Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-10-2017, 20:44   #1
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
[BRP] Saga Tytanów


Nastał nowy dzień w Królestwie Blackmoor; dzień, którego przeznaczeniem było zapisanie się na kartach historii jako święto triumfu ludzkości nad siłami ciemności. O bladym poranku, grupa zaprawionych w bojach awanturników przedarła się zatęchłymi podziemiami do wnętrza podupadłego zamku, wyrzynając w pień garstkę strzegących go upiorów. W tym samym czasie w Blackmoor szalała wojenna zawierucha; Arcykapłanka Celozja wysłała zdecydowaną większość swych niezliczonych wojsk, aby zadać obrońcom pogrążonego w chaosie królestwa decydujący cios. Nie przewidziała jednak, że do bram jej własnej siedziby dobija się właśnie grupa bohaterów, których celem było ostateczne zakończenie tego nierównego konfliktu.
Dla doświadczonych lochołazów, pokonanie licznych pułapek i garstki strzegących zamku strażników było tylko kwestią czasu. O obecności intruzów Celozja dowiedziała się zdecydowanie za późno. Bezcelowym było więc zwoływanie stacjonujących na dziedzińcu oddziałów, podczas gdy awanturnicy znajdowali się niespełna kilka pomieszczeń dalej od Komnaty Wróżb, w której ukryła się arcykapłanka wraz z wiernymi jej magami, aby móc szpiegować ruchy nieprzyjacielskich wojsk. W towarzystwie zaledwie garstki kultystów i parunastu ożywionych za pomocą plugawej magii strażników, musiała osobiście stawić czoło zaprawionym w bojach herosom. Będąc całkowicie nieprzygotowaną do tego starcia, Celozja po raz pierwszy w życiu poczuła strach; uczucie dotychczas przez nią wzbudzane wyłącznie u innych istot.

Do owalnej komnaty wparowała grupa uzbrojonych po zęby awanturników, nie zatrzymując się choćby na chwilę. Czas działał na ich niekorzyść, o czym doskonale wiedzieli, dlatego woleli nie tracić go w tak decydującym momencie, kiedy ich ofiara została zapędzona w ślepy zaułek. Wystarczyło tylko uciąć żmii łeb, a cała jej wielka armia ożywieńców poszłaby w rozsypkę. Będąc tak blisko ostatecznego triumfu, awanturnicy bez chwili zawahania natarli na otaczających kapłankę strażników.
Kilka uderzeń serca później, w komnacie rozszalały zaklęcia miotane przez obie strony, a szczęk oręża zagłuszył bojowe okrzyki i pośpiesznie wydawane rozkazy. Spoglądając na bitewny chaos, który wybuchł na jej oczach, Celozja czuła całkowitą bezsilność wobec siły nieprzyjaciela. Na ten dzień większość przygotowanego arsenału zaklęć umożliwiało jej szpiegowanie wojsk i komunikację z oddalonymi od siedziby dowódcami podległych jej legionów, lecz nie walkę z równym sobie przeciwnikiem. Celozja miała przy sobie jeszcze kilka magicznych przedmiotów, jednakże ich moc była dość ograniczona w starciu z zaprawionymi w bojach napastnikami, o czym doskonale wiedziała.
Dla pobocznego obserwatora, sytuacja ta mogła wydawać się z góry przegrana, jednakże arcykapłanka nie osiągnęłaby statusu największego wroga Blackmoor, gdyby nie jej wrodzona przebiegłość. Zawsze miała przygotowanego asa w rękawie i tego feralnego dnia nie mogło być inaczej. Asem tym okazało się być jedno z najpotężniejszych zaklęć znanych w krainach. Magia tak potężna, że zdolna była zakrzywić czasoprzestrzeń i zmieniać rzeczywistość, choć jednocześnie miała straszliwą cenę, a jej użycie w promieniu setek mil wyczuwali wszyscy o wystarczająco wyczulonych zmysłach magii.

Nieprzyjacielski wojownik zdołał przebić się przez zastępy ożywionych szkieletów, po drodze powalając także dwóch cherlawych kultystów. Jego żądne zemsty spojrzenie spoczęło na pochłoniętej na tkaniu zaklęcia Celozji, która wydawała się nie dostrzegać tego co działo się wokół niej. Była to okazja jedyna w swoim rodzaju, wystarczyło bowiem do niej dobiec i jednym dostatecznie silnym pchnięciem miecza wysłać ją w zaświaty, tym razem już raz na zawsze…
Zuchwały awanturnik rzucił się w jej stronę, lecz na jego drodzę stanął zakapturzony kultysta, który własnym ciałem próbował osłonić Mroczną Królową. Na niewiele to się jednak zdało, bowiem celnie wymierzony kopniak zwalił go na ziemię. Wojownik nie tracił jednak czasu na dobicie osuwającego się po schodach maga, ponieważ miał przed sobą znacznie cenniejszą zdobycz, obok której nie mógł przejść obojętnie. Zbliżył się do Celozji na odległość zaledwie kilku kroków, robiąc przedwczesny zamach, kiedy ta niespodziewanie otworzyła szeroko swe nabiegłe krwią oczy i wykrzyknęła na całe gardło:
- Zabierz ich! - Z jej dłoni wystrzelił snop błękitnej energii, który owinął się wokół zgromadzonych w komnacie intruzów. Potężne zaklęcie, którego właśnie użyła, natychmiast rozpoznali wszyscy obeznani z magią awanturnicy i pobledli w niemym przerażeniu. - Jak najdalej stąd! - Dokończyła ostatkiem sił, albowiem Życzenie zawsze miało wielką cenę.

Ostrze miecza z niezrozumiałych dla wojownika przyczyn zatrzymało się zaledwie kilka cali od serca Celozji. On sam nie mógł nim poruszyć, mimo że wkładał w ten wysiłek resztki swych sił. Otaczająca go magiczna energia z każdą chwilę oplatała go coraz szczelniej, aż w końcu komnata zniknęła mu z oczu. Wydawało się, że czas zatrzymał się w miejscu i na kilka uderzeń serca zapadła potworna cisza, którą po chwili przerwał ogłuszający trzask, jakby ktoś batem strzelił mu nad głową. Niemalże równolegle poczuł pęd powietrza na twarzy, grunt oberwał mu się pod nogami, a długie włosy stanęły dęba. Nim zdążył zorientować się, że spada, było już po wszystkim. Z głośnym łoskotem okalającej go zbroi zaliczył twarde lądowanie na piaszczystej ziemi, a chwilę po nim ten sam los spotkał resztę jego towarzyszy.

Powstając z kolan, awanturnicy spostrzegli, że znaleźli się w dziwnym, dotąd zupełnie im nieznanym miejscu. Ponad głową świeciło krwistoczerwone słońce, wokół którego krążyły oderwane od ziemi całe kontynenty oraz wyspy. Był to świat bez zmiennych pór roku, bez wschodów i zachodów słońca, zupełnie wyobcowany i rządzący się własnymi, dziwnymi regułami, które niebawem mieli poznać na własnej skórze. Chwila ostatecznego triumfu w ułamku sekundy przerodziła się w sromotną klęskę oraz rozpacz, kiedy zrozumieli, że zostali uwięzieni w nieznanym im świecie - z dala od Celozji i jej pustoszących Blackmoor legionów…


Księżycowe Wzgórza, Królestwo Nithii
Południe, Upalne Tropiki

Nieruchome, krwistoczerwone słońce było pierwszą odstającą od wszelkich norm rzeczą, która ukazała się oczom zdezorientowanych awanturników. Później było już tylko gorzej, kiedy z każdą chwilą zaczęli dostrzegać kolejne, budzące obawy anomalie. Stojąc na niewysokim, piaszczystym wzgórzu, na szczycie którego rosło samotne drzewo akacjowe, awanturnicy mieli doskonały widok na najbliższą okolicę. Krajobraz za ich plecami był mocno pofałdowany, miejscami przesłonięty przez ściany wystającego ponad korony drzew oraz szczyty wzgórz piaskowca, który ciągnął się kilometrami i wydawał się być naturalną barierą, chroniącą przed czymkolwiek, co znajdowało się po jego drugiej stronie. Zewsząd natomiast otaczał ich podzwrotnikowych las, parny i jednocześnie suchy jak piaszczysta ziemia, którą mieli pod stopami. Rozpościerał się on daleko na południe i zachód, niemalże po sam horyzont, choć posiadający nadzwyczaj dobry wzrok druid Wilk zarzekał się, że widzi za tym pasmem zieleni jakiś duży zbiornik wodny, który mógł być morzem lub rozległym jeziorem.
Miejsce, do którego zostali wygnani poszukiwacze przygód, znacząco wyróżniało się na tle zdecydowanie chłodniejszego klimatycznie Królestwa Blackmoor, w którym dosłownie kilka chwil wcześniej przebywali. Lokalna fauna i flora w niczym nie przypominała znanych im zwierząt oraz roślin. Po gałęziach licznych w okolicy akacji i baobabów przebiegały sporych rozmiarów jaszczurki oraz stada hałaśliwych małp, a przy jednym z kaktusów awanturnicy spostrzegli rozkopującego ziemię pancernika, który najwyraźniej upatrzył sobie coś smakowitego. W ich najbliższym otoczeniu, co kilkadziesiąt metrów od siebie, wznosiły się dziwne skalne twory, które po bliskiej egzaminacji okazały się być ogromnymi koloniami termitów, zaś w oddali dało się usłyszeć śpiew egzotycznych ptaków, których gniazda kryły się wysoko w koronach drzew.
Jednakże ze wszystkich dziwów nowego świata, najbardziej oszałamiający i na pewien sposób przerażający widok czekał ich, kiedy ich spojrzenia powędrowały z powrotem ku górze. Poza nietypowym, całkowicie nieruchomym słońcem o krwistoczerwonej barwie, unosiły się tam całe oderwane od ziemi połacia terenu - wyspy czy nawet kontynenty, bezwładnie poruszające się po nieboskłonie wiele kilometrów ponad ich głowami, zupełnie tak jakby były obłokami. Wzbudziło to w drużynie tym większą konsternację, kiedy zrozumieli, że znajdują się pośrodku dzikiej głuszy, bez żadnych ośrodków cywilizacji w zasięgu wzroku. Byli więc zdani na siebie; kompletnie osamotnieni w zupełnie obcym im środowisku.
Nie trwało długo nim awanturnicy zrozumieli, że tak naprawdę mają przed sobą tylko dwie w miarę rozsądne ścieżki, które mogliby obrać w poszukiwaniu schronienia. Udać się na północ, na wyżej położone tereny, skąd zapewne byłby lepszy widok, lecz jednocześnie mniejsza szansa na przypadkowe znalezienie bezpiecznej przystani. Tudzież wybrać drogę prowadzącą w dół zbocza, przez gęsty, tropikalny las i tamże szukać szczęścia. Jedno natomiast było pewne - znaleźli się w dziwnej krainie, gdzie nawet powietrze miało inny zapach i gdzie każdy krok mógł być ich ostatnim.

