Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-01-2018, 20:19   #91
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Orszak zmierzający do Hutaatep
Klimat pustynny


Długi i mozolny orszak różnej masy ludzkiej od wielu tygodni wił się wśród półksiężyców barchanów, zmierzając w stronę Hutaatep. Setki rzemieślników, podległych im niewolników oraz niewolników Faraona Ramosa IV uparcie dążyło do osady, którą wspólnymi siłami miano odbudować, by stała się nowym schronieniem dla ich zmęczonych spiekotą ciał.

Salman Tamir tkwił na jednej z wygiętej wydm, niczym chorągiew zatknięta na zdobytej twierdzy. Jego długie, czarne włosy szarpał wiatr. Towarzyszył mu milczący czarownik z Hapty i owiniętej w czarny hidżab kobieta. Salman wpatrywał się w dal, pozwalając by kręta rzeka przyszłych osadników, minęła go w dole.

- Niedługo zobaczymy Hutaatep. Dalej teren staje się bardziej wzgórzysty. – rzekł zwiadowca

Kobieta w hidżabie powoli rozejrzała się wzdłuż grzbietów wydm, by na koniec powieść wzrokiem po orszaku.

- Każ twojemu oddziałowi przejść na tyły, co się zaś tyczy ciebie Daktyl, chcę być ruszył z Płomykiem przodem i zapowiedział nasze przybycie. Świszczący przejmie twoją piętnastkę. Będziemy wypatrywać twoich znaków askari. Cyriccus każ zwinąć głowę węża. Niech pierwsza i druga wysunie się do przodu. Rydwany na prawe skrzydło.

- Pani? Diggagga? – Daktyl przestał wpatrywać się w horyzont oczekując na zezwolenie by się oddalić.

- Możecie odejść, askari.

Kobieta i czarownik odczekali w milczeniu, aż zwiadowca zejdzie z nasypu. Kobieta skryła twarz przed zacinającym piaskiem, mężczyzna stał niewzruszony.

- To nieliczny oddział, jak na zadanie jakie nam wyznaczono Aiszo. – kobieta w odpowiedzi ostrożnie skinęła głową.

- Ci... przybysze, wiele słyszałam o ich zdolnościach, ale masz rację Cyriccusie, nawet jeśli opowieści nie są przesadzone. Niech Świszczący Grot, dziesiętnicy oraz Kiła i Rzeżączka stawią się w odpoczynek w moim namiocie.

- Pani? – czarownik skłonił lekko głowę, po czym wraz z Aiszą zszedł stokiem zawietrznym, gdzie na kapitan czekał jej wierzchowiec.


Powietrze w dzień, w którym dudnienie trąb wysuniętych z przodu zwiadowców zapowiedziały przybycie wsparcia dla Hutaatep było całkowicie nieruchome, czyniąc spiekotę szczególnie nieznośną.

Aisza wraz z towarzyszącym jej u boku mężczyzną stanęli pod bramą oczekując na osoby wyznaczone do powitania. Jej skromny oddział składający się z czterdziestu osób, w tym pięciu rydwanów nieruchomo oczekiwał za jej plecami.

Po chwili bramy otworzyły się wraz z towarzyszącym im odgłosem brzęczącego łańcucha. Naprzeciw nim wyszedł mąż w lśniącej zbroi, z oburęcznym mieczem na plecach, jakiego nikt w Nithii nie widział i długą, nadającą mu dzikiego wyglądu brodą.

- Witajcie w naszych skromnych progach - powiedział mężczyzna, kłaniając się nisko, trochę nazbyt ostentacyjnie. - Jam jest Kaedwynn Barbarzyńca, a wyście pewnie obiecani nam żołnierze - zwrócił się do Aiszy.

- Niosę pozdrowienia i poselstwo od faraona Ramosa IV, boga i króla, najwyższego kapłana Rathanosa i władcy Nithii - kobieta wyciągnęła przed siebie rękę, na znak który mężczyzna stojący obok niej wystąpił na przód z przesyłką od Faraona.

Kaedwynn odebrał list, ale tylko obdarzył przelotnym spojrzeniem zapieczętowaną wiadomość. Wojownik pokiwał głową w uznaniu, po czym rzekł:
- Chodźcie. Czas was przedstawić reszcie - po tych słowach odwrócił się i ruszył na dziedziniec, ruchem dłoni nakazując żołnierzom podążać jego śladem. Ci oczywiście zaczekali za rozkazem Aiszy, przed którą odpowiadali.

Kapitan Aisza ruszyła jako pierwsza, zrównując się z Kaedwynem Barbarzyńcą. Zaraz za nią ruszył jej zastępca Cyriccus Kasfar dając znać żołnierzom, by podążali zgodnie z tym co rozkazał mężczyzna w lśniącej zbroi.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 17-04-2018 o 18:16.
Rewik jest offline  
Stary 10-01-2018, 12:30   #92
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację

Kaedwynn żwawym krokiem wkroczył na dziedziniec i zbliżył się do zgromadzonych tam awanturników. Za jego plecami żołnierze faraona zaczęli formować reprezentacyjny szyk.
- Oto nasz obiecany oddział, a to jest… - Powiedział, spoglądając pytająco na stojącą u jego boku kobietę. - Kim ty właściwie jesteś? - Zwrócił się do niej z wrodzoną niedbałością o etykietę.
Aisza pokonując dystans spod murów Hutaatep do dziedzińców obejrzała masywną bramę, mury oraz z daleka sześć strażniczych wież, teraz zaś kiedy Kaedwyn przemówił przyglądała się badawczo osobom zebranym na placu, zwłaszcza Taledowi, który miał na sobie zbroję, jakiej nigdy wcześniej nie widziała.
- Jestem dowódcą tego oddziału, Aisza córka Muniry - kobieta wskazała swojego zastępcę - Cyriccus Kasfar, mój doradca, później przedstawię wam dziesiętników. - Aisza zdawała nie przejmować się brakiem odpowiednich manier u Kaedwyna.
- Laran - przedstawił się mag, lekko skinąwszy głową na powitanie. - Żołnierze mają słuchać ciebie, czy nas?
- Z listu wynika, że nas - odezwał się Kaedwynn, który stał obok Aiszy i nawet nie słuchał jej wystąpienia. Po tych słowach wręczył go Laranowi. - Masz, przeczytaj. Mają wysłać nam jakieś poselstwo z pałacu.
- Ja oraz moi ludzie to żołnierze Faraona, ja zaś jestem przedłużeniem jego woli. Wolą Faraona jest zapewnienie ochrony twierdzy oraz wspomożenie czekających na Was poza Hutaatep zadaniach. Takie otrzymałam rozkazy i będę je wykonywać. Jeśli w wiadomości od Faraona jest coś o przekazaniu dowódctwa w wasze ręce, uczynię to po jego przeczytaniu.- odpowiedziała Laranowi, ignorując wyjaśnienie Kaedwynna.
Khargar pojawił się wraz z innymi by powitać oczekiwane wsparcie. Towarzyszył mu jego niewielki oddział 15 ludzi, który zdążył zwerbować wśród chłopstwa i jako tako wyszkolić. W pełnej zbroi (ale bez hełmu, aby jego ponure, oszpecone bliznami oblicze było dobrze widoczne) i z olbrzymim toporem przewieszonym przez plecy prezentował się groźnie. Obrzucił Aiszę taksującym spojrzeniem, musiała być twardą sztuką, skoro była kobietą i dowodziła. Niepokoiło go, że oddział żołnierzy znajdował się pod jej dowództwem, czy będzie lojalny wobec nich? Dobrze, że zaczął już tworzyć oddział z zaufanych sobie ludzi..
- Witaj, jestem Khargar zwany Rozplataczem Czaszek. Wsparcie się nam przyda, te ziemie roją się od barbarzyńców, gobliniego pomiotu i podobnego plugastwa. To twoi zaufani ludzie, długo nimi dowodzisz? Byli już kiedyś w boju? Mamy tu już paru ludzi - wskazał na swój mały oddział - werbujemy wśród miejscowych.
- Byli, Khargarze zwanym Rozplataczem Czaszek - odparła krótko dowódczyni. - Proponuję byśmy przeszli do którejś z sal omówić bieżące sprawy.
Na placyk wyszła dziwna, czarna istota wraz z doradcą Oteshem oraz pewnym młodym chłopcem z wioski o ciemnej karnacji. Mocno o czymś dyskutowali. Bast rozluźniła się podczas ostatniego miesiąca i często pozwalała sobie na mało formalne odzienie. Dlatego też teraz zarzuciła na tors przepaskę aby ją związać w pasie.
- Najmocniej przepraszamy. Witamy w progach Huutatep. Zwą mnie Bast, to jest doradca Otesh - pokłoniła się przed nowo przybyłymi.
Bast, jak się przedstawiła istota, była bardzo smukła i wysoka. Zamiast twarzy miała pysk pantery, a jej ciało porastało czarne, lśniące futro. Jej nogi były tymi od pantery, choć nienaturalnie długimi, do tego spod białej spódnicy wystawał ogon. Od pewnego czasu mogły chodzić o niej plotki, jako, że rezydowała w pałacu faraona aż do czasu wysłania do Huutatep. Pomimo wyglądu, dało się zauważyć, że jest “tutejsza”.
Doradca Otesh ukłonił się nisko, ściągając nakrycie głowy.
- Dobrze widzieć, że plany faraona są realizowane tak śpiesznie - powiedział, rozglądając się po twierdzy i szykujących się do pracy niewolnikach.
- Mamy jednak dla was złe wieści - kontynuował, spoglądając już na awanturników. - Farif, ten młody chłopiec - wskazał na stojącego obok na oko dwunastoletniego chłopca, który wyglądał na niedożywionego i całą twarz miał zabrudzoną. - Przyniósł wieści o ataku na karawanę, która zmierzała w stronę serca Nithii. Atak nadszedł ze wschodu, zaś rozbita karawana znajduje się o dzień drogi stąd. Chyba, że polecimy, to będzie znacznie szybciej. Nie wiadomo czy ktokolwiek przeżył, ale warto się przyjrzeć temu.
- Jako, że macie nam służyć nie tylko w obronie twierdzy - Laran podetknął Aiszy pismo pod nos - wyznacz pięciu łuczników, którzy polecą z nami. Od razu się przekonamy, ile są warci. A ty w tym czasie zajmij w twierdzy kwatery. Doradca Otesh wskaże wam odpowiednie pomieszczenia.
Khargar zmarszczył groźnie brwi słysząc niepokojące wieści. - A czy wiemy, ilu zbrojnych miała karawana? Zgadzam się z Laranem, aby czasu nie tracić.
- Farif przekazał jedynie, że myśliwy z wioski widział jak karawana została napadnięta w oddali. Na ten widok czym prędzej uciekł, samemu nie chcąc dołączyć do zmarłych, ani tym bardziej doprowadzić najeźdźców do wioski - odparł doradca Otesh, po czym wyciągnął złotą monetę i wręczył ją chłopcu, odsyłając go do domu.
- Nie wiemy kim oni są - dodał po chwili, spodziewając się tego pytania.
- Nie szukali wody, tylko zależało im na karawanie i dobrach? - zapytał druid, zbliżając się do grupy.
Otesh wzruszył ramionami.
- Wiem tylko, że posłano chłopca najszybciej jak to było możliwe. Farif biegnąc tu widział chmarę kruków unoszącą się ponad tym miejscem.
- Więc można się przelecieć. Ślady może jeszcze będą świeże, albo wypatrzy się ich z góry - warknął druid, zakładając dłonie na lasce.
Na całą rozmowę wszedł Rudi lekko zaszokowany widząc zbrojnych na dziedzińcu. - Zwą mnie Rudi - powiedział, kierując słowa do wojowniczki, która najpewniej przewodziła żołnierzom.
- Polecę z wami, przyda mi się rozejrzeć po okolicy, poza tym dawno już nie opuszczałem twierdzy - zaproponował gnom.
Aisza wysłuchawszy Otesha i z lekkim tylko zainteresowaniem odpowiadając na kolejne powitania, odwróciła się do swojego oddziału. Niedługo potem przed szereg wystąpiło pięciu mężczyzn z łukami w dłoniach, przy czym trzech zeszło z rydwanów. Żołnierz imieniem Marut przedstawił Laranowi pozostałych - “Świszczący Grot”, “Diabeł”, “Basam” i “Sito”. Aisza zaś poprawiając ułożenie płaszcza podeszła do Otesha, prosząc na stronę.
Laran miał nadzieję, że wybrani wojacy strzelają co najmniej tak samo dobrze, jak on.
- Na wszelki wypadek weźcie prowiant na dwa dni - zadysponował. - I poczekajcie przy stajniach pterozaurów. - Skinieniem głowy wskazał kierunek, po czym ruszył do wnętrza twierdzy po swój ekwipunek.
- Przygotuje to… to diabelskie ustrojstwo i siebie i możemy wyruszyć - Bast nie lubiła tej platformy. Generalnie nie lubiła podróżować na czymś, czy to leci czy człapie po ziemi lub płynie. Zawsze wolała mieć swoje łapy na ziemi.
Pantera pospiesznie ruszyła po swój oręż powracając niedługo potem.
W ten sposób gotowi do podróży awanturnicy dosiedli pteranodonów, gryfów i machin parowych, aby ruszyć w stronę zaatakowanej karawany. Chwilę później opuścili Hutaatep i podążyli w wyznaczonym przez doradcę Otesha kierunku.
 

