30-09-2018, 21:56 | #1 |
Reputacja: 1 | [Bestie i Barbarzyńcy] Bestie Barbarzyńcy i Piraci (18+) Grzmot niósł się głębokim dudnieniem przez wzburzone morze. Statek Wspinał się na fale by opaść po drugiej stronie niemal zanurzając dziób w słonej wodzie. Pierwsze krople deszczu spadały na twarze marynarzy. Skłębione czarne chmury za rufą okrętu zdawały się być żywą istotą kotłującą się i wypluwającą z siebie raz po raz ogniste języki błyskawic. - Nie zdążymy! - krzyknęła Marica, trzymając się kolumny masztu. Rzeźbiarka okrętowa, autorka wykrzywionego w przeraźliwym grymasie wizerunku wiedźmy zdobiącego galion okrętu. Nigdy do końca nie przywykła do morskiego stylu życia... - Zdążymy - mruknął nawigator, patrząc na kłębiące się za nimi czarne burzowe chmury. Podszedł na rufę, gdzie urodziwa sternik poprawiała sznur, którym przewiązała się w pasie. Koło sterowe wyrywało się już jak szalone na wzburzonym morzu, mimo to piratka zgrabnie radziła sobie i z nim i z liną. - Wrona! Tak jak mówiłem, mijamy ten cypel i zaraz za nim mocno na sterburtę. - Nawigator obrócił się w kierunku pokładu, gdzie kapitan przy wydatnej pomocy olbrzymiego czarnego bosmana posłali załogę na maszty przygotowując się do skrętu. - Wiem... - Odwarknęła i splunęła pod nogi nawigatora gęstą śliną - Nie pierwszy raz do rogatych demonów stoję tutaj! Spieprzaj i nie przeszkadzaj. - Mówiąc to ujęła mocniej ster. - TERAZ!!! - poniósł się donośny krzyk kapitana. Wrona szarpnęła i zakręciła kołem starowym. Marynarze momentalnie zabrali się za luzowanie i wybieranie lin a statek pochylił się gwałtownie podczas skrętu, targany teraz silnym bocznym wiatrem. Nawigator niemal stracił równowagę w ostatniej chwili łapiąc się liny. Statek wspinał się pod kątem przez wysoką falę by przebić jej szczyt i z łoskotem opaść po drugiej stronie. Do uszu nawigatora dobiegł krzyk kapitana. - Wy skundlone... wybierać te żagle… A w dupe ladacznicy! Jak… - resztę urwał szum wiatru. Linia brzegowa cypla przewijała się w szybkim tempie. Mocny boczny wiatr naciskał żagle z taką siłą, że aż skrzypiały maszty. Był to ciasny skręt. Marynarze już ciągnęli następne liny. A kolejna wysoka fala przetoczyła się po pokładzie okrętu. Ciasnym zwrotem Morska Wiedźma minęła cypel i kierowała się do sporej zatoki przy Wyspie Skrzeczących Małp. Gdy tylko skierowali dziób w stronę zatoki. Wiatr jakby trochę zelżał. Wewnątrz cypla będą musieli płynąć na wiosłach pod wiatr. Kapitan wydał już rozkazy by zwijać żagle. Z zadumy nawigatora wyrwał ryk gdzieś z dziobu. - Statki przed nami… Nie minęło 5 uderzeń serca a kapitan nawigator i bosman stali na dziobie statku wpatrując się w wnętrze zatoki, gdzie przed nadciągającym szkwałem skryły się dwa statki, szczepione burtami obracały się wolno. Jeden był dużym statkiem kupieckim drugim mniejszy, wydał się kapitanowi znajomy. Minęła chwila zanim zrozumiał na co patrzy. To piracka łajba zwana rogiem demona. Jej kapitan zazwyczaj nie grasował w tej okolicy Paluchów… A teraz przyssał się jak pijawka do wystraszonego kupca. |
16-10-2018, 12:11 | #2 |
Reputacja: 1 | Grzmot niósł się głębokim dudnieniem przez wzburzone morze. Statek Wspinał się na fale by opaść po drugiej stronie niemal zanurzając dziób w słonej wodzie. Pierwsze krople deszczu spadały na twarze marynarzy. Skłębione czarne chmury za rufą okrętu zdawały się być żywą istotą kotłującą się i wypluwającą z siebie raz po raz ogniste języki błyskawic. - Nie zdążymy! - krzyknęła Marica, trzymając się kolumny masztu. Rzeźbiarka okrętowa, autorka wykrzywionego w przeraźliwym grymasie wizerunku wiedźmy zdobiącego galion okrętu. Nigdy do końca nie przywykła do morskiego stylu życia... - Zdążymy - mruknął nawigator, patrząc na kłębiące się za nimi czarne burzowe chmury. Podszedł na rufę, gdzie urodziwa sternik poprawiała sznur, którym przewiązała się w pasie. Koło sterowe wyrywało się już jak szalone na wzburzonym morzu, mimo to piratka zgrabnie radziła sobie i z nim i z liną. - Wrona! Tak jak mówiłem, mijamy ten cypel i zaraz za nim mocno na sterburtę. - Nawigator obrócił się w kierunku pokładu, gdzie kapitan przy wydatnej pomocy olbrzymiego czarnego bosmana posłali załogę na maszty przygotowując