Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-04-2019, 22:09   #1
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Diabelskie Nasienie [21+]

Można rzec, że Ashenvir Tangeirson żył w kokonie. W wieży, w środku lasu, problemy świata omijały go i jego mistrza szerokim łukiem. Ciągnęło się to miesiące, lata. Życie w pewien sposób nudne, ale jednocześnie spokojne. Ustalav mógł nie być najwspanialszym miejscem do życia, ale kto by szczególnie narzekał? Coś odpychało stąd potwory, pobliskie wioski zamieszkane były przez sporą ilość ładnych dziewczyn - coś co diabelsko ostatnimi czasy ciekawiło najbardziej. I byłby tak żył dalej, gdyby nie ostatnia zima. Najpierw przyszły mrozy i śniegi tak duże, że nie dało się ruszyć poza wieżę. Potem przyszły plotki o upadku bogów, strasznych potworach, nawiedzonych miejscach. Wybuchła wojna, która i gwałtowna. Wielu poległo, a wioski przejęły stwory na usługach nowych mrocznych władców. Niewiele w tym co słyszał Ash było konkretów, ale kiedy przyszła zimna, deszczowa i mglista wiosna, okazało się, że nie może już podglądać śmiejących się, pluskających w strumieniu dziewczyn.

Zaatakowali w nocy. Zaskoczyli i jego i mistrza, wdzierając się do wieży i zabierając ich praktycznie bez walki. Diabelstwo może i znało kilka sztuczek, ale jak mogły się one przeciwstawić wielkim, umięśnionym humanoidom o zwierzęcych głowach? Potwory były zorganizowane i bezlitosne, zabierając ich do pobliskiej wioski. Tangeirson stracił po drodze przytomność. Młodzian ów o lekko zakrzywionych długich rogach, długich czarnym jak noc włosach leżał półprzytomny. Choć dźwięki dookoła niego brzmiały nieprzyjemnie to mocny cios, który omal nie rozwalił jego czaszki sprawił, że nie wstawał zatopiony w nieprzyjemnych majakach. Szczupłe diablę o czerwonawej skórze i dość delikatnej pozbawionej zarostu twarzy, było całkiem urodziwe jak na swoje pochodzenie. Bardzo półelfie oblicze kusiło swą urodą. Oczywiście długi muskularny ogon o dość miękkiej i sprężystej końcówce wyraźnie zdradzał czarcie pochodzenie. Jak i rogi. Ashenvir był młody i jeszcze niewinny. Zdecydowanie nieprzygotowany na tak brutalne wejście w świat dorosłych.

Ocknął się w zupełnych ciemnościach, które nawet jego wzrok przenikał z trudem. Leżał na brudnym sianie, w jakiejś niewielkiej komórce o nierówno zbitych deskach, patrząc się w sufit. Nikt go nie związał. Musieli uznać, że nie ma takiej potrzeby.I wiedział już, co go obudziło. Ludzki krzyk, głos bardzo pasujący do głosu jego mistrza, Filibranta. Dochodził gdzieś z zewnątrz, gdzie przez szpary w deskach przebijało słabe, migotliwe światło.
Diablę zadrżało na ten głos. Lęk o jedyną osobę, która była mu rodziną sprawiła że ruszył w kierunku drzwi komórki, by je sforsować. By wydostać się na zewnątrz, by… uratować jakoś swojego przyszywanego ojca. Od razu okazało się, że drzwi zablokowano z drugiej strony. Zwyczajne, z zawilgotniałych mocno desek, wytrzymały mimo wszystko jego niezbyt silny szturm. Załomotały, ale zostało to zagłuszone przez kolejny krzyk. Przez szparę Ash widział migoczące płomienie wielkiego ogniska ze słupem wbitym pośrodku. Do niego przywiązana była krzycząca postać, a wokół tańczyły inne, widoczne zaledwie niczym cienie.