Początkowo nie wszyscy potrafili zrozumieć w jaki sposób trafili do innego świata, kiedy dosłownie kilka chwil wcześniej toczyli zacięty bój z Arcykapłanką Celozją i oddanymi jej kultystami. Nie mieli jednak wątpliwości, że to ona stała za ich niespodziewanym wygnaniem i choć w głowach rodziło się setki pytań, to jedno szczególne przewijało się najczęściej - jak się stąd wydostać? Czy uda im się jeszcze zobaczyć dom i dokonać zemsty na wiedźmie, która wysłała ich do innego wymiaru? Co teraz będzie z Królestwem Blackmoor? W tamtej chwili nie potrafili odpowiedzieć na żadne z nich. Mogli co najwyżej zaufać swoim instynktom oraz umiejętnościom i spróbować znaleźć bezpieczne schronienie, mając jednocześnie nadzieję, że podczas podróży znajdą odpowiedzi na dręczące ich pytania…

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 03-10-2017, 17:34   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
'Już był w ogródku, już witał się z gąską...'*

Triumf był tuż-tuż. Oczami wyobraźni Laran już widział, jak głowa arcykapłanki rozpada się jak przejrzały melon...
I co? I nico...
Przeklęta Celozja miała zanadrzu garść atutów i Laran, zamiast stać nad zwłokami głównego wroga Blackmoor i składać Kaedwynnowi gratulacje za piękny cios, klęczał na ziemi i trzymał się za obolałą głowę, w której aż huczało od użytej niedawno magii. Użytej nie przez niego zresztą, bo gdyby jemu przydarzyło się rzucić takie zaklęcie, wąchałby teraz kwiatki od korzonków.
Co prawda taki los i tak zapewne ich wszystkich czekał, ale im później, tym lepiej. Nie mówiąc już o tym, że skoro zawędrowali w jedną stronę, to może i w drugą im się uda.

Nie podnosząc się z kolan po raz kolejny rozejrzał się po otaczającym go świecie.
W pewnym sensie miał szczęście. Żył. Nie był sam. Świat dokoła nie wyglądał wcale tak źle, chociaż był cholernie obcy. Laran słyszał wiele historii, ballad, opowieści o obcych krajach, w żadnej jednak, nawet płynącej z ust najbardziej pijanego barda czy marynarza, nie występowało czerwone słońce i wędrujące po niebie wyspy.

Wstał i otrzepał spodnie.
Dziki świat, całkiem obcy świat, ale to nie znaczyło, że miał wyglądać jak ostatni łachmyta. W końcu był magiem, musiał spełniać pewne standardy, nawet na takim zadupiu.



__________________
*Adam Mickiewicz
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-10-2017 o 13:43.
Kerm jest offline  
Stary 03-10-2017, 17:40   #3
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Dwadzieścia dwa lata temu, na ziemię spadła gwiazda. Choć o takim zjawisku mówiono z ekscytacją, stało się ono zaledwie legendą i przyjemną opowieścią dla dzieci. Podobno gdy ktoś dojrzy taką gwiazdę, powinien wypowiedzieć życzenie, a to na pewno miało się spełnić. Nikt jednak nie sprecyzował, jak długo trzeba będzie czekać na ziszczenie się marzenia, a wiązało się z nim jeszcze kilka warunków. Na przykład, nie było można nikomu zdradzić swojego życzenia. Nie należało również wypowiadać go na cały głos, a po prostu pomyśleć i bardzo go pragnąć.
Dwadzieścia dwa lata temu istniała możliwość spełnienia swojego marzenia tylko jedną, krótką myślą i gorejącą nadzieją w sercu. Nikt jednak nie mógł wiedzieć, że spadające gwiazdy mogą przypłacić to swoim życiem, mogą cierpieć i czuć ból. Nikt nie przypuszczałby, że ów gwiazda ma uczucia, cele, ambicje i własne marzenia. Któż by pomyślał, że spadając płonie na zewnątrz, a w sercu przygasa? Wystarczyłoby delikatne chuchnięcie z szeptu wypowiadanego życzenia, a tląca się w duszy gwiazdy nadzieja, zgasłaby na zawsze. Któż jednak mógłby przypuszczać, że spadające gwiazdy cokolwiek czują i że akurat ta, cierpiała równie mocno, co zajaśniała na nieboskłonie...


Dla Auriel Celozja była źródłem zła, którego musiała się pozbyć za wszelką cenę. Nie dołączyła do grupy wojowników jakby uczynił to każdy, normalny najemnik, licząc na sowite wynagrodzenie i wspaniałą reputację. Kruczowłosa kobieta mknęła cieniami korytarzy pozostawiając za sobą jedynie subtelny świst powietrza, śledząc grupę walecznych i dzielnych istot tego świata, których nawet nie znała. Była im obca, a oni byli obcy dla niej, jednak cel mieli ten sam - unieszkodliwić maginię. Auriel nie wiedziała ile nieszczęść sprowadziła na mieszkańców tego świata i jak wiele przyjdzie jej jeszcze walczyć, by móc w pełni odpokutować swoje winy. Nie miała bladego pojęcia czy potrwa to kolejne dwadzieścia lat, a może i kilka wieków. W zamiarze jej jednak było odszukać wrogie siły i odpokutować winy, jakie zostały na nią zrzucone. Nie zraziła się niesprawiedliwością, mając w sercu nadzieję na to, że Tyrael zajmie się tym w ostateczności i wszyscy zrozumieją, że to co jej uczynili, nie było słuszne. W chwili, gdy ujrzała Celozję, nie liczyło się już nic więcej prócz tej krótkiej chwili. Auriel była święcie przekonana, że zdążyła wypowiedzieć inkantację rozpraszającą wszelką magię i powalić maginię. Kiedy jednak boleśnie upadła na gorące i suche piaski, dotarło do niej, jak bardzo się pomyliła.


Kobieta była zaskoczeniem, nie większym jednak niż świat, w którym się znaleźli. Głuchy jęk wydobył się z płuc, kiedy z hukiem spadła na twardą ziemię. Próbując rękami zamortyzować upadek, jedynie poczuła niespodziewany ból w nadgarstku. Skrzywiła się i uniosła ciało na jednej ręce. Auriel była szczupłą osobą o figurze klepsydry. Jej smukłą twarz zasłonił wodospad gęstych, czarnych jak noc włosów, kiedy to próbowała podnieść się o własnych siłach. Oszołomiona początkowo nic nie mówiła. Usiadła z trudem na piętach, a potem zsunęła pośladki na piaszczystą ziemię. Przytuliła ręce do piersi i ścisnęła dłonią bolący nadgarstek. Na gładkiej, młodej, porcelanowej i pozbawionej jakiejkolwiek skazy buzi wykwitł smutny grymas. Ciemne niczym czerń pustki oczy zaszkliły się drobnymi łzami. Kobieta była bardzo drobnej budowy ciała, filigranowa, delikatna jak ozdobna lalka, a mimo to przy jej bokach zamocowane były dwa miecze, zaś gibkie ciało okryte było koszulą ze splecionych, metalowych kółek. Nikt nie wiedział, skąd się wzięła ani kim była, jej widok jednak wzbudzał dziwne emocje, coś na pograniczu zachwytu i żalu, a mina zbitego psa chwytała za serce.