się do skrętu. - Wiem... - Odwarknęła i splunęła pod nogi nawigatora gęstą śliną - Nie pierwszy raz do rogatych demonów stoję tutaj! Spieprzaj i nie przeszkadzaj. - Mówiąc to ujęła mocniej ster. - TERAZ!!! - poniósł się donośny krzyk kapitana. Wrona szarpnęła i zakręciła kołem sterowym. Marynarze momentalnie zabrali się za luzowanie i wybieranie lin a statek pochylił się gwałtownie podczas skrętu, targany teraz silnym bocznym wiatrem. Nawigator niemal stracił równowagę w ostatniej chwili łapiąc się liny. Statek wspinał się pod kątem przez wysoką falę by przebić jej szczyt i z łoskotem opaść po drugiej stronie. Do uszu nawigatora dobiegł krzyk kapitana. - Wy skundlone... wybierać te żagle… A w dupe ladacznicy! Jak… - resztę urwał szum wiatru. Linia brzegowa cypla przewijała się w szybkim tempie. Mocny boczny wiatr naciskał żagle z taką siłą, że aż skrzypiały maszty. Był to ciasny skręt. Marynarze już ciągnęli następne liny. A kolejna wysoka fala przetoczyła się po pokładzie okrętu. Ciasnym zwrotem Morska Wiedźma minęła cypel i kierowała się do sporej zatoki przy Wyspie Skrzeczących Małp. Gdy tylko skierowali dziób w stronę zatoki. Wiatr jakby trochę zelżał. Wewnątrz cypla będą musieli płynąć na wiosłach pod wiatr. Kapitan wydał już rozkazy by zwijać żagle. Z zadumy nawigatora wyrwał ryk gdzieś z dziobu. - Statki przed nami… Nie minęło 5 uderzeń serca a kapitan nawigator i bosman stali na dziobie statku wpatrując się w wnętrze zatoki, gdzie przed nadciągającym szkwałem skryły się dwa statki, szczepione burtami obracały się wolno. Jeden był dużym statkiem kupieckim drugim mniejszy, wydał się kapitanowi znajomy. Minęła chwila zanim zrozumiał na co patrzy. To piracka łajba zwana rogiem demona. Jej kapitan zazwyczaj nie grasował w tej okolicy Paluchów… A teraz przyssał się jak pijawka do wystraszonego kupca. Zaraan, wysoki i ubity czarnoskóry mężczyzna, za ubranie miał jeno przepaską biodrową i dwa pasy biegnące na krzyż przez tors. Zwisały z nich dwa krzywe miecze. Na udzie szerokim niczym konar drzewa miał sztylet. Mimo potężnych rozmiarów poruszał się on z gracją pantery. Czarnej rzecz jasna. Odwrócił się i zawołał przez ramię: - Zmęczeni? To może zaraz niektórzy odpoczną… w piekle! Bo przed nami dwie krypy. Co rzekniesz kapitanie? - zapytał gromkim głosem. Zdając się nie zważać na chłostający jego nagi tors deszcz i wiatr. - Och, wszakże znam ten okręt - zasępił się Heist na słowa Zaarana. - Rzadko bywał na tych wodach. Ciekawym, cóż Róg Demona może robić tutaj…? Kapitan Wilhelm Heist posiadał srogie wejrzenie. Jego wielka, brązowa broda niknęła w zetlałym płaszczu, pod którym znajdowała się krzywa szabla. Czapka kapitańska spoczywała na bujnej pomimo wieku czuprynie, a długie włosy wylewały się przez kołnierz zrabowanej przed laty od pewnego szlachcica koszuli. Mimowolnie, jego oblicze zdawało się układać w pełen gniewu grymas, w którym jednak nie zabrakło chytrości. - Bliżej, bliżej no - rzekł w końcu Heist, zdecydowawszy się. Jego głos był głęboki i groźny. - Nawigator, przepatruj, jak im idzie z tym stateczkiem kupieckim. Każ ludziom się przygotować. Wpadniemy z krótką wizytą, będą na pewno zajęci tamtymi. Pomóżmy tym durniom z tym statkiem. Jeśli uporają się, zbierzemy nieco wieści… Lub złota. Heist zamierzał podpłynąć bliżej, żeby zbadać sytuację. Spodziewał się, że załoga Rogu Demona może być zmęczona walką ze statkiem kupieckim. W takim wypadku zamierzał po prostu napaść na nich, zabierając to, co pieczołowicie odebrali kupcom. |
17-10-2018, 16:10 | #3 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
17-10-2018, 21:36 | #4 |
Reputacja: 1 |
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 Ostatnio edytowane przez Cedryk : 17-10-2018 o 22:07. |
18-10-2018, 22:09 | #5 |
Reputacja: 1 |
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 |
18-10-2018, 23:07 | #6 |
