Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-11-2017, 01:32   #1
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację
[Savage Worlds] BiB - Fortuna i Sława!

...Prawdą jest, mój Książę, że imperia i królestwa są jak ludzie. Młode, silne, rozwijają się. Z czasem dojrzewają, zwalniają, dopada je znudzenie, stagnacja. Gdy dobiegają starości, tracą wigor i stają się łatwym celem dla tych młodych, sinych i pełnych ambicji. Gdy horda Valków najechała Imperium Faberterry, niewielu było w stanie uwierzyć w powagę zagrożenia. Lata później mieszkańcy dawniej potężnego Imperium patrzyli na krainy, które niegdyś były cześcią tego najpotężniejszego państwa świata, a za ich życia zyskały niezależność. Nowe państwa rodziły się wtedy na gruzach starego Imperium, w krwi i w bólu. Były to czasy zwątpienia, czasy strachu i wojny, choć także, o dziwo, nadziei. Były to czasy bestii, czasy barbarzyńców...
Z zapisów Lekcji Historii, ocalałych po pożarze Wielkiej Biblioteki w Syranthii










Miasto Darsus, średniej wielkości mieścina na południu Syranthii, zrobiło na Enbie duże wrażenie. Nie widział jeszcze większego osiedla w ciągu swojego życia. Przytłaczały go hałasy, zgiełk, zapachy i ludzie, przemieszczający się ulicami jak termity w kopcu.
Darsus, będące nadbrzeżnym miastem, nie dorównywało wielkością swojego portu większym miastom tego kupieckiego kraju, jednakze dla mieszkańca południowej sawanny stanowiło nie lada ciekawostkę. Słyszał tu chyba wszystkie języki jakimi mówiono na świecie, widiał przybyszów z północy, z Imperium Faberterry, które niegdyś władało tymi ziemiami, widział przybyszów z południa, Kyrosjańczyków, swoich sąsiadów, dzieki którym wielu jego kuzynów nie zobaczyło następnego poranka. W tłumie zauważył także ludzi ze wschodu, o których krainach słyszał tylko legendy.
Enb spoglądał przez kraty wozu którym jechał, nie raz jego wzrok natrafiał na oczy mieszczuchów. Niektórzy odwracali spojrzenie, inni, głównie dzieci przyglądały się jadącemu na Igrzyska gladiatorowi.
- Nie gapić się! - okrzyk i smagnięcie bata w kraty wozu oderwały myśli Enba od miast cywilizacji.



Pan Putzho, właściciel Enba, przez niewolników przezywany Spaślakiem, ostatnio był w coraz gorszym humorze. W Syranthii trwały właśnie Wielkie Igrzyska. Był to czas w którym najlepsi gladiatorzy mogli rywalizować na największych arenach, zdobyć wolność, bogactwa i sławę po wsze czasy. Putzho miał jednak problem. Z piętnastu gladiatorów którzy wraz z Enbem rozpoczęli wpierw trening, a później wędrówkę na Igrzyska, wyznaczaną pomniejszymi arenami, teraz w wozie jechał tylko Enb. Ciemnoskóry młodzieniec nie znał słów "inwestycja" czy "zwrot kosztów", rozumiał jednak dobrze, że są małe szanse aby nawet w wypadku jego wygranej, Putzho miał z tej wyprawy zysk. Chyba, żeby wystawił go przeciw jakimś niemożliwym do pokonania przeciwnikom, a Enbowi udałoby się wygrać. Ta myśl wcale nie nastrajała go dobrze.


Po przyjeździe do obozu gladiatorów, Enb zamieszkał w baraku sypialnym wynajętym zawczasu przez Putzho, z tym że teraz nie musiał go z nikim dzielić. W pewnym sensie miał więc eięcej luksusu i prywatności niż gladiatorzy innych panów, mieszkający razem z nim w obozie.
Kilka dni spędził na ćwiczeniach, nie rozmawiał wiele z innymi, laniści nie szczędzili mu razów i obelg, tak jak i pozostałym niewolnikom.
Putzho przybył do obozu po kilku dniach nieobecności. Igrzyska zbliżły się ku końcowi i Enb zauważał coraz więcej pustych miejsc przy stołach, przy których jedli pozostali gladiatorzy...
- Mam, wspaniałe nowiny, doprawdy wspaniałe! Jutro, w samo południe wystąpisz w finałowej walce Igrzysk! Taki zaszczyt! Taki zaszczyt! Daj z siebie wszystko, chłopcze! - uśmiechając się szeroko prawie wykrzyczał dobre nowiny, po czym pochłonięty myślami ruszył do wyjścia nie zwracając uwagi na młodzieńca. Pech chciał, że zawadziwszy stopą o próg, stracił równowagę i z ciężkim plaśnięciem wylądował na ziemi. Jego dobytek rozsypał się po ziemi, zwoje, pieczęcie i sakiewka potoczyły się po podłodze baraku. Zamiast zbierać materiały, tłuścioch rzucił się do sakiewki, lekko drżącymi palcami odsupłał rzemienie, zajrzał do środka, po czym z paniką w oczach zaczął patrzeć po całym pomieszczeniu.
- Gdzie ona jest? Gdzie...tu jesteś – z wyraźną ulgą rzucił się w kąt pomieszczenia i podniósł coś z podłogi. Gdy podniósł przedmiot do oczu, Enb ujrzał iż była to moneta. Bardzo dziwna moneta, wyglądała jak złota, ale z lekkim, czerwonawym zabarwieniem, widocznym gdy patrzyło się pod odpowiednim kątem. W mgnieniu oka trafiła spowrotem do sakiewki, a sam właściciel niemal pobiegł do wyjścia, kurczowo ściskając sakiewkę w rękach.

