20-11-2018, 10:31 | #1 |
Reputacja: 1 | [Oko Yrrhedesa] Yarra - Rzeka Śmierci YARRA - RZEKA ŚMIERCI 17 dzień miesiąca Juli (lipiec), miasteczko Breza, dwa tygodnie drogi od Vetteburgu, - Nie będziecie chyba twierdzić - powiedział Terhoven, uśmiechając się krzywo. - że pięć tysięcy sztuk złota to mało. Nie, żadne z was nie twierdziło, że pięć tysięcy sztuk złota to mało. Po pierwsze, to nie było mało. Po drugie, suma ta przewyższała dokładnie o pięć tysięcy sztuk złota wasz obecny stan posiadania. Od pewnego czasu prześladował was pech. Te trochę grosza, które zarobiliście podczas ostatniej kampanii, straciliście, okpieni przez spryciarza, który omamił was wizją "świetnego biznesu", w który zainwestowaliście wszystkie zarobione pieniądze. Szkoda tylko, że wasz wspólnik zniknął z nimi pewnej ciemnej nocy, uprzednio dosypując wam do piwa jakiegoś środka usypiającego. Co z tego, że dorwaliście go tydzień później w jednej z mordowni Vetteburgu i obcieliście co nieco? Pieniądze przepadły, a za darmo to można było w dzisiejszych czasach tylko po gębie oberwać. Jakby tego było mało, doszły problemy ze znalezieniem jakiejś sensownej roboty. Wynajmowaliście swoje miecze i umiejętności temu, kto dobrze płacił, obecnie jednak problem był taki, że albo ostatnio chcieli płacić za mało, albo jakaś inna banda awanturników zgarniała wam najlepszą robotę sprzed nosa. Chociaż baronowie wciąż wojowali między sobą o ziemie i władzę na wschodzie, a zapotrzebowanie na najemników nie malało, wy wciąż pozostawaliście bezrobotni. W rezultacie, już od ponad dwóch tygodni mieszkaliście na kredyt w karczmie "Pod Piłą i Siekierą" w rozwijającym się prężnie miasteczku Breza. I to właśnie zdesperowany karczmarz podpowiedział wam, w jaki sposób moglibyście uregulować długi. Za grupą śmiałych, nie bojących się ryzyka ludzi rozglądał się bowiem Terhoven, zwany "Królem Drewna", właściciel kompleksu tartaków i magazynów, wokół których osada, jaką była Breza, rozwinęła się i wyrosła do poziomu miasteczka, w którym mieszkało już ponad tysiąc osób. - Tak - powiedział Terhoven, gdy w końcu po trzech dniach prób udało wam się dostać do niego na audiencję. Jowialny mężczyzna o wydatnym brzuchu patrzył po was zaciekawionym wzrokiem. - Zgadza się, poszukuję śmiałków do niebezpiecznej roboty. Nagroda to pięć tysięcy sztuk złota płatnych gotówką, do odebrania w krasnoludzkim banku w mieście Dyveken, nad Morzem Wichrów, przy ujściu rzeki Meskery. Nie wierzyliście własnym uszom. Od okolicy Brezy do Morza Wichrów, jeśli korzystać ze szlaków i dróg, trzeba było jechać konno około dwóch miesięcy. I to biorąc pod uwagę spokojny przejazd, a nie od dzisiaj było wiadomo, że szlaki imperialne spokojne nie były. Pięć tysięcy to nie było mało, ale te pieniądze znajdowały się strasznie daleko. Za daleko od was. - Wyjaśnię wam w czym rzecz - rzucił Terhoven, rozsiadając się wygodnie w obitym skórą fotelu. - Otóż w Dyveken, nad morzem, są imperialne stocznie. Stocznie te zgłosiły ogromne zapotrzebowanie na moje drewno. Udało mi się przebić ceny konkurencji, ale jest pewien szkopuł. Zwykle spławiam drewno kanałami, aż do rzeki Veverki. Veverką drewno płynie aż do morza, morzem zaś do stoczni w Dyveken. Problem jednak w tym, że cała dolina Veverki to teren, które ciągle płonie. Jak nie wojenki między lokalnymi watażkami, to najazdy goblinów i innego tałatajstwa, czy inne ruchawki. Przepadają mi całe