Młodzian zawył bezgłośnie z bólu i rozejrzał się dookoła. Szeptem wezwał moc, tak go uczył jego ojczulek przywołując kamień otulający jego dłonie niczym rękawice. Mając kamienne pięści rozejrzał się za takimi deskami, które mógłby wyłamać. Wyjście frontem było szaleństwem. Rozpaczliwie uderzał deski, szukając słabego punktu. Słabo zbita szopa na szczęście miała takich sporo. Zamykając umysł na coraz bardziej rozpaczliwe, ale też słabsze krzyki, szarpnął jedną z bardziej luźnych desek. Zgrzytnęła, ale zaczęła się poddawać. Problem w tym, że wydawała głośne, nieprzyjemne dźwięki.

Diablę postanowiło jednak zaryzykować i wyłamać je silnymi ciosami. Nie miał dużo czasu, wszak nie wiedział kiedy będzie następny. Dla zmylenie wrogów, sięgnął po kolejną magię. Tym razem tworząc rosłego jaszczuroluda z włócznią stojącego naprzeciw drzwi. Prosta iluzja, ale da pewnie kilka chwil zanim rozpoznają ten blef. Dwa kolejne ciosy i deska pękła, pozostawiając sporą szparę, przez którą od razu zaczął się przeciskać. Stworzył iluzję, ale to też zajęło mu chwilę. Krzyki milkły, milkł także zaśpiew tańczących, nagle słyszalny lepiej. Ostatni zgrzyt wręcz urwał go zupełnie, pogrążając okolicę niemal w ciszy.
Ash wreszcie mógł przyjrzeć się temu miejscu. Pomimo ciemności poznał szybko, że to najbliższa wieży wieś, dokładniej jej sam kraniec. Przed sobą miał jedną jedyną chałupę, a nieco dalej już zaczynał się gęsty, pogrążony we mgle las. Było zimno, mokro, wilgoć oblepiała jego ciało. Szopa zasłaniała mu widok na ogień i to co się tam działo, ale droga ucieczki wydawała się otwarta. Bo czy mógł zrobić coś więcej?
Sam? Bez broni? Młodzian zdawał sobie jak żałosne miał szanse skoro zawiódł jego mentor. Potężny czarodziej. Szukać pomocy? Gdzie? Dookoła były wsie. Znał ten las jak własną kieszeń. Znał i wieśniaków. Żadni z nich wojacy. Może jednak trzeba było ich ostrzec?
Nie mógł uratować Filibranta. Może zdoła przynajmniej ich?
Za takim postanowieniem ruszył przez las do najbliższej wsi. Najbliższej byłoby oczywiście drogą, ale na nią nie mógł sobie pozwolić. Pobiegł, starając się nie potykać w tych warunkach, ale nie zdążył odbiec daleko, gdy dotarły do niego ludzkie i nieludzkie okrzyki. Odwrócił się, ale we mgle dostrzegał jedynie słabo zarysowane, humanoidalne sylwetki. Już wiedzieli, że uciekł. I nie zamierzali odpuścić.
To tylko dodawało pędu nogom diablęcia. Owszem mógłby sobie poradzić, z jednym, z dwoma… może nawet z trzema. Ale ich było więcej. Natomiast on znał ten lasi to była jego przewaga. Ruszył więc czarnym wykrotem prowadzącym do starych jaskiń nad małym jeziorem, których to labirynt spenetrował. Przy odrobinie szczęścia podprowadzi ich pod legowisko starej mantikory i ucieknie dobrze sobie znaną szczeliną. Jak dobrze pójdzie paru z nich przypłaci życiem spotkanie z tą leniwą bestią. Biegł najszybciej jak umiał. Zwykle to nie wytrzymałość jednak była jego mocną stroną i szybko dostał zadyszki, potykając się coraz częściej. Za sobą, bliżej i dalej, widział punkciki migotliwych pochodni. Kto wie co potrafiły te zwierzopodobne potwory? Gałęzie uderzały go po ciele, pot i wilgoć spływały po nim. Zdał sobie sprawę, że jest w nocnym stroju, zupełnie nieprzystosowanym do takich gonitw. Wydawało mu się, że jest już niedaleko jaskiń, kiedy usłyszał warkot, stanowczo zbyt blisko. Odwrócił się, widząc go. Półnagi, barbarzyński, z wyjątkowo umięśnionym i pokrytym szczeciną ciałem, o pysku wilka. Ludzki i nieludzki, zawył unosząc topór i doganiając Asha z każdą chwilą.
