02-12-2019, 22:11 | #101 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Torstig milczał przez całą rozmowę. Nie uważał za stosowne dzielić się swymi myślami otwarcie. Jasne było dlań, że wyprawa ku siedzibie czarownika to pomysł z gruntu zły. Oceniał też oazę i jej układ. Na pierwszy rzut oka wydała mu się zupełnie nieprzygotowana na nagły, wrogi najazd. Potem jednak uśmiechnął się sam do siebie. Najazd, tutaj? Wolne żarty. Skupił się więc by po uiszczeniu opłaty uzupełnić prowiant na dalszą drogę. Dla spokoju ducha kupił na dwa dni więcej niż zakładał przewodnik. W przerwach myślał o momencie, w którym będzie mógł bez żalu pożegnać obecną kompanię lekkoduchów. |
03-12-2019, 10:55 | #102 |
Reputacja: 1 | Okaryjka już widziała, że będzie musiała mieć lepszy argument by się wymigać od tego nieszczęsnego zakładu. Ostatnio edytowane przez Obca : 04-12-2019 o 07:57. |
03-12-2019, 22:57 | #103 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
04-12-2019, 10:14 | #104 |
Reputacja: 1 | -Pfff...możesz marudzić na swój ubiór ale nie zaprzeczysz że te lepiej trzymają z dala wiatr i piasek niż poprzednio noszone łachy. - Liwia odpowiedziała. Widząc, że zbliżają się do oazy puściła wodze i dała wielbłądowi iść swoim tempem. Upiła łyk wody by przepłukać suche gardło po tej krótkiej rozmowie. Później przykryła na nowo swoja głowę kapturem i założyła woalkę na twarz, jak to tutejsze zwyczaje sugerowały. No i najgorsze co mogło się jej przytrafić to być złodziejem o charakterystycznej urodzie...i barwnych towarzyszach. |
06-12-2019, 21:43 | #105 |
Reputacja: 1 | Zjechali w dół, ku niecce. Nim dotarli na dno, jakby z nikąd pojawiło się kilku okutanych w bure zawoje jeźdźców, którzy pokrzykując popędzili w ich kierunku wzniecając tuman kurzu. Pustynni wojownicy szybko rozpoznali Hajita, wymienili grzeczności i wrócili do oazy, nie czyniąc problemów. Awanturnicy, z przewodnikiem na przedzie, podążyli za nimi. Hajit, jako najbardziej obeznany z obyczajem od razu skierował się ku namiotom rządzącego oazą szejka Alludaha. Myto nie było wysokie, wbrew przewidywaniom Cedmona i wyniosło zaledwie osiem srebrnych monet, o które uszczuplił się trzos grupy. Jak się okazało, szejk nie zarabiał na opłacie za przejazd lecz na wszystkim innym, co działo się w niewielkiej osadzie. Ceny noclegu w karawanseraju, usługi i towary na kramach były horrendalnie wysokie. Nie było jednak wyjścia – na drogę do Hedebu trzeba było zakupić paszę dla zwierząt, jakieś jedzenie i uzupełnić zapas wody. Gmanagh wymagał też medyka, który zająłby się jego okrutnie pokiereszowaną twarzą. Za jeden dzień pobytu w Ghaiziri zapłacili tyle, co za tydzień pławienia się w luksusach w imperialnym Lariacum czy w słynącej z wszelkich uciech na najwyższym poziomie Toberrze, stolicy Pelidy. Już następnego dnia byli w drodze, opuściwszy wczesnym świtem oazę. Jechali dalej na północ, traktem na Galtenhoff. Jednak szybko, wbrew przypuszczeniom opuścili uczęszczaną drogę, kierując się na zachód. - Hedeb leży na uboczu, z dala od traktu – wyjaśnił Hajit, rozglądając się w poszukiwaniu jakichś charakterystycznych, znanych sobie znaków na stepie. Najwyraźniej je dostrzegł, gdyż wskazał ręką w kierunku rozciągającego się na horyzoncie łańcucha niewysokich wzgórz. – Kierujemy się na Jabal ab’Bahari. W jej cieniu położone jest Hedeb, siedziba wielkiego… - zawahał się i spojrzał na Ianusa obawiając się ataku. – …siedziba Jusufa – dokończył. – Będziemy tam jutro przed zmrokiem. Jeśli nic nie wydarzy się po drodze. Fahimie uchowaj. |
07-12-2019, 12:39 | #106 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | - To, kurwa, cudownie - burknął Torstig z wesołą miną, dając dowód na poparcie wszem i wobec znanej tezy: podczas pobytu w obcym kraju najłatwiej nauczyć się przekleństw. W obecnym nastroju był co najmniej drażliwy i nawet na zaczepki Kibrii odpowiadał pomrukami lub niekontrolowanym śmiechem. |
