli, przy której zabrakło mocy przerobowej, by zareagować inaczej. Dwa zdania było zdecydowanie za mało. Bardzo poważny wzrok wiszący na jego osobie niejawnie oczekiwał odpowiedzi na niezadane, choć oczywiste pytania.

Duagloth złożył dłonie w piramidkę.

- Porozumiałem się z waszym ojcem za pośrednictwem magii, za uwolnienie zapewni nam azyl w kraju, z którego pochodzi. Który, od włości Księcia Nieumarłych są dość daleko.

Aurora przeżuła pajęcze mięso jednokrotnie. Wciąż wnikliwie wpatrując się w maga przetarła nadgarstkiem usta, przy okazji połykając.

- Co dokładnie mu powiedziałeś? - odezwała się po chwili niskim tonem.

- Że to załatwię, ujmując to własnymi słowami oczywiście. Bies, to nie jest istota której się tak po prostu odmawia, Księżniczko.

Wypowiadane przez maga słowa musiały być bardzo mocno poddawane rozważaniu. Istota ta znacznie przewyższała kambionkę intelektem, a ta by nadążyć, musiała zainwestować wiele energii.

- Czegokolwiek nie zrobił, trafił do celi, z której kto inny bardzo mocno nie chciał, by z niej wyszedł. Wykorzystując do tego mnie... masz dwie pieczenie na jednym ogniu. Dla mojego ojca będziesz wybawcą, a on dla ciebie silnym sprzymierzeńcem. Potrzebujecie siebie nawzajem. Ja jestem do tego tylko kluczem... - zaznaczyła wnikliwie przyglądając się Duaglothowi. - Matka postawiła cię pod ścianą, to wyszedłeś z inicjatywą do ojca... Nie było tu żadnego odmawianie mu czegokolwiek... Chyba, że żądacie od siebie czegoś więcej... - wypowiedziała jednocześnie ujawniając na twarzy swoje wątpliwości. Wspomnienie o braku odmawiania zostało odebrane prawie jak z pozbyciem się problemu trzeciej osoby w tym układzie od razu po jej właściwym wykorzystaniu. - Nie mówisz mi wszystkiego.

Mag westchnął.

- Cóż, ktoś również bardzo mocno chciał, byś ty księżniczko z celi swej nie wychodziła, czyż nie? I gdzież bym śmiał cię wykorzystywać, takie złożenie słów wręcz nie uchodzi...

- Odpuść sobie takie gadanie - przerwała mu Aurora wcinając się w pół zdania. - Każdy dobrze wie na czym stoi i jak wygląda sytuacja. Nie jestem moją matką, która chce wysłuchiwać takiego płaszczenia się - rzuciła nieco szorstko. - Nigdy za sobą nie przepadaliśmy a gra pozorów mnie nie interesuje a wręcz irytuje. Teraz jedno drugiego potrzebuje a opowiadanie, jakież jest to dotychczasowe gesty były ważne, nie ma znaczenia przy tym, co będzie ważyć się za niedługo. Sam nie nie masz w interesie przedstawić skali. Ja nie mam w interesie brnąć ślepo w twój poukładany plan. Zagryź zęby i odpuść sobie takie podejście. Konkrety.

Duagloth uniósł dłonie do góry w geście który mógł oznaczać poddanie się, chęć uspokojenia sytuacji, może nawet rzucał jakiś czar.

- Oczywiście. Bies raczej nie przepada za mną, za drowami też nie. Ale dzięki tobie Księżniczko, to się może zmienić na moją korzyść. A zależy mi na tym i tobie powinno też, gdyż o ile twoja matka mogłaby odpuścić tobie, to nie może odpuścić mi, toteż z jednej strony jestem bardziej ścigany przez opiekunkę niź ty, z drugiej, pozostając ze mną, masz najlepszą szansę kiedykolwiek odzyskać swoje dziedzictwo.

Słowa pokrywały się z odczuciami kobiety, co mogło oznaczać prawdę, lub doskonałe podanie na tacy tego, co chciała usłyszeć. Z Duaglothem nigdy nie można było mieć pewności.

