Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-01-2019, 13:01   #1
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Omne trinum perfectum [18+]

Thageryn, lato



"Złamany Kieł", gospoda leżąca niedaleko portowego nabrzeża, przyciągała pod swój dach nie żeglarzy (którzy tutaj zaglądali dosyć rzadko), a różnej maści najemników czy poszukiwaczy przygód. Nazwa (wbrew podejrzeniom) nie oznaczała, iż na serwowanych tu potrawach można połamać sobie zęby. Wprost przeciwnie - jedzenie było i smaczne, i stosunkowo tanie. Dostosowane, można by rzec, do gardeł i sakiewek najemników, których żołądki i kabzy zazwyczaj prosiły o napełnienie.
Właściciel "Kła", Oldive Ronson, zwany Czarnym, był niegdyś najemnikiem i wiedział, czego do szczęścia potrzebują ci, co się tygodniami włóczą po polach i lasach, a jego żona była naprawdę dobrą kucharką.
Ściągali tutaj również ci, co potrzebowali zbrojnego wsparcia, zarówno na dzień czy dwa, jak i na wyprawę na drugi koniec świata.

Mimo stosunkowo młodej pory dnia "Kieł" tętnił życiem. Większość miejsc była zajęta, a w powietrzu mieszały się opowieści o przygodach, podróżach, smokach, zamkach, ruinach, skarbach, kochankach... a jedna z grup poszukiwaczy hucznie obchodziła swoje sukcesy.
Między stolikami krążyły dość skąpo odziane panienki, roznoszące potrawy i przyjmujące zamówienia.

Klientela była rozmaita, ale i tak spośród wielobarwnego tłumy wyróżniała się trójka kobiet, zajmująca miejsca przy znajdującym się kącie sali stoliku. Siedzący wraz z nimi mężczyzna był, w zestawieniu z nimi, w zasadzie niewidoczny.


Historia zatoczyła koło...


Ghalyia, Eliona, Saxa...
Różniły się od siebie jak dzień i noc, jak woda i ogień... a wytrzymały ze sobą ponad trzy miesiące, jakie upłynęły od ich przypadkowego spotkania w tym samym mieście.
Wraz z towarzyszącym im Karlem przemierzyły kawałek świata, przeżyły parę przygód, wpadły parę razy w tarapaty, z których wydobyły się wspólnymi siłami, zdobywały złoto... i traciły je. A teraz musiały się zdecydować, czy będą kontynuować udaną współpracę, czy też rozejdą się w różne strony.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-01-2019, 17:47   #2
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Trzy miesiące wcześniej (Saxa i Ghalyia)

Saxa Valdis, samozwańcza “księżniczka złodziei”, urodzona wśród Dolganów w rodzinie z długimi tradycjami szelmowskiego rzemiosła. Jak prawdziwe ‘dziecko niczyje czyli całej rodziny‘ młodo zaczęła podróżować samodzielnie.

Nazwisko Valdis jest dobrze znane zarówno wśród Dolgan jak i ludzi półświatka, mają opinie ludzi niezłomnych, szalonych, upartych i zawsze osiągających cel. Genialni złodzieje, szarlatani i rzezimieszkowie którzy nie znają słowa niemożliwe, a cel jaki sobie obierają częściej jest wyzwaniem samym w sobie niż chęcią zarobku. Ludzie o wielkim uroku osobistym których nie da się nie lubić nawet jak właśnie palą twój dom.

Nie byli jednak cudotwórcami i nie wszystko im się udawało. Na przykład tego jednego dnia w tawernie “Pod Pijaną Małpą”.




Urokliwe miejsce w dzielnicy portowej, położona nad kanałem wodnym i to dosłownie gdyż były to dwa budynki i improwizowanym mostkiem nad kanałem łączącym oba
Wieczór dojrzewał, ale dobra atmosfera już trwała w najlepsze. Saxa Valdis dobrze się bawiła potańcując na jednym ze stołów i przygrywając na skrzypcach.
Zabawa trwała w najlepsze gdy nagle rozległ dziki ryk z antresoli.
- VALDIS TY DZIWKO!
Muzyka ustała a wzrok wszystkich skierował się na rosłego prawie nagiego mężczyznę. Na kończynach miał obwiązane linki których nie zdołał jeszcze usunąć. Łypał na dziewczynę z nienawistną furią. Niektórzy bywalcy rozpoznali w nim Rogersa, kapitana jednego z łodzi rzecznych, ci sprytniejsi mogli się domyślić co dziewczyna mu zgotowała i z czym się ulotniła z pokoju.
- Przepraszam, ale widzę Pana pierwszy raz w życiu. - Skłamała blondynka uśmiechając się niewinnie. Zerknęła tylko czy jej rzeczy są w zasięgu ręki i czy droga ewakuacji jest wolna.
Kapitan poczerwieniał ze złości i gwizdnął na paru przesiadujących w karczmie ‘szczurów rzecznych’. Ci zaczęli się przeciskać przez tłum do złodziejki.
- UTOPIĘ CIĘ PIEPRZONA ZŁODZIEJKO! - Darł się nadal z antresoli, kiedy Saxa złapała jednym ruchem swój plecak i zaczęła się wycofywać skacząc ze stołu na stół.
- Ach Rogers! No nie poznałam cię w tym opłakanym stanie. No chyba nie jesteś zły, że pozwoliłam ci spać? Po tym Jednym Razie padłeś zmęczony jak mały kociak. - Szyderstwo wywołało salwę śmiechu wśród bywalców. Niestety zbliżający się ludzie kapitana byli zbyt zdeterminowani by dać się rozproszyć takim tanim chwytem. Valdis postanowiła jednak podzielić się z gawiedzią częścią nowego dobytku i łapiąc za sakiewkę zabraną z sypialni Rogersa rzuciła ją horyzontalnym zamachem przez salę.
Dużo różnych monet poszybowało w powietrze by z brzękiem spaść na podłogę.
- Panowie! Kapitan Rogers stawia kolejkę!
I rozpętało się piekło. Wszyscy związani z Rogersem rzucili się zbierać pieniądze, ktoś kogoś popchnął, komuś rozlało się piwo aż w końcu ktoś dał komuś po pysku i zaczęła się bijatyka. Saxa, widząc że dwa dryblasy obstawiają wyjście rzuciła się do schodów na antresolę, która miała wyjście na pomost. Pędząc nie zauważyła, kiedy sam kapitan barki włączył się do pościgu i byłby ją złapał gdyby nie przewrócił się o wystawioną nogę ładnej, rudej elfki. Saxa posłała jej uśmiech, ale z uwagi na sytuację nie miała jak się zatrzymywać. Wybiegła przez otwór na pomost - po przeciwnej stronie już widziała ludzi Rogersa. Za nią też sam Rogers i jakiś jego pomagier stanęli w drugim wyjściu, blokując jej takżę tę drogę.
W przypływie desperacji chwyciła stojącą pośrodku kobietę (to kapłanka), obróciła ją jak w tańcu by zapleść ramię wokół nieznajomej by ją unieruchomić a druga ręka przystawić jej mały sztylet w okolice gardła.
- No dobra panowie, nie ruszać się albo…- Zatrzymała się by zwrócić się do kobiety. - Przepraszam, jak się nazywasz
- Ghalyia - odpowiedziała zaskoczona obrotem wydarzeń kapłanka.
- ...albo Ghalyia….moment ty jesteś kapłanką? - Sytuacja była tak kuriozalna, że marynarze zatrzymali się nie do końca wiedząc co powinni zrobić. Teoretycznie powinni ignorować groźbę i złapać blondynkę w praktyce jeszcze nikt nie powstrzymał ich grożąc przy przypadkowej kobiecie, która tylko pokiwała głową na znak, że Saxa ma rację.
- Którego boga? - Zapytała złodziejka, która widziała w tym dłoń pomyślności Thevani, która czuwała nad jej ulubionym Valdisem. Choć z drugiej strony każdy z rodziny Valdis uważał się za ulubieńca bogini złodziejstwa.
- Żadnego nie chcesz obrazić - odparła starając się brzmieć spokojnie kapłanka.- Więc mnie lepiej puść.
- Słyszałeś Rogers, nie chciałbyś sprowadzić na siebie boskiej niepomyślności bo przez bycie upartym coś się stało kapłance Ghalyi!- Rzuciła w stronę kapitana, który w końcu oprzytomniał i zaśmiał się kpiąco.
- Nic jej nie zrobisz Valdis, za to ciebie przeciąganę pod kilem!- Warknął wściekły, Saxa przywarła do poręczy ciągnąć za sobą swoją zakładniczkę. - Ona blefuje chłopaki brać Ją!
Na rozkaz czterech marynarzy wbiegli na mosek co spowodowały zwyczajną reakcję samowolki budowlanej stawianej bez żadnego nadzoru i zasad bezpieczeństwa. Mostek stęknął i jęknął. Barierka która trzymała ciężar opierających się o nią kobiet trzasnęła i runęła do kanałku pod mostkiem. Saxa odruchowo wypuściła nóż by nie wbił się w szyje kobiety, ale to spowodowało, że nie miała czasu się złapać niczego.
Nie będąc w stanie niczego się złapać i tracąc grunt przez zniknięcie barierki złodziejka zleciała do kanału, wydając z siebie wysoki pisk zaskoczenia. Dodatkowo ciągnąć za sobą swoją przypadkową zakładniczkę.
Nie zwróciła uwagi na to, że pewien dobrze zbudowany osiłek 'potrącił przez przypadek' Rogersa, który wylądował na ścianie, nieco ją dewastując.
- Łapcie je! - wrzasnął Rogers, gdy wreszcie stanął na nogi. - Skakać do wody! Brzegiem biegiem za nimi! Do łodzi!!! - wyrzucił z siebie serię sprzecznych ze sobą poleceń, powodując pewną dezorientację wśród swoich ludzi.
Osiłek zaś wrócił do stołu i, korzystając z tego, iż inni współbiesiadnicy zniknęli, opróżnił nie tylko swój kufel piwa...
- Da sobie radę... - mruknął, gdy zawartość pierwszego spłynęła do jego gardła.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-01-2019 o 18:00.
Obca jest offline  
Stary 25-01-2019, 17:54   #3
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Trzy miesiące wcześniej (Saxa i Ghalyia)