Ostatnio edytowane przez Feniu : 10-01-2018 o 12:49.
Feniu jest offline  
Stary 11-01-2018, 07:28   #93
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tropem Najeźdźcy


Wiele godzin upłynęło od chwili opuszczenia Hutaatep, kiedy oczom awanturników ukazała się chmara ptactwa unosząca się ponad polem bitwy, która została stoczona na wydmach bezkresnej pustyni. Rozbita karawana była olbrzymia, mogąca liczyć ponad setkę ludzi i zwierząt, wśród których były kolosalnych rozmiarów zauropody, wykorzystywane przez tragarzy do przenoszenia większych towarów. Niestety, wszystko wskazywało na to, że nikt nie przeżył, zaś śladów stoczonej walki (poza samymi ranami i wszechobecną śmiercią) było zaskakująco niewiele, albowiem najeźdźca dołożył starań, aby posprzątać po sobie. Co więcej, wydawał się nie być zainteresowany transportowanymi dobrami, albowiem nie zadał sobie trudu, aby skraść cenne towary, do których zaliczano jedwabne tkaniny, egzotyczne przyprawy, czy nawet biżuterię. Karawana była wyjątkowo dobrze chroniona i choć trudno było określić stopień wyszkolenia gwardzistów, to mieli oni najwyższej klasy sprzęt bojowy dostępny w krainach. Mimo to polegli, jakby w walce z niewidzialnym wrogiem, albowiem po jego obecności nie zostało wiele śladów.

Rudi widząc pobojowisko zeskoczył z wielkiego automatycznego pająka i zaczął przyglądać się ofiarom mordu.
- Nie znam się na prowadzeniu wojen, ale oddział z którym walczyli musiał być duży - skwitował gnom w poszukiwaniu ciała które mogło okazać się dowódcą ochroniarzy karawany.
Taled zeskoczywszy z gryfa teraz przechodził po pobojowisku z wolna rozglądając się wokół. Szukał tropów na piasku. Może komuś udało się ujść z pogromu i była szansa go wyśledzić. Po krótkiej chwili znalazł ślady, które nie pasowały do tych zastawionych przez członków karawany. Z całą pewnością walczyli z humanoidami ludzkiej postury, albowiem zostawili po sobie ślady butów. Wszystko jednak wskazywało na to, że rozpłynęli się na wietrze, albowiem żaden ze śladów nie prowadził w stronę wydm.
- Czy domyślasz się kto mógł to zrobić? - Rudi zapytał Bast, która przybyła tu razem z nimi.
Zwiadowca, który podróż spędził wraz z Rudim na mechanicznym pająku, zszedł śladem gnoma i nim ludzie zaczęli rozdeptywać własne ścieżki odezwał się, lekko świszczącym głosem.
- Nie rozchodźcie się za daleko i pamiętajcie by nie roztrącić czegokolwiek co może naprowadzić nas na… - mężczyzna w dość zaawansowanym jak na żołnierza wieku nie dokończył swojej myśli. Spoglądał na olbrzymie zauropody. Martwe. Podszedł nieco bliżej, chcąc ocenić jak zginęły. Po głębszych oględzinach, stwierdził, że otrzymały niezwykle precyzyjne rany kłute w okolicach szyi. Najwyraźniej były to ślady po strzałach, jednakże te zgrabnie sprzątnięto z miejsca zbrodni. Nieliczne zauropody musiały być potraktowane ogniem lub magią, albowiem ich skóra była spopielona.
Laran poczekał, aż siedzący za jego plecami łucznik zsiądzie, po czym ponownie poderwał pterusia do lotu. Chciał zatoczyć większe koło i sprawdzić, czy w pewnej odległości od pobojowiska znajdzie jakieś ślady.
Łucznikiem owym był człowiek, który polecił mówić na siebie “Diabeł” idąc śladem Świszczącego Grota dołączył doń, by wymienić ze sobą kilka słów. Również z pozostałych Pteranodonów zsiedli żołnierze Aiszy z wyjątkiem Sito, który pozostał w powietrzu.
Podczas gdy Rudi rozglądał się po pobojowisku w poszukiwaniu ciała dowódcy ochroniarzy karawany, Laran krążył wysoko ponad polem bitwy. Wtedy właśnie spostrzegł czarny słup dymu na południowy-wschód od ich pozycji. Po wylądowaniu i przekazaniu nowych informacji reszcie, doradca Otesh, którego Kaedwynn odprawił z resztą awanturników, stwierdził:
- To musi być wioska Farifa, tego chłopca, który przybył do nas z ponurymi wieściami - powiedział gniewnie. - Ktoś tu sobie z nami pogrywa!
Wędrujący Taled wrócił gdy Laran wylądował i usłyszał nowiny. Na słowa Otesha rycerz spojrzał we wskazanym kierunku.
- Chyba nie ma na co czekać? - przemówił milczący od dłuższego czasu Gryf. Ostatnio jakoś małomówny teraz wietrząc walkę widać ponownie się ożywił.
- Lećmy sprawdzić bo i tam znikną jak dżin w kamforze - dodał i ruszył ku czekającemu gryfowi.
Postawny mężczyzna o Heptańskich rysach twarzy i ubiorze wyróżniającym się od reszty owiódł pole bitwy szerokim ramieniem.
- Blisko setka ludzi, a może i więcej. Uzbrojeni, nawet jeśli nie wyszkoleni, to wciąż setka ludzi. Nas jest dziesięciu? Jedenastu? Pochwalam taką odwagę, ale radzę ostrożność. Co zamierzasz? - Heptańczyk zwrócił się do Taleda, jednocześnie szykując się do powrotu na grzbiet latającego gada. Zauważywszy jednak, że Świszczący Grot chce coś powiedział skinął nań.
- Idą na zachód. Co znajduje się w tamtych stronach? - zapytał zwiadowca, ostatnie pytanie kierując głównie do Otesha.
- Hutaatep i reszta królestwa - odparł wyraźnie zatroskany doradca. - Pewnie karawana chciała się u nas zatrzymać, uzupełnić zapasy i coś sprzedać przed dalszą podróżą. Teraz to my częściowo odpowiadamy za ich niebyt, ale myślę, że faraon zrozumie naszą aktualną niemożność chronienia tak wielkiego obszaru.
- Powinniśmy zostać uprzedzeni o tym, że ta karawana nadciąga - stwierdził Laran. - Ale skoro ruszyli na zachód, to trochę dziwne, żeśmy ich nie widzieli po drodze.
Khargar rozglądał się dookoła z grzbietu ogromnego, mechanicznego pająka. Podobał mu się taki budzący respekt wierzchowiec.
Z fascynacją wpatrywał się w trupy monstrualnych zauropodów, które widział pierwszy raz. Jednak nie były to chyba bojowe stworzenia skoro tak łatwo dały się zabić. Niepokoiło to, że napastnicy tak łatwo rozbili potężną karawanę:
- Może to ci nomadzi? Za bardzo się tu skurwiele panoszą... - zaklął wyjątkowo paskudnie kiedy zobaczył dym z okolic wioski.
- Trzeba ruszać zanim nam naszych poddanych wymordują, z powietrza możemy ich zaskoczyć! Zobaczymy, na co stać chłopaków Aiszy! - Zaśmiał się wyzywająco.
Świszczący Grot podzielił się jeszcze jedną uwagą. Z ułożenia ciał można było przypuszczać, że część osób próbowała uciec, a więc komuś mogło się to udać.
W czasie gdy zwiadowca szukał śladów w zwykły sposób, druid oglądał rany trupów i zdał się na swój nos, by znaleźć jakiś inny zapach.
Rudi podszedł do oglądającego trupy druida.
- Wyczuwasz coś? - zapytał trochę w obawie o odpowiedź. Jak dotąd Rudi nie miał za dużo styczności z Wilkiem. - Może to były szare elfy, z którymi mieliśmy już przyjemność walczyć? - zastanawiał się na głos.
Bast w milczeniu patrzyła na pobojowisko. Sprowadzało ono nieprzyjemnie wspomnienia. Jako istota mimo wszystko wywodząca się od zwierzęcia nie rozumiała i nie lubiła masowego mordu. To było nienaturalnie i niepotrzebne. Jak atakował ktoś - należało się bronić. Jak było się głodnym - należało upolować. Będąc w pałacu faraona nauczyła się akceptować zadawanie śmierci tym, którzy zawinili, podnieśli rękę na faraona. Trochę jak ustalanie hierarchii pomiędzy samcami - tylko, że tam mogło skończyć się okaleczeniem, ale śmierć… wskazywała, że osobnik był i tak za słaby aby przeżyć. Tutaj zaś…
Awanturnicy zrobili już co mogli, teraz trzeba było zająć się kolejnym polem bitwy - takim, na którym walka wciąż trwała.
- Nie musimy ich pokonać, musimy uratować ludzi, albo chociaż dowiedzieć się jaka jest przyczyna tych ataków. Taledzie, pozwól mi lecieć ze sobą.
Rycerz przystanął przy majestatycznym wierzchowcu i odwrócił się do Bast.
- Oczywiście. Zapraszam - powiedział i stanął by pomóc wsiąść kobiecie na gryfa.
- Musimy sprawdzić, co z wioską, a potem jak najszybciej wrócić do twierdzy - powiedział Laran, gestem przynaglając Diabła do zajęcia miejsca na grzbiecie pterusia. - Jeśli ci, co napadli na karawanę, zaatakują Hutaatep, to mogą być kłopoty. A napad na wioskę to zapewne inna grupa, lub zwykli bandyci.
- Jak wzbijemy się w przestworza może zobaczymy jakiś ruch i zdecydujemy
- dodał Gryf czekając na Bast.
- To zróbcie szybki zwiad powietrzny, a ja podążę za wami na moim Pająku z pozostałymi - zgodził się Khargar. Po tych słowach awanturnicy ruszyli w stronę wznoszącego się w oddali smoliście czarnego słupa dymu.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-01-2018, 17:39   #94
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