Wtedy właśnie Enb przypomniał sobie pełne przestrogi opowieści starej szamanki ze swojego plemienia. Ostrzegała go ona o czerwonym złocie. Było to złoto, ale wydawało się, że ma ono własną wolę. Ten kto posiadał takie monety, nie chciał ich wydawać, przeciwnie, chciał gromadzić przeróżne bogactwa, więcej i więcej. Podobno czasem takie monety dawali ludziom z południowych plemion łowcy niewolników z Caldei i jeśli wódz który przyjął takie monety miał słabego ducha, to byłby gotów sprzedać nie tylko całe swoje plemię w niewolę, ale także i siebie, nie bacząc na to, że wtedy straciłby wszystko. Chociaż niewielu wierzyło w takie historie, gdyż chciwość i głupota, jak mówią, nie musi być tłumaczona czarami.







Rozmyslania zajęły Enbowi czas do wieczora. Rankiem, starając się uspokoić nerwy, przygotował się do czekającego go Finału Igrzysk
Putzho nie przybył, aby spotkać się ze swoim gladiatorem, ani razu w ciągu tego dnia. Personel obozu gladiatorów a potem nadzorcy areny nakarmili młodzieńca, obmyli, pomogli dobrać broń i pancerz. Na obie ręce trafiły naręczaki gladiatorów, przy pasie zawieszono miecz i sztylet, zaś do rąk trafiła bojowa włócznia. Następnie wprowadzili go do przedsionka Areny, gdzie miał czekać na wezwanie.
Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do półmroku dostrzegł, że nie jest w przedsionku sam. Razem z nim znajdowało się jeszcze dwóch młodych mężczyzn. Co było dziwne z uwagi na to, że właśnie miały się odbyć finały. Czy oni byli bardzo groźni? Najlepsi z najlepszych? Zdecydowanie na takich nie wyglądali.
Potok myśli przerwały krzyki zza kraty, zbliżające się do przedsionka.
-Tak nie wolno! Łamiecie prawo! Nie jestem niewolnikiem! Nie możecie... Krzyk urwał się w momencie gdy przez uchyloną kratę przedsionka wrzucono do środka mężczyznę.




Niski i krepawy, w bogatej todze kupca, nie wyglądał na gladiatora. Gdy tylko wylądował na ziemi, natychmiast poderwał się i ruszył do kraty, która ze szczękiem zamknęła mu się przed nosem.
- Powtarzam, nie możecie tego zrobić, mam przyjaciół! Książę słucha moich rad! Nie możecie tego zrobić!
- Ależ mogą. - Zimny i spokojny głos przeszył serca wszystkich zebranych w przedsionku.
Enb kątem oka ujrzał, jak pozostali dwaj gladiatorzy z bronią w pogotowiu cofnęli się bliżej areny, jak najdalej od wejścia.
W świetle pochodni za kratą od przedsionka ukazał się młody mężczyzna.



Wyćwiczone i silne ciało opinała piękna spiżowa zbroja, przy pasie wisiały dwa miecze, zaś ramiona i twarz przybysza pokrywały wymyslne tatuaże.
- Długo cię szukałem, złodzieju i nasze dzisiejsze spotkanie to niewątpliwie łaska ze strony Bogini. Długo musiałem się starać, aby właśnie dziś uczcić dzień Mrocznej Pani, tak, jak na to zasługuje. A ty, zdrajco, także weźmiesz w tym udział. - Urwał, patrząc na was tak, jak rzeźnik patrzy na świnie.
- Bogini lubi młode, silne ofiary. Walczcie dobrze, dusze tych, którzy walczą o swoje życie, smakują bogini najlepiej. - wyszczerzył zęby. Enb zauważył, że jego kły są dziwnie wydłużone, ale może to tylko migotanie pochodni?
- Co chcesz zrobić? Tu jest Syranthia nie Tricarnia! Nie ujdzie Ci to płazem!
- Ależ ujdzie, mój drogi, ujdzie. - mężczyzna sięgnął do sakiewki i uniósł monetę. Połyskujące czerwienią złoto zalśniło w świetle pochodni. Na oczach Enba dwaj gladiatorzy opuścili miecze i wpatrywali się w milczeniu w mężczyznę za kratą, a w ich oczach płonęło pożądanie.
- Chcecie? - Ten zaśmiał się szyderczo – Jeśli przeżyjecie dostaniecie po sakiewce!
- Opłaciłeś Księcia Darsus i Sędziów czerwonym złotem? Kupiłeś najtańszych gladiatorów?- Zmaltretowany kupiec opuścił głowę.
- Tak. - Wytatuowany mężczyzna cofnął się, po chwili jakby się zawahał, po czym odpiął od pasa jednego ze strażników miecz, wrzucił go przez kraty pod nogi kupca i odszedł.
- Bogini lubi walkę. - z ciemności dobiegły jego ostatnie słowa.
Kupiec przypasał miecz spoglądając na strażnika którego broni teraz miał używać. Ten jak mógł starał się uniknąć jego wzroku. Po chwili zagrały trąby.
- Wychodzić! - szczeknięcie strażników poparły włócznie wysuwające się do przedsionka.



