Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-04-2018, 11:13   #1
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Akademia tajemnic [21+]

Halruaa było w wielu aspektach reliktem przeszłości. Magokratyczne państwo, ledwie cień potęgi dawnego Netherilu, który wciąż kurczowo trzymał się istnienia. Położony na dalekim południu i odgrodzony od reszty świata łańcuchami górskimi i oceanem wytworzył swoją własną, unikalną kulturę. Jej dominującym elementem była oczywiście magia, a wszelkiego rodzaju użytkownicy Sztuki byli najwyższą kastą w państwie. Leilena nie miała takiego szczęścia. Urodziła się w rodzinie kupców, których magiczne umiejętności były jedynie znikome. Nie czyniło to z nich pariasów, ale niejako w naturalny sposób pozbawiało wielu możliwości. Nawet handel bez pomocy czarów był niełatwy - trudniej było chronić magazyny i wolniej transportowało się towar.
Halruaa uważało się za państwo wielce oświecone i miało ku temu wyobrażeniu pewne podstawy. Niemal wszystkie dzieci pobierały nauki do trzynastego roku życia, nie istniał przez to analfabetyzm a podstawowa wiedza o matematyce czy geografii była powszechna. Nie inaczej było z Leileną, jednak rodzina nie widziała w niej przyszłej dziedziczki. Rola ta przypadała jej starszym braciom. Jej, jako dorosłej kobiecie, przypaść miało doprowadzenie do skoligacenia dwóch kupieckich rodów i pozyskanie w posagu środków, które pozwoliłyby na utrzymanie rodzinnego biznesu.
Z ożenkiem w Halruaa wiązała się jedna antyczna tradycja - prawo próbnej nocy. Przedstawiciel rodziny o większych wpływach i pozycji mógł oczekiwać po narzeczonym bądź narzeczonej spędzenia jednej nocy przed ślubem. Nawet małżeństwa z rozsądku miały doprowadzić do narodzin potomstwa, a brak fizycznej zgodności między narzeczonymi mógłby to uniemożliwić. O wiele łatwiej było w takiej sytuacji zerwać zaręczyny niż potem unieważniać ślub. O taką właśnie noc została poproszona Leilena.
W powozie Aldyma Barrowa, narzeczonego którego dziewczyna nigdy nie widziała na oczy, jechała z nią też matka, Jina. Dwie rudowłose były nietypowym widokiem, Halruaańczycy byli bowiem niemal wyłącznie blondynami lub szatynami o oliwkowej cerze. Czerwone włosy były dowodem mieszanki obcej krwi. W rodzinie chodziły o tym różne legendy, od tych bardzo plebejskich o domieszce krwi barbarzyńców, po najbardziej fantastyczne o spowinowacenie z ognistymi genasi z Calimshanu.

Lei nie w głowie były rozmyślania o tej przeszłości, kiedy jechała na skazanie. Nie zauważała nawet trzęsienia pojazdu, faktu, że celowo ubrała ciężką i niewygodną suknię, ani mijanych dziwów za oknem. Dla mieszkańca Halruy te dziwy i tak były rzeczą całkiem naturalną. Dużo myśli poświęcała natomiast narzeczonemu. Imię niewiele jej mówiło, nie potrafiła nawet określić wieku tego człowieka. Nienawidziła niepewności!
- Ty też miałaś taką noc, mamo? - zapytała wreszcie, aby rozproszyć nieznośną ciszę. Nie lubiła ciszy. Jina była kobietą w średnim wieku, lecz z tego co Leilena wiedziała, pierwszego syna miała wcześnie.
Matka wydawała się tą sytuacją skrępowana nie mniej niż córka. Mełła w dłoni swoją zieloną suknię.
- Tak, z twoim ojcem - przyznała. - I od tamtego czasu jesteśmy razem. Więc sama widzisz, że to wcale nie musi być takie straszne - mówiła pocieszającym tonem.
- Aha, już to widzę. Nawet jak będzie młody i ładny, to co z tego? Ja tak nie lubię być krępowana! - wyrzuciła z siebie z głośnym westchnięciem. - Dlaczego mi to robicie?