Auriel siedziała tak dłuższą chwilę, dopiero później zaczęła się rozglądać. Nie zwracała większej uwagi na zebranych, póki nie usłyszała wiązanki niewybrednych przekleństw, płynących z ust każdego z nich. Ściągnęła smutno brwi i westchnęła głęboko. Zdrową ręką poprawiła pióropusz zdobiący głowę i podkuliła nogi pod brodę, odsłaniając zgrabne łydki i uda. Wzniosła wysoko głowę patrząc na niebo i słońce, obserwując okolice, próbując zrozumieć, gdzie się znalazła i czy ten świat połączony jest z jej światem. Z nadzieją w sercu wygrzebała amulet spod koszuli i przyjrzała mu się. W jednej chwili znowu stała się przygnębiona, zawiedziona tym, co się stało. ~ I jak ja teraz wrócę… - pomyślała. Nie odezwała się. Zachowywała się jakby w ogóle nie istniała i była niewidzialna.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 03-10-2017, 20:51   #4
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wyszedł z lasu, niczym święty gniew puszczy, którym według niektórych był, by dołączyć do nielicznej grupy idącej na cytadelę. Niezbyt obyty z ludźmi, za to doskonale czujący się z dala od zgiełku miast. Odziany jedynie w niedźwiedzie futro, sięgające prawie do ziemi, mokasyny z niedźwiedziej skóry i przepaskę biodrową, ze skórą poznaczoną nielicznymi bliznami. W trakcie całej drogi do twierdzy Celozji, więcej warczał niż mówił, ale nie można było zaprzeczyć, że zna się na naturze i nie ma problemu z prowadzeniem wszystkich nawet przez najdziksze ostępy, z dala od siedzib i patroli. Ciężko było powiedzieć, czy ciężka laga, którą trzymał w dłoniach, służyła mu do czegokolwiek poza drapaniem się po plecach, bo gdy przychodziło co do czego, odwoływał się do najdzikszej, pierwotnej magii, lub dosłownie brał ludzi w swoje ręce, co zwykle kończyło się solidnymi obrażeniami u tych ostatnich.


Byli już o metry od Celozji, jeden z ich grupy sięgał mieczem, jednym z tych, by które wykonać ludzie i nie tylko, wydzierają trzewia ziemi, ku przeklętej kapłance, gdy ta sięgnęła po najpotężniejsze zaklęcie o jakim słyszał jedynie pogłoski. To musiało być to. Zastanawiał się teraz tylko gdzie wylądowali. W jakimś wymiarze piekła, domenie skąd przybyła Celozja, czy jeszcze innym, dziwniejszym miejscu. Pewne było, że miejsce to, jest dziwne, oraz daleko od domu. Przez chwilę, przemknęło mu, ile może tu być księżyców, ale stwierdził, że o to będzie się martwił później, kiedy nadejdzie noc. Niebo tutaj było inne. Nie chodziło tylko o słońce, ale i o wyrwane kawałki ziemi, które brykały sobie po nieboskłonie, niczym niefrasobliwe szczeniaki.


- Jesteśmy na pustyni. Zaś woda zdaje się być tam. - Doprecyzował nieco ogólny brak informacji i szerzącą się konsternację dwoma warknięciami. Co prawda wiele to nie pomogło, jednak mieli już jakiś punkt odniesienia. Byli tu. Trzeba było się jedynie dostać do tam, którym było Blackmoore, to jednak mogło nieco potrwać.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-10-2017 o 13:43.
Plomiennoluski jest offline  
Stary 03-10-2017, 23:50   #5
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Wydawało się, że to był moment chwały Khargara zwanego Rozplataczem Czaszek. Na drodze do bogactwa i potęgi wiele zakrwawionych czerepów upadło u jego stóp. Kiedy jego grupa najemników poległa w walce ze sługusami Celozji, przystąpił do drużyny sformowanej pospiesznie w celu zabicia nekromantki. W drużynie tej było paru dziwaków i sentymentalnych głupców (z których tylko z Branwen miał wcześniej do czynienia) ale... udało się, zaskoczyli ją bez wsparcia armii nieumarłych, już ją mieli! Khargar pamiętał wyraz przerażenia na twarzy mrocznej kapłanki kiedy biegł na nią ze swoim toporem wzniesionym do zadania śmiertelnego ciosu. Lecz wtedy uderzyło w niego jakieś desperackie, potężne zaklęcie, a teraz...byli w jakimś obcej krainie, która zupełnie nie przypominała Blackmoor...Khargar słyszał kiedyś o dalekich krainach, które były porośnięte takimi dziwacznymi drzewami jakie tu widział, lecz nigdy nikt mu nie opowiadał o wyspach unoszących się na niebie.

Opancerzony wojownik o pokrytej bliznami, łysej głowie, przez chwilę gapił się na nieziemski widok w oszołomieniu, zanim dał upust swojej frustracji, waląc wielkim toporem w najbliższe drzewo, które zadrżało od siły brutalnego uderzenia. Przemoc jak zwykle go uspokoiła, ale musiał zachować zimną krew, zapanować nad tą zbieraniną z którą się tu znalazł i odnaleźć drogę do Blackmoor...lub też znaleźć inny sposób na wykorzystanie sytuacji dla swojej korzyści.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 03-10-2017 o 23:52.
Lord Melkor jest offline  
Stary 04-10-2017, 06:59   #6
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
Trzask łamanych kości i smród palonych ciał drażnił zmysły Rudiego - gnoma, będącego kapłanem i złodziejaszkiem w jednym. Dołączył do grupy awanturników by dokończyć swoich poprzednich działań i zniszczyć Arcykapłankę. O swojej przeszłości raczej za bardzo nic nikomu nie mówił, a w grupie jak na razie trzymał się raczej z boku wspomagając raz po raz towarzyszy swoimi zdolnościami kapłańskimi.

I po raz kolejny życie i wydarzenia w nim się toczące spłatały mu figla, a to przecież to Celozja miała zapłacić za zło wyrządzone w Blackmoor'e.
Upadł boleśnie na ziemie, po czym zaklął bardziej do siebie niż do innych.

Wstał otrzepał się z wszędobylskiego piachu i rozejrzał po okolicy, jednak to co zobaczył zaparło mu dech w piersiach. Chociaż czytał w swoim życiu o wielu krainach o tej nigdy nie! Szkoda bo może była by tam jakaś wskazówka jak powrócić do znanego im świata.

Teraz trzeba będzie przeżyć w tym raczej niegościnnym świecie, na szczęście potrafił się dość dobrze dopasować do okoliczności w których się znajdował, co pomagało mu w jego drugiej profesji.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-10-2017 o 13:43.
Feniu jest offline  
Stary 04-10-2017, 08:22   #7
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Taled z Żywolasu zwany w Blackmoor Gryfem z północy przez misterne zdobienia na swej zbroi przedstawiające gryfy przyjął na siebie atak obrońców Celozji. Szkielety, upiory i inne poczwary wyrwane ze świata śmierci atakowały nie znając strachu. Wielki wojownik, jakim był Taled odpierał ich ataki i spychał by zrobić dla pozostałych miejsce do ataku na tą plugawą Arcykapłankę zła. Dziesiątki ciosów dosięgały jego lecz większość odbijała się od płyt pięknej, połyskującej w świetle magicznych świateł zbroi. Rycerz nie pozostawał też dłużny upiorom i raz po raz kąsał straszydła swoim rodowym mieczem gdzie na głowni i stylisku były wykute i pomalowane herby przedstawiające ten sam znak co na błękitnym płaszczy zwisającym z ramion blondyna.



***

Rycerz pamiętał dobrze gdy przybyli z Branwen do jej rodzinnego Blackmoor. Bardka poznana kilka miesięcy wcześniej była oczkiem w głowie Taleda. Turnieje, które odwiedzał i brał w nich udział przynosiły nie małe korzyści a laury zwycięstwa wędrowały do złotookiej, drobnej piękności.


Blackmoor zagrażała armia nieumarłych i jak mówiono prowadziła ich Arcykapłanka Celozja. Taled nie czekał na zachęty i stanął przy boku rycerzy z Królestwa.

Po kilku dniach uznano, że walka nie ma sensu i niebawem niezliczone siły Celozji zaleją i pogrążą w śmierci całe królestwo. Rada wojenna postanowiła spróbować ostatniej możliwości i uderzyć od tyłu.
Wysłano grupę ochotników by dostali się do twierdzy Arcykapłanki i zniszczyli ją. Młody rycerz nie wahał się ni chwili i przystąpił do tej misji. Chciał ratować ojczyznę swej Bran.
Przedarcie się do twierdzy i komnaty Celozji udało się bez alarmowania wcześniej wroga ludzkości. Dość łatwo przychodziło przechodzenie z komnaty do komnaty w poszukiwaniu arcywroga. Taled nie odstępował na krok idącej za nim Bardki i czując się za nią odpowiedzialnym.

***

Ta przeklęta Celozja wykpiła się od sprawiedliwości posyłając ich daleko od domu. Znaleźli się w dziwnym świecie gdzie czerwień słońca przypominało o krwi którą muszą przelać u kapłanki w zemście za Blackmoor.
Pływające na niebie wyspy lądów z początku wzbudziły przestrach w sercu rycerza lecz wiedział, że nie jest sam i musi zająć się Branwen zapewne przerażoną nowym losem.
 
Hakon jest offline  
Stary 07-10-2017, 20:56   #8
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Złotooka bardka, Branwen Riognnach, znana w Blackmoor jako Sikorka, w całym swoim życiu nie była bardziej skołowana i bardziej wkurzona.