transporty, flisacy boją się tamtędy spławiać, do tego opłaty śluzowe, wymuszane jak nie przez piratów rzecznych, to barona Kellesha. - Terhoven skrzywił się i westchnął ciężko. - Nie stać mnie na takie atrakcje. Potrzebuję innej drogi transportu, inaczej wypadnę z interesu, a już się przyzwyczaiłem do tego, że wszyscy nazywają mnie "Królem Drewna". Wstał energicznie, dużo energiczniej, niż byście się spodziewali po mężczyźnie o takiej tuszy i podszedł do okna, splatając ręce za plecami. - Widzicie? - Skinął podbródkiem na rozciągający się za oknem widok. - To kanał, którym spławiam drewno, prowadzący do rzeki Veverki. Ale ten kanał ma też odgałęzienie, prowadzące do rzeki Yarry. Rzeki mało zbadanej i owianej złą sławą. Ale rzeka, to rzeka, no nie tak? Co taka rzeka robi, oprócz tego, że płynie? Rzeka, moi drodzy, zwykle do czegoś wpada. Najczęściej do morza. Rozumiecie, do czego zmierzam? Stocznie leżą w ujściu Meskery, wielkiej rzeki, też mało zbadanej w górnym biegu. Pewien jestem, że ta Meskera, to właśnie nasza Yarra. A że się inaczej nazywa? Co z tego? Mój pies wabi się Azor, a jak zawołam "do nogi, kundlu zasrany!" to też przyjdzie. - Terhoven zaśmiał się gardłowo ze swojego żartu, po czym nagle spoważniał. - Sęk w tym, że ja nie mogę posłać swojego transportu w ciemno, w nieznane, jeśli nie będę miał pewności, że szlak jest przetarty. I dlatego wy go dla mnie przetrzecie. To jest wasze zadanie. A jeśli uda wam się dotrzeć Yarrą do Dyveken, tam odbierzecie waszą nagrodę. Długi, jakie macie wobec Nosacza, właściciela gospody, w której się zatrzymaliście, spłacę natychmiast, gdy wyruszycie, oprócz tego dzisiejszego wieczora bawicie się w karczmie na mój koszt. To jak będzie, podejmujecie się? - Terhoven urwał, patrząc każdemu z was w oczy. |
20-11-2018, 15:04 | #2 |
Reputacja: 1 | Od dłuższego czasu nie śmierdzieli groszem i to się musiało w końcu zmienić, bo właściciel gospody, w której się stołowali, mógł się w końcu wkurzyć i pognać ich w cholerę. Na szczęście to on podsunął im pod nosy wiadomość o tym, że jakiś lokalny "król drewna" szuka ludzi do niebezpiecznej roboty. Dla Ivora i dla reszty to była szansa, by się w końcu gdzieś zaczepić i zająć czymś więcej, niż chlaniem, graniem w karty i podrywaniem okolicznych dziewek. Kredyt u Nosacza nie spłaci się w końcu sam... Tropiciel podróżował w tej ekipie od kilku tygodni i dał się poznać jako wesoły, optymistycznie nastawiony do życia człowiek. Raz czy dwa napomknął, że walczył za pieniądze w kilku kompaniach najemnych, umiał robić mieczem ale jego "konikiem" był zdecydowanie łuk, łowiectwo i sztuka przetrwania w dziczy. Był wysokim, przystojnym mężczyzną o bystrym spojrzeniu orzechowych oczu. Długie do ramion włosy spięte miał zwykle w kuc, na szyi wisiał rzemyk, na które nawleczone miał kły niedźwiedzia i wilka, które traktował jak amulet szcześcia. Odziany był w skórznię, brązowe spodnie i wysokie buty. Przy pasie dyndał mu sztylet i miecz, a na plecach, oprócz wypchanego po brzegi rukzaka znajdowały się dwa kołczany strzał i łuk najlepszej jakości, który wygrał w konkursie łuczniczym w mieście Olhava rok temu. Na umięśnione ramiona i grzbiet zarzucał jeszcze ciemno-zielony płaszcz, ale obecnie pogoda była na tyle przyjemna, że nie musiał. W takim rynsztunku poszedł wraz z kompanami do Terhovena, by dowiedzieć się, co to za robota. Gdy mężczyzna przemawiał, Ivor popijał od czasu do czasu wino z