Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-11-2017, 23:09   #1
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
[BRP] Nóż Czarnoksiężnika - cz.2 - Wzgórze Władcy Jeźdźców

Dwa dni. Tyle czasu dostali od Rashida, aby się przygotować do wyprawy na zachód, ku Res Horab, w lingua thoertiana nazywanym Hortorum. Aby tam dotrzeć z Al'Geif potrzebowali około trzech tygodni czasu. A po drodze, z tego co się dowiedzieli od przewodników karawan i kupców, których wielu spędzało czas w karawanseraju, nie było większych miast. Jadąc, trzeba było liczyć na siebie, bo zapasy we wsiach, siołach i osadach nie były pewne i czasem mogło się okazać, że podróżujący pozostanie bez wody, jadła bądź karmy dla zwierząt. Ta ostatnia akurat o tej porze roku nie stanowiła większego problemu, gdyż stepy rozciągające się na zachód od Al'Geif zieleniły się i kwitły, a owiane złą sławą Pustkowia były dalej na północ i nie było powodów, aby się tam zapuszczać. Wszyscy zagadnięci o drogę, odpowiadali, że nie warto kierować się na północ, ku Nahai i potem odbijać ku właściwemu celowi podróży. Sugerowali, aby trzymać się północnych stoków Gór Sierpowych i dopiero przekraczając wody potężnego i błogosławionego Ananu, w owym miejscu będącego zaledwie rzeczką, skierować się na północny zachód, wprost ku górom lub zahaczyć o Yarakan, uznający zwierzchność Sułtana, ale niemal niezależny.


Nim jednak awanturnicy powzięli poważniejsze kroki w kierunku zdobycia niezbędnego ekwipunku i zapasów, w Odpoczynku Ali Beba zjawił się wysłannik Rashida. Wyglądał jak żebrak i chyba żebractwem zajmował się na codzień, nie wykonując poleceń Szejka. Był stary, zniszczony życiem, brudny i odziany w łachmany. Niedowidział i brakowało mu niemal wszystkich zębów, a wargi miał czarne od ciągłego żucia ghuit.

- Niechaj Fahim błogosławi Wam szczęściem i wieloma potomkami - odezwał się, a gdy otworzył usta, buchnął z nich kwaśny odór. - Szejk, niech Fahim zachowa go w zdrowiu, przekazuje moimi ustami, taką oto wieść. Niechaj moi współpracownicy wstrzymają się od przygotowań, gdyż udało mi się zorganizować dla nich pomoc. Niechaj stawią się w umówionym terminie po wschodniej stronie souku i wypatrują czterech ciemnoskórych cudzoziemców. A gdy ich znajdą, to dostrzegą, że jeden z nich jest moim człowiekiem, a pozostałych trzech będzie dla nich pracodawcami przez najbliższe kilka tygodni. Owi kupcy wybierają się ku Res Horab i moi przyjaciele stanowić będą część ich karawany, a oni w zamian zapewnią mym przyjaciołom miejsce do spania, jedzenie i picie. Moją wolą jest, aby moi przyjaciele służyli owym trzem ludziom wedle swych umiejętności, gdyż taki układ z nimi zawarłem.


Dwa dni minęły i awanturnicy udali się na tętniący życiem od samego świtu suk, aby odnaleźć tajemniczych obcokrajowców. Mimo wczesnej pory, już było tłoczno. W powietrzu rozchodziły się aromatyczne zapachy przypraw, gotowanych właśnie potraw, owoców i warzyw. Sprzedawcy zachęcali do zakupu, wszystkiego co można było kupić. Kozy, kury i gołębie hałasowały, dodając swoje głosy do ogólnego rozgardiaszu, typowego dla każdego rusanamańskiego miasta.


I w tym całym zamieszaniu, gdy udało się im już przecisnąć przez kramy i stoiska, odszukali w końcu nowego członka swojej drużyny, który oczekiwał na nich w towarzystwie trzech dziwnych mężczyzn. Olbrzymi, większy nawet od Mumamby Ghaga musiał być człowiekiem Rashida. Pozostali trzej również byli ciemnoskórzy, ale ich skóra miała bardziej żółty odcień, ich oczy miały kształt migdałów, a nos był płaski i szeroki. Byli też wyraźnie niżsi i wątlejszej budowy niż Ghaga, a ich ozdoby, sposób uczesania i tatuaże, widoczne spod rusanamańskich khilatów, zupełnie nie przypominały ghagańskich.