Jina mogła unieść się na fali rodzicielskiego autorytetu, ale zamiast tego prawie skuliła się pod ciężarem dziewczęcych zarzutów.
- To nie dlatego, że chcemy cię ukarać, albo cokolwiek ci zrobić - odparła po dłuższej chwili. - W interesach układa się coraz gorzej. Potrzebujemy partnerów biznesowych i pieniędzy, a Barrow reprezentuje jedno i drugie. W życiu niestety trzeba wypełniać też obowiązki, a Aldym nie jest złym człowiekiem.
- Obowiązki można wypełniać zupełnie inaczej niż swoim ciałem! - spojrzała na matkę, obdarzając ją oskarżycielskim spojrzeniem. - I jeszcze ta głupia noc. Czyli co, jak będę słaba to sobie mnie daruje? - zapytała, a w jej głowie kiełkowały już różne myśli o tym jak się z tej kabały wywinąć jak najtańszym kosztem.
- To nie tak, że zaciągnie cię od razu pod pierzynę - matka odruchowo uniosła ręce w obronnym geście. - Tak się dzieje bardzo rzadko. Tu chodzi o przekonanie się, czy się sobie… cóż, podobacie? - Szukała jakichś właściwych słów. - Małżeństwa z rozsądku są bardzo powszechne, ale problemy w alkowie potrafią je zepsuć bardzo szybko - wydawało się, że chciała jeszcze coś dodać, ale zamilkła.
- Ty i tata to jeszcze robicie, czy tylko żeby nas zrobić byliście w alkowie? - Leilena wypaliła zanim powstrzymała język. Zaczerwieniła się od razu i odwróciła wzrok do okienka. - Znaczy, czy się wam to podobało? Inis twierdzi z całym przekonaniem, że to boli.
Matka, zaskoczona takim pytaniem, zupełnie straciła mowę. Układała sobie usłyszane słowa na wszystkie strony aż wreszcie złapała się wątku, który pozwoliłby jej obrócić kota ogonem.
- A skąd Inis wie, że to boli? - spytała przestraszona.
- Pewnie ze względu na krzyki z tym związane - wypaliła Lei, poniewczasie orientując się, że chyba nie powinna tego mówić. W końcu wiedza jej sama wynikała wyłącznie z podglądania innych. Na wszelki wypadek wzruszyła ramionami. - Nie wiem nawet czy ona lubi chłopców.
- Co? - wieczór nie zaczął się dla Jiny dobrze, a z każdą chwilą robił się coraz bardziej niewygodny.
- Mówi, że się jej nie podobają - ponownie wzruszyła ramionami, jakby próbując zrzucić z ramion niewygodny temat. - Ale co ona tam może wiedzieć.
To chyba trochę uspokoiło matkę i przez najbliższy czas ciszę przerywał tylko stukot kół.
- Jeżeli Barrow naprawdę ci się nie spodoba, nie zmusimy cię do ślubu - powiedziała nagle Jina tak cicho, że ledwo dało się ją usłyszeć w hałasie podróży.
- Jacy oni są? To znaczy ich rodzina? - panna Mongle zmieniła nieco temat, nie atakując już matki kolejnymi wyrzutami. - Ojciec chyba wcześniej niewiele miał z nimi wspólnego? Dlaczego się nami zainteresowali? - zdała sobie nagle sprawę jak mało o tym wszystkim wie.
- Och, wręcz przeciwnie. Prowadzili już wspólne interesy - sprostowała. - Czasami jednak byli dla siebie konkurencją. Stąd pomysł, by zamiast ze sobą konkurować, połączyć siły. Wiesz jak dobrym negocjatorem jest ojciec. Z pieniędzmi Barrowa będzie w stanie dobić naprawdę wspaniałych targów - popuściła wodze fantazji. - Mogę cię tylko prosić, byś dała mu szansę, tak jak ja dałam szansę ojcu. Może coś między wami zaiskrzy?
- Aha, czuję się świetnym targiem. Będzie bardzo zadowolony z transakcji - mruknęła, nie mogąc się opanować. - Zaiskrzyło przed czy po tym jak ci, no wiesz, włożył to między nogi?
