27-12-2018, 14:44 | #171 |
Reputacja: 1 | Posuwanie się wzdłuż strumienia w pewnym momencie stało się niemożliwe. Teren wypłaszczał się, a wody rozlewały się szeroko tworząc wypełnioną grząskim bagniskiem nieckę. Świdrujące w uszach bzyczenie komarów unoszących się nad rozlewiskiem było wręcz nie do zniesienia. Aż strach pomyśleć, na jakie katusze naraziliby się ci, którzy zdecydowali się wjechać w mętne wody. Byli zmęczeni, a jako że małpoludów wciąż nie było widać i bębny milczały, trzeba było zdecydować się na odpoczynek. Wyjechali wyżej, w miejsce z którego widać było najbliższą okolicę, a gdzie nie dolatywały już hordy krwiożerczych owadów. W dole znajdowało się rozlewisko, które prawdopodobnie zanikało gdzieś dalej wśród drzew. Jak okiem sięgnąć widać było porośnięte lasami niskie górki i wzgórza. Śladów ludzkiej bytności nie było, ani w postaci ruin, ani bijących w niebo dymów z osad. Zahija wolno odzyskiwała zdrowie. W miejscach, gdzie została potraktowana antymagiczną błyskotką, złuszczona skóra i martwe tkanki wolno zaczęły odpadać, a pojawiały się brzydkie, brunatne, podeszłe krwią strupy. Czarownica przez większość czasu była nieprzytomna, a gdy wracały jej zmysły, chciała tylko pić. Mówić nie miała sił. Enki wyruszyła na zwiad, szukając miejsca, z którego byłby jeszcze szerszy widok. Pozostali zostali w obozowisku. Łowczyni wróciła po jakimś czasie, niosąc ustrzelonego sporej wielkości ptaka. - Daleko na wschód – wskazała ręką za rozlewisko, na widoczne tam pofałdowane lasy. – Koniec drzew. Musieć przez rzeka. Ona tam – zakręciła ręką na zachód. Kiedy Relhad zajęty był oporządzaniem zabitych wrogów na ofiarę duchom, Kibria w pozycji półleżącej przyjrzała się ekwipunkowi Osamy i „czarnych”. Poza uzbrojeniem, prowiantem i standardowym uposażeniem jeźdźcy mieli jeszcze worek pieniędzy, saszetki ze środkami leczniczymi, z których jedną wykorzystał Osama, a wśród pakunków tego ostatniego Livia znalazła opakowane w skórzane, nieprzemakalne etui zapisane rusanamańskim skryptem papiery. Niestety, ani ona ani Torstig nie byli w stanie ich odczytać. Wyjechali zabierają wierzchowce, broń i ekwipunek zabitych mężczyzn. Kierowali się ku traktowi, którym przybyli do ruin, a który miał ich powieść z powrotem do Yarakanu. Było późne popołudnie i noc zastała ich w stepie. Nie pozostało nic innego jak rozbić obóz pośród traw. |
27-12-2018, 15:23 | #172 |
Reputacja: 1 | Kibria, rozdzieliła rację, złoto i zioła lecznicze po równo. Zwój w etui Kibria niosła przy sobie za pazuchą. Rana bolała ją jak diabli i klęła na Relhada, że nie mogą tu zostać. Nawet jeśli wiedziała, że miał rację z drugiej strony powrót oznaczał noc na stepie. “Tak źle i tak niedobrze, staruchu” pomyślała Livia. Torsting wydawał się zadowolony ze zdobycia rumaka, a właściwie dwóch. on prowadził jednego dodatkowego. Kibria przywiązała drugiego do Plujki, wielbłąd był mniej narwany i zdaniem złodziejki miał płynniejsze ruchy niż konie. No i umiał kłaść się co pomagało ze schodzeniem. Kibria nie ingerowała co staruch chce zrobić z osiołkiem, choć wyraziła opinie że ona jeśli nie będzie to naprawdę koniecznie nie ma zamiaru galopować i ryzykować że jej rana się otworzy, więc tym razem wolno będą iść przez nią więc osioł na pewno nadąży a zawsze go może sprzedać, albo podarować mniej szczęśliwym wędrowcom. Kibria pomogła spętać konie i rozpalić ognisko, duże ognisko. Może i będą widoczni dla innych, ale drapieżniki może będą niechętne do podchodzenia. - Co teraz zamierzasz? Nie poszło nam jak przewidywaliśmy. |
27-12-2018, 18:58 | #173 |