Saxa zanurzyła się w zimnej wodzie kanału ale szybko wypłynęła na powierzchnię, nadal trzymając kapłankę. Nurt wody w kanale był szybki z uwagi na wieczorne otworzenie śluz. Obie kobiety szybko zostały poniesione dalej Saxa krzyknęła do Ghalyii.
- Umiesz pływać?
-Tak - odpowiedziała jej Ghalyia, starając się utrzymać na powierzchni pomimo tego, że złodziejka czepiła się jej, co utrudniało pływanie.
- Świetnie - Złodziejka puściła kapłankę - trzymaj się lewej strony kanału za jakiś czas będą schody. Za mną!
Złodziejka zaczęła płynąć pierwsza po lewej stronie, szybki nurt i płyniecie z nim oraz zamieszanie marynarzy w tawernie dało jej wystarczająco dużo czasu by zwiększyć między nimi dystans.
Kapłanka pomodliła się do swojej patronki i ruszyła za sprawcą swojego nieszczęścia.
Po jakimś czasie rzeczywiście po lewej stronie pojawiły się schody i złodziejka pierwsza złapała za prowizoryczną poręcz z łańcucha i wyciągnęła drugą rękę do dopływającej do niej kapłanki.
- Złap mnie za rękę wychodzimy!
Nie było czasu na myślenie, ani na zwymyślanie kobiety, która była przed nią. Kapłanka chwyciła wyciągnięta dłoń.
Saxa uśmiechnęła się i przyciągnęła kobietę do siebie i pomogła jej pierwszej wyjść na brzeg. Valdis była parę kroków za nią. Będąc na poziomie ulicy Saxa chwyciła kapłankę za dłoń i pociągnęła w ciemną uliczkę.
- Dobra uciekamy dalej. - powiedziała zdecydowanie z zbyt dużym optymizmem niż osoba która zaliczyła kąpiel w kanale i jest poszukiwana przez załogę jednej łodzi powinna być.
- Ja wracam. - Powiedziała Ghalyia zaczesując do tyłu mokre włosy. - Ty możesz uciekać dalej.
- No dalej Ghalyia! Naprawdę chcesz spędzić wieczór na byciu przepytywana przez nudnego kapitana barki gdzie się podziałam? A wierz mi nie ma nudniejszego. - Powiedziała jeszcze nie zrażona niczym Saxa. - Pozatym znam o wiele lepszą tawernę a nie tą rozpadającą się ruinę. Będziesz się mogła tam wysuszyć. Ja stawiam, za niedogodności jakie przeze mnie masz. Tylko decyduj się szybko bo czas nagli. - Powiedziała blondynka wyciągając do kapłanki dłoń w zaproszeniu.
- Valdis? Tak?- Ghalyia ponownie chwyciła kobiet\e za rękę i dała się pociągnąć we wskazanym kierunku.
- Saxa Valdis do usług. - Zaśmiała się blodnyka prowadząc kapłankę przez labirynt ciemnych uliczek i kiedy już wydawało by się że dziewczyna chyba prowadzi kapłankę bez celu. Zatrzymały się przy zielonych drzwiach a Saxa zapukała w nie w dosyć nierównym rytmem.
Chwile odczekały a otworzyła im bardzo pomarszczona jedno oka staruszka, popatrzyła na Saxę potem na kapłankę potem jeszcze raz na Saxę.
- Hej ciotuniu znajdzie się ciepły kąt dla twojej ulubionej bratanicy? - Powiedziała blondynka przemieszczając przed staruszką złotą monetą. Ta uśmiechnęła się w bezzębnym uśmiechu i otworzyła drzwi szerzej.

W środku panowało przyjemne ciepło, w powietrzu roznosił się słodkawy zapach zmieszany z dymem, światło pochodziło z kolorowych lamp powieszonych na ścianach. Korytarz był wąski i posiadał dużo drzwi, za pierwszymi było pomieszczenie z surowym wystrojem, ławeczki ustawione pod ścianami i wieszaki z zwierzecych poroży wystające z ścian na których wisiały białe lniane kawałki materiału.
Saxa szybko zrzuciła swój plecak na jedną ławkę i wyjęła z niej wszystkie przemoczone ubrania. kładąc na ławce obok.
- Ciotunia je upierze dla nas, wierz mi, nie chcesz wiedzieć z czym pływałaś w kanale, ale zdecydowanie chcesz to z siebie zmyć. - Powiedziała blondynka i zaczęła zdejmować już wilgotne ubranie żeby owinąć się w jeden z lnianych materiałów. Kiedy skończyła stanęła przy drzwiach czekając na kapłankę by przejść z nią do innego pomieszczenia.
- Wierzę. - Kapłanka uśmiechnęła się krzywo i poszła w ślady swojej towarzyszki.




Przechodząc korytarzem Saxa chwyciła stojący na stoliku jeden z wolno stojących napełnionych kieliszków i skosztowała znajdującego się w nim rubinowego płynu.
- Mhmm, pycha… - odwróciła się do kobiety - ...jak stoją tak w grupie bezpańskie to można brać. Jesteś głodna? Ja, jestem głodna, dasz się ugościć posiłkiem prawda? A jak zobaczysz chlopca z ciemną skóra to Tuk, pracuje tu i możesz go prosić o rzeczy. Niestety ci nie odpowie to niemowa...no może nie tyle niemowa co kiedyś został mu obcięty język.
Ghalyia przystanęła na chwilę i uważniej przyjrzała się Saxie.
- Obcięli mu język? Hmmm... - Pokręciła głową jakby chciała odgonić złe myśli.
- Z tego co wiem, podobno obraził jakiegoś szlachcica, a ten kazał swojej straży obciąć mu język.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 25-01-2019 o 18:01.
Obca jest offline  
Stary 25-01-2019, 20:28   #4
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Trzy miesiące wcześniej (Saxa i Ghalyia)



Złodziejka weszła w kolejne drzwi, a z wewnątrz buchnęła na nią para z małej łaźni. W pomieszczeniu stały trzy balie rozdzielone niebieskim materiałem. Przy każdej bali stał stolik i taboret. Na stoliku leżało mydło i mały flakonik, zapewne z olejkiem. Na taborecie leżały luźne białe tuniki i spodnie.
- Zanim zapytasz ubrania obowiązujące to te podane przez właściciela - Odezwała się Saxa podchodząc do jednej z bali i stawiając swój kielich na stoliku. - Taka żelazna zasada nawet dla mnie jej nie mogą nagiąć.
Woda była ciepła nie to co zimny kanał.
- To jakiś dom uciech? - Kapłanka stanęła nad balią przeglądając się w wodzie.
- Nie, ale jeśli wolisz taki przybytek to mogę cię i do takiego miejsca zabrać. - zaśmiała się blondynka zza ‘kotary’ - to taka specjalna tawerna. Głównie spotykają się tu osoby które muszą omówić pewien interes albo rozmówić się. Oczywiście niby można to zrobić w każdym miejscu, ale tylko tutaj ma się pewność, że obie strony nie są uzbrojone - trudno było coś przemycić jeśli zasady mówiły że zostawiasz wszystko w pierwszym pokoju a potem musisz się umyć i przebrać w rzeczy ofiarowane - nie mają na sobie żadnych trucizn no i maja zapewniona dyskrecję, że nikt pracujący tu nie powtórzy komuś co tu się działo. Ale jak tak o tym głośno rozprawiać to rzeczywiscie na pewno mieli tu parę schadzek niczym w domu uciech.
- To miłe. - Nie kryła ironii w głosie. - Zjem kolację i wrócę do siebie.
- Ha jak spróbujesz jedzenie nie będziesz chciała wracać - powiedziała pewnością siebie złodziejka - Zostawiłaś coś w Pięknej Małpie że chcesz tam wracać? W ogóle co tam robiłaś nie jest to typowe miejsce w którym widuje się kapłanki?
- Tak, zostawiłam. Lepiej powiedzieć zostałam zmuszona zostawić tam swoje yyyy… rzeczy.- W głosie kapłanki nadal dominowała ironia. - Więc muszę wrócić, uregulować rachunek. Zabrać co moje.
- No tak racja w końcu taka trochę uboga mi się wydawałaś na tym mostku...ahhhh - Przyznała Saxa, wzdychając zanurzając się w ciepłej wodzie. - ...dobrze odprowadzę cię później gdzie będziesz chciała. Hej bo właściwie mi nie odpowiedziałaś tak naprawde. Służką jakiego bóstwa jesteś?
- Shelas. - mówiąc to Ghalyia zanurzyła ręce w wodzie, w której się przed chwilą przeglądała,a Saxa poczuła jak woda w jej balii podnosi się tworząc małą, ale wysoką falę, która sama z siebie podpłynęła do brzegów i przelała się przez nie. Do ostatniej kropli. Pozostawiając złodziejkę w pustym naczyniu.
Kapłanka natomiast wskoczyła do swojej wanny i z błogim uśmiechem na twarzy zanurzyła się w ciepłej, parującej wodzie.
- No co ty!? - Odezwała się zaskoczona Saxa. - Czemu nie powiedziałaś od razu? Gdybym wiedziała że Pani Wody będzie nas miała w opiece wyskoczylibyśmy do kanału wcześniej.
Kiedy nienaturalne fale zaczęły krążyć złodziejka była przekonana, że jest to niewinna demonstracja mocy.
- Łooooo ty to robisz? - Na początku Saxa brzmiała na zafascynowaną tym co się działo, ale kiedy zorientowała się, że woda nie ma zamiaru przestać jej głos przybrał barwę lekkiej paniki. - Nie moment, za dużo wody mi ucieka!
- Hej! Nie, nie, nie, nie, nie... - Towarzyszyło odgłosom plusku w desperackiej próbie zatrzymania uciekającej wody. Koniec końców zostało działanie kapłanki skomentować z udawanym smutkiem.- No to było niepotrzebnie złośliwe. TUUUUUK! Zostałam perfidnie pozbawiona mojego przydziału wody mogę prosić o dolewkę?!
- Podobnie jak przekładanie ostrego noża do mojej szyi.- odpowiedziała jej Ghalyia.
- No dobrze przyznaję, że jest to dosyć innowacyjny sposób na poznawanie nowych osób. Niemniej na moją obronę mogę powiedzieć, że Rogers miał rację, blefowałam i nie miałam zamiaru cię pociąć.
- Miło to słyszeć. - sceptycyzm wyzierał z tej wypowiedzi kapłanki na kilometr.
Do kapłanki dotarł po chwili zgrzyt jakby coś się otworzyło i usłyszała plusk przelewanej wody.
- Dziekuje, młody. - Odezwała się do kogoś Saxa, następnie pluski świadczyły że złodziejka ma wodę, ale mniej niż na początku i aktywnie wykorzystuje ją do zmycia z siebie resztek elementów z kanału.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 26-01-2019 o 13:15.
Obca jest offline  
Stary 25-01-2019, 20:29   #5
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Trzy miesiące wcześniej (Saxa i Ghalyia)