Arena przywitała wchodzących rykiem tłumu. Trybuny były wypełnione po brzegi, każdy chciał zobaczyć Finał Igrzysk. Nie mogąc się cofnąć, ruszyli do przodu. Plamy świeżo wysypanego piasku wyraźnie pokazywały, gdzie w poprzednich walkach ktoś dokonał żywota. Naprzeciw gladiatorów, w głównej loży ponad wejściem spektakl oglądał Aulus Darsus, władca miasta, jeden z Kupieckich Książąt Syranthii.




Aulus Darsus


Sama arena była dość duża, większa od małych zagród w których do tej pory Enb miał okazję walczyć. Mniej więcej po środku stały dwie duże marmurowe kolumny, po których widać było upływ czasu. Do kolumn umocowane były obręcze i łańcuchy pokryte dawno zakrzepłą krwią. Niewiątpliwie dawniej służyły one kaźni przestępców. Teraz nawet dla niewyszkolonego oka Enba, nie wyglądały one zbyt pewnie. Pozostali trzymali się blisko, raczej bliżej Enba a dalej od kupca.
Książę wstał, unosząc ręce i uciszając krzyczący tłum.
-Witajcie! Dziś będziemy mieli okazję zobaczyćcoś niespotykanego! Dzięki hojności mojego gościa, Księcia Xalotuna z Tricarnii, w finale będziecie mieli zobaczyć coś, czego dotąd tylko nieliczni mogli być świadkami! - Książę odwrócił się, skinieniem głowy pozdrowił wchodzącego, lekko zdyszanego Tricarnijczyka.
- W finale Wielkich Igrzysk grupa śmiałków, jak jeden mąż, stawi czoło straszliwej bestii z czerwonej pustyni! Oto oni! - gdy Książę wskazał na was ręką, ryk tłumu niemal zatrząsł areną.
- A oto... Diabeł Pustyni!- na te słowa brama pod trybuną władcy otworzyła się, w głębi korytarza zapłonęły ognie, częściowo przełaniając jakiś olbrzymi, koszmarnie pokręcony cień. Po chwili spod loży dobiegł głośny skrzek i na piasek areny krok za krokiem wysunał się olbrzymi pustynny skorpion, zwany przez nomadów, Diabłem pustyni.



 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 13-11-2017 o 01:34.
Prince_Iktorn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-11-2017, 16:21   #2
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Minęło ile to już? Prawie rok, chyba.-pomyślał Enb, gdy wkraczał do Darsus. A raczej nie tyle wkraczał, co siedział na wozie, zamknięty w małej klatce. Wóz powoli toczył się ulicami miasta, dzięki czemu mężczyzna mógł przyjrzeć się mijanym budynkom, podziwiać tutejszą architekturę, zwrócił nawet uwagę na co niektóre miejscowe panny, nad wyraz urodziwe. - Tak, minął prawie rok. A wydawało mu się, że to było wczoraj. Oparł się o kraty, na tyle wygodnie, na ile było to możliwe, mając na względzie okoliczności. Niebo było dziś prawie bezchmurne, żar dawał się wszystkim we znaki, nawet komuś takiemu jak on, przywykłego do dużych temperatur. Zaczął odpływać myślami gdzie indziej. W inne miejsce, inny czas.
Rok temu jeszcze był wśród swoich, razem z nimi polował, chodził na Sawanne. Tropił. Był kimś. To jednak było kiedyś. Nim w ramach wymiany został oddany na rok na własność Spaślaka. Musiał przyznać że nazwa idealnie pasująca do pana Putzho. Przed oczyma widział niczym nieskrępowany pas ziemi. Porośnięty trawą. Gdzieniegdzie znaleźć można było inną roślinność. Baobaby. Akacje. To był jego świat. Zamierzał tam wrócić. Jeszcze kilka dni, kilka walk i... będzie wolny. Tak. Uśmiechnął się nawet. Nie na długo.

Przy posiłku miał miejsce zabawny nawet upadek Spaślaka. Nawet życzył mu gorszego losu, niż tylko takie wywrócenie się. Ale jak się nie ma co się ma,.. jak to powiadają. Uwagę przykuła moneta. Czerwona. Zmarszczył brwi, cały ubaw prędko prysł, zaś ciekawość wzięła górę. Ciekawość i niepokój. Zwłaszcza gdy pomny był ostrzeżeń plemiennej szamanki, która swego czasu prawiła o tym specyficznym rodzaju monety. Udając niezainteresowanie całą tą sceną kontynuował posiłek. Ale myśli uciekały ku monecie. Coraz bardziej.
A potem ta sytuacja przed otwarciem bram na arene i kolejne monety. I nieznajomy. Nie podobało mu się to coraz bardziej. Nie mógł nic na to poradzić. Pozostało pozostać przy życiu. Starał się być dobrej myśli przed pojedynkiem. Do czasu aż nie zobaczył przeciwnika.
 