Reputacja: 1 | Kolejny grzmot zagłuszył wszelkie rozmowy. Wysokie fale zachwiały pokładem. Morska Wiedźma wspięła się na jedną z nich i opadła wbijając się w wodę, która obryzgała wszystkich dookoła. Marynarze biegali jak szaleni wyciągając żagle sztormowe i ściągając te, które wisiały na rajach. Wioślarze machali wiosłami jak opętani ponaglani uderzeniami grzmotów bardziej niż potężnym bębnieniem bosmana. Deszcz ciął bez litości. Wrona stała za kołem sterowym na szeroko rozstawionych nogach mokra od stóp do głów niczym demon walczący z bogiem żywiołów. Kapitan chwycił się lin wychylając za burtę wrzasnął - TERAZ!! Dwóch marynarzy runęło z rej z linami wciągając żagiel, który momentalnie napełnił się przerażającym podmuchem wiatru. Ciasny zwrot przez rufę, zaraz przy skałach, z sztormowym wiatrem w plecy. To SZALEŃSTWO!... Tak pewno będą wspominać tą historię w karczmach… Maszt zaskrzypiał w proteście. Marynarze wyciągali liny dając z siebie resztkę sił. A statek pchnięty uderzeniem wiatru pochylił się na lewą burtę i z każdą chwilą pochylał się jeszcze bardziej. - WSZYSCY NA STERBURTĘ! - wrzasnął kapitan samemu wychylając się jak tylko się odważył. Praktycznie cała załoga dopadła lin, próbując przeciążyć statek. Ten mimo rozpaczliwych działań załogi pochylał się jeszcze bardziej. Po pokładzie zaczęły zsuwać się niezabezpieczone beczki i porzucone wiosła. Marynarze widzieli ostre spienione kły skał mijane niemal o włos. Statek wychylał się coraz mocniej. Fale niemal lizały już pokład. Tylko Wrona stała jak zaklęta w kamień ściskając koło sterowe. Nagle żagle szarpnęły maszt, który przestał skrzypieć i zaczął trzeszczeć w głośnym wyrazie sprzeciwu. - ŻAGLE LINOŻUJE!!! - warczał kapitan, a zaraz za nim jeszcze głośniejszy bosman!.. Wyszli z manewru cali. Ściągnęli żagle i na samych wiosłach doczołgali się do wnętrza zatoki, gdzie rzucili kotwicę. Przemoknięty mnich na śliskim i mokrym pokładzie dopadł do nawigatora, pomagającego zabezpieczać reje i powiedział. - Pan wybaczy, ale propozycja by moja podopieczna pozostała w Pańskich rękach jest nie do pomyślenia. Wolę zatrzymać się pod pokładem. Znajdziemy sobie miejsce. Gdy tylko sytuacja się opanowała spod pokładu wynurzył się Kabo trzymając w rękach dwie zakorkowane butelki z jakimś mętnym winem. Uśmiechał się szeroko - a był to zaiste przerażający widok. Jego spiłowane, żółte zęby nadawały jego paskudnej twarzy zwierzęcy wygląd. Stanął przed kapitanem i wymamrotał swoim gardłowym głosem. - Kabo znalazł mięso… - widząc niewyraźną minę kapitana dodał - Świeże mięso… - dodał z entuzjazmem jeszcze szerzej się uśmiechając - na pokładzie.. Kabo przyniesie.. świeże… Mnich zwrócił się do kapitana, który kończył doglądać zabezpieczania okrętu. - Czy możemy teraz pomówić. Im szybciej tym lepiej. Jeśli Kapitan sobie życzy niech kapitan weźmie ze sobą zaufanych ludzi, nie będę się w razie czego musiał powtarzać. - Dodał. Deszcz bębnił o deski pokładu. Wszyscy byli już przemoczeni a zimny wiatr wyciągał z ludzi siły szybciej niż wielogodzinne wiosłowanie. Marynarze, pod czujnym okiem bosmana, pomału znosili na pokład zdobycze, które udało im się zrabować. Zaraan już kiedyś zadbał o to, by nikt nigdy więcej nie oszukiwał przy dzieleniu łupów. Dario popatrzył bykiem na wojownika. - Posłuchaj narwańcze, ten jeden raz wyjaśnię ci zasady nasze, zasady korsarzy. Cały łup należy do załogi i jest zgodnie z stanowiskiem dzielony. Wy dwoje jesteście łupem wszystko co przy was znajdziemy to łup, wy jesteście łupem. Kapitan nakazał zapewnić twojej podopiecznej bezpieczeństwo a tego nie da się przeprowadzić bez jej odosobnienia. Zostawię kabinę kobietom, my zaś dwaj spać będziemy w hamakach przed kabiną. A teraz lepiej dla ciebie i twojej podopiecznej byście oddali wszelkie złoto i kosztowności. Mnich nieco obniżył postawę pochylając delikatnie kij do przodu i rozstawił szerzej nogi, ewidentnie szukając lepszej pozycji na śliskim pokładzie. Marszcząc brwi powiedział - Ja i moja podopieczna jesteśmy gośćmi a nie łupem. A przynajmniej tak zrozumiałem deklarację Twojego Kapitana Piracie! - jakby oczekując odpowiedzi spojrzał na kapitana. - Moja podopieczna jest dla nas wszystkich cenniejsza niż ci się wydaje... Narwańcze. - ewidentnie próbował naśladować akcent i wymowę obelgi, którą przed chwilą poczęstował go nawigator. - A co do złota i kosztowności, to jestem tylko skromnym mnichem, mam tylko moją wiarę, wolę i umiejętności. A moja podopieczna zdążyła zabrać z pokładu tylko to co ma na sobie. A jak sam