Administrator Reputacja: 1 | [justuj]Jak się okazało, od małpoludów znacznie mniejsze acz bardziej dokuczliwe były komary, muszki, meszki... Z tym wrogiem trudno było wygrać, więc Cedmon z niekłamaną ulgą przyjął fakt, iż oddalili się od pełnych owadów rozlewisk. Jeśli mieli poruszać się pod odludzie, to im mniej było nieprzyjemności, tym lepiej. Wnet jednak się okazało, że jego optymizm był nieuzasadniony. - Najwyraźniej nie jest nam dana przyjemność podróżowania po tej stronie rzeki - powiedział, gdy Enki poinformowała o tym, co zobaczyła. - Odpocznijmy, a potem ruszajmy. Być może nie czeka nas tam nic przyjemnego, ale innego wyjścia nie mamy. Małpoludy przyjęłyby nas zbyt serdecznie, jak na mój gust. Ostatnio edytowane przez Kerm : 28-12-2018 o 09:15. |
28-12-2018, 09:48 | #174 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Relhad odburknął odpowiedź krzesząc ogień. - Mam jego łeb. Zdrajcy. Potwierdziłaś, że to on. To, co mówił o klejnocie może być prawdą. A może nie. Może być kłamstwem - zamyślił się. Iskra padła na suchą trawę, którą Torstig wziął w pomarszczone dłonie i rozdmuchał, aż pojawiły się języki ognia. Kibria spojrzała nań z wyczekiwaniem, szybko podłożył podpałkę pod stosik i kontynuował. - Trzeba spotkać Sabihę i przekazać jak było. Jeśli klejnot ukrył gdzieś po drodze między ruinami a miastem to jak dla mnie przepadł na wieki. Jeśli przekazał go komuś po drodze, to samo. Zrobiłem co mogłem. |
30-12-2018, 23:34 | #175 |
Reputacja: 1 | Ianvs z ulgą obserwował powolny powrót do zdrowia Zahiji. Czarownica trzymała się życia. Nie tak mocno jak Enki, ale kto wie czy nie bardziej zawzięcie. Nie rozumiał natomiast natury magicznych obrażeń jakie odniosła podczas przesłuchania. To jednak nie skłaniało go by zapytać o to Saadiego. I tak odpowiedź byłaby dla niego raczej mało zrozumiała. Brał więc każdy dzień za dobrą monetę. Dobór drogi zostawił teraz Cedmonowi i Enki. Przeszli spory kawał tą stroną rzeki, a tamta niczym nie potwierdziła tego co wywołało w legioniście złe przeczucie. Pozostawało zdać się na instynkt Enki. Jeśli ona nie czuje drapieżnika to widać niczego tam nie ma. Do tego jest jeszcze Cedmon, który też raczej w dziczy częściej myśliwym niż zwierzyną bywał. Przy odrobinie pościg zorientowawszy się, że nie ma ich w pobliskich miejscowościach, uznał, że zaginęli w Hortorum...
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
02-01-2019, 10:23 | #176 |
Reputacja: 1 | Noc przy ogniu minęła spokojnie. Drapieżniki z pewnością jakieś kręciły się w pobliżu, było je słychać, ale nie ośmieliły się podchodzić do małego obozowiska zagubionego wśród stepów. Rankiem obolała Kibria i równie obolały Torstig wsiedli na wierzchowce i ruszyli w drogę do Yarakanu, bez problemu wracając na trakt wiodący ku bramom miasta. Byli bogatsi o zabrane pokonanym przedmioty i złoto. Wiedli zdobyczne konie. Sakwę Torstiga obciążała odcięta głowa Osama, a za pazuchą Livii spoczywał tajemniczy list znaleziony w jego dobytku. Przy Bramie Ragadan zapłacili zwyczajową opłatę i wjechali na zatłoczone, gwarne uliczki miasta. Podczas ich nieobecności nic się nie zmieniło. Na wzgórzu spędzili jeden dzień. Miejsce było bezpieczne, a Enki czy Cedmon bez problemu mogli polować w okolicy, jednak nie zdecydowali się na pozostawanie dłużej, a to ze względu na małpoludów, którzy z nieznanych przyczyn zaniechali pościgu. Mogli przecież wrócić w każdej chwili… Objechali pełne komarów rozlewisko i zapuścili się znów nieco na zachód w poszukiwaniu brodu. Gdy go znaleźli, wolno wjechali w wodę, bacznie obserwując przeciwległy brzeg. Gdy konie wynurzały się z wartko płynącej wody i wspinały na błotnisty brzeg, gdzieś z tyłu rozległo się uderzenie bębna… Jedno. Drugie. Trzecie… |
02-01-2019, 18:24 | #177 |