Po wygrzaniu się i przebraniu w tuniki, przy wyjściu czekał czarnoskóry chłopak, uśmiechnął się uprzejmie i poprowadził obie kobiety po krętych schodach na piętro do dużej kolorowej sali wyścielonej poduszkami i niskimi stolikami. Jeden do którego ich zaprowadzono był zastawiony miseczkami z jedzeniem. Oddzielnie owoce, mięso, pieczywo i warzywa były nałożone do oddzielnych półmisków, także dwie karafki z winem.
Tuk usiadł w kącie sali i łapiąc za instrument szarpany zaczął wygrywać powoli spokojne melodie.
Saxa bez zbędnych ceremonii sięgnęła po podpłomyk i jedna z misek z gęstym mięsnym gulaszem.
- No to smacznego!
- Smacznego. - odparła kapłanka. Nim zabrała się do jedzenia wzniosła dziękczynną modlitwę.
Ghalyia nałożyła sobie niewielką porcję i usiadła na przeciwko nowopoznanej kobiety. Przez chwilę przyglądała jej się w milczeniu.
- Masz tupet, żeby tak obchodzić się ludźmi.
- Dziekuje! - Powiedziała Saxa przyjmując komplement z uśmiechem. - Ty za to fantastycznie opanowałaś sztukę posługiwania się sarkazmem i ironią.
- Uznam to za komplement z twojej strony. - Kapłanka uśmiechnęła się, tym razem miło.
- Ja też cię polubiła, zazwyczaj osoby, które zdarza mi się uprowadzać są bardziej histeryczne, jesteś naprawde miła odmianą. W mieście przejazdem czy masz jakieś sprawy do załatwienia? - Zapytała już ze zwyczajną ciekawością, dodatkowo podtrzymując tą przy posiłkową rozmowę.
- Przejazdem. Ale nie odmawiam posługi tym, którzy jej potrzebują.
- Och to tak jak Ja, tylko że to ja zazwyczaj jestem potrzebująca i sobie pomagam sama. - Zaśmiała się złodziejka i sięgnęła po karafkę oferując nalanie najpierw swojemu tak jakby gościowi.
Kapłanka podsunęła jej swój kieliszek.
- To było widać. - i Ghalyia Zaśmiała się.
- Jak chce mogę być niedostrzegalna dla wścibskich oczu ale powiem ci, że jest to nudne, lepiej kryć się w blasku słońca. - Zaśmiała się polewając im obu. - Ja pewnie do Pijanej Małpy na noc nie wrócę, ale słyszałam, że Złoty Róg to spokojne miejsce możliwe że dzisiaj lepiej mi będzie zaszyć się w cieniu póki tym rzecznym szczurkom nie przejdzie ochota mnie znaleźć i nie zaczną znowu uczciwie zarabiać na życie.
- A ja muszę wrócić. Zostałam zmuszona do opuszczenia tego przybytku w wielkim pośpiech. - Tym razem nie było to oskarżenie pod adresem Saxy, A raczej żart wypowiedziany dla podtrzymania dobrej atmosfery. Mówiąc to Ghalyia wywróciła teatralnie oczami.

Kolejne minuty mijały, jedzenia i wina robiło się coraz mniej, za to pewna nić porozumienia i sympatii nabierała na grubości. W końcu nie zostało nic jak odebrać wyprane i suche ubranie, uregulować rachunek zostawiając resztę pozostałego złota Rogersa w przybytku i ruszyć w ciemną noc.
Saxa odprowadziła kapłankę do Pijanej Małpy i sama wróciła w ciemne uliczki kierując się do Złotego Rogu - innej karczmy w której powinno się jej udać przespać. kto wie może spotka jeszcze kapłankę na swojej drodze.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 26-01-2019 o 13:15.
Obca jest offline  
Stary 26-01-2019, 13:00   #6
 
Jessica Hyde's Avatar
 
Reputacja: 1 Jessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputację
Trzy miesiące wcześniej (Eliona)

Jak uniknąć zawarcia niechcianego małżeństwa? Rozwiązań jest kilka. Można szczerze porozmawiać. Co prawda opcja ta wydaje się najbardziej rozsądna, jednak życie pokazuje, że owe próby mediacji, nie porażają swoją skutecznością. Dlatego część nieszczęśników decyduje się na bardziej radykalne rozwiązanie w postaci samobójstwa. Rozwiązanie skuteczne, aczkolwiek nieodwracalne i stanowi jedynie wypaczoną wersję romantyzmu. Są też tacy, którzy decydują się na ucieczkę ciemną nocą...

Noc nastała, ciemnością wszystko okrywając,
Jasne gwiazdy błyszczały i księżyc już wypłynął,
Niebo, las i pola srebrem oblewając.
(Maksim Bahdanowicz, Noc)



Zaopatrzona w najpotrzebniejsze rzeczy, z wiernym przyjacielem Varesem na ramieniu i optymizmem w sercu, Eliona miała bardzo konkretny plan – przeczekać parę chwil, gdzieś w okolicy i dać ojcu czas na zmianę swojej absurdalnej decyzji. Bo jak inaczej można nazwać chęć wydania swojej własnej córki za mąż, wbrew jej woli? Podczas próby mediacji z ojcem, Eliona dołożyła jeszcze kilka epitetów łącznie z ‘’chwilową niepoczytalnością’’ jednak wróćmy do istoty wydarzeń. Vares, zwany przez Elionę prorokiem klęski, jako jedyny miał zastrzeżenia co do planu, zwłaszcza do określeń ‘parę chwil’ i ‘gdzieś w okolicy’ Jednak jako aspirujący optimista i wierny przyjaciel, postanowił towarzyszyć dziewczynie i mieć ją na oku.

* * *

Podobno każdy plan ma słaby punkt, a plany Eliony zazwyczaj miały ich dosyć sporo, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że stanowiły ich solidny trzon. Mijały zatem dnie i noce i do naszych uciekinierów nie dochodziły żadne informacje dotyczące cudownie przywróconego rozsądku ojcu Eliony. Ponieważ elfka nawet nie brała pod uwagę opcji powrotu do domu, a Vares nie miał aż tak dużej siły perswazji, ich dotychczasowy plan musiał ulec modyfikacji.

* * *

Być może Karl Seves nie był typem człowieka, którego można by określić mianem ’’miły’’ i zapewne nie był to mężczyzna, którego każda panienka chętnie przedstawiłaby swojemu ojcu. Jednak Eliona była w tarapatach a on był jej ostatnią deską ratunku. Nie tracąc czasu, dziewczyna postanowiła odnaleźć go i poprosić o pomoc. Słowo ‘’poprosić” było tu zdecydowanie na wyrost, ponieważ Eliona nadal nie wybaczyła mu okoliczności ich ostatniego pożegnania.
Kolejną cechą Karla były jego nawyki i przyzwyczajenia. Tak... zdecydowanie wiedział jak korzystać z uroków życia, dzięki czemu elfka doskonale wiedział gdzie go szukać…

