Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-01-2020, 02:29   #11
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Statek, południe, na pokładzie.

Elf rozejrzał się po pokładzie, jego chwila zadumy i niespieszny krok kosztowały go możliwość dołączenia do którejś z grup które w błyskawiczny sposób zdawały się dobierać i znikać pod pokładem. Westchnął lekko i rozejrzał się za kimś z kim mógłby zamienić kilka słów. Jego wzrok przyciągnęła złotowłosa elfka w ciężkiej zbroi.

Podszedł do niej i skłonił się z lewą dłonią położoną na sercu a prawą wykonał znak przywitania. Następnie spoglądając nieco w bok od rozmówczyni zagaił.
- Witaj pani, los wyznaczył nas jako towarzyszy na tej wyprawie i prawdopodobnym jest że nasze kroki będą zmierzały w tym samym kierunku przez najbliższe dni, czy zechcesz zatem wyjawić mi swe imię?-
Kobieta spojrzała na niego z pewnym zdziwieniem po czym westchnęła.
- Lestrin - odpowiedziała, pochylając lekko głowę w geście powitania. - Tak, wychodzi na to, że nasze drogi faktycznie mogą prowadzić w tym samym kierunku chociaż nie jestem pewna czy czas także tym samym będzie - dodała.
Mag drgnął delikatnie na tą stosunkowo surową odpowiedź. Przedstawienie się wyłącznie za pomocą imienia było… no cóż niespotykane w jego kręgach. Problemem było tylko to że nie był już w swoich kręgach i zupełnie nie znał etykiety obowiązującej, o ile jakakolwiek istniała, pośród awanturników. Dlatego też postanowił nieco skrócić przygotowaną odpowiedź i wyrażać się w nieco mniej kwiecistym stylu.
- Me imię Athariel, pani, rad jestem z naszego spotkania. Zechcesz mi powiedzieć cóż masz na myśli mówiąc o różnicy w czasie? - zapytał.
Przez chwilę na twarzy elfki pojawił się grymas świadczący o rozdrażnieniu jednak zniknął wraz z westchnięciem.
- Jest nas tu ilu? Setka zapewne, może nieco mniej. Nie wszyscy oczywiście ruszą w głąb wyspy ale i tak… Połowa może, to poszukiwacze przygody. Jak sądzisz, bracie, ruszą oni wszyscy w jednej chwili? Nie - odpowiedziała na własne pytanie. - Zostaną podzieleni na grupy które będą wyruszać stopniowo. Tym bardziej że statek ten jest jednym z ostatnich zatem lądowisko i jego okolica z pewnością już zostały oczyszczone z przeciwników. To twój pierwszy raz? - zadała kolejne pytanie, jednak w przeciwieństwie do poprzedniego, tym razem najwyraźniej oczekiwała odpowiedzi.
- Jeżeli pytasz pani o to czy pierwszy raz wyruszyłem na szlak awanturniczego życia, to tak, jest to pierwszy raz w którym będę miał okazję przetestować wiedzę i umiejętności które dotąd nabyłem. Twoja odpowiedź sugeruje zaś że na miejscu zostaniemy podzieleni niczym wojsko na oddziały i wysłani z konkretnymi zadaniami, co może sugerować że przywykłaś do takiego właśnie trybu życia. Ja jednak widząc zadzierzgające się tutaj więzy przyjaźni czy chociaż sympatii pomiędzy poszczególnymi osobnikami skłonny raczej jestem sądzić że będziemy mieli przynajmniej pomniejszy wpływ na skład w jakim zechcemy ruszać na “podbój” wyspy. - dość ironicznie zaakcentował słowo “podbój”, zwłaszcza zważywszy jakie miało ono konotacje w historii elfów i ich pierwszego spotkania z Federacją.
Skinęła głową, zaraz jednak uściśliła.
- Będą wyznaczone grupy w skład których wchodzić będą wybrani członkowie ekspedycji. Do nich będzie się można dołączyć jeżeli nie otrzyma się przydziału. Biorąc pod uwagę ewidentnie szlacheckie korzenie, którymi możesz się poszczycić, zapewne zostaniesz przydzielony do którejś grupy. W końcu nie możemy ryzykować utratę zbyt wielu przedstawicieli wyższej klasy - dodała z maskowanym, acz nie do końca, niesmakiem.
- Rodziny się nie wybiera, tylko się w niej rodzi. Nie twierdzę że moje urodzenie nie dało mi przewagi wykształcenia czy dobrych manier, ale jestem teraz tutaj i jeżeli nie w smak mi będzie że ktoś mnie gdzieś przydziela to korzystając z tego że jestem przedstawicielem wyższej klasy sam sobie dobiorę towarzystwo czy może poproszę o przydzielenie mi konkretnych osób. Może nawet będę złośliwy i zdecyduję się na takie o ciętym języku i chodzącym w robionej na zamówienie zbroi. - szlachcic odpowiedział z lekkim uśmiechem wpatrując się przestrzeń oceanu za plecami elfki.
W odpowiedzi uniosła brew i przez dobrą chwilę przyglądała mu się jakby nie mogąc zdecydować co o nim sądzić.
- Wybacz ale mam ważniejsze sprawy na głowie niż niańczenie wysoko urodzonego młodzieńca - odpowiedziała w końcu. - Poza tym, żeby do nas dołączyć musiałbyś także uzyskać zgodę pozostałych członków zespołu - dodała, wzruszając ramionami. - Nie wątpię jednak, że bez problemu znajdziesz kogoś kto pokusi się na wpływy czy też złoto. Radziłabym jednak uważać. Skoro to twój pierwszy raz wśród awanturników i najemników, możesz trafić na takich którzy tylko wpakują cię w kłopoty. Jako że nie wypada brata w potrzebie zostawić mogę przedstawić cię paru osobom - zaproponowała.
- Zadziwiające jak w twoim mniemaniu, pani, szlachetne urodzenie musi iść w parze z całkowitą nieprzydatnością i brakiem jakichkolwiek uzdolnień. Cóż by się stało gdyby okazało się że jednak mógłbym być całkiem przydatnym członkiem zespołu? Czy zruinowałoby to całkowicie twój światopogląd? - westchnął ciężko -Ponieważ jest to pierwsza moja tego typu wyprawa to z wdzięcznością przyjmę pomoc w postaci wskazania osób których reputacja świadczy na ich korzyść, a nie odwrotnie. - skłonił się.
Grymas irytacji pojawił się na jej twarzy i zniknął, zastąpiony maską obojętności.
- Tu nie chodzi o twe urodzenie czy umiejętności - poinformowała go, przybierając ton, którym matki zwracały się do swych dzieci. - Moi towarzysze i ja mamy swoją misję, która tylko częściowo pokrywa się z tą, w której zapewne uważasz, że bierzesz udział. W związku z tym nie uważam byś się nadawał, bracie. I tak na przyszłość… Nie wyrzucaj swojego urodzenia jako motywacji dla cudzych decyzji. Ostrzegłam z dobrego serca - zmierzyła go chłodnym spojrzeniem błękitnych oczu. - Możesz porozmawiać z tamtą parą - wskazała na ludzi stojących przy zejściu na niższe poziomy. - Ewentualnie z nią - tym razem wskazała na przedstawicielkę rasy elin. - Co prawda mniej więcej ich drużyny są już ustalone to jednak istnieje szansa że zgodzą się na jedną więcej osobę. W najgorszym razie zawsze możesz zwrócić się do kupca Sejanusa. On zawsze wie co się dzieje, nawet jeżeli dopiero co się na pokładzie pojawi więc będzie mógł wskazać więcej ewentualnych kandydatur - dodała.
Młody elf zdawał się być odporny na chłód w głosie swojej rozmówczyni.
- Dziękuję za udzielone informacje i wezmę pod rozwagę twoje słowa pani. - skłonił się po raz kolejny i ruszył w stronę wskazanych mu osób.

~ Jeżeli tak będzie wyglądało zachowanie każdego poszukiwacza przygód to chyba nie znajdę zbyt wielu towarzyszy godnych nawet splunięcia w ich kierunku cóż dopiero podróży razem. Gdybyśmy spotkali się w stolicy jej zachowanie byłoby zupełnie odmienne. ~ pomyślał, po czym zatrzymał się wpół kroku i zastanowił się. ~ Czy naprawdę moja miłość własna i duma są tak wielkie że zwykła odmowa zraniła mnie do żywego? Chwilę mi zajmie zanim przywyknę że nikt nie wie jak wielkie wpływy ma moja rodzina. Przyzwyczaiłem się że osoby ze mną rozmawiające automatycznie wiedzą o tym i biorą to pod uwagę w tym jak mnie traktują i jak ze mną rozmawiają. Dla niej byłem tylko irytującym, niedoświadczonym szlachcicem, kimś o czyje wpływy nie musi się obawiać na tym krańcu świata, wręcz przeciwnie tutaj to jej znajomości i wpływy są większe niż moje. Cóż za odmienna wizja świata… do której będę musiał przywyknąć jeżeli chcę coś osiągnąć własnymi siłami. Czas zatem znaleźć jakąś grupę która zechce mnie przygarnąć.~ otrząsnąwszy się ruszył dalej starając się nawiązać kontakty i znaleźć wolne miejsce w którejś z grup.

Niestety, szczęście mu nie dopisywało. Ludzka para, co prawda uprzejma, ale nie powitała go z otwartymi ramionami. Ich grupa, jak się dowiedział, była już skompletowana. Mieli nawet na potwierdzenie tego faktu odpowiedni papier.

Gdy zaś podszedł do białowłosej elinki, ta przywitała go jakby nie była do końca pewna czy to aby na pewno do niej mówi.
- Rils - odpowiedziała, patrząc w górę.
- Me imię to Athariel, panienko, wskazano mi cię jako osobę której grupa może mieć wolny wakat. Jeżeli tak nie jest, to czy możesz mi wskazać gdzie mogę znaleźć kupca Sejanusa? - zapytał z uprzejmym uśmiechem.
- Miło mi poznać - tym razem pochyliła głowę i uniosła delikatnie boki sukienki by dygnąć. - Nie wiem kto przekazał paniczowi taką informację jednak potwierdzam, grupa do której należę nie jest jeszcze kompletna. By nie wprowadzić w błąd dodam, że grupa ta dopiero się tworzy. Jeżeli panicz będzie zainteresowany to będzie to moim zaszczytem przedstawić propozycję jego kandydatury - poinformowała, prostując się i ponownie unosząc głowę bowiem elf był znacznie od niej wyższy.
- Jeżeli nie będzie to problemem panienko Rils, to chętnie skorzystam z takiej okazji. O ile rozumiem to wszyscy już przyjęci członkowie grupy muszą się zgodzić, zatem o ile to możliwe prosiłbym o jak najszybsze spotkanie w celu przedstawienia propozycji mojego dołączenia do drużyny. Zakres moich umiejętności obejmuje manipulację żywiołami w celach bojowych. - elf skłonił się, ujmując dłoń elinki i składając na niej pocałunek.
Ogon elinki nieco nerwowo zamiótł podłogę. Zastrzygła uszami ale się uśmiechnęła miło.
- Oczywiście - zgodziła się na jego prośbę. - Czy mogę wiedzieć w której kajucie panicz przebywa? Abym mogła w późniejszym terminie dostarczyć odpowiedź - wyjaśniła.
- Kajuta Szmaragdowa, panienko Rils. Oczekuję odpowiedzi z niecierpliwością i pełen nadziei. - skłonił się raz jeszcze po czym skierował się pod pokład do swojej kajuty na kolację.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche

Ostatnio edytowane przez Balzamoon : 03-02-2020 o 19:26.
Balzamoon jest offline  
Stary 31-01-2020, 14:19   #12
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację



Rozmowy rozpalały się i gasły. Grupy tworzyły i zmieniały. Plany, intencje, spiski, znajomości. Pokład, jak i wnętrze powietrznego statku, szybko przerodziły się w osobny świat, odcięty od tego co pod nim, od tego co za nim. Nagle to kim kto był wcześniej, czym się zajmował, jakie koneksje on czy jego rodzina posiadali, odeszło na drugi plan. Nikt mógł zostać kimś wielkim, a wielcy równie łatwo mogli zostać sprowadzeni do poziomu szarego obywatela. Była to swoista magia takich właśnie wypraw, gdzie nikt na dobrą sprawę nie wiedział co czeka na niego po drugiej stronie. Gdzie nowe życie można było równie łatwo rozpocząć co je stracić.

Podróż mijała w spokoju. Leniwie wręcz, można by rzec. Jedni ów czas wypełnili grą i odpoczynkiem. Inni zajęli się prowadzeniem interesów. Dla jeszcze innych była to okazja do zdobycia towarzyszy. Byli i tacy, którzy korzystając z ograniczonej przestrzeni statku, podjęli się próby zdobycia jak największej ilości informacji i wpływów.

Nadeszła noc, a po niej wstał nowy dzień. Wraz z nim pojawiła się informacja o tym, że najprawdopodobniej dobiją do przystani na wyspie jeszcze przed zachodem słońca. Ci, którzy lubili spędzać czas na świeżym powietrzu, spędzali go na pokładzie. Pod ich stopami przemykały uprawne pola i lasy. Wioski i osady, a w końcu i linia brzegowa oraz bezkresna połać morza. Nad nimi płynęły białe połacie chmur, od czasu do czasu przysłaniające słońce i błękit nieba.

W porze śniadania do jednego ze śmiałków przybył posłaniec w postaci młodej panny o białych włosach i równie białym, wilczym ogonie. Trochę później, nieco po obiedzie, kolejny z owych śmiałków otrzymał list z odpowiedzią na swoją propozycję oraz list z zaproszeniem na spotkanie. Oba te wydarzenia miały pozytywny impakt na plany owych śmiałków.

Dzień powoli zaczął się pochylać by ukłon złożyć nocy, gdy przez pokład przetoczyła się informacja o tym, że wkrótce będą lądować. Wieść szybko się rozniosła i wkrótce pokład zaroił się od pasażerów. I faktycznie, słońce jeszcze zachodzić nie zaczęło a im ukazał się widok wart zobaczenia i zapamiętania.


Wyglądało to tak jakby tytan włożył swe dłonie w wodę i rozsunął ją po to tylko by z impetem umieścić w powstałym otworze skrawek ziemi. Dość duży skrawek, należało przyznać. Wody z hukiem wpadały w ów otwór, spowijając wyspę we mgle. Potężne skały, wyglądające na fragmenty samej wyspy, unosiły się w powietrzu nad brzegami przepaści. W równomiernych odstępach widać także było ogromne kamienie, z których w niebo biły snopy czystej energii. Pasy tęcz to pojawiały się, to znów znikały, w miarę zbliżania się. Nad wszystkim zaś dominowało gigantyczne, wyglądające na skamieniałe, drzewo.
- Drzewo Świata - usłyszeli ci, którzy stali w pobliżu królikouchej elinki w czarnej sukience ze złotymi zdobieniami. Stojący obok niej castanic w eleganckim surducie, skinął na potwierdzenie głową.

Na spotkanie wyleciał kilkuosobowy oddział dosiadający pegazów. W ich towarzystwie dotarli w pobliże platformy lądowniczej.



Musieli jednakże poczekać aż mniejsze jednostki, służące głównie do przewożenia materiałów i oddziałów, zwolnią miejsce. Nie trwało to jednak długo i już wkrótce opuszczono pomosty.
Na nowoprzybyłych czekał Lam, reprezentant Federacji i dowódca obozu.


- Witajcie na Wyspie Świtu - powitał ich, a następnie przekazał swoim ludziom, którzy szybko i sprawnie rozdzielili ochotników. Rozdano broń i zbroje tym, którzy tego potrzebowali. Osoby, które posiadały umiejętności praktyczne, mogące przydać się w obozie, przydzielono do pomocy w jego funkcjonowaniu. Tych zaś, którzy mieli wyruszyć w głąb wyspy, odesłano do kwatermistrza, który przydzielił im namioty. Jako że wieczór miał wkrótce nadejść nikt już obozu nie miał opuszczać. Nowoprzybyli mieli zatem czas by zapoznać się z jego rozłożeniem, zdobyć informacje od tych, którzy przybyli tu przed nimi lub zwyczajnie skorzystać z, być może, ostatnich chwil w których ich życiu nie zagrażało bezpośrednie niebezpieczeństwo.

 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 01-02-2020, 23:51   #13
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Znalezienie miejsca, gdzie urzędował kwatermistrz wyprawy, nie stanowiło żadnego problemu. Parę minut po wylądowaniu Gravaren znalazł się przed obliczem kwatermistrza.


- Słucham? - Kwatermistrz, mężczyzna nie pierwszej już młodości, uniósł głowę znad papierów rozłożonych na stole i spojrzał na elfa. W namiocie, w którym rezydował, pełno było koszów ze zrolowanymi mapami, ksiąg, trochę broni nawet i wisząca na stojaku zbroja. Był też stolik i były dwa fotele, chociaż te akurat stały z boku i nic nie wskazywało na to by były często używane.
- Witam - dodał mężczyzna już nieco uprzejmiejszym głosem, oceniwszy wpierw strój jak i postawę swego gościa. - W czym mogę pomóc?
- Dobry wieczór. - Elf uprzejmie skinął głową. - Gravaren - przedstawił się. - Przydałby mi się jakiś dach nad głową, zanim przyjdzie czas na wyruszenie w głąb wyspy. Ponoć właśnie do pana można się zgłaszać.
- No tak, tak, oczywiście - pokiwał głową. - Zwą mnie Narthan. Już sprawdzam gdzie by tu było odpowiednie miejsce - dodał, sięgając po grubą księgę leżącą po jego prawej stronie. Był to dość podniszczony okaz, ewidentnie często wertowany. - Tak, tak… - mruczał pod nosem. - Obawiam się że pojedynczych namiotów już nie mamy ale… Cóż, powiedzmy że umieszczę cię w sześcioosobowym… Nie, w sumie to ten jeszcze nie ma lokatorów… No dobrze, to… - sięgnął po rulon papieru, który okazał się mapą. - Dobrze, to będzie ten tutaj - wskazał palcem niewielki kwadrat znajdujący się mniej więcej pośrodku pola namiotowego.
- A czym ten się różni od innych? Żebym nie pomylił i nie wprosił się tam, gdzie nie powinienem się znaleźć? - spytał Gravaren.
- To bardzo proste - zapewnił kwatermistrz. - Wystarczy wejść w ten rząd - wskazał właściwy na mapie. - Następnie iść wzdłuż niego aż dotrzesz do tego namiotu - ponownie stuknął palcem w mapę. - Są odwzorowane jeden do jednego. Dodatkowo ten ma przy wejściu zawieszone cztery szarfy w kolorze purpury. To znak, że ma cztery wolne miejsca. Zdejmij jedną jak wejdziesz - poinstruował. - Ewentualnie mogę zobaczyć czy nie ma kogoś kto by mógł zaprowadzić - zaproponował.
- Chyba że by to była miła panienka - zażartował elf. - Przepraszam. Domyślam się, że wszyscy są zapracowani, więc nie będę zawracać nikomu głowy i zajmować niepotrzebnie czasu. Z pewnością trafię - zapewnił. - Czy jeszcze o czymś powinienem wiedzieć? - spytał.
- Poza tym żeby się na kolację nie spóźnić i że jutro pobudka skoro świt to nie. Chyba że potrzeba jakiegoś sprzętu, zbroi, broni i tego wszystkiego - dodał, chociaż sprawiał wrażenie jakby nie oczekiwał potwierdzenia.
- Ewentualnie potrzebowałbym mikstur, ale tego pewnie nie dostanę w kwatermistrzostwie - powiedział Gravaren.
- No, tego nie, ale jak udasz się do magazynu to z pewnością coś się znajdzie. Tylko nie liczyłbym na nic szczególnego bo to standardowe przydziały. Kilku kupców przybyło tym samym statkiem co ty, a i paru było już wcześniej więc ich można popytać chociaż ceny… - tu rozpostarł ręce w geście bezradności.
Gravaren uśmiechnął się lekko.
- Domyślam się. - Westchnął lekko. - Nie mój pierwszy obóz, więc wiem, jak to wygląda. Dziękuję i już nie zawracam głowy.
- Ależ proszę bardzo i powodzenia życzę - odpowiedział, po czym powrócił do przeglądania papierów.

Gravaren opuścił kwaterę Narthana, po czym wybrał się na poszukiwanie namiotu, odwiedziny w magazynie pozostawiając na później. Pamięć miał dobrą, liczyć też potrafił. Nie tylko do dwudziestu, więc znalezienie odpowiedniego rzędu nie sprawiło mu kłopotu. Do namiotu z czterema szarfami również trafił bez problemu. Zdjął jedną szarfę i odsunął udającą drzwi płachtę.
W środku zastał cztery prycze, nawet dość szerokie. Przy każdej, w nogach, stał kufer. Nie zabrakło również stojaków na broń i zbroję, jednak na tym kończył się wystrój namiotu. Nie było tu ani żadnych eleganckich zdobień, puszystych dywanów czy wygodnych foteli. Był to zwykły, żołnierski namiot jakie spotkać można było na froncie.
Gravaren obmacał wszystkie materace, okazało się jednak, iż żaden nie był lepszy od pozostałych. Rzucił więc szarfę na jedną z prycz, stojącą pod tylną ścianą, a do kufra schował swój bagaż.
Nie minęła chwila, a poły namiotu rozsunęły się ponownie, wpuszczając do środka kolejnego lokatora.


Tym razem była to młoda castanca w lekkiej zbroi. Jej długie, białe włosy spływały luźno na plecy. W dłoni trzymała podróżny plecak i łuk. Kołczan przewieszony miała przez ramię.
- Cześć - przywitała się swobodnie, podchodząc do pierwszej z brzegu pryczy i zrzucając na nią swój bagaż, a następnie ruszyła w stronę elfa. - Tanelia - przedstawiła się, wyciągając do niego rękę.
- Gravaren - odpowiedział, do słów dołączając uścisk dłoni. - Miło poznać. Wojowniczka, z nastawieniem na łuk? - spytał, równocześnie omiatając spojrzeniem jej sylwetkę.
- Tak się jakoś złożyło - odpowiedziała, słowa okraszając lekkim wzruszeniem ramion. - Jestem potworną niezdarą gdy w grę wchodzą miecze, topory czy… W sumie cokolwiek innego, a że magii we mnie tyle co na dnie kociej miski zatem… - Puściła do niego oczko i rozejrzała się po wnętrzu namiotu. - Warunki raczej standardowe. Mogło być gorzej - podsumowała.
- Zawsze uważałem, że wyeliminowanie przeciwnika z dystansu jest bardzo rozsądnym rozwiązaniem. - Uśmiechnął się. - Gorzej? Na przykład jedna prycza na dwie osoby? - zażartował.
- Dokładnie - zgodziła się, zaraz jednak dodała. - Chociaż to nie zawsze jest takie znowu złe.
- Wszystko zależy od tego, kto leży obok. - Pokiwał głową. - Czasami ta druga osoba nieźle grzeje...
- Co jest dobre, ale w chłodne dni - potwierdziła, po czym przeciągnęła się i westchnęła. - To… Wybierasz się do magazynu? - zapytała, ruszając już w kierunku wyjścia. - Lepiej się tam pojawić wcześniej niż później bo później można dostać co najwyżej pełne politowania spojrzenie - wyjaśniła, uchylając połę i czekając na jego decyzję.
- Idziemy, zanim się tam zwali cała reszta nowo przybyłych - zgodził się z nię elf.