W tej wyprawie nic nie szło tak jak miało iść a na koniec wszystkiego nie tylko wylądowała po drugiej stronie lustra – przed czym zawsze przestrzegała ją opiekunka strasząc przed wpatrywaniem się zbyt długo w lustra – to w dodatku z grupą nieznanych i niesprawdzonych najemników, których sylwetki widziała w niewielkiej oddali. Na domiar złego Celozja uniknęła śmierci, wredna przechera trzymała asa w rękawie jak prawdziwy mistrz.

Na samą tę myśl, Sikorka poczuła ogromny ciężar na sercu, padający cieniem na wszystkie wydarzenia.

Mistrz... Co teraz się z nim stanie? Czy podejmie kolejna próbę?

Sama myśl niemal ją złamała. By dać upust emocjom, uderzyła niewielką piąstką w plecak.

~Plecak a gitara?~

Niesiona paniką podniosła się z siadu i uklękła. Rozglądała się chaotycznie wokół by z ulgą dostrzec okryty zdobiony pokrowcem instrument. Chwyciła go niczym matka dziecko.

~Co z Taledem? Gdzie podział się Gryf?~

Jeśli jego tu nie ma... Bran zapadła się w sobie na samą myśl o tym. Zerwała się z kolan i niemal biegiem ruszyła w stronę towarzyszy niedoli.

- Taled? – tę zbroję rozpoznałaby wszędzie. Więc jest! Odrobina nadziei wstąpiła w dziewczynę. – Taled! – krzyknęła ruszając ku blondynowi próbując na odległość przekonać się czy mu nic nie jest.

 
corax jest offline  
Stary 07-10-2017, 20:59   #9
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Scena pierwsza


Kiedy tylko dotarło do niego, że trafił do innego świata, zdezorientowany Kaedwynn upadł na kolana, po czym zaciśniętą pięścią uderzył w piach pod sobą, łapiąc go między palce, by następnie cisnąć nim przed siebie. Okrzyk rozpaczy wydostał się z jego piersi, kiedy spoglądał na obce, czerwone słońce, które otaczała łuna gorejących płomieni.
- Błagam, powiedzcie mi, że znacie jakieś zaklęcie, które wydostanie nas z tego miejsca… - Zwrócił się do obeznanych w arkanach magii członków wyprawy, mimo że podświadomie znał odpowiedź. Ich brak reakcji był zresztą wystarczającą odpowiedzią.
- Pierdolona Celozja! - Warknął, ledwo opanowując ogarniającą go wściekłość. Jego donośny głos potoczył się po dolinie, odbił się od ścian piaskowca i wrócił do niego w formie zniekształconego echa, co zabrzmiało jak kpina.
- Gdzie my kurwa jesteśmy? - Zapytał po chwili, wyraźnie się poddając.
Laran potrząsnął głową, usiłując pozbyć się oszołomienia, spowodowanego nagłą podróżą przez wymiary. Nigdy nie przepadał za magicznym przenoszeniem się z miejsca na miejsce.
- Suka nas nieźle załatwiła - powiedział. - Ale lepsze to, niż pustynia.
Podniósł głowę i z wyraźną niechęcią spojrzał na unoszące się wysoko na niebie kamienne wyspy. Zdecydowanie wolałby nie zadzierać z kimś, kto potrafił umieścić tyle ziemi i skał tak wysoko nad ziemią. Chociaż taki ktoś z pewnością zdołałby umożliwić im powrót do domu.
- Dobrze, że ta suka nie zamieniła nas w króliki lub jeszcze coś bardziej popierdolonego! - mruknął Rudi po części do siebie po części do współtowarzyszy. Spojrzał po towarzyszach, a na ich twarzach widział również wyraz zaskoczenia z sytuacji w której się dziś znaleźli. Spodziewał się po Celozji wszystkiego ale nie tego że przeniesie ich nie wiadomo gdzie.

-Co to kurwa ma być?! -Ryknął Khargar po tym jak przed dłuższą chwilę wpatrywał się z rozdziawionymi ustami w unoszące się nad nimi powierzchnie i dziwaczny, nieznany mu krajobraz. Wielki wojownik z frustracją uderzył swoim dwuręcznym, pokrytym runami toporem o najbliższe drzewo.
- Nie znam się na pierdolonej magii, ktoś ma pojęcie gdzie jesteśmy?! Jeszcze dwa kroki miałem a rzuciłbym wam pod nogi czerep Celozji albo nie zwą mnie Rozpłataczem Czaszek!


Czarnowłosa nieznajoma siedziała niedaleko, trzymając przy piersi obolałą rękę. Dłonią ścisnęła nadgarstek chcąc go unieruchomić, a jej ozdobiona bogatym pióropuszem głowa obracała się, kiedy wzrok badał okolice. Auriel skuliła ramiona słysząc nadmiar wulgaryzmów i przeniosła wzrok na grupę osób, która choć po trochu znała siebie wzajemnie. Wolała się jednak nie odzywać. Nie wiedziała jeszcze co powinna zrobić. Siedziała całkowicie przygaszona, skupiając dużą uwagę na bólu, przez który pewnie jeszcze do tej pory nie podniosła się z piaszczystej ziemi.
Kaedwynn gdy tylko dojrzał obcą sobie osobę, niemal natychmiast doskoczył do niej z gniewem w głosie
- A ty kto u licha?! Jakim cudem się tu znalazłaś razem z nami? Czyżbyś była jedną z tych nawiedzonych kultystek, których nie zdążyły dosięgnąć nasze miecze? Gadaj!
Auriel odchyliła ciało lekko w tył a jej oczy otworzyły się szerzej. Patrzyła z dołu na niemal krzyczącego na nią mężczyznę i nie rozumiała co ten ma na myśli. Kobieta w całej swej ludzkiej egzystencji nie mówiła zbyt wiele. Plotła inkantacje, odprawiała długie i energochłonne rytuały, ale rzadko rozmawiała. Plemię, w którym się znalazła, nigdy jej nie oskarżało, bynajmniej. Nikt też nigdy nie zwątpił w jej dobre intencje, a nawet jeśli…
Jej wzrok ponownie spoczął na amulecie.
- Nie jestem zła, spójrz! - nie zdejmując naszyjnika obróciła go medalionem w stronę pytającego. - Ja tylko łapie wszystkie nieszczęścia, jakie na tamten świat sprowadził… - urwała nagle. Objęła medalik dłonią i przycisnęła do serca tuż obok spoczywającej tam, bolesnej ręki.
- Może jakiś szpieg Celozji? - Wilk podszedł do nieznajomej i zaciągnął się jej zapachem. Nie wyczuł w niej człowieka. Chwilowo nie wykazywała agresji, ale nie był pewien, czy miała wszystkie klepki, albo co było fałszem a co nie.
Auriel próbowała odsunąć się jeszcze bardziej, ale nie mogła, bo niemal kładłaby się na ziemi. Próbowała przesunąć się w tył wciąż siedząc. Nie podobało jej się to, że jeden na nią krzyczy, a drugi wącha. Zachowanie takie znała od zwierząt, ale u istoty humanoidalnej wydawało jej się dziwne i niepokojące.
- Celozja jest jednym z wielu nieszczęść, które trzeba było zniszczyć! Nie jest jedynym zagrożeniem, takich nieszczęść rozprysło się o wiele, wiele więcej! Musimy tam wrócić. Musimy wrócić teraz! - kobieta zestresowała się tym całym zamieszaniem. Zapomniała nawet o bólu zwichniętej ręki.
Laran nie pamiętał, by wcześniej widział tę kobietę. Jeśli nie kłamała, pojawiła się tu za sprawą magii Celozji. Trochę szkoda. Lepiej by było, gdyby była tubylką. Mogłaby udzielić kilku informacji o tym świecie.