* * *

Eliona zatrzymała się i zadzierając głowę, pobiegła wzrokiem w górę, po zniszczonej fasadzie niebotycznego budynku.
Nad wejściem wisiały lampy, oświetlające wielki szyld z nieheblowanych desek, który po pierwsze nie zachęcał do wejścia, po drugie, sprawiał, że nadzieje Eliony na zjedzenie pysznego placka malały z każdym przeczytanym słowem.
- Pod pijaną małpą – odparła wzdychając z rozczarowaniem i dodała - Że też musiał wybrać akurat takie miejsce.
Tawerna wyglądała na dobrze prosperującą. Można by nawet rzec to typowy wieczór. Wśród klientów można było zauważyć mieszaninę kupców, złodziei i licznych miejscowych a co najważniejsze, żaden z nich nawet nie zwrócił zbytniej uwagi na rudowłosą dziewczynę z nietoperzem na ramieniu.
Jednak pomimo panującej atmosfery zwyczajności, tego wieczoru miało się tu wydarzyć coś więcej, coś z pozoru błahego, banalnego, nieistotnego, mało znaczącego... coś, czego nie spodziewał się nawet sam Vares...
Gospoda, pełna osobników o wątpliwym pochodzeniu, zdecydowanie nie należała do miejsc odpowiednich dla panienki, zwłaszcza dla wychowanki szkoły pod patronatem Pani Thuelline. Jak słusznie domyślała się Eliona, gdyby matka przełożona się o tym dowiedziała, na pewno by ją zabiła.... przynajmniej wzrokiem.
O tym, że zakazane owoce smakują najlepiej, nie trzeba nikogo przekonywać. Zwłaszcza Elionę, która korzystając z okazji, że jest ‘niewidzialna’ dla bywalców gospody,pewnie przechadzała się, wypatrując Karla.
Przynajmniej ona, bo wzrok Varesa zatrzymał się na wyjątkowo pięknej kobiecie, która tak długo przykuła do siebie uwagę nietoperza, że nie mogło to zostać niezauważone przez elfkę:
- Vares! Przestań się na nią gapić! Przecież widzę jak robisz do niej maślane oczy! Vaaares! Ja ci tylko uprzejmie przypominam, kto jest twoją przyjaciółką! Wypatruj Karla, bo nigdy go nie znajdziemy w tym ulu – odparła naburmuszona dziewczyna.
Nagle uwagę obojga przykuł krzyk:
- VALDIS TY DZIWKO!
- Patrz, Vares! Chyba jakaś zakochana para się kłóci! – odparła z nutką podekscytowania i dodała – Widzisz!? Nie warto się zakochiwać. Ja się nigdy nie zakochaa... – Eliona nawet nie zdążyła dokończyć zdania, gdy ktoś szarpnął ją za ramię. Reszta wydarzeń potoczyłą się jak lawina, a ogarnięty bijatyką tłum porwał Elionę, która zgubiła z oczu przyjaciela.
- Vares! Vares!? VAAARES! – dziewczyna krzyczała zdenerwowana, próbując odszukać nietoperza.
W przepychance straciła na chwile równowagę i prawie upadła. Szła pod prąd, gdy nagle, jakby znikąd wyskoczyła blondwłosa kobieta, która najwyraźniej była przyczyna owego zamieszania. Eliona instynktownie podstawiła nogę goniącemu ją typowi, który upadł na ziemię, nie mogąc przez dłuższą chwilę wstać.
- Siłą nie zaciągniesz kobiety do ołtarza! – skwitowała Eliona i wróciła do poszukiwań, tym razem dwójki zaginionych.
- Pięknie, Vares. Zostawiłeś mnie! - marudziła pod nosem, próbując jednocześnie wydostać się z tłumu.
Gdy w końcu jej się to udało, zauważyła Varesa, siedzącego w pobliżu stolika przy oknie. Żwawym krokiem podeszła do przyjaciela, serwując mu wiązankę pretensji, nie zwracając najmniejszej uwagi na siedzącego przy stole mężczyzny, który zresztą był bardzo zajęty siedzącą mu na kolanach kobietą o obfitych kształtach.
Dopiero wymowny pisk Varesa, zmusił dziewczynę do spojrzenia w kierunku całującej się pary:
- Fuuuuj, Vares! Po co mam na to patrzeć?! – odparła zirytowana i zmęczona elfka.
Jednak w chwili gdy mężczyzna odwrócił się w jej kierunku, dziewczyna zrozumiała intencje nietoperza:
- Karl! Ty draniu! – rzuciła czule na powitanie.
Mężczyzna łypnął na nią okiem, nie przerywając pocałunku, ani nie zabierając rąk z biustu cycatej partnerki.
- Karl! Ogłuchłeś?! - dziewczyna zdenerwowała się jeszcze bardziej.
- A ty oślepłaś? - Karl wreszcie oderwał się od kobiety i spojrzał na Elionę niezbyt przychylnym wzrokiem. - Jestem zajęty - stwierdził.
To jawne lekceważenie sprawiło, że Eliona aż poczerwieniała ze złości. Chwyciła w dłoń leżący na stole kufel i wylała na mężczyznę całą jego zawartość.
- Vares, idziemy, nic tu po nas! – odparła z obrażoną miną i ruszyła w kierunku wyjścia, ścigana niezbyt pochlebnymi słowami, jakimi bez skrępowania częstowała ją towarzyszka Karla, która również oberwała piwnym prysznicem..
- Zaraz wracam... - Karl obdarzył ją szybkim pocałunkiem, rzucił na stół garść monet, po czym ruszył za wściekłą Elioną.
Dziewczyna słysząc, że mężczyzna idzie za nią, gwałtownie odwróciła się niemal na niego wpadając.
- A ty po co za mną idziesz? Byłeś przecież zajęty! Ja też jestem zajęta... jestem zajęta wychodzeniem! Prawda Vares? - rzuciła ostro Eliona, robiąc przy tym śmiertelnie obrażoną minę.
- No już... - W ostatniej chwili powstrzymał się przed powiedzeniem "nie dąsaj się". - Co się stało? I co tu robisz, zamiast balować w Vandellrose?
Eliona nadal wyglądała na obrażona, jedynie Vares w wyrazie sympatii wydał cichy lecz radosny pisk.
- Jakbyś nie zauważył to szukałam ciebie... ale już nieaktualne, sama sobie poradzę – powiedziała przygaszonym głosem.
- Ale już mnie znalazłaś, więc możesz powiedzieć, o co chodzi - stwierdził Karl, który zdążył się już przyzwyczaić do zmiennych nastrojów Eliony.
Początkowo niezmiernie surowa twarz dziewczyny zaczęła powoli łagodnieć. Patrzyła teraz na niego, uśmiechając się ledwo dostrzegalnie.
- Ja...widzisz... ja znowu uciekłam z domu. Ale tym razem to nie wina Varesa. Moja też nie! To wina mojego ojca. chciał mnie wydać za mąż. Wyobrażasz to sobie?! Oszalał! Ja mu to powiedziałam...to i jeszcze kilka innych rzeczy no ale...nic to nie dało i musiałam uciec. Rozumiesz prawda? Chciałam dać ojcu trochę czasu na zmianę decyzji, jednak on potrzebuje go znacznie więcej niż planowałam. I pomyślałam o tobie. Sam mówiłeś że w razie kłopotów mogę na ciebie liczyć. Tak mówiłeś! Vares jest świadkiem więc się nie wypieraj! No więc jestem tu bo mam kłopoty. - Kończąc wypowiedź, Eliona szeroko uśmiechnęła się do Karla.
Karl odpowiedział uśmiechem, lecz nie wyglądał na zachwyconego ponownym spotkaniem z elfką. Rozejrzał się dokoła, jakby wypatrywał osobników, których wysłano w pościg za uciekinierką.
- Taaa... Oczywiście, możesz na mnie liczyć... - powiedział. - W zasadzie... od jutra nie mam nic do roboty... - Odruchowo spojrzał w stronę "Pijanej Małpy".
Pod wpływem radości, Eliona rzuciła się Karlowi na szyje krzycząc:
- Zobaczysz, jak będzie fajnie! Pomyśl tylko, ile czeka nas przygód!
- Wiem, wiem - zapewnił ją Karl. Na jego twarzy nie malował się jednak zachwyt. - To jakie masz plany? - spytał, gdy dziewczyna stanęła wreszcie na własnych nogach. - Gdzie się zatrzymałaś na noc? Rano się tam zjawię. Obiecuję - dodał szybko, na wypadek gdyby Eliona nie zamierzała wypuścić go z rąk.
- Myślałam, że nas przenocujesz... - odparła z lekko udawanym smutkiem.
- Eeee... To chyba niemożliwe - powiedział. - Ale polecam "Złoty Róg". W sam raz dla panny z dobrego domu. Masz pieniądze, prawda? Jeśli nie... - Sięgnął do sakiewki.
Eliona wyciągnęła dłoń w oczekiwaniu na monety i badawczo spojrzała na Karla
- Ale rano przyjdziesz po nas? Obiecujesz? Już raz cię znalazłam… - odparła elfka.
Zabrzmiało to trochę jak groźba, ale Karl nie wyglądał na przestraszonego.
- Oczywiście że przyjdę - zapewnił, nieco urażonym tonem. - Może nie skoro świt, ale przyjdę. Tylko czekaj na mnie i nie próbuj nic na własną rękę.
- Masz moje słowo i pisk Varesa! - odparła radośnie Eliona i dodała, puszczając oko do Karla:
- Do zobaczenia jutro!
 

Ostatnio edytowane przez Jessica Hyde : 26-01-2019 o 14:04.
Jessica Hyde jest offline  
Stary 03-02-2019, 13:08   #7
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Trzy miesiące wcześniej (Ghalyia)

Ghalyia wracała do "Małpy" z humorem dalekim od dobrego. Człowiek, którego chciała odszukać w tej podłej tawernie nie zjawił się tam, a jakby tego było mało, ona sama padła ofiarą porwania. A Sardar nawet nie raczył kiwnąć palcem, tylko się przyglądał z kpiącym uśmieszkiem. Jakby był pewien, że ona, jak zwykle, da sobie radę, a on w tym czasie będzie mógł jakąś dziewkę obłapiać .

Nie przeszła nawet połowy drogi, gdy zaczepił ją jakiś żebrak.

- Łaskawa pani... - Skłonił się. - Rzuć biednemu weteranowi garść gwiazd... Na kolację.

- Niech Shelas ma cię w opiece - powiedziała kapłanka rzucają kilka monet żebrakowi.

Słowa błogosławieństwa poparła jeszcze gestem nad głową mężczyzny.

- Łaskawa pani... - Żebrak skłonił się niemal do samej ziemi. Zgarnął monety. - Tam, kawałek dalej, czeka paru takich... - powiedział znacznie ciszej, pokazując kierunek, w jakim podążała Ghalyia. - Nieprzyjemnych... dla oka i sakiewki - dodał.

- Jeśli wskażesz mi bezpieczną drogę do “Małpy”, to część tej sakiewki tobie się dostanie - powiedziała równie cicho.

Żebrak podrapał się po brodzie, po czym skinął głową.

- Jest taka. Droga znaczy - powiedział. - Cofnąć się trochę trzeba, a potem przejść przez jedno podwórko. I znajdziemy się na ulicy, gdzie już chodzi straż. - Skrzywił się, jakby nie lubił tego słowa. Albo tych, którzy się za tym kryli.

- Pokaż to podwórze - wyliczyła odpowiednią sumę i wręczyła weteranowi.

Pieniądze zniknęły, jakby za sprawą magii.

- Tędy, szybko - powiedział żebrak, po czym pociągnął ją za rękę.




Uliczka wyglądała zdecydowanie mniej przyjemnie niż ta, którą przed chwilą wędrowała Ghalyia, ale jej przewodnik wyglądał na całkiem pewnego siebie.

- To swoja - rzucił do jakiegoś typka, który wyglądał jak uosobienie rozbójnictwa. Tamten tylko machnął ręką, by szli dalej.


Podwórko, uliczka, kolejna...

I nagle, niespodziewanie, przed kapłanką otworzył się całkiem inny, zdecydowanie bardziej cywilizowany świat.

- Do "Małpy" w tamtą stronę - powiedział żebrak, wskazując kierunek - ale jak się napatoczą strażnicy, to ja się zmywam - dodał, równocześnie rozglądając się na wszystkie strony.

Kapłanka westchnęła z rezygnacją, ale pokiwała głową na znak, że rozumie. Innego wyboru nie miała. Jej zależało na jak najszybszym i bezpiecznym dotarciu do podrzędne speluny, w której miała nadzieję, że czeka na nią Sardar, zamiast być przy niej.

Żebrak, rozglądając się na wszystkie strony, przyspieszył kroku.

I wydawać się mogło, że wszystko pójdzie składnie i szybko, gdy zza rogu wynurzył się patrol straży miejskiej, pod wodzą oficera.

Przewodnik kapłanki na tyle nie pasował do okolicy, że od razu zwrócił na siebie uwagę strażników.

- Czy on się pani naprzykrza, milady? - spytał dowódca.

Pozostali strażnicy wyglądali jakby wizja spuszczenia żebrakowi lania sprawiała im niemałą frajdę.

Gdy kapłanka spojrzała na oficera, całe zmęczenie i brak dobrego humoru gdzieś zniknęło. Z jej postawy emanował ten należny jej pochodzeniu i pozycji, wrodzony i naturalny blask osoby przyzwyczajonej do tego, że jej polecenia są wykonywane bez szemrania. Reszty strażników nawet nie obdarzyła swą uwagą.