- Leileno Mongle, za dużo sobie pozwalasz - oburzyła się w końcu matka. - Wiem, że to dla ciebie trudna noc, ale bez dobrego zamążpójścia szybko stracimy finansową płynność. Nikt ci nie każe, żebyś pozwalała mu cokolwiek… sobie wsadzać! - uniosła głos. - Macie się spotkać i przekonać, czy przypadniecie sobie do gustu. Z góry go skreślając stawiasz nas w bardzo trudnej sytuacji.
- Ale jak nie wsadzi, to jak sprawdzimy, czy nam się podoba? - zapytała zdziwiona, ponownie patrząc na matkę. Całe to zamieszanie zupełnie wyzwalało język gadatliwej Leileny. - Czy to naprawdę jest nieprzyjemne? Jak się sama tam dotykałam to było bardzo miło… - zawiesiła głos i ugryzła się w język, jak zwykle za późno.
Odpowiedziało jej ciężkie westchnięcie.
- Za pierwszym razem boli - przyznała. - I jest trochę krwi - dodała, wcale nie poprawiając sytuacji. - Ale z czasem ból ustępuje i zamiast tego potrafi być… przyjemnie.
- Potrafi? Czyli zwykle nie jest? - nie ustępowała młoda panna. - Ale dla panów chyba zawsze jest przyjemnie? To znaczy tak słyszałam.
- Potrafi, jeśli… no, jeśli się sobie wzajemnie podobacie. I dlatego prawo próbnej nocy jest ważne. Żeby sprawdzić, czy się sobie podobacie. W innych królestwach państwo młodzi widzą się dopiero na ślubie, a sprawdzają się po nim, jak jest już za późno - Jina zdecydowała uderzyć w nacjonalistyczne tony.
- A jak mi się nie będzie podobało, ale jemu bardzo? Albo na odwrót? - Lei kontynuowała zadawanie pytań. - Bo ja w sumie chcę spróbować. Tylko ślubu nie chcę.
- Jeśli nie przypadniecie sobie wzajemnie do gustu, to… nie zmusimy cię do niczego. Ale to nie jest czas na samolubność. Tutaj ważą się losy naszej rodziny. Twoi bracia nie dostaną żadnego posagu - zwróciła uwagę.
- Da się zrobić tak, że jak weźmiemy ślub, to się umówimy, że wcale nie tylko możemy ze sobą? - dziewczyna na głos rozważała możliwości. - Chyba powinnam go o to spytać.
- Jesteś niereformowalna - stwierdziła matka, poddając się. Przez resztę podróży nie odpowiadała już na słowne zaczepki Lei. Nie dłużyło się na szczęście, bo posiadłość Barrowa była tuż, tuż. I, obiektywnie rzecz biorąc, była większa od rodzinnego domu Mongle. Powóz zatrzymał się na podjeździe, który mienił się w wieczornym mroku od magicznych, wielobarwnych światełek. Magia w Halruaa była standardowym źródłem światła, zamiast kopcących pochodni. Stangret otworzył pannie Leilenie drzwi.
- Proszę cię, daj mu szansę - wyrzekła jeszcze matka. Zgodnie z tradycją, aby nie zawstydzać narzeczonych, ich rodzice nie byli obecni przy spotkaniu. Nadużycia tradycji zdarzały się bardzo rzadko, bowiem wspierające się czarami służby porządkowe bardzo szybko określały kto ponosił winę za co. Wśród rodów magicznych zaś nadużycia mogłyby kończyć się spektakularnym pojedynkiem na błyskawice i ogniste kule.

Lei westchnęła i zaczęła się gramolić. Nieprzyzwyczajona do długich, szerokich, ciężkich i zabudowanych sukni - choć w wielu nudnych kręgach podobno modnych - robiła to w sposób wyjątkowo niezgrabny. Podtrzymała się czekającego na zewnątrz powozu mężczyzny, prawie spadając na ziemię.
- Świetne pierwsze wrażenie, prawda? - uśmiechnęła się do niego, zaskakująco wesoło, rozbawiona swoją nieporadnością.