Zatem poszli. Nie trzeba było szczególnie długo szukać by znaleźć magazyn, a raczej jak się okazało to zwykłą zbieraninę namiotów, a nie solidny budynek. Miejsce to łatwo było poznać także po tym, że zebrał się tam całkiem spory tłumek.
- Zobaczmy co też uda się zdobyć - oświadczyła castanca ruszając śmiało w sam środek tego zgromadzenia.
Elf nie zamierzał pozostawiać jej samej, więc ruszył za Tanelią, trzymając się tuż za jej plecami.
Castanca bez dwóch zdań potrafiła się poruszać w tłumie. Jakimś cudem znajdowała przejścia, luki, wyczuwała chwile w których ktoś się przesunie albo odejdzie. Nie minęło dużo czasu, a już stali przed amanką, która najwyraźniej zarządzała całym tym rozgardiaszem.
- Czego potrzeba? - zapytała ostro, rzucając tylko krótkie spojrzenie na stojącą przed nią parę.
- Narthan mówił, że możemy tu dostać mikstury... - Gravaren delikatnie minął się z prawdą, bez mrugnięcia oka wpatrując się w magazynierkę.
- No tak, tak - zbyła ich machnięciem ręki. - Tamten namiot po prawej. Trzy mikstury leczące i trzy zwracające manę dla rzucających zaklęcia i sześć leczących dla wojowników - poinformowała nieco automatycznym głosem, jakby wygłaszała wyuczoną na pamięć regułkę.
- A gdzie dostać można sprzęt na drogę? - dopytała castaniczka.
- To ten następny - amanka wskazała szponiastym palcem. - O ile coś tam jeszcze zostało - dodała, po czym zakrzyknęła - Następny!
- Chodźmy - zaproponował Daveth. - Idź pierwsza... masz talent - przyznał.
- Skoro tak mówisz - odparła, filuternie odrzucając włosy na plecy i ruszyła przodem.
Przy namiocie z miksturami nie było szczególnie tłoczno. Stojący za ladą popori zapisywał imiona i nazwiska, o ile ktoś te ostatnie podawał, po czym wręczał niewielkie buteleczki mikstur.
- Tanelia i Gravaren - powiedział elf. - Wojowniczka i mag - sprecyzował.
- Dobrze, dobrze - odpowiedział popori. - Już się robi, już, już… Gdzie ja to miałem… O, tu! No, proszę - postawił przed nimi skrzyneczki z miksturami. - Miłego wieczoru życzę - dodał, machając do nich i już zwracając swoją uwagę w kierunku kolejnego chętnego na miksturki.
- Dziękujemy bardzo - odpowiedział Gravaren, zabierając skrzyneczki. - To zabrzmiało tak - powiedział cicho, gdy już odeszli kawałek - jakby dał nam eliksir miłości. - Był wyraźnie rozbawiony.
- Wtedy pewnie by jeszcze podskoczył parę razy - odpowiedziała, chichocząc. - Cóż, oni już tacy są. Jeszcze nie spotkałam przedstawiciela ich rasy który byłby gburowatym pesymistom, chociaż w sumie niewielu ich do tej pory widziałam - przyznała, kierując się do kolejnego namiotu. Tam, za stołem stał młody mężczyzna, który na widok Tanelii od razu się uśmiechnął.
- W czym mogę pomóc? - zapytał, kierując te słowa w jej kierunku, jakby elfa w ogóle nie widział.
- Tanella ma całą długą listę życzeń - powiedział niewzruszony Gravaren.
- Ach tak? W takim razie mam nadzieję, że będzie mi dane je spełnić - odpowiedział, tylko okiem rzucając na Gravarena.
- Tak, tak - potwierdziłą castanca. - Mój partner i ja będziemy potrzebować podstawowego ekwipunku jaki oferujecie. Plecaki, koce, naczynia… Sam wiesz najlepiej - dodała, uwieszając się przy tych słowach ramienia elfa. - Lubimy być dobrze przygotowani na… różne okazje, prawda? - uniosła spojrzenie ku twarzy Gravarena. W jej oczach lśniły psotne iskierki.
- Jak zawsze masz rację, moja droga - odparł. Tym razem on nie zwracał uwagi na młodziana na ladą, skupiając wzrok na castance. - Bez ciebie bym zginął...
- Nie sposób się z tobą nie zgodzić - westchnęła, po czym przeniosła wzrok na nieco zmieszanego człowieka. - W takim razie…
- Tak, tak, już szykuję - prychnął w odpowiedzi i ruszył w stronę skrzyń stojących za jego plecami.
- Słodki z niego dzieciak - skomentowała szeptem Tanelia.
- Znasz go? - jeszcze ciszej spytał Gravaren.
- Znam takich jak on - sprostowała, również nie podnosząc głosu.
- W zasadzie trudno mu się dziwić... - Mówiąc to Gravaren na moment rzucił okiem na biust swej towarzyszki. - Wyraźnie go zaczarowałaś, więc masz w sobie magię - zażartował.
- Żeby tak jeszcze nadawała się do walki… - westchnęła teatralnie, po czym się roześmiała. To z kolei, całkiem jakby faktycznie magii użyła, przywołało młodzieńca wraz z dwoma plecakami, które ze sobą przytaszczył.
- Proszę, oto one - burknął niezbyt grzecznie, chociaż widząc uśmiech castaniczki, ewidentnie do niego skierowany, zmiękł ponownie.
- Zapakowałem wszystko co może się przydać. Koc, naczynia, maści i bandaże, hubkę, krzesiwo, lampę - wymieniał, wyraźnie pragnąć się przypodobać.
- Wspaniale! - wykrzyknęła Tanelia, całkiem jakby jej właśnie chciał worek złota ofiarować. - To niezwykle pomocne, dziękujemy - dodała, biorąc jeden z plecaków.
- Bardzo dziękujemy. Byłeś bardzo pomocny... - powiedział elf, zabierając swój plecak. Co prawda był pewien, że nawet gdyby słowa nie powiedział, to i tak młodzieniec by tego nie zauważył. - Idziemy, skarbie? - zwrócił się do Tanelli.
- Oczywiście kochany - odpowiedziała, puściła jednak oczko młodzikowie zanim opuścili namiot. - Warto trzymać niektóre furtki otwarte - wyjaśniła, zarzucając sobie plecak na ramię.
- Gdybyś była sama, dostałabyś wszystko, co najepsze - uśmiechnął się Gravaren. - A ja będę musiał sprawdzić, czy mi jakichś kamieni nie dorzucił... czy przenośnego piecyka - zażartował.
- Faktycznie, tak może być bezpieczniej chociaż wątpię - stwierdziła wesoło. - W końcu to jego zadanie by wydawać ekwipunek potrzebny drużynom. Gdyby wyciął taki numer to by poniósł konsekwencje - wyjaśniła, śmiało prowadząc ich między namiotami wprost w stronę ich namiotu.
- Niczym ptak wracający do gniazda - powiedział z uznaniem Gravaren. - Przydatny talent - przyznał. Odsłonił płachtę, by Tanella mogła wejść przodem. A przy okazji mógł zobaczyć, że rewers dziewczyny jest tak samo zgrany, jak awers.
Jako że zbroja była dość skąpa mógł dojrzeć całkiem sporo odsłoniętego ciała dziewczyny. Ona sama zdawała się nie zwracać uwagi na ewentualne bycie podglądaną i zwyczajnie podeszła do łóżka na które zrzuciła kolejny ciężar.
- Zwykle faktycznie się przydaje. Nie wiem, jakoś zawsze tak miałam że nie ważne gdzie szłam to trafiałam bezbłędnie - wyznała, siadając na samym brzegu posłania.
- Czyli śmiało mogę iść za tobą bez obawy, że zabłądzę - z na pozór poważną miną powiedział Gravaren, kładąc swój plecak na podłodze. Usiadł na łóżku, przyglądając się castance.
- Co najwyżej zwiodę na manowce - roześmiała się, odchylając nieco i zakładając nogę na nogę. - Zatem, Gravernie, cóż cię sprowadza na tą wyspę?
- No, mogłabyś... - stwierdził. - W przerwie między jedną wojaczką a drugą wybrałem się na poszukiwanie przygód. No i jest do odkrycia kawałek świata, a może i historii, a to jest interesujące. Chociaż z pewnościę niezbyt bezpieczne.
- Biorąc pod uwagę opowieści to nawet bardzo niebezpieczne - potwierdziła wzdychając. - No ale fakt, przygoda to nie byle jaka. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze i uda się przeżyć to… No ale najpierw trzeba przeżyć, a nie gdybać o tym. Słyszałam plotki o jakiś demonach - wyznała, krzywiąc się trochę.
- Też doszły do mnie opowieści o różnych stworach, mniej czy bardziej naturalnego pochodzenia - potwierdził. - W zasadzie powinni nam zrobić mały wykład, nim wyruszymy w lasy i między ruiny - dodał. - [i]Ja w każdym razie mam zamiar pożyć jeszcze trochę. - [i]Uśmiechnął się. - Świat jest pełen przyjemności, z których warto skorzystać, póki ma się siły i ochotę.
- I tu się z tobą zgadzam - pokiwała głową. - Wiesz, zawsze możemy spróbować sami zrobić sobie mały zwiad - zaczęłą kusić.
- Romantyczna randka w cieniu wysokich drzew? - zażartował. - Mimo wszystko proponowałbym poczekać do jutra.
- Oj daj spokój, nie odejdziemy daleko - namawiała dalej. - No i wiesz, blask księżyca i te sprawy…
- Te sprawy w blasku księżyca zwykle kończyły się w łóżku... bynajmniej nie samotnie - odparł Gravaren.
- Oj daj spokój - jęknęła, zaprzestając machania stopą. - Nie jesteś chociaż trochę ciekawy? Co niby mamy tu robić cały wieczór? Nie widziałam żadnych atrakcji - zwróciła mu uwagę.
- Ja widzę jedną, ale pewnie mamy różne gusty - zażartował.
- Bardzo zabawne - przewróciła oczami ale się uśmiechnęła. - No niech ci będzie. W takim razie trzeba będzie załatwić sobie jakieś atrakcje na miejscu. Masz coś na myśli? Jakieś propozycje?
- Chodź, przejdziemy się po obozie, może znajdziemy jakiegoś weterana... A może dostaniemy ciekawego u kupców... chociaż ceny będą pewnie zabójcze. A po kolacji zapraszam na wino... - przedstawił garść propozycji.
- Oj z pewnością ceny powalą nas na kolana - potwierdziła, wstając. - No ale dobrze, dobrze, chodźmy się rozejrzeć - zgodziła się, ruszając jako pierwsza.
Gravaren wstał i poszedł za nią.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-02-2020, 19:26   #14
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację


Po wylądowaniu i przed udaniem się do kwatermistrza
- Cass! Cassira! - ni stąd, ni zowąd Rybka pojawiła się przy castance, zwyczajowo prawie że na nią wpadając - Idziesz też do kwatermistrza? Bo wiesz, tak sobie pomyślałam, może będziemy razem w namiocie. Ty i ja? Będziesz coś ważnego w obozie robić czy puszczać bąki i czekać na wyprawę? Bo ja czekać tylko.
Zasypana pytaniami białowłosa zamarła z półotwartymi ustami. Do kwatermistrza bowiem się nie wybierała. Wszak jak każda doświadczona najemniczka, cały ekwipunek już miała. Może poza jedzeniem i napitkiem.
- Chodźmy. A czego w ogóle potrzebujesz?- zastanawiając się głośno. - Szukać drużyny by się przydało, wiesz… kogoś z kim idzie się na misję i razem nadstawia zadek.
- No tamci, tacy, tacy mówili, że kwatermistrz przydzieli nam namioty - wyjaśniła. - Bo tak to niczego nie potrzebuję.
- No tak. Namioty. Hmm… mogę cię przygarnąć.- dobrodusznie zgodziła się castanka.
- Masz już swój namiot? - zdziwiła się elinka.
- Eeee… nie… - przyznała się pogromczyni wstydliwie.
- Aha… rozuuuuumiem - powiedziała różowowłosa, chociaż tonem jakby nie do końca rozumiała. - No to zobaczmy co tam będzie wolne. Myślisz, że znów będziemy z Okuri, Tyrusem i tym Miłym eee…
- Myślę, że nie…- ucięła tę kwestię Cassira. Castanka wolała mieć odrobinę prywatności, więc duży namiot ją nie interesował.
- Pewnie to byłoby dziwne tak znów na nich trafić - odpowiedziała Lavida. - O jest. Chyba już widzę tego całego kwatermistrza. O tam przed nami. - Elinka nie pokazała palcem.
- Bogowie bywają dowcipni w tych kwestiach.- stwierdziła ironicznie białowłosa, podała dłoń elince i rzekła.- Chodźmy.
Rybka ucieszona z obecnego stanu rzeczy podała castance dłoń i podążyła razem z nią.
Namiot kwatermistrza był nieco większy od pozostałych i bardziej okazały. Gdy podeszły bliżej, przez odsłonięte poły ujrzały że we wnętrzu przebywa starszy człowiek, stojący za stołem. Zapisywał coś właśnie w grubej i nieco podniszczonej księdze, gdy jednak zbliżyły się bardziej, uniósł głowę i przerwał ową czynność.
- Słucham? - zapytał, mierząc obie nieco zmęczonym spojrzeniem.
- Potrzebny jest namiot. Cassira jestem, pogromczyni.- kciukiem castanka wskazała na rękojeść swojego miecza. - A to… Rybka.
- Kapłanka, jeśli to ma znaczenie - dodała elinka - chcemy być razem. W sensie w jednym namiocie.
- Właśnie.- odparła Cass.
- Pogromczyni i kapłanka - mruknął, coś znowu notując. - No dobrze, dobrze, w takim razie… Co my tu mamy… Obawiam się że pojedyncze już zajęte ale… Pomyślmy - mruczał dalej, wodząc palcem raz po księdze, to znowu po mapie. - Wolicie towarzystwo samych pań czy nie przeszkadza wam mieszane? - zapytał uprzejmie, chociaż sprawiał wrażenie jakby już zdecydował gdzie je umieścić.
- Samych pań. Mniej kłopotów wtedy - stwierdziła castanka kierując się swoimi doświadczeniami.
- W takim razie będzie ten - wskazał palcem na mapę. Namiot znajdował się bliżej końca jednego z rzędów. Widniała przy nim cyfra cztery i jedna gwiazdka. - Przy wejściu będzie miał trzy szafirowe szarfy, zdejmijcie dwie. W środku już jest jedna panna ale póki co nie ma żadnego mężczyzny - poinformował.
Pogromczyni przyjrzała się podejrzliwie kwatermistrzowi i spytała ponuro.- Póki… co?
- Tak, dokładnie - skinął głową na potwierdzenie. - Wszak jeszcze jeden statek ma dolecieć, a miejsca mamy limitowane. Może się zdarzyć tak, że jakiś wojownik stanie przed wizją spania pod gołym niebem podczas gdy w waszym namiocie nadal wolna prycz będzie. Wtedy, z oczywistych względów przydzielę go właśnie tam.
- Jakoś nie sądzę, by w kolejnym statku byli tylko mężczyźni.- sarknęła gniewnie castanka i wzruszyła ramionami. A następnie zwróciła się do Rybki.-To idziemy? A potem możemy poszukać Okuri i Tyrusa… i elfa jeśli chcesz.
- Jasne. Chodźmy. Może pan zapisać sobie, że w tym namiocie są same panie a w następnym statku może będzie znów ktoś kto woli tak. Nie ma co, nic jeszcze nie jest przecież przesądzone więc spokojnie - Rybka podjęła próbę pocieszenia castianki i załagodzenia jej gniewnego tonu wobec mężczyzny. Jej doświadczenie mówiło, że lepiej być miłym. Nieżyczliwość często odpłacana jest nieżyczliwością.

- A ten elf, to tylko jeśli ja chcę? Taki ci przeszkadza? - zapytała Rybka, gdy tylko oddaliły się od kwatermistrza.
- Eee… nie… nie przeszkadza. Ni trochę. Nie zapamiętałam jego imienia.- stwierdziła castanka wzruszając ramionami, gdy szły do ich namiotu.- Był miły, ale mężczyźni często są przy mnie mili.
Zerkając dwa skarby uwięzione w jej napierśniku można było zgadnąć czemu… ale castanka wydała się albo tego nieświadoma, albo nie zwracająca na to uwagi.
- To chyba miło, że są mili? Czy niezbyt? W sensie, lubisz chyba jak są mili? - dopytywała się elinka.
- No chyba że stają się namolni, wtedy nie ma znaczenia że są mili.- odparła Cassira i wzruszyła ramionami.- Ten elf, którego poznałyśmy po prostu… nie przypominam sobie, by wyróżniał się na tle innych miłych mężczyzn. Tyrus miał swoją Okuri, więc łatwo było go zapamiętać. I swoje wino. I swoje smuteczki. Elf był… miły i tyle.