- Dobrze, że jesteście. - Ton również pasował do postawy. - Odprowadzicie mnie do portu. Możecie odejść dobry człowieku. - Kiwnęła jednocześnie na żebraka nie zwracając już na niego uwagi, co wcale nie znaczyło, że nie widziała ani jego, ani reszty strażników. To był taki naturalny sposób patrzenia osób wysoko urodzonych, mający dać do zrozumienia kto kim jest.

Żebrak skłonił się w pas, po czym bez słowa zniknął. Najwyraźniej uznał, że dalsze przebywanie w tym dostojnym towarzystwie może mu nie wyjść na zdrowie.

- Do portu? - upewnił się oficer, po uprzednim zlustrowaniu kapłanki i ocenieniu jej statusu. Najwyraźniej uznał, iż pomoc udzielona komuś, kto reprezentuje samą Shelas może tylko wyjść na dobre komuś, kto mieszka i pracuje w portowym mieście. - Blaze, Rob, Ted... Zostajecie tutaj i pilnujecie porządku. - Pozbył się w ten sposób połowy patrolu. - Tędy, kapłanko. - Wysłał przodem dwójkę swych ludzi, sam ruszył u boku Ghalyii. - To kilkaset metrów stąd - powiedział. - Za chwilę tam będziemy, Czy coś jeszcze mogę dla ciebie zrobić, pani?

- Dziękuję - odpowiedziała, co należało odczytać jako brak dalszych życzeń. - Pani wody spojrzy łaskawie na ludzi udzielających pomocy jej posłańcom.

- Kapłanko... - Oblicze oficera rozjaśniło się od jego uśmiechu. - To był nie tylko obowiązek, ale i przyjemność móc służyć ci pomocą - zapewnił.


Po paru chwilach oczom Ghalyii ukazały się znajome zabudowania.

- Wiedząc tak sumiennych w swych obowiązkach strażników miejskich, aż człek czuje się bezpiecznie. - Ghalyia wyraziła swe uznanie dla pracy oficera i jego podwładnych. - Będę się za was modlić. - Zapewniła przy rozstaniu.

- Proszę się modlić za Olivera i ludzi z jego patrolu, pani. - Oficer skłonił się, podobnie jak jego ludzie, po czym, widząc że jego pomoc jest już niepotrzebna, zasalutował i ruszył w swoją stronę.


Nie pozbywszy się swej maski dostojeństwa, Ghalyia weszła do tawerny. I od progu zaczęła rozglądać się za swoim towarzyszem.

Z wnętrza zniknęły wszelkie ślady nie tak znowu dawnej awantury, ale zniknął i Sardar. Z gracją i wdziękiem omijając wszelkie przeszkody, tak nieożywione typu meble jak i żywe, podeszła do stojącego za szynkiem mężczyzny, którego kojarzyła ze swojego poprzedniego pobytu. Opisawszy dokładnie swego towarzysza zapytała się gdzie może go znaleźć. Pytanie swe poparła jeszcze monetą, która przykryta dłonią kapłanki lśniła w blasku kaganków porozwieszonych to tu, to tam i owym blaskiem kusiła mężczyznę.

Pieniądz rządzi światem.

W tym przypadku wystarczyła jedna moneta, by otworzyć mężczyźnie usta.

- Poszedł do góry... - Barman na moment się zawahał. - Z Allie...

Ghalyia, nie tracąc nic ze swojego czaru, który nijak się miał do tego miejsca, ruszyła na górę. Szybko znalazła odpowiednie drzwi i zastukała w nie kilka razy.

- Sardar? - zapytała cicho.

Dobiegające zza drzwi odgłosy nie ustały. Najwyraźniej głos kapłanki nie dotarł do uszu zajętej sobą pary. Albo został zignorowany.

Kapłanka zastukała raz jeszcze, tym razem głośniej.

- Sardar? - głośniej też odezwała się.

Tym razem nie można było jej nie usłyszeć za drzwiami.

- Pani Ghalyia? - W głosie mężczyzny dość trudno było dostrzec radość. - Już idę, już...

Wymiana poglądów między Sardarem a jej partnerką była zbyt cicha, by kapłanka zdołała usłyszeć choć kilka zdań...

Po chwili drzwi się uchyliły i na korytarz wysunął się Sardar.

- Stało się coś... pani? - spytał.

Ghalyia nie skomentowała braków w jego przyodziewku.

- Idziemy znaleźć nocleg. W “Złotym Rogu” zatrzymamy się. - Odpowiedziała spokojnie patrząc tylko w twarz rozmówcy.

- Już idę... - zapewnił Sardar. - Tylko...

Nie musiał kończyć.


Po chwili pojawił się ponownie, już całkowicie przyodziany.

- Jestem gotowy, pani. Zaraz pójdę po wierzchowce.

Kapłanka skinęła nieznacznie głową. I ruszyła ku wyjściu, by tam zaczekać na niego.


Sardar uwinął się wyjątkowo szybko. Ghalyia nie musiała czekać nawet pięciu minut, gdy mężczyzna pojawił się, prowadząc osiodłane wierzchowce.

- Możemy jechać, pani - powiedział.

Kapłanka pozwoliła sobie pomóc przy dosiadaniu wierzchowca.

- “Złoty Róg “ - Powiedziała mając nadzieję, że jej towarzysz wie gdzie to jest.

Sardar skinął głową. Najwyraźniej znał wszystkie lokale w każdym mieście, bo i tym razem znał drogę. Po kilkunastu minutach Ghalyia znalazła się przed wejściem do gospody.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-02-2019 o 16:05.
Efcia jest offline  
Stary 15-02-2019, 16:00   #8
 
Jessica Hyde's Avatar
 
Reputacja: 1 Jessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputacjęJessica Hyde ma wspaniałą reputację
Trzy miesiące wcześniej (Eliona + Ghalyia)



"Złoty Róg" był przybytkiem zdecydowanie różniącym się od "Małpy". Tu gromadzili się 'ci lepsi' - poważni kupcy, szlachta, podróżni o zasobnych sakiewkach. Ogólnie biorąc - śmietanka towarzyska, a nie portowe męty, obiboki, włóczęgi. Idealne miejsce dla panienki z dobrego domu... i nieco mniej idealne dla kogoś, kto niedawno uciekł z domu i planował zniknąć wśród tłumów.

Jednego można było być pewnym - gwarantowano tu ciszę, spokój, kulturalną rozrywkę, tudzież możliwość dyskretnego wymienienia poglądów bądź w osobnym pokoju, bądź przy jednym z odgrodzonych parawanami stolików.

Eliona pobieżnie przyjrzała się wynajętemu na noc pokojowi i udała się do serca karczmy, tętniącego życiem. Usiadła przy jednym z wolnych miejsc. Oparła się łokciem o drewniany blat i bez większego zainteresowania błądziła nieobecnym wzrokiem po wnętrzu. Ciszę, która zapadła, przerywał jedynie stłumiony odgłos uderzania palców dziewczyny o stół. Zaniepokojony Vares domyślił się, że jego przyjaciółka myślami nadal jest obecna w tawernie “Pod pijaną małpą”. Nie mylił się, bo po dłuższej chwili milczenia, Eliona w końcu się odezwała:

- Głupi Karl... Widziałeś, Vares, jak ją obściskiwał? A ty wcale nie jesteś lepszy, widziałam jak na nią patrzyłeś! Jesteście beznadziejni. Dlatego ja się nigdy nie zakocham. Słyszysz Vares? NIGDY!

- Nawet się nie ucieszył na nasz widok... Sami też sobie poradzimy. Nie wiem jeszcze jak, ale coś wymyślę. W końcu dobry plan to podstawa, prawda? A do tej pory nasze plany były wystarczająco dobre. Może poza ostatnim...ech...

Nastała ponownie cisza. Po chwili dziewczyna podniosła głowę i naśladując głos Karla, zwróciła się do przyjaciela:

- 'Tylko czekaj na mnie i nie próbuj nic na własną rękę' - i dodała z determinacją:

- Sami sobie poradzimy, wychodzimy Vares!

Wstała i bez namysłu ruszyła w kierunku wyjścia, gdy nagle w drzwiach ujrzała znajomą twarz.

- To znowu TY?! Dlaczego ja muszę mieć takiego pecha?! – krzyknęła rozczarowana. Reakcja Varesa na nieoczekiwane spotkanie tylko utwierdziła dziewczynę w przekonaniu, że to zdecydowanie nie jest jej najlepszy dzień. Skrzydlaty przyjaciel elfki nigdy nie wyglądał na szczęśliwszego.

Kapłanka spojrzała na osobę, która w tak nieuprzejmy sposób odezwała się. Po czym odwróciła się by zobaczyć czy może dziewczyna do kogoś za nią mówi. Niestety nikogo z tyłu nie było. Raz jeszcze obdarzyła elfkę bacznym spojrzeniem zastanawiając się, o co ta zbłąkana duszyczka może mieć do niej pretensje. Już cisnęła się jej usta cięta riposta, ale w ostatniej chwili powstrzymała się. Być może to Shelas postawiła na jej drodze to biedactwo. Ghalyia w duchu zganiła się za nieodpowiednie i niegodne kapłana myśli.

- Jeśli masz jakiś problem dziewczyno, moim obowiązkiem jest ci pomóc. - Głos kapłanki był spokojny, zrównoważony i nawet przyjazny. - Możemy usiąść i porozmawiać w spokoju przy posiłku, jeśli chcesz. - Wskazała na jeden z wolnych stolików w głębi sali.

- Problem? – zapytała zaskoczona Eliona rozglądając się wokół siebie jakby czegoś szukała i szybko dodała z szerokim uśmiechem na twarzy. – Ja nie mam żadnego problemu, ale znam kogoś, kto może zaraz go mieć, prawda Vares?

Rozanielony nietoperz nawet nie zareagował na słowa swojej przyjaciółki, czym jeszcze bardziej zdenerwował dziewczynę.

- Vares! Ja Cię ostrzegam! – skarciła przyjaciela, po czym skierowała swoje słowa do kobiety:

- Pani wybaczy, ale najwyraźniej zaszło drobne nieporozumienie. Musiałam panią z kim pomylić. Na nas już pora. Komu w drogę ten idzie w las! – krzyknęła na odchodne i żwawym krokiem opuściła karczmę.

Nie minęło kilka chwil, gdy Eliona ponownie przekroczyła progi gospody. Rozejrzała się i krzyknęła:

- Vares, ty nie idziesz?!