Diablik miał jeszcze kilka asów w rękawie i użył jednego formując z pomocą wypowiadanych słów kulę pajęczyn którą cisnął we wroga by go oplątać.Był to w miarę szybki i cichy sposób eliminacji wroga. Kiedy trafiała. Stwór okazał się bardzo szybki i uchylił się, a kula pajęczyny trafiła w jakiś korzeń. Topór świsnął w powietrzu, kiedy wróg dogonił Asha i przeciął koszulinę i ciało diabelstwa, zostawiając krwawiącą ranę.
Ashenvir zaklął pod nosem, tak że Filibrant mógłby się zdziwić, skąd jego podopieczny zna takie słownictwo. Następnie sięgnął po moc by wezwać małą skrzydlatą bestię. Czarnego jak noc ptaka który mógłby odwrócić uwagę wroga od niego. Moc odziedziczona po matce, która potrafiła jednak wzywać znacznie potężniejsze stworzenia. Niestety młody diablik dopiero opanowywał drzemiący w nim ponoć potencjał. I jedyne co potrafił obecnie wezwać, to był właśnie ten skrzydlaty drapieżnik. Czarne stworzenie od razu spadło na głowę potwora i zaczęło go dziobać i szparpać na tyle skutecznie, że następny cios został wymierzony właśnie w tego ptaka. Wynik tego starcia mógł być prawdopodobnie tylko jeden, ale Ash zyskał kolejne sekundy. Czy mu wystarczą, jeśli chciałby się trzymać starego planu?
Był tylko jeden sposób by się przekonać. Ruszył do biegu nie przejmując się bólem rany. Jeśli go dopadną i tak nie będzie miało znaczenia ile krwi utracił. Byle dotrzeć do owej starej mantikory, byle dostarczyć jej trochę mięsa w postaci ścigających go wrogów. Zyskał sporo, nocne stworzenie toczyło całkiem długi bój ze zwierzęcym potworem, ale ten wreszcie zatryumfował - albo skończyło się zaklęcie. Wilcze wycie rozległo się zdecydowanie za blisko, na pewno ściągając innych. Ale Ash już widział wejście do jaskini. Już miał tam wbiegać, kiedy z prawej strony usłyszał ulotne, ciche, kobiece:
~...tutaj…
Czemu posłuchał? Nie wiedział. Po prostu zrobił to instynktownie. I pospiesznie udał się za owym szeptem. Pobiegł, nie wiedząc dokąd. Las jeszcze się zagęścił, ale on miał wrażenie, że to zagęszczenie prowadzi go gdzieś, w konkretne miejsce. Znów usłyszał warkot, ale kiedy się obejrzał, nagle stracił oparcie pod nogami. Zaczął się zsuwać w dół, aż uderzył o coś twardego. Oszołomiony rozejrzał się. Przed sobą miał osypisko, pełne kamieni, ziemi i korzeni. Pod sobą coś na kształt kamiennej posadzki, a za sobą solidne, wzmacniane metalem drzwi. Zanim w ogóle się podniósł, na górze, w polu widzenia, pojawiła się sylwetka jego prześladowcy.
Kolejną iluzją przywołaną pospiesznie stworzył się ścianę z kamieni. Nawet jeśli wróg zorientuje się że to oszustwo, to i tak spowolni to go trochę. A on sam próbował otworzyć owe okute żelazem drzwi. Fałszywa ściana spełniła w pierwszym momencie swoje zadanie. Stwór zaczął węszyć, rozglądając się. Pociągał nozdrzami bardzo intensywnie, a drzwi niestety okazały się zamknięte na widoczny zamek. Kiedyś musiały być częścią jakiegoś podziemnego kompleksu, który został ujawniony przez osunięcie się ziemi.