- Allohaa - siwowłosy mężczyzna wstał i podniósł rękę w geście powitania. Słowo, które wypowiedział musiało pochodzić z jego ojczystego języka, jednak zaraz przeszedł na mówienie w mowie Rusanamani, zrozumiałej tylko dla Zahiji. Wyglądało na to, że wiedźma będzie musiała zostać tłumaczką, chyba że kupiec znał jeszcze inne języki. Wskazał na siebie oraz swoich dwóch kompanów, z których był najstarszy. - Jestem Upokoina, a moi bracia to Peleki i Hanohano. Razem mamy udać się w podróż. Wszystkie szczegóły są już ustalone. Możemy wyruszyć jutro.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 10-11-2017 o 23:12.
xeper jest offline  
Stary 11-11-2017, 14:26   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Oczywiście mogli chyłkiem wymknąć się z miasta i zniknąć - najpierw w mrokach nocy, a potem w dalekich krajach. Szejk mógłby się wściekać i miotać przekleństwami, a i tak nic nie mógłby zrobić. Ale pozostawała sprawa Ianusa i jego opętania.
Oczywiście mogli i ten problem rozwiązać w najprostszy sposób, podrzynając opętanemu gardło, lecz nie było wiadomo, co w takiej sytuacji zrobiłby duch. A nuż zechciałby znaleźć sobie innego nosiciela?
Poza tym pozostawała jeszcze sprawa skarbów. Mieć złoto, a nie mieć złota, to dość spora różnica... nawet jeśli zdobycie tego złota wiązało się z pewnymi niebezpieczeństwami, wynikającymi nie tylko z długiej podróż.

* * *

Wyprawa nie miała należeć do krótkich i rozmyślania o tym, co trzeba kupić i ze sobą zabrać czasami przyprawiały Cedmona o ból głowy, szczególnie że miał do wykarmienia (i napojenia) nie tylko siebie i konia, ale i Hundura. Trudno było sobie wyobrazić, że bojowy pies będzie targać na plecach swoje zapasy.
Już się zaczął zastanawiać nad kupnem jakiegoś wózka, gdy przybył posłaniec od Rashida z nadzwyczaj dobrym informacjami, które ktoś bardziej drobiazgowy nazwałby rozkazami.
Cedmon w takie drobiazgi nie wnikał. Uznał, że będzie pełnić swe obowiązki jako zbrojna straż, ewentualnie myśliwy, bo w końcu takie akurat były jego umiejętności. Co prawda nie liczył na zapłatę, ale oszczędność na prowiancie, tudzież zalety podróżowania w większej grupie, miały swoje plusy.

Co prawda wikt i opierunek mieli zapewniony, ale mimo tego Cedmon postanowił zakupić prowiant na tydzień podróży. Wypadki chodziły po ludziach, a to, że podróże się wydłużają a plany sypią, było wiadome każdemu.
Sprawdził też dokładnie swój obozowy sprzęt, broń, a poza tym zakupił dwie zapasowe cięciwy. Łuk bez cięciwy niewiele jest wart, a łucznik bez łuku...

* * *

Targowisko, zwane nie wiedzieć dlaczego sukiem, zachęcało do wydawania pieniędzy. Cedmon był jednak na tyle rozsądny by wiedzieć, że z oferowanych przez kupców rzeczy niewiele się przyda w podróży. I na tyle rozsądny, by dbać o swą sakiewkę, zagrożoną nie tylko przez chęć wydawania, ale i przez miłośników cudzej własności.
A na niektórych złodziejaszków nawet Hundur byłby bezsilny.

