Póki Relhad miał gdzie się cofać był względnie bezpieczny. Powolny, ale przygotowany. Zrobił starannie dwa kroki w tył i pchnął drzewcem topora w podbrzusze napastnika by go od siebie odsunąć. Następnie zaczął dziobać przeciwnika uderzeniami by nie dać do siebie podejść. Torstig był zdeterminowany do zadania jednego morderczego ciosu, by nie doprowadzić do walki dwóch na jednego. |
Małopludy? To nie było zbyt optymistyczne i Cedmon nie był pewien, czy zdołają cało wyjść z tej opresji. Co prawda znaleźli miejsce lepsze do obrony, niż szczere pole, ale jama w skale to nie forteca i liczebna przewaga ludożerców z pewnością nie została zredukowana. - Pokonaliśmy trolla, wilkołaki i bandę nieumarłych. Przy odrobinie szczęścia i tym razem zwyciężymy. - Cedmon spróbował wlać nieco uchy w serca Fahda i Ramiego. - Nie przylezie tu na raz dziesięciu dzikusów - dodał. - Muszą atakować po dwóch, trzech. Dobrze by też było utrudnić im dojście, chociażby siodłami. No i trzeba uważać, żeby jakiś desperat nie zeskoczył na tę półkę z góry. |
- Samiście jak dzieci - warknął legionista. Nie sądził by małpoludy były rozumne i wiedziały co wygadują ci dwaj rusamanami, ale strach napewno potrafią rozpoznać - Cieni się własnych boicie! Jak cały Yarakan jako i wy jest, to iście niesłusznieśmy uciekali w dzicz. Starczyło pobębnić i postraszyć i cały pościg by się rozpierzchł. Weźcie się garść, bo tym lamentowaniem tylko zapraszacie ich do napaści! A ty... - spojrzał na Ramiego - Pokaż, żeś rusamanamski żołnierz, a nie pośledni więzienny oprawca. Przed sobą ukryć nie potrafił jednak, że też się obawia. Nie miał wcześniej do czynienia z małpoludami i nie wiedział na co je stać. Spodziewał się osaczenia, wygrażania, rzucania kamieniami, nocnego straszenia, a potem... No właśnie. Gdy obozowisko było już w pełni rozbite, podszedł do Cedmona. - Zejdę na dół do tych stworów - oznajmił niechętnie - Spróbuję z pomocą naszego nieumarłego przyjaciela przekonać je, że warto omijać nas szerokim łukiem. Co by się nie działo, nie daj tym dwóm durniom uciec. A jakby to bębnienie ucichło, a ja bym nie wracał... nie obrażę się jak mnie poszukasz. Liczę staruszku... na dużo potwornego hałasu... Nie będzie mi żal kilku małpoludów, ale nie chciałbym do cna stracić rozum, na skutek twojego czarostwa. Jeśli jednak nie okażą się dość płochliwe... użyj tego zaklęcia z grobowca Władcy Jeźdźców. Ja zrobię resztę. I postrasz ich... może w języku, którego używał Yusuf? A nuż twój discipulus znany jest w tej okolicy... |
Walka w ruinach trwała na dwóch frontach. Relhad się wycofywał, już czując za plecami ścianę. Oczy wodziły od jednego wroga do drugiego, oceniając który w chwili obecnej stanowi większe zagrożenie. Jeden był ranny, więc kolejny cios mógłby go wyeliminować, ale równocześnie był mniej groźny trzymając niezdarnie broń w lewej ręce, z prawą bezwładnie zwisającą wzdłuż ciała. Drugi był w pełni sił i to jego atakował Torstig, starając się zachować dystans. Wyczuł moment idealnie. Wieloletnie doświadczenie zaowocowało do spółki z wrodzonym instynktem. Głowica wgryzła się w odsłonięte udo przeciwnika, grzęznąc głęboko w mięśniu i zgrzytając na kościach. Torstig gwałtownie szarpnął toporem i Rusanamani runął na ziemię w fontannie krwi z rozległej rany. Wił się u jego stóp, wrzeszcząc i starając się zahamować krwawienie. Jego towarzysz, ten z bezwładną ręką mimo iż widział, jak Torstig walczy, ponownie zaatakował, krzycząc niezrozumiale. Starzec musiał tylko minimalnie się przesunąć, aby uniknąć ciosu. Wewnątrz Livia walczyła z Osamem, przerzucając się z nim wyzwiskami i obelgami. Być może podziałały one na mężczyznę zgodnie z zamiarem Kibrii, bo po chwili fechtowania wyczuła moment. Uderzyła nisko, celując w krocze. Opór jaki poczuła na ostrzu świadczył o tym, że być może Osam jeśli przeżyje, to do końca życia będzie szczał kucając. Zraniony zawył, ale zamiast zaprzestać walki zaatakował ze zdwojoną zaciętością, spychając Livię ku ścianie. I jemu też się poszczęściło. Dziewczyna w pewnym momencie potknęła się, a Osam wbił jej bułat w brzuch. Kibria zachwiała się i upadła na podłogę, gdy nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Czuła gorące pieczenie w miejscu, w którym ostrze przebiło skórę zagłębiając się w jej ciało. Osam cofnął