RyldArgith jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-11-2017, 00:03   #3
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację

Walka ze skorpionem

Soundtrack

Po wyjściu na gorące piaski areny, olbrzymia bestia od razu, bez chwili wahania ruszyła prosto na ludzi stojących przy przeciwległym wejściu. Z szybkością przeczącą jego rozmiarom, olbrzymi skoriopn przemknął między kolumnami i zbliżył się do zbitych w grupkę mężczyzn. Potężne kleszcze rozwarły się szeroko zaś ogon odchylił do tyłu w przygotowaniu do ataku. Wojownicy nie czekali aż potwór się zbliży. Rozbiegli się na wszystkie strony w nadziei, że któremuś uda się zajść skorpiona od tyłu. Niestety jeden z nich, wyraźnie wolniejszy od pozostałych zwrócił na siebie uwagę bestii. Gigantyczny skorpion zwinnie obrócił się i ruszył w pogoń za uciekającym mężczyzną, dopadając go tuż obok jednego z kamiennych filarów. Potężne szczypce pochwyciły mężczyznę i choć częściowo udało mu się wywinąć, to chrupot pękających kości i urwany krzyk oznajmiły koniec żywota wojownika.
Enb obserwował ruchy potwora. Nie podobało mu się, że jeden z gladiatorów zginął tak szybko. Pech. Takie już było życie na arenie. Teraz pozostało tylko jedno. Zabić potwora, zanim on zabije ich. Gdy drugi gladiator zaatakował, Enb uderzył z drugiej strony. Ale nie od razu. Poczekał chwilę zanim ruszył biegiem. Na sawannie raz zmierzył się z nosorożcem i wiedział, że w tej walce każdy cios będzie miał znaczenie. W biegu obejrzał skorpiona, szukając jego słabych punktów. Odkrytych miejsc gdzie można byłoby uderzyć, wbić Doru w tkankę miękką.
Wszyscy gladiatorzy rzucili się do ataku. Czy pozostałymi kierowała chęć zemsty za poległego towarzysza, czy ogarnęła ich gorączka walki, czy zdali sobie sprawę że jesli nie zaatakują wspólnie, to zginąw pojedynkę? W tamtej chwili dla Enba to nie było istotne. Liczyło sie to, że każdy z nich dał z siebie wszystko, co tylko mógł. Długowłosy wojownik doskoczył z boku i rozpaczliwymi cięciami próbował dosięgnąć nóg skorpiona, ale ten zdawałoby się że przebierał nimi szybciej niż ważka bije skrzydłami. Wściekłe przekleństwo wydobyło się z zaciśniętych ust wojownika. Gruby kupiec także zawrócił i stanął do walki. Może skłonił go do tego widok śmiejącego się Tricarnijczyka, a może znalazł w sobie pokłady odwagi? Dobiegłszy do potwora z krzykiem ciął go po nogach, ostrze jednak nie zanalzło celu. Enb natomiast odczekał. Lata podchodzenia zwierząt na sawannie wyrobiły w czarnym barbarzyńcy cierpliwość i gotowość do działania, jakich nie mieli cywilizowani ludzie. Cicho zbliżywszy się, bezbłędnie wyczekał na moment gdy Diabeł Pustyni niemal zatańczył na swoich sześciu odnóżach, płynnie prześlizgnął się pod uniesionymi szczypcami i jednym zdecydowanym ruchem wbił włócznię w brzuch potwora, prosto w szczelinę, gdzie schodziły się chitynowe płyty.
Skrzek wściekłości i bólu, jaki wydarł się z gardzieli potwora, mógłby niejednego przyprawić o koszmary. Potężne szczypce uniosły się i opadły, gdy skorpion usiłował zabić, zgnieść, zmiażdżyć tą mała istotkę, która sprawiła mu taki ból. Enb w ostatniej chwili wyrwał włócznię z ciała bestii i chyba Uletu, bawoli bóg plemion sawanny, czuwał nad nim w tej chwili. Cios potężnych kleszczy powinien przeciąć go niemal na pół, jednak w ostatniej chwili młodzieniec rzucił się na ziemię i straszliwa broń skorpiona pozostawiła mu tylko siatkę skaleczeń na plecach, tam gdzie zrogowaciała chityna otarła się o ciało.
-Było blisko- pomyślał czarnoskóry wojownik. - Jeszcze trochę i byłoby po mnie. Trzeba bardziej uważać.