R E T R O S P E K C J A
Przebudzenie

Kaedwynn & Auriel

Auriel próbowała znaleźć wyjście ze snu, tuż po tym jak zniknął Malthael. Archanioł Śmierci zabierając ze sobą kamień, pozbawił swą żonę wizji snu, pozostawiając ją samą sobie w pustce czarnej przestrzeni, gdzie nawet jej głos nie rozchodził się z pogłosem. Jasnowłosa kobieta podeszła do swojego ciała, które różniło się wyglądem od aktualnej postaci. Teraz Auriel była otoczona blaskiem i światłością, nie pozwalającą by lepkie, chaotyczne kształty mroku dosięgły anielicy swoimi czarnymi i opływowymi jak smoła mackami.

Kaedwynn niemalże wbiegł z nieprzytomną Auriel do komnaty sypialnej, w której przebudził się po raz pierwszy w koszmarze, jaki powstał na wskutek rzuconego przez widmo uroku. Jej delikatne ciało bezwładnie zwisało mu z ramion, kiedy kopniakiem otworzył drzwi i bokiem wkroczył do tonącego w blasku czerwonego słońca pomieszczenia. Było tam podwójne łóżko, które widział w swojej wypaczonej wizji, lecz tym razem zdawało się być o wiele bardziej przytulne. Pościel była ściągnięta, jakby ktoś w pośpiechu zepchnął ją na bok, aby czym prędzej wstać. Kaedwynn domyślił się, że niegdyś władca Hutaatep obudził się w tej twierdzy, mając wroga u bram, czy nawet wdzierającego się do zamku i były to jego ostatnie chwile. Wojownik bez większego namysłu ułożył ją wygodnie na łóżku i przykrył kocem.

- Auriel - spróbował raz jeszcze do niej przemówić i szturchnął ją łagodnie za ramię. - Zbudź się, proszę.

W tym samym czasie szamanka próbowała położyć się i zjednać formę ciała z duszą, aby móc na nowo się obudzić. Otwierała i zamykała oczy raz po raz, jednak wciąż tkwiła w czarnej pustce. Czuła każdy dotyk na formie cielesnej jako chłodne muśnięcie, zupełnie jakby dotykał jej ktoś spoza świata. Nie wiedziała co się dzieje, nie miała już gdzie odejść. Wszelkie próby przebudzenia się na nowo nie przynosiły sukcesu, a żadna magiczna moc tutaj nie działała. Auriel zostawiona sama sobie miała ochotę się rozpłakać. Słabnąca nadzieja zaczynała przyćmiewać boską światłość, którą kobieta promieniała. Próby uderzenia splecionymi w pięści ze sobą dłońmi spełzły na niczym, kiedy te przeszły przez ciało jak niematerialne. Anielica położyła się i zaczęła płakać. Rozchodzące się wokół zimno było coraz bardziej przenikliwe. Szamanka skupiła się i zadrżała. Cieniste, lepkie macki niemal dotykały już jej pleców.

Kaedwynn wyglądał na coraz bardziej zrozpaczonego. Chwycił dłonie przepięknej kobiety, a te były lodowato zimne, mimo że chwilę wcześniej wydawały się być ciepłe w dotyku. Życie uchodziło z Auriel i wojownik chciał już pobiec po medyka, jednakże coś go wciąż powstrzymywało. Do głowy przyszedł mu jeszcze jeden pomysł, choć z początku chciał go odrzucić, dostrzegając jego absurdalność. Z drugiej strony nie miał też nic do stracenia, a w snutych opowieściach zawsze ten motyw działał.
Kaedwynn objął więc kobietę na wysokości klatki piersiowej i uniósł jej górną połowę ciała bliżej siebie. Oparł policzek o jej coraz to chłodniejszą głowę, po czym uczuciowo pocałował ją w czoło. Na nic się to nie zdało, ale mimo to nie poprzestał na tym.
- Auriel… Ja… - Zaczął urywanym głosem, niepewny czy go słyszy, ale mimo to kontynuował. - Ja… Ja Ciebie koch-am. Ja naprawdę… - Pocałował ją namiętnie w usta i jeszcze mocniej objął. Pozostawali tak w uścisku przez długi czas, a po jego twarzy zaczęły płynąć prawdziwe, męskie łzy.
- Żałuję, że nie mogłem Ci pomóc. Naprawdę, niczego więcej nie pragnąłem… Obiecałem Ci walkę do ostatniej kropli krwi u twego boku, jednakże przegrałem ją, nieustraszony Kaedwynn Barbarzyńca. Powinienem był przewidzieć sztuczkę Malthaela… Tyle bym mógł zmienić! Pokonać zło, które zrodziło się w sercu Twego małżonka - mówił z wielką wiarą we własne słowa.

Jego słowa nie docierały do zamkniętego w nicości umysłu, gdzie pozostawił ją Malthael, zupełnie nie przejmując się tym, czy kobieta się zbudzi. Czuła obejmujący ją chłód oraz wilgoć na policzku, która zniknęła równie szybko jak się tam pojawiła. Z początku pomyślała, że to jej własne łzy, te jednak były jedynie wynikiem rozpaczy duszy, a nie ciała. Auriel zrozumiała szybko, że musiały więc należeć do kogoś innego, a zimno jakie czuła, również nie pochodziło od niej. Iskra nadziei zapłonęła błyskawicznie jaskrawym światłem, odganiając od formy ciała i duszy wszelaki mrok, jaki zaczął ją pochłaniać. Choć wciąż była skulona i z łzami w oczach patrzyła na swoje nieprzytomne ciało, to otaczający ją blask niebios pozwolił zaznać spokoju. Auriel w jednej chwili poczuła się bezpieczna i jednocześnie senna. Nie zdała sobie nawet sprawy, kiedy straciła kontakt z otaczającym ją nierealnym światem. Jej serce zamarło na kilkanaście sekund.

Brodaty wojownik nie wiedział już co więcej uczynić. Baśnie kłamały, miłość nie zwyciężała wszystkie przeciwności losu. Nie mając już nadziei, położył się obok niej, obejmując ją i czuwając w ciszy.

- Żegnaj, Auriel - powiedział na koniec i zamknął oczy, pogrążając się w zamyśleniu.

Kaedwynn nie mógł wiedzieć, co tak naprawdę się dzieje z kobietą. Jej bezwładne ciało nie reagowało na żaden dotyk ani słowa, w dodatku bił z niego niewyobrażalny chłód. Szczupłe ciało porcelanowej anielicy zdawało się kruszyć. Ledwo wyczuwalne tętno dobrze zamaskowało chwilę, w której serce przestało wybijać żywe rytmy. Ostatnie tchnie opuściło blade, zwilżone pocałunkiem usta, by te dosłownie po paru chwilach rozwarły się szeroko i z głośnym rzężeniem nabrały w płuca nowej, świeżej dawki powietrza. Ciężkie do tej pory powieki odkryły czarne tęczówki, pozwalając Auriel na spojrzenie w rzeczywisty świat. Wszystko wokół istniało, miało barwy i kształty. Usta kobiety uśmiechnęły się szczerą radością, kiedy w półsiadzie patrzyła na przedmioty, czuła pod sobą miękki materac i gładką pościel, czuła życie, a przede wszystkim - czuła cokolwiek.