Namiot, tak jak kwatermistrz powiedział, miał przy wejściu zawieszone trzy szarfy. Po przekroczeniu jego progu ujrzały cztery prycze, tyleż samo skrzyń stojących w nogach oraz stojaki na broń i zbroję. Jedna z pryczy była już ewidentnie zajęta, chociaż osoby, która ją zajęła nie było nigdzie widać.
Cass zerwała dwie wstążki i jedną podała Rybce.- Ty wybieraj pierwsza, ja po tobie.
Rybce było wszystko jedno która prycza będzie jej. Wybrała pierwszą po prawej stronie. Od razu podchodząc do skrzyni by umieścić tam swoje rzeczy.
Cassira wybrała pryczę naprzeciw i zaczęła tam układać swoje rzeczy. Ostrożnie i z pietyzmem.
- No to… co teraz? Szukamy Okuri? Pewnie się o ciebie martwi.- zapytała.
- Szczerze wątpię - odpowiedziała Lavida - ale nie ma co tu siedzieć, wolałabym się rozejrzeć po okolicy. Może ich przy okazji spotkamy - dodała z uśmiechem.
- Miałam wrażenie, że jesteście bardzo bliskie… Okuri wydawała się bardzo opiekuńcza wobec ciebie.- mruknęła pod nosem castanka poprawiając nadal zapieczętowany miecz na plecach. I dodała głośniej.- No dobrze… możemy się rozejrzeć. Ty prowadzisz teraz.
Rybka skinęła głową z wyrazem zamyślenia na twarzy. Sama zabrała ze sobą nierozłączną z nią laskę kapłańską.
- Zaczęłabym od sprawdzenia gdzie tu można się wysikać, a później gdzie tu można coś zjeść.
- Oraz rozejrzeć się za grupami awanturników, którym przyda się dodatkowy miecz i magia
- dodała swoje pragnienia Cass.
Nie uszły jednak zbyt daleko bowiem gdy tylko wyłoniły się z namiotu o mały włos nie zderzyły się ze znajomą parą, której towarzyszyła także nieznana im kobieta.
- Cycata! Rybka! Tu się ukrywacie - powitała ich Okuri po czym trzepnęła Tyrusa w ramię. - Widzisz, mówiłam że ich znajdę.
- Skoro nazywasz to znalezieniem kogoś…
- skomentował aman, witając obie towarzyszki podróży miłym uśmiechem.
- Hej… wcale nie ukrywamy się.- odparła wesoło Cass i spojrzała znacząco na Lavenę. Bo ta sytuacja tylko potwierdzała jej podejrzenia co do opiekuńczych uczuć Okuri względem Rybki.
Lisia elinka pomachała wesoło do Okuri i Tyrusa.
- Właśnie miałyśmy szukać, wcale nie zgadniesz czego - powiedziała do Okuri. - O, macie nową towarzyszkę?
- Znowu się zsikałaś? - zapytała Okuri, mierząc Rybkę wzrokiem z nieco złośliwym uśmieszkiem na ustach.
- Nawet jeżeli, to nie jest to twoją sprawą - skarcił ją za owe słowa aman, po czym wskazał dłonią na towarzyszącą im kobietę. - Pozwólcie że przedstawię wam Mirin. Mieliśmy już okazję uczestniczyć razem w jednej wyprawie zatem z oczywistych powodów zaprosiliśmy ją, by wraz z nami stworzyła drużynę. A jak z wami? - zapytał, podczas gdy Mirin skinęła im głową na powitanie.
- Nie zsikałam się- odpowiedziała spokojnie Rybka - tylko szukam słodyczy, żeby ci je postawić pod nos i patrzeć jak ci pupa rośnie. - Do słów Tyrusa nie odniosła się, a Mirian skinęła głową.
- Ja jeszcze nie spotkałam nikogo znajomego - odparła z uśmiechem castanka i spojrzała na Mirin wyciągając dłoń w kierunku niej.- Cassira jestem. Jak poznałaś tych dwoje?
- Razem braliśmy udział w ochronie karawany kupca Sejanusa - wyjaśniła Mirin, odpowiadając uśmiechem i podając dłoń.
- Tak, nieźle wtedy dostaliśmy po dupie - przyznała Okuri, najpierw jednak wystawiła język w kierunku Rybki.
- Jednak to była dobra misja. Wiele się wtedy dowiedzieliśmy, a i zapłata była niczego sobie. Oby obecna wyprawa także była udana - wyraził swoje życzenie aman.
- Tak, tak, było minęło - prychnęła Okuri. - To wasz namiot? - wskazała na ten, z którego dopiero wyszły.
- Tak. A wasz gdzie?- potwierdziła i zarazem spytała castanka.
- Tam - Okuri wskazała na namiot stojący między ich, a tym przy którym wisiały dwie purpurowe wstęgi. I z którego właśnie wyłonił się znany im już elf w towarzystwie castaniczki.
Gravaren na widok znajomych twarzy skinął głową, po czym odezwał się do swej towarzyszki, na tyle jednak cicho, by tamta grupka nie mogła go usłyszeć.
- Współpodróżnicy ze statku. Przynajmniej część - sprecyzował.
- W takim razie chodźmy się przywitać - zaproponowała jego towarzyszka i od razu słowa swe w czym wprawiła.
- Witaj Gravarenie - pozdrowił go aman. Okuri ograniczyła się do uniesienia dłoni, natomiast towarzysząca im ludzka kobieta tylko się temu przyglądała, stojąc jakby nieco z boku. Jej uwagę zdawał się przyciągać elf, chociaż i jego towarzyszka została przez nią obrzucona szybkim spojrzeniem.
- Macie już lokum? - spytał Gravaren, po czym przedstawił swych 'pokładowych' znajomych towarzyszącej mu castance. - Tanelia - dokończył prezentację.
- Niezwykle miło mi poznać - Tyrus wyciągnął dłoń, którą to Tanelia ujęła. - Oto zaś są Okuri - wskazywał po kolei swoje towarzyszki. - Lavida, którą także zwią Rybką, Cassira oraz Mirin. Mnie zaś zwą Tyrus - skłonił lekko głowę.
- Całkiem niezła grupa - podsumowała wesoło Tanelia. - Macie jeszcze w niej miejsce na chętnych do dołączenia? - zapytała od razu, puszczając do elfa oczko.
Ten uśmiechnął się do niej w odpowiedzi, jakby sugerował, iż znajomość z nią jest bliższa niż zwykła.
- Nie wiem. Chyba… tak? - stwierdziła Cass. W sumie nie byli jeszcze awanturniczą grupą, choć castance było akurat wszystko jedno w tej kwestii.
- Chyba? - Gravaren z lekkim rozbawieniem spojrzał na Tyrusa, który zdał mu się najrozsądniejszą osobą z całej tamtej grupy. A Cass tylko wzruszyła ramionami w odpowiedzi, bo w sumie… jeszcze nikt nie wyszedł z inicjatywą formowania grupy awanturników.
- To może od razu zdecydujemy, czy możemy razem podziałać? Jako jedna grupa? - zaproponował elf. - Dysponujemy magią i mieczem... znaczy łukiem - poprawił się, przepraszającym uśmiechem obdarzając Tanelię.
- A myślicie, że możemy sami o tym decydować i nie będzie przydziału? Takiego wiecie odgórnego? I chcielibyście… - Rybka zawahała się.[ - Mnie też w takiej grupie?]
- Z pewnością, kapłani są bardzo cennymi członkami drużyny.- pocieszyła ją Cassira.
- Jeśli stworzymy swoją grupę - powiedział Gravaren - to nikt nie powinien się w to wtrącać. Mam wrażenie, że już na statku tworzyły się jakieś grupy. A kapłan, jak mówiła Cassira, jest cenniejszy niż skrzynka mikstur.
- Oczywiście, że nie będzie problemu z tym żeby uznali naszą drużynę - zapewniła Tanelia. - I jak nic zgadzam się z Gravarenem w kwestii kapłana. Mikstury są dobre ale nic nie zastąpi natychmiastowego leczenia bez konieczności robienia przerwy w walce. Tym bardziej, że czasami zwyczajnie takiej przerwy nie da się zrobić.
- Jeżeli zgłosimy ów fakt dowódcy obozu, nie powinni nam robić problemów - potwierdziła Mirin.
- W takim razie postanowione - podsumował sprawę Tyrus. - Teraz tylko pytanie czy chcecie tam iść razem czy wolicie żebym sam załatwił sprawę?
- Chyba nie musimy się tam pchać wszyscy razem - powiedział Gravaren. - Poza tym są jeszcze inne sprawy do załatwienia. Pobraliście już ekwipunek i mikstury?
- Ja mogę pójść z tobą, by załatwić tę sprawę.- odparła Cass zwracając się do Tyrusa.
- Wymyślcie jakąś ładną nazwę - powiedział elf, zanim aman zdążył odpowiedzieć na propozycję Cassiry.
- Nie jestem pewien czy nazwa będzie konieczna - roześmiał się Tyrus. - I oczywiście, z chęcią przyjmę twoje towarzystwo Cassiro - zwrócił się do castaniczki.
- No tak, od zawsze wiedziałam że wolisz cycate - prychnęła Okuri, zakładając rękę na rękę i spoglądając na amana z wyraźnym wyrzutem w oczach.
- Nie zaczynaj - ostrzegł w odpowiedzi, chociaż się uśmiechnął, tyle że najpierw odwrócił głowę by elinka nie była w stanie tego uśmiechu dostrzec.
- Możesz iść z nami Okuri.- stwierdziła beznamiętnie Cassira.- Jeśli się boisz o jego... bezpieczeństwo.
- Phi… nie mam zamiaru, może sobie robić co chce - prychnęła, unosząc nosek o kilka centymetrów w górę.
- Nie zwracaj na nią uwagi Cassiro, przejdzie jej jak tylko dostanie coś słodkiego - poradził Tyrus, mierzwiąc przy tym włosy elince, która odskoczyła jakby ją jadowity wąż zaatakował.
- To zabierz, Tyrusie, obie panie do dowódcy obozu - zaproponował Gravaren - a my się zajmiemy Rybką i Mirin. Co wy na to? - Spojrzał na wymienione panie.
- Mi tam obojętnie, nie muszę iść do dowódcy. Wolę odwiedzić toaletę - powiedziała Rybka. Szkoda było jej się rozstawać z Cassirą, miała wcześniej nadzieję, że razem rozejrzą się po obozie, jednak załatwianie jakiś formalności u dowódcy było poza jej zainteresowaniami.
- Tanelia ma talent do wynajdywania różnych pożytecznych miejsc. Pomożemy ci w poszukiwaniach - zaproponował elf.
- Pewnie, nawet wiem już gdzie takowe są - zapewniła Tanelii, puszczając oczko do Rybki.
- No dobrze, w takim razie chodźmy Cassiro - Tyrus zwrócił się do castaniczki, ignorując prychania Okuri, która najwyraźniej poczuła się zignorowana.
- No to… Chodźmy poszukać tych łazienek. Może przy okazji znajdziemy i łaźnię - dodała Tanelia, ruszając w stronę przeciwną do tej, w którą ruszyła pozostała trójka.
- Łaźnia? Popieram... - stwierdził elf, podążając za Tanelią.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 04-02-2020, 22:02   #15
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
PORA KOLACJI - NOC PRZED LĄDOWANIEM - MESA

Po zapoznaniu się ze swoimi współpasażerami, Faran ruszył na wieczorny posiłek do mesy. Po dwóch godzinach ponownego wprawiania się na bongu, żołądek dawał o sobie znać. Miał zamiar też przyjrzeć się, kto miał stanowić trzon wyprawy.
W mesie, jak to w mesie, było tłoczno, gwarno i jak na wyprawę z której mogło się nie powrócić, całkiem wesoło. Rozglądając się mógł dostrzec, że na miejscu zebrali się przedstawiciele każdej rasy, włączając to baraka. Wyjątkowo dużo było castaniców, sporo elinek ale i tak dominowali ludzie. Dostrzegł paru współbraci i sióstr, nie tworzyli oni jednak żadnej grupy, a siedzieli lub stali co najwyżej po dwoje. Przedstawiciele poporich zajęli jeden stół tylko dla siebie. Było ich dość sporo ale to akurat nie dziwiło, biorąc pod uwagę ich zdolności w kierunku mechaniki. Co jak co ale takie osoby z pewnością były niezbędne gdy chciało się zaznaczyć swoją obecność na nowym terenie.
Pomimo tłoku, nie brakowało wolnych miejsc. Można się było przysiąść, można było porozmawiać, zapoznać… Możliwości było wiele.
Mistyk nałożył sobie strawy i przysiadł do jednego z mniej zapełnionych stołów, z dala od jakichkolwiek baraka. Co prawda byli w sojuszu, ale niechęć i brak zaufania między rasami były na tyle głęboko zakorzenione, że nie miał ochoty na bliższe z nimi kontakty. Rodakom skinął głową w powitaniu. Popori zakwalifikował jako dość głośne, ale nieszkodliwe obecnie zbiorowisko. Pora była zająć się jedzeniem, po żołniersku.
Niestety jedzenie, a przynajmniej jedzenie w spokoju, nie było mu dane. Nie minęła dłuższa chwila, a na miejscu obok jego własnego, wylądował talerz z jadłem. Talerz ów, o czym aman przekonał się gdy tylko zwrócił swe oblicze w lewo, należał do przedstawicielki rasy elin. Znanej mu już, chociaż tylko z krótkiego widzenia.



Dziewczyna, pomimo tego że była wewnątrz statku, miała na sobie czarny płaszczyk z kapturem. Ten ostatni był częściowo narzucony na głowę, zapewne w celu ukrycia tożsamości właścicielki. Niestety, biorąc pod uwagę to, że nie naciągnęła go głębiej, nie spełniał swej roli zbyt dobrze.
- Można? - zapytała już w trakcie siadania.
- Można panienko Hime.- Skinął głową mistyk, kontynuując jedzenie. Właśnie dlatego zawsze starał się jeść jak wygłodzona larwa, która dopadła świeże liście, dzięki temu mógł zjeść przynajmnej trochę.
Zamarła na chwile, wyraźnie zaskoczona.
- Jak…? Znasz mnie? Skąd? - wyrzuciła z siebie pospieszne pytania, opadając na ławę z impetem sugerującym, że właśnie siły ją opuściły.
- Próbowałaś mnie stratować, kiedy wsiadałem na statek - Wzruszył ramionami. Uszy ci wystają, po tym was najłatwiej rozpoznać. Dodał po chwili, gdyby nie była pewna, w jaki dokładnie sposób ustalił jej tożsamość.
- Wystają? - zdziwiła się tym faktem bardziej niż słowami tyczącymi ich pierwszego spotkania. - O nie… Nie zauważyłam… - jęknęła, szybko poprawiając kaptur, a następnie rozglądając się po mesie. - Będę miała przechlapane jak mnie tu znajdą - wyznała. - I… Nie bardzo rozumiem o co chodzi z tym tratowaniem.
- Mówisz? Za co? Wpadłaś na mnie z rozbiegu, to wszystko, nic co wziąłbym sobie do serca. Nie jesteś wielka, nic mi nie groziło. - Odpowiedział Krut, przerywanymi, urywanymi zdaniami. Prawie już skończył jeść, to robił o wiele szybciej niż mówienie.
- Nie pamiętam - mruknęła pod nosem, zabierając się za jedzenie. - Nie powinnam sama zwiedzać statku - wyznała po chwili, pochylając się nisko nad talerzem. - Tyle że siedzenie w kajucie jest takie nuuudne - jęknęła z impetem odkładając widelec. - Nie po to wyruszyłam na tą wyprawę żeby siedzieć zamknięta i nie zobaczyć niczego poza wnętrzem przydzielonych mi pomieszczeń. To głupie!
- Jeśli będziesz krzyczeć, szybciej cię znajdą. Tylko po to się wybierasz na wyprawę? Na wyspie na pewno nie będziesz zamknięta w kajucie. Cel siedzący w miejscu łatwiej trafić. - Powiedział przechylając głowę i przyglądając się dziewczynie.
- Raczej łatwiej kontrolować - odburknęła zniżając głos. - Na wyspę z kolei szybko nie zejdę bo niebezpiecznie więc… Coś robić muszę - dodała z wyraźnie brzmiącym w głosie buntem. - Tobie też by się nie podobało jakbyś musiał siedzieć cały czas w kajucie i wychodzić tylko w towarzystwie ochrony. Ale nie, możesz sobie chodzić gdzie chcesz. Ja też tak chcę… O! Wiem! - nagle się ożywiła, wbijając w amana pełne radosnej nadziei spojrzenie. - Może będę się mogła schować w twojej kajucie, a jak im się znudzi szukanie to razem wybierzemy się na zwiedzanie wyspy! - zaproponowała, niemal podskakując na siedzeniu.
- Po to lecisz na wyspę, zwiedzać? Ja lecę szukać brata. Był w pierwszej ekspedycji. Oczy amana zwęziły się lekko, jakby nie był zbytnio zadowolony powodem, dla którego elinka pakuje się w niebezpieczną wyprawę. - W mojej kajucie jest już dwoje współlokatorów, ale można ich zapytać, czy nie będziesz im przeszkadzać. Odparł po chwili zastanowienia, w końcu dziewczyna pragnęła odrobiny wolności, to akurat mógł bardzo dobrze zrozumieć.
- Naprawdę?! - pisnęła z radości, na tyle głośno że w ich kierunku odwróciło się parę głów. - Wspaniale! Idziemy? Gdzie jest twoja kajuta? I dlaczego tam już ktoś jest? To twoi przyjaciele? - zalała go lawiną pytań, najwyraźniej całkiem ignorując osobiste wynurzenie amana.
- Bo to kajuta wieloosobowa. - Odparł krótko Faran i wstał dopiwszy piwo. Gestem zasugerował dziewczynie by też wstała i ruszyła za nim, po czym skierował się w stronę kajuty.
- Wieloosobowa? To takie są? Muszą być ogrooomne - stwierdziła z wyraźną fascynacją, szybko podążając za Faranem. - Czyli ile ma pomieszczeń? Cztery? Pięć? Trzy? - zaczęłą dopytywać, drepcząc za nim. Spod płaszcza wystawał jej koniuszek ogona, poruszający się w rytm zadawanych pytań.
Jedną. - Odparł mistyk mniej więcej w połowie drogi do kajuty, oglądając się za siebie, czy dziewczyna nadąża za jego krokami, chociaż było to zbyteczne, wystarczyło jej posłuchać i wiedziało się, gdzie jest. Był niemal pewien, że ochrona dziewczyny, a może kobiety, bo z nimi nigdy nie było wiadomo, właśnie w taki sposób zwykle ją znajdowała.
- Jedną? - przystanęła na chwilkę zaskoczona. - To niemożliwe. W jednej byłoby za mało miejsca. A gdzie salon? Łazienka? Musi być więcej pomieszczeń. Nie mówisz chyba że będziesz spał razem z jeszcze dwoma osobnikami i to w jednym pokoju?! - niedowierzanie wyrażone było dość głośno, tak że kilka głów ponownie zwróciło się w ich kierunku, a jedna para nawet przystanęła by na nich popatrzeć.
Faran przystanął i obrócił się w stronę Hime i pochylił by spojrzeć jej prosto w oczy. Nie ma salonu, łazienka jest wspólna na korytarzu, tak w tym samym pomieszczeniu, piętrowe łóżka. Nadal zainteresowana? - Powiedział cicho i ruszył ponownie w kierunku kajuty.
- To okropne! - wykrzyknęła po chwili. Widać musiała się otrząsnąć z szoku, w jaki ją wprawił. - Tak nie można! To… Czekaj, czekaj, idę - i jak rzekła tak zrobiła, powracając do boku amana, czy raczej do podążania gdzieś za jego plecami. - To okropne ale ciekawe, a to już wystarczy - oświadczyła.
Do kajuty dotarli bez niespodzianek. Nigdzie nie było widać ochroniarzy szukających małej podopiecznej. Wewnątrz Faran zastał tylko jednego ze współlokatorów, wysokiego i szczupłego człowieka o wygolonej głowie i dwuręcznym mieczu opartym o wezgłowie jego łóżka.
- Znajoma? - zapytał. Miał bardzo cichy i chrapliwy głos.
- Znajoma.- Potwierdził Faran i rozejrzał się po kajucie. -Została nam jakaś wolna koja? - Powiedział cicho. Zaczynał dochodzić do wniosku, że dziewczyna potrzebowała małego wstępu do życia niebogaczy. Wyspa z tego co wiedział, była bardzo niebezpieczna, a to oznaczało, że kilka rewolucyjnych myśli, łamiących standardy myślenia elinki, mogło uratować jej życie na dłuższą metę.
Mężczyzna wskazał na tą, nad łóżkiem Farana.
- Jeszcze nikt się nie zgłosił a to oznacza, że już się nie zgłosi - poinformował. Było go nieco trudno zrozumieć bowiem wraz z kolejnymi słowami chrapliwość głosu się zwiększała. - Silas - przedstawił się, zwracając do elinki. Ta jednak stała jak rażona piorunem. Jej wzrok błądził po nagich ścianach, po prostych posłaniach, po niczym nie przysłoniętym oknie i równie nagiej co ściany, podłodze.
- O jejku - westchnęła. - Nie żartowałeś… Jedno pomieszczenie… - mówiła, jakby wciąż nie mogła uwierzyć. - O jejku...
- Wszystko z nią w porządku? - zapytał Silas, nieco zaniepokojony.
Taaaak. Ma problem ze zmianą spojrzenia na świat. Prawda Himajo? Powiedział, odtstnie słowa kierując do Hime, miał nadzieję, że zrozumie, że nie warto zdradzać prawdziwego imienia, jeśli jej szukają. -Co się dzieje z twoim gardłem, wszystko w porządku? Mogę jakoś pomóc? - Spytał mężczyznę.
Ten w odpowiedzi machnął ręką zbywając sprawę.
- Stara przypadłość, nie przejmuj się - dodał, po czym przeniósł spojrzenie na elinkę. - To trochę zły czas sobie wybrałaś - skomentował, nadal wykazujący pewne oznaki obawy, chociaż znacznie mniejsze.
- To… To gdzie będę spać? - zapytała Hime, powoli widać otrząsając się z szoku. Istniała spora szansa na to że nie zauważyła że Faran użył nieco innego imienia zwracając się do niej.
- Tu na górze. - Wskazał dziewczynie wolną pryczę nad sobą. - Jak wolisz, masz pod ręką mistyka, który chwilowo nie ma żadnych niedobitków do składania do kupy. Więc jeśli zmienisz zdanie, daj znać. - Aman zaśmiał się ponuro.
- Zapamiętam, chociaż raczej na przyszłość - dodał mężczyzna, siadając na łóżku. - To twoja pierwsza wyprawa, Himajo? - zapytał elinkę, najwyraźniej uznając że Faran jest bardziej doświadczony.
Hime w odpowiedzi pokiwała głową. Zdawało się że gdzieś zgubiła swoją wcześniejszą żywiołowość.
- Nigdy jeszcze nie wybrałam się na taką wyprawę. Co najwyżej gościnne odwiedziny w zamkach czy posiadłościach - wyznała, podchodząc do łóżka. Przez chwilę przyglądała się drabince, która prowadziła na górę po czym ostrożnie zaczęła się wspinać na górę.
- Zamkach? - Silas uniósł brwi zdziwiony.
- Dziewczyna cierpi na koneksje, co poradzić. - Rzucił Faran, sadowiąc się na swojej koi. Czego się ostatnio nauczyłaś i co chcesz robić na wyspie? Zapytał, kierując głowę w górę, ku dziewczynie.
Akurat w chwili, w której przechodziła z drabinki na łóżko przez co dojrzał nieco więcej niż wypadało.
- Cały czas uczę się czegoś nowego - wyznała, sadowiąc się w końcu wygodnie. - Na wyspie zaś będę przebywać jako oficjalna przedstawicielka Pory Elinu - poinformowała, ostrożnie badając wytrzymałość posłania. Zapewne, gdyby sufit był wyżej, zaczęłaby w tym celu skakać.
Silas zagwizdał głośno.
- Jasne, koneksje - skomentował, z coraz większym zainteresowaniem spoglądając na Hime.
Faran milczał przez chwilę, zastanawiał się czy celowo podminowywała jego wysiłki, żeby dać jej chwilę spokoju, czy jedynie była faktycznie nieświadoma. -Taaaak, koneksje jak wspominałem, co poradzić. A ty Silasie, co cię ciągnie na wyspę? - Zaciekawił się mistyk.
Mężczyzna odchrząknął wyraźnie nie przekonany słowami amana.
- Złoto, a cóż innego - odpowiedział. - Za coś żyć trzeba, a ta ekspedycja wydaje się być dobrym sposobem na zarobek - dodał, opierając plecy o ścianę.
- To nie wystarczy poprosić żeby ci złoto przynieśli? - zapytała jak najbardziej poważnie, Hime. - Albo żeby ci przynieśli to czego potrzebujesz. Wyprawa na wyspę to… To zabawa, a nie praca - elinka zdawała się kompletnie nie rozumieć o co chodzi.
- Ech, to tak działa tylko dla ciebie. My, zwykli śmiertelnicy, musimy na nie zapracować, albo wywalczyć. Kiedy ostatnio rozmawiałaś z kimś nie ze swojej świty lub rodziny? Poza dzisiejszym wieczorem. - Zapytał bez ogródek Krut. Nie był pewien, czy dziewczyna do tej pory faktycznie żyła jak w innym świecie, czy była trzymana pod kloszem, jak rzadka roślina, czy ptak.
- Kiedy? - Pytanie to wyraźnie ją zdziwiło ale i zmusiło do zastanowienia. Usiadła, opierając stopy o szczeble drabinki. - Dziś rozmawiałam z Titusem - poinformowała. - Zanim statek wyruszył. Był na mnie strasznie zły, że wybiegłam na pokład. Powiedział, że to było nierozsądne - poskarżyła się. - I spotkałam Sejanusa! Nie widziałam go od bardzo dawna - kolejna skarga towarzyszyła tym słowom. - Titus nie przepada za nim, chociaż nigdy mi nie powiedział dlaczego. Podsłuchałam kiedyś jak pokojówki ze sobą rozmawiały i wydaje mi się że chodzi o coś związanego z córką Titusa ale nie udało mi się usłyszeć wystarczająco dużo bo mnie Lestrin nakryła i przepłoszyła pokojówki - i jeszcze jedna skarga.
- Powiedział ci może, czemu to było tak nierozsądne? Poza obowiązkami, które masz pełnić na wyspie. - Zastanawiał się w jak duże kłopoty się pakował, pomagając dziewczynie zdobyć odrobinę wolności. Czy była rozkapryszoną księżniczką w zbyt ciasnej klatce, czy członkinią jakiegoś rodu, którą ktoś na przekór jej samej próbował uszczęśliwić. Obie opcje nie wydawały mu się właściwe, ale w końcu był amanem, dla nich wolność była potrzebna do życia jak innym tlen. Z innej strony, chronienie pewnych osób było konieczne, czy tego chciały, czy nie, ich śmierć albo porwanie mogły wprowadzić zbyt wiele zamieszania.
- Ponieważ zrobiłam to bez ochrony i do tego przed odlotem - wyjaśniła. - Miałam się nie pokazywać ale… W kajucie było taaaaak nuuudno - jęknęła. - Siedziałam tam już drugi dzień. Ile można? No to w końcu się wymknęłam - dodała butnie, jakby oczekując nagany.
- Z tym brakiem ochrony się nawet mogę zgodzić, zwłaszcza, jeśli twoja obecność tu miała byc tajemnicą, tu raczej nikt cię nie będzie szukać póki co. - Mruknął głośnawo.
- Dokładnie taką mam nadzieję - wyznała.
- Gorzej jak jednak zaczną - ponuro zauważył Silas. - I ją znajdą. Nie wiem jak ty ale mnie oskarżenie o porwanie jakoś nie interesuje.
Ucieczka, może, ale porwanie, nieszczególnie. Dajmy jej uciec na jedną noc z pozłacanej klatki, przed lądowaniem się zobaczy co dalej. - Powiedział Faran, zaczynało wychodzić na to, że dziewczyna jednak nie znajdzie spokojnego schronienia na noc, ale to się jeszcze miało okazać.