Ból i gniew sprawiły że bestia oszalała. Na Enba spadał cios za ciosem, a on zwijał się, tańczył, uchylał się przed szczypcami, włócznią odpychał uzbrojony w żądło ogon. Jeszcze raz znalazł się o włos od zguby, lecz bogini Etu, Matka Ziemia miała młodzieńca w opiece. Wydawało się, że bestia za wszelką cenę chce zabić tego, kto ją skrzywdził... oczy stwora patrzyły na młodego gladiatora niemal z ludzkimi emocjami...
Enb jak pomyślał, tak zrobił. Tym bardziej że jego przeciwnik był teraz rozjuszony i zdawał się nie widzieć świata poza Enbem. To źle, ale i dobrze. Przynajmniej pozostali mieli okazje do zadawania skuteczniejszych ciosów. Należało jedynie wytrzymać odpowiednio długo, parując bądź unikając ciosów bestii. Co było już i tak trudne.
- Nie dopadnie cię, jeśli jesteś w ruchu- przemknęło mu przez głowę.
Widział jak bestia ignoruje resztę ich małej grupki. To dawało nadzieje. Małą co prawda, ale jednak. Trzymając się w bezpiecznej według niego odległości, kluczył, zmieniał pozycję. Szykował się do kolejnego ataku. A pozostali walczyli. Wojownicy nie odpuścili, instynktownie czując, że ten kto teraz wytrwa, zwycięży. Długowłosy z dzikim okrzykiem wbiegł pod ogon potwora i ciął potężnie mieczem, celując między płyty pancerza. Spiżowe ostrze przecięło tkanki i ciemno szara maź popłynęła z głębokiej rany, pryskając na boki gdy potwór, kompletnie zdezorientowany, zaczął miotać się na wszystkie strony nie wiedząc skąd nastąpi kolejny atak. Następny cios spadł od dołu, gdy gruby kupiec odważnie wślizgnął się pod brzuch potwora i próbował dosięgnąć mieczem wrażliwego spodu bestii. I choć jego krótki miecz ze zgrzytem przejechał po płytach pancerza nie czyniąc większej szkody, to bestia była coraz bardziej zdezorientowana. To wystarczyło Enbowi. Czarny barbarzyńca jednym susem wskoczył pomiędzy rozwarte szczypce Diabła Pustyni i potężnym pchnięciem wbił włócznię w rozwartą paszczę stwora. Ta weszła w cel na ponad dwie trzecie swojej długości. Barbarzyńca trzymając broń patrzył prosto w czerwone oczy bestii i w momencie gdy zgasły wiedział, że to już koniec. Olbrzymi skorpion zadrżał, chwiejnie cofnął się, nieskładnie przebierając odnóżami. Drgający ogon zawadził o kolumnę, pociągając za soba całe cielsko które upadając, oparło się o starą kamienną konstrukcję. Pod ciężarem kolumna nie wytrzymała i z głuchym łomotem upadła, częściowo grzebiąc pod sobą pokryte chityną cielsko.


Enb i pozostali stali, oddychając ciężko. Adrenalina, "Duch walki", jak nazywali ją wojownicy, opuszczała ich. Strach mijał. I wtedy, powoli jak wzbierająca fala przypywu pojawiła się euforia. Dotarło do nich, że ten hałas, drżenie które wszyscy czuli i słyszeli to nie tylko ich serca, ale także łomot tysięcy stóp uderzający w kamienne i drewniane posadzki trybun areny. Krzyk tłumu unosił się w niebo i Enb mógłby przysiąc, że słyszeli go sami bogowie.




Wiwaty i okrzyki tysięcy gardeł po chwili zaczeły się uporządkowywać, niczym strumienie na sawannie spływające do jednej wielkiej rzeki.
- WOLNOŚĆ! WOLNOŚĆ! WOLNOŚĆ!- skandowały tłumy. Książę miasta wstał, unosząc ręce do góry, jak wytrawny orator prosząc o ciszę. Ponownie zagrały trąby.

Wzrok gladiatorów prześlizgnął się po kobietach i mężczyznach siedzących w loży honorowej i zatrzymał na Tricarnijczyku. Wszyscy inni klaskali, rozmawiali, wymieniali między sobą uwagi. Niektórzy stali bijąc brawo razem z wyjącym tłumem. Xalotun zaś patrzył prosto na Enba z zaciśnietymi pięściami i nienawiścią w oczach.
- ... i w uznaniu umiejętności i odwagi, ci ludzie, niewolnicy i przestępcy, dziś, po wielkiej uczcie w Pałacu odejdą jako wolni ludzie! - Odpowiedzią był chór okrzyków aprobaty. Enb zorientował się, że obserwując człowieka który zorganizował dzisiejszą walkę, opuścił część przemowy władcy miasta.
- Udało się! Nie wierzę, udało się! Jak tylko minie uczta, moja noga więcej w tym mieście nie postanie, niech zeżrą je wszystkie demony Valków! - gruby kupiec podszedł do barbarzyńcy.
- Jestem Ambrosius, kupiec. - pokryty potem, pyłem i wydzielinami skorpiona, w szacie która niegdyś byla piękna a dziś nadawałaby się dla żebraka, wyciągnął rękę do Enba.
- Na kolczaste cycki Hordan! Nie wierzyłem że nam się uda! - długowłosy gladiator także zbliżył się do nich. Enb nie mógł nie zauważyć, że kupiec wyraźnie wzdrygnął się na słowa wojownika.
- Nie wzywaj jej imienia! - z naciskiem szepnął długowłosego. Ten nie przejąwszy się specjalnie, wzruszył ramionami.
- Jestem Kletus. - wyciągnął rękę. - A ten kiepski biegacz to Simon – wskazał na martwego wojownika. - Spoczywaj w pokoju, bracie.