- Niech się panna nie przejmuje - uspokoił stangret. - Panicz Barrow nie lubi tańczyć, raczej nie przejmie się odrobiną niezgrabności. Czy mam zaprowadzić od razu do niego, czy chce się panna najpierw odświeżyć po podróży?
- W tej sukni? Spotkanie nastałoby dopiero za miesiąc, gdybym miała ją zdejmować i ubierać ponownie - parsknęła, ciągle rozbawiona. Nagle jej humor ponownie wskoczył na swoje miejsce i pewne rzeczy przestały mieć znaczenie. Będzie co miało być. Lepiej, żeby ten cały panicz nie czekał na wymuskaną damę. - Chodźmy lepiej do niego.
- Jak sobie panna życzy.
Spacer okazał się być na tyle długi, by mieć choć jeden przystanek, gdy stangret przekazał swoje obowiązki przewodnika starszemu kamerdynerowi. W Halruaa rzeczy zwykły toczyć się wedle utartych schematów i woźnicy (nawet bardzo elegancko nazwanemu) nie wypadało wchodzić na salony. Co innego kamerdynerowi, który w obrębie domostwa mógł wtykać swój nos w każdy kąt.
Ostatnim przystankiem okazał się przestronny salon z kominkiem, w którym radośnie trzaskał ogień.
- Paniczu Barrow, przybyła panna Mongle.
Wywołany panicz Barrow, który podniósł się z fotela, przy pierwszym spojrzeniu zdradzał wiele cech. Po pierwsze wydawał się być za stary na tytuł “panicza”, musiał mieć bowiem z dziesięć lat więcej od Leileny! Był też za wysoki na panicza, bo prawie sięgał sześciu stóp wzrostu. No i z pewnością był zbyt brodaty na panicza.


1

I zbyt ponury. Nosić się na czarno w świecie pełnym magii i kolorów? Lei postanowiła się nie zrażać, chociaż już ilość służby i nazewnictwo Barrowów mogło stawiać razem ze szlachtą, a nie stanem kupieckim. No i ten wzrost. Będzie musiała ciągle zadzierać nosa, bez dwóch zdań. Mimo to przywołała na usta niepewny uśmiech. Nie miała pojęcia jak się przywitać z potencjalnym mężem, więc wypaliła pierwsze o czym pomyślała.
- E… cześć?
- Cześć - odparł po prostu i przez chwilę stał sztywno. Dopiero chrząknięcie kamerdynera przywróciło go do życia i podszedł do swojego gościa.
- Cieszę się, że panna przybyła - wygłosił trochę sztywną formułkę. Z bliska wydawał się jeszcze wyższy. - Może zechciałaby panna usiąść?
- Mam na imię Leilena, nie panna - dziewczyna zauważyła z lekkim uśmieszkiem. - Obawiam się, że w tej sukni lepiej się stoi. Jest prawie tak sztywna jak to wszystko wokół… - znów wypaliła zanim pomyślała, ale rumieniec był tym razem nieduży. Bo w końcu to sama prawda była.
- Och… - mężczyzna odpowiedział trochę bez polotu. - W takim razie, ja jestem Aldym… i myślałem, że kominek ujdzie za romantyczny - przyznał się.
- Czy żeby było romantycznie to nie powinniśmy być zakochani, albo coś? - roześmiała się szczerze, na razie rozbawiona jego zachowaniem. Poszukała wzrokiem służby, zastanawiając się, czy planowana jest przyzwoitka. - Nie wydajesz się zachwycony tym spotkaniem - zauważyła. Nie zauważyła za to kamerdynera, który zdążył się ulotnić.
- To nie tak, cieszę się - zapewnił od razu i nawet się przy tym szczerze uśmiechnął. - Po prostu nie wiem od czego zacząć w takiej sytuacji. Zaproponować szezlong? Lampkę wina? Opowiedzieć żart? Tak trudno jest wywrzeć dobre pierwsze wrażenie.
- Bądź naturalny? - zaproponowała Lei. - To zawsze działa, przynajmniej u mnie. O ile ktoś lubi gaduły. Bo jak nie to bywa trudniej - uśmiechnęła się, odrobinę zbliżając do Aldyma. - Byłeś już z jakąś kobietą? Bo dla mnie to wszystko zupełna nowość! - obwieściła całkowicie bezpośrednio. Jak zwykle. Nie wiesz co zrobić, to idź na przełaj.