I faktycznie, przez jakiś czas było cicho i Hime bawiła się w najlepsze wypytując Silasa, Farana, a później także Zika, trzeciego z lokatorów. Pytania były najróżniejsze. A to o życie, to znów o walkę, trochę o rodzinę. Każda odpowiedź zdawała się ją dziwić. Niemal każdą trzeba było dodatkowo tłumaczyć. Wydawało się, że elinka pochodzi z kompletnie innego świata, w którym nawet tak proste rzeczy jak słanie łóżka, zdobywanie jedzenia czy chociażby ubieranie się, robiono w zupełnie inny sposób.

W końcu jednak rozległo się pukanie do drzwi.
- O nie… - jęknęła Hime i szybciej niżby ją o to podejrzewać można było, zeskoczyła z łóżka i skryła się w kącie.
- Teraz będzie wesoło - wychrypiał Silas, a Zik potwierdził skinieniem głowy.
Aman kiwnął głową i wstał by otworzyć drzwi. Uśmiechnął się ponuro i otworzył. - Tak? - Zapytał po prostu i zerknął kogo tam niesie.
Na korytarzu stała złotowłosa elfka odziana w ciężką, białą zbroję zdobioną złoceniami. Z jej ramion zwisał biały płaszcz. Była to piękną kobieta i zapewne gdyby się uśmiechnęła wyglądałaby jeszcze piękniej. Niestety, sądząc po minie, na uśmiech nie było co liczyć.
- Poszukuję młodej panny z rodu elin. Złote włosy, lisie uszy i ogon, odziana w białą szatę i być może mająca na sobie czarny płaszcz z kapturem. Czy mogę wejść i sprawdzić tą kajutę? - Mimo iż było to pytanie, to jednak ton głosu sugerował że nim jednak nie było.
-Nie mam nic przeciwko, a kto jej szuka i czemu? - Zapytał aman, nie ruszając się z miejsca i zasłaniając swoją postacią drzwi. -Ta lisiousza ma jakieś imię, lub ty? - Dodał powoli, jakby po chwili namysłu. Jego wzrok prześlizgnął się po figurze elfki wyłącznie w poszukiwaniu oręża.
Orężu widać nigdzie nie było za to nie miał on problemu z dostrzeżeniem niezadowolenia na twarzy kobiety.
- Jej ochrona - poinformowała, odpowiadając na pierwsze pytanie. - Jej imię to Hime, mojego nie musisz znać. Mogę wejść teraz lub przyjść później wraz resztą towarzyszy i kapitanem - ostrzegła.
-Chcesz mi powiedzieć, że spuściłaś powierzoną ci w ochronę osobę z oka i nawet nie chcesz powiedzieć, kto o nią pytał, jakbyś była porywaczką, która nie chce pozostawić po sobie śladu choćby fałszywego imienia? Powiedziałem, że nie ma problemu, żebyś weszła, ale chcę wiedzieć kim jesteś. - Odparł Aman powoli jak zawsze, nie śpiesząc się. Domyślał się, że elfka była tym, za kogo się podawała, ale zawsze lepiej było mieć wątpliwości.
- Jestem Lestrin Allevere z rodu Vellinerów - odpowiedziała, chociaż po chwili i z wyraźną niechęcią. - Oficjalnie przydzielona do ochrony księżniczki Hime z Pory Elinu. Czy to wystarczy bym mogła sprawdzić to pomieszczenie? - dodała z nutą sarkazmu.
- Tak. - Całkowicie poważnie odpowiedział mistyk i odsunął się na tyle, by wpuścić elfkę do pokoju.
- Dziękuję - odpowiedziała, chociaż wdzięczności w tym słowie nie było żadnej. Zaraz też wkroczyła do kajuty i ignorując pozostałych lokatorów, zaczęła wzrokiem przeczesywać pomieszczenie.
- Hime, wiem że tu jesteś - powiedziała w końcu twardym głosem w którym pobrzmiewała groźba. - Jeżeli wyjdziesz teraz to może zapomnę o tym incydencie.
- Aaaaleee Leeestrin… - rozbrzmiał pełen rozpaczy jęk dobiegający z kąta kajuty. - To taaaakie nuuudne - jękliwy głosik kontynuował. - No i Faran pozwolił już mi tu zostać. Przecież chyba nic się…
- Wystarczy tego młoda damo - elfka dość brutalnie przerwała owe jęki i stanowczym krokiem ruszyła w stronę, z której dobiegały. - Przynosisz wstyd swoim siostrom. Takie zachowanie nie przystoi osobie o twojej pozycji. Gdyby nie to, że wyraźnie zabroniono mi używać siły to przez najbliższy tydzień nie byłabyś w stanie usiedzieć na tyłku - kontynuowała, jednocześnie łapiąc za płaszcz i podnosząc do góry odzianą w niego elinkę. - Teraz przeprosisz za kłopoty, podziękujesz za gościnę i grzecznie udasz się do swojej kajuty - rozkazała.
- Aleee…
- Żadnego ale - przerwała jej elfka, z wyraźną wprawą doprowadzając odzienie Hime do odpowiedniego stanu i stawiając ją przodem do zebranych w kajucie mężczyzn.
- Przepraszam - jęknęła elinka głosem wyraźnie wskazującym na to, że jest bliska płaczu. - I dziękuję… za gościnę - dodała, mnąc w dłoniach lisi ogon.
W czasie, gdy elfka prowadziła swoją tyradę, Faran zamknął drzwi i oparł się o nie plecami, zakładając ramiona na szerokiej klacie. - Ja mam kilka ale. Która to kajuta z rzędu, w której szukasz? Ile osób wie, jak wygląda Hime, poza jej zwykłymi towarzyszami, na tyle, żeby rozpoznać ją po samym opisie? Czy uważasz, że ktoś realnie chce jej zaszkodzić na okręcie? - Głos mistyka był powolny i monotonny. - Jeśli na pierwsze pytanie odpowiedziałaś tak… to ktoś może jej szukać twoim tropem, skoro jest w stanie ci umknąć tak łatwo, to ty jesteś tą, która się wyróżnia. Kontynuuj swoją szopkę wzdłuż korytarza, pytając dalej, jakby jej jednak tutaj nie było. Potem przyjdź sama, albo przyślij kogoś innego. I zapukaj pięć razy, wpuścimy tą osobę od razu, bez żadnego dodatkowego hałasu. Jeśli koniecznie chcesz ją przetransportować do jej kajuty. Możesz też zostać do rana. - Aman w końcu zamilkł, chociaż chwilę zajęło wyłapanie, że nie ma już nic do dodania chwilowo.
Przez chwilę wyglądało na to, że elfka ma bardzo dużą ochotę na to by amana zaatakować. Opanowanie gniewu zajęło jej trochę czasu, w którym to Hime w najlepsze się rozpłakała. Kobieta zdawała się jednak nie zwracać na to uwagi.
- Nie jestem jedyną, która jej szuka. Są inni, a to, że akurat mi się poszczęściło oznacza jedynie, że znam jej zwyczaje lepiej. Księżniczka nie może zostać tu przez noc. Jej obowiązki wymagają tego by znalazła się w kajucie, moim zaś obowiązkiem jest ją tam dostarczyć. Nie wiemy czy i jakie niebezpieczeństwo grozi jej na okręcie, jednak biorąc pod uwagę zróżnicowanie przebywających na nim osób, nie mamy zamiaru ryzykować. Teraz pozwól że opuszczę to pomieszczenie. Wraz z Hime - dodała, na wypadek gdyby nie było to wystarczająco jasne.
- Przynajmniej minimum rozsądku. Uważaj na siebie na wyspie Hime, a wy jeśli macie jej zapewnić bezpieczeństwo i jej pilnować, to to zróbcie, albo znajdźcie kogoś, kto da radę. - Ostatnie słowa były bardziej podobne do warknięcia i skierowane w kierunku elfki. Dopiero po nich otworzył drzwi na korytarz, sprawdzając najpierw, czy nikogo na nim nie ma.
- Na szczęście to już nie będzie ode mnie zależeć - odpowiedziała elfka, poganiając Hime, która wyraźnie chciała jeszcze się pożegnać z pozostałymi.
- Jak to…? - pisnęła elinka, wyraźnie sama zdziwiona tym faktem.
- Później - syknęła Lestrin, wyraźnie tracąc resztki cierpliwości.
- Paapaaa - księżniczka zdołała tylko pomachać Faranowi. Elfka pożegnałą się milczeniem.

- Niezła szopka - mruknął Silas, kręcąc głową.
- Widać faceta jej brakuje - podsumował Zik, wyciągając z torby flaszkę. - To kto ma ochotę na przepłukanie gardła?
Niedopieprzone arystokratyczne elfki… z przyjemnością się napiję. Prawdopodobnie za dzisiejszy wybryk poleciała ze stanowiska, dlatego nie chciała zostać. - Sarknął Faran i sięgnął po flaszkę, żeby solidnie golnąć. Po czym złapał się na chwilę za rogi i sięgnął do plecaka, wyciągając dwie fiolki i dając po jednej każdemu ze współpasażerów po jednej. - [i]Lecznicze, wyczarowane na pokładzie, więc potraktujcie to jako zdrowy toast/i] - Uściślił, gdyby nie byli pewni, co jest w środku i sam sięgnął po jedną.
- Będzie dobre by uniknąć kaca - roześmiał się Zik i skinął głową w ramach podziękowania.
- No, to jak nic dobry sposób - zgodził się z nim Silas i także przyjął ofiarowaną miksturę. - Zatem tym się parasz… Dobrze wiedzieć jakby się nam trafiło w jednej grupie ruszyć - dodał, samemu też sięgając do torby. Najwyraźniej każdy z nich przede wszystkim wyposażył się w alkohol.
- Gotowaniem też jak trzeba, ale na froncie woleli mnie bardziej za to, że potrafię czasem kogoś poskładać. - Odparł mistyk, zastanawiając się po co sięgnie kolejny towarzysz podróży.
Tajemnica została dość szybko odkryta. Silas bowiem wyciągnął niewielką baryłkę. Jakim cudem zmieściła się w jego torbie nadal jednak pozostawało pytaniem bez odpowiedzi.
- Nie patrzcie tak na mnie - odburknął. - To co można wyłudzić z magazynu to szczyny, a to co dobre pewnie będzie fortunę kosztować więc się sam zaopatrzyłem. Dobre, domowe - poinformował wyjmując do tego wkręt zakończony kranikiem. - Mój ojciec się tym zajmuje,a wcześniej jego ojciec i tak dalej. Ja do destylacji talentu nie mam więc ruszyłem na wojaczkę - zakończył tłumaczenie, przede wszystkim dlatego że mu głos całkiem już posłuszeństwa odmówił.
- Ja tam narzekać nie mam zamiaru - Zik uniósł dłonie w górę, w obronnym geście. Widać było że mu się oczy zaświeciły na widok baryłki i że nie mógł się już doczekać by spróbować trunku, który wewnątrz siebie kryła.
Aman skinął głową i wyciągnął swój osobisty kufel. -Masz rację, chociaż istnieje szansa, że znajdziemy pozostałości po poprzedniej wyprawie. Chociaż wolałbym, gdybyśmy znaleźli tych, którzy brali w niej udział. - Powiedział aman i wzniósł kuflem toast.
- Plotki głoszą, że wszyscy zginęli - podzielił się swą wiedzą Zik, także nadstawiając kufel.
- No, podobno nawet Elleon padł trupem i teraz będą szukać jego ciała - dodał Silas. - Chociaż wszystkim wiadomo, że to czego naprawdę szukają to magia, zwoje i cóż, ziemię którą można zawłaszczyć - dodał, rozlewając złoty trunek do kufli.
- Jeśli poprzednią wyprawę zdziesiątkowano, to pomysły o zagrabieniu ziemi są mżonką. Ale… - Aman przez chwilę się zastanawiał, czy się podzielić swoimi dość poszlakowymi wieściami. -Powiedzmy, że miałem sen, że niektórzy przeżyli. W tym mój brat. Czy nadal żyją, nie wiem, ale to zdaje się bardzo zdradliwe miejsce. - Powiedział w końcu Faran.
- Że zdradliwe to chyba wszyscy wiedzą - podsumował Zik. - Wiesz, poprzednia to chyba byli głównie uczeni i tylko paru wojaków do ochrony. Nie wiem dokładnie bo nie informowali otwarcie, tak tylko słyszałem - wyjaśnił, upijając solidny łyk.
- Tak, tak wieści głoszą - potwierdził Silas i już miał coś dodać, gdy rozległo się delikatne pukanie do drzwi.
- Mój… - Faran miał zamiar coś powiedzieć, ale przerwał gdy usłyszał pukanie. Odstawił kufel i wstał by otworzyć drzwi. [i]- Tak?[i/] - Powiedział otwierając drzwi.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 04-02-2020 o 22:08.
Plomiennoluski jest offline  
Stary 04-02-2020, 22:04   #16
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację

Najwyraźniej miał szczęście do elinek, oto bowiem kolejna stanęła przed nim. Tym razem była to białowłosa, białoucha i białoogoniasta panna z rodzaju wilkopodobnych. Odziana w czarno-białą szatę skłoniła się lekko po czym przemówiła.
- Proszę wybaczyć najście. Nie widział panicz przypadkiem jednej z moich sióstr? Ma złote włosy i należy do rodzaju lisowych. Może sprawiać wrażenie delikatnie nadpobudliwej - dodała, unosząc głowę ku górze by przynajmniej spróbować spojrzeć swojemu rozmówcy w twarz.
Niestety, porwała ją stąd Lestrin Allevere z rodu Vellinerów, ale tak, była tu. - Powiedział westchnieniem aman. - jest po prostu jak zamknięta w klatce, jak małe dziecko głoda wiedzy nie nadpobudliwa. A jeśli faktycznie porwała, a nie została jej przydzielona do ochrony, to rozszarpię tą elfkę na strzępy. - Odpowiedział aman, starając się zapamiętać szczegóły wyglądu elinki.
- Proszę się nie denerwować, paniczu - odpowiedziała, na wszelki wypadek robiąc krok w tył. - Panienka Lestrin została przydzielona mojej siostrze do ochrony jej osoby w trakcie podróży statkiem - wyjaśniła uprzejmie. - Niestety, moja siostra lubi czasem płatać figle, przez co wyprowadza nieszczęsną panienkę Lestrin z równowagi. Nie rozumiem jednak co panicz ma na myśli mówiąc o zamknięciu w klatce - dodała, a jej wilcze uszy pochyliły się nieco do przodu, jakby chciała mieć pewność że dobrze wszystko usłyszy.
- Chcesz wejść? Nie ma co rozmawiać w drzwiach. - powiedział Faran, odsuwając się i zapraszając elinkę do środka gestem. - Nie paniczu, jestem Faran, możesz mi mówić po imieniu i patrzeć prosto w oczy. - Dodał męzczyzna.
- Dziękuję paniczu - odparła, wbrew temu co jej zaproponował, a następnie wkroczyła do kajuty, rozglądając się z ciekawością. Gdy dostrzegła pozostałych lokatorów, dygnęła wdzięcznie.
- Miło mi paniczów poznać. Mam nadzieję, że wieczór mija wam w przyjemnej atmosferze. Jestem Rils - przedstawiła się, tym razem łapiąc za dół szaty i wykonując pełny ukłon.
- Miło poznać. To Silas i Zik. Odnośnie twojej siostry, chodziło mi głównie o brak rozeznania w tym, co dzieje się na zewnątrz, wśród zwykłych obywwteli sojuszu. To wszystko, mam nadzieję, że jej to nie zaszkodzi w przyszłości. Proszę siadać, mamy jeszcze jakiś kubek na ten zacny produkt twojego ojca? - Rzucił Aman, sadowiąc się na skraju swojej koi, tak, by było miejsce usiąść.
- Tak, tak - odpowiedział Silas, zdając się być nieco zaskoczony i zaraz zaczął grzebać w swojej torbie.
- Dziękuję paniczu Silasie. To będzie dla mnie zaszczyt móc spróbować wyrobów twego ojca - zwróciła się do łysego wojaka, a następnie podeszła by usiąść obok Farana. Poprawiła szatę tak, by zlikwidować fałdy i przysłonić kolana.
- Tego także nie rozumiem, paniczu Faran. Jej wysokość Hime jest przedstawicielką Pory Elinu, jedną z naszych księżniczek. Z tego także powodu jej znajomość świata sięga znacznie dalej niż którejkolwiek z nas. Jako nasza reprezentantka miała już okazję bywać zarówno na dworach szlacheckich jak i na froncie. Jest także doświadczoną kapłanką - dodała, odbierając od Silasa kubek. - Dziękuję, paniczu Silasie - pochyliła głowę po czym grzecznie upiła drobny łyczek.
-Może tylko udawała, może zaś to, że ograniczała się do dworów i frontu, sprawiło, że poza tym czuje się jak w klatce, albo jest jak kocie, które jest ciekawskie wszystkiego, albo… ktoś ją kontroluje zbyt mocno, na co powinnaś zwrócić uwagę. Nie wiem, jestem tylko prostym wojakiem, no, prawie prostym. Za zdrowie twoje, i waszej księżniczki. - Powiedział aman wznosząc ponownie swój kufel.
Zarówno elinka jak i pozostali spełnili ów toast.
- Moim zadaniem jest jedynie strzec jej osoby w trakcie tej wyprawy. Jeżeli ktoś narzuca księżniczce coś, czego nie powinien… Obawiam się paniczu, że nie będę w stanie zbyt wiele zdziałać. Przekażę jednak tą informację pozostałym członkom drużyny. Być może nasz dowódca będzie chciał się tym zainteresować - obiecała.
- No, szkoda by było bo dziewczyna jak nic pełna życia - wtrącił się Zik, który najwyraźniej zdążył już odzyskać język.
- O ile nie udawała - dopowiedział swoje Silas, powtarzając za amanem.
-O ile… ale miejmy nadzieję w niewiniewinność, są takie momenty, gdzie tylko ona może nas obronić. Kto jest waszym dowódcą? - Zapytał żywo zainteresowany mistyk.
- Panicz Narsh - poinformowała, ruchem głowy odmawiając Silasowi, który chciał dolać jej trunku. [i]- On i panienka Sintri dowodzą naszą grupą.
- Hmm, a jaka będzie twoja rola na wyspie? I co się stanie z elfką? Stwierdziła, że Hime, to już nie jej problem.[/] -Zapytał Faran.- Panienka Lestrin pozostanie w obozie i przejmie dowodzenia ochroną jednego z kupców - wyjaśniła uprzejmie. - Moją zaś rolą jest i pozostanie ochrona panienki Hime. Chyba że panicz Narsh zdecyduje inaczej - dokończyła wyjaśnianie, po czym upiła drobny łyczek.- Zatem nie jesteś jedną z jej pokojówek? - zapytał Zik.- Nie, paniczu - potwierdziła Rils. - Hmm przekonamy się, jakie będą efekty. Widzicie, miałem rację, straciła fuchę, temu taka oziębła była - zaśmiał się delikatnie wstawiony aman. -Może to wyjdzie jej na zdrowie. - Powiedział mistyk, nie wiadomo czy o księżniczce, czy elfce.Rils sprawiała wrażenie nieco zaskoczonej tym komentarzem.- Panienka Lestrin jest doświadczoną wojowniczką i z pewnością doskonale się spisze - poinformowała, upijając kolejny łyk. Na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce.- Nie wątpimy, nie wątpimy - pokiwał głową Zik, chociaż nic nie wskazywało na to by dawał wiarę własnym słowom. - Może po prostu trafiła na godną przeciwniczkę - Silas stanął, aczkolwiek w niezbyt gorliwej obronie Lestrin.- Doświadczenie w boju, to coś innego niż ochrona danej osoby. Natomiast, ile macie lat, ty i księżniczka się znaczy. - Zapytał Faran.- Hej, to niegrzecznie tak pytać o wiek - zwrócił mu uwagę Zik, któremu najwyrażniej napitek uderzył już do głowy.- Ależ nie widzę nic złego w chęci zdobycia takiej informacji - odezwała się Rils. - Ja jestem jeszcze bardzo młoda, mam jedyne dwadzieścia pięć lat. Księżniczka jest o wiele ode mnie starsza, ma sto dwadzieścia - poinformowała, ponownie przykładając usta do brzegu kubka. Ze zdziwieniem jednak stwierdziła, że naczynie jest puste. - Oj… - cofnęła dłonie, czerwieniąc się bardziej.- Się panienka nie martwi, mamy dość zapasów - poinformował ją Silas, dolewając zanim zdołała go powstrzymać.- Dziękuję paniczu - skinęła mu głową, chociaż nie uniosłą kubka ponownie do ust, a jedynie trzymała go na podołku. Aman zagwizdał z wrażenia słysząc o wieku lisiouchej. -No, to ciekawa różnica wieku. Może w takim razie, to znudzenie dworskim życiem? - Filozoficznie zapytał Faran, dumając nad tym, czy Hime faktycznie mogła mieć tyle lat.- Nie mnie to oceniać, paniczu - odpowiedziała, skromnie pochylając głowę. - Moim zadaniem jest tylko dbanie o bezpieczeństwo i likwidacja zagrożeń - wyjaśniła. Ogon, biały i puchaty stwór, raz po raz miział siedzącego obok amana zdradzając dobry nastrój jego właścicielki. - Jakbym ja żył tyle lat to też bym się już chyba zaczął nudzić - stwierdził Zik, spoglądając na Rils z nowym zainteresowaniem.- No, po takim czasie to już tylko takie atrakcje jak ta wyspa do której lecimy mają jakiś urok - zgodził się Silas. Aman zastanowił się przez chwilę nad słowami elinki oraz pozostałych. Musiał się do pewnego stopnia zgodzić. - Więc skoro jest w takim wieku, to kto jest ją w stanie ograniczać lub kontrolować? Jeśli jesteś jej ochroną, to akurat tobie oceniać i ją poznać, żebyś zawsze wiedziała, do czego jest zdolna i od czego ją należy chronić, a od czego w zasadzie nie trzeba, a czasem sie nie powinno. - Powiedział z wolna Faran.- Tą wiedzę posiada panienka Sintri - wyjaśniła Rils. - Jeżeli ona dojrzy niebezpieczeństwo wtedy ja się nim zajmę. Chyba że będzie bezpośrednie, jak na przykład atak potworów. Wtedy nie będę potrzebować instrukcji. To nie jest moja pierwsza misja tego typu - dodała, po czym nieco ciszej zdradziła - Tylko druga. -Uczymy się całe życie, a i tak wszystkiego się nie dowiadujemy, nie jesteśmy bogami, nawet oni wszystkiego nie wiedzą, inaczej nie byłoby wojen między nimi, bo wiedzieliby jaki, będzie wynik. - Powiedział z uśmiechem mistyk.- Nie mnie to osądzać - stwierdziła Rils, powracając do picia drobnymi łyczkami.- Nikt nie jest doskonały - podsumował Silas. - Trzeba po prostu radzić sobie z tym co się ma akurat pod ręką i liczyć, że to wystarczy.- Dokładnie - zgodził się Zik, chociaż sądząc po kierunku, w którym wędrowało jego spojrzenie, zdecydowanie nie o sprawy filozoficzne mu chodziło. Widząc spojrzenie Zika aman wyszczerzył się ordynarnie na chwilę, był w stanie zrozumieć jego zapędy i potrzeby. - Zgadzam się, a co ci osądzać Rils? - Zapytał elinkę.
- Poziom zagrożenia, poziom umiejętności, szanse na powodzenie akcji - wymieniła, odhaczając kolejne palce. - Tak mnie szkolono - dodała, uśmiechając się szeroko.
- Tylko w tym cię szkolono? - odważył się na dość dwuznaczne pytanie Zik.
- No… To znaczy nie, nie tylko w tym paniczu Zik - odpowiedziała, sprawiając wrażenie nieco wystraszonej tym, że rozpoczęła odpowiedź w sposób niewłaściwy. - Szkolono mnie także we wszystkim co powinna wiedzieć osoba będąca osobistym ochroniarzem przedstawicieli wyższych sfer.
- I to widać - potwierdził Silas. - Wystarczy cię posłuchać, co nie? - zwrócił się z pytaniem do pozostałych, nie omieszkując rzucić karcącego spojrzenia Zikowi.
-Zdecydowanie tak. Podejrzewam, że Hime, nie miałaby nic przeciwko temu, żebyś przez chwilę chociaż, korzystała z życia. Sama lubi, kiedy tylko ma okazję, z tego co zauważyłem. Bez tego stajemy się martwymi duszami, a tego nikomu nie życzę, zbyt łatwo można się zatracić. - Mędrkował przez chwilę mistyk, zastanawiając się jak pozytywne słowa odbierze wilczoucha.
- Nie powinnam - zwiesiła głowę. - Chociaż faktycznie, słyszałam już taką opinię to jednak ciężko wyzbyć się tego, czego się uczyło przez lata. Czasami jednak… - zanim dokończyła, umykające z ust słowa zostały zatrzymane przez dłoń. - Nie powinnam tak mówić. Proszę o wybaczenie, paniczu, zapomniałam się - pochyliła głowę jeszcze niżej, tym razem wyraźnie składając ukłon, chociaż nie wstała.
- Oj nie przesadzaj Rils - machnął dłonią Silas. - Jesteś wśród przyjaciół, nie masz się czego obawiać.
- Właśnie. Czasem po prostu trzeba sobie pofolgować bo inaczej się pęknie, a wtedy i tak nic dobrego z człowieka nie ma - potwierdził Zik.
-Czasem trzeba odnaleźć kim się tak naprawdę jest, a potem się tego trzymać, bez tego bywa ciężko. To, czego nas uczą, to jedno, ale jeśli zabija to w nas to, kim lub czym jesteśmy, to już niewybaczalne. Jesteś sobą, nieskończenie perfekcyjnym snem tytanów, jak cała Arborea, jeśli twoje podstawowe ja nie karmi się złem, krzywdą bliźnich czy ich cierpieniem. Dlaczego miałabyś się sprzeciwiać woli bogów i być kimś innym niż jesteś? Obowiązki to jedno, własne życie, to coś zupełnie innego.- Wyrzucił z siebie Faran niczym natchniony, zupełnie jakby to nie on mówił.
- Ja… - pokręciłą jednak głową, przerywając. - Jestem tym, kim mam być - zapewniła, spoglądając na amana z uśmiechem. - Jest mi z tym dobrze. W ochranianiu, w służeniu znajduję spokój, paniczu. Znajduję go także w walce. Nie potrzebuję więcej - zapewniła, upijając łyk. - Przyznaję, że niekiedy nieco zbyt mocno ograniczam swoją naturę jednak nie uważam tego za coś złego. I niestety, nie potrafię przekazać o co mi chodzi w sposób tak dostojny jak panicz. Jestem tylko narzędziem w rękach tych, którzy swobodnie pływają wśród tajników tego świata.
- No, jak to nie było dobre przedstawienie myśli to nie wiem co miałoby być. Jesteś pewna że nie masz w sobie, poza duszą wojownika, także i duszy poety? - zapytał Silas, uśmiechając się do niej przyjaźnie i popijając z kubka.
- Pewnie, pewnie… Wszystko dobrze ale bawić też się trzeba - upierał się przy swoim Zik, ewidentnie mając w tym własny interes.