- Żyję… - szepnęła do siebie, dotykając opuszkami palców policzka i przesuwając dłoń przez żuchwę i szyję, zatrzymując uścisk na amulecie, który nie jaśniał już blaskiem. To utwierdziło ją przynajmniej w tym, że już nie śni. W tym prawdziwym świecie marzenia się nie spełniały.

Dopiero po chwili kątem oka dostrzegła leżącego obok wojownika, który wyraźnie jej się przyglądał. Zaskoczona nie potrafiła wydobyć z gardła słów, rozwierając usta w niemych słowach, które nie powstały.

- Żyjesz… - Kaedwynn uśmiechnął się do niej ciepło, kładąc swój palec na jej ustach, dając jej w ten sposób znać, że słowa są tu zbędne i nie musi się wysilić w szukaniu odpowiednich. Chciał zasypać nawałnicą pytań, o tym jak przebiegło jej spotkanie z Malthaelem, jak jej się udało wybudzić z tego koszmaru i co tak naprawdę się stało, że przebudziły się w niej jej anielskie moce. Zamiast tego leżał obok z pełnym ciepła i współczucia uśmiechem na twarzy, radując się tą chwilą. W swoich myślach zdążył ją już pożegnać, przekonany o jej niechybnym końcu.
Może jednak w baśniowych opowieściach jest choć ziarno prawdy, przeszło mu przez głowę, kiedy położył swoją mocarną dłoń na jej delikatnym ramieniu.
- Cieszę się, że jesteś wśród nas, Auriel - powiedział w końcu, a jego wyraz twarzy przybrał nieco bardziej surowe oblicze. - Malthael wygrał. Zdobył kamień, który był jednym z wielu i na pewno na tym jednym nie poprzestanie. Rudi mówił, że zdobycie wszystkich da mu władzę jaką niegdyś sprawowali tytani przed strąceniem do Tartaru. Aż strach pomyśleć co zrobi z taką mocą…

- Zgładzi bogów i źródło wszelkiego grzechu - ludzi
- odpowiedziała mu z pełnym przekonaniem, siadając na łóżku bardziej prosto. Nie odważyła się wstawać, bo poczuła że lekko wiruje jej w głowie. Siadła więc ze skrzyżowanymi nogami przyglądając się Kaedwynnowi. Nie wyglądał na zmartwionego tym, że pozostała w krainie snów troszkę dłużej, więc chyba po prostu czekał aż się obudzi by nie była sama. Zapewne inni byli czymś zajęci.
- Malthael myśli, że Thantos to jego pionek. Thantos pewnie myśli tak samo o nim. Nim się obudziłam, rozmawialiśmy, na pewno będzie chciał zdobyć wszystkie kamienie - Auriel zakasłała dwa razy i odchrząknęła. Z trudem przełknęła ślinę, ale kontynuowała - Jeszcze trzy kamienie, a pożegnamy się ze światami. Jeśli nie Malthael, to Thantos na pewno dokończy dzieła - spauzowała na chwilę rozglądając się po pokoju - A gdzie inni? Czemu tylko ty tu jesteś?

Na to pytanie Kaedwynn poczuł się niezręcznie. Chciał powiedzieć, że został tu ponieważ bardzo mu na niej zależało, ale łatwiej takie rzeczy mówiło się nieprzytomnej kobiecie niż żywej i w pełni świadomej istocie, która z uwagą słuchała każdego jego słowa. Potężny wojownik poczuł, że robi się czerwony na twarzy i nie mógł nic na to poradzić. Przez głowę w jednej chwili przeszło mu tysiące możliwych tłumaczeń, ale ostatecznie pozostał przy jednym:
- Pozostali rozbiegli się po twierdzy w poszukiwaniu lekarstwa lub sposobu, który uwolni ciebie z koszmaru. Ja postanowiłem poczekać u twego boku i spróbować własnoręcznie wybudzić ciebie, ale wszelkie próby spełzły na niczym. Cieszę się, że jesteś… - uśmiechnął się delikatnie, ale w jego oczach krył się cień smutku, spowodowany jego wewnętrznymi rozterkami odnośnie tego, co naprawdę do niej czuł. Obawiał się uzewnętrzniania, czuł, że tylko wygłupi się jeśli to zrobi, dlatego mimo, że przez chwilę miał podobny wyraz twarzy, co Auriel, kiedy się przebudziła - jakby chciał coś powiedzieć, to ostatecznie jednak zamknął usta i uśmiechnął się do niej po raz kolejny. Kobieta odwzajemniła uśmiech, nie zdając sobie z niczego sprawy ani nawet się nie domyślając.

- Czyli w ostateczności to ty mi pomogłeś. - skomentowała przechylając głowę lekko w bok - Ciężko wyjaśnić sposób, ale ważne że zadziałało. Są pewne bodźce, które pozwalają wyłonić pewną siłę i moc. Dziękuję - Auriel zamknęła na chwilę oczy i odetchnęła głęboko.
- Nigdy nie myślałam, że moim największym przeciwnikiem okaże się mój mąż. Nasze spojrzenia na światy choć podobnymi kończą się wnioskami, to fakt, co z tym zrobimy by to naprawić, diametralnie się od siebie różni. Niby mamy wszyscy tutaj swoje drugie życie, własne ziemie, twierdze i ludność, wszystko wydaje się przyziemne i trywialne, a w mojej głowie przewija się obraz wielkiej wojny i zagłady, do której to wszystko dąży. Źle się stało, że kamień snów trafił w jego ręce, oddzielanie form ducha od ciała to bardzo wiele…

Słowa Auriel wywołały na twarzy Kaedwynna jeszcze szerszy uśmiech, którego nie potrafił ukryć pomimo starań. Sam fakt, że pomógł jej wydostać się z koszmaru i kobieta to zauważyła, bardzo pokrzepił go na duchu. Nie mógł jednak dłużej myśleć nad swoim bohaterstwie, albowiem szamanka szybko zmieniła temat i znowu wspomniała o swoim mężu, na którego dźwięk imienia Kaedwynn musiał się powstrzymać przed zgrzytaniem zębami.
- Owszem - odezwał się w końcu. - Mamy swoje ziemie, twierdzę, ludność, teraz też zdyscyplinowane wojsko, a to już są siły, z którymi każdy musi się liczyć. Nawet Malthael… Myślę, że największym dla niego zagrożeniem jest fakt, że wiemy o nim; wiemy o tym czego pożąda i co zamierza z tym zrobić. Za naszymi plecami stoi władca najpotężniejszego królestwa, który również coraz mniej myśli o życiu doczesnym, a o tym co go czeka w zaświatach. Malthael chcąc obalić bogów pokrzyżuje też jego plany, więc siłą rzeczy Ramos powinien stać po naszej stronie. Trzeba tylko go przekonać do naszej prawdomówności, dać jakiś dowód tych wszystkich wydarzeń, których byliśmy świadkiem - powiedział wojownik po głębszym przemyśleniu słów Auriel. Kobieta spuściła głowę w dół patrząc przez jakiś czas ślepo w jeden punkt.

- Nie umiem nic udowadniać, przecież ja nie kłamię… - posmutniała ściągając brwi, a kąciki jej ust osunęły się w dół.
- Ja o tym wiem, ale faraon może tego nie wiedzieć, albo przynajmniej nie traktować naszych obaw poważnie - odparł Kaedwynn, po czym zmienił temat:
- Jak się czujesz? Możesz wstać o własnych siłach? Wypadałoby resztę poinformować o twoim powrocie do… zmysłów - powiedział bez większego zastanowienia nad właściwym doborem słów. Auriel słysząc to zmarszczyła czoło i podniosła na niego wzrok.

- Nie oszalałam przecież - oburzyła się naburmuszając usta jak chomik, który wypchał policzki toną jedzenia. Popatrzyła na niego wzrokiem jakby chciała go skarcić za taką sugestię. Może gdyby nie wyglądała jak krucha i delikatna lalka, to wzbudziłaby w Kaedwynnie poczucie niepokoju, a tak to przypominała jedynie słodkie dziecko, które co najwyżej może rzucić w dal poduszką. Widać było, że chce odpowiedzieć na jego pytanie, ale zamiast tego po prostu fuknęła pod nosem i westchnęła ciężko.

- Prze-przepraszam - zająknął się wojownik, rugając się w myślach za niewłaściwy dobór słów. - Nie to miałem na myśli. Nie uważam byś oszalała… Chciałem powiedzieć, że wypadałoby poinformować pozostałych o wybudzeniu ciebie. Ech… Wybacz, słaby zawsze ze mnie był dyplomata. W gruncie rzeczy jestem dość prostym człowiekiem, dla którego liczą się czyny, a nie słowa, dlatego właśnie nie przykładam im tyle uwagi, a chyba powinienem. Nie moim zamiarem było urażenie ciebie, Auriel... - Kaedwynn wyciągnął rękę, aby złapać ją za jej drobną dłoń, która była prawie dwukrotnie mniejsza od jego. Kobieta nie oponowała, patrząc z uwagą na jego gesty i poczynania. Ciężko jej było nauczyć się mowy niewerbalnej, gdyż wielu ludzi miało swoją własną, całkiem indywidualną. Jak widać, nie mogła też polegać tylko na słowach, co czyniła i często źle je odbierała. Zastanawiając się nad ludzkimi zachowaniami milczała na tyle długo, że Kaedwynn miał czas by mówić dalej.
- Ale to może trochę poczekać; w sensie pozostali mogą jeszcze trochę poczekać. Może jesteś głodna? Długo spałaś, walecznie się o nas biłaś, więc może wypadałoby wrzucić coś na ząb, aby zregenerować siły? Spakowałem w podróż strusie jajo, które kupiłem na targu w Tarthis. Jedno takie starczy na jajecznicę dla wszystkich awanturników, ale na swoją porcję mogą jeszcze trochę poczekać - wyszczerzył do niej białe zęby w szerokim uśmiechu. Auriel odwzajemniła uśmiech, jednak jej był znacznie mniejszy i skromniejszy. Kobieta pokiwała przecząco głową.

- Nie chcę jeść - oznajmiła krótko - Właściwie, to nie wiem co chcę. Może… Może trochę pić mi się chce - odwróciła głowę w bok patrząc na okno komnaty i malującą się za nim przestrzeń. Chwilę tkwiła w zastanowieniu, a jej mina przybrała poważny wyraz. Kciukiem pogładziła wierzch szorstkiej dłoni wojownika - Po prostu nie wiem, co mam teraz zrobić… - wyznała bezsilnie, nie powracając spojrzeniem do mężczyzny.

