Gabrysia odsunęła się od walącej się ściany. Zauważyła to, że Cień znów był niezadowolony, ale na razie nie reagowała na to. Generalnie przez całe obecne zajście nie odezwała się ani słowem, bardziej skupiając się na szybkiej reakcji na ewentualny niekorzystny zbieg zdarzeń. No i musiała pilnować te świstaki w tubie. A skoro już wystarczająco ludu pilnowało herszta, to Gabrysia nie widziała powodu, by się wpierdalać niepotrzebnie. Telepatią od Ial'a nie przejęła się w ogóle, chociaż teoretycznie powinno ją to przestraszyć, że nagle jakieś głosy w głowie z nie wiadomo kąd. Zachowywała się tak, jakby nie dostała takowej telepatycznej wiadomości. Propozycje tą i ową przyjęła na luzie, nie kierując głowy w kierunku Ial'a, a bardziej obserwując otoczenie, czy coś się jeszcze innego nie podzieje. |
- Nam też potrzebny żywy, za martwego płacą tylko dwa tysiące - odparł sierżant - jak po tym waszym pytaniu pozostanie żywy mamy dogadane. Tedy wycofajmy się, wy go zapytacie, potem go zabieramy. Możecie go na naszym komisariacie przepytać. I pilnuj swoich kompanów, bo tem zieloniec coś podejrzanie łypie na nas. Eldred tymczasem z trudem uskoczył przed odłamkiem. Byłby upadł na szczęście oparł się o czyjeś mocne ramię. - Dzięki, mało brakowało - rzekł i spojrzał na… dokera. - To się jeszcze da naprawić - odparł tamten biorąc zamach toporkiem. Eldred odskoczył wywalając się o odłamek skały. Topór minął go o włos. Przeturlał się i stanął na nogi, coś srebrzystego mignęło mu przed oczami. Kolejny, spodziewany cios nie nadszedł. - Zabierz nóż - usłyszał krzyk R. Spojrzał na dokera, nóż wbity aż po rękojeść sterczał z jego oka. Złapał rękojeść i szarpnął, a potem ruszył biegiem, między spadającymi odłamkami domu. - Masz - podał dziewczynie nóż, ta spojrzał na niego, potem na nóż, Eldred także spojrzał na nóż, oko dokera na nożu spojrzało na nich. R wzięła nóż i opuściła go w dół. Eldred nie zauważył co się stało, ale usłyszał tylko siorbnięcie, a R schowała czysty nóż do pochwy. Wróbel - To nic osobistego - odparł Lamare - zapłacili nam za was. I chylę czoła przed waszymi dokonaniami. Nie wiem co zrobiliście, ale wycenili was po królewsku. Podstępnym sztychem próbował znaleźć drogę do serca pirata. Ten z trudem zbił ostrze i odskoczył. Oparł się o burtę, złapał się wanty ratując przed wypadnięciem za burtę. Szybko wskoczył na burtę i trzymając rapier w zębach wspiął się po wyblinkach niczym po drabinie. Lamar chlasnął, ale cios minął stopę Wróbla o cal. - Chcesz bawić się w małpę? - zaszydził Lamare także zaczynając się wspinać. Kuba przeskoczył na forsztag i dymiąc z rękawic zsunął się na bukszpryt. Tam wypluł rapier i wreszcie mógł zakrzyknąć: - Ha! - tnąc równocześnie linę, po której już zsuwał się Lamare. Niestety ten wylądował miękko niczym kot, ale to dało sekundę Wróblowi której potrzebował. Głębokim cięciem naznaczył pierś Lamara. Wąsik tymczasem osierocił kilkoro dzieci, w akrobatycznym skoku ścinał kolejnego, gdy ze świstem trafił go w udo bełt z ręcznej kuszy. Zgubił krok, tylko na sekundę, ale to dało nadzieję bosmanowi. Niestety nawet przy nadziei bosman był zbyt wolny, próbując upchnąć wnętrzności padł na kolana rzucając kurwami na prawo i lewo. kapitan tymczasem starał się jak najszybciej napiąć kuszę. |
Zdawało się, że pozostali osłaniali Vince'owi tyłek więc ten podjął się przesłuchania w warunkach polowych. Za żadne skarby bowiem nie udałby się na posterunek. Mógłby go nie opuścić. Całe szczęście to samo dotyczyło strażników niefrasobliwie spacerujących ciemnymi uliczkami. Ale wroćmy na chwilę do okaleczonego herszta. Vince nie był zły, nie warczał. Z drugiej jednak strony ne próbował też negocjacji i zagadywania bowiem ich ofiara mogła nie uwierzyć w jego dobrą wolę. Od razu przeszedł do rzeczy, łamiąc pacjentowi palce lewej dłoni z pomocą najbliższych drzwi. Skubany wiedział jak to zrobić, żeby bolało jak połamane. - Gadaj. Jak na spowiedzi. |