Taled wstał szybko i zaczął się rozglądać. Schylił się po miecz i tarczę. Przybrał bojową postawę szukając wrogów. Gdy usłyszał słowa towarzyszy dotarło do niego to w co nie chciał uwierzyć. Nie byli w twierdzy Celozji.
- Taled! - z niejakiej oddali dobiegł kobiecy krzyk. Niewielka brunetka trzymająca w ramionach najwyraźniej swój dobytek, dopadła milczącego dotąd rycerza w złocisto połyskującej zbroi. Sięgała mu zaledwie do pach i prawie zniknęła za jego masywną sylwetką - Co się dzieje? - dało się słyszeć jej przerażone pytanie.
Rycerz objął ręką z tarczą kobietę i spojrzał na kucającą w pióropuszu.
- Nie wiem Bran.- Mówił uspokajającym głosem. - Nie wiem gdzie jesteśmy, ale nie bój się. Jestem przy Tobie.- Widząc, że nie ma w tej chwili żadnego zagrożenia przytulił bardkę.
- Poczekaj tu Bran. - Tu spojrzał na prawie już leżącą i przesłuchiwaną kobietę.
- Muszę się tym zająć bo ją rozszarpią. - Tu ucałował dziewczynę w czoło. Bran uśmiechnęła się nieco kurczowo i szepnęła:
-Bądź ostrożny!
Taled odwzajemnił uśmiech i odszepnął.
- Bądź pewna. Nie wyczuwam podstępu.- Starał się uspokoić dziewczynę. - Muszę działać. Poczekaj.- Wyprostował się i chowając miecz do pochwy podszedł do zebranych nad nieznajomą.
- Ostawcie ją, przyjaciele. Ona wielce wystraszona i niepewna jak my.- Mówił stanowczo, ale ciepło i nie napastliwie.
- Jak ci na imię? Mi mówią Taled.- Spytał kucając przy nieznajomej i podając jej dłoń by mogła z jego pomocą usiąść.
Nieznajoma zmrużyła oczy patrząc na wyciągniętą w swoim kierunku dłoń. Słowa wypowiedziane przez jakąś inną osobę niż te, które dotychczas wokół niej stały, przeraziły ją jeszcze bardziej, mimo iż nie były tak oskarżycielskie jak pozostałych mężczyzn.
- Ja… - przełknęła głośno ślinę błądząc wzrokiem między twarzą rycerza a wyciągniętą ręką. W końcu jednak położyła zdrową dłoń na jego, ostrożnie jakby się bała, że zaraz wyrosną na niej kolce i dotkliwie ją zranią.
- Auriel. - przedstawiła się cicho i niepewnie. - Ale nie jestem nieszczęściem! Naprawdę!
Ale może przyniosłaś nam pecha, pomyślał Laran, nie do końca wierząc w to, co pomyślał. Problem jednak na tym polegał, że nie było wiadomo, co zrobić z nieznajomą. Z Auriel, jeśli naprawdę tak miała na imię. Nie da się ukryć - jego wiara w kobiety nie była zbyt wielka.
- Laran - przedstawił się, robiąc parę kroków w stronę rozmawiającej czwórki. - Czy możesz wstać, czy też odebrało ci siły? - spytał. Auriel potraktowała to pytanie jako uprzejmość, a nie złośliwość.
- Chyba nic mi nie jest. - stwierdziła niepewnie i z pomocą uścisku dłoni Taleda podniosła się na równe nogi, od razu dając krok w tył, ze strachu przed mężczyznami. Zabrała swoją dłoń i zacisnęła ją wokół bolącego nadgarstka. Wzrok błądził po każdym po kolei, aż w końcu spojrzała w niebo, skąd spadli. Wyciągnęła w górę rękę wskazując palcem nad swoją głowę, daleko w niebo.
- Tam drzwi? Wrócimy? - spytała niezgrabnie układając słowa.
Taled podążył wzrokiem za kobietą ku niebu.
- Skąd wiesz gdzie są drzwi?- Zapytał i spojrzał za siebie na Bran. W tym czasie Auriel wzruszyła ramionami, na znak, że było to pytanie, a nie twierdzenie.
- Tam raczej nie ma drzwi - Laran odparł na pytanie dziewczyny w pióropuszu. - Gdybyśmy stamtąd spadli, zostałaby z nas mokra plama.
- Nieprawda - zaprzeczyła szamanka na słowa Larana. Nie wyjaśniła jednak jakie myśli nią kierowały, że tak stwierdziła.
Czarnowłosa w między czasie gdy wszyscy koncentrowali się na rannej zaczęła rozglądać się po okolicy, stawiając delikatne i ostrożne kroki. Oddaliła się w kierunku niedalekich zarośli, wciąż ostrożna i niepewna.
Kaedwynn nie bez przyczyny zyskał swój przydomek 'Barbarzyńca'. Trudno było mu opanować drzemiący w nim gniew, jednakże widok przerażonej dziewczyny, która wyglądała jakby chciała zapaść się pod ziemię, z jakiś niezrozumiałych powodów działał na niego kojąco. Był skłonny uwierzyć w słowa tej Auriel, nawet bardzo tego pragnął, ale z drugiej strony wciąż targały nim silne wątpliwości.
Kaedwynn spojrzał na nią z góry, a jego wzrok spoczął na przypiętym do pasa orężu.
- Mam nadzieję, że nie jesteś kolejną sztuczką Celozji - wypowiedział te słowa, kiedy Taled wyciągnął do niej dłoń.
- Mimo to skłonny jestem uwierzyć w Twą prawdomówność. Powinnaś trzymać się blisko nas, ale jednocześnie muszę Ciebie prosić o złożenie broni. Przynajmniej do czasu aż się upewnimy co do Twoich prawdziwych intencji... Nie wiemy skąd się urwałaś i co robiłaś w komnacie Celozji. Nie zauważyłem też by ktoś podążał naszym tropem - mówiąc te słowa potężny wojownik stanął nad drobną sylwetką kobiety, rzucając na nią długi cień
Porcelanowa twarzyczka Auriel skierowała się w stronę wojownika, który do niej mówił. Był duży i straszny, choć nie z takimi się mierzyła, to tym razem kiwnęła głową.
- Jeśli będziecie mnie chronić, to oddam. - zgodziła się spokojnie błądząc wzrokiem po pozostałych. Jedna jej noga pomału zmierzała ku tyłowi, by dać kolejny krok ku wycofaniu się. Pilnowała by dystans między mężczyznami a nią był bezpieczny.
- Dobrze, masz moje słowo - wojownik w odpowiedzi skinął głową i wyciągnął ku niej dłoń, oczekując, że ta sama odda mu pas z przypiętymi do niego mieczami.
- Jeśli w najbliższym czasie zajdzie potrzeba użycia ich, oddam Ci je - dokończył już całkiem spokojnym tonem głosu. Auriel kiwnęła głową odpięła pas, dając mu swoje bronie.

Rycerz zaprosił do nich bardkę ruchem dłoni. Wolał mieć ją przy sobie a zarazem liczył, że nieznajoma może otworzy się bardziej widząc kobietę wśród nich.

Oglądając się za siebie, Bran podeszła do Taleda. Z bliska zdawała się jeszcze mniejsza, filigranowa wręcz. Uśmiechnęła się przyjaźnie choć nieco płochliwie do zebranych i uniosła złociste oczy na swego opiekuna.
- Witajcie - przywitała zebranych jakby znaleźli się nie w nowym świecie a jakimś przyjęciu. - jestem Branwen - dygnęła nawet leciutko i schowała się nieco za Taledem, który objął ją przyjacielsko lewą ręką. Wyglądał przy niej jak wielkolud. W sumie do małych nie należał i tylko Kaedwynn dorównywał mu rozmiarem.
Auriel uniosła wolną dłoń przed siebie i zatoczyła nią okrąg w powietrzu, witając się w ten sposób z kobietą.
-Widzę, że nasz rycerzyk znalazł sobie nową panienkę do obrony! - Zarechotał wrednie Karghar, dybiąc na obce dziwadło spode łba. Spłlunął i podszedł do niej bliżej, podrzucając od niechcenia swój topór prawie jak zabawkę.
- Kim jesteś i czy wiesz coś o tym co się z nami stało? Jak skłamiesz ukręcę ci łeb. - Zażądał od Auriel. -Albo może wpierw się trochę zabawimy jeżeli wolisz…- zmierzył dziwną obcą taksującym spojrzeniem, z bezlitosnym wyrazem twarzy, od którego małe dzieci uciekały z krzykiem. Ona jednak zamiast uciec, ściągnęła brwi.
- Zabawić? Musimy wrócić, nie chcę się bawić - odpowiedziała, a jej policzki leciutko się nadęły, kiedy usta ułożyła w mocnym zacisku i wydęła je wypuszczając przez nie nabrane powietrze.
- Celozja to nieszczęście. Zagłada. Tutaj inny świat. Przeniosła i pozbyła się. Ja nie jestem nieszczęściem, jestem by pomóc - próbowała wyjaśnić i w końcu cofnęła się o krok, nie wiedząc już, jakie zamiary mają wobec niej.

Odpowiedź Auriel najwyraźniej jednak nie była zadowalająca dla wojownika, który gwałtownie podszedł do nieznajomej. Auriel widząc jego zamiary miała szansę zareagować, jednak zamiast tego zacisnęła mocno powieki i wstrzymała powietrze. Khargar chwycił dziewczynę za gardło i jedną ręką uniósł do góry. Branwen pisnęła przestraszona, a Taled ruszył się i położył rękę na ramieniu kompana.
-Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie, skąd się wzięłaś przy nas? - Warknął Karghar.
-Ktoś rozumie ten jej bełkot?- Zwrócił się do pozostałych.
- Spokojniej przyjacielu. Puść ją. Duszona nic nie powie.- Odpowiedział jemu rycerz. I miał rację. Auriel wstrzymała powietrze przez co nic nie mówiła.
- Każda niewiasta na opiekę zasługuje.- Oznajmił Khargarowi. Po chwili skrzywił się słysząc groźbę Khargara i objął drugą ręką Branwen w opiekuńczym geście.
- Powściągnijmy emocje przyjaciele. Na zemstę nad Celozją jeszcze przyjdzie czas.- Powiedział starając się uspokoić nerwy kompanów.
- No tak a dla Ciebie każda ładna buźka to bezbronna niewiasta? Jeszcze się na tym nie sparzyłeś, “mości rycerzu”? -Khargar zostawił Auriel i przeniósł spojrzenie pomiędzy Branwen, Taledem i obcą dziewczynę z szyderczym grymasem.
-W takim razie odpowiadasz za tę laleczkę- skwitował. Taled tylko skinął, że nie odmawia zadania.
Auriel czuła ucisk w gardle i zakaszlała mocno kilka razy. Nic nie powiedziała, bo nie uważała, by było co mówić. Skoro pokaz sił został zaprezentowany, uważała, że teraz dadzą jej spokój. Przynajmniej na jakiś czas. Spojrzała czarnymi oczami na rycerza, który się za nią wstawił.
- Przepraszam - zwróciła się do niego. - Nie sądziłam... Nie wiedziałam, że taki koniec. Ona miała przepaść, a my się nie poznać.
- Nie masz za co przepraszać.-
Uspokajał dziewczynę blondyn. - Może to dobrze, że przetrwała a my się spotkaliśmy? Nie myślałaś w ten sposób?- Dodał po chwili i zwrócił się do Bran i Auriel. Ta druga pokiwała stanowczo głową, przecząc. Wcale nie uważała, że dobrze się stało.
- Khargar, dosyć tego! - Między kobietę a łysego woja wkroczył Kaedwynn, który kilka chwil wcześniej oddalił się, aby spakować do plecaka bronie Auriel. Kiedy tylko się obrócił, zobaczył zbója ściskającego Auriel za gardło. Niemalże natychmiast podskoczyło mu ciśnienie.
- Też jej nie ufam, ale jednocześnie sądzę, że będąc w samym środku pierdolonej dziczy potrzebujemy siebie nawzajem.
- Musimy się zbierać -
Wtrącił się Taled, przerywając dyskusję. - Lepiej znaleźć czym prędzej jakieś schronienie i pożywienie.