widzisz ma niewiele. Rzeczywiście przemoczona, urodziwa dziewczyna, cały czas przerażona łypała na wszystkich, z trudem podtrzymując podarte proste ubranie. Absolutnie nie wyglądała na majętną osobę. - Jestem człowiekiem rozsądnym zaproponowałem rozwiązanie zapewniające bezpieczeństwo twojej podopiecznej. To statek korsarski, gość niewiele różni się od jeńca. Chyba nie sądzisz, że moja ukochana lub Sara zgwałcą ci pannę. - Dario roześmiał się wojownikowi w twarz. - Poniechaj, Dario – rzekł w końcu kapitan. - Jeśli Huai chce pilnować swojej podopiecznej, to jej dopilnuje. Jak już mówiłem, dałem znać psubratom, że dziewczyny dotykać nie mają, tedy masz przyzwolenie, żeby strzelić im w mordę, jak dotykać zaczną. Racz się powstrzymać przed zabijaniem ich wszakże, potrzebuję ludzi na okręcie. Kapitan gwizdnął na chłopca okrętowego. - Znajdź w jednym z kufrów jaką kieckę albo jedne z naszych koszul, dziewka potrzebuje się odziać, wygląda jak siedem nieszczęść. Gadają, że baba na pokładzie to pech, ale półnaga baba to zła krew. Po czym zwrócił się do mnicha: - Dziewka dostanie ubranie. Ogarnij podopieczną i siebie jak najszybciej, będę oczekiwał cię w moich kwaterach. Pogadamy o tym, ktoś zacz i dokąd zmierzacie. Skinął na Zaarana. - Ciebie i bosmana także tam chcę, jak mnich gadać będzie. Jak Wrona chce, to też niech przyjdzie, ino by statek płynął. Powstrzymajcie się panie Zaaran przed napastowaniem mnicha, być może co o złocie zna. - Chłopcze, zajmij się swoją robotą a kiecki zostaw babom. Marica, Sara zajmijcie się panną by wyglądała przyzwoicie i nie kusiła towarzystwa. Kapitanie obcy wojownik jest przegrany, jeśli stanie w obronie panny i spowoduje, iż którykolwiek z braci będzie niezdolny do pracy, walki, zapłaci za to krwią. Stanie przy gretingu i zostanie wychłostany. Czterdzieści kotów. Zgodnie z prawami, bo nie jest jednym z nas. Oczywiście ten, który będzie się dobierał do panny otrzyma dwadzieścia kotów. - Dario spojrzał z kpiącym uśmiechem. - Pasowałbyś do nas masz w sobie bunt. Jednak wybrałeś opcję zapłaty, więc dla twojego dobra i dobra tej panny, lepiej byłoby, żeby to złoto istniało i było łatwe do uzyskania. Przedstawiam ci opcje wojowniku, zrobisz co zrobisz, a ja zrobię co będę musiał zrobić. Nadal twoja pannna może zmieszkać z Maricą i Sarą, na czas jej pobytu przeniosę się na hamak przed drzwi kabiny. W ten sposób twoja panna będzie podwójnie strzeżona, bo ja będę miał na nią oka i ty. Wiedz też, że robię to z sympatii, w końcu większość z nas kiedyś walczyła przeciwko całemu światu, zdawać by się mogło. Popatrzył z czułością na podchodzącą, wraz z Sarą, Marice. Kapitan skinął głową. - Pierwszy dobrze gada - rzekł. - To jak będzie? Zaraan pokręcił głową słysząc i kapitana i pierwszego. Na arenie wiedział takich jak ich gość. Wiedział, że wyegzekwowanie batożenia będzie kosztowało o wiele więcej niezdolnych do walki niż obaj myśleli. Niezdolnych permanentne. Cóż, jak zawsze musiał być na posterunku i nie pozwolić oficerom wyrządzić większych szkód nie niezbędne. Może i kapitan wydał rozkaz załodze, ale to Zaraan sprawi, że go chętnie wykonają. Tajemniczy osobnik zmrużył oczy. Przypatrując się po kolei wszystkim po kolei. Po czym rozluźnił się, wyprostował i powiedział. - Niech będzie tak jak uważają Panowie. Omówmy wszystko na osobności, wtedy będziecie wiedzieć skąd wynika mój niepokój. Ruszył w kierunku kajuty kapitana, zaś Marice zawołana przez Nawigatora zabrała nieszczęśliwą kobietę do kajuty by się osuszyła. |
26-10-2018, 14:52 | #7 |
Reputacja: 1 | Kajuta kapitana była ciasnym ciemnym pomieszczeniem, pośrodku którego stał stół. Pod ścianami, wbite w nieprzeniknione cieniem stały kufry i szafa. Na stole walały się mapy i dokumenty trzymane w miejscu przez wbity na rogu długi nóż oraz dwie butelki z mętnym winem, które przyniósł Kabo. Gdy w pomieszczeniu znalazło się 5 osób, zrobiło się ciasno. Jedyne źródło światła stanowił świecznik z ledwie tlącym się ogarkiem oświetlający jedynie sam środek pomieszczenia. Statek kołysał się niespokojnie. Na zewnątrz burza rozpętała się z pełną siłą. Deszcz falami chłostał pokład. Wiatr jęczał wgryzając się szczeliny i przenikając zimnem aż do