No cóż… pozostało więc powtórzyć plan z pajęczą kulką i mieć nadzieję, że atak z zaskoczenia poprawi szanse na celne trafienie. W duchu Ashenvir narzekał, że dał się złapać na lep kobiecego szeptu.
~ ...przyprowadź go… ~
Odezwał się znowu, kiedy tylko o nim pomyślał. Węszący stwór zbliżał się powoli.
~ ...wezmę go w swoje objęcia… ~
- heeeej… tutaj… -zawołał Ashenvir sam nie wiedząc, czemu to robi. Może po prostu bał się umrzeć samotnie ? Bał się zostać w tym lesie sam?
W każdym razie gotów był użyć swojego pajęczynowego czaru, jeśli sytuacja go do tego zmusi. Bestia zatrzymała się. A potem zawyła i zaszarżowała prosto w stronę drzwi, jednak nie widząc ich ani Asha. Pochyliła głowę, rozpędzając się niczym taran…
A diablik odskoczył na bok nie chcąc być trafionym rogami. I pozostawiając tą przyjemność drzwiom. Trochę ciekaw wyniku tego “pojedynku”. Drzwi przegrały. Wielka masa i siła wpadła na nie z hukiem, ustąpiły z łomotem otwierając się i uderzając z tego impetu w ścianę. Potwór wbiegł do pomieszczenia, ciemnego i zimnego. Ash usłyszał tylko harkot i dźwięk upadającego ciała, a potem stukot topora uderzającego o kamień.
To nie brzmiało zbyt… obiecująco, mimo że potwór który go ścigał już nie żył. Diablę przełknęlo ślinę i czarem przywołało tańczące światła, by ich blaskiem rozświetlić sobie drogę… i zobaczyć co się nieopatrznie uwolniło. Zrobił krok, potem drugi. Światła ukazały podziemną, kamienną komnatę i martwe ciało potwora. Potem ławki, również kamienne, ustawione równo przed podwyższeniem, na którym stał ołtarz. To musiał być ołtarz. A za nim posąg, nieokreślony, lecz przedstawiający bez wątpienia piękną istotę. Nagle poczuł wiatr i drzwi zamknęły się z hukiem. Obrócił się gwałtownie i zobaczył właścicielkę głosu. Piękna kobieta w ludzkim ciele oblizywała się, poprawiając zabrudzony krwią zamordowanego płaszcz. Wyjątkowo zgrabne i kuszące kształty odziane były w najbardziej prowokujący strój, jaki Tangeirson widział w życiu. Każdy jej ruch był wdzięczny i przyciągał spojrzenie.
- Witaj, Ash… - szepnęła, teraz bardziej namacalnie, zmysłowo.
- Wi… taj…- myśli i pragnienia szły całkowicie innymi torami. Myśli mówiły, że ta kobieta jest groźna, jest nienaturalna, jest… czymś potencjalnie równie złowrogim co bestia która go ścigała. Pragnienia odpływały w dół, zasilając krwią jego organ miłości. Dziewczyna była piękna, prowokująco bezwstydna i sprawiała że diablik nie mógł oderwać od niej wzroku. Nie mógł się też poruszyć, nie wiedział co zrobić z rękami, a ogon jego na boki.
-Od… dawna tu… mieszkasz?- zapytał mało elokwentnie.- Pierwszy… raz… ja…-
“Rozmawiam z kobietą zamiast ją podglądać” aż cisnęło mu się na ustach.
- Cię widzę w tych… stronach. To miejsce… nie wiedziałem o nim… -wzrok młodzika jednak skupiał się tylko na krągłościach jej biustu.
- To moja świątynia. A raczej to co z niej pozostało.
Zbliżyła się, kołysząc biodrami. Nie miała żadnej widocznej broni, a jednak potwór nie mógł być bardziej martwy. Przesunęła palcami po jego policzku.
- Obserwowałam cię. Znam twoje myśli. I potrzebuję kapłanów - okrążała go powoli, ciągle dotykając dłonią różnych części twarzy i szyi diablęcia. - Nie mam wiele czasu, fizyczna manifestacja pochłania wiele mojej energii. Dołącz do mnie. Poświęć ze mną ten ołtarz.