Rudi, jak miał w zwyczaju stał raczej na uboczu przyglądając się rozmowie, a może raczej krzykach w kierunku nieznajomej. Nie wydawała mu się zła, a raczej miał dobre przeczucia. Jednak nikt się nim nie przejmował, z uwagi że trafił do grupy dość niedawno. Gdy ustała wrzawa związana z Auriel, ten podszedł do nieznajomej, a następnie powiedział:
- Witaj, jestem Rudi, nie dziw się, że tak zostałaś przyjęta - to co się stało jest dla nas nowe i bardzo dziwne. Nie rób, żadnych niepotrzebnych ruchów, a wszyscy do Ciebie przywykną - po czym odszedł znów na ubocze i zaczął rozglądać się po okolicy, która była dość monotonna szczególnie tu na ziemi - co innego w górze na niebie. Nigdy nie słyszał o takiej krainie, może za mało czytał podczas swych pobytów w przeróżnych bibliotekach.

- Trzeba przemyśleć co robimy, bo samym gadaniem nie wydostaniemy się stąd - powiedział jakby bardziej do siebie niż do zebranych dookoła towarzyszy.
- Nie inaczej drogi Rudi.- Przytaknął słowom rycerz i wskazał na południowy wschód. - Tam może spróbujemy?- Zapytał patrząc na resztę.
Rudi uśmiechnął się pod nosem, nie sądził że ktoś usłyszy jego słowa.
- Może zapytajmy Wilka, on się zna na tym jak przetrwać w głuszy więc może i tu nas poprowadzi, co Ty na to Wilku ? - gnom zapytał druida.
- No gdzieś iść musimy, jak nikt nie ma lepszego pomysłu to i tam możemy, a ty Laran na magii się znasz przecie, rozumiesz co się stało? -Wtrącił zniecierpliwiony Khargar.
- Tam gdzie woda, jak wspominałem. - Rzucił zapytany mężczyzna. - Niech idzie z nami, najwyżej się ją zje, gdyby okazała się szpiegiem. - Druid wzruszył ramionami i ruszył sprężystym krokiem w wybranym kierunku.
Wolałbym zjeść tego stwora, pomyślał mag, spoglądając na opancerzonego zwierzaka, który niedaleko nich grzebał w ziemi.
- Na magii się znam - odparł na pytanie Khargara - ale taka jest poza moim zasięgiem. Jest parę czarów, naprawdę potężnych, które mogą przenieść kilka osób do całkiem innego świata.
- To akurat było tak zwane Życzenie -
dodał. - I z pewnością znaleźliśmy się bardzo daleko od Blackmoor, bo takie akurat wyraziła pragnienie. Jedyna pociecha, że ten musiał solidnie Celozję
osłabić. Aż żal, że za nami nie ruszyła druga drużyna. Mieliby ułatwione zadanie.
- Innego pierdolonego Świata?! -
Zaklął Khargar, a Bran trzymająca się blisko Taleda skrzywiła się. Ciągłe przekleństwa w niczym nie pomagały w niczym -To łatwo chyba wrócić nie będzie, co?
- Bez wątpienia. - Laran skinął głową, po czym, nie oglądając się na innych, ruszył za druidem.
Taled nachylił się do bardki i szepnął.
- Nie martw się. Znajdziemy sposób.- Starał się pocieszyć bardkę, która obdarzyła go pełnym zaufania i oddania złocistym spojrzeniem i skinęła z wolna głową. Rycerz wyprostował się i rzekł już pełnym głosem:
- Ruszajmy bo niebawem strawy i wody będzie brak.
-No ale nie chodźmy jak stado owiec tylko w jakimś szyku, nie wiadomo co może z tych krzaków wyskoczyć - ja mogę być z Kaedwynnem na przedzie, magowie i lekkozbrojni w środku a rycerzyk może być strażą tylną i swoich “niewiast” pilnować -
zaproponował Khargar a Bren dumnie zadzierając nosek, spiorunowała go wzrokiem:
- Nie jesteśmy niczyją własnością - pisnęła zbierając się na odwagę.
Taled popatrzył na Khargara z wyrzutem.
- Możemy tak iść. Tylko proszę nie rycerzyk. Znasz moje imię.- Poprawił wojaka.

***

- Auriel, czym ty się na co dzień zajmujesz? - spytał Laran, gdy przeszli kawałek drogi. - Jesteś kapłanką? Magiem? Rzeźbisz? Haftujesz? Polujesz? Uprawiasz rośliny? Handel? - wymienił kilka możliwości.
- Z duchami mam kontakt… Łapię nieszczęścia - odparła z wolna Szamanka, nie do końca wiedząc jakimi słowami to wyjaśnić.
- Chwytasz nieszczęścia, zanim się wydarzą, chronisz przed nimi, uprzedzasz, że nadejdą - spróbował ustalić Laran - czy pocieszasz tych, których nieszczęście spotkało?
- One już są. Nie wiem czy w tym świecie są. W tamtym się rozpełzły. Muszę wrócić by je złapać. Celozji moc to jedno z wielu nieszczęść - wyjaśniła niezgrabnie Auriel i uśmiechnęła się przyjaźnie do mężczyzny.
- Łapiesz nieszczęścia i co potem z nimi się dzieje? - Laran nie do końca wiedział, jak rozumieć słowa swej rozmówczyni. Nie mówiąc już o tym, że nieszczęść i bez Celozji było tyle, że ich łapanie było pracą dla wielu ludzi i na wiele lat
- Ugh - Auriel jeknela. Rozłożyła ręce i opuściła je z powrotem. - Unicestwić je. Zniszczyć. Unieszkodliwianie. Pozbycie się. Nie przechowuje, by znowu nie ożyło. Rozumiesz, prawda? - spojrzała na maga a przez jej czarne tęczówki przeszedł blask błękitu.
- Tak, rozumiem. - Laran skinął głową. - To bardzo dobra metoda. Podoba mi się taka idea. Szamanka uśmiechnęła się szeroko i bezgłośnie klasnęła w dłonie - uważając na bolesność ręki - była zadowolona, że w końcu jej się udało z kimś dogadać.