się, z bronią nadal gotową do walki, do zadania ostatecznego ciosu. - Po co Ci to było, dziewczyno? – zapytał. – Wrogowie szejka Cię przysłali, by mnie zabić? Thoer ruszył w dół zbocza. O dziwo jego przemowa do dwóch Rusanamani poskutkowała i Rami ruszył za Ianusem, z pewną dozą determinacji podszytej zawstydzeniem na twarzy. Nim legionista zrobił więcej niż dziesięc kroków wychodząc z jaskini, Nefer-Inet siedzący w jego głowie zdecydował sie na konwersację. - Och, Ianusie Accipiterze – w głosie pobrzmiewała złośliwość i kpina. – Aleś sprytnie wymyślił. Problem polega na tym, że ja nie param się tanimi sztuczkami. Nie mogę spowodować, że nagle wszystko utonie w kakofoni dźwięków. Przykro mi, ta część planu nie wypali. Podobnie jak druga. Potęga zaklęć Nefer-Inet dotyczy głównie nieumarłych bytów. W grobowcu Muharija powstrzymałem Twoich wrogów, bo nie tlił się w nich płomień życia. Małpoludy to co innego, one są żywe… Jakby na potwierdzenie tych słów z mrocznego gąszczu wybiegła jakaś kosmata, pokraczna sylwetka i wymachując muskularnymi ramionami rzuciła się na Ianusa. W mroku poniżej jarzyły się czerwonawe ogniki. Oczy wielu stworzeń. - Fahimie, chroń… Ich jest więcej – wymamrotał strażnik. Więcej nie zdążył powiedzieć. Z ciemności wypadły dwa kształty i rzuciły się na niego. Wszyscy trzej upadli na ziemię i w akompaniamencie wrzasków Ramiego potoczyli się w dół. |
|
"Jak oni tu podeszli...?" Cedmon nie do końca wiedział, jak to się stało, że małpoludy znalazły się tak blisko. Wiedział za to, że może zrobić w tym momencie jedną tylko rzecz, by wspomóc tych, których dopadli dzicy ludzie z Res Horab. Jako że miał nadzieję, iż Ianvs poradzi sobie z jednym przeciwnikiem, skoncentrował się na tych, którzy zaatakowali strażnika. Strzelił do walczących ze sobą kształtów. - Nie ruszaj się stąd - rzucił do Fahda. Tak na wypadek, gdyby tamtemu przyszło do głowy coś naprawdę głupiego. - I zabij każdego dzikusa, który podlezie za blisko. |
Torstig z radości pokazał wyszlifowane zęby. Koszącym ruchem topora w ślad za unikiem spróbował pozbawić przeciwnika przywileju poruszania się swobodnie. Zwyciężanie działało jak narkotyk podnosząc ciśnienie i dając zastrzyk adrenaliny. Niedługo pozostanie jedynie sprawnie dobić dwóch krwawiących młokosów i pójść w sukurs Kibrii. Torstig nie udawał, że nie słyszał jej pełnego bólu okrzyku. Wcześniej słyszał jednak skowyt zaatakowanego mężczyzny. Mogło się okazać, że bogowie przygotowali całą nagrodę za odzyskanie skarbu wyłącznie staremu Relhadowi. Wybieg w myślach mógł dodać mu motywacji, lecz równie dobrze rozkojarzyć. |
Pierwsza myśl. |
Jeden leżał i kwiczał w agonii. Drugi atakował zawzięcie. I skutecznie na tyle, że przy trzecim zwarciu zakrzywione ostrze rusanamańskiej broni wcięło się głęboko w łydkę Relhada, rozcinając ją aż do kości. Torstig zagryzł tylko zęby i przypuścił kolejny atak. I jeszcze raz. Żeleźce dosięgnęło w końcu słaniającego się na nogach wroga, posyłając go w piach. Torstig mógł w końcu ruszyć na pomoc dziewczynie, pozostawiając na ziemi przed meczetem dwa okrwawione ciała. - Nic nie wiesz, dziewko - zaśmiał się Osam. - Nie wiesz kim jestem, ani po co zjawiłem się w pałacu Jajira. A mimo to rzuciłaś wyzwanie Służbie Cieni, podążając za mną z Yarakanu. Sama wpakowałaś się w nie lada kabałę! I chyba będzie Cię to kosztowało życie. Ale zanim umrzesz, oświeć mnie, co to za sekrety, które niby znasz? Świsnęło w ciemnościach. Strzała z łuku znalezionego w kurhanie niechybnie odnalazła cel, choć Cedmon puszczając cięciwę nie do końca był pewien kogo tarfi. Z mroku dobiegło wycie i z pewnością nie wydobyło się ono z ludzkiego gardła. Ianus starał się zrzucić z siebie pokraczną istotę. Jedyne co mu się udało, to odepchnąć ją na tyle, by zadać pchnięcie. Małpolud nie starał się unikać ani parować ciosu, jego ograniczony umysł nie podpowiadał mu takich rozwiązań. Ostrze napotkało opór w postaci futra i grubej skóry, przebiło się i pod naporem mięśni Thoera zagłębiło w brzuchu bestii. Stwór ryknął wprost w twarz Ianusa, owiewając go cuchnącym dechem. Objął Accipitera włochatymi ramionami i chciał dusić. Ianus wywinął się w ostatnim momencie. |
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:08. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0