Wspomniana przez posłańca czwórka już była na miejscu, a człowiek Rashida zdecydowanie odróżniał się od pozostałych. I chociaż nie należało oceniać człowieka na podstawie wyglądu, to nowy uczestnik wyprawy nie wzbudzał zbytniego zaufania.
No ale skoro szejk mu ufał.
Dość niewygodną okolicznością było to, że nowi 'pracodawcy' zdawali się nie mówić językiem, jakim posługiwali się cywilizowani ludzie. Co akurat nie musiało być prawdą...
- Cedmon - przedstawił się. - A to jest Hundur. - Wskazał na towarzyszącego mu psa.
Na dźwięk swego imienia pies uśmiechnął się, demonstrując całkiem pokaźną kolekcję zębów.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 12-11-2017, 18:47   #3
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Igwe Tanaba był wysokim, czarnoskórym mężczyzną o dość masywnie rozbudowanej sylwetce. Jego dawni towarzysze mówili na niego Blizna, a przydomek brał się z długiej szramy, która zaczynała się od lewego obojczyka, a kończyła w okolicach prawej kości biodrowej. Igwe lubił ją eksponować, kiedy nie nosił zbroi, a tego dnia tak właśnie było. Pirat odziany był w znoszoną, gęsto podziurawioną kamizelkę w kolorze zgniłej zieleni oraz czarne, lniane spodnie, podtrzymywane przez gruby, skórzany pas, do którego zatkniętych było sześć ostrych jak brzytwa toporów do rzucania. Ulubionym zajęciem Blizny, kiedy nie miał nic lepszego do roboty, a w szczególności kiedy przebywał w ruchliwym mieście, było ostrzenie swoich broni na osełce, z którą nigdy się nie rozstawał. Szczególnie upodobał sobie siedzenie w pobliżu często uczęszczanych alejek, gdzie w cieniu słomianych zadaszeń mógł obserwować przechodzących ludzi i jednocześnie dbać o swój oręż, a miał go wiele sztuk. Poza bronią miotaną, Igwe nosił na plecach ciężki, obusieczny topór dwuręczny, którym zwykł trzymać swoich przeciwników na odpowiednio długim dystansie, zaś koło biodra zwisał jego mniejszy, jednoręczny brat, który przydawał się w walce w ciasnych przestrzeniach. Czyniło to z Blizny groźnego oponenta, takiego z którym trzeba było się liczyć i jak najszybciej wyzbyć się uprzedzeń, albowiem potężny Ghagańczyk zaskoczył śmiertelnie już niejednego przeciwnika, który go zwyczajnie nie docenił.

Igwe był piratem, co łatwo zdradzał jego styl bycia. Pływał u boku prawdopodobnie najbardziej niesławnego pirata w dziejach, przez jego ręce przechodziły niemałe fortuny i równie szybko topniały one, albowiem żywot wilka morskiego był krótki i okrutny. Zwyczajnie nie było wystarczająco dobrego powodu do akumulowania oszczędności, kiedy nad głową ciągle wisiała obietnica stryczka, załogę często trawiły choroby, zaś czysty pech podczas abordażu mógł sprawić, że życie zostałoby bezlitośnie skrócone. Nic więc dziwnego, że piraci przepuszczali pieniądze jak wodę przez palce, wydając je na drogie kurwy, alkohol, a nawet na wróżby i amulety ochronne, które miały rzekomo bronić ich przed klątwami. W istocie, tam gdzie kwitło piractwo, tam też rozkwitał biznes i być może dlatego cywilizacja do pewnego stopnia tolerowała ich obecność.


Większość długiego poranka Igwe spędził siedząc u boku Rusanamańczyków i co wcale nie było zaskakujące; ostrzył w tym czasie swoje i tak już doskonale naostrzone topory. Przez cały ten czas nie zamienił choćby jednego słowa ze starszymi od siebie mężczyznami, czego powodem wcale nie była bariera językowa. Blizna był człowiekiem Rashida, był mu lojalny i posłuszny, więc kiedy ten nakazał czekać na grupę cudzoziemców, to Blizna tak też uczynił. Nie chciał się przy tym wdawać w niepotrzebne rozmowy, nie szukał towarzystwa, a wszystkie swoje myśli wolał skupić na czekających go zadaniach. Igwe Tanaba był przede wszystkim oddanym sprawie człowiekiem, a pirackie życie nauczyło go, że wolę silniejszych od siebie należy uszanować, jeżeli samemu chce się podnieść swoją pozycję społeczną. Wolą Rashida było, aby dołączył on do grupy awanturników i towarzyszył im, jakby sam był ich człowiekiem, tak więc Igwe Tanaba miał zamiar potraktować sprawę śmiertelnie poważnie i stać się lojalnym także wobec swoich nowych towarzyszy. Wiedział, że z początku nikt mu nie zaufa, co wcale nie było czymś wyjątkowo dziwnym w obecnych czasach, dlatego zamiast wypowiadać piękne słowa o dozgonnej przyjaźni, wolał aby czyny same za niego przemówiły.