- Jeśli jest ci z tym dobrze, niech będzie, ale czasami nie można się ograniczać. Tylko tyle powiem w tym temacie. - Rzucił aman po wypowiedzi elinki. Chwilowo nie wiedział, co mógłby powiedzieć więcej, więc jedynie upił nieco trunku z kufla.
- Właśnie! - z ochotą zgodził się Zik, korzystając z tego że znalazł poparcie. - Życiem trzeba się cieszyć bo w dzisiejszych czasach nie wiadomo kiedy się może skończyć. A już z pewnością powinna się nim cieszyć taka śliczna panienka jak ty - dodał, biorąc jedno z krzeseł stojących przy stole i stawiając je obok łóżka amana, tak by móc usiąść z drugiej strony elinki.
- Wcale nie uważam żebym była jakoś szczególnie ładna - odpowiedziała, rumieniąc się aż po koniuszki uszu.
- Ależ wręcz przeciwnie - zaprzeczył, sięgając dłonią do ogona dziewczyny.
- Oh… - jęknęła, cofając się w stronę Farana i rozlewając nieco alkoholu na swoją szatę.
Zik prowadził końskie zaloty, do których dziewczyna zdecydowanie nie była przyzwyczajona, ale atmosfera była już zdecydowanie rozluźniona. Odstawił więc swój kufel i postanowił wyciągnąć bongo, żeby dodać lekkiego akompaniamentu mijającemu wieczorowi. - Każdy ma swoje własne odczucia i punkt widzenia, niekoniecznie zgodny z twoim, ale to, że niekoniecznie zgodny z twoim, nie oznacza, że jest zły. Najczęściej trzeba się po prostu zastanowić. - Tak jak chwilowo się zastanawiał, czy nie zaproponować Silasowi małego spaceru, ale dziewczyna chyba nie była gotowa, lub chętna, na takie harce.
- Tak… Zapewne panicz ma rację - wyjąkała, poprawiając się na łóżku, w widoczny sposób przybliżając do amana kosztem rozochoconego wojaka.
- Oj no nie uciekaj - nie ustępował Zik, ponownie próbując pochwycić ogon. - Zawsze chciałem zobaczyć czy faktycznie są tak miękkie na jakie wyglądają.
- Daj panience spokój, Zik - wtrącił się Silas. - Gołym okiem widać, że nie ma na takie zabawy ochoty. Poza tym najpierw byś poprosił. I może nie zapominał że ta dama zajmuje się likwidowaniem celów i raczej zdjęcie kogoś takiego jak ty nie sprawi jej większego problemu - dodał ostrzeżenie.
- Jasne, jasne - parsknął Zik. - Przecież to dziewczę nawet broni przy sobie nie ma. Poza tym bez jaj, jeszcze żadna mi się nie oparła - wypiął dumnie pierś.
- Bo im za to płaciłeś - zwrócił mu złośliwie uwagę Silas, śmiejąc się w najlepsze.
-Panowie, bez takich wycieczek, bo się Rils spłoszy, zamiast cieszyć się odrobiną swobody. - Powiedział mistyk uśmiechając się lekko i wybijając leniwy rytm prawą dłonią. -Zazwyczaj wypada najpierw pytać o takie rzeczy, to prawie tak, jakby ciebie ktoś za ogon złapał, tylko nie z tej strony, bez pytania i z nagła. - Faran nie był do końca pewien, czy to porównanie podziała.
- O ile jest to śliczna panienka to jakoś nie mam nic przeciwko - niestety, najwyraźniej nie zadziałało, a jak już to odwrotnie od tego co zamierzał osiągnąć. Zik ani myślał sobie odpuścić. Alkohol szumiał mu w głowie w sposób nader widoczny. Po prawdzie to żadne z zebranych nie było już w pełni trzeźwości umysłu, Rils w to włączając.
- Nie powinno się dotykać ogona bez pozwolenia, paniczu Zik - poinformowała Rils, wtulając się już i to dosłownie, w Farana i łapiąc w dłonie ogon dla jego ochrony. - To… To nie jest odpowiednie zachowanie. Ogony są… One są… Są bardzo czułe - wydukała w końcu.
- Słyszałeś? Odpuść panience - Silas pofatygował się do tego by wstać, chociaż nieco chwiejnie.
- A jak nie odpuszczę to co? - zapytał zadziornie Zik.
- No to wtedy pójdziesz grzecznie spać - wychrypiał Silas, uśmiechając się niezbyt przyjaźnie.
Aman pokiwał głową z lekką wesołością. - Ale nie przejmuj się, gdyby ci się to przydarzyło, zadbałbym rano o twój ból głowy. Jednak dopiero rano. - Jego palce zaczęły wybijać nieco szybszy rytm na bongu. Zdawało się, że zbliżała się pora, by odprowadzić Rils do jej kajuty, mimo, że nie było wcale tak późno.
- Nie wtrącaj się - warknął Zik, nad którym alkohol w pełni już przejął panowanie. - Nikt mi nie będzie mówił co mam robić - warknął do Silasa.
- To nie mówienie co masz robić tylko próba przywrócenia ci zdrowego rozsądku - wyjaśnił spokojnie pogromca, zaciskając pięści.
- Proszę przestać - próbowała ich powstrzymać Rils. - Tak nie wypada. Towarzysze broni nie powinni stawać naprzeciw siebie.
- Ty siedź cicho - syknął w odpowiedzi młodzik, także zaciskając pięści i ewidentnie szykując się do walki.
- Mam go uciszyć? - zapytała szeptem elinka, słowa te kierując do Farana.
Aman skinął głową, mówiąc tylko jedno słowo. - Tak. - Reszta była zbyteczna. Miał nadzieję, że obędzie się bez ciężkich obrażeń, ale był swiadom, że istniały sposoby uśpienia kogoś, bez krzywdzenia go na dłuższą metę. Podejrzewał, że Zik był tak pijany, że rano nawet by nie pamiętał co się stało, gdyby oberwał kułakiem między oczy.
Ledwo skończył mówić, a już było po wszystkim. Rils jakimś sposobem w jednej chwili znalazła się na plecach Zika i korzystając z kubka uderzyła go w bok głowy, a następnie odbijając się od niego wykonała obrót w powietrzu i wylądowała na czworaka przy drzwiach. Zik jeszcze przez chwilę stał, po czym zwalił się z hukiem na podłogę.
-Głupiec. - Powiedział tylko mistyk, podnosząc nieprzytomnego Zika i próbując ułożyć go na koi, oraz przykryć kocem. -Szkoda, że alkohol tak na niego działa. Przepraszam za niego. - Powiedział w zamyśleniu Faran, wracając na koję i biorąc ponownie bongo do ręki. -Dziś przynajmniej dowiedzieliśmy się, by nie folgować sobie z ogonami elinek i nie pleść głupot. - Dodał z ponurym półuśmiechem.
- Przepraszam, to nie powinno mieć miejsca - z westchnieniem odezwała się Rils, wstając i otrzepując szatę. - Mam nadzieję, że nic mu nie będzie. Co prawda to nie było ostrze ale i tak możliwe jest, że doznał obrażeń które będą wymagać pomocy ze strony kapłana - wyznała z wyraźną skruchą.
- Nie przejmuj się nim, to on powinien przepraszać - Silas pokręcił głową. - I fakt, to dobra nauczka na przyszłość. Lepiej nie folgować sobie bez pytania, szczególnie z młodymi pannami, które dorosłego faceta są w stanie powalić jednym ciosem - dodał, siadając i wracając do sączenia napitku ze swojego kubka.
-Silas ma rację, powinien się cieszyć, że ma wszystko na miejscu. Jeśli będzie trzeba, poskładam go rano do kupy. Niekoniecznie bezboleśnie. - Mężczyzna wzruszył ramionami. -Nie rozumiem, czemu uważasz, że powinnaś za to przepraszać. - Rzucił w miarę spokojnie mistyk, wracając do wybijania swobodnego rytmu.
- Nie był moim wrogiem ani nie stanowił zagrożenia dla nikogo, kogo ochraniam. Nie powinnam w ten sposób atakować innych. Niestety, wcale nie czuję się z tym źle - wyznałą, wracając na swoje miejsce przy Faranie. - Ładnie grasz, paniczu - pochwaliła, zmieniając temat.
- No, nie zgorzej - pokiwał głową Silas, dopełniając kubek elince. Tym razem nawet chyba nie zwróciła na to uwagi.
-Staram się wrócić do formy, ale dziękuję. A jemu się akurat w tym stanie należało. - Powiedział Faran, nie przestając grać. -Przy muzyce można medytować, lub się relaksować, tym razem proponuję to drugie. - Dodał
- Właściwie to powinnam już wracać - wyznała, jednak nie sprawiała chętnej do tego by wstać i wyjść.
- Przecież dopiero co panienka przyszła - zdziwił się Silas, chociaż jego poczucie czasu bez dwóch zdań dyktowane już było wypitym trunkiem.
- Mimo to lepiej będzie gdy wrócę - upierała się elinka, tym razem wstając.
- Nie zatrzymujemy oczywiście, chociaż miło by było, gdybyś mogła nam jeszcze dotrzymać towarzystwa. - Fakt, że szumiało mu lekko w głowie, że w zasadzie najlepiej by było, gdyby się położył spać, ale czasem trudno było sobie odmówić dobrego towarzystwa.
- Niestety, nie powinnam - odpowiedziała z żalem. - Jeżeli zbyt długo mnie nie będzie, może się okazać, że moi towarzysze zaczną mnie szukać. Nie chcę im sprawiać problemu. Dodatkowo powinnam także sprawdzić co z księżniczką - poinformowała, a następnie złożyła głęboki ukłon najpierw Faranowi, a następnie Silasowi. - To była prawdziwa przyjemność móc spędzić z wami te chwile. Mam nadzieję, że wkrótce podobna okazja się powtórzy. Życzę wam spokojnej nocy - dodała, prostując się.
- Wzajemnie, panienko, wzajemnie - odpowiedział Silas, wstając nawet przy tym i pochylając głowę. Był to jednak ruch dość sztywny, jakby jego ciało dopiero musiało przypomnieć sobie coś, co kiedyś pamiętało.
- Szkoda, ale spokojnej nocy. - Powiedział aman i wstał, pochylając głowę. Zdawało się, że wypadałoby podsumować wieczór i pójść spać, chociaż niechętnie się żegnał z wilczouchą, to jednak był świadom, że nie jest w najlepszym stanie.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 05-02-2020, 21:19   #17
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Przed namiotem dowódcy


Tyrus zdawał się wiedzieć dokładnie gdzie znaleźć dowódcę. Nie było to także takie znowu trudne. Wystarczyło wzrokiem poszukać najokazalszego namiotu i ruszyć w jego kierunku.
- Zastanawia mnie jakie zadanie nam jutro przydzielą - wyraziła swoje zainteresowanie Okuri, wyjątkowo zapominając przy tym dorzucić jakąś złośliwość.
- Jestem pewien, że cokolwiek to będzie, pozwoli nam na wykazanie się. Każdemu z nas - dodał Tyrus, nie sprawiając przy tym wrażenia zniechęconego taką wizją. - Co sądzisz na ten temat Cassiro? Nie możesz się doczekać walki czy wolałabyś aby nam przydzielono coś prostszego? - zapytał castaniczki, ponownie ignorując swoją małą towarzyszkę, która owe pytanie ozdobiła prychnięciem.
- Hmmm…- zamyśliła się castanka rozważając te pytanie.- Walkę wolałabym. Zdecydowanie walkę. Ale nie będę narzekała bez względu na rodzaj zadania. Dopóki będą płacić.
- Jestem przekonany, że nie zaniechają wypłacania żołdu - wyraził swą opinię Tyrus.
- A nawet jeżeli, to zawsze możesz dorobić w inny sposób - dodała Okuri, nad wyraz złośliwie. Jej towarzysz tylko pokręcił głową, wyraźnie nie mając już nawet sił na to, by łagodzić skutki niewyparzonego języka dziewczynki.
- Zazdrościsz że, bo ty byś nie mogła? Nie martw się… kiedyś może urośniesz… - odparła równie złośliwie Cass i zmierzyła wzrokiem elinkę.- Chociaż nie… raczej nie ma na to szans.
- Phi… I dobrze… Kto by chciał nosić ze sobą takie wory tłuszczu - odbiła pałeczkę Okuri, mierząc biust castaniczki pełnym złośliwości spojrzeniem. - Podrygujące, przysłaniające widok, wyłażące ze zbroi, wory tłuszczu - ciągnęła dalej, a przynajmniej do chwili, w której Tyrus nie położył swej szponiastej dłoni na jej głowie.
- Wystarczy - powiedział tylko, mierząc elinkę wzrokiem, w którym pobłyskiwały iskry gniewu.

Na szczęście, dla niej samej zapewne, Okuri nie zdążyła odpowiedzieć bowiem znaleźli się przed połami namiotu dowódcy i o mały włos nie zderzyli z wychodzącą z niego kobietą.


- Oh… - zatrzymała się gwałtownie, wyraźnie zaskoczona tym, że ktoś tamował jej przejście.
- Proszę wybaczyć - pierwszy zareagował Tyrus, co bez dwóch zdań było korzystniejsze niż gdyby zrobiła to jego mała towarzyszka. - Nie chcieliśmy pani przestraszyć.
- Ależ nic się nie stało - zapewniła, odsuwając się by zrobić im miejsce.
- Nic… to dobrze…- dodała z uśmiechem castanka, po czym zwróciła się do Tyrusa. -Lepiej ty to załatw. Byłoby głupio gdybyśmy się kłóciły na oczach przywódców wyprawy.
- Ja idę z Tyrusem. Ktoś musi przypilnować żeby czegoś nie schrzanił - Okuri ani myślała zostawiać towarzysza samemu. - Ty możesz popilnować wejścia - dorzuciła szpilę wymierzoną w kierunku Cassiry i ruszyła przodem.
- W końcu jej przejdzie - ni to obiecał, ni to zapewnił aman i rzuciwszy jeszcze castaniczce pełne przeprosin spojrzenie, ruszył za elinką.
- Słodka para - podsumowała nieznajoma, spoglądając za nimi.
- Zazdrośnica z niej. Tylko nie wiem o co. Nie jestem zainteresowana jej Tyrusem… cóż… nie w TEN sposób - wyjaśniła Cass i spojrzała na nieznajomą. Wyciągnęła dłoń do powitania mówiąc.- Cassira.
- Val - przedstawiła się, przyjmując podaną dłoń. Miała dość silny uścisk ręki. - Być może sama twoja obecność stanowi dla niej problem, a może po prostu traktuje tak każdego. Podejrzewam, że dla niego też nie jest niczym miód z mlekiem - dodała, po czym się roześmiała. - No ale ciekawa z nich para, muszę przyznać. Stanowicie drużynę? - zapytała z wyraźnym zainteresowaniem, lustrując przy tym postać castaniczki uważnym spojrzeniem.
- Tak. Od niedawna. Zebrała się nam całkiem liczna grupka.- wyjaśniła pospiesznie Cass równie zakłopotana tym spojrzeniem co zaciekawiona. Więc sama przyjrzała się białowłosej wojowniczce o filigranowej urodzie, która to maskowała jej siłę.
Kobieta, poza widoczną gołym wzrokiem zbroją, miała także zawieszone na plecach rękawice wzmocnione metalem. Poza nimi nie widać było żadnej innej broni. Wzrostem dorównywała Cassirze, chociaż bez wątpienia nie dało się tego powiedzieć o rozmiarach ich klatek piersiowych.
- To dobrze, przynajmniej nie przypiszą was do losowej zbieraniny osób o niewiadomym poziomie umiejętności, z którymi najpewniej byście zginęli lub co najmniej doznali poważnych ran - podsumowała, jak nic mówiąc z własnego doświadczenia.
- Tak naprawdę to jeszcze nigdy miałam okazji sprawdzić ich w walce. Poznaliśmy się na statku. No… ale jest jeszcze z nami Rybka. To taka miła elinka… kapłanka.- odparła z uśmiechem Cass i spytała Val.-A ty ruszasz ze… znajomymi?
Kobieta pokręciła przecząco głową.
- Nie, wstępnie przydzielono mnie do grupy mającej ochraniać jakąś arystokratkę. Nie wydaje się to takie złe dopóki owa panna będzie się słuchać i nie wytnie jakiegoś numeru. Później pewnie sama poszukam sobie jakiejś grupy - wyjaśniła, po czym dodała. - Kapłan w drużynie to podstawa. Nie wygląda na to byście nie dali rady sprostać przeciwnikom. O ile to dobra kapłanka, oczywiście - sprostowała, zapewne także mówiąc z własnego doświadczenia. - Do którego namiotu was przydzielono? - zapytała po krótkiej chwili.
Cass pospiesznie zabrała się za wyjaśnianie który to namiot zamieszkują z Rybką. A po przedstawieniu tej informacji rzekła.
- To pewnie będzie łatwa robota i bardzo… reprezentacyjna. Takie pilnowanie arystokratki. Może i Tyrus zapewni nam podobne zadanie.
Kobieta nie odpowiedziała tylko przez dłuższą chwilę przyglądała się Cassirze.
- Aha… To… W sumie jesteśmy współlokatorkami - poinformowała, zanim owa cisza stała się niezręczną. - No a co do zadania to kto wie, może trafi się wam coś podobnego. Trochę tu przyleciało tych, którzy mają za dużo wpływów i złota i do tego zbyt wygórowane mniemanie o sobie. Szansa jakaś jest.
- Byle nie były jak Okuri, bo nie utrzymam języka za zębami.- zaśmiała się Cassira również wodząc zamyślonym spojrzeniem po postaci Val. By w końcu rozpromienić się na twarzy i rzec.- Cieszę że będziemy dzielić namiot. Polubisz Rybkę, jest tak słodką elinką, że chce się ją tulić do siebie.
- Cóż, postaram się jakoś powstrzymać przed tym tuleniem - roześmiała się wesoło. - Chociaż słyszałam że lubią jak się je głaszcze po ogonach. To jakaś forma ich ulubionej pieszczoty czy coś w tym stylu. I uszy, nie można zapominać o uszach - podzieliła się swą wiedzą podchodząc bliżej i szepcząc konspiracyjnie.
- Nie wiedziałam.- wyszeptała równie cicho Cass nie wiedząc jak się zachować w takiej sytuacji, jak i dlaczego zaczerwieniła się mocno na policzkach.
- No to już wiesz - odpowiedziała Val, klepiąc Cassirę przyjacielsko po ramieniu. - Tylko lepiej najpierw zapytać czy wolno, bo niektóre bywają dość przewrażliwione na tym punkcie.

