17-12-2018, 11:06 | #161 |
Reputacja: 1 | - Nie wiem, gdzie jest Sabiha. Ostatni raz ją widziałem, jak wraz ze strażnikami goniła mnie po korytarzach pałacu Jajira – odparł Osama, ale widząc wyraz niezadowolenia na twarzy Torstiga i groźny ruch topora, zastanowił się ponownie, co też Relhad miał na myśli. – Klejnot? – ryknął śmiechem. – Wy jesteście tu po to, żeby zdobyć Klejnot Amurdinha? Niepotrzebnie się fatygowaliście, a moi kompani zginęli na próżno. Nie mam klejnotu. Zresztą Jajir też nie i nigdy nie był jego posiadaczem! – ostatnie słowa usłyszała też Kibria, która właśnie odzyskiwała świadomość. Człekokształtne istoty nie atakowały, obserwowały ukryte w mroku między drzewami. Cedmon wypatrzył Ramiego, ale ilość krwi jaka pokrywała ciało, nie rokowała zbyt dobrze. Rusanamani nie ruszał się, ani nie odpowiadał na wołanie. A Ianus miał rację – wchodzenie między drzewa było zbyt niebezpieczne. - My nie zostać – od wejścia do jaskini odezwała się Enki. – Uciekać teraz, jak oni bać się. My mieć jedna szansa! - Nie sądzę, aby Jusuf kiedykolwiek się tutaj zapuścił. Po cóż miał zwiedzać dzicz? – perorował Saddi. – Wyście wymyślili podróż tymi bezdrożami, kiedy można było jechać naokoło lub wprost do Sabol, razem z kupcami. Teraz macie za swoje. Całe szczęście, że mogę dysponować mocą, bo już byście byli tylko przetrawionymi resztkami w żołądkach tych prymitywnych istot. Ona ma rację, legionisto. Nic tu po nas. Czas nagli. |
17-12-2018, 12:01 | #162 |
Administrator Reputacja: 1 | Gdyby tak móc zesłać kilka piorunów na ukryte w lesie małpoludy, to z pewnością pozbyliby się kłopotu. Niestety Cedmon nie dysponował takimi mocami, a siedzący w Ianusie duch czarownika zapewne też tego nie potrafił. Nie było żadnej gwarancji, że małopoludy do końca nocy będą siedzieć w krzakach, a potem sobie pójdą. Tak samo prawdopodobne było to, że w końcu zgłodnieją i ponowią atak, by odpowiednio zaopatrzyć swą spiżarnię. - Pewnie masz rację - odpowiedział na propozycję Enki. - Zabierajmy się stąd, zanim oni znów nabiorą odwagi. Jeśli będziemy w drodze i zaczną nas gonić, to może jeszcze uda się kilka zabić. Może zmądrzeją i wreszcie zrezygnują. |
17-12-2018, 12:50 | #163 |
Reputacja: 1 |
|
18-12-2018, 22:45 | #164 |
Reputacja: 1 | Strasznie dużo słów czarowniku jak na proste "nie wiem". Accipiter zmełł w ustach thoerskie przekleństwo. Ani odnalezienie Raimiego ani uwaga Saadiego nie poprawiła mu humoru. A słowa Cedmona i Enki zaczynały powoli przechylać szalę dokonanego przez niego wyboru drogi. Bo choć nie zgadzał się z czarownikiem i gniewu sułtana nadal obawiał się bardziej niż małpoludów, to bez przewodniczki niczego tu nie wskórają. - Dobij go - skinął Gmanaghowi na ciało Rusamanami i na łuk - Lepiej by nie żył gdy po niego wrócą. Po czym odwrócił się do pozostałej dwójki. - Uciekamy od razu na wschód z powrotem na ziemie sułtanatu. Fahd i Enki przy Zahiji. Cedmon prowadzi. Ja zamykam. Nie wydawał się jednak zadowolony z tej decyzji. A gdy pośpiesznie sposobili się do opuszczenia groty zrobił jeszcze jedno. Odrąbał padłym małpoludom łby i cisnął je daleko w ciemności.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
19-12-2018, 20:51 | #165 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Wściekłość z powodu rzekomego kłamstwa Sabihy uderzyła w Torstiga, rozlała się po pionowej ścianie z obojętności i spłynęła po osłoniętym doświadczeniem umyśle Relhada. Dla niego rzeczywistość nie skomplikowała się ani o krztynę. Z ekwipunku Osama wyciągnął jego miecz i stanął między nim a Livią. Następnie rzucił broń pod nogi przeciwnika. Gdy sięgnął do pasa jego jednoręcznego toporka tam nie było, musiał pozostać przy wierzchowcu Kibrii. Z niezadowoleniem przyznał, że bardziej szans nie wyrówna. - Walcz - nakazał Osamie. Rusanamani musiał podjąć próbę pokonania Torstiga, jeśli chciał odejść z ruin ze swym dopiero co darowanym życiem. |
20-12-2018, 11:07 | #166 |