Kiedy w końcu na umówione spotkanie przybyła grupa awanturników i wszyscy zaczęli się sobie przedstawiać, Blizna wstał z wiklinowego krzesła i przykładając zaciśniętą pięść do serca, skłonił się delikatnie.
- Igwe Tanaba, do waszych usług - powiedział, po czym usiadł z powrotem na swoje miejsce i wrócił do ostrzenia jednego z toporków. Przez cały ten czas przyglądał się uważnie cudzoziemcom, starając się odgadnąć ich talenty i możliwości.
Czarnoskóra kobieta z plemiennymi tatuażami wyglądała na jakąś łowczynię, więc pewnie doskonale strzelała z łuku i równie dobrze odnajdywała się w dziczy. Druga niewiasta sprawiała wrażenie jakiejś szamanki, choć pierwszą myślą Igwe było to, że jest żoną jednego z awanturników. Czarnoskóry mięśniak wyglądał na wojownika, a towarzyszący mu blondyn musiał być legionistą z Imperium Thoertiańskiego, w którym to Igwe dorastał jako niewolnik. Mężczyznę zdradził nie tylko akcent, ale też sposób bycia, tak charakterystyczny dla okrywających się dumą Thoertiańczyków. Ostatnia osoba sprawiła mu największe problemy, ale charakterystyczny dla nomadów strój Cedmona oraz łuk refleksyjny na plecach, sprawił, że Igwe, który opłynął cały znany świat, wziął go za Onqûeryjczyka, choć może było to błędne rozumowanie. Blizna miał zawsze problem z rozróżnieniem społeczności nomadów, a brało się to stąd, że zazwyczaj nie mieszkali oni w pobliżu wybrzeży.
- Gotowi do podróży? - Zapytał, kiedy skończył oceniać swoich przyszłych towarzyszy.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 14-11-2017, 00:22   #4
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dwa dni. Accipiter najchętniej wyruszyłby od razu, ale wieść od szejka była wystarczająco dobra by przemęczyć się w tym mieście jeszcze te dwa cholerne dni. Gdyby miał też zgadywać, uznałby, że Rashid od początku coś takiego planował, ale za dużo było w nim z kupca by zrazu im tak dogadzać. A po prawdzie to stratny nie był na niczym. Za to zarobić mógł zupełnie dobrze…
Thoer nie był w tym czasie w nastroju do rozmów. Na ogół można go było zastać przed Odpoczynkiem Ali Beba raczącego się rozcieńczonym do bólu winem, lub bez przekonania kartkującego obie wielkie księgi, które wyniósł z katakumb. Jeśli więc rzeczywiście Saadi był w nim obecny, nie uznawał chyba za stosowne objawić się jakiś spektakularny sposób. Albo zwyczajnie uznawał zachód za właściwy kierunek w jakim jego kukiełka winna wyruszyć. Dość rzec, że z przybytku Ianus oddalił się raz tylko o czym poinformował jednak Enki, że zamierza Resinę wyprowadzić przed miasto i trochę ją przejechać. Wrócił po trzech godzinach i zaległ na swoim posłaniu. Nazajutrz zaś należało zapoznać się z ludźmi Rashida.

Na targu nie zakupił niczego i jedyne na co zdawał się mieć baczenie to księgi w tobołku i Resina. Co nie zmieniało faktu, że do podróży przygotował się w sposób dla siebie tradycyjny. Resina była nienagannie wyczesana i wyczyszczona. Gladius i pilum naostrzone, zbroja wypolerowane. On sam nawet nie wiedzieć kiedy i gdzie umyty i ogolony jak na thoerskiego ekwitę przystało. A minę przy tym miał taką, że mimo obnoszenia się z charakterystyczną dla wrogów sułtanatu segmentowaną loricą, nikt jakoś nie miał go ochoty zaczepiać. Wizerunku dopełniał kołysząc się przy derce wiecheć siemienia lnianego do pogryzania, oraz pełen bukłak. Jedyna rzecz, której nie posiadał przybywając do Al’Geif. Jedyna pamiątka, którą zamierzał wyrzucić jeszcze dziś wieczorem. Prawie jedyna.