manierki. Sikacz to był straszny, ale na nic lepszego nie było go w tej chwili stać. - Weźmiemy tę robotę, panie Terhoven, chyba wszyscy się ze mną zgodzą - powiedział, patrząc po twarzach towarzyszy, a potem przeniósł wzrok na "króla drewna". Głos miał głęboki, nieco zadziorny, pasujący do aparycji. - Jednak przyda się jakaś zaliczka przed wypłynięciem. Tak, żeby zakupy jakieś porobić - mówiąc "zakupy" Ivor miał na myśli alkohol, ale nie powiedział tego na głos. - No i jednak żywy pieniądz, to żywy pieniądz. Sto sztuk złota na głowę styknie. Prawda, panowie i droga towarzyszko? - uśmiechnął się na koniec szelmowsko do Evelin. - Resztę odbierzemy już w Dyveken. Skoro Terhoven miał zamiar spłacić ich długi u Nosacza i jeszcze płacił za wieczorną zabawę, to Ivor miał zamiar to wykorzystać i się bawić. W końcu raz się żyje, nie? Pewnie znowu schleją się z Aelfricem, wspominając stare, dobre, zamierzchłe czasy tułaczki i wojaczki. |
21-11-2018, 14:25 | #3 |
Administrator Reputacja: 1 | Mężczyzna siedzący przy jednym ze stolików wyglądał na stosunkowo młodego, lecz strój sugerował, że noszący go człowiek już od jakiegoś czasu włóczy się po drogach i bezdrożach. Jego broń, a był całkiem nieźle uzbrojony, również nie pochodziła prosto ze sklepu. Bailey, bo to o nim mowa, dał się kompanom poznać jako człek uprzejmy, z natury pogodny i nie dążący do konfliktów, lecz zdecydowanie nie dający sobie w kaszę dmuchać. Nie stronił ani od kobiet, ani od alkoholu, ale zarówno w jednym, jak i w drugim, zachowywał umiar. * * * Byli, delikatnie mówiąc, w dołku. Bardzo delikatnie mówiąc... Okazje do zarobku jakoś ich omijały, a sakiewka... cóż... miała tę nieprzyjemną własność, że nie chciała się sama napełniać. Nie da się ukryć, że oferta Terhovena spadła im jak z nieba. I chociaż z pewnością sprawa była niebezpieczna, to wypadło choćby rozważyć udział w tym przedsięwzięciu... Ivor jednak był szybszy. A skoro on się zdecydował się na taką ryzykowną (acz finansowo opłacalną) ekspedycję, to zapewne i inni wyrażą zgodę na swój udział. Bailey zapewne by się najpierw zastanowił, głęboko, ale gdyby pozostali się zdecydowali, to czy miał prawo ich zostawić? - Tak. Jeśli się zdecydujemy na tę wyprawę, to zapasy są podstawą. - Bailey poparł przedmówcę. |
21-11-2018, 17:02 | #4 |
Reputacja: 1 | W pokoju Króla Drewna znajdowało się mnóstwo facetów, bo aż sześciu i tylko jedna kobieta, była nią Niska ładna pni o czarnych długich włosach i zielonych oczach z lekką niedowagę, ubierająca się w czarne skórzane ubrania, na torsie miała dopasowaną skórzaną kamizelka wiązana z przodu, która uwypuklała jej delikatne piersi, pod nią bluza z długimi rękawami, rękawiczki, skórzane spodnie, które ciasno oplatały jej ładne nogi, buty do kolana na lekkim obcasie, płaszcz z kapturem, pas ii przyczepiona do niego torba. Evelin bo tak miała na imię ta osoba, słuchała znudzona słów króla krzywych desek ale słowo 5000 ją obudziło. "5000 sztuk złota... nie, trochę mniej, dokładnie 1000 na osobę i jeszcze minus to co teraz kupimy" Pomyślała szybko. Nie chciała się odzywać by gruby szlachcic nie zwracał na nią uwagi, jeszcze by mu się spodobała, zdecydowanie nie był w jej typie, co innego Ivor na którego uśmiech lubieżnie oblizała górną wargę swoich ust i ruszyła za nim. Ostatnio edytowane przez noboto : 21-11-2018 o 21:09. |
21-11-2018, 20:28 | #5 |