07-12-2019, 16:40 | #107 |
Administrator Reputacja: 1 | Nie dało się ukryć, że życie w oazie było bardzo drogie. Płacz i płać - tak (zapewne) brzmiało zawołanie tutejszych kupców i usługodawców. Ale nie dało się też ukryć, że wyboru zbyt wielkiego nie mieli. Pustynia była pustynią i miała swoje wymagania, które trzeba było spełnić, jeśli podróżnik nie miał zamiaru dorzucić swych kości do licznych, zasypanych przez wiatr i piasek. No a życie było ważniejsze, niż pełna sakiewka. Przynajmniej dla Cedmona. * * * Okazało się, że ich przewodnik całkiem nieźle orientuje się w terenie i wiedzę na temat bliższej i dalszej okolicy posiada. A jeśli chodziło o samo Hedeb, to już się musieli przekonać na miejscu, jak wygląda sytuacja. A nuż Jusuf cieszył się tam powszechnym uznaniem i sympatią, co nieco utrudni działanie. - Dojedziemy i dowiemy się czegoś o Jusufie, a potem zobaczymy, co robić dalej - powiedział. |
08-12-2019, 20:10 | #108 |
Reputacja: 1 | ‘Wiedziałam.” i “A nie mówiłam!” były jedynymi komentarzami na ceny w oazie. No ale jeść i pić trzeba było. Mimo prób targowania się Liwia wróciła z skwaszoną miną opakowana w potrzebne im rzeczy. Jeśli coś ugrała nie było to tak wysokie by zadowolić wysokie standardy złodziejki. |
09-12-2019, 12:29 | #109 |
Reputacja: 1 | - Zatem czas jest najlepszy - odparł przewodnikowi legionista - Byś opowiedział w wędrówce co nieco więcej o Jusufie. Czemu czarownika co się zakazaną magią zmarłych para nazywasz "wielkim"? I czy jeno na tobie takie wrażenie zrobił, czy raczej znany jest na całe Hedeb? Co on tam właściwe robi? Jak żyje?
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
11-12-2019, 22:37 | #110 |
Reputacja: 1 | - Ja jestem jeno przewodnikiem, który poznał większość ścieżek wiodących przez Pustkowie. Piłem wodę z niemal wszystkich oaz, a kopyta mojego wierzchowca wystukiwały rytm na tysiącach mil pustynnych ścieżek. Wola mego boga skierowała mnie też do Hedebu i to nie raz. To spora osada leżąca u podnóża Jabal al’Bahari, mieszka w niej niemalże trzy setki ludzi. Kiedyś nie była aż tak ludna. Zmieniło się to, gdy przybył do niej nieznajomy mędrzec. Wiódł ze sobą karawanę objuczonych wielbłądów i na swą siedzibę wybrał położone na zboczu nad osadą na wpół zakopane w piachu ruiny. Kiedy przybył, przedstawił się imieniem Jusuf. Nie mówił skąd jest, ani kim jest. Natomiast okazał swoje bogactwo, zostawiając starszyźnie szkatułę pełną klejnotów. Był to widomy znak, że nie chce by wchodzono mu w drogę. Tak też się stało. W ciągu jednej nocy odbudował ruiny. Ludzie kładąc się spać widzieli resztki budowli, a gdy wstali ujrzeli błyszczące nowością mury i wieże. Była to niechybnie magia, ale jaka o to nikt nie pytał. Bano się Jusufa, mimo że rzadko kiedy pojawiał się osobiście we wsi. Miał na usługach kilkunastu ludzi i to oni pośredniczyli między sahirem a Hedebem. Wiedziano, że jest magikiem, jednak nie mogę stwierdzić, że para się magią umarłych. Roztoczył opiekę nad osadą, jego ludzie i on sam bronili wsi przed bandytami. Szanuje się go i poważa. Od jakiegoś czasu przyjeżdżają do Jusufa goście z odległych stron. Słyszałem, że to wysłannicy władców i królów, wielmoże i kapłani, którzy chcą zasięgnąć rady u mędrca, za jakiego uchodzi. Sahir dzieli się swą wiedzą, obdarowuje przyjezdnych, a jego sława sięga z każdym rokiem dalej i dalej. Wybaczcie me słowa, ale rośnie od jakiegoś czasu we mnie wątpliwość, czy to aby na pewno owego człowieka poszukujecie? Bo może to jeno zbieżność imion… Zaprowadzę Was do Hedebu, bo życie Wam zawdzięczam. Ale na tym mój udział w tej sprawie się kończy. Ręki, nawet palca przeciw sahirowi Jusufowi nie podniosę, klnę się na Fahima – zakończył swój wywód przewodnik. |