- I szansę przypadkowego napotkania wielkiej odsieczy, która na ciebie poluje... - skomentowała opuszczając nieco wnikliwość w swojej postawie. - Czemu ojciec za tobą nie przepada? Ty wtrąciłeś go do tej celi? Na polecenie matki? - wyciągała z niego informacje wracając przy okazji do konsumpcji.

Czarownik przyłożył szponiastą dłoń do ust.

- Ojej… No to Księżniczka już wie - wyszczerzył się paskudnie przez co Aurora zrugała go surowym wzrokiem odpuszczając sobie komentarz głupkowatego zachowania. Wróciła do konsumpcji i spojrzała na kawałek pająka wgryzając się w niego. Po chwili jednak zwątpiła, uniosła zaskoczona wzrok i przełknęła ciężko niepogryziony kawałek.

- Je*ańcu, przygotowałeś się na to jeszcze zanim się urodziłam...?!

Czarownik uniósł brew ale też skłonił głowę.

- Dziękuję, szlachetna kobieto. Kiedy jest się mną, jest się przygotowanym, jeśli chce się być żywym. A ja chcę. Jak pająk? Grzech nie spytać.

Aurora ponownie zastygła potrzebując dłuższej chwili, by poukładać w głowie odkryte informacje. Nie wiedziała o magu właściwie nic poza tym, że jego moc była przez nią nie do obalenia a inteligencja nie do prześcignięcia.

- Taki, jaki może być surowy i wystygnięty pająk żywiący się całe życie w mroku słabszymi osobnikami innych gatunków - odpowiedziała bez zaangażowania, gdyż jej myśli analizowały coś innego. - Jest mój. Jak jesteś głodny to znajdź sobie swojego.

Posiłku pozostała już tylko czwarta część. Odrywając palcami kawałki mięsa spod chitynowego pancerza ponownie przypatrywała się magowi, choć z innych charakterem. Dywagowała nad jego osobą aż w końcu odezwała się.

- Kim jest dla ciebie Orkus? Rodziną? Wspólnikiem? Czy ofiarą oszustwa? Co mu zrobiłeś? Zaje*ałeś mu to ciało i moc? Cokolwiek zrobiłeś to musiało być dawno i w nieoczekiwanym zwrocie akcji. Nie spieprzał byś przed nim jak kanałowy szczur, jak robisz to teraz... Ale z drugiej strony, nauczony zapobiegawczości, musiałeś kręcić na boku coś wystarczająco wielkiego, by móc stawić mu czo... Dlatego tak często cię nie było w domu? Musiałeś matce sprzedawać niesamowite bajeczki, by się nie zorientowała... Chciałeś, by Olathkyuvr z nim walczył? Od zawsze grałeś na dwa fronty... Przy Orcusie, przy matce, przy ojcu jak i teraz przy mnie... Wiedziałeś, że ojciec się do czegoś tobie przyda, ale nie przewidziałeś decyzji matki, której odbiło i ciebie nie słuchała. Musiałeś się ratować na gwałt i teraz jesteś takim samym gołodupcem jak ja...

- Orkus jest Księciem demonów, z naszego punktu widzenia, bardziej bóstwem niż kimkolwiek innym. Z kolei duża część mnie… jest diabłem, nie jakimś nadzwyczajnym, przynajmniej w zestawieniu z rzeczonym Księciem, jednak wciąż diabłem. Biesy i Demony mają dość skomplikowane relacje. Na tyle skomplikowane, by twoja matka nie zawahała się oddać mnie na pożarcie. I kiedy mówię pożarcie… - wskazał palcem na kawałek pająka jaki Aurora wciąż trzymała w dłoni - mam na myśli pożarcie. - Duagloth poklepał się po kolanach. - Cóż mogę jeszcze rzec, trzeba grać takimi kartami jakie się ma i kiedy się je ma, a nie zastanawiać się co by było, gdyby miało się inne w innym czasie.

- Ani nie potwierdziłeś, ani nie zaprzeczyłeś. Byłeś dla mnie neutralny, dopóki nie nadużyłeś mojego zaufania. A nie pamiętam, by ktoś je u mnie odzyskał. Twoja skrytość niczemu dobremu przy mnie się nie przysłuży - oznajmiła po czym odrywając kawałek skwitowała - Osobno dwie karty nie mają żadnej wartości.