Reputacja: 1 | Ostrożnie, w świetle gwiazd zjechali wąską ścieżką z powrotem między drzewa, mając baczenie na znajdujące się w pobliżu potwory. Te nie atakowały – straty poniesione przy wejściu do jaskini i pokaz magii nekromanty, najwidoczniej odniosły zamierzony skutek. Pytaniem było, na jak długo? Jechali przez ciemny las, wolno, mając na uwadze stan zdrowia Zahiji i kłopoty z orientacją. Enki twierdziła, że jadą w dobrym kierunku, dokładnie na wschód. Cedmon i Ianus pilnowali grupki, rozglądając się na boki i wyczekując ataku. Małpoludy nadal kryły się w ciemnościach, nie atakując ale podążając za awanturnikami. Bęben milczał. Świt zaróżowił niebo, a oni zmęczeni wciąż brnęli przez bezdroża Hortorum. Kiedy dotarli do jakiegoś większego cieku wodnego i rozglądali się za miejscem umożliwiającym przeprawę, ze zdumieniem odkryli, że małpoludy zniknęły. W zakolu woda rozlewała się na kilka metrów i widać było kamienie wyściełające dno. Można było przechodzić. Konie wjechały w wodę, zanurzając się zaledwie do pęcin. - Powód, dla którego byłem w pałacu Jajira trafi ze mną do Dżanny – odpowiedział Osama, przystając na warunki Torstiga. Chwycił swoją broń i z grymasem bólu podniósł się na nogi. Obaj mężczyźni byli ranni, ale Rusanamani znajdował się w bardziej opłakanym stanie. Po stronie Relhada stał też zasięg broni, gdyż dzierżył on topór na długim trzonku przeciwko bułatowi Osamy. Żaden nie chciał zaatakować jako pierwszy, wiedząc że rozstrzygnięcie może być kwestią jednego ciosu. Obserwowali się, wyczekując ruchu przeciwnika. Doświadczenie i zimna, północna krew Relhada w końcu wzięły górę. Osama zaatakował pierwszy. Torstig ze spokojem poczekał na cios, uchylił się, a gdy przeciwnik odsłonił się, sam uderzył. Rusanamani wykręcił się niemal pod niemożliwym kątem i zbił ostrze topora bułatem, ale w desperackiej próbie ocalenia życia zabrakło siły. Napędzane długością trzonka trójkątne ostrze tylko zmieniło kierunek, zamiast na głowie, lądując na szyi Osamy. Wbiło się głęboko w gardło, rozrywając tchawicę i zgrzytając na kręgach szyjnych. Osama padł na ziemię, gulgocząc i chlapiąc krwią z rozoranej szyi. Jego zgon był tylko kwestią sekund. |
20-12-2018, 13:11 | #167 |
Reputacja: 1 |
|
20-12-2018, 15:39 | #168 |
Administrator Reputacja: 1 | Jakimś cudem udało się im wyrwać z matni... co z pewnością znaczyło, że bogowie mają wobec ich jakieś inne, zapewne paskudne plany. - Hundur, naprzód - polecił Cedmon. Nie był pewien, czy drugi brzeg jest tak bezpieczny, jak by chciał. - Jak się znajdziemy po tamtej stronie - powiedział, stale rozglądając się na wszystkie strony - musimy znaleźć jakieś odpowiednie miejsce na obóz i zrobimy sobie bardzo długi odpoczynek. |
20-12-2018, 22:28 | #169 |
Reputacja: 1 | - Zaczekaj Cedmon - legionista położył dłoń na ramieniu Gmanagha wpatrując się nieufnie w majaczące po drugiej stronie strumienia drzewa. Wyglądały spokojnie. Wręcz sielsko pobłyskując promieniami wstającego nad nimi słońca. - Małpoludy zniknęły. Raczej nie boją się wody. Coś innego je zniechęciło. Coś co bardziej do nich musiało przemówić niż sztuczki Saadiego... Chyba nie powinniśmy przekraczać rzeki. Poszedłbym tą stroną wzdłuż strumienia. Na południe. Jak uważasz? A ty Enki?
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
21-12-2018, 08:47 | #170 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Z Obcą Patrząc na Livię Torstig wyraźnie się uśmiechnął. - A chwilę było cicho. Leżąc - nakazał przekręcając końcówkę. Opadł na ziemię i poprawił opatrunek. Nie spieszył się, był staranny. Z podobnym zaangażowaniem chwilę później odciął Osamie głowę jego własnym bułatem i postawił na kamieniu, by odciekła. Chwilę przyglądał się martwej twarzy. Relhad czuł, że jest dobrym człowiekiem. Po krótkim dumaniu Torstig odezwał się jeszcze raz. - Ruszymy jeszcze dziś. - Chcesz mnie dobić? I dokąd chcesz iść? - Odezwała się do wojownika. - Nie byli sami tutaj pierwszy raz - odpowiedział Torstig. - Jesteś nie w formie, lepiej się oddalić. Nawet, jeśli niedaleko. Pozbieram łupy. Kibria pokiwała głową. - Dobrze rozumiem. Będę kiepską pomocą ale postaram się zrobić ile mogę. W swej ojczyźnie ciała wrogów Torstig złożyłby w ofierze bogom. Na tej jałowej ziemi nie było jednak żadnych śladów ich obecności. Musiał więc kombinować na własną rękę. Znosząc w jedno miejsce dobytek zabitych nieznajomych znalazł linę, na której obwiesił trzech mężczyzn nogami do góry i podciął im gardła. Duchy tego miejsca powinny być zadowolone. Następnie zapakował cały łup na konie a za zwierzętami na sznurkach zamocował miotełki z suchych traw, które na śniegu zawsze znakomicie zacierały ślady. Na ostatku pomógł Kibrii usadowić się w siodle i obwiązał ją kocem ku podparciu rannego miejsca. W końcu ruszyli w drogę powrotną. Należało znaleźć Sabihę, ale wcześniej schronić się w jakimś zakamarku na noc. Ostatnio edytowane przez Avitto : 22-12-2018 o 00:29. |