Skinął Irunoi na powitanie gdy jasnym już było, że to oni będą nowym kupcem Hamadrio. Zdawkowym “ave” poczęstował również ciemnoskórego ich towarzysza, który jakoby owym zaufanym człekiem Rashida miał być. Co nie znaczyło, że i legionista nie przyjrzał mu się uważniej. Ingwe bardziej niż chłopca na posyłki rusamanamskiego księcia złodziei, przypominał Ianusowi gladiatora w typie ciężkozbrojnego Okara. Spektakularne widowiska i bardzo krótka żywotność w jednym. Zaś ogorzała bryzą morską i słońcem twarz też trochę mówiły o właścicielu.
Z powołaniem się minąłeś przyjacielu.
- Gotowy - odparł krótko na zadane pytanie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 14-11-2017, 19:20   #5
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Dwa dni. Tyle mieli pozostać w Al'Geif.
Nie żeby Zahiji dokądś się spieszyło. Upodobała sobie jedną palarnię opium i tam się rozgościła. Nie, nie tę samą w której za okazaniem tajnego hasła dostąpili spotkania z szejkiem. Inną. Bardziej obskurną i anonimową.
Wiedźma raczyła się opium a opium raczyło się wiedźmą. Ni to spali ni byli na jawie, splątani w uścisku ciała i dymu, fantazji i rzeczywistości.
Wiedźma czekając aż upłynie czas odkryła coś ciekawego. Nie śmierdziała groszem. Banał, do którego nie przykładała zbytniej wagi nagle został odkryty i wyniesiony do rangi spraw istotnych. Owszem, umiliła sobie wolne dni fajką wodną ale już nie smagłym od słońca, natartym olejkami niewolnikiem.

Była nawet trochę zła z tego powodu, a może była zła na coś całkiem innego, o czym nie chciała zbyt dużo myśleć. Fakt pozostał jednak faktem, że smagły niewolnik poszedł na piętro z kimś innym a Zahija tylko odprowadziła go wzrokiem.
Wtedy dosiadł się do niej wielki jak drzewo Thoer. W pierwszej chwili myślała, że to Ianus. Ale nie, byli tylko podobnie ubrani, mieli podobny kolor włosów i zarost. Tamten nazywał się... inaczej. Khajun raczy wiedzieć jak, Zahija zapomniała jego imienia po drugim dzbanie wina, który im zakupił. Ładnie gadał. Śpiewnie. I był zabawny. Miał mocne umięśnione ramiona wytrawanego wojownika, zadbaną broń i czyste sandały. Nie było go niestety stać na smagłą od słońca, natartą olejkami niewolnicę, co za ironia.

Rankiem dnia trzeciego w miejsce wyznaczone do wyjazdu dotarła Zahija jako ostatnia. Wlokła się pieszo, ciągnąć za uzdę swą urodziwą klacz. Nie szła sama a z towarzyszem przewyższającym ją o dwie głowy.
Śmiali się. Nadal pachnieli winem i nieprzespaną nocą.
Pożegnała go wylewnie, jakby znali się od dawna. Uchyliła rąbek czarnych woali. Szepty i dźwięk pocałunku zagłuszały grzechoczące wisiorki. Thoer pomógł jej wsiąść na koń i odszedł w swoją stronę. Dwa razy się za nią obrócił ale wiedźma już nie patrzyła. Spoglądała w oczy kolejno starym i nowym towarzyszom podróży. Jej oczy błyszczały od rozbawienia i było to na tyle do wiedźmy niepodobne, że na swój sposób upiorne.
Przetłumaczyła słowa siwowłosego wypowiedziane po rusanamańsku.
- Przyjmuję cię na usługi - odparła piratowi lekkim tonem. - Jestem Zahija.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 14-11-2017 o 19:25.
liliel jest offline  
Stary 15-11-2017, 11:52   #6
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Enki wiele nie potrzebowała do wyprawy; jej zapasy z poprzedniej pracy nie zostały znacząco uszczuplone, więc oprócz dokupienia zużytej na błądzenie po katakumbach pochodni i zawoju na głowę, niezbędnego do przeprawy przez suchsze tereny, nie wybierała się na większe zakupy, niecierpliwie czekając, aż reszta towarzyszy będzie gotowa i będzie można wyruszać.