***


W końcu ruszyli a Taled trzymał się blisko Branwin i nowej towarzyszki Auriel. Po kilku krokach gdy już się ustawili w jakimś szyku zwrócił się do nowej.
- Wszystko dobrze?- Wskazał na trzymaną rękę. - Nie jestem medykiem, ale może trzeba usztywnić lub zobaczyć czy nie trzeba nastawić.- Widać było, że pyta z serca nie z uprzejmości.
Auriel spojrzała na niego i zamrugała szybko oczami. Dopiero po paru sekundach przeniosła wzrok na swoją rękę.
- A nie, to się samo - uśmiechnęła się przyjaźnie i pokazała przegub, obracając ręką przed jego twarzą, aby mógł sobie obejrzeć - Patrzy? Nawet nie narosło wokół, sine tylko. Minie
Taled popatrzył na machaną przed twarzą rękę i pojawił się uśmiech w kąciku jego ust.
- Mam nadzieję, że szybko się dobrze poczujesz.- Powiedział i zwrócił wzrok ku drodze, którą szli.
- Jak długo podążałaś za nami w zamku Celesti?- Zapytał znienacka.
- Nie wiedziała, że zamki się imieniem mówi - zastanowiła się Szamanka i szybko zabrała rękę, ponownie przytulając ją do piersi. Uniosła wzrok ku górze jakby przyglądała się niebu, zamiast patrzeć pod nogi jak idzie
- Umm… Od wejścia. Cały czas. Swój cel mam, inni nie muszą odpowiedzialności brać za to. Nie chciałam. To sama muszę robić, więc mi… - Auriel ściągnęła brwi szukając słowa - ...głupio, że teraz mnie znacie. Nie chcę by ktoś zmartwiony był przez kogoś jak ja. Muszę… Powinnam sama.
- Kim tak naprawdę jesteś?-
Zapytał rycerz patrzą w niebiosa za Auriel. - Jesteś z któregoś znanych ludziom świata?- wrócił wzrokiem do nowej towarzyszki.
- Nie wiem - odparła szczerze Szamanka - Mój dom tam, gdzie moja forma… Niestety - posmutniała kobieta wbijając wzrok w piach.
Taled wpatrzył się w dziewczynę zastanawiając się i szukając jakiś śladów wskazujących na jej zmiennokształtność.
- O co chodzi z tą formą? - Zapytał ciepło i spokojnie. - Jesteś wilkołakiem czy jak?
- Wielkim kłakiem? - powtórzyła Auriel wolno układając usta aby powtórzyć słowa i spojrzała na rycerza ze ściągniętymi brwiami - Forma… Dusza, Ciało… No, forma… - starała się nakreślić o co jej chodzi, ale nie wiedziała czy dla takiej osoby jak Taled było to zrozumiałe. Miała wrażenie, że póki co tylko Laran ją rozumie.
- Hmmm. Znaczy, że oddzielasz od ciała swą duszę?
Auriel uniosła brew ku górze
- Kiedy słowa takie użyłam? - spytała zdziwiona.
- Staram się zrozumieć co chcesz mi przekazać.- Zasmucił się z lekka Taled i westchnął. - Czuję, że dobrą istotą jesteś. Trochę dziwną, ale dobrą.- Uśmiechnął się do Auriel. - Może kiedyś zrozumiem kim jesteś. Teraz chyba nie czas na to.
Szamanka odwzajemniła uśmiech. Był on szczery i przyjacielski.

- Kiedyś lepszą formę miałam. Teraz… trochę wstydu w niej. Wolałam, by nikt nie znał. Mnie nie znał. - rzuciła zupełnie luźno i westchnęła głęboko odwracając wzrok i rozglądając się ponownie po okolicy.
- A jaka ta lepsza forma była?- Zapytał z zainteresowaniem czując, że może opisując przez Auriel jej przypadek zrozumie lepiej.
Na twarzy pytanej pojawiło się rozmarzenie. Buzia pojaśniała subtelnym szczęściem, choć w oczach widać było żal i tęsknotę - Piękna. Majestatyczna… Zdumiewająca. Po prostu… Naprawdę piękna…
- Jedyne takie istoty o których słyszałem to anioły.-
Spróbował rycerz.
- Widziałeś takie? - zainteresowała się nagle Auriel, od razu patrząc na twarz Taleda jakby podekscytowana.
Taled lekko się zmieszał, ale odpowiedział. - Niestety nie.
Dosłownie w jednej chwili Szamanka z uradowanej stała się przygnębiona.
- Och… No tak. Takich tu i tam - powiedziała mając na myśli świat, z którego przegoniła ich Celozja - Zapewne nie ma - dokończyła wzdychając smutno i ponownie patrząc pod nogi.
- Gdyby nie było to bym nie słyszał chyba.- Położył dłoń na jej ramieniu. - A ty widziałaś?
Szamanka posmutniała jeszcze bardziej. Poruszyła głową tak, że jej pióropusz zaszeleścił, a czarne, długie włosy spłynęły kaskadą zasłaniając profil jej twarzy. - Ni… - zaczęła, ale jej słowa jakby nagle się zacięły. Próbowała powtórzyć, jednak wyszło jedynie, jakby się zająknęła. Zmieszała się jeszcze bardziej, ponownie potrząsając głową. W końcu niespodziewanie odwróciła się w stronę rycerza i spojrzała na niego. W czarnych jak noc tęczówkach zabłysła mgła błękitu, jakby opętał ją jakiś przypływ magii. Chwyciła rycerza delikatnie za dłoń i przyciągnęła lekko do siebie, stając na palcach aby dorównać wzrostowi szepnęła do ucha by nikt inny nie słyszał - Mnóstwo.
Potem puściła go i odsunęła się.
- Nie powinieneś zadawać mi pytań - dodała już wyraźniej i ponownie wbiła wzrok w piach.
Gryf zmieszał się i prawie cofnął się w tył. Coś mu mówiło, że ta kobieta miała coś wspólnego z aniołami.
- Jeśli wolisz Pani bym zamilkł uczynię to nie zaprzątając już Twej głowy.- Mówił i widać było, że jakby ta magia w oczach Auriel przemówiła mu do serca.
- Wolalabym. Ale nie mi mówić, co robić powinien tak bardzo dobry osobnik - Auriel nie spojrzała już na niego ponownie.
Taled rozejrzał się za Branwin. - Jeśli będziesz chciała porozmawiać ja zawsze wysłucham.- Skłonił się lekko i zrównał się z bardką. Szamanka kiwnęła głową i patrzyła na rozciągające się piaski.
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 07-10-2017 o 21:03.
Hakon jest offline  
Stary 07-10-2017, 21:12   #10
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Scena Druga
Nieoczekiwany Sojusznik

Po długiej sprzeczce, awanturnicy w końcu doszli do porozumienia i zebrali się do wyruszenie w wyznaczonym przez Wilka kierunku, kiedy niespodziewanie usłyszeli krzyk Branwen:
- Tam! Patrzcie! - Kobieta wskazała niespełna tuzin szybko zbliżających się cieni, które unosiły kilkanaście metrów ponad lądem, lecąc w kierunku wzgórz, na których zatrzymali się poszukiwacze przygód. Na ich widok wszyscy, jak jeden mąż, rzucili się w stronę okolicznych zarośli, szukając bezpiecznego schronienia. W ukryciu oczekiwali nadejścia intruzów…

Najpierw dało się usłyszeć nieludzki skowyt, a później donośny trzepot ogromnych skrzydeł. Wychylając ciekawskie głowy, ujrzeli przelatujące nad nimi gadopodobne istoty, których dojeżdżały elfopodobne istoty o szarym, niemalże podchodzącym w bladość odcieniu skóry i smolistych, długich włosach. Poruszali się w zwartym szyku, który zdradzał ich militarne wyszkolenie.
Jeźdźcy gigantycznych pteranodonów przemknęli bezpośrednio ponad wzgórzem, na którym ukryli się awanturnicy. Mimo znacznej bliskości nie spostrzegli ich, albowiem nie zwolnili tempa i szybko oddalili się w kierunku, w którym zmierzali poszukiwacze przygód.

Obserwując ich z ukrycia, wędrowcy spostrzegli, że jednego z bardziej okazałych, latających gadów dosiadają dwie osoby. Pierwszą z nich bez wątpienia była elfem, jednakże druga… Druga mogła być człowiekiem, co dodatkowo potwierdził czujny nos Wilka.
- Kobieta - powiedział na głos, wprawiając Kaedwynna w zastanowienie jak mógł to stwierdzić na podstawie samej tylko woni. Kiedy w końcu jeźdźcy znaleźli się ponad linią drzew, niespodziewanie ta sama kobieta, o której mówił zmiennokształtny, zeskoczyła z pteranodona, spadając przez kilkanaście metrów, by z całym nadanym przez upadek impetem zniknąć w koronach drzew. Na ten widok, cały podniebny szyk dokonał gwałtownego manewru i rzucił się w stronę miejsca, w którym zniknęła. Od samego początku wyglądało to tak, jakby młoda, ciemnoskóra kobieta celowo chciała uciec od szaroskórych elfów, którzy prawdopodobnie ją uprowadzili...

Laran w milczeniu obserwował całą sytuację i zastanawiał się, czy warto ruszać się z miejsca, czy też lepiej cierpliwie przeczekać to zajście.
- Wesoło się tu bawią - powiedział z przekąsem. - I mają świetne środki lokomocji.
- Zaiste, ciekawe ile trzeba czasu by oswoić takie stworzenie, może udałoby nam się wrócić na nich do domu? O ile w normalny sposób idzie do niego wrócić. Ekhm to znaczy nie za sprawą magii - dorzucił Rudi, przypatrując się stworom, które zaczęły poszukiwania prawdopodobnego zbiega.

Ostatnią osobą biegnącą ku krzakom jak można było się spodziewać był ubezpieczający wszystkich Taled. Bran biegła ile sił w nogach piastując w ramionach i instrument i plecak. Każdy zdrowo myślący członek drużyny nie mógł zrozumieć czym się kieruje ten młodzian. No ale teraz nie było czasu na zastanawianie.
- Obawiam się, że są inne też środki lokomocji w posiadaniu innych mieszkańców tego świata.- Powiedział spokojnie Taled trzymając w objęciach Bran i będąc zarazem blisko Auriel.
- Proponuję ruszyć i zobaczyć co z tą spadającą kobietą.- Zaproponował przypatrując się latającym gadom i ich jeźdźcom.
- Proponuję poczekać, aż tamci sobie polecą w siną dal - odparł cicho Laran. - Jest ich trochę dużo.

- Z tym się zgadzam co prawisz. Nasz Wilk już zna jej zapach i chyba ją znajdziemy jeśli ucieknie elfom.- Podsumował Taled.
- O ile zdoła - zauważył Kaedwynn, patrząc jak wielkie pteranodony krążą nad miejscem, w które spadła kobieta. - Z drugiej strony ten upadek mogła nie przeżyć. Znalazłby się ochotnik, by wybadać sprawę?
- Dwa razy nie musisz pytać jeśli chodzi o ratunek dla niewiast w potrzebie przyjacielu.
- Wystąpił Gryf północy.