- I jest ich o połowę mniej - zauważył czarownik podnosząc się z kanapy. - Czy jest Księżniczka gotowa?

- Daj mi dokończyć.
Duagloth zamilkł, jakby pytania nigdy nie było.
Kiedy para opuściła magiczne schronienie, świat tysiąca niebezpieczeństw przywitał ich zwyczajową ciszą.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 30-04-2017 o 08:58.
Amon jest offline  
Stary 02-09-2017, 12:40   #6
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Para uciekinierów schodziła coraz głębiej, co jakiś czas zatykające się uszy przypominały o zwiększającym się ciśnieniu. Przemierzali krainę ciszy, gdzie wolne kapanie wody zdawało się hałaśliwe niczym wodospad. Jedynie raptowne, skrytobójcze ataki jednych drapieżników na inne (tu każdy nim był) przerywały ten niepokojący spokój w ciemnościach.

Zmysły drowów były czułe. Zmysły tych z krwią czartów nawet bardziej. Po jakiś dwóch cyklach, refleks Aurory, pozwalał jej zwinnie łapać duże owady, drobne jaszczurki czy szczury, nawet na nie nie patrząc a jedynie bazując na dźwiękach jakie z siebie wydają. Przeżuwając je, kambionka zatykała usta, by nie zwrócić czyjejś uwagi swoim mlaskaniem. Tu, we wnętrzu ziemi, mogło być nic i mogło być wszystko. Duagloth czynił podobnie, choć jadł dość niewiele, zazwyczaj zlizywał jedynie wodę ze ścian.

Skradali się po kilkanaście godzin, choć ich tempo było bardzo powolne. Każdy odpoczynek spędzali w magicznym schronieniu. Jeśli przyjąć, że odpoczynki wyznaczały koniec cyklu i początek nowego, cykli minęło piętnaście, nim Aurorze i jej “porywaczowi” przyszło stanąć przed poważniejszym wyzwaniem: Wąskie, ciasne tunele, którymi nieraz kambionka musiała się dosłownie przeciskać, otwierały się na sporą jaskinię, która mogłaby zapewne pomieścić salę tronową szlacheckiego domu. Łowczyni i czarownik stali po pas w ciepłej, niemal gorącej wodzie. Aurora poczuła jak między jej nogami coś… przepływa. Przekazała sygnał magowi, a nie będąc pewna rozmiarów "tego czegoś", nakazała mu rzucić czar oddychania pod wodą. Rozmiary paskuctwa nie były znane a doświadczenie w polowaniu wskazywało na użycie wody jako pomoc w odebraniu życia ofierze.

Zaklęcie zadziałało w samą porę, gdy macki grubości drowiego uda zacisnęły się wokół nóg Aurory pociągając ją ku tafli. Łowczyni będąc pod powierzchnią wody straciła z wzroku Duaglotha, jeszcze dwie inne macki okręcily się na jej ciele i uparcie ciągnęły w kierunku, gdzie jak przypuszczała kambionka, musiała znajdować się jakaś olbrzymia paszcza. Z tak masywnymi mięśniami ciężko było konkurować bez dodatkowego osprzętowania, czy możliwości zaczepienia się o skały. Mokre dłonie, obojętnie jak duże i tak ześlizgnęłyby się. Sama próba odnalezienia po omacku odpowiednio ukształtowanego występu zajęłaby czas. Aurora była zmuszona polegać na pomocy maga, gdyż monstrum musiało być wystarczająco dobrze wyspecjalizowanie w pożeraniu osamotnionych ofiar. W końcu wszystkie szarpały się chcąc za wszelką cenę uciec. Łowczyni nie stawiała oporu. W zamian za to sama objęła jedną z macek, w miejscu gdzie ta zaczynała owijać jej ciało. Chwyt miał na celu, na przekór, mocno trzymać i wypuszczać. Wygięło głowę, by zębami odgryźć kawałek mięcha po wewnętrznej stronie macki.

Kambionkę wciągało w głąb tunelu, aż jej przystosowane do ciemności oczy, wypatrzyły w istocie olbrzymią paszczę o tysiącu zębów, łakomie kłapiącą kilkanaście metrów przed nią. Wtedy w nozdrza łowczyni wlał się palący zapach…

Nafty.