- Myślę, że przyda Ci się mały odpoczynek - odparł spokojnie Kaedwynn, po czym wyciągnął rękę, aby objąć ją delikatnie. Auriel drgnęła zaskoczona, momentalnie odwracając ku niemu głowę - Jeśli zaś chodzi o Malthaela, to dołożymy starań, aby uniemożliwić mu ich zdobycie. Jeśli są w tym świecie, a wszystko na to wskazuje, to mamy tę przewagę, że jesteśmy bliżej od niego. Mamy od tego odpowiednich fachowców; Laran, Rudi i ta dziwaczna Bast... Z całą pewnością nam pomogą na miarę swoich sił.

Anielica początkowo miała odruch obronny, kiedy wojownik wykonał ku niej gest zbliżenia. Zapanowała jednak nad impulsem i zastanowiła się chwilę. Kaedwynn ją lubił i zawsze stawał po jej stronie, ludzie raczej reagują takim półobjęciem gdy chcą kogoś pocieszyć lub wesprzeć. Właściwie, to chyba tak powinna to odebrać, dalsze słowa mężczyzny jakby potwierdziły teorię.
- No tak - kiwnęła twierdząco głową i uśmiechnęła się subtelnie - Mam nadzieję, że będą chcieli, że to dla nich będzie tak samo ważne, jak dla mnie. Przykro mi tylko, że znienawidzicie Malthaela, to naprawdę wspaniały Archanioł, inteligentny, troskliwy, ma ogromną wiedzę, której można mu pozazdrościć. Zawsze go podziwiałam, wiedział wszystko… - Auriel westchnęła smutno i spuściła głowę. Chwilę trawiła w sobie żal i przygnębienie, jakie opanowało jej duszę. Wciąż jednak miała nadzieję na to, że uda jej się odratować Malthaela.

- Może chodźmy się przejść?! - zmieniła nagle temat oraz emocje, stając się podekscytowaną dziewczynką. Podskoczyła na łóżku wyrywając się tym samym z lekkich objęć Kaedwynna. Chwyciła miękką poduszkę i ścisnęła ją przytulając do brzucha. Jej czarne oczy spoczęły na mężczyźnie, iskrząc się blaskiem słabego błękitu. - Zwiedzałeś już?

Wojownik ciepło uśmiechnął się do niej, przez chwilę nic nie mówiąc, tak bardzo zaskoczony był jej nagłą zmianą tematu. Przez chwilę wyglądał jakby wahał się nad słowami, ale prawda była taka, że propozycja Auriel bardzo mu się spodobała i znał już swoją odpowiedź.
- Tylko w koszmarze, a z tego co sam zauważyłem, to twierdza wygląda o niebo lepiej, kiedy nie wyskakują zewsząd maszkary - zaśmiał się pod nosem. - Okolica też wygląda bardzo atrakcyjnie, ale wszelkie wypadek weźmy ze sobą broń. Mały spacerek na pewno dobrze nam zrobi.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 17-04-2018, 18:25   #95
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Twierdza Hutaatep, Wschodnie rubieża Nithii
Pierwszy dzień pobytu Aiszy w Hutaatep


Jeszcze będąc na dziedzińcu, kiedy pozostali szykowali się do wylotu, Kaedwynn zaczepił Auriel, prosząc ją o zamienienie paru słów.
- Nie odzywałaś się podczas prezentacji naszych nowych wojsk, a twoje zdanie liczy się dla mnie najbardziej - powiedział wojownik, na moment kładąc dłoń na jej odsłoniętych plecach, by chwilę później ją zabrać nim cokolwiek zaprotestuje. Kobieta lekko zadrżała, ale nic nie powiedziała. Na jego twarzy malował się łobuzerski uśmiech, który odejmował mu wieku, a w oczach dało się dostrzec iskry młodości.
- Co sądzisz o naszej nowej towarzyszce? Pani Kapitan Aiszy - wyszczerzył zęby w krzywym uśmiechu, by podkreślić swój ambiwalentny stosunek do niej.
- Jeśli mnie o to spytasz, to wygląda mi na wyniosłą damulkę, która jest obrażona perspektywą służenia nam - dodał po chwili, nieco ciszej, aby nikt inny nie usłyszał.

- Moje zdanie? - zdziwiła się anielica, cofając nieznacznie głowę, a po chwili przechylając ją na bok, sprawiając wrażenie szczenięcia, które nie rozumie dochodzących do jego uszu odgłosów. - Nie rozumiem czemu miałoby być ważne - zamrugała szybko oczami i mruknęła wyraźnie w zastanowieniu.

- Zdanie każdego z nas jest ważne, tak ja uważam - wtrącił się Kaedwynn. - Twoje zaś cenię sobie najbardziej, ponieważ jesteś najstarszą i najmądrzejszą spośród nas… No i też kwestia osobistych sympatii, ale na to można przymknąć oko - dodał z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Anielica zarumieniła się lekko przechodząc do konkretów.

- Aisza to chyba dumny wojownik. Sądzę, że spotkało ją w życiu coś złego, dlatego wystawia kolce i otacza się twardą skorupą - Auriel zaczesała niesforne, czarne kosmyki włosów za ucho - Ale ja się nie znam na ludziach - sprostowała uśmiechając się niewinnie i słodko, jak krucha laleczka, która pojawiła się wśród innych dla towarzystwa i umilania czasu swoim wyglądem, a nie siłą i inteligencją. Spojrzała przy tym na mężczyznę ciepło, swoimi dogłębnie czarnymi oczami.

- Może i dumna wojowniczka, ale jeśli ma nam służyć, to musi być nam lojalna. Jej oddział jest liczebny i silny, więc równie dobrze mogłaby nas zdradzić i Hutaatep przejąć na własną rękę… Chociaż z drugiej strony nie sądzę, by ktokolwiek chciałby się narażać faraonowi dla jakiś ruin - odparł Kaedwynn.

- Masz do tego złe podejście, dlatego tak to widzisz - wtrąciła Auriel - Ona ma nam pomagać, a nie służyć. Nie traktuj jej jak służbę, a inteligentnego człowieka, wtedy zmienisz zdanie.

Kaedwynn rzucił okiem na samotnie stojącą przed awanturnikami i wyglądającą na dość osaczoną Aiszę.
- Chodź, pokażemy jej kwatery i może chwilę pogadamy - po tych słowach Kaedwynn podszedł do Aiszy i stanął przed nią, w oczekiwaniu aż ta obdarzy go spojrzeniem. Kiedy tak się stało, powiedział:
- Doradca Otesh niech leci z resztą. My wam pokażemy wasze kwatery - wskazał siebie i stojącą kilka kroków dalej Auriel.

Aisza spojrzała w dal szukając powodu dla którego Kaedwynn powiedział “my”, gdy wreszcie skupiła wzrok na Auriel, wróciła myślami do stojącego obok mężczyzny.
- Prosiłabym, by najpierw zapewnić kwatery dla moich żołnierzy. Skoro… - Aisza wypowiedział to imię powoli, jakby się go ucząc - ...Otesh wyjeżdża, chciałabym byś to ty opowiedział mi o tym miejscu.

Prośba kobiety wywołała na twarzy wojownika delikatny uśmiech rozbawienia.
- Co tu dużo mówić… Kupa gruzu, ale przynajmniej dach nad głową jest. Z czasem na pewno będzie to lepiej wyglądało, kiedy wreszcie niewolnicy wezmą się do roboty. Mieliśmy małe problemy z pozostałościami po poprzednim właścicielu twierdzy, ale długo by opowiadać. Ważne, że nad wszystkim mamy już kontrolę - odparł Kaedwynn.

- Twoim ludziom wyznaczymy miejsce do spania w podziemiach twierdzy. Na razie słabo stoimy ze stosownym umeblowaniem, więc mam nadzieję, że macie własne śpiwory. Postaramy się wam zapewnić odpowiednie warunki do spania w jak najszybszym czasie, ale jako, że żyjemy na odludziu, to na wszystko trzeba czekać odpowiednio długo.
Po tych słowach Kaedwynn zwrócił się do Auriel:
- Może ty powiesz jej coś więcej? Dla mnie to wciąż kupa gruzu, szczególnie, że mam w pamięci swoje włości w Smoczych Wzgórzach. No, ale do wszystkiego trzeba dojść ciężką pracą - uśmiechnął się lekko na wspomnienie dawnego życia.

Widać było, że Aisza chce coś powiedzieć, lecz cierpliwie czekała, aż wypowie się dziewczyna do której podeszli.

Wywołana do odpowiedzi anielica zdębiała na moment i wyraźnie zesztywniała. Stała wyprostowana, w zwiewnej, białej szacie, która mimo swojej długości była na tyle lekka, że widać było spod niej szczupłe nogi od połowy ud aż po stopy. Długie, czarne włosy otaczały jasną, porcelanową i uroczą buzię, przepełnioną dziewiczą niewinnością.
- Nie jest to plemienny obóz z ogniskiem i szałasami, mimo wszystko - zaczęła niezgrabnie, jakby oddanie jej głosu przez Kaedwynna było dla niej zaskoczeniem. Gdy jeszcze za dawnych czasów chadzała u boku Malthaela, to ten, jako mądrość, przemawiał częściej. Ona jedynie miała nieść nadzieję.
- Jest tutaj biblioteka, długie i kręte korytarze, kilka całkiem przytulnych pokoi, a i widok z wież niezgorszy. Aktualnie jest tutaj bezpiecznie, a to chyba najważniejsze - zakończyła rozluźniając się lekko i wypuszczając niespiesznie powietrze przez pełne i delikatne, bladoróżowe usta.