Mężczyzna zaśmiał się krótko, ale szczerze.
- Słyszałem, że jesteś bardzo otwarta. To dobrze, bo ja bywam… lakoniczny - zakończył i na chwilę zamilkł. Wydawał się intensywnie myśleć nad odpowiedzią na pytanie.
- Obcowałem już z kobietą - uch, potrafił bardzo romantycznie wypowiadać się na takie tematy. - Ale to była kurtyzana - odważył się na szczerość i zaraz tym dostrzegalnie zmieszał. - Może trochę wina pod rozmowę? - zaoferował ni z tego ni z owego.
- Chcesz zmiękczyć mnie czy siebie? - uniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy. W jej własnych błyskały wesołe ogniki, chociaż Barrow nie okazywał się najciekawszym z ludzi. - Poproszę - dodała. - Może się przejdziemy? Nie będziemy stać jak kołki, no chyba, że pozbędę się tej sukni.
Aldym napełnił dwa kieliszki białym winem, wykorzystując okazję do obmyślenia odpowiedzi. Chyba nie był spontanicznym typem.
- Myślę, że dobre wino przyda się nam obojgu - odezwał się wreszcie przekazując kieliszek. - Suknia może jeszcze na tobie zostać. Ładnie ci w niej - skomplementował. - O tej porze jest za ciemno na spacerowanie po ogrodzie, ale korytarze są tu długie.
- Dziękuję - odparła. Była jaka była, ale zawsze grzeczna! Nooo, dobra, to było kłamstwo. Raczej sympatyczna. - Ciemności są fajne. Skrywają tyyyle tajemnic.
Wzięła kieliszek, upijając łyk i delektując się smakiem. Rodzice nie pozwalali jej na takie luksusy. Trunek miał łagodny smak i delikatnie szczypał w język.
- Muszę się chyba zatem czymś pochwalić. A przynajmniej mój ród. To niedaleko - wskazał kierunek ku jednym z drzwi. - Nie wiem, czy można to uznać za tajemnicę Leileno. Myślę jednak, że może być ciekawe.
Korytarz do którego wkroczyli rozświetlał z każdym wykonywanym krokiem. Magia reagowała na ruch, jednocześnie spełniając funkcję czysto użytkową jak i do pewnego stopnia ochronną. Złodziejowi trudno byłoby schować się w ciemnościach, skoro te od razu znikały. Lei mogła jednak dojść do wniosku, że ktokolwiek kazał rzucić takie czary miał inny cel - chciał się pochwalić. Na ścianach wisiały bowiem oprawione łby potworów. Leilena musiała przyznać, że widok ten był co najmniej osobliwy. Na tyle, że przez dłuższą chwilę milczała, przyglądając się kolejnym mijanym okazom.
- Widzę, że twoja rodzina ma… specyficzne rozrywki - odezwała się wreszcie. Nie była w żaden sposób przestraszona czy zniesmaczona. W świecie pełnym magii potwory nie były niczym nadzwyczajnym, choć ona sama nie miała z nimi doświadczenia.
- To bardziej tradycja - wyjaśnił. - Forma pamiątki, ale nie po polowaniu, a po własnym istnieniu. Wiele rodów wystawia obrazy swych przodków. Mój ród wiesza głowy potworów, które ubił czyniąc świat bezpieczniejszym. Szczególnie mój ojciec, dziadek i pradziadek mają powody do dumy. Na Abeirze potworów było pod dostatkiem - wspomniał stosunkowo niedawne czasy, gdy po śmierci bogini magii Halruaa została rzucona na inny plan.
- Partnerów handlowych także prowadzicie tymi korytarzami? - zachichotała Lei. - Jak będę słaba w alkowie to moja głowa też tu zawiśnie? - zapytała z wyraźnym żartem.
- Nie - odparł po prostu. Chyba zrozumiał żart, bo nie słychać było w jego głosie zdziwienia ani strachu. Po prostu nie miał żadnej zabawnej riposty. - Na handlowym szlaku spotyka się różne maszkary i dobrym uczynkiem jest je unieszkodliwić. Ty jesteś na to o wiele za ładna.