Wiadomość od Rashida nie ucieszyła jej wcale. Wręcz przeciwnie - przewrażliwiona po poprzednich "przygodach" z karawaną łowczyni propozycję (a właściwie rozkaz) dołączenia do kupieckiej wyprawy odebrała jako kolejny podstęp. Czy bowiem istniał dla szejka lepszy sposób na pozbycie się niewygodnych awanturników niż ciche morderstwo gdzieś daleko na szlaku, z dala od wścibskich oczu, gdzie w grupie podróżnych ich drużyna będzie stanowić mniejszość?

Dlatego też do swoich skromnych zakupów Enki dodała jeszcze jeden, choć ten kosztował ją niemało srebra i jeszcze więcej problemów z wytłumaczeniem o co chodzi. Ale kiedy wsuwała w bezpieczne miejsce w ubraniu małą, szczelnie zakorkowaną buteleczkę z bezwonną i bezbarwną cieczą, miała przyjemną satysfakcję, że tym razem jest dobrze przygotowana. W razie jakichkolwiek podejrzeń kilka kropel dodanych do obozowego jedzenia powinno skutecznie rozwiązać każdy problem ze zdradzieckimi handlarzami...

***

Karawana, którą przyszło im podróżować, nie różniła się zbytnio od każdej innej, w jakiej dotychczas łowczyni pracowała. Nawet nietypowi kupcy nie wzbudzili jej większego zainteresowania - dla niej niemal każdy człowiek z wielkiego świata był obcy, więc kolejni cudzoziemcy nie robili jej żadnej różnicy. A człowiek szejka - choć też Ghaga - cóż. Był właśnie człowiekiem szejka na pierwszym miejscu, a po tym, co spotkało dawno temu Enki z rąk jej własnych pobratymców, nie była na tyle naiwna, by sądzić, że więzy plemienne znaczą więcej niż zobowiązania pieczętowane srebrem.

- Witaj. - powiedziała tylko w rodzimym narzeczu, do minimum ograniczając kontakt z ich nowym "nadzorcą" i resztą karawany. Wierzyła swoim towarzyszom, wypróbowanym w tylu niebezpiecznych przygodach. To jej wystarczało, a reszta współpodróżnych musiała dopiero na jej zaufanie zasłużyć...
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 15-11-2017, 14:39   #7
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację

Osada płonęła okrutnym ogniem i mimo słońca, co niemożliwie grzało suche piaski Wielkiej Matki, raziła po oczach własnym blaskiem. Zatajone wojennymi maskami szeregi wojowników plemienia Bhekizifundiswa, parły nieprzerwanie pod dźwiękami mistycznego śpiewu, padając raz za razem po kolejnej salwie strzał, włóczni i oszczepów, które w kierunku napierających ciskali ich bracia, Bhekizifundiswanowie zza Wyschłego Koryta. Ostatni poplecznicy Mumamby byli już tuż tuż prymitywnych umocnień wrogiej grupy, kiedy młody wojownik, odrzucając okrytą skórą gazeli tarczę, wydobył ze zdobionej pochwy drugie zakrzywione ostrze. Wybił się na przód, krzyczał w niebo głosy, zdarł wojenną maskę, ukazując swoim wrogom oblicze wymalowane w białe i przerażające barwy. Łaska Hala-alula jasno świeciła nad wojownikiem, bo żaden grot nie przeszył jego ciała; umięśnioną nogą wybił się w górę i pierwszy wleciał w rząd wrogich pałkarzy, aby najprzedniejszemu rozłupać czaszkę na trzy części. Upadł na zgięte kolana i ciął z lewa, potem zaś z prawa i kolejnych trzech padło trupem, trzewia swoje mając już za przeszłość. Nim którykolwiek zdołał tknąć wielkiego Mumambę, bracia jego wpadli jak taran we wroga i rzeź rozpoczęła się na dobre.
Zanim Słońce przesunęło się o kwadrans po bezchmurnym nieboskłonie, setki poranionych lub martwych wojowników leżało niczym przerażający dywan, a piach chłonął ich gorącą krew. Wojna dobiegła końca. Bitwa pod nieistniejącym już dzisiaj Gamalakhe przesądziła o losie tego beznadziejnego konfliktu. Ostatnia osada wielkich Bhekizifundiswa upadła pod grzmotami bratobójczej wojny, co doszczętnie unicestwiła zwaśniony ród. Piaski czasu zasypały nadgryzione ogniem fundamenty wyniszczonego miasta.
Pozbawiony rodziny Mumamba udał się na wieczną banicję, mając w sercu żar i gorycz po spopielonych strzechach niegdysiejszej ojcowizny.