Reputacja: 1 | Corbaen przyszedł na spotkanie do Terhovena z mieszanymi uczuciami. W karczmie Nosacz przekonywał, że to będzie dobry interes, ale kto go tam wiedział. Kompania potrzebowała pieniędzy jak kania dżdżu. Byli spłukani. Poza ubraniem na sobie, płaszczem z kapturem i bronią nie pozostało Corbeanowi nic więcej. Z drugiej strony bezrobocie rozleniwia. Nic robić nie trzeba, tylko bąki zbijać. A tu nakazują żeglować, wojować z goblinami czy innym tałatajstwem. "Dylematy, birbanta i wagabundy" - przemknęło mu przez głowę. W czasie przemowy kupca bezwiednie rzucał swoim szczęśliwymi kośćmi odbijając je o parapet okna. Z tego miejsca można było dojrzeć rzekę i całą wieś. "Obszczajdziura, trzeba stąd pryskać" - uznał po namyśle lustrując senną Brezę. Półelf bujnął się na drewnianym fotelu, gdy Ivor przyjął ofertę Króla Drewna i dodał. - Panie Terhoven. Jak płacicie szczerym złotem, to macie i mój łuk i miecz, jak mawiają w moich stronach. Sęk w tym, że mało wiemy o tej rzece i okolicy. Macie może jakieś mapy, szkice? Z kim możemy porozmawiać o tej rzece? Co tam leży przed nami na szlaku do Dyveken mus nam wiedzieć. Choćby w zarysie. Nie wierzę, że nikt stamtąd nie przybył. To aż takie bezludzie? Chcielibyśmy też obejrzeć łódź, bo mniemam, że jakąś nam wyszykowaliście z pewną załogą. Co z zapasami? Mało konkretów... |
22-11-2018, 11:51 | #6 |
Reputacja: 1 |
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
23-11-2018, 06:42 | #7 |
Reputacja: 1 | Król Drewna mlasnął dwa razy, wyciągając się w fotelu, aż ten zatrzeszczał. Spojrzał po was i w końcu się odezwał. - Dobra, niech będzie ta stówka zaliczki, zwłaszcza, że kto by nie przyszedł się nająć do roboty, to nosem kręci, ze Yarra to, Yarra tamto. Nie chcą brać tej dobrze płatnej fuchy. No ale skoro trafiłem w końcu na was, to nie będę oszczędzał. Eee, Varek!!! - Krzyknął, a po chwili do pokoju wtoczył się krępy krasnolud o długiej, rudej brodzie. - Zabierzesz no tych panów i panią do kasy zakładowej i wydasz im po sto sztuk złota na głowę. - Tak jest, szefie. - Varek skinął głową. - Tylko niech podpiszą umowę odnośnie roboty na Yarzze, co ją przygotowałem tydzień temu - rzucił jeszcze Terhoven. - Z aneksem, że pobrali tę stówkę. - Tak jest, szefie. - No, to świetnie. - Terhoven zatarł dłonie i spojrzał na Corbeana. - Ja też mało wiem o tej rzece. Każdy mało wie o tej rzece, złociutki, bo i nikt jej nie spenetrował dobrze, a jak spenetrował, to nie miał szczęścia opowiedzieć. - Król Drewna zarechotał, a krasnolud do niego dołączył. - Niebezpiecznie jest ponoć, ale to już wiecie, poza tym wyglądacie mi na takich, co z niebezpieczeństami są za pan brat. Nie bójcie jednak nic - popłynie z wami Vitring i paru jego ludzi. To mój najlepszy chłopak jest. Elegancki! Niejedną rzeczną przygodę przeżył. Szakal rzeczny, można by rzec. On ma wszelkie mapy, z nim gadajcie. Popłyniecie "Ważką", jedną z moich najlepszych łodzi, nie będzie lipy. Zapasy też będą. Na takie zadanie nie dałbym wam byle czego. Ty też się na łodzi pewnie przydasz przy sterze, złociutki. Terhoven wyszczerzył się do Aelfrica. Wyglądało na to, że ten człowiek przyjmował najlepszych ludzi, miał najlepsze łodzie i dawał najlepsze warunki. Prawdziwy skarb. Chciał jeszcze coś powiedzieć, gdy rozległo się gromkie pukanie do drzwi i do środka weszło dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn w strojach roboczych i siekierach przy pasach. - Szefie, to drewno, co z Harken przyjechało