Administrator Reputacja: 1 | Nieco odpoczynku przydało się wszystkim - i wędrowcom, i ich wierzchowcom. Nawet Hundur wydawał się być zadowolonym z chwil wytchnienia. A małpoludy najwyraźniej wolały się trzymać z dala od rzeki, bo nikt nie przeszkadzał w słodkim nic-nie-robieniu. Nawet komary i inni latający krwiopijcy dali sobie spokój z napastowaniem biednych ofiar. Oczywiście spokój i wspomniane lenistwo nie mogły trwać wiecznie. Cokolwiek powstrzymywało małpoludy przed ruszeniem na polowanie nie musiało robić tego wiecznie... Ruszyli więc. Gdy za ich plecami ponownie rozległ się łoskot bębnów, Cedmon poczuł się, jakby usłyszał werble marsza pogrzebowego. Potrząsnął głową, chcąc pozbyć się nieprzyjemnych skojarzeń, potem spojrzał na Ianusa i Enki. - Proponowałbym jechać niezbyt szybko - powiedział - a gdy spotkamy coś... nieprzyjaznego, to ruszamy cwałem. - Hundur, naprzód - polecił. Ruszył za psem z łukiem w ręku. |
03-01-2019, 17:50 | #178 |
Reputacja: 1 | - Torstigu, podobnie jak ty chce chce znaleźć Sabihe i uzyskać jakiś odpowiedzi, ale nie będę ukrywać że mój stan nie jest najlepszy i potrzebuje by obejrzał mnie znachor. - Kibria wyraziła swoją opinie, była to też prośba. - Zatrzymamy się w jednej tawernie nie jest tania ale właściciele potrafią milczeć i być jednocześnie przydatni. Chciałabym wiedzieć co jest napisane na zwoju ale muszę wiedzieć, że przeczyta go nam ktoś kto nie zwali nam na głowę straży czy większej ilości zbrojnych. |
03-01-2019, 22:28 | #179 |
Reputacja: 1 | Nienajbrzydsze było to Hortorum. Znacznie bardziej w każdym razie przypominało Thoerię niż rusamanamskie stepy i oczerety. I choć wizytę tutaj śmiercią przypłacił młody strażnik, Ianvs rad był w spokoju odetchnąć tutejszym powietrzem. Nawet muchy mu nie przeszkadzały. Zahija odzyskała na chwilę przytomność gdy słonce stało najwyżej i upał najmocniej doskwierał. Podał jej bukłak z wodą i przypilnował by się napiła. Spróbował też wmusić w nią łyk kefu, który dostali z racjami jeszcze przed wyruszeniem w pogórze. Bezskutecznie. Kontakt z wiedźmą był szczątkowy... Niech będzie czarowniku - dał w końcu ujście ciekawości - Co ją tak urządziło? Mówił o jakimś Rusamanami z jakimś talizmanem... Nim jednak mogli spokojnie porozmawiać Cedmon zarządził wymarsz i przejście przez bród. A tam dobiegł ich znajomy dźwięk bębnów. A ponieważ jego orientacja w terenie nie była najlepsza, mógł tylko zgadywać, czy to ziemie małpoludów, czy nowego zagrożenia. - Będę zamykał - odparł krótko Gmanaghowi.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
06-01-2019, 13:29 | #180 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Torstig zatraciwszy w podróży nieco popędliwości skinął głową na zgodę. - Nie będę paradował po mieście z urżniętym łbem. Niech ci właściciele sprowadzą znachora do nas. Uzyskać chcę złota - zaznaczył i sprawdził, czy aby klapa nie odsłoniła zawartości torby. I choć wszystko szło zgodnie z planem coś wymknęło się spod kontroli Relhada. Zadowolony obsługą i lokalem, do jakiego zawiodła go Kibria począł zamawiać i konsumować alkohol jeszcze w trakcie wizyty cyrulika. Wtedy obsługa zaczęła się ociągać – zwykle nie podawali alkoholu o innej porze dnia niż noc. Nie chcieli brać udziału w sprzecznym z ich tradycją upadlaniu się gościa za dnia. Rusanamańskie napitki były jednak ohydne w smaku, Torstig błaznował zatykając w teatralny sposób nos przy pochłanianiu kolejnych łyków. Gdyby przyszło udać się na poszukiwania Sabihy podniósł by się gwałtownie, a następnie poszedł prosto i zdecydowanie. Był jeszcze głośniejszy niż zwykle i nie widział nic zdrożnego w uporczywym wpatrywaniu się w oczy losowym osobom. Ostatnio edytowane przez Avitto : 08-01-2019 o 14:59. |