Plan był - należało go więc zrealizować. A wszystko, jak zawsze, należało zacząć od pierwszego kroku. A potem kolejnego. I następnego.
Zakręt, kolejny, jeszcze jeden...
Mile wloką się bez końca i Eliona już się zaczęła zastanawiać, czy jakimś niezrozumiałym trafem nie zbłądziła, gdy do jej uszu dobiegł cichy jeszcze, ale już słyszalny szum wody, uderzającej o kamienne przęsła mostu na Śnieżnej Rzece.
Rzeka co prawda zasługiwała na to miano jedynie wczesną wiosną, gdy topniały śniegi, ale i tak przed dziewczyną znajdowało się jedno z nielicznych miejsc, gdzie można było przekroczyć Śnieżną suchą nogą.
Przyspieszyła nieco kroku, pchana świadomością, że po drugiej stronie rzeki będzie mogła skręcić w las i zgubić ewentualny pościg.
Rzekę słyszała coraz głośniej. Jeszcze parę metrów...
Ostrzegawczy pisk pikującego na jej ramię Varesa zatrzymał ją w pół kroku.
Parę metrów przed nią, zza drzew, wychyliła się potężna sylwetka.