to suche jakieś, musi szef zobaczyć. Moim zdaniem słabo to wygląda, chcą nas ojebać na pieniążku - rzucił brodaty drwal. - Dobra, dobra, już idę to sprawdzić - podenerwował się Król Drewna i spojrzał na was. - Widzicie, tak to jest w tym biznesie. Jak człowiek nie przypilnuje, to by go w samych onucach puścili! Po odebraniu zaliczki idźcie do Vitringa, powinien być w dokach nad kanałem. Zwykle siedzi na pokładzie "Ważki", od niego się wszystkiego dowiecie. Powodzenia, licze, że uda wam się dotrzeć do Dyveken. Po tych słowach wyszedł z wami ze swojego biura, ruszając za drwalami. Krępy krasnolud zabrał was natomiast w głąb budynku, gdzie mieściła się kasa zakładowa i wypłacił wam na rękę po sto złotych monet. Jednocześnie podsunął pod nosy dokument związujący was umową z Terhovenem. Aelfric, jako jedyny piśmienny i czytający potwierdził, że wszystko się zgadza, więc podpisaliście i ruszyliście na poszukiwania Vitringa. Wyszliście z budynku na gorące, letnie powietrze, w którym unosił się zapach wędzonego dorsza z pobliskiej wędzarni.. Mieszkaliście w Brezie już jakiś czas, więc wiedzieliście, że miasteczko zamieszkiwane jest w prawie całości przez drwali, flisaków, kupców i traperów. Zanim przyjechał tu Terhoven, było zaledwie osadą, która rozrastała się w bardzo szybkim tempie. Oprócz dwóch gospód, z których to "Biały Rumak" był tą lepszą i droższą, dla tak zwanej "lepszej klienteli nie awanturującej się", znajdował się tu jeszcze tartak, magazyny ze składami drewna, garbarnia, kilka warsztatów (w tym kuźnia), praktyka medyczna oraz dwa spore sklepy typu "mydło i powidło" w których można było kupić to i owo. Część tych interesów należała do Terhovena, reszta prowadzona była przez lokalną społeczność. Rozpytując flisaków o Vitringa dowiedzieliście się, że był jeszcze chwilę temu na terenie doków, ale wybył w miasteczko w interesach, a potem miał zahaczyć jeszcze o gospodę Nosacza. Pytani o Yarrę, rybacy nie mieli wam nic do powiedzenia - jakby nagle nad całym portem zawisła zmowa milczenia. Nie mając innego wyjścia ruszyliście więc w drogę powrotną do karczmy, mając nadzieję, że będziecie tam przed człowiekiem Terhovena. Gospoda "Pod Piłą i Siekierą" znajdowała się ledwie dwie ulice od portowych budynków Króla Drewna, więc byliście na miejscu w miarę szybko. Wnętrze sali było względnie puste, pachniało piwem i pieczoną rybą, a za szynkiem stał właściciel, czyli Nosacz, pucując kufle przybrudzoną szmatką. Był dość niskim, ale dobrze zbudowanym mężczyzną, a jego umięśnione przedramiona pokrywały blizny, co mogło oznaczać, że kiedyś na chleb zarabiał stalą. Na wasz widok uśmiechnął się szeroko. - No i jak tam, powiodło się? Dostaliście robotę u Terhovena? - zapytał, gdy ledwo przekroczyliście próg. - Jak z pieniędzmi, które mi zalegacie? Kiedy będzie spłacone? |
23-11-2018, 15:11 | #8 |
Reputacja: 1 | Ten cały Terhoven to był złotousty gość. Naobiecywał najlepsze rzeczy, co by się głupie awanturniki nie ciskały, że płyną w nieznane niezabezpieczeni... dobrze chociaż że te pieniądze zgodził się wypłacić. Podpisał się krzyżykiem na umowie, zgarnął zaliczkę i poszedł z kompanami szukać tego Vitringa, co to ponoć miał im nakreślić sytuację. Jak się można było spodziewać, chłopa nigdzie nie znaleźli, ale przynajmniej się dowiedzieli, że będzie w knajpie u Nosacza, więc czym prędzej tam poszli. Nosacz przywitał ich pytaniami o spłatę długu, co bylo