Zwycięzcy przygladali się, jak obsługa areny wynosi zabitego i jak niewolnicy podchodzą do nich, aby wyprowadzić ich z gorącego piasku i przygotować do wieczornej uczty.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 19-11-2017 o 09:29. Powód: Literówki, literówki
Prince_Iktorn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-11-2017, 12:03   #4
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Gdy tylko opadł bitewny zgiełk Enb stał nieruchomo, wpatrując się w cielsko potwora z którym przyszło mu się dzisiaj zmierzyć. Jeszcze nigdy nie dane mu było spotkać takiej bestii. Ten dzień na długo zapamięta. Zapamięta i będzie opowiadał swoim dzieciom. Zakładając oczywiście że przeżyje kolejne walki i wyjdzie na wolność. A potem jeszcze tylko wędrówka do swojej ojczyzny, do swego plemienia, na Sawanne. Tam na niego czekają, przynajmniej miał taką nadzieje.
Spojrzał jeszcze raz na leżące obok cielsko, przeniósł wzrok na swoich towarzyszy. Gdy docierało do niego co zrobili wspólnie jakaś cząstka jego zaczęła krzyczeć z radości. A potem kolejne dołączały w tym rosnącym szybko podnieceniu. By w końcu z jego ust dał się słyszeć ryk. Tak jak lew ryczy na sawannie, tak teraz Enb wydał z siebie podobny odgłos. Odgłos, który był głośny, był czysty, był…
Prawdziwy.
Był jego.
Tak idealnie wpasował się w tupot nóg na trybunach że wszystko zlało się ze sobą w jeden wielki niekończący się dźwięk. Odgłos wolności.
Bo w tym momencie czuł się wolny.
Był SOBĄ.
Był ENBEM z Sawanny.
A potem jeszcze te trąby. To było piękne. Uderzył się pięścią w klatkę piersiową. Kolejny raz zawył.
Potem uspokoił się. Zamknął oczy i wsłuchiwał się w wiwaty tłumu. A gdy je otworzył uniósł włócznie by pozdrowić tłum. Jego oczy spoczęły na loży honorowej. Widział wszystkich tam zebranych, widział jak władca miasta podnosi się by coś powiedzieć. Widział wszystko i jednocześnie nie widział nic. Wzrok zatrzymał się na Xalotunie. Nie podobał mu się i czuł jak ciarki przechodzą mu po plecach. Było w nim coś niezdrowego. Coś czego należy się bać, a niego samego unikać jak ognia z najgłębszych czeluści piekielnych. Wytrzymał jednak wzrok Xalotuna.
Kompletnie zapomniał o świecie. Przez co przeszła mu znaczna część przemówienia władcy miasta. Wiedział jednak jedno. Dziś odejdzie wolno. Nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą słyszał. To było nieprawdopodobne. Coś niesamowite. Ledwo powstrzymywał się by nie pokazać swoich uczuć. Ale cieszył się na te wieści. W końcu, po prawie roku nieustannych walk. Wróci do domu. Ta myśl trzymał go przy życiu do tej pory, tak teraz gdy się miała ziścić, sprawiła, że musiał spuścić głowę na moment by nikt nie zobaczył, że po policzku spłynęła jedna mała łza.
Przed opuszczeniem placu boju zapoznał się z walczącymi u jego boku.
- Dobrze walczyliście. Niech was Etu błogosławi na waszej drodze. Może jeszcze się spotkamy.
Teraz liczyło się tylko jedno.
Wolność.
 
RyldArgith jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-11-2017, 21:48   #5
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację




Zgodnie z wielowiekową tradycją, uczta na zakończenie Wielkich Igrzysk była otwarta dla wszystkich mieszkańców miasta i gości. Bardzo duży koszt takiej uroczystości oznaczał, że tylko rodzina Księcia, rządząca miastem od jego założenia, mogła pokusić się o organizację całej zabawy. Uczta trwać miała całą noc, aż do świtu. Na głównym rynku i pomniejszych targowiskach usuwano stragany, rozstawiano ogromne stoły, na budynkach rozwieszano girlandy kwiatów, lampy uliczne uzupełniano specjalnymi miesznakami olejów, dającymi płomienie w różnych kolorach.
Mieszkańcy także przygotowywali się do świętowania, wielu szykowało lub kupowało odświętne stroje, po cześci aby uczcić samo wydarzenie, a po części aby odpowiednio pokazać się przed sąsiadami.