kości przemoczone ciała. Niebo przesłonił czarny całun chmur. Zapadła ciężka cisza, przerwał ją nagle huk grzmotu i rozbłysk błyskawicy, rozświetlający całe pomieszczenie. Kapitan jakby czekał na ten znak, pochylił się nad stołem i zwrócił się w kierunku mnicha, który jakby zmalał oblepiony cieniami, które na powrót zalegały w pomieszczeniu. Twarz kapitana oświetlił słaby refleks w oczach zaszkliła się niebezpieczna niecierpliwość. Jednak mnich nie przestraszył się podszedł również do stołu, zrównał się wzrokiem z kapitanem i powiedział spokojnym głosem. - Czy znacie historię Karchedona Czarnego..? - zawiesił głos wpatrując się dalej bez mrugnięcia w oczy kapitana. Dario zamyślił się. Znał to nazwisko z młodzieńczych lat. Był to zuchwały pirat, łowca niewolników schwytany przez Kanibali. Szalony awanturnik, który w każdym porcie zostawił rozkochane księżniczki i zabitych przeciwników. Kapitan z kolei zmarszczył mocniej brwi. Kojarzył Karchedona - Pirat - czarownik, postrach paluchów sprzed 30 lat. Ponoć był księciem z Tricarnii. Jego nazwisko kojarzyło się tylko z odrażającym słowem. Kraken… Ponoć Karchedon spętał tego potwora potężnymi czarami i zmuszał do zatapiania wrogich okrętów. Ale to legendy. Morskie bajędy i opowieści spitych marynarzy. Bo, żadnego krakena od lat nie widziano na wodach morza grozy. Te potworności pojawiały się tylko daleko od brzegu na bezkresnym oceanie. - Przyszliśmy tu opowiadać historie? - zapytał Zaraan, wziął butelkę i zębami wyrwał korek po czym puścił butelkę w obieg zaczynając od kapitana. - Tedy nie ma co o suchym pysku stać. A ty mów, bo ja nie znam tego czarnego. - Brednie opowiadane przez chłopców portowych – Wilhelm Heist pociągnął potężnego łyka z butelki podanej przez bosmana. - Takoż gadki o krakenie. Bajania wróżek i staruch. Heist rzucił długie spojrzenie na mnicha. - Pływam wszakże po tych wodach już jakiś czas. Widziałem wiele rzeczy. A i zdarzyć się może, że pod bajdą gminu coś więcej się kryć może. Dokończ więc swoją historię, mnichu. I co ma do tego wszystkiego ta dziewczyna, co z nią byłeś na pokładzie kupieckim. - Może znamy może nie, co to ma do rzeczy, pewnie teraz opowiesz nam o haczyku, o którym wcześniej nie wspomniałeś. Posłuchamy potem zdecydujemy co z wami zrobić. - Dario Wszak objaśnił mnichowi co się stanie gdy będzie nadto z nimi igrał, a legendarne skarby to było właśnie takie igranie. - By wam wyjaśnić skąd wziąłem się tu ja i dziewczyna musimy cofnąć się wiele lat wstecz. Gdy na tych wodach pływał okręt pod czarnymi żaglami dowodzony przez Karchedona, którego przydomek wziął się właśnie od tych żagli… - Kolejna błyskawica rozświetliła zasnuwające kajutę ciemności ukazując zamyśloną twarz mnicha. *** Niewielki okręt o czarnych żałobnych żaglach parł do przodu przecinając spokojną toń. Przed nim ostatnich manewrów dokonywały 3 tricarnijskie gallery, każda po 100 wioseł. Majestatycznie ustawiając się dziobami w stronę nadpływającego statku. Na dziobie czarnoskrzydłego okrętu stał niski odziany w czarną powłóczystą szatę mężczyzna. Jego wychudzona postać i czarne chorobliwie rzadkie włosy opadały wokół twarzy, wyglądała niczym upiorny galion samej śmierci. Upiór uśmiechał się szyderczo wpatrując w prężącą muskuły potęgę morza grozy. Szarpnął i przyciągnał do siebie kobietę. Była młoda, brudna rozczochrana i przerażona na granicę szaleństwa. Na jej brudnej twarzy łzy wyżłobiły już głębokie wąwozy. Ręce miała związane, gdyby miała siły wrzeszczała by z przerażenia. Teraz ledwie stała na związanych w kostkach nogach. Upiór złapał ją mocniej i jednym ruchem ręki dobył noża i ciął ją głęboko w szyję. Krew trysnęła dookoła. Obryzgując twarz mężczyzny. Ten zaczął rechotać i wypchnął dziewczynę poza burtę. Lina się naprężyłą a dziewczyna zawisła nad falami wykrwawiajac się do wody. Nagle ruszył się silniejszy wiatr. A woda jakby zabulgotała i zaczęła wręcz parować. Dziwnym gryzącym dymem. Gdzieś spod tafli rozległ się dziwny ni to pisk ni to wrzask. Na Tricarnijskich galerach uderzono na alarm. Okręty zaczęły łamać szyk. Ale było za późno. Gdzieś z odmentów wystrzeliła jedna czarna oślizgła macka i uderzyła w pokład pierwszej gallery łamiąc deski. Zaraz