- Miałem na myśli osobę, która potrafiłaby to zrobić bez zwracania na siebie uwagi - dodał z uśmiechem na twarzy. - Wybacz, Taled, mężny z Ciebie gość, ale chyba do tego zadania się nie nadajesz.
- Taledzie, od czasu do czasu pomyśl nie tylko o dziewczynach w opałach
- wtrącił się Laran - ale i o tych, którymi ponoć się opiekujesz.
- Ja mogę spróbować
- żachnął się Rudi, sam do końca nie wierzył, że to powiedział. - Spróbuję podejść do tych drzew i wybadać sprawę.

Auriel większość czasu spędziła na gapienie się w miejsce, gdzie spadła jakaś istota. Skupiła swój wzrok, a rozmowa między innymi była jakby tłem. Dopiero gdy w grupie nastąpiło poruszenie, kobieta zareagowała.
- Pomogę jej. Chcę swoją broń

Kaedwynn, jak i Taled, spojrzał na dziewczynę z wyraźnym zdziwieniem malującym się na twarzy.
- I jak zamierzasz tego dokonać? Rudi to mistrz w złodziejskim fachu, nasz włamywacz i szpieg.
- Nagle wam przykro było, gdyby formę mą coś zjadło?
- spytała mrużąc oczy i wyciągnęła dłoń po swoje bronie. - Jak zeżre to lepiej dla was. Spokój będzie.
- Nie do końca
- odparł Laran. - Nie będzie spokoju, jeśli oni się dowiedzą, że tu jesteśmy.
- Bo ja napisane mam gdzieś, że sama sobie nie jestem. Ugh.
- Auriel zmarszczyła nos.

Kaedwynn skinął głową, zgadzając się ze słowami czarodzieja, ale mimo to sięgnął do plecaka po miecze.
- Laran ma rację. Mogą zechcieć przeszukać okolicę, ale dobrze… Widać, że jesteś pewna swego - powiedział, oddając jej broń. A ona od razu wstała i przypięła pas swobodnie wokół bioder - Masz okazję się wykazać - dodał, zerkając niespokojnie na stojącego nieopodal Khargara. Ciekaw był jego reakcji na ten widok.

Khargar początkowo skrzywił się na widok uzbrajania Auriel, której nie ufał (zachowywała się wyjątkowo dziwnie, mogła być szpiegiem Celozji albo czymś równie paskudnym) ale po chwili wzruszył ramionami, nie był to czas na konflikt z resztą tej tak zwanej “drużyny”.
- No to zobaczmy co ta laleczka potrafi…. - Zarechotał.
- A tę co spadła można wziąć na spytki, pewnie tutejsza i wie dużo więcej niż my. A może za nią dobrą nagrodę ci latający dadzą. - Spojrzał na jeźdźców dziwnych gadów, zaciskając knykcie na rękojeści swojego zabójczego topora.

Laran nie zamierzał dyskutować z dziewczyną. Na kobiecy upór nie było lekarstwa... a cmentarze pełne były tych, co byli zbyt pewni siebie.
- Auriel.- Zwrócił się do dziewczyny rycerz. - Jesteś pewna? Może zostaniesz w bezpiecznym miejscu. Tam nie będę mógł Ci chronić.
- Idę z małym kolegą, sama sobie ochroną być mogę
- wyciągnęła rękę w kierunku gnoma i pogłaskała go po głowie jak najsłodsze stworzenie na świecie, a nie rozumną istotę humanoidalną. - Będę mówić wewnątrz ciebie. Nie bój się tego - po tych słowach zniknęła wszystkim z oczu, jakby nigdy jej tu przedtem nie było.
- No, ładnie… A myślałem, że już niczym nas nie zaskoczy - powiedział z przekąsem Kaedwynn. - Lepiej pilnuj swoich pleców, Khargarze…
Rudi wykrzywił się w grymasie pogardy dla nieznajomej i po chwili też zniknął wszystkim z oczu.

- Taaak, człowiekiem to ona nie jest. Idę mieć na nich nosa. - Rzucił Wilk, zrzucając swój plecak i lagę. Następnie ruszył w stronę drzew, by zlać się z roślinami.
Taled spojrzał na Bran.
- Widziałaś? - Głupio patrzył na bardkę to na miejsce w którym przed chwilą stała ona i gnom, a później patrzył w miejsce gdzie spadła kobieta lecąca na gadzie.
- Coś czuję, że lepiej mieć ją za przyjaciela niż wroga.

Bran nie odpowiedziała. Z zamyśleniem wpatrywała się przed siebie.
Dopiero po chwili cicho spytała:
- Jesteśmy pewni, że… - nie dokończyła zmieszana.
- Czego Bran?- Spytał Taled. Nim złotooka zdołała udzielić odpowiedzi usłyszeli:
- Jak nasz Gryf ci się znudzi to zawsze możesz zmienić kompana. - Mruknął Khargar, przysłuchujący się słowom bardki. Od gadania rycerza zbierało mu się na wymioty. Ciekawe czy Taled wiedział o niej tyle co on?

Rycerz podniósł wzrok na Khargara i wpatrzył się w jego twarz. Niezbyt podobało mu się to co mówił wojownik i jego sugestia. No ale Bran była dużą dziewczynką i rycerz nie zamierzał tak odpuścić.
- Nie igraj z losem Khargar. Teraz chyba mamy co innego do roboty niż szukać udeptanej ziemi.- Uprzedził wojaka Taled.
Drobniutka Bran przesunęła się by stanąć między wojownikami i położyła dłoń uspokajającym gestem na dłoni Taleda:
- Nie trać sił, Gryfie - poprosiła z łagodnym i czułym uśmiechem.
- A Ty waleczny Khargarze - odwróciła się z urokliwym uśmiechem ku wojownikowi, również dotykiem i jego uspokajając - jeśli pragniesz mych ballad i towarzystwa, poczekać będziesz musiał. - posłała powłóczyste spojrzenie spod rzęs - Cierpliwości.
Wróciła do boku Taleda:
- …czy warto zaczynać konflikt z kimś kto ma latające stwory. I do tego puszczając jeno kobietę i mniejszego z nas….

Pod tymi słowami Laran z całą pewnością mógł się podpisać - szczególnie z pierwszą częścią wypowiedzi. Jeśli zaś chodziło o narażanie kobiet czy gnomów... W tym wypadku popierał równouprawnienie.
Taled uspokoił się reszty pod dotykiem Bran. Rycerz zmarszczył brwi w geście niezrozumienia, gdy dziewczyna odpowiadała Khargarowi. Trochę niepokoiły go jej słowa, ale nim zdążył zagłębić się w rozważania Bran dokończyła to co mówiła wcześniej.
- Nikt nie mówi, że w konflikt z nimi idziemy Bran.- odpowiedział zdziwionym głosem. - Oni poszli sprawdzić kim jest ta kobieta i przebadać teren.- Starał się przedstawić od pokojowej strony zajście.
- Auriel i Rudi jako jedyni nie rzucają się w oczy więc i walki powinni uniknąć.

Złotooka ponownie pokręciła głową:
- To wszystko jest zbyt dziwne. - ze słyszalną obawą w głosie - A ta Auriel nie wygląda jakby potrafiła przejść obok cudzego nieszczęścia. I w dodatku jest ranna. To tylko kwestia czasu, Taledzie. - zagryzła wargę - Może… nie powinniśmy stać tak w miejscu? - spojrzała po swym obrońcy i pozostałych z niemym pytaniem w szeroko otwartych oczach.

- Dziwne. - Ni to powtórzył ni zadał pytanie. Gryf zastanowił się przez chwilę wpatrzony w dal gdzie powinni już dochodzić gnom z Auriel.
- Ranna i poszła na zwiad. W sumie masz rację, że dziwna sprawa.- Skrzywił się nieznacznie Taled.
- Lepiej chyba poczekać tu na nich. Jeszcze się pogubimy w tej dżungli.

- Auriel jest dorosła i wie co robi
- wtrącił się Laran. - Jeśli pójdziemy w tamtą stronę, to nas zauważą jeźdźcy tych latających stworów. Wtedy nie tylko nikomu ni pomożemy, ale jeszcze zaszkodzimy i im, i sobie. - Laran spróbował być głosem rozsądku. Rycerz kiwnął głową na Larana potwierdzając jego zdanie.

- Zgadzam się Laran, że nie ma co się ruszać, zobaczmy czy zwiad Rudiego i tej szalonej się uda. Musimy się dowiedzieć więcej o tym gdzie do cholery jesteśmy. -Mruknął Khargar drapiąc się po głowie. Ciężko było planować cokolwiek jak nic nie wiedzieli o swojej sytuacji.
- Jak ta cała Auriel da się zabić, to i tak niewiele byśmy mieli z niej pożytku.
- Więcej wiary Khargarze. Tylko to nam pozostało w tym dzikim kraju
.- Taled przemówił spokojnym głosem. - Wiesz Khargar? Przynajmniej raz w czymś się zgodziliśmy. - Zauważył na koniec i uśmiechnął się lekko.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172