- Na jakim punkcie? - w rozmowę wdarł się znajomy głos. Z namiotu wyszła najpierw Okuri, a zaraz za nią Tyrus.
- Wszystko załatwione - oświadczył. - Oficjalnie jesteśmy członkami jednej drużyny.
- Jjakkiej nazwy ?- wydukała zaskoczona Cass, jakby została przyłapana na czymś nieodpowiednim. Odetchnęła głęboko nabierając wraz z powietrzem nieco opanowania. I zwróciła się do Tyrusa.- Jakie miano ma mieć nasz oddziałek ?
- Napęczniałe balony - odpowiedziała Okuri, mierząc wzrokiem biust Cassiry i wrednie chichocząc.
- Cóż, próbowała - przyznał Tyrus, starając się nie śmiać zbyt otwarcie, czego nie dało się powiedzieć o Val. - W końcu jednak skończyło się na tym, że dowódca Lam wpisał nas jako grupę Tyrusa - poinformował, sprawiając przy tym wrażenie jakby nie czuł się szczególnie komfortowo z tym, że to jego imię wylądowało w nazwie.
- Wiem wiem… marzysz o nich, by je dotknąć...- odparła Cass nachylając się ku Okuri, poruszyła biodrami wprawiając w falowanie w swoje krągłości uwięzione pod zbroją.- ... ścisnąć, a najlepiej mieć dla siebie… pewnie dlatego tylko o moim biuście gadasz.
Zapomniała przy tym, że nie są tu z elinką same.
- Zabieraj te wymiona ode mnie! - pisnęła Okuri, cofając się i chowając za amanem, który próbował jednocześnie zachować powagę, nie spoglądać w dekolt Cassirze i pilnować by nikt inny też tego nie robił. Val za to ani myślała grzecznie wzroku odwracać.
- W jednym mała ma rację, są ogromne - podsumowała całą sprawę, bezczelnie wlepiając spojrzenie w owe krągłości.
- No… są duże. - zaczerwieniła się nagle Cass prostując pospiesznie. I dodała do Okuri. - A ty… nie licz na dostęp do nich. Możesz sobie tylko popatrzeć.
Następnie zwróciła się do Val chwaląc.-Twoje też są… ładne.
- Wiem - kobieta parsknęła śmiechem w odpowiedzi, po czym roześmiała się całkiem widząc minę Okuri, która sprawiała jakby miała zaraz albo się rozpłakać, albo wybuchnąć, albo jakby bardzo szybko musiała biec do toalety. Tyrus uznał najwyraźniej że najbezpieczniejszym wyjściem będzie się nie odzywać.
- Jeśli mamy dalej gadać to może nie o suchych pyskach. Co powiecie na odwiedzenie miejscowej jadłodajni. Może i jakiś trunek w niej podają?- zaproponowała dobrodusznie Cass.
- Najpierw by wypadało resztę zebrać - przypomniał o ich istnieniu Tyrus.
- Ja się z chęcią przyłączę - zgodziła się Val, której najwyraźniej towarzystwo odpowiadało.
- Może jak wrócimy pod namiot to już tam będą czekać bo nie wiem jak wy, ale ja nie mam pojęcia gdzie tu kuchnia jest - wtrąciła swoje cztery grosze Okuri.
- Możemy wrócić… przynajmniej zobaczysz, Val, która prycza pozostała wolna. - zgodziła się na to Cass uśmiechając się lekko.
- Cóż, wiem, która na pewno jest zajęta - odpowiedziała Val. - To będzie ta, którą zajęłam gdy mi przypisano namiot - wyjaśniła.
- Oooo, będziecie razem spaaać? - chciała koniecznie wiedzieć Okuri, zerkając dość wymownie to na jedną, to na drugą kobietę.
- Jeżeli nawet to nic ci do tego - zgasił ją Tyrus, chociaż widać było iż czuje się delikatnie nieswojo w owych tematach. Być może uważał je za nieodpowiednie do rozmów prowadzonych przed namiotem dowódcy, do którego co chwilę ktoś wchodził i wychodził.
- W jednym namiocie - prychnęła nieco zaczerwieniona Cass precyzując sytuację.
- Jasne, jasne - pokiwała głową Okuri, wyraźnie ignorując owe wyjaśnienie. - A później Rybka będzie skażona tym spaniem w jednym namiocie - prychnęła. Najwyraźniej już zdecydowała o wyglądzie całej sytuacji i zwyczajowo cała wina spadła na Cassirę.
- Zawsze możesz spać z nami i pilnować - zasugerowała Val, podjudzając nieco elinkę.
- Wolę inne towarzystwo - Okuri dla podkreślenia tych słów, walnęła Tyrusa w udo. - Przynajmniej jest… normalny - dodała, cedząc powoli ostatnie słowo ze wzrokiem wbitym w castaniczkę.
- Przy twoim obsesyjnym wręcz zainteresowaniu moim biustem, mam wrażenie teraz to raczej konfabulujesz - odparła Cass ze złośliwym uśmieszkiem, po czym dodała. - Więc chodźmy bliżej naszych namiotów.
Po czym ruszyła przodem wyznaczając kierunek.
Pozostali zaś, czy to chichocząc, czy psiocząc pod nosem, czy wreszcie zachowując bezpieczną ciszę, ruszyli za nią.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 06-02-2020, 18:53   #18
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rybka, Gravaren, Tanelia i Mirin

Tanelia prowadziła szybko i pewnie. Całkiem jakby w głowie miała mapę całego obozu z zaznaczonymi na niej wszystkimi punktami. I do tego kompas w głowie. Zanim się obejrzeli, już stali przed dwoma szarymi namiotami. Na jednym z nich wisiał szkic przedstawiający kobietę, a na drugim podobny, obrazujący mężczyznę. Szkice te, należało dodać, były średniej jakości, swoją robotę jednak spełniały i chyba o to w sumie chodziło.
- Łaźnie są nieco dalej - poinformowała Tanelia. - Miałam okazję rzucić okiem na rozłożone na stole kwatermistrza mapy - dodała, tonem informacyjnym, co by wytłumaczyć jakim cudem w tym tempie dotarła do poszukiwanego przez nich miejsca.
- Niezłą masz pamięć - przyznała Mirin, rozglądając się wokoło, zapewne po to, by znaleźć jakiś punkt orientacyjny na później.
- Mam szczęście, że los nas ze sobą zetknął. - Gravaren uśmiechnął się do Tanelii.
- Ojej, faktycznie co za pamięć! To pozwólcie, że skorzystam. - Rybka nie czekając na pozwolenie ruszyła w stronę damskiej toalety.
- Wy też? - Elf spojrzał na obie kobiety.
- Wiesz, że kobiety najczęściej chodzą do toalety w towarzystwie? Jakieś przyciąganie pęcherzy - odparła Rybka odsłaniając wejście do namiotu i stając w nim tak by przytrzymać je potencjalnym innym osobom chcącym skorzystać.
- No tak... słyszałem o tym zjawisku... - odparł Gravaren, kryjąc uśmiech.
- Idźcie same. - Tanelia zrezygnowała z tego kobiecego zebrania przedkładając najwyraźniej towarzystwo elfa na ową atrakcję.
- Ja z kolei skorzystam. - Mirin najwyraźniej podzielała potrzebę Rybki i z wdzięcznością skinęła głową przechodząc pod uniesioną połą namiotu. Musiała się przy tym bardzo nisko schylić i nieco dopomóc dłonią, ale się udało.

Wnętrze zdecydowanie dalekie było od luksusów statku. Były tu jedynie proste, wydzielone przez płachty materiału kabiny z równie prostym systemem odprowadzania nieczystości. Na szczęście ktoś dopilnował by było gdzie ręce umyć i je otrzeć po fakcie.
-Wyglądają przyzwoicie - podsumowała Rybka - niedługo będziemy siusiać w krzakach.
Nie czekając na odpowiedź zniknęła w jednej z kabin.
- Ja bym nie narzekała, widziałam gorsze - oświadczyła Mirin. Jej głos dobiegał gdzieś z lewej strony.


- Co jeszcze ciekawego widziałaś na tych mapach? - Elf zagadnął castankę, gdy płachta za paniami opadła.
- Chociażby kuchnię - odpowiedziała łuczniczka, podobnie jak wcześniej Mirin rozglądając się wokoło. - Chociaż ciężko powiedzieć by było tu wiele ciekawych miejsc. Toż to zwykły obóz. Ciekawe miejsca znajdować się będą dalej, poza jego granicami. No i może w mieście - dodała po chwili zastanowienia.
- Kuchnia jest ważna, ale łaźnia może być interesująca - Gravaren lekko się uśmiechnął.
- Nie licz na podglądanie - ostrzegła go z rozbawioną miną. - Mam nosa do takich spraw i na sucho ci to nie ujdzie.
- Podglądanie nie ma sensu - odparł. - Jak już, to wspólna kąpiel jest coś warta. Podglądanie nie umyje ci pleców - dodał, na pozór całkiem poważnie.
- Fakt, nie umyje - zgodziła się trzepocząc figlarnie rzęsami. - A to dlatego, że to zadanie wykonają moje ręce - dodała wesoło.
- Też to umiem... ale bywają przyjemniejsze wersje tej czynności. - Uśmiechnął się.
- Bywają, bywają - zgodziła się castaniczką. - Aczkolwiek zależą także od stopnia doświadczenia w takowych czynnościach. Nie wiem jak twoje dłonie, ale moje radzą sobie w tej kwestii doskonale - poinformowała z błyskiem w oczach.
- Może się założymy? - odparł. - Chyba że się boisz przegrać...
- Nie mam szczęścia do zakładów więc odpuszczę - oświadczyła pogodnie. - No a plecy to umyć mi możesz i bez nich. Tylko jestem ciekawa czy ci się uda przekupić strażników, którzy pilnują łaźni - dodała, po czym roześmiała się wesoło.
- Sądzisz, że nie ma wspólnych łaźni? - Elf pokręcił głową. - To by było straszne zaniedbanie... - dodał z poważną na pozór miną. - A poza tym... strażników chyba nie obchodzi, kto z kim idzie się kąpać, byle nie przeszkadzał innym. Zresztą... w razie czego wynajmiemy łaźnię. Ostatnia taka przyjemność, zanim zaczniemy się kąpać w strumieniach - stwierdził.
- Zobaczymy co ci się uda zdziałać. - W głosie castaniczki brakowało jednak przekonania. - Jeżeli zasady moralne są tu takie jak w innych tego typu obozach, w których miałam okazję przebywać, to będzie ciężko wprowadzić ten plan w życie. No ale próbuj, próbuj. Może i reszta się dołączy i zrobimy sobie imprezę w łaźni - zaproponowała z całkiem niewinną miną.
- Już widzę, jak Cassira reaguje na taką propozycję. - W głosie Gravarena zabrzmiało rozbawienie. - Wolę co prawda imprezy bardziej kameralne, ale jeśli chcesz zaprosić jakąś znajomą... Zresztą... zaraz się przekonamy, jak na taką propozycję zareagują Rybka i Mirin. - Udał, że całkiem poważnie potraktował słowa Tanelii.

Rybka wynurzyła z namiotu głowę a zaraz za nią resztę ciała. Niefartem zahaczając swoją kapłańską laską o płachtę namiotu, tak że postawienie kolejnego kroku było niemożliwe.
- Ojej, ale ze mnie gapa. - powiedziała przy tym.
- Pomóc ci? - spytał elf, ruszając w jej stronę.
Elinka zrobiła krok do tyłu i krok do przodu. Nic to jednak nie dało.
- Jak mucha w sieci - podsumowała swoje położenie sięgając za plecy po laskę. - Dzięki - podziękowania skierowała do elfa, za intencje.
- Ciekawe, gdzie jest ten pająk... - Gravaren rozejrzał się na wszystkie strony, udając, że wypatruje wielkiego ośmionoga.
- Nad tobą! Uważaj - przestrzegła go Lavida, chociaż tonem rozbawionym nie zaś ostrzegawczym. W między czasie samodzielnie wyplątując się z materiału.
- Och... - Elf odsunął się, udając, że się przestraszył. - A zmieniając temat... Tanelia ma ciekawy pomysł. - Spojrzał na castiankę. - Planujemy wspólną kąpiel w łaźni. Dołączycie się do imprezy? - Przeniósł wzrok na Rybkę i Mirin, która też wyszła z namiotu.
Kobieta sprawiała wrażenie zaskoczonej.
- To… Dość nietypowy pomysł - przyznała ostrożnie.
- Jego, gwoli ścisłości. - Tanelia ani myślała brać winy na siebie i bez większego ociągania wskazała palcem na elfa.
- Do ciebie należało jego rozszerzenie na kolejne dwie osoby - odparł wskazany.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz - odcięła, zachowując minę niewiniątka.
- Dobra, dobra... Odwagi ci zabrakło, że się nie chcesz przyznać? Niech więc ci będzie, że to wszystko ja i tylko ja - uśmiechnął się Gravaren. - Chcemy w pełni skorzystać z tego, że jest ciepła woda - spojrzał na Taneię - a nie jesteśmy egoistami i myślimy nie tylko o sobie. Prawda, moja droga? - Obdarzył ją uśmiechem. Ciut złośliwym.
- Serio? - spytała zaskoczona Rybka, jakby chciała upewnić się, że nie żartują. - Ale co, tak na golasa wszyscy?
- W łaźni zwykle tak jest... - odparł elf, z całkiem poważną miną. - Chyba bywałaś już w łaźni...? - Spojrzał bacznie na Rybkę.
- Jasne, że bywałam w łaźni. Z innymi elinkami. Nawet takimi z pięknymi, cudownymi króliczymi uszkami i zgrabnymi pupami z króliczymi ogonkami. - Rybka złapała się za policzki, które zapłonęły ze wspomnień. - No ale nie z osobnikami, które mają takie ogonki jak ty - zachichotała jak dziewczynka, zasłaniając przy tym usta.
Gravaren również się roześmiał.
- Chcesz powiedzieć, że takie uszka i ogonek jak twoje nie są urocze? - spytał. - Moje się nie mogą równać z twoimi...
- Uszka czy ogonek? - Tanelia nagle zapałała pragnieniem poszerzenia swej wiedzy, na które Mirin zareagowała wybuchem śmiechu. Nie pomogło nawet zasłanianie dłonią ust.
- Chcesz się przekonać? Osobiście? - spytał elf, z trudem zachowując powagę. - Porównać?
- Cóż, to by był nie lada konkurs - kontynuowała Tanelia, brnąc dalej i tym razem włączając w to także kogoś innego. - Moglibyśmy przystawić jeden ogonek do drugiego… - Spojrzała nader sugestywnie na Rybkę. - Najlepiej tak tuż przy podstawie co by można było łatwo porównać… wielkości - zaproponowała, stukając przy tym palcem w dolną wargę, całkiem jakby w myślach dokonywała skomplikowanych obliczeń mających na celu wskazanie wygranego w owej rundzie.
- Ważne są też zastosowania. - Uśmiech Gravarena był wyraźnie kpiący. - Poza tym... Chyba coś przegapiłaś z rozmowy. To nie chodziło o długość.
Rybka też chichotała wesoło przy tym majtając lisim ogonem.
- Tak czy inaczej ogonki są przyjemne, długie czy króciutkie, duże czy malutkie, grube czy cieniutkie, każdy może sprawić niezapomnianą przyjemność. - Lavida mrugnęła przy tym jednym okiem do towarzyszy. - Czy teraz idziemy zobaczyć gdzie są te łaźnie?
- Tanelio, prowadź... - powiedział Gravaren. - Zobaczymy i porozmawiamy z obsługą. Ona ma dar przekonywania - dodał, teatralnym szeptem, kierując te słowa do Rybki i Mirin.
- Nie takie hop do przodu, to że chętnie zobaczę gdzie są łaźnie, nie oznacza zgody. - Rybka pomachała palcem w klasycznym geście "nu nu nu". - Mało się znamy, nie jestem przekonana do tego pomysłu - odparła teraz już poważnym tonem.
- Nie namawiam, nie zachęcam, nie zmuszam. - Gravaren lekko się uśmiechnął. - Ale z obsługą łaźni i tak chcę porozmawiać i nie ma to z tobą nic wspólnego - zapewnił równie poważnym tonem.
- A z kim? - zapytała Tanelia, ruszając przodem. Mirin podążyła w ślad za nią, wciąż chichocząc chociaż już z większym opanowaniem.

Do łaźni dotarli szybko, okazało się bowiem że te znajdują się niedaleko łazienek. Było także tak, jak powiedziała castaniczka. W pobliżu namiotów, jednego znacznie większego od drugiego, przechadzali się strażnicy. Było ich, przynajmniej na pierwszy rzut oka, czworo, w tym trzy kobiety i tylko jeden mężczyzna. Ten ostatni krążył wokół mniejszego z namiotów.
- Strażnicy moralności.... - Gavaren westchnął. - Zachowują się, jakby pilnowali skarbu. Pójdziesz ze mną? - spytał castiankę.
- A co, sam się boisz? - zapytała w odpowiedzi.
- No wiesz, to w końcu trzy kobiety, do tego każda uzbrojona… - Mirin dolała oliwy do ognia. Najwyraźniej spodobało się jej takie podjudzanie elfa.
- Idę porozmawiać z tym mężczyzną - odparł spokojnie Gravaren. - Jestem przekonany, że twoja osoba będzie przekonującym argumentem. Wy też jesteście trzy, a jakoś nie uciekłem. - Te słowa skierował do Mirin, okraszając je uśmiechem.
- Idź, idź ja się nie będę wtrącać -ponagliła go Rybka, niezbyt zainteresowana rozmową ze strażnikami na temat łaźni. Zaczęła rozglądać się wokoło z nadzieją, na zabicie czasu.
W towarzystwie Tanelii Gravaren ruszył w stronę strażnika, pilnującego mniejszego namiotu. Mirin z kolei została przy większym, wraz z Rybką.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-02-2020, 21:09   #19
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Athariel właśnie zasiadał do śniadania gdy do drzwi jego kajuty ktoś zapukał. Nim zdążył się odezwać do wejścia podbiegła Swirll i podskoczyła do klamki, trzepocząc nieco rękoma by wzbić się na odpowiednią wysokość. Kajuta stanęła otworem ukazując zaskoczoną Rils.
- Słucham, co panią sprowadza? - zaćwierkała Swirll wyglądając zza drzwi. Jako elinka Rils nie mogła się poszczycić wzrostem, pomimo to była wyższa i to znacznie od drobniutkiej, ptasiopodobnej służącej.
- Oczekiwałem tego gościa Swirll, zaproś proszę panienkę Rils do środka. - włączył się elf. - Zechce panienka spożyć ze mną śniadanie? - zapytał elikę.
- Oh - sapnęła zaskoczona Rils, jednak szybko się opanowała. - Dziękuję, z przyjemnością - powiedziała, wkraczając do kajuty. Obrzuciła pomieszczenie szybkim spojrzeniem, jednak nie na tyle nachalnym by było niegrzeczne. Krótkim skinieniem głowy podziękowała Swirll. Jeżeli obecność skrzydlatej istoty ją zdziwiła, nie dała tego po sobie poznać.
- Mam nadzieję, że noc minęła paniczowi spokojnie - powiedziała, dygając wdzięcznie po czym usiadła.
Kajuta była umeblowana ze smakiem, sprzęty były zdobione czy to rzeźbieniami czy szlachetnymi materiałami, z kolei niewiele widać było ekwipunku elfa, żadne kufry czy walizy nie stały na widoku. Ściany osłonięte były draperiami w szmaragdowym kolorze, od których kajuta miała swoją nazwę.
- Dziękuję bardzo zaiste, noc była spokojna, a jak u panienki? - zapytał uprzejmie elf kiwając na kogoś. Po kilku chwilach przed elinkę na stół wleciał talerz, za nim sztućce, a sekundę później nad stół wleciała Tairll i zaczęła proponować potrawy. Wybór był zaiste dość urozmaicony, zwłaszcza jak na statek powietrzny, z drugiej jednak strony Szmaragdowa Kajuta znajdowała się pośród najlepszych na pokładzie. Do wyboru były pieczone kiełbaski, jajka zarówno smażone jak i gotowane, świeże bułeczki, masło, dżem, a raczej jego trzy rodzaje, miód i owsianka gęsta od orzechów i suszonych owoców. Smażone jajka niestety zdążyły nieco wystygnąć, więc Athariel sięgnął po dysk, przebiegł palcami po runach wypowiadając coś cicho, skierował strumień mocy na talerz i po chwili jajka zaskwierczały i stały się ponownie gorące, tak jakby je zdjęto przed chwilą z patelni.
- Proszę się częstować, o poważnych sprawach porozmawiamy po śniadaniu. - uśmiechnął się lekko. - Wino, woda czy sok do picia? - poruszył ostatni z ważnych tematów. Reszta śniadania upłynęła na konsumowaniu i rozmowach o błahostkach typu pogoda czy wrażenia z podróży powietrznym statkiem. Następnie przesiedli się na wygodne fotele z kielichami w dłoniach.
- Przyznam że niemal nie wytrzymałem i nie zapytałem już wcześniej. Zatem panienko Rils, jaka jest decyzja reszty drużyny? - pochylił się nieco w jej kierunku, nie napastliwie czy groźnie, po prostu widać było że naprawdę z niecierpliwością oczekuje odpowiedzi.
Elinka do śniadania wybrała wino, chociaż poprosiła także o sok i to ten ostatni popijała najczęściej. Nic zatem dziwnego, że gdy posiłek dobiegł końca i przenieśli się na fotele, w jej kielichu nadal znajdowała się ilość trunku, która nie wymagała uzupełnienia.
- Zatem nie będę przedłużała, paniczu Atharielu - rozpoczęła, uśmiechając się delikatnie. - Drużyna wyraziła zgodę na to byś do nas dołączył - obwieściła, pogłębiając nieco uśmiech.
- Wspaniale, kiedy możemy się spotkać bym poznał pozostałych? Może za jakąś godzinę na górnym pokładzie? Przyznam że ta kajuta pomimo że z tego co słyszałem i tak jedna z obszerniejszych przyprawia mnie niemal o klaustrofiobię. Chyba że będziemy omawiali jakieś sprawy które powinny pozostać tylko pomiędzy nami, wówczas zalety tej kajuty przeważą jej niedogodności. - niecierpliwość elfa mogła by być komiczna, gdyby nie była aż tak autentyczna.
- Jestem przekonana, że takie spotkanie będzie możliwe. Nie sądzę jednak by odbywanie go na pokładzie było rozsądne. Możliwe, że padną w jego trakcie informacje, które nie powinny trafić do cudzych uszu. Z tego też powodu zostałam zobligowana by zaprosić panicza do kajuty naszego dowódcy w porze przedobiadowej. O ile takowa paniczowi odpowiada - poinformowała, uśmiechając się nieco szerzej i upijając niewielki łyk wina. - Jeżeli nie uzna tego panicz za zbytnią impertynencję, czy mogę zapytać dlaczego ktoś taki jak wasza osoba, zdecydował się na wzięcie udziału w tej niebezpiecznej wyprawie?
Elf chwilę milczał, delikatnym ruchem nadgarstka mieszając wino w kielichu, zastanawiając się nad odpowiedzią. Został co prawda wstępnie przyjęty do drużyny ale miał wrażenie że od tej odpowiedzi może zależeć jaką ilością zaufania zechcą go obdarzyć nowi towarzysze.
- Nie każdy z nas może znaleźć swoje miejsce w warstwie w której się urodził. Ja nie zdołałem i zdecydowałem się na dość drastyczny krok jakim jest postawienia na swoje umiejętności a nie rodowe bogactwo i koneksje. Jestem tutaj by je poddać się próbie i zacząć nowe życie. - odpowiedział szczerze.
- To niezwykle odważne z panicza strony - przyznała po krótkiej chwili zadumy. - Nie każdy byłby w stanie zdobyć się na taki krok. Zwykle bogactwo i nazwisko rodowe jest wszystkim, o czym się marzy. Niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawdę jest to tylko złota klatka.- podzieliła się z nim swoim poglądem, uśmiechając się przyjaźniej. - Cieszę się zatem, że przyjdzie nam razem wziąć udział w tej wyprawie, paniczu Atharielu - skłoniła przed nim lekko głowę.
- Dziękuję i podzielam radość ze wspólnej wyprawy. Mam jeszcze jedno pytanie, no może dwa. Kim są członkowie drużyny i do której kajuty mam się udać na spotkanie? - zapytał, pozwalając sobie na bardzo przelotne spojrzenie na twarz elinki podczas rozmowy, tak jak można było to zrobić wobec członków rodu... lub przyjaciół.
- Z przyjemnością odpowiem na owe pytania, paniczu - odłożyła kielich, stawiając go bardzo delikatnie, na stoliku. - W obecnej chwili drużynę tworzy panicz Narsh, panienka Sintri, panicz i ja - poinformowała. - Jest szansa że dołączy do nas ktoś jeszcze, jednak w tej kwestii nadal trwają negocjacje. Panicz Narsh ma na oku potencjalnych kandydatów jednak decyzja nie została jeszcze podjęta.
- Co do kajuty to jest to kajuta zwana Złotą i znajduje się na tym poziomie.
- odpowiedziała także na drugie pytanie. - Jeżeli jest jeszcze coś o czym panicz chciałby się dowiedzieć to, o ile odpowiedź będzie mi znana, z chęcią podzielę się wiedzą. Proszę pytać swobodnie, wszak jesteśmy teraz towarzyszami broni - zaoferowała, składając dłonie na kolanach i zamierając w pozie pełnej wyczekiwania.
- Jakimi zdolnościami dysponują poszczególne osoby i jaki styl walki preferują? Sądzę że kwestię doboru ekwipunku, ewentualnych jego uzupełnień czy strategii walki poruszymy już przy wspólnym stole. - pokiwał głową elf.
- W tej kwestii jestem w stanie udzielić jedynie częściowej odpowiedzi - odezwała się nieco przepraszającym głosem. - Panicz Narsh jest wojownikiem i to doświadczonym. Panienka Sintri… Cóż, panienka preferuje walkę z bliskiej odległości chociaż nie w zwarciu. Nasz ewentualny, kolejny członek drużyny jest podobnie jak panicz Narsh, wojownikiem. Ja z kolei specjalizuję się w kilku stylach. Jestem w stanie walczyć zarówno w zwarciu jak i na odległość. Moją specjalizacją jest szybkie unicestwianie przeciwnika, najlepiej zanim ten zauważy że stał się celem - wyjaśniła. - Czy to zaspokaja panicza ciekawość? - zapytała z lekkim uśmiechem.
Elf odpowiedział swoim uśmiechem na jej i powiedział.
- To nie ciekawość, to wstęp do taktyki walki, ale o tym porozmawiamy w większym gronie, nie wypada dyskutować o sprawach drużyny bez jej udziału, nieprawdaż? Byłoby to niezwykle niegrzeczne, zgodzi się za mną panienka? - niemal wymruczał bardzo zamyślony. Jednak już po chwili otrząsnął się.
- Jeżeli jednak panienka ma teraz chwilę czasu to chciałbym zapytać o Porę Elinu. Wiele czytałem o tym miejscu, jednak autorzy ksiąg tak często przyjmują że czytelnik ma ich wiedzę że pomijają podstawowe ale jakże istotne fakty. Jeżeli to nie koliduje z innymi panienki obowiązkami to zapraszam na spacer po pokładzie i kulturalną rozmowę. - zaproponował.