- Kupa gruzu. Da się ją zjeść, wypływa z niej źródło? - Aisza mówiąc pierwsze słowa wpatrywała się w Auriel, kiedy ślad lekkiego uśmiechu zagościł na jej policzkach w połowie skrytych za tkaniną, przeniosła wzrok na Kaedwyna. - Werbujecie ludzi z okolicznych osad, a czy będziemy w stanie się wyżywić? Faraon zadbał o to, byśmy nie byli dla was ciężarem w pierwszy rok, ale wciąż musimy o tym pamiętać. Niegdyś te rejony były atakowane przez zielonoskórych, po tym co słyszałam na dziedzińcu widzę, że nadal nie jest tu spokojnie. Jennici na ogół nie sprawiają problemów, lecz na północny-wschód, na Równinach Tanagoro sprawy mogą mieć się inaczej.

Kiedy wkroczyli do jednego z otwartych korytarzy twierdzy Huutatep, Aisza odwinęła skrywające jej oblicze luźne okrycie. Twarz miała owalną z widocznie zarysowanymi kośćmi policzkowymi i niewielkimi dołeczkami w policzkach. Włosy czarne, spięte w kok, a oczy koloru bursztynu.
- Faraon nie przysłałby nas, gdyby faktycznie było tu bezpiecznie. - kontynuowała - Chcę wiedzieć jakie macie problemy i z jakimi zagrożeniami się zmagacie. Gdzie są najbliższe oazy i pod czyją są kontrolą. Przydadzą się mapy i spis ludności. Należy zadbać o dostawy i bezpieczeństwo karawan kupieckich, warto pomyśleć o strażnicach.

- Proszę nie mówić o niebezpieczeństwie - wtraciła Auriel stanowczym, acz przyjemnym dla ucha, melodyjnym tonem głosu - To co może dręczyć to miejsce to co najwyżej przeciwności losu bądź ukierunkowane zło. Póki co jednak nie wiemy o żadnych problemach - uśmiechnęła się subtelnie - Prawdziwe niebezpieczeństwo zagraża całemu światu, a nie jednemu miejscu. Jeśli Faraon przysłał cię by wyeliminować zagrożenie, to nie odniósł się do jednej lokacji, co najwyżej wskazał miejsce, które będzie centrum zarządzania. Co do dalszych pytań, jak już wspomniałam mamy pokaźną bibliotekę, a tam i mapy się znajdą. Jeśli jednak uznasz, że mogą być niedokładne, to osobiście rozejrzę się po okolicy i w ciągu godziny podam informacje na temat obszaru wokół nas w odległości około kilkudziesięciu kilometrów - Anielica mówiła niezwykle spokojnie i miło, zupełnie jakby opowiadała jakąś przyjemną, romantyczną legendę. Jej głos idealnie pasował do wyglądu słodkiego niewiniątka, aż ciężko było wierzyć, że Auriel ma jakiekolwiek zdolności.

Aisza przytaknęła anielicy, uśmiechając się przy tym trochę niepewnie.

- Są też bardziej przyziemne problemy - wtrącił się Kaedwynn, spoglądając z ukosa na Auriel. - Powszechny brak wody, jest chyba największym z nich, ale na szczęście dla nas spore zapasy znajdują się pod ziemią. Trza łapać za szpadel i kopać studnie, do czego może uda mi się namówić zarządcę niewolników - wojownik na chwilę zamilkł, przyglądając się w ciszy przechadzającym się po murach rzemieślnikom, którzy z planami twierdzy w ręku najwyraźniej spekulowali od czego zacząć.
- Mapy znajdziemy w bibliotece, Auriel ma rację, ale trzeba będzie nanieść na nie aktualne terytoria dzikich ludów oraz nithijskich wiosek pod naszym protektoratem. W tym mogłabyś się nam przydać, Auriel. Dzięki twoim zdolnościom, łatwiej będzie nam poznać pozycje potencjalnych nieprzyjaciół - po tych słowach zwrócił się do Aiszy:
- Oaz jest niezbyt wiele. Zwykle jedna na kilkaset mil. Mamy na głowie siedemdziesiąt rodzin, które na szczęście potrafią same o siebie zadbać. Plany budowy strażnic wydają się być zbyt dalekosiężne, albowiem aktualnie nie mamy wystarczającej liczby wojsk, aby obsadzić tyle stanowisk. Otesh mówił coś o odbudowie gościńca prowadzącego ze wschodu na zachód, aby ściągnąć tu karawany i drobnych handlarzy, ale to będzie tytaniczną i niezwykle kosztowną dla nas pracą, ponieważ najpierw musimy wyeliminować wszystkie znajdujące się w okolicy gościńca plemiona, które mogą stanowić zagrożenie dla podróżujących - Kaedwynn ciężko westchnął na samą myśl o czekającej ich pracy. Wysłano ich na pustynię, nadając im niezwykle rozległe, ale pozbawione wartości ziemie. Zbudowanie tutaj ośrodka cywilizacyjnego może potrwać dłużej niż im starczy lat.

Aisza uniósłszy prawą dłoń, rozmasowała kark, dając sobie chwile na zastanowienie.
- Liczny i podzielony wróg nie musi wcale nim być. Z pewnością są wśród nich skłócone plemiona, jedne silniejsze i bardziej cywilizowane. Kaedwynnie… czy dobrze zrozumiałam, że to Ty rządzisz w Huutatep?

Kaedwynn zaśmiał się głośno, słysząc słowa Aiszy.
- Jeszcze nie doszliśmy do tego kto tu rządzi, tak naprawdę. Chyba każdy po trochu - odparł z uśmiechem na twarzy. - Może dlatego to takie trudne przedsięwzięcie, ale o dziwo nikogo jeszcze nie naszła myśl o wepchnięciu sztyletu komuś w plecy. Na razie zbyt dużym wyzwaniem jest przekonanie kogokolwiek, a zwłaszcza Larana, o wydaniu większej sumy pieniędzy. Ten czarownik to prawdziwy dusigrosz i mam wrażenie, że trochę za bardzo wziął do siebie swoją nową rolę - zaśmiał się tym głośniej na wspomnienie dumnego maga.

- … a jednak to oni polecieli do karawany, podczas gdy Wy z Auriel… - Aisza wzruszyła ramionami - Czasem dobrze gdy kształtuje się to w naturalny sposób. Przydałoby się rozeznanie w owych plemionach. Co myślisz Auriel o zleceniu jednemu z silniejszych plemion ochrony karawan? W zamian za pewną opłatę oczywiście pobieraną od kupców, lub jako podatek Hutaatep. - Aisza zadając to pytanie zdawała się badać ostrożnie Auriel.

- Plemię w którym ja spędziłam większość ziemskiego życia, właściwie całe, nie było zainteresowane żadnymi kosztownościami. Liczyła się jedność formy ducha i ciała - kobieta niepewnie wzruszyła ramionami - Nie znam tutejszych plemion, ale jeśli mają takie samo podejście, to tylko możliwość zaznania spokoju mogłaby do nich przemówić. - odpowiedziała zgodnie ze swymi myślami, nie komentując wcześniejszej sugestii Aiszy, choć mimowolnie spojrzała na Kaedwynna z lekkim uśmiechem i nieśmiałością, na co i Aisza uśmiechnęła się skrycie.

- Kaedwynnie? - kapitan ponowiła swoje poprzednie pytanie, tym razem kierując je do mężczyzny.

- Myślę, że pytasz się o zdanie złej osoby - odparł wojownik, po czym podszedł do drzwi prowadzących do kasztelu i otworzył je, zapraszając obie kobiety do środka. Ruszyli długim korytarzem, mogąc podziwiać nagromadzone przed dawnych władców Hutaatep zabytkowe przedmioty, obrazy, czy inne kunsztownie wykonane elementy dekoracji. Po pewnym czasie dotarli do znajdującej się na tyłach kuchni. Było tam wielkie palenisko, na którym można było upiec dzika, a nawet i kilka, lecz Kaedwynn szedł dalej, ostatecznie podchodząc do kolejnych wąskich drzwi, które otworzył, odsłaniając przed nimi mały, zagracony schowek. Pochylił się nad jedną ze skrzyń, którą w następstwie otworzył i wyciągnął z niej kołdrę z powlekaną poduszką, którą nachalnie wcisnął w ramiona Aiszy.
- Ja preferuję dość siłowe rozwiązania, a metoda dziel i rządź, bardziej pasuje do mojego świętej pamięci skorumpowanego ojca-tyrana - odparł beztrosko, po czym dodał:
- Oto twoja pościel. Masz szczęście, bo będziesz spała na górze. Została tam jeszcze jedna wolna komnata, ponieważ z jakiegoś powodu doradca Otesh obawia się spania na poziomie wyższym niż parter. Twierdzi, że mu słońce przeszkadza, ale wszyscy wiedzą, że to wymówka i do tego słabo przekonywująca - powiedział z pozbawionym emocji wyrazem twarzy.
- Śniadanie o świcie. Jakieś pytania?

Aisza miała mnóstwo pytań.
- Nie. - odpowiedziała krótko.

- W takim razie szoruj na samą górę. Pierwsze drzwi na lewo, to od teraz twoja komnata - odparł beztrosko Kaedwynn. Auriel jedynie uśmiechnęła się przyjaźnie do kobiety, nic nie mówiąc.

Kapitan odczekała, aż ta dwójka znudzi się oczekiwaniem na kolejne słowa, by już samemu skierować się we wskazane miejsce. Z jakiegoś powodu rozmowa ta zaowocowała trudnym do wytłumaczenia, gorzkim rozczarowaniem. Czuła się lekceważona, uczucie z którym często musiała się borykać, jednak tutaj miała w dużej części związane ręce i przynajmniej na razie nie wiedziała co z tym począć. Miała pod sobą oddział oddanych żołnierzy, jednak rozkaz faraona narzucał na nią obowiązek służenia obcym z innego świata. W dodatku brak było tutaj jednego przywódcy. Żołnierze nie lubili niejasnych sytuacji, a Aisza również była żołnierzem. Z rozkazów nie wynikało bezpośrednio całkowite posłuszeństwo i w tym widziała swoją szansę. Pomóc w osiągnięciu celów, ale kształt owej pomocy zamierzała dyktować osobiście.

Komnata Aiszy była skromna, jak większość w tej nowo-zamieszkałej fortecy. Grube, kamienne mury wcale nie dawały w tym świecie przyjemnego uczucia chłodu, bijącego dzięki niższym temperaturom w nocy, bowiem w tym świecie słońce górowało nieustannie. W świecie Aiszy spiekota bijąca od ścian była czymś normalnym, a w bezwietrzne dni najwyższe pomieszczenia zawsze były tymi najcieplejszymi.