Enb i pozostali rozdzielili się. Ich status wśród ludzi nie był jeszcze oficjalnie potwierdzony, ale sam zamiar ich uwolnienia, który władca miasta ogłosił przy pełnej arenie, wystarczył aby Enb miał o niebo więcej swobody niż inni niewolnicy. Nie wrócił do celi w pomieszczeniach gladiatorów pod areną, ani do obozu niewolników. Zdjęto mu także z szyi opaskę niewolnika. Otrzymał komnatę w Pałacu, przestronną, dobrze oświetloną z widokiem na morze i niewielkim basenem w podłodze. W porcie dostrzegał statki które rozładowywały towary i pasażerów, statki najróżniejszych kształtów i rozmiarów. Może przez pryzmat niedawnych doświadczeń zwrócił uwagę na ostatni statek, przycumowany najdalej w porcie. Wielkością zdecydowanie przewyższał pozostałe. Na jego żaglu zaś dumnie pręzył się olbrzymi skorpion.


Rozmyślania przerwał mu odgłos otwieranych drzwi i kroki. Oczom barbarzyńcy ukazała się wysoka, młoda kobieta o śniadej skórze, ciemnych włosach i opasce niewolnicy na szyi. Jej jedyne odzienie stanowiła stara, aczkolwiek czysta męska tunika, dopasowana do jej kształtów.




Ukłoniła się przed wojownikiem.
- Księżniczka Aglaja przysyła mnie do ciebie, Panie. Mam pomóc ci obmyć się i ułatwić odpoczynek przed ucztą.
Jej ton był doskonale bezosobowy, jedynie spojrzenie jakim obrzuciła gladiatora mogło zaświadczyć o charakterze i sprycie dziewczyny.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.
Prince_Iktorn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-11-2017, 12:17   #6
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
To było niesamowite. Ten pokój. Te meble, ten widok na morze. Pierwszy raz w życiu widział coś takiego. Pierwszy raz mógł być w tak eleganckich wnętrzach. Przesunął dłonią po łóżku. Ta miękkość pościeli...Nie to co jego noclegi w celi. Na podłodze, gdzie za łóżko starczyła mu wiązanka słomy. To był zupełnie inny świat. Czy lepszy? Inny. I jak się nad tym zastanowić, jednak gorszy. Świat pieniędzy, świat rozkoszy, świat w którym nie pasuje. Wszystko mu tu przeszkadzało. Podjął decyzje. Jak tylko skończy się uczta i minie bramy miasta jako wolny człowiek, wraca do swoich. Nic go tu nie trzymało. Nie było tu nic, zero szacunku dla przyrody, dla natury. Nie tak powinien żyć człowiek.

Obrócił się w kierunku dziewczyny. Przyjrzał się jej dokładnie. Od czubka głowy, do stóp. Zatrzymywał się na co istotniejszych dla męskiego oka atrybutach. Jednak największą uwagę przykuły jej oczy. Było w nich coś magnetycznego, coś czego nie widział od dawna, coś co nie pozwalało mu się oderwać od tej dziewczyny. Nie, nie od dawna, poprawił się w myślach. Nie widział jeszcze nigdy w swoim życiu. Krótkim co prawda, ale jednak. Tak przyglądał się dziewczynie i dopiero po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, że wpatrywał się w nią stanowczo za długo. Dziewczyna pewnie to zauważyła. Postanowił przerwać niezręczną ciszę.
- Tak, dziękuję. - powiedział starając się by z jego głosu emanowała pewność siebie, a nie zmieszanie. - Chętnie skorzystam.
Skierował swoje kroki ku basenowi. Woda była przyjemnie ciepła. Zanurzył się w niej, przepływając szybko długość basenu.
- Na Etu. Jak dawno nie…
Przerwał i spojrzał znowu na niewolnice.
Podpłynął bliżej. Obrócił się tak, by miała swobodny dostęp do jego pleców. Czuł się przerażająco brudny. Zwłaszcza w towarzystwie takiej dziewczyny, jak ta niewolnica. Pozwolił sobie odprężyć się, odpłynąć myślami.
Nie podobało mu się to co zobaczył w porcie. Ten skorpion na żaglu jednego z okrętów. Po plecach przeszedł mu dreszcz. Nie było to miłe uczucie. Kto wie, może należał do tego kogo spotkał w drodze na arenę. Tego z czerwonym złotem.
- Skąd jesteś? I jak cię zwą?
Rzucił w kierunku niewolnicy.
 
RyldArgith jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-11-2017, 21:14   #7
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację

- Jestem stąd, Panie. Urodziłam się w pomieszczeniach pałacowych niewolników, w Darsus. Mam na imię Tara.
- rzekła dziewczyna, jedną ręką nasączając trzymany w drugiej ręcznik. Z małej amfory na tkaninę wylewał się płyn, ciemno-czerwony niczym sok z granatu.
- Może trochę zaboleć – dziewczyna zdecydowanym ruchem położyła ręcznik na plecach Enba, zanim ten zdążył zareagować. W pierwszej chwili fala bólu zalała jego plecy i młodzieniec w duchu cieszył się, że dziewczyna nie widzi grymasu na jego twarzy. Ból zniknał tak szybko, jak się pojawił, zastąpiony wrażeniem ciepła, rozchodzącym się łagodnie na całe ciało barbarzyńcy.
- To pomoże. To specjalny specyfik na rany. dodała wesołym tonem, po czym z zaskoczeniem rzekła – Czekaj, tutaj coś jest. - Enb poczuł, jak smukłe palce dziewczyny uchwyciły i wyciągneły coś z jego pleców.
- Popatrz! - zawołała. - To chyba kawałek tego potwora, musiał urwać się, gdy zaczepił o twoją zbroję. - dziewczyna podała młodzieńcowi fragment chityny szerokości mniej więcej palca i długości około połowy kciuka.