Vares wzniósł się w powietrze i ku rozczarowaniu dziewczyny usiadł na wskazanym przez kapłankę stoliku.

- Vares! Jak możesz? – zawołała niemal ze łzami w oczach.

Spojrzała badawczym wzrokiem na stojącą obok kapłankę i zrezygnowana oznajmiła:

- Nic się nie stanie, jak coś zjemy przed dalszą podróżą i ruszyła w głąb sali.

Kapłanka, z dobrotliwym uśmiechem na twarzy, ruszyła za elfką. Usiadła przy stoliku, który sobie upatrzyła, a przy którym, właśnie na którym, siedział już latający towarzysz Eliony. Skinieniem przywołała obsługę.

- Dwie kolacje poproszę - powiedziała do dziewczyny, która przyszła je obsłużyć, a po chwili spojrzała na swoją nową towarzyszkę i do niej skierowała następne pytanie. - Czy ty też chcesz coś zjeść?

Burczenie w brzuchu Eliony było jednoznaczną odpowiedzią na pytanie kapłanki.

- Mam na imię Eliona a to jest mój...to jest jeszcze mój przyjaciel Vares - odparła mniej ofensywnym tonem

- Eliona i Vares? - Kapłanka popatrzyła na oboje. - Niech będą trzy kolacje. - Zwróciła się do karczmarki.

- Cóż zatem sprowadza cię Eliono do “Złotego Smoka “ bez grosza przy duszy? - Zapytała Ghalyia gdy karczmarka już odeszła.

- Już nic - odparła ze smutną powagą i dodała - Chciałam poprosić przyjaciela o pomoc, ale to już nieaktualne. Zjemy i ruszamy w drogę, póki mam jeszcze ostatniego przyjaciela.

- Którego przyjaciela? - Kapłanka spojrzała na nietoperza.

Pierwszy raz od spotkania Eliona szczerze się zaśmiała:

- Nie. Nieee chodzi o Varesa. Przez niego to ja tylko z domu uciekłam. Chciałam poprosić o pomoc Karla, ale to już nieaktualne

- A kto to jest Karl? - Kapłanka słuchała z zainteresowaniem dziewczyny.

- Karl to łotr, łajdak, drań i mój były przyjaciel - odparła zdenerwowana Eliona i dodała: - I mam nadzieję, że już nigdy go nie spotkam!

Panienka przyniosła zamówiony posiłek. Niemal w tym samym momencie do stołu podszedł nieznany Elionie mężczyzna. Odsunął krzesło i powiedział, zwracając się do kapłanki:

- Widzę, że już dla mnie zamówiłaś.

Na widok nieznajomego, Eliona gwałtownie zamilkła i przysunęła jeden z podanych talerzy do siebie i Varesa.

- Proszę bardzo - Kapłanka przesunęła ostatni z talerzy do mężczyzny. - I nie przeszkadzaj proszę. A ty kontynuuj - zwróciła się do dziewczyny.

Mężczyzna, który nie raczył się przedstawić, natychmiast skorzystał z zaproszenia i zabrał się za jedzenie z takim zapałem, jakby nie jadł od paru dni.

Na zagłodzonego jednak nie wyglądał.

Ghalyia z kolei celebrowała każdy kęs, posługując się zaprawą stołową z wrodzonym wdziękiem.

Eliona nie zwróciła większej uwagi na brak dobrych manier nieznajomego. Zresztą sprawy związane z towarzyskiem savoir-vivre'em nigdy nie były jej mocną stroną, za co była często strofowana przez matkę przełożoną. Jedyne co przykuło jej uwagę to błyskawiczne tempo znikania potrawy z talerza.

W szkole Eliona nie była prymuską, jednak nie miała sobie równych w jedzeniu posiłków na czas, dlatego bez wahania przyjęła wyzwanie. Odłożyła na bok niewielką porcję dla Varesa i zaczęła jeść niemal łapczywie, w mgnieniu oka opróżniając talerz. Swoje zwycięstwo zwieńczyła triumfalnym okrzykiem:

- PIERWSZA!

Po chwili z uśmiechem zaczęła przyglądać się nieznajomemu. Jedynie Vares nie podzielał entuzjazmu przyjaciółki i rzucił mu ponure spojrzenie, na co tamten nie zareagował.

Ghalyia patrzyła z niesmakiem na poczynania elfki.

- To nie wyścigi - upomniała ją. - Nikt ci talerza sprzed nosa nie porwie. - Pokręciła głową z dezaprobatą. - A skoro już posiliłaś się, to możesz dokończyć swą opowieść.

Cały entuzjazm Eliony został szybko zgaszony przez surowy wyraz twarzy kapłanki.

Dziewczyna westchnęła ciężko i dramatycznie. Oparła brodę na ręce, przez co mówiła ciszej i mniej wyraźnie:

- W sumie... to już koniec opowieści. Teraz tylko muszę się zastanowić co dalej, bo do domu nie wrócę. Nigdy w życiu.

- Jeśli dobrze zrozumiałam, to uciekłaś z domu, żeby szukać pomocy u, jak to powiedziałaś? - Kapłanka patrzyła uważnie na elfkę. - Łotra, łajdaka i drania? Zgadza się?

- Tak! Ten łotr... wyobraź sobie... ja go odszukałam, bo uważałam go za przyjaciela, a on... Ten ładak obściskiwał się z jakąś lafiryndą... i ja mu oczywiście powiedziałam co o nim myślę… - głos Eliony był drżący, urywany i tłumiony przez gwałtowne wzburzenie.

- Obiecałam, że będę tu na niego rano czekać, ale sama sobie poradzę! I już miałam wychodzić... i pojawiłaś się ty... Później Vares nie chciał ze mną wracać. Dlaczego ja mam takiego pecha?

Oczy Eliony wypełniły się łzami.

- No już, już. - Ghalyia przysunęła się bliżej dziewczyny. Poklepała po ramieniu, by dodać jej otuchy. - Tak tragicznie nie może być, jak ci się teraz wydaje.

Głos kapłanki był spokojny i ciepły. Miał przynieść ukojenie.

Eliona rękawem otarła łzy z policzków. Spojrzała na kapłankę z wdzięcznością i chyba po raz pierwszy bez niechęci.

- A może...- zaczęła drżącym głosem. – A może mogę wam towarzyszyć? Nie na zawsze, tylko przez jakiś czas. Jeszcze nie mogę wrócić do domu…

Słowa Elfki zaskoczyły nie tylko Varesa, ale również ją samą.

- A dlaczego nie możesz wrócić do domu? I gdzie on jest? - Ghalyia nadal mówił tym spokojnym tonem.

Eliona lekko westchnęła i zaczęła mówić:

- Uciekłam z domu, bo zmusił mnie do tego mój ojciec. W sumie to mnie nie wyrzucił, ale zdecydował, że wyjdę za mąż, za człowieka którego nie kocham. Więc w sumie na jedno wychodzi, prawda? Ojca sobie nie mogłam wybrać, więc chyba powinnam mieć prawo wyboru męża, prawda? Nie miałam się gdzie podziać i pomyślałam, że Karl mi pomoże, w końcu jesteśmy... byliśmy przyjaciółmi. - Dziewczyna przerwała, wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić dalej: - Ale ten drań, którego imienia już nigdy nie wypowiem na głos, wolał obściskiwać jakąś lafiryndę. Resztę historii już znasz. Więc jak? Możemy iść razem z wami? Będzie fajnie, zobaczysz.

Ghalyia z wielkim zainteresowaniem wsłuchiwala się w potok słów wypływający z ust dziewczyny, która widać całą swoją wiedzę o życiu czerpała z jakiś oderwanych od rzeczywistości powieści czytanych przez młode panny.

- Chcesz towarzyszyć nam w naszej pielgrzymce po świątyniach pani wód wszelkich, panno Eliono? Dobrze. Coś wymyślę żebyś na swoje utrzymanie zarobiła. A teraz powiedz mi jak się ten Karl nazywa.

- Doskonale! - Eliona aż podskoczyła z radości i uściskałą kapłankę, czego najwyrwźniej bardzo zazdrościł jej Vares. Na tajemniczego towarzysza kapłanki jedynie spojrzała.

- Ten drań, którego imienia już nigdy nie wypowiem, przyjdzie tu jutro rano, o ile dotrzyma słowa - odparła ponuro.

- Lepiej opowiedz, gdzie razem ruszamy? I kiedy? I jak możemy wam się odwdzięczyć? - zapytała podekscytowana elfka, nie mogąc już się doczekać.

- Najpierw powiedz jak on się nazywa. - Kapłanka była nieugięta.

- Karl Obmacać-by-chciał, tak się nazywa, ha ha ha ha. – Eliona wybuchnęła śmiechem, jednak widząc poważną minę kapłanki, przestała żartować.

- Noo... dobrze – mruknęła i po chwili zastanowienia dodała niepewnie: – Karl Severs czy jakoś tak... ale dlaczego o niego tak uparcie pytasz? – rzuciła podejrzliwie.


Kapłanka pochyliła się w stronę mężczyzny i coś mu szepnęła do ucha. Ten szybko wstał i oddalił się.

- Zostałyśmy same. - Uśmiechnęła się. - Możesz nam towarzyszyć w drodze do Illaverdis. Musimy ustalić jednak kilka zasad. Inaczej nici wspólnej podróż. My ustalamy tempo podróży i jej kierunku. Nie chcę musieć cię później szukać. I, na Shelas, skończ proszę z jedzeniem na wyścigi. To jak panno…? - Ghalyia popatrzyła na rozmówczynię, jakby sobie przypomniała o czymś niezmiernie ważnym. - Gdzie moje maniery. Nie przedstawiłyśmy się. Jestem Ghalyia Asketill.

- Eliona Virian - odparła elfka, badawczo przyglądając się kapłance.

- Już wiem! – krzyknęła niespodziewanie, niemalże na śmierć strasząc Varesa.

- Oczywiście! Już wiem, kogo mi przypominasz! DYREKTORKĘ!. Ona zawsze do mnie mówiła ‘droga panna to, droga panno tamto’. Prawda Vares?

Nietoperz z powątpiewaniem spojrzał na uradowaną i dumną z siebie Elione, która kontynuowała:

- Od początku było w tobie coś znajomego. Z tą różnicą, że ty jesteś od niej znacznie ładniejsza i pewnie dlatego Vares tak się tobie przyglądał.