Kapitan złożyła koce, mające zwiększyć wygodę snu, jakiś czas, przemierzając powolnym krokiem pomieszczenie, obejrzała swoją nową komnatę. Biła się z myślami, lecz postanowiła wstrzymać się z osądem nad nowymi “władcami” Hutaatep do czasu poznania każdego z nich razem i osobna. Wpatrzona w surowy krajobraz za oknem, wreszcie postanowiła rozpocząć “rozpoznanie terenu”.

Zawijając się na nowo w chusty, poszła obejrzeć Huutatep od środka. Chciała zobaczyć jak aktualnie obsadzone są mury, gdzie trenują owi żołnierze Khargara, postarała się rozlokować żołnierzy i udała się na naradę z Cyriccusem, dziesiętnikami, którzy pozostali w mieście - “Daktylem”, “Uciętym Palcem” i “Poetą” oraz drużynowymi saperami - Kiłą i Rzeżączką.

Twierdza Hutaatep, Wschodnie rubieża Nithii
Sztab Aiszy

- Powiadają, że przybyli z innego świata... - kobieta, pełniąca funkcję kapitana wraz z Cyriccusem stała naprzeciw pięciu wybranych żołnierzy, z rękoma zaplecionymi z tyłu za pasem - … i takie też najwyraźniej mają zwyczaje.

- Ucięty i Poeta, rozpocznijcie rutynowe treningi razem z człowiekiem zwanym Rozplataczem Czaszek. Chcę by nasz oddział miał oparcie w nowych rekrutach, ale również chcę dowiedzieć się jak najwięcej o orężu Pozaświatowców, ich zbrojach oraz taktykach. Chcę byście nawiązali współpracę i wyciągnęli z niej jak najwięcej. Pragnę, byście wykrzesali krztynę sympatii do Khargara. Niech Ucięty Palec składa meldunki na koniec każdego dnia.

- Kiła i Rzeżączka, gdy tylko powróci udajcie się do Otesha, zaś w między czasie oceńcie stan murów i zaznaczcie najsłabsze miejsca. Spróbujcie odnaleźć stare mapy Hutaatep i zlokalizować miejsce, gdzie niegdyś była studnia. Przekażcie to mi oraz Oteshowi, a następnie doglądajcie prac budowniczych.

- Cyriccusie, niedawno rozmawiałam z kobietą imieniem Auriel. Ma zaktualizować dla nas mapy okolicy. Chciałabym byś ją w tym wspomógł, a jednocześnie na własne oczy zbadał teren. Dopilnuj, by mapy zawierały miejsca przebywania tutejszych plemion, ich przybliżoną liczebność i wewnętrzne napięcia. Być może będzie trzeba zasięgnąć języka, w takim przypadku zastanowimy się co dalej wspólnie... - Aisza spojrzała na Daktyla, dając tym samym do zrozumienia, że to ostatnie będzie prawdopodobnie także jego zadaniem.

Na reakcję Dziesiętnika łuczników nie trzeba było czekać.
- Pani… - Daktyl skłonił się lekko raz, potem drugi. - Digaagga… jeśli tylko będę w stanie pomóc...

- Możecie odejść askari. Daktyl pozostań jeszcze, rozmieścimy łuczników. - te słowa kapitan tylko w części były prawdą.

 
Rewik jest offline  
Stary 06-05-2018, 13:10   #96
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Downtime Auriel, Bast i Wilk

Bast robiła obchód, jak niemal codziennie, sprawdzając jak postępują naprawy. Dzieliłą swój czas tak, że miała go akurat na codzienne obowiązki. Ten dzień był inny. Ten dzień zaplanowała brak planu. Dlatego sprawdzenie robotników wynikało tylko dlatego, że akurat szła zewnętrznym korytarzem do pokoi gdzie sypiali jej towarzysze. Ciekawość drążyła ją każdego dnia, ale zwyczajnie zabrakło czasu i… odwagi porozmawiać z tym, który zwał się Wilkiem.

Pantera zatrzymała się przed drzwiami, za którymi była szansa odnaleźć druida, z zaskoczonym wyrazem pyska. Oto na przeciwko niej stała Auriel z ewidentnie podobnym zamiarem odnalezieniem mężczyzny. Wyrywając się z zaskoczenia, Bast zapukałą do drzwi mając nadzieję, że druid nie każe się szukać po całej twierdzy… albo poza nią.
- Wejść. - Warknął druid jak to miał we zwyczaju, odrywając się od układania wysuszonych roślin, jakie można było znaleźć w okolicy. W środku unosiła się dziwna mieszanka ziołowo zwierzęcych zapachów.

Bast fuknęła cicho czując nowe zapachy.
- Pozwolisz zająć sobie nieco czasu? - zapytała.
- Zależy czym, ale pozwolę - odparł zaciekawiony Wilk. W tym samym czasie Auriel zakradła się na paluszkach pod te same drzwi i nieśmiało wychyliła głowę zaglądając do środka. Spojrzała na Wilka, który jako patrzący w tym kierunku zauważył ją jako pierwszy.

Długie, czarne włosy anielicy spłynęły kaskadą na bok, kiedy ta przechylała głowę pod znaczącym kątem i wpatrywała się szeroko otwartymi oczami, o czarnych jak noc tęczówkach.
- Dzień dobry? - ni to spytała, ni powiedziała, nie pozwalając sobie początkowo na przekroczenie progu i zawisła na boku drzwi, wpatrując się w dwójkę obecnych.

- Wygląda na to, że wraz z Auriel mamy do ciebie sprawę - powiedziała pantera uśmiechając się. Gestem zachęciła anielice do wejścia. - Moja jest kwestią ciekawości.

- Hmm. - Zamyślił się chwilę Wilk. - Wejdźcie obie. Miejsca starczy. - Rzucił mężczyzna i nalał wody do trzech kubków. Następnie wskazał im miejsce na podłodze, która była usiana poduszkami. Wzrok zawieszonej na drzwiach Auriel spoczął na wskazanym miejscu, jednak kobieta początkowo nie odważyła się skorzystać z propozycji, zerkając to na Wilka, to na Bast.
“Nie taki straszny Wilk jakim go malują” pomyślała sobie pantera i usiadła na poduszkach zadowolona.

- Jako, że jestem ciekawska… Auriel zacznij - chytrze spojrzałą na anielice. Ta zamrugała szybko oczami wciąż milcząc i wychylając się zza drzwi, jakby ich drewniany, podłużny kształt miał być tarczą chroniącą ją przed istotami, których zachowania są jej totalnie obce. Nie uważała, by miała do powiedzenia cokolwiek interesującego, ale skoro lamparcica chciała, aby najpierw ta mówiła…

- Jesteś na mnie zły dalej? - spytała niewinnym głosem Szamanka, patrząc w skupieniu na kszątającego się po własnym pokoju Druida.
- Nie jestem na ciebie zły. Musisz pamiętać o tym, że niewiedza zabija. Gdy tu przybyliśmy prawie to się stało jak się zastanowisz. To kwestia zaufania. - Odparł druid i sam zajął miejsce na poduszkach.
- Polemizowałabym - odparła z chrząchnięciem i wyłoniła swoją smukłą sylwetkę zza drzwi, ukazując kruche i delikatne ciało, odziane w zwiewną, białą szatę. - Dwadzieścia dwa lata temu nie wiedziałam nic o miejscu, w którym się znalazłam, jednak ta niewiedza wcale mnie nie zabiła, a sprawiła, że stałam się silniejsza. No i przede wszystkim chciałam być, bo mam swój cel w życiu. Każdy z nas może, jeśli tylko znajdzie w sobie światło. - uśmiechnęła się subtelnie i przystąpiła trzy kroki w kierunku ułożonych na podłodze poduszek. Zatrzymała się patrząc na innych z pozycji stojącej.
- Polemizuj, wiedziałaś o tym miejscu od przynajmniej kilku dni. Wiedziałaś o krainie snów. Nie wiem o czym jeszcze. Nie jest to takie ważne. Zadaj sobie inne pytanie. Czemu powiedział że dzięki tobie odnalazł kryształ tak łatwo. Jednak czy o tym chciałyście rozmawiać? - Zapytał druid zwilżając gardło. - Nie jestem na ciebie zły.

- Powiedział to celowo. Tak sądzę. Wolałby abym była z nim, niż z wami - odparła niemal natychmiast, jakby poczuła się atakowana. Ściągnęła brwi i posmutniała mimo zapewnień Wilka. Po potoku słów ciężko było uwierzyć, że nie był zły. Być może po prostu się z nią drażnił, drwił z jej naiwności. Zacisnęła drobne dłonie w piąstki, jednak szybko schowała je za plecy. Zerknęła na Bast, która według niej była zaciekawiona tą wymianą zdań. Potem powróciła spojrzeniem do Druida.

- Nie wiedziałam o krainie snów, domyśliłam się. To nie wiedza, tylko inteligencja - sprostowała anielica. Szybko jednak westchnęła zdając sobie sprawę, że brzmi to jak przechwałka - Nie wiem o czym chciała rozmawiać Bast… Ja… Zastanawiam się po prostu czy obwiniasz mnie o wszystko, co się tutaj stało. Nie mogę odpowiadać za Malthaela, nie ściągnęłam go tutaj i nie wiem, co się z nim stało, a jednak czuję się winna. Nie wyglądasz, jakbyś nie był zły, wydaje mi się, że sam widzisz we mnie kogoś o ciemnej duszy. Kiedy przyjdzie pora, wolałabym abyś stanął przy mnie, a nie tylko patrzył jak mój czas dobiega końca - zakończyła Auriel wciąż nie mogąc zebrać się w sobie, aby usiąść obok zebranych.

Bast trzymała szklankę przy pysku z wyciągniętym jęzorem. Nie spodziewała się, że jest aż tak źle.
- Jeśli mogę… Czy dobrze rozumiem wiedziałaś o tym miejscu nim tu trafiliście? A wilk ma ci to za złe? - pantera próbowałą rozeznać się w sytuacji. Anielica jednak wzruszyła ramionami.