***

Dwa darowane przez Rashida dni spędził na modlitwie. Czarnoskóry miecznik nienawidził zmian, a rutyna, którą tak ukochał, pierzchała jak zając z każdym rokiem wojowniczego życia. Jednak przez lata wędrówki nauczył się, że trwając skromnie, dzień każdy kończąc i zaczynając od wychwalania imion ukochanych bóstw, można zachować jednostajny pęd, który nie zmienia się mimo pozorów najemniczego życia.
Według swojego zwyczaju zaszył się gdzieś w podrzędnej tawernie, jedząc zatęchłą kaszę i śpiąc w wilgotnym od pleśni i grzybów pokoju. Wieczorami zaś wchodząc w mroczne ulice miasta, oddawać się swojej jedynej pasji jaką był hazard - walki psów, kogutów albo niewolników, tak powszechnych w tym okrutnym świecie. Postawić na czarnego Ghagę, który być może jest jego krwią z krwi? A może na białego Thoera, który jako dezerter został ujęty i w kajdanach sprzedany anabazyjskim szejkom? Sama gratka dla Mumamby mającego trochę grosza w kieszeni.

Nie planował się dozbrajać, jego szabla oraz długi sztylet zawsze w pełni wystarczały w najniebezpieczniejszych podróżach. Jednak ostatniego dnia, kiedy wieczór zbliżał się wielkimi krokami, zatopiony w rozmyślaniach Ghaga znalazł się na bębniącym jeszcze od ludzkich gwarów rynku. Chcąc czy też nie, musiał przedrzeć się przez tłumy, kiedy wtem zalśniły mu w oczach prawdziwe cuda. Porządnie wykonany, w słoniową skórę zaszyty pas, a przy nim trzy lśniące noże, o rękojeściach wyżłobionych z siekaczy owego trąbowca. Prześlicznie hartowana stal błyskała zachęcająco w zachodzącym Słońcu, a lekkość ich wykonania i ostrość wykutych krawędzi, zmusiły Mumambę do użycia muskularnych barków, aby pierwszemu przedrzeć się pod stoisko czarnego sprzedawcy.

***

- Mumamba, wojownik, ukłony - przedstawił się sztywno, odpowiadając na przywitanie nowo poznanego towarzysza podróży. Rodak różnił się od niego, widać przez ostatnie lata przyszło im żyć w zupełnie innych światach. Mimo to kolejny Ghaga w drużynie napawał pewnym optymizmem.
 

Ostatnio edytowane przez Szkuner : 15-11-2017 o 14:56.
Szkuner jest offline  
Stary 15-11-2017, 22:27   #8
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Irunoiscy kupcy wywiązali się z umowy i zapewnili swoim nowym ochroniarzom, wszystko co było niezbędne w podróży. Każdy z nich otrzymał długą, obszerną szatę, w którą można się było owinąć w czasie podróży a do tego chustę na głowę i zawój na twarz. Na dwóch wielbłądach, które prowadzili poganiacze zatrudnieni przez Irunoi, znajdował się sprzęt biwakowy, w postaci koców, namiotów i wyposażenia kuchni. Wszyscy otrzymali też po dwa bukłaki wypełnione wodą, a zapasowe zostały rozdysponowane na kilku zwierzętach jucznych, tak aby w razie utraty jednego z nich, nie stracić całego zapasu wody.

Upokoina, Peleki i Hanohano jechali na wielbłądach, ale widać było że nie mają w tym większej wprawy. W sumie w skład karawany wchodziło dwadzieścia zwierząt, z których jedno do swojej dyspozycji otrzymał Igwe , nie posiadający własnego wierzchowca. Te z wielbłądów, które nie niosły ludzi, zostały objuczone pakunkami, ale waga ani gabaryty owych zawojów i sakw nie sprawiały zbyt dużego wrażenia. Można by powiedzieć, że wyglądały ubogo.

