|
Makhar zaśmiał się triumfalnie, widząc, że jego bóg mu dziś sprzyja i że jego atak zmusił wrogiego czarnoksiężnika do ucieczki. Gestami wskazał Theo i zbliżającemu się Berwynowi, by dobili małpoluda strzałami z łuków. Draugdin został z tyłu, czyżby padł pod naporem wroga? |
Dotarłszy pod klif akurat, gdy Makhar wysadził przywódcę małpoludów, Theo już myślał, że oto problem rozwiązał się sam. Niestety, rzeczywistość dokonała szybkiej poprawki i gdy chmura pyłu rozwiała się, dostrzegli małpiego prowodyra wspinającego się po skalnej ścianie. - Strzelaj! - Niby z czego? - odparł zdumiony Theo. I w sumie stałby tak, bezmyślnie wpatrując się w uciekającego humanoida, nie mając broni umożliwiającej mu atak z dystansu, gdy wtem wpadł mu do głowy pomysł o wątpliwej szansie powodzenia, ale przynajmniej będzie wyglądało na to, że podjął wysiłek. Szybko wyciągnął z juków linę i hak, przywiązał go do sznura, zakręcił i cisnął nim w człekokształtnego guślarza. |
Turańczycy nie atakowali, ani nie gonili małp. Nad wojskiem niósł się krzyk rozpaczy. Jako jeden z ostatnich poległ Mahath-Aga, Jastrząb z Aghapuru. Dwie potężne małpy ściągnęły go z konia i rozerwały na pół. Jeden z napastników, uciekając uniósł krwawiącą głowę generała jako trofeum. Pozbawieni dowództwa Turańczycy nie słuchali sprzecznych rozkazów tuzina oficerów, ale w popłochu wycofali się na pustynię, gdzie czarne chmury przyzwane przez małpiego czarownika już zdążyły zblednąć i rozwiać się na wietrze. Berwyn strzelił, mierząc w wspinającego się po skale małpoluda. Grot strzały błysnął w powietrzu i utkwił między kamieniami, zaledwie stopę od pleców czarownika. Po ruinach poniósł się szyderczy śmiech nadnaturalnej istoty, który jednak szybko przemienił się we wrzask przerażenia... To Theo cisnął w górę, wysoko ponad siebie linę z przywiązanym do niej hakiem. Kotwica odbiła się od skały, tuż ponad ramieniem małpoluda i rykoszetując zahaczyła o naprężone w wysiłku mięśnie. Aquilończyk pociągnął sznur, który wciąż trzymał w dłoniach. Hak wgryzł się głęboko w ciało i zaklinował o kość ramienia. Przez chwilę złodziej siłował się ze starajacym się wyrwać małpoludem, ale ten na skutek szoku i upływu krwi stracił wiele ze swej nadludzkiej siły. Oderwany od skały runął wrzeszcząc w dół. I po krótkim locie uderzył w ziemię, wzbijając obłok pyłu, zaledwie kilka kroków od Theo. - Odnajdźmy mojego brata - zaproponowała Nameela, gdy wszystko wokół już się uspokoiło. - Jako, że uratowaliście mnie i nie stanęliście przeciw Zuagirom w ostatniej bitwie, nie będzie Wam wrogiem. I jestem pewna, że będzie potrafił się odwdzięczyć - dodała, uśmiechając się zalotnie do Bossończyka, za plecami którego siedziała. |
Obiecanki-cacanki, pomyślał Berwyn, gdy Nameela powiedziała o przypuszczalnej nagrodzie. Jakieś to skarby mogli mieć Zuagirowie? A za uśmiechem dziewczyny zapewne nic się nie kryło... Z drugiej strony... Turańczycy zapewne nie daliby im żadnej nagrody. - Czarownik zginął, więc gdy tylko pochowany naszego przyjaciela, poszukamy twego brata - obiecał. Żal mu było kompana, ale cóż - taki los często spotykał tych, co w poszukiwaniu przygód i złota wędrowali po drogach i bezdrożach. Usypią mu zgrabny kurhanik, wspomną przy najbliższej okazji przy pełnym kielichu... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:23. |
|
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0