zrozumiałe w jego sytuacji. - Nic się dobry człowieku nie martw. Najęliśmy się u Terhovena, obiecał spłacić nasze długi i jeszcze mamy otworzyć rachunek u ciebie na dzisiejsze żarcie i picie, który też spłaci - powiedział Ivor. - A powiedz nam, gospodarzu, był już tu niejaki Vitring? Bo podobno miał zajść do twojej gospody. No i może wiesz coś na temat Yarry? Bo tam właśnie płynąć będziemy, a rybacy w dokach jakby wody w usta nabrali na ten temat. Po chwili spojrzał na Aelfrica i Corbeana. - To co, panowie, pijemy dzisiaj do odcięcia? - Uśmiechnął się na samą myśl. - Jutro głowy pewnie będą boleć, ale trzeba korzystać, póki pieniądz w sakiewce dzwoni. A do ciebie, gospodarzu, mam delikatny romansik - spojrzał na Nosacza. - Sprzedajesz no może butelkowany alkohol? Jak tak, to co konkretnie i za ile? Bo bym parę butelek przytulił. Gdy załatwił sprawę z Nosaczem, pochylił się w stronę Evelin. Wyglądało, że od pewnego czasu kobieta wykazywała nim zainteresowanie. - Jakieś konkretne plany na wieczór, Eve? - zapytał, uśmiechając się zalotnie. "Bo jeśli nie, to ja miałbym pomysł", ale tego już nie dopowiedział, czekając na jej odpowiedź. |
23-11-2018, 17:00 | #9 |
Administrator Reputacja: 1 | Sytuacja wyglądała dokładnie tak paskudnie, jak się tego Bailey spodziewał - ryzykowna wyprawa, nieznaną, pełną niebezpieczeństw rzeką, której - jak się zdawało - nikt do tej pory nie zdołał przepłynąć. No ale przynajmniej zaliczka była dość solidna i można ją było wykorzystać na co się chciało. Jako że Terhoven zgodził się uregulować wszystkie zaległości "Pod Piłą i Siekierą", nie trzeba było tracić ni jednej sztuki złota na spłatę długów. Fakt faktem - można było bawić się na koszt 'Króla Drewna' do białego rana, ale... Spływ Yarrą był niebezpieczny i mogło się okazać, że ta noc będzie dla niektórych ostatnią nocą w życiu spędzoną na łonie cywilizacji. Dlatego też Bailey, miast pić do rana z kompanami (z którymi miał spędzić duuużo czasu na bardzo małej przestrzeni) postanowił wybrać się do "Białego Rumaka", by spędzić czas w innym nieco towarzystwie. Damskim. Taką przynajmniej miał nadzieję. No ale najpierw trzeba było porozmawiać z Vitringiem. |
23-11-2018, 20:54 | #10 |
Reputacja: 1 | Ivor zajął się indagowaniem Nosacza o Vitringa i rzekę Yarrę prosto z mostu. Corbaena to akurat ciekawiło okrutnie, toteż wtrącił swoje trzy grosze. - Terhoven obiecał, że dług nasz spłaci. Nie ma powodów do obaw, Nosaczu. Do rachunku dopisz jeszcze beczułkę piwa, kompania musi się wprawić w dobry nastrój, ha! Ty zarobisz, my wypoczniemy. Szynkarz zniknął na zapleczu. Corbaen odwrócił się do Aelfrica i Ivora. Musiał podnieść głową, bo obaj byli od niego wyżsi. - Zanim wyruszymy, chciałbym zasięgnąć języka o tym Vitringu, czy jak mu tam matka dała na imię. Pójdę do tartaku, pewnie go znają. Zajrzę też do tej drugiej, lepszej gospody, popytam o tę Yarrę, czy ktoś tam pływa. Tutaj w karczmie wszyscy wody w usta nabrali, może tam pójdzie lepiej. Jeśli ktoś jest chętny to zapraszam na mały spacerek. Na końcu zobaczę, czy ta cała "Ważka" Terhovena jest takim dzielnym stateczkiem. Wszak konkurencja "Króla Drewna" nie śpi, mogą nam trochę popsuć szyki. O celu naszej wyprawy jest tutaj głośno. Poszedł na górę, do swej komnaty. Sprawdził czy nic nie zniknęło. Zostawił tam miecz. Wziął wszystkie noże. "Noży nigdy za mało" jak mawiał pewien znajomy półelfa. Zabrał dla pewności drewnianą pałkę. |