Oczy piekły Aurorę, upewniając ją, że ciecz w której się znajduje nie jest już wodą. Wgryzając się w ciało istoty, łowczyni zadawała jej sporo bólu, lecz kiedy odmieniona ciecz obmywała świeże rany, potwór zaczął zarzucać wściekle wężowatym ramieniem w które zaplątana była Aurora. Wyglądało na to, że plan zaczął w pewien sposób się sprawdzać. Choć pochodzenie nafty w tym miejscu nie było znane, jak i również możliwe zaangażowanie Paskudy, to póki nie sprawiała większy problemów, była przydatna. Łowczyni zacisnęła własne oczy, by jedynie widzieć zarys otaczającej jej sytuacji. Trzymała mackę i pazurami raniła kolejne, by ilość piekących ranek zmieniła zamiary potwora.

Plan Aurory mógł się powieść.

Niestety nigdy nie dane jej było sprawdzić. Przy wciąż zamkniętych oczach, kambionka poczuła jak całe jej ciało ogarnia kojące ciepło. W jedno uderzenie serca, wszystko wypełnił ogień. Aurora czuła jak trzymające ją ramie kurczy się od żaru. Olbrzymi huk dało się posłyszeć nawet poprzez zalane ogniem uszy. Aurora dosłownie znalazła się w epicentrum wybuchu. Uderzenie serca później było już po wszystkim, kambionka upadła na gorące kamienie, będące do niedawna dnem podziemnego potoku. W tunelu nie było początkowo żadnej wody i Aurora dostrzegła nadpalone ciało, prawdopodobnie Duaglotha, leżące jakieś dwadzieścia metrów za nią. Z tamtego też kierunku słychać było szum zbliżającej się wody.

Pisk w uszach ciągnął się przez cały czas. Trzeba było poświęcić chwilę, by otrząsnąć się z wybuchu, uderzenia, jak i zebrać myśli, co do nadciągającej wody i ciała. Je*aniec dużo zaryzykował. Cholernie musiało mu zależeć. Nawet na tyle, że stawiał swoją osobą niżej niż swoje potrzeby. Zapewne od wybuchu stracił przytomność, a w pośpiechu nie zadbał o to, by rzucić na siebie czar oddychania pod wodą, płynął na wdechu.

Aurora podniosła się na nogi i pognała w kierunku ciała na tyle, na ile pozwalało skaliste podłoże od wieków będące pod wodą. Nadciągająca ściana wody mogła narobić wiele problemów z wydostaniu się na powierzchnię...

Łowczyni dobiegła do czarnoksiężnika dokładnie w czas, gdyż ściana wody stała się już widoczna. Duagloth był nawet przytomny, ale strzępy ubrań wciąż dymiły a metalowe elementy były rozgrzane. Kiedy zetknęły się z wodą zasyczały cicho tracąc temperaturę. Impet wody nie był tak duży jak Aurora się spodziewała i para swobodnie dryfowła z nurtem. Wyglądało na to, że magia Plugawca zamieniła ciecz w naftę na pewnym odcinku i gdy ta spaliła się, woda z przodu zapełniała wyrwę z powrotem.

Kiedy głowy uciekinierów wynurzyły się kambionka usłyszała kaszel Duaglotha poprzerywany przekleństwami - to był chyba pierwszy raz w życiu, kiedy kobieta widziała czarnoksiężnika tak poirytowanego. Słowa cisnęły się jej na usta, lecz te nie były w stanie nic wyartykuować. Po przedostaniu się wraz z nurtem do tunelu, woda sięgała jej do brody. Zastanawiała się, czy aby czegoś nie powiedzieć, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Adrenalina opadła a zanurzenie w wodzie sprawiało, że ciężej jej się myślało. Priorytet wyjścia z wody, absolutnie gdziekolwiek, szybko wspiął się do góry. Niestety nie widać było żadnego “brzegu”, na który można byłoby wyjść. Szczęśliwie po kilkudziesięciu metrach poziom strumienia sięgał parze jedynie do pasa. Duagloth powłóczył nogami za Aurorą zataczając się z boku na bok.