- Oh, dziękuję - chichot przeszedł w szczery śmiech. - Czyli wieszacie tylko maszkary. Możemy nie dotrwać, przy tej magii, jak już będę wielką czarodziejką, to nigdy nie będę zasuszoną babulką.
- Masz magiczny talent? - podchwycił. - Twój ojciec o tym nie wspomniał.
- Na razie nie mam - mina jej zrzedła. - Ale będę miała, ciągle całe życie przede mną! - zadeklarowała z całą mocą.
- Po tych wszystkich cudach, które się wydziwiały na świecie… wszystko jest możliwe - zgodził się Aldym zatrzymując się przed pustym miejscem na ścianie. - Na mnie też jeszcze czeka dużo rzeczy. Chociażby zgładzenie potwora.
- Naprawdę chciałbyś się uganiać za tymi paskudztwami? - skrzywiła się i zadrżała na samą myśl, że ona miałaby to robić. - Ja bym wolała coś tworzyć. Albo dawać szczęście i przyjemność. I brać, ma się rozumieć - zamruczała na moment pogrążając się w marzeniach.
- Tradycja to tradycja - rozłożył ręce. - Jak mógłbym po śmierci stanąć przed mymi przodkami i spojrzeć im w oczy? Poza tym włócznia mi się zakurzy, jeśli z niej nie skorzystam - dodał mimochodem.
- Och, o włócznię to podobno ja mam zadbać… - Leilena urwała, ugryzła się w wargę i przez moment nie zerkała na Aldyma. Mężczyzna również przez chwilę milczał. W końcu spojrzał uważnie na dziewczynę.
- Jeśli mogę być szczery… - nie czekał na pozwolenie. - Spodziewałem się, że ta sytuacja będzie dla ciebie trochę bardziej krępująca. Cieszę się, że podchodzisz do tego z dobrym humorem.
- Do wszystkiego tak podchodzę - powiedziała po prostu. - Słyszałam, że to może być przyjemne. Jak okaże się inaczej, to obmyślę inną strategię. Wiedziałeś coś o mnie zanim się pojawiłam? - spytała z pewną dawką ciekawości.
- Trochę. Jak to w ustawianych małżeństwach. Że jesteś inteligentna, elokwentna i piękna - wymieniał. - Ale to chyba mówią o każdej potencjalnej pannie młodej. Cieszę się, że tym razem to prawda.
- A ty jesteś komplemenciarz! - oburzyła się na niby, na policzkach jednak pokraśniała. Rumieniec to coś za czym nie przepadała, zbyt często ją zdradzał. - Tego potwora to planujesz zgładzić przed naszym małżeństwem? Wydaje mi się, że wolałabym tę włócznię żywą.
- Chyba wolałbym najpierw przetestować włócznię w bezpieczniejszych warunkach - zdecydował, zbliżając się do Lei.
- Pełna zgoda. Co nam wolno tej nocy? - nie odsunęła się, kiedy on się zbliżył.
- Chyba wszystko, na co mamy ochotę - odparł, biorąc ją w ramiona. Różnica wzrostu sprawiała, że dziewczyna patrzyła mu w tors, zamiast jak romantyczne opowieści nakazywały: w oczy. - Masz jakieś preferencje co do miejsca? Służba została odwołana. Nie licząc kamerdynera, posiadłość mamy dla siebie.
- To twój dom. Pokaż mi co ciekawsze miejsca - zasugerowała, zadzierając głowę. Odrobinę zaledwie zadrżała kiedy jej dotknął. Powtarzała sobie w głowie, że się nie boi. I że lepiej wykorzystać sytuację niż próbować ucieczek. Zresztą, chyba obecnie nie chciała uciekać. Było całkiem miło i to bez kontroli rodziców.
- Jest tutaj ładna sypialnia gościnna - stwierdził. - Życzysz sobie, bym cię tam zaniósł Leileno? Ta suknia wygląda na strasznie niewygodną.
- Tylko musisz zabrać jeszcze trochę wina, aby miałam odwagę być tam niesiona… - przyznała cicho, odganiając pokusę odmówienia.