Al'Geif już dawno pozostało w tyle i zniknęło za horyzontem, a karawana poruszała się wolnym, jednostajnym rytmem na zachód. Awanturnicy po swojej lewej ręce mieli sięgający od wschodniej granicy widnokręgu po zachodnią, łańcuch oświetlonych słońcem Gór Sierpowych, których porośnięte lasami stoki wznosiły się ku ośnieżonym wierzchołkom. Step, jednostajny, falujący ocean traw rozciągał się wszędzie naokoło. Jego monotonia przerywana była rosnącymi z rzadka zagajnikami, bądź samotnymi drzewami. Mimo, że trzej kupcy byli obcokrajowcami, to wyglądało, że doskonale wiedzą, dokąd jadą. Nie dopytywali się poganiaczy o drogę i sami decydowali o postojach oraz zmianach w kierunku poruszania się. Byli małomówni, co można było zwalić na barierę językową, ale gdy pytano ich dokąd dokładnie karawana się udaje odpowiadali, że do Sabol, ale wcześniej będą musieli zatrzymać się w jakimś Vazikh.

Cały tydzień, nudnej wręcz podróży, urozmaicony tylko polowaniami na ptactwo bądź jakieś jadalne czworonogi zajęło karawanie dotarcie do Ananu, rzeki przecinającej cały Sułtanat Anabazyjski i stanowiącej jego kręgosłup. Mówiono, że w Feturmie, przy ujściu do Varandyjskiego Morza jest tak szeroki, że stojąc na jednym brzegu, drugiego nie można dostrzec gołym okiem. Tutaj był zaledwie drobną przeszkodą na drodze, którą bez najmniejszych problemów udało się pokonać i ruszyć dalej.

Wieczorem owego dnia, gdy przekroczyli Anan i gdy Rusanamani odmówili swoje wieczorne modły, Upokoina obwieścił, że teraz zmienią kierunek i rankiem ruszą na północny zachód. Miały minąć trzy dni, nim dotrą do owego Vazikh.

A rankiem, rześkim i wietrznym, gdy karawana już wolno posuwała się naprzód, jadący na przedzie, w pewnym oddaleniu od reszty grupy Cedmon i towarzysząca mu Enki, daleko na zachodzie, pośród traw dostrzegli poruszające się punkty. Nie było wątpliwości, że to grupa jeźdźców, na razie nie wiadomo jak liczna, przemieszczająca się dokładnie w kierunku karawany.
 
xeper jest offline  
Stary 16-11-2017, 13:28   #9
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gość w dom, Bóg w dom, mawiano w niektóych stronach.
Taką zasadę wyznawano i w rodzinnych stronach Cedmona, gdzie każdego przybysza witano wodą i solą i pozwalano przynajmniej przez dzień zostać pod dachem.
W podróży jednak goście zdarzali się niezbyt często, a i nigdy nie było wiadomo, kto i w jakich zamiarach się pojawi. No a na traktach to już szczególnie ufać nikomu nie można było. No chyba że sam jechał, a nie w zbyt licznym gronie.

Nadciągająca grupa była jeszcze dość daleko i trudno było określić, jaka jest liczna, ale z pewnością nie była to jedna osoba.

- Uprzedzę naszych, że mamy gości - powiedział, po czym ruszył w stronę swojej karawany.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 18-11-2017, 00:46   #10
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
- Moja krótko zostanie. Więcej zobaczy. - Enki zatrzymała konia i uniosła się na jego grzbiecie, wpatrując się w sylwetki jeźdźców. Cedmon na pewno ostrzeże karawanę, a łowczyni miała zamiar jeszcze chwilę zwlekać, by dostrzec więcej szczegółów, takich jak liczebność grupy, ich broń czy jakieś charakterystyczne cechy. Sama też zapewne zostanie zauważona; miała jednak zamiar zostawić sobie tyle czasu w zapasie, by zdążyć jeszcze wrócić do karawany i przekazać wieść, zanim jeźdźcy nie znajdą się za blisko.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 18-11-2017 o 00:49.
Autumm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172