Ruszyła nagle w stronę podwyższenia, kołysząc biodrami.
- Muszę uprzedzić, że niewiele wiem o bogach, a jeszcze mniej o kapłanach. -zaczął paplać młodzik podążając za zgrabnymi nogami kobiety i żałując że płaszcz okrywa jej pośladki.
- Właściwie to jakich domen jesteś boginią. Jakie dziedziny są pod twoją opieką?- wreszcie wydukał jakieś sensowne pytania. Jego opiekun byłby z niego dumny, gdyby żył.
- Mam na imię Arshei - powiedziała, a płaszcz zsunął się z jej ciała. Zgrabnym, hipnotyzującym ruchem weszła na ołtarz. - Świat znalazł się na krawędzi zagłady. Wiem, że nic nie wiesz. Bogowie upadli, a ja jestem jedną z nich. Potrzebuję wyznawców i kapłanów. Świat ich potrzebuje. Posiądź mnie, a pokażę ci tyle, ile mogę - zniżyła głos do szeptu, powoli kładąc się na plecach.
- To…- właściwie nie wiedział, co powiedzieć. Ale ciało zaregowało samo. Palce przesunęły się po udach kobiety. Zaczął rozpinać sprzączki jej stroju, przy części intymnej co by sprawę doprowadzić do końca w miarę szybko. Sądząc po zachowaniu Arshei zależało jej na szybkim załatwieniu sprawy. A gdy odsłonił jej skarby zabrał się za uwalnianie swojego żądła.
- Wybacz, że tak bezceremonialnie… ale spieszy się tobie.- przypomniał wstydliwie.
- Wiedziałam, że jesteś idealnym kandydatem… - szepnęła coś i jej strój sam się zwinął, odsłaniając zupełnie gołe, różowe łono, podobne i jednocześnie takie inne od tych co widywał u chłopek. Błyszczało od wilgoci. - Połącz się ze mną. Skrop prawiczym nasieniem.
- Nie musiałaś o tym wspominać.- mruknął zawstydzony młodzik i uwolniwszy swą dumę ostrożnie zanurzył ją w kwiecie tajmniczej Arshei. Ruchy jego bioder były powolne, bo sam nie miał za wiele doświadczenia. Ujął jednak dłońmi uda kobiety, dla pewniejszego ich połączenia i dociskał biodra mocno przy każdym sztychu.

Nie myliła się co do niego. Umysł Asha przestawał pracować, kiedy pojawiała się możliwość zaznania takiej przyjemności. Tak bezpośredniej po raz pierwszy, kiedy zanurzał się w anielskie, gorące, miękkie i ciasne jednocześnie wnętrze. Wszystkie problemy zniknęły od razu, zastąpione przez niewysłowioną rozkosz i euforię, kiedy oczy śledziły wnikającą w kobietę męskość. Czy była boginią? Czy tylko zwodziła naiwnego młodzieńca? Uszy wypełnił mu jej długi jęk, wyzwolony w momencie tego intymnego połączenia ciał. Tangeirson zaczął odpływać, czuł jak umysł ulatuje wysoko, coraz wyżej.
Najpierw zobaczył swój las i wieżę, a także otaczające ją tu i ówdzie wioski. W każdej paliło się ognisko podobne do tego, które widział. Wszędzie tańczyły stwory i kobiety. Potem poszybował jeszcze wyżej i zobaczył góry i doliny, bagna i równiny. Rzeki przecinały krajobraz kraju, w którym mieszkał. Miasta płonęły, a wielkie hordy i dziwne, potężne stworzenia niszczyły i zabijały. Na środku tego widniał olbrzymi krater, z którego jedne za drugim wyłaniały się kolejne złowrogie istoty. Ciągle i ciągle piął się wyżej, mając już pewność, że cały świat pogrążył się w chaosie. Wtedy otoczyły go chmury, ogarnęło zimno. Patrzył czyimiś oczami, w rozbłyskach magii, na środku niezwykłego kręgu. Poczuł jak stapia się z inną kobietą o spiczastych uszach, a potem poczuł ból i to jak spada z niebios na ziemię. Los tej, z którą się kochał? Nie widział kto ją zrzucił.