Tara kontynuowała okłady skaleczeń i zadrapań wojownika. Enb nie mógł nie zauważyć, że z dużą wprawą przemieszcza się wokół małego baseniku, tak aby co najwyżej zamoczyć nogi, ale nie ubranie.
- Czy moge o coś zapytać, Panie? Na arenie wystawił cię Tricarnijski książę Xalotun. Nie wiem czy dzielił się on swoimi planami ze swoimi wojownikami – spojrzała badawczo na młodzieńca – ale w domu księcia Aulusa mówi się dużo o tym, że pan Xalotun oświadczył się mojej pani, córce władcy Darsus. Jak rozumiem jesteś czempionem księcia Xalotuna? Jakim jest on człowiekiem? - po ostatnim pytaniu Enb wyczuł, że dziewczyna stężała, patrząc na niego poważnym wzrokiem.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 20-11-2017 o 21:29.
Prince_Iktorn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-11-2017, 09:09   #8
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
- Moim panem nie jest ten twój, jak mu tam, Xalotun. Tylko pan Putzho. Nie wiem skąd przyszło ci do głowy bym był czempionem tego, który wysłał na nas tego potwora.
Powiedział spokojnie, przynajmniej starał się by jego wzrok tak brzmiał. Ale słowa Tary zaniepokoiły go. Więc właściciel skorpiona będzie dziś pewnie na uczcie. Będzie trzeba unikać go. Pewnie to ten, na którego zwrócił uwagę podczas występu na arenie. Albo jeden z jego podwładnych. Tego nie był do końca pewien.
- Nie znam zatem tego Xalotuna. Nie wiem więc jakim on jest człowiekiem. Czemu cię to interesuje?
Dopowiedział, utkwiwszy wzrok w Tarze. Pytanie zaskoczyło go. Jak ona mogła przypuszczać że służy temu Xalotunowi. To było niemożliwe. Chyba żeby... Nie, Spaślak nie sprzedałby go. Nie miał po co, chyba że.. Zamyślił się. Jakby tak się zastanowić nad tym, to wcale nie jest takie nie do pomyślenia.
Jednak co by nie było, ma być wolny. Niezależnie czy był własnością pana Putzho, czy dostał się w ręce tego trikarnijczyka. W tym drugim wypadku jednak będzie musiał zachować wzmożoną ostrożność. Słyszał co nieco o trikarnijczykach, nie były to pochlebne opinie.
Słuchał odpowiedzi niewolnicy, obracając w palcach kawałek chityny. Było blisko, za blisko. Na przyszłość muszę bardziej uważać. Potrzymał chitynowy kawałek w dłoni, zważył go, po czym odłożył na bok, na krawędź basenu.
 
RyldArgith jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-11-2017, 23:09   #9
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację


-Wybacz, Panie – dziewczyna szybko cofnęła się i ukłoniła.
- Ludzie mówili, że on zapewnił i Diabła Pustyni – tu zauważalnie się wzdrygnęła – i gladiatorów aby z nim walczyli. Sądziłam że jesteś jego człowiekiem. Pytam dlatego, że moja Pani być może zostanie jego żoną. Dużo słyszeliśmy o mieszkańcach Tricarnii, ale... nic dobrego. On jest bogaty i potężny... Moja Pani wysłała ludzi aby pytali o niego, a ja, no cóż, ja też chciałam jej pomóc. Ona jest dobrą panią. Zasługuje na dobrego męża. - mówiąc, cały czas pozostawała w ukłonie.
- Wybacz, jeśli cię obraziłam, panie.


 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.
Prince_Iktorn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-11-2017, 21:46   #10
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Enb przyglądał się uważnie dziewczynie. Wydawała się miła i szczera. Sam musiał przyznać, że o mieszkańcach Tricarnii krążą mocno niepochlebne opinie. A mówiąc niepochlebne, miał na myśli tortury, zabawy z truciznami, niewolnictwo. Tricarnijczycy byli źli do szpiku kości. Byli stworzeni do zadawania bólu. Lubili to. Jakby to określało kim są, nadawało sens ich istnieniu. Nieograniczone niczym okrucieństwo.
Skrzywił się gdy te przemyślenia przeszły przez jego głowę. Nie chciał jednak odepchnąć od siebie dziewczyny.
- Nie uraziłaś, możesz być spokojna.- rzekł do niej.- Sam nie darze zaufaniem takich ludzi jak on. Ten książe z Tricarnii. To jadowite węże, skorpiony. Jak się zastanowić to skorpion na arenie pasuje do niego. Twoja pani niech lepiej uważa na niego.
Spojrzał na Tarę.
- Od dawna jej służysz?
Przybliżył się do niej, wyszedł z basenu, stając przed nią tak, jak go matka natura stworzyła.

 
RyldArgith jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172