Poranek minął w przyjemnej atmosferze. Rils dotrzymała mu towarzystwa w trakcie spaceru dzięki czemu miał okazję pogłębić swoją wiedzę dotyczącą Pory Elinu. W końcu jednak pożegnała się z nim obiecując że przybędzie po niego gdy nadejdzie chwila spotkania w Złotej kajucie. W trakcie spaceru zaobserwował, że niektórzy pasażerowie przyglądają się mu dziwnie i że obecność Rils w jego towarzystwie wzbudza liczne szepty. Nie wyglądało jednak na to by ktokolwiek miał ochotę na konfrontację.

W końcu nadszedł ów wyczekiwany moment, w którym rozbrzmiało pukanie do drzwi, a po ich otwarciu ponownie w progu ujrzał białowłosą elinkę. Jak się okazało, kajuta o której mówiła, znajdowała się jedynie parę drzwi od jego własnej. Rils zapukała dwa razy po czym otworzyła drzwi mimo iż nie słychać było zaproszenia.
- Panicz Athariel - zaanonsowała, wchodząc jako pierwsza i robiąc miejsce dla elfa.
W kajucie przebywały tylko dwie osoby. W fotelu pod oknem siedział białowłosy castanic w czarnej koszuli i takiegoż samego koloru spodniach. W dłoni trzymał kielich czerwonego wina, w drugiej zaś dość cienki wolumin. Obok niego, na drugim z czterech foteli, siedziała ubrana w czarną suknię zdobioną złotymi haftami i białą koronką, elinka. Królicze uszy oklapły jej trochę, opadając na blond loki. Ona także trzymała w dłoniach księgę, znacznie jednak grubszą. Poza fotelami, w pomieszczeniu znajdował się jeszcze stół z czterema krzesłami, regał pełen woluminów i szezlong. Kolor złoty ewidentnie dominował, jednak nie rzucało się to w oczy na tyle by było rażące. Akompaniowała mu biel zasłon, obrusów, obić foteli i szezlongu. Także drzwi prowadzące zapewne do sypialni, były białe. Całości dopełniał puszysty dywan zaścielający podłogę.
Ostatnia godzina przed przyjściem Rils była ekstremalnie pracowitym czasem dla służących elfa. Najlepsze ubranie zostało rozłożone i wyprasowane, trzeba było też dopilnować by do kąpieli zostały dodane odpowiednie pachnidła, a włosy szlachcica wymagały uczesania, ułożenia. Nie można też było zapomnieć o odpowiedniej biżuterii. Teraz zaś idąc korytarzem obok elinki Athariel prezentował się w pełnej krasie. Po zapowiedzi wszedł na dwa kroki do pomieszczenia i skłonił się z pełnym ceremoniałem. Głęboki ukłon, z wysunięciem lewej nogi do tyłu, lekkie przekręcenie się na jednej stopie by punkt ciężkości pozostał nienaruszony podczas wykonywania gestu przywitania podczas pochylania się, przejście do pozycji wyjściowej z ukłonu z dłońmi ułożonymi w znaki rozpoznania równych sobie i nieagresji, wyprostowanie się z dłońmi skrzyżowanymi na piersi i dłońmi w znaku przyjaznych intencji. Przywitanie elfa wysokiego rodu, wykonane bezbłędnie i z gracją wynikającą z lat ćwiczeń.
- Oby nasze drogi, połączone przez los i naszą dobrą wolę doprowadziły nas do celów które sobie wyznaczymy w przyjaźni i dobrej wierze. - nie było to standardowe przywitanie. - Ja Athariel Tamariell Nemaar z rodu Sathrilliari, przybywam ze schowana bronią i w poszukiwaniu wspólnego wroga. - zgodnie ze zwyczajem swego rodu spoglądał w przestrzeń, nie zatrzymując wzroku na twarzach rozmówców. Ktoś zaznajomiony choć pobieżnie ze zwyczajami rodów Wysokich Elfów mógł rozpoznać starożytne powitanie mające swe korzenie jeszcze w wojnach pomiędzy elfami. Mógł też wiedzieć że do tego powitania nie wszystkie rody miały prawo.
Słysząc powitanie, castanic wstał i odczekawszy aż przebrzmią słowa, odezwał się dopiero gdy cisza w kajucie zaczęła się przedłużać.
- Bądź powitany, Atharielu z rodu Sathrilliari - skłonił głowę, chociaż daleko temu było do pokłonu jaki wykonał elf. - Zwą mnie Narsh. Rils niezwykle wysoko ceni sobie twoją osobę, zatem i my cenić ją na równym poziomie winniśmy. Chodź, usiądź i napij się w towarzystwie swych nowych druchów. I od razu wybacz, lecz nie przywiązujemy tu aż takiej wagi do etykiety - dodał, uśmiechając się lekko i wskazując jeden z dwóch wolnych foteli. Do drugiego podeszła Rils, aczkolwiek jedynie stanęła przy jego oparciu, wyraźnie czekając na to aż elf zasiądzie na swoim. Króliczoucha elinka nie odezwała się nawet słowem, a jedynie skinęła lekko głową po czym powróciła do lektury.
- Zauważyłem już że podejście do formalności jest znacznie bardziej swobodne niż przywykłem, lecz uznałem że nasze poznanie się powinno być jednak podane w pełnej formie. Teraz zaś możemy zaiste nieco rozluźnić więzy etykiety. - uśmiechnął się lekko elf. Podszedł do stołu i odsunął krzesło elinki. - Skoro zaś uznajemy się za drużynę nie wypada mi usiąść przed panienką. - powiedział do Rils.
- Jak sobie panicz życzy - zgodziła sie obdarzając go przy okazji pełnym wdzięczności uśmiechem, po czym usiadła.
- Nie dziwię się dlaczego tak cię polubiła - skomentował castanic nalewając wina do dwóch kielichów, które w tym celu stały na stoliku. - Nie jest łatwo wywrzeć na niej wrażenie. Biorąc jednak pod uwagę twoje zamiłowanie do etykiety, powinienem zapewne przestać się dziwić. I faktycznie, etykieta wśród poszukiwaczy przygód nie jest czymś, co stanowi priorytet. Liczą się umiejętności, doświadczenie, a niekiedy nawet złoto. Powiedziałbym wręcz, że znacznie częściej niż powinno. Wybacz zatem że zapytam o twoje własne doświadczenie w boju oraz stopień umiejętności. Nie wpłynie to oczywiście na naszą decyzję gdyż tą już podjęliśmy, a słowa nie mamy zwyczaju cofać tak jak i łamać obietnic. Jesteśmy jednak ciekawi - wyjaśnił, przesuwając wino w stronę Athariela, a następnie w stronę Rils.
- Dziękuję. - elf delikatnie powąchał a później skosztował wina, skinął głową z uznaniem doceniając wybór. - Naprawdę doceniam wybór elfiego wina. Niestety moje bezpośrednie doświadczenie w walce jest niewielkie, mój ród nie pozwalał mi ryzykować własną osobą jednak byłem szkolony przez jednego z najpotężniejszych magów wysokich elfów, mianowicie przez Mistrza Magii Imaterilla Simathi Datheri z rodu Sathrilliari. Jeżeli chodzi o stopień umiejętności to nie mając porównania z innymi magami ciężko się o nim wypowiadać. Podstawowe czary mam opanowane do perfekcji, podobnie jak niebojowe zastosowania magii żywiołów, ale do poziomu mistrza jeszcze bardzo mi daleko. - odpowiedział spokojnie i szczerze.
- To mi się podoba. Szczerość, na samym początku i to taka, której nie trzeba ani kupić ani wyciągać ją siłą. Miła odmiana, nie sądzisz? - białowłosy zwrócił się do milczącej towarzyszki, która odpowiedziała mu jedynie skinieniem głowy, nadal nie przerywając swojego zajęcia. - Cóż, dobrze przynajmniej, że nie próbujesz mydlić nam oczu nie wiadomo jakimi dokonaniami. To zawsze doprowadza mnie do szału - wyznał z westchnieniem. - No ale dobrze, jak widzisz, póki co jest nas dość mało. Rils wspomniała, że pytałeś o nasze umiejętności. To wskazuje na rozsądek, co także przypada mi do gustu. Kto wie, może coś jeszcze z ciebie będzie. Masz jakieś pytania? - zasugerował, sięgając ponownie po swój kielich.
- Jak rozumiem jesteśmy w tej chwili grupą nastawianą mocno na dopadnięcie do przeciwnika jak najciszej i wyeliminowanie go jak najszybciej bez podejmowania dłuższego boju, gdyż brak nam, przynajmniej na tą chwilę kogokolwiek kto mógłby związać przeciwników walką przez dłuższy czas. Nie mamy Berserkera ani Lansjera? - upewnił się w swoich przemyśleniach elf.
- Masz rację, na obecną chwilę nie mamy nikogo takiego - przyznał Narsh, kiwając głową. - To jednak nie stanowi tak wielkiego problemu jakby się mogło wydawać. Biorąc pod uwagę, że większość czasu właśnie w ten sposób działaliśmy, nasze style walki są do tego dostosowane. Zwyczajowo to ja biorę na siebie rolę osoby, która skupia na sobie uwagę przeciwników podczas gdy moje drogie panie - dłonią wskazał na obie elinki - zajmują się ich likwidacją. Do tej pory układ ten działał perfekcyjnie. Teraz jednak, jak sam zauważyłeś, zdecydowaliśmy się na wzmocnienie naszych sił. Ta wyspa to jednak nie jest domowe podwórko. Nie wiemy co tam na nas czeka ani jaka będzie moc przeciwników. Nie wiemy nawet czy to oni będą największym zagrożeniem. Nie powinieneś jednak zbytnio przejmować się brakami przedstawicieli profesji ciężkozbrojnej. Umiemy sobie radzić bez nich - zapewnił, upijając łyk wina i mierząc elfa nieco rozbawionym spojrzeniem.
- Rozumiem że tak było w przeszłości, jednak jak sam o tym powiedziałeś na tej wyspie jest tak wiele niewiadomych że wystarczy nawet drobne poślizgnięcie się w doborze taktyki aby kogoś to kosztowało życie. Jeżeli zaś mowa o taktyce to jaką będziemy przyjmowali? Jednym z moich czarów mogę uniemożliwić poruszanie się kilku celom, aby być dokładnym jak na razie zdołam utrzymać ten czar na trzech istotach. Poprzez poruszanie się mam na myśli chodzenie, bieganie a nie walkę w ich zasięgu. Niestety czar wymaga nieco czasu zanim będę mógł go rzucić ponownie, jak ma się to do obecnej taktyki - lepiej dla was jest zmniejszyć ilość przeciwników do usunięcia na początku walki czy też odczekać i uniemożliwić oskrzydlenie? Podobnie jest z czarem-pułapką. Ponownie czar który wymaga odczekania nim poziom mocy się ustabilizuje na tyle by ponownie go rzucić. Wolicie zastosować go jako osłonę flanki na początku walki czy też w razie silniejszego przeciwnika stosujecie taktykę atak-odskok w którym to przypadku można wycofać się poza przygotowany czar i pozwolić wrogowi się na nim poranić? Kolejny z czarów o silnej fluktuacji to Bomba Magmowa. Minus to niewielki zasięg, zaś wielkim plusem jest możliwość przerzucenia jej nad waszymi głowami i promień wybuchu, ale musimy ustalić kiedy mogę jej użyć tak żeby żadne z was nie wyrwało się do przodu i nie weszło w eksplozję. O najbardziej podstawowym czarze nawet nie wspominam gdyż jestem w stanie go kontrolować by w was nie trafić nawet podczas gwałtownej bitwy. Wszystko to wymaga dokładnego zaplanowania i ćwiczeń. Podejrzewam że wielu, wielu ćwiczeń. - elf przerwał swój wywód i spojrzał po twarzach swojej drużyny. - Chyba każdy czytał “Taktykę walki małych oddziałów” Silrana, relacje z walk na froncie essenijskim podczas inwazji czy z obecnych walk z
Argonami?
- zapytał nieco zakłopotany.
Narsh słuchał uważnie, od czasu do czasu kiwając głową. Bezimienna elinka zdawała się być absolutnie pochłonięta lekturą, powoli przekładając karty w księdze. Rils z kolei siedziała grzecznie, na samym brzegu fotela i wodziła wzrokiem od castanica do elfa, tylko sporadycznie zerkając na swoją siostrę.
- Przedstawione przez ciebie… ewentualne problemy w kwestii taktyki są… Cóż, powiedziałbym że uzasadnione - odezwał się w końcu Narsh po chwili ciszy. - Nie znamy się, nie znamy swoich stylów walki. Z tego co mówisz, wynika że sam studiowałeś tajniki taktyk bojowych i posiadasz na ich temat rozległą wiedzę. Z tym, że my nie mamy zwyczaju trzymać się takowych. Wiem, działało to do tej pory całkiem sprawnie, a sytuacja w której wkrótce się znajdziemy będzie inna, to jednak nie sądzę by wymagała radykalnych zmian. Są nam znane czary, które wymieniłeś oraz ich działania, jak i zasięg. Nie jesteś pierwszym czarodziejem, z którym przyjdzie nam współpracować. Zwykle w trakcie tego typu współpracy zostawiamy kontrolowanie pola walki temu, który ma na niego najlepsze spojrzenie. My zaś robimy swoje. To od ciebie będzie zależało w którym momencie skorzystasz z którego czaru. My swoją robotę znamy. Żadna z naszych drogich pań nie wejdzie w zasięg twoich czarów. O ile, oczywiście, nie rzucisz ich w chwili, w której obie będą przy przeciwniku. I mówimy tu o jednym, potężnym, bowiem w przypadku grup, twoim zajęciem będzie likwidacja tych, którzy mogą nas zajść od tyłu. Od tego będziesz zaczynał. Zwykle jest to zadanie Rils - wskazał na białowłosą, która pokiwałą zgodnie głową. - Na koniec zaś, co by w pełni rozwiać twoje wątpliwości co do naszych metod… - przerwał i spojrzał na bezimienną, która w tej samej chwili zamknęła księgę, wstała i ruszyła w stronę drzwi do sypialni. - Nie bez powodu działamy tak skutecznie. Mamy, że się tak wyrażę, swoje sposoby. Jako członek naszej grupy, przynajmniej na czas trwania tej wyprawy, znajdujesz się pod naszą opieką, podobnie jak my pod twoją. Tak to już działa, Atharielu - Narsh rozłożył dłonie i uśmiechnął się. W międzyczasie elinka powróciła, niosąc w dłoniach niewielkie, podłużne pudełeczko. Postawiła je na stole przed elfem, po czym otworzyła. Wewnątrz znajdował się naszyjnik. Prosty, niczym się nie wyróżniający, srebrny łańcuch, na którym zawieszono błękitny kamień w srebrnej oprawie.
- To łza Karas’a - odezwała się po raz pierwszy, delikatnie muskając palcem błękitny kamień. - Po śmierci Elinu wypłakał ich wiele, pogrążony w swej żałobie. Niestety, niewiele ich już pozostało. To, co widzisz przed sobą to amulet, dzięki któremu nie będziesz się musiał obawiać raz pochodzących z ataków twych sojuszników. Każde z nas ma podobny artefakt dzięki któremu jesteśmy w stanie działać skuteczniej niż inne grupy. Aby działał, musi być nasączany mocą Elinu, sam w sobie jest jedynie piękną ozdobą. Cenną, lecz poza walorami ozdobnymi… Cóż, być może dla przedstawiciela stworzonej przez niego rasy, łza tego boga jest magiczna sama w sobie - dodała, przenosząc wzrok na elfa.
- Z pewnością pozostali także otrzymają odpowiedniki tego amuletu - ponownie głos zabrał gospodarz. - Jest to standardowe wyposażenie. Te jednak, które będą pochodzić z przydziału są znacznie słabsze, chociaż działają dłużej. Możesz się zdecydować, że wolisz taką opcję lub przyjąć ten drobny podarek - uśmiechnął się, jakby w jego umyśle nie było nawet cienia wątpliwości co do tego którą opcję elf wybierze.
Athariel przyglądał się naszyjnikowi z nieukrywanym zainteresowaniem. Oczywiście czytał o nich, ale czytać a widzieć i rozważać konsekwencje działania na własną osobę to dwie różne sprawy. Zaczynał rozumieć nie tylko głębię swojej ignorancji w sferze działania takich grup jak ta ale i to że ich metody były znacznie bardziej zaawansowane niż te o których czytał, ale z drugiej strony armia działała inaczej niż zawodowi poszukiwacze przygód. Wstał z krzesła i skłonił się po kolei wszystkim członkom drużyny.
- Zaszczytem jest przyjęcie tego podarunku. - powiedział i wziął pudełko w dłonie. Delikatnie wyjął naszyjnik i założył go na szyję. - Czy są jeszcze jacyś kandydaci do grupy oprócz mnie?
- Oczywiście, mamy kilka osób na oku - przyznał Narsh. - Zastanawiamy się nad zaproszeniem kolejnego wojownika i mistyka chociaż są to nadal kwestie nie do końca sprecyzowane. Nadal mamy trochę czasu, a nie lubimy podejmować tego typu decyzji bez dokładnego ich przemyślenia - poinformował, a króliczoucha elinka w międzyczasie zajęła z powrotem swoje miejsce.
Elf pokiwał głową i po chwili wahania powiedział.
- Nie mam waszego doświadczenia ani wiedzy o poszczególnych awanturnikach, ale na statku widziałem znajomą twarz. Gravaren jest wysokim elfem szlachetnego rodu i magiem, o ile się orientuję jego i moje moce są na porównywalnym poziomie, choć może mieć nieco więcej praktycznego doświadczenia. Nie sądzę aby zszedł ze ścieżki honoru więc może być wart dokładniejszego przyjrzenia się jego osobie. Jednak decyzję pozostawiam wam. Przepraszam panienko czy mogę spojrzeć na książki, przyznaję że brakuje mi nieco wartościowej lektury. - na koniec przemowy zwrócił się do milczącej elinki.
- Zastanowimy się nad jego kandydaturą - odrzekł Narsh. - Wolelibyśmy jednak nie powtarzać zestawu umiejętności w drużynie. Z wyjątkiem osób, które zdolne są wesprzeć nas łaską bogów. Nie jest wszak dla nikogo tajemnicą, że tej nigdy za wiele gdy staje się w szranki z przeciwnikiem.
Elinka, zagadnięta o książki skinęła jedynie głową, wyrażając przyzwolenie.
- Jest wśród nich historia Karasa i Elinu, paniczu - poinformowała go Rils, wstając i wraz z nim podchodząc do regału. - Oraz historie opowiadające o pozostałych bogach i o tytanach. To tylko część zbioru - dodała, przystając obok i placem przesuwając po grzbiecie jednej z ksiąg. Narsh wraz z drugą elinką zostali na swoich miejscach, delektując się winem w ciszy.
Czarodziej przeglądał księgi. Większość rzeczywiście koncentrowała się na bogach i ich historii. Elf uśmiechnął się lekko widząc cieniutką książkę o szlachetnych rodach Allamanthei.
- Zawiera nieco przestarzałe informacje. - mruknął w powietrze. - Zostały utworzone dwa wakaty pośród niższych rodów, aby okazać pro-Federacyjną politykę miały być przeznaczone dla jednego człowieka i jednego castanijczyka. - odłożył ją na półkę i sięgnął po nieznane mu zupełnie wydanie historii o której wspomniała Rils. Uśmiechnął się z wdzięcznością do elinki i usiadł wygodnie zaczynając lekturę. Przypomniał sobie o jeszcze jednej sprawie.
- Wiem że może to dziwnie zabrzmieć i okazywać moją niewiedzę dotyczącą życia, nazwijmy to poszukiwacza przygód, ale czy nasza grupa ma jakąś nazwę? Zauważyłem też nasza swobodna rozmowa z panienką Rils wzbudziła zainteresowanie, czy rzekłbym nawet pewien rodzaj wzburzenia. Dlaczego? - spojrzał na castanijczyka.
Narsh w odpowiedzi roześmiał się, a Rils wyraźnie zaczerwieniła.
- Zapewne właśnie dlatego - odpowiedział. - Rils znana jest przeważnie z tego, że rzadko z kim prowadzi luźne rozmowy. Zgasić czyjś płomień życia, proszę bardzo, z tym problemu nie ma ale namówić ją na spacer i pogawędkę - tu zagwizdał, po czym westchnął. - I nie, nie mamy żadnej nazwy. Nie uznaję czegoś takiego. Za każdym razem gdy widzę wojaków wypinających dumnie pierś i zwących się Potężna trójca, czy coś w tym stylu… Cóż, miecze same mi wskakują w dłonie - wyznał. Siedząca na fotelu elinka roześmiała się tylko.
Elf uśmiechnął się do Rils.
- Prawdziwym zaszczytem zatem jest dla mnie że panienka uznaje mnie za odpowiedniego towarzysza do rozmów. Im więcej się dowiaduję tym bardziej rozumiem jaki honor mi uczyniono. Jestem zawsze do panienki usług. - skłonił się lekko.
- Słysząc taką nazwę to chyba każda myśląca istota ma ochotę zrobić coś prymitywnego, nierozsądnego i bardzo niemiłego. A przy tym ostatecznego. - mag uśmiechnął się krzywo do wojownika. - Jakie mamy plany na najbliższe dni po wylądowaniu? - zapytał. Choć nie lubił przyjmowania rozkazów rozsądek nakazywał mu teraz przekazać inicjatywę w ręce towarzyszy którzy najwidoczniej spędzili już trochę czasu na planowaniu swojego udziału w tej wyprawie.
Rils zaczerwieniła się jeszcze bardziej i wyglądało na to że zapałała ogromną miłością do woluminu traktującego o roślinach leczniczych, bowiem to tą księgę zdjęła z regału i zaczęła z pasją przeglądać. Sądząc po minach pozostałych bawili się oni setnie widząc w jakiej opresji znalazła się ich towarzyszka. Nie na tyle jednak by nie odpowiedzieć na zadane pytanie.
- Przede wszystkim pasuje zapoznać się z obozem oraz naszą podopieczną - poinformował Narsh. - Jest ona nam na szczęście znana, więc przynajmniej tu nie powinno być dużych problemów. Znając jednak tą osóbkę, problemów będzie i to dużo. Jako że wylądujemy zapewne wieczorem, wypadałoby zjeść coś, a następnie się przespać. Wyruszymy w głąb wyspy dopiero kolejnego dnia. Z tego co mi wiadomo, naszym pierwszym zadaniem będzie dostarczenie księżniczki do głównej bazy lub też miasta, jak niektórzy zaczęli już to miejsce nazywać. Po tym… - wzruszył ramionami. - Jestem pewien, że coś się znajdzie dla zabicia czasu - dodał, bez wątpienia mając już w myślach wstępny plan tego czegoś.
- Sekrety tego miejsca czekają na to by je odkryć i zabezpieczyć - potwierdziła jego towarzyszka.
- Jeżeli zechcielibyście mi powiedzieć coś więcej o naszej “podopiecznej” będę wdzięczny. Jakieś konkretne plany co do eksploracji wyspy? - elf pochylił się w stronę towarzyszy szykując się do zapamiętania jak największej ilości informacji.
- W tej chwili jeszcze nią nie jest - sprostował Narsh. - Oficjalnie nie powinniśmy nawet wspominać o tym kim jest, póki nie wylądujemy.
- To księżniczka Hime z Pory Elinu, ambasadorka i jedna z patronów tej wyprawy, jak i poprzedniej - wyjaśniła króliczoucha.
- Ale równie dobrze możemy się tymi informacjami podzielić już teraz skoro do nas dołączyłeś - dokończył castanic, rzucając tylko krótkie, gniewne spojrzenie w stronę elinki.
- Istnieje ryzyko, że będzie chciała towarzyszyć nam także w poznawaniu wyspy chociaż obowiązki raczej jej w tym przeszkodzą - dodała Rils, przenosząc na siebie uwagę elfa. - Hime jest jednak dość uparta i gdy się na coś uprze to ciężko ją od tego odwieźć. Możliwe, że więcej problemów będzie z nią, niż z demonami.
Elf przysłuchiwał się im uważnie, pozornie nie zauważając różnicy zdań.
- No cóż to się okaże. Jak na razie wygląda na to że naszym zadaniem będzie przede wszystkim danie księżniczce to czego pragnie w takiej formie aby nie było to zbyt niebezpieczne. Jeżeli będziemy starali się całkowicie odciąć ją od przygód to najprawdopodobniej skończymy ścigając jakąś grupę awanturników do których się potajemnie przyłączyła po najgorszym i najbardziej niebezpiecznym obszarze wyspy. Idealnie byłoby najpierw oczyścić jakiś teren z najgorszych istot a później go “odkrywać” z księżniczką u boku. Wiem że to zabrzmi cynicznie ale może należałoby nająć jakąś grupę by się zajmowała odnajdywaniem takich miejsc i nazwijmy to “wstępnym przystosowaniem” ich do zainscenizowanych eksploracji. Oczywiście gdy księżniczka będzie zajęta obowiązkami można będzie zająć się swoimi wyprawami. - powiedział powoli, analizując problem.
~ Żal mi księżniczki, doskonale rozumiem jej pragnienie wyrwania się na wolność z więzów narzucanych przez urodzenie i status, ale jako osoba współodpowiedzialna za jej bezpieczeństwo nie mogę ryzykować jej życia i zdrowia. Udało mi się choć na chwilę zakosztować wolności tylko po to żeby pierwszym zadaniem było nie pozwolić zrobić tego innej osobie. To prawdziwa ironia. A pod hipokryzję podchodzi to że moje poczucie obowiązku powoduje że będę się starał “chronić” księżniczkę przed wolnością i swobodą z całych sił. ~ pomyślał ~Mogę co najwyżej postarać się żeby jej złota klatka była jak najobszerniejsza i jak najmniej widoczna. Może to wystarczy aby poczuła się zadowolona. Przekonamy się gdy ją zobaczę i z nią porozmawiam, o ile to będzie możliwe. ~ westchnął ciężko.
- Ze względów czysto politycznych i propagandowych byłoby przydatne żeby w osobistej ochronie księżniczki był przynajmniej jeden przedstawiciel każdej z ras Federacji. Podejrzewam że o to już zadbano, ale czasami rzeczy oczywiste uchodzą uwagi w natłoku spraw. - uśmiechnął się krzywo.
- Jesteśmy w trakcie kompletowania drużyny - przypomniał mu Narsh. - Nie musisz się zatem obawiać. O ile znajdziemy odpowiednie osoby to kwestia ta zostanie rozwiązana pozytywnie. Nie mam jednak zamiaru uciekać się do kompromisów. Chociaż nie mogę też powiedzieć, że niektóre względy osobiste nie będą tu brane pod uwagę. Wiedz jednak, że nie poświęcę dla nich dobra zadania - poinformował, ostatnim słowom nadając nieco ostrzejsze brzmienie. Ewidentnie coś było na rzeczy, chociaż nie dało się jednogłośnie stwierdzić co. Widocznie zadanie, które im powierzono, sprawiało więcej problemów niż oczekiwano i to zanim w ogóle się rozpoczęło. Nie wróżyło to dobrze na przyszłość.
- Księżniczka sama w sobie jest doświadczoną wojowniczką - zapewniła Rils. - Wątpię więc by nie odkryła tego, że próbujemy ją kontrolować za pomocą marchewki. Obawiam się także że takie postępowanie zaowocowałoby jedynie większymi problemami. Sam się o tym przekonasz paniczu, gdy już ją poznasz - zapewniła, obdarzając elfa łagodnym, przyjaznym uśmiechem.
- Cierpliwość i wiara będą dla nas równie potężnym orężem co ostrze miecza - dodała jej królicza towarzyszka. Nie dało się nie wychwycić aluzji.
- Zaprzestanę zatem snucia niewczesnych planów i poczekam aż panienki zdołają przedstawić mnie księżniczce. Wciąż zapominam że zewnętrzny wygląd, czy zachowanie elinek nie ma nic wspólnego z ich doświadczeniem. Przepraszam zatem i proszę o wybaczenie drogie panie. - powiedział poważnie i z namysłem elf.
~ Tak łatwo jest ulec złudzeniu i traktować je jak dzieci, a nie istoty stworzone z esencji bogini. Na dodatek te zwierzęce atrybuty i cienkie głosiki. Z tego co czytałem te dwie zachowują się ekstremalnie poważnie jak na swoją rasę co ma swoje dobre strony, łatwiej traktować je w odpowiedni sposób. ~ przez chwilę się zadumał. Następnie zaproponował wino obydwu elinkom, dolał go sobie do kielicha i schłodził zawartość. Wolał wino nieco zimniejsze niż ogólnie przyjęto. Potem zagłębił się w lekturze księgi zaproponowanej mu przez Rils.