Nagle wszystko się urwało i poczuł potężną przyjemność orgazmu. Nie jakiegoś zwykłego, to spełnienie pozbawiło go tchu, a jego intensywność niemal odebrała przytomność. Długie strumienie nasienia, jeden za drugim, tryskały na pusty kamienny ołtarz zaczynający jarzyć się lekką, białawą poświatą. Krawiąca rana na piersi, o której zapomniał pomimo niebezpieczeństwa wykrwawienia, zaczęła się powoli zamykać, a ból stał się wspomnieniem.
Jednakże co… co się właściwie stało? Gdzie zniknęła ona? Gdzie sam się udać powinien? Do króla? Tak. To wydawało się najlepszym wyborem. Do króla, arcykapłana, szamana, cesarzowej… do jakiegokolwiek władcy, by ich przestrzec go przed tym co widział. Do każdego władcy. Oni mogli zorganizować opór. Musieli!
Arshea uczyniła go kapłanem, ale najwyraźniej sam musiał się dowiedzieć co to oznacza. Skończył tryskać po dłuższej chwili. Cały ołtarz upstrzony był plamami z niezwykle białych soków, które spływały do jego środka, wsądząc się w jakąś niewielką dziurę. Ołtarz jaśniał coraz bardziej, a na nim ponownie pojawiła kobieta. Tym razem mało rzeczywista, ulotna jak tworzone przez Asha iluzje. Podobnie brzmiał jej głos.
~ Nie ma już królów. Nowi muszą zostać wyniesieni, ale najpierw musicie przetrwać. Niewielu mężczyzn pozostało. Cień zawładnął światem. Zbieraj kobiety wokół siebie, napełniaj je moją mocą. Wtedy będę mogła objąć was opieką… ~
- Acha. - odparł Ashenvir. Nie brzmiało to optymistycznie. - Kobiety… Może jakieś uciekły do lasu. Przecież nie wszyscy… ktoś musiał uciec z wiosek. Jak z mojego więzienia.
No to miał już plan. Udać się w okolice najbliższej wioski. To mogło się udać. Znał ten las dobrze.
- Coś jeszcze? Wrócić z nimi tutaj? - zapytał.
~ W tym momencie moja moc jest bardzo słaba, mój kapłanie. Jeśli przywrócisz mi jej odrobinę, mogę was ukrywać. Ale będziecie musieli znaleźć inne miejsce. Możemy adaptować każde, które poświęcisz rytualnie i którego moc będziesz regularnie… dokarmiał. Umysły kobiet pochłania cień. Musisz je od niego uwolnić, mój dotyk jest do tego zdolny. ~
- Acha. - to wszystko było przytłaczające. Ale Ashenvir nie zamierzał ulegać wpływowi rozpaczy. Jego mentor uczył go o wielu bohaterach. Ci się nie poddawali. On też nie planował. Dobrze że miał swoją magię pajęczego kokonu. Bo jeśli kobiety są zauroczone to, mogą próbować go zabić zanim je uzdrowi jego dotyk. - To pójdę na południe po drodze zbierając je.
~ Sam musisz być jak cień i wojownik w jednym. Jedna na raz. Mierz siły na zamiary. Od ciebie zależy wiele… ~ powiedziała jeszcze i rozpłynęła się w powietrzu. Wyglądało na to, że bez nowego przypływu mocy nie pojawi się ponownie. Poświata na ołtarzu zgasła.
Ash w świetle swoich tańczących świateł dostrzegł, że z tej świątyni prowadzą jeszcze jedne drzwi gdzieś w głąb kompleksu. Wybrał więc je uznając, że dzięki temu na pewno zgubi pościg. Miał też nadzieję, że jego prześladowcy sami wpadną na starą mantikorę.
 
Lady jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172