Tym się akurat trochę zmartwił.
- Butelka została w salonie… - zauważył kwaśno. - A to w przeciwną stronę. I to na oczach tych wszystkich bestii - dodał, nie wypuszczając jej z objęć.
- Och, to będziesz musiał zrobić wszystko, żeby mnie bardziej ośmielić… - wymruczała cicho.
- Jeszcze bardziej? Nie wyglądasz, jakby brakowało ci śmiałości - zaśmiał się i pochylił. Spojrzał Lei głęboko w oczy i musnął wargami jej warg. Nie uciekła, a nawet zbliżyła się trochę. Na tyle, ile pozwolił dół najniewygodniejszej z sukien.
- Jestem dziewicą… - przyznała szeptem - ...wolałabym nagle nie spanikować i nie zacząć uciekać po tych korytarzach pełnych potworów…
- Wiesz, wino jest też w kuchni, a do niej nie musielibyśmy się cofać. Tylko nie wiem, czy jest dość romantyczna - ucałował jej policzek. - Ale nie musisz się do niczego zmuszać winem. Uszanuję twoje granice - obiecał, ale nie sposób było z pewnością określić czy szczerze.
- Ta noc to nasza szansa na poznanie czy się naprawdę możemy polubić… - otarła się o niego policzkiem. - No i potrzebujemy coś do picia tak czy inaczej. Nikt nie mówi, że mamy zostać w kuchni.
- A zatem, ku kuchni - zawyrokował, śmiejąc się przy tym jak młodzik. Złapał Leilenę za rękę i pociągnął za sobą. - Dziś rodzice nam niczego nie zabronią.
- Tobie chyba już nic nie powinni zabraniać. Nie jesteś dziewczyną i to w takim wieku jak ja - zauważyła Lei, posłusznie idąc za nim, chociaż musiała stawiać dwa kroczki na jego jeden.
- Rodzice zawsze uważają swoich potomków za małe dzieci. Wiek niczego nie zmienia - skręcili w lewo i wkrótce drogę zatarasowały im drzwi. - Chociaż nie. Z wiekiem dalej uważają, że zrobimy sobie krzywdę jak tylko spuszczą nas z oka, ale jednocześnie nakładają na nas więcej obowiązków - Barrow pchnął skrzydła, otwierając kuchnię na oścież. Wnętrze było ciemne jak to w nocy. - Rozpalę ogień - zaoferował i zaczął coś mruczeć pod nosem.
- Szkoda czasu, no chyba, że nie wiesz gdzie to wino, które możemy podkraść - Lei wyszeptała konspiracyjnie i niby to przypadkiem zahaczyła swoją dłonią o ciało Aldyma, przesuwając ją po nim. Chyba go to trochę zaskoczyło, bo umilkł i z obiecanego ognia nic nie wyszło. Odchrząknął za to.
- Wiem. Podkradałem stąd wino jeszcze jak byłem mały - przyznał się i śmiało zagłębił się między szafki. Stuknęły jakieś drzwiczki, zaskrzypiała jakaś szuflada i wkrótce mężczyzna ogłosił tryumfalnie. - Mam! Chyba czerwone, może być?
- Rodzice mi nie pozwalają pić, więc może być jakiekolwiek, byle nie zbyt gorzkie - zaśmiała się, słuchając jego poczynań. Najwyraźniej potrafił się rozkręcić i coś jeszcze mogło z niego być.
Po paru odgłosach szamotaniny rozległ się huk wyciąganego korka.
- Panna Leilena życzy sobie kieliszki, czy wypijemy z butelki? Nikt nas nie skarci - kusił z ciemności.
- Butelka - zdecydowała od razu, psoty do niej bardzo przemawiały. - Ale w sypialni. Będzie wygodniej… - nie dodała co jeszcze może tam być.
- Nie zwlekajmy zatem - powiedział entuzjastycznie, pojawiając się w kręgu światła z korytarza i śmiało biorąc dziewczynę pod ramię. Czy wizja spędzenia z nią czasu w sypialni wprowadzała go w taki nastrój?


__________________________
1 - grafika autorstwa victorian-dandy
 
Zapatashura jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172