za nią wystrzeliła kolejna i kolejna, było ich tuziny jeśli nie setki. Oplotły okręt i głośnym łoskotem, zagłuszającym wrzaski rannych i umierających, złamały go na pół. Jedynie upiór na dziobie okrętu z czarnymi żaglami zanosił się diabolicznym śmiechem. *** - … Prawda jest po stronie Kapitana, to nie był Kraken! Karchedon był czarownikiem i zawarł pakt z demonem odmętów zmuszając go do służby. Na jego rozkazy niszczył i zatapiał jego wrogów. Spychał na rafy kupieckie okręty. Ale jak każdy pakt i ten miał swoją drugą stronę. Kachedon płacił za usługi demona nie tylko krwią, ale także swoim życiem i szaleństwem. Wiedział, że z każdym, gdy przywoływał okropieństwa stawał się słabszy. Trwało to latami, ogarniała go słabość i do szczętu postradał zmysły. Zaczął chorobliwie gromadzić bogactwa, przeświadczony, że wszyscy chcą mu je odebrać. Zebrał więc swoje wszystkie skarby i je ukrył. Kazał demonowi zabić całą swoją załogę. Sam zaś ukrył skarb i zaklął pieczarę tak by tylko ktoś jego krwi mógł do niej wejść. Był przeświadczony, że jest ostatnim ze swojego rodu i w ten sposób zapewni, że skarb będzie jego i tylko jego na wieki. - Moja Babka opowiadała straszniejsze bajki o piratach i skarbach... Przez tyle lat, na pewno ktoś by ten skarb odnalazł - wtrąciła się Wrona - bujdy, zabobony i strata czasu. Niezrażony mnich jednak kontynuował: - I tu docieramy do mnie i mojej towarzyszki. Jestem Lhobańskim mnichem, wasi mędrcy zwykli nazywać takich jak ja Pogromcami Demonów. Mam szczególny dar pozwalający wykryć w moim otoczeniu zło. A ta dziewczyna jest skażona piętnem demona odmętów. Odkryłem ją przypadkiem w jakimś podrzędnym porcie, gdy próbowała mi ukraść sakiewkę. Jest córką jakieś portowej dziwki i jak przypuszczam Karchedona. Dziewczyna jest częściowo opętana i nie panuje do końca nad tym co znajduje się w jej krwi. Musiała to coś odziedziczyć po rodzicach. A jedyne wzmianki o tym demonie dotyczą właśnie Karchedona. Moje zdolności potrafią wytłumić demoniczną obecność. Dlatego nalegałem na to by być blisko niej… - zamilkł na chwilę obserwując zgromadzonych przy stole - To dzięki niej ustaliłem, gdzie znajduje się pieczara Karchedona. W tym miejscu zaczyna się zaś moja propozycja. Chce byśmy razem dotarli do grobowca Karchedona. Dziewczyna jest kluczem, który nas tam wpuści, ja zajmę się demonem, a wam pozostawiam cały skarb… - zamilkł na chwilę ponownie wpatrując się w oczy kapitana. Po chwili wyprostował się i dodał innym tonem. - Już zbyt długo czasu pozostawiłem Blankę bez mojej aury. Zastanówcie się nad moją propozycją i dajcie mi znać… Jakby na potwierdzenie słów mnicha gdzieś zza zamkniętych drzwi dobiegł paniczny krzyk przerażonej kobiety. |
26-10-2018, 14:56 | #8 |
Reputacja: 1 | Gdy mnich wyszel bosman pociągnął łyk z butelki i rzekł: - Przynajmniej on wierzy w to co mówi. Albo to prawda albo jest szalony. - pomyślał chwilę i dodał - W każdym z tych dwóch przypadków jest szalony. Pytanie czy my jesteśmy na tyle popieprzeni by pójść za szaleńcem. - Złoto i demony? - zapytał Heist. - Wolę złoto od demonów. Potrzeba mi będzie wypytać, czy gdzie ten grobowiec Karchedona się znajduje. Wolałbym, żeby gdzieś na wodach, gdzie pływają statki kupieckie. Jak przyszłoby co do czego, moglibyśmy wyrzucić mnicha na ląd i odpłynąć, jeśli ten grobowiec ma się okazać tylko cmentarzykiem. Choć przyznać trzeba, walczy zbyt dobrze, by być zwyczajnym wariatem. Kapitan w zamyśleniu skubał swoją długą brodę. - Moglibyśmy choć rzecz sprawdzić. - rzekł w końcu. - Pewnie to wszystko bujda, ale potrzeba mi jakoś się go pozbyć z pokładu. Jeśli ten grobowiec nie jest daleko, podpłynęlibyśmy… Co ty na to, Wrona? Dario? Dario zaniepokojony wsłuchał się w krzyk, próbując ustalić kto to krzyczał. - Mnichu to strach dziewki, czy jest groźna przez swoją naturę. Jeśli zagrozicie załodze to pozbędziemy się Was już tu. Nie bardzo wierzę w takie skarby, zbyt dobrze samych siebie znamy. Będziecie normalnie pracowali na tym pokładzie, nie pozwolę na lenienie się, jakaś prac zawsze się dla Was znajdzie. Zaś o skarbach zawsze można porozmawiać. Wszak nie musimy się decydować zaraz chyba, że już ich za burtę wywalamy. - Jeśli to prawda, że