Pobyt w Złotej kajucie trwał dość długo i przyniósł zarówno nową wiedzę jak i niespodziewany dodatek w postaci naszyjnika. W końcu jednak trzeba było wrócić do siebie i odpocząć. Kolejny dzień wstał równie pięknym jak poprzedni. O ile przewidywania miały się sprawdzić, nim nastąpi jego kres, dotrzeć mieli na wyspę, która celem ich podróży była. I tak też się stało. Widok Wyspy Świtu zapierał dech w piersiach chociaż budził też grozę, gdy się wiedziało co na niej czycha. Nikt jednak nie zwlekał z zejściem na ląd. Szybko też nowi rekruci zaczęli się rozchodzić by zdobyć oręż, odnaleźć przypisane im namioty czy łączyć się w grupy. Athariel grupy szukać nie musiał, namiot jednakże by mu się przydał bowiem nie wypadało by ktoś z jego rodu noc spędził pod gołym niebem. Udał się zatem tam, gdzie każdy udać się w końcu musiał, a mianowicie do kwatermistrza. Człowiek ów, w jesieni swego życia będący, przywitał elfa z szacunkiem i kurtuazją. Najwyraźniej wiedział już z kim ma do czynienia i jedyne co miał do zrobienia to wskazanie szlachetnemu elfowi jego lokum, choćby jedynie na mapie.
Odnalezienie namiotu nie było trudne, wystarczyło podążyć za wskazówkami i odnaleźć ten, który ozdobiono złotą gwiazdą. W nim zaś czekała na Athariela niespodzianka…
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline  
Stary 06-02-2020, 23:33   #20
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Strażnik, do którego podeszli, sprawiał wrażenie poddenerwowanego, całkiem jakby zrzucone mu na barki zadanie sprawiało więcej problemów niż oczekiwał.
- Paniom wstęp wzbroniony - zwrócił się do Taneli, całkiem jakby ta chciała siłą wedrzeć się do wnętrza.
- Co zapewne sprawia, że panowie mniej chętnie odwiedzają ten przybytek - zripostowała castaniczka, niewiele sobie robiąc z postawy mężczyzny.
- To jakaś dyskryminacja, że paniom nie wolno się kąpać? - Elf udał, że nie rozumie, o co chodzi strażnikowi.
- Paniom wolno się kąpać tylko tam. - Strażnik, wyraźnie ciut bardziej rozgniewany, wskazał na większy namiot. - Tu mogą się kąpać wyłącznie mężczyźni - dodał, machając ręką w stronę mniejszego z namiotów.
- Kto wymyślił coś takiego... głupiego? - spytał Gravaren. - Mamy wspólny namiot, a nie możemy się razem wykąpać? - spytał. - Komu to przeszkadzało?
- Nie ja ustalam zasady - odciął się o nich strażnik. - Ja tylko wykonuję rozkazy, a te wyraźnie mówią, że wstęp do tego namiotu mają tylko mężczyźni.
- Może ktoś się obawiał, że owi mężczyźni nie będą w stanie powstrzymać swych… oczu - zasugerowała castaniczka, sprawiając przy okazji, że wzrok strażnika spoczął na jej dość wyraźnie się rysujących pod zbroją piersiach.
- Zasady można... nagiąć - zasugerował Gravaren. - Mógłbyś, na przykład, nie zauważyć, jak wchodzimy do środka. Przegapienie tego, że Tanelia nie jest mężczyzną... - przeniósł wzrok ze strażnika na dziewczynę i pokręcił głową - raczej byłoby trudne. - Ponownie spojrzał na strażnika. - To co? Da się jakoś to załatwić? Może jest tu tylne wejście?
- Nie, nie ma - odpowiedział strażnik, chociaż już nie tak kategorycznym głosem. - Nie ma szans na to żeby kobieta weszła do męskiej łaźni, podobnie jak mężczyźni nie wchodzą do kobiecej - wyjaśnił, prostując się nieco by wspomóc swoją pozycję.
- A co szkodzi, żeby na parę chwil zrobić łaźnię koedukacyjną? - Gravaren spojrzał na strażnika. - Wtedy kobiety nie wejdą do łaźnie męskiej, bo takiej nie będzie. I z pewnością nie byłoby to łamanie zasad. - Przeniósł wzrok na castiankę, szukając u niej wsparcia.
- Tak, tak, dokładnie - przyszła mu z pomocą, uwieszając się jego ramienia ale i spoglądając na strażnika z nowym zainteresowaniem. - Ostatnio takie właśnie łaźnie stały się niezwykle modne w Castanice. Doprawdy wręcz nie idzie się do nich dopchać - poinformowała, zalotnie przesuwając dłonią po swym ciele by w końcu ułożyć ją na biodrze.
- N.... Nie… - zająkał się strażnik, wyraźnie mając przy tym problemy nie tylko z mową ale i oderwaniem wzroku od figury towarzyszącej elfowi kobiety.
- Też o tym słyszałem - dodał Gravaren, chociaż był przekonany, że strażnik zwraca na jego słowa mniej uwagi, niż na kobiece atrybuty Tanelii. - Podobno są strasznie popularne. Castanica wprost oszalała na ich punkcie. No, sam pomyśl...
Pozwolił zadziałać wyobraźni strażnika.
- Ja… To nie ode mnie zależy - zaczął się nieco chwiać w swojej postawie, do czego bez dwóch zdań przyczyniała się towarzyszka Gravarena. - Dlaczego to nie zapytacie kobiet patrolujących damską część? - zapytał w końcu tonem, którego zapewne użyłby tonący chwytając się brzytwy.
- Nie od ciebie? Wszak tylko i wyłącznie ty decydujesz o tym, kto wejdzie do środka, prawda? - Elf dyplomatycznie milczeniem pominął ostatnie pytanie strażnika. - Sądząc po wielkości, to miejsce nie cieszy się zbytnim powodzeniem, prawda? Może byś je na kilka chwil zamknął? I wiesz... Potem mógłbyś sam skorzystać z takiej... koedukacyjnej łaźni.
- Ja… Ja naprawdę uważam, że powinniście je zapytać - ruchem głowy wskazał na strażniczki, które przyglądały się im z wyraźnym zainteresowaniem. - Ooo... one mogą się zgodzić - wydukał.
- Kiedy my byśmy jednak woleli ten - Tanelia sprawiałą wrażenie wielce zawiedzionej takim obrotem sprawy. Całkiem jakby ktoś jej pomachał przed nosem ciastkiem, a następnie sam je zjadł.
Gravaren też był nieco rozczarowany.
- Ale dlaczego one? Będą złe, jeśli nas tu wpuścisz? - Efl spróbował odgadnąć motywy, jakie kierują strażnikiem. - Przecież nie muszą wiedzieć... Nikt nie musi wiedzieć... A my będziemy wdzięczni. - Usiłował przekonać mężczyznę.
- Nie, nie, nie. - Mężczyzna najwyraźniej uwiesił się tego pomysłu niczym ostatniej deski ratunku. - One na pewno się zgodzą - zapewnił, widocznie dostrzegając szansę dla siebie.
- Czyli mamy iść do nich i powiedzieć, że to ty nas przysyłasz... - Gravaren pokiwał głową.
- Nie, nie, nie - zaprzeczył ponownie, tym razem znacznie gwałtowniej. - Po prostu idźcie i im przedstawcie swój pomysł - zaproponował, po czym najwyraźniej pochwycił kolejną z owych desek ratunkowych. - O, czy to nie jedna z was? Tak, właśnie tak, ona już rozmawia więc możecie skorzystać i zapytać - niemal zaczął ich popychać we wskazanym kierunku gdzie Rybka właśnie zaczynała rozmowę ze strażniczką.
Gravaren spojrzał w tamtą stronę, po czym ponownie spojrzał na strażnika i pokręcił głową.
- Ona? Ona nie do końca popiera ten pomysł... - powiedział ze smutkiem.
- To już chyba nie mój problem, nie? - Strażnik ewidentnie nie chciał tego brać na siebie i był w swym postanowieniu wytrwały.
- W sumie nie ale może dałoby się coś zrobić by ów problem stał się twój, co ty na to? - Tanelia tym razem zamiast skorzystać z walorów swojego ciała, sięgnęła do sakiewki.
- Hej, ja nie z… - Zapewne chciał powiedzieć, że nie z tych ale coś mu chyba język zjadło bo zamilkł.
- Staniesz przed wejściem i powiesz, że chwilowo nieczynne. - Elf powtórzył gest castaniczki.
- To… To może być trudne - trzeba mu było przyznać, że przynajmniej próbował się opierać i trzymać swojego postanowienia. - Może… Może później… - Mury obronne, którymi się otoczył zaczęły pękać, kruszyć się i zapowiadało się na to, że wkrótce runą.
- Później, czyli kiedy? - Sakiewka Gravarena zabrzęczała kusząco. - No ale po co odkładać coś na później... - dodał, przekonany, że później może się zamienić w nigdy.
- Teraz… Teraz za dużo tu chętnych - poinformował, zerkając bardziej w kierunku strażniczek, niż klientów łaźni. - Później - powtórzył już nieco pewniejszym głosem.
- A kiedy się robi pusto? Tak, że można bez problemów wejść? Po zmroku? - spytał elf, który doszedł do wniosku, że większy problem stanowią strażniczki z 'konkurencyjnej' łaźni, niż przepisy czy inni klienci.
- Przyjdźcie jak zrobi się cicho - poradził. - Jak się ludzie kładą spać. Wtedy będzie spokojnie, a ja przypilnuję żeby się tu nikt nie kręcił. Tylko będziecie się musieli odpowiednio zachowywać. Krzyki i takie tam nie wchodzą w grę - ostrzegł, spoglądając przy tych słowach na Tanelię.
- Oj, jestem pewna że będę w stanie się kontrolować - zapewniła. - W razie czego zawsze mogę włożyć coś do ust… - dodała nader sugestywnie.
Gravaren zagryzł wargi, chcąc zachować powagę, a odczuciami zamierzał się podzielić później, gdy strażnik już ich nie będzie słyszeć.
- Usta zawsze znajdą jakieś zajęcie - zapewnił.
- Właśnie - Tanelia wyglądała na niezwykle zadowoloną z tego, że elf pojął o co jej chodziło. O ile faktycznie pojął… Strażnik natomiast sprawiał wrażenie speszonego i… Cóż, najwyraźniej także na chętnego by takowe zajęcie castaniczce dostarczyć.
- Zatem mamy zgodę? Późnym wieczorem namiot jest nasz. Wtedy także otrzymasz zapłatę - poinformowała mężczyznę Tanelia, uśmiechając się przy tym uśmiechem, który obiecywał góry.
- Tak, tak… - odpowiedział, po czym nagle pokręcił głową. - Jak to dopiero wieczorem?
- My dostaniemy dostęp do namiotu, a ty - zapłatę. - Elf nie rozumiał, co w tym jest dziwnego.
- Ale… - jęknął, najwyraźniej oczekując zapłaty z góry. Możliwe że miał już zaplanowane co też z ową zapłatą zrobi. - A dobra to, niech stracę - machnął w końcu ręką.
- Wspaniale! - Tanelia klasnęła w dłonie z radości.
- Wspaniale - powtórzył po niej Gravaren. - Nie stracisz - zapewnił strażnika.
- Tak, tak - machnął ręką w odpowiedzi, po czym się oddalił, najwyraźniej mając już dość ich towarzystwa. No, przynajmniej towarzystwa elfa.
- Jesteś wspaniała. - Gravaren wykonał dworski ukłon, po czym uśmiechnął się do Tanelii. - Ucałowałbym cię na oczach tłumów, ale pewnie wywołałbym powszechne zgorszenie.
- Zapewne - zgodziła się i… wspięła na palcach by zrobić dokładnie to czego zrobienia obawiał się elf, który wbrew wszelkim dobrym obyczajom objął ją i odpowiedział na pocałunek, nie przejmując się licznymi (zapewne) widzami.
Kilka osób zapewne zwróciło na nich uwagę, usłyszeli gwizd czy dwa, to jednak najwyraźniej castaniczce nie przeszkadzało. Przerwała pocałunek dopiero gdy zabrakło jej tchu.
- Całkiem niezłe przypieczętowanie umowy - stwierdziła z psotnym wyrazem twarzy. - Z przyjemnością to powtórzę bez wielkiej okazji - odparł. Jego wzrok na moment przeniósł się z twarzy castaniczki na jej biust, ale zaraz wrócił z powrotem.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172