- Znam wiele światów, ale to sucha wiedza. Z góry więcej widać - odpowiedziała treściwie choć niezbyt konkretnie zaciekawionej panterze.
- A czy mogłaś wiedzieć, że traficie tutaj nie gdzieś indziej? Wybacz tyle pytań, ale poza tym, że jesteście z innego świata i tamtej jednej treściwej rozmowy wciąż mało o was wiem - Bast nie chciała dolać oliwy do ognia.
- Nie. To zaklęcie “życzenie”, raczej nikt się nie spodziewał, że wyląduje tutaj kiedykolwiek. Bogowie musieli tego chcieć. - Auriel przechyliła głowę w bok, zastanawiając się co tak naprawdę Bast wie, a ilu faktów nie jest nawet świadoma i że mimo tej niewiedzy, jest tutaj z nimi i obdarzyła ich zaufaniem. Niektórzy będąc dłużej nie potrafili tego uczynić.
- Nie mam wiedzy nieograniczonej, byłam Archaniołem, a nie Bogiem. Malthael też nim był, ale zdradził nas i wstąpił na ścieżkę zła. Ma swoją własną teorię, oszalał i zjednał się z Thantosem, by zniszczyć ten świat. To realne zagrożenie, któremu muszę stawić czoła, a skoro “życzenie” zadziałało tak, że trafiliśmy tutaj, to według mnie tak właśnie miało być. Ta dwójka nie jest łatwym przeciwnikiem, ale ułatwia nam to jedynie fakt, że obydwoje traktują siebie nawzajem jak własne pionki, można ich skłócić, dzięki czemu przestaną ze sobą współpracować. Chciałabym nie zostać sama w tej walce, ale jeśli będę musiała… - Auriel spauzowała na chwilę, zmieniając lekko kierunek tematu, ale nie zamykając się na niego - … Kaedwynn i Taled będą walczyć, tego jestem pewna. Chciałabyś jeszcze o coś zapytać? Mnie?

- Huatepp, chodziło mi o twierdzę. A co do Thanatosa to możesz na mnie liczyć. Jeśli zatrzymanie tej dwójki to twój cel. Tylko… nie zostańmy przy okazji tylko pionkami faraona. - Mruknął druid, wcinając się między dwie samice.

- Malthael chce zdobyć kryształy, by zniszczyć Bogów - dodała jeszcze anielica, jakby któregoś z rozmówców miało to interesować - Powinniśmy więc… Uczyć się od siebie, aby być lepszymi w walce - zaproponowała nieśmiało, co było widać po wypiekach na porcelanowych policzkach. W końcu usiadła na kolanach, opierając pośladki o pięty, a smukłe dłonie rozpostarła na gładkich, bladych nogach.

- Pytałam tylko, ale zrozumieć naturę waszego konfliktu… Czy Wilk powinien być zły, albo czy miał prawo. Oczekiwania to jedno, a rzeczywistość to drugie. Nie mniej dobrze wiedzieć. Jeśli Malthael chce zgładzić bogów, to jest to i dla mnie bardziej osobisty przeciwnik - przyznała się pantera - CHoć może to nie najlepszy moment, ale musze się w końcu zapytać. Wilku jak zdobyłeś moc przemiany w bestię?

- Czego chciałabyś się nauczyć Auriel? Umiem nieco walczyć wręcz i unikać ciosów, wiem sporo o naturze i leczeniu ran, ale to jest przydatne bardziej po walce. - odpowiedział anielicy.

- To i ja umiem… - mruknęła unosząc głowę i postukała się zadbanym paznokciem w brodę, zamyślając się na chwilę i słuchając późniejszej wymiany zdań.

Wilk kiwnął głową i zwrócił się do Bast. - Bestia to ja, taki się urodziłem, a ty? Nie zawsze byłaś taka jak jesteś? - zapytał.
Pantera na moment zdała się odpłynąć w swoje myśli.
- Nie, nie zawsze. Wy naprawdę mało ze sobą rozmawiacie. Nie mniej, skoro się taki narodziłeś to uważaj. Z tego co słyszałam moc przemiany posiadają wyznawcy demona o imieniu Set. Nie są oni mile widziani pośród ludzi.
- Nie ciągnie mnie zwykle do ludzi i ich siedlisk. Są dziwni - powiedział po chwili zastanowienia. - Opowiedz mi więcej o tych wyznawcach Seta i samym demonie.

- Nie wiem, za wiele prócz tego, że są. Nie szukałam z nimi kontaktu. Wystarczy mi w moim zyciu przemian… co w sumie sprowadza się do tego, że i wam wypada powiedzieć. Urodziłam się jako pantera. Słudzy mrocznych sił obrali mnie za swoją ofiarę aby stworzyć potwora, który miałby zagrozić faraonowi. Zostałam pokonana i odrodzona w takiej formie… - to była drastycznie skrócona wersja wydarzeń, ale wystarczająca.
- Przykro mi to słyszeć, jeśli tak traktują zwierzęta, to napotkanych prawdopodobnie rozerwę na strzępy. W jaki sposób zostałaś odrodzona? - zaciekawił się druid.

- Mówią, że w sali tronowej pałacu pozostał cień po mnie. Faraon i jego kapłani szukali sposobu aby poznać naturę tego cienia próbując coraz to inne czary bądź błogosławieństwa. Któregoś cyklu po prostu… się przebudziłam. Także mam powód wielbić Ramosa, jeden z wielu z resztą. Być może czujesz się osaczony przez jego pozycję w hierarchii, ale zapewniam cię, że bycie na jego usługach oznacza też bycie pod jego opieką. Szukaj symbiozy w jego decyzjach, nie pasożytnictwa. - Złote oczy Bast uciekły do gloryfikowanego wizerunku faraona.
- Symbioza? Odbywa się na takich samych warunkach. Dość o nim, czy wiesz w jaki sposób cię zmieniono? - Wilk zmienił kierunek rozmowy. Dla niego, Faraon był wyłącznie samolubem, wyciekającym wszystko ze swego kraju i ziemi, by osiągnąć boskość. Przynajmniej z tego co dowiedział się do tej pory.

- Pamiętam tylko, że przykuto mnie do kamiennego ołtarza i chór sprowadził na mnie przytłaczający mrok, który zawładnął moim ciałem. Do tej pory nie potrafiliśmy z Ramosem ustalić co to był za kult. Kim byli ci ludzie. Żebyś nie myślał, że to byli wyznawcy Seta - sprecyzowała pantera.
- Dziwny, wypaczony rytuał, na pewno nie byli to jacyś wyznawcy demonów? Hmm… dziwny świat, niby inny, a wszystko koniec końców jest takie samo. - Powiedział druid i zwrócił twarz w stronę Auriel, która siedziała grzecznie i słuchała rozmowy. Anielica nie znała się za bardzo na zwyczajach innych istot, więc wydawała się być zainteresowana, a gdy temat zszedł na rytuał, to nawet lekko oburzona. Nie otworzyła jednak ust, mimo iż nadęła słodko policzki. Dopiero spojrzenie Wilka, które zauważyła po pewnym czasie, sprawiło, że przemówiła.

- Przepraszam, słuchałam! - przyznała się, jakby dopuściła się co najmniej grzechu - Powinnam wyjść, prawda? Ja poznałam różne formy żywych organizmów, dzikie plemiona, cywilizowane istoty, próbujące odnaleźć drogę do symbiozy i harmonii. Humanoidalne zwierzęce formy nie są więc mi obcymi, ale nigdy nie słyszałam historii “od tamtej strony”. - Auriel spuściła głowę w dół i westchnęła głośno - Nie powinnam podsłuchiwać. - stwierdziła wyraźnie zasmucona i zawstydzona swoim zachowaniem.
- Rozmawiamy w trójkę, więc nie podsłuchujesz. Wolałbym wiedzieć, czego chciałabyś się nauczyć. - Powiedział spokojnie Wilk. Wydawało mu się, jakby rozmawiał ze szczenięciem, gdy rozmawiał z Auriel. Zapewne wiele się nie mylił.

- Jeśli interesuje cię walka ostrzami to wśród znanych mi czarów jest takie, które może jeszcze bardziej uskutecznić twój oręż. Poza tym, wszelka magia jaką stosuje zazwyczaj ma związek ze światłem lub cieniem… jakoś tak wyszło - Bast uniosła ramiona wskazując, że nie do końca wie czemu tak jest.

- Światło i cień brzmi interesująco - uśmiechnęła się uradowana anielica, zwracając wzrok w stronę pantery. Wciąż zastanawiała się co odpowiedzieć druidowi, który proponował jej z początku coś, czego sama mogłaby go uczyć; walki.

- Jeśli władacie dużo magią, to ja na przykład będąc bożkiem plemienia nauczyłam się takie rytuału, który pozwala zachować pozostawioną po całym dniu energię w bliskim twemu sercu i duszy przedmiocie. Koncentrujesz całą pozostałą moc i zamykasz ją, a potem możesz korzystać w dowolnym momencie z jej zasobów. - mówiąc to Auriel przesuwała kciukiem po amulecie zawieszonym na szyi - Zaklęcie wykrycia magii też jest przydatne, prócz tego jedno ochronne, zwiększające siłę oraz kilka wspomagających, kiedy stracimy oręż. Zaklęcie telepatii, ale jest bardzo wyczerpujące i kosztuje wiele mocy magicznych. Myślę, że na wymianie takiej wiedzy powinniśmy się skupić, chyba walkę z nas każdy zna w znacznym stopniu.

- Tak, na swój sposób, chociaż nie wiem jak posługiwać się bronią, jestem przecież tylko nieszkodliwym druidem. - Powiedział Wilk, mimo poważnego głosu, jego prawy kącik warg podjechał do góry. - Co do magii, znam rytuał, potrafiący zamrozić moc w formie fizycznej zbroi, by wzmocnić pancerz, coś do wzmocnienia dłoni, pazurów i kłów, rozproszenia magii, wykryia jej, znam zaklęcie leczące, chwilową osłonę przed ciosami, od biedy też coś, czym można bezpośrednio zaatakować kogoś, dobre do przerywania cudzych zaklęć. - Powiedział druid i ponownie łyknął wody.
- A więc ustalone, spotykamy się i uczymy wzajemnie czarów. Jako, że dzisiaj ustaliłam sobie wolne, proponuję od jutra. Nie ma co tracić czasu! - Bast klasnęła w dłonie zadowolona.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172