dziewczyna ma w sobie splugawiona krew to lepiej pozbyć się ich od razu jeśli nie piszemy się na poszukiwanie skarbu - powiedział bosman. - Mamba mówiła, że ma złe przeczucia jak tylko zobaczyła statek. I raczej nie chodziło jej o bój orężny. - Rzecz ze skarbem warta byłaby sprawdzenia - rzekł Heist. - Jeśli okaże się, że mnich kłamie, zostawimy jego i dziewkę na wyspie. Mus nam wywiedzieć się, gdzie dokładnie jest ta wyspa. Drzwi do kajuty otwarły się z hukiem a do środka wpadła blada, przemoczona i przerażona Marice. Nawigator poczuł dreszcz… to ona przed chwilą krzyczała! - Dario! - jęknęła przerażona - Ta... dziewczyna..!! Jak na komendę wszyscy wypadli na zewnątrz kajuty. Deszcz lał gęstymi strugami, wiatr zawodził między takielunkiem targając poluzowanymi linami. Mimo to wszyscy obecni na statku jakby zamarli bez ruchu. Naprzeciw nich, w okolicach dziobowego kasztelu stopę nad pokładem unosiła się dziewczyna. Jej ciało otaczał dziwny widomy nimb energii, a członki szarpały się w niewidzialnych okowach. Nagle uniosła twarz i spojrzała w stronę stojących przy kapitańskiej kajucie.Oczy miała czarne jak węgle i płynęły z nich czarne łzy. Pod skórą pulsowały czarne żyły układające się w bluźniercze symbole. Kolejny grzmot przetoczył się po pokładzie, a usta dziewczyny wykrzywiły się w niemym skowycie. Nikt nie słyszał tego głosu, ale wszyscy go poczuli. Niczym fala chłodu rozlała się po pokładzie skręcając w strachu wnętrzności całej załodze. Jedynie mnich zdawał się niewrażliwy, wymamrotał coś pod nosem i ruszył biegiem w kierunku dziewczyny. Bosman zobaczył, że u stóp dziewczyny leży Mamba. Rosnący w sercu gniew natychmiast roztopił skuwające go okowy. Nawigator i kapitan stali sparaliżowani strachem. Czuli jakby coś lodowatego i śliskiego zakorzeniało się w ich sercach. - Precz do piekła demonie! - krzyknął Zaraan i wyrwawszy z pochwy zakrzywione miecze ruszył na ratunek swojej kobiecie. Nie myślał czy aby dobrze robi, czy stal da radę piekielnemu pomiotowi. Działał tak jak potrafił najlepiej. Stopy czarnoskórego barbarzyńcy uderzające o pokład rozchlapywały na boki pióropusze wody. Z każdym susem zbliżał się coraz bardziej. Jego zacięta mina wróżyła niechybną śmierć wrogom. Jeszcze jeden krok i wybił się unosząc nad głowę broń. Ciął w locie. Jednak targana niewidzialnymi sznurkami kobieta szarpnęła się w bok, jej członki bezwładnie zamłuciły powietrze. Bosman wylądował gładka na pokładzie sunąc jeszcze kawałek po mokrym pokładzie. Zasłonił plecami Mambę odgradzając ją od istoty. Rękojeści broni ślizgały się, trudniej było utrzymać równowagę na mokrym, chwiejącym się pokładzie, wiatr chlastał strugami deszczu po oczach. Zaaran stał jednak niewzruszony. Zza nim kobieta poruszyła się i powiedziała cichym zbolałym głosem. - To... moja wina. Z drugiej strony natychmiast wyrósł mnich. Dzierżył swój kij. Odgradzał się nim od opętanej kobiety trzymając w jednej ręce kij, drugą obracał raz za razem drewniane paciorki nanizane na rzemyk. Paciorki zdawały się żarzyć w ciemnościach. Kobieta syknęła na niego i wycharczała coś w języku którego nikt nie rozumiał.. Nikt, poza mnichem, który odpowiedział coś kobiecie… Mamba zaś jęknęła próbując się podnieść. - To ja przebudziłam w niej tego potwora… Wszyscy poczuli, jakby złowrogi lodowaty napór na wnętrzności jakby osłabł. |
26-10-2018, 16:09 | #9 |
Reputacja: 1 |
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 |
18-11-2018, 17:00 | #10 |
Reputacja: 1 | Noc spędzili w zatoce. Morska Wiedźma chłostana deszczem i sztormowymi podmuchami znosiła to dzielnie. Poraniona załoga gorzej. Mimo to ranem kotwica poszła w górę, a na maszty wciągnięte zostąły żagle. Opuszczali w pośpiechu zatokę zostawiając chwiejące sie na falach skrzynie i resztki po 2 okrętach, które udało im się zdobyć.. Nawigator pochylił się nad mapą w kapitańskiej kajucie. Rozwinął ją na pełną szerokość i przybił sztyletem na rogu. Wskazał palcem na archipelag niewielkich wysepek podpisany czerwonym tuszem. “Wyspy Oszpeconych”... Wiatr dawał się we znaki. Sztormowa pogoda cały czas się utrzymywała. Jedynie dzięki miksturom Alchemika udawało im się halsować. Pod ich wpływem żagle nabierały innej