Usilne zmagania się, w temacie wydostania się z lodowatej wody jaskiń, spotykały się z coraz to większym oporem. Niespokojne dreszcze przebiegały po ciele kambionki, która bardziej napierała na wodę. Korytarz wcale nie chciał się kończyć i dotarło do niej, że w ten sposób nie wygra z przeciwnym żywiołem. Przystanęła i poczuła dreszcze, które jej przyprawiła temperatura. Spojrzała w tył na powoli sunącego maga i nie mając innego wyboru zawróciła się do niego. Jej ręce spoczęły na jego barkach, choć szybko przesunęły się i objęły lekko jego szyję.

- Jes~t... za zi~ ~no dla ~mn~ ie... - wydukała z odrętwiałymi i trzęsącym się jak galareta ustami. Samej ciężko już jej było stabilnie oddychać. Zamarzała. Wtedy też uświadomiła sobie, że nadpalone ciało czarnoksiężnika było… ciepłe. To musiała być jakaś właściwość jego czarciej skóry na jaką wcześniej nie zwróciła uwagi. Duagloth zdobył się na krzywy uśmiech i zaprezentował swoje przykurczone od poparzeń palce.

- Przez kilkanaście godzin za dużo tym nie podziałam, jednak zawsze mogę cię objąć…

Dłonie nieco zacisnęły się na szyi maga. Aurora chciała wyrazić swoje niezadowolenie w dobitniejszy sposób, choć w swoim stanie już nie potrafiła. Na twarzy wymalował się grymas, który normalnie sprowadziłby samca do poziomu, do którego należał... Grymas ten jednak szybko zmieszał się z wątpliwością a koniec końców z brakiem wyboru. Jej wzrok uciekł na bok a ramiona objęły jedyne źródło ciepła w sposób skrajnie obdarty z uczuć. Czysty pragmatyzm stojący ponad zbliżenie ciał, którego przynajmniej jedna ze stron nie miała zamiaru uskuteczniać.

* * *

Po jakimś czasie, gdy łowczyni udało się już nieco ogrzać, można było kontynuować wędrówkę. Tunel zaczął się rozgałęziać i choć w niektórych odnogach trzeba się już było czołgać, to przynajmniej nie ciekło nimi tak dużo wody. Łowczyni zwęszyła, że z jednej z tych właśnie wąskich ścieżek, dolatuje cieplejsze powietrze, co mogło wskazywać na jakąś rozleglejszą jamę oraz… żyjące tam istoty. Ciepłota otoczenia ciągnęła bardziej niż ciepłota zwęglonego ciała Maga. Irytacja lodowatą wodą bardzo szybko dokonała wyboru.

Aurora z początku spojrzała na Duaglotha. Już chciała coś powiedzieć, lecz powstrzymała się przypatrując mu się srogo. Straciła zainteresowanie jego osobą i podążyła cieplejszym tunelem a myśli zajęły zajmować się podmrokiem po drugiej stronie.

Po kilkudziesięciu minutach, Aurora posłyszała z tunelu przed sobą dźwięki, które jej zdaniem mogły świadczyć o czyjejś tam obecności. To mogło być przemieszczanie się humanoidów czy nawet jakaś praca, na przykład budowa obozowiska. Nie wychwyciła jednak żadnych głosów. Przynajmniej narazie. Wystarczyło to, by odgrzebać z pamięci zakurzone wspomnienia tropienia i polowań. Patrząc się ślepo przed siebie stała dłuższy czas rehabilitując myśli. W końcu palce same powiodły do inkantacji czaru. Wpierw same symbole. Raz, drugi. Następnie zanucenie inkantacji w myślach, później pod nosem.

W końcu złożyło się to w całość i łowczyni wybudziła swój pierwszy czar od paru lat. Rzuciła tylko jedno powolne spojrzenie za siebie i oddała się zadaniu, w którym parę lat temu była najlepsza.
Mag kiwnął jej bez słowa i pozostał w tyle.

Aurora zbliżała się bezszelestnie do w stronę odgłosów aż była w stanie dostrzec ich źródło… a raczej źródła.


Bestie zdawały się jeszcze jej nie zauważać, a jeśli nawet korzystały z innych zmysłów, nie dawaly tego po sobie poznać.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 02-09-2017 o 17:44.
Proxy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172