|
- Mojego przesłuchania mógłby nie przeżyć - Berdych spojrzał na swój berdysz. - Zrobicie to lepiej - rzekł do towarzyszy, - ja pobiegnę do kapitana, bo i on może mieć kłopoty. |
Eldred wysilał mózgownicę, ale nie mógł sobie nic przypomnieć. Niewidzialne stworzenie zżerające ludzkie zwłoki? Gdyby tylko chciało mu się chodzić na wykłady o magicznych stworzeniach, to pewnie by coś skojarzył. |
Vince i Iladaboda Drzwi z chrzęstem połamały palce jak patyczki. Herszt wrzasnął. Słowa jakie opuściły usta nie były tymi które oczekiwał Vince. Nie były też tymi, które mogę tu przytoczyć. A pominąwszy te słowa hersz rzekł: - Mój jurysta flaki wam wypruje w sądzie. - Fakt, dobrego papugę mają - przyznał sierżant. - A ty… - warknął do sierżanta - … masz mi pomóc. Ci obwiesie mnie napadli. Sierżant uśmiechnął się smutno i pokiwał głową. - Jakie to smutne, że jesteśmy zawieszeni w pełnieniu obowiązków do czasu zakończenia rozprawy w sprawie przekroczenia uprawnień. Tak to chyba ujął twój jurysta. Nie mam prawa narażać powierzonego mi mienia ani personelu straży. A do Vince’a rzekł: - Pośpiesz się, bo niedługo ludzie się zlecą. Berdych, Eldred i R Pół ork sadził wielkimi susami w kierunku portu, za nim Eldred i R. W końcu dobiegli do portu. Ku ich zdziwieniu okazało się, że statek dryfuje ku morzu. Na pokładzie coś się działo. Dwóch czarno odzianych osobników zdrowo przetrzebiło załogę. Wróbel skakał jak poparzony z liny na linę pokrzykując i prowokując jednego z czarnych. Nagle Berdych wrył się piętami w bruk. Kolejn z czarnych stał na nabrzeżu i właśnie odwrócił się w ich kierunku. Swobodnym krokiem ruszył w ich stronę. To czego nie spostrzegł Berdych zobaczył Eldred, przejrzysta powłoka otuliła czarnego. - Odłóżcie broń i poddajcie się - powiedział wyjmując wystudiowanym ruchem miecz. - Bo inaczej może was to zaboleć. Wróbel - Nawet jakbyś dawał pięć razy więcej nie dogadalibyśmy się - odparł Lamare - Wyrobiło się markę to trzeba trzymać pion. Nawet jak złoto kusi. Rana doskwierała Lamarowi, bo nie był już tak szybki. Ale wciąż był groźny. Kuba unikał ciosów o włos, czasem i tracąc włosy. Nic co nie odrośnie, ale rany w wyglądzie były znaczne. Nie wspominając o przeciętym piórze przy kapeluszu! Aż w końcu kolejny cios doszedł celu. I znowu ledwo obcierka, draśnięcie. Kto inny już by był jak baran na rożen nawleczony, ale nie Lamar. Nawet wlokąc bebechy po ziemi wciąż był groźny i nie sposób było go zostawić samego by zająć się wąsikiem. Samą swą obecnością budził respekt wśród marynarzy. A wąsik… cóż ten był szybszy niż kapitan. Właśnie wkładał bełt w łoże, gdy zakrwawione ostrze zatoczyło łuk i przecięło cięciwę. Nawet dwóch majtków nie spowalnio wąsika w chęci odwetu za postrzelenie. Kapitan, klnąc upuścił kuszę i wyszarpnął rapier. Ale już na pierwszy rzut oka Kuba widział, że brak mu wprawy i sam kapitan szybko padnie w tym starciu. |
- Eee...Berdych, Gabrysia on ma jakąś magiczną osłonę - ostrzegł dyskretnie Eldred, który był wyraźnie zaniepokojony pełnym spokoju, zachowaniem nieznajomego. |
|
Berdych wielce zdziwił się na widok faceta odzianego w czerń. Tymbardziej, że ten posiadał magiczną ochronę. Jednak to on był magicznym cynglem a byle sfera nie przestraszyła go. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:17. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0