- Co do podróży... to możesz być spokojna, Ghalyio. To tylko na jakiś czas, a w razie czego, poradzimy sobie z Varesem sami. Nie będziemy wam sprawiać kłopotu.

- Nie wiem czy to dobrze, że przypominam ci kogoś takiego. - Kapłanka uśmiechnęła się. - Masz już pokój na noc?

- Tak, mamy z Varesem wynajęty pokój. Całkiem przytulny ale najlepsze jest łóżko, idealne do sk…- dziewczyna w porę ugryzła się w język - ...idealne do s...pania, bo kto by chciał skakać po łóżku prawda? Na pewno nie ja - Eliona uśmiechnęła się szeroko pokazując białe zęby.

- Możemy spotkać się przy śniadaniu. Swoją drogą ciekawe czy serwują placki na śniadanie...a póki co, pójdziemy się z Varesem przejść po okolicy. Oczywiście będziemy unikać kłopotów. Kto jak kto, ale my z Varesem ich unikamy, taką mamy zasadę, prawda Vares? No więc... komu w drogę ten idzie w las!

Eliona wstała od stołu i skierowała się do wyjścia, jednak po chwili odwróciła się i krzyknęła do kapłanki:

- No i dziękujemy za posiłek! Do zobaczenia przy śniadaniu!

- Do zobaczenia. - Kapłanka odprowadziła dziewczynę wzrokiem. A gdy ta opuścilła gospodę wróciła do spożywania kolacji.

 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-02-2019 o 16:06.
Jessica Hyde jest offline  
Stary 15-02-2019, 18:55   #9
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Trzy miesiące wcześniej (Saxa)

Saxa skierowała się do Złotego Rogu, miejsca gdzie zazwyczaj trafiali dobrze ułożeni, poważni ludzie. Idealne miejsce by się zaszyć przed niechcianymi szczurami rzecznymi. Jeszcze nie wiedziała czy będzie ‘płacić za pokój’ - zawsze może znaleźć pusty pokój i się do niego włamać. Lub też znaleźć kogoś chętnego, kogoś, kto ją przygarnie na noc... Ale dopóki nie spróbuje - nie dowie się.
Podeszła do budynków należących do przybytku - w środku mimo późnej godziny nadal żyło życie towarzyskie. W stajni też tliło się światło, a z dachu stajni dało się przejść na mały balkonik należący do jakiegoś pokoju tawerny. “Kto by chciał wchodzić zawsze głównym wejściem, to takie oklepany.” Uśmiechnęła się do swoich myśli złodziejka i ruszyła w stronę budyneczku stajni. Światło w stajni nie paliło się bez powodu. I to nie umieszczone tam wierzchowce z niego korzystały, co stało się jasne, gdy Saxa zapuściła do wnętrza ostrożnego żurawia.
Konie stały grzecznie uwiązane w głębi stajni, w całym pomieszczeniu pachniało dobrze wysuszonym sianiem. Widziała wąską drabinkę na piętro gdzie siano leżało luzem aż po sam sufit. Widać było prześwity uliczki zapewne do drzwi na piętrze. Dwie lampki olejne zawieszone na dole dawały przyjemny półmrok, choć widoki jakie dawały były jeszcze przyjemniejsze.
Jak każda porządna tawerna ta też miała stajennego, który był często kimś z rodziny służby lub właścicieli. Saxa nie wiedziała kim jest dla właścicieli, ale jedno spojrzenie na nagie ramiona przerzucające widłami siano do rezydujących w pomieszczeniu rumaków i złodziejka wiedziała że dzisiaj wystarczy jej noc w stajni.
- Potrzebujesz czegoś? - Stajenny zapewne miał dobry słuch, bo ledwo Saxa przekroczyła próg stajni odwrócił się w jej stronę. Widząc, że ma do czynienia z kobietą, odłożył widły. - Nie wynajmujemy koni - powiedział, równocześnie przenosząc wzrok z twarzy 'gościa' na jej sylwetkę.
Błysk w oku świadczył, że docenia to, co widzi.
“Ha! Mam cię ptaszku!” Pomyślała blondynka w sekundzie już wiedząc jak to rozegrać. Jej twarz przyjęła wystraszony niepewny wyraz twarzy. Podbiegła jak zagubiona sarenka do stajennego i przestraszonym drżącym głosem zaczęła robić z niego bohatera tej nocy.
- Proszę pozwolić mi tu zostać - popatrzyła na niego wielkimi niebieskimi oczami - szukają mnie źli ludzie! Podli i chcący zrobić mi krzywdę! - przywarła do chłopaka dając poczuć swoje wdzięki przez warstwę ubrania - Zrobię wszystko o co poprosisz tylko proszę mnie nie wyrzucać na zewnątrz.
Nie było istotne czy chłopak jej wierzy czy nie, uwierzy w to co będzie chciał uwierzyć.
- Źli ludzie? - Stajenny spojrzał na drzwi, na widły, potem na dziewczynę. - A jeśli ja też jestem zły? - spytał, wzrokiem rozbierając Saxę.
Złodziejka starała się nie roześmiać. Chwyciła jego dłoń i przytuliła do niej policzek.
- Proszę, zrobię wszystko co mi...
Nie zdążyła skończyć zdania, gdy stajenny chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę ostatniego boksu. Jednego z nielicznych pustych.
Powód był jasny - stajenny uwił tam sobie całkiem przyjemne gniazdko, w którym mógł spędzać noce. Saxa pozwoliła sobie uśmiech zadowolenia, zapowiadała się przyjemna noc.

Mężczyźni tacy jak stajenny mieli wielką zaletę - często byli jurni jak zwierzęta, którymi się opiekowali i spokojnie można było im pozwolić by pierwszy raz był jak oni chcieli. Bo było pewnym że kolejne razy będą i to tej samej nocy - a każdy kolejny był już coraz bardziej przyjemniejszy i dający kochance większą przyjemność.
Złodziejka była osobą która lubiła upojne noce, zasypianie czy budzenie się koło gorącego ciała kochanka czy kochanki, albo kochanków było jej słabością ale i duża radością.
Stajenny dał jej dużo radości tej nocy - na swój prosty sposób. No i było też długie gorące pożegnanie, po którym Saxa ubrała się, zebrała rzeczy i zostawiła wykończonego kochanka w stajni, a sama poszła do gospody na śniadanie.
Dla człowieka któremu nie obce były upojne noce i ten blask jaki bił po nich od człowieka - Karl nie miał najmniejszych wątpliwości jak dobrze nieznajoma blondynka bawiła się tej nocy. Niezbyt porządnie założone ubranie, źdźbła sianka we włosach, błogi uśmiech i ten lekki ale zmęczony chód a kiedy minęła go posyłając mu śliczny uśmiech i puszczając oko, poczuł zapach kobiecego uniesienia po całej nocy igraszek. Ocenił jej wdzięki fachowym spojrzeniem... i dopiero w tej chwili rozpoznał w niej sprawczynię zamieszania w "Małpie". Odrobinę pozazdrościł temu, co miał się przyjemność zabawiać z nią całą noc, ale wnet przypomniał sobie kapitana Rogersa... Poza tym miał teraz ważniejsze sprawy na głowie, niż panna... jak jej było? Valdis, czy jakoś tak.
- Proszę, panno Valdis. Panie przodem. - Uprzejmym gestem otworzył przed nią drzwi.
Saxa zatrzymała się i obrzuciła go badawczym spojrzeniem. Złodziejka na szybko próbowała sobie przypomnieć czy kiedyś go okradła, spała z nim czy spała z nim a potem okradła. Jego twarz niestety a może na szczęście nie była ani trochę znajoma.
- Dziękuje, a mówią, że rycerskość umiera. Czy z obsypaniem mnie z rana tą kurtuazją idzie może też wspólne śniadanie? - No w końcu sam zaczął tą rozmowę szkoda by jego wysiłki się zmarnowały i nie mógł spędzić w jej towarzystwie trochę czasu … i zapłacić za jej śniadanie.
- Wybacz, ale jestem już umówiony. - Na jego twarzy pojawił się wyraz żalu, ale trudno było powiedzieć, czy był on szczery, czy też była to tylko uprzejmość. - Może następnym razem...
Bezczelnym spojrzeniem 'obmacał' biust Saxy.
- Heh i tak zdycha rycerskość - skomentowała i weszła rozglądając się po gospodzie. Mężczyzna wyminął ją i zrobił to samo, po czym zlokalizował interesujący go stolik i ruszył w jego kierunku. Saxa chciała zignorować już potencjalnego sponsora śniadania, ale kiedy zobaczyła, kto siedzi przy stoliku przemknęła się niezauważona do sąsiedniej loży i przysłuchiwała się, o czym mogą rozmawiać człowiek, który ją zna, kapłanka, którą poznała poprzedniej nocy i ruda elfka, która jej pomogła w ucieczce.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-02-2019 o 20:20.
Obca jest offline  
Stary 17-02-2019, 11:52   #10
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Wejście Saxy, wbrew intencjom złodziejki, nie pozostało nie zauważone. Saxa nie była taką szarą myszką, by nikt nie zwrócił na nią uwagi. A jedną z osób, które ją dostrzegły, był Karl.
Nic jednak nie powiedział pozostałym. Miał ważniejsze sprawy na głowie niż Saxa Valdis.
- Dzień dobry, Eliono - powiedział. - Cieszę się, że cię znalazłem. - Jego twarz rozjaśnił szczery uśmiech. - Czy przedstawisz mnie swojej znajomej?
Elfka zaaferowana perspektywą wspólnej podróży z kapłanką, zupełnie zapomniała o umówionym spotkaniu z osobą, której imienia już nigdy w życiu nie wypowie na głos.
Na widok mężczyzny gwałtownie wstała, niemal rujnując porządek panujący na stole. Spojrzała na kapłankę wzrokiem wyrażającym coś pomiędzy “przepraszam” a “to nie moja wina” a następnie skierowałą swoje słowa do nowo przybyłego:
- No nie, znowu Ty! Już miałam nadzieję, że cię nigdy nie zobaczę! Gdzie zgubiłeś swoją lafiryndę ty... ty draniu!
Karl, zdaje się, nie był przygotowany na takie przyjęcie, bo wyglądał, jakby napaść elfki nieco go zaskoczyła. Opanował się jednak dość szybko.
- Nie powiedziałaś, że chcesz ją poznać, Eliono - odparł.
- Nie interesuje mnie ta...ta pani. A najmniej obchodzisz mnie ty! - oznajmiła obrażonym głosem.
Nieco podniesiony głos dziewczyny zaczął zwracać uwagę paru klientów, którzy zdążyli - mimo w miarę wczesnej pory dnia - odwiedzić "Złoty Róg".
- Ghalyio, to ten łajdak o którym ci wczoraj opowiadałam - rzuciła wzburzona Eliona.
- Karl, tak? - Kapłanka przyjrzała się uważnie mężczyźnie, - Znajomy Eliony?
- Były znajomy - wtrąciła czarodziejka.
- Karl Severs, do usług - skłonił się mężczyzna.
- Ghalyia Asketill. - Kapłanka ruchem ręki zaprosiła mężczyznę by usiadł. -Twój były znajomy jednak przyszedł - Zwróciła się do elfki. - Więc może jednak zależy mu na tobie. I będzie mógł cię odprowadzić do domu?
- Nigdy w życiu! Sami sobie poradzimy - odparła Eliona, siadając i ignorując Karla lodowatym wyrazem twarzy.
- Wracasz do domu, Eliono? - zdziwił się Karl, który skorzystał z zaproszenia i usiadł. - Nie powiedziałaś, że zmieniłaś plany.
- To byłoby najrozsądniejsze wyjście. - Powiedziała kapłanka. - Samotne przemierzanie świata, to nie jest… hmm… zajęcie dla… młodej dziewczyny.
- Nigdzie nie wracam! A ty draniu nie wtrącaj się, to nie twoja sprawa - odburknęła elfka.
- Nie wzięłaś pod uwagę, że rodzice mogą się o ciebie martwić?
Karl chciał coś powiedzieć, ale jednak zamknął usta.
Słowa kapłanki wywołały smutek na twarzy Eliony.
- Nie martwili się, jak mnie oddawali do klasztoru. Nie wrócę do domu, jeszcze nie teraz - odparła zdecydowanym głosem.
- Mówiłaś o szkole - wtrącił się Karl.
- Więc to jest twoja forma zemsty na rodzinie? Włóczenie się po świecie?
- Moją jedyną rodziną jest Vares - odparła chłodno Eliona. - Nie znasz mnie i mojego ojca więc mnie nie oceniaj. Myślę, że na nas już pora - dodała, jednocześnie wstając od stołu.
- Eliono... Usiądź proszę i lepiej opowiedz dokładnie, o co chodzi - poprosił Karl.
Eliona niechętnie usiadła, westchnęła i zaczęła opowieść:
- Gdy odnalazłam ojca, postanowiłam mu wybaczy to że mnie oddał zaraz po urodzeniu i nie próbował się ze mną skontaktować. W końcu to rodzina prawda? Na początku było nawet fajnie, do czasu gdy oznajmił mi że za parę dni wychodzę za mąż za okropnego starucha. Tylko dlatego że był zamożny. Nawet nie zapytał mnie o zdanie. Oczywiście próbowałam z nim porozmawiać ale nie chciał mnie słuchać. Zamknął mnie w pokoju i powiedział, że wypuści w dniu ślubu. Czy tak traktuje się członka rodziny?
- Nie, oczywiście, że nie tak to powinno wyglądać. - Kapłanka dotknęła ramienia elfki by dodać jej otuchy.
- No więc sami widzicie, że nie mogę wrócić do domu. Nie mówię, że nigdy. Nigdy to ja się nie zakocham ale do domu kiedyś wrócę. Albo znajdziemy z Varesem nowy dom. Na pewno sobie poradzimy, w końcu jesteśmy optymistami i mamy dobry plan. - Z każdym wypowiadanym słowem twarz elfki rozpogadzała się i po wcześniej nadąsanej minie nie było już prawie śladu.