faktury lepiej układając się i wytrzymując nawet sztormowe podmuchy. Mimo to wymagało to sporych umiejętności i dużego wysiłku. Tak, że wieczorami załoga padała wymęczona. Okazało się, że mnich nie stroni od pracy i mimo, że na żeglowaniu za grosz się nie znał, to był pojętnym uczniem i szybko zgrał się z załogą. Nie można tego jednak powiedzieć o jego towarzyszce. Blanka była wyobcowana, przerażona i absolutnie niekomunikatywna. Spała wciśnięta w najciemniejszy kąt. Dario odstąpił swoje laboratorium, ale mimo to pracował w wolnych chwilach. Przygotowując się na cel podróży. Determinacja jest w jego przypadku chyba kluczowym pojęciem. Bo gdy na horyzoncie pojawiły się pierwsze wyspy był już w pełni przygotowany. Dotknięte przez demona kobiety poczuły się lepiej. Większość z nich wstała, choć nie wyglądały najlepiej. Wszystkie co do sztuki miały podkrążone oczy. Były słabe i wymęczone zupełnie jakby wiele dni nie spały. Wszystkie za wyjątkiem Sary, która trawiona gorączką dalej nie była w stanie funkcjonować. Mogło być gorzej gdyby nie odstąpione przez Pierwszego laboratorium. Zbliżało się południe gdy burzowe chmury wreszcie odpuściły, wiatr zelżał i zrobiło się cieplej. Byli na miejscu. Przed oczami rozpościerał się cudowny widok. Lazurowe wody opływały piękną zieloną wyspę wyrastającą z morza. Gęsty las porastał niemal całą wyspę, jedynie wąski pas białego piasku wyznaczał plażę, nie było widać żadnego śladu ręki człowieka. Gdyby nie ponura sława tego miejsca - wyspa wyglądała by jak raj na ziemi. Do Kapitana, Pierwszego i Bosmana na dziobie dołączył mnich i powiedział: - Jaskinia Karchedona znajduje się zapewne w centrum wyspy. Dotarłem do starych podań mówiących, że kiedyś istniała tam świątynia. Demony lubią takie miejsca, więc zapewne tam zaczniemy szukać. Myślę, że jak znajdę się na wyspie będę w stanie wyczuć to okropieństwo. - Podaj mi kto patrzałkę – zawołał Heist. - Chcę się przyjrzeć nieco tej wyspie z bliska... Ha! Zaiste, Wyspa Oszpeconych. Nie martw się, Kabo, twoja morda nadal jest szpetniejsza od wszystkich durniów na tej wyspie. - Zostawimy ludzi do pilnowania okrętu, sami podpłyniemy łodzią. Potrzebujemy wziąć najsilniejszych i najzaradniejszych. Reszta niechaj pilnuje kobiet w lazarecie. Lepiej będzie, jeśli będziemy poszukiwać jedną grupą... Kto wie, co czai się na Wyspie. Mnich i dziewka oczywiście idą z nami. - Przygotować łodzie – zawołał Heist. - Wkrótce schodzimy na ląd! - Słyszycie psy! - wrzasnął Zaraan. - Do roboty. Stary, obejmiesz komendę, gdy my zejdziemy na ląd. Odwrócił się i wyłuskał wzrokiem ochotników z załogi. - Żelaźni - obaj równocześnie skinęli głowami i uderzyli pięścią w lewą pierś, nawyki nie tak łatwo wykorzenić - Dzikus, przydasz się w tym lesie. - Javolg, my firrer - keld wymamrotał coś pod nosem. Zaraan nawet nie zwrócił na to uwagi, przyzwyczaił się to bełkotu. - Aulies, jak się dobrze sprawisz to zapłacę za wstawienie ci nowych zębów. - Złotych? - Srebrnych, w końcu nie chcemy by jakiś łotr wybił ci je w nocy skuszony zbytnim blaskiem twojego uśmiechu. Wokoło załoga zarechotała. - Caeldorne, tylko kurwa bez bębna. I Stein. Spojrzał na kapitana. - Wystarczą, czy kogoś jeszcze dobrać? - Styknie na rekonesans - odparł Heist. - Nie chcemy władować wszystkich na wyspę. Weźmiemy nieco zapasów z okrętu i zaczniemy przeszukiwanie… Huai Ren wskaże drogę. Wyrzekłszy to, kapitan podszedł do burty i intenstywnie obserwował wyspę. Wkrótce mieli zejść na łódź. “Przeklęta wyspa, demony, pięknie’”. Dario nie lubił gdy się go w coś w manewruje. Zdrada, to zawsze zdrada. Szybko podszedł do Marcii, ich wargi złączyły się w długim pocałunku. - Uważajcie na siebie, opiekuj się Sarą. Wrócę. Dario pociągnął sztylety trucizną bojową. Demon nie demon padnie martwy. Jego trucizna działają zawsze do śmierci istoty. Być może będzie trwało to długo, dłużej niż wszyscy sądzą,w końcu demony są żywotne, lecz efekt zawsze jest taki sam - śmierć. Dario myślał już o walce z demonem i o skarbach oraz zemście jeśli skarb będzie mniejszy niż oczekiwał. Zaś jego oczekiwanie były ogromne. W końcu tylko to mu zostało najbliższa rodzina oraz zagrożone przez działanie mnicha oraz skarby i łupy.* |