Saxa usiadła w sąsiedniej loży i przysłuchiwała się co mówili tamci. Dobre dramy tworzyły najlepsze historie a drama rozgrywająca się obok zapowiadała najlepszą historię jaką Saxa słyszała od dłuższego czasu. Od pewnego fragmentu rozmowy złodziejka nawet nie kryła się że podsłuchuje choć pochłonięci mogli nie zwrócić uwagi jak blondynka odwróciła się do nich przodem i patrzyła przez oparcie siedzenia.
- Złoto…- Powiedziała do nich Saxa chcąc wtrącić się do rozmowy. Zanim jednak mogła dokończyć wątek, jakaś wielka łapa spadła na kark Saxy, a ona sama usłyszała:
- To nieładnie podsłuchiwać!
Łapa należała do mężczyzny, który niezbyt pasował do Złotego Rogu. Przynajmniej wyglądem.
- Hej! - Dziewczyna spłoszyła się i próbowała wyrwać się z uścisku wymierzając cios z łokcia w nos “oprawcy”.
Cios trafił w szczękę, ale osiłek nie przejął się tym w najmniejszym stopniu.
- Pani, zobacz, jaką rybkę złowiłem! - Wydawał się być z siebie bardzo zadowolony.
Złodziejka po ciosie poczuła nieprzyjemny skurcz w łokciu.
- Aj! Z czego cię zrobili z marmuru? - odezwała się blondynka nadal próbując się wyswobodzić. Dopiero po chwili dotarło do niej do kogo zwracał się olbrzym. Uśmiechnęła się niewinnie do kapłanki.
- Hej psiapsiuło. Powiesz swojemu golemowi, że jestem swoja i niegrzecznie jest tak traktować “swoich”?
- Niegrzecznie to jest podsłuchiwać - Kapłanka skarciła Saxe, chociaż zrobiła to z uśmiechem na twarzy. Ruchem ręki nakazała Sardarowi by puścił dziewczynę.
Ten bez słowa wykonał polecenie.
- No trudno nazwać to podsłuchiwaniem. Niedoszła panna młoda mówiła tak głośno, że cały lokal ją słyszał. - Zaczęła się wybielać Saxa bez zaproszenia siadając na wolnym miejscu. - Więc odnosząc się do rozmowy której zaznaczę że nie podsłuchiwałam...- Powiedziała biorąc wolne naczynie i nakładając sobie porcję śniadania. Całkowicie ignorując fakt, że śniadania było dla trzech a ich teraz była piątka. - ...to jej potrzeba złota. Takie “małżeństwa z rozsądku” są podyktowane ich brakiem. Jak nie chcesz za niego wychodzić wystarczy byś miała więcej pieniędzy od potencjalnego małżonka...
- Saxa! - przerwała jej Kapłanka patrząc z dezaprobatą na jej poczynania.
- Co?! - Złodziejka popatrzyła na starszą kobietę nie wiedząc, albo udając że nie wie o co tej chodzi. - Umyłam ręce. - I dziabnęła porcję śniadania.
- Właśnie zabrałaś się za śniadanie Sardara. - Ghalyia wyjaśniła uprzejmie.
- Moje? - Sardar łypnął na Saxę nieprzyjaznym wzrokiem. - Całe szczęście, że każdy płaci za siebie - dodał, po czym skinął na kelnerkę.
Eliona nie kryła zaskoczenia, a szeroki lśniący uśmiech nie schodził z jej twarzy. Przez cały czas uważnie obserwowała zuchwałe poczynania kobiety, a jej oczy błyszczały jak dwie srebrne monety. Nie mogła uwierzyć, że ktoś był głośniejszy od niej i miał gorsze maniery przy stole niż ona! Zastanawiała się nawet, czy wygrałaby z nieznajomą w zawodach w jedzeniu na czas. Na pewno byłoby to wyzwanie. Kiedy pierwszy szok minął, Eliona w końcu odezwała się:
- No nie! TO ZNOWU TY! - Lecz tym razem, w jej głosie próżno było szukać uszczypliwego tonu czy rozczarowania.
- Zakochana para z karczmy! - dodała radośnie.
- Saxa Valdis - powiedziała blondynka i podała elfce rękę przez stół. - A ty... pamiętam że mi pomogłaś.
- Eliona Virian - odpowiedziała elfka, odwzajemniając uścisk dłoni i dodała wskazując na nietoperza - a to mój najlepszy przyjaciel Vares.
Nietoperz nieśmiało pisnał i schował się za kaptur dziewczyny, która od razu zareagowała:
- Vaaares! Gdzie twoje dobre maniery? - odparła karcącym głosem i zwróciła się do Saxy:
- Wybacz mu jego zachowanie, nie wiem co on taki wstydliwy się zrobił.
- Miło mi was poznać. Oboje - zwróciła się do latającego szczura elfki. - Więc, gdzie jedziemy? - spytała bez ogródek, już nie tylko wpraszając się na śniadanie ale i na cokolwiek ta czwórka się pisała.
- No właśnie, to gdzie jedziemy? - zawtórowała jej energicznie Eliona.
- Ja do Illaverdis - powiedziała kapłanka. - To znaczy my. - Wskazała na siebie i Sardara. - Eliona chciała jechać z nami.
Z kaptura Eliony wydobył się pisk protestu.
- Eliona i Vares - elfka uzupełniła wypowiedź kapłanki i bez namysłu dodała:
- Podobno noo... eee... ładne miasto, a im nas więcej tym ciekawiej prawda?
- Nie inaczej, wielkie miasta to wielkie możliwości. - Saxa dopowiedziała kończąc posiłek.
- Ja tam nie mam nic przeciwko. - Powiedziała kapłanka.
- Czyli wybierzemy się tam w piątkę? - spytał Karl, spoglądając na kapłankę. Najwyraźniej uznał, że to ona ma w tej grupce decydujący głos. - No, w szóstkę. - Na moment przeniósł wzrok na Varesa, by zaraz ponownie spojrzeć na Ghalyię.
- Jeśli zdołacie szybko zebrać swoje rzeczy. - Kapłanka nie była nawet w połowie swojego posiłku. - To może być w szóstkę.
Elona zmierzyła Karla wzrokiem mówiącym ‘dlaczego nie znajdziesz sobie swoich znajomych’, jednak szybka interwencja Varesa w postaci ukłucia w ramię, powstrzymała ją od protestu.
- Niech ci będzie Vares... ale jak coś pójdzie nie tak, to mam nadzieję, że wiesz czyja to bedzie wina? - wyszeptała zdecydowanie niezadowolona elfka.


Pół godziny później ruszyli w stronę Illaverdis, znanego jako Miasto Tysiąca Wież. Jedni uciekając przed czymś, inni czegoś szukając, jeszcze inni - by wykonać zlecone zadanie lub z dziwnie pojętego poczucia obowiązku.



Opowieść czas zacząć...

 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172